• Nie Znaleziono Wyników

Słowacki - Zabłocki

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Słowacki - Zabłocki"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Wacław Kubacki

Słowacki - Zabłocki

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 55/1, 1-23

(2)

WACŁAW KUBACKI

SŁO W ACK I — ZABŁOCKI

Marii i C zesław ow i R z epiń skim

1

W p rac a c h pośw ięconych p o lskiem u rom antyzm ow i w spom inano od czasu do czasu F ran ciszk a Zabłockiego, znakom itego s a ty ry k a i ko­ m ed iop isarza stanisław ow skiej epoki. Nie da się jed n a k zaprzeczyć, że jego nazw isko w ym ieniano nie ta k często jak nazw iska in n y ch p isa- rzów w . X V III; n a pew no rzadziej sp o ty k am y je w stu d iach n a d J u liu ­ szem S łow ackim niż nazw iska S tan isław a T rem beckiego, F ra n cisz k a K arpiń sk ieg o i J u lia n a U rsyn a N iem cew icza w książkach o M ickiew iczu.

T ru d b ad aczy szedł tra d y c y jn ie w d w u k ieru n k ach , m etodologicznie ściśle z sobą zw iązanych: w k ie ru n k u biograficzno-psychologicznym (w pływ przeżyć tw órców n a ich dzieła) i g en ety czn o -literack im (sum a obcych p o d n iet arty sty c z n y c h w u tw orze). Był to sp adek po p o zy ty ­ w izm ie, naiw n ie rozdrobniony i trw o n io n y lekkom yślnie przez n a stę p ­ ców. C iasno p o ję ta geneza lite ra c k a sp row adzała się do śledzenia bezpo­ śre d n ie j zależności jed n y c h dzieł od d rugich.

W O św ieceniu i ro m an ty zm ie szkic sy n te ty c zn y by ł p a n u ją c y m g a­ tu n k ie m k ry ty c z n y m i często p rz y b ie ra ł postać „ p a ra le li” . P otem , w epoce scjen ty ficzn ej, zaczęło się pan o w anie analizy. R ozkładano dzieło n a biograficzne kółka i psychologiczne sprężynki, n a atom y przeżyć i p y łk i le k tu r. M iejsce „ p a ra le l” z a ję ły „w p ły w y ” . Je śli n a w e t niek iedy ty tu ł p rac y zapow iadał „ p a ra le lę ” — ja k w sum iennej ro zpraw ie W il­ h elm a B ruchnalskiego o zw iązkach M ickiew icza z N iem cew iczem — to sam a ro b o ta b y ła an ality czn a.

Rozpow szechniony ty p b a d a ń nie stw a rz a ł odpow iedniego k lim atu dla histo ry czn y ch syntez, k tó ry c h nie n ależy m ieszać z w ielotom ow ym i, rozlew nym i, an ality czn y m i z d u ch a i m eto d y m onografiam i ubiegłej doby — o d pow iednikam i r o m a n -fle u v e w arty sty c z n e j prozie. B rak zm ysłu historycznego i szerokiej znajom ości obcych lite r a tu r stał n a

(3)

przeszkodzie badaniom porów naw czym i nie pozw alał w yznaczyć w ła śc i­ wego m iejsca o ry g in a ln y m dziełom polskim w lite ra tu rz e św iato w ej.

Epoka ta nie została do tąd całkow icie z am k n ięta m im o w ie lu p ró b n a p ra w y polonistycznej rzeczypospolitej. Z p ew n y m zdziw ieniem s tw ie r ­ dzam y, że n aw iązu je się do d aw nych m etod i sta ry c h błędów w p racach , k tó re m iały n a celu odrobienie zaległości, u zu p ełn ien ie z a n ied b ań i p o ­ pchnięcie b ad ań n a now e to ry .

K lasycznym w ręcz p rzy k ład em m oże być sp ra w a sto su n k u J u liu s z a Słowackiego, jako a u to ra B alladyny, do F ran ciszk a Z abłockiego, jako tłu m acza i p rzerab iacza tak ich zapom nianych dzisiaj z k re te se m f r a n ­ cuskich b aleto -sielan ek i fan tasty czn y ch kom edii, ja k Pasterz sza lo ny lu b Król w k r a ju rozkoszy. B yły to rzeczy n ieo ry g in aln e. N aślad ow n ic­ tw a naśladow nictw . P rzeró b k i z przeróbek. K tó raś ta m w oda po ario - styczno -cerv an tesow sko -szek sp iro w sk o-perrau ltow skim kisielu. W do­ d a tk u zapoznano z nim i Polskę po niew czasie. Pasterza szalonego w ydał F ranciszek S alezy D m ochow ski w zbiorow ej ed y cji D ziel Zabłockiego w 1830 r. (a w ięc po Balladach i romansach oraz po IV cz. Dziadów M ickiewicza), a Króla w k r a ju rozkoszy ogłosił J e rz y Ja c k l w „D ialo gu ” w r. 1960 (czyli w sto d w u dziestą pierw szą rocznicę w y jścia z d ru k u

B a lla d y n y Słow ackiego). Mimo to k ry ty c y nie m ogą przeboleć, że

w spom niane w ierszow ane p rzek ład y i n aślad ow nictw a Zabłockiego w y ­ p adły z k rę g u „w p ły w ó w ” ! Tym czasem już sam choćby fak t, że ro m a n ­ ty zm pow stał, rozw inął się i b u jn ie ow ocow ał w czasie, g d y Pasterz

szalony i Król w k r a ju ro zko szy spoczyw ały w rękopisach, św iadczy

w ym ow nie przeciw s ta re j m etodzie g enetycznej.

2

P io tra Chm ielow skiego, k tó ry znał Króla w k r a ju r o z ko s z y ty lk o ze słyszenia czy ze streszczeń, zain teresow ały fan ta sty c z n e duszki w ko­ m edii Zabłockiego, „owe gnom y, sylfy, sa la m a n d ry ” , zapew ne po raz pierw szy w Polsce w y stęp u jące. W ro k u 1890 pisał w „ K u rie rz e W ar­ szaw skim ” :

B yłby to przyczynek ciekaw y do historii przetwarzania się pojęć klasycz­ nych w literaturze naszej na tzw. romantyczne.

W ro k u 1917 p rzytoczył to zdanie Chm ielow skiego B ro nisław K ąsi- now ski w „ P a m ię tn ik u L ite rac k im ” . W ro k u 1960 p rzy p o m n iał je jeszcze raz w ydaw ca Króla w k r a ju rozkoszy w „D ialogu” .

N ik t jakoś nie spostrzegł, że C hm ielow ski dopuścił się pew n ej histo­ ry czn ej nieścisłości w sw ym a rty k u le . W ydanie D m ochow skiego, naw et g dy by było objęło Króla w k r a ju rozkoszy, niew iele b y zm ieniło w ogól­ n y m obrazie lite ra tu ry . In try g u ją c e fan tasty czn e stw o ry , k tó re w

(4)

przy-rcdniczo-m ag iczn ej sp ek u lacji b y ły uosobieniem czterech żywiołów, dobrze zn ała polska lite r a tu r a z heroikom icznego p o em atu A le k san d ra P c p e ’a P ukiel w ło só w u c ię ty (1714). D oczekał się on k ilk u przek ład ó w w ko ń cu X V III i n a p ro g u X IX stu lecia (Ignacy Bykow ski, K a je ta n W ęgierski, N iem cew icz). W tom ie 1 Pism, różnych w ie r sz e m i prozą (1803) N iem cew icza ukazało się tłum aczen ie p o em atu P o p e ’a. L ist d e d y ­ k a c y jn y P o p e ’a z a w iera wiadom ość o kab alisty czn ej nauce:

Owóż hrabia ów G abalis nauczy cię, pani, iż cztery żyw ioły zaludnione są ducham i, zw anym i S ylfy, Gnomy, N im fy i Salamandry. Gnomy są to diabełki, które m ieszkają w ziem i i które, jak w ieść niesie, są duchy w ielce złośliw e. Woda m ieszkaniem jest N im f, tak jak ogień m ieszkaniem Salamander. Co się zaś tyczy S ylfów rozproszonych po powietrzu, są to najładniejsze i najm ilsze w św iecie stw orzenia.

Z te j k ab alisty czn ej dem onologii uczynił p o eta fig larn y , b u d u a ro w y u ż y te k w p ierw szej pieśn i dzieła. T am to w łaśnie z n a jd u ją się w iersze, k tó re odnoszono do w id m a p a ste rk i Zosi w II cz. D ziadó w :

Ta, co w życiu gardziła słodyczą kochania, Idzie pom iędzy gnomy w podziem ne m ieszkania, Podczas k iedy kokietka w w esołych podskokach Trzepiecze się z Sylfam i po górnych obłokach.

W badaniach n a d M ickiew iczem od d aw na zw rócono na to uw agę. B yły n ad to inne źró d ła w iadom ości o dem onicznych, ożyw ionych i u p o ­ staciow an ych siłach p rzy ro d y . Na p rzy k ła d przełożone w trzeciej ćw ierci X V III w . z G allan d a A w a n t u r y arabskie lub tysiąc nocy i jedna. W róci­ m y do tej kw estii za chw ilę.

Ź ródłem w iedzy o d u ch ach e le m en ta rn y c h d la epoki ro m a n ty cz n e j stało się w yd an e w 1811 r. opow iadanie b a ro n a F ry d e ry k a de la M otte F o u q u é ’go Undine, n aw iązu jące do p rzyrodniczo-m istycznych s p e k u ­ lacji P aracelsa. P o lsk i p rze k ład te j fan ta sty c z n ej now eli uk azał się w 1826 r. w K rak o w ie. P a n n a w odna poucza w n iej swego ziem skiego koch an k a o taje m n ic ac h p rzy ro d y :

Może słyszałeś k iedy mój drogi kochanku, że się znajdują istoty podobne ludziom , które rzadko k iedy były od nich w idziane. Takim i są w ogniach w eso ­ łe i cudowne Salam andry, w lasach i na powietrzu lekkie Gnomy; po jeziorach, strum ykach i w ezbranych morzach znajduje się rodzaj, który nazyw ają U ndi- nami.

