niiiiiiiiiiiiiiHiiiiiiiiiiiin iin in iiiin iim in n im iu iiiiiin n iiin in n im u n m iiiiiinM m nnn
R o k II. S ie rp ie ń 1908. N r . 8. =
ZIARNECZKA E U C H A R Y S T Y C Z N E
DO U Ż Y T K U
Adoratorów Przenajśw. Sakram entu.
C h leb Eliasza.
L . 5069.
Pozwalamy drukować.
We Lwowie 9. lipca 1908.
f Władysław
Biskup.
L W Ó W .
N ak ład em P P . Franciszkanek Najśw. Sakram entu Z drukam i i lit. Pillera, Neum anna i Sp.
1908.
... u u i i i h i u i iu u h i h iih u iii iiii iih ii iih ... n m u n u im u m iu m m in n m n m t» n im iii5m a
I. Uwielbienie.
»Żalem rozżaliłem się o Puna Boga Zastępów !« (III. Król . 19.10.)
„D osyć mam Panie ! weź duszę moją, bom nie jest lepszy od Ojców m o ich !...“ Tak i ja, o Boże mój, wofam u stóp Tw oich. Du
sza moja omdlewa, przygnębiona ciężarem nędz, walk i goryczy życia, chciałaby widzieć koniec tego zła. — Ależ co mówię ? W szakci mnie lepiej niż Ojcom moim, bo ja mam Cie
bie;, o mój Boże, w tej Hostyi żywej, Ciebie, Chleb m ocnych !
Stary Testam ent obfituje w piękne, w spa
niałe, i szlachetne p o stacie; ale jed n ą z n a j
piękniejszych je st niezaprzeczenie postać P r o roka E liasza. Dusza jego dziew icza, ciało wy
suszone postam i, — gdy ukląkł na szczytach K arm elu, wzniósł ręce ku Niebu, to ono o- twierało się szeroko na słowo jego, ryczało piorunam i i grzmotem, słało na ziem ię potoki deszczu lub ciepłe promienie słońca. Mędrzec P ań sk i tak go m aluje : „I powstał Eliasz Pro-
„ ro k jako ogień, a słowo jego jako pochodnia
2
„gorzało. Któryś rzucił króle na zginienie i ła-
„tw ieś moc ich przełom ił, i chełpliw e z łoża
„ich (Ekles. 48. 16).«
Na św iętości jego życia Bóg w ycisnął pieczęć cudów. — Eliasz modli się, a ogień z N ieba zstępuje, i p ożera ofiarę, która Mu P ro rok przygotował, gdy tym czasem kapłani B aala w ydają przeraźliw e krzyki, lecz fałszywi bogo
w ie głusi są n a w ołania sw ych czcicieli. E liasz m odli się, a m iarka m ąki biednśj wdowy z S arep ty pom naża się tak, że przez trzy lata ona sam a, i syn jej, i P rorok żywią się w cza
sie głodu. Eliasz m odli się, a w zm arłym sy nu tej samej wdowy budzi się dusza, i mło
dzieniaszek n a nowo żyć poczyna.
Ale siła, moc, żarliw ość, to cecha głó
w na, to główny rys charakteru P roroka. „E liasz"
— znaczy s i ł a , m o c B o ż a I o t o P rorok bezbronny, staje nieulękniony w obec potężne
go A ch ab a i okrutnej Jezabeli, a gdy n a jego w ołanie Niebo z pożeraj ącem ogniem przycho
dzi m u w pomoc, druzgocąc zuchw ałą pychę kapłanów Baala, P ro ro k oddaje ich w szyst
k ich w ręce nawróconego ludu, który ich w liczbie 450. wlecze nad brzegi Cizonu, i po
zbaw ia ż y c ia ; i to w szystko w obec A chaba w tćj chwili słabego, ja k jednodniow e dziecię,
i w ściekłśj od gniew u Jezabeli. Eliasz był to więc Święty, a Święty o ry sach z ognia.
