• Nie Znaleziono Wyników

METEOROLOGICZNEw górnych warstwach atmosfery.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "METEOROLOGICZNEw górnych warstwach atmosfery."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JVŁb2. Warszawa, d. 25 Grudnia 1892 r. T o m X Ł

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S Z E C H ŚW IA T A ".

W W arszawie

Z przesyłką pocztową:

rocznie rs. 8 k w artaln ie „ SJ rocznie „ 10 półrocznie „ 5

P renum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich k sięg arn iach w k ra ju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny Wszechświata

stanowią panowie:

Aleksandrowie* J ., Deike K„ Dickstein 8., łloyer II., Jurkiewicz K., Kwietniewski W ł., Kramsztyk 8., Natanson J., Prauss St., Sztolcman J . i Wróblewski W.

„W szechśw iat" p rzyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jak ik o lw iek zw iązek z nau k ą, n a następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce p o b iera się za pierw szy ra z kop. 7 '/i

za sześć następnych razy kop. U, za dalsze kop. 5.

A d res IRed-alccyi: SSZrałcowslsie-^rzed.inieście, IfcTr SS.

O B S E R W A C Y J E

M E T E O R O L O G I C Z N E

w górnych w arstw ach atm osfery.

S ieć stacyj m eteorologicznych rosprze- strzen iła się po całćj ziem i, opasała nawet, chociaż chw ilow o tylk o, gęstym łańcuchem okolice bieguna p ółnocnego. M ateryjał w szakże z dostrzeżeń tych grom adzony nic może stanow ić je szcze pełnych dokum entów do znajom ości objaw ów atm osferycznych, ty czy się bow iem ty lk o najniższych warstw pow ietrza, w których przebyw am y i które nas otaczają. A tm osfera w szakże cała tw o ­ rzy jed en w spólny ocean pow ietrzny, a z ja ­ w iska, które bespośrednio dokoła nas prze­

biegają, wiążą się ściśle ze stanem warstw górnych, daleko się ponad nam i roskłada- jących. Jeżeli w ięc m eteorologija żyw ić może nadzieję, że drogą obserw acyi zdobyć zdoła p ełną znajom ość praw , ruchami at­

m osfery rządzących, to nie m ożezadaw alniać się dostrzeżeniam i tuż nad pow ierzchnią

ziem i prow adzonem i, ale należy jój sięgnąć wyżój; w inna rozrzucić sw e stacyje obser­

w acyjne n ietylk o po w szystkich zakątkach samśj pow ierzchni ziem i, ale rozm ieścić je nadto w różnych w ysokościach, o ile tylko środki nasze na to dozw alają.

K onieczność ta, przez m eteorologiją d z i­

siejszą n ależycie uznana, w y w o ła ła już d o ­ tąd znaczną liczbę stacyj obserw acyjnych na szczytach gór w różnych krajach E u ro ­ py i A m eryki, a wykaz ich, jako też s z c z e ­ g ó ły urządzenia przed k ilku laty podał W szechśw iat N ajw yżćj ze stanow isk tych um ieszczone obserw atoryjum znajduje się na górze Son n b lick , na w yniesieniu 3 1 0 0 metrów nad poziomem morza; o w iele w szakże ponad nie w ygóruje obserw atory­

jum na szczycie M ontblanc, które, pom im o niesłychanych trudności, jak ie należało po­

konać, wkrótce ma być ukończone.

') W ładysław K wietniewski, „O bserw atoryjum m eteorologiczne n a górze Ben Nevis w Szkocyi“

(W szechśw iat z r. 1886, str. 242); „N ajw yżej poło­

żona stacyja m eteorologiczna w E u ro p ie " (W szechś.

z r. 1886, str. 460) oraz „S tacyje m eteorologiczne

na w ierzchołkach g ó r“ (W szechśw iat z roku 1887,

str. 450).

(2)

8 1 8

w s z e c h ś w i a t

. N r 52- A tm osfera wszakże sięg a daleko ponad

te najw yższe w ierzch ołk i eu rop ejsk ie, a szczyty olbrzym ów azyjatyck ich i am e­

rykańskich zb yt są niedostępne, by o u rzą­

dzeniu tam podobnych stacyj górsk ich ma­

rzyć można było. J ed en w ięc tylk o pozo­

staje środek, który nam dostęp do tych da­

lekich stref atm osfery u m ożeb n ia— m iano­

wicie balon. D o c eló w naukow ych zaczęto się też balonam i p o słu g iw a ć rzeczyw iście ju ż w p ierw szych latach po w y n a lezien iu tćj „m aszyny latającej”, która w ów czas tak w ielk ie budziła nadzieje, a od czasu G ay- Lussaca podobne w yp raw y n aukow e przed­

siębrano n iejednokrotnie. Tą drogą w szak­

że zdobyte dostrzeżenia, tyczące się obni­

żania tem peratury i ciśn ien ia wraz

7

. w yso kością prądów górn ych , lub elek tryczn ości atm osferyczn ćj, zb yt m ogą być tylk o p o ­ b ieżne i doryw cze, by się zestaw iać dały z obserw acyjam i, stateczn ie i sy stem a ty cz­

n ie prow adzonem i. I w balonie zresztą czło w iek pew nej granicy przekroczyć nie zdoła. G laisher i C o x w e ll w zbili się w praw ­ dzie w roku 1862 do w ysokości p rzech o­

dzącej 1 0 0 0 0 m etrów , ale nieszczęsn a w y- pi-awa d. 25 K w ietn ia 1875 r., g d y w balo­

nie „Z en it” śm ierć p onieśli dwaj uczeni francuscy C roce S p in e lli i S iv el, a trzeci tylk o u czestn ik , G aston T issan d ier, życie o calił, św iad czy, że ch w ilo w y n aw et pobyt człow iek a pow yżej 8 C00 m etrów grozi mu niebespieczeństw em ; w w ysok ości zresztą, i niższej, 7 000 lub 7 500 m etrów , tem pera­

tura je st tak niska, a rozrzed zen ie pow ie­

trza tak znaczne, że tu ju ż przypadają k re­

sy dla żeglarzy p ow ietrzn ych dostępne.

D la żeglarzy, ale nie dla balonów . B alon sw obodny zu p ełn ie, n iezajęty przez aero- nautę, dotrzeć m oże wyżej i sp row ad zić nam w ieści ze stref rozłożonych daleko po­

nad szczytam i gór najp otężn iejszych . Z a­

danie obserw atora zastąpić m ogą bow iem przyrządy n otujące, sam opiszące, au tom a­

tyczn e, które przecież i w zw y k ły c h obser- w atoryjach m eteorologiczn ych z niezłom ną działają czujnością, zapisując p e łn y prze­

bieg i bezustanną zm ienność objaw ów atm o­

sferyczn ych w sposób c ią g ły i ze sk rzętn o- ścią nieprzerw aną.

P o m y sł takich balonów , zaopatrzonych w przyrządy notujące, podał przed n ieja ­

kim czasem aeronauta francuski, p. Capaz- za, a pierw sze próby przeprow adził p. G u ­ staw H erm ite we W rześniu r. b. O d tego czasu w y p u ścił ju ż d ziesięć balonów p apie­

row ych, o średnicy 4 m etrów, które w od­

pow iednich łódkach u n osiły na łaskę losu barograf i term ograf. B alon y te opadły w obszarze o prom ieniu stu kilom etrów , a w ogólności, stosow nie do instrukcyi um ieszczonej w łódce, odesłane zostały w ła ­ ścicielow i. Jak się okazało z linij w ypisa-

| nych na barografach, balon, który się w zbił najw yżej, dotarł do w ysokości 8 7 0 0 m e­

trów; term ograf jed n ego z tych balonów okazał do w ysokości 7 700 m etrów spadek term om etru o 27° C, drugiego do wysokości 8 2 0 0 m spadek o 32° C, co daje w p ierw ­ szym razie obniżenie tem peratury o 1° na każde 280, d rugiego o 1° na każde 260 me-

| trów . R ezultaty te są bardzo zgodne, co tłum aczy się tem zapew ne, że w obu razach w iatry m iały kierunek jednakow y; gdyby prądy pochodziły ze stron p rzeciw nych,

! różnice b yłyb y zapew ne w iększe.

