• Nie Znaleziono Wyników

Analiza morfologiczna bajki rosyjskiej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Analiza morfologiczna bajki rosyjskiej"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)

Claude Lévi-Strauss

Analiza morfologiczna bajki

rosyjskiej

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 59/4, 267-284

(2)

C LAUD E L É V I-S T R A U S S

Zw olenników analizy s tru k tu ra ln e j — w językoznaw stw ie i an trop o­ logii — oskarża się często o form alizm . Z apom inam y p rzy tym , że fo r­ m alizm istn ieje jako d o k try n a niezależna, od k tó rej stru k tu ra liz m , nie p rzek reślając tego, co jej zawdzięcza, różni się zasadniczo ze w zględu n a odm ienność stanow isk, jakie obie szkoły zajm u ją wobec konkretu. S tru k tu ra liz m — odw rotnie niż form alizm — n ie chce przeciw staw iać tego, co k o n k retn e, tem u, co abstrakcyjne, i przyznaw ać drugiem u uprzyw ilejo w an ą w artość. F orm a określana jest przez opozycję do treści, k tó ra jest w stosunku do niej czymś zew nętrznym ; ale s tru k tu ­ ra nie m a treści: sam a jest treścią, u ję tą w logiczną organizację, p o j­ m ow aną jako w łaściwość tego, co rzeczyw iste.

Różnica ta zasługuje n a dokładniejsze przedstaw ienie, poparte p rz y ­ kładem . T akiej okazji dostarcza nam dziś angielskie tłum aczenie daw no już napisanej p racy W ładim ira Proppa, k tó ry był jedn ym z głów nych rep re z en ta n tó w form alistycznej m yśli rosyjskiej podczas jej krótkiego okresu ro zk w itu od 1915 do około 1930 r., chociaż nie należał do a k ty w ­ n ych członków te j szkoły к

A u to rka w stępu S w ataw a P irkow a-Jakobson, tłum acz L aurence Scott oraz R esearch C enter p rzy U niw ersytecie w Ind iana oddali ogrom ną p rzysługę naukom hum anistycznym , w ydając tę zapoznaną książkę w języku dostępnym d la now ych czytelników . Istotnie, w rok u 1928 — d a ta edycji rosyjskiej — szkoła form alna, oficjalnie potępiona w ew nątrz i pozbaw iona kontak tó w z zagranicą, znalazła się w głębokim kryzysie.

[Przekład w edług wyd.: C. L é v i - S t r a u s s , L ’A n a l y s e m o r p h o l o g i q u e de s c o n t e s ru s s e s . “International Journal of Slavic Linguistics and Poetics” III, I960.]

1 W. P r o p p , M o r p h o l o g y of the F o l k t a l e . Part III. „International Journal of American Linguistic” t. 24, 1958, nr 4. — Toż w: „Publication Ten” of the „Indiana U niversity Research in Anthropology, Folklore and L inguistics” z paź­ dziernika 1958, ss. X + 134. — O rosyjskiej szkole formalnej zob. V. E r l i c h , R u s ­ s i a n F o r m a l i s m . La Haye 1955; B. T o m a s z e w s k i w „Revue des Études S la­ v e s” 1928.

(3)

208 C L A U D E L E V I-S T R A U S S

Sam P ro p p m u siał w n a stę p n y c h pracach porzucić form alizm i analizę m orfologiczną, aby poświęcić się h isto ry czn ym i ko m p araty sty czn y m b a­ daniom zw iązków lite r a tu r y u stn e j z m itam i, obrzędam i i insty tu cjam i. N aukow e p rzesłan ie rosyjskiej szkoły form alnej nie m iało jednak zaginąć. W sam ej E uro p ie p rzy jęło je i rozpow szechniło przede w szy­ stkim P ra sk ie Koło L ingw istyczne; n ato m iast począw szy od około 1940 r. k ieru n e k ten, dzięki osobistem u w pływ ow i i w ykładom Rom ana Jakobsona, przeniósł się do S tan ó w Zjednoczonych. Nie chcę sugerow ać, że językoznaw stw o s tru k tu ra ln e i w ogóle stru k tu ra liz m w spółczesny w obrębie językoznaw stw a i poza nim są jedy nie przedłużeniem ro sy j­ skiego fo rm alizm u. Różnica m iędzy nim i a form alizm em tkw i, jak już pow iedziałem , w przekonaniu, że podczas gdy połow iczny stru k tu ra liz m oddala od k o n k retu , k o n sek w en tn y — p row adzi do niego. R om an J a ­ kobson — chociaż jego d o k try n y nie m ożna w żadnej m ierze nazyw ać „fo rm alisty czn ą” — d ostrzegł histo ry czn ą rolę szkoły rosyjskiej i jej rzeczyw iste znaczenie. P rz ed sta w iają c poprzedników stru k tu ra liz m u , w y ­ znaczał jej zawsze m iejsce u przyw ilejow ane. Ten d alek i w pływ od­ d ziałał p o śred nio n a jego słuchaczy. Jeżeli w y daje się, że a u to r n in ie j­ szego stu diu m — jak pisze P irk o w a -Jakobson — „zastosow ał i rozw inął m etodę P ro p p a ” (s .VII), nie m ogło to dokonać się w sposób świadom y, gdyż książka P ro p p a b y ła m u nieznana p rzed ukazaniem się jej tłu m a ­ czenia. Coś jed n a k z jej isto ty i in sp iracji d o tarło do niego za pośred­ nictw em R om ana Jakobsona. [...] 2

W p racy P ro p p a uderza przede w szystkim siła an ty c y p u jąc a póź­ niejsze dążności rozw ojow e. Ci spośród nas, k tó rz y około 1950 r. zaj­ m ow ali się analizą s tru k tu ra ln ą lite r a tu r y ustn ej, nie znając bezpo­ średnio starszej o ćw ierć w ieku p ró b y P ro p p a, o d n a jd u ją w niej nie bez zdum ienia w łasne fo rm uły, n iekied y n a w e t całe zdania, choć przecież w iedzieli, że nie m ogły być od niego zapożyczone. P ojęcie „sy tuacji po­ czątkow ej” , porów nanie w zorca m itologicznego z reg ułam i kom pozycji m uzycznej (s. 1), konieczność rów noczesnego czytania „poziom ego” i „pionow ego” (s. 107), sta łe stosow anie pojęcia g ru p y podstaw ień i tra n s ­ form acji celem rozw iązania pozornej an ty n om ii m iędzy stałością fo rm y a zm iennością treści (passim), w ysiłek — p rzy n ajm n iej zarysow any przez

2 [W dalszym ciągu artykułu autor streszcza rozprawę Proppa, na w stępie zwracając uwagę na niejasności tekstu, które być może w ynikają z trudności prze­ kładowych. Poniew aż niekiedy m iędzy oryginałem a przekładem angielskim , z k tó­ rego korzystał L évi-Strauss — zachodzą pew ne różnice, mogące wpłynąć na dalsze w nioski interpretacyjne, tłum aczenie cytatów z Morfologii bajk i w tym artykule odwzorowuje nie oryginał rosyjski, lecz ich przekład dokonany z drugiej ręki przez Lévi-Straussa. Ujednolicono tylko terminologię.]

(4)

A N A L I Z A M O R FO L O G IC Z N A B A J K I R O S Y J S K IE J 2 6 9

P ro p p a — zm ierzający do sprow adzenia pozornej specyfiki fu n k cji do p a r opozycji, uprzy w ilejow an y przypadek, jak i p rzed staw iają m ity dla analizy stru k tu ra ln e j (s. 82), wreszcie i przede w szystkim n a jw a żn ie j­ sza hipoteza, że w łaściw ie istn ieje tylko jed n a bajka (s. 20— 21), a zbiór w szystkich znanych n am bajek m usi być tra k to w a n y jako „seria w a ­ ria n tó w ” w stosunku do jedynego ty pu (s. 103) — i to do tego stopnia, że może o d k ryjem y kiedyś, p rzy pomocy rachu nk u, rozproszone lub nieznane w arian ty , „dokładnie ta k samo, ja k m ożem y wnosić — na podstaw ie p raw astronom ii — o istnieniu niew idzialnych gw iazd” (s. 104): w szystkie te fo rm u ły są intuicjam i, k tó ry ch przenikliw ość i proroczy c h a ra k te r w zbudzają podziw i uzasadniają szacunek dla P ro p p a tych w szystkich, k tó rz y by li n a jp ie rw jego nieśw iadom ym i kon tyn uato ram i.

Jeśli więc w tej dysk usji m usim y sform ułow ać pew ne zastrzeżenia i w ysunąć k ilk a zarzutów , nie m ogą one żadną m iarą pom niejszyć ogrom ­ n y ch zasług P rop p a ani zakw estionow ać p raw a pierw szeństw a jego odkryć.

