• Nie Znaleziono Wyników

Poradnik dla Pracowników Świetlic Żołnierskich : wydawnictwo Polskiej YMCA w W. Brytanii 1944, nr 47

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Poradnik dla Pracowników Świetlic Żołnierskich : wydawnictwo Polskiej YMCA w W. Brytanii 1944, nr 47"

Copied!
34
0
0

Pełen tekst

(1)

PORADNIK

d la { \fr a a y u n u J ith ij'

ŚWIETLIC

wychwrudtJuMy {

{¿Mu} m u

(2)
(3)

POKĄD

Redakcja: Nr 47

¿.W ójcicki I.Wieczorkcwa

DhTQtra v u m m w ■rpytawtt . 39-A.MADD0X STR. .LONDON W .l L ipiec 1544 Numer zd ob ił:

Jan P o liń sk i

Od Redakcji

Jesteśmy pewni,że w sercach w szystkich Polaków słowo "Kraj" w obw ili obecnej n a j s iln ie j s z e budzi echa.Spiesząc z pomocą św ietlicom z nowym zaso­

bem świeżo uzyskanych materiałów z prasy i wydawnictw krajowych pomysłowo­

ś c i pracowników ś w ie t lic pozostawiamy jak n a jp e łn ie jsz e ic h wykorzystanie.

Numer otw ierają słowa w stęp ie,sk reślo n e na naszą prośbę przez k olegę,k tóry w c z a sie wojny b y ł zarówno oficerem oświatowym w S zk o cji,ja k i kurierem do kraju i z kraju i swą osobą w iąże kadry pracowników oświatowych em igracji z naszymi kolegami w kraju.

Pamiętam parę m iesięoy temu gdy żegnałem Was s io s t r y i b ra cia najm ilsi,druhow ie ty lu wzruszeń i obaw,ty­

lu prac i rozważań,patrzyliśmy sob ie prosto w oczy poważnie i dojrzale.C zy znowu będziemy razem i k ied y, na m iłość boską kiedy? Dobrze b y ło byó z Wand wśród d eton acji wysadzanych gmachów,wśród gorączkowej atmosfery łapanek,wśród martwego szozekotusalw egzekucyjnych plutonów niem ieokich i naszych polsk ich "przewag"orężnych.

Dobrze było i zaszczy tn ie byó jednym z Was, jednym z ogniw w ie lk ie j,w sp a n ia łe j podziemnej maszyny Wolności.

Nasza walka podziemia zro d ziła s i ę spantanioznie i jednocześnie na te r e n ie całego Kraju,w miastach,wsiach i miasteczkach i przede wszystkim w niezw yciężonej - n ie znającej poddania s t o lic y w alczącej Europy - Warsza- w ie.N ie trzeba b yło żadnych poleosń,ozy instrukcyj.W alka podziemna zr o d z iła s i ę we w szystkich środowiskach politycznych,społecznych i ideowo wychowawczych,w szeregach harcerskich i w ruchu młodowiejskim,wśród so c ja ­ lis tó w i narodowo ów, ludowo ów i piłsudczyków. Państwo p olsk ie w permanenoji z w szystkiego jego organami i prze­

jawami ży cia ,P o lsk a wbrew wszelkim przeszkodom,naprzekór każdej przemocy,każdej obłudzie i eg o isty czn ej ł a t tw iźnie - oto b y ł program Ruchu podziemnego wypisany w sercach t e j w ie lk ie j zgranej gromady lu d z i,w ie lk ie j prostotą i bohaterstwem dnia oodziennego.

P o lsk i ruch podziemny z r o d z ił s i ę z w ie lk ie j m iło ści - n ie budował on na poczuciu zemsty i nien aw iśoi, to byłoby za słab e pobudki dla przetrzymania w wysokim n ap ięciu tych strasznych i długich l a t wojny. Motorem przetrwania mógł byó tylk o głęb ok i i powszechny patriotyzm ,oraz fanatyczne pożądanie swobody i w o ln o śc i,g łę ­ bokie przywiązanie do podstawowych zasad prawa i prawd wiary.

W Waszym pięknym memoriale do młodzieży wolnego św iata,k tóry wiozłem z kraju do Yf.Brytanii przew ijało s i ę s i ę główne Wasze mott:"Najważniejszą rzeczą j e s t człowiek".

I to j e s t w łaśnie n a jtr a g ic z n ie jsz e - odchodzą lu d zie w sp an iali »ludzie w y ro śli w tamtej atmosferze,wycho­

wani w trudach i w alce.O dejście każdego z n ich to niepowetowana s tr a ta d la P o ls k i,d la Europy,dla ludzkości.

Mosty,kościoły,gmachy - to wszystko da s i ę odbudcwaó»najtrudniej j e s t wychować Człowieka.

W ierzę,że zarówno w gasnących oczach tych co giną na barykadach jak i tyoh ,k tórzy t ę jedyną w św ieoie walkę kontynuują t l i s i ę n a d zieja ,że n ie c i e r p i e l i na darmo,że n ie walozą na darmo.Że z "trudów io h i znoju Polska powstanie by żyó".

113 Jerzy L erskl

(4)

ŚWIETA-BARBARO MIEJ ‘ W-OPIECE LUDZI-PODZIEMIA

Z prasy podziemnej

L itan ia do Św.Barbary

Kyrie e le is o n , Chryste e le iso n Św.Barbaro, Panno i Męczermiczko

1» " Górom rozkazująca •H

n " Twierdzo na obronę naszą a

znakomita

tt " W w ięzien iu wolna Ö

n " Opiekunko górników cd

N " Patronko P o lsk i Podziemnej « n " Siostro kolporterek

N " Strażniczko tajnych drukarzy Q>

tt " Towarzyszko podziemnych ż o ł­ •H

n ierzy Oi

w "" Opiekunko łą czn iczek i kurie­ H

rów »d

« " Tarczo żo łn ierzy dywersji i 'O

sabotażu w walce o wolność tt " Otucho więzionych

n " Męstwo torturowanych 19 " Na śmierć nieustraszona tt " Zwycięska bohaterko Abyś nam męstwo i odwagę wyprosiła

Abyś nam cierp liw o ść i ufność wyjednała & 1 Abyé nam hart i pogodę ducha dała

r j Abyś konającym z pomooą przybyła

Abyś nam zwycięstwo wybł&gała

Chryste, który w id zisz iż za sprawiedliwą b ijen y s i ę rzecz,

Chryste u sły sz n as, Chryste wysłuchaj nas. 11U

(5)

Z k sią żk i p.t."W ogniu"

TZWW Warszawa 1944 r . Opracowanie P.S.W.

Jafo Mych M ii

Z posoru zakrawa to na wędrowny obóz h arcerski, ozy na zbiorową wycieczkę młodzieży bawiącej s i ę w

Indian.

Leśny biwak. Szałasy kryte jed lin ą i spławami Świerków. Gładko zasłane prycze z palików i cetyn y.

Z ziemnej kuchni polowej płyną n ie b ie sk ie dyny, ko­

t ł y parują zapachem kawy. Na łą sz o e banda nagusów odprawia gdjwiaatyosne nabożeństwo i c ią g n ie potem z ręcznikami, do k ą p ie li.

Leśny biwak. S załasy, kuchnie, ogniska, maszt ohorągwiany, kapliczka. Jak za pogodnych dni przed­

wojennych. 'Cylko w stojakach połyskuje l ś n iące broń, a doheła obozu w haszozaoh ukryte zbrojne o z o jk i.

Wojna j e s t .

Wypoczynek i praoa. Ćwiczenia i nauka. Nogi j e ­ szcze b olą po dalekich narożach - a oto popisy spor­

towe i g ry, skoki i rzu ty. Są m ajstry wywijające w rozbiegu kozła w powietrzu, s ą m iłośn icy p i ł k i . W

je szcze tkwi w p — lamio wystrzałów i detona­

c j i - a oto patefan wrzeszczy p a te ty c z n ie , harmonia pojękuje pod drzewami, snuje s i ę tęskna melodyjka.

W oczach je szcze niedawne b la s k i łuny i czarne prze­

str z e n ie nocnych marszów - a oto w g a rści książka - podręcznik terenoznawstwa ozy regulamin, obdarty tom pow ieści albo broszurka "z pod ziem i".

Obiad pachnie bigosem, gularzem i zupą godną or­

dynce kich stołów , ognisko - dymem wesołym, la s - p e łn ią l a t a , żywicą i jagodami. H e ani ogonek do k o tła , an i rozśpiewany krąg, ani gnuśna rozsypka n ie będą szanowane gdy padnie ałcwo "Alarm"! .»

Zagra na wysokim n ie b ie motor samolotu» Alarm!

Kryj s i ę ! . . Gruchnie z z a r o ś li w ystrzał c z u jk i, o zy s e r ia z broni maszynowej: Alarm! Zbiórka! Wojna j e s t .

Wykłady o broni nad lśniącym i wazeliną oknremi, ćwiczenia z mapą i b u solą, rzuty granatem, osasem próbne s tr z e la n ia , h ałaśliw e i strasząoe.

