• Nie Znaleziono Wyników

Przebojem. R. 2, z. 2=10 (1924)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przebojem. R. 2, z. 2=10 (1924)"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

__________________________ t ^ v r s * ę £ » \ i

P R Z E B O J E M

MIESIĘCZNIK UCZNIOWSKI POSW. NAUCE i ROZRYWCE.

K U T N O N f l D O C H N I Dnia 1 L u te g o 1924 roku.

R O K II. | Ce n a 200 000 Mk. z przesyłk ą 250.000 M k. | ZESZYT 2 (10).

TREŚĆ ZESZYTU 2-go. S traceńcy. „L u d z ie B e z d o m n i". R om uald T ra u ­ g u tt. J a n H e nryk D ąbrow ski. Z ło te m yś li B ajka o szczęściu. Zabawa u czn io w ska Spraw ozdanie z uro c zys te j flk a d e m ji ku uczczeniu ro czn icy oo w sta n ia s ty e m io w e g o . Z Z ebrania o g ó ln e g o „B ra tn ie j Pom ocy. K ro n ika .

STRACEŃCY.

W ybiła godzina pow stania . . . D ano hasło . . .

„D o b ro n i N arodzie Polski, L itw y i R usi! bo godzina w spólneg o w yzw olenia ju ż w ybiła, stary m iecz nasz w ydobyty, św ięty sztandar O rła, P ogoni i A rch a n io ła ro z w in ię ty " *) . . .

Do b ro n i! — zagrzm iała Polska ja k długa i szeroka.

Chwila nadeszła, by wstrząsnąć łańcu ch a m i kajdan.

Ś m ierć — lub zw ycięstw o . . .

Poszła w ięc garstka straceńców , najlepszych synów na zew M a tki - O jczyzny, stanę a w szranki b ojow e z carskim desp o ­

tyzm e m . ■>

Rozpoczęła się krwawa walka o w oln o ść i lud.

Z g o łe m i rękam i, bez b roni, a m u n ic ji, rzucili się po w sta ń ­ cy na potęgę m o skiew ską N ie złam ały ich nie w yg o d y życia o- bozow ego, chłód i głód, nie zniechęciła mała liczba walczących.

Szli na śm ierć pewną, ale szli, bo tak nakazywał o b o w ią ­ zek, bo w ierzyli, że „k re w przelana zakreśli przyszłe granice P o ls k i".

Cuda m ęstwa d o k o n y w a ły oddziały powstańcze, zorganizo­

wane po w iększej części w oddziały kosynierów , a naw et z d rą ­ gam i t z. „d rą g a lie ró w ," cuda, o któ rych tyle m ogłaby nasza święta ziem ia pow iedzieć.

N a d lu d zkie m i w ysiłka m i i bohate rstw e m pokazali straceńcy w rogow i i światu, że Polska żyje, że w o ln ie j oddychać pragnie i że krew ostatnią przeleje dla w yzw olenia i życia,

*) Odezwo Tymczasowego Rządu Narodewege dn. 22 stycznia.

(2)

D ługie m iesiące ciągnęła się ta walka w rozpaczy-wreszcie zabrakło sił.

M oskw a rzucała tysiące żołdaków przeciw walczącym - to ­ pniały oddziały powstańcze.

G iną je d e n za d ru g im na posterunku z bronią w ręku, wskazując narodow i drogę do w yzw olenia Ojczyzny.

L e g li p o ko te m na polu w alki . . .

U padek Powstania S tyczniow ego w yrył się krw aw em i zgłos­

kam i w dziejach P olski.

— 2 —

Nad krainą m o g ił i krzyżów poczęły unosić się ję k i m o rd o ­ wanego narodu.

Rozpoczęła się zemsta sytego krw ią polską caratu.

C iągnęły d ługie szeregi m ęczenników idei d alekim , sybir- skim szlakiem , znacząc go szubienicam i, przeznaczonem i dla

„m ia tie ż n ik ó w ".

M ord, zniszczenie, pożoga — to środki ówczesnych rzą­

d ów rosyjskich.

Burza szalejąca nad zgnębionym narodem , wyrywała nie - je d ro k ro tn ie z ust rodaków słowa potępiające Powstanie Stycz­

niow e.

Szaleńcam i nazwano tych, którzy nie wahali się przelać krew, walcząc za w olność i lud.

Dzisiaj inny sąd m u sim y o nich wydać.

Dzisiaj stw ierdzam y, że Powstanie Styczniow e, to chluba naszych dziejów porozbiorow ych, to jeszcze jeden d o k u m e n t potęgi ducha narodow ego i gorącej m iłości Ojczyzny.

N ie szaleńcam i więc, lecz bohateram i m u sim y ich nazwać.

Tej garstce straceńców zawdzięczamy b ow iem , że naród przetrwał dni klęski i n iew oli i że nie sp o d lił swej duszy.

Powstanie S tyczniow e sprow adziło straszne klęski na Pol­

skę, ale u ch ro n iło ją jednocześnie od zagłady, od w ynarodo­

w ienia.

Cięży nam ręka straszna, o cięży, Lecz nas nie złam ie, nie p o g n ie ! *) 1 nie złamała, nie pogięła . . .

Pam ięć m ęczeństwa tych apostołów w o ln o ści nie ginęła darem nie.

Duch bohaterów 63 roku żył w narodzie, h e tm a n ił m u i prow adził przez noc n iew oli do lepszego jutra, do w olności i n iepod ległości Ojczyzny.

W śród bezprzykładnych cierpień i prześladowań zagrzewał

*) Kerntl

/

(3)

on o g ro m e m patrjotyzm u i dał m oc zwycięzkiego przetrwania zamachów, niesłychanych w dziejach świata.

Nadszedł rok 1914 . . . Dla Polski zaświtała jutrzenka sw o ­ body.

Czas, by zrzucić w iekow e kajdany . . .

Do b ro n i! zagrzmiała pobudka i garstka bohaterów poszła w bój z odw iecznym w rogiem Ojczyzny.

Poszła, by zginąć, by krew przelać i zadokum entow ać ży­

w otność narodu. M łodzież polska porwała się do w alki o w o l­

ność i lud, na czoło — wysunęli się s y n o w i e s t r a c e ń ­ c ó w s z e ś ć d z i e s i ą t e g o t r z e c i e g o r o k u .

Bohaterzy! i was spotkał podobny los . . .

