• Nie Znaleziono Wyników

Widok Pieniądze w strukturze codzienności

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Widok Pieniądze w strukturze codzienności"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

Uniwersytet Wroc³awski

Pieni¹dze

w strukturze codziennoœci

Pieniądze to temat pospolity, metafizycznie błahy i przyziemny. Trudno tu o wzbogacającą ludzkie istnienie wzniosłość, trudno o urokliwe meandry stylu wysokiego, który powoduje, iż chociaż przez chwilę wierzymy, że życie ludzkie jest czymś więcej i czymś lepszym niż rzeczywiście jest. A przecież może to właś- nie tej wzniosłości, by nie rzec – sentymentalnie nieco – duchowego piękna i głębi, brakuje człowiekowi w jego znojnej, cyklicznie przygniatanej rozmaitymi kryzy- sami codzienności, brakuje szybowania myślami w świecie dalekim od zwyczaj- nych, powtarzalnych czynności podtrzymujących fizyczną egzystencję i społecz- no-ekonomiczne usytuowanie. Potrzeba zatem pogłosów i prześwitów z innego świata, by ten tutaj chciało się w ogóle podtrzymywać i troszczyć o niego, trzeba odległości, metapoziomu, by poziom „zero”, poziom manipulacyjno-zakupowej codzienności zobaczyć w jakiejś niefrustrującej i godnej uwagi perspektywie.

O to jednak niełatwo. Skutecznie nas przekonano bowiem, że każde „meta”, czyli także każdy dystans, który się dzięki niemu osiąga, jest tylko słownikową ekstra- wagancją szalonych marzycieli, znudzonych, zasobnych intelektualistów lub fi- lozoficznie niedouczonych żałosnych naiwniaków, niepojmujących szlachetnych, odwiecznych zasad umysłowego ergo językowego konstruktywizmu. Wymyślili sobie oni owe słowniki nie dlatego, że coś odkryli (nie ma bowiem odkrywania, jest tylko tworzenie), lecz po to, by samemu poczuć się „meta” jako tych nie- zwykłych słowników włodarze, szafarze prawd przekraczających zwykłą, ludz- ką mizerię i potwierdzających przez to ich własną wyjątkowość oraz roszczenie do władzy. W końcu jednak zdemaskowano uzurpatorów i wyśmiano wszystkie ich sztuczki i językowe wygibasy zabaw w dualistyczną metafizykę. To właś- nie usłyszeliśmy o wszelkich rzekomych metapoziomach ludzkiej egzystencji, o słowach wyrażających coś innego niż „zrazu” i „zwykle” powszedniego życia.

Wygląda tedy na to, że owo życie w żaden sposób nie jest opromienione blaskiem boskiej chwały, że nie jest jutrznią wiecznej szczęśliwości, jak co niektóre z tych metafizyk ośmielały się twierdzić. Jest takie oto zwyczajne po prostu, w zwy- czajności zanurzone jak ręka w kieszeni poszukująca portfela. Pozostaje więc do dyskusji namacalny konkret bieżących spraw rozpościerający się pomiędzy kuchnią, ubikacją, łóżkiem i tym wszystkim, co pozwala w niezakłócony sposób

(2)

Colloquia Anthropologica et Communicativa: Monety, banknoty i inne środki wymiany, 2010

© for this edition by CNS

korzystać zarówno z jednego, drugiego, jak i trzeciego, i co sprowadza egzy- stencję do kwestii podtrzymywania socjoneurobiologicznie rozumianego życia.

A w samym sercu tego – pieniądze, czyli pospolitość i małostkowość handlu oraz codziennych szacunków opłacalności. Georg Simmel zauważa w tym kontekście:

faktycznie ekwiwalent, jakim jest powszechny środek wymiany – pieniądz – pozbawia rzeczy wartości także w wyższym sensie. Pieniądz jest „podły”, bo służy jako ekwiwalent dowolnej rze- czy: dostojeństwo przysługuje tylko temu, co indywidualne; to, co odpowiada wielu wartościom, odpowiada najniższej z nich i dlatego także najwyższą ściąga na najniższy poziom. Na tym polega tragizm wszelkiej niwelacji, że sprowadza całość do poziomu najniższego jej elementu1.