Pójdzie p a tro l na zwiady, p ójd zie ekspedjro ja kama przeciw ja k ie jś bandzie zawodowych rabusiów, p ójd zie oddział na marsz ćwiczebny. Ściągają potem zdrożone, poobijane o drzewa, opowiadają o przygo­

dach i zdarzeniach. . .

Wypoczynek i praoa, ćw iczenia 1 nauka. Aż - któ­

ryś z alarmów okaże s i ę tu alarmem ostatnim . Zadanie bojowe. Wojna j e s t .

Oddziały z bronią u nogi na l i n i i z b ió r k i. Cho­

rągiew spływa z masztu. Szperacze giną w l e s i e , za nimi sz e r e g i.

Z obozu z o sta je trochę żółknących g a łę z i na zdep­

tanej tra w ie, przysypany igliw iem czarny p op iół ogni­

wka i zardzewiała w azka od konserw. Miłościwy la s za trze niebawem w szystkie śla d y .

A tamci - id ą . Boran, lasem. Żarem południa i chłodem nooy. Może następny biwak wypadnie pod gołym niebem, w deszoz i wichurę, gdy n ic n ie ugotujesz w b lis k o ś c i wroga, ledwie sucharem u ciszy sz g łó d , albo zgoła dymkiem papierosa ćmionego w r ę k a w ie !...

Buch ten sam. Młody.

J_Lp

Obóz ś p i je z z o z e. Ludny, jak nigdy. Niby ten Mm, ze swymi szałasam i, kuchnią połową, ozamymi P^ ^ - y a n r i ognisk, a jakże zm ieniany!. . . Oto po­

środku obozowiska atanął wysoki m aszt, na którym poraź pierwszy zaw iśnie biało-czerwona fla g a .

Dziś Św ięto. P rzyjęcie pierw szej transzy o f i o e - rów, podchorążych i podoficerów, przybyłych z War- aaewy do leśnych oddziałów. Skoncentrowane na t ę uroczystość oddziały pospołu z nowymi kolegami za ­

żywają nocnego spoczynku. Tylko w arty czuwają w gąszczu.

Godziny biegną szybko. Już dobrze św ita . Nad biwakiem o is z a .

Nagle z szałasu podoficera służbowego rozlega s i ę donośny g ło s "Pobudka" i w obozie w okamgnie­

n iu zaczyna s i ę ruch, lu d z ie zrywają s ię z p osłań , biegną nad strtm ień , gdzie odbywa s i ę poranna to a ­ l e t a . W 15 minut wszyscy gotow i. Zbiórka i a p e l.

Całość oddziałów na l i n i i z b ió r k i. "Baczność - na lewo patrz!" Na maszt sunie powoli i m ajestaty­

c zn ie biało-czerw ona fla g a . W powietrzu drga g ło s tr ą b k i, po raz pierwszy od czterech l a t wygrywają- o e j hejnał Wojska P olsk iego. Wzruszenie i radość w omzeoh. Tak długo czekaliśm y na t ę o h w ilę, w ielu z nas teg o n ie d ożyło, w ielu z n u le ż y pod zism ią, po la sa c h , na krajach w si, w niepoświęconej ziem i.

A le, poza nimi z o s t a li żywi, o i , na których spoozął obowiązek obrony tego sztandaru, łopooąoego w t e j o b w ili dumnie na w ietrze.

Dziś czujemy s i ę n ie tylk o m oralnie, a le i f i - zyoznie Polską Armią. Porwane mundury, dziurawe bu­

t y i inne d o leg liw o ści odeszły na od legły p la n , w t e j g o d zin ie, gdy patrząc w syzbol - widzimy c e l .

(6)

Obok masztu k ilk u strzelców i nasza korapanijna san itariu szk a szykują o łta r z połowy. Na s t o l e z krzyżaków jakaś pożyczona biedna narzuta, k ilk a pę­

ków polnego i leśnego kw iecia w prowizorycznych wa­

zonach z łu sek pocisków, surowy kru cyfik s, dwie płonące świece i to w szystko. Ubogie jak nasze ży­

c i e .

Ksiądz kapelan wychodzi z Mszą św. Jako mini­

str a n c i - dwaj le ś n i ż o łn ie r z e . Oddział s t o i w pod­

kowę. Obok - kilkunastu naszych kolegów po cywilne­

mu. P r z y sz li z domów, wyrwani z codziennych obowią­

zków na t ę pierwszą Mszę le śn ą wojska p o lsk ieg o . N ie grają nam organy, ani o rk iestry wojskowe.

Naokół c is z a . 3yiko do wtóru ła c iń s k ie j modlitwy grają le ś n e p ta k i, słychać czasem h ejn ał przelatu ­ jących żóraw i, i c ic h o , sennie szumi l a s .

Nagle o łta r z dziwnie s i ę odmienia. Cały zaczy­

na s i ę m ienić barwami tę c z y , rozjaśn ia s i ę , rozpro­

m ienia, wyogramnia. Oto z poza ohmur wyjrzało słoń ­ c e , i ono to tak bardzo wzbogaciło nasze ż o łn ie r sk ie ubóstwo.

P o d n iesien ie. Oddzia ł na baczność. Przed o łt a ­ rzem k o m ie pochylają s i ę głowy dowódcy, oficerów sztabu i r e sz ty obecnych; c is z a , tylk o p tak i n ie p rzesta ją gra ć, la s n ie przerywa swojej sennej p ie ­ ś n i.

Ewangelia. Po mszy ksiądz chce przemówić do nas k ilk a słów , a le g ło s mu łam ie s i ę , wzruszenie śc isk a gardło, gdy patrzy w p o lsk i sztandar, w zwarte aze-

**Ggi polsk iego wojska, A na twarzach ż o łn ie r z y b led ­ szych teraz ze w zruszenia, mars lu d z i twardych, lu ­ d z i przywykłych do spoglądania śm ierci w oczy, lu d z i, którzy r z u c ili na o fia r ę dobytek, żony, d z ie c i - oa- ł e bogactwo przeciętnego człowieka - d la te g o , by w leśnym obozie móc wyciągnąć na maszt biało-czerwony sztandar, by go b ron ić, by zań w alczyć, ginąć lub zw yciężać.

Dziś m ieliśmy w ie lk ie p rzeży cie. Dziś zrozumie­

liśm y , że chociażby c a ły św iat b y ł przeciwko nam - Bóg j e s t z nami. On nas prowadzi, pozw olił nam wal­

czyć - pozwoli zw yciężyć.

ItytiwliiMiL .

Stoimy na szerokich gorejąoyoh frontach żywą l i n i ą umoonień, zrębem pierw szej tamy.

Bóg nas ogniem r o z p a lił i burzą p o p lą ta ł.

Ty jedna trwasz bez skazy - Twierdzo O strej Bramy.

?i ^ 4d° G^0?i e Przypadli rozproszeni ohłopoy:

żo łn ie r z dalekich bitew i t e j stra szn ej - b lis k ie i przecinający skrzydłem pułap m g listy , b b o y , ’ lub wojnę skrywający razan z swym nazwiskiem.

?:oś^ ° h * tcjidów najprostszych ! Ł łagodnych, jak zakręty W ilii J dyszym y Cię z daleka - słuch nasz s i ę w yostrzył

ę w podziemiach - wzrok nasz s i ę p o o h y lił

116

Za bramą Twojej twierdzy są wąskie u lic e : s t o is z - a w ieki płyną milczącym szeregiem : na arrasach zielon ych dzwonnic błyskawice i purpura gotyckim haftowana śoiegiem . Tutaj w noce pożarów niebo ogień c h ło d z i, rzucając z gór tr z y o ie n ie - krzyżów a la b a ster, tu podczas żywiołowej, wiosennej powodzi św ięty K rzysztof ratuje Dziecko z Twoim miastem.

0 Matko pierwszych bólów i zachwytów pierwszych ! Słuchałem razem z Tobą, Jak w wąwozach dudnił pomruk d ziecin n ej grozy. Uczyłem s i ę w ierszy 0 wojence, wojence - a s z l i g ło d n i, brudni . . . Matka mię prowadziła do Twojej k a p licy , Gdy w upale południa pod Twą Bramą, Pani, s z l i zmęczeni nieludzko, w ynędzniali, d zicy - c i z piosenek - bez szabel i bez lanc s Aż przyszedł ranek inny. Ubdrooka je sie ń powiązała nad miastem kasztany i klony.

Przez Bramę Twoją, Matko słońce Polskę n ie s ie , Żołnierz pozdrawia miasto : Chrystus pochwalony 1 A kochałaś ic h zawsze jednako i w iern ie,

jednako m iałaś zawsze głowę pochyloną -

ozy s z l i przez Ostrą Bramę w ie lc y , ozy m izerni - pod Twoim s z l i spojrzeniem i pod Twą obroną.