D aw niej ju ż jed n ak projekt takich do­

strzeżeń pow ietrznych opracow ał p.R enard, znany dyrektor zakładu aerostacyi w ojen ­ nej w C halais-M eudon, a zachęcony doko- nanem i ju ż próbam i przedstaw ił go ak ad e­

mii n au k i tow arzystw u fizycznem u w P a ­ ryżu. P. R enard zam ierza osięgnąć wyso-

! kości o w iele znaczniejsze, do 20 k ilo m e ­ trów m ianow icie, a rachunki je g o w skazują, że k oszty balonów wraz z przyrządam i nie będą zbyt znaczne, tak, że spostrzeżenia te łatw o zw iązan e być mogą w system at d o ­ strzeżeń statecznych. G dy się naraża życie lu d zk ie, balony posiadać w inny w ysok i stopień bespieczeństw a, jeżeli w szakże idzie tylk o o kilka przyrządów , posuw ać się moż­

na aż do gran icy bespieczeństw a balonu, g d y w zam ian otrzym ać można kilka k ilo ­ m etrów w ysokości.

B alony w ięc R enarda unosić mają w górę zbiór przyrządów , a m ianow icie, oprócz ba- rografu i term ografu, je szcze aktynograf, przyrząd do n otow ania zjaw isk elek trycz­

nych oraz do sprow adzania pow ietrza z w arstw górnych. M ogą one zresztą być w ypuszczane oddzielnie, barograf tylko

| znajdow ać się w inien niezbędnie w każdym

1

balonie, ciśnienie bow iem atm osferyczne,

(3)

Nr 52. W SZECHŚW IAT. 819 które on notuje, daje miarę wysokości, do

jakiej balon dotarł.

Z doborem term ografu i barografu tru-

r i r>

dności n ie było, do celu bow iem tego na­

dają. się w ybornie znane przyrządy R ich ar­

da, których ciężar zresztą konstruktor ten znacznie zm n iejszył. A k tyn ograf, to jest przyrząd do m ierzenia natężenia energii prom ieni słonecznych zbudow any ma być w ed łu g w skazów ek prof. Y iollea, który przy pom ocy ulepszonego przez siebie da w nego pyrheliom etru P o u illeta przeprow a­

d ził w przedm iocie tym przed kilku laty ważne badania na górze M ontblanc. Do zbierania pow ietrza z warstw górnych przy-

sokością, w edle którego ciśnienie atm osfe­

ryczne słabnie w postępie gieom etrycznym , g d y w ysokość wzrasta w postępie arytm e­

tycznym .

Jakkolw iek idzie tu o osięgnięcie n aj­

większej możliwój w ysokości, balony nie w in n y przekraczać objętości

1 0 0

m etrów sześciennych, przy w ym iarach bowiem zna­

czniejszych koszt b yłb y zb yt w ielkim , jeżeli w yprawy te mają pow tarzać się często. S iłę w zlotu balonu przy je g o w yjściu, na każdy m etr sześcienny objętości, daje różnica m ię­

dzy ciężarem metra sześciennego pow ietrza a ciężarem takiejże objętości wodoru, t. j.

1 ,3 —0,09 czyli 1,21 kilogram a; w w aran-

Fig. 1. T erm ograf, służący do zapisyw ania tem pe- F ig. 2. B aro g raf w skrzynce ochronnej z trzciny

ra tu ry w w ysokich w arstw ach atm osfery. bam busowej.

goto w a ł balony, otw ierające się i za m y k a ­ jące natychm iast autom atycznie, p L educ, znany z badań nad składem pow ietrza. N a ­ suwa się tu wszakże w ątpliw ość, czy z ciś­

n ien ia atm osferycznego, zapisanego przez barograf, daje się dokładnie w yprow adzać w ysokość w zlotu balonu, okazało się b o ­

wiem, że w zory logarytm iczne, służące do obliczania w ysokości z dostrzeżeń barome- trycznych, nie dają w ypadków dokładnych, gdy idzie o w ysokości bardzo znaczne. N a­

leżałob y zatem balony zaopatrzyć jeszcze w przyrządy, któreby inną drogą daw ały miarę w zn iesien ia się balonu, a tem samem m ogłyby służyć do kontroli praw a, ty czą ­ cego się zależności m iędzy ciśnieniem a w y ­

kach w szakże zw y k ły ch , przy użyciu w o­

doru n iezupełnie czystego, wynosi tylko 1,122 kilogram a. W wysokości w ięc, gdzie ciśnienie obniżone jest do dziesiątej części ciśnienia pierw otnego przy pow ierzchni ziem i, balon objętości

1 0 0

m etrów sześcien ­ nych dźw ignąć może ju ż tylk o

1 1 , 2 2

k ilo ­ gram a, w czem mieści się i ciężar pow łoki, obejm ującej, przy podanej objętości balonu, 104 metry kw adratow e pow ierzchni. Jeżeli więc m etr k w adratow y tej pow łoki waży nie więcej nad 50 gram ów , to na ogól

| przyrządów , wraz z siatką i skrzynkam i ochronnem i, pozostanie około pięciu k ilo ­ gram ów.

P ow łok a w ięc wyrabiana ma być z bar­

(4)

820 W SZECH ŚW IAT. N r 52.

dzo cien k ieg o a m ocnego papieru ja p o ń ­ skiego, którem u nieprzem akalność nada odpow iedni werniks; koszt tak iego balonu w ynosić ma około 150 franków , w razie zaś uszkodzenia łatw o napraw ianym być może.

Co się tyczy przyrządów sam opiszących, to barograf i term ograf w a ży ły p ierw o tn ie po

2 , 8

kilogram a, przez zm n iejszen ie jed n ak

ciężaru w szystkich ich części i szczęśliw e zastosow anie g lin u , p. R ichard sp row ad ził ciężar każdego z n ich do

1 , 2

kg n iesp ełn a.

A b y zaś nie u leg a ły u szk od zen iu przy sp ad ­ ku, w in n y być u m ieszczone w o d p o w ie­

dnich skrzynkach och ron n ych , urządzonych z trzciny bam busow ej; przyrząd zaw ieszon y je st w takiej skrzynce za pośrednictw em ośm iu w stęg kauczukow ych, p rzy czep io ­ nych do każdej z ośm iu jój kraw ędzi.

U rządzenie term ografu w idzim y d o k ła ­ dnie na fig.

1

. T erm om etr sk ład a się tu z rurki siln ie spłaszczonej i zgiętej sp ira l­

n ie, um ieszczonej w w alcu, opatrzonym w otw orki, które dopuszczają do niój d o ­ stęp pow ietrza. R urka w w ydrążeniu, w y- noszącem za led w ie

0 , 2

m ilim etra, w y p e ł­

niona je s t alkoholem , ja k o cieczą krzepnącą w nader niskiej dopiero tem peraturze, a p o ­ dobnie, ja k w znanych term om etrach me­

talicznych różna rosszerzalność dw u prąż­

k ó w m etalow ych, tak tu rosszerzanie się i kurczenie alkoholu sprow adza zm ianę k rzy w izn y rurki, której k on iec p ołączon y je st z piórem , naciskającem lek k o p o w ierz­

chnię papieru na bębnie w alcow ym . B ę­

ben ten, ja k we w szystk ich przyrządach R icharda, obraca się dokoła osi pion ow ej zapom ocą urządzenia zegarow ego; pióro w ięc na przesuw ającym się przed nim, w skutek obrotu bębna, p a p ierze, kreśli li- niją k rzyw ą, oddającą w iern ie ru ch y te r ­ m om etru. O d bespośredniego d ziałan ia p r o ­ m ieni słon eczn ych w alec, za w ierający te r ­ mometr, ochroniony je s t o d p ow ied n ią o sło ­ ną, wyraża w ięc tylk o tem peraturę otacza­

jących go w arstw pow ietrza. B a ro g ra f ma urządzenie podobne, m iejsce ty lk o term o ­ m etru zajm uje tu szereg an eroid ów , k tó ­ rych k ołysan ia, zależn e od ciśn ien ia a tm o ­ sferyczn ego, notują się na p odobnym , ja k na fig.

