nie teoretycznych ale oddających rzeczyw isty stan rzeczy. Warto było zwrócić uwagę na wszechstronność kupca gdańskiego w zakresie sposobów rozliczeń, ase kuracji, form kredytów itp. Wreszcie, w stęp zakończony jest krótkim om ówieniem w aloru dydaktycznego podręczników — szczególnie dużego u Gamersfeldera. Krótkie zestaw ienie literatury przedmiotu i zasady w ydania tekstów źródłowych zamyka część napisana przez w ydawcę. Teksty podręczników podano w g zasad następu jących: Źródła w języku polskim (Kłos, W ojewódka) są nieznacznie modernizowane, natom iast źródła niem ieckie przełożone na z lekka archaizow any język polski. Pod ręczniki Kłosa, W ojewódki, Sartoriusa, jedna spośród 3 prac Ellenbogena, obie prace Gam ersfeldera —· tłum aczone są w wyjątkach, — niekiedy (podręcznik księgowości Gamersfeldera) bardzo obszernych. W całości tłum aczone są jedynie prace Ellenbo gena z 1538 i 1540 r. 20 reprodukcji tekstów oryginalnych ilustruje wydaw nictw o, dając czytelnikow i pojęcie o w yglądzie i form ie źródeł.
• Trzeba podkreślić, że książka A. Gródka i I. Surmy siłą rzeczy nie może służyć jako w ydaw nictw o źródłowe dla badacza zajmującego się dziejam i księgowości, tak ze w zględu na umieszczone tam jedynie fragm enty tekstów , jak i ze w zględu na brak tekstu oryginalnego. Spełniać ona może natom iast dwojaką rolę — tekstów źródłowych dla użytku studentów, przewodnika po dość skom plikowanych szlakach księgow ości X VI-wiecznej, oraz przykładu fragm entu podręcznika dziejów rachun kowości. Ponadto om awiana książka ilustruje ciekawy i ważny odcinek polskiej m yśli społeczno-ekonomicznej.
Sprawa ostatnia, którą warto poruszyć — to pom inięcie przez w ydaw ców py tania, w jakim stopniu podręczniki te były w ykorzystyw ane przez X V I-w ieczne kupiectwo. Jak się w ydaje, jedynie najw iększe rody i spółki handlowe posługiwały się w drugiej połow ie XVI w ieku księgowością podwójną, czy też z rzadka w ogóle jakim iś zasadami rachunkowości. Jak w e w stępie stwierdzają autorzy, istniał sto pniowy wzrost form y rachunkowości od form prym itywnych do coraz bardziej skomplikowanych. A le tu, w brew autorom, genezy rachunkowości podwójnej szu
kałbym już w księgach i rachunkach kupieckich Gdańska, Lubeki, Hoorn,
w w ieku XV. Już w ówczas bowiem wśród w ielkiego kupiectw a zarzucono m etodę notowania kolejnych transakcji i rozbicie zapisów na pew ne ciągi rzeczowe, n ie kiedy w yróżniające sam ego kupca od przedsiębiorstwa jako takiego (księga Pisza
z I poł. X V w., księga kupca hoorneńskiego z II poł. w ieku XV). O księgowości podwójnej nie ma co jeszcze m ówić, ale rozwój sukiennnictw a holenderskiego, pol sk iego eksportu zboża i rosnące pow iązania gospodarcze strefy Bałtyku i Morza Północnego stw orzyły przesłanki powstaw ania nowych form rachunkowości.
Pod adresem w ydaw ców omawianej Jksiążki można w ysunąć postulat przygo towania przez nich obszerniejszej m onografii poświęconej dziejom polskiej teorii handlowej na tle konkretnej sytuacji gospodarczej.
H enryk S am sonow icz
Roman H e c k , S tudia nad położeniem ekon om iczn ym ludności w ie jsk ie j na Śląsku w X V I w., Wrocław, Ossolineum 1959, s. 320.
