• Nie Znaleziono Wyników

Złudzenia i nadzieje historyka filozofii

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Złudzenia i nadzieje historyka filozofii"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Barbara Skarga

Złudzenia i nadzieje historyka

filozofii

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (53), 7-29

(2)

Szkice

Barbara Skarga

Złudzenia i nadzieje histo­

ryka filozofii

Mówi się nieraz, że h istoria fi­ lozofii, dyscyplina stara, u p raw ia n a niem al od cza­ sów A rystotelesa, do dziś nie p o trafiła w ypracow ać sw oich m etod, że świadomość m etodologiczna h isto ­ ry k a jest słaba, że porusza się on w olbrzym im m a te ria le po om acku i stąd płyną w szystkie sprzecz­ ności w in te rp re ta c jac h , w trak to w an iu tego lub innego system u, całych prądów , epok itd. H istoria filozofii jest jeszcze za m ało naukow a, za m ało p re ­ cyzyjna w sw ych in stru m en tach , należy zatem zająć się in stru m en tó w tych opracow aniem . K rótko m ó­ wiąc, histo ria filozofii grzeszy wciąż wobec w ym agań nauki.

Mogę się zgodzić z tą opinią. Jeżeli jest jedn ak ona słuszna, należy zadać pytan ie, dlaczego ta k się dzie­ je i czy w ogóle historia filozofii może wznieść się

choćby do tego poziom u, jak i osiągnęła h isto ria to u t

court, a więc historia polityczna, k tó ra naw iasem

m ów iąc zm ienia także swoje m etody badawcze i, co w ięcej, każda tak a zm iana treść jej wzbogaca. W każdym razie h istorycy m ają am bicję rozbudo­ w an ia w łasnej teorii m etodologicznej, k tó ra byłaby ak ceptow ana przez corpus uczonych. H istorycy filo­

Presja naukowości

(3)

Założenia historii filozofii

Problem postępu

zofii tak ie p o ku sy zdradzają rzadziej. Może z tego w zględu, że m ają do czynienia nie z w ydarzeniam i, a poglądam i. Może dlatego, że zrozum ienie drugiego jest p roblem em filozoficznym , a nie m etodologicz­ nym . P a sjo n u ją się więc często ogólną teorią in te r­ p reta cji, ale do p ró b skodyfikow ania m etod odnoszą się raczej n iechętnie. Idą ja k b y w łasny m i drogam i, nie p a trz ąc na uczone tra k ta ty . Czasem coś z nich zaczerpną, czasem odrzucą, czasem w ogóle nie w ezm ą pod uw agę, w y praco w ując za każdym razem w łasn y sposób postępow ania. I, o paradoksie, prace histo ry czn e, k tó re nie trz y m a ją się skodyfikow anych zasad, zw ykle b y w a ją najciekaw sze, najb ard ziej od­ kryw cze.

P rz y p a trz m y się bliżej tej kw estii. Zacząć trzeb a od p rzy p o m n ien ia tego oczywistego fa k tu , że nie m a h isto rii filozofii, k tó ra b y nie zakładała jak iejś kon­ cepcji filozofii. B adając przeszłość filozofii nie m o­ żem y uciec od p y tan ia , czym ona jest w łaściw ie, jak się s y tu u je w obec innych gałęzi w iedzy i tw órczości ludzkiej i czy ta k sy tu o w ała się zawsze. W ty m m iejscu rodzi się spór o zasadniczym znaczeniu. Je d n i więc tw ierdzą, że istn ieje jakaś philosophia

perennis, ta k ja k fizyka lu b m ate m a ty k a, a zatem

p ew na n a u k a p recy zu jąca w toku rozw oju sw ój przedm iot, doskonaląca m etody badań i o rganizująca ich w y n ik i w teo rety czn y ch system ach p od leg ają­ cych k o n tro li i k ry ty c e , procedurom pow szechnie p rzy jm o w an y m w każdej nauce. In n i n a to m ia st tw ierd zą, że istn ie ją jedynie filozofie, a raczej dok­ try n y filozoficzne jako p ro d u k ty tw órczości orygi­ n aln ej m y śli ludzkiej. D o k try n y te są m niej lub bard ziej sy stem aty czn y m w ykładem poglądów filo­ zofa na tak ie zagadnienia, ja k b y t, poznanie, s y tu a ­ cja człow ieka w świecie, sens jego bycia itd., u jm o ­ w an y m i w sposób rozm aity. Z w olennicy pierw szego stanow iska skłonni są dostrzegać postęp w filozofii i szu k ają niek iedy logiki jej rozw oju. Dla zw olenni­ ków drugiego — postęp te n stanow i problem . Sądzą

(4)

9 Z Ł U D Z E N IA i N A D Z IE JE H IST O R Y K A FILO ZO FII

oni, że rozw ój polega co najw yżej na elim inacji pew nych uroszczeń rozum u, zakorzenionych, a błęd­ nych prześw iadczeń. Po K artezju szu filozofia w k ro ­ czyła na nowe tory , nie m ożna rozum ow ać po K a n ­ cie tak , jak rozum ow ano przed nim itd. Mówią za­ tem o przebudow ie w izji św iata, stylów m yślenia lub epistem e, o przejściu od jednej do drugiej fo r­ m acji in te le k tu a ln e j, ale zastrzegają się, że tru d n o jest oceniać owe form acje, posługując się katego rią coraz w yższej doskonałości. Je st fak tem , że filozofia zw iązana ściśle w sw ym rozw oju z nau ką, czerpiąca z niej i, odw rotnie, pobudzająca naukow e poszuki­ w ania w now ym k ieru n k u tra c i w iele ze sw ych p ie r­ w otnych naiw ności i złudzeń, że jej analizy sta ją się bardziej w nikliw e. Nie znaczy to jednak, aby zm ie­ rzała w stronę rozstrzygnięć absolutnych. Może ona pogłębić w idzenie różnych aspektów rzeczy, o dk ry­ wać now e m ożliwości ich ujęcia, zawsze są to jed nak ujęcia jedno stronn e, w ynikające z tego podstaw o­ wego fak tu , że podm iot poznania nie d aje się zneu­ tralizow ać w k o n stru k c ji przedm iotu. Świadom ość jest zawsze w bycie, a b y t to proces, to czas, to h isto- ryczność, od k tó rej uciec nie m ożna. N ależy zatem p oprzestać na jak ie jś ogólnej klasyfik acji system ów , stw orzyć coś na k sz ta łt fenom enologii filozoficznych d o k tryn . W pierw szym w y p ad k u h isto ry k szuka tych d o k try n , k tó re w jego przek o nan iu znaczą m om enty rozw oju, są jak gdyby w yrazam i rozum u heglow ­ skiego, torującego sobie drogę w dziejach ku p ra w ­ dzie. W drugim w yp ad k u h isto ry k s ta ra się opisać i zrozum ieć k o n k retn e system y bez w zględu na oce­ nę ich w yników , ale zgodnie z ich historycznym k ształtem i rolą k u ltu ro w ą, jak ą ówcześnie o dgryw a­ ły. Dwa te stanow iska dają się określić jeszcze in a ­ czej. Skoro h isto ry k filozofii bada m yśli o rzeczach, a nie rzeczy same, może on uczynić przedm iotem sw ych rozw ażań stosunek m yśli do rzeczy, a więc szukać, gdzie i dzięki kom u arty k u lac ja ich stała się doskonalsza, tzn. poddać ją k ry te riu m p raw d y i fa ł­

Historyczność

(5)

„Historia praw dy” i „praw dziw a” historia

D ialogi z przeszłością

szu. Ale rów nie dobrze może od kw estii praw dziw o­ ści stw ierd zeń analizow anych abstrahow ać, zająć się

czyjąś m y ślą jak o odrębną całością, jej w ew n ętrzn ą logiką, jej p rzesłankam i, napięciam i, a przede w szy­ stk im k o n tek stem k u ltu ro w y m , w jak im pow stała. Może się in teresow ać sw oistym k ształtem tej m yśli bez w zględu na to, czy b y ła praw d ziw a czy fałszyw a, je st bow iem zdania, że znaki języka nie zawsze m a­ ją iden ty czn e znaczenia, że przed m io ty reflek sji fi­ lozoficznej d aw nych a u to ró w k o n struow an e b y ły przez nich ta k odm iennie, że k ry te ria p raw d y i fa ł­ szu nie m ają do nich dostępu. Raczej p y tać należy, czem u d an y filozof ta k je k o n stru o w a ł w łaśnie, jak ie b y ły w a ru n k i m ożliw ości ich określenia.