S p ra w a d ru g a w zd an iu C hm ielow skiego, w ażniejsza, to zag adnienie rom antycznego b allad y zm u , a ściśle: pochodzenie p ierw iastk ó w f a n ta ­ sty czny ch w ro m an ty zm ie i ich sto su n ek do fa n ta sty k i p rze d ro m a n ty cz - n e j — „p rz e tw a rz a n ie się” elem entów klasycznych na ro m an ty czn e. N ie w iedzieć czem u zu p ełn ie pom inęli tę k w estię zarów no badacze, k tó rz y znali Króla w k r a ju ro zko szy w rękopisie, ja k k ry ty c y , k tó rz y pisali

(5)

o nim po ogłoszeniu kom edii w „D ialogu” . P io tr C hm ielow ski n a n ie ­ w idziane i nieczytan e uw ażał kom edię Zabłockiego za ew e n tu aln y , cie­ kaw y „p rzy czy n ek ” do k sz ta łto w an ia się pojęć ro m an ty czn y ch . K o n sta n ­ ty P u z y n a zaś usiłow ał dowieść, że Słow acki p rze d nap isan iem Balla­

d y n y m u siał w jak iś ta je m n ic zy sposób przeczytać Króla w k r a ju roz­ koszy. S ęk w ty m , że nie w iem y , ja k się to stało. C h y ba m u S k ierk a

przyniósł n a jed n ą noc w y k rad zio n y ręk o p is Zabłockiego?... Po kom pa- raty sty c z n e j hipotezie p o z y ty w isty — k ark o ło m n a p ró b a u sta le n ia bez­ pośredniego w p ły w u jednego te k s tu literack iego n a d ru g i te k s t lite ­ racki!

J a k zw ykle w tak ich razach , nie obyło się bez n a rz e k a ń n a poloni­ stykę. P u z y n a biada, że w czasie studió w nałożono m u n a oczy k lapy nie dozw alające dojrzeć pełnego o b razu lite r a tu r y O św iecenia:

Dostrzegam y lin ię francusko-klasycystyczną, przeoczam y w łosko-barokow ą, żywotną zresztą także w e Francji i w Polsce.

Rzeczyw iście b ra k n am p odstaw ow ej p rac y w ro d z a ju m onografii Ju le s M arsan a La pastorale dram atique en France (1905). T rzeba wszakże zauw ażyć, że po w o jn ie n a stą p iła p ew na p o p raw a w te j dzie­ dzinie. M ieczysław B ra h m e r z a jm u je się kom edią w łoską i d ram atem hiszpańskim . Zofia S zm y d to w a C erv an tesem i A rio stem . J a pisałem o M etastasiu i poetyce o p e ry w łoskiej, k tó ra k sz ta łto w ała d ra m a t ro ­ m anty czn y , o ro li w łoskich lib r e tt M ozarta w tw órczości M ickiewicza, o sow izdrzalskich tra d y c ja c h w balladzie Pani T w ard ow ska , o znacze­ n iu Tassa dla rom antycznego p rzeło m u w Polsce, o ario styzm ie Balla­

d y n y i w pływ ie A lfieriego n a d ra m a tu rg ię Słow ackiego.

H ałas uczyniony z pow odu w y d an ia Króla w k r a ju ro zko szy św iad­ czy jed y n ie o tym , że nasi k ry ty c y m ało czytają. C h w alą Chm ielow ­ skiego, którego dom ysły nie p o su n ęły bad ań ani n a piędź. Ciepło w zm ian­ k u ją B ernackiego za to, że m iał zam iar w ydać dzieło Zabłockiego, a nie wiedzą, że te n sam B ern ack i pisząc o źródłach n ie k tó ry c h jego ko­ m edii w „ P a m ię tn ik u L ite ra c k im ” (1907) pom inął m ilczeniem Pasterza

szalonego.

G łucho n ato m iast o p rac a c h S tan isław a W indakiew icza, Stanisław a E stre ich e ra i W ik to ra H ah na. A przecież W indakiew icz w Badaniach

źró dło w ych nad twórczością Słowackiego (1910) w iązał te m a t G rabca

z p leb ejsk ą kom edią P io tra B a ry k i (Z chłopa król i S o łty s pijany) oraz z Ugłaskaniem s e k u tn ic y S zek sp ira. W indakiew icz d ostrzegł, że b o h ater B ary k i po uczcie kazał sobie schow ać resztę ja d ła n a w ieczerzę, jak G rabiec na śniadanie! B adacze F re d ry p rzy Panu J o w ia ls k im w ym ie­ n ia ją z zasady: B arykę, S zek sp ira i Słow ackiego. E stre ic h e r ogłosił w „C zasie” (1891) szkic pt. S z e k s p ir w Polsce X V I I I w ie k u . M am y w nim w zm iankę o fran cu sk iej p rzeró b ce W esołych k u m o s z e k z W indsoru,

(6)

k tó re j przek ład , p raw dopodobnie pió ra Zabłockiego, ukazał się w Polsce stan isław o w sk iej pod nagłów kiem S am ochw ał albo am a nt-w ilkoła k.

A źródłow e i k o m p ara ty sty cz n e stu d ia H ahna? P u z y n a lekko p rzeszedł

n a d ty m w szystkim do po rząd ku . O przeróbce Zabłockiego pow iada, co n a stę p u je :

Jego K r ó l jest spolszczeniem Le roi de Cocagne Legranda; ten z k olei na­ śladow ał La bague de l’oubli (1628) Jeana de Rotrou, a Rotrou kom edię Lope de V egi La so rtija del olvid o (1619).

Ślicznie. S k ąd je d n a k P u z y n a w ie to w szystko? Przecież te n cały w yw ód podał B ro n isław K ąsinow ski streszczając bad an ia W iktora H ahna!

K ąsinow ski zw rócił uw agę n a pew ne podobieństw o m iędzy G rab cem z B a lla d y n y i G am oniem z Króla w k r a ju r o z k o s z y :

G rabiec-pijanica rów nież zdobywa królewską koronę ironią przypadkowości; n iestety króluje po błazeńsku. Inny m iał cel na oku Słowacki, jako poważny tra­ gik, inny Legrand, jako „tryw ialn y” twórca-śm ieszek. Dowód to jednak, że m o­ tyw przejścia korony królew skiej w niew łaściw e ręce, czy na niew łaściw ą głowę, m oże być w yzysk any i w kom edii, i w tragedii rom antycznej. A u dawnego na­ szego Piotra Baryki m etam orfoza chłopa w króla czyż nie jest m otyw em po­ krewnym?...

K ąsinow ski om ów ił tak że głów ne cechy przeró b k i Zabłockiego. A r ty ­ k u ł K ąsinow skiego zaw iera sporo naiw ności. N ajw iększą jed n ak jego w adą je s t b ra k k o m p ara ty sty cz n y c h p ersp ek ty w .

N ie m ogę pojąć, w jak i sposób P u z y n a po stu d iach W indakiew icza i K ąsinow skiego m oże się dziwić, że n ik t się nie zajm ow ał lite ra c k ą genealogią G rabca:

Tu już ogarnia nas niepokój: czemu w literaturze na tem at Słow ackiego o tym głucho?

3

Co nowego w in te re su ją c e j k w estii p rzynosi szkic K onstan tego P u ­ zy n y Zabłocki i Słow a cki (^D ialog” 1960, n r 7)? P u z y n a je s t p rzek o n an y o ścisłej zależności Słow ackiego od Zabłockiego, chociaż nie um ie odpo­ w iedzieć sobie n a p y tan ie, k ied y i ja k m ógł a u to r B a lla d y n y zapoznać się z ręk o p isem Króla w k r a ju rozkoszy. P rzy p u szczaln y m sceptykom rzuca n a odczepne uw agę:

Znał go Brodziński, mógł w ięc znać i Słow acki.

Zgódźm y się jed n ak , że b y ła pew n a różnica m iędzy B rodzińskim , p ro feso rem u n iw e rsy te tu , zaw odow ym h isto ry k iem lite r a tu r y i zn ajo ­ m y m w y d aw cy Dzieł Zabłockiego, a m łodym p oetą Słow ackim , k tó ry nie zdążył jeszcze zaw rzeć w ysokich, k o te ry jn y c h znajom ości n a obcym , w arszaw skim g runcie.

(7)

Nie zatroszczyw szy się o podstaw ow y, m a te ria ln y dow ód u p rag n io ­ nej „zależności” P u z y n a om aw ia k ilk a zbieżności tek sto w y ch , k tó re m a ją w edług niego św iadczyć niezbicie, że „Słow acki m u sia ł Króla raczej czytać, i to dość dokładnie; ze sp e k ta k lu nie p o tra fiłb y zapew ne spam ię­ tać ty lu szczegółów” . Oto najw ażniejsze po dobieństw a i zbieżności:

1) L u d w ila w K ró lu w k r a ju rozkoszy je s t „ in fa n tk ą tre b izo n d z k ą ” . (K ostry n w czasie u czty podsuw a B allady nie ty tu ł „księżniczki m oż­ nej T reb izon d y ” .)

2) G dy G am oniow i w K rólu iv k r a ju ro zkoszy w k ła d a ją ko ro nę na głowę, zaim prow izow any w ładca pow iada:

A le mi w aszm ość nie tak ciśnij ją na uszy.