1 d z iś Matko, na morzach, za ig łą kompasu,

w podwodnej ło d z i, w bunkrach, ozy myśliwcu chyżym, w c ie n iu ścia n okrwawionych, w biedach lu d z i z la s u - - wracają do Twej Twierdzy - do m iasta Trzooh Krzyży.

i . 1 — , , sio^ y - rozpal na katedrze krzyż - nieoh będzie jasno aż na żytnich polach, gdy upał nas u tru d zi, droga s i ł y zedrze,

ochłodź n as, Matko, wiewem sosen z Antokola

(7)

d M

Nastrój w biłgorajskim w ięzien iu stra szn y . oy- dzień zaczął s i ę od transportu kilkunastu więźniów do Majdanka. Nazajutrz nowi aresztowani p r z y n ie śli wiadomość o wzmożeniu czu jn ości Niemców, ostrzeżo­

nych przed partyzantami. We środę zabrano na bada­

n ia parę osób. W rócili z b ic i i skatowani. Potem przywieziono gromadę mężczyzn i kobiet ze w si podej­

rzanej o w spółdziałanie z "dywersją". Jeden z tyoh więźniów, gajowy, z b ity okrutnie, zmarł w nooy w c e ­ l i w n a jstra szn iejszy ch męczarniach. Dwie młode dziewczyny zabrano "do sprzątania" w Gestapo. Nie w ró ciły .

Beznadziejny smutek. Tępy niepokój. Jutro znów zwykłe badania. Katorga.

Mur pięciometrowej w ysokości, najeżony do szczy ­ tu podwójnym pasem drutów kolczastych . Bramy nawet w dzień czujnie strzeżon e. W nocy zwiększone warfcjr.. .

25 września m ija ł. Zapadał gruby mrok. Okna za­

b ite deskami. Nieba nawet n ie widać.

Modlitwa wieczorna. Więźniowie już na pryczach, rozebrani. Szepty m ilk ły powoli.

Nagle - s t r z a ł. B lis k i. Karabin. Potem tr z y s tr z a ły p isto le to w e . Lampy elektryczne gasną jak jedna. X jak jeden zrywają s i ę wszyscy z posłań. W c i s z y , z zapartym tchem, w gorączkowym pośpiechu - szukają od zieży, ubierają s i ę . . .

A tam - za oknami - wybucha gwałtowny ogień.Ka­

rabinowy, maszynowy, d alszy i b liż s z y . Niema w ą tp li­

w o ści. Partyzanci są w m ie śc ie . Duży o d d zia ł, bo str z e la n in a dochodzi z w ielu stron . Atakują śródmie­

ś c i e .

Przez szpary w okiennicach gonią s i ę kolorowe b la s k i. To r a k ie ty . Mrok rozwidnia s i ę błyskam i. I jak po błyskawicy - grom - salwy. P rzeciągły terk ot kulomiotów. Tuż, tu ż , jakby b i ł y w mury w ię z ie n ia . Ogień u sta je na ch w ilę. Słychać donośny g ło s : "Pod­

d a jcie s i ę , darujeny wam życie"! Bez odpowiedzi.

Znów zrywa s i ę ogłuszająca str z e la n in a , rosnąca jak r z ę s is t y d eszcz. Czyżby załoga w ię z ie n ia b ro n iła się?

. . . "Czy poddajecie s i ę ? ..." Potężna detonacja. Gra­

n a t. Szyby le c ą z przeraźliwym brzękiem.

Załoga - trzech granatowych policjantów i c z te ­ rech dozorców - kryje s i ę wewnątrz budynku. Szturmu­

ją cy są już na murze: p o c isk i wyraźnie rykoszetują o ścian y i bruk d zied ziń ca. Wtem - c z y s ty , mocny g ło s w n agłej c is z y : "Zeskakiwać z drab in !'J... Już

są . Tupot nóg pod oknami.

Przerażająco b lis k a s e r ia karabinu maszynowego.

Potem - draga. I tr z e ć ia ./T o atak w y str z e la ł zawia­

sy drzwi wejściow ych/. Głosy na korytarzu. Zmiesza­

ny gwar. Kto żyw tło c z y s ię do drzwi. "Otwórzcie o e- le ! J e s t nas dwunastu!"

J e s t nas ogółem w iele w ięoej.72 osoby. Ale każdy obawia s i ę , że o nim zapomną.. I jak g ło s b raci ozy ojoów, b lis k ie słowa: "Już, ju ż... .Bądźcie spokojni!"

Szczęk sz ta b , zgrzyt klucza. Gromady więźniów cisn ą s i ę przez drzwi. Na korytarz. "Na prawo do w yjścia!" Chaotyczne słowa podziękowań, b ło g o sła ­ wieństw.

W oiemności k ilk a p o sta ci z rękoma wzniesionymi ńo góry. To personel i p o lic j a , rozbrojeni i bezra­

d n i. Od drzwi - podwójny szp a ler zbrojnych, w mundu­

rach i hełmach. Odsiecz. Szpalerem przechodzi sznur zwolnionych więźniów.

- Niech żyje P olsk a!. . . Niech ży je armia!. . . - w ołają.

Za bramą - widno prawie. Miasto huczy w ystrzała­

m i. Po n ie b ie nocnym tryskają wielobarwne gwiazdy, kule ś w i e t l i s t e , stru g i is k ie r kolorowych. Niemcy wzywają panooy. Niemcy bronią s i ę . W posterunku Sohupo, w Ortskamendanturze w Gestapo, w Selbstschu-

tzkomendanturze. Wszystkie te budynki od cięte ogniem maszynowym o strzeliw u ją s i ę rozp aczliw ie. Trzystu Niemców brani s i ę przed k ilk u d z ie się c iu partyzanta­

mi. N ikt n ie śm iał wyrwać s i ę z koszar. Cała obro­

na niemiecka sparaliżowana.

Rakiety ścią g a ją oddziałki blokujące śródm ieście.

Na s z o s ie wiodącej w głęboki la s formuje s ię kolum­

na marszowa. Kolorowy deszcz osypuje s i ę z nieba, o św ie tla drogę. Niemcy c ią g le je szcze wzywają ratun­

ku. Jeszcze walą na o ślep .

W l e s i e czekają wozy. Wszystko przygotowane.

Więźniowie załadowani. Co obwiła ktoś z żo łn ierzy podchodzi z troskliwym pytaniem, ze słowem otuchy i radości!

A przecież wśród tyoh wybawców n ie było nikogo ktoby znał o s o b iś c ie kogoś z wybawionych. }

Radość i u n ie s ie n ie . Więźniowie dumni,wdzięozni, s z o z ę ś liw i. N ie tylk o w o ln i, a le przez p o lsk ie woj­

sko uw olnieni, pod opieką p olskiego wojska!

Rankiem na apelu uwolnionych, gdy udzielano im wskazówek i w sz e lk ie j pcmooy oelem zabezpieczenia na p rzy szło ść - 38 w ystąpiło z szeregu. Z prośbą : 0 p r z y ję c ie do oddziału partyzanckiego Armii Krajowej.

Osie już w alczą. Zmam. Ale już z bronią w ręku.

Z k sią żk i p.t."Świadectwo Prawdzie"

Wydawnictwo "GLOB",Warszawa.

Goniometry w ytrop iły naszą r a d io sta cję nadawczą i cz u jk i d ały znać, że zajeohały przed dom samocho­

dy.

- Janku! - zawołałam - Janku, kończ, już p rzyje­

c h a li!

- Z a r a z ... - odpowiedział ze zwykłym spokojem - n ie mogę przerwać w p ół zdania - i "grał" d a le j. Ze strachu ścierpłam po prostu i n ie mogłam nawet na n iego krzyozeó, z r e sz tą z doświadczenia wiedziałam , że t o nio n ie pomoże. Nawymyśla ty lk o od "bab" - a swoje ź r e b i. Kiedy w reszcie skończył to d łu g ie , n ie ­ samowicie d łu g ie zdanie - r o z le g ł s i ę dzwonek. Równo­

c z e śn ie Janek za trza sn ą ł skrytkę. Wybiegłam otworzy ć . - Cąy pani sama w demu? A kto jeszcze?

- Mój narzeczony.

Weszliśmy do pokoju. Janek s ie d z ia ł i o z y ta ł No­

wy Kurier Warszawski, głowę bym d a ła , że o z y ta ł na­

prawdę. Nie śpieaząo s i ę od łożył szmatę. N iem y już go o t o c z y li.

(8)

- Gdzie j e s t m d i o? - Niewinne zdumienie o d b iło s i ę w oozach Jan k a.

- A skądże j a mogę o tern w iedzieć?

- On t u n ie m ieszka — w trą c iła m - a j a te ż n ic ta k ie g o w tym domu n ie w id z ia ła m .. . - Nie z w ró o ili uwagi na moje słow a. Pod silnym ciosem Janek zatoosył s i ę i o p a rł o ś c ia n ę . J a k go b i l i * o Je z u , po twi c ią g le po tw arzy i po głow iel Za każdym razem Ni<

p y t a ł , powie pan? - i rewolwer trzy m ał p rz y jego akr*- n i #

A Janek odpowiadał: - N ie w iem ,jestem g o ś c ie m ...