S t r a c e ń c a m i , s z a l e ń c a m i was nazwano . . . W y jednak spełniliście swą pow inność. Krwią przelaną i bohaterstwem pokazaliście Europie, że naród, którego patrjo- tycznej energji najdłuższa przem oc, klęski i nieszczęścia przy­

tłu m ić nie zdołały, nie może być uważany za naród podbity.

S pełniły się marzenia bohaterów. „W ie m , że zginę ja i ci, co za m ną dziś idą do lasu — m ó w ił powstaniec idąc w bój.

W iem , że zginą ci, co pójdą za m iesiąc, za dwa, m oże i za pół roku. flle wierzę w to i w iem , że wreszcie za nam i pójdą tacy, dla których szczęście w olności zaświeci".

Cześć wam i sława!

W ŁO D E K K.

VIII kl.

„U dzie Bezdomni" a „Wintr od m irza"

i Żeromski na tle tych utworów.

M inęło 23 lat od czasu napisania .L u d z i B ezdom nych"

a Polska ju ż wolna nazewnątrz. „N a drgającem ciele szatana*

zatknięty sztandar zwycięski. Genjusz polski wyszedł ze strasz­

nych zapasów pełne chwały, niespożyty.

Gdy świtała już nadzieja wyzwolenia Poski, postanow ił Że­

rom ski, już jako hetm an języka polskiego, zatroskany losem naszej literatury, określić je j stosunek do życia. W tym celu m iał w Zakopane m 1) odezzt p. t. .L ite ra tu ra a życie polskie,,.3) M ó w ił tam poeta, że, „nasi w ielcy pisarze są dla świata dalecy i obcy, niem al tak zupełnie, ja k dla oka europejskiego obcą

’) Dnia 28 s ie rp n i* 1915 r.

*) W ydany w xbi«r*e: „Sen o szpadzie" i „Sen o c h le k ie " S. Ż e ro m ­

ski.

(4)

~

4

je st twórczość japońska narodowa i hieratyczna". . . „N ie m a bow iem ani jednego dzieła w id tu ż drogi pochodu literackiego od chw ili naszej polityczniej ruiny, aż do m om e n tu obecnego

— dzieła, które krytyka fiteracka ja ko wartość szacuje" — któ- reby nie posiadało cechy „w ypatryw ania i wyszukiwania w c ie ­ m nościach drogi do szczęścia dla ojczystego p le m ie n ia ". Przy­

czyny tego upatrywać należy w naszaj niew oli. W Literaturze naszej „u tw o ró w , któreby m iały na oku cel je d yn ie artystyczny, dla niego samego podjęty, któreby m iały za dążność swoją podchw ytyw anie feno m e n ó w ducha ludzkiego, malarstwa cnót i grzechów, nam iętności, szaleństw, okrucieństw , walk w ewnętrz­

nych, upadków i błędów — u nas prawie n ie m a “ . Literatura musiała wyręczać organy nieistniejące, sejm , senat, rząd i t. p.

W Polsce niepodległej twórczość artystyczna „m o że odejść do dziedziny swej własnej — z m ow y codziennej, z gwar dalekich, z podań, z legend, z nieprzebranej m nogości wydarzeń, z krynic cierpienia i radości kształtować sVój tw ó r i język w y­

soki, zbogacony niew ysłow ienie przez tw órców praojców . Sw o­

boda nada je j cechę i piętno sztuki sam oistnej, indyw idnalnej, charakterystycznej, a więc n a ro d o w e j". . .

Należałoby się spodziewać, że autór słów powyższych nie zgrzeszy na tym punkcie, jeśli to w ogóle grzechem nazwać m o ­ żna.

F\ jednak okazało się, że „W ia tr od m orza", to cud —dzie­

ło o Pom orzu, napisane już w Polsce w olnej, nie ma prawie wcale punktów stycznych z tem odczytem . Okazało się, że sa­

m o odzyskanie niepodległości, nie m oże wystarczyć narodow i.

W idzim y, iż Ż erom ski, to wiecznie płonący znicz sprawy p o l­

skiej, że je g o serce m iłujące, które dawniej było niejako św ię­

tym kielichem do którego spływała krew i łzy um ęczonego na­

rodu, że ono i dziś także, gdy Bóg „w ie lk im darem u\Yeselił“ , naród czuwa nad jego całością i bytem .

Zapoznajm y się bliżej z książką. — W itam y ją w czasach zam ierzchłych — żegnam y w dobie nam współczesnej.

Rozpoczyna się treść potężnym opisem napadu W ikingów na Oxywie. W następnych rozdziałach ukazuje nam poeta obra­

zy kraju w czasach, o któ rych historja nic nam pewnego p o ­ wiedzieć nie może. Na tle tych czasów w idzim y jakąś m ityczną postać, która nosi m iano Smętka i złe sobą uosabia — owego szatana. W czwartym ustępie m am y na przepięknem tle św ie­

tlaną postać św. W ojciecha, który z południa przybył i na zie­

m iach bałtyckich um ęczony został. Następne ustępy m ówią o Krzyżakach i o Z big n ie w ie 1) zdradzieckim , bracie Belesława Krzywoustego. Wślad za nim poszedł Konrad M azow iecki i puś­

cił Zakon w swoje posiadłości2). Dalej następuje potężny opis ') Zbigniew, starszy syn W ładysława Herm ana, w ichrzył stole przeciw

> r » t * tp re w a d ia ł ę m h t w i Pom orzan na P ol»k*, w końcu p o d n ld il ot-

#

(5)

nieludzkie j rzezi, przez Krzyżaków na bezbronn ym ludzie g d a ń ­ skim doko n a n e j. S tronice następne m ów ią o zwycięstwach Ka­

zim ierza Ja g ielloń czyka, o odzyskaniu Gdańska i Prus K róle v- s k ic h 1). Dalsze dwa rozdziały, to h ym n y na cześć M ik o ła ja K o­

pernika i Jana z Kolna. Poeta wlal w te postacie tyle światła i m ocy, że jaśnieją ja k święte.

Po K o p e rn iku m ow a o F ryd e ryku W ie lk im — Krzyżaku do djabła p o d o b n ym , a rozdział następny przyp o m in a „P o p io ły ":

zdobyw anie Tczewa i Gdańska przez le g jo n y D ąbrow skiego. Po­

p io ły zostały z tych zw ycię stw .. . . Po D ą b ro w skim p o m ie ś c ił Ż e ro m ski obrazek z obyczajów rybackich na H elu: ow o p ła w ie ­ n ie czarow nicy.

