Rosnowska, Janina
Galicyjski manifest pozytywizmu
Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego 9/1, 5-15
Rocznik Historii C zasopiśm iennictwa Polskiego IX 1
JA N INA ROSNOWSKA
GALICYJSKI MANIFEST POZYTYWIZMU
Oznaczeniem czasu przełomu pozytywistycznego zajmowano się nie jednokrotnie w ostatnich latach czterdziestu. Zapoczątkował badania pod tym względem w r. 1928 K. Wóycicki1, pod koniec lat pięćdziesią tych wznowił je J. M aciejewski2, z którego tezami dyskutow ała A. Bar toszewicz3, podkreślając odmienne traktow anie problem atyki organicz nej w okresie przed r. 1870. Ostatnio potw ierdził tezę o tej odmien ności H. Markiewicz. Pisze M arkiewicz w odniesieniu do okresu po Wiośnie Ludów, a przed rokiem 1870: „Ówczesne dążności organiczni- kowskie m iały zabarwienie trądycjonalistyczne, niechętne ideom libe ralnym i racjonalnym ”4. Trzeba, biorąc rzecz ogólnie, utrzym ać tezy Bartoszewicz i Markiewicza. Tym bardziej jednak znam iennym w y jąt kiem okaże się, będący przedm iotem tej rozprawy, m anifest pozytywiz m u z r. 1864. Była to wypowiedź prasowa, publicystyczna; nie zawierała program ów literackich, lecz poglądy polityczne, ekonomiczne, świato poglądowe. D rukowana we Lwowie, odbiła się ona szerokim echem w gazetach poza zaborem austriackim , które przedrukow yw ały ją i oma wiały.
P rzykładem rom antycznej negacji organicznikostwa w poprzedzają cym okresie niech będzie tu wzm ianka o walce Jan a Dobrzańskiego przeciw wychodzącemu we Lwowie w latach 1856— 1857 „Świtowi. Dziennikowi Poświęconemu Polityce, Przem ysłow i i L iteratu rze”. Pismo to redagował m edyk i publicysta A ntoni Wisłocki, sprowadzony z Wied nia przez wydawcę W iniarza. O rientację w iedeńską tego periodyku pod kreślano we Lwowie. Niezupełnie jednak słusznie. W skazawszy w a rty
1 K. W ó y c i c k i , W alka na Parnasie i o Parnas. M a teriały i opracow ania
z d zie jó w p o zy ty w izm u polskiego, W arszawa 1928.
2 J. M a c i e j e w s k i , K ie d y n astąpił przełom , „Twórczość”, 1958, nr 10. 3 A. B a r t o s z e w i c z , Spór o datow anie p o zy ty w izm u , „Ruch Literacki”, 1961, nr 1.
kule program ow ym na ujem ne skutki wyłączności rolnictw a w gospo darce Galicji, omówiwszy now y system protekcyjny m onarchii habsbur skiej i niebezpieczeństwa płynące dla Galicji z koncentracji kapitałów w W iedniu i na Węgrzech, naw oływ ała redakcja „Św itu” do stw orze nia instytucji kredytow ych oraz popierających rękodzieło i rzemiosło. Filozoficzne podstaw y takiego program u zostały wyłożone w num erze 5 w artykule M aterializm i postąp. Ten właśnie arty k u ł dał asum pt Do brzańskiem u do ataku z pozycji idealistycznych. Dobrzański zaczął d ru kować w „Dzienniku Literackim ” fragm enty powieści Kraszewskiego
Choroby w ie ku 5, negujące pieniężny postęp cywilizacji, zaopatrując te
fragm enty krytyczno-złośliw ym i wobec „Św itu” kom entarzam i. „Sw it” niedługo upadł.
