• Nie Znaleziono Wyników

Czcigodny Panie Profesorze!

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Czcigodny Panie Profesorze!"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

Magdalena Lubelska

Czcigodny Panie Profesorze!

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (113), 194-198

2008

(2)

19

4

C zcigodny Panie Profesorze!

N a początek sp róbujm y uzgodnić stanow iska, czy jesteśm y w stanie zaakcep­ tować pogląd C h esterto n a Obrony nonsensu, że „sztuka na wiele sposobów pod ej­ m ow ała ideę ucieczki w św iat, gdzie nic nie zastygło k oszm arnie w w iecznej p rzy ­ należności, gdzie g ruszki m ogą rosnąć na w ierzbie, a każdy przypadkow y p rze­ chodzień m oże posiadać trzy n o g i”. Bo jeśli nie zgodzim y się z tym , dalej może być gorzej. Takie zjaw iska, jak ostra negacja, sprzeczność, a naw et nonsens, p o ­ przez całą gam ę k oincydencji opozycji, niejasności, ogólności, stanow iły w sztuce częstą postaw ę wobec - jak się często zwykło go określać - „czasu m arn eg o ” . Jest więc zrozum iałe, że od Trzech zim Czesław M iłosz - jak w yraził to R yszard Przy­ bylski - boi się potw ora regularności.

Traktat moralny pow stał w okresie, który poeta nazywa w liście do A leksandra

W ata „latam i sprzeczności” oraz „latam i tru d n y m i m o raln ie” (z listu do T hom asa M erona). Pisze: „Byłem w czarnej rozpaczy i szukałem ra tu n k u u A lberta E in ste i­ na, którego z n a łe m ” . To E in ste in pom ógł M iłoszow i podjąć decyzje pow rotu do kraju. Poeta zdaw ał sobie spraw ę, że w chodzi w sytuację, w której jedynym do­ stępnym działan iem jest oszukiw anie C ezara.

P o trak tu jm y to jako p u n k t w yjścia oglądu szczególnego p roto k o łu le k tu ry Trak­

tatu moralnego, jaki daje H enryk M arkiew icz. I stw órzm y na użytek in te rlo k u to ra

tego p ro to k o łu sw oistą kategorię „m iejsc n ie ro z u m ie n ia ” (Unverstandlichkeitstel- len?) dzieląc je na cztery rodzaje.

Po pierw sze - pyta Pan Profesor o m otyw y w spółtw orzące w ew nętrzny świat p o em atu i nadające m u określone style tonalne. K ilka wym ieńm y. A więc na przy­ kład - p ad a ją p ytania o to, „co m a oznaczać pojaw ienie się powojów na ru in a c h ”

(3)

Lubelska Czcigodny Panie Profesorze!

lub „dlaczego T aorm ina i T riest?” G dyby podejm ow ać próby w stępnych ustaleń odpow iedzi, m ożna by mówić o m otyw ie pow oju jako zn a k u uspokojenia, pow ro­ tu do sytuacji n a tu ra ln e j, kiedy to p orastające roślinnością ru in y trac ą swój zło­ w różbny w ygląd destru k cji, nieustającego niszczenia. O ddalam jed n ak koniecz­ ność tego ro d zaju u sta le ń sem antycznych, nazbyt bow iem te „m iejsca nierozum ie- n ia ” kojarzą m i się z anegdotą dotyczącą K arola Irzykowskiego. M iał on, uczestni­ cząc w rozm ow ie na te m a t Trzech zim M iłosza, uporczyw ie pow tarzać pytanie: „D laczego sm oła ścieka po fila ra ch m ostu?” . N ie potrafię ustalić pochodzenia tej dykteryjki, jed n ak nie w ym yśliłam jej i m ogę przypuszczać, że chciał w te n spo­ sób Irzykow ski skonfundow ać p ięknoduchów zachw ycających się Kołysanką M iło ­ sza. Profesor M arkiew icz poza ru b ry k ą „C am era o bscura” nie posługuje się n arz ę­ dziem konfuzji. W ięc dlaczego zadaje p ytania à la Irzykowski?