Pieniądz zatem „spłaszcza” rzeczywistość, sprowadza byt do wspólnego mianownika, eliminuje inne wymiary sensów i znaczeń, jakby w myśl ekono- micznego odpowiednika brzytwy Ockhama: nie należy mnożyć sfer rzeczywi- stości (czy też schematów interpretacyjnych tejże rzeczywistości) nad potrzebę, zwłaszcza jeśli zasady ekonomiczne tłumaczą byt wystarczająco dobrze, by w nim funkcjonować. Równocześnie jednak, właśnie jako taka wszechwładna i jedyna skala wartości dla wszystkiego, jest pieniądz w dzisiejszym świecie nieodzowny, albowiem

pieniądz w przeciwieństwie do wszystkich specyficznych wartości jest czymś bezosobistym i bez- barwnym, i właśnie wskutek tego braku charakteru – coraz bardziej widocznego w toku rozwoju kultury, jako że pieniądz staje się ekwiwalentem coraz większej liczby coraz różnorodniejszych rzeczy – świadczy bezmierne usługi2.

O tych usługach właśnie – kupowanych niemałym egzystencjalnym kosztem – będziemy tu mówić. One stanowią bowiem, że z teoretycznym także namysłem można się nad pieniądzem pochylać.

Jest zatem tak, że – pod nieobecność wieczności i wiecznych spraw, ku któ- rym się ongiś z pietyzmem zwracano – mowy o pieniądzach nie unikniemy, bo zakotwiczają nas one wśród rzeczy, a także ludzi, czyli po prostu w tym, co jest dla nas dzisiaj rzeczywistością. W rzeczywistość trzeba się jednak wku- pić. Czy raczej: rzeczywistość tę trzeba dopiero stworzyć z rzeczy zakupionych, bo przecież sami ich już robić nie potrafimy. Otoczyć się tedy przedmiotami, które pozwolą spełnić wymóg troski o swe własne bycie i uczynią to bycie znoś- nym, a najlepiej przyjemnym. Ponadto, przedmioty te – książki, płyty, zastawy, ubrania, obrazki, meble, samochody, domy w końcu – odwzorować mają i po- świadczyć naszą tożsamość. Jakiekolwiek by były – są wszak nasze i przez nas wybrane. W przedmiotach nam poręcznych i codziennie współtowarzyszących chcemy ją nieustannie widzieć i afirmować, potwierdzić, iż jest czymś więcej niż nietrwałym obłokiem przypadkowych uwarunkowań. Ostatecznie to bibelo- ty i narzędzia codzienności określają naszą odmienność, ustanawiają tożsamość,

1 G. Simmel, Pisma socjologiczne, przeł. M. Łukasiewicz, Warszawa 2008, s. 109.

2 Ibidem, s. 103.

MONETY.indb 188

MONETY.indb 188 2010-05-05 09:12:382010-05-05 09:12:38

(3)

a przynajmniej jakąś jej część, w sposób wymierny i widoczny dla wszystkich. Są ekspozycją jaźni. Ktoś, kto nie miałby nic, byłby w dzisiejszym świecie – pewnie też w każdym innym – nikim. Nawet kloszardzi, pozbawieni niemal wszystkiego, przywiązują się do swoich drobnostek, do swych drobnych śmieci: tępych noży- ków, starych kubków, zardzewiałych dwukółek, kolorowych wycinków, szmat i kartonów. Każdy chce coś mieć, choćby dla innych owo coś nic nie znaczyło, w czym skraplałoby się jego pożądanie bytu, z czym mógłby złączyć jakąś hi- storię, dokleić wyobrażenia, czemu mógłby nadać jakiś sens i zobaczyć reflek- sy tego, co ważne. Dostrzec przebłyski świata innego niż ten, który go otacza.