T a piękna postać w prow adza cię w zdum ienie, i mówisz : „O gdybym m iał ta k ą moc ognistą, ja k stary P rorok z T h e s b y !“ — Spojrzyj na O łtarz... Nie dajęż ja się tobie codziennie, jako twój Chleb mocy ? Czyż po - żyw iając się u Stołu mego, nie czujesz w so bie siły, k tóra zdruzgotać może sz atan a i p ie kło całe, rozerw ać zdradliw e jego sieci i z ła m ać zatru te p o c isk i? Czyż ja w tej Hostyi nie je ste m ogniem pożerającym nieprzyjaciół d u szy twojej ?
— O Jezu, tak ! Ty w tym S ak ram en cie miłości ta k cichym i pokornym , jesteś za
razem siłą, i m ocą, i ogniem palącym . Tu przy Tobie, nie boję się niczego. A chab, ten okrutny d uch piekła, i Jezab el, św iat złośliwy, niech się w ściekają z gniewu. Gdyś Ty, Ho- styo B oża z nam i, któż przeciw ko nam ? 0, Zbaw icielu najdroższy, im m niejsza, im lic h sza, im pokorniejsza Twa p o sta ć , tem ja ży
wiej wierzę, żeś Ty w tej Hostyi je s t Bóg m ocny, wszechpotężny, i tem głębiej uniżam się przed Tobą, w ielbiąc Cię i błogosławiąc !
4
2. D ziękczynienie.
I chodził Eliasz mocą onego ja
dła aż do góry Bożej (3. K iól. 19. 8.
Eliaszu, gdzież moc twoja ? P rzed chwi
lą zrzucałeś królów z tronu, i baw iłeś się po
tęgą ich ja k m ałe, chłopię piłką, a oto za chw ilkę, na karcie Bożego P ism a, cóż czy
ta m ? „Zląkł się E liasz, i począł uciekać..."
R zu ca się w bezm ierną pustynię, i zagłębia w su c h e fale rozpalonego od słońca p ia sk u ; biegnie dzień cały bez celu, aż w końcu o- m dlew ający od znużenia, drżący z przerażenia, przygnieciony ciężarem sm utku, goryczy i znie
chęcenia, rzuca się na ziemię i woła z roz
paczą!: „Dosyć mi już P a n ie ! weźmij duszę m oją, bom ci ja nie lepszy od Ojców m oich !u A do słów dodając ak t prawdziwój rozpaczy, kładzie się pod krzakiem lichego jałowcu, którego drobne listki nie będą mogły ochro
nić go przed palącym i promieniami słońca, i tak w yczekuje śm ierci, któraby uw olniła go od życia, w tej chwili nieznośnego dla niego.
O, co za z m ia n a ! A więc ten człowiek drżą
cy, przelękniony, zniechęcony, zrozpaczony, ma być Eliaszem , tą m ocą P a ń sk ą , tym obrońcą B ożym ? Jakto — strach, przerażenie w tym, któ ry się nigdy niczego nie lękał, — ucieczka m ałoduszna, i gorżka skarga w tym, który
się nie cofał przed całą rzeszą rozszalałych złością kapłanów Baala ? Gdzież powód tćj zmiany ?
Jeżeli Eliasz uciek a i w pada w tę przepaść zniechęcenia, to dlatego, że Jezabe- la kazała mu pow iedzieć: „Poprzysięgam ci, że przyjdzie dzień, w którym uczynię z to
bą® to, co ty uczyniłeś dziś z moimi kapła
nam i Baala !u A więc słowa niewiasty, ulo
tna groźba, a Prorok ucieka! Lecz czyż ten sam Prorok stokroć już nie wyśmiewał się z gróźb tej niegodziwej niew iasty ? Ach, to nie groźba Jezabeli przyczyną lęku Eliasza.
Bóg to oddalił się od niego, u su n ął na małą chwilę, fa natura ludzka zostaw iona samej so
bie, staje się bezsilną, omdlewa, rozpacza.