1

, w alcu. P o n iew a ż zaś ob roty obu w alców dokonyw ają się jed n o sta jn ie, można przez zestaw ien ie obu lin ij, n ak reślon ych

na d w u w alcach , odczytać w ysokość, której pew na tem peratura odpow iadała. F ig . 2 w skazuje, ja k barograf um ieszczony je st w klatce, czyli skrzynce ochronnej; osłona ta je st tak bespieczna, że pom imo silnego rzucenia o p od łogę przyrząd zegarow y nie u lega zatrzym aniu; poniew aż zaś przy opuszczaniu się balon stanow i jak b y rodzaj spadochronu, prędkość spadku nie może przejść sześciu m etrów na sekundę, u d erze­

nie w ięc będzie o w iele słabsze, aniżeli przy rzuceniu i u szkodzenia nie m oże sp o w o d o ­ wać. N a fig. 3 w reszcie w idzim y, ja k do balonu uw iązany je s t term ograf T i baro­

gra f B.

F ig. 3. B alon unoszący przyrządy notujące:

T —te rm o g ra f, B—b aro g raf.

W ym iary sw ych balonów i ciężary róż­

nych ich części podaje p. R enard, ja k na­

stępuje:

Średnica balonu

6

m O bjętość 113 m

3

P o w ier zch n ia 113 m a

Ciężar p ow łok i 5,650 kg

siatki 0,573

dwu przyrządów sa-

m opiszących 2 ,3 0 0 „

sk rzyn ek ochronnych

1

R azem 9,523 kg Ciężar zatem całego balonu w ynosi około

1 0

kilogram ów , a w w arunkach takich

(5)

N r 52. W SZECH ŚW IAT. 821 w zn osić się on będzie, dopóki ciężar inetra

sześciennego otaczającego go pow ietrza nie obniży się do

1 0

/ n

3

czyli 0,0885 kg\ dalszy zaś rachunek uczy, że to ma m iejsce w w y ­ sokości 20 kilom etrów . P. Renard sądzi też, że to je st kres praktyczny w ysokości, do jakiój balony te dotrzeć m ogą, w ysok o­

ści bow iem znaczniejsze w ym agałyb y o l­

b rzym iego pow iększenia ich wym iarów.

W czasie pogod y balony napełniane będą tylko w części i w ydym ać się będą w miarę zm niejszania się ciśnienia w górze. W razie jed n a k n iep o g o d y trudność polega na p rz e­

biciu w arstw y chm ur, trzeba się w ięc bę­

dzie odw ołać do sposobu, użytego w roku 1870 przez p u łk ow n ik a G auliera w M etz.

B alon, d ok ład n ie w y p ełn ion y, obciążony je st w orkiem jed w ab n ym , zaw ierającym m ięszaninę w od y z alkoholem , która, z w o l­

na w y p ły w a ją c, pow od u je przenoszenie się balonu do w arstw coraz w yższych. W obu zaś razach drobna szczelin a skróci czas p o ­ bytu balonu w w ysokości naj większej, jaką osięgn ie, a cała je g o podróż trw ać m oże praw dopodobnie około sześciu godzin.

J e ż e li w ięc projekt Renarda zostanie urzeczyw istn ion ym , otrzym am y wiadom ości ze stref, które dotąd z u p ełn ie w y d a w a ły się dla dostrzeżeń niedostępne; jaką zaś z nich korzyść zdobędzie m eteorologija, przyszłość dopiero nauczy.

T. R .

(G A L L IN A G O S C O L O P A C IN A ;.

Sp om ięd zy naszego ptastw a błotnego do najciekaw szych i najorygin aln iejszych pod w zględ em budow y i obyczajów n a leży n ie ­ w ą tp liw ie grupa ptaków bekasow atych, do których zaliczam y dobrze znane ogółow i ptaki ło w ieck ie: słom kę, dubelta, bekasa i ficlausa. N ajp osp olitszym , a tem sam em najp op u larn iejszym je st bekas zw y cza j­

ny, znany w nauce i w łow iectw ie pod nazw ą k szyk a, wyrażającą dokładnie głos tego ptaka, ja k i przy zerw aniu się w y ­ daje.

I Z całego ciałoskładu tego ptaka rzuca nam się w oczy przedew szystkiem budowa gło w y i dzioba, na czem też uczeni oparli w yróż­

n ien ie tych ptaków od reszty pokrewnych im brodźców, tw orząc podrodzinę bekaso­

w atych (Scolopacinae). G ło w a bekasów je st ku nasadzie dzioba m ocno zw ężona, nastę­

pnie na lin ii oczu rosszerza się znacznie, poczem znów się zw ęża ku potylicy. O czy osadzone są bardzo ku tyłow i i ku górze, przez co otw ór kanału słuchow ego, którego pozycyja zw ykła u ptaków je st poza okiem , u bekasow atych leży pod okiem . D ziób je st bardzo długi i w p ołow ie końcowćj p o ­ kryty m iękką błoną, która po w yschnięciu m arszczy się charakterystycznie. T a część końcow a dzioba zbudow ana jest z kości gąbczastćj, w której rossiane są nadzw yczaj rozw inięte zakończenia nerw ów . T ym s p o ­ sobem dziób bekasa, opatrzony doskonale rozw iniętym system em nerw ów i pokryty m iękką błoną, a nie zw yk łym u ptaków n a ­ skórkiem rogow ym , służyć może za organ dotyku, którym się ptak znakom icie p o słu ­ gu je przy poszukiw aniu żeru.

R eszta budow y bekasa przypom ina p o ­ krewne mu brodźce (T otan i). M ostek jest siln ie rozw inięty i daleko ku ty ło w i p ok ry­

wa jam ę brzuszną; nogi d łu gie, zakończone bardzo długiem i i szczupłcm i palcam i, jak to zw y k le byw a u ptaków , zm uszonych bro­

dzić po grzęskim m ule, lub naw et po rośli­

nach w odnych. S k rzyd ła ma bekas n ie ­ zbyt długie, lecz bardzo ostre, zastosow ane do szybkiego lotu. K rótki ogon składa się z dość wąskich sterów ek, których liczba zm ienia się od 12 do 16, a ja k Brehm tw ier ­ dzi do 26. Skok (tibia) u zw yk łego bekasa bywa w '/3 części dolnej obnażony.

U b arw ien ie kszyka je s t bardzo sk om p li­

kow ane. P rzyrod a, ja k zw y k le, starała się przy pom ocy różnobarwnej pstrocizny ochronić ptaka przed w zrokiem d rap ieżn i­

ków , lub człow iek a. T ło na w ierzchu ciała je st brunatnawo czarne, a na niem rossiane m niejsze i w iększe sm ugi, lu b plam y barw y biaław ój, płow ej, rudaw ej, lub rdzaw ej.

T rzy podłużne sm ugi płow e biegną w zd łu ż g ło w y : dw ie boczne tworzą w yraźną brew, trzecia zajm uje środek g ło w y . P le c y p rze­

cięte są w zdłuż czterem a pręgam i barw y

rd zaw o-p łow ej, z których dw ie środkow e

(6)

Nr 52.

p o czy n a ją się u nasady sz y i a kończą nad kuprem , gd y dw ie boczne b iegn ą od pachy ku tyln em u końcow i zło żo n eg o skrzydła.

P rzód szyi i piersi ma zasadniczą barw ę szaraw o-płow ą, na którój nieregularną mo- zajkę stanow ią p od łu żn e czarniaw e, lub blado rdzaw e plam ki; spód cia ła je s t czysto biały. O gon zło żo n y posiada tło rude z czarniaw em i zygzako watem i, p o p rzeczn e- mi smugami; sam k on iec je st biały. W ie lk ie w y p u k łe oko posiada tęczów k ę bardze c ie ­ m no-brunatną, niem al czarną. D zió b od nasady je st barw y brudno c ie liste j, w p o ło ­ w ie zaś końcowój czarny; n ogi b ru d n o-oliw - kow e.

K szy k zam ieszkuje c a ły obszar paleark- tyczn y, a w m igracyjach je sie n n y c h z a p ę ­ dza się w A fry ce po 13 stop ień szer. p ółn ., w Indyjach zaś sięga C ejlon u .