M am y więc dw ie koncepcje filozofii i jej histo rii, dobrze znane h istory ko m , a także m etodologom . P ierw szą z nich nazyw a się niekiedy h isto rią sy ste ­ m atyczną, logiczną lub „h isto rią p ra w d y ”, dru gą, m ającą stanow isko h isto ry zm u za p rzesłankę, określa się czasem na p rzek ó r jako historię „p raw d ziw ą”. P ierw sza kładzie nacisk na teorię, d ru g a na historię. Obie są na pew no u praw nione, ale obie b o ry k ają się z licznym i trud nościam i i k ry ją w sobie pew ne złudzenie.

Z a trz y m a jm y się przez chw ilę nad „h isto rią p ra w ­ d y ”. M uszę w ty m m iejscu dodać pew ne w y ja śn ie ­ nie. M ówiąc o niej nie m am na m yśli p rac ty ch filozofów, k tó rz y sięgają do przeszłości, aby u p re ­ k u rso ró w lu b u ty ch, co m y śleli inaczej, szukać a r ­ g um en tó w na rzecz jak ie jś tezy i w ten sposób w zm acniać racje swego stanow iska. Filozofow ie czę­ sto ponad czasem p row adzą dialogi z przeszłością. T aki dialog p row adził M arks z H eglem , H u sserl z K a rte z ju sz e m itd. Z akłada on znajom ość dziejów filozofii, lecz nie m a na celu jej badania. In te re su ją m nie w yłącznie ci, k tórzy tę przeszłość stu d iu ją, dla k tó ry c h w łaśnie ona jest głów nym przed m io tem a n a ­ lizy. N ad er często śledzą oni dzieje tylko jednego p ro b lem u lub też rozw ój jednego pojęcia, prób ując,

(6)

11 Z Ł U D Z E N IA i N A D Z IE JE H IS T O R Y K A FIL O Z O FII

ja k to czyni w ielu historyków nauki, w yłowić rac jo ­ n alne jądro zagadnienia, a więc kładąc nacisk n a te rozw iązania, k tó re w ich prześw iadczeniu coraz w yż­ szą racjonalność w ykazują. W pracach tego ty p u nie­ jed n o k ro tn ie ud aje się odnaleźć zależność logiczną m iędzy odległym i na pozór m yślowo system am i lub też pew ne ich cechy uchodzące dotąd uwagi. B erg­ son, zajm u jąc się histo rią pojęcia czasu i przestrzen i, p o tra fił rzucić now e św iatło na K artezju sza dowo­ dząc nie bezzasadnie, że jego geom etria analityczna św iadczy o głębokiej przem ianie zachodzącej w ów ­ czesnych w yobrażeniach, a m ianow icie o reg resji statycznej w izji św iata na korzyść w izji dynam icz­ nej. W eźm y inne przy kład y . W próbach pokazania dziejów filozofii z p u n k tu w idzenia ta k doniosłego problem u, jakim jest rela cja podm iotu poznania z jego przedm iotem , zw iązki M alebranche’a z K a r- tezjuszem s ta ją się bardziej w yraziste, to samo m oż­ na powiedzieć o zw iązkach H usserla z K antem . S ie­ dząc niegdyś Χ ΙΧ -wieczne d y skusje na tem at nie­ skończoności, ciągłości i nieciągłości m ogłam się przekonać, ja k w ielką rolę odegrały w nich niektó re tezy Leibniza. P race tego ty p u b y w ają niezm iernie pouczające wówczas jednak, kiedy nie stro n ią od pokazyw ania m eandrów m yśli ludzkiej, jej zah a­ m ow ań i załam ań. Jednakow oż znam y i takie, k tóre dokonują zbyt daleko idącej selekcji, k tó re lekcew a­ żą pom ysły sprzeczne z p rz y ję tą z góry tezą, tw o rzą więc historię in abstracto, w oderw aniu od rzeczy­ wistości, ja k gdyby gm ach filozofii był budow any cegiełka po cegiełce, a w szystkie cegły m usiały m ieć tę sam ą w artość. H istorycy nieraz dokonują o p era­ cji, k tó rą m ożna by nazwać „cięciem sem anty cznym ”. W ychodząc od tak iej lub innej definicji filozoficz­ nego term in u , uznaw anej za jedynie słuszną, pod­ k reśla ją w agę ty ch znaczeń, k tó re się do niej zbli­ żały lub ją zapow iadały, p iętn u ją c inne jako fałszy ­ we i nie zadając sobie tru d u odtw orzenia pełnej s tru k tu ry sensu term in u w danej epoce i u danego

„Sem antyczne cięcia”

(7)

Polow anie na antycypacje...

a zm iany kulturowego kontekstu

filozofa. P a trz ą c z tak iej p e rsp e k ty w y a u to rz y ci m ów ią np. o ru c h u w F izyce A ry stotelesa i sz u k ają tez sp rz y ja ją c y ch rozw ojow i m echaniki klasycznej zapom inając, że ru c h dla S ta g iry ty nie oznaczał teg o sam ego co ru ch d la N ew tona, poddają k ry ty c e c z te ry ro d zaje przy czy n w yróżnione przez A ry sto telesa i zad ają sobie p y tn ie , czy causa efficiens p rzy g o to ­ w ała w spółczesne ujęcie p raw a przyczynow ości. W szędzie s ta ra ją się w y k ry ć antycypacje, p ro b le ­ m em jest więc d la nich np., czy nous jest zasadą m a te ria ln ą św iata i czy nie zapow iada w obec tego racjon alisty czn eg o m onizm u, lu b też odw rotnie, a n ­ ty cy p u je ten d en cje spiry tu alisty czn e. ltd . ltd . P rz y ­ k ład y m ożna przy taczać bez końca. N ależy jed n a k zadać p y tan ie , czy postępow anie tak ie jest u p ra w ­ nione, m ożna bow iem przypuszczać, że znaczenia ty ch sam ych term in ów nie m iały identy czn ych od­ niesień, czasem zbliżone, ale n a ty le odm ienne, że utożsam ienie znaczeń prow adzi do błęd n ych w nio­ sków. Ileż nieporozum ień pow staje na sk u te k takiego m echanicznego przenoszenia sensu, dziś w yróżnio­ nego, p rz y in te rp re ta c ji sta ry c h tekstów . Budzi w ą t­ pliw ość także pojęcie anty cyp acji, k tó ry m h isto ry cy p ra w d y się p osługują. N a czym m a ona polegać, skoro w każdej epoce ta k w ielkie różnice ry su ją się m iędzy p rzedm iotam i filozoficznej reflek sji, róż­ nice o dkryw ane, gdy ty lk o h isto ry k zaczyna re k o n ­ stru o w a ć znaczenia w całości kultu ro w eg o k o n tek stu i poglądów danego au to ra. Czy nie je s t raczej ta k , że w ciąż zm ianie ulega płaszczyzna rozw ażań, osią­ gając jak b y in n y te o re ty c z n y poziom i pow odując głębokie p rzek ształcen ia w s tru k tu ra c h sensu, a co za ty m idzie p rzeform ułow anie sta ry c h problem ów ? W rezu ltacie ty ch w ątpliw ości histo ria p raw d ziw a w sącza się w h isto rię p ra w d y jak b y w brew in te n ­ cjom badacza, rozw alając je j schem aty. Bez h isto rii tru d n o budow ać teorię.

