• Nie Znaleziono Wyników

, półrocznie rs.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ", półrocznie rs. "

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 9. Warszawa, d. 27 lutego 18^8 r. Tom XVII.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA**.

W W arszaw ie: rocznie rs. 8

, kw artalnie rs.

2

Z p rze s y łk ą pocztow ą: rocznie rs,

1 0

, półrocznie rs.

5

Prenum erow ać można w Redakcyi „ W szechświata"

i w e wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

-A -djre© H F2ed.ałs:c3ri: 2 2 I r a ,ł2 : o '^ 7 's l^ ie -^ r z e d .m .I e ś c ie , IbTr S © .

Komitet Redakcyjny W szechświata stanow ią Panowie:

Deike K., D ickstein S., H oyer H., Jurkiew icz K ., K w ietniewski W l., K ram sztyk S., M orozewicz J., N a - tanson J „ Sztolcman J., Trzciński W. i W róblew ski W.

Stacya zoologiczna w Neapolu.

P rzed kilku miesiącami, z powodu dwudzie­

stopięcioletniego jubileuszu stacyi neapolitań- skiej, umiesz­

czony był we Wszechświecie krótki opis tej słynnej praco­

wni, oraz uro­

czystości, ja k ą ona święciła.

C ały świat n a ­ ukowy oraz p a­

nujący i p ro ­ tektorowie n a­

uki wzięli u - dział w tem międzynarodo- wem święcie, czcząc zasługi niezmordowa­

nego orędow­

nika , twórcy

i dyrektora stacyi, prof. Antoniego D ohm a.

B ędąc w tem szczęśliwem położeniu, źe w roku bieżącym pracowałem na stacyi nea- politańskiej i naocznie przyglądałem się urzą­

Stacya zoologiczna neapolitańska.

dzeniom tego znakomitego zakładu naukowe­

go, pozwolę sobie nieco szczegółowiej zapoznać czytelników W szechświata z tą instytucyą.

Czynię to tem chętniej, że w swoim czasie miałem też sposobność podzielić się z czytel­

nikami nasze­

go pisma w ra­

żeniami, któ­

rych doznałem w stacyach zo­

ologicznych w Roscoff i Con- carneau wBre- ta n ii,a następ­

nie w Tryeście.

Z e wszyst­

kich stacyj bio­

logicznych E u ­ ropy i innych części świata neapolitańskiej bezsprzecznie n a l e ż y się pierwszeństwo nietylko pod względem znakomitego urządzenia wewnętrz­

nego, ale i dorobku naukowego, którym

dzięki jej biologia poszczycić się może

w ostatniem dwudziestopięcioleciu.

(2)

N r 9'.

Niezwykle pięknem i pociągającem jest już samo położenie tutejszego zakładu, bo gdzież je st w E uropie cudniejszy zakątek nad zatokę neapolitańską?

Nie dziwię się, źe N eapol, znany pierwot- j nie w starożytności jako osada grecka—P a r-

j

tbenope (dziewicza—nazw a jednej z syren), a następnie dopiero N eapolis (nowe miasto), był wskutek czarującej przyrody ulubionem miejscem pobytu dla wykształconych rzy­

mian, którzy wiedli tu życie wesołe i pełne | roskoszy. T u znajdow ała się w starożytno­

ści słynna „Y illa P ausilypi”, darow ana cesa­

rzowi Augustowi przez V ediusza Polio, tu m ieściła się słynna willa L ueullusa, w której

j

um arł Tyberyusz, tu spędził W ergiliusz n a j­

piękniejsze dni swego życia, tu wreszcie—

w bardzo bliskiem sąsiedztwie— kwitły trzy słynne m iasta : H erculanum , P om peja i Sta- bie, zasypane 27 sierpnia 79 r. przez gw ał­

towny wybuch "Wezuwiusza, jakgdyby w celu przekazania ludzkości cudownych zabytków k ultury św iata starożytnego.

S tacya zoologiczna przedstaw ia okazały czworoboczny gm ach, estetycznie bielejący

j

na tle pięknego parku (villa nazionale), który

ciągnie się wzdłuż całej zatoki neapolitań-

j

skiej, oddzielonej od m orza przez szeroką aleję, ulubione miejsce spacerów i powozowe­

go korsa mieszkańców N eapolu. W yniosłe palmy, okazałe kaktusy, m irty, pom arańcze, cytryny, oleandry i piniole— wszystko to w zimie, w końcu grudnia, zielone, tworzy od strony m orza piękne tło, na którem biele­

je gm ach stacyi. P o nad parkiem wznosi się zewsząd am fiteatralnie przecudna panoram a m iasta, o jaskraw ych domach i willach, pię­

trzących się jedne ponad drugiem i i prześci­

gających się wzajemnie pod względem oka­

załości, wysokości i fantastyczności stylów.

Domy, zbudowane z tufu wulkanicznego i ce­

m entu puzzola, m ateryałów , znakomicie się nadających do bardzo mocnych, a lekkich i wysokich budowli, m ają ogólnie płaskie dachy, n a których piękne galeryjki i często­

kroć ogródki lub m ałe p arki, um ajone p rz e ­ śliczną zielenią, przedstaw iają niezwykle piękny widok. P o ra d rojem różne barwnych gmachów i ogrodów s trz e la ją ku niebu wzgó­

rz a Y om ero, Capodim onte i S an ta M aria del P ia n to . A gdy spojrzymy na morze, oko pad n ie na m odrą powierzchnię zatoki, na

siniejące zdała góry wysp Capri, Isc h ia i P rocida i na przecudne półkolisto otaczają­

ce zatokę wybrzeża, na których z lewej s tro ­ ny króluje dymiący szczyt W ezuwiusza, a z prawej wzgórza Posilippo, malowniczo się wynurzające z toni morskiej. D la n a tu ra - listy, umiejącego odczuwać piękno przyrody, widok zatoki, roztaczający się z okien stacyi,.

przedstawia urok nieopisany, osobliwie z chwi­

lą, gdy zaczyna się zachód słońca i gdy przepyszne barwy złocisto-purpurowe mie­

szają się z mocnym fioletem i sinemi odcie­

niami dali, tworząc kontrasty, jakich nigdzie nie widziałem nad brzegiem m orza.

Samo ju ż tedy położenie stacyi neapolitań- skiej czyni ją niezwykle sym patyczną dla przyrodnika, który z odległych krain do niej przybywa. A le jak że ponętną je st ona dla niego jak o pracow nia naukowa, przewyż­

szająca wszystkie inne stacye biologiczne i u łatw iająca w znakomity sposób badanie fauny i flory morskiej. Założona przed dwu­

dziestu pięciu laty z wielkim wysiłkiem i t r u ­ dem przez prof. Antoniego D obrną, głównie prywatnem i jego śro d k a m i'), s ta ła się w krót­

ce zakładem wszechświatowego znaczenia, na którego utrzym ywanie sk ład ają się teraz wszystkie niemal ucywilizowane k raje E u ro ­ py i innych części świata. In stytucy a tego rodzaju, co nadm orska stacy a naukowa, wy­

m aga środków bardzo znacznych, jeżeli m a odpowiadać godnie swemu zadaniu. D latego też pryw atne środki prof. D o h rn a okazały się wkrótce niewystarczającem i, a energiczny i dzielny ten mąż, oddany ca łą duszą sp ra­

wie, zaczął k o łatać do rządów, do akademij i innych instytucyj, żądając poparcia m ate- ryalnego dla swego zakładu. Rząd włoski, oraz m ag istrat m iasta N eapolu uważali z po­

czątku ideę D ohrna za najzupełniej chybioną i nie wierzyli w powodzenie jeg o przedsię-

* wzięcia. Nieugięty jed n ak ch arak ter D ohrna zdołał przełam ać te trudności i wkrótce

•) Jeden z uczonych, obecnych na pięknej

u roczystości dw udziestopięcioletniego jubileuszu

stacyi neapolitańskiej, zaznaczył, że d-r Dohrn

z m łodą swą m ałżonką (z urodzenia p olką, p o ­

chodzącą z Królestwa) pośw ięcili cały niem al

swój m ajątek na urządzenie sta c ji, a serca ich

radow ały się, gdy zam iast bogatej zastaw y stołów

swego pryw atnego m ieszkania, w idzieli oni stoły

pracowni, suto zastaw ione do u ezty naukowej.

(3)

N r 9.

