LESŁAW EUSTACHIEWICZ
Artyzm Mojego świata Jana Kasprowicza
Twórczość poetycka Kasprowicza, oceniana w drugiej fazie okresu Młodej Polski bardzo wysoko, apoteozowana przez Przybyszewskiego, była w latach międzywojennych przedmiotem wielu krytycznych rozważań, zdążających kon
sekwentnie do stabilizacji dodatnich sądów (Kołaczkowski, Konrad Górski i inni). Podziemne wstrząsy wielkich rozczarowań wciąż jednak poruszają fundamentami przyjętego układu wartości. Pozycja Kasprowicza uległa w świa
domości współczesnego nam czytelnika istotnej dewaluacji percepcyjno-emocjo- nalnej. Jej gest patetyczny wydaje się gestem bez pokrycia filozoficznego.
Jej radykalizm — zrodzony z bezpośrednich doświadczeń osobistych i spo
łecznych — uznano za anemiczny. W liryzmie dopatrzono się cech infantyl
nych, śmiałość groteski zlekceważono. Skojarzeniom wysuwanym niegdyś przez Przybyszewskiego (Mickiewicz, Kochanowski) przeciwstawiono mniej efek
towne paralele (Bohdan Zaleski, Syrokomla, w najlepszym razie — Lenarto
wicz). W ironicznym lustrze metafory obraz chropawego głazu ustąpił miejsca obrazowi drobnych nadrzecznych kamyków, a może nawet bezkostnej garści piasku. Strumień słów niedbałych i niekoniecznych — oto, czym w wyobraźni współczesnej jest poezja Kasprowicza. Czy słusznie?
Pytanie powyższe ma oczywiście charakter retoryczny. Odpowiedź nato
miast nie może być aprioryczna. Jakakolwiek próba rewizji przyjętego kanonu sądów wartościujących musi oprzeć się o lekturę tekstów, ich opis i analizę.
Pragnę przeprowadzić refleksyjny stenogram takiej zdyscyplinowanej, dalekiej od spontaniczności, lektury na przykładzie ostatniego zbiorku poezji Kaspro
wicza.
Mój świat
wkroczył do literatury w sytuacji szczególnego uprzywilejowania jako dzieło powszechnie cenionego i uznanego poety, który ze względu zresztą raczej na chorobę niż na wiek stał już bezspornie „po tamtej stronie'1, przestał być budzącym koteryjne zawiści rywalem w walce o powodzenie. Ale nie tylko owa praktyczna neutralność zapewniła „pieśniom na gęśliczkach i malowankom na szkle11 pozytywny rezonans. W jakiś znamienny sposób ten właśnie nurt lirycznego wzruszenia leżał w sferze pojęć i upodobań epoki.
Poezja lat 1919— 1926 dążyła do odnowy kontaktu z potocznym widzeniem świata (grupa Skamandra), do pry mity wizującej stylizacji
(Powsinogi beskidz
kie
Zegadłowicza i poezja grupy Czartaka), do zrównoważenia muzycznej retoryki neoromantyzmu bardziej plastycznym ukształtowaniem lirycznego tworzywa. Liryka Młodej Polski — Tetmajer, Staff z okresu
Snów o potędze,
Kasprowicz z lat
Hymnów
iBallady o słoneczniku
— pozostała na ogół wierna estetycznej propozycji Verlaine‘a z jej kultem muzycznej imitacji, nastrojowego efektu niedopowiedzeń. To była liryka zamazanego pejzażu, wsłu
chana w drganie melodii emocjonalnej i werbalnej. Neoklasycyzm Staffa (z
Gałęzi kwitnącej
lubUśmiechów godzin)
rozwijał się już pod innym znakiem; linia, rysunek tła objęły tu rolę dominującą. Ewolucja stylu Kasprowicza pozostawała w pewnym związku z ewolucją stylu Staffa; jedynie Tet
majer trwał w kręgu osiągniętych już form, przynajmniej jako liryk, bo jako narrator szedł w zbliżonym kierunku. Nad wzorem Verlaine‘a górować zaczął przykład Rimbauda zarówno poprzez ostrą, symboliczną wizję barw, jak i po
przez precyzyjną obserwację.
Afirmujące w stosunku do
Mojego świata
stanowisko polonistów okresu międzywojennego odnajdziemy np. w rozprawie Konrada GórskiegoTatry i Podhale w twórczości Jana Kasprowicza
h w uwagach Kazimierza Czachowskiego 1 2, w wielu doraźnych recenzjach i omówieniach. W jakiej mierze kry
tyczny consensus omnium znalazł potwierdzenie w recepcji czytelniczej, to trzeba by ustalić osobno drogą żmudnych dociekań. Chyba jednak bliskie prawdy będzie przypuszczenie, że oba procesy szły łożyskami równoległymi.