(G rabiec m ów i o koronie, że służy ludziom do ty c h sam y ch celów co czapka: k ry je uszy.)

3) K ró l w kom edii L egranda-Z abłockiego zżym a się, że go uw ażają za m alow anego m onarchę:

Ten śm iałek bezw zględny M yśli może, żem w in ny albo król żołędny!

G am oń sw oje p rze b ra n ie w kró lew sk ie szaty zowie „ g rą w k a r ty ” . Jeg o k o m pan n a to: „Toć nieco! G ra m y w k ró la!”

(G rabiec m arzy, żeby zostać „dzw onkow ym k ró le m ” .)

4) G am oń i G rabiec w y łuszczają w tro n o w y ch m ow ach program sw ych p rzy szły ch rządów . W K ró lu w k r a ju ro zk o s z y m o n arch a py ta:

Kto posadził, kto podniósł na tron tego szuję? Łotrze, sam za się powiedz, co robisz? G am oń odpow iada: „ K ró lu ję ” .

(G oplana w ysłu ch aw szy podatkow ych p ro je k tó w G rab ca pyta: „O czym gadasz dro g i?” G rabiec o drzekł: „Co? K ró lu ję... k ró lu ję — sk a rb ła ta m ubogi” .)

5) P u z y n a uw aża kom edię L egranda-Z abłockiego za w zór B a llad yny tak że z tego w zględu, że w idzi w niej zespolenie m o ty w u P io tra B aryki (Z chłopa k ró l) z m o tyw em szekspirow skim (św iat elfów i m iłość T y- ta n ii do S podka w Śnie nocy letniej).

6) D alszym podobieństw em m a być ru sa łk a G oplana w Balladynie i A lzor czarnoksiężnik w K ró lu w k r a ju rozkoszy.

P u z y n a nie m oże się w p ro st opędzić od ty c h nieszczęsnych „podo­ b ień stw ” . Oprócz w yraźn y ch , szczegółowych, w idzi też m nóstw o in ­ nych, tru d n ie jsz y ch do o k reślenia:

są i inne [powiada generalnie], znacznie jaskraw sze, choć drobniejsze, a obok nich jeszcze inne, ogólniejsze, choć bardziej subtelne.

(8)

4

R ozw ażym y po kolei w szy stk ie racje, k tó re m a ją przem aw iać za zależnością B a lla d y n y od Króla w k r a ju rozkoszy.

1) T ra p e z u n t czy T rebizonda to m odna w epoce Słow ackiego nazw a o rie n ta ln e j, n a pół baśniow ej k rain y . K to w ie, czy do rozsław ien ia tego egzotycznego g ro d u w E urop ie nie przy czynił się W a lter S co tt sw ą pow ieścią Ivanhoe; chw ali się w niej tem p la riu sz koniem zdo by tym na su łta n ie T rep izo n d y . W rom an ty zm ie polskim n iem ałą rolę o d egrały po ety ck ie tra d y c je kozackiej Siczy. Niem cew icz ogłosił — w tom ie 3

Z b io ru p a m ię tn ik ó w h isto ry czn y c h o d a w n e j Polsce — Ciekawe opisa­ nie U k r a in y B eau p lana, francuskiego in ży n iera w ojskow ego w służbie

Z y g m u n ta III, W ład ysław a IV i J a n a K azim ierza. J e s t tam w iadom ość o w y p ra w a c h K ozaków do T repizondy, S ynopy i K o n stan tyn op ola. Z tego źró d ła czerp ał B oh d an Zaleski i Ju liu sz Słow acki. Z aleski w y d ru ­ k ow ał w n o w oro czn ik u „M elitele” (1830) sław n y śpiew Zaporożców p t.

Czajki. W załączonej nocie o P io trze K onaszew iczu czytam y:

Na w ątłych łodziach, zw anych c z a j k i , zapędzał się aż po Carogród, Tre-pizondę, Synopę...

M łody Słow acki pisał w Żm ii:

To płonie Białogród — Trebizont się pali.

W tra g e d ii N iem cew icza Bohdan Chm ielnicki, ogłoszonej w w y ją t­ kach p rzez Ignacego C hrzanow skiego w „ P a m ię tn ik u L ite ra c k im ” (1906), c h ó r sta rc ó w w ita w racający ch z czarnom orskiej w y p ra w y m ołojców . O to p o ch w ała w o je n n e j d ru ży n y:

Synop, m ury Trebizontu K rw i potokiem w szystko zlała,

M ichał G rabo w sk i w spom ina kozacką epopeję w Lite ra tu rze i k r y ­

ty c e (1837): „K ozak p ły n ął po Azów, T rap ezund, Synopę...” Z y g m u n t

K ra siń sk i ironiczn ie nazy w ał spotkanego w 1837 r. w K issingen p rz e ­ ch rztę, byłego se k re ta rz a d y k tato ra: „księciem z M oskw y lu b T re p i­ zondu” . Podobnie G é ra rd de N erv al pow ie w S y l w i i : „anegdoty, k tó re k u rs u ją o księżniczce E lid y lu b o królow ej T rep izo n d u ” . K o rn el U jejsk i pisał w w ie rsz u L a zza ra :

B ędęż z ust tw oich i z tw ego czoła Jak z Trepizondu ogrodu pszczoła Truciznę w ysysać z miodem.

T rebizondę, S ynopę, K afę i C arogród (K onstantynopol) sp o ty k a m y n iera z u k resow ych p isa rz y np. w P a m iętnikach księdza Jordana (1852)

(9)

K azim ierza B ujnickiego albo w Opowiadaniach i krajobrazach (1856) T adeusza P adalicy.

W k rajo w y c h w a ru n k a ch rom an ty czn a T rebizonda n a b ra ła w k rótce politycznego c h a ra k te ru , jako m iejsce azylu z b u n to w an y ch poddanych c a ra . Z y g m u n t M iłkow ski opow iada w e w spom nieniach Od kolebki

p r z e z życie o sw ym bracie Józefie, jak to uciekłszy z O dessy n apisał

do ojca z Trebizondy. Bez tego historycznego a sp ek tu tru d n o zrozum ieć sens opow iedzianej w P am iętnikach T adeusza B obrow skiego anegdoty o B orzęckim , to w arzy szu M ickiewicza z podróży po K ry m ie:

— Pan dobrodziej znał osobiście M ickiewicza?

— A znałem, panie, razem podróżowaliśm y do Krymu i po Krymie. — Czy tylko chw ilow o spotkaliście się panowie, czy też razem aż do Trebi­ zondy podróżowali?

— Co, panie?

— Czy aż do Trebizondy razem panowie podróżowali? — Jak, panie?

— Czy aż do Trebizondy pan dobrodziej tow arzyszyłeś M ickiewiczowi? — Nie, panie, ja się nigdy, nigdzie, z nikim w żadne Trebizondy nie w d a­ w ałem !

U m yślnie zatrzy m ałem się nieco dłużej p rzy Trebizondzie, żeby dać poznać, ja k zaw odne n ieraz b y w ają „p odobieństw a” ! Słow acki b ył sta ­ nowczo bliższy przed staw io n ej tu ta j żyw ej tra d y c ji, lite ra c k ie j, o rien - ta ln o -u k ra iń sk ie j i p o litycznej, kresow ej, niż L egrand -Z ab łock i. Do­ dajm y, że T rebizonda m a w Balladynie w y raźn ie sa ty ry c zn y , a n ty fe u - d aln y, a w ięc ideow y sens; u Zabłockiego to egzotyczna n azw a i nic w ięcej.

2) K on cep t G rab ca o koronie, co służy jak czapk a do n ak ry cia uszów, je s t całkow icie o ry g in a ln y i posiada te n sam k p ia rsk i ch arak ter, k tó ry m ia ła T rebizonda w u stach K o stry n a.

3) G rab iec-k ró l dzw onkow y. Czy Słow acki m usiał po te n m oty w się­ gać aż do ręk o p isu Króla w k r a ju r o zko szy ? N iekoniecznie, podobny bow iem pom ysł znał ju ż P io tr E ary k a. W jego kom edii dw orskiej

Z chłopa król (1637) — ja k czytam y w d idaskaliach — „S zołtys ocknąw ­

szy, d ziw u je się sam sobie, że ta k w śpiączki k ró lem zo stał” : Cóż jest? czy śpię? czy czuję? czy m i się tak marzy?

Tęż mam głow ę, czyli nie? jednę, czy dw ie twarzy? Jamże szołtys, czyli nie? czy jaka poczwara?

Czy się ze m nie stw orzyła jaka insza mara?

Z aczyna się sobie przy g ląd ać i d ostrzega przyczepione do czoła rogi: W łaśnie takie, jakie w ięc owi czterzej mają

K rólowie, co je w karczm ie sąsiedzi grawają. Jakem dobry, już nie żart: jestem prawym królem,

(10)

C hwała Bogu! Będęż pił, będęż pił, mój Boże! I choć m i sama łajać będzie, nie pomoże. Już nie będę na m iłym tylko piecu legał,

A leżąc zaś w zbożyczku, nóżką sobie grzebał. To w staw szy, biczem trzasnę; skoro zaś usiędę,

Masło pić roztopione całym garnkiem będę. Już się m nie jako króla urzędnik bać musi,

Ani mi na pańszczyznę kazać sie pokusi. Lecz któreż m iejsce m iędzy czteroma zasiędę

I jakie im ię sw oje w łasne też m ieć będę? To już jeden czerw ienny, drugi zaś dzwonkowy,

Trzeci w inny, a czwarty zow ią żołędziowy. Ja się piątym nazowę nazw iskiem takow ym ,

Coby m nie każdy pomniał; w iecie jak? — Piw ow ym . To już mam to w szytko, co m ają bracia moi,

A le się m nie nikt jeszcze, jako ich, nie boi. Owi mają sw e tuzy, kraiki i niżniki,

Pięć ok, szóstka, dziew ięć ok, i sw oje w yżniki; A moi gdzie dworzanie? gdzie są pokojowi?

