• Nie Znaleziono Wyników

Straż nad Wisłą 1939, R. 9, nr 7

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Straż nad Wisłą 1939, R. 9, nr 7"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

NAD W ISŁA

PO M O RSK I DWUTYGODNIK ILUSTROWANY

7 15 KWIETNIA 1939 Rok IX.

Cena egzemplarza 50 gr

(2)

F ra g m e n t kościoła N ajśw . P . M a rii w T o ru n iu

P O K Ó J B O Ż Y

v

an Jezus, u k az u ją c się apostołom po sw oim z m a r­

tw y ch w stan iu , p o w tarz a stale jedno i to sam o p ozdro­

w ienie: „P okój w am !”

„P okój ludziom d o b rej w oli” — zapow iedział A nioł Boży ju ż przy n aro d z en iu P a n a Jezusa. P okój te n b y ł celem p rzy jścia n a św ia t P a n a Jezusa. P okój te n d aje P a n Jezu s uroczyście i ostatecznie po Swoim z m a r­

tw y ch w stan iu .

L udzie zaw sze i w szędzie sp rag n ie n i są spokoju, a- le rzadko kiedy i rzadko gdzie ludzie go m a ją.

L udzie często n a w e t n ie w iedzą, n a czym p ra w d z i­

w y pokój polega.

Św. A ugu sty n pozostaw ił n am b o d aj najlepsze o- k reślen ie pokoju: pow iada on, że pokój polega n a p o ­ rządku.

W ielu z nas, p rzy g lą d ają c się gw iazdom n a niebie w noc pogodną, podziw iało może tę ciszę, te n spokój i porządek, k tó ry w śród tych m ilionów gw iazd n a n ie ­ bie p an u je.

T ak i pokój p an o w a ł i w duszy lud zk iej przed g rz e ­ chem pierw orodnym .

Ciało było p oddane rozum ow i, a rozum Bogu.

A le przyszedł grzech p ie rw orodny, i te n pokój d u ­ szy zakłócił.

I w idzim y obecnie in n y zakon w ciele naszym , sp rzeciw iający się zakonow i um y słu naszego.

Ciało pożąda przeciw ko duszy, dusza pożąda i w y ­ stę p u je przeciw ko Bogu.

To je s t w ojna, k tó ra przy n o siła i przynosi n am nieszczęście.

Tę w o jn ę dap iero C h ry stu s P a n zm artw y c h w sta ­ niem sw oim w y g rał. >

Z w yciężył grzech, zw yciężył ciało, zw yciężył śm ierć, i c y ro g raf potępienia, w ypisany d la n a s jeszcze w ra ju , p o d a rł i zniszczył.

Z m atw y ch w stan ie P a n a Je zu sa je st przyw róceniem n a s rów nocześnie do pok o ju z Bogiem, z sum ieniem n a ­ szym i całym św iatem .

G dyby C h rystus P a n n ie zm artw y ch w stał, próżną b y ła b y w ia ra nasza, p ró żn ą n ad zieja nasza.

Z m a rtw y c h w stan ie P a n a je st zw ycięstw em Jego n a d grzechem i n a d sk u tk iem grzechu — śm iercią i zapew nieniem , że m y rów nież zw ycięstw o to odniesie­

m y, jeżeli w ślady Jeg o pójdziem y.

Idźm y w ięc za C hrystusem P a n e m przez krzyż w życiu do z m a rtw y ch w sta n ia i do p o k o ju w iecznego w niebie. A m e n .

K s. A. Syski,

(3)

O żołnierski charakter

Naród, który nie myśli, nie czuje i nie dzia­

ła po żołniersku — ginie. Zostaje po nim na po­

żółkłych kartach historii niesława, hańba i po­

garda. Jest pośmiewiskiem w potomności i na­

wozem, na którym nie zawsze może się krzewić jakieś życie. Najczęściej taki w upodleniu upa­

dły naród jest czynnikiem rozkładającym wszystko, co miało nieszczęście z, nim się zet­

knąć. Rozkłada on nawet swoich zdobywców.

Tworzy istne bagno dziejowe.

Wielkie rzeczy pozostały po mężnych naro­

dach. Kultury rodziły się z żołnierskiego czynu.

Trwały i rozwijały się w klimacie moralnym tych czynów, karmione bohaterstwem, ofiarno­

ścią i chwałą zdobywaną na polu walki, gdzie człowiek uczył się spełniać swój obowiązek w o- bliczu śmierci i kosztem życia. Wojna bowiem jest twardą szkołą wielkości.

Różne są narody. Jedne z natury żołnier­

skie, bojowe, zdobywcze, a inne nie. Jedne dyk­

tują prawa narodom, a inne im ulegają. Jedne swobodnie tworzą historię, narzucają jej swoje cele, a inne tworzy historia, zmuszając je do u- legania cudzym celom. Jedne są twórcami, a in­

ne tworzywem. Wszystko zależy tu od zdolności do walki, od drapieżności i decyzji.

Polacy są narodem żołnierskim. Natura da­

ła im męstwo i bitność, dała dumę i wolę two­

rzenia, dała nawet drapieżność i decyzję, ale o- bok tego wszystkiego dała też trochę bierności, lenistwa i wygodnictwa.

Tymczasem epoka współczesna wymaga wy­

jątkowych cech ducha. Wymaga największego natężenia cnót żołnierskich. Wymaga miast bier­

ności, lenistwa i wygodnictwa — dynamizmu,

4

nowoczesnego Polaka

inicjatywy, wytrwałości i hartu, twardości. Wy­

maga całkowitej wewnętrznej militaryzacji du­

chowej. Słowem, wymaga silnego charakteru.

I to każdy z nas świadomie musi rozwijać, ła­

miąc bez litości wszelkie słabości w sobie.

Musimy rzeźbić w sobie ten bogaty, męski żołnierski charakter. Musimy rozwijać i pielę­

gnować w sobie siłę duchową. W przeciwnym razie przestaniemy być wielkim narodem, a sta­

niemy się gliną, z której inni lepić będą prze­

mijające kształty według własnej fantazji i wo­

li. Stracimy więc nie tylko możność kształtowa­

nia dziejów, ale stracimy także człowieczeń­

stwo, zamieniając się na bezkształtną masę two­

rzywa, na jakiś zespół żywych, ale bezwolnych przedmiotów.

Los wyznaczył nam dość trudne stanowisko na mapie Europy. Tkwimy na skrzyżowaniu eu­

ropejskich i azjatyckich imperializmów. Odci­

namy te imperializmy od siebie. Przedzielamy je sobą, wytrzymując natarczywy ich nacisk. Ciś­

niemy z kolei na nie, starając się zepchnąć je z ich szlaków. Wykonywujemy pracę dziejowych tytanów. Nic więc dziwnego, że musimy być silni, bo moc nasza, to warunek zwycięskiego trwania i rozwoju. A rozwój nasz to nasza wiel­

kość.

Wszystko to wyznacza nam naszą żołnier- skość. W sytuacji naszej tkwi dramatyczny mus:

albo będziesz zwycięskim żołnierzem, albo zgi­

niesz i zostaniesz wymazany z dziejów Europy i z jej mapy. Oto dlaczego Polak musi do głębi zmiliatryzować siebie i stać się siłą dziejową, której nic się oprzeć nie zdoła.

C ały n a ró d stw o rzy ł je d n o lity zw a rty f ro n t p a trio ty z m u i ofiarności n a rzecz naszej p otężnej arm ii. W szyst­

kie w arstw y i sta n y nie szczędzą grosza, z k tórego z b u d u je m y tysiące now ych sam olotów i d ział p rze ciw lo t­

niczych. T a je d n o m y śln a po staw a n a ro d u n a p a w a n a s d u m ą i ufnością. N a zdjęciu P a n P re z y d e n t R z ec ; - p o spolitej P ro f. D r Ig n acy M ościcki p o d p isu je d e k la ra c ję Pożyczki L otniczej n a sum ę 20.000 7'

3

(4)

Rada Ministrów postanowiła wypuścić w e­

wnętrzną Pożyczkę Państwową, przeznaczoną na rozbudowę lotnictwa wojskowego i artylerii przeciwlotniczej.

W dzisiejszej sytuacji międzynarodowej wiadomość ta ma taką wymowę, że nie wymaga niemal komentarzy. Nie wymaga robienia re­

klamy. Jest czymś tak samo przez się zrozumia­

łym, że nie stanowi nawet niespodzianki.

W czasach gwałtownych przemian histo­

rycznych w jakich żyjemy dzisiaj, na powierz­

chni ostają się te tylko narody, które umieją swój byt niepodległy i swój honor cenić wyżej

OBRONY

PRZECIWLOTNICZEJ

niż łatwe życie pod butem najeźdźcy. Naród Pol­

ski wypowiedział swe zdanie, zamanifestował swą niewzruszoną postawą wolę trwania przy ideałach Grunwaldu i roku 1920.

Nie ulega więc wątpliwości, że wyciągnie z tego dalsze konsekwencje. Nie cofnie się przed ofiarą mienia, nie cofnie się przed ofiarą krwi.

I choć dziś jeszcze Polska nie żąda od nas tej o- fiary najwyższej, nie wolno nam czekać gdy ta chwila nadejdzie. Musimy już dziś mobilizować wszystkie nasze siły moralne i materialne i mu­

simy być na wszystko przygotowani.

Obrona Niepodległości i walka o nienaru­

szalne nakazy honoru narodowego, przekazane­

go nam przez Poniatowskich i Piłsudskich jest rzeczą bezsporną. Podjęlibyśmy walkę w obro­

nie najwyższych naszych wartości narodowych, nawet wtedy, gdyby wypadło nam znów, jak pod Racławicami, zdobywać chłopskimi kosami armaty. Wartości te bowiem przywykliśmy ce­

nić wyżej, niż drobnomieszczański żywot z pięt­

nem hańby na czole.