Zasadniczy zwrot nastąpił dopiero w latach czterdziestych. Esej Mieczy
sława Jastruna w r. 1947 dokonał dyskwalifikującej rangę poetycką Kaspro
wicza oceny jego stylu, określił interesujące nas bliżej teksty jako „udające prostotę franciszkańską rozgadane i rozbełtane wiersze” . Jan Józef Lipski w przedmowie do
Dzieł wybranych
(Kraków 1958) poparł to stanowisko.Z tkanki rozumowania krytycznego warto tu wyodrębnić pewien fragment:
Wiemy, że tzw. „argumenty” w sporze o wartości nie są tym samym, co ar
gumenty w sporach rozstrzygalnych empirycznie lub dedukcyjnie; polegają one ra
czej na intelektualnym, zracjonalizowanym, czasem też na tylko emocjonalnym apelu do już posiadanego przez dyskutanta systemu ocen. I tu Jastrun ma naj
większą z racji, którymi rozporządza krytyk literacki: reprezentuje on te same gusty literackie, upodobania intelektualne i kulturowe itd. co większość młodszych od niego czytelników. Tu historycyzm, tak zwykle zawodny i niebezpieczny, roz
strzyga bezapelacyjnie. Jastrun będzie miał rację przynajmniej do czasu, a ten niekoniecznie musi przyznać z kolei rację jego antagonistom: historia bywa sza
lenie pomysłowa 3.
Zasadnicze w cytowanym urywku jest przesunięcie punktu ciężkości z pro
blematyki obiektywnych (historycznie trwałych) wartości dzieła na subiek
tywne, przy czym jednak subiektywizm indywidualnych upodobań zostaje zastąpiony przez subiektywizm gustów epoki. Przyznać trzeba, że owa hipo
tetyczna solidarność między wrażliwością estetyczną poety-krytyka (Jastrun) a wrażliwością estetyczną młodego pokolenia jest sugestywnym założeniem i zręcznym chwytem dyskusyjnym. Ma przekonującą siłę sofizmatu o krokodylu i Egipcjance. Jeśli Egipcjanka skłamała, krokodyl musi zjeść dziecko, a jeśli powiedziała prawdę, krokodyl również je pożre. Czy owa jednolitość i jedno
znaczność młodzieży artystycznej nie jest jednak po prostu mitem? Pozostaw
my na razie to pytanie bez odpowiedzi, przyjmując zresztą dyskusję na propo
nowanej płaszczyźnie, tj. w całkowitej izolacji od tego, co było i co będzie (względnie: być może), a jedynie w powiązaniu z tym, co jest.
1 Zakopane 1926 (Wyd. Muzeum Tatrzańskiego, nr 2.).
2 Obraz współczesnej literatury polskiej. T. I, s. 205— 206.
3 Jan Józef Lipski, Przedmowa [w:] Jan Kasprowicz, Dzieła wybrane, Kraków 1958, s. X C V I— X CVII.
Fakty, które kształtują nowych odbiorców danego dzieła literackiego, to:
1) dostępność jego tekstu, 2) wytworzona przez opinię krytyczną siatka sądów wartościujących. Moment pierwszy jest dyskusyjnie bezsporny. Trudno prze
prowadzać sensowną dyskusję o nieobecnych (np. o
Dzbanku malin
Maryli Wolskiej), można o nich tylko informować. Moment drugi posiada jednak nie mniejsze znaczenie. Wbrew dość powszechnie przyjętym komunałom, młodość nie ucieka przed autorytetem, lecz go poszukuje. Inna rzecz, że autorytet musi wytrzymać bombardowanie sceptycyzmu i drwiny. Rzecz w tym, żeby wytrzymał, żeby okazał swą odporność. W przeciwnym razie nieuchronna jest zmiana warty w krainie mitologii estetycznej, następuje zmierzch fetyszów.
Tekst
Mojego świata
jest w zasadzie powszechnie dostępny. Mimo to stąpień jego popularności, prawo do samoobrony artystycznej jest do pewnego stopnia kwestią przypadku. Czy bowiem wyjątki z
Mojego świata
w drugim tomieDziel wybranych
pod redakcją J. J . Lipskiego spełniają rolę obiektywnego pośrednika, o tym można by sine ira et studio porozmawiać. J. J . Lip
ski jest konsekwentny. Dając wybór, wyróżnia te zbiorki, które jego zdaniem są dziś bardziej żywe, ale uwzględnia zarazem i wymagania historycznej sy
stematyki. Przyjmuje zatem szlachetny i rozsądny kompromis między zało
żeniami antologii, które gromadzą „wiersze, które lubimy", a założeniami bez
namiętnej, pedantycznej selekcji, która niczego nie krzywdzi i niczego nie kocha. Jak na tle takich założeń wypadł
Mój świat
?Podczas gdy
Księgę ubogich
otrzymaliśmy w całości według wydania z r. 1916,Mój świat
ogranicza się do 33 wierszy z 52 utworów, składających się na pierwsze wydanie. Różnica decyzji edytorskiej jest dość znamienna.Zacznijmy zatem interpretację artyzmu
Mojego świata
od tego, czego nie ma w najlepszym, popularnym wyborze poezji Kasprowicza. Może w labiryncie przypadkowych pominięć znajdziemy jakąś nitkę logiki, która okaże się zarazem nicią kontrowersji estetycznych. Pominięte w wyborze Lipskiego zostały następujące wiersze:
Na Kondrackiej hali, Na chrzcinach, Spowiedź, Pięta- siówna z Bialki, Anioł,
5 wierszy Zlegend o Janosiku
(z których w edycji Wydawnictwa Literackiego pozostały tylkoNarodziny i młodość Janosika), Ognie pastuszków, Śniegi się palą, Pod lasem, Anarchista, Kalwaryjskie dzia
dy, Spór o złodziei, Chusta św. Weroniki, W sobotę rezurekcyjną, Fujawica, Dzikie gęsi, Nasturcje, Wrony, Cud w Kanie Galilejskiej
iZakrystianin Polica.