Istn ieje tak że w lite ra tu rz e filozoficznej szereg p ra c pośw ięconych h isto rii rozm aitych n u rtó w , a w ięc

(8)

13 Z Ł U D Z E N IA i N A D Z IE JE H IST O R Y K A FILO ZO FII

m aterializm ow i, spirytualizm ow i, pozytyw izm ow i itd. oraz — oczywiście — w ielkie całościowe historie filozofii. Podobnie ja k i te, o k tó ry ch w yżej była mowa, rodzą skom plikow ane problem y dotyczące sensow ności tak ich pojęć, ja k p rek u rso rstw o, a n ty ­ cypacja, ciągłość m yśli, p raw a jej rozw oju itd., zaw ­ sze żyw o dyskutow anych. Zwłaszcza ciągłość m yśli, k tó rą niek iedy w p racach takich się zakłada, budzi zastrzeżenia. W eźm y dla przy k ład u książkę o pozy­ tyw izm ie a u to ra tak uczulonego na h istorię i p ro ­ blem y historyzm u, ja k K ołakow ski. W książce tej zostali złączeni w e w spólnym nurcie m yśliciele od­ m ien n y ch fo rm acji in telektualn y ch , tak ich jak s ta ­ rożytność i X IX lub n aw et X X wiek. Została jed n ak

podkreślona swoistość każdej epoki, ów h istoryczny czas w yciskający piętno na pew nej generaln ej te n ­ dencji. I m im o to ogarnia zw ątpienie, czy rzeczy­ wiście b y ła to ten d en cja w ciąż ta sam a. Budzi w e m nie opór p ró b a zbliżenia C om te’a i Poincarégo lu b Bacona i C om te’a. K onw encjonaliści kry ty k o w ali naiw ności pozytyw izm u i bliżsi byli o rien tacji k an ­ io w sk ie j. Pojęcie nauki, k tó ry m operow ali, m iało ju ż in n y niż u C om te’a sens. W szystkich tych do­ k try n nie łączyła reg u ła fenom enalizm u. Sam Com­ te, ojciec europejskiego pozytyw izm u w ty m sensie,

o k tó ry m m ow a w książce, fenom enalistą nie był. Nie mogę dyskutow ać szczegółowo tez K ołakow skie­ go. Boję się jed n ak, że pozytyw izm sta ł się w orkiem , do którego m ożna w rzucić, co się chce. Ale podobnie byw a i z innym i n u rta m i. W szystko zależy od m o­ delu, ja k i h isto ry k tw orzy. Są one m niej lub b a r­ dziej udane. Nie m ożem y się bez nich obejść, to p raw da. Ale trzeb a pam iętać, że są to tylko m odele, nic w ięcej, służące porządkow aniu historycznego m a ­ teriału . Gorzej jeżeli ów h eu ry sty c zn y in stru m e n t zm ienia się w w yznaw any pogląd, nie jest to na pew no p rzy p a d e k Kołakowskiego. W ówczas ów m o­ del zaczyna służyć jako probież w artości do k try n . H istoria n u rtu sta je się h isto rią tego, co n a jc e n n ie j­

Przykład Kołakowskiego

(9)

Pam flety i apologie

Reinterpretacja tradycji

sze w dziejach ludzkiej m yśli, p rzesłaniając w szyst­ ko inne. N a ro zm aitych system ach filozoficznych do ko n u je się cięcia całych ich rozdziałów uznanych za błędne, a więc n ieisto tn e, m arginesow e nie ty lko dla dziejów filozofii, lecz także i całości danego system u . P o w sta ją w ten sposób p a m fle ty i apologie, n iek ied y b arw n e i zajm ujące, częściej p ry m ity w n e w sw ym zacietrzew ieniu.

Nie chcę m ówić o pracach, k tó re jedynie e x cathedra f e ru ją w yroki, ro zd ają pochw ały i nagan y , w k tó ­ ry ch sp o ty k a się ta k żenujące stw ierdzenia, ja k to n a p rzy k ład , że teo ria idei P lato n a jest po p ro stu bajeczką dla grzecznych dzieci, oczyw istą b zd u rą z p u n k tu w idzenia nauki. Zdania tego ty p u n ie­ w iele w noszą do naszej w iedzy o przeszłości filo­ zofii i nie służą dob rej in icjacji w jej ark an a. M y­ ślę tu o dziełach, k tó re uznane są pow szechnie za w y b itn e, pisane jed n ak z pew nego stanow iska, od­ g ryw ającego rolę k ry te riu m w yboru m om entów do­ niosłych dla filozofii i będącego rów nież zasadą oce­ n y i analizy. Dzieła tak ie przynoszą n iekiedy ko­ rzyści, b u rzą bow iem u trw alo n e prześw iadczenia, zm u szają do rew izji akceptow anych dotychczas ocen i in te rp re ta c ji. W poszukiw aniu źródeł w yzn aw an e­ go p oglądu n ieraz odkryw ano na nowo daw no za­ p o m niane d o k try n y , zw racając ku nim zain tereso­ w anie szerokich kół uczonych. M arksistom zaw dzię­ czam y podjęcie studiów n a d socjalistam i u to p ijn y ­ m i, egzy sten cjalistom — odkrycie K ierk eg aard a. W spółcześni nam h e rm e n eu ty c y przypo m n ieli D il- th ey a. B yw a je d n a k i tak , że dzieła te budzą sp rze­ ciw, gdy zb y t jed n o stro n n ie in te rp re tu ją n iektóre d o k try n y , gdy w ypaczają ich sens i jedn y m oka­ zu ją zb y t w ielkie lekcew ażenie, a in n y m zbyt w iel­ ki szacunek.

P o s tu la t obiektyw ności w nau k ach historycznych jest czym ś, czego zrealizow ać nie m ożna. H istoryk p ra w d y nie p ow inien więc uciekać od p y tan ia , na jak ich k ry te ria c h p ra w d y się oparł, dlaczego tak ie,

(10)

15 Z Ł U D Z E N IA I N A D Z IE J E H IS T O R Y K A F IL O Z O F II

a nie inne stw ierdzen ia uznał za słuszne. Na jakich podstaw ach budow ał swoje oceny? Co w ogóle jest dla niego p raw d ą w filozofii? Zgodność z dośw iad­ czeniem? Filozofia jest z n a tu ry sw ojej k ry ty k ą , nie w olno jej popełniać błędów naiw nego em piryz- m u, k tó re sam a w ykazała. Ona raczej py ta, czym jest dośw iadczenie i jakie są jego w aru n k i, a p y ta ­ jąc ta k nie może się doń odwoływać w sw ych k ry ­ teriach. Z apew ne więc praw dziw ość m a polegać na zgodności z dan y m teoretycznym system em , k tó ­ ry — podobnie jak w n au k ach ścisłych i p rzy ro d ­ niczych — je st pow szechnie akceptow any przez spo­ łeczność uczonych. Ale czy istn ieje tak i system filo­ zoficzny, k tó ry b y łby przez uczonych akceptow any? Zgoda pow szechna dotyczy jedynie pew nych praw7 logiki, choć i tu spoty k a się kontro w ersje. W in ­ nych zaś kw estiach rozbieżność poglądów jest olbrzym ia. Może więc należy uznać za praw dziw e te idee, k tó re okazały się płodne. N iestety płodny byw a i fałsz, płodność to nie praw dziw ość. Pozo­ staje więc ty lk o k ry te riu m pragm atyczne, niebez­ pieczne dla m yśli ludzkiej, podporządkow ujące ją doraźnym , zgoła nie filozoficznym interesom . Jakże więc szukać owego racjonalnego ją d ra filozofii, jak budow ać ów gm ach, skoro tak chw iejne są jego fu n dam en ty? J a k organizow ać m ate ria ł history cz­ ny ch fak tów w filozofii, skoro w gruncie rzeczy żadnych faktów ona nie zna. N a czym oprzeć logikę rozw oju m yśli ludzkiej i czy w olno w ogóle mówić o niej? Tyle w ątpliw ości, ty le nie rozw iązanych p ro ­ blem ów. Jednakże histo ry cy p raw d y k o n ty n u u ją sw oje dzieło. W ierzą widocznie, że p raw d a jest im jakoś dana. To w gruncie rzeczy platończycy, k tó ­ rzy sądzą, że w yszli z jask ini i ogarnęli w zrokiem w ieczne idee. Jednakow oż nasz św iat nie jest św ia­ tem skończonym ani gotowym , jest on o tw a rty ku przyszłości, k tó ra może zmienić całkow icie dziś w y­ znaw ane poglądy.