Jest chyba zjaw iskiem w ysoce pomyślnym, że bardzo poważną część naszego powojennego dorobku naukowego przyniosły prace doktorskie. Dysertacje, które w system ie organizacji nauki niektórych krajów można było porównać do sztuk
mistrzowskich, kosztownych w w ykonaniu ale mało pożytecznych w użyciu, odgry w ają dziś u nas poważną rolę w budowaniu now ych tez i nagromadzaniu m ateriału historycznego. Kontrastuje to dość ostro w stosunku do przedwojennych Niem iec, a praca Hecka służyć m oże tym lepiej jako ilustracja powyższej tezy, że za poprzed ników m iał na sw oim terenie niem al w yłącznie Niem ców. Mimo tytułu, dość rzadkiego w dysertacjach, które unikają sform ułowań typu „Studia nad...”, nie m am y do czynienia ze zbiorem przyczynków. Zachowany został przyjęty powszechnie schem at ze w stępnym i rozdziałam i om awiającym i źródła i literaturę przedm iotu, charakterystykę ogólną stosunków panujących na terenie badanym. Dalsze części w skazują również na system atyczny układ rozprawy. Po analizie struktury społecznej ludności w iejskiej na Śląsku w X VI w . następuje przegląd każdej z grup z osobna: kmieci, zagrodników i chałupników, komorników, służby i luźnych, w reszcie rze m ieślników w iejskich wraz z karczmarzami. Arystokracja w iejska w osobach soł tysów została poniżona, bowiem w niezupełnej zgodzie z porządkiem logicznym om ówiono ją przy końcu pracy. Wszystko to zdaje się wskazywać, że Autor sform ułow ał tytuł ostrożnie n ie dlatego, iż opracował jedynie w yryw kow e zagad nienia w zakresie tematu, a raczej w poczuciu, że pojęcie „położenia ekonom icznego” ściśle i nierozłącznie w iąże się z w ielu innym i sprawami. Zastosowany unik niem al pozbawia recenzenta m ożności w ysuw ania zarzutów dotyczących zakresu pracy- Istotnie, trudno m ieć pretensję, że pom inięto problemy w alki klasow ej, nie rozwi nięto uwag na tem at roli sołtysów itp. Czytając poszczególne rozdziały, zwłaszcza zaś V, dotyczący kmieci, odczuwa się jednak żal, że Autor m e w yszedł poza przyjęty, zasłużony, ale starzejący się już nieco schemat.
Po raz pierwszy zostały wykorzystane łącznie obfite, choć przetrzebione w 1945 r., archiwalia dla całego Śląska, głów nie urbarze, a dalej akta sejm ow e i sejm ikow e śląskie, księgi m iejskie i sądowe ziem skie. Czytelnik czuje, że Autor obraca się swobodnie w m ateriale archiwalnym, poważniejszy brak zdaje się tylko w ynikać przy korzystaniu z ksiąg sądów w iejskich. W yczuwamy to znów w e w spom nianym rozdziale V. Nie da się tu nic istotnego dodać do charakterystyki nadzielenia ziem ią gospodarstw kmiecych wyprowadzonej z urbarzy, ale czy nie m ożna było w yjść poza urbarze? Te w ykazy powinności odbijają rzeczyw isty stan posiadania chłopskiego w zw ierciadle szerokim ale nieco krzywym. Poznajem y z nich oficjalny obszar gospodarstw, m ilczą one o w zajem nych stosunkach między* chłopskich i dzierżawach, które przecież w sposób istotny zm ieniały czasem areał poszczególnych gospodarstw. Lichwa i oddawanie w dzierżawę swej ziem i sąsiadom by?y przew ażnie zakazane, a do w yjątków należy rejestracja tych zjaw isk przez feudała. Heck notuje lichw ę w śród chłopów w związku z patentem bpa Marcina Gerstm ana z r. 1584, ograniczającym wysokość procentów pobieranych w pożyczkach m iedzy chłopami (s. 174). N ie jest to przecież jednak w yłącznie dowód bogacenia się chłopów i rozwoju renty pieniężnej. Jak w skazyw ałem gdzieindziej, zjaw isko to może m ieć aspekt odwrotny — prowadzić do rozwarstwienia wsi. O w ielkim zadłużeniu gospodarstw chłopskich pisze Autor nieco dalej, w związku ze św iad czeniam i chłopów na rzecz rodziny (s. 181 nn). „W księgach ław niczych znaleźć można długie listy obciążeń długam i gospodarstw km iecych” — zauważa on (s. 187) i szkoda w ielka, że tak m ało z tego m ateriału korzysta.
