• Nie Znaleziono Wyników

Straż nad Wisłą 1939, R. 9, nr 11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Straż nad Wisłą 1939, R. 9, nr 11"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

NOWY TRANSATLANTYCKI MOTOROWIEC POLSKI M/S. „SOBIESKI“, KTÓREGO PO­

ŚWIĘCENIE ODBYŁO SIĘ W GDYNI W DNIU II CZERWCA 1939 ROKU.

NAD W ISŁA

PO M O R SK I DWUTYGODNIK ILUSTROWANY

Nr. 11 15 CZERWCA 1939

Cena egzemplarza 50 gr

Rok IX

STRAŻ,

(2)

A N D A R N A R O D O W Y

orzeł ten był więziony i w długiej niewoli spo­

wity. Ileż ku niemu wyrywało się poświęceń i o- fiar, które szły przez zbrojne powstania, przecie­

kały przez kazamaty więzienne, prześwietlały groźny Sybir i wieńczyły szubienice i szafoty.

A Bóg nam dał orła białego dziś na łono nasze, byśmy go ściegiem złocistego haftu na nowo przetkali. I czekał Bóg na nasze ściegi i haft, czekał na nić ofiarną, wysnutą z serc naszych, którą byśmy rysy orła białego i duszy polskiej na nowo odtworzyli.

...Unieśmyż znowu w górę sztandar orła bia­

łego. Obyśmyż dziś, ciężkim doświadczeniem po­

uczeni, przejrzeli nareszcie! Oby z ciemnych chmur błogosławione spłynęło światło. Niechaj z gromu idzie lęk, z lęku drżenie o tak niedawny dar ojczyzny, z drżenia niechaj się rodzi poczu­

cie odpowiedzialności za Polskę, a z poczucia od-

Ryngraf Pol. Czerwone­

go Krzyża złożony w dn.

11 czerwca przed cudow ­ nym obrazem Matki B o­

skiej Częstochowskiej z okazji 20-lecia P. C. K.

Pan Prez. Prof. Ignacy M ościcki w ziął udział w uroczystej procesji B o­

żego Ciała w Spalę.

...Wyniósł Pan sztandar nasz, wyniósł orła białego, z pośród chmur i zamieci, w górę wyso­

ko.

Wyniósł go tak znagła, iż zdumiał się świat i zdumieliśmy się sami. Wyniósł go tak przemoż­

ną i cudowną dłonią, iż wstał proporzec polski naprzekór ciemięzcom, naprzekór bitnym ich wojskom, naprzekór wszystkim samolubnym o- bliczeniom. Cudem wydźwignął Pan proporzec ten w górę, a wyniósł go dla dobra naszego i dla chwały swojej, bo w znaku orła polskiego trys-

Boża,przed którą „oczy wyniosłe ludzi zostały poniżone, dumna nadętość mężów

ku ziemi przygięta, a sam Pan wywyższył się w on dzień“.

...Sztandarem narodowym jest chorągiew z orłem białym. Ileż to łez, ile westchnień, ile pra­

gnień wzlatywało do tego symbolu Polski, gdy

powiedzialności niech idzie prośba do Pana, by wspomagał nieudolność naszą, bo my sami może­

my tylko roztrwonić Jego dary i talenty i zmar­

nować dziedzictwo, jakie nam przywrócił.

...Zawrzyjmyż przymierze z Bogiem. Formu­

łę tego przymierza mamy podaną w księgach św., na różnych ich miejscach: „Wy będziecie ludem moim, a ja będę Bogiem waszym“ — mó­

w ił Bóg przez proroków, a w tych jędrnych sło­

wach mieścił się cały akt przymierza pomiędzy Bogiem a narodem. Bądźmyż ludem Jego, podda­

nym Jego prawom i Jego woli, idącym w dzie­

je z Jego myślą i Jego programami, ludem, któ­

rego najwyższym celem nie jest bóstwienie sie- bie, ale służba Boża. A wtedy Bóg będzie sprzy- mierzeńcem naszym, wspomożycielem i obrońcą naszym.

(Wyjątek z kazania X. Arcyb. Teodorowicza) 2

(3)

i

*

O potrzebie czujnoł> ci

W w yw iadzie udzielonym „ K u rie ro w i P o ra n n e m u ” szef W. I. N. O., płk. R yziński p o d k reślił c h a ra k te ry ­ styczną stro n ę w rogiej n a m działalności p ro p ag a n d o ­ w ej:

„W czasach dzisiejszych n ie p rz y jac ie l s ta ra się złam ać w ia rę n a ro d u w zw ycięstw o i w szel­

k im i sposobam i osłabić p sy ch ik ę społeczeństw a.

Tej d e stru k c y jn e j działalności trz e b a się szcze­

gólnie energiczne p rzeciw staw ić”.

D obrze będzie p rzypom nieć tę d e s tru k c y jn ą d zia­

łalność n iem ieck ą z czasów w ielkiej w ojny. M etody je j n ie zm ieniły się, ty lko p rzystosow ały się do now ych w arunków .

G łów ną zasad ą p ro p ag a n d y niem ieckiej je s t p rz e ­ de w szystkim dokładne poznanie w arunków życia d a ­ nego k r a ju i jego bolączek.

K ażdy n a ró d m a sw oje tru d n o ści ekonom iczne, n a ­ rodow ościow e, polityczne itp.

N ależy u m ie ję tn ie w ykorzystać te słabe stro n y p rze ciw n ik a d la celów w łasnych. N ajb a rd zie j p o d atn y m źródłem do takiego w y k o rz y sta n ia służyć m oże w łasn a p ra sa danego k ra ju .

N iem iecki w ydział p ro p ag a n d y w czasie w ielkiej w o jn y sk rzę tn ie p rze d ru k o w y w ał a rty k u ły opozycyjnej p ra sy fra n cu sk iej, n astro jo n e j rad y k a ln ie. W ięc np.

a rty k u ły k ry ty k u ją c e kiero w n ictw o w ojskow e za n o ­ m in a cję F ocha n a głów nodow odzącego i inne. A rty k u -.

ły te zużytkow ano d la p odniesienia d u ch a w łasnej lu d ­ ności, d la o słabienia w ia ry w zw ycięstw o oręża f r a n ­ cuskiego w śród ludności obszarów zajętych, oraz dla

osłabienia p restiżu F ra n c ji w k ra ja c h n e u tra ln y ch . Prócz tego p ro p ag a n d a niem ieck a s ta ra ła się nie tylko w ykorzystyw ać, ale i w yw oływ ać i n a s tra ja ć do sw ych celów odpow iednie arty k u ły , chcąc w znow ić d a w n ą n ie ­ chęć i podejrzliw ość F ran cu zó w do A nglii.

A nglicy b ardzo w olno p rzygotow yw ali się do w p ro ­ w adzenia pow szechnej służby w ojskow ej i n a te n te ­ m a t N iem cy s ta ra li się rozpow szechniać pogłoski, że A nglicy chcą w y g rać w o jn ę żołnierzem fra n cu sk im i że, gdy F ra n c ja się osłabi, w ów czas usadow ią się w C a­

lais i n ie d ad zą się w yprzeć.

Tego ro d z a ju pogłoski, p o p a rte pow olnością A n g li­

ków , zn ajd o w ały oddźw ięk w p ra sie fra n cu sk iej i sze­

rzy ły zaniepokojenie, zdenerw ow anie i n a ra ż a ły n a szw ank p rz y ja ź ń sojuszników .

Prócz tego N iem cy p o d kopyw ali stale du ch a p a trio ­ tycznego społeczeństw a fran cu sk ieg o oraz bojow ość żoł­

nierzy.

U siłow ano w zbudzić niechęć do w o jn y w śród żon żołnierzy, zw rac ają c ich uw agę n a straszn e rozm iary p ro sty tu c ji n a froncie.