P ta k ten mniój je st w ybrednym w w y ­ borze sw ej sied zib y od b lisk iego sob ie d u ­ belta i g d y ten ostatni w ybiera praw ie w y ­ łą czn ie łąk i torfiaste n iezb yt m okre i o ile m ożności p ok ryte krzakam i, k szyk p rze­

w ażnie w ybiera błota m okre, ch ętn ie jednak zapada po brzegach n iew ielk ich łu g ó w , j a ­ kie się u nas często wśród p ól znajdują, na spuszczonych staw ach i t. d ., sło w e m tam w szędzie, gd zie ty lk o m ięk k ie błoto p o ­ zw ala m u dziób z łatw ością zanurzać. Z eru szuka praw ie dzień c a ły , p ośw ięcając na spoczynek god zin y p o łu d n io w e, g d y sło ń ce zb ytn io dogrzew a. K arm i się różnem i dro- bnemi żyjątkam i, ja k gąsien icam i o w ad ów , ow adam i, ślim akam i i m ałżam i o delikatnćj i kruchój skorupie. Sądząc z n ie z w y k łe g o o ży w ien ia , jak iem chow ane k szy k i o d z n a ­ czają się w nocy, p rzyp u szczać m ożna, że i nocną porą nie szukają od p oczyn k u .

K szy k i p rzylatu ją do nas w końcu M arca i trzym ają się n aszych ok olic do późnój jesien i, a niektóre osob n ik i p ozostają na całą zim ę, je śli ty lk o w o k o licy zn a leść m ogą niem arznące oparzeliska. S k oro t y l ­ ko z wiosną n ad lecą, w n et się zaczynają krzątać ok oło b u d ow y gniazda i ju ż w K w ie ­ tniu niektóre sied zą na jajach. G n iazd o ich jest nader proste, g d y ż składa się z p r o ­ stego za g łęb ien ia w gru n cie, w y sła n eg o zlekka suchem i źdźbłam i traw y. T utaj sa­

m ica n iesie jaja doskonałej form y g ru szk o-

w atej, o skorupie drobno-ziarnistój. T ło w jajach byw a rozinaitśj barw y p o czy n a ­ jąc od blado-żółtaw ćj, pi'zechodząc przez piaskow ą gliniastą, oliw kow ą aż do brunat- nój. N a tem tle rossiane są dw ie seryje plam grubych i nieregularnych, zgrupow a­

nych przew ażnie na grubym końcu: spo­

dnia seryja je st szaro-brunatna, w ierzchnia zaś ciem no-brunatna, dochodząca niekiedy barwy niem al czarnej.

N ie zw y k le ruchliw ym jest sam iec w p o ­ rze lęg o w ćj, latając praw ie dzień cały po­

nad błotem , podczas czego w yk on yw a n aj­

rozm aitsze ew o lu cy je. Sw ym szybkim lo ­ tem w zbija się w górę tak, że nieraz z oczu go stracić m ożna i tam w przestw orzach opisuje łu k i i koła; n iek ied y opuszcza się n a g le po lin ii skośnćj, w ydając przytem d ziw n y g ło s, który m yśliw i „beczeniem ” nazyw ają, gd y ż rzeczyw iście przypom ina beczenie kozy; poczem w ybija się znów w gó rę, aby lotem strzały znów się ku p o ­ w ierzchni zb liżyć i tak ten m anew r p ow ta­

rza w ciągu kw adransa lub p ół god zin y, w ydając przy każdem spuszczeniu ch arak ­ terystyczne beczenie. G dy się tak nalata d ow oli, stula sk rzyd ła i bezw ładnością sw e ­ go ciała ja k strzała spada na ziem ię, już nad samą p ow ierzch n ią rospościera sk r z y ­ d ła i w traw ę zapada, w ydając inny g ło s, dający się w yrazić sylabam i ti-k u t, ti-k u t.

B y ło i je st dotychczas zagadką, czem k szyk w ydaje sw oje ch arak terystyczn e b e­

czen ie, a dziś to tylk o pew nego pow iedzieć m ożem y, że g ło s ten bezw arunkow o z g a r­

d ła nie pochodzi. R óżnica zdań polega t y l­

ko na tem , że je d n i z o rn itologów p rzy ­ pisują b eczen ie k szyk a d rganiu lotek p ie r ­ w szorzędnych, g d y in n i są zdania, że g lo s ten pow oduje drganie zw ężonych sterów ek sk rajn ych . B rehm w spom ina, że M eves ze S ztohkolm u robił przy nim następujące dośw iadczenie: skrajną lotk ę p ierw szo rzę­

dną p rzy w ią zy w a ł do kija, a n astęp n ie po­

ruszając nim szybko w pow ietrzu otrzym y­

w ał doskonałe n aśladow anie beczenia k s z y ­

ka. T aczan ow sk i znów tw ierd zi, że to sam o

d ośw iadczenie zrobić m ożna ze skrajnem i

sterów kam i a nie z lotkam i. P o n iew a ż ptak

w ydaje g ło s ten w czasie najszybszego lotu,

niepodobieństw em je st spraw dzić, którzy

z uczonych mają racyją.

(7)

Nr 52.

w s z e c h ś w i a t

. 823 J a k k olw iek k szyk jest ptakiem czysto

ziem nym , zdarza się jed n ak w idzieć go sia ­ dającego na drzew ach, osob liw ie na w iosnę.

Sam widziałem wiosną, 1885 roku k szy­

ka siedzącego na czubku w ysokiego dębu:

siadł tam po d łu giem bujaniu w p rze

- 1

stw orzach i zaczął w ydaw ać klekotanie, które ju ż bezw arunkow o je st głosem g ar­

dłow ym .

W L ipcu rozlatują się kszyki z m iejsc lęgow ych na w szystkie błota, które im tylko karm zapew nić m ogą. M yli się jednak Brehm , tw ierdząc, że ptaki te wędrują w y ­ łą czn ie nocą, gd yż w idziałem raz pod B r ze­

ściem stado k szyk ów , złożone z kilkunastu osob n ik ów , które zdaleka w idocznie p rzy-

j

leciaw szy zapadły na błoto. B yła w tedy godzina

1 2

w południe. W tych jed n ak i w ędrów kach nie lecą zbitem stadem, lecz w rossypce, na dość znacznój przestrzeni jed en od d ru giego i tak rossypane zapadają, na błoto.

U nas kszyk n ależy do bardzo pospoli­

tych ptaków , m ało ju ż jed n ak błot w K r ó ­ lestw ie Polakiem n aliczyć można, gdzieby się one w w iększych ilościach w yp row a­

dzały. Zato w S ierpniu i w e W rześn iu na- latują do nas w znacznćj ilości i trzym ają się zw y k le do p ierw szych m rozów lub śn ie­

gów . W F alentach pod W arszawą grom a­

dzą się jesien ią na spuszczonych staw ach w tak znacznej ilość, że, ja k m nie zapew ­ n ia ł znajom y mi m yśliw y, po kilka tysięcy sztuk tego ptastw a naliczyć można na j e ­ dnym stawie.

Sm aczne m ięso kszyka czyni go bardzo j poszukiw aną zw ierzyn ą, lot jednak szybki utrudnia bardzo strzelan ie do niego. Może w sk u tek tego m iły ten ptak dłużój wytrzyma tęp ien ie, aniżeli pokrew ny mu dubelt, k tó ­ rego ilość zm niejsza się rokrocznie.

J a n Sztolcman.

DYSOCYJACYJA

ELEKTROLITYCZNA.

(Stwierdzenie doświadczalne teoryi postworów).

~ ~ — ~ " -

W n-rach

8

, 9 i 10 W szechśw iata z r. b.

zapoznałem czyteln ik ów ze w spólczesnem i teoryjam i rostw orów , stw orzonem i przez van t’Hoffa i A rrheniusa. T eoryja p ierw ­ szego uczonego je st bardzo podobną do teo­

ryi cynetycznój gazów; opiera się ona na prawach ciśnienia osm otycznego, prężności pary rostw orów i ioh krzepnięcia. W sp o ­ m nieliśm y też, że niektóre rostw ory uchy • laj% się od praw van t’Hoffa i w skazaliśm y, że hipoteza A rrheniusa w yjątki te znako-

| m icie tłum aczy. W ow ym czasie istn ia ł też ju ż bespośredni dow ód h ip otezy A rrheniu-

! sa, zdobyty przez O stw alda i N ernsta, u w a ­ żałem w szelako za stosow ne nie opisyw ać dośw iadczenia tych badaczów , gdyż w yra­

żano się o niem niezbyt przychylnie. D ziś,

| jed n ak że mam zam iar czyteln ik ów z ek sp e­

rym entam i tem i zapoznać, przekonaw szy się naocznie w je d n ó j z pracowni a n g iel­

skich, że przy dostatecznej zręczności za­

wsze się one udają. Nim atoli przejdę do w łaściw ego opisu, zm uszony jestem p r z y ­ pom nieć istotę hipotezy A rrheniusa.

