• Nie Znaleziono Wyników

Wielmoża węgierski w Polsce. (Dokończenie)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wielmoża węgierski w Polsce. (Dokończenie)"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

W IELMOŻA WĘGIERSKI

W P O LS C E .

(D o k o ń c z e n ie !. III.

Uporawszy się energicznie z procesam i i chęcią wjizysku, jak a zawsze towarzjcszy nieobecności oka pańskiego w domu, Berzevi- czy, nie czując się w cale stw orzonym do w egetow ania w parafial- nern zaciszu, pośpieszył do W iednia, i kroki swoje skierow ał prze­ dew szystkiem do głow y dworskiej kancelaryi węgierskiej, którą był obecnie biskup weszpramski, Jan Liszty. Pow odow ała nim oczy­ wiście chęć odzyskania daw nego stanow iska na ces.-królewskim dworze.

Czy jednak, w brew pow odzeniu, jakie mu dotychczas sprzjr- jało, opanow ała go teraz niezręczność jakaś: czy go mroziło i od­ bierało mu elastyczność zabiegów instynktow ne odczuwanie, iż nie posiada obecnie w atmosferze dworskiej nikogo, szczerze sobie oddanego, — czy też może-— kto wie? dodaw ała mu pewnej, niew ła­ ściwej w d a n y c h w arunkach pew ności siebie, tlejąca w głębi duszy świadomość, że jed n ak gdzieś—zupełnie gdzieindziej-—mógłby zna­ leźć twardjr, niezaw odny grunt pod stopam i, bogate pole do dzia­ łania i w ybijania się wzwyż, — dość, że pan Marcin w yw arł tym razem zupełnie złe wrażenie w W iedniu.

W tonie, w m anierach jego, upatryw ano — może nie bez słu­ szn o ści—odcień pew nego pyszałkow actw a, źle, lub wcale nie ma­ skow anego, w ysokiego m niem ania o sobie. Potrafił np. w rozmo­ wie z L iszty ’m, z którego synem kolegow ał w Padw ie, na nice skrytykow ać kierunek w ychow ania tego młodzieńca, a przecież kierunek ów, taki a nie inny, w ytknięty był przez ochm istrza nie­ w ątpliw ie zgodnie z w olą ojca. Z ironią i lekcew ażeniem w yrażał się o innych w spółtow arzyszach studyów , — słowem, w każdem

(3)

2 9 6 WIELMOŻA WĘGIERSKI W POLSCE.

odezwaniu się pana M arcina wyczuwać się daw ała zawiść jakaś i chęć upokorzenia innych.

W reszcie co tu dużo mówić: Berzeviczy z góry przedesty- now any był na to, żeby go ztąd z kwitkiem odpraw iono, dlatego samego choćby, że dobrze znane tu były w ęzły przyjaźni, jakie go łączyły z w ydalonym ze sfer dw orskich Forgńchem. Pam ię­ tano i ow ą mowę paryską, na śmierć ces. Ferdynanda, k tó rą Be­ rzeviczy Forgâchow i zadedykował. O wijano praw dę w jedw abne obsłonki, uw odzono go czas jakiś słodkiemi słowami, dopóki był potrzebny przy przygotow aniach do sejmu: wyznaczono mu naw et przy tej okazyi jak ąś tym czasową czynność w kancelaryi. Po skoń­ czonym sejmie jednak tak zwłóczyć zaczęto z udzieleniem mu po­ słuchania u cesarza, na którem osobiście prosić chciał o przyjęcie go do dworu, iż Berzeviczy zrozum iał nareszcie, że go tu nie chcą. Bez pożegnania przeto, zrażony, opuścił niewdzięczny W iedeń i niezbyt przesadzoną przenośnią będzie, gdy powiemy, iż nie od­ począł aż u boku Stefana B atorego—obecnie ju ż księcia Siedm io­ grodu, i jego kanclerza, Franciszka Forgâcha.

Książę S tefan lubił i umiał się otaczać ludźmi w ybitnych zdolności: B erzeviczy’ego upatrzył sobie jeszcze za czasów p adew ­ skich, ujrzał się on więc odrazu otoczony przyjaźnią i najżyczli- wszem przyjęciem.

I zaraz też zaprzągł go książę do pracy nielada.

Pierw szą sposobność do tego dało św ieże w stąpienie na sto ­ licę apostolską G rzegorza XIII-go. D obrze było przed całym św ia­ tem zaznaczyć istnienie i udzielność księstw a Siedm iogrodzkiego przedstaw ieniem now em u papieżow i swojej obedyencyi i złoże­ niem mu synowskiego hołdu. Misyę tę, tak bardzo poważną, zdał książę na Berzeviczy’ego. I nie zaw iódł się na nim w tej próbie. Berzeviczy — zarów no osobistą prezencyą swoją, jak gładką w y­ mową i nieprzeciętnem wykształceniem , zyskał w Rzymie ogólne uznanie i dla siebie samego, i co ważniejsza, dla księstw a, które m iał zaszczyt reprezentow ać, a które pierwszjr raz w łaśnie w ystą­ piło publicznie w roli osobnej jednostki państw ow ej. Papież udzielił mu dla jego kraju błogosław ieństw a, zastrzegał dotrzjunanie obie­ tnic ks. S tefana co do propagow ania w yznania katolickiego w śród poddanych, m ianował Berzeviczyego rycerzem złotej ostrogi i ra ­ czył go nazwać „synem sw oim “, co było całkiem nadzw yczajną z jego strony uprzejmością, gdy zważymy, że Berzevicz3i był p ro ­ testantem .

