• Nie Znaleziono Wyników

"Szanse powstania listopadowego", Jerzy Łojek, Warszawa 1966 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Szanse powstania listopadowego", Jerzy Łojek, Warszawa 1966 : [recenzja]"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

eiwnie, pozostawia całe dziedziny jego działalności nietknięte lub ledwie w spom ­ niane), ale dlatego, że oparta jest na gruntownej znajom ości w yeksponow anej w n iej problem atyki, na jej oryginalnej i w nikliw ej analizie.

Jerzy Michalski

Jerzy Ł o j e k , Szanse powstania listopadowego, Warszawa 11966, s. 184.

Z dziw nym uczuciem czytałem szczupłą książeczkę J. Ł o j k a o szansach powstania listopadowego. Czymże właściwie jest ta książeczka adresowana do szerokiego kręgu czytelników? Traktatem naukowym zaopatrzonym w 118 przypi­

sów ? Raczej nie, jak pisze autor, celem jego było „w łaściw e wyw ażenie ocen i zbu­

rzenie tradycyjnych m itów po dziś dzień ciążących szkodliwie nawet na świadomości historyków specjalistów ” (s. 5). Przez zrewidowanie dotychczasowych ocen i roz­

ważenie alternatyw, jakie rysow ały się przed powstaniem listopadowym , autor pragnie przełamać tradycyjny krąg rozważań polskiej historiografii nad powsta­

niem listopadowym (s. 66). Książka co prawda nie tłumaczy czytelnikowi, na czym polegał ów krąg tradycyjnych rozważań i m im o ciekawej zapowiedzi autora po zapoznaniu się z jej 'treścią zrezygnowałem z napisania stereotypow ej recenzji naukow ej. A utor bowiem zapuszcza się w takie rozważania i przewidywania, które w ym ykają się jakiejkolw iek kontroli naukowej. INie można jednak tej książeczki zbyć milczeniem. Skoro się ukazała i znalazła się w ręku czytelników, to tenże czy­

telnik ma praw o wiedzieć, co za dzieło ma w ręku i jaka jest jego wartość nauko­

wa. Czy to, co prezentuje Łojek, jest rzeczywiście ostatnim słowem nauki?

Mamy do czynienia z sugestywnie napisanym pamfletem politycznym z przy­

pisami, k tóry na dobrą sprawę powinien był się ukazać iprzed й[35 laty i w tedy wzbudziłby niemałą wrzawę. Dziś nie może on wzbudzić szczególnej sensacji. K sią­

żeczka ta będzie najciekawsza dla badacza losów społecznych publicystyki poli­

tycznej Maurycego M ochnackiego. Publikacja Ł ojka zrodziła się — w sensie du­

chowym — w klimacie pism M ochnackiego i oscyluje właściw ie w ok ół tego samego kręgu problem ów : patriotyczne powstanie m ające znakomite perspektyw y zgu­

bione przez arcynieudolnych, 'karygodnych wodzów. Z tym, że pewne oceny M och­

nackiego zostały Zaostrzone i podbudowane autorytetami kom petentnych history­

ków. Tam, gdzie się urywa dzieło M ochnackiego, tam też w zasadzie w yczerpuje się inw encja Ł ojka, choć form alnie praca jego jest doprowadzona do końca p o w ­ stania. Nie m ogę odm ów ić pam fletow i Ł ojka najlepszych intencji, ba — żarliwości powstańczej — pochlebne to bardzo, ale dla pamflecisty. Dziwne to są jednak w a ­ lory u historyka, piszącego 13i6 lat po wypadkach. Namiętne, pełne żaru i pasji, oceny i opinie Mochnackiego, 'Uczestnika sprzysiężenia i wszystkich głów niejszych w ypadków 1831 r. stanowią o nieprzem ijającej wartości jego „Powstania narodu polskiego w fo k u 1030 i 1831” . Jeżeli pam flet polityczny może b y ć arcydziełem, to jest nim niewątpliwie książka M ochnackiego, w której wyraził, jak pisano na em igracji, „trójgeniusz Rembrandta, Rubensa i Van D ycka” . Będzie jednak ona wzorem zawodnym i ryzykow nym dla historyka m ającego am bicję pisania w spo­

