• Nie Znaleziono Wyników

Ekran i widz: Powroty

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ekran i widz: Powroty"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

Mirosław Derecki (M.D.) EKRAN I WIDZ: POWROTY

Od kilku tygodni składamy w niedzielę wizytę w filmowym świecie naszych rodziców i dziadków, w celuloidowym imperium snów i jego stolicy - Hollywood. Uboga osada w pobliżu Los Angeles zaczęła nagle robić na początku bieżącego stulecia oszałamiającą karierę; bo też spadła na nią inwazja ludzi niezwykłych, niepoczytalnych i nieposkromionych w afekcie do zrodzonego niedawno zjawiska z pogranicza realności i sennego marzenia – kinematografu. Hollywood było świadkiem nieprawdopodobnych namiętności ludzkich, nagłych wzlotów i upadków artystycznych, widziało, jak z dnia na dzień powstawały lub waliły się w gruzy finansowe imperia, uczestniczyło w romansie Poli Negri z Rudolfem Valentino, składało życzenia ślubne Mary Pickford i Douglasowi Fairbanksowi, kłoniło głowę przed talentem Grfffitha i osobowością Chaplina. Tutaj narodziło się niezwykłe uczucie pomiędzy Gretą Garbo i Johnem Gilbertem, drogami wśród zarośli ostrokrzewu mknęły eleganckie limuzyny Glorii Swanson, tu rozkwitała nieokiełznana wyobraźnia Ericha von Stroheima…

O tym wszystkim opowiada telewizyjny serial „Hollywood”, zrealizowany przez dwóch doskonałych brytyjskich dokumentalistów - Kevina Brownlowa i Davida Gilla.

Na temat początków sztuki filmowej powstał już niejeden serial. Ten jednak jest dziełem zupełnie wyjątkowym. Może m.in. dlatego, że zrobili go twórcy „z zewnątrz”, reżyserzy patrzący na podjęty temat z odpowiedniego dystansu i przez pryzmat doświadczeń kultury europejskiej. Wprowadziło to od razu określoną „optykę widzenia” i zadecydowało o takiej, a nie innej selekcji materiałów wyjściowych. Dzięki temu - a przede wszystkim dzięki osobowościom artystycznym Brownlowa i Gilla – „Hollywood”, będąc z założenia

„historycznym serialem”, stał się - stosując miary pisarskie - dziełem artystycznym.

usytuowanym gdzieś pomiędzy historycznym esejem a reportażem literackim.

Kiedy pomyśli się, przez jakie kontynenty materiałów archiwalnych, złożonych w

przepastnych magazynach Hollywoodu, musieli się przekopać reżyserzy, dobrać odpowiednie

kawałki taśmy do swych oryginalnych i odkrywczych opowieści o pierwszych filmowych

statystach czy też nieustraszonych kaskaderach, o ekranowych kochankach i romantycznych

rycerzach bez skazy - ogarnia człowieka zdumienie połączone z zachwytem i…

(2)

przerażeniem. Ale jeszcze większy podziw budzą Kevin Brownlow i David Gill swą umiejętnością odszukiwania świadków tamtej epoki, ludzi kina, którzy byli wielkimi bohaterami filmowymi, lecz także tych, którzy grywali swoje rólki na dalekich, prawie niezauważalnych dla widza kinowego, planach. Nie wszyscy zamieszkali później na eleganckim Bulwarze Zachodzącego Słońca i niełatwo dzisiaj o ich szare, nic nikomu nie mówiące adresy...

Magia kina opętała przecież równie mocno tak jednych, jak i drugich. Ten sam błysk zapala się w oczach dystyngowanej Glorii Swanson czy Agnes de Mille, jak w źrenicach emerytowanego kaskadera czy pomocnika operatora, gdy mówią o latach owej młodości, która była zarazem młodością kina. Wszyscy kochali kino i wszyscy poświęcili mu się na całe życie bez reszty. Różniły ich skale talentu i... zarobki - od zawrotnych sum po nędzne grosze.

Ale pod jednym wszakże wzglądem tamto dawne kino wszystkich ich równało: pracowali w sposób morderczy, eksploatowani byli do ostatecznych granic zarówno ustawiacze dekoracji, jak i najwięksi gwiazdorzy i nie mieli o to pretensji, kino to było ich życie.

Oglądając „Hollywood”, zagłębiamy się w krainę snów i marzeń. Ale Brownlow i Gill oferują zarazem nie mniejszą porcje prawdy. Prawdy o ludziach. O tych wszystkich starych aktorach, dziennikarzach, reżyserach, operatorach i statystach, którzy - może po raz pierwszy, w życiu - zrywają nagle z twarzy wieloletnią maskę, jaką narzuciło im kino, i mówią, uśmiechają się zwyczajnie, prywatnie, do swoich wspomnień. A czasami nagle wybuchają płaczem.

I ten ich zwykły, prywatny uśmiech, ten ich prywatny płacz - to jest wielkie zwycięstwo artystyczne twórców „Hollywoodu”.

Pierwodruk: „Kamena”, 1983, nr 4, s. 10.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tymczasem rzekomy „dreszczowiec” okazał się filmem iście proroczym: w dwanaście dni po jego premierze świat obiegła wiadomość o groźnej awarii w atomowej siłowni

Problemy sztuki zwiążą się dla Marty z problemami osobistymi: czy ma odejść, poświęcając się tylko muzyce, które wydaje się być jej całym życiem, czy

Myślę, że amatorom z Chełma należy przyjrzeć się uważnie, tym bardziej, że stosowane przez nich formy pracy mogłyby stać się przykładem dla działalności

A może jest na odwrót: może Polański nigdzie nie potrafi się przystosować.. W jednym z październikowych numerów „Filmu” Jerzy Niecikowski odmawia filmom

Zaczyna mieć zadanie odmienne od właściwego, nie chce podejmować tematów „politycznie słusznych”, odszczekuje się zwierzchnikom, okazuje się niewdzięcznikiem, przynosi

z Walpolem i Wolterem, prowadziła jeden ze świetniejszych, jak stwierdza Tabęcki, salonów w Paryżu oraz oświadczyła pewnego razu: „Nie wierzę w duchy, ale bardzo się

Tak jest właśnie z wyświetlanym ostatnio na naszych ekranach filmem Francois Truffauta „Ostatnie metro”, który we Francji został po prostu obsypany „Cezarami”,

„dokumenty” tworzone z chłodnym obiektywizmem, powstające w warunkach, kiedy nie trzeba się już było liczyć z czasem, wykorzystujące bogate zasoby