• Nie Znaleziono Wyników

"Misja Debolego w Petersburgu w latach 1787-1792", Jerzy Łojek, Wrocław 1962 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Misja Debolego w Petersburgu w latach 1787-1792", Jerzy Łojek, Wrocław 1962 : [recenzja]"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

.512

R E C E N Z J E

w r. 1538 sform ułow ał: bona h ered ita ria u tp o te advocatia, scultecia vel m o len d i- niwm (s. 78). W idomy to ślad społecznego arwansu pozycji m łynarza w X V w.

Praca om awiana stanow i pozycję w artościową, choć m iejscam i pozostawia u czytelnika p ew ien n ied osyt ze w zględu na zbyt sum aryczne ujęcie. Jest to spo­ w odow ane ogromem w ykorzystanego m ateriału, którego dokładniejsza obróbka p ozostaje kw estią przyszłych badań nad rozwojem sołectw w poszczególnych ka­ tegoriach dóbr — królewskich, biskupich i klasztornych, czy też szlacheckich. N a- .suwa się też potrzeba /podjęcia próby ilościow ego oszacow ania zjaw iska. Do tego jednak z natury rzeczy bardziej pow ołany jest historyk gospodarki niż historyk praw a.

T adeu sz Lalik

Jerzy Ł o j e k , M isja Debolego w P etersbu rgu u> latach 1787— 1792, Zakład N arodow y im. O ssolińskich — W ydawnictwo, W rocław— W arszawa—Kraków 1962, s. 174.

Zagadnienie położenia międzynarodowego- i polityki zagranicznej Polski w okresie Sejm u Czteroletniego, a co za tym idzie, genezy drugiego rozbioru, n ie­

gdyś tak pasjonujące polską i n ie tylko polską historiografię, od dawna już n ie było przedm iotem zakrojonych na szerszą sk alę badań. Próba podjęta przez autora om a­ w ian ej tu k siążk i -tym bardziej zasługuje na uwagę, iż w yszedł on z bardzo słu sz­ nego założenia, że podstaw ow ym problem em tej tem atyki jest stosunek Rosji do

Polski. O czyw iście problem ten istotnie m oże być zbadany jedynie na podstaw ie rosyjskiego m ateriału archiwalnego, zgoła niedostatecznie pod tym kątem w id ze­ nia w yzysk anego przez tych badaczy, którzy m ieli do niego dostęp; publikacje bowiem źródłowe rosyjskie (z X IX i początku X X w ieku), choć obfite, n ie m ogą tu w ystarczyć. Bogata i zachow ana niem al w całości korespondencja m iędzy W arsza­ w ą a posłem polskim w Petersburgu, dla poznania tego problem u stanow i źródło z natury rze.czy drugorzędne, natom iast jest źródłem pierw szorzędnym dla pozna­ n ia polskiej polityki zagranicznej i w ew nętrznej w okresie Sejm u Czteroletniego i m im o, że do korespondencji tej sięgało już kilku w ybitnych badaczy, nadal po­

zostaje ona kopalnią wiadom ości.

D ziałalność D ebolego jako informatora i inspiratora ów czesnych polskich czyn­ n ik ó w kierowniczych sam a zasługiw ała na obszerną n aw et m onografię. R ów nież w a rto b yło podjąć próbę w nikliw ego w ykorzystania tej korespondencji przy rów ­ noczesnym krytycznym w yzyskaniu dotychczasow ej ogromnej literatury przed­ m iotu, b y jak pisze autor (s. 11) „jak najbardziej zbliżyć się do w yjaśnienia tego podstaw ow ego zagadnienia”, jakim jest dla dziejów Sejm u Czteroletniego i II roz­ bioru polska polityka ów czesnej Rosji.

Tem at pracy b ył w ięc dobrze pom yślany, jednak w ykonanie jego n ie dało p ozytyw n ych rezultatów , mimo że autor okazuje dużą znajom ość m ateriału, kon ­ stru kcja pracy jest przejrzysta, a narracja odznacza się w artkością i su gestyw n oś- cią. W ydaje się, że /przyczyną, która niepow odzenie to spow odow ała, było to, że .autor zam iast skoncentrow ać się na sw ym w łaściw ym tem acie, dał nam krótki zarys roziwoju położenia m iędzynarodow ego P olsk i w latach 1787— 1792. Tu w nieść istotnie coś n ow ego było trudno, n atom iast łatw o było w paść w pow tarzanie rze­ czy .znanych, przy jednoczesnym pom ijaniu w ielu w ażnych problem ów, czy też prześlizgiw aniu się nad nim i oraz ulec n iebezpieczeństw u uproszczonych, przeja­ skraw ionych, a przede w szystkim na niedostatecznej analizie opartych sądó/w i po­ chopnych w niosków . N iebezpieczeństw o to pow iększała w ystępująca u autora sk łonn ość do dość kategorycznych sform ułow ań i efektow nych określeń. Objęcie ogrom nego zakresu problem ów przy szczupłości m iejsca spowodowało, że m

(3)

ate-rżał źródłowy, przede w szystkim zasadnicza jego podstaw a — korespondencja D e- bolego — został w przytłaczającej w iększości nie w ykorzystany.

C echy te' dobitnie w ystęp ują w rozpoczynającym w łaściw ą narrację rozdzia­ le II „Kaniów. Nieudane· przym ierze”. W zakresie konkretnych ustaleń rozdział ten n ie przynosi n ic nowego, a przeciw nie częściow o n aw et n ie uwzględnia dorobku d otychczasow ych badań. W ystarczy w skazać, że autor utrzym uje (za K a l i n k ą 1, choć nie cytując go), iż tekst projektu sojuszu polsko-rosyjskiego' w ysłan y przez S tanisław a A ugusta w październiku 1787 r. nie dochował się i że możemy jedynie odtw orzyć jego treść za pomocą tego, co pisał król do Defoołego (s. 29). A przecież, tek st ten cytuje R o s t w o r o w s k i 2. Pracę Rostworowskiego powołuje autor raz jeden przy sp raw ie drugorzędnej, a przecież w pracy tej jest obszerny rozdział p ośw ięcony projektow i przym ierza p olsko-rosyjskiego, znacznie głębiej i szerzej ujm ujący to zagadnienie, niż u czyn ił to autor. N ovum , jakie chce w nieść autor, stan ow i teza, że Katarzyna II w ogóle nie chciała zawarcia przymierza. Ze w przym ierzu daleko bardziej zainteresow ana była strona polska i że w arunki je ­ g o Katarzyna II chciała uczynić jak najm niej dla Rzeczypospolitej korzystnym i, je st rzeczą znaną. Tw ierdzenie jednak, że Katarzyna II w brew sw ej w oli rozpo­ częła i prow adziła negocjacje aliansow e, przy czym autor nie tłum aczy, co ją do tak iego kroku zmuszało, jest pom ysłem zupełnie nieprzekonyw ającym . A już ca ł­ kow icie karkołomne w ydaje się dowodzenie autora, iż carowa, by znaleźć pretekst do zerw ania tłum aczący ją przed stroną polską, zakom unikowała projekt aliansu d w orow i berlińskiem u, licząc z góry, że udaremni on go sw oim sprzeciw em . Wy­

gląda to tak, że S tan isław August b y ł silnym partnerem, z którym trzeba było prow adzić dylatoryjne pertraktacje i, broń Boże, nie narazić m u się ich zerw a­ niem . N atom iast protest pruski, jak pisze autor (s. 45), był zgoła dla Rosji .rzeczą n iew inną, „bezfoolesnym zakończeniem ” niewygodnej spraw y polskiego aliansu, zdarzeniem, którego Katarzyna „z utęsknieniem oczek iw ała” i dzięki którem u „do­ p ięła sw ego” !