Ż ołnierz fra n c u sk i o trzy m y w a ł n ie ra z b ro szu ry a - nonim ow e, gdzie zn a jd o w ały się w zm ianki o lib acjach w ielk ich fin an sistó w i oficerów n a tyłach, podczas gdy żołnierz fro n to w y — „ich o fia ra ” — cierpi nędzę w o- kopach.

G dy dziś czytam y te rzeczy, w y d aje się n ie p ra w ­ dopodobnym , aby u lo tk i ta k ie m ogły być ta k n ie b ez­

pieczną bro n ią, żeby żołnierz fra n c u sk i n ie spostrzegł się, że je s t to ro b o ta w roga, M yśląc ta k , n ie zdajem y sobie spraw y, że skuteczność p ro p ag a n d y n ie zależy ty l­

ko od środka, k tó ry m się posługuje, w ięc a rty k u łu , p o ­ głoski, film u itd., ale przed e w szystkim od p rzystoso­

w an ia środków do odpow iednich n a stro jó w społeczeń­

stw a, w m om encie najw ięk szej podatności n a p ew n e bodźce o określonej treści.

D o b ra p ro p ag a n d a n ie będzie szerzyła w ieści w y ­ m yślonych, niew iarogodnych. P rzeciw nie, za po d staw ę p rz y jm ie fa k t stw ierdzony, ła tw y do sp raw d ze n ia i ty l­

ko w yolbrzym i go i przy sto su je do danego m om entu i d an y c h odbiorców .

W yobraźm y sobie żołnierza, k tó ry po ciężkich i t r u ­ d nych w alk a ch w pierw szej lin ii okopów przechodzi n a odpoczynek do rez erw y i o trzy m u je bro szu rk i, k tó re, p o d ając fa k ty niew iern o ści m ałżeńskiej n a ty ła ch (z w ym ienieniem m iejsca i nazw isk osób), w yolbrzym ia ro zm iary ty ch k ilk u fak tó w n a całą Europę.

Rozgroyczenie m usi zaw ład n ąć duszą żołnierza. J e ­ żeli te ra z n a stró j te n sk ie ru jem y p rzeciw sferom rz ą ­ dzącym , ja k to u czynili Niem cy, p o d ając że rzą d f r a n ­ cuski zb y t długo p rz e trz y m u je w ojsk a kolo n ialn e i to je st je d n y m z pow odów niew ierności m ałżeńskiej, to rozgoryczenie sk ie ru je się przeciw rząd o w i i celom w o jn y w ogóle.

Tłum aczyć w ów czas żołnierzow i, że je s t to ro b o ta niem iecka, je st bardzo tru d n o . W iarogodność k ilk u f a k ­ tów , bodźce uczuciowe, zm ęczenie w o jn ą — w szystko to sp raw ia, że gotów będzie raczej uw ierzyć broszurze w ro g a niż w łasn y m dowódcom .

T ak się p rze d staw ia n a przy k ład zie m echanizm psychologiczny p o d ry w a n ia du ch a bojow ego w śród żoł­

nierzy.

J a k się uodpornić n a ta k ą p ropagandę?

J a k ą zająć w obec niej postaw ę?

P o staw a w obec tej z pozoru n ie w in n ej b ro n i n ie ­ przy jaciela, m usi być p o sta w ą żołnierza, k tó ry w oko­

p ach w nocy, w e m gle czuwa. Tam , gdzieś z odali sły ­ chać ja k ie ś głosy! C hw ila niepew ności. Nie, to nasi, przecież to nie od strony wroga! A je śli „oni” zaszli n a m na tyły?! I znow u w ytężony słuch, ab y w razie niebezpieczeństw a u derzyć n a alarm !

Tę postaw ę czujności żołnierza zachow ajm y w obec obcej p ropagandy. G dy czytam y a rty k u ł, p a trz m y skąd pochodzi. G dy piszem y sam i, u k ła d a jm y go ta k , aby go n ie w y k o rz y sta ł w róg. G dy n as coś lu b k toś sk ła n ia do n a p isan ia lu b m ów ienia o bolączkach i słabych s tro ­ n ac h naszych lu b naszych sojuszników , p iln ie z w ra ­ ca jm y uw agę, czy bodźce te czasem n ie są z „tam tej stro n y ” .

W te n sposób obok d ozbrojenia psychicznego na odcinku entuzjazmu i zap ału dozbroim y się rów nież i na odcinku czujności,

8

(4)

Ololnaiaróiuto morzu

W iadom o, że — ja k p ow iada C onrad — czas zd m u ­ ch n ą ł z pow ierzchni m órz sta tk i żaglowe. W iadom o j e ­ szcze, że w raz ze strzelistością tych statk ó w roztopił się w m orskich hory zo n tach je d en z n ajciekaw szych o k re ­ sów ludzkiego b o h aterstw a.

Czas, o d d alają c od n a s w izję statk ó w żaglow ych, zbliża n iejak o to w szystko, co w ypływ ało w ted y z d zie­

jów w a lk i człow ieka, co było jego czynem .

Bo w ielkie w y d arze n ia ja rz ą się m ocnym błyskiem skroś oddalenia, u k az u ją c w ieczną, niezm ienioną p r a w ­ dę.

G dy w szystko z tam tego o kresu się oddala, — s ta ­ je się m ajak iem , w izją, legendą, ot jed y n ie owe czyny tr w a ją w pam ięci niby sym bol i w zór niedościgniony.

Może dzieje się to dlatego, że w szystko w człow ie­

ku, co je st przepojone p oryw em zapału, w alk i i b o h a ­ te rstw a je st trw ałe , nie uleg ające zagładzie czasu. Je st zbliżone do ideału. A w każdym godnie re p re z e n to w a ­ n ym ideale tk w i b u n t przeciw śm ierci, tę sk n o ta za n ie ­ śm iertelnością.

Lecz czyny o ja k ic h będzie m ow a nie m a ją w so­

bie nic oczyw istego z tęsk n o ty za nieśm iertelnością. J e s t to raczej ro d zaj tęsk n o ty za przestrzen ią, za ow ym n ie ­ znanym , ja k ie w ow ej p rze strzen i o bjaw iać się może.

W yobraźnię człow ieka od w ieków niepokoił ro zk o ­ ły san y m orski horyzont. W abiły o tw a rte przestrzenie.

W ierzono, że w łaśnie gdzieś ta m — n a k ra ń c u dalekim , za horyzontem , w y strzeli pew nego d n ia podróży św ia t dziwów .

Oto przyczyny odkryć now ych dróg m orskich. A gdy now e o d k ry te lądy egzotyczne stanęły otw orem przed przedsiębiorczością człow ieka-zdobyw cy, szukano znów now ych, n ajk ró tszy c h dróg. W parze szły przy g o ­ da, a w a n tu ra i interes. P ieprz, zboże, h e rb a ta , kaw a, złoto — oto przyczyny, k tó re pow odow ały śm iałe, a- w an tu rn icze, pełne przygód i b o h a te rstw a — w y p ra w y żeglarskie.

B ył w ielk i u ro k w tym o d k ry w a n iu coraz to n o ­ w ych św iatów , now ych dróg, k tó re m iały służyć czło­

w iekow i do pom nożenia jego bogactw .

W podobnych okolicznościach został o d k ry ty w 1616 r. przez dw óch m a ry n a rz y holen d ersk ich P rz y lą ­ dek H orn — cypel południow y Nowego Św iata.

S ta tk i idące z E uropy do In d ii i n a D aleki W schód obchodziły P rz y ląd e k D obrej N adziei. T ym czasem ci dw aj m a ry n a rz e holenderscy odkryli, że ląd A m eryki P ołu d n io w ej je s t oddzielony od lodów a n tark ty cz n y ch szreokim przejściem .