Zrobiono re w iz ję . Mój tapozan przewróoono.z s z a f wyrzucano w szystko na p o dłogę, opukano w szy stk ie ś c i a ­ n y . Zdawało s i ę , że n ie sposób w tym pokoiku czego­

kolw iek u k ry ć, a je d n a k .. . Janek p a tr z y ł spokojnie n a io h k r z ą ta n in ę , z ro z c ię ty c h u s t ś c ie k a ła mu krew,

oczy z a s in ia n o , p o d b ite , p o lic z k i o puchnięte, i l e w kąciku u s t o z a i ł s i ę z ło ś liw y uśmiech. J a go

t w i mogłabym z a rę c zy ć , że w myślach im podpowiada:

" z ia n o , zimno, n i e z n a jd z le o ie , o h o le ry t"

I n i e z n a l e ź l i . K azali Jankowi zameldować s i ę n a z a ju trz na Szucha i w y s z li. Jak ty lk o drzwi t r z a ­ s n ę ły n a d o la , Janek w s ta ł, w y ta rł o h u stk ą krew z

;y i wyjj^: ze s k r y tk i a p a r a t.

- Jan ek , oo ro b isz?

- N ie w idzisz?

- Oni mogą w ró c ić !. . .

- Cicho tam! K ontakt! Mam przerwę półgodzinną, psiakrew !

Gestapo n ie doozakało s i ę w izyty Jan k a. Naza­

j u t r z nadawaliśmy ju ż z innego lo k a lu .

J 4M m ?'

J e s t te r a z w A n g lii, więo mogę o nim p is a ć .K ie ­ dy w ró o i, mam n a d z ie ję , iż n ie tr z e b a b ę d z ie już s i ę ukrywać. Może nawet po raz pierw szy od l a t przy­

b ę d z ie n o r m a l n ą drogą i z a swoimi dokumen­

tam i?

Poznałem go dwa l a t a temu na jakim ś z e b ra n iu . Był p relegentem . Mówił bardzo rzeczowo i sp o k o jn ie, i co s i ę ta k rzadko z d a rz a , b y ł ry c e rs k i w stosunku do przeoiwników p o lity c z n y c h . - M iły gość! - powie­

d ziałem do s ą s ia d a - a le z d a je mi s i ę , że t o " c ie p łe k lu s k i" .

ŁŁ5j rozmówca uśm iechnął s i ę ir o n ic z n ie : - Oo pen p rz e z t o rozumie? - z a p y ta ł.

- Wydaje mi s i ę , że te n ozło w iek , skądinąd ro ­ zumny i dobry n ie p o t r a f i s i ę zdobyć n a żaden czyn.

- . . . n a żaden c z y n ... - pow tórzył powoli - ta k pen m yśli? Opowiem panu zatem czego te n ozłcwriek dokonał. J e s t t o k u r ie r dyplomatyczny, już trz y k ro ­ t n i e b y ł w A n g lii i w ra c a ł. O s ta tn i raz złap an o go.

B ity , n ie z d r a d z ił s i ę a n i słowem. Kiedy w id z ia ł,ż e n i e wytrzyma, p r z e c ią ł s o b ie ż y ły . Udaresniano sa ­ mobójstwo i przew ieziono go do s z p i t a l a . Zanim ran y w ygoiły s i ę - u c ie k ł. Tylko Bóg w ie , ja k p o t r a f i ł

te g o dokonać.

- Fcwnają go po b liz n a c h - zauważyłem niem ądrze, bo mi b y ło w styd w yrażonej o p i n i i . U 8

- Nie p o z n a ją . P rzeszed ł o p e ra c ję , k tó ra u su n ęła t e b liz n y bez ś la d u .

P rzy jrzałem s i ę p re le g e n to w i. Dyskutował d a le j s p o k o jn ie , o d p ie ra ją c z a rz u ty bez u n ie s ie n ia . Na pogodnej m łodej tw arzy n ie b y ło ś la d u c ię ż k ic h p r z e - żyó.

P rzed dworcem ła p a n k a .. . Przy o k a z ji ^Niemcy za­

b i e r a j ą w sz y stk ie a rty k u ły spożyw czy 1 0 -letad .am ohłopcu SS-man chce wyrwać bochenek chlefoa. Chło­

pino kam ien ieje i z a c is k a ją c zęby p a trz y Nimaocsri p ro s to w oczy. Ten wymierza mu ^®den s i a r ~ o z y sty p o lic z e k , wyrywa ohleb i odchodzi.

Mówię do ch ło p ca: - S z o ru j, b r a c i e , bo o ię za­

b io r ą n a Skaryszewską!

A on na t o : - Ale n ie płakałem , p ro szę pana, n i e p ł a k a ł e m ! Zobaczyny k ied y i o h chłopaków będziemy l e l i , ozy n ie będ ą p ła k a ć . - Tu mu ooś zaw adziło w u s ta c h . S ięg n ął palcam i i

w y j ą ł z ąb . P o p a trz a ł n a z ą b , pokiw ał g ło n ą ,w y ta rł rę k ą zakrwawione u s ta i powiada:

- Na słab szeg o - t o o n i są o h o jra k il Tchórze!

Z ło d z ie je ! Ale p łak ać - n i e p ł a k a ł e m ! N iedoozekanie szw absklei

(9)

Z m iesięcznika "Prawda"

listo p a d 1943 r .

Za ugór o jo zy sty rozdarty, Za f a l i w iśla n ej płacz krwawy, Za Tatry skalane i Bałtyk, Za wrzesień śm iertelny Warszawy.

Za grób, co słabnącym jak ulga Pokusą w męczeńskich dniach św ieci - Zbaw Panie, kobiety i d z ie c i Z płonących pożarów Hamburga.

Za krzyż znieważony w kaplicach, Za krzywdę cmentarnych popiołów - Zachowaj we wrażych sto lic a c h S t r z e lis t e gotyckie k o śc io ły .

0 P anie, przez znak Twój na wieżach, Przez prawo Twych groźnych sztandarów, Prosimy C ię szeptem p a cierza,

Błagamy Cię burzą chorału.

W godzinie tryumfu nad k lęsk ą , Gdy w gniew ie s i ę Twoim objaw isz, Daj s i ł ę , daj radość zwycięską, A wyrwij nam z duszy nienaw iść.

W pożarze piorunów, oo walą W o sta tn ie bastion y i tamy, Daj sercom, niech z gruzów ocalą Twój św ięty na w iek i Testament.

Waży Wojtek w myślach chłopięcych pośród marzeń o czynach, sła w ie, że tak bardzo ch ciałb y d la s ie b ie piękną kurtkę skórzaną sprawić.

Czasem marzeń n ić s i ę rozrywa, czasem znowu równiutko przędzie - n ie raz m yśli we ś n ie , na jawie w ja k i sposób kurtkę zdobędzie.

Aż zw yczajnie, w ja k iś poranek lo s podsuwa pożądań przedmiot.

Zarobione własne pieniądze za chw il k ilk a marzenie sp e łn ią .

Patrzy, p y ta , dotyka, g ła sz c z e , Prawie nowa, wspaniale le ż y - W swoją kurtkę, kurtkę skórzaną, ledwo attże z radości w ierzyć.

Będzie s t r o i ł s i ę w n ią codziennie:

będzie wkładał zaraz od rana swą błyBZOzącą młodą nadzieję;

swą wspaniałą kurtkę skórzaną.

Aż tu w ja k ieś dwie, tr z y godziny, /o c z y w iśc ie sprawa is t o t n a /

trzeba było kurtki pożyczyć;

n ie mógł J a siek na w arcie moknąć.

Powróciła do w ła ś c ic ie la aby jego wygodzie słu ży ć, równie piękna jak była przedtem, nadaremny zw isł ty lk o guzik.

Następnego znowu tygodnia z dywersyjnym dążąc zespołem

Stach ją zabrał - z w ró cił, tak zwrócił z p rzestrzelan ą fa ta ln ie p ołą.

a w tygodniu trzecim /c ó ż r o b ić / w zią ł ją Mietek /zwykła piosenka/

zdradny z a siek przed koszarami od ramienia rozdarł j e j rękaw.

Jakoż chyba w tygodniu czwartym, /s łu ż ą c zawsze t e j samej spraw ie/

le g ła kurtka razem z Andrzejem w stratow anej, je sie n n e j traw ie.

Z lew ej stron y, tuż pod wyłogiem w ystąp iła brunatna plam a...

Nie w róciła w ięcej do Wojtka piękna kurtka, kurtka skórzana.

119

(10)

"Żywią - Pismo Kobiet"

lis to p a d l%-3 r .

f ó f o g o tf y j i Ą ,

Wyszedłeś d ziś znowu, synku, o zmroku. Wycho­

d z isz tak c z ę sto od w ie lu d n i. Wiem synku, woła o ię

Io b. Drogi o ię w ołają rozstajn e i czujna na nioh s t r a ż . Wychodzisz i mówisz od proga s dowidzenia, mamo, odpowiadam : dowidzenia, a przychodź n ied łu ­ go! Ale wiemy ob oje, że możesz już p rzecież n ie wró­

c i ć , bo dróżki, po których chadzasz, najeżane są cierniam i śm ierci i ostami ran, jak z ł e zboże prze­

tkane je 3 t chwastem.

Mówię n ie fr a so b liw ie : wracaj ry ch ło , a wiem, że matczyne moje serce n ie zn iosłob y b ó lu twego n ie ­ powrotu.