Jako „jeden z najpow ażniejszych d ow od ów ”, że Katarzyna II nie chciała alian ­ su , autor w ysuw a rzekom e „pow strzym ywanie się od jakichkolw iek insynuacji na

ten tem at w obec dworu w ied eń sk iego”, o czym św iadczyć ma brak o tym w zm ian­ k i w opublikowanej korespondencji Ludwika Cofoenzla z Józefem II. Tego rodzaju w nioskow anie e x silen tio jest niew łaściw e, gdyż autor n ie zna zasadniczej k ore­ spondencji Cobenzla z Kaunitzem , którą . uzupełniała korespondencja z cesarzem w spraw ach grających dla Józefa II szczególną rolę. Ponadto wiadomo, że A ustria proponowała Rosji potrójny alians rosyjsko-austriacko-polski, a ta odrzucając to inform ow ała ją o charakterze zam ierzonego sw ego przym ierza z R zeczposp olitą5. Autor uważa, że dlatego Katarzyna II poleciła zawiadom ić Prusy o podjęciu aliansu v ia Stackelberg — Buchholtz, poniew aż nie chciała się prestiżowo angażo­ w ać przez przekazanie K ellerow i, posłow i pruskiem u w Petersburgu, oficjalnej no­ ty. Sądziłbym , że w grę w chodziły tu inne w zględy. Również, bowiem i K ellerow i m ógł Ostermann zakom unikow ać o projekcie ustnie, a nie w form ie noty, p ow ia­ dom ienie zaś Buchholtza przez Stackelberga m iało charakter zupełnie oficjalny, a nie było jakąś pseudondedyskrecją. Wybór Stackelberga podyktow any był, jak m ożna sądzić, tym , że uchodził on w oczach Prus za zdecydowanego zw olennika dawnego system u paninow skiego, dzięki też czemu cieszył się jak najgorszą opinią u A ustriaków . Otóż Katarzyna II w okresie najściślejszych sw oich zw iązków z A ustrią zachow yw ała w rezerw ie ek ip ę prusofilską w śród sw oich dyplom atów

1 W. K a l i n k a , S e j m C z t e r o l e t n i t. I, K ra k ó w 1880, s. 68. г E. R o s t w o r o w s k i , S p r a w a a u k c j i w o j s k a n a t l e s y t u a c j i p o l i t y c z n e j p r z e d S e j ­ m e m C z t e r o l e t n i m , W arszaw a 1957, s. 181 n. * W. K a l i n k a , op. cit. t. I, s. 63 n., 112; R. H. L o r d , T h e S e c o n d P a r t i t i o n of P o la n d , C am b ridge 1915, s. 79 n.

10

(4)

514

H E C E N Z J E

i posługiw ała się nimi, gdy chciała wzbudzić zaufanie dworu berlińskiego. Wybra­ n ie takiej drogi św iadczyłoby, że K atarzyna II n ie traciła nadziei, że zdoła unik­ nąć sprzeciw u Prus, a w każdym razie, że w ejd zie z nim i w poufne na ten tem a t negocjacje.

W reszcie autor jest zdania, że odpowiedź Stackelberga na k rólew skie zastrze­ żenie w stosunku do rosyjskiego kontrprojektiu przymierza była uczyniona sam o­ w olnie, „jak się w ydaje skom ponowana w e w łasnym zakresie na podstaw ie sw o­ jej korespondencji z rządem petersburskim i im peratorową, przez zsum ow anie n aj­ korzystniejszych dla Polski rzekom ych ustępstw rosyjskich rozważanych nieobo- w iązująco w tej korespondencji” (s. 45). Sform ułow ane to jest tak, jakby autor czytał ową korespondencję. Wobec tego jednak, że korespondencja ta jest praw ie nieznana, zdani jesteśm y jed ynie na domysły, tym m niej prawdopodobne w ydaje się, by nieczęste w ów czas instrukcje, jak ie Stackelberg odbierał z Petersburga, prze­ pełniano jakim iś nieo-bowiązującymi rozważaniam i. Można raczej przypuszczać, ż e jak to pow szechnie się praktykowało, p ierw szy kontrprojekt n ie stanow ił o stat­ niego słow a i am basador otrzym ał upoważnienie do określonych m odyfikacji. W brew opinii autora sądziłbym , że słow o „niby” użyte przez Stanisław a Augusta- w depeszy do Debolego z 24 w rześnia, na podstaw ie której znam y całą tę spraw ę, w in ten cji króla n ie kw estionuje autentyzm u nowych w arunków rosyjskich, lecz jedynie ich u ltym atyw ny charakter („te pism o niby ultim atum ”, „jam z nim m a­ ło co jeszcze o tym jakoby ultim atum dysoeptow ał” — w yrażenia częściow o sk re­ ślone z dalszego tek stu depeszy, n ie cytowanego przez autora). Wchodzę w te szcze­ góły, by w skazać, jak bardzo pożądana jest w sprawach, w których zdani jesteś­ m y na dom ysły, w ielka ostrożność w e w nioskow aniu. Autor zaś, choć w tekście za­ strzegł się zwrotem : „jak się w yd aje”, to w przypisie pisze już zdecydowanie: „Ka­ linka bezzasadnie uważał ten dokum ent za rzeczyw iście n adesłany z Petersburga”. I w tym autor nie jest precyzyjny. Król ńie twierdził, że Stackelberg dał m u ory­ ginalny tekst rozkazu petersburskiego, lecz jedynie w yciąg z jego treści, w ięc nie­ można m ów ić o „dokumencie nadesłanym z Petersburga” i K alinka też takim w y ­ rażeniem się nie posłużył.

Autor uznaje za ^chim eryczny” projekt Stanisław a A ugusta aliansu z Rosją,, a znany koncept k sięcia de Ligne o · spotkaniu k aniow skim nazyw a „ostatecznym w yrokiem h istorii”. Będąc najdalszym od p retensji do ferow ania „wyroków h is­ torii” trzeba jednak zwrócić uwagę, że dla zrozum ienia genezy i skutków poczynań Stanisław a A ugusta brak w pracy niektórych elem entów , niektóre spraw y przed­ staw ione są niedostatecznie, niektóre zaś w sposób budzący zastrzeżenia. Dla określenia powodzeń czy niepow odzeń w spom nianych poczynań m iarę trzeba brać z m ożliw ości, jakim i rozporządzał król, a m ożliw ości te b yły przecież znikome.. Trzeba też było siln iej, niż to uczynił autor, podkreślić, że do proponowania aliansu, jak zresztą i ido w ielu innych kroków w obec dworu petersburskiego, król sk łaniany był, czy w ręcz -zmuszany działalnością opozycji m agnackiej (przede w szystk im Branickiego) gotowej zaw sze ubiec go ofiarow aniem sw ych usług P e ­ tersburgowi. N ależało też stale uświadam iać sobie zasadniczą i n iezw yk le k onse­ kwentną politykę K atarzyny II balansow ania m iędzy królem a „narodem” <sc. m a - gnaterią) z niew ielkim jedynie przechylaniem szali na rzecz króla. Po „dogru- m ow skim ” sejm ie, w obliczu w yjątk ow o silnej m agnackiej koalicji opozycyjnej -było rzeczą zrozum iałą, ż e Katarzyna II uczyniła gest prokróleiwski godząc się na sp ot­ kanie kaniowskie-. Autor twierdzi, że propozycja króla „niem ile zaskoczyła K ata­ rzynę II” i że „w m ieszanie się Stanisław a Augusta do jej spotkania z Józefem ΙΓ groziło now ym i kom plikacjam i w -sprawach R zeczypospolitej”. N ie m am y żadnych p ozytyw nych w iadom ości o tym , co K atarzyna II pom yślała, gdy doszła ją propozycja Stanisław a Augusta. Można jed nak sądzić, że gdyby było tak, jak autor utrzymuje·, to propozycja ta nie zostałaby przyjęta, tak jak to się stało z analogiczną prośbą