Dalsze czasy już znam y i pa m ię ta m y. To tragiczny i wstrzą­

sający obraz z w o jn y pow szechnej. Lódź podw odna niem iecka.

J e j dow ódca — Krzyżak XX w ieku, je g o m iło ść z bratową, n ik ­ czem na walka z o k rę ta m i, rycerska śm ierć kapitana fra n c u s k ie ­ go i zatracenie łodzi. Ten fra g m e n t „W ia tru od m orza" — sta­

now i całość w sobie zam kniętą, a zarazem je d e n szczebel w ię ­ cej w drabinie h isto rji m orza i Pom orza, rom ans n o ktu rn o w y.

Końcow e rozdziały opow iadają ju ż o Polsce nad m orzem . Tu, ostatnim rozdziale, pow iedział nam Ż e ro m ski, ja k i ma cel , W ia tr od m o rza ": U o sobien ie potęgi wrażej, któ ra tym zie­

m io m słow iańskim stale groziła, S m ę te k-M a syn issa , opuszcza P om orze sym bolicznie, na okręcie.

Ja k w id zim y „W ia tr od m orza" o b e jm u je tysiąclecie h i­

storji ^Pomorza. Na tę krainę w ieje w iatr od morza. „W ie rn a rzeka , „S yzyfow e prace" i inne u tw o ry Ż e ro m skie g o m ów ią o walce z szatanem m o s k ie w skim ; „W ia tr od m o rza " — to dzie­

je w alki z szatanem Krzyżakim . Książka stanow i elb rzym ie tło dziejow e, w ie lk i obraz plastyczny, różnorodn y, poetyczny z ca­

łej pełni. Każdy z rozdziałów „W . od m .“ S tanow i odrębną ca­

łość artystyczną; w ydaje się, że każdy pow stał oddzieln ie w w yobraźni poety. Taki sposób pisania ułatw ił Ż e ro m skie m u zadanie odtw orzenia tak d łu g ie g o okresu czasu.

„W ia tr od m orza" sięga dalego wgłąb, porusza cały sze­

reg zagadnień, bada naszą nie m o c, szuka dla niej ratunku; p o ­ eta upaja się szczęściem narodu, ja k sw ojem osobistem

c- n ) T. A. K.

KI. VIII

w a rty roko sz w 1108 r. B olesław w ypędził ge

i

k ra ju ; w ted y szuka ł Zbiq- niew p o m o cy u cesarza H e nryka V. Ten w yru szu ł na Polskę, lecz p o n ió s ł klę skę pod W rocław em (Psie pole). Z bigniew szukał u brata przebaczenia i p o w ró c ił do kraju, lecz gdy nowe zam achy know ać począł, p o n ió s ł zwy­

kłą wówczas karę oślepienia.

’ ) K o n n jd . książę na M azowszu, spro w a dził K rzyżaków do P olski w r. 1228 w celu p o d b o ju i naw rócenia Prus.

*) W r. 1466; p o k ó j w T o ru n iu .

(6)

Romuald Traugutt.

Sześćdziesiąty pierwszy ro k m ija, ja k lud polski gnębiony, wyzyskiw any przez tyrańską Rosję, chw ycił za broń, by krwią swą dać poznać, że nie pozw oli, by go wyzyskiwano, deptano je g o prawa i obyczaje. Naród polski, doprow adzony do osta­

teczności, nie zważając na s ku tki zaprotestow ał przeciw znie­

ważaniu kościoła i religji, przeciw w szelkim nadużyciom , zapro­

testow ał śm iało, bo krw ią swoją i nieprzyjaciół.

Krew obryzgała ulice Warszawy, M odlina, Płocka i innych m iast polskich. M łódź polska uderzyła śm iało na nieprzeliczone szeregi bagnetów rosyjskich nieubrana o d pow ie dnio, nieuzbro­

jona, niew yćw iczona w ojskow o, je d yn ie w ielka duchem patrjo- tycznem . M łodzież grom adziła się w oddziały większe lub m n ie j­

sze, i tam , gdzie ich się n a jm n ie j spodziewano, uderzało, zwy­

ciężała i zniszczywszy magazyny w rogom , uciekała w lasy.

D zięki ta kie m u prow adzeniu w alki, nie czuli się Rosjanie nigdzie bezpiecznie, wszędzie w idzieli wroga. Istotnie, p o m im o nie któ rych przegranych, przybyw ało z dniem każdym pow stań­

ców. Ruch w olnościow y przeniósł się na W o łyń , Ruś i Litw ę.

Prawda, że tam ilość pow stańców była bardzo mała, ale zato byli oni duchem patrjotycznem i wytrw ałością w ielcy. M iesz­

kańcy lasów, którzy od dziecka p rzyw ykli nie rozstawać się z bronią, p o lu ją c na zwierza, przerobili się w k ró tk im czasie na dzielnych żołnierzy. Z tych to szeregów wyszedł ostatni d y ­ ktator, mąż silnej w o li i nieskazitelnego charakteru.

Rom uald T raugutt urodził się dnia 28 stycznia 1826 roku w Szostkow ie, blisko puszczy B iałow ieskiej. Początkowe nauki pobierał w Świsłoczy, skąd w yjechał do Potersburga na wyższe studja. Po skończeniu szkoły, w stąpił do w ojska rosyjskiego, gdzie dosłużył się stopnie p o dpu łkow nika. Lecz zniechęcony, rzucił w kró tce służbę w ojskow ą, a ożeniwszy się, osiadł na wsi w ojczystym O strow ie. Tutaj przebędził kilka lat, nie mieszając się do spraw politycznych. J e d n a k gdy w ybuchło powstanie, staje w szeregu pow stańców i dowódca 160 ludzi, daje się poznać, ja k o dobry żołnierz i wódz. O ddział je g o w yróżniał się z pośród innych karnością, ładem i ostrą dyscypliną.

Dziwna rzecz, że p o m im o karności i surow ości, jaką p osłu­

giw ał się Traugutt, lu b ie li i poważali go żołnierze i dow ódcy.

Zawdzięczał to przedewszystkiem swem u charakterow i nieskazitel­

nem u i osobistej odwadze w potyczkach. D latego też bitw y, ja ­ kie stoczył w espół że sw ym i dzielnym i żełnierzam i, zaliczyć na­

leży do pom yślnych. Je d n a k p o m im o pew ności, że je st p o ­ trzebny i pożyteczny na Litw ie, zdawał sobie jasno sprawę z tego, iż jc s l pow ołany Jo spełnienia większego zadania.