Na szczęście żołnierze nasi nie będą szli bez­

bronni na nieprzyjacielskie fortece. Zapobiegli­

wy wysiłek całego społeczeństwa zaopatrzył ich bowiem w sprzęt wojenny o najwyższej wartoś­

ci technicznej. Wiemy, że i na tym polu armia dorównuje armiom państw innych, bijąc je swym duchem i brawurową postawą. Wiemy, że armia nasza jest jedną z najlepszych armii świata!

I dlatego, gdy danym jej będzie wykazać zdumionemu światu siłę zbrojnej pięści polskiej nie zawiedzie ona nadziei społeczeństwa; sto­

krotnie nam wynagrodzi włożone w nią kapita­

ły moralne i materialne.

Nie zaskoczą nas wypadki. W dniu 5 kwiet­

nia Naród wyszedł wydarzeniom naprzeciw i na szalę bezkrwawych jeszcze zmagań narodów rzucił część swego mienia, pamiętając, że kto nie żałuje na armię grosza, oszczędza krwi.

Mobilizację wojskową poprzedzić musi mo­

bilizacja sił duchowych i materialnych. Wyka­

zać w niej musimy naszą sprawność i wolę zwy­

cięstwa. Zwrócone są na nas oczy świata, tego świata, który dziś jeszcze nie zna całego ogromu sił, jakim rozporządza Polska.

4

(5)

l i t

Widok ogólny Kłajpedy

" *7s£'-- ■ : 1 > 1 !

Mgr Stanisław Wałęga,

K Ł A J P E D A C Z Y M E M E L ?

. „Nic nie dało światu tak groźnych wstrzą­

sów jak reżim hitlerowski w Niemczech“ — o- świadczył szef rządu angielskiego Chamberlain po niespodziewanym zajęciu Czech i Słowacji przez Niemców w marcu bieżącego roku. Ale już po tych słowach Niemcy zgotowali światu nowy kolejny wstrząs: .zabór Kraju Kłajpedzkiego.

Dnia 23 marca wmaszerowały wojska nie­

mieckie do Kłajpedy. Równocześnie do portu w Kłajpedzie przybył na pancerniku „Deutsch- land“ kanclerz Hitler.

Gdy Hitler pojawiał się na balkonie teatru przywódca Niemców kłajpedzkich, weterynarz dr Neumann, w powitalnych słowach nakreślił pokrótce ową osobliwą rolę jaka przypadła Kłaj­

pedzie, miastu, leżącemu u zbiegu osiedlenia się dwu narodów: niemieckiego i litewskiego:

„Przed prawie 700 laty wstąpili na tę tu ziemię niemieccy Kawalerowie Mieczowi i założyli twierdzę Memel. Odtąd działa tu bez przerwy niemiecka pracowitość i niemiecki duch“.

Jest w tym wina naszych polskich książąt i królów nie mała, że dziś mamy na swych ty­

łach, w zapleczu Pomroza, potężną kolonię nie­

miecką, Prusy Wschodnie, że niemczyzna sięga dziś swymi mackami daleko poza Niemen i K łaj­

pedę, zagrażając niepodległości nie tylko Litwy, ale także innych małych państw nadbałtyckich, Łotwy i Estonii.

Niemcy mieszkali dawniej tylko na zachód od naszej granicy. Na wschód od dolnej Wisły aż po dolny Niemen w dzisiejszych Prusiech Wscho­

dnich mieszkał bałtycko-litewski szczep Prusa­

ków, pokrewny Litwinom, Żmudzinom i Łoty=

szom. Gdy Polska była w podziałach dzielnico- wych, jeden z książąt dzielnicowych — Konrad Mazowiecki, książę Mazowsza, Kujaw i Ziemi Chełmińskiej, pragnąc podbić krainę Prusów, swych niespokojnych sąsiadów, sprowadził (zą poradą Niemców ze swego otoczenia) niemiecki zakon rycerski Krzyżaków, których osadził w Ziemi Chełmińskiej. Krzyżacy,wspomagani przez wszystkich książąt niemieckich i polskich, za­

częli podbijać plemiona w zachodniej części Prus, wybijając je w pień, lub zabierając w nie­

wolę. Każdy zdobyty szmat pruskiej ziemi u- macniali Krzyżacy zamk*ami i zaludniali koloni­

stami niemieckimi.

W tym samym czasie kupcy niemieccy z Bremy i Lubeki założyli w Inflantach czyli w dzisiejszej Łotwie, rycerski zakon niemiecki Ka­

walerów Mieczowych, który podbił zwolna po­

gańskich pobratymców Prusaków, Łotyszów o- raz fińskich Estończyków, a w końcu chciał pod­

bić także ostatnie wolne ludy bałtyckie, Litwi­

nów i Żmudzinów. W czasie jednej z wypraw przeciw Żmudzinom założyli Kawalerowie Mie­

czowi 1 sierpnia 1252 roku u wylotu zalewu Ku- rońskiego do morza twierdzę, którą nazwali sami Memel, a którą mieszkający w tych stro­

nach litewscy Kuronowie i Żmudzini przezwali Kłajpedą.

Gdy Krzyżacy w swym zwycięskim pocho­

dzie na wschód Prus dotarli około roku 1280 do krainy nad dolnym Niemnem, zastali tam nad­

zwyczaj wojownicze ludy pruskie Skalowów,

(6)

Nadrowów i Sudowów, które w krwawych bo­

jach zupełnie wytępili. Jedynie sąsiedzi Skalo- wów, Kuronowie, uniknęli losu swych pobra­

tymców. Kur ono wie ówcześni, cichy, spokojny lud rybacki, mieszkali w krainie Ceklis, dzisiej­

szym kraju Kłajpedzkim, leżącym jak wiadomo już po prawym brzegu dolnego Niemna, zwane­

go przez Niemców Memel, która to.rzeka stano­

wiła w tym czasie naturalną granicę, rozgrani­

czając litewskich Prusów od Litwinów i Żmu- dzinów. Krzyżakom udało się jednak już wów­

czas sforsować tę naturalną granicę Litwy, gdyż pokrewni Litwinom Kuronowie, zamieszkujący okolice dolnego Niemna i Kłajpedy poddali się bez walki Zakonowi Krzyżackiemu, chcąc zna­

leźć u niego ochronę i opiekę przed wypierają­

cym ich na morzu i lądzie litewskirp plemie­

niem bitnych Żmudzinów. Od tych właśnie Ku- ronów, zwanych przez Niemców „Kurami“, o- trzymały swą nazwę mierzeja i zalew Kuroński.

Dopiero dużo później, już po podboju kra­

ju Kur ono w przez Krzyżaków i założeniu mia­

sta Kłajpedy przez Kawalerów Mieczowych, za­

częło się wzmagać coraz bardziej przychodźtwo do tych ziem pokrewnych Kuronom Żmudzi­

nów i Litwinów. Przychodźtwo litewskie do K raju Kłajpedzkiego i Prus zaniemeńskich wzmogło się szczególnie po bitwie pod Grun­

waldem, kiedy to pobity Zakon Krzyżacki, zmu­

szony zwrócić Żmudź Litwie, zaczął kolonizo­

wać umyślnie bezludne obszary Prus nadnie- meńskich żywiołem osadniczym, jaki miał pod ręką, a więc Litwinami. Ci tak zwani dziś Lit­

wini pruscy przyjęli z czasem, podobnie jak na­

si Mazurzy w Prusiech, wyznanie ewangelickie, narzucone im przez pruskich książąt z rodu Ho- zollernów, zawierając zaś małżeństwa z tubyl­

czymi Kuronami zmieszali się z nimi i wchłonę­

li ich po większej części w siebie. Dziś czyści Kuronowie mieszkają tylko na mierzei Kuroń- skiej.

Pomimo klęski pod Grunwaldem Krzyżacy zdołali utrzymać w swej mocy Kłajpedę, ba na­

wet uzyskali w pokoju melneńskim w roku 1422 poszerzenie granic kraju kłajpedzkiego aż poza Bajory na północ. Odtąd pozostały granice wschodnie Kraju Kłajpedzkiego bez zmiany aż do roku 1919, kiedy to na mocy traktatu wersal­

skiego okręg kłajpedzki został oddzielony od Prus Wscodnich i oddany pod zarząd Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch i Japonii. To odłącze­

nie Kraju Kłajpedzkiego od Niemiec spowodo­

wane było chęcią zapewnienia Litwie portu nad Bałtykiem, jakiego nie miała, a uzasadnione tym, że obszar Kraju Kłajpedzkiego zamieszku­

ją w przeważającej większości Litwini i pokrew­

ni im Kuronowie. Niemcy są tam w mniejszości.

Na około 150 tysięcy mieszkańców Kraju Kłaj­

pedzkiego było w roku 1931 Niemców 43%, Lit­

winów 27% i tak zwanych „Kłajpedzian“ 26;%.

Ci Kłajpedzianie są to Litwini i Kuronowie, od wieków osiedli w Kraju Kłajpedzkim, którzy ja­

ko dwujęzyczni, a więc używający zarówno ję­

zyka litewskiego jak i niemieckiego, nie doszli jeszcze do pełnej samo wiedzy narodowej. Tych

to właśnie „Kłajpedzian“ wyrywała sobie Litwa i Niemcy. Litwini uważali Kłajpedzian za Lit­

winów, Niemcy daliby się posiekać za to, że to Prusacy.