(5)

króla w 1780 r. w czasie podróży carowej do M ohylew a. Jeśli zaś chodzi o dow cip k sięcia de Ligne, to znaczy o ndewspółm iem ość podjętych przez króla zachodów do bezpośredniego ich rezultatu, to w arto chyba dla uzyskania w łaściw ych proporcji przypom nieć, ile w y siłk ó w zadali sobie Fryderyk II i Józef II dla zdobycia osobistych w zględów K atarzyny II, a n aw et w ielkiego księcia P aw ła licząc, że uzyskanie tych w zględów przyniesie im istotne korzyści polityczne, i jak często w ysiłk i te szły na marne.

Autor przedstaw ia nam Stanisław a Augusta w K aniow ie jako człow ieka naiw nego, który „ślepo w ierzył w powodzenie sw oich zam ierzeń” i „brał bezkry­ tycznie nieobow iązujące grzecznościowe frazesy i zapew nienia za w yraz praw dzi­ w ych skłonności d o przym ierza z Polską i poprawy ustroju R zeczypospolitej”. Dużo by m ożna było pisać dla w ykazania, że tak n ie było, ale to raczej autor w inien był poprzeć sw e kategoryczne sądy jakim iś konkretnym i dowodam i, czego nie uczynił. Warto jednak m oże przypom nieć „wróżbę”, jaką król staw iał sobie jadąc do Kaniowa: „że pow ierzchow ne grzeczności dla m nie cośkolw iek powściągną przeciw ników , że sejm ordynaryjny w olny, trochę m niej burzliw y dozw oli troszkę fraszek poprawić, a zresztą że po filozow sku m ałościam i kontentow ać się każą”4. Autor twierdzi, że Bezborodko odw iedzający króla w K aniow ie „żadnej konkretnej oceny perspektyw przym ierza dać nie 'chciał” ; b y to w ykazać streszcza jedynie pierw szą rozm owę króla z Bezborodką, a pomija m ilczeniem drugą, w której Bezborodko w ed łu g relacji króla ośw iadczył, „że im peratorowa sam a żąda tego ścisłego aliansu z Polską, że on ... będzie sam doradzał sw ej pani, aby jiuż zezw oliła na sejm konfederacki i na te rzeczy, k tóre są w yrażone w piśm ie: Souhaits du roi”. Oczywiście nie m ożna tego brać bezkrytycznie, w całkow itą szczerość i praw do­ m ówność Bezborodki w obec króla w ierzyć nie można, niem niej tego rodzaju po­ m inięcia są zbytnim ułatw ianiem sobie dowodzenia postaw ionych tez.

Autor w yraża przypuszczenie, że przesłany do W arszawy 10 czerwca 1788 ro­ syjski kontrprojekt aliansu m iał na celu zniechęcenie króla do przym ierza. Król jednak nie bacząc na „poważne uszczerbienie in teresów R zeczypospolitej”, jakie przynosił kontrprojekt, szukał teraz w aliansie „prywatnych dla siebie korzyści”. Teza o pryw atnych korzyściach powtórzona została za A s k e n a z y m i rów nie jak u tego historyka nie została poparta żadnym konkretnym dowodem. N atom iast autor pom inął m ilczeniem ułożone przez króla „Observations sur le Contre P rojet”, które chyba w in ien b ył znać, skoro w sp isie w yzyskanych archiw aliów cytuje tom rękopisów, w którym znajdują się te „O bserwacje”. Zastrzeżenia króla w sprawach w ojskow ych om ówił, choć niezupełnie dokładnie, R ostw orow ski. W spraw ach p oli­ tycznych król trw ał przy postulow aniu pew nych reform ustrojowych tłum acząc, że rosyjskie żądanie niezm ienności ustaw 1768 i 1775 r. uniem ożliw i przeprow a­ dzenie aliansu przez sejm .

Jakimś w reszcie nieporozum ieniem jest to, co następnie pisze autor, iż „Sta­ n isław A ugust nie w iedział, że szanse zawarcia układu, choćby n aw et na rosyjskich w arunkach, m alały zastraszająco szybko. W ysyłając kontrprojekt K atarzyna po­ rzuciła już w ła ściw ie zamiar przyjęcia od króla 12-tysięcznego korpusu. Rozważała natom iast inną m ożliwość: bezpośredniego porozum ienia z K saw erym Branickim i Szczęsnym Potockim i przyjęcia ich w raz z w ojskam i, które m ieli pod sw oją komendą, na służbę rosyjsk ą”. A przecież w łaśn ie kontrprojekt był w yrazem po­ nownego· odrzucenia przez Katarzynę II projektów m agnackich, którym patronował Potem kin, przy czym jednak, jak to sform ułow ał Rostworow ski, pozostaw iły one „trw ały ślad w rosyjskiej koncepcji polskiego korpusu posiłkow ego”. Trudno się też zgodzić z autorem, b y to, co nazyw a on „konwencją gw arancyjną 21· m aja 1788” (nie była to konwencja lecz jednostronna deklaracja rosyjska), zm usiło K atarzynę

(6)

516

R E C E N Z J E

do rezygnow ania z projektów potem kinow sko-m agnackich, gdyż jedno z drugim n ie m iało związku. Jako argum ent, że w spom niane projekty poważniej b yły trakto­ w ane przez K atarzynę II, autor w ysuw a, że poddane one b y ły pod obrady Bady Państw a, podczas gdy „pertraktacje z królem nigdy się tego zaszczytu nie docze­ kały i nigdy n ie w yszły poza fazę w stępnych rozm ów w gronie członków K olegium Spraw Zagranicznych”. Ostatnie słow a są zupełnie niezrozum iałe, gdyż wia.domo przecież, że królew ski projekt aliansu b ył 'dawany do opinii Potemfcinowi i że przesłany do W arszawy kontrprojeikt i konkretne polecenia dane Stackelbergow i d otyczyły projektu aliansu uzgodnionego z królem. Autor, zdając się czytać m yśli K atarzyny Π, kontynuuje sw oje w yw ody następująco: „Nie naciskała [Katarzy­ na II], jak się w ydaje, ani na przyjęcie, ani na odrzucenie propozycji, oczekując rady rzeczow ej i beznam iętnej, zważając na zobowiązania w obec dworu w ie ­ deńskiego. Na szczęście Rada Państw a... oceniła oferty m agnatów surowo i nieprzy­ ch yln ie”. Poniew aż tutaj i w innych m iejscach sw ej pracy autor traktuje Radę Państw a jako organ obdarzony jakąś istotną władzą, warto przytoczyć opinię o tej in stytu cji Ludwika Cobenzla w liście· do cesarza Józefa II z 19 w rześnia 1781: Il est connu de V.M.I. que ce conseil n’a aucune a ctivité, qu ’on n ’y tra ite que des affaires couvrantes e t de peu d'im portance e t quant aux affaires étrangères, on n’y fa it passer que les o b je ts en tièrem en t term in és e t qui ne dem an den t aucun secret.

