W IEDZA DUCHOWA
MIESIĘCZNIK
T R E Ś Ć Z E S Z Y T U : Od Redakcji.
Pogłębienie r e l i g j i ... Świt
Kosmogonja okultystyczna . . K. Chodkiewicz
Barw y a p o d św ia d o m o ść ... ... Tom ira Zori W ielka z a g a d k a ... Leon Denis
Miłość jako czynnik ew olucji we wszechświacie S tefan Kowalski Bóg o Tysiącu Im ion . . . . . . . T om ira Zori W poszukiw aniu Boga ... M ar ja Florkow a Nowoczesne ruchy e z o te ry c z n e ...Alice A. Bailey
L una D r e x l e r o w n a ... J. A. S.
Przegląd pism i książek.
Uroczystość krem acji Dr. Armie Besant.
A rc h itek tu ra u Mayów.
W inietę na okładce w ykonał Alfred Długopolski.
Nie wejdziesz w niebo jasne, nie kołacz do tych bram, Aż póki się nie staniesz żyjącem niebem sam . . .
Z „D uchow ych R ym ó w “ A n io ła Ś lą z a k a .
Friere d‘envoyer vos revues et livres traitaht 1‘esoterisme et hagiographie a 1‘adresse: J. K. H a d y n a , W i s l a — Pologne.
W a ru n k i p re n u m e ra ty na rok 1934: rocznie (12 zeszytów) 10 zi, półrocznie 5.50 zł, k w artaln ie 3 zł, n u m er pojedynczy 1 zł. Z a g r a n i c ą rocznie 10 zi + 2.40 zł porto.
K o n to P. K. O 3 0 4 .9 6 1 .
Adres redakcji i administracji:
J. K. Hadyna, Wisła (Śl. Ciesz.)
I n f o r m a c j i udzielają — w W a r s z a w i e : B. W łodarz, ul. Promenada nr. 4 m ,3, telefon 9-03-74; we L w o w i e: K. Chodkiewicz, ul. Gró
decka 8 e mieszk. 43, telefon 68-11, w godzinach 16.30 do 17.30; w P o z n a n i u : Henryk Münch, W ały Królowej Jadwigi 3 A mieszk. 17.
Do naszych Czytelników!
P r z e s y ł a j ą c p i e r w s z y n u m e r n a s z e g o p i s m a , u p r z e j m i e z a w i a d a m i a m y , ż e n a s t ę p n y z e s z y t w y ś l e m y t y l k o d o t y c h C z y t e l n i k ó w , k t ó r z y — n a j p ó ź n i e j d o 2 0 s t y c z n i a b. r. z g ł o s z ą s i ę n a s t a ł y c h p r e n u m e r a t o r ó w .
R ó w n o c z e ś n i e b a r d z o p r o s i m y , b y n a m C z y t e l n i c y z e c h c i e l i p r z e s y ł a ć a d r e s y o s ó b i n t e r e s u j ą c y c h s i ę w i e d z ą d u c h o w ą , c e l e m p r z e s ł a n i a i m b e z p ł a t n y c h , o k a z o w y c h e g z e m p l a r z y n a s z e g o p i s m a . N i e z a p o m i n a j c i e b o w i e m , ż e i m w i ę k s z a i l o ś ć a b o n e n t ó w , te rn p i s m o m o ż e b y ć t a ń s z e .
A r t y k u ł y o z i o ł o l e c z n i c t w i e , a s t r o l o g j i , s y m b o l a c h B i b l j i i K o ś c i o ł a , c h i r o - s o f j i , h e r m e t y ż m i e e g i p s k i m i m a g j i j a k o n a u c e o d ł o ż y ć m u s i e l i ś m y z b r a k u m i e j s c a d o n a s t ę p n y c h z e s z y t ó w .
M a m y r ó w n i e ż s p o r o d z i e ł g o t o w y c h d o d r u k u z g o ł a z e w s z y s t k i c h d z i e d z i n w i e d z y d u c h o w e j , j u ż to w f o r m i e n a u k o w e j , j u ż to w p o w i e ś c i o w e j . C d y b y s i ę z n a l a z ł o b o d a j W 0 c z y t e l n i k ó w , k t ó r z y b y w y r a z i l i g o t o w o ś ć z a a b o n o w a n i a t y c h d z i e ł , m o g l i b y ś m y c o d r u g i m i e s i ą c w y s y ł a ć w ś w i a t p o j e d n y m t o m i e . C e n y d l a n a s z y c h a b o n e n t ó w w a h a ć s i ę b ę d ą o d 1 d o 3 z ł, z a l e ż n i e o d o b j ę t o ś c i d a n e g o t o m u , p ł a t n e p r z y o d b i o r z e . — B a r d z o t e d y p r o s i m y — p r z y w p ł a c a n i u p r e n u m e r a t y n a m i e s i ę c z n i k — z a z n a c z y ć n a b l a n k i e c i e , c z y d a n y C z y t e l n i k r e f l e k t u j e n a o d b i ó r d a n y c h k s i ą ż e k , c z y nie .
WIEDZA DUCHOWA
miesięcznik
R O C Z N I K I
1 9 3 4
44? 2<3
XrśGZ=<_
OćX/j pO&m
F . ( D J W ^ ^T a p -
Treść tomu I
S tr.
Od R edakcji , . . . . . . . . . . . . . . . . . .
K osm ogonja o k ultystyczna — K. Chodkiewicz . . . . 6,37, 79, 110, 141, 175 B arw y a podśw iadom ość — T om ira Z o r i ... 10, 44, 86 W ielka zag ad k a — Leon D e n i s ...12, 25) 172, 216 Miłość, jako czynnik ew olucji we w szechświecie — S tefan Kowalski 16, 48, 66
Bóg o ty siącu im ion — T om ira Z o r i ... 21
W poszu k iw an iu Boga — M arja F lo r k o w a ...23
Nowoczesne ru c h y ezoteryczne — Alice A. B a i l e y 27, 118, 150, 182 In tu ic ja i n atch n ien ie jako przedm iot b ad ań m etapsych. — J. A. S. 34, 75, 107, 134 K abała h e b ra jsk a — Józef J a n k o w s k i ... 169, 207, 242, 266, 299, 329 T ajem nica niepow odzenia — M arja F l o r k o w a ... 55
Czy jestem k u ltu ra ln y m człow iekiem ? — T. Z... 62
R adosna now ina — Dr. W incenty L u to s ła w s k i...71
N a niebezpiecznej drodze — M arja F l o r k o w a ... 89
Odwieczny Sym bol O fiary — M arja F l o r k o w a ...97
H en ry F ord a re in k a rn a c ja — George S. V i e r e c k ... 112
Rok 1934 a w ojna — H. M ü n c h ... 120
N a g ran icy dw óch św iatów — S tefan K o w a ls k i ■ 130
D ynam ika gw iazd — M arja F l o r k o w a 145, 211, 280 U n iw ersy tet Różokrzyżowców — R. J. M o c z u ls k i... 153
W iedza duchow a a w iedza duchów — J. A. S...162
W iedza duchow a a w ychow anie — K. Chodkiewicz . . . . 194, 231, 263, 295 D uch czy m a te rja ? — S tefan K o w a ls k i... 226
„K atedra Duszy“ Różokrzyżowców — Z e lo tic u s ... 246
M roki n a d św iatem — A. P o d ż o r s k i ...260
K u ltu ra now oczesna i jej trag izm — Ś w i t ...~8o T ry ad a Druidów ...~S9 N adchodzące 3 la ta — Alice A. B a i l e y ...290
W obronie syntezy — R. J. M o c z u lsk i... 314
O statn ia godzina — K. C h o d k ie w ic z ... 322, 353 Id ra S u ta (fragm ent z księgi k abalistycznej Sefer h a Zohar) — J. Jankow ski 329 Roger Bacon — T om ira Z o r i ... • • • • 3 w Pogłębienie relig ji —< Ś w i t 3, 40, 82, 141, 222, 25u, 349 Jedność su b stan cji w szechśw iata — Leon D e n is ... 17~
Solidarność, zw iązek pow szechny — Leon D e n is ... ~16, 319 M istyczne znaczenie „Bożego N arodzenia“ — J. D... 373
Drogi dojścia —- M. F lo r k o w a ... 3<4 W SPOM NIENIA POŚMIERTNE t L u n a D rexlerow na — J. A. S...30
t S tefan K ow alski — R ed... 65
T C. W. L eadbeater — T. Z. . . . 258 t Dr. W. F. P r i n c e ... ( f . 381
(II W ST Ę P W ŚWIATY NADZMYSŁOWE — J. A. S.
R adżajoga nowoczesna.
