• Nie Znaleziono Wyników

Jan Andrzej Morsztyn - poeta wirtuoz

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Jan Andrzej Morsztyn - poeta wirtuoz"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Barbara Falęcka

Jan Andrzej Morsztyn - poeta wirtuoz

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 68/3, 147-165

(2)

Z A G A D N I E N I A

J Ę Z Y K A

A R T Y S T Y C Z N E G O

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X V I I I , 1977, z. 3

BARBARA FALĘCKA

JA N AN DRZEJ M ORSZTYN — PO ETA W IRTUOZ

Z ainteresow anie badaczy lite ra tu ry tw órczością J a n a A ndrzeja M or­ sztyna w y n ik a nie tylko z jej przynależności do stosunkow o niedaw no zrehabilitow anej epoki literack iej, ale w głównej m ierze z jej w ysokiej rangi arty sty cznej. Ta w łaśnie ran g a stanow i bodziec do podejm ow ania wciąż now ych prób in te rp re ta c y jn y ch .

N iniejsza p raca zm ierzać będzie do przeprow adzenia analizy kilku utw orów , k tó re uzn ajem y za szczególnie ch arak tery styczn e dla dorobku twórczego tego autora. U zyskane w yniki dostarczą z kolei podstaw do scharaktery zo w an ia p ew nych aspektów poetyki M orsztyna i zreko nstruo ­ w ania n iek tóry ch założeń jego twórczości.

Do założeń podejm ow anych przez in teresu jącą nas poezję nie należał z pew nością po stu lat oryginalności. Św iadczy o ty m fakt, iż większość M orsztynow ych u tw orów to tłum aczenia bądź p arafrazy tekstów i m oty­ wów lite ra tu r obcych. T rzeba tu ta j jed n ak podkreślić, że te obce wzory literackie spełniały rolę tw orzyw a, n a k tó ry m w yciskał M orsztyn znam ię swojej osobowości poetyckiej, poprzez k ieru n k i w yboru i kształty p a ra ­ frazy h G łów nym , a więc program ow ym k ieru n k iem w yb oru było uznanie za w zór literacki tw órczości G iam b attisty M arina, piew cy miłości, au to ra subteln ych i kun szto w ny ch w ypow iedzi lirycznych. Dowodzą tego przede w szystkim dw a zbiory liry ków M orsztyna: L utn ia oraz K anikuła.

W toku rozw ażań będziem y się starali ujaw nić ten sposób k on stru o ­ w ania w ypow iedzi poetyckiej, k tó ry k ieru je uw agę odbiorcy M orsztyno­ w ych utw oró w na ich „ re ż y se ra ” , n a jego w irtu ozerską spraw ność 2.

Po-1 Zob. Cz. H e r n a s, Barok. Warszawa Po-1973, s. 234.

2 Pisząc o reprezentatyw ności analizowanych tutaj liryków Morsztyna, należy wspom nieć i o utworach m niej licznych, nie będących przedmiotem naszych zain­ teresowań. Są to w iersze podejm ujące odmienną konwencję. J. K o t a r s k a w arty­ kule Jedna czy d w ie po etyk i Jana A n drzeja Morsztyna („Zeszyty N aukowe W ydziału Hum anistycznego U niw ersytetu Gdańskiego”, Prace H istorycznoliterackie 1974, nr 3, s. 140) w ykazuje związki niektórych utworów poety z tradycją rodzimą, głównie z popularną liryką pieśniową. Za najw ażniejsze cechy tej ostatniej autorka uznała: jednoczenie dworności z rubasznością, niew ym yślne opracowanie wątków , zwłaszcza

(3)

zwoli to przeprow adzić analogię pom iędzy in teresu jącą nas poezją — reprezentującą, ja k dotąd sądzono, w yłącznie styl barokow y 3 — a n u rte m m anierystycznym . Dopiero bow iem w pow iązaniu z ty m ostatnim 4 można, jak nam się w ydaje, docenić w y jątk o w ą pozycję twórczości J a n a A ndrzeja M orsztyna na tle polskiej poezji X V II-w iecznej 5.

Jed n y m z najczęściej cytow anych utw orów poety je st w iersz O sw ojej pannie. In te rp re ta c ję wierszy, k tó ry ch k o n stru k cja najlepiej oddaje cechy w arsztatu poetyckiego M orsztyna, rozpocznijm y jed n a k od następnego u tw oru :

D O T E J Ż E Oczy tw e nie są oczy, ale słońca jaśnie

Świecące, w których blasku każdy rozum gaśnie; Usta tw e nie są usta, lecz koral rumiany,

Których farbą każdy zm ysł zostaje związany; Piersi tw e nie są piersi, lecz nieba surowy

Kształt, który w olą naszę zabiera w okowy. Tak oczy, usta, piersi, rozum, zm ysł i wolą

Blaskiem , farbą i kształtem ćmią, wiążą, niewolą c.

erotycznych, zaczerpniętych z poezji elitarnej, czytelność m etaforyki sięgającej często do sfery zjawisk potocznych, związanych z doświadczeniam i mniej w ykształconych czytelników, oraz profil piosenkow y. Kotarska wykazała, że konwencja popularnej poezji m iłosnej, opartej zarówno na obcych jak i rodzimych wzorach, podjęta została przez Morsztyna na zasadzie stylizacji. Stylizacja była wyrazem kompromisu estetycznego. Rezygnując z gry intelektualnej, z bogactwa m etaforyki, kunsztownej kom pozycji i składni, ze szczególnej roli przerzutni — na rzecz prostszego wyrazu artystycznego, Morsztyn nie zszedł jednak całkowicie do poziomu sym plifikacji cha­ rakterystycznego dla „pieśni, tańców i padw anów ”. Oprawa poetycka jego pieśni .jest strojniejsza. Indyw idualność twórcza autora K an iku ły sprawiła, że stosow ane przez niego obiegowe szablony u legły rew aloryzacji. Funkcjonowanie tej drugiej, znacznie mniej skomplikowanej poetyki w twórczości wyrafinowanego Europejczyka, twórcy o w ysokim stopniu sam owiedzy teoretycznej, jest — zdaniem Kotarskiej — dowodem św iadom ego uwzględnienia am biwalencji gustów, jaką odznaczali się X V II-w ieczni czytelnicy.

3 Dopuszczamy się w tym sform ułowaniu jaskrawego uproszczenia, uspraw ie­ dliwionego jednak przez fakt, iż wyszczególnienie różnych tendencji istniejących w obrębie sztuki barokowej nie jest tu konieczne.

4 W niniejszej pracy — w powiązaniu z jego kilkoma w ybranym i elem entam i. 5 Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że zawarte w tej rozprawie stwierdzenia nie pretendują do rangi bezwyjątkow ości. I to w dwojakim sensie: nie w szystkie prze­ jawy kunsztu poetyckiego przyporządkować można spornemu dotychczas i n ie­ ostremu pojęciu, jakim jest manieryzm; po wtóre, rozciąganie zjawiska w irtuozerii na całą twórczość poety byłoby oczyw iście nie tylko uproszczeniem, ale i fałszem . Dopatrywanie się w strukturze konkretnych utworów absolutnej „czystości sty lo ­ w ej” to często wynik ich błędnej interpretacji. Należy o tym pamiętać szczególnie w badaniach nad w iekiem XVII, kiedy to granica między różnorodnymi tenden­ cjami „nie dzieli poetów na grupy, lecz przechodzi przez ich warsztaty twórcze” (H e r n a s, op. cit., s. 187).

6 Cyt. według: J. A. M o r s z t y n , U tw o r y zebrane. Opracował L. K u k u l s k i . Warszawa 1971. W szystkie przytaczane dalej w iersze pochodzą z tegoż wydania.