Pomyślnie ukończyw szy czynności poselskie, Berzeviczy zwie­ dził całe południow e W łochy, nie wjdączając Sycylii, poczem, od­

(4)

począwszy nieco w Padw ie, gdzie jeszcze odnalazł w ielu dawnych znajomych, wrócił do kraju bardzo w porę, gdyż zastał tam cięż­ kie niesnaski, spow odow ane rebelią K acpra Bekesa, i wiele pracy, albowiem Forgâch w yjechał w poselstw ie do Polski, a kanclerskie obowiązki jego spadły na głow ę Berzeviczyego, aw ansow anego obecnie na radcę stanu.

Ciekawy rys charakteru Berzeviczyego stanow i jego list do A ndrzeja Dudicsa, byłego biskupa z Pięciokościołów, zamieszku­ jącego pod te czasy w Krakowie, z opisem zw ycięstw a wojska księ­ cia nad „zdrajcą Bekesem, który złością odpłacił księciu za jego dobroć“. Pisze o n 1), że tw ierdza F o g aras zdobyta została po 18-o dniowych, gw ałtownych szturm ach, że Bekes, zostaw iając na łup wszystkie skarby, w ostatniej chwili umknął sam ow tór do Szamos- mementu, m ajątku jednego z przyjaciół swoich, Jana Karintiaiego, zkąd dopiero czółenkiem przepraw ił się na cesarskie terytoryum , do Szatm äru. Chodziło tu w rzeczy samej ni etyle o rozgrom ienie Bekesa, ile o fakt upokorzenia partyi cesarskiej i spotęgow ania splendoru w ojsk Batorego: jeżeli Berzeviczy przesadzał doniosłość zdarzeń i cyfry, czynił to rozmyślnie, dla zaim ponow ania Dudi- csowi. Aliści fortel ten nie udał się panu M arcinowi, gdyż D udics otrzym ał rów nocześnie list od Forgâcha, który mu rzecz opisyw ał bez przesady, tak, ja k się istotnie działa: że w szystkiego trzy, czy cztery dni pukano do Fogarasu ze starych armat, i że tw ierdza poddała się, bez w szelkiego szturmu. Dudics oba listy odesłał razem do W iednia, gdzie już wiedziano, co o tych relacyach my­ śleć. Ks. Stefan jednak, ceniąc dobrą wolę i tru d y w iernego sługi, m ianow ał go za to sekretarzem swoim.

Na tem stanow isku, łącznie z obowiązkami kanclerskimi, w których wciąż jeszcze zastępow ał nieobecnego Forgâcha, Be­ rzeviczy miał bardzo wiele ciężkiej, ruchliwej i odpowiedzialnej pracy. Był praw ie ciągle w rozjazdach, przyjm ował i odpraw iał poselstw a, tow arzyszył księciu na sejmy, no—i co milszą już sta­ nowiło stronę zajęć — otrzym yw ał nieraz od interesow anych bar­ dzo kosztow ne dary, lub załatw iał dobre kupna, na n ader dogo­ dnych w arunkach. T ak np. w lutym 1 575 r. nabył od lekarza n a ­ dw ornego, Jerzego B landraty, za 3,000 zł. węgierskich ładny mają- teczek, leżący w pobliżu G yulafejervâru, a ks. S tefan na dokładkę ' dorzucił mu do tego młyn na rzeczce Ompoly.

Bekes tym czasem nie dał za wygraną: Maksymilian koniecznie ‘) W ie d e ń s k ie arch, państw , o d d zia ł H u n g a ric a — list B e r z e v ic z y e g o do D u d icza w K rad ow ie z d. 25. X I. 1573 r. ,

(5)

2 9 8 WIELMOŻA W Ę G IE R S K I W PO LSCE.

chciał mieć w nim narzędzie do przeprow adzenia swoich planów, i niby to w jego interesie prow adził w Siedm iogrodzie podziemną robotę dla szkodzenia Batorem u. Przyszło nareszcie do rozstrzy­ gającego starcia w ciasnej dolinie rzeki Maros pod Keresztelö- szentpâl: B erzeviczy także b rał udział w boju, nieodstępnie tow a­ rzysząc księciu. Ks. Stefan dla ostatecznego zdławienia wciąż tleją­ cego buntu zm uszony by ł uciec się do energii, k tó rą—naw et bio­ rąc pod uw agę okoliczności—trudno inaczej nazwać, jak okrutną. Niezwłocznie po zwycięskiej bitwie stracono pięciu znakomit}^ch rycerzy: los innych odłożono do sejmu w Kolozsvârze. Tam do­ piero, d. 30-go lipca rozpoczął się sąd i śledztwo, trw ające cały tydzień: 43-ch szlachty stracono, 34-ch pozbaw iono nosa i uszu— całej masie innych skonfiskowano dobra. Berzeviczy’emu przy­ padła w tem wszystkiem — nietyle może sympatyczna, ile niew ąt­ pliwie pow ażna rola zaw odow ego praw nika i stróża spraw iedli­ wości.