Istn ieje jeszcze jed n a tru d n o ść teoretyczna, na k tó rą

Kryteria prawdy

(11)

Historyk filozofii czy filozof historii

trz e b a zwrócić uw agę. P rzy p u śćm y więc, że istn ieje jak a ś philosophia perennis, w yrażająca się w co­ raz to bogatszych i doskonalszych system ach, eli­ m in u jąc a stopniow o popełniane przez m yśl ludzką błędy, pow oli b u d u jąc a swój gm ach solidny i trw a ­ ły. P rzyp u śćm y , że m ożem y w niej w yróżnić p e w ­ ne sąd y niew ątpliw e. H isto ry k byłb y więc u p ra w ­ nio n y do szukania w przeszłości dróg, na k tó ry c h sądy te rodziły się i um acniały, a więc logiki roz­ w o ju jak ie jś p raw d y . Czy jed n a k wówczas nie tw o ­ rzy fałszyw ego obrazu przeszłości? P osługując się bow iem ow ym i sądam i jako k ry te riu m oceny tez — w ypow iad an y ch w różnych czasach i m iejscach — n ak ład a on na dzieje logiczną siatk ę. Owa logika rozw oju, jak to ju ż daw no w ykazano, nie je s t b y ­ n a jm n ie j z ow ych dziejów w yw odliw a, jest czym ś w sto su n k u do nich zew nętrznym , czym ś n arzuco ­ nym , m oże zatem łatw o przesłonić rzeczyw isty obraz w y d arzeń . Co w ięcej, w y d a je się, że h isto ryk , k tó ry ta k d zieje k o n stru u je, nie m oże unikn ąć z arzu tu te- leologizm u. P ra w d ę bow iem przez siebie w yznaw aną tr a k tu je jako cel rozw oju, jak o p u n k t szczytow y, do którego m yśl zm ierza. Całą przeszłość gotów jest dzielić n a poszczególne e ta p y realizacji tego celu. Czy w ięc h isto ry k filozofii nie staje się tu filozofem h isto rii i to filozofem w y stęp u jący m w p rz e b ra ­ niu, k tó ry nie chce się p rzyzn ać w p ro st do swej a u te n ty cz n e j postaci?

P osłu żm y się p rzy kładam i. Istn ieje pogląd, że filo­ zofia pow inna być naukow a. Co znaczy owa n a u k o ­ wość, nie będę się w tej chw ili zastanaw iała, ty m b ardziej że i ci, co ten pogląd głoszą, m ają w ty m w zględzie różne opinie. D zieje m yśli ludzkiej p rz e d ­ staw ia się więc jak o stopniow y proces u naukow ie- nia w szelkich rodzajów w iedzy. Z tak ie j p e rs p e k ty ­ w y podnosi się zazw yczaj zasługi K artezju sza, L eib ­ niza, tak że Spinozy, H u m e ’a, K an ta, gorzej trochę z H eglem , ale p rz y dobrej woli i jego da się p od­ ciągnąć pod schem at. N a b o h atera przez jed nych

(12)

17 Z Ł U D Z E N IA i N A D Z IE JE H IST O R Y K A FILO ZO FII

byw a k reo w an y Comte, oczywiście jako tw órca filo­ zofii pozytyw nej, przez innych M arks, tu drogi się rozchodzą zależnie od p referen cji politycznych. W e­ dług h isto ry k a, k tó ry pow yższym schem atem się po­ sługuje, postęp w filozofii polegać będzie na proce­ sie autonom izacji filozofii spod w pływ ów religii i n a stopniow ej elim inacji m etafizyki. Je st to często spo­ ty k a n y pogląd, ale oto h isto ry k katolicki m ów i coś w ręcz odw rotnego. Dla Gilsona każda próba pod­ porządkow ania filozofii nauce była tej pierw szej za­ przepaszczeniem . Isto tą filozofii jest w łaśnie m e ta ­ fizyka jako w y raz n a tu ra ln e g o dążenia człowieka do transcendencji. Dzieje filozofii u k azu ją więc nie ty le jej rozw ój, co kolejne załam ania, gdy rozum zostaje usidlony przez naukę. W konsekw encji Gil- sonow ska histo ria filozofii podkreśla m om enty za­ łam an ia w dziełach A belarda zafascynow anego lo­ giką, K artezju sza koncentrującego się na m ate m a ­ tyce, K a n ta hołdującego m echanice N ew tona, Com- te ’a tw orzącego fu n d am e n ta so cjo log ii1.

Nie m am zam iaru w daw ać się w dyskusje, k tó ry z ty ch schem atów odpow iada praw dzie historycznej. P ró ba ich oceny m usi wziąć pod uw agę zespół założeń, na k tó ry c h h isto ry cy oparli swoje ro zu ­ m ienie sam ej filozofii. Tu się k ry ją różnice. Je d n ak w oczach h isto ry k a filozofii, k tó ry chce zbadać i zro­ zum ieć rzeczyw istość historyczną, obie grzeszą ty m sam ym grzechem . Pisano ju ż na ten tem a t w ielo­ k ro tn ie w lite ra tu rz e filozoficznej, pozwolę jed n ak sobie pow tórzyć dw a z w ysu w an ych przeciw ko nim zarzutów . T ak więc, po pierw sze, obie opierają się na pew nych m odelach naukow ości i racjonalności, nie biorąc pod uw agę, że pojęcia te rów nież zm ie­ n iały sens, że je inaczej rozum iano daw niej i dziś. P rz y k ła d a ją zatem m iarkę do zjaw isk, które być

1 Zob. E. Gilson: The Unity of Philosophical Experience (1937) i krytykę tej pracy przez H. Gouhier: La philosophie

et son histoire. Paris 1948.

Rozwój...

czy załamania dziejów filozofii

(13)

N iedow odliw e racjonalizacje

U niw ersalne prawa...

m oże m ierzyć się nią nie dają. K iedy czytam w ja ­ kiejś p ra c y h istorycznej o K artezju szu , że jego fizy­ ka b y ła budow ana n a zasadach naukow ych, nie w ią­ żąc się w niczym z m etafizyk ą, ogarnia m nie zdzi­ w ienie. Czyżby a u to r nie dostrzegał, że cały sy stem tej fizyki je st o p a rty na założeniach m etafizycz­ nych, zwłaszcza n a tym , k tó re dokonuje ra d y k a ln e ­ go rozdziału m iędzy duszą a ciałem ? Sądy, k tó re dziś gotow i jesteśm y uznać za m etafizyczne, kiedyś m ogły być tra k to w a n e jako pew niki, na k tó ry c h p raw d ziw a w iedza się zasadza. A zresztą, ileż m e ta ­ fizycznych pojęć i dziś tw o rzy fu n d am en ta n auki. Po d ru g ie, obie koncepcje p o ddają proces h isto rycz­ ny p e w n em u schem atow i, k tó ry zaznacza etap y , ry tm p rze m ia n i ostateczny cel rozw oju, obie w ięc zak ład ają intelligibilność dziejów m yśli. Na jak iej jed n ak czynią to podstaw ie? Z teoretycznego p u n k ­ tu w idzenia każda próba podporządkow ania h isto rii filozofii jak iem u ś schem atow i, k tó ry m a nie ty lk o porządkow ać m ate ria ł, ale jednocześnie obrazow ać ry tm p ra c y ludzkiej m yśli poprzez w ieki, m a tę sam ą w artość. M ożna z ty m sam ym pow odzeniem n ak reślić w ielką h istorię filozofii, w yw odzącą się z d u ch a R ousseau i w ykazu jącą, że człow iek od w ie­ ku złotego, w k tó ry m odczuw ał identyczność z p rz y ­ rodą, zm ierza ku p ełnem u upadkow i, co snuć w izję rozu m u realizującego się w dziejach. Są to ko n­ cepcje filozoficzne, k tó re m ogą nam m niej lu b b ard ziej odpow iadać, ale dowieść ich nie m ożna. J e st rzeczą n iezm iernie c h a ra k te ry sty c z n ą , że w y ­ b itn i h isto ry cy filozofii, k tó rz y w sw ych p racach teo rety czn y ch za ty m p ro g ram em philosophia peren -

nis opow iadali się i dowodzili konieczności poszuki­

w ania logiki ro zw oju filozofii, w sw ych p racach h i­ sto ryczn y ch o ty ch p o stu la ta c h zapom inali, śledząc specyficzne cechy d anej epoki, p ró b u jąc zrozum ieć sens danego sy stem u w jego o ryginalnej i n iep o w ta­ rzaln ej postaci, we w szystkich jego zw iązkach z ów ­ czesną k u ltu rą . J e st to p rzy p a d e k G ilsona, na co