(4)

Na pozór m am y tu ta j do czynienia z trad ycy jn ą, m ało odkryw czą m eta­ foryką. P o rtre t kom plem entow anej adresatk i w iersza to konw encjonalna w yliczanka „w dzięków niew ieścich”, ju ż z zasady swej statyczna. Ale to też tylko pozór. W rzeczyw istości bow iem w ym ienione a try b u ty kobiecej urody uchw ycił poeta w oddziaływ aniu. K ażdem u z nich przyporządko­ w any został i poddany m anipulacji odm ienny elem ent m ęskiej psychiki. W iersz stanow i c h arak tery sty czn y p rzypadek u tw o ru pisanego jed n o­ cześnie do „te jże ” i o niej. A dresatk a jest zarazem o b i e k t e m poetyc­ kich w ynurzeń. Co w ięcej, zw ykła relacja m iędzy podm iotem a przed­ m iotem ulega na innej płaszczyźnie u tw o ru przew artościow aniu: a d resat­ ka — przedm iot w ypow iedzi lirycznej, dzięki swej szczególnego rodzaju aktyw ności sprow adza p o d m i o t tej w ypow iedzi do roli p r z e d m i o ­ t u. B ohaterka u tw o ru (kom ponent przedstaw ionego świata) oraz „ ja ” w y ­ pow iadające są zasadniczym i elem entam i k o m un ik atu poetyckiego. Zm iana tw orzonej przez nie h ierarch ii n astęp u je pod w pływ em ich p rzyporząd­ kow ania odm iennej płaszczyźnie pojęciowej : to, co heterogeniczne, nale­ żące do niższego p iętra s tru k tu ry utw oru, zostaje usam odzielnione w sen­ sie, jaki n ad aje tem u pojęciu w ew n ętrzn a logika św iata przedstaw ionego, i odw rotnie, to, co bardziej autonom iczne, tw orzące wyższe piętro stru k ­ tu ra ln e w iersza, staje się podrzędne n a tej sam ej zasadzie. M am y tu do czynienia z przew artościow aniem całości pod w pływ em jej części.

W ażkich spostrzeżeń dostarcza rów nież prześledzenie m etafory k i w ier­ sza. Cechuje ją rozległość skojarzeń, co w szakże nie znaczy, iż m am y do czynienia z ich dowolnością. Ciąg skojarzeniow y w yw odzący się z każdorazowo innego „h asła w yw oław czego” (jak: „oczy” , „ u sta ”) podda­ n y został w yraźnej dyscyplinie — jej celem jest w ydobycie nie w izualnego k onterfek tu , lecz sensu pojęciowego. H iperbolizacja (nazw anie oczu „słoń­ cam i” czy piersi — „nieba surow ym kształtem ”) jest w ty m przyp ad ku nie tylko m an ierą sty listy czn ą baroku, n a niej bow iem nie zam yka się proces asocjacyjny. To, co w pierw szej fazie było niesam odzielnym , p rzy ­ w ołanym elem entem przenośni (np. „słońca”) — zaczyna funkcjonow ać n a praw ach podstaw ow ego członu m etaforycznego (w blasku słońc gaśnie każd y rozum ). W konsekw encji m am y do czynienia z efektow nym ,,w y­

jaśnieniem ” zaskakującego zjaw iska pokory um ysłow ej wobec przedm iotu adoracji. Podobny zabieg o b serw ujem y w czterech kolejnych w ersach utw oru.

W ażną rolę w d e m o n s t r o w a n i u s p o s o b u k o n s t r u o ­ w a n i a tej skom plikow anej m etafo ry odgryw a kom pozycja, zarów no na poziom ie zdania (a w ięc składnia) jak i całego utw oru. I w ty m przy p ad k u m am y do czynienia z czyjąś czujną obecnością, poddającą tok w ypow iedzi przem yślanym zasadom budow y. Płaszczyzna składniow o-kom pozycyjna odznacza się łatw o zauw ażalną sy m etrią. U tw ór dzieli się na dw ie — różnej wielkości — części, z któ ry ch każdą ch a ra k te ry z u je w łaściw y jej rodzaj kom pozycji. Część pierw sza, obejm ująca 6 początkow ych wersów ,

(5)

składa się z 3 segm entów 2-w ersow ych. Owe segm enty to zdania o id en ­ tycznej budow ie, k tó ra ściśle przylega do wyżej analizow anych etapów skojarzeń. W grę wchodzi więc podw ójna sy m etria: składniow a i skład­ nio w o-sem antyczna. C haraktery sty czn e jest i to, że zarów no n a planie pierw szej (dotyczącej ty p u składni poszczególnych zdań) ja k i drugiej analogii (dotyczącej ścisłej odpowiedniości budow y składniow ej zdania wobec jego w arstw y sem antycznej) istnieje ten sam podział 3-fazowy. Pow ołajm y się n a p rzykład pierw szego zdania.

Oczy tw e nie są oczy [I] ale słońca jaśnie świecące [II] w których blasku każdy rozum gaśnie [III]

— ja k ju ż zaznaczono, tem u podziałowi ściśle odpow iada fazowość ciągu skojarzeniow ego. Ta sam a zasada rządzi budow ą obu zdań następ ny ch (liczbę zdań: 3 — wobec pow tarzającego się podziału 3-f azowego należy chyba trakto w ać jako celową).

Analogia stru k tu ry składniow ej nie ogranicza się do identycznej liczby odcinków zdań, lecz sięga dalej, w k ieru n k u identyczności ich budow y:

Oczy tw e nie są oczy Usta tw e nie są usta Piersi tw e nie są piersi

— po każdym z ty ch stw ierdzeń n astęp u je pozorne zaprzeczenie sygnali­ zow ane spójnikiem „ale” bądź jego w arian tem „lecz” . Końcow y, pow ta­ rzalny odcinek to zdanie podrzędne rozpoczynające się zaim kiem w zględ­ n ym „ k tó ry ” — w 3 w ariantach.

M amy więc do czynienia z określonym schem atem składniow ym — i to, trzeb a podkreślić, w yraźnie sygnalizow anym . M odelow a k on struk cja zdania, której p otencjalny schem at u k o n k retn io ny zostaje p rzy pomocy różnych, w ym iennych elem entów , k ieru je naszą uw agę na sposób budo­ w ania określonego ty p u m etafory, unaocznia zasady k o n struo w ania w y ­ powiedzi poetyckiej.

Oryginalność, pom ysłowość polega w ty m p rzy p ad k u nie ty le na śm iałym zestaw ieniu odległych skojarzeniow o p o ję ć 7, ile n a w ykorzy­ stan iu kom pozycyjnej funkcji przenośni rozw ijanej w to ku całej w ypo­ wiedzi. P rzenikanie m etafo ry „w szerz” i „w g łąb ” utw oru, organizow anie przez n ią każdego p iętra stru k tu ry w iersza u jaw n ia się rów nież w dalszym ciągu naszej analizy, tzn. w analizie dwóch o statn ich w ersów . Ich u p rzy ­ w ilejow ana pozycja kom pozycyjna (jako w ierszy zam ykających utw ór)

7 Zabieg ten, podobnie jak i budowanie całego łańcucha m etafor, był zna­ mienny dla epoki. Na ten temat zob. m. in.: В. O t w i n o w s k a , „Concors discordia” Sarbiewskiego w teorii konceptyzmu. „Pamiętnik L iteracki” 1968, z. 3. — S. Z a- b ł о с к i, Powstanie m anierysty cznej teorii m etafory i je j znaczenie na tle prądów estetycznych epoki. Przy czy n e k do dziejów arystotelizm u w X V I wieku. W zbiorze: E stetyka — poetyka — literatura. W rocław 1973.

(6)

została w pełni — m ożna by n aw et rzec: d em onstracyjnie — w yk orzy­ stana. I znów zw raca uw agę sym etria w ypow iedzi, wzm ocniona do d at­ kowym elem entem — w ersyfikacyjnym . Średniów ka przepoław ia 13-zgło- skowiec n a dw a odcinki: 7- i 6-zgłoskowe, porządkuje tym sam ym długi szereg w yliczeniow y, w yod ręb n iając z niego oddzielne całości. K on struk cja tego frag m en tu jest bardzo p rzejrzysta. Biorąc pod uw agę jed yn ie sam o­ dzielne części zdania (a stanow ią one, poza nielicznym i spójnikam i, zdecy­ dow aną większość), bez tru d u m ożna dostrzec, że oba te w ersy skład ają się z 2 członów 3-odcinkow ych (3—}—3).