I. Cel i ś r o d k i ... 200
II. Z a s a d y ...235
III. Szkoły t a j e m n e ...273
IV. Ś c i e ż k a ...308
V. W y n i k i ...339
VI. Jam a ( o c z y s z c z a n i e ) ...360
(Ciąg dalszy w n ast. roczniku.) ROZWÓJ DUCHOWY A PRZESILEN IA NERW OW E — Dr. A. ASSAGIOLI. I. Przesilenia poprzedzające rozwój duchow y . II. Przesilenia wyw ołane przez rozwój duchow y . III. R eakcje będące w ynikiem rozw oju duchowego IV. E tapy procesu p r z e m ia n y ... V. Ciemne noce d u s z y ... WIEDZA LICZB A NOWOCZESNA PSYCHOLOGIA Liczba; Im ię je st p o rtretem w ibracyjnym . Geneza l i c z b ... A lfabet a w ibracje ... Im ię odkryw a naszą przeszłość ! ’ Los i d ata urodzenia . . . . . . . . . Przeznaczenie a dziedziczność Czy należy zm ieniać nazw isko? . . . . "
W ybór p s e u d o n im u ...
T om ira Zori.
103 105 138 139 164
199 271 303 304 347 369 370 372 UTWORY WIERSZOW ANE
Dżami, poeta Sufi — Józef Jankow ski . . . . Światło Z m artw ychw stania — A lfred Długopolski . Im więcej śm iem pożądać — M. K onopnicka . . H ym n do Am m on-Ra . . . . . . . . W pyle nieskończoności — A. Długopolski . . . Pośw iata — A. D ł u g o p o l s k i ...
Z Ksiąg Ducha — M. K o n o p n ic k a ... ...
M odlitwa jap o ń sk a do bogini K w annon . . . . Co dnia, co chw ila rodzi się św iat — M. K onopnicka Dziękuję Ci Boże — A. D łu g o p o ls k i...
Myśli w y b r a n e ...
De profundis •— Z. H...
184, 214.
61, 62, 70, 158, 187, . . . 51,180,
353 97 161 193 225 257 33 289 5 129 234 321
K r o n ik a
Uroczystość k rem acji Dr. A nnie B e s a n t ...
A rchitektura u M a y ó w ...
Fizyczny w pływ p l a n e t ...
Sen w ykryw a m o r d e r s tw o ...
Bliźnięta u m ierają w tym sam ym c z a s i e ...
M etapsychika na u n iw e r s y te ta c h ...
Gwiazdy szczęścia i tragizm u w horoskopie k ró la A lberta . M isjonarska w ypraw a buddystów do R z y m u ...
Czy ciężko chorem u człowiekowi wolno skrócić życie . . . . Nowe p r o m i e n i e ...
W ysoka k u ltu ra A fryki czasów p rz e d h isto ry c z n y ch ...
Śm iertelność je st zależna od wpływów kosm icznych . . . .
31 32 63 63 64 64 125 159 190 190 190 190
IV
Kobieta, k tó ra żyje z połow ą m ó z g u ...224
R efleksje n a te m a t p o w o d z i ...255
Z m arły pow iad am ia rodzinę o pom yłce w ustaw ieniu n agrobka . . . . 256
T ragiczna k lą tw a ż e b r a k a . . 256
E instein a w o j n a ... 286
T ajem nicze prom ieniow anie z w ło k ... 286
Z em sta m u m j i...287
Szła n a cm entarz, aby znaleźć swój g r ó b ... 288
H y p n o to n , 288
Motyle s k r z y d ł a ... 319
Człowiek e le k tr y c z n y ... 319
Dźwięk, b arw a i z a p a c h ...320
U zdraw ianie m y ś l ą ... 320
Nowy P rezes Tow. T eo zo ficzn eg o ... 350
M atka w idziała we śnie śm ierć c ó r k i ... 351
Nowe o d krycia a rc h e o lo g ic z n e ... 351
Żywy m a g n e s ... 352
Nowy p rzek ład E w a n g e l j i ... 352
N ieuleczalnie chorych leczy pobożny sy n ubogiego w ę g la r z a ...382
Duch n a kliszy — Zagadkow e zdjęcie R o e n tg e n e m ... 383
Deszcz zw ierząt n a seansie — Niezwykłe ap o rty duch a ra b in a n a seansie 383 Jasnow idz w y ja śn ia zagadkę k r y m i n a l n ą ... 384
E cha w zlotu d o stra to sfe ry p r o f C o s y n s a i V a n d e rE l s a ... 384
Głosy n a c z a s i e ... 95 Drobne w ia d o m o ś c i... 64, 96, 127, 159, 160, 191, 288, 320 Przegląd pism i k s i ą ż e k ...
Zioła lecznicze — J. K. H ... 93, 153, 186, 218, 251 P o ra d n ik l e k a r s k i ... 122, 157, 188 Jako dodatek w yszły 4 ark u sze dzieła K. Chodkiewicza p. t. „EWOLUCJA LUDZ-
Z tre ś c i: CZĘŚĆ I. A n t r o p o g e n e z a w okultyzm ie a we wiedzy pozytyw nej:
1. Źródła. 2. T eorje antropogenezy. 3. Co tw ierdzi okultyzm ? 4. Chrono
lo g ia oku lty sty czn a a geologja. 5. Dwie pierw sze rasy ludzkie. 6. Ludy pierw szych ras. Z CZĘŚCI II. L e m u r j a : 1. Ląd lem uryjski. 2. Rozdział płci i początek in telek tu . (Ciąg dalszy w yjdzie jako dodatek do rocznika II.)
M i e d z a Ü )
m i e s i ę c z n i k
rocznik 1 — zeszyt 1
Od Redakcji
M inęły wielkie, brzem ienne w sk u tk i i następstwa lata w ielkiej w o jn y , kataklizm u, ja k i wstrząsnął podwalinam i starego świata i przeorał kartę Europy. S k u tk i tego wstrząsu poszły jed n a k dalej, poszły w sumienia ludzi, obudziły przerażenie i podw ażyły w dużej m ierze zaufanie do wszechładnie do niedawna panującego św iatopoglądu, że w szy stk o m aterją jest, a nic z ducha początku sw ego nie w yw odzi. Dziś ludzie patrzą z trw ogą w p rz y szłość, budzą swe sumienia i zaczynają szukać innego uzasadnienia bytu i działalności życiow ej. Czuć zaczynają coraz lepiej, że duchami są li tylk o w sza tę cielesną przyodziani i że świat ducha jest ich pierw otną i właściwą ojczyzną.
Owo szukanie now ych dróg wyraziło się na ziemiach polskich w dość dużym stosunkow o rozkw icie literatury o treści ezo terycznej, przew ażnie we form ie powieściowej, następnie w organizowaniu k ó łe k i zrzeszeń, p ro pagujących wiedzę okultystyczną i pracujących na tern polu. Ze znanych kierunków pracy tej p rzy ję ły się u nas w Polsce najw ięcej spirytyzm , teo- zofja i antropozofja, pozatem w kierunku badań czysto m aterjalnych tego działu szły towarzystwa m etapsychiczne i poszczególni, sam odzielni m yśli
ciele, naukowcy i badacze.
Praca tych kółek i zrzeszeń musiała siłą rzeczy pozostać dorywczą i nieskoordynowaną. T w orzyły się koła i kółka, prow adzone p rzez ludzi o najlepszych m oże intencjach, ale o poglądach dość ciasnych i to w kie
runku danego działu okultyzm u. Spirytyści nieuznawali niczego inego poza rewelacjami, otrzym yw anem i na seansach, kola antropozoficzne zam knęły
się w sobie i, przysięgając na twórcę a n tropozofji Dr. R. Steinera, nie wi
działy nic innego poza je g o osobą, koła teozoficzne, w patrzone w Bła- wacką i A. Besant, nie chciały znów słyszeć o spirytyzm ie i Steinerze — sło
w em ka żd y uważał sw ó j kierunek za najlepszy, odnosząc się do innych z lekcew ażeniem i nieufnością. — O ddźw ięk tego stanu odbił się bardzo niekorzystnie na naszej literaturze oku ltystyczn ej. Poza tłumaczeniami obcych autorów , poza drobnem i pracami rodzim ych badaczy, brak było czasopisma, któreby dawało całokształt, S y n t e z ę wiedzy duchowej, która o b ejm u je ju ż dziś tak olbrzym ią dziedzinę studjów , faktów bez
sprzecznie i naukow o stw ierdzonych, prób i dociekań, że nie m ożna je j pom ijać m ilczeniem , bawiąc się ograniczonym zakresem badań na własnern podw órku.