sób bezstronny o wypadkach doby K rólestw a Kongresow ego i powstania listopa­

dowego. Z te j zmienności i stronniczości M ochnackiego szydził na em igracji nie tylko jego przyjaciel Ludw ik Nabielak, lecz także Juliusz S łow acki w „B en iow ­ skim” . Z braku m iejsca ograniczę się do jednego przykładu: oto Mochnacki opo­

wiada, jak to chcąc ratow ać bałam ucone przez Lubeckiego powstanie podjął roz­

paczliwą próbę roziprawienia się z tym wodzem kontrrew olucji i na czele szkoły podchorążych pomaszerował na siedzibę księcia ministra skarbu, aby go rozstrzelać.

A oto co pisze o tym L elew el: „O tym zaś, że prowadził szkołę podchorążych w celu

(3)

rozstrzelania Lubeckiego i o innych różnych rzeczach, które opisuje, dopiero po raz pierwszy dowiedziałem się od niego w Paryżu” *. A przecież w grudniu i stycz­

niu Lelew el bardzo często spotykał się z Mochnackim. O każdej niemal w ypow iedzi Mochnackiego pisały w takim lub innym tonie gazety. Tymczasem okazuje się, że byli ci podchorążow ie i nikt o -tym nie wiedział. Żaden historyk tej w ersji M ochnac­

kiego, bezkrytycznie p rzyjętej przez Ł ojka (s. 2‘5), nie aprobuje, nie ma bowiem źródeł ją potw ierdzających.

Powstanie rzeczywiste i powstanie opowiedziane przez M ochnackiego, to są dwa różne powstania. To prawda, że M ochnackim się posługujem y i wszyscy, którzy będą 'kiedykolwiek o powstaniu pisali, będą czytali z wypiekam i na twarzy jego znakomicie napisany traktat i przez długie tygodnie ..będą zasugerowani jego wizją.

To sprawa talentu M aurycego. A le dziełem M ochnackiego ndleży posługiw ać się ostrożnie i tam, gdzie można, trzeba i należy konfrontow ać je z innymi źródłami.

Niestety, o tym Ł ojek zapomniał. Na dobrą sprawę książeczkę Ł ojka należałoby w eryfikow ać właśnie w ten sposób, niemal strona po stronie. Musiałbym jednak napisać rozprawkę analogicznych rozmiarów. Z konieczności ograniczę się do kilku podstaw owych problem ów.

Język i term inologia stosowana w publikacji Ł ojka — oto próbki: Na określenie ludzi z ugrupowań konserwatyw nych Ł ojek używa następujących określeń: „zd raj­

cy” , „elem enty antynarodowe, reakcyjne, ugodowe, kapitulanckie” '(s. 21), „szuler polityczny” (o Ohłopickim, s. 36), „bezczelność generała” etc., etc. Myślę, że nawet dobry publicysta historyczny w ykazuje rwiększą troskę o język i poprawny dobór

określeń, jeżeli nie chce operow ać ogranym schematem czarno-białym.

Ł o je k rozpoczyna sw oje w yw od y Od potępienia mitu solidarności narodow ej;

oślepiał on bow iem i prow adził naród na manowce. Nie mam o to pretensji, że Ł ojek nie wytłum aczył, skąd się wzięło to uwielbienie zwartości narodow ej, że ludzie ci w ogrom nej większości, mniejsza o to w tej chwili czy słusznie czy nie­

słusznie, przypisywali upadek insurekcji kościuszkowskiej brakow i jedności na­

rodow ej. Pisały o tym prawie wszystkie gazety przypom inając tragiczny finał powstania 1794 r. Chcę zwrócić uwagę na inny problem . Już L e ś n o d o r s к i pisząc o jakobinach polskich w insurekcji kościuszkowskiej trafnie zauważył, że hasło jedności narodow ej samo w sobie nie jest czymś złym, co w ięcej jest czymś naturalnym w trakcie powstania, walki zbrojn ej12. Rzeczą istotną jest, ikto realizuje tę jedność, jakie siły społeczne i polityczne są m otorem przewodnim w powstaniu zbrojnym. Ł ojek konstruuje now y m it: mit w yjątkow o szerokiej gotow ości do walki zbrojnej pom niejszając lub nie dostrzegając faktu historycznego, że nie wszyscy, poza generalicją i kierow niczą administracją (bo o tym Ł ojek pisze), tak bardzo palili się do walki. Spory odłam szlachty na prow incji, drobnych urzędników i mieszczan w miastach oraz kadry oficerskiej, choć popierał opozycję sejm ową i protestow ał przeciw odstępstwom od konstytucji, odległy był od idei zrywania wszystkich w ięzów z carską R osją i stawiania całej egzystencji K rólestw a Polskiego na ostrzu szabli. Zatem nie potępienie rzeczywistych i urojonych przeciw ników powstania lecz wyjaśnienie przyczyn istniejących w społeczeństwie różnic powinno być m otyw em przewodnim pracy historyka sine ira et studio; większe to p rzy­