Każdy z elem entów tego w yliczenia to m otyw znany z poprzedniej części u tw o ru 8. P rzyw ołanie ich po raz drugi i niezw ykłe zagęszczenie decyduje o roli, jak ą pełni ta faza w iersza — będąca k w in tesencją znacze­ niow ą i efekto w ną p u e n tą 9. K ażdy z w yodrębnionych odcinków zaw iera w sobie 3 m otyw y odpow iadające kolejnym fazom ko n stru k cji m etafo­ rycznych. J e st to jedno k ry te riu m podziału. Ale istn ieje i drugie, rów nie istotne, k tó re przeg ru p o w uje zaszeregow ane m otyw y, w całości w y zna­ czające już nie f a z y k o n s t r u k c y j n e przenośni, ale ich s e n s m e t a f o r y c z n y . S p ró b u jm y pokazać to za pomocą w ykresu:

To jednoczesne przyleganie i odpychanie się słów, jednocześnie p rze­ chodzenie z jednego porządku w drugi decyduje o tym , że p u en ta jest kw intesencją w ty m sam ym stopniu w arstw y sem antycznej w iersza co i jego poetyki.

8 Dwuwiersz ten zacytowany został przez D. C y z e v s k i e g o (Neue L e se ­ früchte. II. „Zeitschrift für slavische Philologie” t. 25 <1956), z. 2, s. 321) jako jeden z przykładów rozpowszechniania się na terenie słowiańskiej literatury barokowej zachodnioeuropejskiej mody na „versus r apporta ti”. W charakterystyce tego ro­ dzaju utworów badacz nie w yszedł poza ogólnikowe «twierdzenie dotyczące skom a­ sowania i uporządkowania w ostatniej strofie obrazów i pojęć ze strof poprzednich. 9 Na precyzyjną konstrukcję analizowanego tu utworu oraz na funkcję jego puenty będącej podsumowaniem wcześniej wym ienionych elem entów zwraca uwagę M. S z p a k o w s k a w artykule Sami nie wiecie, co posiadacie („Twórczość” 1965, nr 6).

(7)

Z adem onstrow ana w M orsztynow ym utw orze isto ta poetyckiego k u n ­ sztu polega n a u m iejętn y m przeorganizow aniu składników kom unikatu. M amy tu jak b y do czynienia z o ryginalną realizacją fu nk cji poetyckiej 10. Polega ona n a innym rodzaju kom binacji jed no stek ekw iw alentn ych utw oru, kom binacji dokonującej się nie n a poziomej płaszczyźnie przy- ległości, lecz na osi pionowej zaznaczającej się w ew n ątrz stru k tu ry u tw oru. D oprow adza to do p ow stania konfiguracji alin earn ej.

S tru k tu ra w iersza, tak n a pozór czytelna, w rzeczyw istości odznacza się dużym stopniem skom plikow ania. W kom plem ent opiew ający w szech­ w ładzę urody kobiecej w pisane zostały zasady jego budow y. O dsyłają nas one do niew idocznego reżysera, k tó ry jed n ak w yraźnie sygnalizuje sw oją obecność, poprzez nieu stan n e u jaw n ian ie w łasnej inw encji. Tego rodzaju poetyka utw oru, odznaczającego się m aksym alnym zagęszczeniem znaczeń, d e term in u je sposób jego percepcji, apelując ty m sam ym do określonego ty p u odbiorcy. Musi to być ktoś, kto jest w stanie zainw estow ać sporą dozę w ysiłku um ysłowego, aby podjąć prow adzoną przez nadaw cę prze­ kazu grę, innym i słowy, aby p o traktow ać u tw ó r jako. popis k u n sz tu jego spraw cy.

Ten ty p problem atyki k ieru je naszą uw agę w stro nę często om aw ia­ nego, a jednocześnie wciąż k o n trow ersyjnego n u rtu , jak im w sztuce XVI w. (a w lite ra tu rz e także w X V II w.) był m anieryzm n . Jo h n S h e a r­ m an, a u to r m onografii tego n u rtu , w n a stęp u jący sposób c h arak tery zu je twórczość jednego z najbardziej uzdolnionych przedstaw icieli m anie- ry zm u w łoskiego:

N ajlepiej chyba można ocenić niezawodną ręką Giovanniego da Bologna w jego małych figurkach z brązu. Są one przeznaczone do tego, by przyglądać im się długo i z bliska, bo te z nich, które są podpisane nazw iskiem G iovan­ niego, zadziwiają delikatnością techniki. [...] Trzeba je, zgodnie z intencją artysty, obracać w ręku, w tedy bowiem doznajemy mimo w oli podniety este­ tycznej, podobnie jak czasem przy słuchaniu muzyki.

Kompozycje Giovanniego da Bologna znalazły w ielu naśladowców; po­ w stały dzięki tem u dzieła niekiedy piękne, nigdy jednak nie dorównujące w zo­ rom skom plikowaną doskonałością 12.

Pow yższe słow a przytoczone zostały nie tylko w celu podkreślenia pionierskiej, przew odniej roli, jak ą w b adaniach n ad m anieryzm em ode­

10 N iniejsze uw agi nawiązują do teoretycznych rozważań na tem at istoty ko­ m unikatu poetyckiego zawartych w rozprawie R. J a k o b s o n a P oetyka w świetle ję z y k o z n a w s tw a (w zbiorze: Współczesna teoria badań literackich za granicą. T. 2. K raków 1976).

11 Zob. na ten temat: J. S o k o ł o w s k a , Manieryzm — niebezpieczna kariera pojęcia. W: Spory o barok. W poszukiw aniu modelu epoki. Warszawa 1971. — B. O t w i n o w s k a , Od „maniery” do „stylu”. Paragon sztuki i literatury. W zbio­ rze: E stetyka — poetyka — literatura.

12 J. S h e a r m a n , Manieryzm. Przełożyła M. S k i b n i e w s k a . Warszawa 1970, s. 9, 10.

(8)

grała h istoria sztuki. Chodzi jednocześnie o w ydobycie ry su znam iennego dla epoki: m yślenia o sztuce polegającego n a przeprow adzaniu analogii m iędzy poszczególnym i jej dziedzinam i (co m. in. w ynikało ze w spólnej tra d y c ji k ry ty k i s ta ro ż y tn e j)13. D ążenie do artystycznej doskonałości leżało rów nież w klim acie epoki. Z niego rodził się duch ryw alizacji i am bicja doścignięcia wzorów 14 — obojętne, czy n a w zory te kreow ano m in iatu ry z b rązu G iovanniego da Bologna, czy m in iatu ry literackie G iam battisty M arina.

N a drodze do osiągnięcia m istrzostw a leżał jed n ak opór tw orzyw a. Był to czynnik o w artości dość am biw alentnej — jako przeszkoda, ale przeszkoda pożądana, bez niej bow iem nie m ożna było ujaw nić cechy ta le n tu szczególnie cennej w oczach m anierystów ; była n ią łatw ość w po­ konyw aniu trudności.

P rzytoczm y kolejny w iersz M orsztyna z tego samego cyklu:

Z A P U S T

Zapuszczam zapust sm utny i gdy św iat szaleje Z wesołości, sam em u mnie serce truchleje. Nie masz cię, dziewko droga, a ja zaś bez ciebie Wesela nie nalazłbym dla siebie i w niebie. Zapuszczam i z daleka cień mych powolności

Na tw e pojrzenia wdzięczne, na twe łaskawości. N ie m asz cię, dziewko droga, a choćby kto inny Chciał być łaskaw, ja mu nic za to nie powinny. Zapuszczam się coraz tam, kędyś w ięc mieszkała,

I w idzę z żalem, że m ię droga oszukała. N ie masz cię, dziewko droga, a twoje pokoje Bez ciebie w sercu moim budzą ciężkie boje. Zapuszczam wtenczas łez mych na oczy zasłonę,

Nie widząc cię, w którąż się kolw iek udam stronę. Nie m asz cię, dziewko droga, oczy się me brzydzą Sam ym słońcem, gdy ciebie przed sobą nie widzą. Zapuści na m nie kosę sw oję śmierć i skróci

Życie me, jeśli m i cię niebo w skok nie wróci. N ie masz cię, dziewko droga, dobrą m yśl opuszczam Dla niebytności twojej i smutno zapuszczam.