Uważamy, że coraz p o tężn iej odzyw a się potrzeba zew nętrznego zobrazowania ro zw oju m yśli i w iedzy duchow ej. Czas, by wiedza ta wyszła z m roków i zakam arków k ó łe k i stow arzyszeń i wielkim głosem przem ó
wiła do ogółu, k tó ry pow oli zaczyna dojrzew ać do przyjęcia tych w znio
słych tez i prawd, a p rzyn a jm n iej do zastanowienia się nad niemi. Ludzie błąkają się, poszukując jasnego promienia prawdy, trzeba im zatem oświetlić drogę, którą iść zam ierzają i dać im pew ne wskazania, nie krępu
jąc jed n a k n iczy jej indywidualności i pozw alając każdem u iść ścieżką, jaka m u najlepiej odpowiada. — W yrazem takiego ujęcia sprawy będzie nasz miesięcznik.
W spółpracow nicy ideowi „W i e d z y D u c h o w e j " pochodzą z pom iędzy sam odzielnych badaczy, k tó rzy nie pozw olili się wtłoczyć w ciasne ram y sekciarstwa, czy surow ych przepisów kó ł ,,w tajem niczonych“.
Pragną zachować swobodę przekonań i, nie odstępując od konkretnego podłoża rozum u i doświadczenia, pracować w kierunku, jaki każdy uznał dla siebie za najw łaściw szy.
Naw et najbardziej doświadczeni z nas m ogą czasami ulegać czarowi
„błędnych o g n ikó w “ — bowiem błądzenie je st rzeczą ludzką. Iluż jednak W ędrow ców szło ju ż przed nami, walczyło z trudnościami tej d r o g i i — iluż z nich — ku przestrodze swych ,,m łodszych braci“ — wmurowało na tym skalistym szlaku granitow e drogow skazy, m ające ostrzec i oświetlić, kryjące się pod stopam i przepaście... Z ich to bezcennych w skazów ek chcem y także czerpać Światło i podawać je stęsknionym dłoniom i znużo
nym sercom pielgrzym ów na szerokim gościńcu życia.
Z a p r a s z a m y do współpracy również i tych, k tó rzy ju ż przeszli bolesną próbę zwątpień, k tó rzy poznali druzgocącą falę oceanu złudzeń i p o m yłek, by się ze skarbam i sw ych doświadczeń zechcieli podzielić z innym i.
Dzięki tem u znajdzie C zytelnik na łamach naszego m iesięcznika dość m atesjalów W iedzy syn tetyczn ej, a tern sam em pism o będzie drogow ska
zem , któ ry szukającym i błąkającym się w skaże r ó ż n e s tre fy drogi, ja ką iść mogą, naświetli r o z l i c z n e pola badań i pom oże w w yszukaniu ścieżki, która danemu C zytelnikow i będzie najlepiej odpowiadać.
W tym celu i w te j m yśli w ysyłam y w świat pierw szy num er „W i e- d z y D u c h o w e j". Niech idzie wdał i trafi do serc i um ysłów tych w szystkich, któ rym nie wystarcza trzeszczący w swych posadach św iatopo
gląd m aterjalistyczny, k tó rzy pracą nad sobą i sw em w nętrzem wznieść się chcą w świat Ducha, w świat w yższy, w strefy, o któ rych ludzkość nigdy nie przestała i nie przestanie m arzyć, i do których w rót zaw sze kołatać i dobijać się będzie. I jeśli się nam uda odchylić p rzyn a jm n iej nieco te zawarte dotychczas wrota, jeśli przez szczelinę w nich powstałą, choć jeden jasny promień prawd Ducha przeniknie w m ro k i p u stkę dzisiejszego życia — zadanie nasze będziem y uważali za całkowicie spełnione.
Świt
Pogłębienie religji
Więcej jest w księdze Boga, niż w księgach waszych.“
Joanna d‘Arc.
Rozprawkę niniejszą, dom agającą się pogłębienia religijnego, sp o tk ają zapewne w tego rodzaju przypadkach szablonow o pow tarzane zarzuty:
podkopywania wiary, rozbijania społeczeństwa, osłabiania bojow ego frontu i t. p. Zgorszy się wielu krytyką „Pism a“ i organizacyj religijnych. Jasnem je st jednak, że żaden postęp w jakiejkolw iek dziedzinie, nie może się obyć bez walki i tego rodzaju „zgorszenia“. Zresztą istotne zgorszenie płynie raczej z sprzeczności pom iędzy gloszonem słowem a czynem. H istorja uczy, że kierownicy organizacyj religijnych zakładają państw a, prow adzą krwawe wojny, naw racają ogniem i mieczem, palą żywcem innowierców, konfiskując ich m ajątki i prześladując głoszących prawdy, rychło potem powszechnie uznane.
Oto Europa, w yznająca od paru tysięcy lat religję przebaczania i m i
łości, dala w wielkiej w ojnie krwawe widowisko, które doszczętnie zni
szczyło na całej kuli ziemskiej je j autorytet i nic dziwnego, że nawracanie udaje się obecnie tylko przy pom ocy tego rodzaju środków , ja k lekarska pomoc, wychowywanie sierót i posyłanie młodzieży na koszt Misyj do szkół europejskich. Jeśli w dodatku uprzytom nim y sobie, że w przyszłej sam obójczej w ojnie trujące gazy zniszczą wszelkie życie na ziemi, a my
w strasznych m ęczarniach będziemy ginąć, powolnie żywcem paleni i du
szeni, to chyba nic dziwnego, że ludzie, jasno przeszłość widzący, szukają dróg i sposobów, by wreszcie ludzkość zjednoczyć, przedewszystkiem reli
gijnie. W szak P r a ź r ó d l o wszechrzeczy je s t jedno, a więc i religja pow inna być jed n a i to ta, k tó ra tkw iła zawsze w głębi serc ludzkich, która stanow i jąd ro wszystkich wielkich religij, a któ ra znajduje oparcie w wie
dzy ścisłej, dochodzącej obecnie do granicy, poza którą musi przyjąć jak ąś p o n a d m a t e r j a l n ą Istotę W szechrzeczy.
W czasie, gdy najbliższy nam W schód wypowiedział w ojnę wszelkim religjom , gdy Zachód głosi sk ra jn y nacjonalizm i pow rót do germ ańskich bogów , Polska, żyjąca na pograniczu W schodu i Zachodu, przeznaczona, ju ż choćby tylko na podstaw ie swego geograficznego położenia do utw o
rzenia wyższej religijnej syntezy, rozpoczętej przed stu laty przez Jej wielkich filozofów i wieszczów, naśladuje niestety to Wschód, to Zachód, lub stara się na nowo wyczarow ać dziecięcą w iarę średniowiecza. Naszem zdaniem drogi to błędne i nie wiodące do celu. Największym błędem, jaki popełniły Sowiety, to w alka z religijnością, k tó ra przecież nie je st jakim ś sztucznym, wyłącznie oportunistyczne cele m ającym tworem , lecz całkiem konkretnem , rzeczywistem odczuwaniem Istoty W szechrzeczy, nie da się więc z serc ludzkich wyrwać żadnym ukazem , ani naw et systemem wycho
wania.
Religijność, w najgłębszem teg o słowa znaczeniu, to świadomość przynależności do jednej wielkiej duchowej C a ł o ś c i , k tó ra na nas działa i od k tórej jesteśm y zależni. W obec tego m oralność człowieka reli
gijn eg o m a podstaw y zarów no uczuciowe, ja k i rozumowe; ma źródło przedewszystkiem w w szechobejm uj ącej miłości i zrozumieniu związku z Całością. Ta w szechobejm ująca miłość przejaw ia się na stopniach pośred
nich w form ach miłości ojczyzny, przyrody, ludzkości, rodziny, wreszcie na najniższym stopniu w miłości płciowej. W yższe stopnie miłości i tw órczo
ści nie są więc rozwiniętą miłością płciową, lecz odw rotnie — miłość płcio
wa je s t najniższym przejaw em miłości wszechobej muj ące j.
Religijność — u ję ta w pewne form y pojęciowe, obrzędowe i etyczne, dostosow ane do stopnia danej kultury — tw orzy religje, których jest, jak wiadomo, tysiące. Poniew aż wszystkie, bez w yjątku, głoszą sw oją nieo
m ylność i wiekuistą trw ałość, starzeją się więc i kostnieją z biegiem wie
ków, stanow iąc przeszkodę dalszego rozw oju i w ym agają odnowy.