ó

(7)

W m yśl tego, rozstawszy się ze swym oddziałem w skutek choroby, nie powraca do niego, ale jedzie do Warszawy.

Tutaj m ianow ał go Rząd N arodow y generałem i wysłał za­

granicę, dla zbadania biegu sprawy p o lskiej. Nie m yślm y je d ­ nak, iż Traugutt, przybywając do Warszawy i przyjm ując tak d o ­ niosłą m isję, szukał chwały i wywyższenia.

P rzyjm ow ał jedną z głów nych działalności w pow staniu, bo byt przekonany, iż w ten sposób najw ięcej się przysłuży naro­

dowi.

D zięki n o m in a cji na generała narażał się na tyle niebez­

pieczeństw ze stoay Rosji, iż zrzekłby się był z chęcią tej go d ­ ności, gdyby był nie m ia ł na uwadze dobra ogółu. Tak wiec pojechał T raugutt zagranicę: najpiew do Francji, później do W łoch. Podczas swej podróży ko n fe ro w a ł z w ielom a p o lityka m i, a nawet otrzym ał posłuchanie, za staraniem ks. Czartoryskiego, u H ie ro n im a N apoleona. Podczas tych studjów dw um iesięcznych, które odbył zagranicą, przyszedł do przekonania, że należy przedłużyć w szelkiem i siłam i powstanie. Z tą m yślą p o w ró cił do kraju, gdzie zastał w organizacji w archolstw o i nieporządki.

Porozum iawszy się w ięc z osobam i należącem i do Rządu Na­

rodow ego, a przedewszystkiem z gen. M ajew skim , ujął w swo­

je ręce dow ództw o; został d y k ta to ie m . Tej zm iany rządu, w y­

twarzającej dyktatw ię Traugutta, nie m ożem y nazwać zam achem , była ona jawna, przyjęli ją wszyscy oklaskam i. J a k wszędzie, tak i tu nie szukał Traugutt dla siebie sławy, ale przyjm ow ał dy­

ktaturę ja ko obowiązek. W iedział, że kłó tliw y Rząd N arodow y doprow adzi pow stanie do upadku, dlatego jasno zdawał sobie sprawę, że je d yn ie je dnostka o silnym charakterze i w o li, może pow stanie podtrzym ać; tę m oc ducha czuł w sT>bie. D latego bez wahania objął d yktaturę w powstaniu, działając z myślą, że­

by bochaterom , którzy rzucili d o m y swe rodzinne, nie dać zgi­

nąć m arnie. Chciał bow iem przy ich p o m o cy wywalczyć Polsce w olność, całość i niepodległość, zreorganizować rząd powstania.

D obrał ludzi nadających się istotnie na stanow isko w odzów powstania. W archołów zaś i w szelkie żyw ioły burzycielskie odsu­

wał od siebie bezwzględnie. Poszczególne oddziały z k o m e n ­ dantam i, działającym i na swą rękę, grom adziły się z rozkazu dy- ktarora w większe g rilp y . W ten sposób nie narażały się na starcie z m a łe m i oddziałam i rosyjskie m i i m o g li n ie m i k ie ro ­ wać ludzie znający się na walkach partyzanckich. Nie m ałym bodźcem w pracy, jaką był obciężon y dyktator, była zagranica.

Co dzień prawie otrzym yw ał z e m igracji w iadom ości od przyja­

ció ł powstania, że Francja, ftu s trja ifln g lja wysłały notę do Ro­

sji w sprawie Polski, że Rosja ow ym państw om od m ó w iła k o m ­ p e te n cji w danej sprawie, a więc, że w ojna z o w e m i p o te n cja ­ m i w ybuchnie lada dzień.

T raugutt w szelkiem i siła m i starał się pow stanie podtrzym ać.

(8)

Całej swej żelaznej w oli użył do tego, aby cel osiągnąć. Pracą swą i wytrwałością zachęcał innych do poświęcenia się i ofiar.

Tak więc z biedą, ale zdołano powstanie przedłużyć do wiosny t.

j. czasu, w którym spodziewano się pom ocy m ocarstw zachod­

nich. Tymczasem one się nie spieszyły.

Po owej nocie, ow róciła się Rosja ostro przeciw nim , a po-, tem jedno państwo po drugim solidaryzowało się z Rosją, nie myśląc już o Polsce. A Traugutt wciąż cierpliw ie czekał, pracu­

jąc dnie i noce. Reorganizuje całą arm ję, a m ianow icie: dzieli Polskę na cztery części, dow ódcam i przeznacza m ężów,jak: Bos- sak, Jankoski, Krysiński i Kruk. F \le organizacja szła bardzo o- pornie, ponieważ cały prawie naród wycięńczony, przeciwny był powstaniu, chłopi zaś, bałam uceni przez czynow ników napadali grom adnie na mniejsze oddziały powstańców i wycinali je w pień, lub uprowadzali do niew oli.

Prócz tego Rosja wszystkie wytężyła siły, by powstanie zgnieść w zarodku. Nastały czasy dla powstania więcej niż kryty­

czne P om im o to jednak Traugutt nie tracił nadziei, nie upadał na duchu. W ostatnich prawie dniach przemawiał słowam i takiej energji i siły, ja k za czasów pom yślnych dla powstania. Ale próż­

ne były w ysiłki dyktatora i próżne poświęcecia jego p o m o c n i­

ków. Powstanie upadło.

Ostatecznym jednak ciosem dla powstania było aresztowa­

nie Traugutta, który przez cały czas mieszkał w Warszawie pod im ie n ie m Michała Czarneckiego. Na wiadom ość o tem rozpro­

m ieniły się twarze tarskich generałów, po w lo kły się cieniem sm utku, i szlachetnem oburzeniem , czoła powstańców. Lecz na to nie zważali rosy scy kom endanci; oni chcieli donieść carowi, że „b u n t" ju ? upadł, że dyktator nie żyje. Istotnie, niedługo m ęczył się Traugutt w cuchnącem więzieniu.

Dnia 5 sierpnia 1864 roku powieszono go.

Tak więc staciło powstanie męża o nieskazitelnym charak­

terze, o silnej woli, męża, który jedynie był zdolny przedłużyć powstanie choćby na chwilę.

Bez niego nie m ogło być w Polce powstania.

KI. VII.