D ru g ą g ru p ą Profesorskich „m iejsc n ie ro z u m ie n ia ” są przejrzyście sk o n stru ­ owane m etafory, ta k ie jak „straszliw ej nocy sta la k ty ty ” czy „likw or stu lec i” . Przy­ p o m in a ją swoją budow ą analizow ane przez H ugo F rie d rich a „niem e krzyki lu ­ ste r”, „korow ód gw iazd”, „słom ę w ody”. W skazywana tam in tegracja znaczeń nie w ykracza poza m odelow e konstru k cje, a sam wybór m etafor od daw na pozostaje dom eną pełnej i niew eryfikow alnej wolności. Jakże daleko i blisko jest jednocześ­ nie od trak tato w ej, pewnej siebie frazy: „A to, co z góry teraz leci, / na likw or sypie się stuleci / I w ynik będzie całkiem różny / Że w końcu dobry, ta k załóżm y” do niepew nej rubaszności Wyznania (1986) z Kronik (1987): „Panie Boże, lub iłem dżem truskaw kow y / I ciem ną słodycz kobiecego ciała. / Jak też wódkę m rożoną, śledzie w oliwie, / Zapachy: cynam onu i goździków. / Jakiż więc ze m n ie prorok? Skądby d uch / M iał naw iedzać takiego?” .

Powtórzm y: jakże daleka i jednocześnie bliska p rze strzeń m iędzy tym i obra­ zam i.

G rupę trzecią stanow ią w yrażenia m etaforyczne, których budow a nie nasuw a natychm iastow ej k o n ta m in a cji znaczeń, jak w pow yższych m etaforach d o p ełn ia­ czowych, ale m ech an izm kojarzeń wytw arza określone hipotezy. N a przy k ład pyta Pan Profesor: „D laczego i dla kogo świt pokoju m iałby b udzić litość?” . A gdyby zasugerow ać, że m ożliw a jest litość zwycięzców n a d zw yciężonym i? Albo litość oprawców w stosunku do ofiar lub litość jako postaw a upraw dopodobniająca w spół­ czucie, sto su n k i o p arte na em patii. Ale skąd ta k zasadnicze w ątpliw ości u Profe­ sora, który uczył nas o w szystkich typach zw iązków znaczeniow ych od D em etriu - sza do Ł otm ana?

Z decydow anie najciekaw szym polem k o n fro n tacji znaczeniow ych są te „m iej­ sca n ie ro z u m ie n ia”, których prostota czy jednoznaczność językowa jest zw odni­ cza. Tu należą w ersy z quasi-sym bolam i. Stają się n im i pew ne słowa pow racające w utw orze i opalizujące znaczeniow o w raz ze zm ian ą pól sem antycznych. Tak jest ze słynną już „law iną”, to sam o dotyczy pojęcia „D ie L ikw id atio n ”. M ożliwy staje się całkow ity zwrot m o m en taln y ch skojarzeń apokaliptycznych. Trzeba p rzy p o ­ m nieć sobie, co p isał M iłosz do K rońskiego, gdy korespondow ali na te m at Trakta­

(4)

96

1

Ja m a m p r a w d z iw ą o b s e s ję n a p u n k c ie z ły c h lu d z i, c z y n a z w ie s z to s e n ty m e n ta l iz m e m - n a p r a w d ę n ie w ie m . M o ż e . V o lta ir e b a r d z o d o b r z e te g o u ż y w a ł na z d r o w ie lu d z k o ś c i, je ś li m y n ie m o ż e m y , to w ła ś n ie je s t L ik w id a tio n , k tó rej n ie u z n a j e s z , p a trz ą c o p t y m i­ s ty c z n ie . R z e c z w ty m , ż e ju ż n ie m o ż e m y n a w e t n a p is a ć A n ty g o n y , b o A n ty g o n a w y c h o ­ d z i na id i o t k ę , a r a cje m a K reo n .