M ożna teraz zapytać o racje, k tó re skłoniły P ro p p a do w yboru bajek ludow ych lub pew nej k ategorii b ajek celem w ypróbow ania m etody. Nie chodzi o to, że b a jk i te n ależy klasyfikow ać odrębnie od resz ty lite ­ r a tu r y u stn ej. P ro p p tw ierdzi, że z pew nego p u n k tu w idzenia („histo­ rycznego” — jego zdaniem , ale także, jak sądzim y, psychologicznego

i logicznego) „bajkę fan tasty czn ą sprow adzoną do jej podstaw m orfo­ logicznych m ożna przyrów nać do m itu ” . „W iem y dobrze — dodaje za­ raz — że z p u n k tu w idzenia nau k i w spółczesnej w ypow iadam y tu m yśl całkow icie h e re ty ck ą ” (s. 82).

P ro p p m a słuszność. Nie m a żadnego istotnego powodu, ab y oddzie­ lać b a jk i od m itów , chociaż różnica m iędzy obydw om a gatu nk am i jest su b iek ty w n ie w yczuw alna przez w iele społeczeństw ; chociaż różnica ta w yraża się obiektyw nie w specjalnych term inach, służących do odróż­ nienia obu gatunków ; chociaż, wreszcie, n o rm y i zakazy zw iązane są n iek ied y z jed n y m gatunkiem , a nie odnoszą się do drugiego (recyto­ w anie m itów w pew nych godzinach lub tylko w jednej porze roku, podczas gdy b a jk i — z powodu ich „św ieckiej” n a tu ry — m ogą być opow iadane kiedykolw iek).

Te rozróżnienia tubylców m ają duże znaczenie dla etnografa, nie je s t jed n ak by n ajm n iej pewne, czy m ają one oparcie w n a tu rz e rzeczy. Przeciw nie, trzeb a stw ierdzić, że opow iadania, k tó re m ają c h arak ter b a je k w jedn ym społeczeństw ie, w innym są m itam i, i odw rotnie; jest to pierw szy powód, aby w ystrzegać się klasy fik acji arb itra ln y c h . Z d ru ­ giej stro n y , m ito g raf praw ie zawsze spostrzega, że te sam e opow iadania, te sam e postacie, te sam e m otyw y istn ieją — w form ie identycznej lub przekształconej — w m itach i w b ajk ach określonej ludności. Co

(5)

270 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

w ięcej — ab y u tw orzyć ipełną serię p rzek ształceń jakiegoś m otyw u m itycznego, bardzo rzadko m ożna ograniczyć się jed y n ie do m itów (określanych w ten sposób przez tubylców ); n iek tó ry ch przekształceń trzeb a będzie szukać w b ajkach, chociaż o ich istn ien iu m ożna wnosić ju ż n a p o d staw ie m itó w w łaściw ych.

Je st jed n a k rzeczą n iew ątp liw ą, że p raw ie w szystkie społeczności odczuw ają odrębność ob u g atun k ó w i że istn ieje przyczyna w yjaśniająca trw a ły c h a ra k te r tego rozróżnienia. T aka podstaw a istn ieje naszym zda­ niem , ale sprow adza się ona do różnicy stopnia, k tó ra jest dw ojaka. P rzede w szystkim b a jk i zbudow ane są n a opozycjach słabszych niż opo­ zycje, k tó re istn ieją w m itach : n ie są to opozycje kosmologiczne, m e ta ­ fizyczne czy p rzyrodnicze, jak w m itach, ale częściej — lokalne, spo­ łeczne lub m oralne. N astęp n ie b a jk a — będąc osłabioną tran sp o zy cją m otyw ów , k tó ry c h poszerzona realizacja stanow i w łaściw ość m itu — n ie jest ta k ściśle jak m it podporządkow ana p o trójn em u w aru nko w i — spoistości logicznej, ortodoksji relig ijn ej i p re sji zbiorow ej. B ajka d aje w ięcej m ożliw ości gry, p erm u tac je s ta ją się w niej w zględnie swobodne i u zy sk u ją stopniow o p ew n ą dowolność. Jeśli zatem b a jk a fu n k cjo n u je w oparciu o zm niejszone opozycje, b ęd ą one jeszcze tru d n ie jsz e do ziden­ ty fiko w ania; tru dn o ść tę p o tęgu je ponadto fakt, że już n aw et bardzo m ało rozbudow ane w y k a z u ją w ahanie, k tó re um ożliw ia przejście do tw órczości literack iej.

P ro p p w y raźn ie d ostrzegał tę d ru g ą trudność: ,,Czystość k o n stru k c ji b a jk i” — konieczna do zastosow ania, jego m etody — „ jest w łaściw a społeczności chłopskiej (...), k tó ra tylko w n iew ielk im sto p n iu zetknęła się z cyw ilizacją. W szelkie w p ły w y obce zm ieniają b a jk ę ludow ą, a cza­ sem pow odują jej ro zk ła d ” . W ty m w y p adk u „jest rzeczą niem ożliw ą uw zględnić w szystkie szczegóły” (s. 90). Z dru g iej stro n y P ro pp p rz y ­ znaje, że opow iadający posiada w zględną swobodę w w yborze n iek tó ­ ry ch postaci, w pom inięciu lub pow tórzeniu tej lub innej funkcji, w określen iu m odalności fu n k cji u trzy m an y ch , w reszcie, w jeszcze w iększym stopniu, w zakresie n azy w an ia bohateró w i ich atry b u tó w z góry w yznaczonych p rzez trad y cję: „drzew o może w skazyw ać drogę, żuraw może podarow ać konia, d łuto może p o d p a try w a ć itd. Swoboda tak a jest w yłączną w łaściw ością b a jk i” (s. 101— 102). W innym m iejscu m ów i on o a try b u ta c h bo h ateró w , „tak ich ja k wiek, płeć, s ta tu s spo­ łeczny, w ygląd z ew n ętrzn y (i inne szczegóły) itp .”, k tó re są zm ienne, poniew aż słu żą „do n a d a n ia b ajce blaśku, czaru i p ięk n a ” . Z atem jed y ­ nie zew n ętrzn e p rzy czy n y m ogą w yjaśnić, dlaczego d a n a cecha za stą ­ piona je s t w bajce p rzez inną cechę: p rzekształcenie istn iejących w a ­ ru n k ó w życia, w p ły w obcej lite r a tu r y epickiej, lite r a tu r y uczonej, religii i zabobonów, re lik ty przeszłości.

(6)

A N A L I Z A M O R FO L O G IC Z N A B A J K I R O S Y J S K IE J 2 7 1

Bajka ludowa podlega w ten sposób m etamorficznem u procesowi i prze­ obrażenia te oraz metamorfozy podporządkowane są pewnym prawom. Z pro­ cesów tych w ynika trudny do zanalizowania polimorfizm (s. 79).

W niosek stąd taki, że b ajk a ludow a niezupełnie n ad aje się do an a­ lizy s tru k tu ra ln e j. J e st to niew ątpliw ie p raw d ą tylko w pew nej m ierze: w m niejszym stopniu, niż sądzi Propp, i nie całkowicie z ty ch pow o­ dów, k tó re on przytacza. W rócim y jeszcze do tego zagadnienia. N ajp ierw m usim y jed n ak zbadać, dlaczego w ty ch w aru n k ach w y b rał on w łaśnie bajk ę dla spraw dzenia swej m etody. Ozy nie pow inien był zwrócić się raczej do m itów , k tó ry m w ielokrotnie p rzy zn aje u przyw ilejow ane zna­ czenie?

P rzy czy n y w yboru P ro p p a są w ielorakie i nierów nej w artości. Można przypuszczać, że nie będąc etnologiem , nie dysponow ał on m ateriałem m itologicznym zebranym przez siebie samego lub bodaj u ludów do­ b rze m u znanych, k tó ry m m ógłby posługiw ać się z całą swobodą. P o ­ szedł on n ad to drogą, n a k tórej inni bezpośrednio go poprzedzali: w łaś­ nie bajki, a nie m ity b yły przedm iotem d y sk u sji w śród jego po przed­ ników i one stały się m ateriałem , k tó ry posłużył pew nym uczonym ro syjskim do zarysow ania pierw szych prób b adań m orfologicznych. P ro p p p odejm uje to zagadnienie dokładnie tam , gdzie oni je pozostaw ili, w y­ k o rzystując te same m ate ria ły co oni, to znaczy ludow e b ajk i rosyjskie. Sądzim y jednak, że w ybór P roppa m ożna rów nież tłum aczyć n ie­ znajom ością praw dziw ych relacji m iędzy m item a bajką. Chociaż m a on ogrom ną zasługę widząc w nich obu pew ne odm iany tego samego gatu nku , niem niej u zn aje h istoryczny p rio ry te t m itu przed bajką. Aby móc przystąpić do badania m itu — pisze — należałoby rozszerzyć a n a ­ lizę m orfologiczną o „stu d ia historyczne, czego na razie nie m ożem y uw zględnić w naszych p lan ach badaw czych” (s. 82). Nieco dalej suge­ ru je , że „najb ard ziej archaiczne m ity ” tw orzą dziedzinę, w k tó rej b ajk i ludow e m a ją swój odległy początek (s. 90). Istotnie, „św ieckie zw yczaje i w ierzenia relig ijn e zam ierają, to zaś, co z nich istn ieje nad al — staje się b ajk ą ludow ą” (s. 96).