W ślad za p ierw szym i poszli następ n i, a w ięc że­

glarz an gielski W oodes, A nson i w reszcie sław ny że­

glarz i o d k ry w ca k a p ita n Cook.

Działo się to w szystko bez rozgłosu. O d k ry ta d ro ­ ga w okół P rz y lą d k a H orn — znana by ła nielicznym . S ta tk i po d aw n em u szły obok P rz y lą d k a D obrej N a ­ dziei. D opiero h a n d e l zbożem i sztucznym i naw ozam i m iędzy A u stralią, A m ery k ą i R ep u b lik ą C h ilijsk ą — z je d n e j strony, a E u ro p ą z d ru g iej, zw raca uw agę na kró tszą drogę w okół P rz y lą d k a H orn. K rótsza droga — to rzecz w ty m w p y ad k u w ażna, zm ienia całkow icie

Część k a d łu b a an g ielsk iej łodzi podw odnej „T h e tis”, k tó ra zato n ęła w tajem n iczy ch okolicznościach w raz z

załogą około 100 osób.

k a lk u la c ję k upiecką. Toteż w okresie od ro k u 1860 do 1890 w idzieć m ożna często po k ilk a d ziesią t żaglowców, m a n ew ru jąc y ch przy H ornie. S p o ty k ają się tu sta tk i w ra ca jąc e do E uropy ze sta tk a m i odchodzącym i n a P a ­ cyfik.

Jednocześnie rośnie zła sław a H ornu. D zienniki o- k ręto w e n o tu ją d ram a ty cz n e zm agania ludzi i statków . W ody w okół P rz y lą d k a H orn za m y k a ją się n ad n ie ­ jed n y m życiem ludzkim . Bo też w szystko zdaje się d z ia ­ łać tu ta j k u zagładzie sta tk ó w i ludzi. K ażdy objaw ru c h u i życia m orza je st przesycony groźbą i n ieb ezp ie­

czeństw em . J e s t p ew ien zdradziecki w zajem ny u k ła d sił, sprzysiężony przeciw człow iekowi.

N aw et cisza m a tu ta j sw e zdradzieckie i niszczy­

cielskie oblicze.

Ja k że n ik łe okazyw ało się dośw iadczenie starych, w y tra w n y c h żeglarzy — gdy sta tk i ich zachodziły w obszar P rz y lą d k a H orn.

I w łaśnie tam , gdzie w szelkie siły i m orze sp rzy ­ sięgły się — człow iek p rze ciw sta w iał tylko sw ą w olę i tru d . — W alczył.

D zienniki okrętow e, luźne zapiski, w spom nienia, sucho m ów ią o ta m ty c h przeżyciach.

No bo jak że? P rzecież to są sp raw y o ja k im ś d a le ­ kim w ym iarze, b o h atersk ie a proste, zw ykłe ludzkie, a nie d la każdego jed n ak o zrozum iałe.

Oto opis p rze p ra w y angielskiego k a p ita n a A nsona:

„G órne żagle m iałem zw inięte przez 58 dni. Ludzie p ad a li ze znużenia. N iektórzy um ierali, inni spad ali z r e ji lu b zm yw ało ich za b u rtę. D nia 23 m a rc a n a je d ­ n y m z m oich sta tk ó w — czytam y d alej — potężny szkw ał ze rw a ł re ję z ludźm i...”

In n y fra g m e n t z dziennika okrętow ego a m e ry k a ń ­ skiego k lip ra „V enice” :

4

(5)

„1 lu ty 1860 r. godz. 7.30. Siła w ia tru ta k w ielka, że m orze w p ro st dym i, b u k sż p ry tu nie w idać z piany, k tó ra przed dziobem ro b i w ra że n ie d y m u ”.

Silne szkw ały p o w odują n ie m al naty ch m iasto w e w zburzenie m orza. T w orzą się specjaln ie p rzy k re fale, k tó re w ró w n o m iern y ch odstępach a ta k u ją statek . W y ­ sokość ta k ie j fa li dochodzi niek ied y do 18 m. F ale te m a ją sw oją nazw ę — zw ą się grey b eard s.

S traszliw e są sk u tk i — jeśli tego ro d za ju fa la z a ­ ła m u je się podchodząc do sta tk u . O sk u tk a ch ta k ich opow iada je d en z członków załogi fińskiego żaglow ca

„L a w h ile”, k tó ry z now ym żaglow cem „G rie f” o d b y ­ w ał w yścig n a trasie A u stra lia — E uropa:

„P odróż o d byw ała się spokojnie i przy p ię k n ej p o ­ godzie. P rz y Cap H orn dogoniliśm y „ G rie fa ”, k tó ry już od 4 d n i ciężko p rac o w a ł n a k o losalnej fali. P rzejście H o rnu odbyło się w zględnie szczęśliwie. N a „ G rie fie”

zm yło 2 ludzi za b u rtę. My straciliśm y ty lk o 2 szalupy

i całą k ab in ę n aw ig acy jn ą, k tó rą za b ra ła z p o k ład u j e ­ d n a z w iększych f a l” .

P odobnie ro z b ra ja ją c e w sw ej prostocie je st opo­

w iad an ie k a p ia tn a angielskiego żaglow ca „ A rra c a n ”, k tó ry opow iada, że „w szystko było dobrze, tylko fa la z a b rała z ru fy 3 ste rn ik ó w i całe urządzenie sterow e, pozostaw iając goły p okład z w ielk ą d ziu rą w śro d k u ” .

A lbo h isto ria k lip ra „E len b ro k ”, k tó ry w r. 1885 zginął w chw ili n ajw ięk sz ej ciszy.

K lip e r „E len b ro ck ” — znalazł się w p ew n e j chw ili sw ej żeglugi m iędzy dw om a dużym i m a rtw y m i fa la m i

— w ysokości około 50 stóp. P ierw sza fa la przyszła z p o łu d n ia i podniosła dziób sta tk u w ysoko w górę, w te j sam ej chw ili nadeszła d ru g a fa la — z zachodu.

P rz ec h y liła sta te k za b u rtę. W je d n e j sekundzie cały p okład znalazł się pod w odą, a w 5 m in u t później s ta ­ te k w y w ró cił się do góry kilem . C ała załoga zginęła.

U ra to w ał się tylko k ap itan , k tó ry w 3 dn i później zo­

sta ł zd jęty z pływ ającego s ta tk u przez inny żaglowiec.

W tych p rostych m a ry n a rsk ic h zw ierzeniach o b ja ­ w ia się n am w całej w yrazistości człow iek z pokład u ta m ty c h statków . W szystko zaś, co sk ła d a się n a dzieje jego czynów tam , przy P rz y lą d k u H orn, p rześw ietlone je st sm ugą w ielkiego b o h aterstw a. H isto ria P rz y lą d k a H ornu, to przecież cała b o h a te rsk a epopea ludzi i s ta t­

ków , to dzieje ludzi nieustraszonych.

A choć za tra c ił się ju ż w szelki k sz tałt tam tego ży­

cia, pozostał trw a ły , krzepiący u ro k w ielkiego b o h a te r­

stw a, pozostała pam ięć czynu ludzkiego, w y dźw ig n ię­

tego p onad czas i przestrzeń.

S. ZADROŻNY.

HYMN DO M ORZA

Oto w a. E.Ktameck.i

—u--- 2sL

miAiÓt .Xa.xu.vo

P f T H

W

P p l i p p p l W

i

Do - po - lei O - rz.ern Z.3.- e o n nasz i

£

3 t -

* ll i L i t

ser - ce os u. -

3 ^ 3

p o l - s K i m m o - f r e m

^ ^ K sm w ,.. f J ^

%

T~

3

f - i p ' >

tVz.vj- W c fs fr a i., jaH<.