nosi ow oce i pożytek niż toga prokuratora. Od samego początku powstania, pisze znany konserwatysta Paweł Popiel, opinia Królestwa Polskiego była podzielona.

„O powstaniu 1830 r. przyszło mi nieraz mówić, uważałem je, jak i teraz uważam, za największy błąd, jaki kiedykolw iek popełniliśmy, a ci, co podpalali na znak ruchu szopę na Solcu, nie widzieli, że podpalali równocześnie byt Królestw a i w ojska,

1 J. L e l e w e l , U ż y c ie m y c h n o t â t p r z e z M a u r y c e g o M o c h n a c k ie g o , D z ie ła t. V U I, W arszaw a Ш>1, s. 196.

2 B. L e ś n o d o r s 'k i, P o l s c y j a k o b i n i , W arszaw a I960, s. ІіЮ—іШ.

(4)

uniwersytetów warszawskiego i wileńskiego, szkół krzem ienieckich i bazyliańskich, statut litewski i sądownictwo w zabranych k rajach ” 3. Tenże P opiel pisze dalej o wybuchu powstania: „Stary, zdzieciniały expodstoli Sołtyk, próżny syn jego Roman m ogli potakiwać, kiedy J. B. Ostrowski robił im zwierzenia, ale oprócz Lelewela, żaden poważny człow iek nie był czynny w spisku i odpowiedzialność ciąży na kilku­

nastu m łodych ludziach, którzy heroizmem, -odwagą, błąd zapału okupili” 4. Celowo przytoczyłem tę w ypow iedź, nie dlatego oczywiście, bym się zg od ził. z P opielem w jego poglądach na genezę powstania. Ł ojek ma rację, gdy pisze, że powstanie było koniecznością. Przytoczyłem ją dlatego, że jej uczestnik ze łzami w oczach przyglądał się procesow i Łukasińskiego, po którego stronie był całą swą m ło­

dzieńczą duszą i choć powstaniu był przeciwny, bił się pod Grochow em i nigdy zdrajcą nie był. Takich, co nie aprobawali powstania lecz spełniali sw ój obowiązek było dużo i nie m ożem y ich zakwalifikować jako zdrajców. W ystarczy zapoznać się z treścią broszur politycznych z miesiąca grudnia -1'830 i stycznia 1831, aby prze­

konać się, że zdania były bardzo podzielone, a poczynania Chłopiokiego miały p o ­ czątkowo poważne oparcie 5 i że z upływem czasu dokonywała się ew olucja i rady- kalizacja tych nastrojów na korzyść zwolenników walki zbrojnej.

Ł ojek wykazuje nawet większą niż M ochnacki pewność, że mogliśmy w 1831 r.

pobić carską Rosję. K rólestw o Polskie liczyło zaledwie 8 w ojew ództw i 4 min 200 tys. ludności; potencjał dem ograficzny R osji b y ł 10-krotnie większy (ok. 52 min).