Niewątpliwie kompozycja
Mojego świata
jest luźna. Niektóre tylko wiersze mają istotne znaczenie kompozycyjne. Tak więcModlitwa wędrownego graj
ka
bezspornie otwiera, aPieśń dziadowska o świętym Łazarzu
kończy tomik Wewnątrz tych ram rozróżnić można kilka grup ściślej przylegających do siebie, ale można doskonale wyobrazić sobie przestawienia poszczególnych tekstów, jakieś odmienne ich rozłożenie na szachownicy kontrastów i proporcji. A zatem działa tu zasada „ogrodu nieplewionego", a nie zasada cyklu
Nad głębiami.
Atak na selekcję wierszy nie będzie wskutek tego atakiem na metodę selekcji; przy przyjęciu ogólnych założeń deprecjonującychMój świat
dokonano jego amputacji w sposób umiejętny. Dlatego wyniki wyboru tak pobudzają do refleksji. W imię więc jakich kryteriów wartościowania wnieść można veto, nie wiedząc zresztą, czy to veto jest samotnym protestem, poza którym jest tylko mrok i milczenie, czy też wyrazem nowych możliwości interpretacyjnych, dalszym dowodem na twierdzenie, że „historia bywa szalenie pomysłowa".
Przykład pierwszy.
Nasturcje.
Analiza stylistyczna wiersza łatwo mogłaby wskazać jego chropowatości (np. w zwrotce trzeciej archaizująca forma „wszytka", pozostawiona tylko dla rymu, bez innego uzasadnienia — lub niedopra
cowana rytmicznie zwrotka dziesiąta). Czy to są szorstkości stylu zamierzone
i świadome; raczej nie, to rezultat owej gawędziarskiej spontaniczności, której ślady tak liczne spotykamy w całym zbiorku. Coś innego ma tu znaczenie;
nie ma w wierszu słów koniecznych, jest natomiast niezłomna konieczność obrazów i wniosków refleksyjnych.
Mój świat
jest wielką pochwałą jesieni, pochwałą afirmacji gaśnięcia i przemijania. W subtelnym aliażu naturalistycz- nej obserwacji z prostą symboliką kryje się odmienna koncepcja niż w całej poprzedniej twórczości poety. Poezja Kasprowicza była albo realistycznym pamiętnikiem (od pierwszego tomu z r. 1889 aż doKrzaku dzikiej róży
włącznie) albo ekspresjonistyczną deformacją rzeczywistości (zwłaszcza w
Hym
nach).
Między natrętnym światem, którego korzeni poeta nie odkrył (naturalizm i impresjonizm wczesnej liryki), a światem wizji wyrwanych z wszel
kiego możliwego gruntu, nie było mostu. Budową takiej sztucznej przełęczy stała się
Księga ubogich.
Je j liryczny egocentryzm ulegał pewnemu przesileniu w później powstałych wierszach zbiorku. Dopiero jednak
Mój świat
uzyskał i wykorzystał poetycko przewagę refleksji i narracji nad innymi ele
mentami kształtowania świata.
Nasturcje
są nie dającym się zastąpić przykładem owej harmonijnej maestrii, ku której poeta zmierzał jako ku osta
tecznemu celowi estetycznemu.
Kwiaty nasturcji, gęste, Nieugaszone rany,
Krwawym wieńcem opasują Nasz domek drewniany.
Liryka nowoczesna coraz bardziej rządzi się prawami dramatu. Prawa te nakazują nie tyle informować w ekspozycji, ile raczej przełamywać opór aper- cepcyjny. W wierszu może tego dokonać przede wszystkim duża kondensacja obrazu. Znak równania między barwą kwiatów a krwią, epitety, które towa
rzyszą porównaniu kwiaty — rany (gęste, nieugaszone), obrazowa symbioza idylli i koszmaru, wszystko to wiąże się w zwartą grupę przesłanek emocjo
nalnych, potrzebnych poecie do dwóch kulminacji refleksyjnych; pierwsza:
Dola kwiatów, ludzi, ptaków Ze sobą jest sprzągnięta
jest stylistycznie uproszczona, zredukowana do granicy świadomej naiwności (przecież i tu rządzi prawo „malowanek na szkle"), ale rozkruszona na czyn
niki pierwsze oznacza wniosek bardzo chyba bliski monumentalnemu obrazowi:
„Alles Vergangliche ist nur ein Gleichnis". Druga przybiera maskę inwokacji, a jest finałem:
Palcie się, kwiaty wrzące!
Chłońcie własne ognie!
Bez troski o to, co was jutro Zwarzy, skruszy, pognie.
Jeśli jesteśmy tu poza burtą formalnej doskonałości, to dlatego, że forma stała się już dzbanem rozbitym, a nie dlatego, jakoby garncarz nie podpatrzył se
kretów ceramicznych.
Przykład drugi.
Anarchista.