Liczne zastrzeżenia, które w ypadło uczynić w obec rozdziału II, dotyczyły za­ gadnień w gruncie rzeczy drugorzędnych; z rozdziałem III w ypadnie zastrzeżenia te odnieść do tez autora dotyczących podstaw owych spraw. Chodzi m ianow icie o budzącą daleko idące w ątp liw ości tezę o stosunku dworu petersburskiego do Polski. Autor uważa, że upadek system u rosyjskiego w Polsce w 1788 r. był dla Petersburga rzeczą drugorzędną, n ie stanow iącą istotnego problem u i że najw yżej drażniło to osobistą am bicję K atarzyny II, a'le że kierujący się rozum em i istotnym ■interesem stanu m inistrow ie zdołali w ypersw adow ać to carowej, która też prędko przestała interesow ać się w ypadkam i w W arszawie. A przecież było to obalenie najbardziej zasadniczego osiągnięcia politycznego Katarzyny II, osiągnięcia, które um ożliw iało i stanowiło· punkt w yjścia do jej ekspansji anty tureckiej, ingerencji w spraw y Rzeszy, w ykonyw ania roli arbitra m iędzy Prusam i i Austrią. Dwór petersburski m ógł lekcew ażyć poczynania .polskie, ale tylko dlatego, że był prze­ konany, że ich zlikw idow anie jest w yłącznie kw estią czasu.

Pogląd ten w iąże się ściśle .z nakreśloną przez autora charakterystyką ów czesnych rosyjskich czynników rządzących. „Katarzyna II — czytam y w roz­ dziale I — była przede w szystk im kobietą 58-letnią. D aw ny w ybitn y zm ysł państw ow y i polityczny imperatorowej dogasał już w yraźnie”. Czynniki em ocjo­ nalne: nienaw iść, chęć zem sty m iały stanow ić o jej decyzjach. Katarzyna II „uzurpatorka”, „m onarchini-parw eniuszka” zdaniem autora „mogła znaleźć rzeczy­ w iste oparcie tylko w arystokratach-parw eniuszach”, była zależna od podszeptów faw orytów , aw anturników, żądnych tylko dusz, p ensji i orderów, i pchających d la ­ tego Rosję w polityczne awantury. Przeciw w agę tym czynnikom stanow ić m iały jakieś, dość zresztą anonim owe, „umiarkowane, realistyczne, sfery rządow e”,, sk u ­ pione w Radzie P aństw a i Kolegium Spraw Zagranicznych, głównym ich repre­ zentantem m iał być Bezborodko. W ram ach niniejszej recenzji n ie m a m ożliwości, a w gruncie rzeczy n ie m a też i potrzeby polem izować z tą charakterystyką w yolbrzym iającą drugorzędne czynniki, a bez żadnych argum entów negliżującą podstaw ow e fak ty i rzeczy pow szechnie znane, św iadczące o znakom itym zm yśle politycznym i zręczności K atarzyny II i jej um iejętności dostosow yw ania się do okoliczności. Co do ow ych „um iarkowanych sfer rządow ych”, to tu autor w ydaje się zbytnio ulegać sugestiom relacji Debolego. Katarzyna II, jak wiadomo, po

(7)

krótkich w ahaniach, zdecydowała się odłożyć rozw iązanie spraw y polskiej do czasu, gdy zakończy w ojnę z Turcją i unikała w szystkiego tego, co m ogłoby ją zm usić do czynnego w ystąpienia w w arunkach dla siebie niekorzystnych. Stąd m aska um iarkowania, jaką przybrał w stosunkach z posłem polskim Ostermann. A le hranie tego, co m ów ił on Defoolemu, za w yraz istotnych reakcji dworu p e ­ tersburskiego na w ypadki w Polsce, tak jak to robi autor, nie wydaje· się słuszne. Szczerszy b ył Stackelberg, gdy chcąc doraźnie ratować dotychczasow y system : sw oją pozycję groził, niż gdy pod w pływ em now ych instrukcji składał grzeczne, choć z nieustępliw ą ironią form ułow ane zapewnienia o tym, że Rzeczpospolita jest n iepodległa i suwerenna. Autor cytuje fs. 62) spokojne, nieom al przyjazne w yp o­ w ied zi Ostermanna w obec Debolego z k w ietn ia 1789, przypuszczać jednak można, że w icekanclerz szczerszy b ył w tedy gdy w tym sam ym czasie m ów ił Cobeinzlowi 0 potrzebie przywrócenia panowania w Polsce drogą nowego rozbioru, co byłoby zasłużoną nagrodą dla P olak ów fü r ih r au ssch w eifen des Benehm en. W tym że czasie czołowy przedstaw iciel „um iarkowanego kierunku”, Bezborodko, radził K atarzynie II porozum ienie z Prusam i kosztem ziem p o lsk ich s.

Sądzę, że· na podobnym nieporozum ieniu polega w ykład autora w k w estii ostatecznej decyzji Rosji in terw encji w Polsce. I tu autor poszedł zbytnio za pew nym i sugestiam i relacji Debolego. P oseł p olski stale w praw dzie przestrzegał przed niebezpieczeństw em zbrojnej interw encji i dawał w yraz sw em u niepokojow i z powodu lekcew ażenia w W arszawie tych ostrzeżeń i trw ania w optym izm ie, ale -jednocześnie raz silniej, raz słabiej, pojaw iała się w jego relacjach sugestia, oparta na jakichś tajem nych źródłach inform acji, że istn ieje w Petersburgu partia umiarkowana, że m inisterium rosyjsk ie przeciwne jest rozbiorowi, że Katarzyna II, choć bardzo na Polskę zawzięta, jeszcze się waha, że nakłaniają ją do działań antypolskich Popow i p olscy m alkontenci. Drugim źródłem, na którym autor zbyt pochopnie się oparł, b yły relacje ambasadora Cobenzla o rzekomej przychylności Ostermanna i Bezborodki w obec su gestii w iedeńskich co do n iew ystępow ania przeciw Polsce. Podobnie przecież jak to m iało m iejsce w obec Debolego, m in iste­ rium rosyjskie przez długie m iesiące odm aw iając Cobenzlowi wyraźnej odpowiedzi m usiało go czymś łudzić, a Cobenzl, jak wiadom o, nie raz dawał się sw ym p e­ tersburskim partnerom w yprow adzić w pole. Jakąż zresztą inform ację Cobenzla może przytoczyć autor? Jedynie opinię z 22 stycznia 1792, że Bezborodko „ze w szystkich m inistrów najw ięcej się nachyla ku naszym m yślom ” (co naprawdę sądził Beizborodko, m ożna się przekonać z jego pism a do K atarzyny II z 5 lu ­ tego 1792) ‘. I na taj jed yn ie i(bo żadnej innej w pracy doczytać się n ie można), jakże kruchej podstawie, autor kategorycznie stw ierdza: „W Radzie P aństw a 1 K olegium Spraw Zagranicznych spokojnie i beznam iętnie bada się powstałą sytuację, dochodząc do konkluzji zgodnej z poglądam i dyplom acji austriackiej” (s. 102). Parę stron w cześniej, ju ż na n ic się n ie powołując, autor pisał: „poglądy Beaborodki i Ostermanna zb iegały się i łączyły idealnie ze zdaniem dyplom acji w iedeńskiej. Za ofou członkami Kolegium Spraw Zagranicznych stała w ięk szość p e­ tersburskiej Rady P aństw a”. Jedynie „szwarccharakter” Morkow był innego zda­ nia, ale ch w ilow o b ył on osam otniony. Autor zna rów nież m otyw y takiego stan o­ w isk a Bezborodki (i w ięk szości Rady Państw a), a m ianow icie, iż uważał on, że najw iększe niebezpieczeństw o grozi R osji z e strony Prus, zaś „w zm ocnienie w e ­ w nętrzne P olsk i groziło śm iertelnie Prusom , dla Rosji zaś i A ustrii n ie było żadnym problem em . W ystarczyło w ięc tylko czekać aż w yhodow ana na pruskich poduszczeniach siła R zeczypospolitej spadłaby jak dojrzałe jabłko w prost do obozu dw ucesarskiego”. Dodatkow ym zaś m otyw em b yła bezinteresow ność Bezborodki