W SZECHSW IAT

131 miasto N eapol zezwoliło na wystawienie

w p ark u miejskim („V illa nazionale”) bu­

dynku stacyi. Zaw arto układ, na mocy któ­

rego miasto udzieliło bezpłatnie g run tu pod budowę na przeciąg la t 30; później zaś prze­

dłużono ten term in do la t 90. N a pokrycie kosztów budowy i pierwsze nrządzenie D ohrn poświęcił własny m ajątek, wkrótce jednak ! rząd niemiecki ofiarował jeszcze na ten cel 80000 m arek, a towarzystwo naturalistów j angielskich 20000 m arek. Podobnie jak przy założeniu stacyi d-r Dohrn poniósł n aj­

większą ofiarę, tak też i później, gdy zakład wskutek pomocy różnych mocarstw znalazł 1 się w lepszem finansowem położeniu, mąż ten bezinteresownie pracował, zadawalniając się j tylko odsetkam i swego kapitału, do dziś dnia

j

nie amortyzowanego (d-r H . E . Ziegler : Die zool. S tat. zu Neapel; Velhagen u. K lasings

j

Monatschefte, rocznik X I , 1896/97, tom II).

N a wiosnę r. 1872 stacya została otworzona, a w następnym zaraz roku zaczęli się do niej zjeżdżać uczeni zagraniczni. W r. 1879 parlam ent niemiecki, na skutek petycyi prof.

Helm holtza, Virchowa i D u Bois Reymonda, postanowił wypłacać corocznie 30 000 m arek na utrzym anie stacyi zoologicznej w N eapo­

lu, a poselstwu niemieckiemu w Rzymie po­

wierzono od czasu do czasu sprawdzanie wy­

datków, ponoszonych w tym zakładzie na cele naukowe. W początku dziewiątego dzie­

sięciolecia sumę ową podwyższono, ta k źe obecnie stacya otrzym uje od rządu niemiec­

kiego 40000 m arek. Inne państw a rzeszy niemieckiej płacą 2000 m arek i m ają przeto prawo, podobnie ja k Prusy, wysyłania na stacyą uczonych, bezpłatnie korzystających z jej pracowni. P rusy m ają cztery wolne ] miejsca dla swoich obywateli (t. zw. miejsca do pracy, A rbeitsplatze); Baw arya, Saksonia, W irtem bergia, B aden, H essya i H a m b u rg —

j

każde po jednem miejscu. W krótce potem nawiązały podobne stosunki ze stacyą neapo-

j

lita ń s k ą : W łochy, A ustro-W ęgry, Rossya,

j

Belgia, H olandya, Szwajcarya, R um unia, B ułgarya, angielskie stowarzyszenie przyrod- | ników (B ritish Association), uniwersytety w Cam bridge i Oxford w Anglii, am erykań- I ski instytut Sm ithsona oraz uniw ersytet

j

w Columbii. Jedynie F ran c y a nie przystą-

j

piła do związku, zapewne dlatego, źe niemiec | stoi na czele zakładu; F ran cy a założyła kil- |

j

k a własnych mniejszych pracowni nadm or­

skich, w których francuscy oraz zagraniczni badacze zajm ują się fauną i Horą morską;

pracownie te nie dorównywają jedn ak neapo- litańskiej ani pod względem urządzenia, ani

! te ż —dorobku naukowego. Oprócz powyż­

szych, stałych dochodów, pracownia neapoli- tańska czerpie jeszcze fundusze z innych źró­

deł. Przedewszystkiem ma ona pewien do­

chód z op łat za zwiedzanie prześlicznie urzą*

dzonego akwaryum , które należy do najpięk­

niejszych i najbardziej widzenia godnych osobliwości Neapolu. N astępnie pracownia neapolitańska rozsyła corocznie setki i tysią­

ce zakonserwowanych zwierząt morskich do różnych instytucyj naukowych i muzeów; ni­

gdzie bowiem sztuka konserwowania tych zwierząt nie stoi tak wysoko ja k w Neapolu.

Meduzy, ukwi.iły, rurkopław y, grzebienice, st.ułbiopławy, liczne robaki, delikatne mię­

czaki i szkarłupnie, a także liczne bardzo ryby morskie włożone wprost do alkoholu kurczą się, tra c ą najzupełniej n atu ra ln ą po­

stać ciała oraz barwy przyrodzone i sta ją się całkiem niepodobne do okazów żywych, tak że uie d ają wcale pojęcia o naturalnym wy­

glądzie tych istot. N a stacyi zaś neapoli­

tańskiej sztukę konserwowania doprowadzo­

no tak wysoko, że zw ierzęta zachowują n a­

turalne postaci i barwy i nie dziw przeto, źe wszystkie zakłady naukowe i m uzea sprowa­

dzają z tej stacyi okazy zwierząt morskich do celów dydaktycznych i naukowych, co przynosi stacyi znaczne dosyć dochody.

W szystkie te dochody pokrywają jednak tylko czwartą część kosztów utrzym ania in- stytucyi i licznego personelu naturalistów , pomocników i posługaczy, zatrudnionych w zakładzie; bez powyższych subwencyj p ań ­ stwowych stacya nie mogłaby więc istnieć.

Stacya neapolitańska składa się z dwu obok siebie stojących, czworobocznych b u ­ dynków, połączonych wzajemnie trzem a ozdobnemi pomostami źelaznemi; jeden z tych budynków je st główny, d ru g i—dodatkowy, mniejszy dopiero przed kilku laty postawio­

ny. Cały p a rte r głównego budynku zajęty je st przez akw aryum , przeznaczone dla zwie­

dzającej publiczności; znajdujem y tu dwa­

dzieścia sześć wielkich basenów, opatrzonych od strony korytarzy szklanemi szybami, z gó­

ry oświetlonych i otrzymujących bezustannia

(4)

N r 9.

świeże zapasy wody i pow ietrza zapomocą specyalnej pompy, wprawianej w ruch przez maszynę parow ą. W basenach tych publicz­

ność może widzieć najciekawsze postaci zwie­

rz ą t i roślin, zam ieszkujących morze Ś ró d ­ ziemne i podziwiać fantastyczne kształty i przecudne, jaskraw e barw y wielu m ieszkań­

ców m orza, ja k gąbek, ukwiałów, meduz, rozgwiazd, licznych mięczaków, robaków i ryb. A kw aryum m a też znaczenie n auko­

we, tu bowiem m ożna czynić spostrzeżenia nad życiem i obyczajami zw ierząt morskich, a niejednokrotnie wyławia się też pewne zw ierzęta do celów anatom icznych. P a r te r budynku dodatkowego zajęty je s t przez poko­

je przeznaczone dla preparatorów . Codzien­

nie rybacy stacyi przyw ożą m atery ał złowio­

ny i tu taj to preparatorow ie g atu n k u ją ten m ateryał, przeznaczając część dla badaczy, zajm ujących się w danej chwili różnemi do­

ciekaniami naukowemi, część zaś konserw ują zapomocą rozm aitych metod, ta k aby zawsze był w pogotowiu m atery ał obfity, odpowied­

nio zachowany do celów muzealnych lub n a u ­ kowych. Głównym p re p a ra to re m stacyi je st d -r L o Bianco, z pochodzenia sycylijczyk, który praw ie jak o młody chłopak rozpoczął służbę swoję na stacyi neapolitańskiej, a przez długoletnią wprawę sta ł się znakomitym znawcą fauny m orskiej, niem al żywą ency- klopedyą w tym kierunku. W ielkiego wzro­

stu, o dużej głowie, oliwkowe-śniadej cerze i bujnym kruczym, czarnym zaroście—istny typ południowego włocha, d -r Lo Bianco je st człowiekiem niezm iernie sym patycznym i miłym w obejściu, a dla pracujących na stacyi zoologów je s tto nieoceniony pomocnik, gdyż wszelkie niem al postaci zw ierząt m or­

skich odrazu określa. Z kilkudziesięciu p ra ­ cujących jednocześnie na stacyi zoologów lub fizyologów, każdy zw raca się do niego z proś­

bą o dostarczenie odm iennego m ateryału do badań naukowych, a niekiedy kilka osób prosi o to samo. D -r L o Bianco o wszystkich pam ię­

ta , niekiedy po kilka razy dziennie osobiście odwiedza pracowników i wypytuje, czy m ate­

ry ału dosyć, proponuje często inne gatunki, jako m atery ał odpowiedniejszy, obfitszy i t. d.

Słowem, podziwiać należy znakomity d a r tego człowieka czynienia jednocześnie zadosyć ży­

czeniom tylu ludzi, oryentow ania się we wszyst- kiem i pam iętania o tylu n araz szczegółach.