B. M.

Jan Henryk Dąbrowski ' jako pation naszej Szkoły.

i

Na przełom ie epok, w czasie, gdy gasł ostatni blask w ol­

ności Rzeczypospolitej, w czasie, gdy krwią żyżniły glebę polską

p ł a t n i ; - : h ; - o * Y. : p : z a ryśo w jjs sią wśród krwa-

(9)

wej kurzawy dziejowej . postać o nieprzeciętnych zdolnościach i w yjątkow ych cnotach — Jan H enryk Dąbrowski.

W ychowany w niem ie ckie j szkole w ojskow ej i otoczony zewsząd junkierską młodzieżą, w iedziony zdrowym instyktem w yniósł tylko wiedzę i cześć dla w ielkiego poety i historyka, Fryderyka Schillera, autora ukochanej książki: „H istorja w ojny trzydziestoletniej", flle duszy swej nie zniem czył i ja k ten, Piotr Rozłucki Żerom skiego, który polskości iskrę w swej duszy p o \ tra fił w płom ień rozpalić, tak on, przyszły wódz Legjonów , w yr­

wał się z niem ieckiego otoczenia, by nieść życie w ofierze swej O jczyźnie— Polsce.

Nie orjentując sie w sytuacji krajow ej, mając do wyboru sankcjonowaną przez majestat królew ski Targowicę lub garstkę patrjotów , protestujących przeciw poddaniu się najeźdźcy, jako karny żołnierz staje po stronie króla. Tu uwydatnia się charak­

terystyczny rys Dąbrowskiego, jego obywatelska obowiązkowość.

Gdyby Dąbrowski żył w czasie niepodległościow ego rozkwitu, to jego poczucie państwowej dyscypliny byłoby niezawodnie dla niego stałym probierzem wszelkich poczynań. Jednak w cza­

sie, gdy Polsce groziła śm ierć polityczna, trzeba było rezygno­

wać z tak pięknej z obywatelskiego punktu widzenia zasady.

To też niedługo staje się Dąbrowski prawą ręką Naczelnika Kościuszki, w krótce znajduje się w szeregu tych, którzy chcą krwawy bój z w rogiem stoczyć, bój o Niepodległość.

Po upadku powstania kościuszkowskiego idzie Dąbrowski wraz ze swymi towarzyszami broni na na em igrację, by w krótce potem stanąć pod sztandarem Francji, na którym w idniał napis:

W olność Ludów.

Legjon y Dąbrowskiego powiązały sznurem krwawych pereł Francję w braterski sojusz z Polską, Legjony Dąbrowskiego, m im o tragedję 1812 roku, były zapowiedzią przyszłych powstań, aż do orężnego czynu wskrzesiciela Legjon ow Od chw ili o b ję ­ cia dowództwa nad Legjonam i, przestaje już Dąbrowski być dla historji utalentow anym li tylko wodzem i patrjotą. W stępuje on w nieliczne szeregi tych bohaterów narodowych, którzy o to ­ czeni nim bem chwały, są przedm iotem kultu dla poety i m a­

larza, a ideałem dla obywatela.

Od chw ili objęcia dowództwa nad L e gjon am i je st D ąbrow ­ ski tym człow iekiem , którem u głoszą chwałę tony .Jeszcze Pol­

ską nie zginęła".

* *

*

O becnie, gdy Polska, u której stóp leżą pokruszone kaj­

dany, dąży do swego rozkwitu, m usim y znaleźć dla je j rozwoju pewne wytyczne. Powinny n ie m i byc bezwątpienia ideały H enry­

ka Dąbrowskiego, ideały patrjotycznego poświęcenia się dla o-

gółu, karności obyw atelskiej względem rządu Rzeczypospolitej,

ideały kulturalnej współpracy wolnych narodów.

(10)

We v'spółczesnych poczynaniach patrjotycznych słychać jakby p o s z jm sztandarów Dąbrowskiego, ich trąbki grające syg­

nał powrotu do Ojczyzny. Ażeby szczytne ideały obywatelskie wprowadzić w czyn, musi szkolnictwo Rzeczypospolitej Wycho­

wać typ obywatela dum nego z państwowej tradycji i świadom e­

go swych zndań. flżeby Polskę postawić na równi z dem okracja­

m i Zachodu, musi szkoła polska wychować obywateli o jasnym narodowym i ogólno ludzkim światopoglądzie.-

Dlatego też Jan Henryk Dąbrowski, bohater walk o w ol­

ność n ie ty lk j Polski, ale wszystkich uciśnionych, jako patron naszego G im nazjum wskazuje nam w prom iennej g lo rji przysz­

łość Rzeczy oospolitej w tych tak prostych a silnych słowach:

.Jeszcze Pciska nie zginęła!”.

J. R. KI. VII.

Kutno, 20/1 1924 r.

Złote myśli.

Polsk e plemie popadło między dwa młyńskie koła za­

głady — r> ędzy N iem ców i Moskwę. Musi się stać sarno młyńskim kamie nie m, albo będz e zmielone na pokarm N ie m ­ com i M o kwie.

Żeromski „Wierna rzeka".

Haml t, to dusza ludzka, jaka była, jaka jest i jaka bę­

dzie. Podłi § mnie, Szekspir przeszedł mm granice, zakreślone nawet gen is zom. Bo H om era iLb Danta rozumiem nu tle ich epoki. Po luje, i e mogli zrobić to, co zrobili — ale jakim sposobem sn Anglik mógł w sisdemnastym wieku przeczuć wszelkie p ychozy, będące w ytw orem dziew ’etnast» go wieku, to mim o wszelkich studjów o Hamlecie p c z o s ta n e dla nas wieczną z a i i d k ą

Sienkiewicz „Bez d o g n a tu * .

Bajka o szczęściu.

W sr« irnych blaskach jesiennego słońca, szło w dal roz­

jaśnioną dv oje dzieci. Trzym ały sią one za rączki, a ich ja s ­ ne, płowe .jłówki stały się celem wyścigów kilku złotych m o ­ tyli. Dzieci szły wąską miedzą, po bokach której leżały o lb rzy­

mie, zielona — żółte, płachty ścierniska, patrzącego roześmia- nem obliczem, na ciemny, bezdenny błękit nieba. Wysoko, w y ­ soko nad g ł jw k a m i idących dzieci jarzyło się słońce, zalewa­

j ą świat cały gorącą powodzią palących promieni.

Cisza była na ziemi. Ptaki przestały śpiewać i szukały

ochłody w cieniu dzikich grusz, z rzadka rosnących w polu.