Etnolog odniesie się n ieu fnie do takiej in te rp re ta c ji, poniew aż dobrze wie, że obecnie m ity i b ajk i istn ieją obok siebie: nie m ożna w ięc u w a­ żać jednego g atu n k u za przedłużenie drugiego, chyba tylko przy zało­ żeniu, że b ajk i u trz y m u ją pam ięć o daw n y ch m itach, k tó re ju ż u tra c iły żywotność 3. Ale pom inąw szy fakt, że propozycja ta byłaby najczęściej nie do udow odnienia (nic bow iem lub p raw ie nic nie w iem y o d aw nych w ierzeniach badan y ch przez n as ludów, k tó re w łaśnie z tego pow odu

3 Tego typu hipotezę om awiamy na konkretnym przykładzie w pracy: Four

Winnebago Myths: a Structural Sketch. W zbiorze: Culture and History. Festschrift for Paul Radin. Ed. S. D i a m o n d . New York 1960.

(7)

2 7 2 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

nazyw am y „p ie rw o tn y m i”), a a k tu a ln e dośw iadczenie etnograficzne skła­ nia do m yślenia, że — p rzeciw nie — m it i b ajk a w y k o rzy stu ją w spólną su bstan cję, czynią to jed n ak każde n a swój sposób. Ich w zajem ny stosunek n ie je s t stosu n k iem tego, co daw niejsze, do tego, co późniejsze, pierw otnego do pochodnego. Je st to raczej stosunek w zajem nego u z u ­ p ełn ian ia się. B ajki są m itam i w m iniatu rze, w k tó ry c h te same opozy­ cje przetran sp o n o w an e są na m ałą sk alę — i to przede w szystkim u tru d ­ nia ich badanie.

Pow yższe rozw ażania z pew nością nie u su w a ją in ny ch trudności w y­ sunięty ch przez P ro p pa, choć m ożna je w yrazić w nieco odm ienny sposób. N aw et w dzisiejszych społecznościach b ajk a nie jest m item szczątkow ym ; odczuw a ona z pew nością niek o rzy stn ie swą sytuację osam otnienia. Zniknięcie m itów naruszyło rów now agę. Bajka, jak sa­

te lita bez p lan ety , d ąży do w y jścia ze sw ej orbity, do poddania się innym biegunom przyciągania.

Są to d o datkow e powody, aby zwrócić się przede w szystkim do tych cyw ilizacji, w k tó ry ch m it i b ajk a w sp ó łistniały ze sobą aż do czasów najnow szych, a n iek ied y nad al w spółistnieją, w k tó ry c h więc system lite r a tu r y u stn e j jest in te g ra ln y i może być ujm o w an y jako taki. Isto t­ nie, nie chodzi o dokonanie w y b o ru m iędzy b a jk ą a m item , ale o zrozu­ m ienie, że są to d w a bieg u n y obszaru, k tó ry o bejm uje rów nież w szelkie­ go rodzaju form y pośrednie. A naliza m orfologiczna m usi je brać w je­ dnakow ym sto p n iu pod uw agę, chcąc u n ik nąć pom inięcia elem entów , k tó re należą, ja k i inne, do jednego i tego sam ego sy stem u p rzek ształ­ ceń.

P ro p p jest w ięc ro z d a rty m iędzy sw ą w izją form alistyczną a obsesją w y jaśn ień historycznych. Można zrozum ieć w pew nej m ierze żal, z ja ­ k im porzu cił pierw szą, aby w rócić do drugich. Rzeczywiście, gdy tylko ograniczył się do b ajek ludow ych, an ty n o m ia staw ała się nie do p rz e ­ zw yciężenia: z pew nością jest w b ajk a c h historia, ale h isto ria p rak ty c z ­ n ie nied ostępn a, poniew aż w iem y bardzo m ało o cyw ilizacjach p rze d ­ historycznych, w k tó ry c h się one zrodziły. A le czy n ap raw d ę b ra k hi­ storii? W ym iar h isto ry czn y u k azu je się raczej jako m odalność n e g a ty w ­ na, w yn ik ająca z rozbieżności m iędzy istn iejącą b a jk ą a nieobecnym k on tek stem etnograficznym . O pozycja znika, gdy ro z p a tru je się t r a ­ d y c ję u stn ą jeszcze „na stan o w isk u ”, podobną do ty ch trad y cji, k tó re są p rzedm io tem etno g rafii. W ty m w y p ad k u zagadnienie historii nié w y stęp u je lub w y stę p u je tylko w yjątkow o, poniew aż zew nętrzne dane, nieodzow ne p rzy in te rp re ta c ji tra d y c ji u stn e j, są a k tu a ln e w takim sa­ m ym stopniu ja k i ona. Ale k ied y P ro p p p rzy stę p u je po 1930 r. do b ad ania tego k o n tek stu , u jm u je go tylk o w persp ek ty w ie czysto histo- tycznej.

(8)

A N A L IZ A M O R FO L O G IC Z N A B A J K I R O S Y J S K IE J 2 7 3

P ropp jest zatem ofiarą subiektyw nego złudzenia. Nie pozostaje roz­ d a rty — ja k sądzi — m iędzy w ym ogam i synchronii i diachronii: b r a k m u n i e p r z e s z ł o ś c i , a l e k o n t e k s t u . F orm alistyczna d y ­ chotom ia, k tó ra przeciw staw ia form ę i m ateriał, i k tó ra określa je przy pom ocy cech antytety czn y ch, nie w ynika u niego z samej n a tu ry rze ­ czy, ale z dokonanego przezeń przypadkow ego w yboru obszaru, w k tó ­ ry m jedynie form a istn ieje nadal, podczas gdy m ate ria ł został zniesio­ ny. Z pew nością n iech ętnie godzi się on na ich rozdzielanie. Dlatego w najb ard ziej decydu jących m om entach swojej analizy rozum uje tak, jak gdyby to, co w y m yk a się m u faktycznie, zgodnie z regułam i także pow inno m u się w ym ykać.

Z w y ją tk ie m k ilk u m iejsc — proroczych, ale jakże nieśm iałych i p eł­ n ych w ahań — do k tó ry ch jeszcze powrócim y, P ro p p w yróżnia dwa składniki w lite ra tu rz e u stn ej: form ę, k tó ra stanow i głów ny aspekt, poniew aż łatw o poddaje się analizie m orfologicznej, oraz treść, k tó rej ze w zględu na jej dowolność p rzy znaje on tylko znaczenie drugorzędne. N iech n am będzie wolno podkreślić ten m om ent, streszczający całą róż­ nicę m iędzy form alizm em a stru k tu ralizm em . D la form alizm u obie dzie­ dziny m uszą być całkow icie oddzielone, poniew aż jedy nie fo rm a jest poznaw alna, n ato m iast treść je s t tylko resz tk ą pozbaw ioną w artości znaczącej. Dla stru k tu ra liz m u opozycja ta nie istn ieje: nie m a z jednej stro n y tego, co ab strak cy jn e, z drugiej — tego, co k o nk retn e. Form a i treść są tej sam ej n a tu ry , podlegają tej sam ej analizie. T reść czerpie realność ze swej s tru k tu ry , nato m iast to, co nazyw am y form ą, jest „ s tru k tu ra liz a c ją ” cząstkow ych s tru k tu r, któ re tw orzą w łaśnie treść.