G órne piętro (1-e piętro) budynku głów­

nego i dodatkowego przeznaczone je s t na pomieszczenie pracowni naukow ych, miano­

wicie zoologicznych. Znajdujem y tu jednę wielką salę wspólną oraz liczne oddzielne po­

koiki; w sali mieści się wielka ilość stołów przy oknach; tu może pracować kilkanaście osób, w każdym zaś z pokoików urządzone są miejsca do pracy dla pojedyńczych osób, lub dla kilku wspólnie pracujących naturalistów . Około pięćdziesięciu kilku przyrodników mo­

że jednocześnie wygodnie pracow ać na stacyi, a frekwencya przyjeżdżających tu badaczy w zrasta z roku n a rok. Gdy bowiem w pierw­

szych sześciu latach (1873—79) przyjeżdżało rocznie przecięciowo po dwadzieścia pięć osób, to w następnem dziesięcioleciu (1880—

1890) ilość wynosiła 40 osób roc?nie, a w ostatnich sześciu latach dochodziła do pięćdziesięciu rocznie. J a k są urządzone m iejsca do p rac zoologicznych, co badacze otrzym ują n a stacyi, o tem powiemy niżej, tera z zaś rozpatrzym y jeszcze w krótkości ogólne stosunki rozmieszczenia pracowni i in­

nych lokalności. Otóż na tem samem (1-em) piętrze, na którem znajdują się pracownie zoologiczne, mieszczą się również pokoje dla dyrekto ra stacyi, dla pomocnika tegoż oraz dla innych urzędników stacyjnych. W reszcie na temże piętrze głównego budynku znajduje się wielka, pięknie urządzona sala bibliotecz­

na, w której mieści się jeden z najbogatszych księgozbiorów treści biologicznej. W sali tej widzimy ponad szafami książek piękne freski na ścianach, namalowane bezinteresownie przez artystów H a n sa von M arees i Adolfa H ild ebrand a z przyjaźni dla dyrektora sta­

cyi; księgozbiór ten zawiera dzieła treści zoo­

logicznej, anatomicznej i embryologicznej, samych czasopism naukowych abonuje dwie­

ście pięćdziesiąt. W drugiej sali, umieszczo­

nej nad wyżej wymienioną, założono w o stat­

nich latach bogaty księgozbiór dzieł i czaso­

pism treści fizyologicznej i botanicznej.

W ielkie bogactwo księgozbioru stacyi nea­

politańskiej ułatw ia w nadzwyczajnym stop­

niu p racę przyjeżdżającym tam przyrodni­

kom i stanowi jednę z większych zalet tej słynnej pracowni naukowej.

Pierw sze piętro gmachu ma najwyższe po­

koje i wspaniałe weneckie okna; od tego pię­

tr a oddzielono w nowszych czasach jeszcze

(5)

N r 9. WSZECHSW1AT 133 jedno piętro—drugie, na którem mieści się

niedawno założony wyżej wspomniany oddział biblioteki, a nadto pracownie : fizyologiczna, fizyologiczno-chemiczna i botaniczna (dwie pierwsze w głównym budynku, ostatn ia—

w dodatkowym).

W e wszystkich pokojach i salach, przezna­

czonych do badań naukowych, ta k w oddzia­

le zoologicznym, ja k i w fizyologicznym oraz botanicznym, znajdują się większe i mniejsze, niejako podręczne, akw arya, do których bezustannie dopływa świeża woda, tak że każdy badacz, pracujący nad danemi zwie­

rzętam i lub roślinami, może je przez dłuższy czas trzym ać w żywym stanie w akw aryach swego pokoju, co stanowi nadzwyczajnie waż­

ne ułatwienie dla pracujących. Do wszyst­

kich tych akwaryów, znajdujących się w p o ­ kojach i salach obu zabudowań, wpędzana zostaje woda za pośrednictwem pomp, u sta­

wionych w piwnicach głównego budynku;

mianowicie woda przenika ruram i do owych akwaryów z wielkiego zbiornika, znajdują­

cego się w piwnicy, a bezpośrednio połączo­

nego ruram i z morzem; od czasu do czasu zbiornik napełnia się świeżą wodą morską.

Przypływ ająca woda porywa z sobą powie­

trze, ta k że do akwaryów przybywają usta­

wicznie świeże zapasy tlenu, niezbędnego dla życia ustrojów; zapomocą innego systemu ru r woda powraca znów z akwaryów do zbiornika i tak wciąż utrzym uje się w akw a­

ryach prąd wody. Pompy bywają wprawiane w ruch zapomocą dwu, w piwnicach również umieszczonych, maszyn parowych. Temiż pompami i maszynami uskutecznia się ruch wody w wielkich akwaryacb, przeznaczonych dla publiczności na parterze głównego bu ­ dynku.

W celu dostarczania pracującym na s ta ­ cyi świeżego wciąż m ateryału, zarząd utrzy­

m uje własnych rybaków, którzy codziennie w yjeżdżają na połów, lub wybierają się na odleglejsze wycieczki z należącymi do perso­

nelu stacyi rybakam i, w celu zakupowania na miejscu ciekawych i rzadszych zwierząt, złowionych przez rybaków prywatnych. Ci ostatni przynoszą też często do stacyi cie­

kawsze okazy i przyjeżdżają nierzadko w tym celu z odleglejszych okolic, np. z Capri, Sor­

rento, A m alfi i t. d., gdyż wiedzą, że zarząd stacyi chętnie zakupuje rzadkie okazy zło­

wionych zwierząt i dobrze za nie płaci.

W reszcie załoga stacyi urządza też często większe wycieczki na morze dla połowu zwie­

rz ą t pelagicznych, t. j. żyjących blisko p o ­ wierzchni wody, a także dla dragow.ania, czyli łowienia zwierząt, zamieszkujących g łę­

bie wodne, zapomocą dragi. W celu umoż­

liwienia tych wycieczek, od pierwszej już chwili założenia stacyi uczuwano potrzebę własnej fłutylli, zapomocą której załoga sta­

cyi mogłaby o każdej perze urządzać do rozm aitych miejscowości dalsze lub bliższe ekskursye. Założywszy stacya, prof. Dohrn zaczął się też starać o łodzie i o własny p a ­ rowiec stacyjny. Z początku zadawalniano się łodziami wiosłowemi i żaglowemi, ale w r. 1876 królewska A kadem ia nauk w B er­

linie ofiarowała stacyi wspaniały d a r w po­

staci m ałego parowca, który nazwano na cześć znakomitego biologa niemieckiego

„ Ja n M uller”. Parow iec ten, zbudowany w zakładach J a n a I. T hornycrofta w L on­

dynie, przybył szczęśliwie do Neapolu 26 m a­

ja 1877. O k ręt miał 14 m długości, 2,5 m szerokości i 1 m głębokości; był objętości 5 tonn, posiadał maszynę parową o sile dwu­

dziestu koni i odbywał drogę 7—9 węzłów n a godzinę. Mówimy tu o „Johannesie M ul­

lerz e” w czasie przeszłym, ponieważ parowiec ten został następnie (po siedmiu latach służ­

by) przerobiony i znacznie powiększony, co kosztowało aż 20 000 franków; m a on obec­

nie o 2 m większą długość na pokładzie i odbywać może 11 węzłów drogi na godzinę.

W krótce „ J a n M uller” otrzym ał młodszego towarzysza —otw artą barkę parową, która jest w stanie wykonywać 7— 8 węzłów na go­

dzinę i pozostawać w drodze dziesięć do dwu­

nastu godzin; jestto nadzwyczajnie użytecz­

ny stateczek przy wycieczkach i połowach, zwłaszcza przy dragowaniu. B ark a ta nosi miano „ F ra n k B alfou r”, ochrzczona ta k na cześć znakomitego, a przedwcześnie zm arłe­

go zoologa angielskiego, który bardzo żywo zajmow. ł się między innemi losem młodej stacyi neapolitańskiej. Oprócz powyższych dwu statków stacya posiada też jeszcze pew­

ną ilość łodzi żaglowych, a w taki sposób istnieje cała flotylla stacyjna, która stoi na kotwicy w porcie San Russo. N adto stacya posiada ap a rat, służący do nurkowania, za­

pomocą którego można oznaczać np. roz­

(6)

134 N r 9.

mieszczenie wodorostów na dnie morskiem;

dla celów zoologicznych m a on podrzędniej­

sze znaczenie ‘). Sam o przez się rozumie się, że wszelkie postaci sieci, drag i innych narządzi, niezbędnych przy połowie zwierząt i roślin morskich, znajdują, się w n ader wiel­

kiej obfitości i w znacznym doborze w sk ła­

dach tutejszej pracowni. U rządzona, ja k widzimy, na wielką skalę, stacya zatrudnia też znaczny poczet urzędników, oddanych wyłącznie na jej usługi. N a p rzó d —sam dy­

re k to r, prof. d -r A ntoni D ohrn, założyciel i główny kierownik stacyi, mąż rozległej b a r­

dzo wiedzy i znakom ity badacz. D alej spo­

tykam y tu jeszcze obecnie siedmiu zoologów i jednego fizyologa, jak o urzędników stacy j­

nych. Z zoologów wymienić należy pomoc­

nika dyrektora, prof. d-ra H ugona Eisiga, który niemal od chwili założenia instytucyi funkcyonuje tu ja k o urzędnik, a będąc prze­

łożonym laboratoryów zoologicznych z jak- największą gotowością udziela zawsze świa­

tłych swych ra d naukowych przyjeżdżającym tu zoologom. D rugim zoologiem je s t prof.

d-r P a u l M ayer, zasłużony badacz, wielki znawca techniki mikroskopowej, od la t dw u­

dziestu zatrudniony, jak o urzędnik na stacyi, red ak to r licznych publikacyj naukowych, wy­

dawanych przez stacyą neapolitańską, o k tó ­ rych niżej będzie mowa. Z innych zoologów, należących, że ta k powiemy, do sztabu sta- cyi, wymienimy : d ra W ilhelm a G iesbrechta, znakomitego znawcę skorupiaków, wspomnia­

nego wyżej d r a S alw atora Lo Bianco, dalej asystentów stacyjnych d -ra L ista, d-ra B,af- faelego oraz bibliotekarza d -ra Schoebla.