Z faktu, że tylko rostw ory elektrolitów zachow ują się niezgodnie z prawam i van t’H offa, A rrhenius w nioskuje, że budow a ich je s t odm ienna niż płynów nieprzew o- dzących elektryczności, że w łasność, która w yróżnia te rostw ory spom iędzy cieczy za­

chow ujących się zgodnie z prawem van t’H offa, przyczynia się też do tego, że p łyn y te są przew odnikam i elektryczności.

C zysta woda nie jest przew odnikiem ele k ­ tryczności podobnie ja k iJ"skroplony

! chlorow odór. E ospuśćm y teraz troszkę chlorow odoru w w odzie a przekonam y się,

') W oda wigc przez p rąd elek try czn y n ie ulega roskładow i i zdanie p. K ipm ana (W szechśw iat z r. b. str. 730): „N ie dziwi nas to, że elek try cz­

ność, przechodząc przez wodg roakłada ją i t. d.“ —

r a s dziw i bardzo.

(8)

824 W SZECH ŚW IA T. N r 52.

że pow stały rostw ór jest d osk on ałym p rze ­ w odnikiem . K ie d y prąd przezeń p rzech o­

dzi, następuje w y d zielen ie chloru i w odoru u biegunów przyrządu ele k tro lity c zn eg o . P on iew aż przytem n atężen ie prądu wzrasta dokładnie proporcyjonalnie ze w zrostem siły elek trom otoryczn ej, bez w z g lęd u na w ielk ość ostatniej I), n ależy w n iosk ow ać, że nie w ykonyw a on wśród rostw oru pracy, t. j. że w y d z ielo n y na b iegunach ch lor i w o ­ dór nie są produktam i roakładu cząsteczek chlorow odoru przez prąd elek tr y c z n y .

P o w y ższy fa k t,ja k rów nież k ilk a in n ych , 0 których m ów iliśm y ju ż w w yżej w sp o ­ m nianym artyk u le, A rrh en iu s tłu m aczy so­

bie, przyjm ując, że cząsteczki chlorow odoru w rostw orze w odnym rosszczep iają się na iony wodoru i chloru, które istn ieją w c ie ­ czy w atanie od d zieln ym . P r z e c iw k o temu pogląd ow i, k tóry ze stanow iska fizycznego znakom icie tłu m aczy o d ch y len ia roatw orów elek tro litó w od praw van t’H offa, który pod każdym w zględ em okazał się nader p ra w ­ dopodobnym i p ożyteczn ym , p o w sta ła ze strony chem ików burza protestów . N ie m o ­ gą oni np. u w ierzy ć w to, aby chlor m ógł istn ieć obok sodu w stanie w oln ym w ros- tw orach w odnych soli k u chennej. ,jToż w iadom o, m ów ią, że w odne rostw ory chloru są mniej lub w ięcej zabarw ione, że sód m e­

taliczn y natychm iast roskłada w odę, w y ­ dzielając w odór, a d ośw iad czen ie u czy , że rostw ory soli kuchennej są bezbarw ne i że w odór z nich się n ie w y d o b y w a ”.

O bjaśnienie A rrh en iu sa , że io n y p ie r ­ w iastk ów w rostw orach są zu p e łn ie czem innem niż atom y p ierw iastk ów w o ln y ch , gd yż posiadają ład u n k i elek try czn e, m od y­

fikujące w znacznym stopniu ich w łasności, nie od n iosły pożądanego skutku, p rotesty nie u stały. W ted y O stw ald i N ern st p r ó ­ bow ali udow odnić istn ien ie ion ów w r o s­

tw orach bespośrednio. D o św iad czen ie w y ­ konano przy pom ocy przyrządów d o sy ć z ło ­ żonych, tutaj w szakże w y sta r czy opis p r z y ­ rządu sch em atyczn ego, id ea ln ie u p ro szczo ­ nego.

W yobraźm y sobie (fig. 1) dw a n aczyn ia A 1 B n ap ełn ion e rostw orem soli ku ch en n ej.

') W szechśw iat 1892, str. 155.

C jest rurka łącząca oba naczynia; zaw iera ona ten sam rostw ór. W ed łu g teoryi A rrh e­

niusa w rostw orze tym poruszają się w naj­

rozm aitszych kierunkach ion y chloru i aodu t. j. atom y tych pierw iastków , obdarzone ładunkam i elektrycznem i — sód dodatnim , chlor odjem nym . W yataw m y aobie dalej, że do naczynia A przybliżam y ciało dodat­

nio n aelektryzow ane D. Jak a zm iana za j­

dzie w p ły n ie ,za w a rty m w pow yższym p r z y ­ rządzie? Nim przybliżono ciało n aelek tryzo­

w ane, iony chloru i sodu były oczyw iście rów nom iernie rosprzestrzenione w całej ma­

sie rostw oru, znajdującego się w naczyniach A , B i C. Z ch w ilą atoli przybliżenia ciała D , położenie rzeczy się zm ienia. J eg o elek ­ tryczność dodatnia p rzyciągn ie ku sobie od- jem ną, znajdującą się w układzie A , B, C, dodatnią zaś odepchnie w drugą stronę.

F i g . 1.

W ed łu g prawa F a ra d a y a , elektryczność w elektrolitach w ędrow ać m oże jed y n ie w sp ółcześn ie z ionam i, n ależy w ięc p r z y ­ puszczać, że io n y chloru, obdarzone, ja k p ow ied zieliśm y, elek tryczn ością odjem ną, skupią się w naczyniu A , ion y zaś sodu z elek tryczn ością dodatnią zostaną o d e­

p chnięte do naczynia B. P o d w pływ em w ięc źródła elek tryczn ości ion y chloru i so ­ du nie będą ju ż rów nom iernie rosprzestrze­

n ion e w rospuszczalniku, lecz natom iast w naczyniu A będzie w ięcej ionów chloru n iż sodu, w naczyniu zaś B, p rzeciw nie,

więcój ionów sodu niż chloru.

J e żeli teraz przerw iem y kom unikacyją p om iędzy naczyniam i A i B, usuw ając rur­

k ę C, odsuniem y n a elek try zo w a n e ciało i połączym y n aczyn ie B z ziem ią, co w tedy nastąpi? W e d łu g hipotezy A rrheniusa, na­

leży się apodziewać, że, poniew aż ładunki

elek try czn e io n ó w aodu, które atom om te ­

go pierw iastku nadają odrębne w łasności,

(9)

W SZECHŚW IAT.

z chw ilą połączenia naczynia B z ziem ią spłyną na ostatnią, w yd zieli się w stanie gazow ym w odór, skutkiem reakcyi pom ię­

dzy w odą a atom am i sodu, pozbaw ionem i ładunków elek tryczn ych , a w ięc zachowu- jącem i się zu p ełn ie tak, ja k znany nam sód m etaliczny. D ośw iad czen ie w samej rzeczy w ykazuje naocznie, że w tych warunkach w ydziela się w odór gazow y, którego w ła s­

ności łatw o spraw dzić. H ip oteza A rrhe- niusa tym sposobem otrzym uje podstawę dośw iadczalną.

D r Marchlewski.

Rośliny aDanasowate

W H O D O W L I POKOJOW EJ.

Z końcem 'ata żegnam y naszych o grod o­

w ych p rzy ja ció ł na długie, bardzo długie m iesiące. N ieb o najczęściej zachm urzone, rzadko k ied y przepuszcza prom ień sło ń ­ ca, zim ne <ilewy zw arzyły resztę kw iatów w ogrodzie. Pozornie zam arłe rośliny o gro­

d ow e czekają nadejścia lepszej pory. Z w o­

len n ik roślinności zwraca w szystkie starania na rośliny hodow ane w m ieszkaniach, na stołach , oknach, etażerkach i t. d., aby kw iatam i i zielenią stw orzyć w pokoju z łu ­ dzenie w iosny.