Niewątpliwie styl poety uległ tu sprozaizo- waniu, a myśl pokusie przerzucenia odpowiedzialności filozoficznej poza sprawdzalny świat ludzkiego doświadczenia, w sferę metafizycznej ingerencji i me
tafizycznego rozstrzygania wątpliwości na zasadzie deus ex machina. To, co wydaje mi się jednak bardzo bliskie melancholijnemu i gorzkiemu doświad
czeniu pokolenia egzystencjalistów, to portret człowieka, który nie potrafi widzieć niczego poza cierpieniem i zbrodnią, oślepł na pewien rodzaj podniet i wrażeń, a zachował zdolność absorbowania z otoczenia wyłącznie smug czar
nych. W
Anarchiście
mamy wystylizowaną na prymityw antycypację „końca naszego świata", sprowadzoną do rozmiarów miniatury poetyckiej filozofięMiłosierdzia
Rostworowskiego. To nie jest zbyt mały rezultat.Przykład trzeci.
Spór o złodziei.
Jak pamiętamy, w wierszu Kasprowicza kłócą się św. Franciszek z Asyżu i św. Antoni z Padwy o aktywne walory charakteru swoich podopiecznych złodziejaszków. Pupil św. Antoniego ma bogate curriculum vitae, ale pupil św. Franciszka ma większe ambicje: chce ukraść słońce.
Warto potrudzić się po to, Bo wszystko inne to blichtr jest.
Tombak, rzeszowskie złoto.
Jesteśmy tu — i nie tylko w tym wierszu — w czystym żywiole groteski.
Ogromna liryczna kariera groteski (Tuwim, Gałczyński — aż po Harasymo
wicza) to wynik kompromitacji sentymentalizmu i sentymentalizującego na
stroju. Każdy romantyzm i każdy barok zaczyna od deklaracji sentymentalnej, a kończy na konceptyzmie. W ten sposób zbliża się do przeciwległej postawy artystycznej — do racjonalistycznego ujmowania świata. W twórczości Kas
prowicza
Mój świat
jest penetracją na pogranicze intelektualizmu — jedyną poza zgodnie uznanym za bardzo nowoczesny tomem prozy poetyckiej Obo
haterskim koniu i wałącym się domu. Mój świat
stał się przezwyciężeniem lirycznego ekshibicjonizmu dzięki zamierzonej stylizacji. Wypada się zresztą zgodzić z oponentami, że sukces odniosła stylizacyjna technika poety raczej na polu wątków i ich podtekstów niż w sferze kształtu słownego, w której nic niemal nie jest wyszlifowane. Barbarzyński diament na palcu mędrca jest czymś więcej jednak niż pierścionek z brylantem pani Dulskiej.Przykład czwarty.
Spowiedź.
Tym razem zrozumiały byłby odruch lekceważenia. To przecież słabszy wariant Tetmajerowskiej spowiedzi Józka Sma- sia. Równocześnie mamy tu kontynuację tradycji staropolskiej fraszki. Rej, komedia rybałtowska, Wacław Potocki — oto antenaci tego rubasznego ko
mizmu. Spróbujmy przeczytać tę anegdotę bezpośrednio np. po hymnie
Sa
lome.
Sądzę, że mało dałoby się zaproponować tak szokujących zestawień lekturalnych. W tym zderzeniu ujawnia się siła poetyckiej indywidualności.Przypuśćmy, że styl
Salome
był tylko maską, a zasadnicza, realistyczna i humanistyczna droga ewolucji szła od wspomnień z chałupy, z chłopskiego zagonu i z więzienia do uroczej gry Guliwera wśród liliputów, do rozkosznej zabawy Marchołta grubego i sprośnego, piszącego bynajmniej nie na tematy proponowane przezPieśń nad pieśniami,
lecz na inne, dyktowane rabele- zjańską jurnością. Z wesołych przypowiastek i żartów, z grubego śmiechu wyłania się dziwny portret. Po zrzuceniu maski
Hymnów
staje przed nami rozkochany w pieśni skowronków, w szumie strumieni, w wiosennej tęsknocie i w gnoju sam Colas Breugnon. BezMojego świata
nie ujrzelibyśmy go.Przykład piąty.
Ognie pastuszków.
I znów w „czerepie rubasznym” pozornej gadatliwości kryje się liryczna „dusza anielska” — wieloznaczny, wie
lopłaszczyznowy symbol i sugestywny malarsko obraz. Personifikacja jesieni jako głodnej staruszki, szukającej ostatnich kłosów i ostatnich jagód, mogłaby się również znaleźć w liryce pierwszej fazy Kasprowicza. Wtedy jednak inaczej ukształtowałaby się i co innego znaczyła. W poezji „chłopskiego zagonu"
punktem wyjścia był konkret, a punktem dojścia symbol; w
Moim świecie
nastąpiło przewartościowanie metody poetyckiej. Punktem wyjścia jest symbol
109
(ewentualnie alegoria), punktem dojścia realistyczna sytuacja. Poeta idzie więc od przenośni do obserwacji, a nie jak niegdyś od obserwacji do przenośni.
Staruszka Jesień, rzucająca „grule“ w ognisko pastuszków, zeszła z Olimpu metafor na podwórko rodzajowego malarstwa i doskonale się na nim czuje.
Bardzo prawdziwy i bardzo współczesny jest moralistyczny wydźwięk wiersza, owa solidarność głodnych, wspólny front najbiedniejszych w stosunku do chłodnego świata siły i bogactwa, leżącego poza ogniem pastuszym.
Przykład szósty.
Śniegi się palą.