(11)

O w a d y ró w n ie ! pochowały się, gdzio tylk o mogły przed u p a ­ łem, którego nie łagodził najlżejszy wietrzyk.

ft dzieci szły wśród tej jasnej, połu dniswej ciszy, w s p a r­

te na sobie i zapatrzone w słoneczny dal. Szły w milczeniu, oglądając się czasami na leżącą za niemi w oddali wioską, którą opuściły niedawno, idąc „W świat*.

Cisza grała do taktu zm ęczo n ym , besym no żyn o m , stą­

pającym po rozgrzanym piasku m iid z y . Wreszcie zmęczenio wzięło górę nad chęcią ja k ia jw ią k s z e g o oddalenia sią od r o ­ dzinnej wioski.

Usiadły więc dzieci w kojącym cieniu gruszy, rosnącej na miedzy, gwarząc o tym świecie, ku którem u szły radośnie, nie bacząc na trud i skwar, a k tó iy miał n ie bawem otw orzyć swe taje m nic ze wrota i ukuzać zdu m io n ym oczom dzieci swe cuda.

Słońce tymczasem przechylało się coraz bardziej na z a ­ chodnią stronę nieba, kładąc dłubie, szaro— fio letowe cienie koło każdego drzewa. O d w s c h o iu począł wiać lekki w ia te ­ rek, szumiąc z cicha w liściach gruszy, pod k t ł r ą siedział chłopiec i dziewczynka.

Siedzieli zachwyceni, zapatrzeni w zaró żowio ne niebo zachodu, zasłuchani w poszum gruszy. Zwoln a zm ęczenie i rozmarzenie poczęło zam ykać dzieciom oczy. I tak, przytu­

lone do siebie, owiane cie płym w ie trryk ie m , zasnęły dwie kru­

szynki, zasnęły spokojnie na łonie matki N atu ry. Kołysały je do snu manatonne chóry k o m aró w , kołysał oddalony śpiew s kowronka, a bajkę opowia dał szum liści poczciwej gruszy.

„ D aleko, d aleko,* mówiła grusza, njest kraj biedny, o*

puszczony i zaniedbany. Rządzi nim król. którego imię zgin ę­

ło zapomniane, a który przez swoich poddanych nazwany byt królem S m utk iem . Król Sm utek był bardzo lieszcząśliwy. Miał on jedyną córkę, piękną, jak anioł, którą kochał całą siłą biednego, skołatanego serca.

Lecz ukochana córka króla Sm utka — była bardzo cho­

ra. Leżała opuszczona w kom nacie wielkiej, pozłocistej. L eża ­ ła na łożu wspamałem, a na czoło białe, jak alabaster spły­

wały w nieładzie czarne, krucze włosy.

W kom nacie panował wieczny rm ro k . Nieubłagane, g ru ­ be zasłony okienne nie dopuszczały ni światła, ni głosu pta­

sząt, śpiewającyah pod o kn a m i, na obsypanej ró żo w e m k w ie ­

ciem gruszy, czarującą pieśni wiosny. Wiosna była wówczas

w o w y m kraju. Wiosna czarowna, ś cię ta , jasna, patrzała źdzl-

wiona niebieskiemi oczkam niezapomin ajek na smutne t w a ­

rze króla i jego poddanych. Muskała zw iew nem i rączkami

wiosennego wiatru czarne mury zam ku odwiecznego. Znała

dobrze wszystkie jego zakamarki. W iedziała, pod k tó ry m m a r ­

m u ro w y m f idre.n znajdu.e s,ę gniazdko jaskółki, wiedziała,

(12)

gdzie złote wilczom le cz* roztulają swe pąki ze szczelin stare­

go, złotego dachu.

Znała ona wszystkie tajemnice tego ponurego gmachu.

Z ciekaw ym promieniem m ajow ego słońca spływała do wnętrza s tl wspaniałych, wysokich, białych, błękitnych, z ł o ­ tych. . .

Do jednego tylko pokoju słoneczne, ciekawe jej oczko nie miało vstępu. W gotyckich bowiem jego oknnch wisiały grube, ciemne zasłony. Napróżno wysyłała najbardziej ciepłe i uśmiechn «*,te promienie słońca, napróżno najsłodsze kwia­

tów słała tam wonie, napróżno wreszcie ptasząt śpiewne c hó ­ ry ustawiała pod oknami kom naty. . .

Daremnie! gruba, tkana złotem m akata mówiła:

Nie budź, Wiosno czarująca, Sm utnej króla córy !

Choć m i* wietrzyk dłonią treca, Choć pieśń dzwcni życiem brzmiąc.i Czarowanem i chóry,

— Córka króla konająca, Odejdź! Wiosno zdradna;

Bo aż do jej życia końca Nie przeniknie promień słońca Ni piosenka żadna!

Milkła wtedy Wiosna, smutna, że śpiącej królewny ujrzeć nie może.

Za zawieszoną w oknie pałacu kotarą tymczasem spała królewna. Śniła sen dziwny, tajemniczy, o jakimś nieznanem pięknie da ekiem.

Piękno to wydało jej się jasną, słoneczną boginią, k tó ­ rej przyjść e eczekiw ała, licząc dnie i godziny smutnego i ry­

chło skończyć się mającego życia. M nie wiedziała córa kró­

lewska, że bogini owa tam, za oknami roztacza przecudne, tęczowe i iv ie tln e zjawy wiosny.

Niech viedziała, bogini tej .Ż y c ie * na imię.

Ona s. ąła, a na blade jej czoło opadały czarne włosy, jakb y przedwczesna jakaś troska. Czas mijał. Osiwiał ze zgryzoty król Smutek, cicho błąkał' się po zamku dworzanie.

Odeszła wicsna z pod okien królewny, smutna, że jej uzdro­

wić nie mo«,ła.

N a d e s f o lato, śmiejące się pogodą błękitnego nieba, odurzające mocną wonią kwia tów.

Króle .’na Lotys była chora Pęki jaśminu przekwitujące-

go wiedziały już o tem. Powiedziała im to muszka złota, k tó ­

ra nowinę od wietrzyka usłyszała. Wieciziały o chorobie k ró ­

lewny Lotys irysy, narcyzy i róże. Wiedziały muszki i komary.

(13)

— 13 —

wiedział ten cały srebrzysty, skrzydlaty świat, śwl t wesoły, lekki, a rzewny, i tak śpiewały kom ary:

Niech pieśń nasza brzmi z wieczora B /z . . . bzyk, bzz . . .