(14)

19 Z Ł U D Z E N IA i N A D Z IE J E H IST O R Y K A FIL O Z O FII

zw rócił niedaw no uw agę G u e r o u lt2. F a k t ten nie w ynika, moim zdaniem , z b rak u konsekw encji w o­ bec w łasnych założeń. J e st on raczej n astępstw em dążenia do pogłębienia badań. K iedy bowiem h isto ­ ry k zaczyna m ówić o danej do ktry n ie lub epoce, zw raca ku nim swój wzrok, ku ówczesnej k u ltu rze, tradycjom , próbom ich przebudow ania, odkryciom nauki, a także k u w ydarzeniom polityczno-społecz­ n y m itd. Jeżeli naw et w szystkie te elem enty po­ tra k tu je jako pomocne w w yjaśnieniach, ale nie decydujące, pozostanie jeszcze specyficzny k ształt ówczesnej form acji in te le k tu a ln e j, z c h a ra k te ry ­ stycznym dla niej zakresem problem ów i sposoba­ m i ich podejm ow ania oraz rozw iązyw ania b a z u ją ­ cymi na p ew nych podstaw ow ych założeniach onto- logicznych, epistem ologicznych i aksjologicznych, w yznaczających s tru k tu rę epistem e. I ta k historia p raw d y zaczyna się p rzeradzać w historię p raw dzi­ wą, teoria przekształca się w historię. G dy jednak p y ta m y o dzieje jakiegoś ogólnego problem u lub m yśli w ogóle, poszczególne d o k try n y z ich rozw ią­ zaniam i h isto ry k gotów jest trak to w ać jako już zba­ dane i interesow ać go zaczyna, czy dadzą się ułożyć w jak iś logiczny schem at rozw oju. Nie pow inien jed n ak żywić złudzenia, że owa logika będzie czym ś więcej niż sposobem porządkow ania, k tó ry w y b rał spośród w ielu m ożliwych. S tąd wielość in te rp re ta c ji, czasem in teresu jący ch , czasem u rąg ający ch uczci­ wości h isto ry k a.

W ty m m iejscu trzeb a zadać pytanie, gdzie leży g ra ­ nica dowolności w in te rp re ta c jac h , k tó re z nich są uczciwe, a k tóre tra k tu ją cały m ate ria ł historycz­ n y ja k papkę, dającą się lepić na różne dowolne k sz ta łty w zależności od w oli badającego. Zdając sobie sp raw ę z płynności ow ych granic, w ielu h isto ­ ryków prag n ie — o ile ty lk o to m ożliw e — stw o­ rzyć rzeczowe podstaw y d la in te rp re ta c ji. U siłują

2 Philosophie et méthode. Actes du colloque de Bruxelles. B ruxelles 1974, s. 47.

i historyczne epistem y

Granice dowolności

(15)

Jakie pytanie, taka odpowiedź

więc u stalić szereg w ażnych szczegółów dotyczących danego dzieła lu b d o k try n y , p o d ejm u ją badania k r y ­ tyczne rękopisów i kolejn ych w ydań, s tu d iu ją oko­ liczności, w jak ich dzieło pow staw ało, w pływ y, k o n ­ ta k ty , le k tu ry filozofa. W nik ają w szczegóły jego życia itp., itd. Do tego ty p u p rac należą także m o d ­ ne dziś k o m p u terow e analizy tek stu . H istory cy ci w olą też zazw yczaj k oncentrow ać b adan ia na jakim ś system ie lub epoce. Są też zdania, że p y tan ia o p raw d ę lu b fałsz jak ie jś głoszonej p rzez filozofa tezy nie m a sensu. O w iele w ażniejszą k w estią s ta ­ je się w y jaśn ien ie, dlaczego ta k tw ierdził.

Z a trz y m a jm y się z kolei n ad histo rią praw dziw ą. Je j zw olennicy k o rzy sta ją z ro zm aity ch pro ced u r badaw czych. M etodologowie skom pletow ali ich r e ­ je s tr i poddali k ażdy drobiazgow ej k ry ty c e . Mówi się w ięc n ieraz o m etodzie genetycznej, fu n k cjo n a l­ nej, s tru k tu ra ln e j, kom p araty sty czn ej itd. K ażda może coś w nieść do naszej w iedzy, żadna z nich nie w ystarcza, nie pozw ala na w ielostron ne i w y czerp u ­ jące w y jaśn ienie zjaw iska, jakim jest m yśl ludzka. K ażda z nich u k azu je jedynie jakiś jej aspekt — dla jednego z system ów w ażny, dla drugiego d ru g o ­ rzędny. J e s t rzeczą pow szechnie znaną, że tak i p ro ­ d u k t otrzy m am y , ja k i żeton do m aszyny przeszłości w rzucim y. M etodę zw ykle d o b ieram y tak ą, aby móc odnaleźć odpow iedź na k o n k retn e p y tanie. Chcę się dowiedzieć, ja k się rodził pozytyw izm , śledzę jego genezę. P y ta m o jego fo rm y w różnych k ra ja c h — sto su ję m etodę k o m p araty sty czn ą. Chcę dociec jego istoty, używ am m eto d y stru k tu ra listy c z n e j. In te re ­ su ją m nie: jego zasięg, w p ływ y , oddziaływ ania w ży­ ciu społeczno-politycznym , m iejsce w k u ltu rz e, ucie­ kam się do m etod fun k cjo n aln y ch itd. Za każdym razem staw iam in n e cele badaw cze, in n y ch więc używ am in stru m e n tó w p ró b u ją c ośw ietlić jak ą ś stro nę zagadnienia. H istory cy na ogół dobrze zdają sobie sp raw ę z jednostro nn ości każdej tak iej m eto ­ dy. A lquié z tego w zględu w yznaw ał niegdyś, że

(16)

21 Z Ł U D Z E N IA i N A D Z IE J E H IST O R Y K A FILO ZO FII

jest szczęśliw y nie posiadając żadnej. G orzej, jeże­ li się łudzim y, iż ty lk o jedna z nich m a ro zstrzy­ gające znaczenie, że jedna tylko m a bezw zględny w alo r naukow y. Z m niejszam y wówczas naszą szan ­ sę d o tarcia do przeszłości, szansę zrozum ienia d an e­ go filozofa. Z am iast w ielu zw ierciadeł, z k tó ry ch każde ośw ietla jakiś fragm ent, ustaw iam y jedno. O trzy m any obraz może być całkiem zdeform ow a­ ny, w ręcz fałszyw y.

N asuw a się jed n ak inne jeszcze pytanie. Oto doko­ nane zostały wszelkie w stępne p rocedury, dzieło rozpatrzono z różnych pu n k tó w w idzenia, czy ozna­ cza to, że zinterpretow ano je właściwie, że d o tarto do m yśli drugiego, w d o d atk u żyjącego w przeszło­ ści? Być może h isto ry k ulega złudzeniu, że m yśl tę odtw orzyć m u się udało.