M ożna b y w y su nąć przypuszczenie, że Słow acki zam iast w ertow ać nie w y d a n ą p rze ró b k ę Zabłockiego po p ro stu przeczy tał kom edię L e­ g ra n d a po fra n c u sk u . W te n sposób dałoby się w y jaśn ić z u p ełn ie n a tu ­ ra ln ie d rob n e p odobieństw a m iędzy Balladyną i K r ó le m w k r a ju roz­

koszy, ja k „g ra w k ró la ” lu b odpowiedź G rabca „ K ró lu ję ” . Z a jrz y jm y

do to m u 1 O eu vres (1770) L egranda, gdzie z n a jd u je się Le R o ix de Co­

cagne. Oto „ g ra w k ró la ” (III, 7): G U IL L O T

A quel jeu jouons-nous?

Z A C O R IN

C’est au Roi dépouillé.

A oto odpow iedź G rab ca w e fran cu sk im o ry g in ale (III, 8):

L E R O I

Que fais-tu là, maraud, sur mon Trône?

G U IL L O T

Je regne.

D odajm y, że ro m a n ty cy obraz „k ró la karcian eg o ” w p row ad zali tak że do p o d an ia o Fauście, b o h a te ra pleb ejsk iej lite ra tu ry . W poem acie tan eczn y m H e n ry k a H einego D októr Faust sław n y czarnoksiężnik n a życzenie księcia w y w o łu je cień biblijnego D aw ida tańczącego p rzed a rk ą p rzy m ierza: „N a wozie k iero w an y m przez lew itów stoi a rk a p rz y ­ m ierza, p rzed nią k ró l D aw id kom icznie ro zradow any i cudacznie p rz y ­ stro jo n y , podobny do k ró la karcianego...”

(11)

Z u w ag P u z y n y w idać, że pom ieszał o n w sw y m ze sta w ien iu ,,p o ­ d o b ień stw ” dw a różne m o ty w y „króla k a rc ian e g o ” . M otyw p ierw sz y

(„M yśli m oże, żem w in n y albo k ró l żołęd ny ”) nie m a nic w spólnego z m arzen iem G rabca. J a k w spom niałem , znaczy tyle, co „ k ró l m alo w a ­ n y ” lu b „kró l od p a ra d y ” . Podobnie p rze d staw ia się rzecz z m o ty w em d ru g im („gra w k a r ty ”). W kom edii L egranda-Z ab ło ckieg o to ty p o w y dla fra n c u sk ie j sceny e lem en t zabaw y; dw orzan ie „ g ra ją w k ró la ” , b aw ią się p rze b iera n ie m G am onia w kró lew sk ie szaty i w y n ik łą z tego kom iczną sy tu a c ją. W Balladynie cudow na re a liz a c ja m arz en ia G rab ca o „dzw onkow ym k ró lu ” m a zupełnie in n y c h a ra k te r. To nie g ra to w a ­ rzyska, polegająca n a stan o w y m p rzetaso w an iu pozycji i ró l (znam y ją z kom edii M ariv au x i z osiem nastow iecznej pow ieści fra n c u sk ie j). To p ierw ia ste k b allad ow y w ty p ie ludow ej baśni i sp o k rew n io n ej z tą b aśn ią „ ro m a n ty c z n e j” kom edii S zekspira S e n no c y letniej.

Balla d yna i Król w k r a ju ro zkoszy to dw ie różne i sam odzielne linie

ro zw o ju stareg o te m a tu plebejskiego. W h isto rii tzw . w ęd ro w n y ch m o ­ ty w ów litera c k ic h sp o ty k am y się często z jeszcze w ięk szy m i n iespo ­ dziankam i. Nie w iem , czy J a n K asprow icz czytał sz tu k ę L eg ran d a-Z ab ło c- kiego w rękopisie albo jej fran cu sk i o ry gin ał. Sądzę, że je j nie znał. W ystarczyło, że znał kom edię B ary ki. W części III jego Marchołta m am y coś n ib y p a ra fra z ę o m aw ianej sceny k o ro n ac y jn ej. O rszak M a r­ ch o łta m ów i:

Wspaniałą jest rzeczą m ieć purpurę, m ieć koronę, Choćby p a p ie r o w ą ---N a to M archołt:

Nęć tym innych dudków, nęć! Toć to blichtr jest, toć to szych!...

L udzie zd zie ra ją ze stareg o w ład cy k ró lew sk i płaszcz i n a rz u c a ją go M archołtow i na ram io n a.

TŁU M

N iech nam żyje!...

głos z T Ł U M U

K ról żołędny!

I N N Y G Ł O S

Król pikowy!

Ż on a M arch o łta spostrzegłszy „ ta n d e tn ą k ró lew sk ość” m ężow skiego s tro ju p y ta, ja k b y n aśladow ała zarów no G am onia i K róla, ja k G rabca:

Cóż to jest za maskarada? Takie teraz płachty w modzie?

(12)

Takie czapki czy kołpaki? Mundur taki?...

(P or. re a k c ję K ró la u Zabłockiego: „Sztufad!! je s t dziś u d w o ru ja k a m a sk a ra d a ? ”) A w części IV, gd y M archołt po baśni k ró lo w an ia w ra c a do rzeczyw istości, K asprow icz tra w e s tu je sow izdrzalski m o ty w u d e rz a ­ jąc w m łodopolskie sym bole:

Z chłopa król, Z króla chłop!...

4) P o d ob ień stw a m ięd zy G am oniem -królem i G rab cem -k ró lem nie w y n ik a ją z tek sto w e j zależności Słow ackiego od L egranda-Z abłockiego, ja k m n iem a P u zy n a, lecz ze w spólnego źródła fra n c u sk ie j k om edii i p o l­ skiej trag ed ii, k tó ry m b y ła s ta ra p leb ejsk a kroto chw ila.

P ro g ra m rząd ó w G rab ca-k ró la je s t b ard ziej poety czny niż exposé G am onia, bo ułożył go w iększy od Zabłockiego i L e g ran d a p oeta.

P rz y sposobności należy przypom nieć, że lite r a tu r a pow szechna oprócz w ym ienio n y ch ludow ych pom azańców zna jeszcze jednego sław ­ nego g b u ra n a tro n ie . J e s t nim Sancho P a n sa jako g u b e rn a to r w y sp y w D on Kichocie C erv an tesa.

5

R ozróżnienie d w u o dm iennych linii w rozw o ju pozornie podobnego m o ty w u — g ra w k ró la (Gamoń) i realizacja m arz en ia o k ró lu dzw onko­ w ym (G rabiec) — pom ogło n am do rozró żnienia d w u fo rm acji k u ltu r a l­ n y ch i arty sty c z n y c h : dw orskiej zabaw y, „ m a sk a ra d y ”, bo to przecież kom edia zapu stn a, o raz ludow ej baśni. Do zap u stn ej tra d y c ji należy „ m a sk a ra d a ”, jako pozostałość p ra s ta ry c h satu rn alió w , czyli p rz e w ró ­ cenie p a n u ją c e j h ie ra rc h ii stanow ej, w y b uch ro zh u k an ej sw obody, r u ­ basznego ż a rtu i obyczajow ej s a ty ry — sym bol p o w ro tu do p ie rw o t­ n y ch stosunków złotego w ieku.

G atunkow o zaś rzecz b iorąc w spo m nian a różnica d aje dw ie o d ręb n e fo rm y literack ie: osiem nastow ieczną kom edię (Król w k r a ju r o z k o s z y ) i ro m a n ty cz n ą tra g e d ię (Balladyna ). C echą o ry g in a ln ą ro m a n ty cz n e j d ra m a tu rg ii było to, że pozw alała n a m ieszanie tra g izm u z kom izm em . S tą d w Balladynie, k tó rą po eta n azw ał w p o d ty tu le „ tra g e d ią ” , m ogło się znaleźć m iejsce n a m o ty w G rabca. P o e ty k a klasy cy sty czn a trz y m a ła L e g ran d a i Zabłockiego w surow ych pod ty m w zględem ryzach.

W te n sposób zbliżam y się do ją d ra zagadnienia. O becnie p o ra zająć się o sta tn im i „p o do b ień stw am i” P u zy ny : św iatem fan ta sty c z n y m w ko­ m ed ii L egranda-Z abłockiego i w dziele Słow ackiego. N ierzad k i to w y­ p ad ek w k ry ty c e , że pisarz czasem b y strz e j widzi, niż a rg u m e n tu je . Coś podobnego m am y w szkicu P u zy n y . N a jp ie rw błędne zestaw ienie:

(13)

Goplana i Alzor, to zatem szóste podobieństwo obu utw orów. O czyw iście Go­ plana skupia nie tylko funkcje Alzora; także — częściow o — K róla (jako w ład cy sylfów ) i L udw ili (jako pięknej księżniczki zakochanej w prostaku).

A potem nag ły b łysk k ry ty cy zm u :

A le niczego już nie brakuje do tej postaci, prócz ludow ego polskiego kolorytu. B agatela! P rzecież to w łaśnie sp ra w a najw ażniejsza! A tego isto tn ie brak! I te n b ra k d ecyduje, m iędzy innym i, o różnicy m iędzy o siem n a­ stow ieczną kom edią i ro m an ty czn ą traged ią!

