• Nie Znaleziono Wyników

Września : dramat w trzech aktach

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Września : dramat w trzech aktach"

Copied!
37
0
0

Pełen tekst

(1)

B ib lio te k a

G & w n a

940742

U M K T ioruń

STEFAN JA LAU DYN

W R Z E Ś N I A

Dramat w 3 aktach

N a tle w alki o języ k w P ozn an sk iem

Cena pojedynczego egzemplarza 40c., dla agen­

tów i Towarzystw znaczny rabat.

Nakładem Autorki

Drukiem Dziennika Narodowego, 1163 Milwaukee Ave.

c h i o a o o

(2)

i

WRZEŚNI A

Dramat w trzech aktach

Napisała St. Laudyn

Nakładem Autorki

Drukiem Dziennika Narodowego, 1163 Milwaukee Ave.

C H IC A G O

(3)

/ / '

5

i UNIWERSYTECKA TorunhL

*

«*.

<2 ?

h m

OSOBY:

Dzieci płci obojga od lat 6 do 14.

Pietrek — lat 13, syn zamożnego włoś­

cianina.

H anka — lat 14, silna, hoża, śmiała.

Z y ch --- lat 12, żywy, sprytny, drwiący.

Marysia — 7-letnia, śliczna dziewczynka,

wątła, blada. ^

Nauczyciel — lat 30, blady, chudy, ner­

wowy.

Mieszczanin — lat 40, spasiony, zamoż­

ny, zuchwały.

Strażnik — lat 45, flegmatyczny, ocięża­

ły, chłodny.

W ieśniak, Maciej Zych — lat 40.

Robotnik — lat 28.

Lekarz — lat 40.

(4)

— 4 —

AKT I.

(Przód sceny przedstawia drogę szero­

ką, biegnąca wśród lasu. Za drogą, wgłąb nie- co, pagórek nieduży, na nim krzyż, dalej po­

lanka, z boku las. Gromadka dzieci zasapana, niespokojna, trwożna: dziewczynki i chłop­

cy, w wieku od 6 do 14 lat, ubrane schludnie, lecz biednie, niektóre mają świeżo -rozdarte ubranie, tu i owdzie pokaleczone twarze, lub roce ze śladami walki i pobicia. Chwila mil-

| ienia, nasłuchiwania, potem zbiegają się wszyscy, skupiają. W ystępuje naprzód chłopak energiczny, smagły, zawzięty, śmie­

jąc się urągliwie, z tryum fem ):

PIETR EK . A co?—U ciekliśw a... Cha, c h a ... U c iek li... Niech se sam gada teraz modlitwę w tym ich pieskim szwargocie. . . N iechta.. •

JEDNO (z dzieci). W tym pieskim jęzo­

rze — cha, ch a. . .

DZIECI. Cha, cha — (śmieją się, cieszą i poszturchują).

PIE T R E K (podniecony). Nie damy se

—n ie ? ... C o ? ... Nie d a m y !... (Czeka ja k ­ by odpowiedzi, dzieci naraz zalęknione tro­

chę, czy zmieszane, kupią się gromadkami, popatrują jedne na drugie, znać niezdecydo­

wanie jakby. Chłopak mierzy ich ostro ocza­

mi, .po chwili z m ocą):

— 5 —

PIE T R E K (nieco urągliwie). Boita se—

c o ? ... Skóra cierpnie, jeszcze b o li? ... Boita s e ... (śmieje się i macha ręką pogardli­

wie). A bo co — kup o w an a?... Poboli — ta p rz e sta n ie ... Zedrom jedną, to ci druga na^

rośnie — e c h ... A nasze górom b ęd zie... J a tam se nie b o je ... niech łojcują — niecjh...

A nie ustąpię — za nic w świecie. Dojść już mam, tej niemczyzny. . . siadła mi w grdyce

— i w y p lu n ę... J a k Bóg żywy — wyplunę—

o t . .. (czyni energiczny ruch).

DRUGI (też starszy, stając obok, za­

wzięcie) : Ma Pietrek racy jo m ... A niech. . . P sie k rw ie ... J a se tyz nie b o je ... niech ta ich w y d u si... (wysuwa się kilku, ze śmie­

chem, kp iąco ):

GŁOSY. A n ie c h ... a n ie c h ta ...