Carska R osja dysponowała ogromnym obszarem, rozległym i kontaktami dyplom a­

tycznymi o bogatych tradycjach i rozległym przemysłem zbrojeniow ym . Wyrazem tych sił była potężna armia lądowa. Tak te siły charakteryzuje w ybitny znawca w ojn y 1831 r. W acław T o k a r z : „Całość sił rozporządzalnych R osji przedstawiała się bardzo groźnie w postaci 202 batalionów piechoty i saperów, 468 szwadronów kawalerii, 24 brygad artylerii pieszej i il9 artylerii konnej z ,1056 działami p olo- w ym i ... czyli ogółem 400 000 ludzi z 105'6 działami” e. Zw racam uwagę na fakt, że te osiem w ojew ództw miało na zapleczu złowrogą potęgę Prus i Austrii i nie m iało dostępu do morza. Ł ojek jednak daleko większą uwagę przypisuje zdaniu Tokarza, że Rosja nie była w stanie szybko skoncentrować tych ogrom nych sił, gdyż mogła wystawić w pierwszym rzucie 130 tys. żołnierzy. A le przecież Tokarz pisze wyraźnie, co pom ija milczeniem Ł ojek: „B yły to w każdym razie siły bardzo groźne w stosunku do naszych” 7. Sądzę, że Ł ojek pom niejsza wartość armii car­

skiej. Czytelnik może się zdziwić jak to się stało, że ta niedołężna, pod piórem Łojka, armia zniosła i wytrzym ała brzemię najazdu napoleońskiego i zdobyła Paryż w 1814 r. A rm ia ta miała bogate doświadczenie w w ojnie perskiej i tureckiej 1828/29

s p . P o p i e l , P is m a t. ΓΙ, K r a k ó w 1893, s. 73—74.

4 p . P o p i ей, O p o w s t a n iu r o k u 1830 z p o w o d u d z ie ła p . B a r z y k o w s k i e g o , ta-mźe, s. 89.

» P or. R o z m o w a m ię d z y d w o m a o b y w a t e la m i o p o w o d a c h i s k u t k a c h d z is ie js z e j R e w o ­ l u c j i , w o s w o b o d z o n e j W a r s z a w ie , w g r u d n iu 1830, s. 65. Ta rozm ow a to c z y się 8 gru d n ia.

A u tor t w ie rd z i: „ T a k ted y r e w o lu c ja d zisiejsza n ie je s t an i 'w y p ow ied zen iem .posłuszeństw a m on arsze, k t ó r e g o c z c im y i k o c h a m y , an i w y p o w ie d z e n ie m w ojm y R o s ji z k tó rą od lat 1<5 łą czn ie p o d je d n y m n ieb em i b e r łe m ż y ją c tyle z w ią z k ó w i ścisły ch za w a rliśm y s to su n k ó w ” (s. 7). P or. p o d o b n e p o g lą d y w raz z od rz u cen iem p oglą d u o .p otrzebie z b r o jn e g o w k ro cze n ia na 'Litw ę i W o ły ń w : Co j e s t le p s z e g o , c z y p o ś p ie c h c z y z w ł o k a w d z ia ła n ia c h n a s z e j r e w o ­ l u c j i ? , W arsza w a 1830, g d zie na s. 3 au tor tw ierd zi, że ew en tu a ln e u w ięzien ie w. k s. K on sta n ­ te g o s p o w o d o w a ło b y in t e r w e n c ję z b r o jn ą P ru s i A ustrii. Z a u fa n ie C h łop ic k ie m u w : L u d w ik M o c h n a c k i , C z y m o ż e b y ć k o n t r r e w o l u c j a w W a r s z a w ie ? , W arszaw a 1830, s. 8. W r ę k ó - p iśm ien ej m in ia tu row ej b ro sz u rce pisan ej p o z w y c ię s k ie j p o lsk ie j o fe n s y w ie : B .Z .S ., R o z ­ m o w a m ie d z y s y n e m i o j c e m t y c z ą c a s ię w s z c z ę t e j w W a r s z a w ie 29/30 l is t o p a d a 1830 r e w o l u c j i p r o w a d z o n a w p i e r w s z y c h d n ia c h k w ie t n i a 1831 r ., A G A D, A r ch iw u m B r a n ic k ic h z S u ch ej, nr 429/454, k. 259 o jc ie c m ó w i d o syna r e w o lu c jo n is ty : „ K ie d y ż to b y ł szcz ę śliw sz y lu d p o lsk i ja k ;pod b ło g im p a n ow a n iem d w ó ch w ie lk ic h c e sa r z y i k r ó ló w A lek san d ra i M ik oła ja ? Oto n ig d y ” . S y n p o r o z m o w ie o d s tę p u je od r e w o lu c jo n is tó w .

e W . T o k a r z , W o j-ηα p o ls k o -r o s y js k a 1830

i

1831, Waiszaswa 1Ό30., s. 38—3S.