M arszałek S z tu fa d a w K rólu w k r a ju r o zko szy d aje L udw ili lek cję o duszkach, p rzeb y w ający ch w czterech żyw iołach:

Tak jest, ma je powietrze, ziemia, ogień, wody. I tak w powietrzu żyją sylfy, gnomy w ziem i, N ajady pod wodam i kryją się czystem i,

A salamandry, żadnym ogniem niepożyte, Składają jedną wspólną tę rzeczpospolitę.

J a k ju ż n adm ieniłem , b y ły to w ta m te j epoce duszki k o n w en cjo n al­ ne, całkow icie obłaskaw ione. L eg ran d nazyw a je w spisie osób sw ej kom edii „Troupe des Peuples E lém entaires” . P o e ty k a klasy cystyczn a znalazła d la n ich m iejsce w poem acie h ero ikom icznym i w kom edii fa n ta sty c z n o -p a ste rsk ie j. W te n sposób ugłaskano ich p ierw o tn ą, ludow ą dem oniczność.

B ardziej ciekaw e isto ty fan tasty czn e niż u L egranda-Z abłockiego m ogli znaleźć ro m a n ty cy w baśniach Tysiąca i je d n e j nocy. Pow ieści te cieszyły się w Polsce w ielką poczytnością. Oprócz p rze k ład u z G alland a b y ły tak że sk ró ty i przeró bk i. K raszew ski d a je św iadectw o w Powieści

bez t y t u ł u (1855), że jeszcze w połow ie w. X IX, w pełn i ro m an ty zm u ,

w śród k siążek rozw ożonych żydow skim i budam i po k r a ju b y ła Historia

S y n d b a d a obok p o p u larn e j Magiellony, książek nabożnych oraz m odnych

rom an só w L a fo n ta in e ’a i K otzebuego. P o p rz esta n ę tu ta j n a przy p o m n ie­ n iu d w u „ro m a n ty c z n y c h ” m otyw ów o rie n taln y c h . W p ew n ej powieści w schodniej m am y w ą te k m iłości k ró la perskiego do n im fy m orskiej G u ln a ry , a w inn ej, o cudow nej lam pie A ladyna, geniusz n a żądanie b o h a te ra w y staw ia w sp an iały pałac w ciągu je d n e j nocy. Trudnof nie pom yśleć o w ielu ro m an ty czn y ch m łodzieńcach zakochanych w nim fach, un d y n ach , Ś w itezian k ach i ru sa łk a ch oraz o p racach M efistofelesa w M ickiew iczow skiej balladzie Pani Tw ardow ska.

W dobie p rzeło m u rom antycznego w Polsce n ieraz zestaw iano fa n ta ­ sty czn y św iat ro m an ty czn ej poezji z pow ieściam i Tysiąca i je d n e j n o c y ; piszę o ty m obszern iej w stu d iu m Tasso w p o lsk im ro m a n ty zm ie . Cie­ kaw e, że p ew ien zw iązek m iędzy cudow nym i pow ieściam i o rie n taln y m i i fan ta sty c z n ą b aśn ią ludow ą zauw ażył już osiem nastow ieczny tłum acz

(14)

A w a n tu r arabskich, ja k w idać choćby z tego, że kazał w schod n iem u

czarow nikow i „puszczać tu m a n w o czy” ! J e s t to klasyczne, k resow e w y ­ rażen ie, k tó re z ludow ej dem onologii przeszło p otem do poezji ro m a n ­ ty czn ej. P rz y p o m n ijm y , że tak że w ballad zie M ickiewicza:

Tw ardow ski siadł w końcu stoła, Podparł się w boki jak basza; „Hulaj dusza! hulaj!” w oła, Śm ieszy, tum ani, przestrasza.

B aśni w schodnie rozeszły się po E uro p ie w czasie w o jen krzyżow ych. W iele ty ch fa n ta sty c z n y ch pow ieści opracow ali i rozsław ili A riosto, Tasso, Lope de V ega i C alderon, n ie m ów iąc o m niejszych. N a sam ym p rzed p ro żu polskiego ro m a n ty zm u J a n T arnow ski w książce Badania

historyczne, ja ki w p ł y w m ieć m o g ł y m n iem a nia i literatura lud ów wschodnich na lu d y zachodnie, szczególniej we wzglądzie poezji (1819)

pisał, że źród łem w ie lu m o tyw ó w B okacjusza i A rio sta b y ły pow ieści

Tysiąca i je d n e j nocy. P rz y k ła d to tzw . o rie n taliz m u renesansow ego

i barokow ego. L eg rand-Z abło ck i to chyba o sta tn ia fala tego p rąd u . Z ro m an ty zm em i ro m a n ty cz n y m orien talizm em m a ona ty lko czysto zew n ętrzn e podobieństw o.

W K rólu w k r a ju rozko szy m am y w iele pierw iastk ó w tego schyłk o ­ wego, renesansow o-barokow ego o rie n taliz m u . G iosue C arducci w sw ych

stu d iach n a d A m in t ą Tassa p rzyp o m n iał, że już p op rzed nicy T assa w prow adzali do d ram aty czn y ch sie la n ek p ierw iastk i o rien taln o-m agiczn e. W K ró lu w k r a ju ro zko szy je s t to m o ty w czarnoksięskiego p ierścienia. Z auw ażm y d alej, że jego w łaściciel, czarodziej, nosi w kom edii L e- granda-Z abłockiego im ię o a ra b sk im pochodzeniu (Alzor). W schodniego pochodzenia je st sym bolika k w iato w a i zapew ne pom ysł k w ietneg o b a ­ letu . W kom edii L e g ran d a w y stę p u je orszak „N im f w kolorze k w iató w z klom bów królew skiego o gro d u ” :

La Rose, fleur de la Difficulté. La Renoncule, fleur de la Fierté. Le Pavot, fleur du S ommeil. Le Souci, fleur du Tourment. La Violette, fleur de l’Innocence. La Jonguille, fleur de la Jouissance.

Zabłocki opuścił w sw ej p rzeró b ce ow ą sym boliczną w y k ład n ię. W spisie postaci m am y ty lk o „O soby k w ia ty w y sta w u jąc e ” . W akcie I Fiołek w ygłasza je d n a k n a stę p u ją c ą „ k w e stię ” :

Ja prosty, drobny Fiołek.

W dzięczny w iosn y pierw szy wianek, Cel zdobyczy cichych pszczółek, Chłopiąt i dziewcząt sielanek.

(15)

Lecz dni m oich krótkie trw anie, Zgon i życie z w iosną biorę. Kto tę jedną zaspał porę, Już m nie w ięcej nie dostanie.

W Balladach i romansach M ickiew icza m am y ślad te j o rie n ta ln ó - -sielankow ej m a n ie ry w Pierw iosnku:

Dni nasze jak dni m otylka, Życiem w schód, śm iercią południe; Lepsza w k w ietniu jedna chwilka

Niż w jesien i całe grudnie.

Podobnie jak P u k w Ś n ie nocy letn ie j nie m a nic w spólnego z „ e le ­ m e n ta rn y m i du szkam i” kom edii L eg ran d a i p o e m a tu P o p e ’a, ta k sam o poety ck ie stw o rk i Szekspirow skie, G roszek, P a jęczy n k a, C iem ka i G o r- czyczka, nie stan ow ią dw orskiego, rokokow ego „corps de ballet”. To lu ­ dow e „fairies”.

T em atem o rie n ta ln y m (z bagażem n au k i m o ra ln ej) je s t w kom edii L egranda-Z abłockiego tak że m o ty w „z chłopa k ró l” , o czym nie zaw sze p a m ię ta ją k ry ty c y , złudzeni p leb ejsk ą k a rie rą te j fab u ły w E uropie. W pow ieściach Tysiąca i jed n e j nocy z n a jd u je się Historia o śp iącym

ob u d zo n y m . C zytam y w n iej, ja k k a lif H a ru n Al R aszyd uczynił sobie

i dw orow i w idow isko ze swego poddanego A bu H assana, k tó ry b y ł n ie ­ zadow olony z losu. K a lif kazał go upoić n a sen n y m śro d k iem i p rzen ieść do pałacu . O budziw szy się, A b u H assan g rał rolę su łta n a , sp ełn iając w szy stk ie sw oje p rag n ien ia. Po złu d n y m pan o w an iu słu żba ' odniosła ponow nie oszołom ionego n ark o ty k iem k ró tk o trw a łe g o w ładcę do jego ubogiego dom u, gdzie śnił o n dalej, ty m razem już na jaw ie, sw ój b a ś­ niow y sen, w y w o łu jąc w iele uciesznych a w a n tu r w zd erzen iu z p ro ­ zaiczną rzeczyw istością. N ie tru d n o stw ierdzić, że te n w y b itn ie kom edio­ w y te m a t podsu n ął m . in. S zekspirow i pom ysł Prologu do Ugłaskania

se k u tn ic y , sia ł się głów nym m o to rem starop o lskiej fa rs y P io tra B ary k i

Z chłopa król, Fran ciszk ow i Bohom olcow i d o starczył osnow y do kom edii

K ło p o ty pan ó w (1775) i został o ry g in aln ie w y z y sk a n y przez A lek san d ra

F re d rę w P anu Jow ialskim .

K om edia Bohom olca K ło p o ty p anów posiada n a stę p u ją c y „ a rg u m e n t” : Ta komedia jest na fundam encie owej historii, którą o jednym z książąt bur- guńskich czytamy. Ten pan widząc chłopa bez pam ięci pijanego, śpiącego na ulicy, kazał go zanieść do sw ego pałacu i w szaty najbogatsze ubrać. Gdy się chłop przespał, czyniono mu w szelk ie honory i w m ów iono w niego, że on jest książę Burgundii. Z czego książę i uciechy m iał dosyć, i nauki panow ania s y ­ n ow i dał bardzo mądre.