=f 7 ć r ' r r, o - ka. slrzec. b r z e - t a -

\ r n f

A r s l i

i

Yne

W

Łioa

Vn/^ C ^ CO

w

ju ,]

i

r n o * *.V n ic ,

f \ j* i V 'V \

z u - C2.U.Ć vne z.ioa-i,ał- bv iuoz,

ną,_______ MC”

3 m i 5

- j . —J L . . M L « ~

F o • ^ t a t - ^ v u a k r o * ^ |

P .1 :^ :1

* T . | r

o'ra.* ’nie-

r

v f

r

f l y * v

1

pic wfa- snej khWt - 4a-* wo-br-c* me.

(6)

I okazji VIII Mnego Zjazdu

o M o Delegatdu L. N. K.

Z jazdy D elegatów L. M. K. m a ją za sobą dłu g ą tra d y c ję i zasłużoną rz e te ln ą opinię. S tolica P om orza m ia ła m ożność p rze d m iesiącem naocznie przek o n ać się o ty m z okazji odbyw ającego się V III W alnego Z jazdu D elegatów L. M. K. T rzeb a przyznać, że tru d n o było lepiej w y b ra ć m iejsce zjazdu, b io rąc pod uw agę obec­

nie toczące się w ydarzenia.

N a Z jazd p rzy b y li z całej P olski przed staw iciele w szystkich w a rstw społeczeństw a z liczby n a jw y b it­

n iejszych działaczy i sy m patyków m orza. Z ew n ę trz n a fo rm a n ajzu p e łn ie j odpow iadała w ew n ętrz n ej treści obrad.

Z jazd zad o k u m en to w ał żyw iołow e n a ra sta n ie w śród społeczeństw a głębokiego zrozum ienia ro li B a łty ­ k u d la naszej przyszłości, ja k rów nież zdecydow anej w oli u trz y m a n ia się w pozycji m orskiego p a ń stw a i p oniesienia w obronie tej pozycji w szelkich ofiar. J e ­ żeli w obecnej chw ili sp raw y m o rsk ie są ju ż sp raw am i n a p o rzą d k u dziennym naszego życia publicznego, to je s t to w pierw szym rzędzie zasługą L. M. K., k tó ra od szeregu la t z n ie sła b n ącą energią, z n iezach w ian ą w ia rą i z żelaznym up o rem w p a ja w św iadom ość n a ­ ro d o w ą katech izm m o rsk i P o lsk i O drodzonej.

W P olsce przedrozbiorow ej m iały m iejsce tylko doryw cze p ró b y p ra c y m orskiej, k tó re trw a ły zaledw ie 79 lat, t. zn. 10% całego o kresu 8 stuleci naszej h isto rii przedrozbiorow ej. To też n ic dziw nego, że ta przesz­

łość m o rsk a nie d ała n am an i tra d y c ji, an i d ośw iad­

czenia.

P ra c ę m o rsk ą w Polsce odrodzonej trze b a było z a ­ czynać do po d staw i prow adzić w y trw a le , pokonyw ać n a k ażdym k ro k u uprzedzenia n a ro d u w rosłego w k o n - tyhttnt^ tw orzyć zasady i jednocześnie próbow ać ró ż­

ny ch m etod realizacji. P ra c ę ta k ą w zięła n a sw e b a rk i L. M. K. W arto p rzeto głębiej sięgnąć do źró d ał celów je j działalności i dorobków .

Życiem n aro d ó w k ie ru je p ew n a w yższa siła dzie­

jow a, n ie u ch w y tn a d la potom nych, lecz n a b ie ra ją c a pew nych k o n k re tn y c h cech po u p ływ ie n ie k ied y w ie ­ k ó w całych. B odaj najb o g atsze dośw iadczenie dziejo­

wego w p ły w u n a losy n aro d ó w d a je n am h isto ria i ro z­

wój stosunków m orskich św iata. F a k te m jest, że n a ro ­ dy,^ k tó re p o tra fiły w e w łaściw ym czasie ocenić w a r ­ tość do stęp u do m orza i jego polityczne, oraz g o spodar­

cze w yzyskanie, doszły w sw ym rozw oju do w yżyn m o­

carstwa;. In n e zaś naro d y , k tó re m ia ły możność, lecz za­

n ie d b ały stw orzenia w łasnej potęgi m orskiej, pozostały n a niższym szczeblu rozw oju politycznego i do b ro b y tu społecznego. Do rzęd u ty ch o statn ich n ależ ała rów nież Polska.

D zięki ofiarn ej p ra c y naszych historyków , m oże­

m y obecnie z całą pew nością tw ierdzić, że za n ie d b an ia sp ra w m orskich w Polsce przedrozbiorow ej b y ły je d n ą z podstaw ow ych przyczyn, k tó re stopniow o do rozbio­

ró w doprow adziły. Z an ied b an ia te stale, choć pośrednio w p ły w ały n a zanik życia daw n ej R zeczypospolitej, aż

sta ła się ona o statecznie b ezbronnym łu p em sąsiadów . N a p ierw szy rz u t oka h isto ria d aw n ej P olski u k a ­ z u je się n am w postaci b arw n y c h i licznych w yczynów oręża n a ląd zie i n a tej podstaw ie p rzew aża m n ie m a­

nie, że w yłącznie syn tety czn a w arto ść ty ch zm agań lądow ych bezpośrednio d oprow adziła do tragicznego końca. G dyby n ato m ia st głębiej sięgnąć do dziejow ego podłoża poszczególnych m om entów h isto rii d aw n ej P o l­

ski, to okazało b y się, że choć w y ra źn ie m orskie fra g ­ m e n ty b y ły w n iej blado rep rez en to w an e , to je d n ak ż e cała nasza przeszłość zdecydow anie zn ajd o w ała się pod przem ożnym w pływ em p o lity k i m orskiej.

P ierw szy m w ięc obow iązkiem L. M. K. było u s ta ­ le n ie za n ie d b ań daw nej P o lsk i w dziedzinie m orskiej i w y k az an ie przyczynow ego zw iązku ty ch za n ie d b ań z rozbioram i. N ie było to zad an iem łatw y m , bow iem p ó ł­

to ra w ieków n iew oli i cztery la ta w a lk o w olność n a lądzie z a ta rły w św iadom ości n a ro d u p ra w d y m orskie.

P o lsk a odrodziła się n a k o n ty n e n cie w a u re o li b o h a te r­

skich w a lk lądow ych ,d ają c w te n sposób doskonałe p o d sta w y do u trw a le n ia się w społeczeństw ie m e n ta l­

ności n a w skroś k o n ty n e n ta ln e j.

T rzeb a w ięc było zw alczać pow ierzchow ne oceny przeszłości, b r a k zro zu m ien ia ro li B a łty k u w naszych dziejach i w ia ry w m ożliw ość p rze ro b ie n ia p a ń stw a o w y ra źn y c h te n d en c jac h k o n ty n e n ta ln y c h w państw o m orskie.

D rogą u m ie ję tn ej i n ie u stę p liw ej pro p ag an d y , d ro ­ gą ro zw ija n ia za in te re so w an ia i se n ty m e n tu do n asze­

go m orza udało się L. M. K. przełam ać przeszkody i prze jść zdecydow anie z pozycji o bronnej do atak u . Z dobyw anie coraz to now ych dorobków m orskich, w śród k tó ry c h b u dow a p o rtu w G dyni sta ła się d o ro b ­ k ie m w iekopom nym , przyczyniło się do p raktycznego w ykazania, ja k w ielk i w p ły w posiada m orze n a rozw ój naszego pań stw a.