O graniczenie to, nieodłączne — ja k sądzim y — od form alizm u, jest szczególnie uderzające w głów nym rozdziale p racy P roppa, poświęconym funkcjom protagonistów . A utor analizuje je w edług rodzajów i g a tu n ­ ków. Ale jest oczywiste, że jeśli pierw sze są określane k ry te ria m i w y ­ łącznie m orfologicznym i, do dru g ich k ry te ria te odnoszą się tylko w pew ­ nym stopniu. P ro p p p osługuje się nim i — niew ątpliw ie m im o woli — aby ponow nie w prow adzić asp ekty należące do treści. R ozpatrzm y na przyk ład fun k cję rodzajow ą: „szkodzenie” . Dzieli się ona n a 22 gatunki i podgatunki — przeciw nik „poryw a człow ieka” , „przyw łaszcza sobie m agiczny śro d ek ”, „ ra b u je lub niszczy zbiory”, „k rad nie dzienne św ia­ tło ”, „żąda kanibalskiego posiłku” itd. (s. 29— 32). Cała treść b ajek jest w ten sposób stopniowo rein teg row an a i analiza oscyluje m iędzy u ję ­ ciem form alnym , do tego stopnia ogólnym, że stosuje się bez żadnej różnicy do w szystkich b ajek (jest to płaszczyzna rodzajow a), a prostym odtw orzeniem surow ego m ateriału , o k tó ry m pow iedziało się na p o ­ czątku, że jedynie w łaściw ości form alne um ożliw iają jego poznanie. Dwuznaczność jest ta k widoczna, że P ro p p szuka rozpaczliw ie

(9)

274 C L A U D E L E V I-S T R A U S S

wiska pośredniego. Z am iast system atycznego in w en taryzow ania tego, co uw aża za „ g a tu n k i” , ogranicza się do w y o d ręb nien ia k ilk u z nich, um ieszczając bezładnie w jedn ej „specy ficzn ej” k ateg o rii te w szystkie, któ re nie w y stę p u ją często. „Z p u n k tu w idzenia technicznego — k o m en ­ tu je — pożyteczniej je s t w yodrębnić k ilk a n ajw ażn iejszych form i dojść do uogólnienia n a te m a t po zostałych” (s. 29 i 33). Ale trz e b a w ybie­ rać — albo chodzi o fo rm y specyficzne, i wów czas n ie m ożna utw orzyć zw artego system u bez zin w entary zo w an ia i sklasyfikow ania ich w szyst­ kich, albo chodzi tam tylko o treść, i w tedy, zgodnie z p rzy ję ty m i przez samego P ro p p a reg ułam i, trz e b a ją w ykluczyć z an alizy m orfologicznej. W każd ym w y p ad k u szuflada, w k tó re j ty lk o grom adzi się nie sk lasy ­ fikow ane form y , nie tw o rzy „ g a tu n k u ” .

J a k i więc m a se n s ten źle sk ro jo n y ubiór, k tó ry m zadow ala się Propp? Pow ód je s t bard zo p ro sty i w yjaśn ia on in ną słabość stan o­ w iska form alistycznego: o ile u k rad k iem nie w łączy się ponow nie treści w form ę, fo rm a pozostanie n ieu ch ro n n ie n a tak im sto p n iu ab strakcji, że nie będzie ju ż nic znaczyła i n ie będzie rów nież m iała w artości h eu­

rystyczn ej. F o r m a l i z m u n i c e s t w i a s w ó j p r z e d m i o t .

U P ro p p a p row adzi o n do odkrycia, że w rzeczyw istości istn ieje tylk o jed n a bajk a. P ro b le m w y jaśn ien ia został więc tylko p rzesu n ięty . W ie­ m y, co to je st b a j k a , ale poniew aż m am y do czynienia nie z b ajk ą archetypiczną, lecz z d u żą liczbą k o n k retn y c h bajek , n ie p o tra fim y ich sklasyfikow ać. N iew ątpliw ie, p rzed form alizm em nie w iedzieliśm y, co bajk i m ają wspólnego. Po form alizm ie pozbaw ieni jesteśm y wszelkiego sposobu zrozum ienia, czym się one różnią. U dało się p rzejść od k o n k retu do ab stra k cji, ale nie m ożna ju ż zejść od a b stra k cji d o k o n k retu .

Z am iast k o n k lu zji sw ej p ra c y P ro p p c y tu je p ięk n y frag m en t W iesio­ łowskiego :

Czy m ożliwe jest, aby typ ow e schem aty, przekazywane z pokolenia na pokolenie jako utarte form uły, którym jednak św ieży p ow iew przywraca ży­ cie, m ogły zrodzić nowe formy? (...) Odtwarzanie rzeczyw istości w całej jej złożoności i jak gdyby fotograficzne, które charakteryzuje współczesną lite­ raturę pow ieściow ą, w ydaje się w ykluczać sam ą m ożliwość tej kwestii. Ale kiedy literatura ta ukaże się przyszłym pokoleniom rów nie odległa, jak odle­ gły jest dziś dla nas okres od starożytności do średniowiecza — k iedy sy n te ­ tyczne działanie czasu, tego w ielkiego sym plifikatora, sprowadzi złożone ongiś wydarzenia do rzędu punkcików , kontury w spółczesnej literatury upodobnią się do tych, które dziś odkrywam y badając poetycką tradycję odległej prze­ szłości. Zauważy się w ówczas, że takie zjawiska, jak schem atyzm i powtórze­ nia, rozciągają się na cały obszar literatury (cytuje P r o p p , s. 105, za A. N. W i e s i o ł o w s k i m , Poetika, t. 2).

Uwagi te są bardzo głębokie, ale, p rzy n a jm n ie j w cyto w any m u ry w ­ ku, nie w idzim y, n a jak iej p o d staw ie da >się przeprow adzić rozróżnienie,

(10)

A N A L I Z A M O R F O L O G IC Z N A B A J K I R O S Y J S K IE J 275

gdy poza jednością tw órczości literackiej będziem y chcieli poznać ró w ­ nież n a tu rę i sens jej m odalności.

P ro p p dostrzegł to zagadnienie i o statn ia część jego p rac y je st p ró ­ bą — ró w n ie k ru ch ą ja k pom ysłow ą — ponownego w prow adzenia zasady k lasy fik acy jn ej: je st tylko jed n a bajka, ale ta b a jk a je s t arcy b ajką, utw orzo ną z czterech logicznie w yarty k u ło w an y ch g ru p funkcji. Jeśli nazw iem y je 1, 2, 3, 4, k o n k retn e b ajk i pomieszczą się w czterech k a te ­ goriach, zależnie od tego, czy p o słu g ują się rów nocześnie czterem a g ru ­ pam i, czy trzem a grupam i, k tó ry m i m ogą być (ze w zględu n a ich lo­ giczną arty k u lację) jedynie: 1, 2, 4 albo: 1, 3, 4, w reszcie dw iem a g ru ­ pam i, k tó ry m i koniecznie wów czas m uszą być: 1, 4 4.

Ale ten podział n a c ztery k ateg o rie oddala nas p rak ty c zn ie od rze ­ czyw istych b ajek w ty m sam ym stopniu, co przyjęcie jed nej kateg orii, poniew aż każda k ateg o ria obejm uje jeszcze dziesiątki lub setk i różnych bajek. P ro p p dobrze sobie to uśw iadam ia i pisze:

będzie można rów nież dokonać .późniejszej klasyfikacji w oparciu o odmiany podstawowego elem entu. Tak w ięc na czele każdej klasy umieszczone zostaną w szystk ie bajki o porwaniu człowieka, następnie bajki o kradzieży talizmanu itd., przechodząc przez w szystkie odmiany elem entu A (szkodzenie). Później przyjdą bajki (...) o poszukiwaniu narzeczonej, talizm anu itd. (s. 92).

Czyż to nie znaczy, że kategorie m orfologiczne nie w y czerp u ją rze ­ czywistości, że po odrzuceniu treści bajek, jako n ie d ającej podstaw do stw orzenia klasy fik acji, p o w raca się do niej, poniew aż zaw iodła próba m orfologiczna?

Istn ieje jeszcze pow ażniejszy problem . P ro p p zauw ażył, że p o d sta ­ wow a bajka, k tó re j w szystkie b a jk i są ty lk o częściowymi realizacjam i, składa się z d w u „części”, w których p ew n e fu n k cje p o w ta rz a ją się jako zw ykłe ich w a ria n ty , a pew ne należą w yłącznie do danej „części” . T akim i w łaśnie fun k cjam i są (dla pierw szej „części”): „w alk a” , „znam ię b o h a te ra ”, „zw ycięstw o” , „likw idacja sytuacji b ra k u ” , „pościg za bo ha­ te re m ”, „ocalenie” o raz (dla d ru g iej „części”): „nie rozpoznane p rzy b y ­ c ie”, „w yznaczenie trud n eg o zadania”, „pom yślny w y n ik ” , „rozpoznanie b o h a te ra ” , „zdem askow anie u z u rp a to ra ” , „ tra n sfig u ra c ja b o h a te ra ” .

Na jak iej podstaw ie o piera się rozróżnienie ty ch dw u serii? Czy nie m ożna b y trak to w ać ich rów n ie dobrze jak o dw u w arian tó w , w k tó­ ry ch „w yznaczenie tru d nego zadania” byłoby przekształceniem „w al­ k i” 5, „ u z u rp a to r” przekształceniem „przeciw nika”, „pom yślne rozw

iąza-4 [Autor odsyła tu do fragm entu swej recenzji opuszczonego w naszym prze­ kładzie. N awiązuje tam do „kanonicznego” schematu Proppa (w przekładzie pracy Proppa w tym że numerze „Pamiętnika Literackiego” na s. 231), przy czym grupie 1 odpowiada lew e odgałęzienie schematu, grupie 2 — górne, grupie 3 — dolne, grupie 4 — prawe odgałęzienie.]