W szystko przem aw ia za tern, że właśnie teraz żyjem y w tego rodzaju okresie przełom ow ym . Chwieją się dawne wierzenia, oparte na powadze
„Pism “ i organizacyj. Ten upadek dawnej, dziecięcej w iary spowodowały przedewszystkiem — sprzeczne z wierzeniam i — odkrycia naukowe: Zie
mia, uw ażana przez wszystkie niemal religje za centralny punkt wszech
świata, straciła od czasów Kopernika sw oje znaczenie; w człowieku d o j
rzano „pokrew ieństw o“ z resztą zwierzęcego świata, a je g o świadomość m ózgow a okazała się zależną od wieku, trucizn, chorób, horm onów i t. zw.
podświadomości, w k tó rej grom adzą się przytłum ione afekty i pragnienia i wywierają decydujący wpływ na nasze myśli, uczucia i czyny; naukowo zbadane rozszczepienia jaźni podw ażyły pojęcie trw ałości psychiki, a w y
kryte niedawno horm ony okazały zależność nietylko czynności fizjologicz
nych, lecz także duchowych i m oralnych od wydzielin gruczołowych... To samo dotyczy całego szeregu chorób i uszkodzeń mózgowych.
Gdyby więc całą naszą psychikę stanow iła samowiedza i m ózgow a świadomość dawnej oficjalnej psychologji, to dusza tego rodzaju nie m ia
łaby cech trwałości. (Na szczęście je st in aczej!)
Krytyka nie oszczędziła naw et Ksiąg Świętych wszelkich religij, w k tó rych w ykryto tyle błędów i sprzeczności, że żadną m iarą nie m ożna im przypisywać pow agi Boskiej, nie m ożna bowiem przypuścić, by Istota W szechwiedząca celowo mieszała praw dę z błędem i w ten sposób sama podkopyw ała wiarę w „Pism o“.
Dla przykładu weźmy Pięcioksiąg M ojżesza. O tóż księgi te okazały się dziełem nie jednego człowieka i nie jednego wieku, lecz kom pilacją kilku dokum entów, nie pochodzących z danego okresu i opierającej się na tradycji ludowej. Gdyby istotnie tak było (ja k mówi X. Prof. Nikiel), że „ten sam Duch Boży, k tóry wybrał Izraela i chronił go przed poli- teizmem, czuwał też nad tern, aby pierw otne tradycje nie doznały zaciem nienia, aby nie uległy zm ianom “, tobyśm y z pewnością w Pięcioksięgu nie znajdow ali tyle pow tarzań sprzecznych, często obok siebie umieszczonych.
C. d. n.
/W W V W V W V W W > A A A A A A Z v W W V W S A ^V ^A # N W > A Z s^A A Z y v W W W ' . . . Co dnia, co chwila rodzi się św iat,
R odzi się nowe życie.
W ieczność, to nie je s t ocean lat, To s k rzy d e ł ducha bicie.
Tam , g dzie u d e rzy w s k r zy d ła sw e duch, Proch rzuca spokój c is z y ,
I leci w ży c ia ro zp ęd i ruch I kocha, cierpi, d y s z y . . .
/ nie ma granic w sze c h życ ie to : Glob to c z y się po g l o b i e ...
A co przestrzen ią m ęd rcy zw ą, To duch — rozprężon w sobie.
M arja Konopnicka.
K. Chodkiewicz
Kosmogonja okultystyczna
i.
J a k powstał świat i ziemia, na k tó re j żyjem y, jakie przechodził koleje rozw oju, w jakiem stadjum rozw oju zn ajd u je się obecnie, dokąd dąży i do jakich form w przyszłości jeszcze dojść może?!
O to pytania, któ re od wieków już ludzkość sili się rozwiązać, pytania, na k tó re najtęższe um ysły sta ra ją się przecież nie napróżno znaleźć odpo
wiedź w ystarczającą, kw est je stare ja k świat i wiecznie nowe a nęcące nas swą głębią i tajem niczością. Różne działy wiedzy sta ra ją się wyjaśnić nam tę zawiłą zagadkę straszliwie dalekiej i zamierzchłej przeszłości. Mówi 0 niej g eologja, starając się z układu poszczególnych warstw w budowie ziemi odtw orzyć procesy je j rozw oju. Sili się w tym kierunku i astronom ja, badając powstawanie nowych gwiazd i tw orząc hipotezy powstawania 1 ruchów ciał niebieskich. R eligja ze swej strony ujm uje kw est ję dość o g ó l
nikowo i kategorycznie, każąc wierzyć, że Bóg czy bogowie stworzyli świat i odtw arzając ten akt tw orzenia w m ętnych i coraz mniej zrozum ia
łych symbolach, przechowanych w tradycji, wierzeniach i m itologji.
Sprawą tą zajm ow ała się też od pradaw nych czasów wiedza duchowa.
O pierając się z jednej strony na tradycjach wielkich ludzi ducha dawnych epok, tradycjach głęboko i troskliw ie przed profanam i ukrywanych w g ro tach świątyń indyjskich, kryptach piram id egipskich, tajemnych, przybyt
kach chaldejskich magów, celach klasztornych mnichów, potężne myśli kryjących pod szkaplerzem , królów-m yśiicieli zatopionych w księgach dziwnych i tajem niczych — zrekonstruow ała ona pogląd na całość kosmicz
nego rozw oju dziejów naszego planety. T radycja pisana naszej nauki sięga około 6.000 lat wstecz (licząc dane najw cześniejszego pisma klino
wego, sięgającego w epokę 4000 lat przed Chr.), poza te dane h istorja nie sięga. G eologja sięga o wiele dalej. B adając uwarstwowienie ziemi, w yko
paliska, szczątki życia organicznego, dochodzi aż poza okres laurentyński epoki eozoicznej, nie m ogąc jed n ak ustalić czasu trw ania tych odległych epok w rozw oju ziemi.
Ocena rozpiętości czasu tych okresów je s t tak różnorodna wśród uczo
nych, że trudno w ypośrodkow ać jak ą ś przeciętną, któraby wszystkich zadowoliła. Poza te okresy sięga nauka oficjalna już tylko hipotezam i dowolnemi, nieopartem i na żadnym konkretnym m aterjale dowodowym.
Jedne hipotezy wywodzą nasz system słoneczny z centralnej mgławicy w olno obracającej się w około swej osi, powoli gęstniejącej, stygnącej i kurczącej się, od k tó re j w skutek działania siły odśrodkow ej odryw ają się poszczególne pierścienie, z których potem pow stają planety — inne znów usiłują system nasz wywieść ze zderzenia się straszliw ego 2 ciał nie
bieskich, pędzących z ogrom ną szybkością naprzeciw siebie i skośnie o sie
bie uderzających — inne jeszcze łączą razem obie te hipotezy — słowem błąkam y się tu w ciemnościach, zgodni tylko w jednym kierunku, a m iano
wicie, że cały ten proces tw orzenia je s t wynikiem siły bezwładności i -siły ciężkości, które s a m e p r z e z s i ę działając, pow odują ruchy obrotow e
i posuwanie się ciał niebieskich. O jakichś wyższych duchowych przyczy
nach tego procesu nie chce nauka pozytyw na w ogóle słyszeć.
Religje znów ze sw oją sym boliką, tak trudną dziś do zrozum ienia, także nikogo nie m ogą przekonać. W każdym sym bolu je s t wprawdzie głęboko ukryta treść istotna, op arta na pradaw nej wiedzy w tajem niczo
nych, twórców tych religij, ale po pierwsze nie każdy p o trafi odczytać te symbole, a po drugie nie przem aw iają one do umysłu, tylko do serca, w y
m agając aktu wiary zam iast aktu poznania — zatem i one nie m ogą zaspo
koić naszej żądzy poznania i wiedzy. Jeśli jed n a k błądzimy tak i szukamy, to możeby w arto jed n ak posłuchać również, co w tej m aterji ma do pow ie
dzenia wiedza duchowa, ja k ą też ona postaw i hipotezę?
I tu spotykam y się z ciekawem zjawiskiem . Pseudo naukow e nawet hipotezy wiedzy pozytyw nej, chociaż w jednej i tej sam ej m aterji dia
m etralnie odbiegają od siebie, są w prost ze sobą sprzeczne — mimo to jednak nie budzą u nikogo śmieszności, są brane w rachubę, dyskutow ane, omawiane, zbijane przez jednych a podtrzym yw ane przez drugich — sło wem przyjm uje się je ja k o tem at dyskusji. Jeśli jed n a k w tej sam ej m a
terji wiedza duchowa zabierze głos, podając sw oją hipotezę — podnosi się odrazu straszliwy krzyk oburzenia, odrzucają odrazu tę hipotezę jak o niemożliwą w prost do dyskusji, ja k o m rzonkę i histeryczną fan ta zję sza
leńców i marzycieli.