Zaprzeczanie postawie racjonalnej i tak nazyw anej przez rom anty ków „spekulacji” nie przeszkadzało Dobrzańskiemu popierać na drobną skalę miejscowego przem ysłu i handlu; pisał o tym głównie w kroni karskiej części na ostatnich stronach jego periodyków. Właśnie tego rodzaju „m ałe” organicznikostwo we Lwowie uprawiano, przede wszy stkim w czasopismach dla drobnomieszczan w ydaw anych przez Hipolita Stupnickiego, założyciela i redaktora „Przyjaciela Domowego” (1851— 1886), „Przeglądu Politycznego Powszechnego” (1858— 1861) i „Gazety N arodowej” . Tę ostatnią, założoną w r. 1862, firm ow ał przez rok syn Stupnickiego, Karol, gdyż ojciec właśnie wyszedł z więzienia, skazany za wykroczenie prasowe. „Wołamy ciągle o organiczną pracę — pisano w »Gazecie Narodowej« w październiku r. 1862 — narzekam y na jej brak, a nie pojm ujem y dobrze, w czym ta organiczna praca zależy. Szu kam y jéj daleko, przedstaw iam y sobie szerokie jej rozmiary, chcemy zaraz cały kraj, cały naród objąć, gdy tymczasem w ykonywanie n a j drobniejszej myśli, czy to w obrębie jednej wioski, czy powiatu, już stanowi podstawę tej organicznej p racy”6. Organicznikostwo „m ałe” „Przyjaciela Domowego” polegało na zalecaniu gospodarskich „recept”. „Przegląd Polityczny Powszechny”, k tó ry zmienił niedługo ty tu ł na „Przegląd Powszechny”, zalecał drobne organicznikostwo nie w a rty kułach od redakcji, lecz drogą przypadkow ych korespondencji z pro wincji, o które co praw da apelował i które okazały się nader obfite. Poza artykułam i, jakie dość rzadko pomieszczał w „Kółku Rodzin nym ” Józef Supiński, trudno znaleźć — wbrew tw ierdzeniu M aciejew
5 [J. D o b r z a ń s k i ] , Jak oceniać n ależy św itające życie?, „Dziennik L ite racki”, 1856; „Przewodnik”, nr 57, 61. Zob. też [J. D z i e r z k o w s k i ] , „Choroby
w ieku . S tu diu m patologiczn e” przez J. I. K raszew skiego, „Dziennik Literacki”, 1856,
nr 68—72.
skiego7 — w yraz organicznego program u w tym piśmie o typowo ro m antycznej orientacji historycznej, drukującym powieść Korzeniowskie go Żydow scy, wym ierzoną tak jak Choroby w ieku w postęp „m ate rialn y ”.
„Przegląd Powszechny” pierwszy we Lwowie złam ał prasow y mono pol Dobrzańskiego, przewyższył swym nakładem nakład jego periody ków i otworzył drugi po wcześniejszym podczas Wiosny Ludów okres przewagi prasy politycznej. Była to zrazu przew aga jednego ciągu ga zet, które m iały mniej więcej tych samych pracowników redakcji i po w staw ały po zawieszeniu przez władze austriackie dziennika poprzed niego: „Dziennik Polski” (1861— 1862) po „Przeglądzie Powszechnym ” ; po „Dzienniku Polskim ” — „Goniec” (1863); po nim „Dziennik Narodo w y” (1863— 1864). „Dziennik Polski”, organ Smolki, H eferna i Ziemiał- kowskiego8, uznawszy w artyk ule programowym, że „podstawą rozsąd nej i celowej polityki jest dobrobyt m aterialn y ”, kładł jednak nacisk na rolnictwo, nie rezygnował z przodownictwa „zastępu szlachty”, który miał tylko „w imię równości praw zwiększyć i spotężnieć nowymi i nie- zużytym i siłam i”9. K orekturę takiego program u przyniósł dopiero w nu m erze 2 arty k u ł Potrzeba pracy organicznej. Dowodził on szerzej tezy o podbudowie m aterialnej narodowego b y tu i znacznie zwiększał także zasięg pochodzenia „budowniczych”. Miał ich stanowić „cały naród” : „A więc i właściciel większej posiadłości, i kmiotek, co na m ałym osiadł zagonie, i przemysłowiec, co kieruje przem ysłem rękodzielniczym, i m a ły rzemieślniczek, i kapłan, co uczy, że do wolności na ziemi, równie jak zbawienia w niebie, dążyć jest m oralnym obowiązkiem człowieka; jest nim nie tylko profesor w wyższych uczelniach, jest nim i nauczyciel szkółki w iejskiej — ale wszyscy tylko pod w arunkiem , jeżeli prace ich ożywia dogmat narodow y” .