P rz ero b ien ie społeczeństw a z lądow ego n a m orskie, stw o rzen ie ze sp ra w m orskich dojrzałego i logicznie sform ułow anego zagadnienia, w reszcie doprow adzenie n a ro d u do takiego poziom u u św iadom ienia m orskiego, dzięki k tó re m u w obecnej ch w ili całe społeczeństw o p o w tarz a za naszym M in istrem S p ra w Z agranicznych n ajdonioślejsze a k tu a ln e sfo rm u ło w an ie nasze j^mnorskiej ra c ji stan u , w yrażone w k ró tk im zdaniu: „M y się od B a łty k u odepchnąć nie d am y ” — oto ostateczn y w y n ik p rac y L. M. K.

U zbrojeni w zrozum ienie ro li B a łty k u w naszych dziejach, św iadom i w ielkich korzyści pły n ący ch z m o­

rza, p ra c u ją członkow ie L. M. K. n a d realizow aniem now ych dorobków i ro zw ija n iem dotychczasow ych.

O b rad y V III W alnego Z jazd u D elegatów L. M. K.

w T o ru n iu pośw ięcone b yły om ów ieniu w szystkich za­

gadnień, ja k ie się sk ła d a ją n a całość p o lity k i m orskiej.

P ow zięte u ch w a ły św iadczą o w zm agającym się tem pie p ra c m o rsk ich i o coraz b ard ziej g ru n to w n y m ro zu -

(7)

4

m ien iu p ra w d m roskich, ściśle zw iązanych z m ożliw o­

ściam i rozw ojow ym i p ań stw a.

Życie ju ż dało sw oją ocenę znaczenia w ybrzeża i m orza d la p ań stw a. O becnie chodzi o to, żeby zw iązek m orza z p ań stw em i n aro d e m n a zaw sze scem entow ać.

N ie m ożna sobie w yobrazić, ab y w obecnej chw ili is t­

n ia ł w Polsce choć je d en d obrej w oli obyw atel, k tó ry by m ógł tw ierdzić, że P o lsk a m ogłaby się rozw ijać bez zachow ania dostępu do m orza, bez m ożliw ości sw obod­

nego h a n d lu m orskiego, bez zajęcia silnego stan o w isk a n a B ałtyku, odpow iedającego jej ro li w sto su n k ach m ię­

dzynarodow ych.

Z agad n ien ia m orskie P o lsk i W spółczesnej stan o w ią

je j n ajg łęb szą ra c ję stan u , o b ejm u ją cą ta k d ążenia p o ­ lityczne ja k gospodarcze i kolonialne.

W całokształcie p ra c m orskich n a P om orze sp ad a w ielk i zaszczyt p o sia d an ia c h a ra k te ru b astio n u pod ro z­

w ój m orskiej P olski. R ów nocześnie z zaszczytem sp a ­ da je d n ak ż e obow iązek n ie ty lk o u trz y m y w a n ia w sw ych rę k a c h te j w ielk iej sk a rb n ic y naro d o w ej, ja k ą je s t dostęp do m orza, lecz rów nież ro zw ija n ie d ążeń m o rsk ich i przo d o w an ia w p ra c y d la m orza.

M orze i P om orze — to je d n a całość, a P om orze to n ajrd z e n n ie jsz a polsk a ziem ia. O ty c h p ra w d a c h n a r o ­ dow ych p rze k o n ał się cały św ia t z okazji odbytego z ja ­ zdu L. M. K.

Piaiń JTlartfnarztf

W naszych żaglach zwiniętych śpi wielka marszruta, W naszych masztach śpią skrzydła lotniejsze, niż ptak, W naszych mapach śpi przestrzeń bezbrzeżnie rozsnuta, Puls uderza w maszynach i gra poszum flag.

W naszych żaglach zwiniętych śpi wiatr, oddech świata, Wiatr co morza podnosi i rzuca na ląd:

Wieczny ruch, który w górze z podniebia wylata, Niewidzialny, poczęty niewiadomo skąd.

Dobra igła kompasu, jak z dłoni nam wróży Nieomylny kierunek wśród pustki i wód, Płyniemy poślubieni, jak Kolumb, podróży, Ten sam nasz duch prowadzi, który jego wiódł.

Prosto z zatoki Gdyńskiej na Bałtyk i z fali, Pełnej złotych bursztynów, bijącej o Hel, Na morza, na Atlantyk — i dalej i dalej, Niech z masztów naszych czerwień łopoce i biel!

Żegnajcie i witajcie, dalekie wybrzeża, Sygnały portów, mola, panoramy miast!

Wiatr wyprawy nam sprzyja, puls równo uderza, Syreny gwiżdżą w niebo na wyjazd i wjazd.

O, pozdrowione bądźcie morza, oceany I lądy, których blady rozpierzcha się ślad!

Flota nasza pokłonem bandery rozwianej Jak ojczyznę ogromną, salutuje świat.

KAZIMIERZ WIERZYŃSKI.

7

(8)

Pomorzanie w walkach o niepodległość

(Drużyny strzeleckie na Pomorzu przed wojną).

(Ciąg dalszy).

Cały teren działania został podzielony na 4 okręgi. Okręg pierwszy toruński obejmował: To­

ruń Miasto, Toruń wieś, Chełmno miasto, Cheł­

mno wieś, Wąbrzeźno.

Okręg drugi grudziądzki obejmował: Gru­

dziądz miasto, Grudziądz wieś, Kwidzyń, św ię­

cie, Brodnicę n/Dr., Lubawę, Działdowo i War­

mię.

Okręg trzeci starogardzki obejmował: Sta­

rogard, Tczew, Złotów, Chojnice miasto, Chojni­

ce wieś, Tucholę, Brusy.

Okręg czwarty kaszubski obejmował: Bory Tucholskie, Puck, Wejherowo, Kartuzy, Koście­

rzynę.

Na czele całej organizacji stał szef Dr Kręć­

ki, zastępcą szefa był Lech Schedlin-Czarliński, zarazem Komendant Okręgu pierwszego.

Na czele Okręgu drugiego stał Józef Goga, zastępcą jego był Fredryg Stefan. Na czele O- kręgu trzeciego stał Bogdan Jacobson, na czele Okręgu czwartego Augustyn Szpręga, mając ja­

ko zastępcę Ignacego Włocha.

W każdym powiecie był mianowany Ko­

mendant Powiatowy.

Organizacja Wojskowa Pomorza nawiązała także ścisłą łączność z Dowództwem Głównym Sił Zbrojnych w byłym zaborze pruskim, z Dy­

wizją Pomorską, Dowództwem Frontu Pomor­

skiego, Dywizją Strzelców Pomorskich, Stacją Łącznikową Dywizji Strzelców Pomorskich, Ekspozyturą Naczelną Dowództwa Wojska Pol­

skiego Oddział Il-gi, Dowództwo Okręgu Gene­

ralnego Pomorze Oddział II. Łączność tę utrzy­

mywali zaufani kurierzy w osobach Ignacego Włocha i Lecha Schedlin-Czarlińskiego.

Po takim przygotowaniu organizacje czeka­

ją odpowiedniej chwili na rozpoczęcie powsta­

nia — hasłem tego powstania miało być zajęcie Grudziądza przez Powstańców Wielkopolskich.

W międzyczasie praca tych organizacyj wzmo­

gła się. Na każdym kroku widzą Niemcy, że coś się dzieje, to mieszkańcy Kościerzyny rozbrajają Grenzschutz, to w Gdańsku „ktoś*1 zagwoździł armaty i wybrał szpulki od karabinów maszy­

nowych, to w Chełmży rozpoczyna się akcja bo­

jowa,' to znowu w Borach Tucholskich gromada ludzi uzbrojonych-występuje „nawet“ przeciw regularnemu wojsku niemieckiemu.

Te poszczególne drobne epizody zmuszają Niemców do trzymania silnej załogi na terenie Pomorza, któraby walczyła z powstańcami wiel­

kopolskimi. Nie pomagają prześladowania i wię­

zienia, ludność pomorska współdziała całkowicie z organizacjami. Nad granicą znajduje się całe masy ludzi chętnych i zaufanych, którzy prze­

prowadzają ochotników do Pomorskiej Dywizji Strzelców, przewożą broń i amunicję, służą po­

mocą, narażając się często na niebezpieczeństwo utraty życia.