P y ta n ie jest kłopotliw e. Z p y tan ia tego zrodziła się teoria in te rp re ta c ji. Nie m am m ożliwości d y sk u to ­ w ania jej tez. Chcę więc ty lk o zwrócić uw agę na tę, k tó ra na pozór podw aża sens pracy histo ryka. Czym bow iem jest in te rp re ta c ja? Je st ona w istocie sw ej próbą w ysłow ienia w innym języku czyjejś m yśli, a w ięc próbą swoistego p rzekład u języka użytego przez kogoś w przeszłości na język nam współcze­ sny. Otóż nie ulega w ątpliw ości, że każdy taki p rz e ­ kład p rzynosi już znaczne m odyfikacje, w ierny być nie może. Jeżeli a u to r pisał tru dn o , zawile, przekład ta k i b yw a pom ocny, choć nie pow inno się w pełni in te rp re ta to ro w i ufać, bo łatw o może w prow adzić w błąd. Czy jed n ak tak i p rzekład jest potrzebny; gdy m am y do czynienia z dziełem pisanym ta k przejrzyście, jak Rozprawa o m etodzie? Tu w szel­ kie kom en tarze w y dają się zbędne. Rzecz jasna, za­ wsze wolno szukać genezy poglądów K artezju sza, okoliczności, w jakich dzieło pow stało, do kogo było adresow ane itp. Nasza wiedza o K arte z ju sz u na pew no w ten sposób się wzbogaca, a naw et pew ne fra g m en ty rozpraw y, aluzje w niej zaw arte zostają rozśw ietlone, ale sam a in te n c ja dzieła czyż nie jest

Co autor miał na m yśli?

Zbyteczność interpretacji?

(17)

Intencje autora

a znaczenie dzieła

dla nas oczyw ista n a ty c h m ia st po uw ażnym jego p rzeczytaniu?

Z apew ne w ięcej przynosi korzyści czytanie dzieł k lasyków filozofii aniżeli m onografii im pośw ięco­ nych. A jed n a k h isto ry cy nie rezy g n u ją, swój tru d p o d ejm u jąc od now a. T w ierdzą bow iem , że c z y ta ­ nie o ry g in ału nie w y starcza, gdyż trz e b a być z n a w ­ cą epoki i filozofa, b y móc odczytać u k ry te jego in ten cje. N a ich odsłonięciu polegać m a p raca h i­ sto ry k a . Jedn ako w o ż dlaczego m am y p rzyjąć, że in te n c je te są u k ry te , a nie w yłożone w prost? H i­ sto ry cy więc w y ja śn ia ją, że filozofem pow odow ały in ten cje p rzez niego w pełn i nie uśw iadam iane. Dzieło w y k racza poza zam ierzenia tw órcy, tra n sc en - d u je m ożliw ości jego sam ow iedzy. Sądzę, że jest to tw ierd zen ie słuszne. W h isto rii filozofii p a n u je je d ­ n a k rozbieżność co do c h a ra k te ru ow ych nie u św ia­ dom ionych p rzesłan ek m yśli i w zw iązku z ty m co do m etod ich badania. Dla jed n y ch są one n a tu ry psychologicznej, są zw iązane ściśle z przeżyciam i fi­ lozofa, jego życiem , a tak że cecham i c h a ra k te ru ,

w y m ag ają w ięc zastosow ania w stu d iach nad nim i h isto ry czn ej psychoanalizy. D la dru gich są one po­ chodne w zględem in teresó w ro zm aity ch klas spo­ łecznych, dla in n y ch w reszcie są znakam i ówczesnej k u ltu ry . G dy więc jed n i m ów ią o kom pleksach i r e ­ fren ach , d ru d z y tw o rzą teo rię fałszyw ej św iadom o­ ści, trz e ci sz u k ają arc h e ty p ó w lub zasta n aw ia ją się nad s tr u k tu r ą ów czesnej fo rm acji in te le k tu a ln e j, nad g ran icam i pola epistem ologicznego i osiam i pole to w yzn aczającym i itd. W lite ra tu rz e filozoficznej

znam y n ieje d n ą p racę, k tó ra w szystkie te stan o w i­ ska an a lizu ją c o strej p o d d aw ała k ry ty c e . P ierw sze dw a ro d zaje w y ja śn ie ń m ogą być pom ocne, ale nie są w y starczające. Miłość C om te’a do K lo ty ld y de V eau zapew ne w p ły n ęła n a k ieru n e k jego m yśli, nie tłu m ac z y je d n a k treści dogm atów relig ii pozy­ ty w n e j. M ożem y się zgodzić, że G oldm ann m a r a ­ cję, iż P ascal w y ra ż a in te resa ów czesnej noblesse de

(18)

23 Z Ł U D Z E N IA I N A D Z IE J E H IS T O R Y K A FIL O Z O F II robe. W stw ierdzeniu ty m jednakże nie m ożna zam ­

knąć Pascalow skiej filozofii. Je st w niej coś znacz­ nie w ięcej, coś, co spraw ia, że M yśli Pascala będziem y wciąż czytać, podczas gdy nazw isko Gold­ m an n a zniknie w niepam ięci. Owa rzekom a św iado­ mość fałszyw a m a w sobie tak i ład u n ek in te le k tu a l­ ny, że długo będzie nam służyła jako źródło n a ­ tch n ie ń i tw órczej refleksji. Isto ta Pascalow skiego dzieła k ry je się w nim sam ym . W próbie red u k cji filozofii do u w aru n k o w ań czy to psychologicznych, czy polityczno-społecznych jest coś niesłychanie, stronniczego, coś, co przesłania rzeczyw iste w artości in telek tu aln eg o w ysiłku filozofa, reagującego bez­ sprzecznie n a swój czas, ale jednocześnie ów czas transcendującego.

Ale i trzecie stanow isko, k tó re w ym aga zbadania k s z ta łtu ów czesnej fo rm acji in te le k tu a ln e j, a w ięc w sw ych am b icjach najszersze, k ry je w sobie p e w ­ ne niebezpieczeństw o redukcjonizm u, choć nieco in ­ nej n a tu ry . Tu bow iem p ró b y odtw orzenia sensu u k ry teg o , a istotnego dla m yśli danego filozofa p o ­ s tę p u ją rów nież drogą p ośred n ią p rzez odniesienie te j m y śli do d an ej form acji, do s tr u k tu r y jej epi­

stem e. Istn ieje zatem obaw a, abyśm y nie u tra c ili

tego, co dla tej m yśli oryginalne, co się nie da roz­ topić w całości k u ltu ro w e j. Grozi nam odpodm ioto- w ienie tej m yśli w bezpodm iotow ej epistem e. W y­ jaśn ia ją c ją w ta k i sposób, jakieś fra g m en ty jej u w y p u k lam y , ale inne m ożem y zatrzeć, bo jest gdzieś źródło oryginalności, k tó re pow odow ać m usi odchylenie, różnicę z ówczesną epistem e. Filozof je st tw órcą, po ru sza się on co p raw d a w p ew n ym kręg u zakreślonym przez d aną form ację in te le k tu ­ alną, jego m yśl czasem bezw iednie p o stęp u je w edług regu ł w yznaczonych w epistem e, ale jednocześnie te reg u ły ju ż łam ać może, już się z nich w ydoby­ wać, znacząc m om ent zerw ania. Nie da się w ięc zredukow ać n a w e t do całości k u ltu ro w e j, w k tó re j tkw i. Je st ona czym ś sam ym w sobie, czym ś n ie ­

Los Pascala i los

Goldmanna

Episteme

(19)

Historyczność...

a racjonalność

p o w ta rz a ln y m i w niej sam ej należy szukać tego, co dla niej isto tn e, a nie ty lko poza nią.