7 T am że, s. 50.

(5)

i pod tym względem przewyższała armię polską, która w okresie 181!5'—>1830 nie miała doświadczeń bojow ych na polu walki. Armia carska miała też znaczną prze­

wagę w arty lerii8.

W edług Ł ojk a przewaga liczbowa R osji nie mogła się uwidocznić w sposób oczywisty, bowiem z uwagi na brak transportu nie mogła ona natychmiastowo użyć wszystkich sił. Zdaniem Ł ojka armia polska w 1830 r. licząca ok. 30 tys. żołnierzy miała „olbrzym ie zaplecze kadrowe i m obilizacyjne” (s. 42) i gdyby w odpowiednim czasie Polacy pomaszerowali na Litw ę oraz pozostałe prow incje zabrane i prze­

sunęli teatr w ojn y nad Niemen, Dźwinę i Dniepr, to kto w ie i(s. 41)... Ł ojek dowodzi, że na ogół byliśm y liczbowo równorzędnym partnerem R osji w tej w ojnie. D al­

szym argumentem Ł ojka na rzecz straconych m ożliw ości pdlskioh jest aprioryczne twierdzenie, że ani Wiedeń, ani Berlin nie interw eniowałyby w tej w ojnie, że jaka­

kolw iek próba M ikołaja pozyskania zbrojnego poparcia Prus „spotkałaby się z ka­

tegoryczną odm ow ą” (s. 31, М3—114, 116). Kalkulacje Ł ojka w większości w ypad­

k ó w są papierowe. Mieliśmy od początku bardzo poważne kłopoty z bronią. Brako­

wało przede wszystkim artylerii i amunicji. Gdy zaczęto tw orzyć z ogromnym opóźnieniem bataliony rezerw ow e brakowało instruktorów, szczególnie p odofice­

rów. Uzupełnianie braków było dla strony polskiej problem em ponad siły, gdyż Prusy i Austria zamknęły granice, choć kordon austriacki początkow o był dość liberalny. Dlaczego Chłopicki nie podjął ruchów zaczepnych i nie zaatakował L itw y? Chrzanowski przedstawiając swe plany zaczepne Chłopickiemu, jak pisze Tokarz, wcale nie był tak pew ny ich powodzenia, chociaż zostały one odrzucone przez Ohłopiekiego z przyczyn czysto politycznych. Czy mieliśm y szanse na L itw ie?

Ł ojek jest bezwzględnie przekonany, że korpus litewski przeszedłby na stronę Polaków. A przecież właśnie z Tokarza wiemy, że w noc listopadową do w alczących warszaw iaków strzelała gwardia wołyńska złożona w Iwttej mierze także z... P o­

laków. Sprawy, które w ydają się Ł ojk ow i arcyproste, w cale nie były tak oczywiste.

Warto przytoczyć sąd gen. Henryka Dembińskiego, jak wiadom o fanatycznego zw o­

lennika przeniesienia działań w ojennych na Litwę, w sprawie powściągliwości Chłopickiego. Pisze Dembiński: „K to bow iem ma 27 500 wojska, które nigdy w ojn y nie robiło i kraj, który czeka na jego skinienie, aby pod zasłoną tego w ojska te siły podw oić i potroić podług potrzeby, a kto by tę alternatywę wzmocnienia się p o­

rzucał i narażać chciał owe jedyne siły z 27 tysięcy składające się na marsze je­

sienne, błotne i śniegi, w których z trudnością brnęłaby artyleria, ten nie znałby w ojn y i jej praktyki. Wiem, iż mówią, że korpus Rosena byłby na naszą stronę przeszedł lub że był łatwy do pobicia, lecz na to odpowiem, że przejściu korpusu ani jego części nie wierzę i mam pow ód nie w ierzyć z tego, co mi mówili o fi­

cerowie z tego korpusu, którzy do nas przeszli..., że właśni żołnierze do nich strzelali, skoro im oświadczyli, że ich chcą do P olaków prowadzić... nadto łatwo było przewidzieć, że Rosen cofałby się był dopóty, dopókiby wsparcia w innych w ojskach rosyjskich nie spotkał. Cóż w ięc z tego w ynikało? Oto, że wojsko nasze zmęczone nadwyrężyło swe siły [...], bo nie trzeba zapomnieć położenia topogra­

ficznego kraju, do którego podług opinii miał teatr w ojn y dyktator przenieść [...], gdyby się więc dyktator zapędził był na Litwę, choćby tylko do iSłonima, narażał swe kom unikacje z krajem , tak jak wszystkie form acje i ressursa krajow e na dzia­