Pracow nią fizyologiczną k ieruje prof. d-r Schoenlein, który przeniósł się do N eapolu po opuszczeniu profesury fizyologii w S an tia­

go (Chile). Z personelu stacyi wymienić n a­

leży z k o le i: sek retarza i kasyera d -ra Lin- dena, a dalej : inżyniera, rysownika, dwu preparatorów , maszynistów, wielu rybaków i posługaczy, ta k że w ogólności cały sztab urzędników i służących, stale zatrudnionych n a stacyi, dochodzi do 40 osób.

(Dok. nast.).

P ro f. d-r J ó z e f N usbaum .

*) Prof. T aschenberg : D ie Z oologiscłie Sta- tio n zu N eapel in ihrer lieutigen G estallt. N atur.

1 6 9 6 .

0 teoryi roztworów koloidalnych.

G raham pierwszy wprowadził do nauki po­

jęcie krystaloidów i koloidów. Było to w ro­

ku 1862. B adając zachowanie się roztworów różnych ciał podczas dyfuzyi przez p rzeg ro­

dy porowate, zauważył on, źe jedne z nich, które przenikają względnie szybko przez pory różnych błon, zazwyczaj przechodząc z roz­

tworu do stanu stałego przyjm ują formę krystaliczną; nazwał je krystaloidam i. Inne zaś ciała, które bardzo wolno lub wcale nie dyfundują przez błony i przechodzą z ro z ­ tworu do stanu stałego w postaci bezkształt­

nej (amorficznej), ob jął mianem koloidów, typowym ich bowiem przedstawicielem jest klej (łac. colla). Do koloidów zaliczamy białko, gumę, żelatynę, krochm al, wogóle większość ciał, napotykanych w roślinach i organizm ach zwierzęcych, z ciał zaś nieor­

ganicznych : kwas krzemienny, tlennik żela­

za, tlenek glinu, tró jsiarek antym onu, rów- I nież niektóre pierw iastki, ja k siarkę, srebro i inne. Od czasów G raham a wiadomości nasze zarówno o roztw orach ciał krystaloi- dalnych, ja k i koloidalnych, znacznie się roz­

szerzyły, lecz tylko o roztw orach krystaloi­

dów pojęcia nasze są jasne, wyraźne i do­

kładne, co zawdzięczamy głównie epokowym badaniom van tfHoffa, który wykazał (1885), że krystaloidy w roztworze podlegają podob­

nym prawom, ja k gazy; pogląd ten następnie rozwinęli i ugruntow ali N ernst, Ostwald i inni. Co do roztworów koloidalnych nie posiadam y ta k jasnych poglądów, na zasad­

nicze bowiem pytanie w tej kwestyi, w jakim stanie znajd ują się ciała rozpuszczone, tru d ­ no dać zadaw alniającą odpowiedź, gdyż na to n i3 w ystarczają dzisiejsze wiadomości n a ­ sze chemiczne o wielkości cząsteczki ciał ko­

loidalnych. A kwestyą koloidów jest nie­

zmiernie ciekawa i bardzo ważna, ponieważ łączy się z nią kwestyą powstania ciał orga­

nicznych; rozwiązanie jej więc interesowało i interesuje zarówno fizyków i chemików, ja k i biologów.

G raham , pierwszy z badaczy ciał koloidal­

nych, uważał za możliwe, że cząsteczka lub skupienie cząsteczek koloidu tworzy się wsku­

tek ugrupowania razem pewnej liczby mniej-

(7)

N r 9. 135 szych cząsteczek krystaloidalnych. Zdanie

to podzieliło wielu późniejszych badaczów, j a k np. van Bemmelen, który badał specyal­

nie hydracyą koloidów, zwanych inaczej przez niego hydrogelami. N ageli, twórca znanej hypotezy o budowie ciał organizowanych, przypuszczał, źe ciała te sk ład ają się z m a­

łych, niedostrzeżonych nawet zapomocą mi­

kroskopu, cząsteczek, zwanych micellami, mających jakoby wielościenną czyli krysta­

liczną formę i w razie nawet jakiegokolwiek uszkodzenia zachowujących swe własności, ja k kryształ. Budowę m icelarną Nageli przedstaw ił schematycznie, jako skupienie wielu podłużnych sześciokątów, pomiędzy które przy pęcznieniu wsuwają się cząsteczki wody, dopóki nie nastąpi pewien stan równo­

wagi.

Je3tto próbka, jak zawiłem wydaje się b a­

daczom rozwiązanie problem atu tworów or­

ganicznych i wogóle ciał koloidalnych.

W ciągu ostatnich la t kilku różni uczeni podjęli nanowo kwestyą stanu m ateryi koloi­

dalnej w stanie rozpuszczenia. Między inny­

mi, F . K rafft, prof. uniw ersytetu heidelber- skiego, wraz ze swymi uczniami Sternem, W iglowem i Strutzem opracowywał to zada­

nie z punktu widzenia czysto chemicznego.

K rafft nie zadał sobie kwestyi tej zgóry do rozwiązania, lecz wynikła ona raczej z badań nad mydłami, które, ja k to poniżej zobaczy­

my, posiadają w pewnych w arunkach wszel­

kie cechy, właściwe ciałom koloidalnym. P o ­ budką zaś do badań nad mydłami było, zda­

je się, przeświadczenie, potwierdzone następ­

nie przez szereg doświadczeń, źe Rotondiego teorya działania mydła, jakkolwiek zyskują­

ca coraz więcej i więcej uznania w literaturze chemicznej i uważana za stanowczą w kwe­

styi mydeł, je st błędna, nie zgadza się bo­

wiem z faktam i, zaczerpniętemi z doświad­

czenia i wyprowadzona je st tylko na podsta­

wie mylnej analogii. Nim przeto streścimy właściwe poglądy K raffta w kwestyi roztw o­

rów koloidalnych, przedstawimy wprzód jego badania nad mydłami; z badań tych bowiem zaczerpnął m ateryał do swej teoryi roztwo­

rów koloidalnych i do rozjaśniania jej zapo­

mocą powstania ciał organizowanych z pun­

k tu widzenia czysto chemicznego.

Odkrywcą naukowym mydeł był Ohevreul, który po dziesięcioletnich badaniach wykazał

(1823 r.) w swych klasycznych „Recherches chimiąues sur les corps gras d’origine anima le ”, że oleje i tłuszcze są związkami kwasów tłuszczowych z pewnem organicznem, zawie- rającem tlen, ciałem, najczęściej z gliceryną, i że mydła sąto sole alkaliczne owych kw a­

sów tłuszczowych. W edłu g Chevreula, przy działaniu wielkiej ilości wody gorącej n a mydło , np. na stearynian sodu, wydziela się po oziębieniu sól kwaśna kwasu stearynowe­

go, C18H 350 2N a . C18H 3eOa , a w roztworze pozostaje wodan sodu i prawie niewidoczne ślady kwasu stearynowego. Podobnie odby­

wa się to zjawisko z palm itynianem sodu lub potasu i elaidynianem sodu. Izomeryczny z elaidynianem olej.au sodu, C 18H 330 2N a , odróżnia się od odpowiednich soli innych kwasów tłuszczowych swą względnie większą rozpuszczalnością w wodzie; ta cecha jego posłużyła Chevreulowi do oddzielania p ły n ­ nego kwasu olejowego od stałych kwasów tłuszczowych. W ed ług Ohevreula więc woda działa na mydła w taki sposób, że odszczepia wodan alkaliczny.