13 Obecnie badacze literatury w pełni doceniają tę postawę, widząc w niej szansę na przeprowadzenie dalszych, bardziej owocnych interpretacji. U ściślają oni pojęcie krytyki antyku poprzez sprowadzenie jej do wspólnej w szystkim sztukom tradycji retorycznej. D aje to w efekcie bardziej literacki od kategorii W öfflinow- skich zestaw kryteriów , pozw alający rozróżniać X V I- i X V II-w ieczny klasycyzm od stylów m anierystycznych i barokowych. Zob. B. O t w i n o w s k a : rec.: M. W. C r o 11, S tyle, Rhetoric and Rhythm. Essays. „Pam iętnik Literacki” 1968, z. 4; O d „m an iery” do „sty lu ”.

(9)

Ju ż w stępne zapoznanie się z tek stem pozw ala dostrzec świadom e naw iązanie do Trenów Ja n a K ochanow skiego 15. Dowodzi tego elegijny ton w ypow iedzi, skarga podm iotu przeżyw ającego, p rag nien ie pow rotu ukochanej: ,,jeśli m i cię niebo w skok nie w róci” („niebo” w ty m p rzy ­ padku może oznaczać los i dotyczyć jego ingerencji w spraw y istot ży­ wych, choć nieobecnych, w ażna jest jed n ak sam a a u ra stylistyczna takiego ujęcia nasuw ająca skojarzenie z Trenami). Podobną rolę spełnia m otyw opustoszałych pokoi czy wreszcie, w sposób najbardziej w yraźny, po w ta­ rzający się jak leitm o tiv , zw rot: „Nie m asz cię, dziew ko dro ga” . W ym ie­ nione elem enty pozw alają m ówić o aluzy jn y m naw iązaniu do jednego z czołowych u tw orów polskiej trad y cji renesansow ej.

S tru k tu rę w iersza w spółtw orzą jed n ak i elem enty o odm iennym pochodzeniu. M amy tu n a m yśli liczne pow tórzenia słowa „Z apuszczam ” — usytuow anego w części inicjalnej każdej całostki stroficznej. W iersz s ta ­ nowi popis um iejętności w ydobyw ania znaczeń z jednego, pozornie т а 1 э efektow nego słowa. Um iejscow ienie go, ja k to ju ż zostało powiedziane, na początku każdej stro fy je st celow ym zabiegiem kon struk cyjn ym . W y­ raz odczytany po raz pierw szy posiada w yłącznie znaczenie słow nikow e, bez jakichkolw iek kontekstow ych obciążeń, a więc w tym o statn im sensie n eu tralne. W utw orze M orsztyna każda ze strof spełnia rolę kom entarza do znaczenia, którego w jej kontekście n ab iera owo słowo. J e s t to znacze­ nie każdorazowo inne; ile strof, tyle znaczeń: czym innym jest np. za­ puszczenie (opuszczenie) zapustu, czym innym zapuszczenie się tam , gdzie m ieszka ad resatk a w iersza, bądź zapuszczenie na oczy zasłony łez.

W w ierszu m ożna dostrzec w yraźne dążenie do w yw ołania niespo­ dzianki — zaskoczenia. E fekt ten uzysk uje poeta różnym i sposobam i: pierw szy z nich, najprostszy, m ianow icie zderzenie się znaczenia słow ni­ kowego z w tórnym , kontekstow ym , został ju ż zasygnalizow any 16. Ale na ty m nie koniec: znaczenie w tó rn e u trw ala się w świadom ości odbiorcy, aby z kolei ulec zderzeniu z now ym sensem w yrazu, n ad any m m u przez kontekst n astępnej strofy. Ponow nie w ięc n a stę p u je „osw ojenie się” z now ym sensem , k tp ry „przytw ierd zo n y” zostaje do w yrazu o tw ierają­ cego strofę kolejną. G ra z czytelnikiem toczy się dalej. Z nane są już jej zasady, mimo to zainteresow anie trw a, nie w iadom o bowiem, jak i k ontekst

15 Wzmiankę na tem at powiązań niektórych utworów Morsztyna (m. in. przy­ toczonego wyżej) z twórczością Kochanowskiego zawiera książka J. S o k o ł o w ­ s k i e j Jan Andrzej Morsztyn (Warszawa 1965, s. 53—54).

16 Thesaurus Polono-Latino-Graecus G. K n a p s k i e g o (1621) notuje następu­ jące znaczenia interesującego nas słowa: 1) „zapuszczam w łosy”, 2) „zapuszczam las”, 3) „zapuszczam co firankam i”, 4) „zapuszczam się, zaciągam się”. Strofy trzecia i czwarta przywołują dwa ostatnie znaczenia. Zapuszczenie na oczy zasłony łez w ydaje się nawiązywać do wym ienionego przez Knapskiego znaczenia zasłaniania czegoś. Sens jeszcze bardziej zgodny ze słow nikow ym uzyskuje rozpatrywane przez nas słowo w kontekście: „Zapuszczam się coraz tam, kędyś w ięc m ieszkała”.

(10)

w yrazow y zd ew aluuje poprzednie znaczenie, innym i słow y: czym zostanie ono zastąpione.

M ówiąc o dew aluacji w arto może dodać kilka słów w yjaśnienia. D ew a­ luacja znaczeń to proces, k tó ry w om aw ianym w ierszu zachodzi i nie zachodzi zarazem . O dbyw a się n a pograniczu sąsiadujących z sobą strof. Tym pograniczem je st po w tarzalny czasownik, posiadający znaczenie n a ­ dane m u przez poprzedni kontekst, ale już „czekający” na w y trącen ie tego znaczenia przez nowe, n a razie nie znane — zjaw isko chw iejnej rów no­ wagi. Nie znaczy to jed n ak wcale, że zdezaktualizow any sens zostaje usunięty. L inearność tek stu spraw ia, iż rów nocześnie z wyżej opisanym zachodzi in n y proces — stopniow ej kum ulacji znaczeń. Efektem tego zabiegu jest cały p ęk znaczeń, w które obrasta kluczow y w yraz 17.

U tw ór zaw iera więcej jeszcze dowodów n a ową żonglerkę słowną, stanow iącą jego oś ko n strukcyjną. N iezależnie od licznych pow tórzeń słowo „zapuszczam ” pojaw ia się i n a końcu w iersza, a więc znów w m iej­ scu szczególnie uprzyw ilejow anym . D aje to w efekcie kom pozycję klam ry: w yraz o tw iera i zam yka w ypow iedź — w ten sposób podkreślona zostaje jego rola elem en tu m anipulacyjnego, um ożliw iającego popis spraw ności poetyckiej. D odatkow ym podkreśleniem tej roli je st zapis graficzny (w y­ o drębnienie pierw szego w ersu każdej strofy) 18 oraz ty tu ł — Z apust — k tó ry jednocześnie p rezen tu je w ątek w iersza (chociaż nie b rak i w nim elem en tu zaskoczenia, m ow a bow iem w rzeczyw istości o zapuście sm u t­ nym ) w, a także sposób rozw inięcia tego w ątku, sprow adzony do gry znaczeń (słowa „zap u st” i „zapuszczam ” należą do jednej rodziny w y ­ razów).

W obu w yp ad kach m am y do czynienia z jaw ny m i dow odam i decyzji podm iotu czynności tw órczych, k tó ra jest tu szczególnie w yraźna, bo sygnalizow ana z pozycji wobec u tw o ru niejako zew nętrznych. P rezen tacja w iersza poprzez ty tu ł dokonana zostaje z pozycji autorskiej niereduko- w alnej do poziom u podm iotu mówiącego, zachow ującej dystans wobec jego w ypow iedzi 20. To samo m ożna powiedzieć o zapisie graficznym , dokładnie przew id ujący m sposób odbioru czytelniczego. A pelow anie do zm ysłu w zroku jest, ja k to ju ż zostało w spom niane, dodatkow ym sposobem zw ró­ cenia uw agi potencjalnego odbiorcy n a spraw ność tw órczą autora, k tó ry

17 Pow oduje to zjawisko „m igotliwości sem antycznej”, wzm ocnione oscylow a­ niem między dwoma biegunami: polisemantycznością słownikową a polisemantycz- nością kontekstową.

