R O C Z N I K I H U M A N I S T Y C Z N E T o m X X I V , z e s z y ł I — 1 9 7 6 M A R IA N M A C IE JE W S K I S P O JR Z E N IE „ W G Ó R Ę ” I „ W O K O Ł O ” (N O R W ID — M A L C Z E W S K I) 1
Oczywiście, staw ia się tu tezę nie w pełni now ą, gdyż n a obecność M alczew skiego w juveniliach lirycznych N orw ida ju ż daw no zw róciła uwagę Z ofia S zm ydtow a1, a o aluzyjnej roli Pacholęcia w Zwolonie w szechstronnie pisała Z ofia T rojanow i- czow a.2 Stw ierdza p o n a d to Z ofia Stefanow ska, m ów iąc o N orw idow skim ro m a n tyzmie, że „zachow a on np. k ult M alczew skiego, k tó ry — ja k o typ zapoznanego przez w spółczesnych tw órcy — pełnił funkcję p a tro n a drugiego p o kolenia ro m a n tyków ” .3
N ie chodzi zatem o stw ierdzenie sam ego zw iązku, gdyż każdy pilniejszy czytel nik prozy epistolarnej N orw ida, a naw et niektórych jego p oem atów natknie się na nazw isko M alczewskiego w ym aw iane z dużą dozą sym patii, lecz o bliższe doo k re- ślenie jego wym iaru. G dyby on był, zwłaszcza w dojrzałej tw órczości — znaczący, wówczas nie m ożna by pow tórzyć z pełną odpow iedzialnością za Józefem Ujejskim , że „nie «z niego» byli wszyscy inni, więksi i m niejsi poeci rom antyczni, tylko z M i ckiewicza” .4 Ew entualne ujaw nienie sto p n ia zaw ęźlenia paraleli N orw id-M al- czewski „pracow ać” będzie także na rzecz tezy Stefanow skiej, iż choć N orw id sytu ował się ja k o anty ro m an ty k , „zaprzeczenie to zawsze jed n ak zatrzym yw ało się w j a kim ś punkcie i opozycja wobec ro m an ty zm u n ieuchronnie graw itow ała do ro m a n tycznej wizji św iata” .5 N a ile N orw id w yrażał zgodę n a m ieszkanie „w tym ciem nym ludzkich uczuć i posępnym lesie” 6 ograniczonym rozpaczą? W ja k i sposób pro te- stosow ał, szukając d ró g nadziei?
Niew ątpliw ie rozpacz, k tó rą w M arii podzielały praw ie wszystkie postaci,
nar-1 Norw id wobec tradycji literackiej. W arsz aw a nar-1925; ta ż . Program i d ysku sja literacka we wczesnych
utworach Norwida. W : T a ż . Studia i p o rtrety. W arsz a w a 1969 s. 214-218.
2 R zecz o m łodości Norwida. P o zn ań 1968 s. 122 nn. Z o b , ta k ż e M . G r z ę d z i e I s k a . S y m b o lik a
, , Z w a lo n a ". ..P am iętn ik L ite ra c k i" 59:1968 z. 4 s. 86.
3 N orw idow ski rom antyzm , T am że s. 8.
4 A ntoni M alczew ski. P oeta i poem at. W arsz aw a 1921 s. 404. 5 Jw. s. 14 n.
6 T ekst M arii cytow any będzie z w y d .: A. M a l c z e w s k i . M aria. O p rać. R. P rzybylski. W yd. 3. W rocław 1958 Pieśń 11 frag m en t X IX (dalej p ierw sza cy fra ozn acz a nr Pieśni, d ru g a n r frag m en tu ) w. 1399 BN I 46.
234 M A R I A N M A C I E J E W S K I
ra to r i a u to r7, była tym „niebezpieczeństw em krańcow ego pesym izm u” 8, z k tórym zm agał się m łody N o rw id , p o stu lu jąc w Dumaniu [I] „Pieśń o M iłości, W ierze i N a d z i e i ” .9 N ie d a rm o N adzieja, je d n a z cn ó t kardynalnych, została w yspacjow ana, on a przecież stanow i jedyne a n tid o tu m na rozpacz, której w M arii nie uległ M iecznik, a o co bezskutecznie zabiegała b o h a te rk a tytułow a. W Dumaniu jest tak, że najpierw „ k o rz e p ią ” się „d zikie sm u tk i” , „ n a ro d z o n e ” z „dzikich tajem nic” M alczewskiego, a w 2. części u tw o ru do ch o d zi do przeciw staw ienia się im w imię chrześcijańskiej o rto d o k sji (w szechm oc Boga, pożytek w yprow adzony z cierpienia).
T ru d n o tu m ówić o św iadom ym d ialo g u z M alczew skim , poniew aż głos au to ra
M arii je st głosem p o d m io tu przeprow adzającym „d u m a n ie ” 1. części utw oru. I choć
N ad zieja p ojaw ia się niejako w poincie, R ozpacz zwycięża wbrew w oli p o stu lu ją cego p o d m io tu . Silniejszy poetycko okazuje się bow iem „głos M alczew skiego” , a w ym iar tej opozycji je st niem al tak i sam ja k w M arii, co sprzeciw ia się naw et in tencji kom pozycyjnej u tw o ru . M łody N o rw id przegryw a w alkę z poetą, z którego b ro n i ko rzy sta, a k tó rą nie um ie się jeszcze posługiw ać. W przyszłości — ja k się o każe — ro zp o zn ają w pełni, a przez to będzie się nią m ógł posłużyć d o zakreślenia gran ic w łasnego św iata poetyckiego.
W e w spom nianym Dumaniu, a także w Sierotach zwycięstwo odniósł M al czewski, T a uw ażna, choć tylko naśladow cza lekcja M alczewskiego tw órczo zaow o cuje d o p iero w przyszłości. N a razie zgrom adził N orw id w sw oich tekstach cały szta faż obrazow y, k tó ry ew okuje w M arii św iatopogląd rozpaczy.
2
Cały, nie znaczy tu taj k om pletny po stronie liczby m otyw ów , lecz cały w sensie to taln eg o o b raz u zorganizow anego ja k b y system ow o, którym jest przestrzeń w rzu cie poziom ym w ygasająca n a linii h o ry zo n tu , a w rzucie pionow ym ograniczona d o tej sam ej linii h o ry zo n tu k o p u łą nieba. Oczywiście, p ó łk u la ta w ypełniona jest św iatem p rzy ro d y i ludzi. Św iat p rzyrody w sw oim syntetycznym wym iarze sprow a d za się najczęściej do rozległego stepu. Zbliżenie kam ery narracyjnej ujaw nia za m ek wojew ody, c h u to r M iecznika, drzew a, łany zboża, kw iat stepowy, figurę, m o giły. Pejzaż m oże się poszerzać i kurczyć. Poszerza się w aspekcie poziom ym w imię w olności, kiedy przem ierza przestrzenie kozak zespolony ze stepem i koniem , a więc rep rezen tan t ukraińskiej k ultury ludowej (P.I, I-III), czy pędzący po stepie rycerze. Ci o sta tn i poszerzają k rajo b raz, gdy p o e ta buduje w zaczepieniu o elem ent prze
7 P o r. M . M a c i e j e w s k i . N arodziny pow ieści p o e ty c k ie j w Polsce. W ro cław — W arsz a w a — K rak ó w 1970 s. 231 im . Szkic niniejszy p o d ejm ie i rozw inie n ie k tó re sygnalizow ane tam pom ysły in terp retacy jn e , i to nie ty lk o w o d n iesie n iu d o p ro b le m a ty k i ściśle genologicznej, ale zw łaszcza te, k tó re w iążą się z za g ad n ien iem o k re ślo n e g o m yślenia ob razo w eg o .