G d y sztuka ogrodnicza była jeszcze w k o ­ lebce, co nie n ależy do dalekiej p rzeszłości, w ów czas am atorow ie kw iatów z jcsien ią m usieli się zegnać ze sw ojem i ulubieńcam i ze św iata roślinnego, bo całe b ogactw o ro­

ślin pokojow ych składało się w ów czas z k il­

ku gatu n k ów ceb u low ych , oleandrów , roz­

m arynu, pelargonii i niektórych kaktusów kolczastych . O d kilk u dziesiątków lat z n a ­ czn a zm iana zaszła na lepsze. P om ięd zy setkam i i tysiącam i gatu n k ów roślinnych, które sztuka ogrodnicza w tym przeciągu czasu w y tw orzyła, m iędzy n iezliczonem i ro­

dzajam i, które sprow adzono z dalekich kra­

jó w , zn ajd u je się niem ało kw itnących w z i ­ m ie, które przy w zrastającem zam iłow aniu do p rzep ych u w k w iatach , zostały odrazu

w prowadzone do h od ow li pokojow ej. P o ­ w stało m nóstwo zakładów ogrodniczych, w których hodują pełno bogatych odmian kw iatow ych. A m atorow ie roślin zapoznają się tym sposobem z gatunkam i stref cie­

plejszych i zam iłow anie do roślin rozw ija się coraz w ięcej.

P ew n e gatunki zw rotnikow e, o których m niem ano, że tylko w w ilgotnej i ciepłej atm osferze cieplarnianej rozw ijać się mogą pom yślnie, dziś są zw y k łem zjaw iskiem co- dziennem w hodow li pokojow ej i liczba ich zw iększa się nieustannie.

N iezm iernie cennem i dla upraw y poko­

jowej, chociaż m ało jeszcze rosp ow szech - nionem i u nas i w N iem czech są rośliny ananasow ate (B rom eliaceae), które w A n ­ g lii, F ran cyi i B elg ii są dziś kwiatam i mo- dnem i i ważne w pokoju zajm ują stano­

w isko.

R odzina Brom eliaceae ma 1200 rodzajów znanych, pochodzi z o k o lic podzw rotniko­

w ych A m eryki. W iększość rodzajów z po­

zoru przypom ina rośliny p asorzytne, które na pniach obcych roślin w yrastają, ale ta tylk o różnica m iędzy niem i a praw dziw em i pasorzytam i, że nie biorą p ożyw ienia z ż y ­

w ych tkanek roślinnych, lecz na podobień­

stw o storczyków korzystają z podpory. N ie ­ które z ananasow atych rosną nad brzegam i wód, inne zn ów na polach i często są one błogosław ionem i, bo ja ło w e grunty skaliste pokryw ają na daleką przestrzeń dyw ano- wein podszyciem .

R oślin y ananasow ate są to rośliny zielne, 0 łodydze krótkiej, najrozm aitszych k sz ta ł­

tów, często z liśćm i opatrzonem i pięknym rysunkiem po w iększej części k ształtu ry- nienkow atego, lub w stążkow atego, n iek ied y na brzegu ostro ząbkow anem i. L iście te przy podstaw ie tak mocno do sieb ie przy­

legają, że w cale nie przepuszczają wody.

U w iększości gatunków powstają w jesien i

1 w zim ie, na końcu w yrośniętej ło d y g i,

kw iaty. U niektórych gatunków kw iaty

w yrastają pom iędzy liśćm i zacienionem i,

u innych znów wznoszą się w ysoko ponad

liście. K w iatostan przedstaw ia kolbę, klos

lub grono. P ojed yń cze kw iatki są bardzo

krótkotrw ałe i drobne, nie opadają jednak

w szystkie jed n ocześn ie, ale pozostają na

szyp u łce wraz z pięknem i przykw iatkam i,

(10)

826 W SZECH ŚW IAT. Nr 52.

które nieraz całem i m iesiącam i zdobią, ro­

ślin ę. P rzy tem. listk i środkow e, otaczające łod yżk ę k w iatow ą (szy p u łk ę ) i w yrastające 0 kółko wo przy jój p od staw ie, przedstaw iają

nieraz w spaniałe zab arw ien ie czerw one.

Skoro tylko na głów n ej ło d y żc e ukażą się kw iaty, nie w yrasta ju ż żaden liść n ow y, aż dopiero po dojrzeniu ow ocu, przedtem j e ­ dnak tworzą się na ło d y d ze podziem nej, czyli kłączu, m łode g a łą zk i (p ę d y ), które po od d alen iu się od pnia m acierzystego w cześnićj lub później opadają i dają p o czą ­ tek now ej roślin ie. B rom eliaceae często mają n ieliczn e korzen ie, szczególn iej g a ­ tunki na drzew ach rosnące, m łod e w szakże roślinki, szczególn iej w o g ro d o w n ictw ie ce­

nione, mają zw y k le jed en m ały korzonie- czek, który później obum iera, a na m iejsce je g o w yrasta k ilk a m niejszych. W o g r o ­ dach botanicznych te w olno bardzo rosnące rośliny doskonale się udają. P rzy w ią za n e m ocno do k aw ałk ów korka, lub kory p o ­ bierają one żyw n ość w yłączn ie przez liście 1 ło d y g ę z w ilg o tn eg o tylk o pow ietrza.

Z w yjątkiem jed n eg o gatunku na w iele sposobów u p raw ian ego, ananasu w ła śc iw e ­ go, Ananassa sativa L ind, którego ow oc kosztow ny tylk o przy bardzo w ysok iej tem ­ peraturze dojrzew a, w szystk ie p raw ie bez w yjątku rośliny tu należące n ie przynoszą bespośredniej korzyści cz ło w ie k o w i, z a ­ chw ycają go raczej swą pięknością. K to hoduje kw iaty rossądnie i z zam iłow an iem , temu p rzed staw iciele tej rod zin y m ogą d o ­ starczyć w iele p rzyjem ności. Jak o roślin y pojed yócze stanow ią one w pokoju w ielk ie urozm aicenie; duże gatunki są ozdobą sto ­ łów i k oszyków , m niejsze — o k ien , a n aj­

m niejsze jeszcze m ogą ozdabiać ciep larn ie p ok ojow e, czyli teraryja. W p ięk n ości r y ­ w alizują one z najładniejszem i roślinam i hodow anem i dla liści i darzą nas k w iatam i w najsm utniejszej porze roku i to k w ia ­ tami, które mogą się u b iegać o lep sze n aw et ze storczykam i.

N ie w szystkie B rom eliaceae w ym agają j e ­ dnakow ych starań, co nam tłu m aczy p o w y ­ żej sk reślon y rozm aity sposób zach ow an ia się i od ległość ich ojczyzn y. J a k k o lw iek w iększość rodzajów żyje w A m ery ce z w r o ­ tnikowej, spotykają się je d n a k niek tóre g a ­ tunki z jednej stron y na p ołu d n iu S ta n ó w

Z jednoczonych i w Japonii, a z drugiej stro ­ ny w P eru i B razylii p ołu d n iow ej. W A n ­ dach w P eru sp otyk a się je sz c z e te rośliny na w ysokości 1 3 0 0 m etrów. S iln e te g a ­ tunki, dochodzące często znacznych o b jęto ­ ści, są rów nie mało zalecane do hodow li pokojow ój, ja k z drugiej strony i n a jd eli­

katniejsze. D o hod ow li pokojow ej zasto- sow yw an e roślin y ananasow ate w ym agają, ż m ałem i odm ianam i, tych sam ych starań, ja k w ogóle roślin y hodow ane w d o n ic z ­ kach. N ajtrudniejszą częścią upraw y jest w ysiew an ie nasienia i h od ow la m łodych ro­

ślinek w schodzących; obiedw ie te spraw y zależą tylk o od dośw iadczenia. Am atorom najlepiej p olecać, żeby w yb ierali rośliny zdrow e i dobrze ju ż w doniczce zak orze­

nione, które potem przy staraniu w pokoju bardzo pom yślnie się rozw ijają.

D o h od ow li Brom eliaceae potrzebna je s t zw y k ła tem peratura pokojow a nieprzecho- dząca 1 2 —4 3 ° R eaum ura. N ajlepiej trzy ­ mać je na k oszu przygotow anym na k ilk a doniczek, lub na oknie zaopatrzonem w p o ­ dw ójn e ramy. W późnej jesien i, lub w z i­

mie trzeba przed ew szystk iem na to z w r a ­ cać u w agę, żeby roślin y zw rotnikow e b yły ochronione od przeciągów i g w ałtow n ych zm ian tem peratury. O kna je ż e li się o tw ie ­ rają w celu p rzew ietrzenia pokoju, to ju ż żadna roślina pozostaw ać tam nie pow inna.