(11)

2 7 6 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

n ie ” — „zw ycięstw a” , „ tra n s fig u ra c ja ” — „zn am ien ia” ? W ty m w y ­ p ad k u załam ałab y się teo ria podstaw ow ej b ajk i o d w u „częściach”, a w raz z n ią — w ątła n ad zieja n a pow stanie zarysu k lasy fik acji m orfo ­ logicznej. Istn iała b y w takim razie n a p ra w d ę tylko jed n a bajka. Ale sp row adzałaby się do jak ie jś ab stra k cji, tak. nieokreślonej i ogólnej, że nic nie pow iedziałaby n am o obiek ty w n y ch racjach , k tó re spraw iają, że istn ieje duża liczba poszczególnych bajek.

S praw dzianem an alizy jest synteza. Jeżeli synteza okazuje się nie­ m ożliw a, to znaczy, że analiza b yła n iepełna. Nic n ie może lepiej p rze­ konać o n iew ystarczaln o ści form alizm u niż jego niezdolność do p rzy ­ w rócenia em pirycznej treści, z k tó re j przecież wyszedł. Cóż więc zgubił po drodze? W łaśnie treść. P ro p p o d k ry ł — i je st to jego w ielka zasłu­ ga — że treść b a je k je s t z a m i e n n a ; zb y t często jedn ak w y p ro w a­ dzał stąd w niosek, że je s t ona d o w o l n a , i tłu m aczy to trudności, ja k ie n ap o ty k ał, poniew aż także p e rm u tac je poddane są pew nym p ra ­ w om 6.

W m itac h i b ajk ach północno- i po łu dniow oam erykańskich In dian te sam e działania p rzy pisy w an e są, w ró żnych opow iadaniach, różnym zw ierzętom . D la uproszczenia zw róćm y uw agę na p tak i: orła, sowę, k ru k a. Czy za p rzy k ład em P ro p p a będziem y w yróżniać funkcję, k tó ra je s t stała, i postacie, k tó re są zm ienne? Nie; poniew aż żadna postać nie w y stę p u je jako n ie p rz e jrz y sty elem en t, p rzed k tó ry m m usi się z a trz y ­ m ać analiza s tru k tu ra ln a , stw ierd zając: „nie pójdziesz d a le j” . M ożna n iew ątp liw ie sądzić, że je s t odw rotnie, gdy — tak jak P ro p p — tr a k tu ­ je się opow iadanie jako zam k n ięty system . Istotnie, opow iadanie nie zaw iera in fo rm a c ji o sobie, a b o h a te ra m ożna w nim porów nać do n a ­ potkanego w dokum encie w yrazu, k tó ry nie fig u ru je jed n ak w słow ­ niku, lub też do im ienia własnego, to jest do te rm in u pozbawionego k o n tek stu .

Ale w rzeczyw istości zrozum ieć sens term in u , to zawsze znaczy um ieszczać go w e w szystkich jego k o n tek stach . W w y p ad k u lite ra tu ry u stn e j k o n tek stó w ty ch dostarcza przede w szystkim zespół w ariantów , to je s t system zgodności i niezgodności, k tó ry c h a ra k te ry z u je zespół p e rm u ta c y jn y . F a k t, że w tej sam ej fu n k cji orzeł p ojaw ia się w dzień, a sowa w nocy, pozw ala ju ż określić o rła jak o d zienną sowę, zaś sowę jako nocnego orła. Oznacza to, że fak ty czn a opozycja jest opozycją m iędzy d niem a nocą. Jeżeli b ad an a lite r a tu r a u stn a m a c h a ra k te r e tn o ­

graficzny, b ędą istnieć różne k o n tek sty , dostarczane przez ry tu a ł, w

ie-6 Równorzędną restytucję treści i form y staramy się przeprowadzić w pracy

La Geste d ’Asdiwal. „Annuaire de l ’École Pratique des Hautes Études” (Sciences

(12)

A N A L I Z A M O R FO L O G IC Z N A B A J K I R O S Y J S K IE J

rżenia relig ijn e, zabobony, a także przez poznanie pozytyw ne. Z auw a­ żym y wówczas, że orzeł i sowa przeciw staw iają się razem krukow i, po­ dobnie ja k drapieżne — padlinożernem u, podczas gdy m iędzy sobą p rze­ ciw staw ne są w płaszczyźnie dn ia i nocy. N atom iast kaczka p rzeciw sta­ w ia się w szystkim trzem z p u n k tu w idzenia now ej opozycji m iędzy parą: niebo-ziem ia, i p a rą : niebo-w oda. Można zatem dojść stopniowo do określenia „św iata b a jk i” , dającego się rozłożyć n a szereg opozycji b in arn ych , k tó re w rozm aity sposób skom binow ane są w ew n ątrz każdej postaci; nie stanow i ona b y n ajm n iej autonom icznej jedności, jest — ta k jak fonem w ujęciu Rom ana Jakobsona — „wiązką elem entów różnicu­ jący ch ” .

Tak samo opow iadania am ery k ań sk ie w ym ieniają n iek ied y drzew a, oznaczając je na p rzy kład jako „śliw ę” lub jako „jab ło ń ”. Ale byłoby w ty m sam ym stopniu fałszyw e sądzić, że tylko pojęcie „d rzew a” jest ważne, a jego k o n k re tn e realizacje — dowolne, albo też że istn ieje określona funkcja, dla k tó rej drzew o byłoby stałym „nośnikiem ” . W y­ kaz k on tek stó w u jaw n ia istotnie, że sensem filozoficznym, jak i in te ­ resu je tu by lca w śliw ie, jest w łaśnie jej płodność, podczas gdy w ja ­ błoni p rzyku w a jego uw agę siła i głębokość korzeni. Jedna w prow adza więc fu n k cję pozytyw nej „płodności” , d ru g a — funkcję negatyw nego „przejścia ziem ia-niebo”, obie — z p u n k tu w idzenia w egetacji. Jab ło ń przeciw staw ia się z kolei dzikiej rzepie (niby usuw alnem u korkow i m ię­ dzy dw om a św iatam i), k tó ra sam a jest realizacją funkcji pozytyw nego „przejścia n iebo-ziem ia” .

O dw rotnie — b adan ie kontekstów pozw ala w yelim inow ać fałszyw e rozróżnienia. M ityczne opow iadania Indian z Rów nin o polow aniu n a o rły odnoszą się do g a tu n k u zwierzęcego utożsam ianego bądź to z „ ro ­ som akiem ”, bądź to z „niedźw iedziem ”. M ożna rozstrzygnąć na korzyść pierwszego, biorąc pod uw agę zw yczaje rosom aka, o k tó ry ch przede w szystkim p a m ię ta ją tu b y lc y — że nic on sobie nie robi z p u łap e k w y ­ kopanych w ziemi. Łow cy orłów u k ry w a ją się rzeczywiście w jam ach, stąd też opozycja: orzeł/rosom ak, staje się opozycją m iędzy zw ierzyną podniebną a chtonicznym m yśliw ym , to znaczy jest n ajsilniejszą opo­ zycją, jak ą m ożna sobie w yobrazić w dziedzinie polowania. R ów no­ cześnie ta m aksym aln a am p litud a m iędzy term inam i, zazwyczaj m niej odległym i, w yjaśnia, dlaczego polow anie na o rły podlega szczególnie w ym agającem u r y tu a ło w i7.

Nasze tw ierdzenie, że w ym ienność treści nie jest rów noznaczna z dowolnością, oznacza, że jeśli analiza będzie dostatecznie głęboka, za różnorodnością zostanie o d k ry ta stałość. O dw rotnie — rzekom a stałość

7 Zob. „Annuaire de l ’École Pratique des Hautes Études” (Sciences Religieuses) 1 9 5 4—1955, s. 25—27; i 1959—1960, s. 39—42

(13)

2 7 8 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

fo rm y nie pow inna u k ryw ać p rzed nam i fa k tu , że rów nież fu n k cje są w ym ienne.

W ydobyta przez P ro p p a s tru k tu ra b ajk i p rzed staw ia się jako ch ro­ nologiczny szereg jakościow o o d ręb n y ch fu n k cji, z k tó ry ch każda s ta ­ now i niezależny „ ro d z a j”. M ożna sobie postaw ić pytanie, czy — podob­ n ie ja k w w y p adk u b oh ateró w i ich atry b u tó w — nie p rzery w a on ana­ lizy zbyt wcześnie, szu k ając fo rm y n a poziom ie zby t b liskim obser­ w acji em pirycznej. Spośród w yróżnionych przez niego 31 fu n k cji wiele m ożna sprow adzić, to znaczy upodobnić, do t e j s a m e j fu n kcji, po­ jaw iającej się w r ó ż n y c h m iejscach opow iadania, ale p o przejściu jedn ej lu b k ilk u t r a n s f o r m a c j i . J a k sugerow aliśm y, może tak być w w y p ad k u u z u rp a to ra , k tó ry je st tra n sfo rm ac ją p rzeciw nika; w y ­ znaczenia tru d n eg o zadania, k tó re jest tra n sfo rm ac ją p ró b y itd. (por. s. 275), i w ty m w y p ad k u obie „części”, k o n sty tu ty w n e dla podstaw o­ w ej b ajki, sam e zn ajd o w ały b y się w stosunku tran sfo rm acji.