Można to dziś stwierdzić z całą otwartością, że odłączenia Kłajpedy od Niemiec nie życzyli sobie Litwini kłajpedzcy poza garścią wybitnie uświadomionych narodowo działaczy litewskich i częścią społeczeństwa kłajpedzkiego. Pomimo że tylko 43% ludności Kraju Kłajpedzkiego mó­

wiło językiem niemieckim, to jednak przeszło 80% ludności poczuwało się do narodowości nie­

mieckiej. Byli to ci dwujęzyczni Litwini kłaj­

pedzcy zwani przez Litwinów z Litwy właści­

wej czyli Wielkiej — Małolit winami. Ale i po­

zostałe 20% rdzennej ludności kłajpedzkiej wy­

chowane od wieków w kręgu kultury niemiec­

kiej, odcięte przez 700 lat od swej ojczyzny Lit­

wy, „sprusaczyło się“ podobnie jak nasi Mazurzy w Prusiech Wschodnich. To też choć czuli i mó­

wili po litewsku, to jednak ci Małolit wini kłaj­

pedzcy patrzyli z góry na „Wielkolitwinów“.

Dzieli ich też od właściwych Litwinów wyzna­

nie. Litwini kowieńscy są katolikami, Litwini kłajpedzcy i Kuronowie ewangelikami.

Tym się tłumaczy, że tylko część Litwinów kłajpedzkich opowiedziała się za Gaigerlatem z Juodkrante na mierzei Kurońskiej, który wraz z Stiglorusem, Baltrysem i Vidunasem, znanymi działaczami kłajpedzkimi, domagał się przyłą­

czenia Kłajpedy do Litwy.

Ponieważ Litwa poza mizerną Połągą nie ma właściwie żadnego portu, państwa koalicyjne oddały Litwie do użytku port w Kłajpedzie, sam obszar Kraju Kłajpedzkiego został nadal obsza­

rem neutralnym pod opieką pięciu wielkich mo­

carstw.

W styczniu 1923 roku szaulisi (strzelcy) li­

tewscy pod wodzą pułkownika Budrysa urządzi­

li powstanie w Kraju Kłajpedzkim i wyparli o- kupujące kraj wojska francuskie. W dniu 8 ma­

ja 1924 r. pięć wielkich mocarstw przelało swe prawa suwerenne w Kraju Kłajpedzkim na Lit­

wę.

Dla małej Litwy, liczącej 2.200.000 miesz­

kańców, utrata Kłajpedy jest ciężkim ciosem.

Kraj Kłajpedzki liczy bowiem 196 tysięcy miesz­

kańców, a więc Litwa straciła 6% mieszkańców i 11 40 część swego obszaru. Dla Polski jest to także sprawa nieprzyjemna. Polska wywoziła bowiem ostatnio przez Kłajpedę wielkie ilości drzewa, sześć razy więcej niż Litwa. Nie jest więc dla nas obojętne, kto trzyma Kłajpedę — czy Litwa, która ostatnio w układzie handlo­

wym przyznała nam wielkie uprawnienia, czy Niemcy.

Tak to dzięki perfidnej polityce krzyżackiej Niemcy zdobyli ostatnio kraj litewski o ludno­

ści litewskiej, wprawdzie silnie sprusaczonej, a- le litewskiej, po litewsku mówiącej. Litwa li­

czyła się od pewnego już czasu z możliwością u- traty Kłajpedy i dlatego zaczęła budować o- statnio na gwałt port Święta u ujścia rzeki Świę­

tej do Bałtyku. Port ten ma być litewską „Gdy­

nią“,

(7)

O bitwie pod Raszynem — w stotrzydziesła rocznice

G dy polscy legioniści, pod orłam i N apoleona, w poeta-leg io n ista.

4

H iszpanii d alek ie j, k re w p rzelew ali za O jczyznę, groź- n a n ad N ią zaw isła chm ura.

Oto A u stria w o jn ą p ro te stu je przeciw ro sn ącej p o ­ tędze F ra n c ji i ciosem niespodziew anym rzuca się, n a sojuszem z F ra n cu z am i zw iązaną P olskę, o k ro jo n ą ro z ­ bioram i, m a leń k ą w ra m a c h W arszaw skiego K sięstw a, nieprzy g o to w an ą do boju, b ezb ro n n ą niem al.

W k ra ju , łącznie z S asam i sprzym ierzonym i — zaledw ie czternaście tysięcy żołnierzy, nie w y ćw iczo­

nych, św ieżo od płu g a i w arsztató w p rac y oderw anych.

A le P olak, niech tylk o m u n d u r w dzieje, a bro ń chw yci w garście, choćby n a w e t p o g ru ch o ta n ą i lichą, ja k a w łaśn ie w ted y w zniszczonej Polsce została — w n et w o jak z niego, ja k b y ju ż żołnierzem się urodził:

T ak i to d uch ry c e rsk i w ty m narodzie.

W ięc gdy trzydziesto trzy tysięczna a rm ia a u s tria c ­ k a przekroczyła g ranicę, nie u lą k ł się n ik t, jeno w szeregach obronnych, sta n ęli dzieciuchy szenastoletnie i starcy , jeno okrzyk potężny — do broni! — po całym zagrzm iał k ra ju , d o ta rł n a w e t za kordony.

I sta m tą d spieszono z ra tu n k ie m Ojczyźnie!

D ziew iętnastego k w ietn ia, 1809 ro k u , arcyksiąże au stria c k i F erd y n a d z całą sw ą arm ią, sta n ą ł w p o ­ bliżu W arszaw y, pod R aszynem , m ieściną ubogą i m a ­ leńką, n a d staw em i m o k rad łam i położoną. S tąd g ro ­ bla, d roga je d y n a do w si F ale n ty , w k tó re j przednie straże polskie, pod S okolnickim , zajęły stanow iska. Z a F ale n tam i O lszynka i... A ustriacy.

O godzinie d ru g ie j po p o łu d n iu rozgorzała b itw a .

Wódz N aczelny, Ks. Józef P oniatow ski, zaniepokojony o sw e w ojsko, p rzy b y w a n aty c h m ia st z rasz y ń sk ie j sw ej k w a te ry i w zm acnia Sokolnickiego a rm a tam i.

A le a u striac k ie działa liczniejsze! O głuszają g ro ­ m am i kano n ad y , zieją u lew ą pocisków i zniszczenia.

W iedzie w to piekło sw ój n a jb a rd z ie j w y su n ięty batalion, sw ych chłopców , u m iłow any przez n ich za nieu straszo n e m ęstw o p u łk o w n ik C y p rian G odebski,

A le w reszcie zdziesiątkow any straszliw ie cofa się bataliom

K siąże Józef zsiada w ted y z k onia i z k ara b in e m w dłoni, z lu lk ą w zębach, ja k b y n a zw ykły spacer szedł sam w ogień h u rag a n o w y , p row adzi żołnierzy przeciw daw n y m sw ym au striac k im tow arzyszom b r o ­ n i i o d b iera straco n e pozycje.

A le w rogom p rzy b y w a ją posiłki, znow u o d b ie ra ją lasek i wioskę.

P od g rad e m k u l cofają się Polacy.

W ąskość grobli u tru d n ia odw rót.

F a le n ty płoną.

G odebski ra n n y , z kon ia w y d aje rozkazy.

T ra fia go d ru g a k u la i konającego unoszą żołnie­

rze, drogę w śród w rogów to ru ją c sobie b agnetam i.

K siąże Józef przez cały czas pozostaje w bitw ie.

W ślad za w o jsk am i polskim i, ja k cień p otw orny sunie w róg. Z a ją ł ju ż część R aszyna, m yśli, że zw y ­ ciężył.

A le tu, p rzy w ita ły go arm a ty , ta k im ogniem g w a ł­

tow nym , że szybko cofać się m usi.

0 dziew iątej w ieczorem skończył się bój.

P ozycje polskie odzyskane ty m im petem szalone­

go zapału i m ęstw a, k tó re najliczniejszego w roga z a ­ skoczy i pokona.

D alsza je d n a k obrona W arszaw y, m im o p rzybycia oddziałów D ąbrow skiego je st niem ożliw a, bo i sz a ń ­ ców potrzeb n y ch b ra k i sił zbrojnych, zw łaszcza, że z a ­ ra z po bitw ie, opuścili arm ię n aszą Sasi.

T ak to często ze sp rzym ierzeńcam i byw a.

N azaju trz, po n a ra d zie z g en erałam i: D ąbrow skim , Z ajączkiem i fra n cu sk im g en erałem S ierrą, spotyka się książę Józef z arcyksięciem au striac k im , celem om ó­

w ien ia w aru n k ó w u stą p ie n ia ze stolicy.

Ż ąda w aru n k ó w n ajk o rz y stn ie jsz y ch i pozostaw ie­

n ia polskich sił zbrojnych, n a p rzedm ieściu P radze.

G dy A u striacy ro b ią trudności, każe skierow ać a r ­ m a ty n a W arszaw ę, n a w łasny sw ój p ałac „pod B la- c h ą,,> by zrozum ieli, że b o d aj kosztem zb o m bardow ania m iasta, gotów je st zm usić ich do ustępstw .

N a n atarcz y w e nam ow y arcyksięcia, do porzucenia N apoleona, odpow iada d u m n ą odm ow ą.

On zd ra d ą nie splam i polskiego h o n o ru i odda go kiedyś tylko Bogu.

Nie przeczuw a zrozpaczona, rozgoryczona W a rsza­

w a, ze je j ukochanie, je j w ojsko, odchodzi, by w k ro ­ czyć A u striak o m do G alicji, odebrać ta m te zagrabione ziem ie, rozszerzyć K sięstw o W arszaw skie.

G dzie stanie, w ita n e je st radośnie! W yzw oleni o- b y w ate le ch w y ta ją za broń, rośnie w siły polska arm ia.

1 w k ró tce z p rasta reg o K ra k o w a zabrzm ią p o lsk ie­

go W odza rozkazy.

...A pew nego m ajow ego ra n k a , m ieszkańcy W a r­

szaw y, u jrz e li ze zdziw ieniem , że są wolni!