8 Z o b . S z m y d t o w a . Program i dyskusja literacka we w czesnych utworach Norwida s. 217 n. 9 C . N o r w i d . Pism a w szystkie. Z e b ra ł, te k s t ustalił, w stępem i uw agam i krytycznym i o p atrzy ł J. W. G o m u lic k i. T . 1: W iersze. Cz. 1. W arszaw a 1971 s. 18 (p o d k r. po ety , dalej — o ile nie zaznaczy się inaczej — p o d k re śle n ia w te k s ta c h p o e ty c k ic h p o c h o d z ić b ęd ą o d e m nie — M. M .). Z tego w y d an ia cy to w a n e b ę d ą w szystkie tek sty N o rw id a.
N O R W I D - M A L C Z E W S K I 235 strzenny w ym iar czasowy, zatopienie fabuły w historię (P. I, V II w. 157-162). Ale historia dla w spółczesnego, X IX -w iecznego poety, to rów nież odczucie śm iercio nośnego działania czasu. R ozśw ietlona słońcem przestrzeń em anuje bezruch i głucho tę, niosąc skojarzenia funeralne. Z grobów i rozległych, m artw ych pól zieje Rozpacz (P.I., V III w. 165-182).
N ieskończone przestrzenie stepu ew okują radość, gdy poszerza je spojrzenie przez lornetę m iłośnika kultury ludowej w rodzaju Z o rian a czy b ard a batalisty, k tó ry wy szedł ze szkoły Scotta. P oeta b yronista odczytuje w licznych m ogiłach znaki śmierci.
W olność m ogła k rajo b ra z poszerzyć. T ęsk n o ta i rozłąka go kurczy. M aria za odjeżdżającym W acław em :
W zniosła sw ą lek k ą p o sta ć d o góry, d o góry. N ic nie w idać — tylko w iatr szare goni chm ury.
(P . I, X I X w . 6 3 5 -6 3 6 )
I tu dochodzi się do w ertykalnego operow ania przestrzenią, której w ym ierność nie jest ju ż zależna od człow ieka, od jego usytuow ania w przestrzeni (dogodny p u n k t obserw acyjny, ruch), lecz od zm iennych, fatalistycznych praw n atu ry . P rzede wszy stkim waży tu królew ska d ro g a słońca. Słońce panuje na niebie i zsyła życiodajne prom ienie całej N atu rze (P. II, III w. 787-802). Inaczej z księżycem , k tó ry syci się pożyczanym światłem, naśladując słońce. N ie m ożna mu zaufać, w jego „pyzatej tw arzy” igra „szyderski uśm iech” (P. II, XV w. 1237-1242).
D la człow ieka groźna je st nie tylko p o zbaw iona słońca N oc, k tó ra „ciem ny płaszcz wlecze z tyłu, dla zbrodni i zdrad y ” (w. 802), ale i p o ch m u rn y dzień. Prze strzeni nie pow iększają rozległe stepy, gdy je przytłoczą nisko pełzające chm ury. N a ukraińskich stepach w yzwala się wówczas ja k a ś ontyczna k lau stro fo b ia, k tó rej nie znają słoneczne, „m irtó w i cyprysów k raje” :
B u jn o rośnie, o d lu d n ie k w iat step o w y gnie; I w zrok d alek o , p ró żn o , b łąd zi p o ró w n in ie; A w niezbędnej zgryzocie jeśli chcesz o słody. C h m u rn e n a p o lu niebo i cie rp k ie ja g o d y . Idź raczej w p ięk n e m irtó w i cyprysów k ra je ; Co dzień w weselnej szacie u nich sło ń ce w staje, U nich w aw rzyny r o s n ą ; i n ie b o p o g o d n e , I ziem ia u b a rw io n a , i m yśli sw o b o d n e.
( P . H , I w . 6 4 1 -6 5 0 )
Tajem niczy A hasvérus M alczew skiego, ow o Pacholę, „w szystkim obce” , a naj- bliższcze poecie, które tak intrygow ać będzie N o rw ida, w cielając się w jego różne postacie, nie radzi uciekać od R ozpaczy w takie pola, gdzie „n a rów ninie m ogliły więcej nie zo stało ” (w. 660).
Cierpienie ogranicza h o ry zo n t widzenia, zaciąga się więc i w sensie fizykalnie dośw iadczanego w idnokręgu pierścień R ozpaczy. Bezlitosne niby fatum niebo przy tłacza ruchom ym i chm uram i. T o zm niejszanie i poszerzanie się w 2 rzutach prze
236 M A R I A N M A C I E J E W S K I
strzeni uzależnione od zachow ań em ocjonalnych, w arunków percepcji i czynników w ybitnie atm osferycznych — jest dośw iadczeniem potocznym , wszystkim d o stęp nym . Stąd w łaśnie w yrasta uw ierzytelnienie dla św iatopoglądu rozpaczy. U w ierzy telnienie potężne, bo w yrastające z dośw iadczenia całego dostępnego świata. T o je s t ów całościow y o b raz i rezerw uar cząstkow ych m otywów obrazow ych, które przez takie uw ikłanie aktyw izują to całościow e dośw iadczenie. Stąd ta potężna siła n atu ro m o rfizm ó w , zwłaszcza „atm o sfery czn y ch ” : św iatła i cienia, św iatła słonecz nego i księżycowego, natu raln eg o i sztucznego, ch m u r i czystego nieba, burzy i po gody.
M otyw y n atu ro m o rficzn e nie są obojętne sem antycznie, gdyż w yrastają z o m ó w ionego dośw iadczenia św iata. K iedy zatem użyje ich poeta do obrazow ania sfery psychicznej, zaczynają znaczyć mitycznie. Sensy psychiczne są um otyw ow ane sen sam i pierw otnym i, k tó re wypływ ają z fizykalnego dośw iadczenia św iata n a tu ry .IC> O w a m itologizująca dw upokładow ość sprzężonych znaczeń zyskuje jeszcze 3 piętro sem a n ty c z n e — ja k b y p ośrednie — wypływ ające z respektow ania poetyki tajem nicy. Przeżycia przekazyw ane są często nie w prost, lecz przez behaw iorystyczny opis sym ptom ów . I d o p iero biologiczne sym ptom y obrazow ane są w kategoriach na- turom orficznych.
Św iatło słoneczne, zwłaszcza św iatło p o ra n k u , w aloryzuje odczucia pozytywnie. M alczew ski odw ołuje się d o dośw iadczenia zbiorow ego, także czytelniczego, z k tó re g o w yrasta i k tó re m otyw uje ta perspektyw a obrazotw órcza (P. I, VI w. 129-132). Św iatło p o ra n k u przynosi niem al fizycznie odczuw alną ulgę, k tóra drażni w chodzącego w R ozpacz m ordercę synowej. W ojew odę może charakteryzow ać przeciw ieństw o św iatła — noc i cień. „W stające słońce w różowej pościeli” może igrać na zbroi rycerzy sytuow anych po stronie spraw iedliw ości i heroizm u.