łanie korpusów rosyjskich od południowych części państwa przybyw ających, a które w pTełnym pochodzie ku Francji ściągały się i już Krzem ieniec zajm owały, gdy wybuchła nasza rew olucja. 'Nie mógł' w ięc i nie powinien był działać zaczepnie generał Chłopicki, gdyż choćby nie co innego, to narażał się na odwrót, a odwrót po ruchu zaczepnym w początkach rew olucji m ałej garstki P olaków w alczących

8 T am że, s, 47,

(6)

z całymi siłami R osji byłby cios śmiertelny zadał naszej sprawie” 9. Tłumaczy dalej Dembiński, iż po odwrocie z Litw y, bitwa grochowska m ogłaby się zakończyć cał­

kowitą katastrofą dla Polaków . Oczywiście nikt, łącznie z Dembińskim, nie roz­

grzeszał Chłopickiego z jego fatalnych posunięć politycznych i popełnionych b łędów w ojskow ych, należy jednak odpowiednio form ułow ać zarzuty. Tenże kapitulant Chłopicki gotów był skapitulować jedynie po zagwarantowaniu przez M ikołaja konstytucji K rólestw a Polskiego i po w ycofaniu wszystkich garnizonów rosyjskich z obszaru Królestwa. To było jednak troszeczkę w ięcej niż stan sprzed 2'9 listo­

pada 1'830.

M am pewne w ątpliw ości co do naszych rzekom ych olbrzym ich rezerw ludz­

kich, bo przecież w ojew ództw a prawobrzeżne zostały dość szybko zagarnięte, stąd też płynęły jerem iady Skrzyneckiego, że m y się samymi zwycięskimi bojam i w yk oń ­ czymy. A rm ia polska pod Ostrołęką, p o ogrom nych stratach p od Grochowem, gdzie wyginęli najbardziej doświadczeni i w yborow i żołnierze, nie była już tą samą armią, tak jak w bitwie warszawskiej 6 i 7 września nie reprezentowała tej samej wartości, co pod Ostrołęką. Doświadczony żołnierz wykruszał się, a rekrutom da­

leko było do tej samej sprawności, hartu i doświadczenia.

Skąd Ł ojek wie, że Prusy by nie interweniowały, skąd ma tę pew ność, tego naprawdę nie wiem. Przecież wystarczy przypom nieć sobie insurekcję kościusz­

kowską. Prusy były zapamiętałym, śmiertelnym wrogiem naszego powstania.

B ernstorff wyraźnie oświadczył w ysłannikow i Ludwika Filipa, że Prusy w tej w ojn ie p olsko-rosyjskiej nie są i ' nie będą neutralne, są tylko bierne (passive).

Odbudowanie Polski przekreśliłoby cały porządek i spokój w Europie, -bowiem P o­

lacy zażądają prędzej czy -p óźn iej Litwy, Gdańska, Т ош піа i dlatego Prusy widzą tylko jedno rozwiązanie: poddanie się P olak ów M ikołajow i. Inne rozwiązanie grozi całości państwa pruskiego, co najcelniej sform ułow ał w ·1·83!1 r. Cłausewitz: „Biada nam, gdyby R osja utraciła panowanie nad Polską i polskie p row incje Litwę, W ołyń i P odole musiała ustąpić Polakom. P olacy i Francuzi podaliby sobie ręce nad Łabą” 10. Z rozprawy К о с ó j a najw yraźniej wynika, że Prusy bardzo skutecznie pomagały armii carskiej przez cały okres powstania i jeżeli nie interweniowały same bezpośrednio, to tylko dlatego, że M ikołaj z uwagi na prestiż R osji o to nie p o p ro sił11. Ł ojek z artykułu K ocója w ydobył fakt, że kilku P rusaków było uspo­

sobionych do nas życzliwie i uogólnia ten pogląd na oficjalną politykę Prus. To chyba nieporozumienie.