Po ukończeniu tych strasznych procesów nastąpiła chw ila ci­ szy, jakby atm osfera Siedm iogrodu potrzebow ała w ypoczynku po zaszfych zdarzeniach i zaczerpnięcia tchu dla nowych a ważnych przedsięwzięć, na które nadchodziła pora. Oto — po ukradkow em wycofaniu się H enryka W alezyusza—w akow ał tron Polski. Książe Stefan czuł w dłoniach moc kierow ania naw ą tego wielkiego, sil­ nego, a rozw ichrzonych ż3^wiolów pełnego państw a.

Rokow ania o koronę polską rozpoczął on zrazu drogą kore- spondencyi pryw atnej: po ostatecznem stłum ieniu buntu Bekesa jednak, uczuw szy się już solidnie ugruntow anym we własnej oj­

czyźnie—uznał, że śmielej może pretendow ać do wyższych jeszcze dostojeństw , i w ypraw ił w poselstw ie do Polski Blandratę, abj' sytuacyę sondow ał i w m iarę możności najusilniej kandydaturę księ­ cia swego popierał. B landrata czuł się w K rakow ie jak w domu: mimo to nie szło mu dość sporo z przeprow adzeniem powierzonej misyi. Sam pisał do księcia o przysłanie mu kogoś do pomocy, na Forgńcha bowiem ju ż nie można się było oglądać, gdyż stracił zdrow ie, skw itow ać musiał z urzędu i odjechał leczyć się w oko­ lice um iłow anej Padw y. K siążę S tefan wyznaczył przeto na wy­ jazd do Polski Berzeviczv’ego, nadając mu przy tej okazyi tytuł podkanclerzego, tudzież rangę g ł ó w n e g o posła swego, z tem wszakże zastrzeżeniem, że obaj, B landrata i on, będą w razie potrzeby zastępow ali się wzajemnie i udzielali sobie pełnom ocni­ ctw a rów norzędnej wagi.

Różne spraw y jednak, w śród których nie najbłachszą było regulow anie interesów m ajątkow ych nieobecnego Forgńcha, — za­

(6)

trzym ały Berzeviczyego i nie dały mu w yrusz3m natychm iast. P o ­ tem znów, już w drodze, rozchorow ał się i nie zdążył na sejm elekcyjny do W arszaw y, tak, że ofertę Stefana Batorego przedsta­ wić m usiał w jego zastępstw ie B landrata — tylko na piśmie, gdyż nie posiadał upow ażnienia do ustnych pertraktacyj. Z upow ażnie­ niem takiem przyb3?ł dopiero w dziesięć dni potem Berzevicz3L Zaraz zaprzątnął się Ż31WO swojem zadaniem, u senatu, u nuncyu- sza papieskiego, W incentego Laureo (do którego przywiózł osobny list od księcia), i wszędzie, gdzie się tylko dało, zręcznie pana swego zalecał. Nuncyusza, k t ó ^ był stronnikiem Maks3uniliana, gorącemi słowami zaklinał, ażeb3i—o ile jego ces. mość zdyskw a­ lifikowanym zostanie — przychylić się raczył na stronę Batorego. K rok ten Berzeviczyego byTł bardzo polit}iczny, •— to też wogóle i własna, skrom na powściągliwość księcia i rozumny takt jego w y­ słańców —tak dobre w yw arły na sejmie w rażenie, że d. 14-go g ru ­ dnia szlachta jednom yślnie okrzyknęła królem Stefana Batorego.

Berzeviczy co tchu popędził z radosną wieścią z pow rotem

na W ęgry, gdzie zastał ciekawe poselstw o. P rzyb3d mianowicie

od Maks3uniliana kapitan Szatm aru, Krzysztof Tieffenbach, ni mniej ni więcej tylko z propozycyą, aby Batory zrzekł się w yboru na króla polskiego, ile że M aksymilian w yniesiony przecież został na tę samą godność przez ciało poważniejsze i „bardziej od szlachty praw om ocne“, bo przez senat polski. Zresztą proponow ał cesarz księciu pew ne odstępne za tę uprzejmość. 'J^dzień czasu minęło,

zanim Berzeviczy w3ipersw adow ać zdołał niefortunnem u posłowi,

że tylko śmiesznością okryw a siebie i swojego pana, sięgając po placówkę, zdecydowanie straconą.