Niektóre spośród przedmiotów mogą o takich innych światach, innych czasach i miejscach przypominać. Słowem, mogą one stać się znakami, których signifie odsyła do głęboko zakorzenionych, konstytutywnych dla naszego jestestwa obra- zów i uczuć. Przywiązanie do przedmiotów i ludzi poświadcza też, jak bardzo, na ogół, chcemy być. I nie zniknąć całkiem. Kultywujemy przedmioty, bo wiemy, że niektóre z nich mogą trwać dłużej niż człowiek i o człowieku (wraz z jego światem) już nieistniejącym zaświadczać. Dlatego też z takim pietyzmem prze- chowujemy pamiątki, artefakty z przeszłości, że poświadczają one zwycięstwo ludzkiej myśli i kunsztu rąk nad okrucieństwem czasu. Kultura, materializująca się przecież w przedmiotach, jest tedy namiastką nieśmiertelności, pełni funkcję konsolacyjną w obliczu nieodwołalnego unicestwienia wszystkich ludzi. W rze- czach i przez nie zwyciężamy czas, i to nawet wówczas gdy – zamiast przecho- wywać – nieustannie wymieniamy przedmioty. Wtedy mamy bowiem dojmujące wrażenie, iż czas ów jest ich niewyczerpywalnym zdrojem i łatwiej zapominamy, że jest także ich pełzającym kresem.

Tak tedy, po pierwsze, rzeczy. Przedmioty zapełniają nasz świat, przedmioty ten świat konstytuują. Tworzą jego smak, styl i konsystencję – jakość. Są źródłem estetycznego powabu, emanują swą dodaną, symboliczną wartością, sprawiają przyjemność samym swym istnieniem i przynależeniem do kręgu tego, co moje, kręgu, który z kolei jest miarą mej pracy i zaangażowania w świat. Przedmioty, w przeciwieństwie do ludzi, zawsze pozwalają się dotykać, oglądać i w pełni, bez reszty, mieć. W tym sensie są wdzięczne i urokliwe niczym patriarchalny ideał kobiety. Poprzez nie samookreślamy się, wyznaczając kontury naszej tożsamości.

Wszak widzimy w nich historię swych pragnień, których koleje wyznaczają część wewnętrznych dziejów naszego bycia. Dzięki rzeczom odsuwamy ponurą prawdę o absurdalności egzystencji, jej braku jakiegokolwiek „skąd?” i „dokąd?”, braku ostatecznego, bezwzględnie obowiązującego celu, ku któremu myśl i działanie człowieka mogłyby się kierować. A rzeczy te nabywamy właśnie za pieniądze, za sprawą kupna, transakcji. Stąd też musi się pojawić i pojawia się myśl, że

nie ma nic poniżającego w kupowaniu i sprzedawaniu – nic poniżającego w pragnieniu posiadania tej koszuli (żeby ją założyć, żeby mnie w niej widziano) ani w pragnieniu posiadania tej książki (żeby ją przeczytać, żeby ją oznaczyć własnym imieniem i nazwiskiem), i nie ma nic poniżające-

(4)

Colloquia Anthropologica et Communicativa: Monety, banknoty i inne środki wymiany, 2010

© for this edition by CNS

go w udostępnianiu tych rzeczy za pewną cenę, jeżeli nawet jest to taka cena, że nie mogę kupić obydwóch tych rzeczy zarazem3.

W niektórych czasach i miejscach nie było nic poniżającego nie tylko w za- kupie książki czy koszuli, lecz także żony na przykład. One też, żony, chciały – i pewnie nadal chcą, tylko w inny sposób – mieć wymierną wartość, mężczyźni zaś chcieli uczciwie nabyć to, co wartościowe, by ozdabiało im byt i potwierdzało ich status, a więc wzmacniało z kolei ich poczucie wartości. Wspomina o tym Simmel:

kobiety z ludu Kaffer nie uważają ich sprzedaży za poniżenie, wręcz przeciwnie – dziewczę- ta są z tego dumne, i im więcej wołów i krów kosztowały, tym bardziej wartościowe się czują [...] Czyni to zrozumiałym fakt, że w niektórych plemionach amerykańskich oddanie dziewczy- ny bez ceny uważane jest za istną degradację jej i całej jej rodziny, i nawet jej przyszłe dzieci nie są traktowane lepiej niż bękarty4.