Gdyby w tym wierszu odczytać tylko liryczną transpozycję malarstwa impresjonistycznego, byłoby to już dość ciekawe. Jest tu chyba jednak więcej, jest bardzo oszczędnymi słowami i obra
zami ukazana afirmacja chwili jako ekwiwalentu trwałości, afirmacja szczegółu jako ekwiwalentu bogatego w postaci, w ruch i w rytm fresku. Jeżeli jest to rezultat jakiejś samoobronnej filozofii starości, minimalistyczny program re
zygnacji, to w każdym razie możliwy krąg asocjacyjny sięgałby aż do Seneki.
Zaczajona sentymentalność i tym razem — jak zawsze w
Moim śmiecie
— znajduje swój maksymalnie prosty wyraz:Mroczno było, chmurnie, Że jeno się wieszać, Dość jest belek, a nikogo Coby mógł pocieszać.
Aż tu nagle widzę, Jakaś łuna wielka,
Zapomniałem w swym zdumieniu, Że jest sznur i belka.
Zapewne, nie jest to ani lapidarność Norwida, ani obrazowa magia sur- realistów. Ale nie jest to chyba zbyt odległe od mądrego spokoju liryk lozań
skich — z tą różnicą, że tamte pisał starzejący się Prometeusz, a poronińskie ballady, elegie, portrety i fraszki wyszły spod pióra Marchołta. Biedny Mar
chołt; wciąż mu wypominają, że nie jest królem Salomonem.
Tych sześć przykładów ma wspólny cel — próbują uzasadnić tezę, że po
minięcie danych wierszy jest istotnym i nieuzasadnionym zubożeniem
Mojego świata.
Jako przykłady mogłyby zresztą służyć inne pominięte w edycji Wydawnictwa Literackiego utwory (np.Chusta św. Weroniki
czyFujawica
).Księga ubogich
ma nie mniej luźną budowę niżMój świat,
jest poza tym bardziej jednostajna, a jednak podchodzi się do niej z większym respektem.Spróbujmy teraz w inny sposób gromadzić argumenty apologetyczne. Osta
tecznie sprawa decyzji edytorskiej jest wprawdzie w zespole innych faktów znamienna, ale nie stanowi jakiejś bezwzględnej tamy między czytelnikiem a poetą. A zatem — gdzie i jak toczy się gra?
Istotą liryki jest odwaga przyznania się do tego, że się jest sobą. Epik może ukryć się poza obiektywny walor wydarzeń, dramaturg poza formalną konstrukcję fabuły. Jeśli w epice opowiada się lub opisuje, w dramacie przed
stawia, to w liryce po prostu mówi się o sobie. Nie wyklucza to masek lub konwencji, ale ogranicza ich funkcję. Maska liryczna nigdy nie przylega zu
pełnie ściśle. Stąd częstotliwość lirycznych osiągnięć zmniejsza się w miarę rozwoju twórczości; artyści przechodzą do narracji lub teatru.
Do zakresu badań psychologii — a nie estetyki lub historii literatury — należą liryczne iuvenilia wieku dojrzewania. Ich nieważkość nie polega za
zwyczaj na brakach techniki. Nawet technika trubadurów prowansalskich nie wystarczyłaby, by zainteresować czytelników anemiczną indywidualnością
i banalnymi faktami. Fakty, które są zazwyczaj przedmiotem lirycznego oglądu, powtarzają się z monstrualną monotonią. Poeta kocha, całuje, żeni się, zo
staje ojcem, zdradza erotyczną partnerkę lub zostaje zdradzony, wyraża swe uczucia patriotyczne lub religijne. „To tylko tyle?“ — chciałoby się powiedzieć, okradając z literackiej pozy Stendhala zdziwionego tym, że pierwsze wrażenia wojenne okazały się słabsze niż wyobraźnia. Sprawa wyobraźni lirycznej — w tym leży klucz do szyfru banalności i szyfru ekspresji. Bo oto tłumacząc powyżej zestawiony ciąg komunałów tematycznych na język historii literatury, możemy dla ich zilustrowania powołać się na pieśni Horacego, treny Kocha
nowskiego, fraszki Andrzeja Morsztyna,
Roksolanki.
Można więc przezwyciężyć opór banalności, odnieść zwycięstwo nad schematem życia i dopiero takie liryczne zwycięstwo liczy się naprawdę. Co rozstrzyga o powodzeniu w walce z powtarzalnością sytuacji i powtarzalnością słów, powtarzalnością emocjonalnego reagowania i powtarzalnością intelektualnych wniosków? Sło
wo, dźwięk, obraz? Zależnie od okoliczności, jedno lub drugie, lub wszystko razem, nowa proporcja tradycyjnych elementów.
Poza strefą dźwięku (rytm, rym, efekty onomatopeiczne) słowo i obraz wiążą się zazwyczaj w zespoły pojęciowo-wyobrażeniowe. Ich perseweracja w tekście budzi zawsze uwagę. To, co powtarza się, jest lękiem lub pragnie
niem. Między niezaspokojonym pragnieniem a nieuzasadnionym lękiem prze
biega życie liryczne, inaczej to określając: między wizyjną ekstazą czy euforią a wizyjnym koszmarem. Dotarcie do obsesyjnych kompleksów lagniczno- -fobijnych może być dotarciem do istotnej, intencjonalnej decyzji lirycznej, przy czym warto pamiętać, że lęk bywa zamaskowaną formą pragnienia. Po
zostaje sprawa lirycznej łupiny i krytyczny sąd wartościujący, czy poeta wy
brał adekwatną formę.