R ów nie niefortunne jest to, co autor ma do powiedzenia o Chłopickiem i S k rzy­

neckim. Chłopicki jest dla niego m ocno podejrzanym „szulerem politycznym ” ' (s. 35) niechybnie zaprzedanym M ikołajowi, zaś Skrzynecki to tchórz (s. 95) para- noik lub, co zdaniem Ł ojka bardziej prawdopodobne, m iał „porozum ienie z nie­

przyjacielem ” (s. 97). Zresztą zdaniem autora „w osobach Chłopickiego i Skrzy­

neckiego powstanie m iało na czele sw ych sił zbrojnych dwóch r o s y j s k i c h K onradów W allenrodów” (s. 39, podkreślenie m oje). O ks. Czartoryskim, C hłopic- kim i Skrzyneckim autor pisze bez osłonek jako o zdrajcach, którzy przy nieco innym przebiegu nocy 29 listopada „znaleźliby się najprawdopodobniej w Peters­

burgu” (s. 21). Rozumiem, że Słow acki mógł w „Beniow skim ” mianować K onra­

dem W allenrodem K rukow ieckiego i Gurowskiego, ale był poetą i pisał zaledwie dziesięć lat po upadku powstania, gdy em igracja wrzała od namiętnych i gw ałtow ­ nych polemik. A le gdy 'tymże językiem zaczyna pisać historyk, to można i należy zapytać gdzie jest poczucie odpowiedzialności za drukowane słow o? Niech się w ięc

9 H. D e m b i ń s k i , R z u t o k a n a o s ta t n ie w y p a d k i r e w o l u c ji p o l s k ie j , .Paryż 1837, s. 12—'13.

ίο H. K o c ó j , P r u s y w o b e c p o w s t a n ia li s t o p a d o w e g o , m a szyn op is p r a c y o k to rs k ie j, a r c h iw u m WSiP w K ra k ow ie.

u H. к о с ó j,, W ła d z e p r u s k ie o r a z o p in ia p u b li c z n a P r u s i N ie m ie c w o b e c p o w s ta n ia l i s t o p a d o w e g o , „ R o c z m k i H isto r y cz n e ” 1964, s. 127.

(7)

autor nie zdziwi, że ja tę jego pow ieść o „rosyjskich Konradach W allenrodach”

stojących na czele powstania „m iędzy bajki w łożę” . Jeżeli L elew el o dziele M och­

nackiego lojalnie pisał, że pow inno być w e wszystkich językach znane i czytane, to w tym wypadku można tylko Ł ojk ow i życzyć, aby jego książeczka została jak najszybciej zapomniana. Przypom ina mi się w tym m iejscu mądra maksyma: non multa sed multum — nie dużo lecz gruntownie.

W róćm y na chw ilę do generalnego problem u postaw ionego przez Ł ojka: czy powstanie listopadowe miało szanse? Historyk uchyla się w tym m iejscu od odpo­

wiedzi, gdyż musiałby snuć rozważania o wypadkach, k tóre nigdy nie miały m iej­

sca. Publicysta m ógłby nieco odważniej napisać, a historyk bardzo ostrożnie spre­

cyzować, że minimalne szanse były po zwycięskiej naszej wiosennej ofensywie, gdyby Skrzynecki działał ofensywnie, jak mu to doradzał ks. A dam Czartoryski w korespondencji i osobistych rozmowach, choć nigdy nie dość energicznie I2. Sprawa polska m ogła się znaleźć na londyńskiej k on feren cji pięciu m ocarstw, podobnie jak sprawa B e lg ii13. T o był jedyny prom yk nadziei w tej, na ogół ponurej dla Polski konstelacji międzynarodowej... A le są ,to już tematy, jak pisze gen. Dem ­ biński, należące zwykłe do poezji.

W ładysław Zajew ski

W. К a w i e r i n, Baron Brambieus. Istorija Osipa Sienkowskogo, żurnalista, riedaktora „Bibliotieki dlja cztienija” , Moskwa 1966, s. 240.

Louis iP e d r o 1 1 i, Józef-Julian Sękowski. The Genesis o f a L i­

terary Alien, University of California Press, B erkeley and Los Angeles 19.65, s. 024.