W brew tem u twierdzeniu, niedawno temu (1883 r.) Rotondi wypowiedział pogląd, że przy działaniu zarówno zimnej ja k i gorącej wody na mydła, OJEŁm-^MOj, rozkładają się one n a łatwo rozpuszczalne sole zasado­

we, CaH2n_ ,M 0 2 . OM H , i n a trudno roz­

puszczalne nawet we wrącej wodzie sole kwaśne, C„H2Il_ M 0 2 . 0 nH 2n0 2 ; a więc, we­

dług Rotondiego, obok procesu odszczepiają- cego zasadę (powstanie kwaśnych soli) ma miejsce równocześnie proces przyłączający zasadę (powstanie soli zasadowych) P oglą­

dowi temu można odrazu dużo zarzucić, gdyż podstawą jego je s t założenie, jakoby istniały „sole zasadowe alkalij”, a więc opie­

ra się na niedopuszczalnej analogii z solami zasadowemi, np. wapna lub tlenku ołowiu, t. j. zasad wielokwasowych. Rotondi na po­

parcie swego poglądu poddawał dyalizie roz­

twór oczyszczonego m ydła marsylijskiego w obecności wody, przyczem naturalnie kwaśne mydło pozostało nierozpuszczalnem.

W osadzie, ja k również w dyalizowanej sil-

| nie alkalicznej części, którą wysuszył p o ­ przednio na kąpieli wodnej, określał zawar-

| tość sodu i wyciągnął już bezpośrednio z te ­ go swe wnioski. W danym przypadku Ro-

! tondi, nieznając widocznie klasycznych prac

(8)

Clievreu]a, nie uwzględnił znanego faktu, że m ydła użytkowe bez w yjątku są m ieszanina­

mi dwu lub więcej kwasów tłuszczowych i że w przypadku obojętnego naw et m ydła m ar- sylijskiego do roztw oru p rzeszła obok wol­

nego ługu i sól olejowa, k tó rą on właśnie przyjął za zasadową sól alkaliczną kwasu tłuszczowego. N astępnie Rotondi twierdzi jeszcze, że „przy rozkładzie m ydeł obojęt­

nych zapomocą wody nie staje się wolnym ani wodan alkaliczny, ani węglan alkaliczny, 0 czem można się przekonać, gdy mydło za­

sadowe strącim y solą kuchenną i płyn po odfiltrowaniu osadu zanalizujem y”. Tw ier­

dzenie to K rafft obala następuj ącem do­

świadczeniem : do m asy żelatynowej, otrzy­

manej z 2,01 g wolnego kwasu olejowego, 20,25 cc norm alnego ługu sodowego i nieco wody, dodano m iałko sproszkowanego, che­

micznie czystego chlorku sodu; mydło wy­

dzielone zebrało się ponad roztw orem wod­

nym w postaci stałych, łatw o się filtrujących płatków. P o odfiltrowaniu i wymyciu ro z ­ tworem soli kuchennej wszystkie filtraty zu­

żyły do neutralizacyi 13,1 cc kwasu norm al­

nego. O dciągając ilość tę od 20,25 cc, oka­

zuje się, źe w strąconym przez sól kuchenną z silnie alkalicznego roztw oru olejanie sodu pozostało 7,15 cc ługu norm alnego. A po­

nieważ 2,01 g kw. olejowego zużywa dla zobojętnienia 7,03 cc ługu norm alnego, więc strąc iła się tylko sól neutralna; a w filtratach nie można było wykryć kwasu olejowego.

In n e doświadczenie wykazało, że kwas olejo­

wy można dokładnie mianować zapomocą ługu norm alnego w obecnośii rozcieńczonego roztw oru soli kuchennej, co również przem a­

wia przeciw tw orzeniu się w roztw orze chlor­

ku sodu soli zasadowej kw. olejowego. Ja k o szczególniej ważną należy podkreślić jeszcze tę okoliczność, że we wszelkich filtratach alkalicznych, po oddzieleniu m ydeł kwaś­

nych, dodanie kwasów m ineralnych nie wy­

woływało ani osadu, ani naw et zm ętnienia wolnego kwasu, co jed n ak powinnoby mieć miejsce, gdyby m ydła rzeczywiście ro z k ła ­ dały się na nierozpuszczalne sole kwaśne 1 n a łatw o rozpuszczalne sole zasadowe.

W reszcie należy jeszcze wspomnieć, że przy rozkładzie, np. palm itynianu sodu za­

pomocą 900 cz. wody nie pozostają w roztwo­

rz e żadne widoczne ślady kw. palmitynowego,

o czem się przekonano zapomocą mozolnych doświadczeń ilościowych; to powinnoby jednak mieć miejsce, gdyby palm itynian obok nie­

rozpuszczalnej kwaśnej tworzył też łatw o rozpuszczalną sól zasadową. Słowem, nie znamy żadnego faktu, przem awiającego na korzyść istnienia zasadowych soli alkalicz­

nych kwasów tłuszczowych wogóle, ani kwasu olejowego w szczególności.

Ciekawe są rezu ltaty badań nad mydłami pod względem fizyezno-chemicznym. Z do­

świadczeń, przeprowadzonych z 1%-owemi roztworami soli sodowych różnych kwasów tłuszczowych w celu ścisłego określenia, w j a ­ kiej tem peraturze następuje wydzielanie się tych soli, okazuje się, że tem peratury krysta- lizacyi mydeł sodowych z ich rozcieńczonych roztworów wodnych w wybitnie prawidłowy sposób są zależne od punktu topliwości kwa­

sów wolnych, a mianowicie „leżą poniżej punktu topliwości kwasu wolnego i różnica obu tem peratur w zrasta z obniżaniem się szeregu homologicznego”, jak tego dowodzi następująca tabliczka :

l% - ° w y roztw ór soli sodowej kwasów:

Temperatura

wydzielenia 60° 45° 31,5° 11° 35° 0°

Punkt topli­

wości kwasu 69,2° 62° 54,5° 43,6° 51° 14°

Różnica. . . . 9,2° 17° 23° 32,6° 16° 14°

T em p eratu ra 0° przy olejanie sodu nie wy­

starcza całkowicie na szybkie wydzielenie, ale wyrównywa się przez czas, t. j. długo trw ające oziębienie. Poszukiwań dalej w kie­

runku dolnym szeregu homologicznego nie można było przeprowadzić, gdyż ju ż dla ka- prynianu sodu tem p eratu ra wydzielenia się z roztworu wodnego oblicza się na —10°, t. j.

poniżej punktu zam arzania. N ależy n ad­

mienić, źe we wszystkich doświadczeniach powyższych szczególną uwagę zwrócono na wykluczenie dwutlenku węgla, który działa n a m ydła neutralne, odciągając im wodan alkaliczny.

Szczególniej ważnemi dla teoryi roztw o­

rów koloidalnych są badania nad określeniem

(9)

N r 9. WSZECHŚWIAT 137 wielkości cząsteczki mydeł w roztworze wod­

nym. Było rzeczą oddawna znaną, że sole kwasów tłuszczowych rozkładają się zapo­

mocą wody : nietylko octan tlenniku żelaza w rozcieńczonym roztworze wodnym ulega rozkładowi przy gotowaniu, lecz nawet wod­

ny roztw ór octanu potasu przy odparowywa­

niu oddaje stale kwas octowy i reaguje alk a­

licznie, a badania ściślejsze wskazują, w j a ­ kim stopniu uległ on przy tem rozkładowi.

Chodziło więc o to, aby i rozkład mydeł, j e ­ żeli to możliwe, określić w podobny sposób liczbowo. Ponieważ m etoda zam arzania dla oznaczenia ciężaru cząsteczkowego przynaj­

mniej dla m ydeł sodowych jest zgóry wyklu­

czoną, substancye te bowiem przy 0° wydzie­

lają się z wodnego roztworu, zastosowano metodę wrzenia, k tóra nie zawiodła wpraw­

dzie, ale odpowiedź wypadła inaczej, niż a priori można było przypuszczać. Chcąc jednocześnie zbadać wpływ homologii, doko­

nano określeń ciężarów cząsteczkowych soli sodowych kwasów : octowego, propionowego, kapronowego, nonylowego, laurynowego, pal­

mitynowego, stearynowego i olejowego. Uży­

to a p a ra tu Beckmana. P rzy octanie i pro- pionianie sodu znaleziono, źe zarówno w roz­

cieńczonych, jak i w stężonych roztw orach ulegają one hydrolitycznemu rozkładowi, t. j.

rozszczepieniu na zasadę i kwas wsku­

tek przyłączenia części składowych wo­

dy. W roztworach stężonych kapronianu sodu widoczna jest tendencya wykazywania większych liczb niż wymaga obliczony ciężar cząsteczkowy; przy oziębieniu roztwór kon­

centrowany zastyga pod postacią żelatyny.

Przy laurynianie sodu rzuca się już wyraźnie w oczy wzrastanie pozornych (t. j. obliczo­

nych w zwykły sposób ze znalezionego pod­

wyższenia tem peratury) ciężarów cząsteczko- ( wych ponad wartość norm alną. Powyższe spostrzeżenia więc wykazują w każdym r a ­ zie, że zachowanie się soli sodowych kwasów tłuszczowych w m iarę coraz wyższego ich miejsca w szeregu homologicznym zmienia się stopniowo całkiem wyraźnie, o ile porów­

nywamy stan m olekularny soli tych we wrą- cym roztw orze wodnym.