Nie w y klucza się, że ta re d u k c ja może być posunięta jeszcze dalej, i że każda część, ro zp a try w a n a oddzielnie, m oże być poddaw ana roz­ biorow i n a m ałą liczbę p o w tarzający ch się funkcji, do tego stopnia, że w iele w yróżnionych p rzez P ro p p a fu n k cji stanow iłoby w rzeczyw istości g ru p ę tra n sfo rm ac ji jed n ej i tej sam ej fu n k cji. M ożna by zatem tra k ­ tow ać „ n aru szen ie” jak o odw rotność „zakazu” , a zakaz jako n eg atyw ną tra n sfo rm a c ję „n a k az u ” . „ W y p raw a” b o h atera i jego „p o w ró t” m iałyby tę sam ą fu n k cję rozłączenia, w yrażoną n eg aty w n ie lub pozytyw nie; „poszukiw anie” p rzez b o h atera (goni on za czym ś lub kogoś) stałoby się odw rotnością „pościgu” (jest on ścigany przez coś lub kogoś) itd. In nym i słow y, zam iast chronologicznego schem atu P rop pa, w którym porządek n a stę p stw a w y d arzeń je s t w łaściw ością s tru k tu ry :

A, B, C, D, E , M, N, H , ... T, U, V, W, X.

n ależałob y przy jąć in n y schem at, p rze d staw ia jąc y m odel s tr u k tu ry o k re­ ślony jako gru pa tra n sfo rm a c ji m ałej liczby elem entów . S chem at ten w y g ląd ałb y ja k d w u - lub tró j-, albo też w ięcej w y m iaro w y wzorzec:

1 w — X 1 У t— 1 1 N — w X i - y Z 1 w 1 — X У — z 1 — w X - у 1 z

(14)

A N A L I Z A M O R F O L O G IC Z N A B A J K I R O S Y J S K IE J 2 7 9

W innej p racy pokazałem już, że jedynie takie ujęcie może uw zglę­ dnić podw ójny c h a ra k te r przedstaw ienia czasu w każdym system ie m i­ tycznym : opow iadanie jest zarazem „w czasie” (składa się ono z ciągu

zdarzeń) i „poza czasem ” (jego znacząca w artość jest ciągle a k tu a ln a ) 8. Ale, ograniczając się tu ta j do dyskusji n ad teo riam i P roppa, ujęcie to m a jeszcze in n ą zaletę: godzi — o w iele lepiej, niż ud aje się to sam em u P roppow i — jego teoretyczn ą zasadę stałego porządku n astęp stw a z em ­ p iry czną oczyw istością przestaw ień, k tó re m ożna zauw ażyć w poszcze­ gólnych b ajkach, jeśli chodzi o pew ne fu n kcje lub g ru p y fun k cji (s. 97— 98). W naszej koncepcji chronologiczny porządek n astęp stw a zostaje w chłonięty przez bezczasową s tru k tu rę wzorcową, k tó re j form a jest rze ­ czywiście stała. P rzestaw ien ia fu n k cji są ju ż wówczas tylk o jedn y m ze sposobów ich p e rm u tac ji (pionowymi kolum nam i lub częściam i ko­ lum n).

Te k ry ty czn e uw agi niew ątpliw ie k ie ru ją się przeciw ko p rzy ję te j p rzez P ro p p a m etodzie i jego konkluzjom . T rzeba jed n ak m ocno pod­ kreślić, że on sam zdaw ał sobie z nich spraw ę i w n iek tó ry ch m iejscach fo rm u łu je bardzo w yraźnie rozw iązania, k tó re w łaśnie zarysow aliśm y w yżej. P ow róćm y z tego samego pu n k tu w idzenia do dw u istotn ych te ­ m atów naszej d yskusji: stałości treści (mimo jej w ym ienności) i w y- m ienności funkcyj (mimo ich stałości).

Jeden z rozdziałów p rac y (8) riosi ty tu ł: O a tryb uta ch postaci działa­

jących i o i c h z n a c z e n i u (podkreślenie nasze). W dość n ieja s­

n y ch słow ach (przynajm niej w tłum aczeniu angielskim ) P ro pp zasta­ naw ia się w nim n ad widoczną zmiennością elem entów . N ie w yklucza ona pow tórzenia; m ożna w ięc odnaleźć fo rm y podstaw ow e oraz inne, pochodne lub heteronom iczne. Na tej podstaw ie w yróżnim y m odel „m iędzynarodow y” , m odele „narodow e” lub „reg io naln e” , w reszcie m o­ dele ch ara k te ry sty c z n e dla pew nych grup społecznych lub zawodowych: „p orów nu jąc m a te ria ł należący do każdej g ru p y m ożna będzie określić w szystkie sposoby lub ściślej — w szystkie rodzaje tra n sfo rm a c y j” (s. 80).

Otóż, gdy o d tw arzam y b a jk ę -ty p w oparciu o podstaw ow e form y, w łaściw e każdej grupie, zauw ażym y, że b a jk a ta k ry je w sobie pew ne p rzed staw ien ia ab strak cy jn e. Próby, k tó ry m d o n ato r poddaje bo h atera, , m ogą się zm ieniać w poszczególnych bajkach, niem niej tkw i w nich pew na stała in te n c ja jednej działającej postaci wobec drug iej. Podobnie jest, jeśli chodzi o zadania narzucone królew nie w niew oli. Z ty ch in­ tencji, k tó re m ożna w yrazić w form ułach, w ydobyw a się coś wspólnego. P rzez porów nanie

(15)

280 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

tych form uł z innym i atrybutami nieoczekiw anie uzyskujem y nić wiążącą płaszczyznę logiczną z płaszczyzną artystyczną. (...) N aw et taki drobiazg jak złote w łosy królewny (...) nabiera sw oistego znaczenia i może być zbadany. To badanie atrybutów um ożliwia naukową interpretację bajek ludowych (s. 82).

Nie d y sponując k o n tek stem etno g raficzn ym (k tó ry w najlepszym w yp adk u jed y n ie b ad a n ia histo ryczn e i prehisto ryczne pozw oliłyby osią­ gnąć), P ro p p rezy g n u je z tego p ro g ram u zaraz po jego sform ułow aniu, lub też odk ład a go do lepszych czasów (co w y jaśn ia jego p ow rót do badania relik tó w i do studiów porów naw czych): ,,to w szystko, co w łaś­ nie w ypow iedzieliśm y, sprow adza się do p rzypuszczeń” . Jed n ak „bada­ c i e a try b u tó w protagonistów , tak ie jak ju ż zostało tu naszkicow ane,

ma duże znaczenie” (s. 82). N aw et jeśli sprow adza się ono na razie do wykazu, k tó ry sam w sobie jest m ało interesujący , pobudza do rozw aże­ nia „praw tra n sfo rm ac ji o raz a b stra k cy jn y c h pojęć, k tóre odzw iercie­ d la ją się w podstaw ow ych form ach a try b u tó w ” (ibidem,).

P ro p p d o ty k a tu ta j sedna spraw y. Za a try b u tam i, lekcew ażonym i n ajp ierw jako dow olna i pozbaw iona znaczenia pozostałość, przeczuw a on in terw en cję „pojęć a b stra k c y jn y c h ” i „płaszczyzny logicznej” , k tó ­ rych istnienie, gdyby m ogło być ustalone, pozw oliłoby trak to w ać bajkę jako m it (ibidem).

Jeśli chodzi o d ru g i problem , p rzy k ła d y zebrane w A neksie II w y­ kazują, że P ro p p nie w ah a się w prow adzać n iek ied y pojęć takich, jak pojęcie fu n k cji n eg aty w n ej i fu n k cji odw róconej. S tosuje on n a w e t spec­ ja ln y sym bol dla tej d ru g iej ( = ) . W idzieliśm y w yżej [...], że pew ne fu nkcje w zajem nie się w ykluczają. Inne im p lik u ją się, np. „zakaz” i „n a­ ru szen ie” z jed n ej s tro n y oraz „po d stęp ” i „ulegnięcie podstępow i” — z dru giej. O bie te p a ry nie d adzą się najczęściej pogodzić 9 (s. 98). Stąd problem w yraźn ie p ostaw iony przez P ro p p a: „czy o dm iany jednej fu n k - cji w iążą się koniecznie z pew n y m i odpow iednim i odm ianam i innej fu n k cji?” (s. 99). W p ew nych w ypadkach — zawsze („zakaz” i „ n aru sze­ n ie ”, „w alka” i „zw ycięstw o” , „zn am ię” i „rozpoznanie” itd.); w in ­ nych — tylko niekiedy. P ew n e ko relacje m ogą być jednostronne, in­ ne — o b u stro n n e (rzut grzebieniem pojaw ia się zawsze w sy tu acji ucieczki, ale odw rotność nie je st praw dziw a). „Tak więc istn ieją ele­ m enty, k tó re m ogą być zastąpione zarów no jednostronnie, jak d w u ­ stro n n ie” (s. 99).