Na całym Siedm iogrodzie duma zapanow ała i radość, że oto „Bóg biednemu, tak bardzo pogrążonem u w nieszczęściach plemie­ niu węgierskiemu, zabłysnął nadzieją i pozwolił doczekać i ujrzeć, że z jego krw i inne narody królów sobie b io rą“.

Przybyło też niebawem na sejm do Megyes uroczyste posel­ stw o z Polski, zapraszające B atorego na tron. Jeden z członków poselstw a tego, W aw rzyniec Kozłowski, odpraw iony został czem- prędzej napow rót z listem Berzeviczyego do przew ódcy s z la c ł^ polskiej, kapitana bełzkiego, Jan a Zam oyskiego, z rezołucyą w y ­ b r a n e g o k r ó l a , ażeby sejm andrzejow ski uspokoił i jednocze­ śnie powiadomi! go o prośbach i groźbach Maksymiliana. Przy­ sięgę wierności złożył B atogi 8-go lutego w ręce posłów w głó­ wnym zborze luterańskim w Megtms, poczem poselstw o odjechało, zostawiając wszakże jedenastu z pomiędz3i siebie, aby tworzyli o r­ szak króla w drodze do Polski.

(7)

3 0 0 WIELMOŻA WĘGIERSKI W POLSCE.

T eraz zakrzątnął się B atory żywo nad ostatecznem uporząd­ kowaniem spraw Siedm iogrodu, aby wszystko w ladzie i karności zostawić i po ostatni dzień rządów swoich trw ać na stanow isku pana energicznego, m ądrego i o każdy szczegół dbałego. Pod nie­ obecność swoją zalecił stanom siedmiogrodzkim na księcia brata swego starszego, Krzysztofa: praw a suzerena jednak zatrzyma! dla siebie. W yw iązać się stąd miała osobliwsza, nigdzie poprzednio nieznana sytuacya, że Krzysztof Bäthory był wprawdzie faktycz­ nym księciem Siedm iogrodu, i spraw am i w ew nętrznem i kierow ał całkiem samodzielnie, ale na zew nątrz—król Stefan reprezentow ał Siedm iogród, i bez jego wiedzy a zezwolenia — naw et posła nie miał praw a K rzysztof na żaden dw ór w yprawić. Król Stefan prócz tego mógł nadaw ać dobra i herby równie praw om ocnie ja k Krzy­ sztof. Skutkiem tego to właśnie siedm iogrodzianie trw ać mieli w ustawicznym kontakcie ze swoim księciem, który też i tytuł ten wiernie nadal zachow ał i stawia! go zawsze obok ty tułu króla Polski: z konsekw entnym zaś rozwojem żywotności wewnętrznej niezbędną się stała dla Siedm iogrodu osobna kancelarya przy boku króla, kancelanra bardzo liczna, mnóstwo głów zatrudniająca, którą król utrzym yw ał sumptem własnej szkatuły.

I trzeba, żeby podczas gorączkowej pracy nad organizowa­ niem spraw tak skomplikowanych, ponow nie zawitał na Siedm io­ gród poseł Maksymiliana, tym razem sekretarz Tieffenbacha, Ra- degh. Zajął czas, rozw ichrzył głowy, i oczywiście, taksam o jak tam ­ ten odjechać musiał z niczem.

U parte te zakusy w płynęły na w ytknięcie m arszruty do P o l­ ski drogą o wiele dalszą i mniej wygodną, niż zazwyczaj używ ana, i którą też nie dawniej jak ćwierćwiecze temu królow a Izabella Jagiellonka, wdowa po kr. Janie Szapolyai’m, na dłuższy pobyt pod dach rodziców swoich jechała. Nie na Koszyce przeto, nie na E peries i Bartfa postanow ił jechać król Stefan, lecz na Fogaras, przez smoczy las, na Brasso, Suczawę, Czerniowce i S niatyń — słow em , żeby się nie narazić na spotkanie i nieuniknione starcie z czatują- cemi tylko na tę sposobność wojskami cesarza.

Król Stefan opuścił G yulafejervâr 3-go marca, otoczony pocz­ tem dworzan tak licznym, że w yglądał jak wojsko, i rzeczywiście godnym królew skiego m ajestatu, który otaczał: szło około pół­ to ra tysiąca czerwonych dragonów szeklerskich i węgierskich haj­

duków, tudzież całe m nóstw o ładownych wozów. Prócz tego j e ­

chało z królem grono wiernych przyjaciół, w których liczbie znajdowali się: głów ny generał Siedm iogrodu, Ładysław G yulafi, F arkas Bethlen, Jerzy i Krzysztof Bânffy’owie, Boldizsâr K em ény,

(8)

F ark as Kornis, Stefan Pernyeszi, Jan Mihélyfi, Andrzej Lazar, Em eryk Becz, Mikołaj Mikó, P io tr Daczó, Mojżesz Szekély —- i oczywiście Marcin Berzeviczji, na którego głow ie spoczyw ała cała troska o techniczną stronę podróży. Z polskich panów, tow arzy­ szących królowi, byli między innymi: kapitan lubelski, Jan T arło i sanocki-— Jerzy Mniszek.