Mamy tu więc ów powracający motyw: pieniądz wprawdzie homogenizuje wartość, ale przynajmniej ją ustala i podtrzymuje.

Rzeczy owe, co ozdabiają i ulepszają istnienie, trzeba zatem nabyć, ludzi zaś – także niezbędnych do konstruowania naszego prywatnego świata – w taki czy inny sposób zjednać, czyli dowieść im, iż bycie z nami będzie dla nich źród- łem psychicznego dobrostanu przy minimum cierpienia. Jak zauważa Michael Walzer:

O ile nie możemy wydawać pieniędzy na poziomie wyższym niż to, co uważa się za ko- nieczne do przetrwania, o ile nie posiadamy jakiejś dozy wolnego czasu i komfortu, które można kupić za pieniądze, cierpimy niedostatek poważniejszy niż ubóstwo jako takie, cierpimy swego rodzaju głód znaczenia społecznego, cierpimy poczucie społecznego wydziedziczenia [...] O ile nie posiadamy pewnej liczby rzeczy wymaganych społecznie, nie możemy cieszyć się uznaniem społecznym i być uważani za osoby pełnosprawne5.

Przy czym nie chodzi tylko (i głównie) o dość ogólne uznanie społeczne, lecz także o to, w jaki sposób będziemy w stanie ułożyć nasze relacje z ludźmi, konkretnymi ludźmi, w tym z tymi bardzo dla nas ważnymi. Mianowicie, co bę- dziemy mogli im zaoferować, jak bardzo będziemy w stanie ich zabezpieczyć, jakie przyjemności (lub nieprzyjemności) staną się ich udziałem, gdy będą bli- sko nas kroczyć. Zatem, jakimi będziemy mężami, kochankami, przyjaciółmi, rodzicami... Nie mam tu na myśli jakiejś wulgarnie rozumianej interesowności współbycia, wykorzystywania lub pozwalania się wykorzystywać, lecz możliwą formę, jakość i przestrzeń tych relacji. To, czy będziemy mogli zaprosić kogoś do kina, kawiarni lub na dobry obiad, czy będziemy mogli mu kupić naszą ulu-

3 Ibidem, s. 174.

4 G. Simmel, Filozofia pieniądza, przeł. A. Przyłębski, Poznań 1997, s. 346.

5 M. Walzer, Sfery sprawiedliwości. Obrona pluralizmu i wolności, przeł. M. Szczubiałka, Warszawa 2007, s. 168.

MONETY.indb 190

MONETY.indb 190 2010-05-05 09:12:382010-05-05 09:12:38

(5)

bioną i ważną książkę. Czy będziemy w stanie zabrać go w piękne lub z in- nych przyczyn godne zobaczenia miejsce. Czy będzie w naszej mocy sprawić mu radość, na przykład tak jak dziecku, gdy kupujemy mu prezent, a szczęście jego jest wówczas autentyczne i przez to zniewalające, nawet jeśli jego przyczyna zdaje się marnej jakości. Uczynić więc radość, którą i my będziemy się cieszyć, bo łatwiej przecież i szlachetniej radować się z zadowolenia innych, niż genero- wać je autotelicznie i pożywać samemu tylko. O to w końcu idzie, czy będziemy w stanie drugiemu coś dać lub pomóc, kiedy będzie tego potrzebował – ubrać go i nakarmić. Chodzi więc o rzeczy proste, zwyczajne, niezbyt wzniosłe, lecz ważne, w które pieniądze w sposób konieczny są uwikłane. Rzecz tyczy się moż- liwości ekspresji naszej istoty, dawania świadectwa naszym uczuciom, wyrażania i spełniania naszych i ludzi nam bliskich pragnień, nie tylko tych przyziemnych i trywialnych, ale także tych celujących (nieco) wyżej. Pieniądze zahaczają więc o rzeczy istotne i smak tej istotności w pewnej mierze im się udziela.