Również n iew iele pisze Heck o zadłużeniu chłopów wobec pana. Długi te grały rolę inną niż zadłużenie w obec sąsiada czy m ieszczanina, ale w łaśnie sposób postę powania z chronicznymi dłużnikam i jest bardzo istotny dla poznania tendencji w ielkiej własności.
Tyle uwag o zadłużeniu. Rozdział, którym zająłem się tutaj bliżej, przynosi także w iele ciekawych obliczeń. N ależy do nich próba ustalenia realnych obciążeń na rzecz pana, państw a i kościoła (s. 163 nn.). ł/s do V2 wartości produkcji zbożowej netto jako w ielkość ciężarów na rzecz feudałów w skazuje na stosunkowo chyba pom yślne jeszcze położenie km ieci znacznej części Śląska. Warto jednak zwrócić uwagę, że jeśli chodzić nam będzie nie o podział dochodu, pojęty jak to ujm ował Jan Rutkowski, a o rzeczyw iste znaczenie tych ciężarów, m usimy w ziąć pod uwagę także rozmiar gospodarstwa i liczbę jego m ieszkańców. Zależnie czy był to
gross-, v o ll- c z y ubogi geringe Bauer, połow a . plonu zabrana mu w dowolnej
postaci odgrywała w każdym wypadku odmienną rolę w jego bilansie, w różnym stopniu odbijając się na towarowości w iększych i m niejszych gospodarstw.
Tej ostatniej należało się m oże trochę w ięcej uwagi. Na podstawie danych o produkcji zbożowej i w ysokości świadczeń- pieniężnych a także w naturze, można w ysunąć pew ne hipotezy w tym względzie. Z pew nością także m ateriały m iejskie, z których Heck korzystał, przyniosły mu nieco odpowiednich danych. A le wróćmy do renty. N asuwa się jeszcze sprawa kar. Jakkolw iek spojrzy na to prawnik, w skali społecznej dochód z kar. nakładanych na chłopów, który przypada częściowo panu, należałoby wraz z rentą uznać za form ę w yzysku klasy chłopskiej, analogicznie jak się to czyni w odniesieniu do kar nakładanych przez kapitalistę na robotników fabrycznych. Brak u nas m ateriału dla uchw ycenia liczbowo tego źródła dochodu, które jednak w w iększych dobrach m usiały być dość stałe. To samo powiedzieć można o laudemiach. Autor przyjmuje, że płacone byw ały one co 20 do 40 lat (s. 150). Czy nie jest to zbyt optymistyczna kalkulacja?
P o s t a n i T i t o w, w jedynej znanej nam pracy poświęconej podobnym zagadnieniom, ustalili dla badanej przez siebie grupy manorów angielskich okres 20-letni jako okres od objęcia gospodarstwa przez dzierżawcę do jego śmierci. Oparli się przy tym na założeniu, że gospodarz obejm ując gspodarstwo ma lat 20. Przy większej długowieczności gospodarzy należałoby w iek ten również konse kw entnie podnieść. Oczywiście oderwany przykład z innego terenu i okresu nie daje podstaw y do ścisłego w nioskowania, sądzę jednak, że Heck jest zbytnim opty m istą i laudem ia odgryw ały w iększą rolę w ciężarach. Rzecz ciekawa, jak były one tu płacone. Czy jednorazowo? Jeśli tak, to taki w ielki cios m usiał tym silniej ugo dzić w chłopa..