Św iatło k ojarzone z uśm iechem , radością i szczęściem „m alu je” p o rtret psy chiczny postaci, k tó re nie znają rozpaczy. „B lask serca” W acław a przerasta ja sn o ścią oslonecznione „n a tu ry o b ra zy ” i „chw ałę połysku” . Św iatło przyrody, blaski o d b ite od w ytw orów k ultury stanow ią odniesienie dla ob razu hiperbolicznego (P. 1, VI w. 151-156). N a miejsce słońca, źródła św iatła w naturze, w chodzi serce, źródło szczęścia; gdy nie zatru te, sta m tą d w ychodzą prom ienie, k tó re na twarzy objaw ia ją się w sym ptom ach, często w w yrazie oczu. Ów zmysł pow ołany do odb io ru św iat ła m a tu także istotne funkcje m otyw acyjne:
O ! ja k ż e szczęście ładnie, ja k żyw o ośw ieca M ło d e szlachetne czo ło a n a d o b n e lica! J a k w p o g o d n y m sp o jrz e n iu ja ś n ia ło w spaniale W dzięczne serce m ło d zień ca w całej sw ojej chw ale!
( P . I , X V w . 4 3 7 - 4 4 0 )
10 „ M ity c z n e znaczenie — stw ie rd za R o la n d B a rth es — nigdy nie jest w pełni a rb itra ln e , zaw sze jest w części u m o ty w o w an e, m usi zaw ierać w so b ie a n a lo g ie ” ( W it i znak. Eseje. W y b ó r i słow o w stępne J. B łoń ski. W arsz aw a 1970 s. 44).
N O R W I D - M A L C Z E W S K I 2 3 7
O m aw iany kod obrazow y funkcjonuje nie tylko w realcji: autor-czytelnik, ale rozpoznaw alny jest także w w ew nętrznym świecie postaci. T a k w szechstronny je st jego zasięg. Posłuży się nim M aria w rozm ow ie z ojcem , aby go p rzekonać, iż w y
zwala się spod ciążenia rozpaczy. Światło ja k o elem ent obrazow y zaczerpnięty z całościowego dośw iadczenia świata stanow i zaprzeczenie tego stan u (P. I, X II w. 281-284).
Jak ju ż sugerow ano, w ym ow ę negatyw ną m a św iatło złudne, księżycow e. W y stępuje pośród cieni i stw arza tylko pozory życia (P. I, X w. 207-210). T a k licznie pow racająca w M arii bladość tw arzy pośrednio lub w prost k o resp o n d u je ze św iat łem księżycowym lub ze sztucznym światłem grom nic pogrzebow ych (P .II, X X w.
1437-1439).
Księżycowa bladość tw arzy M arii pod działaniem „serdecznej tru cizn y ” wy tra c a naw et ów „blask g ro b u ” , zapow iadający ośw ietlone księżycem m ary z X V I fragm entu pieśni II, a przybiera odcień trupiej zieleni skojarzonej z w odam i śm ierci, k tóre pochłoną b o h aterk ę w finale p o e m a tu :
R z ek ła — i ja k w stojącej a p o p su te j w odzie, W zru szo n e nagle m ęty o sia d łe na spodzie,
Z serca jej wyszły czucia, co w łzach d łu g o m okły, — I zielonym o dcieniem jej b lad o ść p o w lo k ły .
( P . I. X I I w . 3 1 9 -3 2 2 )
M iędzy światłem a ciem nością jest „ziem ia niczyja” mgły zdolnej zasłonić św iatło. Są to regiony sm utku, który prow adzi do rozpaczy:
Lecz czem uż ta m gła sm u tk u , k tó re j ciężkim tch n ien iem Ja o d d y ch ał — i ciebie o k ry ła sw ym cieniem ?
( P . I, X V I I I w . 5 0 9 -5 1 0 )
Sm utek także m oże pojaw iać się w m etaforze o b ło k u : O! ja k z sp ło n io n y ch liców , czułym , chciw ym okiem P a trz a ł w tę p ię k n ą p o sta ć p o d sm u tk u o b ło k iem !
(P . I, X V I I w . 4 8 7 -4 8 8 )
Kiedy je d n a k w pobliskim kontekście kolejne poruszenie psychiczne zobrazow ane zostanie w kategoriach bardziej nieprzenikalnej dla św iatła chm ury, w iadom o w ów czas, iż sm utek ulega intensyfikacji, a może naw et zupełnem u przesem antyzow aniu. M aria zm agała się ze swoją beznadziejnością, k tó ra udziela się podczas sp o tk an ia W acław ow i („Szczęście się jego p ręd k o ow lokło jej ch m u rą ” w. 497). W cześniej dzieliła się M aria swoim stanem z ojcem :
I gdzież to się p o d z ia ła tej dziew czynki w ład za? Pierw ej zg a n ia ła c h m u ry , a te ra z sp ro w a d z a ;
2 38 M A R I A N M A C I E J E W S K I
C h m u ra je st rów nież sto p n io w aln a w swoim statusie. T a najciem niejsza, najbardziej gro źn a dla n a tu ry , k o resp o n d u je z „czarnym i m yślam i” , k tó re w yrastają z trosk i nieszczęścia (P. II, II w. 735-737). O statecznie naw ał trosk, nieszczęść i cierpień d o p ro w ad za d o rozpaczy, której obrazow ym ekw iw alentem będzie — oczywiście — c h m u ra ; sk o jarzo n a z grą sym ptom ów n a tw arzy, stopniow alna w swojej czerni:
I p o d n ió słszy n a p alcach sw oją m ałą p o sta ć, Ż eb y się rycerzow i d o u ch a m ógł d o sta ć.
S zep tał, szeptał sw ą pow ieść — a w tw arzy rycerza C z a r n a , c z a r n i e j s z a c h m u r a c o ra z się ro zsze rza; I z n ó w nagłe ro zp aczą zaciem n io n e lica
Z a p a ł gniew u i w zgardy ja k p io ru n ośw ieca: A ż w n im p o w sta ła w reszcie ta P o n u ro ść d zik a, C o p a trz y w je d e n p rz e d m io t — w tru m n ę przeciw nika,
( P . I I , X V I I ! w . 1 3 3 0 -1 3 3 7 )
C zarn a ch m u ra zasłania św iatło, ale rów nocześnie ja k o ch m u ra burzow a w ydaje oślepiające św iatło i p io ru n y zagrażające życiu. T a przyczynow o-skutkow a konsek w encja uk ład ó w atm osferycznych rów nież zostaje odniesiona paralelnie do zacho w ań psychicznych postaci, potęgując je i w prow adzając odczucie nieodw racalności. Śm iercionośne św iatło błyskaw icy, k tó ry w ydostaje się z czarnej chm ury, niesie ze sobą te sam e negatyw ne w rażenia, co blask tow arzyszący żarow i. W przyszłości J. Słow acki, w swoich poglądach genezyjskich w ysoko w aloryzując św iatło, nega tyw nie oceni ogień ja k o w yraz załeniw ienia się ducha, którego przeznaczeniem było b ytow anie św ietlne.11 U M alczew skiego w ystępuje raczej o p o zy cja: św iatło sztuczne- -św iatło n a tu ra ln e , m oże nie bez udziału interpretacji folklorystycznej.
S ym ptom y na tw arzy zbrodniczego W ojew ody sygnalizujące pozostaw anie w sta nie rozpaczy nie będą, oczywiście, ob razo w an e w kategoriach świetlnych ani naw et nie przez w prow adzenie m otyw u chm ury czy mgły, lecz poprzez skojarzenia z ża rem :
1 T a m je g o m yśl u k ry ta sa m o tn ie się żarzy —
T a m m o że b rn ą ć ju ż w ro zp acz, w niezw ykłej niem ocy, D ep ce b u rzliw ym k ro k ie m p o ciem n o ściach nocy.