Pojawia się rów nież ów m otyw w liście do T adeusza Różewicza, już po p u b li­ kacji Św iatła dziennego. M iłosz, oceniając w iersze Wieża z kości słoniowej i Cień skrzy­

deł m łodego poety z K rakow a, pow iada, że są one opisem procesu likw idacyjnego.

I że poezja m oże przez jakiś czas znajdow ać p o k arm w procesach likw idacyjnych. D odaje też, że wie to z w łasnego dośw iadczenia, bo sam sporo ta k ich w ierszy n a p i­ sał (na przy k ład Pieśni Adriana Zielińskiego). Jeżeli teraz wejrzeć w te konteksty, to łączy je poczucie okrojenia, b rak u , m ądrość ugody podszytej lękiem . W ynika z tych k ontekstów rów nież, że likw idacja jest elim in acją dialogu z języka kultury. A ta k ­ że - anulow aniem odczucia tragedii.

W niosek te n jest m ocny i lapidarny. Śledzący te n wywód m ają pełne praw o do w rażenia, że nie w ynika on z te k stu Traktatu. Że został ustalo n y drogą okrężną, choć tradycyjną. I że w iersz tra k ta tu an i go nie b u d u je , an i o niego nie prosi. Że nadw yrężona została auto n o m ia w iersza, że p rojektow any ła d u n e k praw dziw ie przydusza strofę. Czy rzeczyw iście jed n ak w iersz jest tak bezbronny? I ta k asce­ tyczny w sto su n k u do uruchom ionego kontekstu? G adam er pow iedziałby w tym m om encie, że w iersz sam dojdzie do k resu tej in te rp re tac ji. A naw et pow iedziałby więcej: że te inform acje spoza k a d ru wcale nie w zbogaciły precyzji znaczeń. Że w iersz m ógłby lepiej istnieć sam. Ale G adam er nie uczy właściw ie, jak inaczej wydobyć z w iersza to, co często n iecierpliw ie w eń w projektow ujem y. I choćby k o n ­ tekst był rzetelny, reguły i p roporcje zachow ane, w iersz w ędruje z protezą. A jeśli jest do tego tak długi, jak Traktat moralny, zaczyna kuleć od n a d m ia ru protez. N ie sposób bow iem zostawić bez um ieszczonego w w ielu kontekstach kom entarza „wnu­ ka b arb arzy ń cy ”, „g rab arza”, „ark ę”, te rm in y z h isto rii filozofii. Rów nie w ielka jest „przelotow ość” w iersza, gdy w spom nim y, ile m ieści rodzajów ton acji in te le k ­ tu alnych? estetycznych? - jak p rzem aw ia na p rz e m ia n szyderczo, p atety czn ie, knajacko. Ile w n im polityka, tyrana, ofiary, głupca, m eg alo m an a...

„Jaki p isarz z jajam i w yrzeknie się - pisze uczeń K rońskiego - przyjem ności szargania, paszkw ilu?”. A jaki b u n tu ją c y się uczeń K rońskiego - p ytajm y dalej - w yrzeknie się pró b y odpolitycznienia, fanfaronady, seriokom icznych etiud? Albo jeszcze boleśniejszej gry - gry z w ysoką logiką sensu? „M iejsca n ie ro z u m ie n ia ” p okazują koszt takiej orientacji. Sprzecznej, zgrzytliw ej, niejasnej. Jak w „rozko­ c h a n ej” le k tu rze Ewy Bieńkow skiej (W ogrodzie ziemskim. Książka o M iłoszu), która n ie za leż n ie od in sp ira c ji P rofesora M arkiew icza, p o k az u je u je d n o lic ają cą w e­ w nętrzną moc w iersza. Czytam y:

T en o b r a z p o d k r e ś la n y r y tm e m , z a w s z e u M iło s z a p o t ę ż n ie s k le p io n y , je s t n o ś n ik ie m s e n s u u c h w y tn e g o p o m im o n ie z n a n y c h s łó w i o d n ie s ie ń . P o w ie m h er ez ję : z b y tn ie i n t e ­ r e s o w a n ie s ię z n a c z e n i e m ty c h słó w , d a le k o n o ś n y m i a lu z ja m i, u tr u d n ia le k tu r ę , w ię c r o z u m ie n ie . W y tr ą c a w y o b r a ź n ię z jej w ła s n e g o to k u . [ ...]