Dzięki sprawnie zorganizowanemu wywia­

dowi Organizacji Wojskowej Pomorza pochwy­

cono wiadomość o zamachu, jaki planował urzą­

dzić generał von Belo w, komenderujący w Gdań­

sku. Zamierzał on zgnieść Powstańców Wielko­

polskich i uspokoić Pomorze. W tym celu w pla­

nie jego było zaaresztowanie 400 Polaków wpły­

wowych, biorących czynny udział w organiza­

cjach, Wywiad Organizacji Wojskowej Pomorza potrafił jednak w odpowiedniej chwili powiado­

mić o tym jednostki kierownicze, które na pe­

wien cza# zniknęły, działając z ukrycia. Powia­

domione o tym szerokie masy społeczeństwa wniosły protest przeciw zamachowi Belowa.

W szeregach formacyj niemieckich, mają­

cych wziąć udział w akcji, rozpoczęto agitację za pomocą pism ulotnych, celem odciągnięcia żołnierzy do walki.

Wobec takiego stanu rzeczy szef organizacji, doktor Kręćki, przebrany za księdza, zwołał członków na zebranie do Gdańska, gdzie pow­

zięto taki plan działania:

Jedna partia członków organizacji przeważ­

nie z Torunia i okolicy pod wodzą Lecha Czar- lińskiego miała przebić się przez front i przejść na stronę polską do poznańskiego, druga pod wodzą doktora Kręcklego z Kaszub, Gdańska i okolicy miała rozpocząć niepokojenie oddziałów niemieckich na tyłach. Zorganizowano luźne od­

działy w Borach Tucholskich, wyznaczono ludzi do wysadzania mostów, uszkodzenia torów kole­

jowych. Po lewej stronie Wisły działali Bole­

sław Lipski, Augustyn Szpręga i Ignacy Włoch, po prawej stronie Tadeusz Odrowski, który miał za zadanie wysadzić most pod Malborgiem.

W tym samym dniu, w którym odbyło się zebranie w Gdańsku, Niemcy pochwycili powra­

cającego doktora Kręckiego, który jednak — ko­

rzystając z dużego ruchu ulicznego — zdołał zbiec.

„Pusch“ gen. Belowa nie przyszedł do skut­

ku, gdyż w wykonaniu przeszkodził mu brak pieniędzy i monita z Berlina, oraz oświadczenie Rządu Niemieckiego, że nie bierze żadnej odpo­

wiedzialności za akcję Belowa.

W roku 1919 w grudniu nieco się wyjaśnia, gdyż Niemcy podpisali Traktat Wersalski, odda­

jąc tym samym Poznańskie i Pomorze Polsce.

Działalność Straży Ludowej i Organizacji Wojskowej Pomorza stała się łatwiejsza i zyska­

ła sankcję prawną.

(Ciąg dalszy nastąpi).

8

(9)

G D A Ń S K W P O EZJI P O LS K IE J

Od zam ierzchłych czasów Gdańsk w yw ołał w lite ­ raturze polskiej silne oddźwięki. W ypada podkreślić, że przez literaturę polską b ył zawsze traktowany tak samo, jak inne miasta Polski — jako nieodłączna cząst­

ka ojczyzny i brama w ypadow a w szeroki świat. Św iad­

czy to o tym, że staliśm y w Gdańsku zawsze mocno nie tylko prawem i gospodarką, ale i kulturą, czego nikt zaprzeczyć nie potrafi.

N iew ątpliw ie w iele cennych pozycyj poetyckich o morzu i Gdańsku uległo zniszczeniu i zapomnieniu, du­

żo cennego m ateriału spoczywa może dotąd w ukryciu i czeka na opracowanie i opublikowanie. Jednak to, co w tej chw ili jest dla nas dostępne, daje nam już dość wyraźny, chociaż fragm entaryczny, obraz dziejów Gdańska.

Wiadomo bowiem , że literatura jest zwierciadłem życia. Zobaczmyż w ięc, jak odbija się Gdańsk w zw ier­

ciadle poezji polskiej.

Literatura ludowa, która najbardziej związana jest z życiem i która oddaje najw ierniejszy obraz rzeczyw i­

stości, traktuje od najdawniejszych czasów Gdańsk ja ­ ko m iasto bezwzględnie polskie. Lud pomorski nazyw ał zawsze Gdańsk „Starym M iastem ” albo „Naszym Gdań­

skiem ”, co kojarzy się z pojęciem stolicy Kaszub.

Za czasów Kazimierza W ielkiego, kiedy Gdańsk b ył pod zaborem krzyżackim, b ył znany taki cztero- wiersz:

„Królu Kazimierze, Nigdy nie żyj w mirze Z Prusakami,

A odzyskasz Gdańsk”.

W m azow ieckiej pieśni ludow ej śpiew a się:

„Płynie w oda z Wyszegrodu Do samego Gdańca,

Czarne buty do roboty, Czerwone do tańca”.

Obok niepisanej literatury ludowej Gdańskiem za­

w sze zajm owała się literatura pisana.

Najstarszym bezsprzecznie utw orem polskim o Gdańsku jest utwór poety gdańskiego Jana Dantyszka.

Warto szczególnie teraz przypomnieć słow a poety, które stały się znowu aktualne:

„Mniemasz Gdańsku, że w szystko uchodzi bezkarno.

Twój senat trzema grzechy głośno znany św iatu, Twój lud zabójczy przykład bierze od senatu.

Bezbożność, pycha, niew styd, gdzie zasiądą z władzą, Ludy miasta, królestw a ze szczętem zagładzą.

Wszechmocny znieść tych zbrodni dalej już nie może:

Popraw się, bo nad tobą ukaranie Boże”.

Obok Dantyszka pisał o Gdańsku arcybiskup gn ie­

źnieński Andrzej Krzycki. Piotr Roizjusz gromi Gdań­

szczan za obrazę króla polskiego.

Nieco uw agi poświęca Gdańskowi M ikołaj Rej, chociaż jak ogółowi ówczesnej szlachty obce mu były sprawy m orskie i handlowe. Podobnie mało uwagi po­

św ięca Gdańskowi Kochanowski w „Hołdzie Pruskim ”.

Dopiero po zatargu Batorego z Gdańskiem i klęsce Gdańszczan nad jeziorem lubiszewskim (pod Tczewem ) Gdańsk bardziej zainteresow ał poetów polskich. C ie­

kaw e uwagi z żeglugi W isłą do Gdańska i z samego m iasta znajdziemy u Sebastiana Klonowicza w jego „F li­

sie”. M ówi on o Zielonym Moście:

„Nasz zielony m ost, cel naszej roboty, Tu w zwody, wschody, dziwne kołowroty;

Masz wagę, trasy, łow y, dziwne sprawy, Różne zabawy.

Tu masz okręty z płóciennym i skrzydły, Tu masz z Zamorza trefne skrzydły-w idły Maszty w yniosłe z bocianym i gniazdy...

Pod sam e gwiazdy...

Tu w stradyjektach masz śm iałe bosmany, Masz z dalekich stron kupce i ziem iany.

Przechowaj, kupuj, handluj, bij dłonią w dłoń, Zysk sobie ugoń!”

Na uwagę zasługuje „Pieśń o tum ulcie gdańskim ” nieznanego auotra z roku 1593.

Z poetów X VII w ., zajm ujących się Gdańskiem, szczególnie w ym ienić należy W espasjana K ochow skie- go, W acława Potockiego i M acieja Sarbiewskiego. P o ­ tocki w utworze p. t. „Burmistrz gdański rozgniew ał się na króla Polski, co z tego będzie nie w iem ”, tak pisze:

„Chrabąszcz, który w kobylim gnoju gniazdo m iewa, Na orła, burmistrz gdański na króla się gniewa.