(P . I , 1 w . 9 -1 0 )
M ów iąc o przestrzeni nieba i ziem i przyw ołanych d o m itologizującego o b razo w an ia tw arzy (poniew aż m otyw y te były ju ż up rzed n io zm etaforyzow ane) — w o sta teczności prow adzi to do u jaw n ian ia życia psychicznego — nie chce się powiedzieć, iż to jest jedyne Universum skojarzeń. Przeciw nie, sugerow ano, że chodzi o obraz całościow y, w „gęstym ” w ypełnieniu, tak iż czytelnik przy najm niejszym „poruszeniu sem antycznym ” m oże dopisyw ać brak u jące przedm ioty z dookolnego świata.
11 Z ob. G enezis z D ucha W : t e n ż e . D zieła w szystkie. P o d red. J. K lein era. O p rać. W'. F loryan, J. K lein er. W yd. !. T. 14 W ro cław 1954 s. 48.
N O R W I D - M A L C Z E W S K I 239 N a przykład znam ienny fragm ent X IX pieśni II, owa niem al synteza poetycka całego poem atu, k tó ry tak poruszył w yobraźnię m łodzieńczego N orw ida. G dy u d rę czona ludzka św iadom ość ujrz an a zostanie ja k o ciem ny, posępny las, wówczas słońce nie da ożyw iającego św iatła, lecz zbije naw ałnice chm ur, z których w yjdą rażące drzew o p io ru n y :
W tym ciem nym lu d zk ich u czuć i p o sę p n y m lesie D la je d n y c h czas pow oli o d rętw ien ie niesie; G u b ią listek po listk u ; aż w późnej jesie n i, Jak m szyste głuche d ęb y , sto ją o b n ażen i. D ru g im — skw arem ich sło ń ca zb ite n aw ałn ice R zu cą z trzask iem i g rzm o tem dzikie ta je m n ic e ; I zn ó w błyśnie p o g o d a — i czasem się zdaje, Ż e w eselsza zieloność p o b u rz y p o w sta je —
Lecz kto się bliżej w p atrzy , ch o ć p o z ó r je d n a k i, D o strzeż e — c zarn e w ew n ątrz sp a len izn y zn ak i. A gdy w rażo n y m drzew ie w icher rd zeń ro z ż a rz y ? K tó ż p o ż a r o d p io ru n u gasić się o d w aży ? 1 ta k b u jn a k rzew in a zniszczenie rozniesie W tym ciem nym lu d zk ich u czuć i p o sę p n y m lesie.
( P . U , X I X w . 1 3 8 6 -1 3 9 9 )
Szerokie opracow anie w tórnego p lan u stru k tu ry m etaforycznej do. rozm iarów opisu pełnego zdarzenia nie d o p ro w ad za do p o w stan ia konstrukcji alegorycznej, p o n ie w aż „ludzkie uczucia” są tu także obecne i to nie tylko w tej form ule, ale przede w szystkim w zaim kach osobow ych i w form ach osobow ych czasow ników . T o , co egzystencjalne, je st to sam o i dla drogi człow ieka, i dla w zrostu drzew a. R ów na tro sk a o k o n k retn y opis tak podstaw y tem atycznej, ja k i członu w tórnego zbliża wypowiedź bardziej d o bieguna sym bolu niż alegorii, p rzypom inając żywo styl obrazow ania ksiąg p ro ro ck ich S tarego T estam entu (zwłaszcza tych najbardziej znanych : Izajasza, Jerem iasza i Ezechiela). W inorośl u Ezechiela służy ja k o p u n k t odniesienia m etaforycznego, ale są w tym u k o n k retn io n y m opisie perspektyw y m e taforycznej — znam ienne, iż je st to perspektyw a głęboko egzystencjalna — „p rz e świty” n a w inorośl faktyczną, w prost służącą człow iekow i, a więc usytuow aną w członie tam etycznym . Dzieje się tak dzięki tem u, iż w istotnym punkcie o d n ie sienia, którym jest życie — jego m ożliw ość bądź u tra ta — zanika myślenie an alo giczne, poniew aż objaw ia się sfera tożsam ości (Ez 19,10-14).
Chcąc przekazać najgłębsze dośw iadczenie egzystencjalne, a u to r M arii myśli „całościow ym i obrazam i św iata” , aktyw izując w tym zakresie tradycję biblijną. Skonstatow ać przecież m ożna naw et te sam e m otyw y — bywać nim i m ogą żywio ły — i tak a sam a przy d an a im zostaje funkcja sem antyczna w budow ie obrazu. U M alczewskiego ogień od p io ru n a dosięga życie drzew a w sam ym rdzeniu, ta k ja k u Ezechiela odłączona od korzenia w inorośl skazana została na to, aby straw ił ją ogień.
Być może, iż właśnie ten typ m yślenia obrazow ego odw ołujący się do najszacow niejszej tradycji spraw ił, że poetyka Marii stała się tak bliska N orw idow i. T em u
240 M A R I A N M A C I E J E W S K I
N orw idow i, k tó ry w poem acie Pompeja każe rozpoznaw ać się n arrato ro w i w h i storii Jo n asza kłócącego się z Bogiem o to, iż najpierw spraw ił, że krzew rycy- nusow y w yrósł n ad Jonaszem po to, by cień był nad jego głową i żeby m u ująć jego goryczy Ale z n astan iem d n ia następnego Bóg zesłał robaczka, aby uszkodził krzew tak, iż usechł” (Jo n 4,6 n.):
— A gdy u sia d łe m ... m yśl m a b łąd ziła o k o ło B ani o n ej, o k tó rej m ów i Jo n a s z p r o r o k -Ż e d a ł j ą Bóg, ab y m u o c ie m n ia ła c z o ł o ---Z aiste, b a ń p o d o b n y c h tyle ro śn ie co ro k M yśliłem — a gdy ro b a k , z a ró w n o stw orzony, D o sta n ie się p rzy p ad k iem w ew n ątrz b an i onej, T o n u ż się sw arzyć z T w ó rc ą !... I s m u tn o m i było, Ż e się o banię n ie ra z z m ym A n io łem — stró żem K łó ciłem ... i że lu d zk o ść nie p a n ią tk ie m — Bożem .
( N o r w i d . P om peja w. 21-28)
N o rw id w p ro st w skazał na bliblijną genezę ro b a k a od w ew nątrz wyniszczającego życie. Ale w jego poezji b a rd zo często zauw aża się — z takich czy innych pow o dów — ukryw anie źró d ła inspiracji literackiej. T radycja bliblijną to, oczywiście, inna spraw a. Przecież w poem acie M alczew skiego zbrodnicze m aski, śpiewając sw oją d ru g ą pieśń, po słu g u ją się refrenem :
A h! n a tym św iecie, Ś m ierć w szystko zm iecie, R o b a k się lęgnie i w b u jn y m kwiecie.
(P. I I, II w. 733-734)
U jaw n io n y p a tro n a t Biblii w yklucza w praw dzie n a p raw ach oczywistego faktu odw ołanie się d o M arii, je d n a k n a ta k ą m ożliw ość w skazuje następny fragm ent
Pom pei: niespodziew ane pojaw ienie się k o n su la B albusa n a podobieństw o w yła
niającego się z k rzak ó w Pacholęcia. Pacholę M alczew skiego często w yłaniać się będzie z tekstów N o rw id a .12 „W ró cen i z g ro b ó w ” unaocznią tragedię z historii, ta k ja k P acholę o d słan ia tragedię swojej w spółczesności.