Lecz Bóg czuwa nad Prorokiem.
Nad śpiącym Eliaszem staje Anioł P a ń ski, kładzie przed nim chleb i naczynie z w odą staw ia, a budząc go m ó w i: „W stań, i j e d z ! “ — Prorok podnosi się z lekka, o- czym a na wpół otwartem i patrzy n a zasta
wiony przed nim posiłek, spożywa chleb, i zasypia powtórnie. — B óg się za to nie gniewa. Poseła Anioła powtórnie, ze świe
żym zasobem chleba i wody. D uch Niebie
ski dotyka ram ien ia śpiącego P roroka, a b u dząc go m ów i: „W stań, jedz, bo długą m asz
6
jeszcze drogę !u Eliasz tym razem w staje, je i pije, a potem o sile tego tajem niczego po
karm u idzie, — nie dzień, nie dw a, ale czter
dzieści dni i czterdzieści nocy, aż n a szczyt góry Bożej, Horeb, i tana P an objaw ia się słu dze swem u, i daje m u zapom nieć sm utne dni pokusy.
Chleb E liasza cudow ny, — ale mój Chleb Boży cudow niejszy. P ro ro k idzie o sile tego pokarm u czterdzieści dni i czte rd z ie ści nocy, aż n a H o re b ; my idziem o sile na- szśj Hostyi całe życie i dochodzim y szczę
śliw ie n a górę Bożą, n a Horeb nasz, gdzie o glądać będziem y Boga samego tw arzą w tw arz i zapom nim y o sm utnych dniach ziemskiej pielgrzym ki naszej. O zapraw dę, mój Boże, Tyś nam je s t lepszy, niż najlepsza m a tk a ! Upadam y tak często, słabniem y, zniechęcam y się, i usypiam y twardym snem oziębłości, a Ty, zam iast odwrócić się od nas, przysełasz n am Anioła, K a p ła n a Twojego, który nas b u d zi ze snu, mówi n a m : „ W sta ń ..." a po
tem podaje Chleb N iebieski Ciała Twojego N ajśw iętszego ze słow y: „Jedź bo długa je szcze droga przed tobą, ale niech n a niej Ciało P a n a Naszego Jezu sa C hrystusa strze
że duszy twojej aż do żyw ota w iecznego, aż dokąd nie dojdziesz do góry Pańskiej, do two
jego Horeb, do N ieba.“ — O dzięki Ci, Jezu, za ten Chleb nasz codzienny, za ten Chleb życia, i siły, i sz c z ę śc ia ! Głodny jestem Cie
bie, tak głodny, że zanim naw et kapłan złoży mi Ciebie na u stach, ja Cię ju ż pożywam w zrokiem , pragnieniem . O dzięki Ci za każdą K o m u n ię !
3. Nagradzanie.
♦Dosyć mam Panic, weź mi du
szę moją (3. Król. 19. 2.)
O m dlew ać, padać, być przygnębionym zm ęczeniem fizycznem lub m oralnem , uginać się pod ciężarem znudzenia, sm utku, w padać w niesm ak, zniechęcenie, rozpacz, czuć n a so
bie gniotący ciężar życia, i w zdychać choro
bliwie, gorączkowo za chw ilą, k tóra węzeł dni naszych ziem skich rozetnie, oto choroba nas w szystkich, choroba najpow szechniejsza, złe, które pow raca często, i żelazną sw ą dłonią oplata nietylko słabych, nietylko początkują
cych i niedośw iadczonych, ale naw et najsilniej
szych, tych naw et, których długoletnia cnota, zasługi i bohaterskie zw ycięstw a powinnyby uczynić nietykalnym i. - Do tych ostatnich należał P ro ro k Eliasz,
A ta k ie omdlewanie duszy, to nie zwy
czajny, przejściowy tylko upadek n a duchu, nie chw ilow e znudzenie, czy zm ęczenie; ale to stan przygnębienia, sm utku, obrzydzenia i zniechęcenia, który nas tak ogarnia i pęta, że znudzeni życiem, niezdolni iść dalej, porzu
camy narzędzia naszej pracy duchownej, rozry
wamy nasze najlepsze, najśw iętsze postano
w ienia i przyrzeczenia, i wpadam y w jak iś stan rozpaczy, w którym ani się nie modlim y, ani pracujem y, ani walczymy.