R o ślin y ananasow ate są czyste i przy z w y ­ czajnych w arunkach w olne od w szelkich szkodników . N iektóre gatunki m ogą się psuć w suchem p ow ietrzu , w ted y w ystarcza p o lew a n ie ich n ietylk o latem , lecz i w jasne d nie zim ow e, albo obm yw anie m iękką c z y ­ stą gąbką. N ależy je także strzedz od s il­

nych prom ieni słonecznych. L iczn e g a tu n ­ ki zostają przez zim ę w spoczynku i te w y ­ m agają n iew iele w ilgoci, inne jed n ak w ła ­ śn ie w zim ie rosną i k w itn ą i te m uszą być silniój polew ane. P o d lew a się i szp rycu je tylk o letn ią wodą, bo zim na zaszkodziła już niejednój pięknej roślinie.

N ajlepszą porą do p rzesadzania roślin

ananasow atych je st w czesn a w iosna, gd y

korzenie nie m ają jeszcze zbyt wielkiej siły ,

przy przesadzaniu n ależy roślin ie daw ać

tylk o n ieznacznie w iększą doniczkę. Z u w a ­

gi, że w iększość ananasow atych w ojczyźn ie

swojój rośnie na w p ół p rzeg n iły ch substan-

(11)

Nr 52

w s z e c h ś w i a t

. 827 cyjach organ iczn ych , daje się im odpow ie­

dnią ziem ię obfitującą w szczątki roślinne.

D o ziem i tej dodaje się zw y k le nieco torfu, lub m chu i grubego piasku. N iek tórzy ho­

dow cy sypią także trochę w ęgla drzew nego pod spód, inni znów radzą podkładać k a ­ w ałki drzew a dobrze w ysuszonego na ko­

m inie, żeby w szelk ie szk od liw e grzybki po­

zabijać, a potem znow u zw ilżonego. P r z e ­ sadza się w ten sposób, że się obtrząsa o ile m ożna najw ięcej staraj ziem i z korzeni, nie- obcinając jed n ak korzeni w cale. D la le p ­ szego przepuszczania wody, kładzie się na spód w arstw ę skorupek z doniczek, na to ziem ię, którą się ręką uciska mocno, w tak przyrządzoną doniczkę w kłada się lew ą ręką roślinę, żeby wyżej nie była ob­

sypana ziem ią jak poprzednio, prawą zaś ręką sypie się ziem ię w ten sposób, żeby p ow chodziła w szędzie m iędzy korzenie i le k ­ ko się ją uciska. P o przesadzenia! polew a się obficie wodą, aby cała ziem ia dobrze 1 w ilgocią nasiąkła.

Z licznych p rzed staw icieli rodziny ana- nasow atych najbardziej nas zajmują Y riesia i T illan d sia jako roślin y pokojow e. N a j­

bardziej rospow szechnioną z należących tutaj rodzajów je s t Y riesia okazała (T illa n d ­ sia splendens) z liśćm i prążkow anem i po­

przecznie i dużym kłosem oraz dw ucalo- w em i, dachów kow ato na sobie ułożonem i czerw onaw em i przykw iatkam i, które d o ­ piero w G rudniu się rozw ijają i d łu gi czas stanow ią p raw d ziw ą ozdobę rośliny, pod­

czas, g d y w łaściw e, pom iędzy niem i w y ­ kw itające żó łte kw iateczki, trw ają bardzo krótko.

Inną jeszcze rośliną zdatną do pokoju jest V riesia tesselata z pięknem i liśćm i, a w n ow szych czasach p rzyb yw a do [tych jeszcze jed en gatunek o w ielkich liściach dochodzących do 1— l ' / a m d łu gości, Y r ie ­ sia h iero g ly p h ica , której szczególne na liściach^rysunki, przypom inają pism o arab­

skie. B a rd zo orygin aln ą rośliną je s t także gatunek V riesia fenestralis, której liście na tle żó łto -zielo n em są n iep raw id łow o ciemno kratkow ane. R zadsza od poprzednio w y ­ m ienionych gatu n k ów je st V . Saundersii.

P ięk n a ta roślina ma liście niebiesko-zie- lone, tna dolnej pow ierzch n i ciem no krop­

kow ane, a k oteczki, tw orzące m ięsistą w ie ­

chę (kolbę), są otoczone przez żółte przy- k w ia tk i. W ostatnich latach przez k rzy­

żow an ie gatunków , otrzym ano, szczególniej w W ersalu, g d zie bardzo w ysoko stoi u p ra­

wa roślin ananasow atych, w iele n ow ych odmian- Jed n ą z najśw ietniejszych je st V riesia fulgida. V riesia ma liście rynien- kow ate, u podstaw y silnie na siebie zacho­

dzące, w których u w iększych gatunków , przez nakrapianie, grom adzi się dużo wody, którą można spokojnie tam zostaw ić, po nie waż ona w siąkając w otaczającą z ie ­ m ię w ytw arza potrzebną dla rośliny w il­

goć.

Spom iędzy okazów dobrych do pokoju polecam y szczególniej T illan d sia L in d en ii.

R óżow aw e listki tój pięknej rośliny są po- przerzynane d łu giem i, podłużnem i nerw a­

m i, kw iaty są duże niebieskie.

P ięk n e i łatw e do hodow li pokojow ej ro ślin y ananasowate, na które tylk o chcę zw rócić uw agę, są: A echm ea fulgens, B il- begia amoena i irid ifolia, dalej piękna G utz- m annia tricolor, która dorasta do 30 cm w y ­ sokości i często całe lasy porasta razem z ob- i ficie rosnącą N idularium fulgens. (N atur

und H aus, zeszyt I, 1892).

tłum . J. S.

P o s i e d z e n i e o s i e m n a s t e K o m i s y i t e o - r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o m o c n i c z y c h odbyło eię dnia 15 G rudnia 1892 ro k u , o godzinie 8 w ieczorem , w lokalu To - w arzystw a, C hm ielna N r 14.

1. P ro to k u ł posiedzenia poprzedniego został od czytany i przyjęty.

2. Przew odniczący Komisyi zaw iadom i! czło n ­ ków o zgonie nieodżałow anej pam ięci K azim ierza Zapczyńskiego, znakom itego badacza flory k ra jo ­ wej i zawezwał o becnych do uczczenia pam ięci zm arłego przez pow stanie z miejsc.

5. P. J. Morozewicz m ów ił „O syntezie lip a ry tu i h aju in o firu “. D ośw iadczenia M ichel - Levyego i F ouąuego dow iodły, że skały w ulkaniczne zasa­

dowe, jak : andezyty, bazalty, nefelinity, leucytyty

i t. d. mogą być z łatw ością odtw orzone sztucznie

z najd ro b n iejszem i szczegółam i p rzez topienie ich

elem entów i powolne studzenie stopu. Jednocze-

(12)

828

w s z e c h ś w i a t

. N r 52.

śn ie ci sam i uczeni w j kazali, że sk a ły w ulkaniczne kw aśne, bo g ate w krzem ionkę, a m ianow icie lipa- ry t, tr a c h it i im podobne n a drodze czysto ognio­

wej, wprost przez to p ien ie części składow ych, p o ­ m im o licznych usiłow ań, otrzym ać się nie dają.

Pow staw anie lip a ry tu i tr a c h itu w p rzy ro d zie p rzy p isu ją zwykle d ziałan iu p ary w odnej i c iśn ie ­ n iu w te m p e ra tu rz e podniesionej. D ośw iadczenia je d n a k H autefeuillea, k tó ry dokonał syntezy k w a r­

cu i ortoklazu, ty ch głów nych składników lip a ­ ry tu , topiąc ich elem enty w n ad m iarze w olfram ia- nu sodu, lub fosforanów i fluorków alk aliczn y ch , ja k rów nież obecność w skałach pom ienionych n ie ­ w ielkich ilości fluorków , fosforanów , a n iekiedy i m inerałów w olfram ow ych i m olibdenow ych zdają się przem aw iać za tem , że su b stan cy je te w yw o­

łać m ogą k ry stalizacy ją law i bez u d ziału p a ry wodnej. A by przypuszczenie to stw ierd zić, do m ię ­ szaniny o składzie lip a ry tu islandzkiego d o d ał pan M. około l 0/„ kwasu w olfram ow ego i stopił j ą z z a ­ chow aniem w arunków n iezb ę d n y ch do p raw id ło ­ wej k ry sta liz a c ji. Po kilku ty g o d n iach ogrzew a­

n ia tygla w tem p e ra tu rz e nap rzó d jasn ej, a pó ź­

niej ciem nej czerw oności o trz y m a ł stop szklisty, przy p o m in ający niektóre sm ołow ce. Pod m ik ro ­ skopem je d n a k z łatw o ścią d ostrzedz i odróżnić zd o łał całe roje dro b n y ch kryształków kw arcu w doskonale w ykształconych p ostaciach p ir a m i­

dalnych (q u a rtz b ip y ram id e), sześciokątne żółte tab liczk i b io ty tu o silnym bard zo pleochroizm ie, w rerzcie m ik ro lity o rto k lazu podłużne, czterobocz- ne. W szystkie te m in e ra ły w od d zieln y ch g r u ­ pach rozrzucone są w m asie szklistej bezbarw nej.