U ciekł w róg nocą, cichaczem , koła a rm a t i k o ń ­ skie k o p y ta o bw iązując słom ą, by nie zbudzić m iesz­

kańców , u chronić się od srom oty i pośm iew iska!

A w krótce... O szczęścież niesłychane! — K w iaty w iosenne p ad a ły w rad o sn y m p o w ita n iu pod stopy p o l­

skim pułkom ! W itały je b ra tn ie se rc a i okrzyki n ie ­ skończonych w iw atów . H. B ELIN A -B R ZO ZO W SK A

7

(8)

Warunki przyjęcia w

do szkół rzemieślniczych przemyśle wojennym

kształcących

P rz y w ielu fa b ry k a c h p aństw ow ych i p ry w a tn y c h oraz przy p a rk a c h w ojskow ych zostały uruchom ione szkoły zaw odow e o ty p ie gim nazjów m echanicznych i elek try czn y ch oraz fab ry cz n e dzienne szkoły d o k ształ­

cające zawodowo.

P oniew aż w p ra k ty c e p odania o przy jęcie do tych szkół n a d sy ła ją k andydaci, nie o dpow iadający żadnym w aru n k o m , wzgl. k ie ru ją je niew łaściw ie do insty tu cy j cen traln y ch , k tó re tych sp raw nie z a ła tw iają, podaje się do ogólnej w iadom ości, że: I. p odania o przyjęcie n a uczni p ow inny być k ie ro w a n e do tych zakładów , przy k tó ry ch n/w . szkoły istn ieją; II. p odania należy składać w te rm in ie od 1 k iw etn ia do dn. 10 m a ja ro k u przyjęcia; III. w ym agane od k an d y d a tó w n a uczni w a ­ ru n k i są n astęp u jące : 1) obyw atelstw o polskie; 2) w iek ukończonych la t od 15 do nieprzekroczonych w d niu 1. V III. ro k u p rzy ję cia 16 la t i 6 m iesięcy; 3) ukończe­

nie 7, w zględnie 6-klasow ej szkoły pow szechnej, lub w ykształcenie rów norzędne; 4) złożenie do szkoły p o ­ d an ia w raz z k ró tk im w łasnoręcznie n ap isan y m życio­

rysem , do którego należy dołączyć: a) św iadectw o u - kończenia 7, wzgl. 6-klasow ej szkoły pow szechnej. W w ypadku, gdy k a n d y d a t kończy szkołę pow szechną w ro k u p rzyjęcia, o sta tn ią cen zu rą półroczną ze szkoły (o d p is); b ) św iadectw o ze szkoły zaw odow ej o ile k a n ­ d y d a t uczęszcza lub uczęszczał do tak iej szkoły (o d p is);

c) m ę try k ę u rodzenia k a n d y d a ta (o d p is); d) dow ód o- b y w ate lstw a polskiego rodziców lub k an d y d a ta , wzgl.

zastępcy, stw ierd zający złożenie p odania o w y d an ie do ­ w odu ob y w atelstw a (o d p is); e) pisem ne ośw iadczenie rodziców , wzgl. praw n eg o o p iekuna k a n d y d a ta o z n a ­ jom ości w aru n k ó w , w ja k ic h uczeń, po ew e n tu aln y m p rzy ję ciu do zakładu, będzie się szkolił oraz zgodę na odbycie przez ucznia p r a k ty k i( w a ru n k i poda z a k ła d );

f) zobow iązanie rodziców , wzgl. p raw n y c h opiekunów , że w razie za p otrzebow ania syna (w ych o w an k a) po w yzw oleniu n a czeladnika, oddadzą go do służby o- chotniczej w w ojsku, wzgl, pozostaw ią w w o jsk u w

ch a ra k te rz e podoficera zaw odowego w g ru p ie sp e cja­

listów .

IV. P o d an ia w niesione po term in ie, wzgl. bez k tó ­ regokolw iek z załączników , m ogą być nierozpatrzone.

V. K andydaci n a uczni są p o ddaw ani badaniom le ­ k arsk im , egzam inow i spraw d zającem u , przy czym pierw szeństw o w p rzyjęciu, p rzy innych w aru n k a c h rów nych, m a ją w n astęp u jące j kolejności synow ie:

1) niezam ożnych p racow ników zakładu, w zględnie sieroty, 2) niezam ożnych p racow ników zak ład u w łaści­

w ego k iero w n ictw a, d e p a rta m e n tu , wzgl. sieroty, 3) sie­

ro ty po poległych żołnierzach, 4) inw alidów w ojennych, 5) sieroty odznaczonych krzyżem V irtu ti M ilita ri k rz y ­ żem i m edalem niepodległości, krzyżem w alecznych i zasługi, 6) sieroty po żołnierzach służby stałej, p rac o ­ w n ik ach w łaściw ego kiero w n ictw a, dow ództw a, d e p a r­

ta m e n tu i państw ow ych, 7) niezam ożnych uczestników w alk o niepodległość, wzgl. sieroty.

P odania, dotyczące p rzy jm o w a n ia uczni, k ie ro w a ­ ne inaczej, w szczególności do w ładz cen traln y ch , nie b ęd ą ro zp a try w a n e.

K andydaci, u b ieg ający się o przy jęcie do szkół rz e ­ m ieślniczych p rzy fa b ry k a c h państw ow ych, a p o sia d a­

jący pow yższe w a ru n k i p rzyjęcia, m ogą składać p o ­ d an ia w raz z odpisam i w ym ienionych dokum entów (tylko pisem nie) do d y re k c ji niżej w ym ienionych szkół:

A. G im nazja zaw odowe. P ry w a tn e 3-letn ie g im nazja m echaniczne:

1) PW U przy F ab ry ce K arab in ó w w W arszaw ie 2) PW U przy F ab ry ce B roni w R adom iu, 3) PW U przy F ab ry ce A m unicji w S karżysku, 4) PW U p rzy F ab ry ce A m unicji w D ąbrow ie Bór, 5) P aństw . Zakł. T ele- i R adiotechn. w K azim ierzu D olnym , 6) P ołudniow ych Z akładów w S talow ej W oli i 7) M ęskie G im n. Mech.

P o dlaskiej W ytw órni Sam olotów (B iała P o d lask a ).

B. D zienne szkoły d o kształcające zaw odowe. P r y ­ w atn e dzienne m ęskie szkoły d o kształcające zaw odowe, przy:

W alizka pana dhuZaliizka

(h u m o resk a)

P a n K ala sa n ty C hw aliszek m ia ł je d n ą w adę: lu b ił się pysznić, lu b ił zaw sze w ynosić się ponad innych, o- bojętn ie, czy m ia ł do tego pow ód, czy nie.

Chociaż za ra b ia ł niedużo p onad 100 zł m iesięcznie jak o „g ry zip ió rek ”, ja k go złośliw ie przezyw ano, lu b ił się u b ie ra ć ja k w ielk i d y re k to r b an k u . W olał nie zjeść, w olał n a w szystko skąpić, ale. u b ra ć m u siał się eleg an c­

ko.

— J a k cię w idzą, ta k cię piszą — m ów ił. — A ja u b ie ra m się ja k książę.

I rzeczyw iście — zdarzało m u się czasem , że w niezn an y m to w arzy stw ie u d a w a ł w ielkiego pana. M ó­

w ił n aw e t, że nazy w a się nie C hw aliszek, ale C hw ali- szew ski, a nazw isko pochodzi od w ielk ich dóbr, k tó re ongiś jego przodkow ie posiadali.

P a n C hw aliszek m ia ł je d n a k jedno w ielkie z m a r­

tw ien ie: nie m ógł się chw alić ta k ja k jego kolega b iu ­ row y Ja c e k Bom ba, że zn a obce k ra je , że b y ł w P a ­ ryżu, L ondynie, Rzym ie i in n y ch stolicach św iata.

B om ba bow iem , jak o doskonały bokser, k ilk a k ro tn ie w y jeżdżał za granicę, a C hw aliszek, chociaż opow iadał o sw ych podróżach, to je d n a k n ik m u nie w ierzył. N a ­ leżało by zdobyć ja k ieś dow ody, św iadczące o tym , że b y ł za g ranicą. T ak im dow odem b y ła by w alizka, o b ­ lepiona rek la m a m i rozm aitych h o te li zagranicznych.

P a n C hw aliszek począł m arzyć o zdobyciu ta k ie j w alizki.

J a k zdobyć te p onętne n alep k i? — oto kłopot. — T ak i B om ba, ta k i bokser, m oże m ieć śliczną oblepio­

n ą w alizkę! A ja nie!

P ró b o w ał szczęścia w różnych k lu b a ch bokserskich

8

(9)

1) P ań stw . Zakł. T ele- i R adiotechn. w W arsza­

wie, 2) W arsztatach P orto w y ch M ar. W ojennej w G d y ­ ni, 3) Z b ro jo w n i w W arszaw ie, 4) Zakł. A m unic. „P o ­ cisk” S. A. w W arszaw ie, 5) W ytw órni Polsk. Zakł. O- ptycznych w W arszaw ie, 6) Tow. S tarachow ieckich Zakł. G órn. S.A. w S tarachow icach, 7) P ań stw . Zakł. Inż.

.— F a b ry k a w U rsusie, 8) P ań stw . Zakł. Inż. — F a b ry ­ k a w W arsczaw ie, 9) P ań stw . Zakł. L otn. — W y tw ó r­

n ia P łatow ców w O kęciu — P aluch, 10) P ań stw . Zakł.

Termin zgłaszania się do kawalerii na własnych koniach nadszedł.

W iadom ości, ogłoszone w sw oim czasie w p rasie i przez radio o now ych zasadach służby w k a w a le rii n a w łasnych koniach, w zbudziły duże poruszenie w śród o- gółu zainteresow anych.