A gdzie źródło tego fatalnego sta n u ? — W słabości naszej natury. — Początkiem na
szym nicość, środkiem grzech, końcem zgnili
zna i świerć, a do tej śmierci my tak szybko spuszczam y się stopniam i, jakie podścieła nam pod nogi nasze zepsucie grzechowe, a stopnia
mi ty m i: słabość, niem oc, w ewnętrzny opór w o l i .
Możemy, i powinniśmy walczyć z tem złem, ale sam i zwyciężyć nie m o żem y ; tylko ręka w rękę z Jezusem , tylko Jego okryci puklerzem , zdobywamy wawrzyny i Niebo.
Ale myśmy tak pyszni, tak się sam i w sobie chlubimy ! Zaledwie nieprzyjaciel nasz w m a
łej jakiejś potyczce drobną poniósł porażkę, my już głośno wołamy ; zw yciężyłem ! a To
warzysza walki i pierwszego Szerm ierza Zwy
cięzcę zostawiam y na boku, w zapom nieniu.
Lecz Bóg dobry przychodzi w tedy do nas z lekarstw em n a pychę naszą, usuw a się co
kolw iek, gasi ja sn e prom ienie pbsiłkującej swój łask i, a my zostaw ieni sobie sam ym , padam y i m dlejemy.
Czasem znów Bóg m usi być dla nas su row szym nieco, bo nasza w ierność dla Niego zbyt je st m ała, mało w nas delikatności, m a ło szlachetności, mało czuw ania, a zbyt wiele grzechów pow szednich, i niedoskonałości do
browolnych.
Nie dziwię się zresztą, że fala zniechę
cenia zalew a dusze winnych i zarozum iałych, pysznych lub niedbałych, ale cóż powiem, gdy o uszy moje obija się skarga św iętego P a - tryarchy Idumei, okrytego ranam i, opuszczone
go od w szystkich i w ołającego: „D usza moja brzydzi się życiem , i kiedyż się skończą dni moje ? “ — lub Dawida, tego w ybrańca Bo
żego, gdy zakosztow aw szy goryczy długich dni rozpaczliwego zniechęcenia, żali się P a n u :
„ B ia d a mi, iż się przedłużyło wygnanie m o
j e ! — albo wielkiego Apostoła Paw ła otwie
rającego Pzym ianom w nętrze strapionćj d u szy swojej : „N ieszczęsny ja człowiek, któż m ię wybawi od ciała tej ś m ie rc i!1' — a przede- w szystkiem gdy w idzę Jezusa, Moc i Siłę sa
10
m ą, gdy sm utny i lękliwy woła z głębi ciemnego O g ro jc a : „Ojcze, oddal odem nie ten kielich ... — S m u tn a je s t dusza m o ja !“
W ięc cóż dziwnego, że znudzenie, zn ie
chęcenie przyciska n as lodową dłonią swoją, gdy nie obaw iało się złożyć ją naw et na czci najgodniejszym Zbaw icielu n aszy m ? A jeżeli do dw óch przyczyn, które z nas są, i z n a szej złej płyną n atu ry , dodam y jeszcze in n e : liczne przeszkody i niebezpieczeństw a, które spotykam y n a drodze naszej do celu, ciężkie ofiary, ja k ic h dojście do tego celu w ym aga, o, ja k taki widok duszę p rzeraża, a często i zn iech ęca! A gdy nadto z trudnościam i n a - szćm i szarp ać się nam trzeb a, nie dzień, nie dwa, ale m iesiące i' lata całe, o ja k nam wtedy sm utno się robi, ja k nam dusza om dle
wa ! Zrobić wysiłek jednorazow y, naw et en er
giczny, podjąć się jednej ofiary, choćby h e
roicznej, n a to każdy zdobyć się p o tra fi; ale być zm uszonym ciągle zaczynać, borykać się dziś, i ju tro , i p ojutrze, i jasn o naw et końca tej walki nie w idzieć, oto co życie czyni tak ciężkiem , tak tru d n e m !