I pieniądze z jednego jeszcze względu są nieodzowne. Dzięki nim kupujemy usługi, czyli to, czego żadną miarą nie mamy ochoty – lub możliwości – sami robić. A przyznał to nawet Zygmunt Freud, że unikanie przykrości, tego, co bo- lesne lub wstrętne, bywa silniejszą pobudką działania niż poszukiwanie rozko- szy. Bo wyobraźmy sobie, jakim pasmem trudów, klęsk i zgryzot byłoby nasze życie, gdybyśmy wszystko – niczym ludzie archaiczni – musieli robić sami. Był- by to niekończący się koszmar nieudanych prób, piekło przymusu robienia tego, czego nie umiemy i nie lubimy robić. Pieniądze są tedy po to, aby się wykupić od tego, co niewdzięczne, nieznośne, męczące, nie wyłączając przymusu myśle- nia o nich właśnie, bo ten należy do najgorszych.

I tak, biorąc pod uwagę te wszystkie dobrodziejstwa, jakie za sprawą pienię- dzy stają się naszym udziałem, łatwo zapominamy o początkowych zastrzeże- niach, podług których pieniądz spłaszcza i sprowadza do najniższego mianow- nika rzeczywistość i wszelkie wartości. Bo przecież dobrze byłoby mieć trochę gotówki. Zagarnąć ją jednym, sprytnym a zwycięskim, ruchem lub choćby uskła- dać powoli, jeśli już nie można inaczej. Na samą myśl o tym wyobraźnia zaczy- na działać gorączkowo, jakkolwiek byśmy się od tego nie odżegnywali. Można byłoby myśleć wówczas ściślej, można byłoby działać efektywniej i bardziej „po naszemu”, załatwić z „ułańską” iście fantazją parę zaległych spraw i spełnić kilka zalegających od dawna gdzieś na dnie umysłu życzeń – wszak urok pieniędzy to w dużej mierze właśnie urok naszych pragnień i wizji. Dowieść więc niedo- wiarkom jak bardzo się mylili, pokazać wrogom, jaką potęgę mają naprzeciw siebie przy całej ich słabości. Można byłoby wówczas porzucić obmierzłą często pracę i oddać się błogiemu wylegiwaniu. Po prostu odpocząć w końcu, bo życie męczy, a zarabianie pieniędzy to już szczególnie źle w ekonomice sił się przed- stawia. Ogólnie zatem nie chcemy wiele. Rzec można: minimum. Aż prosi się zacytować tu Heinricha Heinego, który też wyznaje ubóstwo swych życzeń:

(6)

Colloquia Anthropologica et Communicativa: Monety, banknoty i inne środki wymiany, 2010

© for this edition by CNS

Jestem człowiekiem o najbardziej pojednawczym sposobie myślenia. I takie są moje życze- nia: skromny domek pod strzechą, przy tym jednak dobre łóżko, dobre jedzenie, mleko i masło bardzo świeże, przed oknami kwiaty, przed drzwiami kilka pięknych drzew, a jeśli dobry Bóg zechce mnie całkiem uszczęśliwić, to niech mi da ucieszyć się widokiem sześciu lub siedmiu mo- ich wrogów wiszących na tych drzewach. Ze wzruszeniem wybaczę im przed śmiercią wszystkie krzywdy, jakie mi wyrządzili w życiu – tak, trzeba wybaczać swoim wrogom, ale nie wcześniej nim zawisną na gałęzi6.

I – jak powiedziano – my także skromne i całkiem ludzkie mamy życzenia, nieodbiegajace daleko od tych, o których mówi poeta. I gdyby się dało spełnić je bez tykania przebrzydłej mamony, byśmy to na pewno chętnie zrobili. Ale się nie da i w tym problem.