18 Zob. Bibl. Narodowa, rkps B. O. 599/1, k. 17v—18 (Mf 4333).

19 Znaczenie słow nikow e „zapustu” potwierdzone przez Lexicon Latino-Poloni- cu m J. M ą c z y ń s k i e g o (1564) oraz Thesaurus Polono-Latino-Graecus K n a p - s к i e g o określają jego synonimy: „m ięsopust”, „bachanalia”, „dionisia”.

20 Pojęcia te rozróżniamy według: J. S ł a w i ń s k i , O kategorii podmiotu l i ­ rycznego. W: Dzieło, język, tradycja. W arszawa 1974.

(11)

zaczerpnięty z tra d y c ji m otyw poddaje nowej „obróbce a rty sty c z n e j” w m yśl odm iennej, a uznaw anej przez siebie, konw encji poetyckiej 21.

Przeprow adzone analizy pozw alają dostrzec w iele analogii m iędzy bad aną tw órczością a n u rte m arty sty czn y m m anieryzm u. Z ten d en cji w ir- tuozerskich tego ostatniego w sposób n ieu ch ro n n y w y n ik a po stu lat in w en ­ cji tw órczej — pom ysłowości. D oprow adził on do pow stania i szczegól­ nego uprzyw ilejow ania teorii konceptu. W ładysław T atarkiew icz pisze o tym w następ u jący sposób:

prąd [manierystyczny] nazwano „conceptismo” : w nim chodziło już nie o sub­ telność słów, lecz — wyobrażeń, m y ś l i . Nazwę swą czerpał od hiszpań­ skiego „concepto”, a pośrednio od w łoskiego „concetto”, które to w yrazy zna­ czyły tyle co św ietny i nieoczekiwany pomysł, błysk m yśli, wyrażony lap i­ darnie, eliptycznie, epigramatycznie. [...] concetto — concepto, bystra myśl, stanie się głównym pojęciem estetyki. Gracian powie: „Czym dla oczu piękno, a dla uszu harmonia, tym jest »concepto« dla um ysłu” 2Z.

Jed n y m z licznych w ierszy M orsztynow ej L u tn i jest ero ty k Do Zosie. Oto jego frag m en t:

Żeś w sw ej twardości niezmienna, Nie dziw, boś w szytka kamienna: I usta masz rubinowe,

I rzędy zębów perłowe, I ciało alabastrowe,

I serce dyjam entowe. Co za dziw, że bożek m ały

Nie przestrzelił twardej skały!

Nieoczekiw any efekt osiągnięty został przy użyciu osten tacy jn ie kon­ w encjonalnych środków w yrazu artystycznego. N a odcinku kilku w ersów toczy się żartobliw a gra z czytelnikiem , ty le że prow adzona w m yśl odm iennych niż poprzednio zasad. I tu rów nież spostrzegam y w yraźny dowód istn ien ia świadomości tw órczej obejm ującej sw ym zasięgiem h o ry ­ zont znacznie szerszy niż jednostkow y fak t poetycki. Tym horyzontem je st tra d y c ja literacka. Podm iot spraw czy u tw o ru dy sponuje w iedzą o tym , jak ie środki w ypow iedzi poetyckiej uległy n a jej tle skonw encjonalizo­ waniu, i w iedza ta pozw ala m u przew idyw ać reak cję odbiorcy. Potrzeb ne jest to do w prow adzenia elem en tu niespodzianki, leżącego u podstaw najogólniej pojętej teorii konceptu, k tó ry m a być — pow tórzm y — „ św ie t­ nym i n i e o c z e k i w a n y m pom ysłem ” . Pom ysłowość, a w zw iązku z tym niekonw encjonalność ujęcia konw encjonalnych tropów poetyckich osiągnięta została poprzez w ydobycie odm iennego niż dotąd asp ek tu p r e ­ zentow anych zjaw isk, co z kolei pozw ala na ich przew artościow anie. T ra­

21 W uwagach dotyczących problemu nadawcy i w irtualnego odbiorcy utworu literackiego wykorzystano znajomość rozprawy J. S ł a w i ń s k i e g o Socjologia lite­ ratu ry i poetyka historyczna (w: jw.).

(12)

dycyjnym aspektem u trw alo nym w świadomości odbioru była barw a clesygnatów ew o k o w an y ch 'p rzez n astępu jące zestaw ienia słow ne:

usta rubinowe zęby perłowe ciało alabastrowe serce diamentowe

M ożna to graficznie zilustrow ać n astępująco:

I płaszczyzna: usta, zęby, ciało, serce

II płaszczyzna: rubin, perły, alabaster, diament

M am y więc do czynienia z krzyżow aniem się zakresów. M iejscem w spólnym , upodobniającym do siebie oba szeregi desygnatów , jest barw a. Na tym sk ojarzeniu polegał zastan y przez tw órcę w iersza m echanizm od­ bioru czytelniczego. Zestaw ienie ty ch sam ych szeregów na innej zasadzie decyduje o przerw an iu tego auto m aty zm u skojarzeń. Ilu stru je to n a stę ­ pujący diagram :

J a k już w spom niano, powyższy zabieg pozw ala na jeszcze jed n ą dekonw encjonalizację u ta rty c h znaczeń poetyckich. Pod any przykład w skazuje na inny, niż w ykazała to analiza w iersza Do tejże, a rów nie c h arak tery sty czn y dla M orsztyna sposób budow ania m etafor. Tym razem polega on n a odśw ieżaniu schem atów , dekonw encjonalizow aniu obiego­

(13)

w y ch tropów . P rzyró w nan ie części kobiecego ciała do k lejn o tó w ze w zględu na b arw ę było niekw estionow anym kom plem entem . N atom iast ujaw nienie odm iennego aspektu, „kam ienności” , pozw ala ten tra d y c y jn y kom plem ent żartobliw ie zdeprecjonow ać.

W yrażany przez niek tó ry ch badaczy pogląd, że m anieryzm to tylko jed n a z tendencji w ystęp ujących n a tle większej całości, epoki 23, w y daje się szczególnie zasadny w odniesieniu do konceptyzm u. J e st to bow iem zjaw isko obejm ujące swoim zasięgiem różne, ale w spółistniejące czasowo style. Być może zależność od ty ch stylów doprow adziła do po w stania kilku odm ian konceptu. D otychczasow a reflek sja badawcza, zgodna n a ogół z po­ glądam i XVI- i X V II-w iecznym i, p rzeciw staw ia koncept m yślow y, rozu ­ m iany w kategoriach poznawczych, słow nem u 24.

R ozpatryw ane n a tle obu ty ch odm ian wiersze M orsztyna pozw alają m ówić o trzecim w ariancie interesującego nas zjaw iska. K oncept nie od­ zw ierciedla tu charak tery sty czn ej dla epoki postaw y wobec św iata, pole­ gającej na w ydobyciu jego paradoksalnej złożoności. Nie jest też w yłącznie g rą słów (jaką odznaczają się np. p o p u larn e ,,raki”). J e st on przede w szystkim „nastaw iony n a siebie” , toteż jego głów na fu nk cja polega na w yeksponow aniu w łasnej doskonałości artystycznej.

Nieco odm ienną sferę zagadnień arty sty czn y ch odzw ierciedlają utw o ry skupione wokół jednego m otyw u. N ajw yrazistszym tego p rzyk ładem jest cykl w ierszy o z a u sz n ica c h 25. Przytoczm y ich ty tu ły : Na zausznice w dzw onki. S o n e t; Na to ż ; Na toż i jeszcze raz Na toż. N astęp nie: Na zausznice w kló teczki i Na zausznice w w ęże. W szystkie w ym ienione u tw o ry k o n stru u ją podobną sytuację liryczną. W ym yślne kształty elem en­ tu biżuterii noszonego przez b o h aterk ę w ierszy prow okują do w ygło­ szenia uszczypliw ie żartobliw ego kom entarza. M amy do czynienia z tw ó r­ czością, k tó ra w y ra sta z klim atu w y rafin o w an ia właściwego k u ltu rz e dw orskiej. K ształty zausznic p otraktow ano jako sym bole i niem e aluzje. Podm iot liryczny podejm uje się przew rotnego ich odczytania.