INNY (śmieje się i targ a skórę rąk swych): Skóra w łasna. . . Czego ma się ta b a ć ? ... Nie k u p io n a ... H o la .. • nie damy se—n ie ! ... Zedrom te, narośnie d r u g a ... A pacierza po niemiecku mówić nie będziewa...

Zgiń, przepadnij. . . zmoro. . . nie będzie­

w a ...

GŁOSY (rozmaite, ożywienie, gw ar):

Nie będziew a... n i e ... n i e ... (Dziewczynki skupiają się w gromadkę osobną, radzą i po­

rozumiewają się, po chwili jedna ze starszych występue śmiało):

HANKA. My tyż nie będziew a... My tyż se nie b o im y ...

(5)

GŁOSY (cienkie, dziecinne, zawzięte):

Nie, n ie .. • n ie . . .

CHŁOPCY (ze śmiechem, nieco pobłażli­

wie) : Zuchy d z iw k i... Z u c h y ...

ZYCH (drwiąco i złośliwie): A kiej ociec sp rażo m ... To se pójdzie ta do niemieckiego p a c ie rz a ... h e j ...

GŁOSY (w gw arze): N ie ... n i e . .. nie sprażom . . . n ie . . . n ie . . .

HANKA (podskakuje do niego zaperzo­

na) : K łam iesz... Zych... nieprawda to... Sam pójdzie pierwszy do n iem ca.. • N ie ... m y ...

Nie — m y ... Słyszysz?... Kiej wróżysz, jak puszczyk. . . F u j. . .

PIETR EK (rozdziela ich, uspakajają­

co). Cichoj, Z y c h ... nie w y d ziw iaj... Go­

dne dziew częta... n ie p ra w d a... Kiej se rze­

kło — nie, to nie! '(podnosi hardo głowę) Nie

— pójdziew a!... My tyż gromada, kiej oj­

cowie . . . H ę . . . Oni se pacierz mówiom po polsku—my chcemy tyż, jak o n i.. • Nie bę- dziewa wyłgiwać się przed Panem Bogiem (podnosi rękę w górę). On patrzy i widzi. . • Nie będziewa se modlić po szczekanem u...

GŁOSY (zjadliwe, zawzięte): N ie ...

n ie . . . n ie . . .

ZYCH (tw ardo). Tak i pow iem y... Kaj ojcowie — i my t a k . ..

(Słychać łopotanie nagłe skrzydeł, czarna chmura ptactwa przesłania światło, kracząc złowróżbnie, dzieci rzucają się w roz­

sypkę, które klaszczą w dłonie, dla postra­

chu, inne krzyczą, inne ciskają w górę gałę­

zie i kamyki, w ołając):

GŁOSY. H uź-ha. . . Wrony, k ru k i. . . A k y s z ... A k y s z ... Rozbójniki, złodzieje...

A k y s z ... H u ź -h a... h u ź ...

MARYSIA (zapatrzona w górę). One se coś w ie trz ą ... N iecnoty... H u ź -h a...

A k y s z ... A k y s z ... Oj, c za rn o ta ... A kysz. . .

(Chłopcy rozbiegają się dalej, w las, ni­

by goniąc ptaki, dziewczynki też niektóre biegną za nimi. Blada, mała, jasnowłosa dziewczynka, o ślicznej twarzy i oczach wpa­

trzonych w niebo, mówi cicho, zamyślona, głosem melodyjnym, jak śpiew ):

MARYSIA. Co tyz se one m ów iom ?...

Co tak okrutności ksycom ? ...

CHŁOPAK (przyskakuje, żartując).

Ksycom, co dziś bieda Maryśce bedzie. . . taka wielka b ie d a ... Kiej m atula zbijom m o że... cha, c h a ...

MARYSIA (odstępuje zalękniona). O, j o j . .. O, j o j . .. (po chwili pogodnie). M atu­

l a . . . (z uśmiechem, radośnie). Kiej nigdy nie b ijo m ... (miłośnie) M a-tu-la... Ma-tu- l a . .. m o ja ...