Zważywszy więc na to, co powyżej, pojawia się tu takie, oczywiste, zagro- żenie: że jako środek tak cenny i użyteczny pieniądz łatwo może stać się celem samym w sobie. Niczym klucz otwierający wszystkie drzwi i eminentnie zawie- rający już w sobie wszystko to, co za tymi drzwiami się znajduje, niczym cza- rodziejska różdżka, którą sprawić można wszystko – dobrobyt, spokój, bezpie- czeństwo, szczęście po prostu. Zatem rację ma Simmel, gdy powiada, iż „żaden inny przedmiot, który ma wartość tylko jako środek, nie zdołał tak energicznie, tak kompletnie i z takimi konsekwencjami dla całości życia stać się – pozornie lub rzeczywiście – celem dążeń i samoistnym źródłem satysfakcji”7. Przysłania sobą, wówczas gdy tak się stanie, wszelkie widoki, ku którym miał nas prowa- dzić, nakazuje nieustanne gromadzenie, bo przecież nie można – tak po praw- dzie – mieć za dużo pieniędzy, tak jak nie sposób cierpieć nadmiaru szczęścia czy przyjemności. Cieszy chłodnym ciężarem monety i dyskretnym, liściastym szelestem banknotu. Zmusza do biegu i gonitwy – wszak niepodobna być apa- tycznym i opieszałym w rozpromienianiu siebie i innych. Wślizguje się i insta- luje nieusuwalnie w życie umysłu, rozmieniając myśli na drobne. Straszy po no- cach swym własnym niedoborem, co ruiną jest spraw dużych i małych. Każe się szukać na wszelkich gościńcach rzeczywistości, które przemierzamy, próbu- jąc odnaleźć siebie i to, co własne. Trochę po protestancku rzec można, iż staje się widomym znakiem przychylności bogów, za którą nieraz przecież tęsknimy.

W swej obecności lub nie, to wszak wieczny towarzysz człowieka, lokator jego myśli, kieszeni i kont, jednako i władca, i służebny. Tak samo szatańska poku- sa, symbol bezdusznego Imperium, zarówno dźwięczący diabelskim chichotem naszej własnej zachłanności, jak i moralnie czysty wdowi grosz. Słowem, bożek to o podwójnym obliczu i być może dlatego właśnie tak dobrze leżący nam w dłoni.

I na języku, gdy w końcu staje się opłatą dla Charona.

6 Cyt. za: Z. Freud, Człowiek, religia, kultura, przeł. J. Prokopiuk, Warszawa 1967, s. 282.

7 Ibidem, s. 111.

MONETY.indb 192

MONETY.indb 192 2010-05-05 09:12:392010-05-05 09:12:39

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

W referacie przedstawiono, przy wykorzystaniu programu Mathcad, wyniki obliczeń wartości napięć wyjściowych transformatorów energetycznych SN/nn przy różnych

Koncepcja płatów i korytarzy znana także jako model płat-korytarz-matryca wprowadzona została do badań krajobrazowych przez ekologów (Forman i Godron 1986) , i rozwijana

1p. za poprawne podanie autorów cytatów. za poprawne określenie kierunków powrotów bohaterów. za poprawne wyczerpujące podanie przyczyn powrotu poszczególnych

Równocześnie jednak mamy do czynienia z silnym przekonaniem, że właściwym sposobem czytania książki jest specjalny rodzaj lektury linearnej, który można nazwać

Szczególnie cenione było jednak złoto, które przywoziła flota króla Hirama z legendarnego Ofiru; lokalizacja tej miej- scowości jest niepewna – według różnych autorów miał

„Rozwój intelektualnych zdolności abstrakcyjnych charaktery- zuje czas, w którym pieniądz staje się coraz bardziej czystym symbolem, którego wartość właśnie jest nieistotna”

Mimo więc tego, iż media mają charakter uniformizujący, obejmując swym zasięgiem często całe społeczeństwo, zróżnicowane wykształcenie sprawia, że utrzymuje się i