Lecz czy to, co isto tn e dla m yśli, da się przeniknąć, czy u zn ając jej historyczność, jej zm ienność w cza­ sie nie zam yka się m ożliw ości jej dokładnego po­ znania? Jeżeli reg uły, w edług k tó ry c h h isto ry k s n u ­ je sw oje rozw ażania, są ta k odm ienne od tych, k tó ­ re p an o w ały w ja k ie jś epoce, in te rp re ta c je m uszą n apo ty kać b a rie ry nie do pokonania. K on sek w en tn y h isto ry zm p rze k re śla sens b ad an ia przeszłości. M u­ sim y zatem p rzy jąć, że nie w szystko zm ianie ulega,

że p rz y n a jm n ie j w danej k u ltu rz e , a więc i w n a ­ szej eu ro p ejsk iej, coś pozostaje trw a le i że są to zarów no niek tó re znaczenia pojęć, jak i pew n e ogól­ ne p ra w a m yślenia. M usim y założyć jak ieś eidos tw órczości in te le k tu a ln e j, inaczej każdy te k st s ta ­ w ałb y się dla nas szyfrem nie do odcyfrow ania. Z akład ając jed n ak istnienie takiego eidos, czyż nie pow inno się p y tać o to, czym jest, na czym polega, a ta k p y ta ją c , czy nie p o w racam y do idei philo-

sophia p erennis, do p ro b lem u owego racjonalnego ją ­

d ra filozofii? Skoro bow iem to coś m a w alo r n ie­ zm ienności, czyż nie je st ty m sam ym , co bezw zględ­ nie obow iązujące i słuszne, ta k ja k np. p raw o sprzeczności i inne podstaw ow e p raw a logiki? Może też w ow ym eidos k ry ją się pew ne w artości, te n a j­ bard ziej ogólne i zasadnicze, P la to ń sk ie idee? Istn iał­ b y zatem jak iś p on ad h isto ry czn y obszar rac jo n aln o ­ ści, ale w tak im razie sensow ne s ta ją się p y tan ia o w szelkie od niego odchylenia i przyb liżen ia. I ju ż zaczynam y p a trz eć na dzieje z p u n k tu w idzenia k o n stru k c ji owego jąd ra , coraz dokładniejszej kon- cep tu alizacji pojęć jem u w łaściw ych, coraz w iększej św iadom ości jego treści, co w ym aga tak że p rz y j­ rzen ia się, w ja k i sposób d o k o nu je się w nim a r ty ­ k u lac ja rzeczy św iata. H istoria p raw d y w dziera się w ięc w h isto rię p raw d ziw ą w b rew naszym p ie rw o t­ n y m intencjo m .

(20)

25 Z Ł U D Z E N IA I N A D Z IE J E H IS T O R Y K A F IL O Z O FII

ulec złudzeniom . W ty m błędnym kole gdzie szukać k ry terió w , k tó re by pom ogły w w ery fik acji in te r­

p re ta c y jn y c h w yników . Teraźniejszość kładzie się cieniem na przeszłości i nigdy nie m ożem y być pew ­ ni, czy ta k należy badaną m yśl rozum ieć, czy też inaczej. Czy w ogóle m ożna żywić przekonanie, że istn ieje jakiś jeden w łaściw y sens tej m yśli, bez w zględu na nasze odczytyw anie, sens, do którego należy dotrzeć, k tó ry jest głów nym celem podejm o­ w any ch analiz? Być może jest taki, ale przekonanie, że już został uchw ycony, jest najw iększym złudze­ niem . S tru k tu r a sensu byw a ta k złożona, ta k w ie­ lo w arstw ow a, zwłaszcza w dziełach w yb itny ch, że nie d aje się w yrazić w in n y m języku. Bogactwo m yśli ginie n ieraz p rzy p rzek ład ach z jednego ję ­ zyka n a inny, bo ju ż tam dosłow ności nie m a, bo ju ż tam w kracza in te rp re ta c ja , cóż dopiero mówić 0 czystej p ra c y in te rp re ta c y jn e j.

A jed n ak jesteśm y przekonani, że istn ieją w in te r­ p re ta c ja c h granice, że nie m ogą być one całkow icie dow olne, że są tak ie in te rp re ta c je, k tó re sens ro zja ­ śniają, i takie, k tó re go w ypaczają, że są uczciwe 1 nieuczciw e, rzeteln e i dem agogiczne, u sp raw ied li­ wione i fałszyw e, w y p ły w ające z w ysiłku badawczego

i takie, k tó re są podporządkow ane zgoła nie filozo­ ficznym k ry terio m . Co w ięcej, jeżeli się zna epokę, przestu dio w ało dokładnie dzieła danego au to ra, nie ta k tru d n o je odróżnić. P o p ełn iają one zw ykle błąd owego sem antycznego cięcia, a także anachronizm u rz u tu ją c w stecz w spółczesne nam pojęcia. P ró b a uczynienia z K artezju sza zam askow anego rew o lucjo ­

n isty nie w sferze m yśli, lecz w sferze stosunków społecznych, może tylko w yw ołać w zruszenie r a ­ mion. W ręcz wesołość zaś m oże obudzić stw ierd ze­ nie, że R ozpraw a o m etodzie została napisana, aby now y św iatopogląd, będący orężem w w alce o lep ­ szy u stró j św iata, „stał się udziałem m as”. Tego ro d zaju in te rp re ta c je są złośliw ą naro ślą na h istorii filozofii. Nie m ożna ich jed n a k lekcew ażyć. P rzez

Prawda przekonań

(21)

Sam ow iedza uczciw ego historyka

sw ą agresyw ność, rad y kalizm ujęcia często zysk ują p ok lask co p raw d a nie znawców, ale dość szerokiej publiczności. Często u d aje im się stw orzyć jakiś ste re o ty p , k tó ry fu n k cjo n u je przez lata m im o k r y ­ ty k i i w ysiłków jego obalenia. P rzy k ładów m ożna podać w iele. N am iętności się budzą zwłaszcza w te ­ dy, gdy do czynienia m am y z w ielkim filozofem jak K a n t, Hegel, N ietzsche, Bergson.

Jak że tru d n o w ytyczyć granice in te rp re ta c ji. Cóż w ięc robić? J a k postępow ać? Nie m am zam iaru po­ stu lo w ać tu żadnych reguł. Sądzę tylko, że rzek o­ me błęd n e koło m iędzy p e rsp e k ty w ą h isto ry czn ą a teo rety czn ą tak im nie jest, że raczej ich d ialek ­ ty czn y zw iązek m a h e rm e n eu ty c z n y sens. H istorie p ra w d y i p raw d ziw e nie w y d a ją się a lte rn a ty w n e , jed n a odnosi się do d ru g iej w zbogacając się w zajem ­ nie. Nie ulega n a to m ia st w ątpliw ości, że uczciw y h i­ s to ry k m u si zacząć od d e m isty fik a c ji sam ego siebie, m usi podjąć w ysiłek re fle k sji n a d sobą i uroszcze- n iam i w łasnego św iatopoglądu, m usi zdać sobie sp raw ę, że jego w łasn e prześw iadczenia m ogą w y ­ paczyć obraz h isto rii. P ow in ien więc zastosow ać sa­ m oko ntro lę, zaw iesić ideologię, porów nać w łasne w y n ik i p ra c y z w y n ikam i in n y ch i tam , gdzie n a j­ w iększe p o w stały rozbieżności, zapytać, gdzie jest ich źródło; czy to, co uznał za odkrycie, nie jest ty l­ ko p łask ą k a ry k a tu rą , p o w stałą na sk u te k zastoso­ w an ia krzyw ego zw ierciadła.

Je d n ak ż e n a w e t w gran icach in te rp re ta c ji, k tó re go­ tow i jeste śm y uznać za tra fn e , rozbieżności będą istn iały . Nie m am y m ożności d o tarc ia do a u te n ty c z ­ nego sen su cudzej m yśli. K to ś więc może m i za rz u ­ cić, że podw ażam znaczenie h isto rii filozofii. Po co ty le w ysiłków , skoro zbliżyć się doń jed y nie u siłu ­ jem y , nie w iedząc, ja k i d y sta n s dzieli nas jeszcze od pełnego zrozum ienia. Co w ięcej, dość znaczne róż­ nice w in te rp re ta c ja c h w y d a ją się up raw n ione. M a­ m y więc się zgodzić na te rozbieżności opinii, k tó re

(22)

27 Z Ł U D Z E N IA I N A D Z IE J E H IST O R Y K A FIL O Z O F II

przeczą podstaw ow ym wym ogom dyscypliny n a u ­ kow ej?