Dnia 21-go m arca stanął orszak u granic Mołdawii: król osta- tniem, miłości pełnem wejrzeniem, ogarnął rodzinne przestrzenie, którym serce jego było w ierne póki tylko biło, a których już nigdy więcej nie dano mu było oglądać.

IV.

G dy król przybył do S niatynia oczekiwało tam już na niego poselstw o polskie, aby go pow itać u swych progów i w granice nowej ojczyzny wprowadzić. Pierwszym czynem S tefana Batorego zaraz tam, na miejscu, było zwołanie stanów na sejm do K rakow a na nadchodzące św ięta Zm artw ychw stania Pańskiego. O rszak po­ suw ał się dalej szeroką doliną D niestru, odpoczywając po drodze

kolejno w Stanisław ow ie, H aliczu, Lwowie. W Przem yślu przy­ ję to go huczną owacyą, i dalej tak szło w atmosferze rozgrzew a­ jącej się coraz Ż3:wsz3un zapałem, przez Rzeszów, T arnów aż do

klasztoru w Mogile, gdzie król kilka dni w ytchnął przed now3rm szeregiem uroczystości, których miał b3ń bohaterem w Krakowie.

Z Mogiły dopiero w drugi dzień W ielkiejnocy, d. 23-go kw iet­ nia, w otoczeniu zgromadzonych stanów, odbył król wjazd do K ra­ kowa, prosto na W aw elski zamek. P ow itano go uroczystem b i­ ciem w dzw on3p rykiem surm, trąb, arm at i radosną w rzaw ą nie­ przeliczonych tłumów w bogatych, różnobarw nych strojach, że się aż w oczach ćmiło. Było to św ięto takiego uniesienia pełne, ja ­ kiego najdaw niejsze tradycye w Polsce nie pamiętafy. N astąpił potem w początkach maja szereg obrzędów koronac3j n3ych, i za­ ślubiny króla Stefana ze starszą od niego o lat dziesięć A nną Ja­ giellonką.

T u się uryw a ta rola Bei'zevicz3:ego, którą dotychczas u boku króla pełnił: z natury rzeczy objął ją teraz Jan Zamoyski. Berze- viczyem u dostała się drugorzędna, ale niemniej ruchliw a i o d p o ­ wiedzialna cz3mność naczelnego kierow nika kancelaryi w ęgierskiej, o której wspom niałam już W3iżej, a która ani na krok nie opusz­ czała króla. T o też pan Marcin towarz3C3Z3d mu nieodstępnie w dal- sz3un objeździe kraju: więc przedew sz3rstkiem na sejm do W ar­

(9)

3 0 2 WIELMOŻA WĘGIERSKI W POLSCE.

szawy, przyczem droga przez W ielkopolskę stanow iła istny pochód tryum falny, bo wszędzie wychodziło naprzeciw króla i przyłą­ czało się do niego zarów no wtrższe duchowieństwo, jak cala świecka oligarchia kraju, ci naw et, którzy początkow o stali po stronie Ma­ ksymiliana.

W yczerpująco znane są u nas dzieje oporu, jaki staw iły kró­ lowi P rusy Zachodnie; tutaj więc tylko przypom nieć W3^pada, iż w początkowych zwłaszcza rokow aniach dyplom atycznych z G dań­ skiem Berzeviczy dopuszczony był do nader żywego udziału, za co też na sejmie toruńskim 1578 r. stany nadały mu praw a oby­ w atelskie, indygenat polski, z tem jeszcze zaszczytnem w yróżnie­ niem, że do dawnego herbu rodow ego dołączono mu białego orła polskiego.

Zabiegliwa a rzutka n atura Berzeviczyego nie poprzestała jed nak

na w ynagrodzeniu moralnem: P rusy go tak zachwyciły, iż p o ­

wziął myśl osiedlenia się tam na zawsze. Nie piękność okolicy taki na nim czar wywarła: w swojej ojczyźnie miał niemało piękniej­ szych krajobrazów. Zaim ponow ała mu raczej niepospolita jej w y­ dajność i kultura gospodarcza. Po raz pierw szy w życiu tutaj zo­ baczył lasy sosnowe, rosnące na piaskach, pszenicę, dojrzewającą na takim gruncie, jaki na W ęgrzech podów czas na pastw iska od­ daw ano, lub dla zbyt trudnej upraw y—zostaw iano odłogiem: wszę­ dzie było pełno potoków i staw ów rybnych, a zwierza w lasach tyle, że hajduk po drodze przypadkiem więcej m ógł nabić, niż na niejednem , umyślnem polow aniu gdzieindziej.