W zw iązku z tym przypom inam y, że n a jw a ż n ie j­

szym p rzy w ile jem dla pbborow ych i ochotników zgła­

szających się do służby w k a w a le rii n a w łasnych k o ­ niach, je st skrócenie czasu trw a n ia służby w ojskow ej do 12 m iesięcy, rozłożonych n a ra ty n a 4 la ta: n a jd łu ż ­ szy okres p o b y tu poborow ego z koniem poza dom em w ynosi zaledw ie 4 m iesiące.

N iezbędnym i w a ru n k a m i odbycia służby n a tych zasadach je st p osiadanie w łasnego k onia (w a ła ch a lub klaczy) w w iek u od 5 do 9 la t k ateg o rii „W ” lub „A K ” oraz zam ieszkiw anie w odległości 75 k m od m. S ta ro ­ gardu, K rak o w a, B iałegostoku, H rubieszow a, Płocka, Dębicy, Żółkw i i B ied ru sk a (koło P o zn an ia).

D la uzy sk an ia bliższych szczegółów zain tereso w an i p ow inni zw rócić się do pułków k aw a lerii, rejonow ych kom end uzupełnień, rejo n o w y ch in spektorów koni i r e ­ jonow ych kom en d an tó w przysposobienia w ojskow ego konnego.

Jednocześnie przypom inam y, że pierw szym i n a j­

w ażniejszym krokiem , zm ierzającym do odbycia służby w ojskow ej n a om aw ianych w a ru n k a c h je st p rz e d sta ­ w ienie w k w ie tn iu b. r. swego kon ia k om isji w ojsko­

w ej u rzę d u jąc ej w jed n y m z m iast w ym ienionych p o ­ w yżej. K om isje te rozpoczęły urzęd o w an ie od d n ia 1 k w ie tn ia 1939 r.

i p iłk a rsk ich , że może d ostanie się do re p re z e n ta c ji i w yjedzie za d arm o za granicę, bo o w yjeździe n a w ła s­

ny koszt przecież m arzyć nie mógł, ale w n et sp o rt p o ­ rzucił, gdy przy pierw szych k ro k ac h sportow ca w ybito m u d w a zęby i policzono kości, że długo je czuł.

Z k a rie rą sportow ca nie mogło zresztą być inaczej, skoro przez sw ój „ p a ń sk i” try b życia — ja k m ów ił — nie w y ro b ił sobie m ięśni i sił.

P oczął w ięc szukać innych sposobów zdobycia ce n ­ nych n a k le je k n a w alizkę, k tó ry m i k ażdem u m ógł by udow odnić, że n a p raw d ę p o d r ó ż o w a ł---

Przyszły w akacje.

P a n K ala sa n ty C hw aliszek p o jech ał do G dyni. N a tyle było go stać po ro b ien iu kilkom iesięcznych oszczę­

dności.

— Może w G dyni u d a m i się zdobyć od kogoś ce n ­ ne nalep k i, a może też u d a m i się pojechać ja k im s ta t­

kiem w św iat — m a rz y ł sobie.

Isto tn ie p an K ala sa n ty C hw aliszek m ia ł w ielkie szczęście.

Chodząc po porcie p an C hw aliszek przypadkow o sp o tk a ł przed staw iciela je d n e j z firm eksportow ych, k tó ry w łaśnie w y b ie ra ł się do k ilk u stolic euro p ejsk ich z p ró b k am i tow arów .

— W ie pan, p an ie C hw aliszek, dobrze, że p a n a spo­

Lotn. — W y tw ó rn ia S ilników w O kęciu w W arszaw ie, 11) W ytw órni „A via” w W arszaw ie, 12) W ojskow ym P a rk u L otniczym — W arszaw a — Okęcie, 13) W ojsko­

w ym P a rk u L otniczym — K raków , 14) W ojskow ym P a rk u L otniczym — Poznań, 15) W ojskow ym P a rk u L otniczym — T oruń, 16) W ojskow ym P a rk u L otniczym

— Lida, 17) W ojskow ym P a rk u L otniczym — Lw ów, 18) W ojskow ym P a rk u L otniczym — D ęblin, 19) P o ­ łudniow ych Z ak ład ach w Stalow ej Woli.

• • M M I H i M m i U m U i M f C M t U M i

Co słychać u Junaków

Ju n a c k ie H ufce P ra c y rozszerzają ram y n a u k i za­

w odow ej jun ak ó w . K an d y d aci do kształcen ia zaw odo­

wego, skupieni w sp ecjalnych b atalio n ac h i k o m p a­

n iach szkolnych, m ający ch siedzibę w k ilk u ośrodkach przem ysłów o-rzem ieślniczych k ra ju , w ysyłani są n a n a u k ę do w arsztató w rzem ieślniczych, do w iększych w y tw ó rn i i fa b ry k oraz n a k u rsy zawodowe.

Ogółem w e w szystkich jed n o stk a ch ju n a ck ic h szkoli się zaw odowo 3472 ju n a k ó w i 256 ju n aczek w 40 różnych zaw odach, m. in. n a ślusarzy, kow ali, to ­ karzy, spawaczów , stolarzy, ry m arzy , szklarzy, b iało- skórników , p iek arzy itd.

P oniew aż szkolenie odbyw a się n a koszt P ań stw a , przeto w y b iera się tylko tych jun ak ó w , k tó rzy w ciągu pierw szego półrocza odznaczają się gorliw ością w p r a ­ cy oraz m a ją odpow iednie w ykształcenie (4, 6 lu b 7 k las szkoły powsz., zależnie od zaw odu).

ty k a m — m ów ił ów p rzedstaw iciel. — Je ste m w k ło ­ pocie. M iałem jechać do L ondynu, P ary ża i Rzym u, a- le zachorow ał m i nagle m ój pom ocnik, k tó ry m ia ł m i pilnow ać w podróży to w aru . Nie w iem te ra z co począć.

P a n a C hw aliszka aż zam roczyło.

— P an ie, ja m ogę jechać — ja pojadę z p an em — w ybełkotał.

— No to dobrze! D aj p an sw oje p ap iery , zaraz k a ­ żę przepisać p aszport n a p an a i pojedziem y. K oszta ja p a n u zapłacę.

P a n C hw aliszek b y ł ja k w niebow zięty. Będzie m ógł zdobyć u p rag n io n e nalep k i. Będzie m ógł opow ia­

dać, że podróżow ał w czasie w ak a cy j do ty lu w ielkich stolic, że w idział ty le cudów św iata, że p rze b y w a ł za w ­ sze w tow arzy stw ie p raw d ziw e j ary sto k ra cji, że m iesz­

k a ł w n ajp ięk n iejsz y ch hotelach, że... Ach! C uda b ę ­ dzie m ógł opow iadać!

I niech m u kto w ów czas pow ie, że nie p raw da! B ę­

dzie m ia ł dow ód — w alizkę z nalepkam i.

N ajw ażniejsza rzecz te ra z — zdobyć te nalepki.

S tate k z p an em C hw aliszkiem i ow ym kupcem o d ­ p ły n ą ł z G dyni.

L ondyn!

N asi znajom i u d ali się do jakiegoś m ałego hotelu.

— P an ie ? A m a p an n alep k i n a w alizkę — zw ró ­ cił się z m iejsca p a n C hw aliszek do p o rtiera.

(10)

fcochaim if óią bracia m ili

1. Kochajmy się bracia mili Zgoda, jedność od tej chwili!

Od pałaców w chatki kmieci — bis Kochajmy się, niech głos leci!

2w Któż to może nam przeszkodzić Z bratem swoim się pogodzić;

Z nim się cieszyć, z nim weselić — bis . Z nim los, mienie, życie dzielić.

3. Kochajmy się tylko wzajem, Każde miejsce będzie rajem;

Bo gdzie wejdzie miłość, zgoda — bis Tam wnet będzie i swoboda.

4. A gdy ujrzy nas złączonych, Wiarą, miłością spojonych,

Ufajmy śmiało w tej porze, — bis Że i Bóg nam dopomoże!

■— A m am .

— To n alep p an tu! O, w idzi pan, o tu!

P ierw szy dow ód p o b y tu w L ondynie już w id n ia ł n a w alizce p a n a C hw aliszka. N az aju trz p an C hw aliszek poszedł z w alizką do innego hotelu, jednego z n a jle p ­ szych w Londynie. — P rzecież nie m ożna m ieć tylko n alep e k z tak ich zw ykłych ho teli — m ów ił sobie.

P ow iedział, że m a zam iar zam ieszkać, zostaw ił w a ­ lizkę u p o rtie ra i obiecał, że zaraz w róci, ale gdy po pow rocie zobaczył n a w alizce p ię k n ą rek la m ę „H otel R oyal L ondon”, przep ro sił p o rtie ra , że n iestety m usi ju ż w yjeżdżać, z a b ra ł w alizkę i u rad o w an y , że już m a d w a dow ody pob y tu za granicą, poszedł.

Nie m ia ł czasu zajm ow ać się p ięknem stolic e u ro ­ pejskich, nie p am iętał, że może zw iedzać p iękne z a b y t­

ki i m uzea, poznaw ać innych ludzi i inne życie, bo c a ­ ły b y ł pochłonięty sw ą w alizką i n ak lejk a m i.

Czasam i p o d staw iał w alizkę w hotelach, by ją p o ­ tem znow u u k ra d k ie m zabierać, kup o w ał n alep k i od p o rtie ró w najw iększych hoteli P ary ża i Rzym u, byle tylko oblepić w alizkę ja k n ajb ard zie j.

I dopiął celu. O kleił w alizkę do ostatniego p raw ie w olnego m iejsca.

D um ny w ra c a ł do k ra ju .

— T eraz w szystkim pokażę — m ów ił sam do sie ­

bie. — N iech m i te ra z ktoś zaprzeczy, że nie podróżo­

w ałem po obcych k ra ja c h .