Była to deklaracja na rzecz organicznikostwa bardziej zdecydowana niż w periodykach Stupnickiego, choć także bez rozmachu i bardziej nowoczesnego zacięcia, właściwych program om późniejszych w arszaw skich pozytywistów. Nie w ysunęły się przy tym w „Dzienniku Polskim ” na czoło kw estie społeczno-ekonomiczne, lecz polityczne: w alka o auto nomię Galicji, częściowo przyznaną przez paten t październikowy w r. 1860 i zastąpioną znowu centralizm em na zasadzie paten tu z lu te go r. 1861, oraz kw estia przedpowstaniowych m anifestacji patriotycz nych w W arszawie i we Lwowie, przed których „następstw am i” prze strzegał organ Smolki, H eferna i Ziemiałkowskiego10.
7 J. M a c i e j e w s k i , op. cit., s. 103— 104.
8 F. Z i e m i a ł к o w s к i, P a m iętn iki, cz. 3, Rok 1863, Kraków 1904, s. 27. 0 K ilk a słów w stęp u , „Dziennik Polski”, 1861, nr 1.
Podobnie m iała się rzecz z „Gońcem” . Był on pismem lojalistycznym, proaustriackim i głównie przykładał starań do zaprzeczania wieściom 0 wybuchu i rozprzestrzenianiu się pow stania styczniowego. We wszy stkich wymienionych gazetach kw estie m anifestacji przedpowstaniowych 1 pow stania w ysforow ały się na czoło, nie dopuszczając organiczniko- stw a do głosu. Zwłaszcza „Gazeta Narodowa” od czasu, kiedy w pierw szym kw artale r. 1863 zaczął ją redagować Dobrzański, poświęcała nie m al całe swe łam y spraw om w alki zbrojnej. W 1864 r. przesunęły się te spraw y w „Gazecie N arodowej” na szpalty dalsze, ustępując miejsca wiadomościom z zagranicy, a -zwłaszcza z Wiednia. Na tem aty stosun ków w ew nętrznych Galicji, społecznych i ekonomicznych, Dobrzański nadal się nie wypowiadał, chyba że konieczne okazywało się zaopatrze nie kilku zdaniam i kom entarza takich w ydarzeń, jak założenie spółki do budowy kolei Iwowsko-czerniowskiej lub wejście na polityczną wokandę kw estii sejmów krajow ych.
Toteż pod koniec r. 1864 ew enem entem na skalę niem ałą stał się mocno napisany i dobrze uargum entow any, śm iały arty k u ł Ludw ika Po- widaja, który spraw y czynu zbrojnego zostawiał na boku, ale kw estii narodowej nie pom ijał i w łaśnie od niej zaczynał, by powiązać ją z or- ganicznikostwem. A rtykuł ten został w ydrukow any przez Dobrzańskie go na początku grudnia w „Dzienniku Literackim ” z narzuconym i przez cenzurę skrótam i, a potem, także w grudniu, w całości w „Gazecie Na rodow ej”. Z atytułow any był Polacy i Indianie. „Śmiało i zręcznie ujęta analogia —· pisał Ludwik. Dębicki — wzbudziła tym większe wrażenie, że to były pierw sze chwile zwolnienia cenzury”11.
Powidaj (którem u serdeczny nekrolog m iał napisać Stanisław T ar nowski, jako pierw szem u redaktorow i krakowskiego „Przeglądu Pol skiego”)12 był od 1858 r. współpracownikiem „Dziennika Literackiego”. Na początku r. 1863 krótko redagował „Gazetę Narodową” i zaraz potem w Krakowie „K ronikę”, którą zamknięto. On znalazł się w więzieniu jako redaktor odpowiedzialny13. W więzieniu napisał arty k u ł Polacy
i Indianie i podsygnował go kryptonim em .
W brew traktow aniu Rosji carskiej jako głównego wroga Polaków — jak zwykle czyniły galicyjskie periodyki — Powidaj z całą siłą zwracał uwagę na niebezpieczeństwo niemieckie. Oto pierwsze, co go zbliżało do późniejszych pozytywistów. Wspominał o polityce Bismarcka i bezsil ności Napoleona III, o tym , że P rusacy widzą się już panam i prawego
11 L. D ę b i c k i , L u d w ik P ow idaj, „Echo”, 1882, nr 249; toż, „Czas”, 1882, nr 252. 12 S. T a r n o w i s k i, L u d w ik P ow idaj. W spom nienie pośm iertn e, „Przegląd
Polski”, 1882, z. 4.