Nie była to jednak łatw a spraw a osiedlić się tutaj: naw et król nie miał praw a czynić w P rusiech nadań — nie polakom: za­ strzegały to wjiraźnie praw a miejscowe. Na to koniecznie trzeba było mieć pozwolenie m arkgrafa B randenburskiego. Po trzykro- tnem jednak, darem nem kołataniu, osobistych, pod różnemi pozo­ rami odpraw ianych, bytnościach w Królewcu, Berzeviczy dopiął nareszcie swego, i za w daniem się samego króla—uzyskał pozw o­ lenie m arkgrafa B randenburskiego, F ryderyka A lberta, na zakupie­ nie intratnych dóbr Leistenau, leżących w pobliżu P rus W schod­ nich. W przyszłości, uzyskawszy kapitaństw o w Starogardzie, miał dopełnić swojej fortuny otrzym aniem wspaniałej donacyi w Liwonii nad zatoką R yską — Dondangeriu, z licznemi przyległościami i ba- ronow skim tytułem. Słow em — Berzeviczy miał na całej linii wy­ grać kampanię życiową,—ale nie bez istotnej zasługi. Król Stefan umiał sobie ludzi dobierać, umiał ich szczodrą dłonią nagradzać, aby się czuli należycie ugruntow ani w jego orędownictwie, i n ie ­ dzieli, iż o orędow nictwo to w arto zabiegać: wszakże umiał też

(10)

król zabiegów tych żądać dla siebie i wyzyskiwać je nieraz p ra­ wie że bezwzględnie.

Berzeviczyego zdolności, sum ienność, szczere oddanie—a na- dew szystko fachową wiedzę praw niczą cenił król n ader wysoko: to też oprócz obow iązków kanclerza Siedm iogrodu pełnił on przy nirn czynności istnego urzędnika do szczególnych poruczeń. W y ­ praw iał go król jako posła do K onstantynopola dla w yjednania u sułtana zgody na przeprow adzenie przez jego tery tory a wojsk siedmiogrodzkich na wielką w ypraw ę przeciw ko Iwanowi 'G roźne­ mu: to do Królewca, jako przedstaw iciela osoby królewskiej na chrzcinach córeczki m arkgrafa,—to znow u jako pełnom ocnika swego w ciężkich i bolesnych dla siebie i Siedm iogrodu chwilach po śmierci ukochanego brata, księcia Krzysztofa.

Na Siedm iogrodzie, wobec tego, że król sam opuszczać Pol­ ski nie mógł, po kilka razy m iał Berzeviczy poruczane zadania n a­ der ważne, odpowiedzialne, i do przeprow adzenia trudne. Po śmierci księcia K rzysztofa m usiał zająć się urządzeniem dw oru i za­ bezpieczeniem praw m ałoletniego następcy, Zygm unta. P otem znów złożył piękne świadectw o bezstronności wyznaniowej, gdy sam, bę­ dąc ewangelikiem, z woli króla instalow ał 0 0. Jezuitów na S ied ­ miogrodzie (1579 r.). P rzeprow adził to tak świetnie, z takiem za­ dowoleniem zakonu i króla, że wtedyi w łaśnie otrzym ał w na­ grodę donacyę D ondangeńską, k tó rą później nadano mu z pra­

wem dziedzictwa, a naw et sprzedaży. Najważniejszemi jednak

z prac jego, dokonanych na Siedm iogrodzie, było ustanow ienie na czele rządu R a d y t r z e c h na czas m ałoletności Zygm unta B ato­

rego, —■ i pomyślne przeprow adzenie nader zawikłanej „sprawy

S zatm arskiej“.

Szatm ar mianowicie, t. j. gród wraz z całym obszarem przy- ległości, był za daw nych czasów w łasnością rodu Batorych: aliści za rządów Jan a Zygm unta terytoryum to, na mocy układów p o ­ kojowych, przeszło w ręce cesarza. T eraz jednak, S tefan Batory, sam zostawszy monarchą, oświadczył, iż pod tym tylko w arunkiem przyjm ie i nadal potw ierdzi punkty powyższego pokoju, jeżeli mu zwrócone zostanie dziedzictwo jego ojców. Zrazu w ypraw ił z tem do W iednia biskupa kujawskiego, H ieronim a Rozrażewskiego, czło­ w ieka wielkiej nauki, taktu i w ytrw ałości. D w ór wiedeński je ­ dnak. ją ł wyprawiać szykany niesłychane, odkładania term inu na termin, a o oddaniu samego Szatm aru (jako tw ierdzy) nie chciał ani słuchać 1), odszkodowanie zaś staw iał tak nizkie, iż biskup ża­ *) C hyba, g d y b y król S tefan z g o d z ił się p rzy ją ć p o d d a ń stw o

(11)

austryja-dną m iarą nie mógł podobnych w arunków p ie ją c . Kilka razy w ym ie­ niane były poselstw a, które ze strony króla Stefana pełnił już n a­ dal Berzeviczy. S praw a ta, przeszedłszy rozmaite iazy, dopiero po kilku łatach załatw iona została pomyślnie, jedynie dzięki um ie­ jętnym zabiegom P ossew ina i Berzeviczyego, to też oprócz kilku nowych wiosek, przjm iosło mu to w dani medal zasługi, w ybity na jego cześć.