Weźmy przykład.1) Poszczególni uczeni, opierając się na różnych danych, starali się określić średnią tem peraturę słońca. W yniki tych badań obracają się w bardzo wysokich ocenach, podaw ane tem peratury są w prost astronomicznych wielkości, bo od 1.400° do 9,000.000°. P o d aję odnośne zestawienie:
Newton 1,669.300° W aterston 9,000.000"
Gouillet 1.461° Spörer 27.000°
Zöllner 102.200° Deville 2.500"
Secchi 5,344.840° Soret 5,801.846°
Ericsson 2,726.000° Vicaire 1.398°
Fizeau 7.500° Rosetti 20.000°
W iedza duchowa w ystępuje z twierdzeniem (Indusi twierdzą to już dawno), że słońce prom ieniuje światłem zimnem, energetycznem , czystą energją, k tó ra dopiero w zetknięciu się z ziemią przybiera różne form y, jak: światło, m agnetyzm , elektryczność, — ale wiedza pozytyw na nie chce nawet dyskutować o tej hipotezie, a przecież chyba jasnem jest, że bliżej jest od 0° do 1398°, niż od 1398° do 9,000.000° naprzyklad, co? Okultyzm twierdzi, że tem peratura w ew nętrzna słońca wynosi 0°, to to je s t obsku
rantyzm i głupota, ale ja k jed en znawca twierdzi, że tem peratura słońca wynosi 1398° a drugi wywodzi że 9 m iljonów stopni, to jest wszystko w porządku. A może i 9 m iljonów stopni trochę za mało. W yobraźm y sobie ten 9-m iljonowo-stopniowy prom ień słońca, przebiegający szereg m iljo nów kilom etrów w tem peraturze bezwzględnego zimna — czy doszedłby do nas jeszcze ciepły, czy też musiałby wymrozić się na lód?!
1) B ław acka „G eheim lehre“ I, 525.
No, ale na szczęście nie wszyscy jeszcze tak myślą. Są i u nas jeszcze zdrow o myślący i sam odzielni badacze, dla których kanony wiedzy oficjal
nej nie są alfą i om egą św iatopoglądu i wiedzy. Zmarły we Lwowie inży
nier Rychnowski w jednej ze swych broszur, w których ostro występował przeciw nietolerancji ludzi nauki wobec poglądów przerastających ich pojm ow ania, pisze dosłow nie:1) ...„Promieniowanie słońca nie może też być wyłącznie świetlnem lub kalorycznem , lecz zasadniczo e n e r g e t y c z n e m, gdyż inaczej nie wyw ierałoby m agnetycznego wpływu na masę ziemską, nie zdołałoby je j wprowadzić w ruch obrotow y i postępowy, nie zdołałoby nadać tej masie stanu graw itacyjnego i elektrycznego — bowiem całe ożywienie m artw ej masy ziemskiej wynika z opromieniowa- nia je j przez ożywcze prom ienie słoneczne, zaw ierające w swem energe- tycznem jestestw ie wszystkie te zasadnicze pierwiastki, a mianowicie:
ruchu, światła, ciepła, elektryczności, m agnetyzm u, chemizmu i biomecha- nizmu.2)
N aturalnie, że takie tłum aczenie nie może pomieścić się w zaskorupia
łych czaszkach tych wysokich uczonych3), k tórzy ocenili słonce jak o ż a r z ą c y s i ę kolosalny piec niebiański o tem peraturze wielu tysięcy stopni, k tó reg o żar, ciepło i światło za pośrednictw em eteru kosmicznego przetransportow uje się na ziemię, a k tó ra to wspaniale uczona teza m ija się bardzo z istotną praw dą, jeżeli się uwzględni, że prom ienie słoneczne w południow ej godzinie miesiąca lipca są w stanie ogrzać ochronioną p ła
szczyznę do przeszło 60°. W obec znanego praw a, że promieniowanie ciepła słabnie z kw adratam i oddalenia —- prosty rachunek wykaże, że rozgrzanie do 60° Celsjusza z odległości 20 m iljonów mil, w ym aga zasadniczo tak wysokiej potęgi kalorycznej, ja k a niemożliwą je s t w odnośnych w arunkach.1-
N ajpraw dopodobniej słońce je st nader miernie ogrzanem , przez p o tężne istoty zam ieszkałem ciałem niebieskiem, którego siła energetyczna em ituje niewidzialne prom ienie energetyczne do nieskończoności wszech
światow ej. Odnośne prom ienie są złożone z niezmiernie małych, prawie bezważkich d r o b i n 2) o potężnym potencjale energetycznem , które, dostaw szy się w obręb atm osfery ziem skiej, t r a n s f o r m u j ą s i ę n a f o r m ę ś w i e t l n ą , a doznawszy stosow nego oporu w m aterjalnej ma-
1) „W ytyczny pogląd n a istotę n a u k i ścisłej“, str. 13.
2) Identyczną tezę staw ia P a p u s w książce p. t. „W iedza Magów“. Na str. 33 czytam y: „P rom ienie słoneczne przynoszą całej planecie ruch, którego połączenia, m niej lub więcej intensyw ne, z m a te rją , w y tw a rz a ją w szystkie znane siły fizyczne.“
3) Z w racam uw agę że inż. R ychnow ski, którego znałem osobiście nie był o k u lty stą, a tylko sam odzielnym badaczem w dziedzinie fizyki i przyrody, pozo
stający m n a ściśle re aln y m gruncie dośw iadczalnym .
x) Szybki obrót m asy słońca, rozżarzonej do tego stopnia, m u siałb y ją do
prow adzić do zupełnego rozsypania się i rozluźnienia. M aterja, ta k rozrzedzona, nie m ogłaby w ru c h u obrotow ym utrzym ać swej spoistości.
2) W arto tu porów nać rozdział z B ław ackiej „G eheim lehre“ p. t.: „Sit lum en corpus a n n o n ? “ w k tó ry m a u to rk a a ta k u je obecną hipotezę pow staw ania św iatła jak o ru c h u falistego eteru, a stosow nie do tez okultyzm u starożytnego uznaje św iatło za m a te rję tylko w stan ie ogrom nie rozrzedzonym . Kryłoby się to do
k ład n ie z poglądam i inż. Rychnow skiego.
sie ziemi, przybierają też dalej form ę k a l o r y c z n ą oraz ostatecznie sta ją się przyczyną ruchu obrotow ego ziemi, ponieważ odnośne prom ienie pod wpływem m agnetyzm u ziemi u leg ają takiem u zboczeniu, że po stronie wschodniej działają przyciągająco, a po stronie zachodniej odpychająco
— co się ujaw nia obrotem lewym m asy ziem skiej.3)
Przykładów takich m ożnaby dać bez liku i nietolerancja ludzi nauki jest tu naprawdę horendalna. Nie w olno sądzić inaczej, bo to się sprzeci
wia „zdrowym zm ysłom “, ja k nie w olno było sądzić, że ziemia krąży naokoło słońca, bo to sprzeciwiało się ówczesnej wiedzy teologicznej, ja k nie wolno było uwierzyć, że krążenie krwi w żyjącem organiźm ie polega na czynności serca — tylko tkwiono z uporem i tępą bezmyślnością przy klasycznym frazesie A rystotelesa, że wychodząca ze serca ciepła para skrapla się w zimnym m ózgu. Dr. Jen n er odkrył, że zaszczepienie kro- wianki zabezpiecza przed zakażeniem ospą. Pow iadom ił o tern londyńską akadem ję um iejętności, a ta zwróciła mu je g o elaborat z dopiskiem, by się z takim niedorzecznem głupstwem nie zwracał więcej do akadem ji!
Nie widzą ci „uczeni“ , że z biegiem wieków p ogląd p ada po poglądzie, hipoteza następuje po hipotezie, niewzruszone — zdaw ałoby się — kanony wiedzy padają ja k domki z kart, a tezy niedawno okrzyczane ja k o m rzonki i fantazje, uzyskują praw o obywatelstwa i sta ją się nowemi kanonam i wiedzy.
Nie zapom inajm y dalej, że są ludzie, k tórzy w yprzedzają swój czas, a nie muszą być okultystam i. Kopernik ze swą te o rją obrotu ziemi, Redi z teorją, że wszystko co żyje rodzi się z żyjących zarodków , H ervey ze swą teo rją krążenia krwi, prof. F araday, w skazujący już w r. 1816 na czwarty stan skupienia m aterji, Toricelli, k tó ry swemi doświadczeniami zbił tezę istnienia w przyrodzie t. zw. „h o ro r vacui“, Lavoisier, k tó ry stw orzył te o rję spalania się jak o procesu chemicznego, Edison, w k tó reg o fo n o g ra f aka- dem ja paryska ani rusz nie chciała uwierzyć — to wszystko pionierzy p o stępu, którzy dając ludziom nowe, nieznane praw dy, byli obrzucani b ło tem i ośmieszani.