D um nie spoglądał n a sw ą w alizkę.

W rócił do dom u, opróżnił ją i postaw ił n a stok J a ­ k a ona by ła p ię k n a W jego oczach! J a k prom ieniow ała!

S k arb najdroższy, nie w alizka! T yle w ysiłków , tyle t r u ­ dów to kosztow ało. W szystkie pieniądze w ydał, jak ie z ta k im tru d e m zaoszczędził. A le m a te ra z ta k ą w aliz­

kę, o k tó re j zawsze m arzył. Co on te ra z będzie m ógi naopow iadać! I niech m u te ra z kto sp ró b u je nie w ie ­ rzyć.

N az aju trz rano, gdy szedł do b iu ra, zostaw ił ją n a stole.

— Niech gospodyni zobaczy! N iech podziw ia, gdzie ja w szędzie byłem w czasie w a k a c y j ---

D um ny poszedł do b iu ra i d um ny w ra c a ł do dem u.

G ospodyni o tw ie ra drzw i, on spogląda je j ciekaw ie w oczy, ja k b y chciał usłyszeć słow a podziw u dla sie ­ bie, a tu gospodyni m ów i:

— P anie, co ja m iałam za robotę z tą w alizką! Co za św iństw o! A trzym ało się tak , że nożem tru d n o dało się zeskrobać. J a k p an m ógł pozw olić n a to, aby tak spaskudzić ła d n ą w alizkę. A le po d w u godzinach cięż­

k ie j pracy zeskrobałam te w szystkie p ap ierk i.

P a n K ala sa n ty C hw aliszek zem dlał.

R. L.

10

(11)

GÓRA W ŁADYSŁAW

WYBOISTA

D R O G A

N ocna w y p ra w a m ocno d ała się w e znaki M ichało­

w i, nieprzyzw yczajonem u do ta k w ielkich, nerw ow ych przeżyć. D latego też czuł się n iezm iernie zm ęczony i senny, ale m im o to chciał koniecznie pom ów ić z W ró ­ blem , bo przecież m ieli ty le in te resu ją cy c h sp raw do om ów ienia. D opiero teraz, kiedy orzeźw ili się w odą i szli z m enażkam i do k o tła po jadło, zobaczył M ichał d o kładnie Ja śk a. T w arz jego była poo ran a gęstym i b r u ­ zdam i, p raw dopodobnie w y o ran e one były szablam i i b ag n e ta m i w roga. D w a palce u p ra w e j rę k i były k r ó t­

sze, u lew ej zaś n a d g a rste k rozszarpany i ra n a co d o ­ piero zagojona.

— Cóżeś ty ta k i p o ch a rata n y , Ja śk u ?

— Ano, m ów iłem ci, żeśm y szli n a w y p ra w ę i m nie ta m trochę poturbow ano.

— Ł adne m i trochę, przecież ty jesteś posiekany n a tw arzy, ja k k ap u sta. Toś ty m u siał m ieć przygody...

— Nie m am czasu n a to, by ci bracie w szystko o- pow iedzieć, ale ci pow iadam , że sto k ro tn ie w olałem w alić się pod V erdun, bo w iedziałem o jednym , że albo dostanę w łeb, albo też w p ad n ę w ręce n iep rzy jació ł i w tedy p rz y n a jm n ie j n ik t się nie będzie n ad e m n ą z n ę­

cał. A tu w alczy m otłoch, hołota, gran d a. D w u k ro tn ie już w pad łem w ręce n ieprzyjaciół, raz u k raiń sk ie, d r u ­ gi raz bolszew ickie. Ale je d n i i d rudzy są jednakow o o k ru tn i w sto su n k u do zabranych. M nie też k rew za le­

w a, p o p atrz się, ja k m y zabierzem y do niew oli, to u - bieram y, żreć dajem y i nie znęcam y się. A wiesz co ja w idziałem u nich w niew oli? P o p atrz chłopie n a m oją głow ę, ja k posiw iałem od tego co w idziałem , bo je st w p ro st nieludzkie, żeby złapać żołnierzy, ja k to w id zia­

łem pod Lw ow em , zakopyw ać ich po szyję do ziemi, a potem kazać różnej gaw iedzi za łatw iać się n a ich gło ­ w y. To są to rtu ry najpodiejszego g atu n k u . Albo też inny w yp ad ek — kiedy n a s bolszew icy złapali, to k a ­ zali n am kopać w ielkie dziu ry w ziem i, a n astęp n ie chcieli n as żyw cem zakopać. W ów czas to w idzisz s ta ­ łem się zw ierzęciem , psem i za te n w y p ad e k dzisiaj, zam iast trzech g ran a tó w rzuciłem trzynaście do stodoły, aby rozszarpać w k aw a łk i tę hołotę. P ew n ie jesteś cie­

kaw y i zapytasz, dlaczego m n ie w ów czas nie za k o p a­

no żyw cem . Otóż widzisz, ra n a n a ręce je st ta k duża i tyle k u la w y rw a ła stąd ciała, bo strzelano do m nie z dw óch kroków . T rzech n as kopało groby, a stało n ad n am i kozaków coś sześciu czy siedm iu, nie p am iętam dokładnie. N ie szło m i w ów czas w cale o życie, bo o nie nie dbam , tylko o te n podły sposób, ja k i do n as stosow ano. P rzecież w iesz, że ja k u n as pies się w ściekł czy złam ał nogę, to w ów czas n a jp ie rw żeśm y go dobili, a dopiero zakopali. I dlatego to n erw y m oje nie w y ­ trzy m ały , p ostanow iłem stoczyć w alk ę n a śm ierć i ży­

cie.

— W tedy m ożecie m nie zakopać — pom yślałem — jeżeli już tru p e m będę. I ło p a ta w m o jej ręce sta ła się w szystkim . P ierw szy m uderzen iem ro zp ła tałem łeb b o l­

szew icki n a dw ie połow y i p rałe m z ta k ą siłą w p r a ­ wo i lewo, że nim się zo rientow ali bolszew icy, trzech

już leżało n a ziemi. R eszta u ciek a ła w e w szystkie s tr o ­ ny, ja k b y ich w ściekłe psy goniły. My, nie nam y śla jąc się długo, zaczęliśm y w iać. N iestety, te tchórze z za w ęgłów dom ów otw orzyli ogień i w łaśnie k ro p n ęli m i w ręk ę i p rzestrzelili ram ię. T ak sam o dostało się m oim chłopakom , ale m im o w szystko um knęliśm y. I od tego czasu żaden d ra ń żyw y z m o jej rę k i nie w ychodzi. G d y ­ by nie to, że S zperka m a jeszcze tro c h ę 'lito śc i, to byś w idział, żebym zaw iązał ze dw adzieścia pięć g ran a tó w w spólnie i rzuciłbym w sam środek tych, cośmy p r o ­ w adzili, aby rozszarpać ich w kaw ałk i.

— Toś ty też J a ś k u ciężkie koleje życia p rzech o ­ dził.

— Ano, co robić, m uszę ci pow iedzieć, żebyś o tym dobrze w iedział, że ja k ze Sm olkow ie w yszedłem , b y ­ łem zupełnie zrezygnow any. P iech o tą szedłem do R a- dzym na, przypuszczając, że ta m ja k a ś k om pania n a fra n c u sk i fro n t pojedzie. Po drodze dow iedziałem się 0 rzeczach ciekaw ych. Otóż w ielu chłopaków pozapisy­

w ało się do P olskiej O rganizacji W ojskow ej. I kiedy m i ośw iadczono, że i ja m ogę być p rzy ję ty , w stąpiłem w ich szeregi i p rze trw a łem , będąc zajęty u jednego m ły n arza, aż do chw ili kiedy p ow stała Polska. P otem w ziąłem udział w ro zb ro jen iu N iem ców , z k tó ry m i rów nież zrobiłem ro zrac h u n k i za tra k to w a n ie m nie n a froncie. N astępnie pojechałem pod Lw ów rozpraw ić się z U kraińcam i, a z kolei tu się znalazłem . Tyś dopiero tu ta j w czoraj przyszedł, ale ci pow iem , że w śród n a ­ szych chłopów , czujesz się ja k w Sm ołkow icach. T u nie m a różnicy ran g , w szyscy ja k b y bracia, są dla siebie 1 dlatego ta k ą w ojnę prow adzić, to przyjem ność.

— No, ale te ra z M ichał chodź do kotła, bierzm y zupę, bo może ju ż zim na jest. T rzeba się tro ch ę poży­

w ić, bo ju tro napew no ja k a ś robota się znajdzie.

1 1

(12)

M inister Spraw Zagranicznych Polski Józef Beck.

G DYNIA W PRASIE OBCEJ. G DYNIA RYWALKA PORTÓW MORZA PÓŁNOCNEGO F ach o w e pism o żeglugow e „L loyd A n v e rso is” z 21 lu teg o b r. w dłuższym a rty k u le p o d a je za h o le n d e r­

skim p rze g lą d em „ H a n d e ls b e ric h te n ” ro zw ażan ia n a te ­ m a t u d z ia łu p o rtó w G d y n i i G d a ń sk a oraz k o lei w p o l­

skim h a n d lu zgaran iczn y m . P rzy to czo n e d a n e w y k a z u ­ ją coraz do n io ślejszą ro lę G d y n i jak o p u n k tu z b io r- czo-rozdzielczego, p rzy ty m szczególną u w a g ę zw ró co ­ no n a o b ró t b aw ełn ą. Od siebie „L loyd A n v e rso is” d o ­ d a je , że ju ż n ie je d n o k ro tn ie sam sy g n alizo w ał coraz sil­

n iejsz ą k o n k u ren c y jn o ść G d y n i w s to su n k u do w ie l­

k ich p o rtó w M orza Północnego, w ty m ró w n ież i A n t­

w erp ii.