Dziwić się zapraw dę przychodzi, iż człowiek ów, pędzący życie istnego nomady, który tylko jakb y od niechcenia, niekiedy przelotnie, zawadzał o progi licznych swoich, po różnych stro ­ nach dwu ojczyzn rozproszonych włości — że ten wieczysty, tu­ łacz i w ędrow nik umiał jeszcze znaleźć czas i ochotę na oże­ nek. A jednak — znalazł, i to mając już lat pełnych czterdzieści. Osobą, która w zbudziła trw ały afekt w tak dojrzałem i w ró ż­ nych próbach doświadczonem sercu, była młoda, zacna panna Katarzyna, córka niejakiego Feliksa D am erau’a, szlachcica z P rus Zachodnich. Ród ten, pochodzenia niemieckiego, od kilku już p o ­ koleń spolszczjd się i używ ał podw ójnego nazwiska od posiadłości swoich: Dombrowskich i W ojanowskich, a pieczętow ał się herbem Leliwa. P ann a W ojanow ska w niosła mężowi 10,000 złotych posagu, była w ierną, domu pilnującą żoną, i dała mu trzech synów: a gdy raz, w czasie — zwykłej zresztą-—nieobecności pana Marcina sp ło ­ nęła część dw orca i zabudow ania w Leistenau, gdzie stałe mieli siedlisko, w yjechała z dziećmi do W o ja n o w a ita m cierpliwie ocze­

kiwała pow rotu małżonka. ,

N ader szczęśliwie los pokierow ał dolą pana Marcina, że mu dał rodzinę: niedługo już bowiem miał nastać kres jego natężonej działalności publicznej, i oto byłaby w życiu jego nastała niezno­ śna pustka. Śmierć, która tak przedw cześnie przecięła dni króla Stefana, była pogromem dla jego węgierskich stronników . W Pol­ sce bowiem krzywo już zaczęto patrzyć na to, że cudzoziemcy za­ nadto wzbijają się w znaczenie, temwięcej, że — acz naogół sto­ sunki z nimi nie były w rogie •—• jednak trafiały się między nimi osobniki zuchwałe, które, przybierając ton wyzywający, budziły rozdrażnienie.

O płakaw szy króla i najlepszego pana, złożywszy urzędy— zbyteczne ju ż obecnie, pod schyłek w łasnego też życia oddał się nareszcie pan Marcin domowi w łasnem u i rodzinie. D ondangen, korzystając z przysługującego mii praw a, sprzedał korzystnie,

3 0 4 WIELMOŻA WĘGIERSKI W POLSCE.

c k ie—i z ło ż y ł c e sa r z o w i p r z y s ię g ę w iern o ści... P r o p o z y c y ę tę jed n a k król ze w zgard ą odrzucił.

(12)

w Leistenau przebudow ał kościół i wzniósł w nim sam sobie w spaniałe mauzoleum, poczem usunął się do weselszego Osieka, gdzie posiadał dom, w ygodniejszy od zrujnow anego zamczjiska w Leistenau. Nie zaniedbyw ał też od czasu do czasu wyjeżdżać na W ęgry, dła odwiedzania m ajątków swoich, tudzież krewnych, których nieraz i do siebie zapraszał; dla synów swoich sprowadził też stam tąd nauczyciela, aby nie zapominali w ęgierskiego pocho­ dzenia swego.

W Osieku przjijmował niekiedy odwiedziny ludzi dostojnych, a w ich liczbie n ader życzliwego sobie kardynała A ndrzeja Batorego, biskupa W armijskiego, i stale utrzym ywał korespondencyę z wielu wybitnym i mężami swojej epoki, między innymi z Rozrażewskim, Kromerem , z Faustynem Socynem , z którjun łączyła go naw et przy­ jaźń serdeczna.

Słow em — umiał i miał czem pan Marcin w ypełniać sobie chwile wolne, których mu teraz nie brakło. Przejm ow ał się zw ła­ szcza bardzo kw estyą projektow anego zbrojnego w ystąpienia S ied ­ miogrodu przeciwko Turcyi, a naw et podejmował u siebie nieraz po­ słów, przybyw ających dla owej spraw y w te strony: L estara Gyulafi i Pongrńcza Sennyei; gdy zaś nadeszła odpow iednia chwila, w y ­ praw ił na Siedm iogród własnym kosztem uzbrójonjmh trzjrdziestu konnych wojaków.

Rezultatu tej wojny jednak już nie doczekał: nigdy nie miał zbyt silnego zdrowia, ostateczny upadek wszakże przyszedł prawie nagle. Brzask roku 1596 zastał go w chorobie, z której już nie dano m u było powstać.

w *

*

Pozostała wdowa, m łoda jeszcze kobieta z trzema synami, J a ­ nem, Krzjisztofem i Andrzejem, z których najstarszy miał lat 16, najmłodszy — 4, zmieniła zasadniczo kierunek w ychow ania dzieci: węgierski ochmistrz, Kamiński, sprowadzoiry dla nich przez ojca z Szinérvâralja — otrzym ał dymisjię, a górę wziął w pełni kierunek polsko-niemiecki. I istotnie, w kilku zabytkach piśmienniczych, jakie po. synach pana Marcina pozostały, niema śladu, iżby język w ę­ gierski znali.