A jednak praw dy te zwyciężyły!! Pam iętajm y o tern, że fan tazje Ver- nego, które czytaliśmy z radością i przejęciem ja k o młodzi chłopcy — w ciągu tego jednego krótkiego naszego życia stały się aż nazbyt kon- kretnem i rzeczywistościami, które podczas w ojny niejednokrotnie poczu
liśmy na własnej skórze! Czemu zatem a priori odrzucać tezy wiedzy duchowej dlatego tylko, że dochodzi ona do nich innemi drogam i p o zn a
nia, niż wiedza pozytywna?!
W myśl zatem zasad tolerancji pozwólm y przem ówić w kw estji powstania naszego system u słonecznego również i wiedzy duchowej. P o słuchajmy, co ona nam powie, porów najm y je j tezy z tezam i nauki pozy
tyw nej, zobaczmy z jakich skutków wywodzi ona praprzyczyny świata jak o podstaw y jeg o rozw oju i osądźmy, czy te tezy nie po trafią nam prędzej wyjaśnić zagadki bytu i tworzenia, niż zimne i bezduszne poglądy oficjal
nej nauki. A jeśli już tezom tym nie chcemy dać praw a obyw atelstw a 3) P rom ienie energetyczne d ziałają odpychająco, uderzając prostopadle, zaś przyciągające, gdy p a d a ją na m asę pod k ątem ostrym .
w nauce, tra k tu jm y je ja k piękną, harm onijną powieść, dźwięczny poemat, k tó reg o rym y biorą początek w harm onji sfer, ja k fan ta zja V ernego, która pew nego pięknego poranku może się urzeczywistnić przed naszemi zdumio- nemi oczami jak o realna i przekonyw ująca rzeczywistość. Tak nastrojeni zaczniemy się wraz z wiedzą duchową zastanaw iać nad powstaniem ziemi
i naszego system u słonecznego. C. d. n.
1Z . 1 zz Tomira Zori
a podświadomość
Wszystko, cokolwiek posiada kształt, obdarzone jest barwą. O b d a r z o - n e, barw a bowiem nie jest przynależną konglomeratom atomów lub żywio
łom. Ccemże więc jest istota barw i jaką jest ich geneza?
Jeśli biały prom ień św iatła słonecznego przepuścimy przez trójkątny kaw ałek szkła, zwany pryzm atem , otrzym am y rozszczepienie się pierwotnej białości na siedem barw różnych, zwanych pod imieniem widm a słonecznego.
Dokładna analiza naukow a dowiodła, żc każda z tych barw posiada odrębną m iarę wibracyjną. Podstaw ą barw jest więc l i c z b a .
N ajm niejszą ilość w ibracyj posiada kolor czerwony, najw iększą i n a j
szybszą — fioletowy. Czerwony prom ień widm a czyni 474 bil jonów drgnień na sekundę, fioletowy — 709. Skala drgnień przedstaw ia się w ten sposób:
B a r w y : I l o ś ć d r g n i e ń n a s e k u n d ę :
Czerwona 477 biljonów
Pom arańczow a 506 „
Żółta 535 „
Zielona 577 „
Niebieska 622
Indygo 648 „
Fioletowa 709 „
Różnica drgnień tworzy niezm iernie ciekawy stosunek liczbowy, do któ
rego wrócimy.
W idzim y więc, że istnieje stopniowe wznoszenie się ilości drgnień skali barw nej między barw ą czerwoną a fioletową. Prom ienie i barw a pozafioł- kowa posiadają o wiele większą liczbę drgnień, stając się tern samem niedo
strzegalną dla wzroku fizycznego, oko nasze bowiem nie reaguje n a wibracje, przekraczające granice barw y fiołkowej.
Siedem barw pryzm atycznych widm a słonecznego odpowiada siedmiu tonom gamy muzycznej, mocą jednakiej ilości drgnień. Gdy drgnienia prze
kraczają pew ną granicę — bębenek ucha poprostu nie m a czasu na reakcję przed każdym następującym impulsem dźwiękowym. T rw a więc w bezruchu czyli przestaje „słyszeć“. Ciemność i milczenie są więc wzrokowo - siu chowym odpowiednikiem. Trzecią stroną tego „martwego trójkątu“ — jest chłód, bę
dący podobnem obniżeniem skali w ibracyjnej dla nerwów czucia. Osoby wrażliwe n a dźwięk i barw y cierpią niewymownie przy zetknięciu się z zim
nem.
B arw a jest w takim stosunku do światła, jak niskość lub wysokość tonu do dźwięku: uzależniają się od ilości drgnień.
Każde ciało posiada właściwość o d b i j a n i a pewnych składowych
barw w idm a słonecznego. W podobny sposób oko reaguje n a rozm aite rodzaje promieni, odbitych od ciał fizycznych. Jeśli ciało p o c h ł a n i a , absorbuje wszystkie kolory spektra, oprócz czerwonego, np. który o d b i j a , wówczas zabarwienie jego staje się czerwonem i t. d. Ciała o zabarw ieniu białem od
b ija ją wszystkie promienie barwne, czerń — wszystkie te prom ienie pochła
nia. Kolor żółty, ulubiony kolor Wschodu, najdoskonalej odbija światło sło
neczne.
W życie nasze, od chwili urodzenia, w plata się m ało uświadam iany, lecz potężny wpływ barw. Są one pierwszem wrażeniem wzrokowem, odbijającem się w sposób niezatarty na kształtującej się świadomości. Otacza nas roz
legła gama kolorów, stając się źródłem piękna i reakcyj psychicznych. Każda reakcja wzroku przy zetknięciu się z tą lub inną barw ą, wywołuje pew ną zmianę w świadomości, pew ną działalność um ysłu i refleks uczuciowy. Kwe
st ja wpływu barw n a psychikę i świadomość człowieka zasługuje n a wszech
stronne i dokładne zbadanie.
W jaki sposób w pływ ają barw y n a świadomość? W jaki sposób powstał międzynarodowy język symbolizmu barw? By na te pytania odpowiedzieć — zatrzym ajm y się przez chwilę na pobieżnej analizie pojęcia „świadomość".
Świadomość, jak każdy proces i każdy przejaw życia, tworzy trójnic w1 jedności. Mądrość W schodu i psychologja nowoczesna dzieli świadomość na trzy elementy, będące w zasadzie jednością: podświadomość, świadomość norm alną i nadświadomość. Podobną trójnię w jedności tworzy istnienie, składające się z narodzin, życia i śmierci, i oddech, dzielący się n a wdech, zatrzymanie powietrza w płucach i wydech, ja k czas, rozpadający się na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Podświadomość — to potencjonalna pamięć doświadczeń przeszłości, skład, w którym się gromadzą wrażenia, uczucia, refleksy i reakcje długich wieków. Podświadomość jest wspólną ludziom i zwierzętom oraz niektórym wysoce rozwiniętym gatunkom drzew, jak to dowiódł prof. Boże i Maeterlinck.
Zwierzę kieruje się impulsam i i doświadczeniem podświadomości, człowiek rzadko czerpie świadomie ze skarbów nagrom adzonych w tym rezerwuarze miljonów żyć.
Świadomość właściwa jest reakcją m echanizm u mózgowo-nerwowego na szereg impaktów ze światem zewnętrznym. Jest spostrzeganiem mózgwo- zmysłowem. Nadświadomość zaś, składową częścią której jest intuicja, n a- zwaćby można rzutem w przyszłość, sięgnięciem w nadczłowieczeństwo, ze
tknięciem się z Szopenhauerowską W eltseele — Duszą Świata, błyskami genjuszu.
A więc — podświadomość należy do przeszłości, świadomość właściwa działa w przekroju teraźniejszości, nadświadom ość jest w rzynaniem się przy
szłości w płaszczyznę teraźniejszości.
Rolę podświadomości w rozwoju i psychice człowieka określiła od w ie
ków ezoteryczna mądrość W schodu. Psychologja nowoczesna z Freudem , Adlerem i James’em n a czele czyni niezm iernie ciekawe doświadczenia w tym kierunku. Na gruncie badań m echanizm u podświadomości pow stała tak m odna obecnie teorja psychoanalizy.
Barwa, czy też połączenie barw wywiera wpływ olbrzymi na wszystkie trzy fazy świadomości człowieka. Poza szkołami okultystycznemi istotą i wpływem barw zajm uje się założony w Anglji „International Colledge of
Chromatics“. (C. d. n.)