Tych kilka niebezpiecznych uogólnień stanowi przejście do próby opiso
wego nakreślenia lirycznego pejzażu
Mojego świata,
algebry bodźców dodatnich i bodźców ujemnych, przy czym przede wszystkim te ostatnie — bodźce lękowe — byłyby niewiadomą, którą liryczne równanie ma rozwiązać.
Każdy niemal tradycyjny opis obrazowości kasprowiczowskiej wskazuje na obraz głazu spadającego w przepaść jako na ulubiony, obsesyjny motyw poety. Obok tego — czy innego — obrazu, który ukształtował się na podłożu skojarzeń związanych z górami, liryka Kasprowicza najchętniej posługiwała się polnymi ziołami i kwiatami jako tworzywem obrazów i symbolów. Malo
widło metaforyczne
Mojego świata
częściowo dalej rozwija wskazane tendencje wyobrażeniowe, częściowo od nich odbiega.
Sprawa pierwsza, przy której warto się zatrzymać, to personifikacje samego poety. Autoportret liryczny mówi przede wszystkim o sferze pragnień, a nie o obiektywnym stanie rzeczy. Gdy Byron w
Dametasie
rysował demoniczną wizję strąconego anioła, dziecka cynicznego i zuchwałego, błędem metodycznym byłoby rozdarcie szat z powodu zepsucia poety. Liryka nie dostarcza materiałów administracyjnej lub karnej kartotece personalnej. Jej prawda jest prawdą nostalgii.
Autoportrety liryczne
Mojego świata
to: wędrowny grajek, dziad-żebrak spod kościoła i bliżej nieokreślony w swej społecznej pozycji chory człowiek.Tylko dwa pierwsze mają walor przenośny, pod który można podstawić wspól
ny mianownik. Mamy tu ostatnie wcielenie „Makabundy“ (termin z listów narzeczeńskich Kasprowicza) — a więc włóczęgi (vagabonde). Wędrowny grajek-żebrak, a więc rybałt, wagant, sowizdrzał, Marchołt, zagubiony w ta
jemnicy swego nieznanego końca Franęois Villon, stary Cygan, wykolejeniec, stojący poza dobrem i złem, ale bez dialektycznych ambicji nietzscheańskiego Zaratustry: taki jest kształt ostatecznego marzenia. Jeśli współczesna krytyka
rozpatruje Kasprowicza jako fenomenalny dokument dla socjologii literatury, widząc w jego poetyckim urabianiu się i dojrzewaniu syntezę drogi chłopskiego dziecka do ustalonego tradycyjnie dorobku kultury, to taka obserwacja nie powinna zatrzymać się w połowie mostu. Kasprowicz po to zdobył dom, by go w marzeniu porzucić.
Zbudowałem sobie dom i już się wali.
O mój walący się domie!
Trochę za prędko zmieniasz się w ruinę, prędzej,
niż mógłby się spodziewać człowiek, który ma powieki otwarte na śmierć.
Ten cytat z dawnego tomu prozy Kasprowicza zachował emocjonalny i introspekcyjny, poznawczy walor i w symbolach
Mojego świata.
Symbioza dwóch rozczarowań w stosunku do świata — goryczy proletariusza i goryczy inteligenta — zespoliła się w tęsknocie za swobodą. Alegorycznym znakiem tej swobody stał się łachman Łazarza. Pewną anachroniczność skrzypiec — rekwizyt wyobrażeniowy z czasów romantyzmu — można by zastąpić przez saksofon, kamerę filmową lub malarstwo abstrakcyjne. Wędrowny grajek mógłby się przebrać w kostium weterana autostopu. To paradoks, ale tylko w wypadku wulgarnego, dosłownego rozumienia owych żartobliwych skojarzeń. Podtekst nie jest paradoksalny.
Na tle jakiego pejzażu wędruje grajek-żebrak? Są to wiejskie drogi z nie
zdarnymi kapliczkami, wiejskie chaty z malowankami na szkle, wiejskie ko
ściółki i karczmy, hale pełne owiec, juhasów i turystów, górskie strumienie, puste pola jesienne i śnieżne pola rozżarzone słońcem. Kogo spotyka i z kim się przyjaźni? Współżyje z wszystkimi, którzy afirmują świat, z naiwną filo
zofią Pani Pawiowej, ze śmiesznymi, poczciwymi księżmi, z wzruszającą nie
konsekwencją Szai Ajzensztoka. I pejzaż, i sympatie układają się w logiczny związek faktów. Cały
Mój świat
jest protestem — w nie mniejszym stopniu niżHymny.
To protest przeciw kłamstwu burżuazyjnej miejskiej cywilizacji (czy tylko zresztą burżuazyjnej? — oto ryzykowne pytanie). Metafizyczno- -prometejski gest Branda zastąpił Ibsen wDzikiej kaczce
ironiczną uwagą Rellinga: „Odbierz pan przeciętnemu człowiekowi jego kłamstwo życia, a wziąłeś mu pan zarazem i całe szczęście'*. Purytańskie skłonności chłopskiej natury Kasprowicza skłaniały go zawsze do postawy Branda; stąd proces w imię radykalizmu społecznego wytoczony wyzyskiwaczom w naturalistycz- nej fazie poezjiChrystusa, Z chłopskiego zagonu
i dramatuŚwiat się kończy.