Aż w reszcie zniechęcenie n asze docho
dzi do szczytu, zm ienia się w ja k ie ś konanie, którem skonać nie m ożna, gdy widzim y, że
n asze w ysiłki, nasze borykania się i w alki, i n asze heroiczne ofiary kończą się niepowo
dzeniem . — Jakto, chcieć tylko K rólestw a Bożego, pracow ać tylko dla chw ały Bożej, a widzieć w końcu, że- to było na nic, że ofia
ry nasze skończyły się porażką, k tó ra ja k b y wielki szczerb zostaw iła w budow ie świętego gm achu chw ały Bożej, oto co rzu ca o ziem ię, i druzgoce najsilniejszą odwagę, zniechęca ż e lazną ufność, i goryczą, z rozpaczą praw ie g ra
niczącą napełnia nam kielich życia.
I tego rodzaju było zniechęcenie E liasza.
O Jezu n asz najlepszy, w szyscyśm y do tego zniechęcenia i skłonni, i zdolni. Jednego nam tylko nie w olno... — My m am y Ciebie w tój Hostyi ukrytego, C ieb ie: »Boga z nam i* , Twoje eucharystyczne Serce, bijące dla nas i w nas, i z Tobą, zniechęcać się nam nie wolno. Eliasz m iał tylko chleb podpłom ienny — cudow ny, to praw da, ale to tylko figura, to cień rze c z y w isto śc i; a my m am y Ciebie ży
wego, Ciebie dobrego, Ciebie m iłującego nas, C iebie oddającego się nam , Ciebie K om unię n a s z ą ! P rzebacz, o Jezu, je śli z nas który, w obec tego Chleba miłości i życia jeszcze się z n ie c h ę c a ,; przebacz nam w szystkim , k tó rzy zniechęceni i om dlewający, nie szukam y siły i ożyw ienia w naszym C hlebie eucha
12
rystycznym , ale niedbale porzucam y się na ziemię, a okryci nędznym tylko jałow co
wym krzakiem pociećh i pomocy ludzkiej, usypiam y leniw ie, narażając się niechybnie n a sen śm ierci, z którego już nas nikt nift zbudzi.
4. Prośba.
»Wstań i jedz !«
(111.. Król. X IX .)
— Jeżeli zniechęcenie, om dlewanie, sła
bnięcie je st chorobą duszy gdzież na nią le
karstw o ?
— Nie pytaj mię, o Ukochany serca mego... Gdyby na tę ohorobę było tysiące i miliony lekarstw , ja nie szukałbym innego ja k Ciebie, o Sakram encie zdrowia i siły. — Gdy więc słabnąć i omdlewać będę, ja k strum ień, który od źródła oddzielony usycha i niknie, p ójdę do Ciebie, żywe źródło życia, a H ostya Twoja odnowi i spotęguje słabnące siły m o
je, i życie popłynie znów szybko ku celowi swemu.
Jeżeli m oja m ałoduszność, lenistw o, brak wierności rozbudzą w duszy mojśj znudzenie i przesyt, — pójdę do Ciebie, a S akram ent miłości wprowadzony do w nętrza mego rozbu
dzi we m nie nowy żar, nowy zapali o g ie ń ; i szybko kroczyć będę aż n a górę Bożą.