Leon Denis
Wielka zagadka
P rzek ład Ja n in y K rzeczyńskiej.
W dniach sm utku i zgnębienia, w ciężkich godzinach życia, otw órz tę książkę. P rzem ów i ona do ciebie echem głosów z góry, natchnie cierpli
wością, poddaniem się prawom w iekuistym .
Gdzie i dlaczego zam ierzyłem ją napisać? Było to pew nego zim ow ego wieczoru, spędzonego na przechadzce po lazurow em w ybrzeżu Prowancji.
Nad cichem m orzem gasło słońce. Złote je g o promienie, m uskając uśpione fale, nieciły gorejące barwy na szczytach skał i przylądków , a na bez
chm urne niebo w ypływ ał blady nów księżyca. Niezmierna cisza obejm owała świat. Z oddali jed yn ie dzw on dźwięczał wolno na Anioł pański. Słuchałem w zadumie stłum ionych szm erów i gwaru ledwie dosłyszalnego pobliskich miast, rozbawionych św iątecznym dniem , słuchałem głosów , które w m ej duszy śpiewały.
M yślałem o niefrasobliwości człow ieka, k tó ry oszałamia się uciechami, by łatw iej zapom nieć o celu życia, jeg o nakazujących obowiązkach, twar
d ej odpowiedzialności. M orze szumiące z cicha, przestw ór niebieski, gdzie pow oli w yiskrzały się gw iazdy, przenikliw e zapachy m irtu i sosny, w szystko to owiewało m nie ja kim ś subtelnym , a głębokim czarem.
I posłyszałem głos: „W ydaj książkę, którą ci natchniem y, książkę nie
wielką, streszczającą w szystko, co dusza ludzka wiedzieć powinna, aby łatw iej iść sw oją drogą; w ydaj książkę, która dowiedzie w szystkim , że życie nie je st rzeczą błahą, lekceważenia godną, lecz walką o podbój nieba, dziełem doskonalenia, wznoszenia się, dziełem , kierowanem przez prawa dostojne, nad którem i buja wiekuista Sprawiedliwość, miarkowana przez M iło śćr
Sprawiedliwość! C zyż je st na tym świecie potrzeba niezbędniejsza dla tych w szystkich, któ rzy cierpią, których dusza rozdarta, nad potrzebę wiary i pewności, że sprawiedliwość nie jest słow em pustem , że istnieją gdzieś wyrównania za w szystkie bóle, uświęcenie w szystkich obow iązków , u k o jenie w szystkich nieszczęść?
O tóż, przyznać należy, że bez w zględu na rodzaj naszych poglądów politycznych i społecznych, ta doskonała i najw yższa sprawiedliwość nie je s t z tego świata. W instytucjach ludzkich je j nie znajdziem y.
A choćbyśm y zdołali poprawić i udoskonalić te instytucje i zm niejszyć tern sam em ilość niedoli ludzkich, są p rzyczy n y zmartwień, kalectwa okrutne, przeciw k tó ry m nigdy nie zdołam y się obronić: utrata zdrowia,
w zroku, rozum u, rozłąka z istotam i ukochanem i i cały niezm ierzony k o ro wód cierpień moralnych, tern żyw szych, im człow iek je st wrażliw szy, a cywilizacja bardziej posunięta.
Pomimo w szelkie ulepszenia społeczne nigdy nie dojd ziem y do tego, żeby zło i dobro otrzym ały tu na ziem i całkow ite zadośćuczynienie. Jeśli istnieje sprawiedliwość zupełna, znaleźć ją m ożna jedynie na tam tym świę
cie; któ ż nam w szakże dowiedzie, że ten zaświat nie je s t m item , ułudą, chi
merą? M ijały religje, filo zo f je, osnuwając duszę ludzką bogactw em sw ych poglądów i nadziei. A na dnie sumień wciąż k r y je się zwątpienie; poddano krytyce drobiazgow ej w szystkie dawne teorje i z całego dorobku, k tó ry m się chlubiono, pozostały gruzy.
W ówczas to w rozm aitych punktach ziem i w ystąpiły zjaw iska p sy
chiczne. Różnorodne, ciągłe, a niezliczone, niosły nam dow ód istnienia świata duchowego, niewidzialnego, rządzonego p rzez prawa ścisłe, równie niewzruszone, ja k prawa m aterji, świata, chow ającego w swych głębiach tajemnicę naszego pochodzenia i naszych przeznaczeń.1) Powstała now a nauka, oparta na doświadczeniach, na wywiadach i świadectwach znakom i
tych uczonych; przez nią nawiązują się stosunki z tym światem niew idzial
nym, k tó ry nas otacza, a na ludzkość spływ a potężne objawienie, niby czysta i odradzająca fala.
* *
M oże nigdy w biegu historji Francja nie odczuwała bardziej koniecz
ności now ego zw rotu w dziedzinie m oralnej. R eligje straciły wiele ze sw ej przewagi, a zatrute owoce*m aterjałizm u dają się odczuć wszędzie. One to wywołały krwawe starcie m iędzy narodami, z któ reg o przestrogi niewiele skorzystaliśm y. Obecnie dzieło zgubne prow adzi się dalej. O bok samo- lubstwa i zm ysłow ości jednych, panoszy się brutalność i pożądliw ość innych.
M nożą się gw ałty, m ordy i sam obójstw a. Z m ow y robotnicze przybierają coraz tragiczniejszy charakter. Jest to walka klas, rozpętanie żądzy i szału.
Głos ludu potężnieje; nienawiść m ałych w zględem tych, k tó r z y posiadają i używają, stara się przejść z dziedziny teorji do dziedziny czynów . W o b y czaje robotnicze wkradają się p ra kty ki barbarzyńskie, niszczące w szelką cywilizację.
Oto są sku tki błędnego wychowania narodowego. Od w ieków ani Szkoła, ani Kościół nie w ykładają ludowi tego, co niezbędnie wiedzieć powinien: racji istnienia, prawa przeznaczeń, istotnego pojm ow ania obo
w iązków i odpowiedzialności, z nich płynącej. Stąd wszędzie, u góry i u dołu nieład w inteligencjach i sumieniach, zam ęt, dem oralizacja, anar
ch ja. Grozi nam upadek społeczny.
1) Zobacz: Leon Denis: „Dans l’Invisible“. Id. „C hristianism e et S piritism e:
P reuves experim entales de la survivance.“
r
Czyż trzeba bądzie zstąpić aż w głąb otcbłanną niedoli publicznej, by d ojrzeć błąd spełniony i zrozum ieć, że przedew szystkiem należy poszuki
wać promienia światła, k tó ry rozjaśnia pochodow i ludzkości krątą drogą, wiodącą wśród trzęsawisk i złom ów skalnych?
CZĘŚĆ I.
B Ó G I W S Z E C H Ś W I A T . I. W ielka Zagadka.
Czy istnieje jakiś cel we wszechświecie, czy istnieje jakieś praw o?
Lub może wszechświat ten je st tylko otchłanią, w k tórej gubi się myśl, nie znajdując oparcia i w iruje, ja k uschły liść pod tchnieniem w iatru?
Czy istnieje jak a ś siła, nadzieja, pewność jakaś, któ ra pozwoliłaby nam wznieść się do celu wyższego, do zasady, do istoty, utożsam iającej dobro, praw dę, m ądrość; lub może niema nic w nas i dokoła nas prócz zwątpienia, niepewności i m roków ?
Człowiek, myśliciel, zagłębia w zrok w nieskończone przestworza.
Bada niebiosa, szukając tam rozwiązania dwóch wielkich zagadnień, zagad
nienia świata i zagadnienia życia. Rozważa w spaniały wszechświat, w k tó rym czuje się, ja k zanurzony. Śledzi pochód olbrzym ów przestrzeni, tych słońc nocy, przerażających ognisk, których światło przenika w ponure bez
kresy. P y ta tych gwiazd, tych nieprzeliczonych światów, lecz one m ijają nieme, zdążając swą drogą do celu, któ reg o nie zna nikt. Przygnębiająca cisza panuje nad otchłanią, otacza człowieka i czyni ten wszechświat b a r
dziej uroczystym jeszcze.1)
Dwie rzeczy wszelako dostrzegam y od pierwszego spojrzenia we wszechświecie: m aterję i ruch, substancję i siłę. Światy utw orzone są z ma- terji, a m ate rja owa, bezw ładna sam a przez się, porusza się. Któż więc w prawia ją w ruch? Co za siła ją ożywia? Pierwsze zagadnienie. Teraz człowiek przenosi swą uw agę od nieskończoności ku sobie samemu. Tę m aterję i siłę wszechświata odn ajd u je i w sobie, a obok nich czynnik trzeci, zapom ocą k tó re g o dostrzegł, zmierzył i poznał tam te: Inteligencję.