(5)

Lubelska Czcigodny Panie Profesorze!

T y m b a r d z ie j, ż e u M iło s z a o b o k sz y fr u , p o w ie d z m y , p u b lic z n e g o - c z y li p o d le g a j ą ­ c e g o o d c z y ta n iu - is t n ie j e sz y fr ś c iś le p r y w a tn y , n ie d o z ła m a n ia , c o ś ja k d a w a n ie z n a ­ k ó w s a m e m u s o b ie . [ . .. ] O b r a z p o e ty c k i n a r z u c a c o ś w r o d z a ju p r z e d -s e n s u , k tó r y je st n a t y c h m ia s to w y m p r z y m ie r z e m c z y t e l n ik a z p o e tą .

Styl le k tu ry n arz u can y - w edług Ewy Bieńkow skiej - przez sam Traktat moral­

ny jest osobliwością, ale taką, do której w łaściw ie m ogliśm y przyw yknąć, od kiedy

B achtin ogłosił swoją lekcję doskonałej jednogłosow ości poezji. W edług B achtina

(Słowo w poezji i słowo w prozie) - jak p am iętam y - „społeczna różnorodność mowy,

która przed o stałab y się do utw oru i rozw arstw iłaby jego język, uniem ożliw iłaby i norm alne rozw inięcie, i ru c h sym bolu w n im ” . To rytm „u śm ierca” w zarodku w szystkie językowe św iaty i podm ioty, nie daje im się rozw inąć, zm aterializow ać. Zaskakujące, w jak i sposób ta - sk ą d in ąd - jedyna dogm atyczna teza B achtina przystaje do opisanego przez Bieńkow ską stylu lektury. I jak o dnajduje się Ewa Bieńkow ska w ortodoksji B achtina. P rzypom nijm y jeszcze raz:

W o b r a z ie p o e ty c k im w w ą s k im s e n s ie c a łe d z ia n i e s ię - d y n a m ik a o b r a z u -s ło w a - r o z ­ g r y w a s ię m ię d z y s ło w e m (z e w s z y s tk im i je g o m o m e n ta m i) a p r z e d m io te m (w e w s z y s t ­ k ic h je g o m o m e n ta c h ). S ło w o z a n u r z a s ię w n ie w y c z e r p a n y m b o g a c tw ie i s p r z e c z n e j w ie - lo k s z ta łtn o ś c i p r z e d m io tu , w je g o „ d z ie w ic z e j ”, je s z c z e „ n ie w y p o w ie d z ia n e j ” n a tu r ze ; d la t e g o te ż n ie z a k ła d a o n o is t n ie n i a n ic z e g o p o z a g r a n ic a m i sw o je g o k o n te k s tu . [ ...] S ło w o z a p o m in a o p r z e s z ły c h d z ie ja c h p e łn e g o s p r z e c z n o ś c i o p a n o w y w a n ia s ło w n e g o sw o je g o p r z e d m io tu , ja k te ż o r ó w n ie s p r z e c z n e j a k tu a ln e j w ie d z y o n im .

Snując tę paralelę, nie m am żadnej pew ności, czy znalazłoby się wiele utw o­ rów poetyckich, które w ta k i sposób w cieliłyby opis poezji pow stałej (to chyba nie przypadek) w czasie najm arn ie jsz y m z m arnych. W idać, taka już logika „czasu m arn eg o ” . „Nie bez pow odu - pisze au to r Obrony nonsensu - w najw spanialszym istniejącym poem acie religijnym , w Księdze Hioba, n iedow iarek zostaje p rze k o n a­ ny n ie przez ła d i dobroczynność Stw orzenia (jak chciała religijność X V III w ieku, skarlała do rozm iarów racjo n alizm u ), lecz przeciw nie, przez jego bezm iern ą, nie- odgadnioną irracjo n aln o ść” .