P rzyw ołany cy tat z M arii ujaw nia je d n a k dosyć istotną różnicę w ostatecznym sfunkcjonalizow aniu m otyw u i w ykorzystaniu tożsam ego m yślenia obrazow ego. N orw idow i bliższy je st egzystencjalizm Biblii podsuw ającej perspektyw ę przem ian, a nie tylko rozpoznanie się w swoim nieszczęściu i „życiu ku śm ierci” . N orw id, otw ierając p o em at m o ttem z E klezjastesa (1,13) — „T ę zabaw ę tru d n ą dał Bóg synom ludzkim , aby się n ią trap ili” — nie zadow ala się tylko tym , by jego bohaterow ie p o jęli ciążenie śm ierci, ale by szukali także d ró g jej przekroczenia, wyjścia z rozpaczy.
12 W p ro st p o d „ im ien iem w ła sn y m ” P a c h o lę c ia w y stą p i w nie d o k o ń c z o n y m d ra m a c ie D obrzy lu
dzie i w Z w olonie. B yw a je d n a k i ta k , że c h o ć zm ieni im ię, przejm ie o d P ach o lęcia M alczew skiego „ s ta tu s
N 0 R W 3 D - M A L C Z E W S K I 241
3
Po okresie tw órczości m łodzieńczej, kiedy to N o rw id w p ro st — nie obaw iając się posądzenia o p lag iat — kategorializow ał św iat odczuć lirycznych globalnym i obrazam i M alczew skiego, przyszła w la ta c h 1848-1849 p ró b a unieszkodliw ienia pesym izm u M alczew skiego, sam typ o b razo w an ia p ozostaw ał je d n a k w mocy. Poezja M alczew skiego — tak ja k M ickiew icza, Słow ackiego i K rasińskiego — m u siała stanow ić lustro, w k tó ry m p o e ta rozp o zn aw ał sw oją tożsam ość poetycką, gdyż stosunkow o często pow ołuje się p o e ta w zachow anych tek stach n a a u to ra
M arii.
Powoływał się przede w szystkim p o eta na M alczew skiego, gdy w ypow iadał inwektywy pod adresem polskiej literatu ry za b ra k w niej „żywej k o b ie ty ” . I choć w Psalmie-psalmu przyznaje M alczew skiem u p rio ry tet, ja k o tem u, „ k tó ry d o t ą d s a m P o l k i n a k r e ś l i ł o b l i c z e ” 13, to ju ż w 3 la ta później odbierze m u przyznane praw o pierw szeństw a, sytuującego złośliwie w liście do M arii T rębickiej o b o k M ic kiewicza, k tó ry w IV części Dziadów stw orzył bezpłciow ą m głę, zaś w Konradzie
Wallenrodzie „śpiew z wieży” itp. B rak „id eału k o b iety ” spraw ia, że lite ra tu ra p o l
ska m a z konieczności ch a ra k te r m onologow y.14 M yśli te — niem a! w analogicznej postaci — pow tórzy N orw id w Białych kwiatach, znów w iążąc z problem em b ra k u „skończonego ty p u kob iety ” refleksję g en o lo g iczn ą:
U n as bow iem to z przyczyny n iezm iern ie p ro ste j, czyli iż lite ra tu ra n a sz a n ie o k reśliła jeszcze ani je d n eg o sk o ń c zo n eg o ty p u k o b ie ty , a ja k o ż bez k o b iety d ra m a t być m a ? N a w e t sa m a M a r i a M a l
czew skiego to ty lk o k rzyk je d e n k o b ie ty , k tó r a k o c h a n k ą nie śm iała być jeszcze, ż o n ą nie m iała i nie m ogła. A ld o n a je s t to w ieża śp iew ająca — G ra ż y n a w hełm ie sw ym z a m k n ię ty m nic a nic ju ż nie m ów i n aw et... In n e zaś in n y ch k o b iety są ty lk o p rzeg ry w k am i w a n tra k ta c h o p e r y p o z a ic h u d z i a ł e m dzielącej się .15
Cały ten passus w innym opracow aniu stylistycznym i z poszerzeniem o nazw iska Słowackiego i K rasińskiego — coś ja k b y w ujęciu m onograficzno-syntetycznym , bez refleksji genologicznej — zostanie sp arafrazow any w w ykładach O Juliuszu
Słowackim ,16 C hcąc przydać rangi sw ojem u spostrzeżeniu, pow oła się naw et N o r
wid na a u to ry te t P ism a Św.17, co d la nas je st dosyć w ażne ze w zględu n a w skazy w ane párantele.
Brak „skończonego typu k obiety” , ów objaw swoistej psychozy społecznej, traktow any ja k o „teologiczny n a b y te k ” 18 niem al uniem ożliw iał — zdaniem N o r w ida — tw órczość d ram atyczną. C hyba z tych sam ych przyczyn istnieją w poezji polskiej tylko 2 poem aty m iłosne, ja k sugeruje N o rw id we W stępie d o Assunty,
13 P ism a w szystkie. T . 3: P o em a ty s. 403 (p o d k r. poety).
H D o M a rii T rębickiej [N ow y Jo rk ] 20 p a ź d z ie rn ik a [1853]. W : P ism a w szystkie. T . 8: L isty 1 8 39-186! s 196 n.
15 T am że. T . 6 : Proza. C z. 1 s. 189 (p o d k r. poety).
16 Z o b . tam że s. 460.
17 Z ob. tam że.
18 T am że. *
242 M A R I A N M A C I E J E W S K I
k tó ra m iała zaradzić tem u niedom ogow i, podobnie ja k Pierścień wielkiej damy — gdzie pojaw ia się ta sam a refleksja19, — w ypełnia puste miejsca na m apie polskiego d ra m a tu .
Przekonuje k o m en tarz Juliusza W ik to ra G om ulickiego, że „pierw sza część tego w stępu [do Assunty], p o d p isan a zagadkow ym i syglami Z. Z. Z., to po prostu p a ra fraza w ielokrotnie w ypow iadanej przez N orw ida opinii na tem at b rak u praw dzi wych postaci kobiecych, a w konsekw encji i praw dziw ych poem atów m iłosnych, w całej literaturze polskiej” .20 Było to zatem d la N orw ida przeświadczenie bardzo istotne, kiedy ta k zabiegał o przeniesienie go w w ym iar społeczny choćby za cenę p astisz u :
« ...Z a-u w ;iżo n o słusznie, iż w lite ra tu rz e polskiej policzą się się ledw o p a r ę p o e m a t ó w w m iłos nych, ja k o b y się p a rę razy zaledw o o b ejrzało n a siebie te ta k d o sto jn e i ró żn o -p ro m ien n e uczucie...»