Z ostałeś mi już jed en , o s t a t n i. Kiedy Władek sz e d ł w 39 roku na Węgry, b y łe ś niedorostkiem . 16 l a t , to je sz c z e n ie wiek m ęski. Rwałeś s i ę , ażeby i ś ć z nim. Z o sta łe ś. P rzyszła potem w ieść od Władka, że l a t a , ż a l i ł e ś s i ę : w id zicie,la ta łb y m i jaJD zie- oinne je sz c z e wtedy m iałeś pomyślenie i dziecinne p atrzen ie na św iat; praw iłeś : zob aczycie, że je s z ­ cze uciek n ę, kogo s i ę będę bać - Niemców?

Zabrali ojca i zamknęli w Oświęcimiu. Na drodze, za d z ie s ią tą w sią z a b ili Józka. Jankę już dawno w zię­

l i na roboty.

N ie u c ie k łe ś; zo sta liśm y ty lk o oboje. Dziś już n ie mówisz o u c ie c z c e. EEiś już masz na m iejscu swo­

j e górne l o t y i swoje pola b itew . N ie mówisz mi o tym, a le ja p rzecie wiem.

Młody j e s t e ś synku. Przed wojną byś je sz c z e cha­

d zał dróżkami ohłopozyńskich psot i p u sto t. Wracał­

byś w esoły i rozdokazywany i od progu w o ła ł : mamo, je ś ć . . .

D ziś pobruździło o i s i ę młode c z o ło w głębokie zmarszczki m ilczen ia i wewnętrznego, twardego na­

mysłu. D ziś p r z e ś w ie tliły c i s i ę oczy prawdą,tobie ty lk o wiadomą i surowością niezłoomą.

D o jrza łeś, synku. S ta łe ś s i ę opiekunem i obroń­

c ą . S ta łe ś s ię m ścicielem . Bronisz nas przed napada­

mi band rozbójniczych, m ścisz s i ę za krzywdy rodzin­

nych o s ie d li na niem ieckich zbirach.

S ta łe ś s i ę surowy i twardy dla w sz e lk ie j niecno­

t y i p o d ło śc i. Ale d la mnie j e s t e ś miękki i dobry.

Gniewasz s i ę , kiedy n ie chcę o ię zbudzić do codzien­

nego obrządku, gdy po nocy spędzonej w polu ś p is z twardym snem.

Odbierasz mi z rąk ciężk ą robotę i mówisz, że to twój męski p rzy d zia ł gospodarki.

» Nie ma między nami miękkich słów i wylewnej s e r ­ deczności w g esta ch . Ale mi leżeniem mówimy sob ie w ię c e j, n iż mogłyby pow iedzieć n a jd e lik a tn ie j sk ła ­

dane słowa.

D ojrzałeś, synku. Złe i p rzek lęte l a t a n iew o li z r o b iły c i ę dobrym i opiekuńczym dla słabych, suro­

wym i nieubłaganym d la wrogów.

Cóż j a , twoja matka, mogę zrobić d la o ie b ie , gdy niew ola s t a j e s i ę ooraz sro ższa , a śmierć o zy - ha na o ie b ie już n ie ty lk o na drodze twoich tajnych spraw, a le c z a i s i ę za każdym węgłem domu i w każ­

dej god zin ie dnia i nocy.

Mogę tylk o n ie dawać poznać po so b ie , jak drżę z lęk u o o ie b ie , jak b o lą mnie oczy od bezsennego czuwania na godzinę twojego p r z y jś c ia , jak o ią ży głowa od nawału niedobrych m y śli.

Modlę s i ę , by mus za b ija n ia n ie sp aczył o i du­

s z y , n ie wykrzywił charakteru. C odziennie, kiedy w m odlitw ie pańskiej odmawiam : "ale nas zbaw ode z ł e ­ go" . . . dodaję : daj by opary krwi n ie zaciem niły synowi mojemu i synom innych matek p ro stej i prawdzi­

wej drogi w tym gąszczu dróg ty s ią c a .

Niech n ie za b ija ją z przyjennośoi n isz c z e n ia , a le niech bronią i zapobiegają krzywdom. D aj, by synowie n a si po krwawych dniach pożogi, odwetu i zdobywania w olności w cza s zwycięstwa w y sz li na szerok ie gościńce P o lsk i wyzwolonej. By doczek ali.

By n ie p a d li, nim sp e łn i s i ę godzina wyzwolenia.

I nam pozwól doczekać, matkom . . .

ltyszedłeś d z iś , synku, o zmroku, jak zwykłeś wy­

chodzić już od w ielu d n i. Posyłam z a tobą myśl do­

b rą , sercem czującym towarzyszę o i w drodze tw o jej.

Wróć - s p e łn ij zadanie i wróć I . . .

Błogosław ię twoje kroki wiodące nas ku nieomyl­

n e j , sz c z ę śliw e j p r z y s z ło ś c i. Błogosław ię tajną pra- oę tych rąk, które wyrąbują ojcu twojemu i wszystkim ojcom polsk ich d z ie c i powrót pod rodzinny

Błogosław ię namysł tw ojej młodej głowy, obmyśla- jąpej plany i programy d zia ła ń , jakby to c z y n ił do­

świadczony wódz, zahartowany w bojach.

Wracaj, synku. Wracaj c a ły . Jeszcze masz pracy w i e l e . . .

J e ś l i oczy n ie widzą św ia tła - ślep e to oczy.

J e ś l i serce n ie zna m iło śc i - i śle p e to serce.

J e ś l i ż y c ie krwią bratnią broczy - ślep e to ż y c ie .

J e ś l i dusza zdradą s i ę splami - podła to dusza.

120

(11)

"Kronika tygodniowa" z dn.9 grudnia 1943 r .

V

Niemcy odwalą s i ę , że io h o pieka nad zdrowiem lu d n o śc i i opieka s a n ita rn a w Gen.Gub., a Warszawy w sz c z e g ó ln o śc i, j e s t dobra.

J 3®02“ 6® jak wygląda ż y c ie oodzien- P° d zdrowotnym. 0 i l e n ie w y s ie d lili go Niemoy i o i l e bomby niem ieckie i b o l­

szew ickie oaozęd ziły jego m ieszkanie, to jak żyje ów " szczęśliw iec" . * J

^ bu? fł ^ w ciem nościach. Elektryczność zamknięta, kara za w łączenie prądu. Mycie, sprząta­

n ie i ubieranie s i ę przy św ieczce, przy płomyku lampy naftowej lub karbidowej j e s t utrudnione. Ka­

lo r y fe r y nieczynne z powodu braku opału. 0 i l e s ą p ie c e , to albo nieczynne z braku opału, lub zepsu­

t e , gdyż za w a liły s i ę w n ich ru szty z powodu w strzą­

sów przy bombardowaniu, tak w ięc konsekwencją ciemno­

ś c i i zimna w mieszkaniu j e s t brudna o d zież, b ie liz n a

i m ieszkanie. * ' ^ a

A odżywianie s i ę .

Ś niadanie sk ład a s i ę z Chleba kartkowego o za­

w a rto śc i m .in . mąki z drzewa w pro cen cie najwyższym, n a J a k i pozwala w ypiek, oraz marmelady, w k tó r e j s k ła d , prócz buraków i fa rb y niewiadomo co je s z c z e w chodzi, kawa cza rn a również z buraków, słodzona s a ­ charyną - o to menu 1-go p o s iłk u podczas o k u p acji n ie m ie c k ie j.

I n te lig e n t i robotnik są kompletnie zrównani w nędzy, jaką stanowi t.z w . wynagrodzenie za pracę.

Jeden z ło t y za godzinę pracy, a za 1 z ło t y n ic s i ę k°/8Ztude 5 z ł . , a chleb do jedze­

n ia / n i e kartkowy/ - 25 z ł.k g . Pomoc stanowią zupy, wydawane w pracy. Czego w t e j zupie n ie ma l J e st śmietany 28 wyd^tkiem d<*reg o tłu sz c z u , mięsa i

. °^San izn n i8dożywiony, skazany na w y s iłk i, n ie może długo byc zdrowym. Przede wszystkim zmniejsza s i ę odporność na choroby zakaźne. A w ięc g r u ź lic a , na którą zapadają zarówno sta r c y , jak i lu d z ie w s i l e wieku, choć przed tym b y li zdrowyr-i. Co drugie dzieoko w szkołach powszechnych ma powiększone gru­

c z o ły lim fatyczn e, c ie r p i na sk rofu ły. Drugim skar­

bem, jakim nas obdarzyli najeźdźcy, to ty fu s p la ­ m isty , k tóry przychodzi do Warszawy z frontu wschod­

n i ego. Przywożą go osoby tam zarażone, które b yły wywiezione przymusowo na roboty, lub też mające ia - kąkolwiek styczność z

JĘ/fus brzuszny pojaw ił s i ę w Warszawie po bom­

bardowaniu w 1939 r .,k ie d y z o s ta ły uszkodzone f i l ­ tr y m iejskie i woda do p io ia n ie była d ostateczn ie oczyszczona. Ponadto warunki dowozu żywności n ie

kyiy h ig ien iczn e . 121

Z czasopism a "Prawda Młodych"

p a ź d z ie rn ik 1943 r .