I na ziem i i w Polszczę w edle mego zdania W ielkiego się spodziewać trzeba zam ieszania”.

Potrafił ich jednak pochwalić, odmawiając jed y­

nie mocnej wiary:

„Ktoś Gdańszczany z kredytu chwaląc i porządku, Życzył też sobie o nich mojego porządku.

Krótko ja: dobrzy, mądrzy rzeknę, z każdej miary, W szystkie mają przymioty oprócz jednej w iary”.

Pełne pochwały Gdańska są poezje Sarbiewskiego.

W X VIII w. piękną legendę o powstaniu Gdańska opisuje jezuita Jan Skórski p. t. „Lech Polski”.

Wiek X IX przynosi już bogatszą literaturę o Gdań­

sku. Michał W yszkowski w „Opisie podróży do Gdań­

ska” (1803 r.) po raz pierwszy przejawia m iłość m o­

rza. O Gdańsku pisze Deotyma (Jadwiga Łuszczew ska), Wiktor Gomulicki i cały szereg innych poetów.

Dochodzą wreszcie do głosu poeci polsko-kaszub­

scy z Hieronim em Derdowskim na czele, a za nim sze­

reg poetów m łodo-kaszubskich, którym przewodzi dr Aleksander Majkowski, zmarły przed rokiem.

Obok poetów regionalnych stają poeci ogólnopol­

scy. Artur Oppman w „Pozdrowieniu Gdańska” pisze:

„Tak płynie Wisła, jak płynęła, I szumi Bałtyk, jako wprzód, O, stary Gdańsku! ludzkie dzieła

K rólewski ducha przetrwa cud!

Przez zagojone krwawe blizny Może się ziszczą w ielkie dni, — Latarnio morska Słowiańszczyzny,

W śnie o przyszłości w itaj m i!”

Jest to ta sama nuta, jaką spotykamy u M ickiew i­

cza: „Miasto Gdańsk! niegdyś nasze, będzie znowu n a­

sze”.

W spółczesna poezja polska oparła się o morze, a tym samym o Gdańsk, jak cała Polska. Każdy z n a ­ szych w spółczesnych poetów porusza m niej lub w ięcej m otyw y morskie.

Gdańsk w poezji polskiej był i jest zawsze polski.

9

(10)

NASZE TRADYCJE KOLONIALNE.

\am

lTliaroóŁau/óki,

odkrywca wysp

na Oceanie Indyjskim

Praw dziwym patriotycznym przedstawicielem n a­

szego pionierstwa m orsko-kolonialnego, był Adam M ie­

rosławski. Postać to całkiem u nas zapomniana. A n ie ­ słusznie. Przedstawia ona bowiem nieprzeciętne w arto­

ści. Życie Adama M ierosławskiego, to równocześnie go­

tow y scenariusz film ow y, pełen ciekawych przygód i interesujących zdarzeń.

Adam M ierosławski był rodzonym bratem L udw i­

ka, znanego bojownika rew olucyjnego, w sław ionego w naszych powstaniach 1846 i 1863 r. Po upadku p ow ­ stania listopadowego w yruszyli obaj na em igrację do Francji. B yli w tedy bardzo młodzi. Adam o rok m łod­

szy, m iał w tedy lat 16-cie. Jednakże już przeszedł chrzest ognia, jako ochotnik w w ojsku polskim. Za w a ­ leczność został naw et odznaczony srebrnym krzyżem.

W drugim dniu bitw y warszawskiej, ciężko ranny, cu ­ dem ocalał od śm ierci na szańcach Woli.

Przybywszy do Strasburga, dostał się tu młody, wym izerowany chłopiec w ręce dobrych ludzi, którzy w yrobili mu posadę kancelisty. A le Adam M ierosław ­ ski nie o takiej m arzył karierze. Odezwał się w nim pociąg do morza. Kierowała nim niew ątpliw ie żądza

przygód. A le też nie odstępowała go i m yśl o Polsce.

Wierząc w rychłe w yzw olenie ojczyzny, pragnął jej przynieść w ofierze plon swego żeglarskiego życia: __

lądy nieznane, odkryte przez siebie w tajemniczych, urocznych przestrzeniach mórz i oceanów. Pożegnaw ­ szy tedy w Strasburgu brata swego, Ludwika, od któ­

rego w y błagał m etrykę, aby sobie dodać rok w ięcej do swoich szesnastu lat, w yruszył do portu Nantes __ na podbój św iata .Niestety nikt tu z nim ani gadać nie Chciał. Przez trzy m iesiące, daremnie naprzykrzał się różnym kapitanom kupieckich statków. Ostatecznie, le ­ dwie go z łaski przyjęto na chłopca okrętowego.

Któż m ógł się spodziewać, że z chudego malca w y ­ rośnie po kilku latach tęgi, sław ny kapitan. I on sam doznał na w stępie samych rozczarowań. Już w pierw ­ szej podróży swojej, która go trafem odrazu na Ocean Indyjski powiodła, najadł się do syta ciężkiej biedy i bolesnych drwin, nie szczędzonych mu przez załogę. A - le w ytrw ał. W ytrwał przy żmudnej pracy w dusznej ładow ni handlow ego statku, gdzie trzeba było z szuflą w ręku przesypywać pieprz zielony, gdy tymczasem febra kosiła w koło niego najsilniejszych marynarzy.

W ytrwał i potem, jako ochotnik, w trwałej służbie na francuskich okrętach wojennych: „A lgeciras” i „Cour- rier de Bourbon”.

W dalekich podróżach zw iedził w ówczas M iero­

sław ski Zatokę Meksykańską i kolorowe lądy Afryki, a zaprawiając się w żeglarskiej służbie, z roku na rok, coraz w yżej awansował. M usiał też istotnie, jako m a­

rynarz, w ykazać nieprzeciętne zdolności, skoro już w 25 roku życia jeden z armatorów pow ierzył mu swój statek handlowy. Stało się to znów w regionach Ocea­

nu Indyjskiego, a m ianow icie na Wyspach Burbońskich, znanych dziś pod nazwą Reunion. W yspy te pozostały odtąd dla młodego kapitana głów nym punktem oparcia.

Stąd, w yruszał on na w ypraw y handlowe z tow a­

rem. Zdobył zaś wkrótce niem ałą sławę, wychodząc szczęśliwie z niejednej obławy, czynionej na jego sta­

tek przez m alajskich piratów.

Po pew nym czasie w rócił M ierosławski do Fran-

Fragment z 6000 w ysp Alandzkich, leżących u w ejścia do zatoki Botnickiej, które obecnie zostaną u fortyfi­

kowane przez Finlandię i Szwecję,

10

(11)

cji, ab y złożyć egzam in i uzyskać fo rm a ln y dyplom k a p ita n a dalekich podróży. O dtąd, n a w łasn ą ju ż rę k ę p o d ejm u je n a O ceanie In d y jsk im żeglarskie w y p raw y . T u ta j w reszcie w 1843 r., spełniły się jego n a jśm ie l­

sze m arzenia. Oto, w je d n e j z sw ych podróży, 28-letni k a p ita n M ierosław ski, dow odząc w ów czas w łasnym statk iem , n a tk n ą ł się nagle n a dw ie w yspy, n ie o zn a­

czone n a żad n ej m apie. P o p ro stu zapom niano o nich.

K iedyś, trzy la ta tem u, b y li n a tych w yspach H o len ­ drzy, ale nie u m ieli ustalić ich geograficznego położe­

nia. N ik t do nich o dtąd nie zaw ijał. Były bezpańskie, niczyje. N azw ano je kiedyś: S ain t P a u l i A m sterdam .