T y lk o D ziady, część pierw sza, i W Szw a jca rii S łow ackiego są p o e ta m i m iłosnym i d w a na całą lite ra tu rę ! M aria M alczew skiego je st p o w i e ś c i ą . 21
Rzecz znam ienna, że ze względów stru k tu raln y ch odm aw ia N orw id tego m iana
M arii, choć — ja k w iadom o — ogólna św iadom ość genologiczna była w tym zakre
sie bardziej tolerancyjna. T ru d n o jed n ak nie zgodzić się z N orw idow skim ok re śleniem M a n t ja k o powieści (oczywiście poetyckiej), zgadzając się również na to — 0 czym pisze we W stępie do Quidama — iż powieść legitym ować się musi intrygą 1 węzłem d ram aty czn y m .22
W k o n k lu d u jący m stw ierdzeniu: „M aria M alczewskiego jest pow ieścią!” w rów nym stopniu odczytać m ożna żal, co i pew ną dezap ro b atę, że Maria nie jest jed n ak poem atem m iłosnym , w k tó ry m d ochodzi do sam ouśw iadom ienia się miłości. A m oże w tym em ocjonalnym stw ierdzeniu jest jeszcze coś w ięcej: trw ająca po schy łek tw órczości, aż po lata siedem dziesiąte, konieczność m odyfikow ania poetyki ciągle żywą dla a u to ra Assunty i Pierścienia wielkiej damy tradycją poezji M alczew skiego. T ak żywy p ro test m oże być rów nież dobrze w yrazem podjęcia jeszcze raz dialogu z p oetą, który zdaniem N orw ida zasługiw ał na p o rtre t niestarty „boleścią i w iekiem ” .23 T a ciągła am biw alencja poglądów mówi o stosunku dynam icznym , g w arantującym podejm ow anie z M arii nie tylko pojedynczych chwytów, ale i peł niejszej m etody tw órczej.24
Rzecz je st tym bardziej m ożliw a, że w w ypadku Assunty ma się do czynienia z bliższym środow iskiem genologicznym . N ie trzeba się zrażać alibi gatunkow ym , k tó re chce sobie N o rw id we W stępie zapew nić, by nie otrzym ać pozw u zarzucają cego nieoryginalność. Oczywiście pozew taki w ystaw iała m u przede wszystkim
19 Z o b . tam że. T . 5: D ram aty. Cz. 2 s. 188. 20 T a m ż e t. 3 s. 742.
21 T am że s. 263. 22 Z o b . tam że s. 79.
23 D o K a ro la Z am o y sk ieg o (Paryż, styczeń ¡867) w : tam że. T . 9 : L isty 1862-1872 s. 274, 24 T eo rety cz n e u z a sa d n ie n ie tych zag ad n ień zob. M . G ł o w i ń s k i Tradycja literacka (Próba za ryso
wania p ro b le m a ty k i). W : P roblem y teorii literatury. W y b o ru p rac d o k o n a ł H . M arkiew icz. W ro cław —
N O R W I D - M A L C Z E W S K I 243
w łasna św iadom ość artystyczna, gdy weźmie się pod uwagę fak t zap o zn an ia. N o rw id , wyzwoliwszy się od ciążenia tradycji gatunkow ej — nie był to zresztą dla niego tru d najw ażniejszy25 — pozostaw ał w zasięgu m yślenia obrazow ego, k tó re w rów nym stopniu zapuszczało korzenie w Biblię i w natu ro m o rficzn ie u m otyw ow aną Z gry zotę M alczewskiego, co na „[...] odłogu szczęścia [...] korzeni Swe kolczyste łodygi robaczliwej zdrzeni” (w. 611 n.).
Konw encje gatunkow e dla poetów sam ośw iadom ych w okresach schyłków i przesileń — a w takiej wszak kw adrze rom antyzm u przyszło N orw idow i tw orzyć — pokaźnie rozluźniają swój gorset. D latego naw et w m łodzieńczych p o em atach — w Weselu i Szczęsnej — k tóre sam N orw id zakw alifikow ał ja k o pow ieści, nie n a p o tka się cech gatunkow ych w yraźnie rozpoznaw alnych we w zorcu powieści p o ety c kiej M alczewskiego. P oza aluzją do M alczew skiego w Weselu, po za pew nym i a n a logicznymi skłonnościam i stylistycznym i w Szczęsnej (anafory, m eto d a wyliczeń, w ykrzyknienia-apostrofy) k o n stato w ać m ożna w o statn im poem acie m etafo rę chm ury, obrazującą tak ja k u M alczew skiego „ro zp acz serca” :
T a k z w o lą ; z sercem zu p ełn ie in aczej: T o jeśli w d ro d ze sp o ty k a ło c h m u rę , O rk ie strę c a łą — b yw ało — w ro zp aczy J a k lo re ta ń sk i d zw o n n ie sio n o w g ó rę: N iżej ta ń c z o n o lu b k o m ed ię g ra n o — A ż w zeszło słońce n a d ru g i dzień ra n o .
(S zc z ę s n a . S z c z ę s n a {sic} V w . 2 5 -3 0 )
M im o daleko posuniętych zbieżności w ym ow a poetycka je st zasadniczo o dm ienna, z racji większego zdystansow ania narracyjnego. O pow iadacz szuka łączności z czy telnikiem (rola parentez), woli naw et ironicznie kom entow ać, niż w chodzić w sytu ację tzw. to k u kryptodygresyjnego M arii26, gdzie n a rra to r staje się tylko m edium postaci i sytuacyj. S tąd ch m u ra zasnuw ająca ro zp aczą św iadom ość zo staje ironicz nie rozproszona przez „lo reta ń sk i d zw on” i codzienne słońce potocznego dnia.
Wesele i Szczęsna stają ja k o poem aty gdzieś w połow ie drogi m iędzy p o em atem d y
gresyjnym a powieścią poetycką. Są to poem aty dygresyjne z ograniczonym w ra m ach fabuły zasięgiem kom entarza.
I choć w „chrześcijańskiej” Assuncie nieobecna je st ch m u ra ja k o sym bol ro z p a czy, dopiero teraz zdołał N orw id najpełniej poprzez użycie tego m otyw u zasym ilow ać sam m echanizm o brazow ania właściwego Marii. N ajpierw w w ikłanie chm ury w n aj bliższy jej k ontekst fizykalny: pow iązanie przyczynow o-skutkow e z grozą Pow odzi, Powodzi, k tó ra spow odow ała niem otę b o h aterk i. Jakiż to bliski związek ze sta wem M alczewskiego, którego „w ody śm ierci” spow odow ały w ieczną „n iem o tę” M a rii! „Prześliczna M a r i a M alczew skiego — pow ie p o eta we wstępie do Pierścienia
wielkiej damy — rozw inąć się w zupełną p ostać nie m iała czasu, będąc w rychle p o d u
szkam i zaduszoną, czyli w trzęsaw isku p o g rążo n ą” .27 C h y b a nie przypadek, iż 25 P or. Z. Ł a p i ń s k i . N orw id. K ra k ó w 1971 s. 35.
26 T erm in K azim ierza W yki (Pan Tadeusz. T. 1; Studia o poemacie.
W
arszaw
a
1963 s. 278). ■21 Pism a w szystkie t. 5 s. 188 n. (p o d k r. p o ety ) 16'
2 4 4 M A R I A N M A C I E J E W S K I
N o rw id w Białych kwiatach pow iedział o M arii: ,,to tylko krzyk jeden kobiety, k tó ra k o c h a n k ą nie śm iała być jeszcze, ż o n ą nie m iała i nie m o g ła” . W arto na m argi nesie zaznaczyć, że w p o d o b n ą sytuację w pisał p o e ta tytułow ą b o h aterk ę Wandy, k tó rą cechow ało rów nież ,,z-nie-m ow lenie” , nie zrealizow ana w pełni miłość i wresz cie to, że „w Wisłę przelało się ciało” .28 W 1851 r. fascynow ał N orw ida „b iern y ” statu s M arii, z tym , że d opisał tylko do zw iązanych z nią m otyw ów fabularnych ca łą akcję poetycką, ow o pole sym boliki akw atycznej. Z upływem czasu, w 20 lat p ó ź niej, zacznie N o rw id d ostrzegać wagę dojrzew ania29 i nie będzie ju ż m ógł za a p ro bow ać ro zd arć i niespełnień. M oże po to ratuje N orw id z pow odzi A ssuntę-M arię, ab y d ać jej w poem acie czas najpierw stać się k o ch an k ą , a potem żoną, m im o że i tu ludzie „m iłość zaszk arad ziłi” .