"Warszawa jedna mocy twej urąga!.

ftfawk Mńtld!

Wiersz o obronie Warszawy z cyklu "Varsovia samper heroica" tym a k tu a ln iejszy , że pomnik K iliń sk iego oba­

lony z o s t a ł przez okupanta w odwecie za walkę Podziem­

nej Warszawy.

Panie pułkowniku K iliń s k i,

który s t o is z na placu Krasińskich na nieładnym i śmiesznym pomniku, patrz uważnie,panie pułkowniku ! Na Miodowej, na D łu g iej, na Placu mnóstwo mężczyzn i kobiet i chłopców, barykady wznoszą z brukowców,

z starych m eb li, wózków, materaców.

Patrz na twarze tych kupoów,rzemieślników, b iu ra listó w i pracownio i g ł y ,

na ten upór na twarzach z a sty g ły - czy poznajesz, panie pułkowniku ? Cóż, że ponad ulicam i

Półtora wieku bezmała przew iało, t o c i sami,pułkowniku, c i sami : lu d warszawski, twoja krew i c i a ł o . To c i 3ami szewcy i su b iek ci i ten uczeń ze szk oły smarkaty, których wtedy, w dniach Insurekcji prowadziłeś na rosyjsk ie armaty.

Obróć na n ich z w ilg o tn ia łe oczy,

p a trz, jak wola niezłomna w n ich r o śn ie , jak ic h upór zwycięstwa je d n o c z y ...

Wkrótce u jr z y sz , jak giną radośnie.

Jak kwiatami ten kamienny cok ół, żeby u czcić twe męstwo i sław ę, tak szańcami o to c z y li wokół io h i twoje m iasto, Warszawę.

I p r z y s ię g li sami przed sobą,

n ie na rozkaz, n ie przed żadną władzą, że choć z g in ą , a tym Niemcem chorobom swej Warszawy tak łatwo n ie dadzą!

Jaka szkoda, panie pułkowniku,

żeś już słu żyć Warszawie t e j p r z e s ta ł, że c i ę wiąże i c ią ż y p ie d e s ta ł, że c i ę rzeźbiarz do granitu przykuł - z tych koturnów zszedłbyś bohaterskich i tam p o b ieg ł poprostu, gd zie o n i, z szewcką pasją w sercu żołnierskim i z t ą szablą podniesioną w d ło n i.

I , być może, na szańcach Warszawy spotkałbyś s i ę z swym nowym kolegą, z nowym wodzem ludu warszawskiego z dni pożogi i krwi i sławy.

I schyliw szy głowy w ukłonie u ś c is n ę lib y ś c ie sob ie dłonie:

- Pułkownik Jan K iliń sk i.

- Prezydent Stefan Starzyński.

(12)

(idzie te n nowy k s z t a ł t ! k tó ry ziem i da

zbaw ienie?

Słońoe w nim ozy krew, ozy odwieczny zew

przemocy?

Które z imion prawd wymarzone w snach -

n a jśw ię tsz e ? Wydobędzie tr u d ,

aby stw orzyć cud m iło ści?

M .Idścień

Z m iesięcznika "Kultura Jutra"

Rok I I Styoz ań-luty-marz eo 1344 Nr 1-3 Z artykułu p . t .

Twórcze ż y c ie duchowe narodu, które zwiemy k u l­

tu rą , uwarunkowane j e s t pewnymi formami organizacyj­

nymi, bez których trudno je nawet wyobrazić sobie na d zisiejszym szczeb lu społecznego rozwoju.Potrzebny j e s t przede wszyBtldm względny przynajmniej dobrobyt, który zabezpieczy m aterialn ie jed n ostk i kulturowo tw órcze, aby n ie m usiały one zużywać c tó e j swej ener­

g i i na walkę o b y t. Nieodzowne j e s t bezpieczeństwo o s o b is te , opieka jaką daje nam państwo, ustawiczny bowiem lę k o ży cie n ie pozwala skoncentrować s i ę w skupieniu duchowym na pracy wychowawczej, naukowej ozy a r ty sty czn ej. Funkcjonować musi normalnie szk o l­

n ictw o, przysposabiające kadry nowych pracowników w d z ie d z in ie k u ltu ry. Nie można s i ę też obejść bez kul­

turalnego otoczen ia: swobodnych rozmów z ludźmi in t e ­ ligen tn ym i, książek i b ib lio te k , teatrów , koncertów, wystaw, prasy li t e r a c k i e j , n ie mówiąc już o w olności druku i słowa.

N P olsce pod okupacją niemiecką wszystko to n ie i s t n i e j e w cale. J e ś l i o s ta ły s i ę pewno pozory ży cia kulturalnego / t e a t r , kino, koncerty kaw iarniane/, to Ograniczają s V one do charakteru rozrywkowego, a w dodatku są przez społeczeństwo p o lsk ie świadomie b o j­

kotowane, gdyż są albo stworzone przez Niemców, albo t t i un yśln ie podtrzymywane po t o , aby oszukać op in ię międzynarodową złudą normalnego toku życia w G.G., 122

mimo t e r r o r u , j a k i u n as s z a le je .

O rg an izacja państw a z o s ta ła r o z b i t a . Byt mate­

r i a l n y i n t e l i g e n c j i p o ls k ie j i mas pracowniczych z o s t a ł strą c o n y na poziom prymitywnej w e g e ta c ji, odpow iedniej d la " Sklavenvolku", k tó ry ma m ilczeć i pracow ać, otrzym ując za t o p ła c e k ilk a k r o tn ie n iż s z e - w r e l a c j i do cen produktów - od przedwo­

jennych zasiłk ó w d l a bezrobotnego p r o le ta r ia tu ,o r a z p rz y d z ia ły kartkowe ta k n i s k i e , że bez n ie leg aln eg o rynku żywnościowego czekałaby nas w szy stk ich śm ierć głodowa już po k ilk u ty g odniach.

Szkolnictw o ś re d n ie i wyższe zlikw idow ane, a łatw o o c e n ić , co znaczy 4 - l e t n i a lu k a w wyższym wy­

k s z ta łc e n iu m łodzieży d la ż y c ia duchowego narodu.

Radio i p ra s a zakazane, prócz propagandowych szmat niem ieokioh w języku polskim . Muzea, k o n c e rty pu­

b lic z n e , wystawy, t e a t r y , o pery, p r z e s ta ły byó do­

stę p n e z ty c h ozy innych powodów d la p u b lic z n o śc i p o l s k i e j . A bezpieczeństw o o s o b is te ? N ie ty lk o n ie może być mowy o "opiece" ze s tro n y w ład z, a le ży cie nasze i wolność są n a każdym kroku zagrożone przez ła p a n k i u lic z n e , obozy k o n cen tracy jn e, t o r t u r y Ge­

s ta p o , egzekucje p u b lic z n e i w szelk ie p o s ta c ie sto­

sowego mordu.

Od k ilk u l a t odbywa s i ę świadome i planowe n i s z ­ c z e n ie b io lo g ic z n e w ta k ic h rozm iarach i z takim wy­

rafinow aniem , ja k ie g o n ie zna h i s t o r i a ś w ia ta . N ie­

ma d z i s i a j ro d zin y w P o ls c e , k tó ra n ie opłakiw ałaby j a k i e j ś o f ia r y niem ieckiego b arbarzyństw a. Równocze­

ś n ie trw a likw idow anie k u ltu ry p o l s k i e j , którego świadectwem widomym d la c a łeg o św ia ta b y ł pobyt w O ranienburgu krakow skich profesorów u n iw e rsy te tu ,a k tó re posuwa s i ę do z a c ie r a n ia śladów tw órczości p o ls k ie j w muzeach i zb io ra c h archeo lo g iczn y ch , g d z ie "uczeni" niem ieccy butam i r o z b i j a l i i d e p ta li z a b y tk i n a s z e j p r e h i s t o r i i . Ogram s t r a t , p o n ie sio ­ nych w tym c z a s ie przez k u ltu r ę p o l3 k ą, n ie da s ię je s z c z e o b lic z y ć , sp u sto sz e n ia jednak są t a k i e , że

(13)

RZECZPOSPOLITA POLSKA

WOJSKO LN,EP0DLK0L0S:

0 Ł O S g S S POLSKI

lo» W i n u

’ ' ¿ O B O P ?

- _ - ■» ^ B A * * * * 0 * ,

• » « S . wo1“ :

_ d o g r a m POLS<l LUDOWEJ *~

AA

aby je nadrobić, trzeba będzie w ysiłku twórczego całych pokoleń.

Społeczeństwa a n g lo sa sk ie, prowadzące t ę wojnę z systematyczną fle g o ą i w normalnych, a nawet w zglę­

dnie wygodnych warunkach m aterialnych i kulturalnych, n ie p o tr a fią sobie nawet wyobrazić, co s i ę d z ie je w krajach przez Niemców okupowanych, a szczeg ó ln ie w P olsce - choć od czasu do czasu obdarzają nas dyplo­

matycznie odmierzanymi wyrazami sym patii i w spółczu­

c i a .