brzegu Wisły. Z politycznego słownika pruskiego zaczerpnął Powidaj zestawienie Polaków z Indianami: „Już F ryderyk II po pierw szym zabo rze Polski pisał do d ’A lem berta: »Biednych tych Irokezów — ta k nazwał mieszkańców P ru s K rólew skich — będę się starał oswoić z cywilizacją europejską«. O dtąd to porównanie Polaków do Indian stało się ulubio nym tem atem pruskich polityków. P rzed p aru laty jeden z pruskich dem okratów publicznie powiedział z trybuny: »Polacy podobnie jak In dianie (wie die R othäute Amerikas) skazani przez Opatrzność na zupeł ne wyniszczenie«”14. To był początek arty k u łu Powidaja, a dalej pisał: „Lekkomyślnością straciliśm y niepodległość polityczną, lekkomyślnością stracić możemy naw et indywidualność narodow ą” . Dawał do zrozumie nia, że w alka zbrojna to „rzucanie się w przedsięwzięcia, nie sprostające celowi”, „gra w loterią” „dla zwodniczych nadziei”. Nie głosił n atu ral nie rezygnacji całkowitej z dążenia do niepodległości. P rzytaczał przy słowie: „Le m ieux est ľen n en i du bien”.
Tezę o m aterialnych podstaw ach b y tu narodowego formułował, jak się rzekło, „Dziennik Polski”. Lecz Powidaj w sposób znacznie bardziej uderzający, naw iązując w prost do polityki Prus, uczynił z tej tezy na glące hasło chwili; znacznie żarliw iej, a zarazem nowocześniej ujm ował postulat pracy i bogacenia się: „Pracą, oszczędnością i przem ysłem grożą nam zatratą bezpośredni sąsiedzi; pracą, oszczędnością i przem ysłem możemy im jedynie stawić opór. [...] Tylko narody biedne i ciemne upa dają, do ludów zaś bogatych należy przyszłość. [...] Za m ajątkiem idzie oświata, za oświatą świadomość narodowa i znaczenie polityczne. Od w ażyłbym się praw ie powiedzieć tu ta j: S tarajm y się przede w szystkim o pomnożenie bogactwa narodowego — a wszystko inne dane nam bę dzie! [...]. Dziś jesteśm y na stanow isku nijakim ani tak potężni cywili zacją, abyśm y nieprzyjaciołom imponować nią mogli, ani tak barbarzyń scy, abyśm y z żadnym i interesam i m aterialnym i rachow ać się nie po trzebowali, ja k np. Czarnogórcy, którzy tylko życie m ają do stracenia. Ta połowiczna cywilizacja nie daje nam żadnej broni, przeciwnie, drobne względy na nią ham ują sprężystość narodową. [...] Dzisiejszymi środka m i cyw ilizacyjnym i przeciągam y tylko w alkę bez nadziei otrzym ania korzyści stałych, cofamy się w prawdzie w porządku przed nieprzyjacie- lami, ale zawsze cofamy się. Jeden w iek podobnego istnienia na przy szłość, a i cofać się nie będziemy gdzie m ieli”.
Podstaw ę dla rozwoju przem ysłu widział Powidaj natu raln ie w ka pitałach. Apelował o inicjatyw ę industrialną do ziemiaństwa, które te kapitały posiadało. K rytykow ał bezużyteczne ich lokowanie w „akcjach
14 Tu i dalej cytuję P olaków i Indian w ed łu g „Gazety N arodowej”, 1864, nr 285, 293.
kolei żelaznej, publicznych spółkach spekulacyjnych, aby wygodnie i bez pracy żyć, kosztem skrzętności i oszczędności ojców”.
Odwoływał się Powidaj do powszechnego u rom antyków uprzedze nia do „zm aterializow ania”, ale lekceważąc je w dużym stopniu: „Nie obawiajm y się o zbytnie zm aterializowanie społeczeństwa polskiego, bo na tej drodze nic, a przynajm niej bardzo mało zrobiono dotychczas. Choćbyśmy wszyscy bez w yjątk u rzucili się do przem ysłu, to z trudno ścią przyjdzie nam przebić się przez tylowiekową w prost przeciwną tradycję — a głosy przeciwników tej dążności narodowej ostrzegać nas zawsze będą przed ostatecznością i u trzym ają w narodzie rów nowagę”. Zdania te, jakby mogło się wydawać, w yrażały kompromis. Lecz był to kompromis dający przew agę bynajm niej nie rom antycznem u spiry- tualizmowi, ale ideałom racjonalnie pojętej ludzkiej pracy. W yraźnie to mówiły zdania inne, jeszcze bardziej pozornie w tórujące rom antyz mowi: „Boże mię chroń, abym m iał apostołować gruby m aterializm , k tóren by zabił w człowieku wszystkie szlachetniejsze uczucia i popędy; daleki jestem od przyznaw ania złotemu cielcowi czci boskiej, ale pragnę pomnożenia bogactwa narodowego [...]. Niechaj przewodniczy naszej p ra cy to przekonanie i ta wiedza, że pracując służymy krajow i, iż rzem ieśl nik, który wykończył parę butów dobrych, jest pożyteczniejszym niż najzagorzalszy deklam ator — a ty m sposobem, zam iast zmaterializować się, uduchowim y pracę”.