M oże jeszcze jeden X X-w ieczny poeta próbow ał „p rzeb ić” kody językowe. Paul C elan, gdy z bólem korzył się wobec mowy:

(Z n a m C ie b ie , ty ś je s t ta n is k o u g ię ta , Ja z a ś, p r z e b ity , je s te m w m o c y tw ojej! G d z ie św ia d e k : sło w o , c o p ło n ą c p a m ięta ? T yś r z e c z y w ista . Ja - z s a m y c h u r o je ń .)

Tak p rzetłum aczył to Jak u b Ekier. Ale trzecia lin ijk a oryginału brzm i: „Wo flam m t ein W ort das für uns beide zeugte?” . A więc „Gdzie p łonie słowo zaśw iadczające nas oboje” - poetę i rzeczyw istość jego języka - „Wo flam m t?” . D o tąd chyba n ik t na to p ytanie nie odpow iedział. Praw dopodobnie b ra k takiego słowa we w spółczes­ nym p o d ręczn ik u poetyki. M ogłoby zostać odnalezione przez „h erm eneutykę n e­ gatyw ną” . Pod w aru n k ie m wszakże założenia, że szukam y św iata, z którego przy­ chodzi k o n k retn e słowo, a nie - że pró b u jem y pogodzić je z naszym światem .

19

7

(6)

198

Abstract

M agdalena LUBELSKA

Jagiellonian U n iversity (K ra k ó w )

Venerable Professor!

This reply to Professor H e n ry k M arkiew icz's te x t title d W hat is it that I don’t understand o f C. M ilosz's Traktat m oralny? is a discussion-triggering fo rm u la tio n o f p ro p o se d readings o f th e M ilosz treatise - w h ic h d iffe r fro m e a rlier-p ro p o se d options, including th e a u th o r's o w n . A peculiar paradox o f deepening o f so-called ‘underspecified spots', along w ith amassing concretisations o f M ilosz's treatises, makes o n e take a clo se r lo o k at th e in te rp re tative posi­ tio n taken by Ewa Bieńkowska. H e r b o o k o n Milosz, W ogrodzie ziem skim [ ‘In an earthly garden'], suggests a possibility fo r o n e to deal w ith an ‘im plicit' treatise sphere, w ith o u t show ing o ff a professional reading o f th e explicit plane o f th e texts concerned.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Materiał edukacyjny wytworzony w ramach projektu „Scholaris – portal wiedzy dla nauczycieli".. współfinansowanego przez Unię Europejską w ramach Europejskiego

Zajmiemy si¦ teraz problemem równania postaci (16), które jednak nie jest zupeªne.. Wów- czas mo»emy poszukiwa¢ takiego czynnika, który sprawi, »e po pomno»eniu przez niego

Wystarczyłoby, aby na czele Państwa siał Roman Dmowski lub Ignacy Paderewski, wystarczyłoby, aby ministrami byli endecy, a wtedy stałby się cud: Polska stałaby

For short-term forecasting, these arguments have long been anticipated in practice, and models with good (and improvable) track- ing properties have been obtained by

[r]

Zadanie nr 1 Dostawa zestawu komputerowego dotyczy rea|izacji projektu pt': ,,NoWy innowacyjny sposób zagospodarowania strumienia siarki z procesów technoIogicznych

Wykonanie przeg|ądu okresowego centra| wenty|acyjnych i klimatyzatorow lnstytutu Inzynierii Chemicznej Polskiej Akademii Nauk w Gliwicach3. Wykaz urządzeń do przeg|ądu

W pracy doradcy mog¹ pojawiæ siê zaniedbania i nadu¿ycia, które œwiadcz¹ o nieuczciwym postêpowaniu wzglêdem osoby radz¹cej siê.. Kargul wskazuje na niektóre tego typu