N a szczególniejszą uwagę zasługuje zba­

danie właściwych mydeł sodowych : palmity- nianu, stearynianu i olejanu sodu, gdyż wy­

kazuje ono, że ciała te w roztworze wod­

nym, mianowicie stężonym zachowują się zupełnie, ja k koloidy. Oto przykład. Po rozpuszczeniu 16,3478 cz. palm itynianu so­

du w 100 cz. wody wrącej zauważono po pewnym czasie podwyższenie tem peratury o 0,080°. W prow adzając następnie więcej krystalicznego palmitynianu sodu (tak źe 25,7224 cz. palmitynianu przypadło na 100 cz. wody) w formie pastylek cylindrycz­

nych zauważono następujące zjawisko : p a­

stylki przechodzą naprzód w słabo prześwie­

cające laseczki żelatynowe, które następnie powoli się rozpuszczają; w jakie 15 minut po wprowadzeniu ostatniej porcyi soli tem pera­

tu ra w zrasta tylko o 0,053°; tu nie było jeszcze wszystko rozpuszczone, powoli jed ­ nak i to nastąpiło, lecz wrzenie, o ile dotyczy wydzielania pęcherzyków pary, było niezu­

pełne, a skrócony term om etr normalny opadł powoli dokładnie do swego pierwotnego sta­

nu, aby po umyślnem naw et oziębieniu na- powrót się tu zatrzym ać za następnem ogrza­

niem. Prężność pary takiego wrącego roz­

tworu palm itynianu sodu jest więc dokładnie równa prężności wody w nim zaw artej.

Najdokładniej to samo zauważono przy roztworze stearynianu sodu. Jeszcze wy­

raźniej i szybciej można podobne zjawisko obserwować na olejanie sodu, jako łatwiej w wodzie rozpuszczalnym produkcie. Ż e jednak nie z w rącą wodą jedynie ma się do czynienia, lecz że w niej się znajdują jeszcze względnie bardzo duże skupienia m olekular­

ne, dowodzi samo przyglądanie się doświad­

czeniu; pęcherzyki p ary nie przewyższają wielkością główki szpilki i powiększanie się ich jest oczywiście utrudnione podczas wzno­

szenia się. W iele z nich nie dosięga wogóle powierzchni wrącego płynu, lecz znika r a p ­ townie. Podczas oziębiania roztwór olejanu sodu zastyga jako elastyczna żelatyna.

Rozpuszczalność w wodzie bez zwiększania prężności jej pary je s t jednak własnością, k tó ra przyłącza m ydła do wielkiej i ważnej klasy cial, do koloidów. P u n k t wrzenia wo­

dy pod wpływem tych ostatnich nie podnosi się wcale lub minimalnie. Przed jak i po wprowadzeniu, np. 4 g żelatyny do 30 g w rą­

cej wody term om etr pogrążony wykazuje

stale tę samę tem peraturę; roztwór jeszcze

silniej pieni się przytem niż mydło. 3 g

mączki, wprowadzone do 30 g wody wrącej,

(10)

138

powodują też bardzo silne pienienie się, ale | nie wywołują żadnego podwyższenia tempe- 1

ra tu ry . Podobnie zachow ują się kupne p ró ­ by kleju i gumy; tem p eratu ra wrzenia ich 2 0 % rostworów podnosi się tylko o kilka setnych części stopnia. Zdolność wydziela­

nia się m ydeł z rozcieńczonych roztworów przy odpowiednich w arunkach, jak o to : w sku­

tek dostatecznego oziębienia lub wysolenia i żelatynowe zastyganie ich bardzo stężonych roztworów, naw et ju ź przy wyższej tem pera­

turze, staw ia je też w jednym szeregu z ko­

loidami.

Ze względu na to, że m ydła rozpuszczone w alkoholu posiadają reak cyą obojętną, a więc nie rozkładają się zapomocą tego ro z­

puszczalnika, ja k zapomocą wody, ciekawem było dokonanie porównawczej próby wrzenia roztw oru alkoholowego olejanu sodu, który z powodu większej swej rozpuszczalności wię­

cej się do tego nadaje, niż palm itynian lub stearynian. Doświadczenie wykazało, że olejan sodu w stężonym roztw orze alkoholo­

wym u tracił ch a ra k te r prawdziwego koloidu, dało się bowiem zauważyć znaczne podwyż­

szenie tem p eratu ry wrzenia. Liczby otrzy­

m ane przem aw iają najprędzej na korzyść cząsteczek podwójnych, czego nie należy uważać za nieprawdopodobne wobec tego, że znamy obok soli obojętnych kwasów tłu sz­

czowych jeszcze sole kwaśne, ja k np. dwu- octan potasu, C2H 30 2K . C2H 40 2 , dwustea- rynian sodu, dwuolejan sodu i t. p. P rzez badanie olejanu sodu w roztw orze alkalicz­

nym, zgodnie z faktam i znanemi, rozstrzyg­

nięto, że woda, przynajm niej przy zwykłem ciśnieniu, je s t również konieczną do utwo­

rzenia koloidalnych roztworów mydlanych, ja k i mydło samo.

(D ok. nast.).

J a n Bielecki.

0 siłach, działających na odległość.

(Dokończenie).

Mówiliśmy ju ż poprzednio, źe pod wzglę­

dem czysto form alnym —dla uzyskania jed n o ­ litego poglądu n a c a ło k sz tałt zjaw isk— moż­

na obrać drogę zupełnie odwrotną, t. j. spro­

wadzać wszystkie działania ostatecznie do działań na odległość. P róby takie czyniono licznie, zwłaszcza dla objaśnienia i ujęcia zjawisk elastycznych, optycznych i włosko- watych. Pracow ali w tym kierunku Poisson, Cauchy, Laplace, Gauss i inni. Z ach ętą do pracy były świetne wyniki, które newtonow­

skie prawo ciążenia dało w mechanice nie­

bieskiej. Próbowano więc schomatyzm new­

tonowski zastosować i do innych działów fizyki. Doświadczenie jed nak nie sprawdzi­

ło pokładanych n ad z ie i: w optyce znane są

j

trudne i uciążliwe rachunki Oauchy i N eum a­

na, którzy starali się z założenia działań na odległość wyprowadzić własności ciał k ry sta­

licznych; w teoryi zaś sprężystości przyj ąw- szy działanie z odległości, otrzym ujem y wy­

niki, w prost sprzeczne z doświadczeniem.

Trudności w obu tych działach fizyki znika­

ją , jeżeli przyjmiemy w nich działania przez uderzenie.

Ciążenie powszechne. W chwili obecnej prawie powszechnie przyjętem je st rozpatry­

wanie zjawisk elektro-magnetycznych jako działania przez uderzenie. Teorya elektrycz­

na M axwella znalazła świetne i ostateczne potwierdzenie w doświadczeniach H ertza, które wykazały, że działania elektrodyna­

miczne rozchodzą się z szybkością skończoną.

Gdyby więc udało się wykryć szybkość roz­

chodzenia ciążenia powszechnego, należałoby uważać je również za działanie przez ude­

rzenie. H ypotezy ciążenia powszechnego, które teraz czynią tylko zadość naszej w raż­

liwości filozoficznej, musiałyby wtedy zaspo­

koić konieczność naukową. Ażeby wykryć szybkość ciążenia powszechnego, należy wogó­

le badać przypadki, w których natężenie cią­

żenia ulega zmianie z biegiem czasu. Ze zaś m asa ciała zawsze je s t niezmienna, mo­

żemy rozważać tylko przypadki szybkiego ruchu ciał. Rzeczywiście, próbowano z r u ­ chów ciał niebieskich wyprowadzać wnioski o szybkości ciążenia; zwłaszcza zastanawiano się nad wpływem tej szybkości na zmiany wiekowe, gdyż tylko tam wpływ ten wkracza w granice obserwacyi. Pierwszy L aplace wy­

rachow ał z ruchów księżyca, że szybkość

ciążenia je st przynajm niej 10 milionów razy

większa od szybkości światła. Do tych r a ­

chunków L aplacea nie należy jed nak przy-

(11)

N r 9. WSZECHSWIAT 139 wiązywać zbytniej wagi, gdyż m atematyczne i

traktow anie ruchów księżyca zbyt wiele przedstaw ia trudności. W edług Oppolzera | do ścisłych badań nad prawem Newtona da­

leko lepiej nadają się zaburzenia w ruchu planet. Z aburzeń w ruchu M erkurego, ko­

m et Enkego i Winneckego nie można wyjaś­

nić, wychodząc z ciążenia powszechnego, roz­

chodzącego się natychmiastowo. W edług L e Y erriera przyczyną zboczeń M erkurego m a być drobna planeta, najbliższa słońca.