Bo królewna L.otys chora B ;z . . . bzyk, b.:z . . .

N i;c h a j śpiewa, niechaj marzy B iz . . . bzyk, bzz . . .

Ten nasz smutny chór kom arzy Bzz . . . bzyk, bzz . . .

Niech pieśń p l/n ie słodko b rzm ią cr Bzz . . . bzyk, bzz . . .

Bo królewna Lotys śpiąca Bzz . . . bzz . . . bzz . . .

KI. IV. P o d c /a s k i.

(D. c. n.)

Zabawa uczniowska •

W czasie tegorocznego karnawału stała się zn >wu aktu­

alna w naszym zakładzie sprawa zabaw tanecznych, przysłow io­

wej „herbatki tańcujące j".

Zapoczątkowaniem tego okresu była zabawo taneczna, urządzona dnia 19/1 24 r. W chw ili, kiedy te słowa piszemy, przygotow uje się już druga podobna zabawa, sprav a zaś k o m ­ pletów tanecznych ma być w krótce przychylnie załatwiona.

Kilka słów o urządzonej zabawie uczniow skiej.

Bawiono się ochoczo ćhoć skrom nie w niedaw no u k o ń ­ czonej sali gim nastycznej naszej szkoły; uczestnikar. i byli ucz­

niow ie wraz z Personelem nauczycielskim i ozdobi K utnow ­ skiego społeczeństwa — Panny. Szczegółów tej sym patycznej zabawy opisywać nie potrzebuję; echo jej bow iem ootarło lo ­ tem błyskawicy do najdalszych krańców Kutna, wzbudzając wszę­

dzie uznanie.

Pozostaje więc ty lk o wyrazić im ie n ie m K om itetu zaba­

wy najszczersze podziękow anie przedewszystkiem pi>. Sokopp, za wypożyczenie pian.na, dalej pp. Konarzewski n, za o b ­ fite zaopatrzenie bufetu, p. M arjanow skiem u, za ofiarowaną naftę, cukrow niom : „S ó jk i" i .K o n sta n cja ", za cukier, p. prof.

Kensce, za grę na pianinie, p. G rochockiej, za nuty, p. prof.

Drozdow skiem u, za kierow nictw o nad dekorow aniem sali i wszyst­

kim uczestnikom zabawy za łaskawe uczestniczenie,

(14)

— 14 —

Sprawozdanie z uroczystej Akademji ku uczczeniu rocznicy powstania styczniowego.

Także w tym roku obchodzono uroczyście w naszej szko­

le rocznicą w ybuchu powstania styczniowego.

O to dzięki zabiegom niedawno powstałej K om isji O św ia­

tow ej przy Zarzadzie .B ra tn ie j P om ocy" zorganizowano w sali gim nastycznej naszej szkoły publiczną flk a d e m ję , by uczcić ten pam iątkow y dzień Program w ypełń ły dwa odczyty: kol. Kar­

pińskiego „O znaczeniu powstania styczniow ego* i kol.

Marczaka „O Traugucie", oraz deklam acje i pieśni, które m ło ­ dzież starannie odśpiewała.

Z Zebrania ogólnego „Bratniej Pomocy“ .

Dnia 11/1-24 r. odbyto się O gólne Zebranie .B ratnie j Po­

m o c y *.

Przewodniczył kol. Stefański, sekretarzował Kol. Karpiński.

Po zagajeniu Zebrania przez p. kuratora .B r , P.“ prof.

Urbana, kolega prezes Filipowicz przystąpił do sprawozdania z dotychczasowej działalności Zarządu.

Zarząd obecny istnieje dopiero trzy miesiące, jednak tyle j u i wle żyl pracy, że ntle; ą mu się za to wyrazy uznania.

J ed n ym z celów „Bratniej Po m o c y* jest rozwój um ysło ­ wy członków, to też z nadania swego wywią zuje się dobrze.

Zarząd zorganizował przy .B ratniej Pomocy" kółka: lite­

rackie, historyczne rysunkowe i matem atyczne.

Prócz tego istnieje komisja ośw iatowa, która ma pieczę nad wyżej w s p o m ria n e m i kółkam i, oraz ciesząca się p o p u lar­

nością, komisja zabawowa.

Zarząd zajął się również w tym roku introligatornią i skle­

pikiem, które t * instytucje prowadzi z w ielk ą energją i zapa­

łem p. prof. Drozdowski.

Sprawozdanie przyjęto, członkowie wyrazili Zarządowi votum zaufania.

Następnie poczyniło Zebranie O g ó ln e na wniosek Z a r z ą ­ du zmiany w niektórych paragrafach statutu .Bratnie] P o m o ­ c y*. W końcu określiło Zebranie Ogólne składkę miesięczną wysokości 30 groszy, a dla członków wsp erajacych 1 złp.

Przystąpiono z kolei do wolnych wniosków.

Kolega Prezes w słowach pełnych uznania, skreśliwszy

f m i ifbranymi dotydKm awą wydatną, pełną poświęceni#

(15)

— 15 -

pracę Knralora, przedstawił wnia sek Zarządu — n ia n o w a n ia p. prof Urbana pierwszym H o n o ro w y m Członkie m s to w arzy­

szenia „Bratnia Pomoc" w Kutnie.

W n io s ek przyjęto, wśród niemilknących oklasków.

Na tem wyczerpano porządek dzienny i zebranie z a m ­ knięto.

Obecni: Rada pedagogiczna, oraz czło nkowie w licz­

bie 116.

K R O N I K A .

Kółko literackie. Zebranie odbyło się d. 3 stycznia o godz. 11 rano, na którem kol. Filipowicz w yg ło i ł swój r e ­ ferat na tenaat: iP oczobut, Kołłątaj, Śniadecki jakc re fo rm a to ­ rzy. “

Po wygłoszeniu referatu wywiązała się żywa wymiana myśli, w której udział brali koledzy: Kujawski, H e i t n a n , S t e ­ fański i Pietrzak Fr.

Dyskusja toczyła się około zagadnień: czy Kołłątaj dosz­

czętnie zburzył stary system szkolnictwa, czy też je tylk o zrefo rm o w ał w duchu nowoczesnym.

Ż yw ą polem ikę wywołało również powiedzenie prelegen­

ta, że Śniadecki był ojcem duchowym F ilo m a tó w i Filaretów, oraz, że był filozofem.