W spisie osób b o h a te r n azy w a się: „G rzegorz, chłop, m n iem an y k siążę” . K siążę F ilip B u rg u n d zk i znalazłszy n a ulicy śpiącego G rze­

(16)

gorza o ddał się reflek sjo m , n iczym k tó ry ś z leg e n d a rn y c h w ładców W schodu:

Ten w idok, przyznam ci się, zazdrość w mym sercu w zbudził. M yśliłem sam w sobie: m iły Boże, ten człek na bruku leżący sm acznego sobie snu zażywa, a ja m uszę u mych lekarzów snu sobie po troszę kupować. Ten człek na ulicy nic się nie lęka, a ja w m ym pałacu m uszę straż trzymać, żebym sobie sen ubez­ pieczył. Ta uwaga w zn ieciła chęć w e mnie, bym mu tę spokojność pom ieszał, której próżno sam szukam.

G rzegorz b u dzi się w pałacu, p rz e b ra n y w bogate szaty:

■V

Zaczynam pilniej sobie się przypatryw ać, alić w idzę, żem z nóg do głow y cały pozłacany.

K ró tk i o k res jego „p a n o w a n ia ” dał autorow i sposobność do w ielu sa ty ry c zn y c h w ycieczek p rzeciw ry ce rsk im obyczajom , w ojnom , po je­ dynkom , d w o ractw u i feu d a ln y m grzechom głów nym . K om edia z a w iera p ew ne o rie n ta ln e re lik ty (poseł chiński, astrolog perski) i kończy się n au k ą w ty p ie o rie n ta ln e j powieści, przeznaczonej d la w y chow ania następ cy tro n u , czy m łodego w ładcy.

L u dw ik B ern ack i z pow odu staro p o lsk iej Facecji o pijanicy, co cesa­

r z e m był pow iada, że m o ty w „zu ży tk o w any w kom edii P . B a ry k i sięga

zam ierzchłych czasów dalekiego W schodu” . Z apow iadał n a w e t m o n o ­ g rafię m o ty w u „z chłopa k ró l”, co nie przeszkodziło m u je d n a k tw ie r­ dzić:

Grabca-króla w Balladynie Juliusza Słow ackiego (1839) stanowczo tu w li­ czyć nie można.

E ugeniusz K u c h a rsk i w e w stęp ie do Pana Jowialskiego w „B iblio­ tece N aro d o w ej” pisał:

Motyw przebrania Ludmira za sułtana to m otyw zaw leczony ze Wschodu, szeroko w literaturach europejskich rozpow szechniony, a utrzym ujący się jesz­ cze do czasów najnow szych (np. Gerharda Hauptmanna Schluck und Jau). S taw ał je d n a k b ezrad n y , g d y szło o w skazanie bezpośredniego źródła, k tó re m ogło n asu nąć F re d rz e te n pom ysł. M oim zd aniem obok żyw ej tra d y c ji fra n c u sk ie j i p olskiej kom edii w. X V III w g rą w chodzi w spom niana opowieść O śp iąc y m o b u d z o n y m z Tysiąca i je d n e j nocy. P aństw o Jo w ialscy w kom edii A le k san d ra F re d ry postanow ili p rze b ra ć się w o rie n ta ln e stro je, inscen izu jąc w nudzącym się, ziem iańsk im dw orku zabaw ę w su łta ń sk i se ra j. Z p am iętn ik ó w epoki w iem y, że k r e ­ sowa m a g n a te ria w y sta w iają c tę kom edię z okazji rod zinn ych u ro cz y ­ stości w ypożyczała k o stiu m y u tu re c k ie g o baszy w Chocim iu. T ak żyw a by ła św iadom ość w schodniego pochodzenia tego „plebejskiego w ą tk u ” . G rabiec z B a lla d y n y n ależy n iew ą tp liw ie do licznej ro d zin y „śp ią­ cych o b udzonych” . To n ależy m ocno podkreślić w b re w zd an iu B ern

(17)

ac-kiego. Rów nocześnie jed n a k to postać zu pełnie o ry g in a ln a. R ealistycznie p rzedstaw ionego sy n a w iejskiego o rg a n isty w p lą ta ł p o e ta w k a b a łą de­ m onicznych sił p rzy ro d y i g w ałtow n ych ludzkich nam iętn ości. J e s t on nie ty lk o b o h a te rem p leb ejsk iej krotochw ili, lecz także b o h a te re m ro­ m an ty c zn e j ballad y . Połączenie rea liz m u i baśni, fo lk lo ry sty czn ej w ie­ dzy i poetyck iej fan ta zji, b łazeń stw a i tra g izm u stan ow i bezsprzeczną w łasność Słowackiego.

Z kolei p rz y jrz y jm y się p a rtn e rc e G rabca, bogince jezio ra Gopła, G oplanie. T ra d y cy jn ie wyw odzono ją z Szekspira. P u z y n a d o p a trz y ł się jak ich ś jej zw iązków z L udw ilą, in fa n tk ą tre b izo n d zk ą L eg ran d a- -Zabłockiego. Słowem , jeszcze jed e n „w p ły w ” ! N a jja sk ra w ie j ujm ow ał to zagadnienie głów ny p rzed staw iciel „b ad ań źró d ło w y ch ” S tan isław W indakiew icz. D orobił on n a w e t osobną teo rię do stu d ió w n a d zapo­ życzeniam i, f iliacjam i i zależnościam i lite r a tu r y polskiej od obcych w zorów :

Główną przeszkodą do śm iałej twórczości na polu dram atycznym w Polsce był brak głębszej znajomości Szekspira.

M niejsza z tym , że te n b rak nie przeszkodził rozk w itow i sztuk i d ra ­ m aty czn ej w H iszpanii i w e F ra n cji, nie m ów iąc już o sta ro ż y tn e j Indii i G recji. K a ta stro fa ln ą sy tu a c ję u ra to w a ł Słow acki:

Szczęściem w Słowackim dostaliśm y pierw szego w Polsce i ogromnego en ­ tuzjastę szekspiriańskiego.

W edług W indakiew icza se k re t d ra m a tu rg ii Słow ackiego przed staw ia się prosto:

B ez studiów Nocy letniej, M akbeta i K róla Lira udram atyzowanie ballady Chodźki byłoby zupełnie inaczej w ypadło. Cała m asa figur i sytuacji w roz­ m aitych sztukach Słow ackiego w zięła się tylko z Szekspira. Poeta nasz tworzył now e dramata przez superpozycję, kombinację, odpodobnienie, przem ianę ról m ęskich na żeńskie, przez korzystanie z pojedynczych m otyw ów albo całych serii, tworzenie analogicznych pom ysłów , polonizację itd. G enialna samoistność Szekspira w w yszukiw aniu dziedzin tw órczości i tem atów przygotow ała grunt dla dalekiego i nieco spóźnionego epigona polskiego.

W indakiew icz n ie ste ty nie znał zagran iczny ch „ b a d ań źródłow ych” n a d tw órczością S zekspira i nie dom yślał się n aw et, że m ożna inaczej rozw iązyw ać te zagadnienia p rzy pom ocy bad ań k o m p araty sty czn y ch . A oto p ró b k i szczegółow ych analiz W indakiew icza. Z pow odu F alstaffa:

Poecie chodziło prawie o pokazanie, w ilu w ariantach tę samą postać po­ trafi na scenę polską wprowadzić.

O Mazepie:

Do M azepy odczytał prawie w szystk ie sztuki Szekspira na tem at zazdrości m ałżeńskiej i długą ich listę w yzyskał.

(18)

0 Ba lla dyn ie:

Wszedł w nią znów cały katalog sztuk Szekspira, o których poprzednio m ało lub nic w Polsce nie słyszano.

N iedaleko odbiegł od te j starośw iecczyzny przed staw iciel form alizm u, M an fred K ridl, k tó ry w k ilk ad ziesiąt la t potem pisał o Balladynie (L i te ­

ratura polska, 1945):

Rzecz cała ma pew ien urok i w dzięk baśni, ale dużo też baw ienia się 1 igrania m otywam i, nieskoordynow anym i ze sobą dram atycznie. Dużo też zbyt w yraźnych rem iniscencji literackich, zwłaszcza z sztuk Szekspira, takich jak Sen nocy letniej, M akbet i K ról Lir.

W m oim stu d iu m o B a lladynie sta ra łe m się nieco ograniczyć sfe rę zależności Słow ackiego od obcych w zorów przez zw rócenie uw agi n a n ierz ad k ie w ystępo w anie „m otyw ów szekspirow skich” w polskiej tw ó r­ czości ludow ej. Mimo to o sta tn i badacz B alladyny, J e a n B o u rrilly , w ró ­ cił do m eto d y „w p ły w ó w ” .

R om antycy inaczej p a trz y li n a tę spraw ę. Z y g m u n t K ra siń sk i nie m ia ł zastrzeżeń W indakiew icza, lubo znał S zek sp ira nie gorzej od niego. P od ob n ie badacze, dla k tó ry c h ro m an ty zm by ł jeszcze żyw ą tra d y c ją . F ry d e ry k H en ry k L ew estam pisał w Historii lite r a tu r y p o w sze c h n ej

0 Balladynie i Lilii W e n e d z ie :

R em iniscencje szekspirow skie, które się w obu tych utworach tu i ów dzie przebijają, nie uwłaczają przecież genialnej ich oryginalności...