A dam M ierosław ski, ja k o k a p ita n fra n cu sk i, z a t­

k n ą ł n a nich sz ta n d a r F ra n cji, ale w yspy, ja k o tak ie, stały się jego w łasonścią. D opiero głośna w iadom ość o ty m o d kryciu i uw łaszczeniu, p oruszyła A nglików , u- w ażających się za w ładców całego O ceanu Indyjskiego.

Je d n ak ż e M ierosław ski an i m y ślał odstąpić sw ojej zdo­

byczy. O dezw ała się w n im w ów czas du m a P olaka.

G dy go n agabyw ano, odpow iedział dosłow nie:

„RAZ ZA TK N IĘTEG O NA TYCH W Y SPA CH SZTANDARU F R A N C JI, NIE ZW INĘ. JE Ż E L I ZAŚ K TOBĄDŹ SPRÓ B U JE UŻYĆ PR ZEC IW K O M NIE SIŁY, NA TENCZAS NA OBU W Y SPA CH W Y W IE ­ SZĘ P O L S K Ą FLA G Ę I POD N IĄ DAM SIĘ Z A ­ G RZEBA Ć”... Z w yciężyła stanow czość M iero sław sk ie­

go. W yspy zostały przy nim .

W m ia rę dalszych lat, coraz b ard z iej tę sk n ił M ie­

ro sław sk i za w iadom ościam i z P olski. M yśl o k ra ju , u - ciem iężonym w niew oli, nie d a w a ła m u spokoju. N ie­

cierpliw ie czekał n a w y b u ch now ego pow stania. Toteż gdy w 1846 r., podczas je d n e j z podróży n a szlaku a u ­ stralijsk im , w p ad ła m u w ręce ja k a ś zapóźniona gazeta, donosząca o polskim p o w sta n iu w P o zn ań sk im i K r a ­ kow skim , n a czele którego sta n ą ł w ted y jego b ra t, L u ­ dw ik, A dam M ierosław ski nie za w ah a ł się an i chw ili.

S przedał część w yspy S ain t P au l, aby pieniędzm i w e s­

przeć ru c h w olnościow y w ojczyźnie. S am też p o śp ie­

szył o drazu n a pole w alki.

P rz y b y ł je d n a k zapóźno. W m iędzyczasie, p o w sta ­ nie polskie zostało zdław ione przez przem oc zaborców . M im o to A dam M ierosław ski w ra z z sw oim b ra te m L udw ikiem , spotkaw szy się w P ary żu , p ostanow ili d a ­ lej w alczyć, ty m razem za niepodległość innych n a r o ­ dów E uropy, — w m yśl hasła: „Z a naszą i za w aszą w loność”.

H isto ria u p a m ię tn iła w y b itn y ich ud ział w w alk ach pow stańczych n a Sycylii, a n astęp n ie w B adenii. K ie ­ dy z kolei w ybuchło p o w stanie n a W ęgrzech, A dam M ierosław ski u p la n o w a ł śm iałą w y p ra w ę m o rsk ą z F ra n c ji do brzegów D alm acji, ab y dostarczyć o ch o tn i­

ków i b ro n i gen erało w i Bem ow i, b o h atero w i naszego p o w stan ia listopadow ego, k tó ry w ty m czasie, p rze w o ­ dził w ru c h u zb ro jn y m n a W ęgrzech. A le i p ow stanie n a W ęgrzech nie pow iodło się —- upadło.

M im o ty lu niepow odzeń, m yśl o w yzw oleniu o j­

czyzny nie odstępow ała A dam a M ierosław skiego. Z m y ­ ślą tą, pow róciw szy n a O cean In d y jsk i, zak u p ił on s ta ­ tek, k tó ry n az w ał sym bolicznie: — „M oja P o lsk a” . O d­

b y w ał n a tym s ta tk u dalek ie podróże po m orzach A u ­ stra lii i A rch ip elag u M alajskiego. N iestety, w 1850 r., przy niesien iu pom ocy ry b ak o m podczas burzy, p o s tra ­ d a ł i tę żyw ą ostoję sw ych p atrio ty cz n y ch ideałów .

K ról angielski Je rz y w raz z k rólow ą E lżbietą baw ili ostatnio z o ficjaln ą w izy tą w K anadzie.

W ro k potem , n a in n y m sta tk u , sp o tk a ła śm ierć m łodego k ap ita n a . W łaśnie w ted y sta te k jego m ija ł z a ­ chodnie brzegi w ysp St. P a u l i A m sterdam . P ew n e p o ­ szlaki w skazują, że został zabity przez załogę d la r a ­ b u n k u . Nie znaleziono bow iem w jego k aju cie p ie n ię ­ dzy, chociaż w ra c a ł w łaśnie z A u stra lii po sp rzed an iu tam bogatego tow arow ego ła d u n k u .

Z ta k ą ta je m n ic ą odszedł w toń O ceanu In d y js k ie ­ go zasłużony, a zarazem ro m antyczny b o h a te r naszych dziejów m orskich i kolonialnych. Z g in ął n am w n ie p a ­ m ięci, pozostała je d n a k po n im zasługa odk ry cia dw óch w ysp n a O ceanie In d y jsk im , gdzie b y ł m om ent, że w obliczu św ia ta m ia ł załopotać sz tan d a r Polski.

Z ginęła też, ja k legenda nazw a jego sta tk u : „M oja P o lsk a ”. A le w naszych dziejach k olonialnych trw a ona z n iem n iejszą dum ą, ja k sław n a G óra K ościuszki, nazw a najw yższego szczytu w A u stralii, odkrytego przez E d m u n d a Strzeleckiego, — ja k G óra K ra sz e w ­ skiego w K am eru n ie, n az w an a przez pierw szego b a d a ­ cza w n ę trz a K am e ru n u , S tefan a Rogozińskiego, — ja k fo rt M otylińskiego n a skrw aw io n y ch przez Ligę C udzo­

ziem ską progach S ah ary , — ja k w reszcie nazw y w ielu osad i m ia st w A m eryce P ółnocnej i P ołudniow ej, w k tó ry ch m yśl o Polsce w y ra ża pó dziś dzień dogłębną treść p atrio ty czn ą, św iadczącą z fak tó w historycznych o tra d y c ja c h n aszej idei m o rsk ie j i k o lonialnej.

JA N U SZ STĘPÓ W SK I.

l t

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nurek spuścił się w jezioro i wyniósł mszał, który leżał na ołtarzu, bo ksiądz chciał różaniec zaraz odprawiać po mszy św.. Pokazawszy im mszał, nurek

dział się od krajowców ku swej niemałej uciesze, że w wiosce wodza Jabandy znajduje się jeden strzelec se- negalski z wyprawy Crampela, który pojmany w ów

Widać już wyraźnie, że Przeprowadzono po ich powrocie do Gdańska Japonia stosuje hasło: Azja dla Azjatów, Sobie rezer- wśród nich aresztowania, jednak to musi

Jasnym więc jest, że w czasie wojny u- miejętność ratownictwa może nam się bardzo przydać. Trzeba zatem pomyśleć zawczasu o nabyciu pewnego zasobu wiedzy lub

byśmy skonstatować, że od chwili zakończenia wojny domowej w Hiszpanii, toczy się obecnie na świecie już tylko jedna wojna — chińsko-japońska. Zniknięcie

Wszystkim już wiadomo, jak się to odbyło, ale nie wszyscy jeszcze wierzą, że jest to naszą wyłączną zasługą, że premier Wielkiej Brytanii, Chamberlain,

Tym się tłumaczy, że tylko część Litwinów kłajpedzkich opowiedziała się za Gaigerlatem z Juodkrante na mierzei Kurońskiej, który wraz z Stiglorusem,

Człowiek kształci się więc przez całe życie. Takie już jest jego przeznaczenie. Jedni muszą wpierw doz­?. nać przykrych doświadczeń, dopóki nauczą się