T a hypotetyczna, dotąd nieobserwowana ni­

gdy planeta, nie wystarcza jednak dla wy- ! jaśnienia zaburzeń kom ety Enckego. D la

j

usunięcia tych trudności Oppolzer przypusz­

cza, źe masy perturbujące wielce rozdrob- ' nione rozsiane są w całej przestrzeni świata.

Zjaw iska gwiazd spadających, św iatła zodya- kalnego czynią przypuszczenie to prawdopo- dobnem. Istnienie zaś takich mas wyjaśnia główne spostrzegane anomalie zgodnie ze zwykłą postacią praw a Newtona. Oppolzer zw raca jeszcze uwagę na jeden wzgląd b ar­

dzo ważny przy rozważaniu zmian wieko­

wych : nie mam y mianowicie pewności, źe nasza m iara czasu zawsze zostaje niezmien­

ną. K urczenie się ziemi np. mogło długość dnia zmniejszyć. J a k niepewne są w tym kierunku wnioski z obserwacyj astronom icz­

nych, możemy sądzić choćby stąd, że Hep- p erberger zapomocą rachunków podobnych do tych, które prow adził Laplace, znalazł, że szybkość ciążenia je st tylko 500 razy więk­

sza od szybkości światła. Oppenheim znów z ruchów orbity ziemskiej znajduje liczbę 12 milionów. Szybkość ciążenia powszech­

nego ostatecznie ani wykazać z pewnością, ani zmierzyć się nie dała.

D la wytłumaczenia zaburzeń w biegu pla­

net próbowano znów z drugiej strony zmienić m atem atyczny k ształt praw a Newtona. Aby objaśnić ruch punktu przysłonecznego plane­

ty M erkury, H a ll zaproponował, aby przy­

jąć, że masy przyciągają się odwrotnie pro- porcyonalnie nie do kw adratu z odległości, lecz do innej potęgi, zbliżonej do liczby 2.

P o tę g a 2,00000016 dostatecznie tłumaczy wszystkie zjawiska biegu M erkurego. See- łiger proponował znów, aby do wzoru siły według Newtona ^ F = m wprowadzić jeszcze jedeD czynnik, ta k i wzór te n miałby

k s z t a ł t : F = m ' . e~ ^r . Oczywiście, źe dla X = 0, wzór ten staje się identycznym ze wzorem Newtona. D ając X wartość 0,000 00038 otrzymamy zgodne z doświad­

czeniem ruchy punktu przysłonecznego Mer-

| kurego, lecz z tą sam ą liczbą otrzym ujem y

| dla M arsa ruchy daleko większe, niż te, któ • I re rzeczywiście dostrzegam y. Seeliger wnios-

j

kuje stąd, że przyczyna zboczeń M erkurego

J

leży nie w tem, że prawo Newtona m a tylko wartość przybliżoną i że wogóle nasz układ planetarny je s t ciasny, że dlań prawo New­

tona w zwykłej postaci zupełnie wystarcza.

Próby objaśnienia ciążenia powszechnego.

Pomimo, że niema w chwili obecnej doświad­

czeń, któreby zmuszały nas sprowadzić cią­

żenie do działań przez uderzenie, próby t a ­ kie czyniono oddawna. Chodziło tu o wy­

tworzenie takich obrazów mechanicznych, któreby pozbawiły ciążenie powszechne tej tajemniczości, ja k ą po dziś dzień dla umysłu naszego zachowuje. Jed n e teorye ciążenia sta ra ją się objaśnić je przez połączenia ciś­

nieniowe—a więc przez ciśnienie środowiska, w którem m aterya ważka jest zaw artą —inne znów przez połączenie uderzeniowe. P ierw ­ szy z tych dwu kierunków daleko mniejsze wykazuje rezultaty. Riem ann, a za jego przykładem Heim i Jarkow ski wytworzyli hypotezę, wedle której eter bezustannie p rz e­

pływać m iał przez cząsteczki m ateryi waż­

kiej i różnica w szybkości wpływu i wypływu eteru sprawia, źe cząstki ważkie pozornie się przyciągają. Systematyczne, ścisłe przep ro ­ wadzenie podobnych hypotez we wszystkich szczegółach trafia jednak na olbrzymie tr u d ­ ności, których nie usunęły i następne prace Stokesa, Pearsona, Rieckego, Y oigta i in ­ nych. Podstaw ą wszystkich teoryj ciążenia, opartych na połączeniu uderzeniowem, jest bypoteza L e Sagea (w r. 1782). W edług tej hypotezy cząsteczki eteru, nadbiegające z nieskończoności we wszystkich kierunkach, uderzają o ciało t. zw. ważkie i ze zmniejszo­

ną nieco szybkością odbywają dalszą swą drogę. Absolutnie izolowane jedno pojedyń- cze ciało m ateryalne pozostałoby w spoczyn­

ku, bo wyniki uderzeń jednakowych ze wszystkich stron wzajem by się zniosły. Dwa jednak ciała A i B będą ku sobie popycha­

ne, gdyż jedno ciało zasłania drugie z tej

i

(12)

140 N r 9.

strony, gdzie samo się znajduje. Łatw o można dowieść, że to działanie ochronne, a więc i pozorne przyciąganie między A i B odwrotnie proporcyonalnem je s t do ich od siebie odległości. W ięcej trudności spraw ia proporcyonalność siły do m as A i B : ude­

rzenia bowiem d a ją efekt proporcyonalny do powierzchni ciał. A by otrzym ać proporcyo­

nalność między siłą i m asą, przypuszczamy, że ciała ważkie są dla cząstek eteru nieskoń­

czenie porow ate, gdy ciała ważkie składać się m ają z drobnych m olekuł lub atomów, stosunkowo znacznie od siebie odległych.

A by zrozumieć spójność m ateryi ważkiej, możemy sobie wyobrazić, że te m olekuły są złączone ze sobą cienkiemi pręcikam i. Ma- tery a więc, według tej hypotezy, zbudowana ma być na podobieństwo sita. W takim r a ­ zie daleko więcej cząstek eteru przechodzi przez m ateryą, niż o nią uderza. R ezultat uderzeń je s t n atu ra ln ie zawsze proporcyo­

nalny do porażanej pow ierzchni: należy te ­ raz rozróżniać jed n ak między powierzchnią pozorną, a powierzchnią rz ecz y w istą: ta ostatnia proporcyonalna znów je s t do liczby atomów, t. j. do pewnej stałej własności ma­

teryi, niezależnej zupełnie od powierzchni po­

zornej.

W edług L a S agea cząsteczki eteru, które przeszły przez m atery ą ważką, ponosić m u­

szą pewną stra tę swej energii. S tąd wyni­

kałoby, że energia wszechświata stale się zmniejsza, ciążenie powszechne kiedyś więc skończyćby się musiało. A by więc hypotezę Le Sagea pogodzić z zasadą zachowania energii, W . Thom son przypuszcza, źe przy uderzeniach eteru en erg ia kinetyczna się zmniejsza, ale przem ienia się wtedy na ener­

gią obrotową tych atomów. Rysunek zaś w tej stracie energii eteru chce widzieć źród­

ło ciepła ciał niebieskich. J a k bądź jednak, ten eter, wywołujący ciążenie powszechne, m usiałby być zupełnie odmiennym od eteru świetlnego : szybkość atomów e te ru m usia­

łaby znacznie być większą od 5,10 19 cm na sekundę; w przeciwnym razie planety w bie­

gu swoim odczuwałyby opór, a tego, ja k wiadomo, nie dostrzegam y.

T eorya L e S ag ea—ja k widzieliśmy—aby wytworzyć pojęcie masy, przypisuje m ateryi ważkiej budowę porow atą. W takim razie jednak, według słusznej uwagi Jarolim ecka,

zniknie proporcyonalność przyciągania do kw adratu odległości. K ażdy atom ciała A będzie zasłaniał atom ciała B tylko od takiej:

cząsteczki eteru, k tó ra właśnie nadbiega w kierunku linii, łączącej te dwa atomy.

Czynność ochronna obu ciał A i B nie będzie więc w związku z ich wzajemną odległością.

Jarolim eck modyfikuje więc hypotezę L a S a ­ gea i s ta ra się wyprowadzić prawa Newtona stąd, że długość drogi atomów eteru je s t różna : jeżeli dwa ciała są w odległości pew­

nej r, to działać mogą na nie tylko takie atom y eteru, których droga wolnego biegu większa je s t od r. Jarolim eck wyprowadza, że jeżeli odległość w zrasta 2, 3, 4 razy, to liczba atomów działać mogących zmniejsza się 4, 9, 16 razy. Wszystkie te i inne, wię­

cej jeszcze skomplikowane hypotezy nie od­

tw arzają jed n ak dokładnie i bez zarzutu ciążenia powszechnego. W szystkie teorye ciążenia kinetyczne nie mogą np. wyjaśnić, w jak i sposób przyciąganie między dwuma ciałami A i B nie zmienia się, jeżeli między nie wprowadzimy trzecie jeszcze ciało. O b­

serwacye, czynione nad zaćmieniem księżyca, uczą jednak, że tak jest w rzeczy samej.