5 R. H. L o r d , op. cit., s. 110 n. e T am że, s. 528 nn.

(8)

518

R E C E N Z J E

i jem u podobnych dygnitarzy; n ie pragnęli oni żadnych nadań, orderów ifcp., które by przynieść m ogła interw encja w P olsce (s. 99—100). To, że Bezborodko, O ster- m ann i in ni otrzym ali później w iele tysięcy dusz na ziem iach II rozbioru, n ie zostało jakoś w zięte przez autora pod uwagę.

Na czym te rew elacyjn e tw ierdzenia są oparte? Autor przytacza przeinaczony fragm ent relacji Defoolego, iż na w iadom ość o 3 m aja „w m inisterium nie srożą się tu bynajm n iej”. W istocie Daboli ipisał: „w m inisterium nie bardzo się tu srożą nad tą rew olu cją”. Tak w ięc i ta relacja, n aw et przy założeniach autora, że m oże 'stanowić ona źródło dla poznania istotnej postaw y Bezfoorodki i innych dygnitarzy, n ie jest żadnym argum entem za pow yższym i tw ierdzeniam i. Dalej przytacza autor ustęp z listu posła rosyjskiego w Londynie, Szym ona Woroncowa, zaw ierający pogląd, i i konstytucja 3 maja i upadek w pływ ów rosyjskich w Polsce n ie są dla Rosji szkodliw e, i n astępnie pisze: „Te uczciw e, rozsądne uw agi pow tarzali K ata­ rzynie· członkowie Rady Państw a, powtarzał i popierał sw oim i argum entam i zręczny Bezborodko”. Ta kapitalna konstatacja nie jest poparta żadnym przypisem źródłowym , w idać autor uw aża, że tego rodzaju twierdzenia, podobnie jak i w yżej przytoczone, historyk ma prawo sform ułow ać w yłącznie w oparciu o sw ą do­ m yślność.

D om yślnością kieruje się autor i w dalszych wyw odach. Po śm ierci Potem kina plan rekonfederacji polskich m alkon ten tów „rozsypał się w gru zy”. Z tej klęski uratow ał ich Szym on K ossakow ski. On to w padł na pom ysł zainteresow ania całą sprawą Zubowa, zw iązał się z Popowem, który dzięki posiadaniu papierów P o ­ tem kina m ógł w ykazać K atarzynie II potrzebę, a jednocześnie łatw ość interw encji w Polsce. K ossakowski i Zubow „rozum ieli dobrze, że konieczny jest tu jeszcze ktoś trzeci, a kandydaturę od dawna m ieli upatrzoną” w osobie Morkowa. W tok tych d om ysłów w łącza następnie autor znane fakty, iż Morkow zbliżyw szy się do Zubowa w ygryzał Beziborodkę z dotychczasowego stanow iska pierw szego doradcy K atarzyny II w spraw ach p olityki zagranicznej, oraz że Popow osiągnął rów nież w pływ ow e stanow isko u boku cesarzowej. Że K ossakow ski b ył w ścisłych zw iąz­ kach z Zubowem i Popow em , nie u lega k w estii (podkreślenie roli K ossakowskiego w w iększym stopniu niż to uczynił S m o l e ń s k i , jest rzeczą słuszną), ale by jego „dziełem było stw orzenie p odstaw konfederacji targowickiej przez połączenie w jedną całość obłędnej n ien aw iści reakcyjnych m alkontentów , w skrzeszonych przez Popowa pom ysłów Potem kina, podstępnych intryg Morkowa, deskruktyw nej ruchliw ości faw oryta” (Zubowa) — to już znów czysty domysł. A za nim idą dalsze. Bezborodko konferuje w Jassach z m alkontentam i, n ie jest zachw ycony ich projektam i, ale już rozum ie, ż e w Petersburgu silna koalicja z Zubowem na czele chce in terw encji. R ezygnuje w ięc ze sw ych dom niem anych przez autora przekonań, idzie n a ustępstw a, bo n ie chce być „Don K ichotem rosyjskiej im perialnej racji stan u ”. „Potakuje od niechcenia” projektom m alkontentów i w obec nalegań P o­ powa gotów jest n aw et przyczynić się do opracowania planu interw encji, zwraca jedynie uwagę na potrzebę upew nienia się co do stanow iska Prus. To ostatnie, to znaczy opinia Bezfoorodki o konieczności porozum ienia z Prusam i (nb. czego autor n ie dodaje, na zasadzie rozbioru) je st tu jedynym elem entem realnym . Autor jest rów nież przekonany, że w ie, kiedy i w jakich okolicznościach zapadła w P e ­ tersburgu ostateczna decyzja in terw encji, a m ianow icie stało się to „na tajnej konferencji trzech m agnatów z Zubowem i K atarzyną”; w ów czas to „plany K ossa­ kow skiego i Popowa zostały przyjęte i zatw ierdzone”. Otóż jeśli czego można być pewnym , to tego, że pr.zy udziale i w obecności takich pionków, jakim i b yli targo- w iczanie, żadnych istotnych decyzji n ie podejm owano. Autor pisze następnie, że Katarzyna II decydując się na in terw encję godziła się tym sam ym na II rozbiór. Ale „przeciwko planom in terw encji w Rzeczypospolitej w ystąp iły otw arcie sfery