Była to tylko p o zo rn ie dygresja od eksplikow ania N orw idow skiego obrazu chm ury, chodziło tu tak że o ujaw nienie coraz szerszych kontekstów i konotacyj. O m ów iono przyczynow o-skutkow y k o n te k st chm ury. Z auw ażyć także trzeba wy korzystyw anie paraleli „p lasty czn y ch ” . G ro z ą bow iem porażo n e myśli kochanka, n a rra to ra i a u to ra (?) g ru p u ją się w w yobraźni n a p odobieństw o rodzących się chm ur i przepływ ają przez św iadom ość niby burzow e chm ury:
„ Z n i e m ą ? ! ” — zaw o łam .
„ N ie , iż ta k się rodzi, L ecz z z a n i e m i a ł ą (m ów ię) o d P o w o d zi...
7
Z cz a su p rz e ra ż e ń i trw ó g ...”
„ S zcze g ó ł...k tó ry ... Był m i z n a n y m ...” — rzek łem i począłem G ru p o w a ć m yśli, lecące ja k c h m u ry , [...]
A ż gdy b y m ro zezn ał, co m n ie? i co d la niej?... W stałem , i rzekłem d o ść sp o k o jn ie : „ P a n i!
(A ssu n ta . P . I I I 6 - 7 w . 4 7 - 5 1 ) , 5 5 n . ; p o d k r . p o e t y ) \
O b ra z został praw ie całkow icie wyzw olony od sem antyki rozpaczy, do której ew okow ania został u M alczew skiego pow ołany, a przydano m u funkcję chrześci jańskiej śm ierci, co p o p rzed za zm artw ychw stanie.
P o e m a t N o rw id a dopuszczać będzie pełną recepcję dookolnego św iata z uw yraź nionym i gw ałtam i w natu rze ty p u pow odzi i choć nie przyjm uje się obłaskaw ień sentym entalnych ani racjonalistycznych — a więc pojaw i się odczucie świata an a logiczne ja k w M arii i p o d o b n ie ja k u M alczew skiego w ykorzysta się ten św iat do opisu św iadom ości — a m im o to całkow icie obcy jest Assuncie pesym izm Marii. Pesym izm u i groźnej tajem nicy nie w nosi d w ukrotnie i podobnie ja k w M arii użyte w kluczow ych m iejscach A ssunty. „nie w iem ” , użyte po p ytaniu i tak sam o inicju
28 T am że. T . 4 : D ram aty. C z. 1. s. ¡57.
29 O u ż y tk o w a n iu czasu w k a te g o ria c h d o jrzew an ia pisze in stru k ty w n ie Ire n a S ław iń sk a w stu d iu m :
,,Kropla c za su " w tea trze Norwida. W : C yprian N o rw id w 150-lecie urodzin. M a teria ły Konferencji N a u k o wej 23-25 września ¡971. P o d red. M . Ż m ig ro d zk iej. W a rsz a w a 1973 s. 42 n.
N O R W I D - M A L C Z E W S K I 245 jące wersy. T a form uła m ądrych filozofów pojaw iać się będzie zresztą w poezji N o rw id a częściej. Sądzić należy, że nie bez z ap atrzen ia się w p o rtre t „ n ie sta rty ” M alczew skiego. Jest to tylko szczególny p rzy p ad e k ogólniejszego p ro b le m u , choć ju ż bez w yraźnie ujaw nionej sem a n ty zacji: efekty w poezji N o rw id a z lekcji M alczew skiego w zakresie członow ania wierszy em ocjonalno-sem antycznego, a nie tylko składniow ego i m etrycznego.
N a chm urę, k tó ra u M alczew skiego sprow adzała nieszczęście, teraz się nieom al oczekuje, choć nieszczęście m oże być rów nie dojm ujące:
s
R zecz, k tó rą o n a p rz eb aczy łaż? ?... K o m u ? N ie w iem !... U m ilk n ą ć w olę la p id a rn ie — R o z są d n a , tw a rd y m ro z są d k ie m p o z io m u , J a k zieleniące z w io sn ą r o k w r o k d a m ie ; G o to w a m n iem ąć, że i ło sk o t g ro m u R o z b ija ch m u ry n ie d o ść re g u la rn ie
---(P l i 20 w. 154-159)
T akże chm ury niegroźne są ju ż teraz dla p a rtn e ra sytuacji „w niebow ziętego” rom ansu, m oże po- nich deptać, ja k p o wężach, co sugeruje odbyw anie drogi w p e r spektywie d rab in y Jakubow ej. N ic dziw nego, cała Z iem ia m a „oblicze praw e i sp o k o jn e” :
T a k ą to d ro g ą — d o g óry — d o g ó ry Id ą c , o d sło ń c a n a w ied za n y w skośnie, D ługie n a p iask u d epczesz cieniów c h m u ry , S zczebla J a k u b a d ra b in y , co ro śn ie — — C o ś w głębi świeci — o b ło k ? a lb o m u ry ? —
I w la b iry n ta c h z n ik a bez-litośnie. Z iem i oblicze p raw e i sp o k o jn e :
N ik t nie d a rl jej tu przez zb y tek lu b w ojnę! (P . I, 14 w . 1 0 6 -1 1 3 )
Oczywiście, n a pytanie, co uw olniło w Assuncie Ziem ię od przekleństw a rozpaczy, odpow iedzieć n ietru d n o , zresztą m iędzy w ierszam i ju ż ta k ą odpow iedź daw ano. A le dlaczego zachow any m echanizm o b raz o w an ia nie ew okuje pesym izm u i czy rzeczywiście zachodzi istotne o tyle pokrew ieństw o z poezją M arii, że m ożna w yko rzystyw ać ten poem at ja k o k o n tek st interpretacyjny konieczny a nie tylko m ożliw y? Że zatrzym ano się przy oglądzie m otyw ów obrazow ych zw iązanych z n ieb o skłonem , to spraw a oczywista. Przecież m otyw y te k o resp o n d u ją w ielokierunkow o z tytułem — „p o d n iesio n a” , „w yniesiona w gó rę” , „w niebow zięta” 30 — i z p o d tytułem . A p o n ad to N orw id skw apliw ie ostrzega „B acznego C zytelnika [...], iż w form ie typograficznego-odsyłacza zam ieszczone «Spojrzenie k u N iebu» całością jest rów now ażną sam em u poem atow i [...]” .31 W niosek główny tego typograficznego
odsyłacza, z którego poeta je st tak dum ny, brzm i n astęp u jąco :
30 J. W . G o m u l i c k i . M e try k i i objaśnienia. W ; N o r w i d . P ism a w szystkie t. 3 s. 742. 31 T am że s. 263.