Z czego to pochodziło? W spom niani pisarze dobrze w iedzieli, że w c e n tru m zain tereso w an ia ro m an ty czn y ch poetów stała m ito logia sk a n d y n aw sk a i g e rm a ń sk a (oprócz słow iańskiej) oraz zw iązana z ty m i w ierzeniam i sta ro d a w n a epika, b allad a i pieśń ludow a. Szek spir nie b y ł d la ro m an ty k ó w u n iw e rsa ln y m źródłem . B ył w ielk im p rzy k ład em , ja k czerpać z ludow ych n atc h n ień . Z w ielkich ro m an ty k ó w polskich Eddą 1 Nibelun ga m i zajm ow ał się K rasiński, jak św iadczy jego k o resp o n d en ­ c ja i Irydion. W k rę g u ty c h zainteresow ań stoi n iew ątp liw ie tak że Lilia

W en e d a Słow ackiego.

Ileż to się nagłow ili uczeni n ad psychologią, c h a ra k te re m i d ra m a ­ ty czn ą ro lą G oplany! R ozw iązania ty ch k w estii nie m ożna było znaleźć w Szekspirze. Now e św iatło n a tę spraw ę rzu c a ją rom an ty czn e stu d ia n a d w ierzeniam i ludów sk and y naw skich i germ ań skich . W ro k u 1837 u kazał się w w ileń sk im czasopiśm ie „W izerunki i R ozstrząsania N au k o ­ w e ” szkic przełożony z „N o rth A m erican R eview ” pt. Poezja lu d u p o k o ­

leń teutońskich. C zy tam y w nim n a stę p u jąc ą c h a ra k te ry sty k ę G o plan y

z nie w y danej jeszcze wów czas B a lla d y n y :

Wróżka (Fée) nie jest ani dobrą, ani złośliw ą: jest to intrygantka św iata poetycznego; gatunek nadprzyrodzonego Figara płci niew ieściej, nader zm ien ­

na w sw oich upodobaniach, w sw oich czynach i żądzach.

(19)

Z n a jd u je m y w ty m a rty k u le w iele im ion fa n ta sty c z n y c h duszków. S ą to C hochliki, E lfy, Pucki, A riele oraz T rilly . Z n a m ie n n a je s t rów nież u w ag a o Szekspirze:

O statnie w prowadzenie w akcję tej tradycji północnej znajduje się w M a­ rzeniu nocy letniej w ielkiego Szekspira. Jej najszczerotniejszym i najtragicz­ niejszym w yrażeniem jest ballada pt. W esele sir Olofa.

J a k i z tego w niosek? N iepodobna w iązać ludo w ej i fa n ta sty c z n ej części B a lla d y n y z barok o w o -rom ańską lite ra tu rą . T a p a rtia trag ed ii Słow ackiego stoi pod znakiem m itologicznych w y o b rażeń Północy. L u ­ dow a w różka — F ée — G oplana nie m a nic w spólnego z m ag ią o rie n ta l­ nego czarnoksiężnika A lzora. Pozorne po dobieństw a tłu m ac z ą się tym , że kom edia L egranda-Z abłockiego je s t m ieszanin ą ró żn y ch tra d y c ji lite ­ rack ich i zlepkiem ro zm aity ch m otyw ów , pośród k tó ry c h nie b ra k także rem in iscen cji szekspirow skich.

W żaden sposób nie m ożna rów nież uznać Króla w k r a ju ro zkoszy za w zór B a lla d y n y w ty m znaczeniu, że Słow acki m ó głby b y ł znaleźć w te j kom edii p rzy k ła d skojarzenia m o ty w u „z chłopa k ró l” z m oty w em szekspirow skiego św iata fan tasty czneg o. Po p ro stu dlatego, że w u tw o ­ rze L egranda-Z abłockiego nie m a tak ieg o sko jarzen ia! Jego św ia t fa n ­ tasty czn y , ja k n adm ieniłem , je st o d m ien n y od fan tasty czn eg o św iata S zekspira. Z w iązek zaś ob u tem a tó w w Balladynie je s t o ry g in a ln ą kon­ cep cją Słow ackiego.

Badacz fran cu sk i G ab riel S a rra z in w książce. W ie lc y poeci ro m a n ­

ty c z n i Polski (przekład polski w 1907 r.) w skazał n a ciekaw ą różnicę

m iędzy Szekspirem i Słow ackim . S zek sp ir nie w łączał scen baśniow ych do sw ych w ielk ich d ram ató w . S p ra w a jasn a. S zek sp ir nie b y ł ro m a n ty ­ kiem ! J a k z tego w idać, Słow acki, w b re w zdan iu rod zim y ch i n iek tó ry ch obcych badaczy, m iał swój w łasn y sto su n ek n a w e t do w ielkich i pow szechnie uzn an y ch au to ry tetó w .

6

O drzucając kw estię zależności Słow ackiego od L eg randa-Z abłockiego nie należy rezygnow ać z p araleli S łow acki—Zabłocki, to znaczy tra c ić z oczu rozw o ju pew n y ch m o ty w ów lite ra c k ic h w ró żn y ch epokach.

W K rólu w k r a ju rozkoszy w y s tę p u je sporo m o tyw ó w baśniow ych, k tó re zasłu g u ją na uw agę ze w zględu n a p ew ien zw iązek europejsk iego ro m a n ty z m u z renesan so w o-b arokow ą ep ik ą i pow ieścią p a ste rsk o - -ry c e rsk ą . To o rie n taln o -a n ty e zn o -ro m a ń sk a p a rtia kom edii L e g ran d a - -Zabłockiego. M otyw y te w ró żnych zestaw ien iach i p rze ró b k a ch spopu­ lary zo w ała o p era i dw orski b a le t X V II w ieku. N ie bez p ow odu badacze lite r a tu r y niem ieckiej w iążą ro m a n ty cz n e kom edie A u g u sta P la te n a z baro k o w ą o p erą i tw órczością p o e ty c k ą 'C h a rle s a P e rra u lta .

(20)

M am y te d y w K ró lu w k r a ju r o zko szy m o ty w O rlan d a Szalonego i D on K ich o ta w postaci F ila n d ra , któreg o spis osób n azy w a w ręcz r y ­ cerzem w ęd ru jący m , czyli błędnym . P osłu ch ajm y, jak ie w y rz u ty czyni

F ila n d e r L u d wile:

Za tyle starań moich... aż do ocalenia Dni twoich i honoru, ze śm iercią w alczenia, Z olbrzymam i potyczek, tak ciężkich podróży, N iew dzięcznico !

M am y dalej w schodni m o ty w m agicznego p ierścien ia i czarnoksięż­ nika. A tak że p ew n ą odm ianę m o ty w u m iłości-szału i pod ania o E n d y - m ionie — o ba w fo rm ie p aro d y sty c zn e j. L udw ila pod w pływ em czarów zap ałała n ag łą m iłością do śm ieszka B arasza, g ierm ka swego narzeczo­ nego. To rem in iscen cja przy g od y T y ta n ii ze S n u nocy letniej. L u d w ila nie je s t jed n a k sen ty m e n ta ln o -ro m a n ty cz n ą heroiną. K am ieniem p ro ­ b ierczym te j postaci je s t stosun ek L e g ran d a do dw u ulu bio ny ch w ro ­ m an ty zm ie tem atów : do m o ty w u T y ta n ii i m o ty w u E ndym iona. Sw ego daw nego ko chan k a n azyw a L u d w ila „osłem ” . Do B arasza zaś, zakłopo­ tanego w zględam i w y tw o rn e j p an n y , in fa n tk a trebizon dzk a p rzem aw ia w n a stę p u ją c y sposób:

Nic m i nie odpowiadasz, czy w ziąłeś na spanie, Jak Endymion, który drzym ał przy Dyjanie?

P a ro d y sty c z n y c h a ra k te r m a ją ta k ż e różne m o ty w y w P asterzu sza­

lo nym . T y tu ło w y b o h a te r, jako o fia ra m itologicznych i se n ty m e n ta ln y c h

powieści, d o starcza sp rag n io n em u ro zry w k i to w a rz y stw u w y b o rn e j okazji do zabaw y:

Osobliwszą nam scenę zdarza dzień dzisiejszy I jeśli Donkiszota rozśm ieszają dzieje,

Ten m elancholik nie m niej uciesznie szaleje.

I zaczyna się inscen izacja m itologiczno-sielankow ych h isto rii w celu u zdrow ienia szaleńca. P a n n y p o d e jm u ją się ról leśn ych boginek. K aw a­ lerow ie p rz e b ie ra ją się za bożków. P ew ien m łodzieniec po stan aw ia u d a ­ w ać w schodniego czarnoksiężnika (i„Ja m yślę p rzy b ra ć odzież d aw n y ch P a rsó w M aga”). T ra w e sta c ją fan ta sty c z n y ch m otyw ów , zn an y ch ze s ta ­ ro ży tn ej, o rie n ta ln e j i ren esan so w ej lite ra tu ry , będzie zarów no p rz y p i­ sana jed n e j z p a ń fu n k c ja „czaro dziejk i C irce” , jak h u m o ry sty cz n a m e­ tam orfoza głów nego b o h a te ra kom edii w sp róchniałą w ierzbę. J a k w i­ dzim y, z n a jd u ją się tu ta j tem a ty , k tó re p o djął i opracow ał w zupełn ie in n y m d u c h u i s ty lu A dam M ickiew icz w IV cz. Dziadów oraz Ju liu sz Słow acki w Balladynie. J e d n y m słow em , ciek aw y m a te ria ł do p a ra leli.

(21)

K ilk a słów n ależy się rów nież „operze” Zabłockiego p t. Żółta szlaf­

m y c a albo kolęda na N o w y Rok. Z n a jd u je m y w niej u lu b io n y w ro m a n ­

ty zm ie m o ty w k arn aw ało w ej m ask arad y jako sym boliczny o b raz życia: B aw iem y się na św iecie jak na karnawale,

N owy rok go otwiera!... gdyby kończył stary! Ale niech m nie to sm utne nie utrapia czucie, Baw m y się z zapom nieniem tak jak na reducie...