J e ż e l i znów Ty, Bóg praw dy, dojrzaw szy pychę pełzającą w sercu mojem, u suniesz się odem nie, i zostaw isz samego na łup sła bości mojej, o w tedy, ostatnim w ysiłkiem za
wlokę się do stóp O łtarza Twego, i z b ła ganiem wyciągać będę ręce po Chleb Twój eucharystyczny, a ten da mi pragnienie i sm ak pokory. — Nie ani rozw ażanie w łasnej nicości, ani przeglądanie w gorzkości duszy grzechów naszych, nie są w stanie natch n ąć nam owego szału Bożego szukania dobrow ol
nie upokorzenia, w zgardy, i tego niskiego, o- statniego m iejsca, ja k ie nam się z praw a n a
leży, ja k to uczyni widok Słow a Bożego, C hrystusa uwielbionego, potężnego, w szechm o
cnego, który staje się nam podobnym staje się naszym bratem , sługą, niew olnikiem , — więcej. . staje się naszym pokarm em !
Jeżeli zniechęcać m ię będą trudności, ścielące tw ardym i kam ieniam i codzienną dro
gę m oją, pójdę znów do Ciebie, o Hostyo siły, a T y mi się staniesz słodkim T o w a
rzyszem podróży, wytchnieniem^ i osłodą w pracy.
M onotonia życia, w idok oddalonego celu m ęczy m ię i nuży, — pójdę do Ciebie, o J e
14
zu, i w Tobie złożę cel mój bliższy, wido
czniejszy, łatwiejszy do osiągnienia. Pracuję wtedy, nie już tylko dla zdobycia Ciebie, Bo
ga mojego, nagrodę moją zbytnie wielką, aż u samego końca życia, które długie jeszcze być może, ale dla posiadania Ciebie jutro, po
jutrze, co dzień.
(idy wreszcie niepowodzenie zasunie mi duszę ciemnemi chmurami sm utku, zniechęce
nia i bezwładności, pójdę i wtedy do Ciebie, O zaprawdę, dla chrześcijanina, który Ciebie.
Boga swojego przyjmuje do duszy często lub codziennie, rzeczywistego niepowodzenia nie ma nigdy. Mniejsza o to, czy prace i wysiłki jego osiągają swój cel wykreślony, czy nie.
Jeżelim uczynił, co w mojej było mocy, Jezus mój, wchodząc nazajutrz do duszy mojśj, i tuląc do Serca, szeptać mi b ęd zie: »Twoim
»ja jestem , i wystarczę to b ie ! W szak ty pra
c u je s z jedynie dla tego, by stać się mnie go-
»dnym. Więc masz mię. W idziałem pracę
»twoją, znam niepowodzenie twoje, ale ja p o tr z e b u ję tylko miłości twojej,a nie prac, da-
»rów i dzieł tw o ich ! Posiadasz mię, więc ja-
»kiejże jeszcze lepszej nagrody chciałbyś szu-
»kać nadem nie?«
0 duszo moja, gdy znudzenie, rozpacz, smutek, zniechęcenie owładną cię, wspomnij
na Chleb E lia sz a ! Tak, Jezu, jeżeli kiedy znużony rzucę się pod krzak jałowcu nędznśj Pociechy ludzkiej, niech to będzie na chwilę ty lk o ; lecz widząc tuż przy mnie Chleb ży
wota, wstanę i będę jadł, bo długa jeszcze Przedemną droga. Nie będę się przed Tobą rozwodzić o moj <;j apatyi, o braku gorliwości 1 ognia wewnętrznego. Uczynię jak E lia sz : Wstanę w milczeniu, i jeść będę, a potem pój- dalej swoją drogą, i jak Prorok wzmocnio
ny Chlebem Anielskim dojdę aż na szczyt gó
ry Horeb, góry widzenia błogosławionego, gdzie się ukażesz takim, jakim jesteś. A z tam- tąd rzucając spojrzenie po za siebie, i przy
patrując się z wysokości Nieba wszystkim ta bernakulum, w których znajdowałem Chleb siły, W iatyk pociechy i nadziei, zanucę Ci Pieśń miłości i wdzięczności : „Eucharystyo nNajświętsza, Chlebie wygnania naszego, siło
^słabych, pokrzepienie znużonych, schronienie jjtooje wśród burzy, i Towarzyszu mój wierny,
»aż po krańce wieczności, bądź błogosławiony wieki ! — Amen !