2 4 6 M A R I A N M A C I E J E W S K I
Słow em je d n y m : d o p ie ro w k a ta k u m b a c h rzym skich, w w iekach za ra n n y c h C h rześcijań stw a, sp o ty k am y isto tn ie s p o j r z e n i e k u n i e b u sta n o w czo przez sztu k ę o b jęte i sk reślo n e.32
I jeszcze je d n o dopow iedzenie uściślające dzień w H istorii Zbaw ienia, od kiedy stało się zasadne spojrzenie k u n ieb u :
K ry ć p o w o d u nie m am , że z m ojego, a wyżej o p o w ied zian eg o p o sz u k iw an ia w yw nioskow yw a się, iż pojęcie z a sa d n e s p o j r z e n i a k u n i e b u p o czątek swój bierze o d d n ia tego i tradycji o d n iu tym , kiedy w o k o licach Betanii m ężow ie galilejscy stali, p a trz ą c za o d ch o d ząc y m w N ieb o , aż go o b ło k o d jął o d oczu ich. Z a ś d o w o d a m i są tu k ilk an aście m ilio n ó w figur sta ro ży tn y ch , znanych d o tera z ! — O czyw iście zaiste szczególniejsza i p y tan ie n iem ałe n astręcz ająca, j a k m o ż e b y ć ? j a k zd arzy ć się to m o g ło , ażeby [...] — nigdy ż a d n a p o sta ć boskości, ż a d n a ¡ ż a d n a (m ów ię) nie w znosiła oczu d o N ie b io s.33
N o rw id ta k zafascynow ał się sw oim odkryciem , że nie zauważył, iż przy takiej p ed an terii należało dołączyć jeszcze odsyłacz w skazujący M arię M alczewskiego już nie tyle ja k o rów nież w ypow iedź dw u tek sto w ą: poezja i odsyłacze prozą, ale że je d e n z tak ich odsyłaczy M alczew skiego w yjaśnia bardzo analogiczną, niem al syno-
n im iczn ą inspirację:
T e n u ś m i e c h — w k t ó r y m m o ż e c h o ć c z ę ś ć z a c h w y c e n i a , Z j a k i m w y b r a n i s ł y s z ą C h e r u b i n ó w p i e n i a .
W y ra z zachw ycenia, k tó ry d la te g o m oże ta k je s t u jm ujący w pięknej tw arzy, że jeszcze coś pięk n iej szego zw iastuje, nie p o z w a la u trw a lić ż ad n y m opisem sw ego ślicznego z a p o m n ien ia się; a tylko p ęd zel R a fa e la , w o b ra z ie Ś-tej C ecylii, z a trz y m a ć go p o tra fił w całym u ro k u , ja k ie m u się nicht, p ró c z w y o b ra ź n i, nie w p atry w ał. Ś -ta C ecylia, lu b o w n ic a m uzyki, w ystaw ioną je st w tym m alo w idle w śrzó d n a rz ę d z i m u zycznych, w chw ili, gdy ją d o c h o d z i odgłos A nielskiej h a rm o n ii; i nie m asz słów , k tó re by o p o w ied zieć u m iały uczucie, ja k im u d e rz o n a jej p o sta ć ; zdaje się, że jej d u sz a ro z p ie rz c h a się i żeni z k a ż d y m z ty ch sło d k ich dźw ięków , kiedy w dzięczna sk ro m n o ść h am u je ją zam yśleniem , że n ie w a rta ta k n iep o jęteg o szczęścia, a w śrzód ro zkoszy nie znanych jej sercu w k ra d a się sm u te k , że ju ż m u z y k a ziem sk a baw ić j ą p rz e sta n ie .3,1
Sądzić należy, że gdyby N o rw id kom entow ał to „zachw ycenie” tak bliskie jego „ sp o jrz en iu ku n ieb u ” , n a pew no nie w yjaśniałby niejakiego sm u tk u n a tw arzy przy w iązaniem do m uzyki ziem skiej. Rzecz znam ienna, że M alczew ski naw et świętą chce „uw ięzić” n a ziem i. U N o rw id a będzie zapew ne odw rotnie.
„Z achw ycenie” M alczew skiego, czyli coś ja k b y „słuchanie z n ie b a ” , stanow i zaczyn, z k tó reg o N o rw id m ógł uczynić tem atyczno-kom pozycyjny zam ysł swego po em atu . N a tym nie kończy się je d n a k pom oc u d zielona przez M alczewskiego. O kazuje się, że poeta ten zamieści! w zakończeniu pieśni I nieśw iadom e „spojrze n ie k u n ieb u ” , k tó re w poem acie N o rw id a „obejrzy się na siebie” i na m iłość „ sk o ń czo n y ch ” ludzi:
32 T a m ż e s. 296 (p o d k r. poety). 33 T a m ż e (p o d k r. poety).
N O R W I D - M A L C Z E W S K I 247 W zn io sła sw ą lek k ą p o sta ć d o g ó ry , d o góry.
N ic nie w id ać — ty lk o w ia tr sz are goni c h m u ry . Z n iż ają się k o lan a, p ro śb a ręce sk ła d a.
Z oczów w n ieb o u tk w io n y ch k ro p la m i żal sp a d a :
( M a r l a P , I X I X w. 6 3 5 -6 3 8 ) »
M aria M alczewskiego spojrzała w niebo tylko fizycznie, aby doścignąć w zrokiem odjeżdżającego W acław a, niebo jest więc przed nią zam knięte, całe we w ładaniu chm ur. Spojrzenie A ssunty jest m odlitw ą i ofiarą. Oczy M arii ro d zą tylko łzy cier pienia kojarzone z deszczem pochm urnego nieba, oczy A ssunty składają ofiarę
m etaforyzow aną krw ią C h ry stu sa:
T e oczy byty cie m n o g ra n a to w e , Ja k d w a w inne g ro n a [...] [ - I
A gdy je w niebo p o d n io sła w schodow e, W idziałem , że są o fia rą p ijan e — J a k b y d o b itn ie m ów iły, acz z c ich a: „W eź, Panie, dw a te g ro n a, d o k ie lic h a !"
( P . IV 6 w . 41 n „ 4 5 -4 8 )
Spojrzenie w niebo p ro sto p a d le „ p rzeziera " chm ury i zam ienia je w obłoki. Jak przypom niał N orw id w odsyłaczu, O dchodzącego w N iebo zasłonił obłok. Ale odtąd nie jest to ju ż niebo puste, a dośw iadczenia ludzkie kategorializow ane w m e ta forze obłoku wyzbywają się śm iertelności. O błoki sakralizują m iłość: „ J a k dw a obłoki jutrzenne i m iękkie, ta k rozsunąłem jej dłonie znad oczu (P. II w. 122 n.), niosą nadzieję : „ — T u obłok, w tęczy u b ran y k o ro n ę, S tanął, m ilczeniu m ojem u na św iadki” (P. IV w. 125 n.).
Świat M alczew skiego zam knięty w idnokręgiem rozpaczy dośw iadczany był fizy kalnie w bezcelowości p atrzen ia: „W łóczy się w zrok w przestrzeni” (w. 167), „W zro k daleko, próżno błądzi po rów ninie” (w. 642). K iedy więc N orw id w ostatniej o k ta wie poem atu w prow adza z perspektyw y a u to ra opozycję p atrzen ia „w gó rę” i „w o k o ło ” m a się nieodparte w rażenie, że ow o „w o k o ło ” tyczy śm iertelnego p atrzen ia w M arii. Boć w ystąpią rów nież inne znaczące m otyw y obrazow e tego p o em atu : sam otność, kłosy. U M alczewskiego sm utek traw ił naw et kłosy: „T y lk o w iatr szu mi sm utnie uginając kłosy” (w. 24), a żniwo było raczej sym bolem śm ierci (P .II, IV w. 834-836).
N orw id wszedł w przeżarty rozpaczą św iat M alczew skiego i dośw iadczał przez jego pryzm at obrazow y nachylenia egzystencji ku śm ierci, by dalej, przez to sam o nachylenie, lecz z odw róconą perspektyw ą, m óc wyjść z niej zw ycięsko:
I w g ó r ę p a t r z ę . . . nie ty lk o w o k o ł o : 35 Z n ać się m nie n ie d o ść — j a się n a d to cierpię. S a m o tn e m oje o cierając czo ło ;
A ż spocznie kędyś ja k żniw o n a sierpie, K tó ry p o d z w a n ia rą c z o i w esoło —