Mały A ndrzej umarł niebawem, m atka w jedenaście lat po ow dowieniu pow tórnie wyszła za mąż, oddając dwu pozostałym synom całą schedę macierzystą. Jan i Krzysztof wstąpili do aka­ demii we Frankfurcie nad Menem, gdzie r. 1603 drukow ano n a­ wet ich dyalogi łacińskie. Po ojcu odziedziczyli zamiłowanie do literatury i do podróży, tak, że naw et Mikołaj Radziwiłł dzieło

(13)

-swoje, opis pielgrzymki do Ziemi Świętej (r. 1603) — im zadedjr-

kował. W brew ojcu jednak, który ■— aczkokviek w działalności

swojej umiał być bezstronnym tolerantem dla innych wyznań, sam wszakże gorliwym był ew angielikiem —wszystkie zbory protestan ­ ckie w majątkach swoich, w Leistenau, w Osieku, w S tarogardzie i innych, poprzerabiali na katolickie.

Z krewnymi węgierskimi utrzym yw ali wciąż życzliwe stosunki, odwiedzali się wzajemnie, przesyłali sobie podarunki i posprzeda- wali im za 4,500 zł. w ęgierskich w szystkie posiadłości swoje na W ęgrzech, aby wzamian nabyć dla siebie i swego potom stw a inne majątki w pobliżu tych, które mieli w Polsce. Odnowili stary, ro ­ dzinny swój zamek w Leistenau, dobudow ali piętro, przyozdobili

go herbem . Niebawem Jan ożenił się (r. 1616) z panną D orotą

Kryską, która m u w niosła w posagu 8,000 zł. polskich. O m łod­ szym Krzysztofie wiadomo tylko, że pobierał 1,000 złp. pensyi ro­ cznej ze skarbu polskiego, i że swoim nakładem w ydał psałterz Zacharyasza, preceptora gdańskiego 1). Ponieważ jednak nie miał zam iaru zakładać rodziny, więc za byle co z p rz e d a ł— można pra­ wie powiedzie, że darow ał (r. 1617) OO. Jezuitom przypadające na niego dobra: Czapiel, S tangenw alde i Sommerkau: Bangsin zaś— dwu mieszczanom gdańskim. Uczyniwszy to, wyjechał, i wieść o nim zginęła na zawsze.

Jan Berzeviczy umarł dopiero 1645 r., a w rok po n im — je ­ dyna jego córka, M aryanna.

Znaczna fortuna polskiej linii Berzeviczych przeszła przew a­ żnie do rodzin wdów pozostałych: pew na jedn ak ich cząstka do­ stała się i węgierskim krewnym. Zdaje się, iż w dow a po Janie da­ rzyła ich sym patyą i przekazała im m acierzystą część swego mie­ nia: prócz tego są ślady, że pod koniec XVII w. Zygm unt Berze­ viczy, syn Jana, prezesa sądu żupanii sarosskiej, kończył szkoły w Toruniu, i w ydał tam w druku swoje cztery dysputy łacińskie.

D ysputy te są chronologicznie ostatnim w Polsce zabytkiem rodu Berzeviczych, który, gościnnie przygarnięty u nas, na razie w p ra w d z ie — w osobie pana M arcina'— odpłacał nam tylko oboję­ tnością zupełną, jednak już w drugim pokoleniu spolszczył się zu­ pełnie i dał nowej ojczyźnie szczerze przywiązanych synów.

B . J A R O S Z E W S K A .

3 0 6 WIELMOŻA WĘGIERSKI W POLSCE.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ponieważ wasze zadanie będzie polegało na napisaniu listy zakupów potrzebnej do wykonania dowolnego posiłku i przepisu na niego (konkrety określiłam poniżej! - T ERAZ PRZEJDŹMY DO

Jeden z badaczy twórczego rozwoju dziecka Victor Lovenfeld wyróżnił kilka podstawowych elementów trwałej postawy twórczej, które opierają się na wychowaniu

W tym kontekście warto pochylić się nad źródłem uznawanym za bałamut- ne i nieprzydatne dla ustalania chronologii wydarzeń, mianowicie nad Kroniką węgiersko-polską

Centralna Komisja do Spraw Stopni iTytuN6w, na podstawie art. Stanislaw Kasjan - Uniwersytet Mikolaja Kopernika

Z tego stulecia zachowało się kilka traktatów alchemików polskich, które były bardzo cenione, w ydaw ane i poszukiw ane również za granicą.. Niestety, nie wszyscy polscy

Gdy w 1844 roku Komisja Rządowa Spraw Wewnętrznych wysłała pismo okólne, żądając od rządów gubernialnych wykazów miast, które zaliczyć należy ze względu

Such situ ation is ch aracteristic both for cities and for

Кулик сформулював основні концептуальні положення, які, закладені в основу професійної підготовки майбутніх учителів трудового навчання