Atoli niteligencja ludzka nie jest, jak o taka, swą własną przyczyną.
Gdyby człowiek był dla siebie przyczyną, m ógłby utrzym ywać i zachować swą władzę życia; tymczasem w ładza ta, podległa zmianom i upadkom, wym yka się je g o woli.
* * *
Skoro inteligencja je s t w człowieku, musi znajdow ać się i w tym wszechświecie, do k tó reg o człowiek należy, ja k o cząstka uzupełniająca.
Co istnieje w cząstce, musi znajdow ać się i w całości. M aterja je s t tylko odzieżą, form ą czułą i zmienną, w k tó rą przyodziew a się życie; trup nie porusza się i nie myśli. Siła je s t poprostu działaczem, powołanym do pod
trzym yw ania czynności życiowych. Inteligencja zatem rządzi światami.
1) Cisza ta je st w zględną i w y n ik a jedynie z niedoskonałości zmysłów n a szych.
O bjawia się ona przez praw a m ądre i głębokie, k tó re zachow ują ład we wszechświecie.
W szystkie prace i poszukiw ania wiedzy w spółczesnej dow odzą dzia
łania praw naturalnych, k tó re pod przew odem Praw a najw yższego tw orzą harm onję powszechną. Przez praw o to przejaw ia się najw yższa Inteligen
cja, jak o świadomy rozum, ja k o Jednia wszechświata, do k tó re j zbiegają się wszelkie stosunki i gdzie wszystkie istoty czerpią siłę, światło i życie;
jest to Istota absolutna, doskonała, zasada niew zruszona i wiekuiste źródło wszelkiej prawdy, wszelkiej m ądrości i wszelkiej miłości.
* :Jc
❖
Pewne zarzuty są do przew idzenia wszakże. M ożna mi naprzykład powiedzieć: minął już czas wygłaszanych przez dawne szkoły teoryj o m a
te rj i, sile i inteligencji. Zastępują je poglądy nowe. O becna fizyka w yka
zuje, że m aterja rozkłada się przy analizie, rozszczepia na ośrodki sił i że siła zostaje wchłonięta przez eter wszechświata.
Praw dą jest, że system y starzeją się i m ijają, lecz idea wieczna u k a zuje się w form ach nowych i coraz wspanialszych. M aterjalizm i spirytua- lizm, to dwie przejściowe postacie wiedzy. Ani m aterja, ani duch nie są tern, za co je uważały dawne szkoły, a być może, iż m aterja, myśl i życie, są złączone ścisłymi więzami, które zaczynam y dostrzegać.
W szelako niektóre fakty trw ają i wyw iązują się nowe zagadnienia.
Siła i m aterja wchłaniane są przez eter; czem jed n a k je s t eter? Mówią nam , że to m aterja pierw otna, ostateczne podłoże wszelkiego ruchu. Sam eter przebiegają niezliczone drgania: prom ieniow ania świetlne i cieplne, p rądy elektryczności i m agnetyzm u. Ruchy te muszą być regulow ane w jakiś sp o sób. Siła w ytw arza ruch, ale siła nie je s t praw em . Gdyby działała na ślepo, bez kierunku, nie m ogłaby w ytworzyć ładu i harm onji we wszechświecie.
A ład i harm onja są oczywiste. Na szczeblu najw yższym drabiny sił w ystę
puje energja myślowa, wola, inteligencja, k tó ra tw orzy form y i kreśli praw a.1)
W takim razie, powiedzą nam, bezwład je s t tylko w zględnym , skoro m aterja to skupienie energji. W istocie wszystkie składow e cząsteczki każdego ciała są w ruchu. Jednakże zgrom adzona w tych ciałach energja może dojść do działania dopiero po rozluźnieniu składającej je m aterji.
Nie stosuje się to do planet, których pierwiastkiem je st m aterja w najw yż
szym stopniu swego skupienia. Ich ruchy zależeć muszą od siły w ew nętrz
nej, pobudzanej wszakże przez en erg ję zew nętrzną, m otor pierw otny.
„Bezwład, powiada G. Lebon2), je s t to op ó r niew iadom ego pochodze
nia, jaki staw iają ciała wszelkiemu ruchowi, czy zmianie ruchu. O pór ten daje się wymierzyć, a m iarę taką określa się mianem masy. M asa więc jest m iarą bezwładu m aterji, w ykładnikiem oporu, staw ianego ruchow i.“
1) G. Lebon pomimo sw ych niedom ów ień („rev o lu tio n de la m atió re“, str. 275) zm uszony jest przyznać: „W szystkie te urządzenia ta k ścisłe, ta k cudow nie dostosow ane do celu, kierow ane są przez siły zachow ujące się ta k w łaśnie, jak- gdyby obdarzone były jasnow idzeniem znacznie wyższem od rozum u. To, co dokonyw ują one n ieustannie, przew yższa niezm iernie w szystko, co zdoła u rze
czyw istnić najb ard ziej p osunięta wiedza."
2) Revue scientifique, 17 X 1903.
Wszyscy myśliciele od P itag o rasa do Claude B ernard'a utrzym ują, że m ate rja pozbaw iona je s t samodzielności.
W szelkie usiłowania, by odszukać w substancji sam odzielność, zdolną organizow ać i w yjaśnić silę, zawiodły dotąd.
Trzeba więc zgodzić się z koniecznością istnienia jak ie jś siły transcen
dentalnej, aby zrozum ieć system świata. M echanizm niebieski nie da się objaśnić bez siły początkow ej. M gławica pierw otna, macierz planet i słońc, ożywiona była ruchem wirowym. Kto wszakże udzielił je j tego ruchu?
O dpow iadam y bez w ahania: Bóg!1) C. d. n.
Stefan Kowalski
Miłość, jako czynnik ewolucji we wszechświecie
Miłość w swem założeniu, to potężny bodziec impulsyjny, będący pod
staw ą istnienia indywidualnego życia i rozwoju każdej ziemskiej formy bytu;
to prawo przyrody, pulsujące w e wszelkich jej przejawach, jako niespożyte dążenie w każdej materji do istnienia, trw ania i rozmnażania się; to ciążenie do zjednoczenia i wzajemnego dopełnienia się w w yrazie afektu dwóch prze
ciwnych sobie biegunów: męskiego i żeńskiego, celem tworzenia nowych bytów z treści już istniejących. Jest to siła rządząca niepodzielnie, objawia
jąca się całej przyrodzie praw em wiecznego odradzania się, nakaz do coraz nowego staw ania się, do nieustannej ewolucji.
Miłość jest jednem z zasadniczych praw, będących osią kształtowania się materji, bodźcem warunkującym każde życie, motorem posuwającym je w zw yż od nizin nieświadomego bytu, aż do szczytów ducha. Popęd miłosny oznacza pewien w ew nętrzny impuls, działający ze stałą siłą, dążący do zaspo
kojenia, stojący na pograniczu ciała i psychiki; jest on czemś zasadniczem, przyrodzonem, stojącem u samych podstaw wszelkiego życia; nosi charakter regresyjny, gdyż dąży przez wyładowanie do osiągnięcia pierwotnego stanu swego napięcia.
Miłość dąży do reinkarnacji, czyli odradzania się w przeciwieństwie do samego życia, noszącego w sobie zarodek destrukcji, t. j. śmierci. Gdzie tylko przejawia się w przyrodzie życie — jest ono skutkiem tej siły, promieniującej zarówno w kierunku rozmnażania gatunku, jak i zachowania go. Miłość w pra
wia w drżenie w szystkie istoty w ich najwewnętrzniejszem przeżyciu; genezą jej jest tw órczy dreszcz, mający poza celem fizycznem odradzania się, wyższe ukryte cele. Miłość jest silniejszą od śmierci i przeżyw a tę ostatnią. Działa ona w całej przyrodzie, prawom jej podlega wszelkie życie tak widzialne, jak i niewidzialne, dynamika jej rządzi według niezmiennego kodeksu w całym świecie, dostrzegalna dla nas jedynie w w yższych ugrupowaniach materji.
Obserwując dostępne dla naszych zmysłów objawy miłości w świecie roślinnym, zwierzęcym i ludzkim, nie mamy podstawy do negowania istnienia ich zarówno w świecie mineralnym jak i w jakiemkolwiek innem ugrupowaniu atomów, choćby nieuplastycznionem jeszcze w w yrazie zgęszczonej materji.
1) Dopisek u zu p ełn iający Nr. 1 n a końcu dzieła.