Tyle uwag krytycznych i postulatów uzupełnień, które nie w ykraczają chyba poza najściślej pojętą problematyką ekonomiki chłopskiej. N ie chciałbym, aby w y w ołały one w rażenie ujem nej oceny pracy. Monografia przynosi m nóstwo ma teriału sum iennie przem yślanego i trafnie przedstawionego. Stanowi w ielki postęp w stosunku do poprzedników, którzy albo jak D e s s m a n n dawali prace synte tyczne bez sam odzielnych poszukiwań, albo też ograniczali się do wąskich w ycinków opracowanych źródłowo, przeważnie nie w ykazując nowatorstwa w m etodzie. Heck objął cały Śląsk, co dało mu możność skontrolowania i zm odyfikowania poglądu na różnice m iędzy rejonami, nie uchylił się przy tym od szerokiej sam odzielnej kwerendy.
Pracę w ydało „Ossolineum ” dość starannie, szczęśliw ie dając sobie radę z licz nymi tabelami, które tyle spraw iają technicznych błędów. Erraty brak, lecz można stwierdzić, że chochlik drukarski grasował, pozwalając sobie tu i ów dzie na żarciki. Zm ienił np. obiecująco tytuł pracy A. S c h u 1 1 e g o na „L i e ben und Sitten”
(s. 17 p. 32) i obrócił sens zdań na s. 153 (wiersz 13 od góry -opuszczone n i e), 198 (wiersz 13 od dołu — w y k o pane zam iast w к o pane), 225 (wiersz 10 od góry — winno być komorników, nie zagrodników), wreszcie 249 (wiersz 11 — błędnie w i e j skiego zam iast m i e j skiego).
A n ton i M ączak
Mapy do tomu I H istorii Polski, W arszawa 1957, PWN
Recenzent wychodzi z założenia, że zespół map ilustrujących w ydaw nictw o zakrojone na w ysoki poziom i rozporządzające takim i środkami jak „Historia Polski” w wyd. PAN, powinien dawać obraz kartograficzny dziejów Polski w e w szystkich zagadnieniach w ażniejszych, nadających się do przedstawienia na mapie, w każdym razie w takim zakresie, jaki się m ieści w „Historii P olsk i” i to w należytej ciągłości. Rozumie się samo przez się, że w ydaw nictw o takie nie powinno zawierać błędów w sprawach niespornych.
W szelkie sprawy natury zasadniczej, tak merytoryczne, jak i m etodyczne, po w inny być m iędzy autorami poszczególnych map uzgodnione. Także obraz tech niczny map powinien być w dużej m ierze ujednolicony.
Podniesienie tych oczyw istych zasad staje się na tym m iejscu konieczne wobec tego, że om awiany w recenzji zespół map w bardzo znacznej m ierze warunkom tym n ie odpowiada, i to przede w szystkim pod w zględem merytorycznym.
W iele m om entów pierwszej wagi, domagających się przedstawienia na mapie, jest zupełnie opuszczonych — przeoczonych czy zlekceważonych, jak choćby cała doba B olesław a Krzywoustego. Inne są stale przedstawiane niezgodnie z prawdą historyczną, jak choćby tak prosta i niesporna sprawa starostwa spiskiego. N ie które m apy pełne są błędów w ujęciu kartograficznym faktów, w przeprowadzaniu granic (niekiedy uderzająco niedbałym), w nazwach krain, plem ion, osiedli. Raz i drugi znajdujem y naw et rozgraniczenia, których nigdy w ogóle nie było. Liczne oznaczenia na m apie nie są objaśniane w legendach albo pozostają z nimi w sprzecz ności.
Te w szystkie w zględy podyktow ały recenzję stosunkowo szczegółową, z um yśl nym jednak pom inięciem uwag w sprawach zupełnie drobnych. W uznaniu, że mapy om awiane mimo w ielkich w ad wnoszą jednak w iele cennego materiału, dotychczas pozostawianego na boku (jak spraw y gospodarcze), recenzent powodow ał się w swej pracy nadzieją, że doczekamy się wydania ponownego, które uwzględni konieczne uzupełnienia i poprawki.
A S łow iań szczyzn a zachodnia w IX w. Opr. J. H u m n i c k i , D. B o r a w s k a . Mapa ładna graficznie, ma niestety w iele poważnych błędów rzeczowych. I. R ozsiedlenie i rozgraniczenie grup plem iennych.
1. Mapa odróżnia Pomorzan od innych plem ion polskich, słusznie jednak do