Z a rzu ty p ły n ą ze stro n y tych, k tó rzy nie rozum ieją p rac y h isto ry k a filozofii. Przede w szystkim pow tórz­ m y ten tru iz m — każda nau k a p osługuje się hip o te­ zami, p ra w d a bezw zględna nigdzie nie jest dana. J e st ona przedm iotem w iary, ale nie wiedzy. H isto­ ria filozofii nie różni się więc ta k dalece od innych

dyscyplin. I w niej w e w spólnym w y siłk u badaczy p rzy n a jm n ie j pew ne rażące błęd y in te rp re ta c y jn e zostają usun ięte. G dyby jed n ak h isto ria filozofii raz na zawsze zdołała u stalić jakieś kanony in te rp re ta ­ cji różnych system ów , wówczas dopiero sta n ę li­ byśm y w obliczu klęski, wówczas nie w arto byłoby się zajm ow ać dziejam i ludzkiej m yśli.

Czym bow iem je st d la nas h isto ria filozofii? Je st pew ny m sposobem u p raw ian ia sam ej filozofii przez zanurzanie się w źródle, przez odkryw anie w łasnych korzeni. J e s t bow iem tak , ja k to niegdyś pięknie pow iedział Croce, że ,,w dziele m yśli dom n ieu sta n ­ nie now y, p o d trzy m y w an y je st n ieustann ie przez dom sta ry , k tó ry trw a w nim n adal, ja k b y dzięki jak ie jś sile m agicznej” 3. W tak iej p racy p ry zm a tu teraźniejszości rozbić się całkow icie nie da. Je st on zresztą po trzeb n y , bo pozw ala odsłonić w przeszło­ ści to, co mogło uchodzić uw agi innych pokoleń in te rp re ta to ró w . Czas obecny w spółgra w dziele in ­ te rp re ta c ji. On przeszłość ożywia, skiero w ując św ia­ tło tam , gdzie panow ał cień. W dziełach w y b itn y ch n a stę p u je zatarcie m iędzy h isto rią p ra w d y a h isto ­ rią praw dziw ą. J a k w tej pierw szej nie m ożna się było obejść bez głębokiej znajom ości w yobrażeń i problem ów daw n ej k u ltu ry , ta k w tej d ru g iej nie m ożna pow strzym ać p y ta n ia o racje, o praw dę, trz e b a tylko, aby histo ry cy by li gotowi stale k o n ­ tro lo w ać to, co się w ydaje p raw d ą naszego czasu, a p rzed e w szystkim p raw d ę w łasną, w łasne p rzeko­

8 B. Croce: Zarys estetyki. Warszawa 1962, s. 24.

Prawda jako przedmiot w iary

Historia jako filozofia

(23)

Utopia czy historia filozofii

Pamięć...

i nadzieja

n ania, k tó re należy tra k to w a ć jak o problem , a nie jak o bezw zględne k ry te riu m oceny. Nie byłoby filo ­ zofii bez h isto rii filozofii, nie m a h isto rii filozofii bez filozofii. Ta o statn ia zaś zm ienia się n ieu stan n ie w sw ych zasadach, sw ych pojęciach. J e s t ona po p ro stu tożsam a z m yślą ludzką, k tó rej biegu z a trz y ­ m ać nie m ożna, choć ten bieg nie m a w yznaczo­ nego k ieru n k u .

Ł udzą się więc ci, k tó rz y m arzą o sk o dyfikow aniu m etod h isto rii filozofii i pow szechnym u sta le n iu jej w yników . Sprzeczności, k tó re rodzi, należą do jej isto ty , św iadczą o jej żyw otności i jej po trzeb ie w n ieu sta n n ej p rac y m yśli ludzkiej nad poznaniem sam ej siebie. H isto ria filozofii je st w gru n cie rzeczy p ró b ą zrozum ienia m yśli p rzez m yśl, p ró b ą odsło­ nięcia sw ych w łasnych u ro je ń i in tu icji, mocy od­ k ryw czej i źródeł błędów , ry tm u rozw oju, o ile ta k i istn ieje, p u n k tó w zaham o w ań i m om entów w ielko­ ści. P am ięć przeszłości d ecy d u je o jej kształcie w te ­ raźniejszości, bez pam ięci nie b y łab y sobą, jak cho­ ra na am nezję, nie w iedząca, kim jest, nie u m iejąca poruszać się w świecie. Ale każda chw ila tę pam ięć m o d y fik u je, d o d aje do niej now e treści, coś ro z ja ­ śnia i coś przesłan ia. K ażde zagłębianie się w p rz e ­ szłość rzu c a św iatło na ch w ilę teraźniejszą, każda

re fle k sja nad teraźniejszością pom aga p rz y ponow ­ n y m sp o jrzen iu w stecz coś przyw rócić pam ięci. H i­ sto ria je st pam ięcią i dośw iadczeniem m yśli, pisana więc m usi być w ciąż n a nowo.

Dopóki m y śl ste re o ty p o m się w ym yka, dopóki nie poddała się obróbce m echanicznych sił, k tó re jej gro ­ żą z ró żnych stro n , h isto ry k je s t p ełen na przyszłość nadziei. K ażda now a in te rp re ta c ja otw iera przed nim ja k b y now y św iat w y d ob yw ając n a św iatło to, co w yd aw ało się ju ż zapom niane. Czuje się bogatszy sam i wie, że w zbogaca się jednocześnie ogólna in ­ te le k tu a ln a k u ltu ra . O bcując z m yślą lu d zk ą w ró ż­ n y ch m om entach je j h isto rii zna jej w ielkość i w a r­

(24)

29 Z Ł U D Z E N IA i N A D Z IE JE H IST O R Y K A FIL O Z O FII

tość, w ie, że z niej w yrośliśm y i że się do dziś nią żyw im y, i że bez niej byliby śm y niczym .

Różnice in te rp re ta c ji nie bolą więc ani historyk a, ani filozofa, p rz y jm u je on je jako znak życia w brew tym , co by chcieli uzyskać bardziej k o n k retn e efek­ ty . W ty m m iejscu p rzy po m in ają m i się słow a Di­ derota, k tó re m ogą posłużyć w ątpiący m w w artość h isto rii filozofii za odpowiedź: „W oczach pospól­ stw a — p isa ł on — istnieje tylk o jed en sposób, by uczynić filozofię rzeczyw iście godną uw agi, trzeba w ykazać, że to w arzyszy jej pożytek. Pospólstw o p y ­ ta zawsze, do czego to coś służy, lecz nie należy m u nig d y odpowiadać: do niczego. Nie wie ono bo­ w iem o ty m , że to, co oświeca filozofa i co służy po­ spólstw u, są to dw ie różne rzeczy. Rozum filozofa często zostaje ośw iecony przez to, co szkodliwe, a zaciem niony przez to, co u ży teczne” 4.

Życiodajne zróżnicowanie

Cytaty

Powiązane dokumenty

Definicja ta różni się od przyjmowanej przez historyków literatury, ale jest dobrym praw em autora w ybór definicji najbardziej m u odpow iadającej, a w tym

Jej różne ujęcia mogą pro- wadzić do odmiennych opinii na temat roli poglądów Nietzschego i nie jest czymś przypadkowym, że w ramach zradykalizowanego pojmowania fi lozofi

Jest jednak godne podkreślenia, że historyk filozofii powinien być zawsze świadomy tej stosowanej przez siebie zasady wyboru i winien być zawsze gotów do jej

wet, że kiedy była młodą panną kochał się w niej, a nawet miał się z nią żenić, do czego jednak nie doszło, ponieważ zraziła go noszeniem zbyt

Pierwszym i podstawowym przewinieniem historyka filozofii i sprzeniewierzeniem sie˛ uczciwos´ci zawodowej jest jednak włas´nie ukrywanie i zatajanie tego rodzaju

Objęła wszystkie rodzaje ubezpieczeń społecznych: chorobowe i macierzyńskie, na wypadek niezdolności do zarobkowania lub śmierci osoby ubezpieczonej, wskutek wypadku przy pracy

Rozpoznaj, która część zdania została wskazana w danym wypowiedzeniu.. Wstaw znak X w

Natomiast weryfikacja statystycz- na własnych badań wykazała, że poziom wiedzy po- łożnic na temat karmienia piersią zależy od wykształ- cenia, miejsca zamieszkania, uczestnictwa