T ak więc m ałe ilości kw asu wolfram ow ego, k tó ­ rego obecność w sk ałach n a tu ra ln y c h jest b ard zo m ożliw ą, a w wielu w ypadkach dow iedziony, m ogą pow odować k ry sta liz a c y ją lip a ry tu . J e ż e li o b ec­

nie prow adzone dośw iadczenia n ad działan iem m a ­ ły c h ilości fluoru i fosforu, jako czynników k ry ­ stalizu jący ch (agenta m in e ra lisa te u rs), w y p ad n ą rów nie pom yślnie, ja k z kw. w olfram ow ym , n a ­ tenczas będziem y w p raw ie w ygłosić tw ie rd z e n ie , że lip a ry t może pow staw ać na drodze czysto o g n io ­ wej bez udziału p a ry w odnej i ciśn ien ia w ięk sze­

go n ad zwykłe.

P rzed kilku m iesiącam i p. M. dokonał sy n tezy m inerałów grupy hajuinu, to p ią c ic h elem en ty w n ad m iarze soli g lau b ersk ie j, lub ch lo rk u sodu w te m p e ra tu rz e ciem nej czerw oności. D ośw iad­

czenie to jed n ak , w ykonane w w a ru n k a c h n ie n a ­ tu ra ln y c h (n a d m ia r to p n ik a ), nie czyniło zadość wFzystkim w ym aganiom syntezy m in eralo g iczn ej.

W celu unik n ięcia konieczności u c ie k a n ia się do n a d m ia ru to p n ik a (h aju in , m in e ra ł sam p rz e z się tru d n o topliw y, tw o rz y się je d n a k w te m p e ra tu rz e n ;skiej), w y b ra ł p. M. m ięszaninę łatw o to p liw ą , złożoną z 2 cz. h aju in u i 1 cz. a u g itu bogatego w alkalija. Po kilku ty g o d n iach ogrzew ania w cie­

m nej czerw oności, m ieszanina sto p iła się i z a k ry - stalizow ała w m asę zu p ełn ie je d n o ro d n ą . M ik ro ­ skop w ykazał w n iej obecność n a d e r liczn y ch kryształków a u g itu , a m iędzy n ie m i liczn iejszy ch

je sz c ie hajuinów o barw ie niebieskiej, w p o sta­

ciach: (110), (100), r ( l l l ) , lu b ich kom binacyj.

Między obu m in e ra ła m i pozostały n ad to resztki m asy szklistej. Część stopu otrzym anego, o g rze­

w ana przez czas długi w tem p eratu rze wyższej, dała n ad er ciekawy re z u lta t, gdyż zam iast hajuinu skrystalizow ały się w niej a n o rty t i n( felin, k tó re, ja k w ykazały poprzednie dośw iadczenia p an a Mo- rozew icza, tw orzą się zam iast bajuinu w te m p e r a ­ tu rz e wyższej nad ciem ną czerw oność. Z faktów pow yższych p. M. w yprow adził w niosek, że hajuin oraz skała hajuinow a, to je s t kom binacyja jego z au g item tw o rzą się na drodze czysto ogniowej, lecz w tem p eratu rze stosunkow o niskiej.

N a tem posiedzenie zostało ukończone.

T O W A R Z Y S T W O

POPIERANIA PRZEMYSŁU I HANDLU.

Posiedzenie 11 Sekcyi chem icznej m iało m iejsce w dniu 26 L isto p ad a r. b., w b u d y n k u Muzeum p rzem ysłu i ro ln ictw a.

1. P ro to k u ł posiedzenia poprzedniego został o d ­ czy tan y i p rzy jęty .

2. D r E d m u n d N eugebauer w yłożył rzecz „O p la ­ m ach, pow stających przy barw ieniu tk a n in w eł­

n ian y ch b arw n ik am i ro ślin n e m i11. M ianowicie przy b arw ien iu su k n a szczególniej p o rą zim ow ą pow sta­

j ą p lam y , nazw ane przez p releg ien ta plam am i wo- dnem i. Są to m iejsca o z a b arw ien iu nieco ja ś - niejszem , a zatem m iejsca, n a k tó ry ch osiadło n ie ­ co m n iej barw nika. Aby przek o n ać się, czy na w ytw orzenie ty ch p lam m oże w pływ ać w oda, d r N eugebauer p ró b k i jed n eg o i tego sam ego sukna go to w ał je d n ę w wodzie dystylow anej, d ru g ą w wo­

dzie w iślauej i b arw ił te p ró b k i w sposób n a jśc i­

ślej jed n ak o w y . Otóż p ró b k a gotow ana w wodzie w iślanej byw ała zawsze słabiej zabarw iona. To dośw iadczenie d r N eugebauer p o k a z a ł na p o sie­

dzeniu. W oda w ięc może w płynąć n a zab arw ie­

nie, a o b jaśn ia się wpływ te n w sposób n a ­ stępujący: na pow ierzchni sukna w n ie k tó ry c h w a ru n k ach przez w yparow anie w ody może osia­

dać w ęglan w apnia. Otóż ten na suknie osa­

dzony w ęglan w apnia przy zetknięciu z sia rc z a ­ nem gliuu, użytym jak o zapraw a barw ierska, osa­

dza n a p o w ierzch n i su k n a glinkę, g lin k a zaś

w zetk n ięciu z odw arem d rzew a kam peszow ego

w ytw arza lakę kam peszow ą, słabo ty lk o do p o ­

w ierzch n i sukna przy czep io n ą. Otóż la k i te , p o ­

w ierzchow nie n a tk a n in ie , a nie w ew nętrz na

w łóknach osadzone, łatw o p rzy w ykończaniu o d ­

czepiają się, zostaw iając p o i sobą pow ierzchnię

słabiej z ab arw io n ą, do któ rej osad w ęglanu, a n a ­

stęp n ie glinki i w ytw orzonej z niej lak i u tru d n ił

Cytaty

Powiązane dokumenty

sującej nas epoce byli już w mniejszości, lecz ciągle jeszcze dominowali w starszych osiedlach nadmorskich i w Fila- delfii, największym ówczesnym mieście

W przypadku przepływu ustalonego - linia prądu, tor oraz linia wysnuta pokrywają się.. Jak widać, analiza zarejestrowanego obrazu przepływu nie jest wcale

Mówiąc najprościej, Gellner stara się wyjaśnić dwa zdumiewające zjawiska współczesności: błyskawiczny i pokojowy zanik komunistycznego imperium wraz z ideologią

d) program szpiegujący (ang. spyware) – oprogramowanie, które zbiera informacje na temat działania użytkownika np. śledzi historię przeglądanych stron czy zbiera informację

After the second round of chemotherapy (Gemzar + Gencytabina) severe pain in the fingers of both hands, bruising followed by whitening and then dry necrosis of the distal fingers

Zamiast współczucia pojawia się wyznanie ojca, że intensywne uprawianie sportu jest sposobem, aby o niczym nie myśleć, komplet- nie się wyłączyć, co syn sarkastycznie

Z tego okresu (1962–63) datują się moje pierw- sze wiersze węzełkowe, żyletkowe i kluczowe, które doprowadziły mnie do wierszy głębokościowych i rok później do

Ponieważ śladów takich nie było pod zabudowaniami innych skrzydeł, choć stwierdzono tam zachowane warstwy z okresu wznoszenia rom ańskiego opactwa i relikty