Bliskie to było bardzo późniejszemu stanow isku np. P rusa, autora
Najogólniejszych ideałów życiow ych. „S tarajm y się — pisał jeszcze Po
w idaj — wyrobić opinię, k tó ra by potępiała jak n ajstaranniej próżno wanie i zbytek, te dwie kardynalne w ady naszego narodu, prowadzące nas do ubóstwa z jednej, a do pychy z drugiej strony. Zadaw alniajm y się, ile możności, płodami krajow ym i i starajm y się je udoskonalić”.
Jak późniejsi pozytywiści Pow idaj uwzględnił szeroko wychowahie, żądając „kierunku realnego”, piętnując przew agę wyobraźni. „Na jednej wioszczynie — pisał — obyw atel obsypany rojem dzieci, daje im wszy stkim wychowanie, jak gdyby każdem u z nich m iał zostawić taką samą fortunę, jakiej posiadaniem on się sam cieszy. i[.„] K ierunek dzisiejszej oświaty m a jeszcze inne niedogodności: zbyt potęguje wyobraźnię, której wszelka praca wydawać się m usi poziomą, niegodną zajęcia, życie zwy czajne wśród obowiązku tw ardego zdaje się męczarnią, człowiek nią przesiąknięty m arzy o jakiejś nieokreślonej bliżej wielkości i sławie, mimowolnie praw ie pokochać m usi zew nętrzne jej oznaki, przepych i zbytek, szuka tow arzystw a odpowiedniego swoim fantastycznym u ro jeniom, co nie tylko robi go śmiesznym, ale jeszcze przyśpiesza upadek jego m ateria ln y ”.
rycznej i literackiej: „Całe życie nasze umysłowe rozpada się wyłącznie na dwa działy: z jednej strony archeologia i historia, z drugiej strony poezja i powieści. Takie jednostronne wychowanie narodu nie może być korzystnym dla społeczności naszej. Zajęci przeszłością i przyszłością, nie widzimy rzeczywistych potrzeb i braków teraźniejszości. W w szyst kich czynnościach naszych jest wiele fantazji, a mało rozsądku”.
A rtykuł Pow idaja znalazł odgłos przede wszystkim na ziemiach pod panow aniem P ru s — w Poznaniu, za pośrednictwem Poznania we Wro
cławiu, Chełmnie... W zaborach pruskich zarówno niebezpieczeństwo ger m anizacji, jak' postulaty organicznikowskie zostały zrozum iane w pełni.
„Dziennik Poznański”, przedrukow aw szy w całości na pierw szej kolum nie Polaków i Indian, zamieścił w jakiś czas potem (w przedśw iątecz nym dniu 23 grudnia) wśród inseratów takie wezwanie, wyeksponowane czcionką i grubą obwódką: „Ptodzice! Do podarków, które dacie synom na gwiazdkę, raczcie dołożyć pożyteczny podarek, tj. odczytajcie im artykuł w stępny »Dziennika Poznańskiego« [przedrukow any arty k u ł Powidaja] z niedzieli dnia 18 grudnia rb .” Poznański korespondent chełmińskiego „N adw iślanina” pisał: „A rtykuł pod tytułem : Indianie i Polacy przy ję ty został, o ile nam się słyszeć dało, wszędzie z należytym uznaniem. [...]. Myślę, że samo umieszczenie arty k u łu w tylu rozm aitych czasopi smach okazało wysoką w artość jego — a może za nim przem aw ia to, że czytający znachodzi się w nim jakby z w łasnym i myślami, które praw da jasno przedstawiona z głębi na jaw w ydobywa”15.