I I

. . . Może nigdy je szcze w h i s t o r i i naszeJ kultury i ż y c ia p olityczn ego n ie zaznaczył s i ę tak s iln y pęd ku reformom ustrojowym i nowym koncepcjom pedagogi­

cznym, aeojalnym, gospodarczym, historiozoficzn ym - jak w o sta tn ic h la ta c h , pod okupacją niemiecką .Można by szukać a n a lo g ii chyba ty lk o w XVT-tym wieku,gdy Orzechowski p is a ł swój "Quineum ", a Fryoz-Modrzew- aki "De república emendenda", kiedy to stawał przed oczyma w ybitniejszych Polaków palący problem napra­

wy ustroju; albo też w dobie W ielkiej Em igracji, ohoó ówczesne rzuty ideowo-uatrojowo m iały charakter filo z o f io z n o - r e lig ij n y /m esjanizią/, gdy obeane ten­

dencje idą raczej w kierunku konkretyzacji programo­

wych w izyj światopoglądowych. Nie ty lk o stronnictwa p o lity czn e - t e w mniejszym zre sz tą stopniu - a le i n ie z lic z o n e newo grupy, a nawet kilkuosobowe zesp oły p iszą p ro jek ty , sz k ic e h is to r io z o fic z n e , deklaracje, m anifesty i programy. Wiele z tych enuncjacji n osi p iętn o naiwności i dylctantyzmu, n ie brak jednak i ta k ich , które znajdują rozwiązanie w ielk ich proble­

mów wewnętrznych i międzynarodowych nadspodziewanie orygin aln e, głęb ok ie i nowe. . . .

Cechy p olsk iego ży cia duchowego pod okupacją możnaby s t r e ś c ić następująco:

l / zadziw iająca żywotność -

/W ostatnim roku, a w ięc w o k resie wzmożonego

terroru ukazało s i ę w kraju 00 najmniej 6 czasopism poświęconych kulturze: "Sztuka i Naród", "Kultura Jutra", "M iesięcznik lit e r a c k i" , "Nurt", "Przegląd kultury", "Sprawy Narodu", a także "Kultura Polaki", wydawana przez wysiedleńców z ziem zachodnich. Przez pewien cza s terro r u trudniał ich wydawanie, a le w ię­

kszość z nich wychodzi n a d a l/

2 j odporność typu moralnego -

/Z d ziczen ie moralne, jakiego objawy zareprezen- to w a li nam Niemcyw codziennym z nami oboowaniu,w ma­

łym ty lk o stopniu odbiło s i ę na polskim obyczaju zbiorowym. Są zjawiska d em o ra liza cji, a le typ du­

chowy n ie u le g ł załamaniu. Cechuje go nadal spokój, umiar, brak fanatyzmu, pogarda d la okrucieństwa i barbarzyństwa, poożucie spraw iedliw ości nawet w stosunku do zbestwionego wroga, brak nastrojów ś l e ­ pej zem sty/.

3 / poczucie odpow iedzialności -

/B ez nacisku państwa i propagandy, mooą dobro­

w olnej samorzutności, Polacy garną s ię do pracy woj­

skowej i ideowo-wychowawozej, dając dowody bezprzy­

kładnej nieraz o fia r n o śc i i odwagi. Świadomość obo­

wiązków wobec zbiorowości - zwłaszcza wśród i n t e l i ­ g e n c ji - okazała s i ę bardzo wysoka/.

4 / pogłębiony ohrystianizm -

/Skrzydło lew icy m ateria listy o zn ej okazuje zna­

c z n ie m niejszą aktywność ideotwórozą, zw łaszcza na odcinku kultury. Minął c z a s , kiedy "intelekty" po­

ja w ia ły s i ę na le w ic y , zaś obóz c h rześcija ń sk i i narodowy mógł być uważany za s ie d lis k o "reakcji" i umysłowego z a sto ju . Obecnie napór nowych id e i i ruchliwość in telek tu a ln a zaznacza s i ę w łaśnie na tym sk rzyd le. W zmaganiach z neopoganizmem niem ie- okim dochodzi u nas w P olsce do uświadomienia i po­

g łę b ie n ia tradycyjny typ oyw ilizy cy jn y , ugruntowa­

ny na podstawie moralnej ohrystianizm u/.

5 / humanizm —

/W ystarczy p rzejrzeć pisma, dyskutujące zagad­

n ie n ia p rzyszłego u stro ju p o lity czn eg o , a zwłaszcza k u ltu ry, aby dostrzec zdecydowany p r o te st przeciwko to t alizm ow i, a skłon ku demokracji. Ale demokracja j e s t tu pojmowana n ie m echanicznie, jak w dobie ma- t e r ia lis t y c z n e j , a le ety czn ie i hum anistycznie. J ej kamień w ęgielny stanowić ma id ea pełnego o z ł o - w i e o z e ń 8 t w & , w jego is t o o ie rozumowej i m oralnej/.

IV

W zetk n ię c iu bezpośrednim z animalizmem niem ie­

ckim, p o lsk i id e a ł człow ieczeństw a sublimuje s ię je sz c z e bardziej i g łę b ie j s i ę uświadamia. Wszak pod hitlerow ską okupacją powstał w P olsce ruch id eo ­ wy, który g ł o s i nieodłąoznośó p o lity k i od moralności i przyjmuje c h r ześcija ń sk ie prawo m iło śc i za podsta­

wę przyszłego u stro ju wewnętrznego i międzynarodo­

wego. Germański satanizm up lastyczn ia nam z ca łą jaskrawością w zn iosłość i słuszność p o ls k ie j koncep­

c j i d ziejów , jako procesu wyzwalania 3 ię człowieka z determinizmu warunków przyrodniczych i p sych ofi­

zjo lo g iczn y ch . Człowiek j e s t m o ż l i w o ś c i ą , ma w sobie p otencjalność boską, spraliżowaną przez skażenie jego natury. Tę potencjonalnośó ma on w sobie obudzić i rozwinąć własnym wysiłkiem i przy pomocy urządzeń społecznych. Cała celowość organi­

zacyjna u stro ju sprowadza s i ę do te g o , by indywi-

(14)

duum egotyozne rozw inęło s i ę w osobowość,» o p arciu o społeczeństw o i jego in s t y t u c j e .

Cóż t o j e s t osobowość? J e s t to s i ł a n ie w id z ia l­

n a Słowa, k tó ra w n as dąży do prawdy i a a wolną wo­

l ę c z y n ie n ia d e b ra . Możemy o zynić do b rze, po­

pędów i pokus zew nętrznych, wbrew nim; a w ięc j e ­ steśm y w o ln i. Ta bezwzględna w olność, przyozyno- wość m oralna czynów - eooe homo. Oto j e s t człow iek.

W P o lsce rozw inęła s i ę i utrzym uje s i ę w mooy t a p o te n o ja ln o ść c h rz e ś c ija ń s k a i humanistyczna - g łó d człow ieczeństw a. Być może, że — ja k p is z e j e ­ dno z ozasopism k u ltu ra ln y c h - j e s t u nas w t e j d z ie d z in ie ogromnie w ie le zaniedbań, że n ie b y ło u nas a n i świadomej r e l i g i j n o ś c i , z d o ln e j do ken -

Nie ma k lęsk i.G d y s t r z e l a grom Kiedy z dachu w y rasta łu n ą - Wy ramieniem w sp ie ra c ie dom, żeby n ie ru n ą ł.

I gdy na m iasto uderza szkwał, Kiedy skacze f a l a potopu - Z waszych p i e r s i sz an iec i wał - I opór.

To n i c , że krwawa kaźń, • Ze na kołach ży c ia - hamulec,

Każdy może z n as paść - Nie u le c .

Jeszcze inroczne dni będą s z ły . Wam n i c , ty lk o pazurami przyw arłszy do sztandarów , obnażać k ły i warczeć - Jak lwy.

Młodzi! Brzask już s t o i u bram.

Jeszcze ro k , je sz c z e dwa, by noc r o z c ią ł Światłem sp ły n ą ł do ran

Wolnością!

sekwentne j p ra c y nad so b ą, a n i narodowego systemu wychcwamzego. I s to tn ie b ra k nam dotychczas meto­

dy zbiorowego postępu ku in tu ic y jn ie wyczuwanym ideałom . W t ę lu k ę w darły s i ę obce moce i s t a ł o s i ę t a k , żeśmy przez c a łe w iek i - aż do o s ta tn ic h l a t — n ie 'k ie r o w a li sobą. Ale p o z o sta ł g ru n t p rzeo ­ ran y i d o b re, n ie z e p su te tworzywo. Trzeba w nim w yrzeźbić te r a z posąg duohowy P o ls k i w ieo zn ej. P o l­

ską i wszeohludzką id e ę człowieczeństwa, uczynić aktywną, samotwórozą - t a k , ja k N ieacy u a k ty w n ili id e ę zw ierz ę c o ści w człow ieku. Nie in s ty n k t i "wo­

l ę mooy", a le osobowość świadomie tw órczą uczynić kamieniem węgielnym p r z y s z łe j k u ltu ry .