(9)

m in isterialn e”, Bezborodko zaś zagroził dym isją, „jeżeli Zubow będzie wprowadzał państw o na tory niebezpiecznej p o lity k i”. Na poparcie tych 'kategorycznych stw ier­ dzeń autor cy tu je relacje D ebolego z 13 k w ietnia i 4 m aja 1792. A przecież n ie mogą on e stanow ić w ystarczającego św iadectw a o tym , co działo się m iędzy K atarzy­ n ą II a najw yższym i dygnitarzam i państw a (nb. zresztą sform ułow ania Debolego s ą bardziej m iękkie). Ponadto zaś autor n ie bacząc na ich daty p ow ołuje je na dowód tego, co dziać się m iało przed 9 kw ietnia 1792. Tegoż bowiem dnia, jak w iem y z prac Sm oleńskiego i L o r d a , odbyło się posiedzenie Rady Państw a, w której zgodnie z opinią Bezborodki i Ostermanna Katarzyna II zdecydow ała się, w b rew pierw otnym zamierzeniom , przedstawić ułożoną przez Morkowa i Popowa deklarację w spraw ie in terw encji w Polsce i odpow iednie zarządzenia w ojskow e. Rada idąc za zdaniem Bezborodki w yraziła częściowo (ku niezadow oleniu K ata­ rzyny II) odm ienne zdanie, w skazując na konieczność uzgodnienia działań z Austrią i Prusami. A utor na podstaw ie tych sam ych źródeł, na których opierali się S m o­ le ń sk i i Lord, daje zupełnie dow olny w ykład. Rada Państw a m iała przyjąć uchwałę

zgodną z rzekom ym i intencjam i Bezborodki (au tor. nie precyzuje, o co m iało tu chodzić, ale każe się dom yślać, że była to uchwała w ogóle przeciwko interw encji), ■ale potem sam Bezborodko przeląkł się sw ej śm iałości i spisano nową uchwałę; „była to już zupełna zgoda na plany faw oryta i iłnperatorow ej”. W ten sposób załam ać się m iały w ysiłk i „um iarkow anych”.

D zięki tej sztucznej konstrukcji dom ysłów, czy w ręcz fantazji, zatarł się w pracy zasadniczy fakt, iż o in terw encji w Polsce zadecydow ał pokój z Turcją. Kto w Petersburgu dorwał się do w p ływ u na kierow anie interw encją, to była rzecz drugorzędna. Problem n atom iast p olegał na tym, czy interw encja ta m iała być przeprow adzona przez Rosję bez porozumienia czy też w porozum ieniu z Austrią, a przede w szystk im z Prusam i, i czy m iała to być restytucja „w olności polskich” z zachow aniem w p ływ u R osji na Rzeczpospolitą w granicach 1775 r., czy też m iał dokonać się now y rozbiór. Sądzić można, że w ow ych „um iarkow anych” kołach w Petersburgu uważano za niebezpieczną aw anturę tę pierwszą ew entualność i że stąd m iędzy innym i płynęła niechęć do targowiczan, popieranie których zdaw ało się św iadczyć o tym , iż K atarzyna II n ie rezygnuje z am bicji przywrócenia sw ego protektoratu nad nieuszczuploną Rzeczypospolitą, narażając tym sam ym Rosję na pow ażne konflikty m iędzynarodowe. Mamy przecież dane świadczące, że B ezbo­ rodko był zw olennikiem rozbioru, a taki nip. Z aw adowski odzyw ał się o nim entuzjastycznie. W iemy, że Rada P aństw a już 23 m aja 1791 uznała, że ustrój 3 m aja jest 'dla Rosji szkodliw y. Dla rzucenia izaś nieco św iatła na tak efektow nie przez autora nakreślone przeciw ieństw o lin ii politycznych Bezborodki i M orkowa w sp ra­ w ach p olskich w arto zacytow ać fragm ent listu tego pierw szego do Szym ona Wo- roncoiwa z okresu powstania kościuszkowskiego. W liście tym Bezborodko w yp o­ w iad a się za całkow itym rozbiorem P olsk i i twierdzi, że nabytki pruskie (większe n aw et nieco niż te, które zrealizow ane zostały w III rozbiorze) nie są dla Rosji niebezpieczne. Innego n atom iast zdania, pisze Bezborodko, jest Morkow. „On nie ch ce niczego dać królow i pruskiem u, choćbyśm y i sam i niczego nie m ieli w ziąć, bredzi o m ożności zawarcia z Polską przym ierza i rzucenia jej na Prusy, ażeby •odebrawszy im ziem ie wzm ocnić tę szaloną Rzeczpospolitą. Trzeba będzie — kon­ kluduje Bezborodko — w alczyć z podobnym i niedorzecznościam i”.

Łatw ość do pochopnych sąd ów oraz niepokojącą niedbałość o ich uzasadnienie w ykazuje autor i w sprawach m niej zasadniczych. Tak w ięc utrzym uje, że Deboli n ie m iał zaufania do Chreptowieza, gdyż znał „jego powiązania z carską am ba­ sa d ą ” (s. 8), choć D eboli o tym nigdy n ie pisze, a przeciw nie do końca w sw ej korespondencji z królem zalicza podkanclerzego litew sk iego do' osób „poczciwych” . Na dowód, iż Chreptowicz ujaw niał Stackelbergow i „tajemnice polskiej polityki

(10)

520

R E C E N Z J E

zagranicznej”, cytuje autor list Stackelfoerga do' K atarzyny II z 10 paździer­ nika 1788 (s. 139), gdzie m ow a jest jedynie o tym, że Chreptowicz pow iadom ił Stackełberga o konszachtach agenta hetmana Ogińskiego z Prusakami. Na s. 23. czytam y, ż e M am onow „w ystąpił stanowczo za przyjęciem pruskiej propozycji m ediacyjnej”, a jako dowód przytoczona jest relacja Debolego, że M am onow starał się, aby odmowa m ed iacji była zrobiona w form ie jak najgrzeczniejszej.

Autor cytuje relacje Debolego z okresu o d s t y c z n i a d o m a j a 1789, w k tó­ rych nakłaniał on Stanisław a A ugusta do śm ielszej postaw y wobec Rosji, przytacza następnie słow a Debolego, że „ze strachu umierać n ie potrzeba”, zaw arte w relacji z 11 s t y c z n i a 1791, bezpośrednio zaś potem pisze: „A rgumenty te trafiały po­ w oli do św iadom ości Stanisław a Augusta. I chyba dzięki tem u król 24 g r u d n i a 1788 p otrafił oprzeć się drastycznem u żądaniu Stackelberga” zerwania z sejm em i opuszczenia W arszawy (s. 56—-57).

Autor słusznie pisze, że w K ijow ie i K aniowie Stackelberg był w n ieła sce u K atarzyny II (jednak tw ierdzenie, że n ie zauw ażył tego jedynie S tan isław August, n ie odpowiada rzeczy w isto ści)7, co w ynika z jego listu do carowej z 6 paź­ dziernika 1787. Z tego jednak n ie można w yciągnąć w niosków , że niezadow olenie Katarzyny II płynęło z m etod postępow ania ambasadora w Polsce. O powodach bowiem niezadow olenia carowej cytow any przez autora list nic nie m ówi. To zaś, że w 1789 r. krytycznie wyrażano się w Petersburgu w obec Debolego o poczyna­ niach ambasadora, n ie m oże być, jak tego ch ce autor, dowodem, że! potępiono je w 1787 -r. Repnin został z W arszawy odwołany i później bardzo go w Rosji k ry ty ­ kowano. Czyż z tego w ynika, że postępow ał on w 1767 r. w brew w oli Petersburga? Deboli, który w 1789 i 1790 r. tłum aczył królow i, że obsada stanow isk w P olsce i tego rzędu spraw y n ie m ogą w pływ ać na stosunki polsko-rosyjskie, w poprzed­ nich latach w ręcz przeciwnie na te spraw y się zapatryw ał, a później przypom ­ n iał sobie, że w Petersburgu od czasów Repnina istn ieje rodzaj stale aktualizo­ wanej k artoteki Polaków. O czywiście system stosow any w Polsce daw ał am basa­ dorowi szerokie m ożliw ości osobistych korzyści i nadużyć, n ie znaczy to jednak, że system ten nie b ył stosow any św iadom ie przez dwór petersburski.