CHŁOPAK (przekornie). A teraz zbi­

jo m ... z b ijo m ... kiej—t a k . . .

(6)

— 8 —

(Marysia chmurzy się naraz, krzywi, zbiera się jej na płacz, podbiega H anka obu­

rzona i tuląc ją do siebie):

HANKA. Nie wierz je m u ... nie wierz, M ary ś..- (do chłopca). Zbereźnik, niecno­

ta ..* idź so b ie... On żartuje, M a ry ś... Kiej ta k . . .

CHŁOPAK (odbiegając ze śmiechem).

Płaksa, M ary ś... p ła k s a ... A fe kwoczki m a łe ... ku-ku-ry-ku... A fe (odbiega).

HANKA (do Marysi, tuląc ją przekony­

wująco): Cicho j, M a ry ś... C zego... A wstyd. .*. Nie zbijom m atula — a za co? Dość se nas niemcy w szkole n azb ijajo m ... (odwi- ja rękaw i przygląda się). Jeszcze se nie zgoi- ł o . . . o j e j .. •

MARYSIA ( wspina się na palce, dmu­

cha, chucha, tkliwie). O j o j . .. o j o j . .. Kiej boli, Hanuś m o ja ... c o ... kiej boli bardzo...

HANKA (obojętnie, spuszcza rękaw). A boli. . . ta —co. . . Ot poboli i przestanie. . .

(Z lasu słychać krzyk ptasi, łomotanie gałęzi krzyki dzieci, po chwili wbiegają znów na widownię chłopcy z kijami, podnieceni):

CHŁOPCY (głosy rozmaite). Rozwy­

drzyła się czarnota. . . B ije. . . z gniazda ma­

łe w yrzuca. . . Chodźta. . . dzieuchy. . . Roz­

pędzić trza te rozbójniki... C h o d źta... (cią­

gną je lekko). ,

MARYSIA (opierając się). J a se b o je ...

P u ś ć ... Nie c h c e ... n ie .. .

e—• 9 —

CHŁOPAK (odbiega). B a b a ... cha, c h a ... tru sia m a ła ...

(Inne dziewczęta odbiegają z chłopcami, mniejsze siedzą w traw ie).

MARYSIA (w górę zapatrzona). A takie d u że... wielgachne. . . A k sy co m ... (zaty­

ka uszy, po chwili*. Słoneczko zakryli. . . (wyciąga ręce). S ło n k o ... Słoneczko... ty złociuchne m o je ... A c h .. • t y . .. (przymyka oczy, stoi zasłuchana, uśmiechnięta — cicho bez ruchu).

GŁOSY (rozmaite, dzieci częściowo wy­

biegają z la su ): Poradzili s e . .. p o ra d z ili...

H u ź ... (klaszczą) A z a s ie ... A p re c z ... A kysz.. . h u ź. . .

MARYSIA (budzi się ze swego upojenia, Zych przebiega i potrąca ją). Wypędzili — c o ? ... A pow iedzta... Z y c h ... kiej dobry bądź. . .

ZYCH (śmiejąc się, zawadjacko, chwyta ją, jakby w tan, ona wyrywa się, on dalej):

A -jaże... Ty kureczk o .. • A -ja ż e... Nasze prawo górom. .. A -jaże... (ciągnie ją za rę­

kę). A nie pódziesz, ty. .. psepiórecko... po łonce se g o n ić ... c o ? ... Nie pódziesz?...

MARYSIA (skuzona, ale trwożna). A niemcy — kiej usłyszom ... Zych — co?

DZIEWCZYNKA II.(podbiega, z przera­

żeniem) : P rzy jd o m ... i pobijom — o j e j . . , J e j ...

(7)

— 10

DZIEWCZYNKA III. O la Boga... la Bo­

g a ...

HANKA (wbiega, ogląda się trwożnie, nasłuchuje. Wszyscy patrzą na nią strapie­

ni, ona — opryskliw ie): Czego — w y ? ... taj

—czego?... O t . ..

CHŁOPAK (ze śmiechem). Kiej Hanka czegoś u p a tru je ... (śmieje się) Kiej nie po­

siała, a s z u k a ...