P o d k re śla ją c dogodność g eo graficznego p ołożenia p o rtu gd y ń sk ieg o i rozw ój jego lin ii reg u la rn y c h , p is­

m o z w ra c a uw agę, że u z n a n ie G d y n i .za p o rt z a sa d n i­

czy p rzy c ią g a do niego d u ż ą ilość sta tk ó w p o s z u k u ją ­ cych to w a ru do p rzew ozu. J e s t w yk lu czo n e — kończy pism o — ab y m ożna było te ra z zm ienić w y tw o rzo n ą w o s ta tn ic h lata c h m o cn ą po zy cję G dyni, ale, ze je s t o- n a n a szą ry w a lk ą , n a le ż y u w ażn ie śledzić za je j szy b ­ kim rozw ojem .

POGŁĘBIENIE ZATOKI PUCKIEJ P ra c e koło p o g łęb ie n ia d n a Z ato k i P u c k iej p ro w a ­ dzo n e b ę d ą d a le j po d P u c k iem i K u źnicą.

D zięki ty m p rac o m p o rt p u ck i, k tó ry od trz e c h lat sta n o w i w łasn o ść p a ń stw o w ą , b ędzie d o stę p n y dla w ięk szy ch jed n o ste k m orsk ich , a z a to k a s ta n ie się z d a t­

n a do żeglugi.

Z K R A J U I Z A G R A N I C Y

Prem ier W. Brytanii sir N eville Chamberlain*.

n ie w o k resie ogólnego n iep o k o ju i n a p rę ż e n ia p o li­

tycznego. W y k azaliśm y gotow ość n a w szystko. Pożycz­

k a o b ro n y przeciw lo tn iczej zo stała p rz y ję ta z n ie b y w a ­ ły m e n tu z ja zm e m przez całe społeczeństw o. I k ażd y w ie dobrze, że n ie p o zw olim y n ik o m u n a o d e rw a n ie n a ­ w e t g u zik a od szaty R zeczypospolitej. To w ła śn ie d a je n a m w zięcie.

N ie u k ażdego n a tu ra ln ie , bo g u sta i w polity ce są ró żn o rak ie. N iem cy np. o b u rzy li się n a n as ogrom nie, że „idziem y n a p a sk u A n g lii” , że raz e m z A n g lią c h ce­

m y o k rąży ć n ik o m u nie z a g ra ż a ją c ą n a w sk ro ś p o k o jo ­ wo usp o so b io n ą I II Rzeszę, żc w reszcie o d s tę p u je m y ..

p o lity ce z a g ran iczn ej od w sk a z a ń M a rsz a łk a P iłs u d s k ie ­ go, co „m oże się d la n as źle sk ończyć” . — T a k ie .to są

„ p rz y ja cie lsk ie p o g ró żk i” i ostrzeżen ia. N a jb a rd z iej w esołe je s t tw ierd z e n ie N iem iec, że n ie w id zą one n a j ­ m n iejszej p o trzeb y , a b y P o lsk a w ią z ała się w ja k ik o l­

w iek sposób z A nglią.

O dpow iedź n asza je s t p ro sta . —- Po p ierw sz e o tym , czy zachodzi p o trz e b a zacieśnienia naszy ch p rzy ja z n y ch s to su n k ó w z jak im ś p a ń stw em , i czy to je s t d la n as k o rzy stn e , — decydujem y tylko m y sami.

P o d ru g ie , d e k la ra c ja p o lsk o -a n g ie lsk a m a c h a ­ r a k te r w y b itn ie obronry i nikogo n ie chce zaczepić.

W y m ierzo n a je s t p rzeciw e w e n tu a ln e m u n a p a stn ik o w i.

Je że li N iem cy ta k o b u rz a ją się n a tę d e k la ra c ję , o zn a­

cza to, że m a ją nieczyste sum ienie. Bo ja k m ó w i p rz y ­ słow ie, „ u d e rz w stół, a nożyce się odezw ą”.

P o z a g arn ięc iu Czech i S łow acji, po z a ję c iu K ła j­

pedy, m y m ożem y zarzu cić N iem com , że sto su ją w obec Polski politykę okrążania. W p raw d zie błogo je s t sp o ­ czyw ać w p rz y ja c ie lsk im u ścisk u , ale dlaczegóż nasz przyjaciel ta k b a rd z o zżyma się n a d e k la ra c ję p o lsk o - an g ielsk ą? O b aw iać się n ależy , że ch c ia ł u ciąć sobie przyjacielską z nam i pogaw ędkę n a te m a ty całk iem m aterialne, i d e k la ra c ja p o p su ła m u n ieco szyki.

POLSKA PRZODUJE W USTAWODAWSTWIE SPOŁECZNYM

O śm iogodzinny d zień p rac y w p rze m y śle i b iu ro ­ wości b y ł je d n ą z zasad, u sta lo n y c h tra k ta te m w e rs a l­

skim . P o w o łan a do życia M ięd zy n aro d o w a o rg an izacja p rac y m iała w p ro w ad zić tę zasad ę w e w szy stk ich p a ń ­ stw ach , ale, n ie m ają c m ożności p rzy m u su , ograniczyć się m u sia ła ty lk o do p ro p ag a n d y i w p ły w a n ia n a r z ą ­ d y w dro d ze u c h w a ł i rezolucyj.

P o lsk a n ale ż y do ty ch nieliczn y ch p a ń stw , k tó re ju ż w r. 1918 w p ro w ad ziły 8-go d zin n y d zień pracy . Z decy d o w ał o ty m jed e n z p ierw szy ch d e k re tó w N a ­ czeln ik a P a ń s tw a z 23 listo p a d a 1918 r.

W ty m sam y m ro k u 8-g o d zin n y d zień p rac y w p ro ­ w ad ziły N iem cy i F in la n d ia ; W łochy zaś w p ro w ad z i­

ły go w życie dop iero w r. 1926.

WYDAWCY M AP PONOSZĄ STRATY G ra n ic e polity czn e p a ń stw E u ro p y zm ie n ia ją się z d n ia n a dzień. N ie w iadom o, co p rzy n ie sie n a jb liższ a godzina. N a ja k ie .p aństw o p rzy jd z ie k o lej? K tó ry n a ­ ró d zo stan ie uszczęśliw iony p ro te k to ra tem ?

J a k dotychczas, n a jb a rd z ie j w spółczuć n ale ż y w y ­ d aw com m ap. Bo ich s y tu a c ja je s t n a p ra w d ę tru d n a . R ok m n iej w ięcej tem u d o k o n ał się Anschluss, czyli p rzy łączen ie A u strii do N iem iec, — i trz e b a było k a r ­ tę E u ro p y p rzem alo w y w ać. P o te m „ ro z w ią z a n a ” zo sta ­ ła p rzy pom ocy angielsk ieg o p a ra so la s p ra w a Sudetów.

Z now u trz e b a było d ru k o w a ć n ow e m ap y . T ym raz e m w y d a w c y p o cieszali się uro czy sty m z a p ew n ien iem k a n ­ clerza H itle ra, że to ju ż koniec, że I II Rzesza zasp o k o i­

ła w szy stk ie sw o je p re te n s je te ry o tria ln ie , swój głód p rze strz e n i w E u ro p ie. Co najw yżej pozostało jeszcze n iero z strz y g n ię te zag ad n ie n ie d a w n y c h kolonij n ie ­ m ieckich. I w szystko u k ład a ło się ju ż do b rze — a w y ­ d aw cy m ap zaczęli zn ow u sy piać sp o k o jn ie. Eo ja k m a ­

g li przew idzieć, że Czechom u p rzy k rz y się złota w o l­

ność i że n a „złotej P ra d z e ” sam i z a tk n ą s z ta n d a r ze sw asty k ą? Z d an iem po w ażn y ch po lity k ó w i d y p lo m a ­ tó w czeskich czyn te n m ia ł u łatw ić Czechom d o b re tra w ie n ie i „ sp o k o jn y ży w o t” .

A le w y d aw cy m ap n ie chcieli tego zrozum ieć, bo zn ow u m u sieli d ru k o w a ć n ow e m ap y , u w zg lęd n iające ró w n ież „au tonom iczny p r o te k to ra t” N iem iec n ad Słowacją i granicą polsko-w ęgierską. G d y ty lk o d ru k no w y ch m ap zo stał ukończony, H itle r w je c h a ł triu m ­ faln ie do K łajpedy.

T a k ie to są o p łak a n e d la m ap y E u ro p y sk u tk i, gdy w p o lity ce o d ży w ają z n ie p o ję tą siłą d a w n e m ala rsk ie naw yczki.

O TYM, JAK KTOŚ OKRĄŻAŁ I SAM „WYKOŁO- W ANY ZOSTAŁ”

Po rozm o w ach m in istra B ecka w L o n d y n ie z C h a m ­ b e rla in e m i in n y m i an g ie lsk im i m ężam i sta n u , ogło­

szona zo stała d e k la ra c ja , w k tó re j A n g lia p rzy rz e k a u - dzielić n am w szelk iej pomocy w w y p a d k u n a ru sz e n ia p rzez kogokolw iek całości n aszych gran ic.

D e k la ra c ja ta po siad ać b ędzie n iez w y k le duże z n a ­ czenie dla^ u trz y m a n ia jak ie g o -ta k ie g o p o rzą d k u w E u ­ ropie.