Pierw szy spośród ty ch utw orów zdaje się naw iązyw ać do w yjątkow o

23 S o k o ł o w s k a , Manieryzm — niebezpieczna kariera pojęcia.

24 Zob. O t w i n o w s k a , „Concors discordia” Sarbiewskiego w teorii koncep- tyzm u, passim. Trzeba tu zaznaczyć, że — niezależnie od podkreślania antynom ii treści i formy — pojawiają się także opinie ostrzegające przed stosowaniem zbyt rygorystycznego podziału, np. O t w i n o w s k a (Od „maniery” do „stylu”, s. 111) pisze: „Zresztą również w badaniach Crolla widać wyraźnie, jak z czasem obie przeciwstawne tendencje zlewają się w jeden neoteryczny kierunek, współtworzą najpopularniejszy styl w ieku, »stylus ingeniosus«. Jest to jednak sprawa pozostająca nadal problemem otwartym , wym agającym w ielu badań i szczególnej ostrożności. Nie można przeoczyć w niej ani ew entualnych punktów styku, ani podstawowego antagonizmu obu tendencji”.

25 Można się tu dopatrywać m anierystycznej mody na cykle kom pozycyjne otwarte. Zob. na ten temat: O t w i n o w s k a , Od „m an iery” do „stylu ”, s. 108—109.

(14)

bujnego n u r tu poezji w łoskiej, co zostało zresztą zaakcentow ane pod­ ty tułem :

N A Z A U S Z N I C E W D Z W O N K I S O N E T

Patrzcie, co pannie tej służycie, i wy, Co gładkość znacie oczu, ust i skroni, I moc dowcipu, i władzę jej broni, Jakie to z wam i m iłość czyni dziwy: Wiedząc, że każdy z w as do skargi chciwy

Na jej surowość, tak jej i tym chroni, Że w tę pobliższą uszu spiżę dzwoni, Aby jej lament nie doszedł rzew liwy. Już tedy mówić szkoda i fatygi,

Bo któż to sobie sprawi co u głucha I kto z nim wskóra, chybaby na migi; Jakoż, jeśli nas spotka ta otucha,

Że figle ręki, chyższej niźli cygi, Pojm ie, i oczu — dźwońcie jej do ucha.

B udow a stro ficzna sonetu, obecność w ątków erotycznego i reflek sy j­ nego, m odel m iłosnego przeżyw ania — nieprzystępność kobiety i związana z ty m sk arg a m ężczyzny — zdają się świadczyć o n aw iązaniu do liryki p e tra rk isto w sk ie j. Jednocześnie tek st dysponuje sygnałam i inform ującym i 0 niem ożności popraw nego jego odczytania w yłącznie w przytoczonym powyżej kontekście. Dw ie ostatnie strofy, pełniące n a ogół, zgodnie z tr a ­ d ycją g a tu n k u , fu n k cję konkluzji, przynoszą w yraźne obniżenie tonu em ocjonalnego. Dzieje się to n a sk u tek w prow adzenia sty lu żartobliwego 1 w pew n y m sensie upo to cznio n eg o 26. Zabieg ten pow oduje odidealizo- w anie b o h aterk i, której p o rtre t, zwłaszcza w pierw szej strofie, zaryso­ w an y został w sposób zachow ujący jeszcze „popraw ność” im itacji p e rtra r- kistow skiego wzorca. W w ierszu M orsztyna b rak wzajem ności, niem ożność spełnienia prag n ień , nie w ynika z sam ozaparcia w im ię w yznaw anych ideałów etycznych, lecz jest w ynikiem zagłuszenia „lam en tu rzew liw ego” przez zausznice, a więc... głuchoty bohaterki. Przew rotność tego ty p u ujęcia, sw oboda w p o trak to w an iu s tru k tu ry gatunkow ej każą um ieścić analizow any u tw ó r w ram ach n u rtu an ty petrarkistow skiego, któ ry do­ św iadczenia poetyckie kw estionow anej konw encji w ykorzystyw ał do jej zw alczania.

26 Decydują o tym wyrazy takie, jak „figle” (synonimy: „zbytki”, „fortele”), „cyga” ('zabawka dziecinna’ — zob. S ło wnik polszczyzny XV I wieku), czy: „kto [...] wskóra [u głucha], chybaby na m igi” — przypominające liczne staropolskie zwroty przysłow iow e typu: „Głuchemu trudno co powiadać, bo nie słyszy” (Bielski), „Głu­ chemu próżne słow a” (Skarga) —■ zob. J. K r z y ż a n o w s k i , Nowa księga p r z y ­ słów i w y r a ż e ń p rzy słow iow y ch polskich. Warszawa 1969.

(15)

Różnica leżała w innej postawie, innym stosunku w obec wspólnego tem a ­ tu: miłości, kobiety i piękna. Upraszczając nieco sprawę można petrarkizm zamknąć w pojęciu pochwały, idealizacji, antypetrarkizm zaś w pojęciu satyry, d eh eroizacji27.

Gwoli ścisłości trzeb a podkreślić, że sonet Na zausznice w d zw o n ki nie jest pro sty m zanegow aniem w zorca liry k i m iłosnej zaw artego w S o n e ­ tach do Laury. Obie ten d en cje w spółistnieją n a gruncie M orsztynow ego w iersza bezkolizyjnie. O didealizow anie kobiety je st dalekie od stry w ia li- zow ania (ponieważ jej niedostępność, jakkolw iek płyn ąca z przyziem nych pobudek, pozostaje faktem ).

Inaczej w n astęp n y m wierszu, gdzie m am y do czynienia z w y raźnym ujednoliceniem sty lu :

N A T O Z

Znam twą, Kupido, zazdrościwą zrzędę: Że-ć się ta panna, zdradliwsza nad wędę, N ie dała prośbą (boś też ślepy) ruszyć,

Chcesz nasze prośby tym dzwonem zagłuszyć. Bądź ty kaleką, a ta niech nas słucha;

Ty już bądź ślepy, ta nie będzie głucha.

Z aprezentow any m odel m iłosnego przeżycia bliski jest postaw ie h e d o ­ nistycznej. Typ b o h aterk i — ,,panna, zdradliw sza n ad w ęd ę” — w niczym już nie przypom ina nierealnej doskonałości. W iersz akceptuje m ęską przedsiębiorczość. Ta cecha zadecydow ała o stru k tu rz e w iersza — ż a rtu poetyckiego. Podm iot m ów iący w y stęp u je tu jako przedstaw iciel zbioro­ wości: „ n a s z e p ro śb y ”, „niech n a s słuch a” . K ontek st w skazuje n ie ­ dw uznacznie, że je st to zbiorowość m ęska. Nie m a więc m ow y o in ty m ­ ności przeżycia — anonim ow a „ p a n n a ” tak że w y stęp u je raczej jako r e ­ p rez e n ta n tk a swej płci niż b o h aterk a indyw idualna.

Przejdźm y do kolejnego utw oru. O tym , że podejm uje, on te n sam m otyw , info rm u je ty tu ł — Na toż, czyli ta k samo „n a zausznice w dzw on­ k i” . W obu poprzednich utw o rach już pierw sze w ersy naw iązyw ały do ty tu łu i ty m sam ym p o tw ierdzały go, tu ta j zaś w ers początkow y m usi spowodow ać zaskoczenie: „W iem y to dobrze wszyscy chrześcijanie” .