Prawie równocześnie na dwóch półkulach — w M oskwie i w Berkeley — ukazały się dwie m onografie pośw ięcone redaktorow i „Bibliotieki dla cztienija” , Józefow i Sękowskiemu, jednemu z najbardziej znanych i czytanych ongiś w 'Rosji pisarzy, utalentowanemu dziennikarzowi-felietoniście ubiegłego stulecia. Sława jego i popularność w latach trzydziestych X I X w ieku rów ne są niepamięci, w jaką pogrążyło go następne stulecie. Nie tylko niepamięci zresztą. Nazwisko Józefa-Ju - liana Sękowskiego przyw ykło się w literaturze historycznej stawiać w jednym rzędzie z pozostającym i na usługach m ikołajow skiej policji redaktorami ,,'Siewier- n oj P czeły” — Grieczem i B‘ułharynem. Zarów no Wieniamin K a w i e r i n jak i Louis P e d r o t t i z twierdzeniem tym polem izują, podejm ują obaj próbę re­

habilitacji Sękow skiego w oczach współczesnych, ukazania we w łaściw ych pro­

porcjach jego działalności, obiektyw nej oceny jego zasług dla rozw oju czasopiś­

miennictwa i literatury w Rosji.

Baron Brambeus (pseudonim literacki Sękowskiego) jest już od lat czterdziestu bohaterem poszukiwań tw órczych prozaika radzieckiego Wieniamina Kawierina.

W roku 19:26 w tomie „Russkaja Proza” wydanym pod redakcją В. E j с h e n- b a u m a i J. T y n i a n o w a znajdujem y jego esej o Sękowskim *. W trzy lata później w ychodzi pierwsze wydanie m onografii pośw ięconej życiu i działalności barona Brambeusa. K on cepcje wysunięte przez Kawierina nie znalazły następnie żadnego odzwierciedlenia w 'literaturze historycznej. B yć m oże w płynęło na to potępienie 'tzw. „rosyjskiej szkoły form alnej” , z którą K aw ierin był podówczas związany. Pracę Kaw ierina zaatakował swego czasu bardzo ostro I. I p p o l i t w artykule-„P isatiel i żurnalist” 2, dostrzegając w niej jedynie przejaw „szkolnej sofistyki” form alistów.

із M. H a n d e l s m a n , A d a m C z a r t o r y s k i t. I, W arszaw a 1948, s. 178 nn. ; M. K u k i e ł , D z ie je P o ls k i p o r o z b i o r o w e 1795— 1921, w y d . II, L o n d o n 1963, s. 244.

13 w. Z a j e w s k i , ,,P o ls k i m a r g in e s ’ ’ l o n d y ń s k i e j k o n f e r e n c j i p ię ciu m o c a r s t w w 1830—

1831, PH L III, 1982, z. 3, s. 547—«67.

• W. Z i 1 b e r, B a r o n B r a m b ie u s , „R u ssk a ja P r o z a ” , L en in g ra d 1926, s. 159—191.

2 „ K n ig a i R ie w o lu c ja ” , M oskw a 1930, nr 1, s. 19—21.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Identyfikacja społeczno-ekonomicznych uwarunkowań rozwoju współczesnej rodziny polskiej, a przede wszystkim zagadnienia aktywizacji zawodowej matek, jej społecznych nastepstw

5 Przyrodzona godność ludzka jako podstawa niezbywalnych praw i wolności należnych każdej jednostce ludzkiej uzyskała powszechne uznanie w umowach

In the present study, we proposed a new design pattern for magnesium alloy stents and we used both experimental tests, as well as FEA, on stretching using planar specimens and

In the case of autonomous vehicles the car becomes more attractive (less costs and lower value of time) which re- sults in an increase of car trips. As autonomous vehicles have few

Podwyższenie bezpieczeństwa eksploatacji wiąże się z koniecznością opracowania dokładnych wy- tycznych odnośnie niezbędnego zakresu oraz terminów prowadzenia

The national roads, with high traffic intensity and high drive speeds, are characterised by high values of the accident fatality rate, which has been confirmed by

, pisany w odpowiedzi Tadeuszowi Łańcuckiemu, który pro­ sił poetę o wiersz przeznaczony do albumu

Ukazująca się w Białymstoku „Gazeta Współczesna” zarówno anonsowała, jak i relacjonowała wydarzenia związane z obchodami rocznicy powstania: sesję historyczną w