Z p ra sy podziennej

"Młoda Polska"

Artykuł o młodzieży zam ieszczają "'Wiadomości Polskie" w nr. 14-15 z 1 1 .8 . Analizując niezwykle trudne warunki, w jakich zn a la zła s i ę młodzież w c z a s ie wojny, warunki sprzyjające wszelkim wypa­

czeniom moralnym, dochodzi jednak autor do wniosku, że "młodzież w swej w ięk szości egzamin zdała do­

brze. Egzamin z odporności , odwagi, uświadomie­

n ia narodowego, o fia r n o śc i. - I ta młodzież j e s t najlepszym dowodem n ie z n isz c z a ln o śc i Narodu i najlepszym zapewnieniem jego p r z y sz ło śc i. - Na­

tom iast pewien procent n łod zieży egzaminu n ie z d a ł. Ale taki procent - mniejszy lub większy is t n ie ć musi w każdym sp ołeczeń stw ie, w każdej

epoce, chodzi tylko o t o , by opinia publiczna umiała takich lu d zi bezwartościowych odróżnić i wykluczała ic h ewentualne wpływy. - Część w reszcie młodzieży n ie sta n ęła na wysokości obecnych za ­ dań n ie z powodu z łe j w o li, czy braku w szelkich walorów wewnętrznych, a le z powodu duchowego s ła - beuszostwa - i tym n ależy dopomóc. S ta rsi i wszy­

scy najwartościowsi z młodych powinni postarać s i ę o wywieranie na n ich sta łeg o wpływu, iz o lu ­ jąc od szkodliwych środowisk, dodawać odwagi, do­

pingować do wysiłków, aby i oni pow iększyli gro­

madę tych , którzy idą zdobywać w ielk ie Jutro Bardziej pesym istycznie patrzy na t ę sprawę autor artykułu wstępnego n r .3 agencji informacyj­

nej "Kraj" z 1 1 .3 . Czytamy tam: "Nie mając możno­

ś c i żadnego wyżycia s i ę , n ie mając żadnego k iero ­ wnictwa, młodzież musiała s i ę wypaczyć. Ogół je j j e s t głęboko patriotyczn y, bo patriotyzmu wróg n ie mógł zn iszczy ć. Jednak ptfziom umysłowy, mo­

ralny i fizy czn y ogółu j e s t coraz n iż sz y . Warunki wojenne i p e r fid ia okupanta d z ia ła ją s t a l e , co dzień , czyniąc coraz większe spustoszenie wśród d z ie c i i dorastającej m łodzieży. Obok pięknych przykładów bohaterstwa, samozap>aroia, obok przy­

124

(15)

kładów s o lid n e j, co d zien n ej p ra c y , many in n e ,c o ­ d zien n e, z a s tra s z a ją c e przykłady świadczące o tym, ja k d alece zdemoralizowano m łodzież. Smutne­

go sta n u spraw y m łodzieży n ie n a leży w stydliw ie ukrywać an i p rzem ilczać. Z re sz tą problem te n b i ­ je każdego w oczy, n ie da s i ę ukrywać a n i pom ijać.

Nie można rozgrzeszyć s i ę w estchnieniem , że to wojna temu winna, bo wojna s i ę skończy, a le sk u tk i j e j na tym odcinku dopiero s i ę zaczną naprawdę.

Zwlekać n ie wolno, tłum acząc s i ę nawałem prac i spraw. O rganizacje niepodległościow e- muszą wszcząć s o lid n ą fikcję uświadamiania swych dorosłych c z ło n ­ ków o ic h obowiązkach wobec d z ie c i i m łodzieży, a

jednocześnie z a ją ć s i ę sprawą wychowawczą. Nie mo­

żna tłum aczyć s i ę , że o rg a n iz a c ja n iep odległościow a, n ie j e s t do tego powołana. Skoro innych form życia społecznego d z iś n ie ma, trz e b a w ty ch ramach, t e ­ go ja k ie s ą , objąć c a ło ść ż y c ia , a tym b a rd z ie j p rz y sz ło ść ż y c ia - m łodzież. N iech ra c z e j u c ie r p ią inne p ra c e , a n i ż e l i u c ie rp ie ć m iałaby p rz y sz ło ść P o ls k i. Praca nad m łodzieżą j e s t p racą n ie p o d le g ło ­ ściow ą, j e s t bowiem zasadniczym warunkiem utrzym a­

n i a n ie p o d le g ło ś c i. Tylko lu d z ie krótkow zroczni i o g ran iczen i mogą tego n ie d o jrz e ć , że sam moment przełomowy i jego przygotowanie - j e s t ty lk o małym fragmentem w alki o w ielkość i n ie p o d le g ło ść n aro d u ".

Jeszcze s i ę burze przew alą n ie jedno se rce o sty g n ie - K aliny rzucą k o ra le ,

nim w ie śc ią p rzy słan ą z d a la na stokach w ic i z a p a l ą ...

Zanim s i ę n aród podźwignie - je sz c z e s i ę burze przew alą, n ie jedno se rc e o s ty g lie .

Z pisma "Technika w Gospodarce Narodu"

Rok I I I .Maj l9W-.Nr 5.

domenę innego zawodu i is t o t n ie zbędnych d la większo­

ś c i urzędników, koniecznych jednak d la kierownika na­

wet najm niejszej samodzielnej placów ki.

Opanowanie zadań, które nas czekają będzie wyma­

gało niesłychanego wysiłku i ogromnej pracy nad sobą każdego, gdyż niemal każdy będzie musiał pracować na poziomie wyższym, n iż pozwala jego dotychczasowy za­

kres wiadomości.

Dużym brakiem z punktu widzenia potrzeb kierowni­

ctwa j e s t również jednostronność w ykształcenia n a ­ szych fachowców. Szkolnictwo nasze s z ło w kierunku k sz ta łc e n ia pracowników fachowych d la pracy w dużych organizmach, n ie zaś samodzielnych kierowników czy

przedsiębiorstw . Stąd nawet lu d z ie z wyższym w ykształ- również ego. Mieliśmy w ielu wybitnych sp ecja listó w w ceniem , dla z a ję c ia stanowisk kierowniczych, p o trze- poszczególnych dziedzinach nauki, n ie mieliśmy n ato- bują dość dużych uzupełnień z d zied zin uważanych za miast prawie w ielk ich organizatorów. Sztuki kierowa-

Do przemysłu należałoby tu prawo handlowe i pra­

c y , zasady nauki o handlu, b u ch a lteria i konta wła­

sn e , finansowanie przedsiębiorstw , zasady projekto­

wania zakładów przemysłowych, g eografia ekonomiczna, p o lity k a surowcowa i surowce z a stęp cze, h ig ien a i bezpieczeństwo pracy, znaczne ro zszerzen ie wiadomo­

ś c i z organ izacji pracy i ekonomii p o lity c z n e j.

Wielkość narodu i jego znaczenie mierzy s i ę n ie i l o ś c i ą jego mieszkańców a i l o ś c i ą jego aktywnych członków. Tylko c i są czynnikiem twórczym, oni stwa­

rzając nowe w artości i pomnażając s ta r e , budują s i ł ę państwa, wytwarzają s i ł ę przyciągającą d la innych.

Dbać ty lk o n a le ż y , aby rozwój n ie poszedł jednostron­

n ie , n ie u le g ł wypaczeniu, n ie p r z e k sz ta ło ił s i ę w pogoń za s i ł ą d la samej s i ł y .

Przedwojenne trudności rozw inięoia s i ę naszej gospodarki, wynikały n ie t y l e z braku środków mate­

rialn ych a nawet ludzi,wyszkolonych fachowców, i l e z braku i niedostatecznego wyrobienia elementu k ie -

Cytaty

Powiązane dokumenty

ne szepty miłosneiwystarczy wniknąć w stworzone jakby w szale miłosnym op.27.Ałe czystą harmonię przenikają dysonanse,cierpienie brzmi we wzniosłej nadziemskiej atmosferze

Jeżeli więc kiedyś w wolnej Polsce nie będziemy chcieli być tylko zwykłymi zjadaczami Chleba,żyjącymi tylko iluzoryczną sławą oręża,to musimy i to jest naszym

Zbladł Judasz.Chwleje' Się słania... Z okopów POLSKA nań wyszła.. Módl się za nami, Uświęcaj oręż,. Błogosław nam w krwawej sprawie, Największy z królów Polski

ry.Tarcza uderzała wówczas o tarczę,mąż zwierał się z mężem,padały kopie,przewracały się znaki, pękały pod uderzeniem brzeszczotów i obuchów

ki istniało w narodzie naszym prawdziwe zrozumienie dziej owych jego przeznaczeń,dopóty Polska upomina się zawsze o swe panowanie nad morzem.Wprawdzie od r.1308 do r

Na wagę tego zagadnienia rzuca światło fakt,że liczba Polaków w krajach przygranicznych wynosi w e ­ dług źródeł polskich 3.L10.000 osób.Cała ta wielka masa ludzka,w

Formą wprowadzającą do dyskusji jest już stawianie pytań po odczycie. Ilość i typ pytań pozwoli prelegentowi i organizatorom zmierzyć w pewnym stopniu poziom

b y w tym, że zasługa jest możliwa: - zarazem jest, jakby naprzód jdż ustalonym kształtem zasługi,jej wieczną formą. Świat, który m a być dokonany przez człowieka,