Z kolei zaczął Kasprowicz wytaczać proces nadrzędnym, metafizycznym personifikacjom istnienia. Moralizatorstwo nabrało akcentów publicystycz
nych w
Księdze ubogich.
Dopiero wMoim świecie
zdobył się poeta na rezygnację z uporczywego dydaktyzmu, z pasji przerabiania świata na kształt własnej tęsknoty i nadziei. Prawa poważnej dyskusji ustąpiły dopiero teraz miejsca prawu baśniowej idylli. Odmalowany świat stał się po raz pierwszy światem konstruowanym według czysto estetycznych założeń. Sądzę, że nie- sposób dość mocno podkreślić tej właśnie przemiany. Nonszalancja stylistyczna, może nawet pewne niedopracowanie niektórych tekstów, osłabiające w wyniku ich efekt ekspresyjny, stają się drugorzędnym momentem w stosunku do podstawowej modyfikacji stosunku do założeń artystycznych. Poezja Kasprowi
cza — przy pozorach spontaniczności — nasuwała zawsze przypuszczenie, że jest z trudem wypracowywanym ćwiczeniem wersyfikacyjnym. To ćwiczenie opatrzyć można było stopniem niedostatecznym lub ledwie dostatecznym w młodości poety, bardzo dobrym w fazie
Hymnów,
celującym w niektórych utworachBallady o słoneczniku.
Dopiero jednak wMoim świecie
zaczęłasię swobodna gra poza giełdą ambicji literackich i poza targowiskiem próż
ności. Liryczne „być sobą” zatryumfowało. Jak Torup w
Lecie
Rittnera stał się sobą dopiero przypuszczając, że umrze, tak i Kasprowicz, piszącMój świat,
odrzucił narzucone mu przez styl epoki i styl środowiska, w którym się znalazł, konwencje. Nikogo, nawet siebie, już nie pouczał. Z nikim, nawet ze sobą, nie walczył. Zanurzył się w nurt sielanki. Zrobił to po raz pierwszy, ponieważ miał to być już raz ostatni. Wyzwolił się od cierpienia i lęku.Utajonym motywem poezji Kasprowicza był stale lęk przed upokorzeniem.
Wszystkie inne maski fobijne i lagniczne są zjawiskiem wtórnym. Poeta po
zostawał stale w stanie neurastenicznego napięcia. Jego awans społeczny do
konał się za cenę tak głębokich rozranień psychiki, że trwale zamgliły one realny obraz świata. Nie trzeba zbyt szczegółowo rozpatrywać biografii Ka
sprowicza, by znaleźć potwierdzenie takiej interpretacji. Konsekwencją tej stale czujnej postawy wobec ludzi i świata była ogromna zmienność ideałów estetycznych, ciągłe poszukiwanie, ciągłe potwierdzanie własnej -indywidual
ności poprzez coraz to nowe cele ćwiczebne. Ta twórczość — tak nierówna formalnie — jest w ciągłym wirze ewolucji. Równocześnie ewolucja bywa po
zorna, wciąż istnieją nawroty do form porzuconych, jakby zgubiony w labi
ryncie możliwości poeta nie wiedział, co wybrać, dokąd iść, po co i dlaczego.
Słoń w składzie porcelany modernistycznej uczył się kleić kruche cacka sym
bolów i migotliwe kryształy nastrojów. Umiał to robić lepiej niż inni, ale czy to zabezpieczyło go przed lękiem — zwłaszcza że po wszystkich mniej czy bardziej zacierających się dramatach młodości osobiste katastrofy lat 1899 i 1901 zwiększyły intensywność owego permanentnego przerażenia. A pozorne sukcesy (w rodzaju roku 1911) pogłębiały chyba rozterkę.
Księga ubogich
jest próbą uwolnienia się od niej, ale więcej dramatycznej prawdy zawiera
Marchołt.
I dopiero późne malowanki na szkle stały sięMoim światem
poety, w którym kompleks mało wartościowości rozwiązał się w jowialnym słońcu gawędy dla siebie samego, dla czystej rozkoszy teatru marionetek lirycznych.
Wykorzenienie, wyrwanie z gruntu genetycznego, stanowi wielką szansę każdego artysty. Trzeba utracić, żeby odnaleźć. Traci się historyczny sens pokolenia i powstaje poezja Wielkiej Emigracji. Schillerowska ucieczka do Mannheimu jest mutatis mutandis niemal nieodzowną introdukcją każdej twór
czości. Wyrwanie z gruntu społecznego — przejście do innej klasy — rozszerza realistyczne doświadczenie pisarza. Wyjście poza granice konwencji etycznej (Dostojewski, Andre Gide) przynosi podobny rezultat, pogłębia psychologiczną wiedzę o rzeczywistości. Zazwyczaj istnieje jednak możność powrotu, furtka w murze nieodwracalności. Jest nią retrospektywna idealizacja punktu wyjścia, nie dająca się zatrzeć wizja Itaki, która nadaje rytm najbardziej nawet po
wikłanej odysei artysty. To Soplicowo u Mickiewicza, metamorfozy krzemie
nieckiego dworku pani Salomei u Słowackiego, a rrioże nawet porzucony okręt, który ściga Lorda Jima. Trzeba jednak mieć do czego wracać i trzeba chcieć powrotu. U Kasprowicza nie doszło nigdy do wspomnieniowej afirmacji dzie
ciństwa i młodości. Nastąpiła transpozycja tęsknoty na płaszczyznę czystej fikcji — lirycznej groteski.