Podm iot m ów iący w y stęp u je i w ty m p rzy p ad k u jako przedstaw iciel zbiorowości, ty le że jest to zbiorowość o zupełnie in n y m charakterze. Z anika k ry te riu m płci, tak uzasadnione w utw orach, w k tó rych dom inuje erotyka. Z w rot reto ry czn y sk ierow any został do w spólnoty w yznaniow ej „[my] chrześcijanie” . Więź, k tó ra łączy w ypow iadającego ze słuchaczam i, podkreślono odw ołaniem się do w spólnie w yznaw anych praw d:

W iemy to dobrze w szyscy chrześcijanie, Że dzwony mają w ielkich cnót nadanie,

27 J. K o t a r s k a , A n ty p e tra r k izm w poezji staropolskiej. Rekonesans. W zbio­ rze: Literatura staropolska i j e j zw ią zk i europejskie. W rocław 1973, s. 218.

(16)

Pełnego nam aszczenia, niem al kaznodziejskiego to n u nie podw aża n a ­ w et k olejn y w ers m im o zasygnalizow ania (spójnikiem przeciw staw nym ) nadchodzącej zm iany:

Ale choć mają w kościele powagę

— toteż całkow ite zaskoczenie mieści się dopiero w następu jącym w y­ znaniu:

Z tą, co te nosi, nie pójdą na wagę.

D otychczasow e złudzenie m ija. K reacja podm iotu lirycznego jest i tu ta j ta sama. M e n t o r to tylko m aska dw oraka pom ysłowego w zw alczaniu oporów swej dam y. Poczucie w spólnoty z g ru p ą w yznaniow ą okazuje się pozorne, a w yzn aw an a przez n ią p raw d a zostaje podważona. A nalogia m ię­ dzy dzw onam i kościelnym i a w łaścicielką „zausznic w dzw onki” , w m yśl ów czesnych pojęć ju ż dostatecznie szokująca, została przeprow adzona w sposób m ający w ykazać m niejszą doskonałość ty ch pierw szych. N astę­ p u je w yliczenie cech ch arak tery zu jący ch porów nyw ane zjaw iska. W ym ie­ niający je dba o ścisłą odpowiedniość tych zestaw ień, np.:

Ta zm arłych wskrzesza, te umarłym dzwonią; Ta do swej służby, te do cudzej gonią.

— po to, by w konsekw encji uzyskać przekonujący szereg opozycyjny. Ten śm iały k o m p lem en t nie stanow i jed n a k celu sam ego w sobie, podporządkow ano go bow iem now ej „dezynw olturze znaczeniow ej” :

tu niż dzwony św iętsza jest dzwonnica, A św iętsza będzie, gdy ją po jej sercu Pośw ięci kapłan stułą na kobiercu.

O statnie w ersy znoszą dotychczasow ą przeciw staw ność prezen tow a­ n y ch zjaw isk. E pigram atycznie zwięzłe, um ieszczone w zakończeniu w iersza „ ra d y ” m ają przynieść korzyść przede w szystkim ich autorow i. Jednocześnie m am y do czynienia z dokładnym pow tórzeniem szkicu sytuacyjnego z wcześniej om aw ianych utw orów — przyp om nijm y choćby w ersy poprzedniego Na to ż :

Bądź ty [Kupido] kaleką, a ta niech nas słucha; Ty już bądź ślepy, ta nie będzie głucha.

Oczywiście w pierw szym w y p adk u przyw ołanie m itologicznego bożka miłości decyduje o daleko w iększym skonw encjonalizow aniu utw oru. In a­ czej w w ierszu obecnie analizow anym . W ykorzystanie m otyw ów w yw o­ dzących się z kręgu obyczajowości chrześcijańskiej do skonstruow ania sw aw olnego ero ty ku m iało w edług ów czesnych w yobrażeń posm ak lib er- tyński, ale było jednocześnie poetyckim n o vu m . Nie polegało ono na sam ym fakcie zderzania ty c h odległych kręgów pojęciow ych. W zbogacanie utw o ru religijnego m etafo ry k ą k o n stru o w an ą n a zasadzie łączenia m oty­

(17)

w ów religijn y ch z m iłosnym i m iało dość długą trad y cję, w yw odzącą się ze średniowiecza. Nowością była zm iana k ieru n k u tej relacji: podporząd­ kow anie m otyw ów relig ijn ych —■ funkcji erotycznej.

W arto przy okazji zaznaczyć, że z tego ro d zaju zabiegiem , osobliw ym na teren ie poezji polskiej, spotykam y się w u tw orze jednego z m istrzów M orsztynow ej m uzy, w A done M arina, gdzie ap ostrofa do k w ia tu je st przykładem in k ru stacji w poem at erotyczny tem a tu re lig ijn e g o 28.

A oto trzecie opracow anie znanego już m otyw u: J N A T O Z

Jużeś nam, panno, tyle serc nakradła, Żeś ich i w dzwonki zauszne nakładła; Znać, że w ytrw ają służyć ci do skonu,

Kiedy się zeszły za serca do dzwonu. Sw ego tu nie kładź, będzie w dzwonie skaza,

Stłucze go serce, bo twardsze żelaza.

„Serce dzw onu” to w yrażenie, k tó rem u przyw rócono z a ta rty w języku potocznym sens m etaforyczny. Zabieg ten pozw ala na skonstruo w anie nowej przenośni, rozw ijanej w toku całej w ypow iedzi. E lem entem orga­ nizującym budow ę w iersza jest p uenta. K u niej w łaśnie ciąży m etafora. A m biw alentne jej odczytanie służy żartobliw em u zdeprecjonow aniu boha­ terki.

N astępny w iersz cyklu posiada pełn y ty tu ł i ju ż choćby z tego względu nie odsyła w sposób tak w yraźny do poprzednich tekstów . Pom im o to m ożna go p otraktow ać jako kolejne ogniwo łatw o w yodrębn ialnej całości. Z m iana w ty tu le — Na zausznice w kłó teczki — jest m niej isto tna niż w spólny elem ent naw iązujący do pozostałych w ierszy pisanych „na za­ usznice” . Ponow nie więc obserw ujem y w ym ianę ruchom ych elem entów pow tarzalnej stru k tu ry . E lem ent w ykazujący do tej pory cechy trw ałości (przydaw ka „w dzw onki”) został zastąpiony in ny m („w kłóteczki”) peł­ niącym iden ty czną funkcję. J e st to jed en ze sposobów organizow ania nowej w ypow iedzi poetyckiej za pom ocą ściśle ograniczonych, niem al tych sam ych co poprzednio środków w y razu artystycznego. Poniekąd w b rew ty tu ło w i — spośród dw u p rzeciw staw nych ten den cji organizują­ cych stru k tu rę w ierszy: ten d en cji upodobniającej (m onotem atyczność) i odróżniającej (odm ienność ujęcia), zdaje się przew ażać pierwsza.

N A Z A U S Z N I C E W K L Ö T E C Z K I N ie dosyć było dla złej m nie otuchy,

Że strzelczy bożek ślepy już i głuchy; ^ N ie dosyć było, że m ię wzrok twój juszy,

A nie uleczy: zam knęłaś i uszy.

28 Zob. J. L e w a ń s k i , Polskie prze k ła d y Jana B a p t y s ty Marina. Wrocław 1974, s. 103.

(18)

Więc twarz twa wabi (o, jaka ochota!), A serce okna zamknęło i wrota.

O statni u tw ó r cyklu — Na zausznice w w ęże — to przekład w iersza M arina 29. M otyw zaczerpnięty z m itologii antycznej i spleciony z m oty­ w em nieprzy stęp nej dam y pozwolił n a stw orzenie w ytw ornego kom ple­ m entu. C h arak tery sty czn a dla w iersza erotyczna aluzyjność nie n arusza jed n ak n o rm y elegancji sty lu :

N A Z A U S Z N I C E W W Ę Ż E

Złote jabłka m urzyński A tlas sadu swego Oddał w straż nieuchronną węża nieśpiącego; Tymże sobie sposobem m iłość postąpiła

I nakoło cię strażą w ężów osadziła, Bojąc się, żeby cię kto nie chciał okraść, bo ty

W zanadrzu nosisz jabłka, na głow ie w łos złoty.