Autor twierdzi, że w sku tek konw encji w R eichenbach „w szystkie szanse pol­ sk ie na porozum ienie iz Petersburgiem i W iedniem w jednym dniu doszczętnie- przepadły” (s. 78). Ową rzekom ą szansą m iało być to, że w m aju 1790 r. O ster- m ann w obec zapew nień D ebolego (w które zdaje się nie w ierzył), iż Polska n ie będzie w ystęp ow ać czynnie przeciw Austriii w nadziei odzyskania Galicji, zap ytał się go, czy w razie gdyby Prusy zm uszały Rzeczpospolitą do udziału w w ojn ie, Polacy nie przerzucą się na stronę 'dworów cesarskich. To zgoła nieobow iązujące pytanie autor -uważa za w yraz tendencji rosyjskiego K olegium Spraw Zagranicznych do pozyskania Polski, co stw arzało „okazję powrotu do sojuszu z Rosją z zabez­ pieczeniem całego dzieła sejm u i -perspektywą dalszych reform ”. D eboli „spiesznie”' (tak nb. n ie było) doniósł o tym królow i chicąc m ieć odpow iednie pełnomocnictwa.. „W W arszawie jednak zw lekano”, aż przyszła konwencja reic-henbachska. Czy- rzeczyw iście w Petersburgu -myślano o naw iązaniu na serio takich negocjacji,, o tym na podstaw ie rozm ów Ostermanna z Debolim sądzić oczyw iście nie m ożna. N atom iast na p odstaw ie źródeł, którym i autor rozporządzał, można było stw ier­ dzić, że z polskiej strony rzecz n ie m iała żadnej szansy. Sama m yśl o jakichś n e­ gocjacjach z Rosją „zatrwożyła” m arszałka M ałachowskiego i D eboli m usiał się- tłum aczyć, że i on je st najdalszy od zrobienia jakiegoś kroku, który by spowodo­ w ał utratę zaufania Prus do Polski.

A i w szczegółach nie można polegać na autorze. Korespondencja Debolego·

? S ta n is ła w A u g u st do K iciń sk ieg o , 15 k w ie tn ia 1787. W. K a l i n k a , O s ta t n i e la t a t. II*

(11)

z Departam entem Interesów Cudzoziem skich Rady N ieustającej n ie uległa zatra­ cie, zachowała się też częściow o korespondencja z Deputa-eją w yłonioną przez Sejm. C zteroletni (s. 8). Deboli n ie -zabrał z Petersburga całego sw ego archiwum , lecz już tam sp alił poufną korespondencję (należało się oprzeć na jego relacji z Kró­ lew ca z 18 w rześnia 1792 jako w iarogodniejszej, niż cytow any przez autora póź­ n iejszy list z 13 października 1793). M ylne jest tw ierdzenie autora, iż „o jakim ­ k olw iek archiwum -rodzinnym Debolich nigdy nie słyszan o” (s. 7). Ani Woroncow w Londynie, ani Ségur w Petersburgu n ie byli am basadoram i (s. 16). Autorowi, w ypadałoby znać specjalne zasady, jakim i kierow ał się dwór petersburski w spra­ w ie rang dyplom atycznych. Ostermann objął k ierow nictw o Kolegium Spraw Za­ granicznych w 1781 r., a -nie dopiero po śm ierci Panina (s. 17). Tajem nicze „pi- samibula” w liście Debolego do M ałachowskiego (s. 69), to oczyw iście „pream buły”. A-utor pisze, że De-bołi otrzym yw ał w 1787 -r. 72 tys. rocznie pensji „płatnej po połow ie ze skarbu koronnego i litewskie-go” (s. 13). Trzeba było to skonfrontować, przynajmnie-j z inform acją K alinki, iż De-boli pobierał 36 tys. zł ze skarbu koron­ nego, 1® z -litewskiego, a 18 tys. zł ze szkatuły królew skiej. Gdyby autor zajrzał

do odpowiednich źródeł, przekonałby się, że Kalinkę sprostow ać należało jedynie- w tym, że 2/3 p ensji otrzym yw ał D eboli ze skarbu litew skiego, a 1/3 z koronnego. Niie zgodziłbym się z autorem, że spośród korpusu dyplom atycznego w P etersbur­ gu D eboli utrzym yw ał przyjazne stosun k i jed ynie z posłem hiszpańskim G alvezem (s. 17). Deboli uważał -za sw ych przyjaciół rów nież posłów: neapolitańs-k-iego S-erra Capriolę i duńskiego -Rosenkranza. -Poseł angielski Whi-twort-h przestrzegając D e­ bolego przed „odskoczeniem ” od system u pruskiego nie -miał na m yśli propozycji Kaunitz-a aliansu polsko-austriackiego (s. 74), ale spraw ę traktatu hand-lowego i Gdańska. Słusznie zw rócił a-utor -uwagę na rolę Corticelle-go w Wie-dni-u i słu sz­ nie określił go m ianem „wroga p olityki sejm u ”, co było dotąd rzeczą n-ieznaną- Sprawa ta (zwłaszcza niews-pomniana przez autora ta-jna korespondencja króla z Cortiicellim) w arta jest szczegółow ej analizy. N iem niej pochopne jest tw ierdze­ nie autora, że król „taił -przed Woyną istotne spraw y polityczne” i „załatw iał je za pośrednictw em C orticellego”. Z cytow anych przez autora n-а dowód tego tw ier­ dzenia -listów króla do Pokub.iatty z 7 i 10 kw ietnia 1790 (nie 1791, jak w pracy za­ pew ne przez -błąd -dr-ukarski) w ynika jedynie, że król p olecił zakom unikować C or- ti-cellemiu (w tajem nicy przed Woyną) to samo, co polecił zokom unikować i Woynie,. a -mianowicie w ykład sw ego stosunku do przym ierza z Prusam i. K rólowi chodziło bowiem, by Corticelli niezależnie od W oyny „swym i drogam i słodził dla m n ie i dla kraju naszego rzeczy -w W iedniu”. W drugim w ypadku król polecał Corti- cellem-u załatw ienie sporów m ajątkow ych sw ej rodziny z ordynatem Zamoyskim. N ieścisłe jest też tw ierdzenie, że król n ie odw ołał Corticellego z zajm owanego sta ­ nowiska. Corticelłem u bow iem form alnie cofnięto credentiales. To, że Corticelli zasypyw ał króla żądaniam i pieniężnym i, -to prawda, chodziło jednak w tym okre­ sie o jedną i tę sam ą pretensję, o zaległą -rzekomo gażę. Tw ierdzenie autora, że C orticelli „posiadłszy w przeszłości sek ret wie-lu afer komprom itujących S tan i­ sław a A ugusta ... nieu stann ie szantażow ał króla”, w ym agałoby -podania jakiegoś dowodu.