Bóg M e rk u ry d aje boh aterow i żółtą szlafm ycę o p rzed ziw n ej w ładzy: Gdy ją w łożysz na głow ę, w szyscy ci domowi,

Żona, krbwni i słudzy, każdy prawdę powié, Choćby najsekretniejszą, ani się postrzeże.

To zn any m o ty w o rie n taln y . W ogóle m am y sporo ró żn ych w zm ia­ nek, k tó re w sk azują n a w schodnie pochodzenie operow ej fa b u ły Zabłoc­ kiego, np. babilo ńska wieża, albo „g ust chiński, kolor słońca i w raz b ezpieczeństw a” . B o h ater w ym y śla niesu m ien n em u oberży ście sarm ac- k o -o rie n ta ln y m re je s tre m n iepochlebnych przydom ków : „A cyganie, arabie, b isu rm an ie, żydzie!” W ym ow ny pod ty m w zględem je s t rów nież w sp o m n ian y alegoryczny c h a ra k te r Ż ó łte j s z la fm y c y . N ie n a darm o osiem nastow ieczny b o h a te r tej o p ery dziw ił się, że m arz ą się m u całą noc szczególne b ajk i. Nie m oże pojąć, skąd do jego życia w d z ie ra ją się niezw yczajne, obce m u żywioły:

M yślę zawsze po prostu, czynię nie inaczej, Za cóż by mi się m iały śnić alegoryje.

7

N a zakończenie jeszcze jed n a p aralela, ty m razem n a tu r y ideologicz­ n e j: G am oń—G rabiec. Filologow ie s ta re j szkoły albo n iech ętn ie odnosili się do zw iązków G rab ca z kom edią p lebejsk ą, ja k L u d w ik B ernacki w przedm ow ie do swego w y d an ia Z chłopa król P io tra B ary ki, albo, jak S tan isław W indakiew icz w Badaniach źró dło w ych nad twórczością S ło ­

wackiego, ograniczali się do zbieżności tek sto w y ch i p o d o b ieństw a w ą t­

ków, nie zw racając uw agi n a społeczny sens tego m o ty w u .

K om edia L egranda-Z abłockiego zaw iera w iele p ierw ia stk ó w s a ty ­ ry czn y ch . K to wie, czy to w ogóle nie je d n a z n a jo strz e jsz y c h s a ty r spo­ łecznych i politycznych polskiego O św iecenia! W ładca ab so lu tn y , jako pom azaniec boży, żyje „w k r a ju rozkoszy” . Stanow czo lepszy ty tu ł o r y ­ g in ału — L e roi de Cocagne — k tó ry p o d k reśla półbaśnio w y i p ó łu to p ij- n y c h a ra k te r feudalnego państw a. J u ż sam e nazw iska n ie k tó ry c h kom e­ diow ych postaci m ów ią coś niecoś. M arszałek m in iste r zowie się S ztufada, a m in is te r s ta n u F ry k a sy . N ow y „z chłopa k ró l” p rz y b ie ra m iano m i­ łościw ie panującego ludow i G am onia Pierw szego. Jego p leb e jsk ą kon­

(22)

cepcja w ładzy (dobre jedzenie, o bfite picie, używ anie i sam ow ola) u d e­ rza sa ty ry c zn y m szty ch em w p an u jące stosunki.

A naród? Trzeba także coś i dla narodu... Chronić go od ubóstwa, w ojny, moru, głodu... Sam nie zmogę, chociażbym rozdarł się na części. —

(pauza)

N iechże sam o tym m yśli i niech m u się szczęści, A co m ojej królew skiej osoby się tycze,

Czyż w tym nie ma dość szczęścia, że mu przewodniczę, Że mu św ietność nadaję? Niech go to w ięc krzepi,

Że mu chcę dobrze, chociaż sobie zawsze lepiej. — Otóż to tyle z siebie daje i przyrzeka

Ojcowska dla narodu m onarchy opieka,

G am oń posiada ry sy ludow ego m ędrca, k tó re go sp o krew n ią ją ze sław nym , średniow iecznym prześm iew cą w yższych stanó w — M archoł­ te m G ru b y m i Spro śn y m . K ry ty czn ie p a trz ą na swego p an a rów nież jego m in istro w ie. F ry k a sy mówi:

Prawda, byłoby pięknie i z rozumem zgodnie, Ażeby król żyć raczył m niej nieco wygodnie, Mniej leniw ie, a w ięcej trocha pracowicie. Niech się dowie, jakie jest rąk i nóg użycie.

Niech w ie, że nie na tym jest tron króla opartym, Ażeby był pijakiem , zbytnikiem, obżartym,

W spółcześni k ry ty c y zacieśnili saty ry czn ą w ym ow ę tej kom edii w sk a­ z u jąc p alcem n a osobę o statniego rozkosznisia n a polskim tro n ie. Rzecz p ro sta nie b ra k tu ta j aluzji, k tó re m ożna odnieść do k ró la Stasia, ró w nie dobrze zresztą ja k do każdego innego m o n arch y p rzed fra n c u sk ą rew o ­ lucją. P rz e d e w szy stk im jed n a k je st to s a ty ra n a u stró j ab solu tny . W eźm y np. ro zd aw an ie n ajw yższych urzędów w edług k a p ry su w ładcy. Albo osobliw e pojęcie o fu n k cja ch p aństw ow ych d y g n itarzy . G am oń ucieszony n o m in acją n a podskarbiego zachow uje się im p erty nenck o :

W yśm ienicie, przedziwnie! Człowiek w tym urzędzie Zdzierać w szystkich, a dawać nikom u nie będzie.

Barasz, jak o śm ieszek, pozw ala sobie n a jeszcze grubsze docinki pod adresem K róla:

Oto mi się zdaje Praw dziw ie m ieć karczemne ten król obyczaje. Jakaś twarda prostota, jakaś grubość, która Pospolitego naw et hańbiłaby gbura.

Naród go przecież słucha w tym w szystkim , co każe. Nie zb ija go z p a n ta ły k u obecność m inistrów :

S Z T U F A D A

(23)

D R U G I D Y G N IT A R Z

Król pan chce pić.

B A R A S Z

Bodaj w as rozdarło. Toć i ja takie sam e jak król w asz mam garło. A po libacji z k ró lem rezonu je w podobnym tonie:

Ja jestem dość w alegrym , ty dobrze w pian-pianym . Pójdźm y spać, a sen zrówna m onarchę z poddanym.

C hętn ie też se k u n d u je K rólow i, gdy ów się o b ru szy n a chciwość sw ych dw orzan:

K R Û L

Żeś w ierny jak powinien, chcesz zaraz tysięcy? Cóż na to książę? W którym państw ie tak się dzieje, Aby w ierność opłacać?

B A R A S Z

Złodzieje, złodzieje...

W ładca „ k ra ju rozkoszy” w y p ad a pod koniec kom edii ze sw ej ro li z b y tn ik a i lekkoducha. F ra n cu sk a k ro to ch w ila p rze m ie n ia się w gorzką polską s a ty rę p atrio ty czn ą. W yrzeczenie się k o ro n y przez opływ ającego w e w szystkie przy jem n o ści m o n arch ę zabrzm iało niespodzianie jakim ś jerem iaszow y m to n em te s ta m e n tu J a n a K azim ierza, d la którego k r ó ­ lew sk a k o ro n a b y ła ko ro n ą cierniow ą:

A naród!... przebaczyłbym pom niejsze w nim w ady, Że lubi rozkosz, ze mnie, króla, w ziął przykłady. A le że w niczym dobry m nie sm akuje, że go Datkiem trzeba prowadzić, naw et do dobrego, Że gościnny dla obcych głupstw , a sw ego brata I charakter gniazdowy, i zacność pomiata,

Że m ając dość w szystkiego, bo co tu brak komu — Siebie i sw oich przedać obcym nie ma sromu. Taki naród, z wróżbami n ie szerząc się daléj, Zginie, ani któżkolw iek nad nim się użali, A zatem, moi w ielce m ościw i wazale,

U m yśliłem waszm ościom dziś longum dać vale, A że część może rada, część być niekontenta Narodu troskliw ego o pacta conventa,

Aby kto nie rzekł, w gębie nie m ający smaku, Diabła zjadł styrnik, co nas zostaw ia na haku, Chcę mądrego po sobie zostaw ić im króla, K tóry by jak ja...

(Gamoń wchodzi)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Porównaj teoretycznie uzyskan¡ warto±¢ optymalnej kompresji z kompresj¡ uzyskan¡ za pomoc¡ programu ZIP, PanTadeusz.zip.. Narysuj

d) Podaj przykªad jednego pomiaru uogólnionego, który wystarczaªby to jednoznacznego wyznaczenia ρ (oczywi±cie przy zaªo»eniu, »e powtarzamy go niesko«czenie wiele razy w

Zadanie 3 (50 pkt) Istnieje ciekawy i do±¢ nieintuicyjny trik, który praktycznie za darmo pozwala nieco podnie±¢ graniczny QBER poni»ej którego mo»na uzna¢ protokóª za

Jakie jest prawdopodobieństwo, że suma dwóch na chybił trafił wybranych liczb dodatnich, z których każda jest nie większa od jedności, jest nie większa od jedności, a ich

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 26/1/4,

Motivated by the question whether higher-order nonlinear model equations, which go beyond the Camassa-Holm regime of moderate amplitude waves, could point us to new types of

W pilotażowym badaniu, którego celem mia- ło być opracowanie narzędzia badawczego dla.. wieloośrodkowego badania obejmującego większą grupę polskich chorych na SM,

pływalnię Korzystanie z pływalni wielofunkcyjnej, od poniedziałku do piątku w godzinach od 6.00 do 22.00 w soboty, niedziele i święta od 8.00 do 22.00..