W jednym z poprzednich rozdziałów P ro p p zbadał m ożliw e kore­ lacje m iędzy różnym i form am i „poddania p ró b ie ” b o h atera przez donato­ ra a form am i, jak ie m oże p rzy b ra ć „przekazanie środka m agicznego”

9 Ten drugi system niezgodności w iąże się z funkcjam i, które Propp nazywa przygotowawczymi z powodu ich przypadkowego charakteru. Przypomnijm y, że dla Proppa funkcje głów ne mają tylko jedną parę niezgodności.

(16)

A N A L I Z A M O R FO L O G IC Z N A B A J K I R O S Y J S K IE J 2 8 1

bohaterow i. Doszedł on do w niosku, że istn ieją dw a ty p y korelacji, za­ leżnie od tego, czy przekazyw anie posiada lub nie c h a ra k te r ku p n a (s. 42—43). Stosując te i inne tego ty p u reguły, P ro p p przew iduje m o­ żliwość dośw iadczalnego spraw dzenia w szystkich swoich hipotez. Dla stw orzenia b ajek sy ntetycznych w ystarczyłoby zastosować system zgod­ ności i niezgodności, im p lik acji i korelacji (całkow itych lub częścio­ wych). Zobaczono b y wówczas, że u tw o ry te „nabierają życia, stają się n apraw d ę bajkam i ludow ym i” (s. 101).

B yłoby to oczywiście m ożliwe — dodaje P ropp — jedynie pod w a­ ru nkiem rozdzielenia fu n k cji m iędzy działające postacie zapożyczone z tra d y c ji lub w ym yślone oraz pod w arunkiem , że się nie pom inie m o­ tyw acji, elem entów łączących „i w szystkich innych pom ocniczych ele­ m en tów ” (ibidem), k tó ry ch utw orzenie jest „całkowicie dow olne” (s. 102). Stw ierdźm y jeszcze raz, że nie jest ono dow olne i że w ty m punkcie w ahania P ro p p a w yjaśn iają, dlaczego ta jego prób a okazała się w ów ­

czas — w łaśnie dla niego — bez w yjścia.

M ity o pochodzeniu indiańskich Pueblo zachodnich rozpoczynają się od opow iadania o w y łan ian iu się pierw szych ludzi z głębin Ziemi, gdzie pierw otnie przebyw ali. To w yłanianie się m usi być (i istotnie jest) um o­ tyw ow ane w podw ójny sposób: albo ludzie u św iadam iają sobie swoją nędzną dolę i chcą od niej uciec, albo bogowie o dk ry w ają w łasną sa­ m otność i w zyw ają ludzi na pow ierzchnię Ziemi, aby ci m ogli kierow ać do nich prośby i oddawać im cześć. Rozpoznajem y tu „sytuację b ra k u ” opisaną przez P roppa, ale uzasadnianą — zależnie od k o n tek stu — od stro n y ludzi lub od stro n y bogów. Otóż ta zm iana m oty w acji w różnych w arian tach jest tak daleka od dowolności, że pociąga za sobą odpow ie­ dnie przekształcenie całej serii funkcyj. W ostatecznej analizie wiąże się ona z różnym i ujęciam i problem u stosunków m iędzy polow aniem a rolnictw em 10. Ale byłoby niem ożliwe uzyskanie tego w y jaśn ienia bez zbadania obrzędów, techniki, stan u w iedzy i w ierzeń d an y ch ludów z puniktu w idzenia socjologicznego i niezależnie od ich odbicia m itycz­ nego. W przeciw nym w ypadku znaleźlibyśm y się w błędnym kole.

Błąd form alizm u jest więc podwójny. Z ajm ując się w yłącznie re g u ­ łam i, k tó re rządzą układem zdań, traci on z pola w idzenia fakt, że n ie istnieje langue, z k tó rej m ożna by w ydedukow ać słow nik wychodząc od składni. Badanie jakiegokolw iek system u językowego w ym aga w spół­ p racy g ram aty k a i filologa. Innym i słowy, w dziedzinie tra d y c ji ustnej m orfologia nie da nic, jeśli nie w esprze jej obserw acja etnograficzna,

10 L é v i - S t r a u s s , Anthropologie structurale, rozdział XI. — Zob. również: „Annuaire de l’École Pratique des Hautes Études” (Sciences Religieuses) 1952— 1953, s. 19—21; 1953— 1954, s. 27—29.

(17)

2 8 2 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

bezpośrednia lub pośrednia. Sądzić, jak P ropp, że m ożna rozdzielić oba zadania, zająć się n a jp ie rw g ram a ty k ą zostaw iając leksykę n a później — to skazać się jedyn ie n a stw arzan ie jałow ej g ram a ty k i i leksyki, w k tó ­ rej anegdoty zastąpią definicje. O statecznie, ani jedna, ani d rug a nie

sp ełniłab y swego zadania.

Ten p ierw szy błąd fo rm alizm u tłum aczy się jego niezrozum ieniem ko m plem en tarn o ści signifiant i signifié, k tó rą od de S au ssu re’a uznaje się w każdym system ie językow ym . Pogłębia się on jeszcze u P ropp a o błąd przeciw ny, k tó ry polega n a tra k to w a n iu tra d y c ji u stn ej jako eksp resji językow ej, podobnej do w szystkich innych, to znaczy n ie ­ rów nom iernie poddającej się analizie s tru k tu ra ln e j, zależnie od roz­ p a try w a n e j płaszczyzny.

P rz y jm u je m y obecnie, że m ow a je st stru k tu ra ln a w w arstw ie fono- logicznej, stopniow o zaś p rzek o n u jem y się, że jest nią rów nież w aspek­ cie gram atycznym . Istn ieje m niejsza pewność, czy jest tak na poziomie słow nika. Z w y jątk iem m oże pew nych u p rzyw ilejow anych dziedzin, nie od k ry liśm y jeszcze takiej p ersp ek ty w y , w k tó re j słow nik m ożna by pod­ dać analizie s tru k tu ra ln e j.

Przen iesienie tej sy tu a c ji do tra d y c ji u stn ej w y jaśn ia rozróżnienie P ropp a m iędzy jed y n ą p raw dziw ą płaszczyzną m orfologiczną — płasz­ czyzną fu n k cji — a płaszczyzną am orficzną, k tó rą w y p ełn iają postacie, a try b u ty , m otyw acje, elem en ty łączące. Ta o statn ia płaszczyzna — a są­ dzi się, że podobnie je st ze słow nikiem — podlega w yłącznie badaniom historycznym i k ry ty c e literack iej.

To upodobnienie zapoznaje fak t, że m ity i bajki, jako pew ne m odusy m ow y, robią z niej u ży tek „ h ip e rs tru k tu ra ln y ” : tw orzą, m ożna by rzec, „m etam ow ę” , w k tó rej s tru k tu ra fun k cjo n u je n a w szystkich poziom ach. Tej zresztą w łaściw ości zaw dzięczają one, że są n aty ch m iast odbierane jako b ajki czy m ity , nie zaś jako opow iadania historyczne lub pow ieścio­ we. S tosują one niew ątp liw ie, jako że są w ypow iedziam i, reg u ły g ra ­ m atyczne i słowa. Ale do zw ykłego w y m iaru dołącza się jeszcze inny, poniew aż reg u ły i słowa służą w nim do k on struo w ania obrazów i akcji, k tó re są zarazem „n o rm aln y m i” signifiants w stosunku do signifiés w y ­ powiedzi, a elem en tam i znaczenia w stosunku do uzupełniającego syste­ m u znaczeniowego, k tó ry m ieści się na innym poziomie. Dla w y jaśn ie­ nia tej tezy pow iedzm y, że w bajce „ k ró l” nie tylko je st królem , a „p a­ s te rk a ” — p asterk ą, ale te słow a i signifiés, k tó re one k ry ją , sta ją się w y raźny m i środkam i k o n stru o w an ia zrozum iałego system u, utw orzo­

nego z opozycji: s a m i e c / s a m i c a (pod w zględem n a t u r y ) i:

w y s o k o / n i s k o (pod w zględem k u l t u r y ) , oraz z w szystkich m o­ żliw ych p e rm u ta c ji m iędzy sześcioma term in am i.