K orespondent z W rocławia podobnie jak Powidaj krytykow ał prze rosty literatu ry i historyzm u i zalecał postawę racjonalną oraz działal ność ekonomiczną: „W szystkie okoliczności naglą nas — stw ierdzał — abyśm y co prędzej uznali, że m aterializm jest podstaw ą przyszłości każ
dego narodu, że bez pracy um iejętnej trudno myśleć o zasobach m a terialnych, bez których idee i pomysły stają się złudnym i m arzeniam i sennego, o ich brak rozbić się muszą wszystkie przedsięwzięcia, choćby najśw iętsze”1®.
W arto było te zdania zacytować, gdyż poza zaborami pruskim i a rty k u ł Polacy i Indianie nie zawsze spotykał się z aplauzem. W Galicji z Powidajem raczej polemizowano i ta polemika świadczy, jak dla w ie lu publicystów na ziemiach mniej rozwiniętych, lub pozostających je szcze wciąż pod w pływem idei narodowowyzwoleńczej, było nie do
15 Cytuję w ed łu g bardziej dostępnego .przedruku: P olem ika, „Dziennik L ite racki”, 1865, n r 7. Dobrzański n ie podał tytułu „Nadw iślanina” i zm ienił Chełmno na Chełm. W Chełm nie poza „Nadwiślaninem ” (1850—il866) w ychodził „Przyjaciel Ludu” (Chełmno 1860, Chełmno, Poznań 1861—1900 i dalej) i „Culmer K reisblatt” (zwany później „Culmer Zeitung”, łącznie 1848—1938).
przyjęcia now atorstw o jego tez. Polemiści bronili rom antycznej litera tury, romantycznej polityki i romantycznego, idealistycznego świato poglądu.
Pierw szy w ystąpił z k ry ty k ą korespondent z Berna, piszący dla „Dziennika Poznańskiego”, prawdopodobnie em igrant z Królestwa. Wła śnie jego zdania wywołały sprzeciw redakcji tej gazety, korespondenta „N adw iślanina” i korespondenta z W rocławia, a także Dobrzańskiego w „Dzienniku Literackim ”. Przebyw ający w Szw ajcarii publicysta w y paczył tezy Pow idaja o w ynarodowieniu, przenosząc rzecz na stosunek Rosjan do Polaków i polemizując z takiego punktu widzenia. Był też pierwszym gorącym obrońcą literatu ry typowo rom antycznej. Pisał o au torach nakłaniających do organicznikostwa: „Nie podburzała literatu ra wyobraźni, raczej ją hamowała, a rady jej były zawsze zdrowe, na nie szczęście nie słuchano ich”17.
Najmocniej zaatakowano Pow idaja w samym Lwowie, mianowicie w polemice zatytułow anej Praw dy i niepraw dy w a rtykule „Polacy i In
dianie”, napisanej dla „Gazety N arodowej” przez Tadeusza Romanowi-
cza. Była to polemika niezbyt celna publicystycznie, rozwleczona, z po wtórzeniami, lecz w łaśnie te powtórzenia świadczyły, jak bardzo Roma- nowicz był w swoich przekonaniach dotknięty, jak m usiał powracać wciąż do tego, co go uraziło. Zgadzał się on z Powidajem, że zła sytuacja ekonomiczna Polski stanow i niebezpieczeństwo także polityczne i zale cał pracę, lecz wszystko, co pisał poza tym, przeczyło takiem u postula towi. Romanowicz w zupełności był rom antykiem , idealistą, fideistą. Oto mała próbka jego wywodów: „Każden naród m a swe właściwości, różny rozwój swego duchowego i m aterialnego życia; wierzym y, że w tym jest cel Opatrzności, czyli cel chrześcijańskiego życia ludzkości, jak dziś on się dla myślicieli przedstawia. {...]. Dzisiaj, gdy wiemy, na co są w ludzkości narody, rozróżniamy już i posłannictwo ich. N ikt zaś jeszcze nie zamarzył, w yjąw szy autora [tzn. Powidaja], (a o sektach re ligijnych nie mówimy tu), wyręczyć w tym Opatrzność i porwać szalę w ręce, odważyć w edle swego ślepego widzimisię te norm y, to posłan nictwo narodów i jak przy wadze fu nta pieprzu odrzucić zbytecznych kilka ziarnek dla r ó w n o w a g i , jak pow iada”18. Romanowicz zaprze
17 J. D o b r z a ń s k i , Zapiski literackie, „Dziennik Literacki”, 1865, nr 3. 18'T . R [o m a n o w i с z], P ra w d y i n iep ra w d y w a rty k u le „Polacy i Indianie”,. „Gazeta N arodowa”, 1865, inr 20—21, 23—25. Cytuję w ed łu g przedruku: Polem ika, tamże, nr 12. Kryptonim T. R. rozw iązał S. S a n d l e r w pracy: Indiańska p r z y
goda H enryka S ien kiew icza (Warszawa 1967). Z pracą tą zapoznałam się już po
złożeniu artykułu n iniejszego do druku. Samdler staw ia hipotezę, że artykuł P ow i daja był znany Sienkiew iczow i, pisze o polem izującym z Powidajem wierszu Norwida Praca. Cenne jest przypom nienie zdania P. Chm ielowskiego o roli Ga licji w kształtow aniu się pozytywizm u.