Cóż skłoniło A n g lię do ta k n iesp o d ziew an ie s e r­

decznego z a in te re so w a n ia się nam i? P rz ed e w szy stk im o b a w a o w ła sn ą skórę. D alszy w zro st siły i w p ły w ó w N iem iec i W łoch m oże w p o w ażn y m sto p n iu zagrozić całości im p e riu m an g ielskiego. W p raw d zie było dość czasu, ażeby p o jąć tę b ru ta ln ie ja s n ą d la k ażdego rzecz, to znaczy w ted y , gdy ro zstrz y g a ły się losy A u strii i C ze­

chosłow acji. O k a z u je się, że to A n g lik „m ą d ry je s t po szkodzie” .

T e raz zaim p o n o w ała m u z w arto ść i zdecy d o w an a p o sta w a naszego n aro d u , k tó ra o k azała się ta k w y ra ź -

W dniu 5 kwietnia, w godzinach rannych odbył się z

grzeb śp. płk. Walerego Sławka. Zdjęcie przedstaw ia okrytą sztandarem o barwach narodo­

wych trum nę ze śm iertelnym i szczątkami śp. płk. Walerego Sławka na lawecie arm atniej przed kościołem garnizonowym w Warszawie. Obok trum ny (na prawo) Marszałek Śmigły-

Rydz, Prem ier Gen. Sławoj-Składkowski, Marszałek Senatu płk. Miedziński.

(13)

ZN ICZ Z ZIE M IĄ Z P O B O JO W IS K P O L S K IC H W DARZE DLA PO L O N II A M ER Y K A Ń SK IEJ

Ś w iatow y Zw iązek P olaków z Z agranicy przeznaczył w d arze dla m uzeum polonii a m e ry k ań sk iej w Chicago arty sty czn ie w y k o n an y znicz-sarkofag, sym bolizujący sław ę w ielkich w alk n a ro d u polskiego i łączność p o ­ koleń żyjących obecnie z tru d a m i praojców . W a r ty ­ stycznej te j, a zarazem alegorycznej rzeźbie zostały u - m ieszczone k asetk i z ziem ią ze sław nych bojow isk, n a k tó ry ch oręż polski w sław ił się w iekopom nym i czy n a­

mi. J e s t w ięc ziem ia z pod Płow e, G ru n w a ld u , R a cła­

w ic, poza ty m z kopca T adeusza K ościuszki i z kopca usypanego n a Sow ińcu ku w iecznej pam ięci T w órcy Polski N iepodległej Józefa P iłsudskiego. Są k ase tk i z ziem ią z grobów w alecznych o rlą t lw ow skich, z pod O strołęki i z P olsk iej G óry. Znicz te n stanow i d a r m a ­ cierzy d la w ychodźtw a polskiego w S tanach Z je d n o ­ czonych, k tó re w y trw a łą p rac ą pokojow ą i ofiarn y m czynem zb ro jn y m dorzuciło cegiełkę do pom nożenia chw ały n a ro d u polskiego. N a zdjęciu znicz d la polonii

am ery k ań sk iej.

SIŁA PRZED PRAW EM

A tm osfera lęku p rzed b ezpraw iem coraz b ardziej ciąży n ad s ta rą E uropą. P rzem oc św ięci triu m fy bez­

w stydnie, nie u siłu jąc n aw e t zasłaniać się p ara w a n em pozorów. R acja sta n u , ale ra c ja sta n u zaborcza i n a u sługach g w ałtu stojąca, p rzygotow uje św ia t do o sta­

tecznej rozgryw ki.

W W ielki P ią te k w ojska w łoskie w ylądow ały w A lbanii, m ałym , biednym k ra ik u , niesp ełn a 1 m ilion ludności liczącym . Dziś A lbania je st ju ż zajęta. C hodzi­

ło W łochom o uzyskanie n a półw yspie B ałk ań sk im i m orzu Ś ródziem nym dogodnego stanow iska strateg ic z­

nego, dogodnej bazy w ypadow ej. I o zrów now ażenie sukcesów swego sojusznika — N iem iec.

H olandia n a w ieść o ty m rozpoczęła u m acniać g r a ­ nicę i zakładać n a niej g niazda k a ra b in ó w m aszyno­

w ych.

***

N aród polski ze spokojem spogląda w przyszłość.

Bo przyszłość tę o pieram y n a trw a ły c h fu n d am e n tac h w łasn ej siły, a siłę sw oją pom nażam y i ro zb u d o w u je­

m y z d n ia n a dzień. S. P.

K TO BĘDZIE S IL N IE JS Z Y W P R Z Y S Z Ł E J W O JN IE ? F ra n cu sk i g e n e ra ł D ufieux, ostatnio g u b e rn a to r w ojskow y F ezu i członek najw yższej ra d y w ojennej F ra n cji, w w yw iadzie praso w y m sc h arak te ry z o w ał si­

łę zb ro jn ą p ań stw to ta ln y c h oraz p ań stw d em o k ra ty cz­

nych, przy czym u d zielił odpow iedzi n a szereg p ytań, budzących pow szechne zainteresow anie.

M ów iąc o p lotkach, w edług k tó ry ch N iem cy po za­

jęciu S udetów poznali, ja k o b y n a p odstaw ie ta m te j­

szych fo rty fik a cji, ta jem n icę L inii M aginota, k ateg o ­ rycznie podkreślił, iż są to bzdury. W p o ró w n a n iu z li­

n ią M aginota, czeskie fo rty fik a c je były tylko m in ia ­ tu rą . N iem cy z n a ją zresztą odd aw n a zasady lin ii M agi­

n o ta ta k samo ja k F ra n cu z i zn a ją linię Z ygfryda i ta k samo, ja k w ro k u 1914 znali p la n y słynnych fo rty fik a cji niem ieckich pod M etzem.

G en. D u fieu x stw ierdza, iż to n a ż p an cern ik ó w fra n c u sk ic h przew yższa łączny tonaż N iem iec i Italii.

W ro k u 1940 siły N iem iec i Ita lii przew yższą siły F ra n ­ cji, w obec czego F ra n cu z i liczą na pom oc A nglii, k tó ra p rzy stą p iła do in ten sy w n ej rozbudow y swej floty.

F ra n c ja — p o d k reśla gen. D u fieu x — m iała duże tru d n o ści z lotnictw em . Poczyniono je d n a k w ysiłki dla n a p ra w ie n ia daw n y ch błędów . D ochodzim y do n o rm y p ro d u k c ji 100 a p a ra tó w m iesięcznie, poza ty m k u p u je ­ m y św ietne a p a ra ty w S tan a ch Z jednoczonych. C zynio­

ne są rów nież znaczne w ysiłki w k ie ru n k u p rzygotow a­

n ia pierw szorzędnie w y k w alifik o w an y ch pilotów , m e­

chaników i obserw atorów .

W dziedzinie czołgów F ra n c ja je st b ez k o n k u re n ­ cy jn a i niezw yciężona. .Mamy w tej m a te rii — stw ie r­

dza g e n e ra ł — daleko w iększe dośw iadczenie, aniżeli N iem cy. Poza tym , ja k przek o n ałem się n a fro n c ie w H iszpanii, niem ieckie ta n k i są trag iczn ie ta n d etn e , po b itw ie w y g ląd a ją ja k sita.

F ra n c ja je st p rzygotow ana n a w szelkie e w e n tu a l­

ności i nie obaw ia się żadnych niespodzianek, gdyż p o ­ siada nie tylko silnie um ocnione pozycje, ale rów nież i doskonałych in form atorów , k tó rzy zaw iadom ią w p o ­ rę o grożącym jej niebezpieczeństw ie.

Z ap y tan y o rolę, ja k ą może odegrać w ra z ie w ojny P o lsk a — gen. D ufieux stw ierdza — Ż& Rzeczpospolita odegra rolę doniosłą, gdyż m ilita rn ie je st potężna.

In n y sp ecjalista sp raw w ojskow ych, gen. Niessel, c h a ra k te ry z u ją c m otoryzację w ojsk n iem ieckich i m ó­

w iąc o kolosalnych ulgach p odatkow ych d la n a b y w ­ ców sam ochodów i m otocykli, stw ierdza, iż N iem cy m a ją obecnie 4 a może 5 d yw izji pan cern y ch . W d niach m arszu n a W iedeń zepsuło się około 30 p ro ce n t użytych w ów czas wozów pancern y ch . Je że li n a w e t liczba ta je st przesadzona, to je d n ak ż e nie ulega w ątpliw ości, że sprzęt w y k az ał pow ażne b rak i.

14

Cytaty

Powiązane dokumenty

Plamy chemiczne są groźne zasadniczo tylko przy bezpośrednim zetknięciu się z nimi, zaś spod oparów wytwarzających się z plamy chemicznej bardzo łatwo

Nurek spuścił się w jezioro i wyniósł mszał, który leżał na ołtarzu, bo ksiądz chciał różaniec zaraz odprawiać po mszy św.. Pokazawszy im mszał, nurek

dział się od krajowców ku swej niemałej uciesze, że w wiosce wodza Jabandy znajduje się jeden strzelec se- negalski z wyprawy Crampela, który pojmany w ów

Widać już wyraźnie, że Przeprowadzono po ich powrocie do Gdańska Japonia stosuje hasło: Azja dla Azjatów, Sobie rezer- wśród nich aresztowania, jednak to musi

Ileż ku niemu wyrywało się poświęceń i o- fiar, które szły przez zbrojne powstania, przecie­.. kały przez kazamaty więzienne, prześwietlały groźny Sybir i

Jasnym więc jest, że w czasie wojny u- miejętność ratownictwa może nam się bardzo przydać. Trzeba zatem pomyśleć zawczasu o nabyciu pewnego zasobu wiedzy lub

byśmy skonstatować, że od chwili zakończenia wojny domowej w Hiszpanii, toczy się obecnie na świecie już tylko jedna wojna — chińsko-japońska. Zniknięcie

Wszystkim już wiadomo, jak się to odbyło, ale nie wszyscy jeszcze wierzą, że jest to naszą wyłączną zasługą, że premier Wielkiej Brytanii, Chamberlain,