W szystkie te w iersze łączy, ja k już w ielokrotnie zaznaczono, podo­ bieństw o w yn ik ające głów nie z ich m onotem atyczności. F akt naw iązania przez niem ałą przecież liczbę u tw o ró w do identycznego bądź zbliżonego m oty w u (podkreślony doborem odpow iednich tytułów ) pozw ala n a u tw o ­ rzenie całości łatw o w yodrębnialnej z k o n tek stu zbioru (Lutni). Je st to w y n ik św iadom ej decyzji au torskiej. Odpowiedź na p y tan ie o jej cel pow inna w św ietle zebranych przez nas faktów w ypaść jednoznacznie. Oddzielne ujęcie poszczególnych w ierszy każe dopatryw ać się w nich cech erotyków w y rastający ch z k lim atu hedonistycznego. A nalizow ane w spól­ nie — grą przebiegających m iędzy sobą napięć, różnokierunkow ych te n ­ dencji — upodobniającej i różnicującej poszczególne s tru k tu ry wierszowe, tw orzą now ą poetykę: w ariacyjną. Nie stanow i ona celu samego w sobie. Liczebność w arian tó w — odm iennych opracow ań zasadniczego tem a tu — to jeszcze jed n a dem on stracja k u n sztu artystycznego.

F orm ułując zagadnienie z ściśle in teresującego nas p u n k tu w idzenia należy stw ierdzić, że realizow anym przez u tw o ry M orsztyna wzorcem poety jest w irtu o z — osobowość tw órcza odznaczająca się w ysokim stop­ niem świadomości artystycznej 30 i m an ifestacyjn ie p odkreślaną spraw ­ nością techniczną. W obrębie kilku u tw o ró w (m am y tu n a m yśli zarów no płaszczyznę w e w n ątrz- jak i m iędzy tekstow ą) przedstaw iony zostaje popis um iejętności poetyckich. O s t e n t a c y j n a s z c z u p ł o ś ć środków

29 Zob. ibidem, s. 17.

so w rozważaniach na tem at wzorca poety jako czynnika organizującego tekst wykorzystane tu zostały następujące artykuły: V. E r l i c h , The Concept of the Poet as a Problem of Poetics. W zbiorze: Poetics. Poetyka, п оэп.а. Warszawa 1961. — J. Z i o m e k , Autobiograf iz m jako hipoteza konieczna. W zbiorże: Biogra­ fia. Geografia. Kultura literacka. W rocław 1975.

(19)

w yrazu, jakim i dysponuje tw órca 31, prow adzi do spotęgow ania trudności, a przezw yciężenie jej pozw ala na u jaw n ien ie i n w e n c j i , cechy u w a ­ żanej przez m anierystów niem al za m iarę talen tu .

Z przyjęcia przez M orsztyna takiego w łaśnie w zorca poety w y n ik ają określone konsekw encje, widoczne w stru k tu rz e w ielu jego utw orów . D e­ m onstrow anie fak tu bycia poetą i sprow adzenie tego do zasady savoir- - faire 32 decyduje o u n ik an iu ty ch n u rtó w w sztuce, k tó re p re fe ru ją w alory poznawcze i staw iają sobie za cel naśladow anie rzeczyw istości. M orszty­ now i bardziej odpow iada naśladow anie rzeczyw istości literackiej, pozw a­ lającej skoncentrow ać się n ad sam ym i m e t o d a m i t w o r z e n i a 33. Nowego na to arg u m en tu zdają się dostarczać cykle, k tóre nazw iem y w ielow ersyjnym i. Oto jeden z nich:

D I A N A N A F O N T A N I E Strudzona łowem, nad moim, bogini,

Spię zdrojem, a szum z niego mi sen czyni; Nie budź mię, proszę, i za twą wygodę,

Cicho się i skąp, i cicho bierz wodę. N A T O Ż

Na straży zdroju mego, strudzona łowami, Leżę, Dyjana, jego uśpiona szumami. Nie skąpam jednak — wody tej chw ile gorącej

Bierz, a za tę uczynność nie budź paniej śpiącej. N A T O Z

Nie budź mię, radzę-ć, widzisz, żem bez szaty, A tak mię w idział Akteon rogaty;

A ty, nie chcesz-li odmienić urody, Zostaw mię śpiąco, cicho sięgaj wody.

Są to trz y niem al bliźniacze stru k tu ry poetyckie, różniące się tylko szczegółami. W tej sy tu acji w y d aje się uzasadnione przypuszczenie czytel­ nika, że a u to r w ciąga go w krąg sw oich sp raw w arsztatow y ch propozycją w y boru n ajtrafn iejszej arty sty czn ie w ersji.

Decyzja um ieszczenia w zbiorze w szystkich trzech „propozycji” jako jednakow o godnych uw agi w yraźnie określa zaprezentow aną postaw ę tw órczą. Epizod ze znanego m itu, rozw inięty w pastelow ą, su bteln ą scenę sielankow ą — stanow i p rete k st do p o s z u k i w a ń n a j d o j r z a l s z e ­ g o w y r a z u a r t y s t y c z n e g o , n a j p e ł n i e j u j a w n i a j ą c e ­ g o k u n s z t p o e t y . N iew ielkie (w p rzy p a d k u dwóch pierw szych 4-w ierszy m inim alne) różnice są tu bardzo znaczące, podkreślają bow iem w agę detalu.

31 Byw a ona celowo podkreślana, jak wynika z zestaw ienia wierszy Na toż (pierwszy o tym tytule) i Na zausznice w klóteczki.

32 Zob. S h e a r m a n , op. cit., s. 28.

(20)

D ostrzeżone u M orsztyna p rzejaw y w yraźnej dyscypliny tw órczej i głębokiej samo w iedzy poetyckiej pozw alają posłużyć się stw ierdzeniem korespondującym w dużym stopniu z naszym i uw agam i, a odnoszącym się do sy tu acji z początku w. XVI w e W łoszech:

zm ienił się stosunek m ecenasów do artystów, co z kolei wynikało z nowego pojęcia dzieła sztuki. [...] dzieła sztuki [...] zam awiane są po prostu dlatego, że m ecenas pragnie mieć [...] okaz jedynej w swoim rodzaju v i r t u [...] artysty, jego sztuki; temat, rozmiary, nawet' środki wyrazu, których zechciał użyć twórca, nie m iały większego znaczenia 34.

Poglądy te zapew ne istn iały ju ż w w. XV, a n aw et praw dopodobnie i w starożytności, ale dopiero w początkach w. XVI n a b ra ły zupełnie nowej doniosłości i m usiały n asunąć arty sto m dw a w nioski, oba bardzo w ażne dla m a n ie ry z m u : p o j ę c i e d z i e ł a s z t u k i j a k o t r w a ­ ł e g o p o p i s u w i r t u o z a i pojęcie „absolutnego” dzieła s z tu k i35.

34 S h e a r m a n , op. cit., s. 51—52. 35 Ibidem, s. 52—53.

Cytaty

Powiązane dokumenty

An analytical model, which replaces the flexible polymers by rods and that replaces the flow field in the porous medium by a superposition of shear and elongation, correctly

Jak dla tworzenia najszerszych fundamentów i zdrowego klimatu dla życia rodzinnego trzeba prorodzinnej pracy całego duszpasterstwa i apostolstwa świeckich, tak dla

This study examines the load and resistance factor design calibration for the ultimate pullout limit state for steel strip reinforced soil walls (SSWs).. The tensile loads and

De verschillen tussen beide kaarten zijn op het eerste gezicht niet indrukwekkend, maar illustreren wel hoe de bereikbaarheid, en dus de situering van de

jako i całej Rzeczypospolitej in hoc afflicto statu zostającej interessa mogły do jako najpomyślniejszego pristina efelicitatis wrócić się stanu, gdy desunthumana auxilia diuna

Stojąc na stanow isku, że zjednoczenie może się dokonać między innym i także przez wzajem ne poznanie, Cichowski dom agał się uw zględnienia filozofii religijnej

Jeżeli światło zodya- kalne jest płaskim pierścieniem, to w chwili gdy ziemia znajduje się w jego płaszczyźnie, patrzymy na pierścień z boku i musi on

Dzieje się tak, gdyż najwyższym priorytetem dla człowieka nie jest bynajmniej działanie zgodne z rozsądkiem, w imię największego pożytku, lecz poczynania zgodne z własną,