czał niezbyt konsekw entnie wobec jego własnego zdania — poprzednio tu zrelacjonowanego, że o bycie politycznym może stanowić zamożność, sławił pojmowane rom antycznie braterstw o narodów. Był też na rom an tyczny sposób antyszlachecki, co w „Dzienniku L iterackim ” wywołało zdziwienie z racji ziemiańskiej jegó pozycji19. Słusznie tw ierdził Roma- nowicz, że w zakresie stosunków społecznych zachowały się w Polsce „instytucje średniowieczne”, ale nie operując argum entam i racjonalny mi, szafował m etaforą „targowiczanie”, ja k to m ieli w zwyczaju literaci i politycy w dobie Wiosny Ludów20. Z literacką jaskraw ością frenetycz- ną pisał: „Gdy spojrzę na którego z nich, zdaje m i się, że widzę cieknącą m u z dłoni świeżą jeszcze krew polską”21.
Dobrzański, który w ydrukow ał w swoich dwóch periodykach Pola
ków i Indian „dla ważności podjętych w tym arty k u le m yśli” i zachęcał
do dyskusji publicystycznych, zdawał sobie z tej ważności spraw ę nie na tyle jednak, aby bronić w szystkich tez Powidaja. W ygląda na to, że bardziej chodziło Dobrzańskiem u o Pow idaja samego, jako autora *,Dziennika Literackiego”, i o zapełnienie szpalt pasjonującą dyskusją niż o m eritum . Ponieważ Romanowicz nadesłał do „G azety N arodow ej” swą polemikę dopiero w drugiej połowie stycznia r. 1865, przedrukow y w ał Dobrzański w „Dzienniku Literackim ” korespondencje z „Dzienni ka Poznańskiego” i „N adw iślanina”, odpowiadał w swych Zapiskach
literackich publicyście piszącemu z Berna. W łaśnie ta odpowiedź świad
czy o większej am bicji redaktorskiej „pana Ja n a ” niż o przejęciu się tezami Powidaja. Najgoręcej dotknął Dobrzańskiego zarzut korespon denta z Berna, że Powidaj neguje literatu rę i historyzm. Nie m iał Do brzański zam iaru podtrzym ać takiej bardzo na czasie negacji. Z wręcz przeciwną intencją ujaw niał, że „autorem arty k u łu Polacy i Indianie jest właśnie pisarz, co wyłącznie poświęca się historii i historii lite ra tu ry ” i że — „Od lat kilku d rukuje »Dziennik Literacki« rozpraw y jego w tych przedmiotach, c e l u j ą c e głębszą znajomością rzeczy”. Przeczył Do brzański, że Powidaj w Polakach i Indianach stw ierdzał konieczność „zaniechania poezji i powieści”. D emonstrował postawę idealistyczną, w ybierając następujące cytaty z arty k u łu redakcyjnego „Dziennika Po znańskiego” i korespondencji z Berna: „Pokoleniom, co jak k ret życie całe gonią za napełnianiem głodnego żołądka, nie gadać o ideałach; do stępne one tylko wyzwoleńcom z ty ranii praw realnych głodu i chło d u ”. „Nie w imię kartofli i grosza m a naród pozbyć się swego charak
19 Zdanie o „Prawdach i n iepraw dach ”, [w:] P olem ika, tamże, nr 16.
20 Zob. F. Z i e m i a l k o w s k i , op. cit., cz. 2, Rok 1848, s. 73; J. D z i e r z - k o w e к i, Do zio m k ó w , Lw ów 1848.
teru, ale m a jego strony w adliwe dopełnić, aby mógł istnieć”22. Dopiero późniejsze Zapiski literackie szukały złotego środka między „duchem na rodu” a m aterią i nieco podważały obronę literatu ry . Bo pisał w tych późniejszych felietonach Dobrzański już tylko o literatu rze popularno naukowej, która ma oświecać „klasy niższe narodu”, przy tym wspomi nał o odbywających się w łaśnie prelekcjach „dla przemysłowców i rę kodzielników”23.