16
Uzdrowienie Piotra Renauld.
P iotr Renauld, uczeń Małego Sem inaryum : w W ersalu, zaniemógł ciężko na chorobę serca.
M ęczył się biedaczek cate dwa lata, aż oto 1.
K w ietnia, 1843 r. dostał nadzwyczaj silnego bicia serca, i w tejże chwili paraliż objął ner
wy oczne, a biedny chłopiec oślepł zupełnie.
Postanow iono przenieść go do szpitalu, ale aż po 14. K w ietnia, gdyż w tym dniu biedny cho
ry chciał jeszcze raz przyjąć Komunię Św. w k aplicy Keminarzyckiej. Dzień ten był mu wy-]
znaczony losem na K om unią, jako członka Sto- ! w arzyszenia Naiśw, S erca Jezusow ego; chciał j on także w tym Chlebie mocnych zaczerpnąć i siłę na dalsze sm utne życie. Zawieszono mu n a szyję w stążkę z medalem Stowarzyszonych, i przyprowadzono do kaplicy na Mszę sem ina- rzycką. Oparty na ręku infirmarza, Piotr zbli
żył się do Stołu Pańskiego, a Ksiądz Lam bert, R ektor Sem inaryum złożył mu na ustach drżą
cych od wzruszenia, Przeuajśw . Ciało Zbawicie
la, poczem ko.nunikowai' innych uczniów, a po skończonej Mszy udał się do zakrystyi. Lecz jak ież było jego zdziwienie i wzruszenia, gdy zobaczył młodego Renaulda zbiegającego o w ła
snej sile i bez pomocy infirmarza z sześciu
schodów dzielących zakrystyę od presbiteryum , rzucającego się radośnie w jego objęcia, i o- krywającego mu ręce pocałunkami. »Co to jest, drogie dziecko, — pyta ksiądz Lambert, nie mo
gąc zdać sobie sprawy z tego, — czy ty przej
rz a łe ś ? ' „T ak u — odpowiada chłopiec. —
„W chwili, gdy miałem przyjąć Komunię Świętą,
„głos jakiś szeptał mi w ucho: Gzy wierzysz,
„czy wierzysz ? Wierzę, Panie, odpowiedzia- ,.łem — że możasz cud uczynić; Tyś mi wzrok
„odebrał, wierzę, że możesz mi go wrócić. —
„W tej chwili przyjąłem Komunię św. W o-
„czach zrobiło mi się bardzo jasno, blask ja -
„k iś mię ogarnął. Chwilę stałem nieporuszony,
„lecz gdy infirmarz podał mi rękę, by mię od-
„prowadzić, ujrzałem przed sobą wyraźnie s.to-
„pień chodów, a dalej ławkę i książki na
„niej. Wziąłem jedną z nicn, — było to Na
śla d o w a n ie Chrystusa — a otworzywszy, z zu
p e ł n ą łatwością odczytałem te słowa : >,Kto idzie za mną, nie chodzi w ciemności, mówi P a n “.
Renauld powrócił z Rektorom do kaplicy na dziękczynienie. Tutaj zrobił się ruch miedzy uczniami. Spostrzeżono, że Piotr, którego infir
marz prowadził do Stołu pańskiego, chodzi sam, bez niczyjej pomocy, a na licach niedawno wybladłych od choroby, widnieje zdrowie i nowe
18
życie. R ektor zaledwie był w stanie powstrzym ać wybuchy radości kolegów Piotra, lecz gdy u cz
niowie opuścili kaplicę, otoczyli szczęśliwego R enaulda, a uściśnieniom i pytaniom nie było końca. „Od tój chwili — dodaje Ks. L a m b e rt —
„P iotr m a się całkiem dobrze, a kiedyś bę
d z ie m y mieli z niego świątobliwego k ap łan a“ .