(18)

A N A L IZ A M O R FO L O G IC Z N A B A J K I R O S Y J S K IE J 2 8 3

siadać pew ne w spólne płaszczyzny; te płaszczyzny są w nich jed n ak przesunięte. Słowa m itu, pozostając elem entam i w ypow iedzi, fu n k cjo ­ n u ją w nim jako w iązki elem entów różnicujących. Z p u n k tu w idzenia klasyfik acji m ity te zn ajd u ją się nie w płaszczyźnie słow nika, ale w płaszczyźnie fonem ów ; z tą jednak różnicą, że nie fu n kcjo nu ją w tym sam ym continu um (środki dośw iadczenia zmysłowego w jednym w y ­ padku, środki a p a ra tu fonacyjnego w drugim ), ale także z ty m podo­ bieństw em , że continuum ulega przekształceniom , zależnie od reguł (bi­ n a rn y c h lub try n arn y ch ) opozycji i korelacji.

P roblem leksyki nie w ygląda więc tak samo, gdy bierze się pod uw agę m ow ę bądź m etam ow ę. F akt, że w m itach i bajk ach a m ery k ań ­ skich „nosicielem ” fu n k cji trickstera [oszusta] może być k u jo t, n u re k czy k ruk, staw ia zagadnienie etnograficzne i historyczne, k tó re m ożna porów nać z badaniam i filologicznym i nad a k tu aln ą form ą słowa. Je st to jedn ak całkiem inny problem , niż wiedzieć, dlaczego pewien gatu nek zw ierząt [nurek] nazyw a się w języku fran cu sk im „vison”, a w języ­ k u angielskim ,,m i n k ” . W ty m d rugim w ypadku re z u lta t może być u w a ­ żany za a rb itra ln y i chodzi tylk o o odtw orzenie ew olucji, k tó ra dopro­ w adziła do tak iej czy innej form y słownej. W pierw szym w y padku n a ­ tom iast skrępow anie jest o w iele silniejsze, poniew aż jednostki k o n sty ­ tu ty w n e nie są liczne, a możliwości ich kom binacji są ograniczone. W ybór więc dokonuje się m iędzy kilkom a z góry danym i m ożliwościami.

Jeśli p rzy jrzy m y się jed n ak bliżej zagadnieniu, zobaczym y, że róż­ nica ta, pozornie ilościowa, n ap raw d ę nie jest określona przez liczbę jednostek ko n sty tu ty w n y ch — zm ienną w zależności od tego, czy bierze­ m y pod u w agę fonem y, czy m item y — ale przez n a tu rę tych jednostek k o nstytutyw n y ch , jakościowo różnych w obu wypadkach.

Zgodnie z klasyczną d efinicją fonem y są elem entam i pozbaw ionym i znaczenia, służą one jednak, przez sw ą obecność lub nieobecność, do różnicow ania term inów — słów — k tó re posiadają znaczenie. Jeśli te słowa w y d a ją się dowolne w swej form ie dźw iękow ej, to nie tylko d la ­ tego, że są w ytw orem , w dużej m ierze przypadkow ym (zresztą może m niej przypadkow ym , niż się sądzi), m ożliw ych kom binacji m iędzy fo­ nem am i, k tó rych każdy język posiada bardzo wiele. Przypadkow ość form słow nych w y n ika przede w szystkim stąd, że ich jednostki k on sty ­ tu ty w n e — fonem y — same są nieokreślone pod względem znaczenia: nic nie przeznacza pew nych połączeń dźw iękow ych do tego, aby stały się nosicielem takiego lub innego znaczenia. S tru k tu ra c ja słow nika — ja k to staraliśm y się pokazać w innym m iejscu — objaw ia się w innym stadium : a posteriori, a nie a priori n .

(19)

2 8 4 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

Inaczej przed staw ia się spraw a z m item am i, poniew aż w y n ik ają one z g ry opozycji b in arn y c h lub try n a rn y c h (dlatego m ożna je porów nać z fonem am i), lecz zachodzącej m iędzy elem entam i, k tó re już są obcią­ żone znaczeniem w płaszczyźnie językow ej — a więc „przedstaw ieniam i a b stra k cy jn y m i”, ja k m ów i P ro p p — i k tó re m ożna w yrazić poprzez słow nik. Zapożyczając neologizm z dziedziny tech nik i budow lanej, m o­ żna b y powiedzieć, że — w odróżnieniu od słów — m item y są „p refa­ b ry k a ta m i” [,,pré-contraints”]. Są to zapew ne jeszcze słowa, ale o pod­ w ójnym znaczeniu: słowa o słow ach, k tó re fu n k cjo n u ją rów nocześnie na dw u płaszczyznach: płaszczyźnie m owy, w k tó rej n ad al znaczą coś każde d la siebie, i w płaszczyźnie m etam ow y, w k tó re j uczestniczą jako elem en ty nad-znaczenia, m ogącego zrodzić się tylko z ich połączenia.

Rozum iem y obecnie, że nie m a nic w bajk ach i m itach, co m ogłoby pozostać obce i jak gdyby oporne wobec s tru k tu ry . N aw et słow nik, to znaczy treść, je s t w nich pozbaw iony tego c h a ra k te ru „natura natu-

rans”, n a k tó ry się p o w ołujem y, może niesłusznie, aby ujrzeć w nich

coś, co się dokonuje w sposób nieprzew id zialny i przypadkow y. W b a j­ k ach i m itach słow nik u jm o w an y je st jako ,,natura naturata”: jest to rzecz dana, m a swe p raw a, n arzu cające rzeczyw istości — jak i sam ej w izji m itycznej — określoną a rty k u lac ję. D la w izji m itycznej swoboda ogranicza się do szukania, jak ie sensow ne układy m ożliw e są m iędzy elem entam i m ozaiki, k tó ry c h liczba, znaczenie i k o n tu ry zostały u p rze ­ dnio określone.

W skazaliśm y n a błąd form alizm u, k tó ry sądzi, że m ożna zająć się od razu g ram aty k ą, a odłożyć leksykę n a drugi plan. Ale to, co jest praw dziw e dla jakiegokolw iek system u językow ego, jest b ard ziej jesz­

cze praw dziw e d la m itów i bajek . W ty m w y pad ku bowiem g ram aty k a i leksyka nie ty lk o są ściśle związane, m im o że fu n k cjo n u ją na różnych poziom ach: g ram a ty k a i leksyka p rzy leg ają do siebie na całej swej pow ierzchni, n a k ła d a ją się więc n a siebie całkow icie. W odróżnieniu od m owy, w k tó re j istnieje jeszcze zagadnienie słow nictw a, m etam ow a nie posiada żadnej płaszczyzny, k tó re j składniki n ie w y nik ałyby z w y ­ raźn ie określonych — i dokonanych zgodnie z reg u łam i — operacji. W ty m znaczeniu w szystko jest w nim Składnią. Ale w innym jeszcze znaczeniu w szystko je st słow nikiem , poniew aż składnikam i ró żn icu ją­ cym i są słowa; m item y są rów nież słow am i; fu n k cje — owe m item y do d ru g iej potęgi — d a ją się oznaczyć słow am i (jak zauw ażył to bardzo dobrze Propp). M ożliwe, że istn ieją tak ie języki, w któ ry ch cały m it

b y łb y w y ra ż aln y jed n y m słowem.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Problemy pojawić się mogą natomiast wtedy, kiedy słowo „nie” jest traktowane, jako przedrostek do rzeczownika, a nie zaprzeczenie czasownika, wtedy takie słowa (wyjątki)

Les résultats de la coopération des réfugiés pen- dant la Seconde Guerre mondiale (s. 22–43), Arkadiusza Indraszczyka L’«In- ternationale verte» et ses visionnaires polonais

z eliminacja˛ arbitralnos´ci władzy za pomoca˛ norm prawnych wspo´lne jest zreszta˛ zaro´wno tym badaczom, kto´rzy konstytucjonalizm wia˛z˙a˛ s´cis´le z konstytucja˛ w

Lecz Jezus mu odrzekł: «Napisane jest: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz». Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na

Zwracając się do wszystkich, Ojciec Święty raz jeszcze powtarza słowa Chrystusa: „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by

Mechanizm leżący u  podstaw podwyższonego ciśnienia tętniczego u  osób z  pierwotnym chrapaniem nie jest w pełni wyjaśniony, ale może mieć związek ze zwiększoną

Dobrym synonimem social media jest także wyrażenie sieci społecznościowe 3 , bądź też angielskie brzmienie Social Network Sites (SNSs) 4.. Portale te mogą mieć

Jak się dowiadujemy, powzięto n a po- siedzeniu Rady Koronnej uchwałę w spra- ; wie przejmowania władz krajowych przez..