Mój świat
podkreślił już w tytule samotność;tego świata nie ma na żadnej mapie, jest tylko w lirycznym czwartym wy
miarze.
Jakie moralne prawa rządzą tym światem? Stary Panbóg z
Dnia przed-
żniwnego
jest chciwy, zazdrosny i okrutny. Mści się na biednym Zakrętowym w monstrualnie groteskowej walce.Pochwycili się za bary — Dolo nieszczęśliwa!
Boże łowy: Zakrętowy Padł, nim przyszły żniwa.
Natomiast staruszek Pan Bóg z
Przeprosin Boga
chodzi. z emerytami na „jednego" i gra z nimi w karty. Obaj są intelektualną i emocjonalną fikcją, znoszą się nawzajem do zera. Jedynym utworemMojego świata,
którego moralizatorski wydźwięk wykracza poza reguły groteskowej lub balladowej gry, wydaje się „legenda złodziejska” :Cyganie.
Potępienie Cyganichy, która zdradziła swoich i przyczyniła się do ich śmierci, jest bezsporne. Malowanka na szkle jest tym razem jak stłuczone rentgenowskie zdjęcie. Lekarz mógłby odczytać aktualny stan zniszczenia, lecz poeta potłukł precyzyjną fotografię i ułożył ją w nowy deseń symbolicznej mozaiki. Trochę podobnego tonu refleksyjnej powagi i zamaskowanego wyznania ma chyba wiersz
Na gęślicz- kach.
Poza tymi wyjątkami przykładanie bezpośrednie do tekstu komentarza, próbującego wyjaśnić osobiste aluzje, nie prowadzi do istotnych wyników.Jeździec w swym zapale Nie troszczy się wcale, Trwoga go nie chwyta, Że koń nie kopyta,
A jeno rybie ma skrzele4.
Dla niektórych krytyków koń musi mieć kopyta. Wszystko jedno, czy tymi kopytami są optymistyczne wydźwięki czy oszlifowane formy stylistyczne, krytyk domaga się dobrze podkutych kopyt. I trzeba dopiero owej kasprowi- czowskiej sytuacji
Mojego świata,
by przemycić supozycję, że koń ze skrze- lami również może być pegazem.Czas zdążać do konkluzji. Zamiarem moim była próba odmiennego spoj
rzenia na
Mój świat
niż to, które dość powszechnie dziś obowiązuje i mechanicznie się powtarza. Założenia, z których wychodzę, dadzą się w nastę
pujący sposób ująć:
1. Krytyk przy próbie rewizji tradycyjnego wartościowania poszczególnych utworów literackich ma prawo zaufać własnemu smakowi, tzn. przyjemności estetycznej, doznawanej w zetknięciu z tekstem.
2. Pobudzony przez tekst krąg asocjacyjny jest przynajmniej do pewnego stopnia sprawdzianem dynamiki utworu, tzn. tkwiącej w nim zdolności inspi
rowania refleksji, a więc poszerzania naszej wiedzy o rzeczywistości.
Pozostając wierny tym założeniom, w stosunku do których można oczy
wiście wysunąć rozliczne zastrzeżenia, zmierzałem z kolei do kilku wniosków:
1.
Mój świat
jest najbardziej syntetycznym zbiorkiem poezji Kasprowicza i obok
Marchołta
najciekawszym dziełem swego autora.2. Ten sąd wartościujący apeluje nie do subiektywnego, jednostkowego przeżycia estetycznego, ale do dających się ogólnie zaobserwować gustów lite
rackich dnia dzisiejszego.
3. Nowoczesność
Mojego świata
polega na umiejętnej stylizacji na prymityw, na groteskowym komizmie, na krytycznym stosunku do istniejących konwencji społecznych i moralnych przy pozorach afirmacji, na szukaniu baśniowo-idyllicznej kompensacji w subiektywnej grze form.
4 Cytat ze Świętego Jerzego.
4. Mimo że
Mój świat
nie jest spoistą kompozycją, nie należy zbyt łatwo rezygnować w praktyce edytorskiej z jego pełnego tekstu. Każde bowiem zredukowanie tomu jest jego nieobojętnym dla rezonansu percepcyjnego zubo
żeniem.
5. Moralizatorska w swej istocie poezja Kasprowicza dopiero w
Moim świecie
wypowiedziała się w sposób najbardziej zgodny z dyspozycjami lirycznymi poety, w sposób autonomicznie estetyczny. To zamanifestowanie własnej indywidualności zapowiedziane było wprawdzie już w tomie
O bo
haterskim koniu i walącym się domu
oraz wMarchołcie,
ale dopiero wMoim świecie
zrealizowało się w pełni. Katartyczny charakter tego zbiorku jest ciekawy dla biografów poety, którzy mogliby wykorzystać go jako materiał do studiów nad psychologią twórczości Kasprowicza. Dla każdego uważ
nego czytelnika dostrzegalny może być ów proces rozwiązywania się komplek
sów, proces psychicznego bilansu. Mało znajdziemy w literaturze powszechnej przykładów tak świadomego komponowania finału własnej twórczości przy pozorach niedbalstwa i spontaniczności lirycznego stenogramu. Porównanie z Prosperem z