Autor (s. 101), idąc częściow o za Askenazym , bardzo lekcew ażąco wyraża s ię o pracach Sm oleńskiego „Ostatni rok Sejim-u W ielkiego” i „Konfederacja Targo- w iek a”. N ie w chodząc w szerszą dyskusję w ypada jednak zauważyć, że w każdym razie Sm oleński odznaczał się na tyle krytycyzm em , iż potrafił poprawić błędną datę roczną (7 lutego 1793, a n ie 7 lu tego 1792) -listu Zaw adowskiego -do Szymona Woroncowa, zaś autor (s. 134) przytacza ją -ufnie, tak ja-к ją znalazł w „A rchiw ie kniazia Woron-cowa”, choć w liście ow ym jest m ow a o II rozbiorze Polski.

L iczne zastrzeżenia, -jakie budzą w yw ody autora, n ie są równow ażone pozy­ tyw nym w kładem w znajom ość przedm iotu. To co dla niezorientow anego czytel­

(12)

522

R E C E N Z J E

nika m ogłoby za taki w kład uchodzić, a m ianow icie opis w rozdziale III starań D ebolego o zmianę postaw y Stanisław a A ugusta, rad i napom nień, jakich mu udzielał, znane już jest z K alinki (rozdział „Deboli i jego korespondencja z kró­ le m ”). Podobnie to, co autor w tym że rozdziale pisze o stosunku Debolego do spra­ w y przym ierza z Prusami, było jiuż opracowane przez D e m b i ń s k i e g o w „Pol­ sc e na przełom ie”. W rozdziałach zaś IV i V inform acje o działalności Debolego zostały zepchnięte na m argines, a autor zajął się opisem przebiegu ogólnych w y ­ darzeń politycznych, o czym siłą rzeczy nic nowego pow iedzieć n ie mógł, a za­ m ącił jedynie sw ą hipotezą o rzekom ym stosunku Bezborodki do spraw polskich. N ie przekonyw ający jest też tu w szczególności- w ykład autora w spraw ie kapi­ tulacji Polski przed Katarzyną II w 1792 r. N aw et ew olucja p ostaw y Debolego w tej k w estii nie została w pełni pokazana.

To ostatnie w iąże się z zagadnieniem , czego w pracy nie ma z tych rzeczy, które pow inny b y ły tam się znaleźć. Przede w szystk im nie poddana została w ery ­ fikacji w iarogodność inform acji D ebolego. Zdaję sobie spraw ę z istotnych trud­ ności takiego zadania, niem niej w inno ono było zostać w pracy podjęte. Autor słu sznie zw rócił uwagę, że Deboli b y w a ł źle poinform owany, jeśli chodzi o austria­ cką działalność dyplom atyczną w Petersburgu, natom iast jako pew nik przyjął, że poseł polski „szybko i w łaściw ie rozum iał zw yk le opinię kół rosyjsk ich ”. Autor niedostatecznie też zw rócił uw agę na zm iany, jak ie dokonyw ały się w stosunku rosyjskich czynników rządow ych do Debolego. N ie dał analizy p olityki Sejm u Czte­ roletniego w obec Rosji. Np. brak naw et w zm ianki o roli stronnictwa hetm ańskiego na sejm ie w zakresie stosunków polsko-rosyjskich, choć sprawa ta zajm uje tyle m iejsca w korespondencji Debolego. N ie m a też ani słow a o spraw ie w ysłan ia przez sejm posła do Petersburga. N ie jest rozważona kw estia, czy i w jakim stopniu poglą­ dy Debolego odpow iadały n astaw ieniu przywódców sejm ow ych, a co za tym idzie, niedostatecznie zostało zanalizowane, w jakiej m ierze relacje posła oddziaływ ały na politykę sejm u. Co do stosunku korespondencji D ebolego z królem do korespondencji z M ałachowskim i Ignacym Potockim, autor u stalił fakt dostania się w ręce króla d ecyfry pierw szego listu posła do M ałachowskiego, a le poza tym nie posunął naprzód dość powierzchownej dotąd znajomości całej tej spraw y. Nie został też w pracy przedstaw iony stosunek Debolego do różnych ów czesnych zagadnień w ew n ętrzno-po- litycznych. Autor nie w spom niał n aw et o om ów ieniu niektórych spraw z tego za­ kresu przez R ostworow skiego. L istę takich pom inięć można znacznie rozszerzyć.

Podsum ow ując trzeba z przykrością stw ierdzić, że praca interesująco pom yśla­ na, spraw ia całkow ity zawód sw ym wykonaniem .

J e rzy M ichalski

Piotr B a ń k o w s k i , A rch iw u m S ta n isła w a Augusta. M onografia archiw oznaw cza, Naczelna Dyrekcja A rchiw ów P aństw ow ych, PWN, W arszawa >1958, s. 31'5, 3 nib., 3 tafal.

Maria R y m s z y n a , G abin et S tan isław a A ugusta, „Studia i m a te­ riały z dziejów Polski w okresie O św iecenia” t. V, pod red. Bogusław a Leśnodorskiego, Instytut Historii PAN, PWN, W arszawa 1962, s. 207,

4 nlb., 6 tabl.

Żaden z królów polskich nie dbał tak o sąd potom ności, jak Stan isław August, żaden też tak gorliw ie jak on n ie zbierał m ateriałów do dziejów sw ego panowania. Od 1780 r. istniała na dworze posada „archiwariusza”. Zajm ował ją do 1794 r. radca C hrystian W ilhelm Friese (1740— 1816), a była m u ona pomocna w niecnej szpiegow ­ skiej robocie; od 1794 r. zastąpił go ks. Jan Albertrandi. On to uporządkow ał i zin­ w entaryzow ał archiwum tzw. gabinetow e, oba jednak egzem plarze inw entarza uległy

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ł ojek konstruuje now y m it: mit w yjątkow o szerokiej gotow ości do walki zbrojnej pom niejszając lub nie dostrzegając faktu historycznego, że nie wszyscy, poza

Reasumując należy stwierdzić, że przyrost stężenia jonu amonowego we krwi podczas stopniowanego wysiłku ma charakter progowy, a próg ten występu­ je przy podobnych

С целью дифференцированной оценки темпов развития в разные пер­ иоды онтогенеза и сопоставления особенностей этого процесса у школьн­ иков 1980-х и

Kodeks ze źródłami oraz indeksem analityczno-alfabetycznym został zaprezentowany Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II na specjalnej audiencji w dniu 25 stycznia 1989

W tej sy- tuacji niemal trzykrotnie częściej niż w wyborach do izby niższej kierowali się pozytywną oceną działań kandydatów w przeszłości (17,7% odpowiedzi w tej

Celem publikacji jest przybliżenie problematyki zarządzania i marketingu ze szczególnym uwzględnieniem konkurencyjności i współpracy, znaczenia personelu i relacji w

First, NACA profiles in both single and twin rudder cases have the highest lift to drag ratio, which means they are more efficient and economical than other configurations. Flat

Doświadczenie uczy, że na kształtowanie się osobowości młodego człowieka ma wpływ przede wszystkim to, w jakiej rodzinie się urodzi, jaka jest jej kultura, uznawane wartości