Widzimy więc, że prób, aby ciążenie po­

wszechne wytłumaczyć obrazam i rnecbanicz- nemi, za szczęśliwe zupełnie uważać nie moż­

na. Prow adzą one do wyobrażeń ogromnie zawikłanych i są nieraz w sprzeczności z wy­

nikami doświadczenia. W edług teoryj k i­

netycznych u kład atomów w m ateryi waż­

kiej m usiałby wpływać na ciężar tej m ate­

ryi : doświadczenia L andolta, Mackenziego i K reichg auera nad prawem „zachowania m ateryi” nie potwierdziły jednak tego wnios­

ku. Przeciw wszystkim teoryom kinetycz­

nym przemawia i to wreszcie, że eter ciąże­

nia w żadnym razie nie je st identyrzny z ete­

rem św ietlnym : sprowadzić więc ciążenie powszechne do działań przez uderzenie nie znaczy jeszcze wcale uprościć nasze pojmo­

wanie świata. Byłoby rzeczą niezmiernej wagi, gdyby się udało wykryć jak iś związek między zjawiskami ciążenia a zjawiskami elektromagnetycznem i. A ni teorye, któreśm y powyżej wyłożyli, ani dane doświadczenia związku takiego jeszcze nie wykazały. W ro ­ ku 1850 F a ra d a y napróżno s ta ra ł się od- naleść p rąd indukcyjny w przewodniku, swo­

bodnie padającym .

(13)

N r 9 WSZECHSWIAT 141 Surowy wyrok, który n a dotychczasowe

teorye ciążenia wydać musieliśmy, nie powi­

nien nas jed n ak zrażać do zastanaw iania się nad tą niepojętą dotąd siłą. W pytaniu : ja k działają dwa ciała na siebie?—leży po­

budka do badania własności środowiska, któ­

re te ciała przedziela i w tem też je st w ar­

tość naukowa takiego pytania. Z własności próżni znamy dotąd tylko je d n ę —własność przewodzenia światła. Dopiero gdy inne od­

kryjem y, gdy np. poznamy granice ciążenia powszechnego, będzie można ciążenie z inne- mi zjawiskami porównać. W tedy też dopie- i ro możnaby stworzyć absolutny układ miar, niezależny ju ż wcale od własności naszej kuli | ziemskiej i od dowolnego wyboru ciał, za ; podstawę przyjętych. P rzeciętna swobodna droga atomów eteru mogłaby wtedy stać się [ jednostką długości, jednostka czasu opiera­

łaby się na szybkości światła, jednostka m a­

sy wynikałaby z praw a ciążenia powszechne­

go. T aki jed n ak lub inny układ m iar bez­

względnych przypadnie chyba w udziale d a­

lekiej przyszłości ')

L . B r.

K aratuz, d. 1 lutego 9 8 r.

23 Stycznia r. b. w gub. Jenissejskiej, na je d ­ nym z placów dobywania piasku złotego, wcho­

dzących w skład okręgu górniczego A czyńsko- M inusińskiego, Spaso-preobrażeńskim , położonym w okręgu Minusińskim nad rz. Czybiżek, wpa­

dającą do T uby, która uchodzi z prawej strony do Jenisseju, znaleziono bryłę czystego złota (sam orodek) w agi 7 4 fun. 21 zołot. W ydo­

byto j ą w chodniku, pi-owadzonym na 4 8 stóp pod ziem ią w celu zbadania pokładów piasku złotonośnego. B ryła w ielkością nie przew yż­

sza głow y dużego psa lub barana, przyczem i form ą do nich się zbliża, gdyż ma jed en k o ­ niec cieńszy i w yciągnięty, drugi grubszy, w yż­

szy i rozszerzony. B ryła jed n olita, zupełnie czysta, leżała bezpośrednio na skryto-krystalicz- nym wapniaku, który w danej części placu sta-

') W edług referatu prof. P . D rude z W iede- manns A nnale. W rzesień 1 8 9 7 r.

nowi podścielisko pokładu piasku złotodajnego, będącego przedmiotem eksploatacyi.

Z liczby podobnych brył, znalezionych w P ań­

stwie rossyjskiem , opisywana pod w zględem wagi zajmuje drugie miejsce; największa, wagi 8 7 fun.

92 zol., pochodzi z placów w południowej c z ę ­ ści gór Uralskich i ja k wiadomo, przechowuje się w muzeum przy Instytucie górniczym peters­

burskim.

W łaściciele znalezionej obecnie b r jły (Makry- din i S-ka), po uprzedniem zdjęciu modelu, mają ją wkrótce odesłać do Zarządu górniczego tom ­ skiego w celu stopienia.

E . Różycki.

SEKCYA CHEMICZNA.

Posiedzenie 3-cie w r. 1 8 9 8 Sekcyi II p rze­

m ysłu chem icznego odbyło się dnia 12 lutego w gmachu M uzeum przem ysłu i rolnictw a.

Protokuł posiedzenia poprzedniego został od ­ czytany i przyjęty.

Przewodniczący odczytał list od now outw orzo­

nej sekcyi popierania przem ysłu w łościańskiego, która zw róciła się do sekcyi chemicznej z prośbą 0 radę. w ja k i sposób możnaby dopom ódz i pod­

nieść farbiarstwo wśród ludu. P olecono p. P io ­ trowskiem u zbadanie kw estyi, o ile istnieją od­

pow iednie dziełka popularne w literaturze oraz jak ie potrzeby i braki w ykazuje farbiarstwo lu ­

dowe.

Inż. P . Lebiedziński rozpoczął szereg pogada­

nek „o zasadacli fotografii”.

Fotografią zow ie się grupa procesów, mających na celu otrzym anie drogą chemiczną obrazów 1 podobizn przedmiotów. U jawnienie i utrw ala­

nie obrazu (o ile on je s t w idoczny) je s t celem techniki fotograficznej. Zadanie w ięc fotografii polega 1) na otrzym aniu obrazu św ietlnego i 2) na wytwoi'zeniu powierzchni na działanie św iatła w rażliwej. Stąd nauka fotografii rozpada się na dwa odłamy 1) na optykę fotograficzną i 2 ) na fotochem ią.

Z rozm aitych rodzajów św iatła dla fotografii mają znaczenie św iatło słoneczne, elektryczne, m agnezow e, glinowe i Rrumonda.

Prawa zasadnicze są : 1 ) św iatło rozchodzi się w kierunku linij prostych i 2 ) św iatło napotyka przeszkody, które staw iają przechodzeniu jego m niejszy lub w iększy opór (ciała przezroczyste, nieprzezroczyste i pót-przezroczyste).

Cień daje wierne kontury ciała. Kontury cie­

nia są stycznem i do krawędzi ciała, a linie gra­

niczne rozbiegają się. N ajprostszy sposob fo fo-

grafowania je s t rzucenie cienia na odpowiednio

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rozważając przyczyny upadku idei „Solidar- ności”, bankructwo elity solidarnościowej oraz analizując postawy i działania robotników i ich przedstawicieli w okresie od

Zauważmy, że nie wszystkie założenia przytoczonego modelu daje się spełnić (np. równa liczba wyborców w każdym okręgu i jednocześnie równa liczba oddanych głosów), stąd

wyjaśnienie precesji orbity Merkurego, ugięcie promieni światła gwiazd w polu grawitacyjnym Słońca, oraz przesunięcie ku czerwieni długości fal fotonów w polu grawitacyjnym,

przestrzeni wygeneruje nam pole wektorowe, którego wektory będą skierowane w stronę maksymalnego wzrostu danego pola skalarnego, a ich wartość będzie określała stopień

Jeżeli małżonkowie są rozdzieleni lub rozdzieleni, a niema między nimi zgody, które z nich ma mieć staranie o wychowanie dzieci, sąd bez dopuszczenia sporu starać się powinien o

§ 141. Szczególniej ojca jest obowiązkiem starać się o utrzymanie dzieci tak długo, dopóki same wyżywić się nie będą w stanie. Staranie względem ciała i zdrowia dzieci

Autor/ autorzy publikacji mają obowiązek ujawnić wkład poszczególnych osób w powstawanie publikacji w procentach (z podaniem ich afiliacji oraz kontrybucji, tj. informacji

züglich der Berücksichtigung vorhandener simultaner Beziehungen in makroöko- nometrischen Modellen, Wissenschaftliche Zeitschrift der Humboldt-Universität zu Berlin, Gesellschafts-