Zebranie zakończyło przemówie nie p. prof. Andersa.

W niem wyraził p. Prof. szczere podziękowanie prele jentowi za trud w wykonaniu referatu o epoce taK ważnej w ; yciu umy- słowem na.*zego narodu. Następnie kolejno rozstrzygnął w y ­ łonioną wą Ipliwosć, która wywiązała się w dysku: i; między innemi określił p. Prof., jakie cechy istotnie mieść w sobie pojęcie filozof i pojęcie ekle ktyk, tudzież, |aką rc ę odegrał Jan Ś n ia d e:k i na polu ©światowem.

Przem ówie nif swoje zakończył p. prof. fln d e s zachętą do dalszej samodzielnej pracy w kółku literąckiem.

Zebraniu przewodniczył kol. Kujawski, sekretarzował kol.

Grudniewicz.

K ó łk o h is to r y c in e . Dnia 20 stycznia r. b. cdjjyło się reorganizacyjne zebranie Kółka historycznego.

Zebranie zagaił kol. Fr. Pietrzak, który po spr twozdaniu z dotychczasowej działalności Kółka, poprosił no p rz e w o d n i­

czącego kot Stefańskiego. Następnie rozpatrywano w obszer­

nej dyskusji, w której brali udział: ks. prof. Wolanin, p. dyr.

Kostro, kol. Filipowicz, H eftm an, M aje wski, Fr. Pietrzak i Ste^

fański, sprawę regulaminu. Ostatecznie postanowiono wybrać

ip tcjato ą Kom iiją r*gui«m <nowt w izyitkich Kółek, Której

(16)

weszliby z Koła h istorycznego kol. Maje wski i kol. M arja n o w ski.

Pa za ła tw ie n iu tej spraw y odbyły s ę wybory do p re zyd ju m , do którego weszli kol.: C haciński (prezes), M arja n o w ski (vice- prezes) i K am iński (sekretarz).

Wreszcie zajęto się sprawą urządzenia uroczystego o b ­ chodu Kościuszkowskiego i wystawienia sztuki: „Kościuszko pod Racławicami". Ma tein zebranie zakończono.

K ó łk o m a te m a ty c z n e . V l-łe zebranie Kółka m atem . KI.

VI tej dn 20 grudnia z. r. Kol. R o z in w w ycze rp u ją cym re fe ­ racie wykazał, jakie warunki winna spełniać liczba n, o k re ś la ­ jąca ileść b o kó w wie lo kąta for., by Konsrukcja w ie lo ką ta m o ­ gła być w y k e n a n ą cyrklem i linjałem. Z go d n ie ^ planem usta­

lonym przez p. prof. Jochm ana, tem a te m następujących z e ­ br ń będą liczby urojone i zespolone, które m ają zastosow a­

nie przy konstrukcjach wie lo kątów for.

V II-m e zebranie Kółka m atem. kl. Vl-tej dn. 11 stycznia b. r. Kol. Gniazdowski p o i a ł k ró tką historję liczb u ro jo n y c h , a następnie, określiwszy jednostkę urojoną, przedstawił kszta łt i geometryczna Interpretację liczb urojonych i zespolonych.

W dyskusji zabrał g U s kol. Rożen, dom agają c się zw rócenia większej uwagi przy o pracowywaniu te m a tó w na jasność i przejrzystość układu. P. prof. J achm an dopełnił re fe ra t u w a ­ gami, dotyczącemi historji i teerji liczb urojonych, zarazem p o ­ budki, które się złożyły na genezę tych osobliwych tw orów umusłu ludzkiego.

V III-m e zebranie K ółka m atem. kl. VI tej dn. 18 stycznia b. r. Kol. Gallus w staranie oprac o w a ny m referacie podał o- kreślenie sumy i różnicy liczb zespolonych, ilustrując każde z tych działań o d pow iednim ebrazera geom etrycznym . N astęp­

nie udzielał kol. Gallus odpowiedzi na liczne pytania i uwagi, stawiane głównie przez kol. Czermińskiego i p. prof. Jochm ana.

IX-te zebranie Kółka m atem . kl. V l-te j dn. 25 stycznia b. r. Kol. T om czak F. w y ja ś n ił— g łó w n ie m etodą w ykre śln ą — m nożenie, dzielenie i p o tę g o w a n ie liczb zespolon ych.

Na VI i VII zebraniu K ółka m atem . kl. VII i V III dn. 16 i 26 stycznia b r w yko n a n o pod k ie ro w n ic tw e m p. p ro f.

Jo ch m a n a \ o n stru kcję cie n ió w p rostej na w ie lo ścia n y, oraz ko n s tru k c ję -c ie n ia zespołów geom etrycznych .

Wydawca: Zarząd B ratn iej Pom ocy w osobie pro f. CIRBfłNrt.

R edaktor odpow iedzialny kol. W ŁODZIMIERZ KARPIŃSKI.

K o m ite t redakcyjny w osobie pro f. Andersa.

pru* J . Gfljktaakiafle w Kutnie,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeśli I jest ideałem maksymalny, to R{I jest ciałem, a więc pierścieniem całkowitym, skąd I musi być

Twierdzenie 10.6 (lemat o odpowiedniości między ideałami)... Ideały generowane

Dowód jest bardzo podobny do dowodu analogicznego rezultatu dla grup, w związku z czym pozosta- wiamy go Czytelnikowi jako nietrudne ćwiczenie.. Twierdzenie 11.1

W tym to czasie zaczęto się coraz częściej zwracać po wzory do sztuki starego państwa, co zwykle jest znakiem przeżycia się sztuki w danym okresie.. Gdy

listych pól małą dolinę, którą przecina strumyk. Cała do- ła dolina porośnięta jest tr&amp;wą i zdała nie przedstawia nic nadzwyczajnego. Zeszliśmy na dno

ro po dłuższym czasie dla stwierdzenia, czy chleb zapleśniał. Przynosi go gospodarzowi najdzielniejsza ze wszystkich żniwiarek, zwana przodownicą. Ten wieniec

skiego, jako władca Mandżurji.. W ten sposób Chiny podzieliły się na kilka oddzielnych państw. Czem więcej jednak s*ożą się stronnictwa, tem więcej rośnie

Wówczas grzmiało z Szwajcarji jego słowo, a każdy je musiał usłyszeć, kto usłyszał, przyznał, że przez Sienkiewicza przemawia wola dziejów i przy ostatnich