A rtykuł Romanowicza także pow tórzył Dobrzański w „Dzienniku Literackim ”. I również tu odpowiadano polemiście. Zrobił to jednak nie sam „pan J a n ”, lecz któryś ze stałych prawdopodobnie pracowników redakcji. Bronił on Pow idaja żarliwie, zarówno ze względu na talent publicystyczny, jak tezy. „Wrażenia, sprawionego artykułem Polacy i In
dianie, nie zdołała zatrzeć odpowiedź nań: Praw dy i nieprawdy. Z bólu
nad obecnym stanem narodu w ypłynął arty k u ł pierwszy. A utor szukał ratunku, widział złe, przem yśliw ał w samotności więziennej nad środka mi zapobieżenia i co m u się w ydawało koniecznie potrzebnym wypo wiedzieć narodowi, w ylał na papier za jednym rzutem . ![...] A rtykuł P o
lacy i Indianie napisany był mistrzowskim piórem, płynął widocznie
z bolejącego nad stanem narodu umysłu, więc choć gorzkie praw dy w y powiadał narodowi, przyjęto go tak przychylnie. Odpowiedź zaś, zamiast uderzać w sam ą rzecz tylko, uderzała goryczą na autora i[...]”24.
Poezji i historyzm u polemista odpowiadający autorow i Prawd i nie
praw d bynajm niej nie bronił. Odwrotnie, atakow ał przerost dziedzin
hum anistycznych: „Oto czarowne chwile przeszłego żywota malowano czarowniejszymi jeszcze obrazy, cnota i praw da była przebraną, a w ady i błędy były zakrywane, bo poetom wszystko wolno”. Można przypu szczać, że zaplanowane dalsze odcinki tej wypowiedzi przyniosłyby po parcie również innych tez Powidaja. Ale tych dalszych odcinków Do brzański nie w ydrukow ał — nie wiadomo, czy wiedziony własnymi przekonaniami, czy też zakazem Austriaków. To drugie jest mniej praw^ dopodobne wobec „zelżenia” cenzury.
W r. 1865 Dobrzański sprzedał „Dziennik L iteracki”, koncentrując się na redagowaniu „Gazety N arodowej”. W 1866 r. „Dziennik Literac ki” redagowali K arol Cieszewski i Juliusz Starkel, z grupy młodych ro m antycznych epigonów, galicyjskich konspiratorów i powstańców r. 1863. K tóryś z nich powrócił, co praw da tylko wspomnieniem, do arty k u łu Powidaja, lecz po to, aby odciąć się od niego: „Rok tem u stoczono w na szych dziennikach w alną bitwę... Chodziło o to, w jakim głównie kie
22 J. D o b r z a ń s k i , Z apiski literackie, tamże.
23 Tu i dalej cytuję: Zdanie o ,J?rawdach i n iepraw dach ”, tamże. 24 P olem ika, tamże, nr 17.
ru n k u powinno się rozwijać życie narodowe. S trona zaczepna wywiesiła sztandar ekonomii, nauk technicznych, przem ysłu i handlu, znalazła sil ne poparcie i wyszła na pozór zwycięsko, gdyż w ślad za jej teoriam i posypało się mnóstwo projektów stowarzyszeń, banków, składów itp. Jednakże rok minął, a praw ie żaden z tych projektów nie został urze czywistnionym... Stało tem u na przeszkodzie wiele postronnych, a decy dujących przyczyn, to praw da, lecz cała ta bitw a jest niemniej poucza jącym dowodem tej praw dy: że żaden kierunek narodowem u życiu narzucić się nie da, jeżeli m otywa tegoż nie leżą już we w ew nętrznym poczuciu indywiduów, składających naród”23. Ten akcent rom antyczny na zakończenie — po roku polemiki mógłby rzucać światło także na przyjęcie arty k u łu Pow idaja w K rólestw ie Polskim, gdzie wśród mło dych atm osfera pow stania styczniowego nie rozwiała się od razu. P rze łom istotny nastąpił dopiero po r. 1870.