HANKA (skupiona, wskazując na p ra­

wo) : C ich o jta... Widzi mi s ię ... (urywa i i niby gniewna). Czy ja w iem ?... (odwraca się).

GŁOSY (trwożne, z naleganiem, obstę- pując j ą ) : Co, H a n k o ? ... C o ?... M ów -ta...

w ied z... Co sum ujesz?... Gadaj t a . . . A id zie... co? Co ci się w id z i?... m ó w -ta...

m ó w ...

HANKA (posępnie, ciszej). Widzi mi się (po chwili ostro, krótko). Kaj niemcy — psy jdom m o że... t u . . . (zamieszanie).

CHŁOPCY (stropieni).N iem cy? . . . Cze- gojta ? ... A czemu ? ... Co ? ...

HANKA (jeszcze więcej). Bić bed o m ...

Ot co. . . jak to oni. . . wiadomo. . .

(Zapada milczenie nagłe, dzieci rozbie­

gają się w strony rozmaite, szepcą, nasłu­

chują, inne stoją ciche, trwożne. Po chwili znów się zbiegają do kupy, znać pomięszanie, niepewność. M arysia staje na stronie sama,

/

— 11 —

zapada w zamyślenie dziwne, jakby bezwied­

nie, po chwili).

MARYSIA (cicho, do siebie): Kaj i- d o m ... (wsłuchana, jękliwie) Id o m ...

GŁOSY (trwożne, nagłe): Kto, Maryś?...

G dzie?... K to ? ... O la B o g a ...

HANKA (staje przy niej, inne też ota­

czają): Przywidziało se, M a ry ś... Kaj bre­

d z isz ... G d zie?... K to ? ... Mów-ta, mała...

co ?...

GŁOSY (j. w.). Gdzie? K to ? ...

M ów-ta.. - m ó w ... S k ą d ? ... C o ? ...

MARYSIA (wciąż zasłuchana, bez zmia­

ny, cicho): Kaj id o m ... Ka^ id o m ... (za­

czyna drżeć jakby, ręce jej opadają, główka chyli się nisko).

HANKA (obejmuje ją i tuli). M a ry ś...

co to b ie ? ... La B o g a ... M a ry ś... Kiej se b o isz... m ó w ... Coś ty ta k a ? ... A mów-że.

MARYSIA (zapatrzona, wolno, cicho).

Matula mi mówili, kaj ojcowie ną wojenke iii. .. to se na ziemi pokładli i p o słu ch ali...

kaj niepsyjaciel id o m ... (mocniej). I ona se zawse caluśką prawdę im powiedziała... nasa z iem ia... k o c h an a ...

GŁOS I. (przyciszony). To se legniem i posłucham y...

GŁOSY (rozmaite). L eg n iem ... leg- n ie m ... to — c o ? ... I zobaczew a... (ukła­

dają się — jedni zupełnie, inni przysiadają, lub przycupają).

(8)

PIE T R E K (poważnie). Ziemia kaj praw ­ dę mówi. . . nie kłam ie. . .

MARYSIA (układa się koło pagórka, mówi z pieszczotą). Nasza ziem ia... Kiej ro­

dzona. .. nie o k łam ie... n i e ...

GŁOSY (radośnie). N a sz a ... n a sz a ...

nie z ra d n a ... ro d zo n a... ta sw o ja ... na­

s z a ...

(Leżą cicho; z lasu dochodzi świergot ptactwa, szum liści idzie górą. Po chwili gło­

sy przyciszone, wesołe, śmiejące się).

GŁOSY: 1) Chrabąszczyki tak se rucha- jo m ... Kiej nic nie sły ch ać...

2) Koniki g ra jo m ... h e j . .. kiej zwarjo- w ane.. •

3) Tak mnie te traw ki łaskocom po no­

s i e ... po o c a c h . o j . .. do ucha se nalazły...

4) A takie w ielgachne... kiwajom se na- d em n o ... k iw ajo m ...

5) Kiej niemiec psydom — nie znajdo ta nas w traw ce. . . chi, c h i. . .

6) Nie dojrzy n a s . .. n i e ... Nie wyda se swoja t a . . . n ie . . .

7) H e j ... Słoneczko p r a ż y .. • Kaj p ra ­ ż y ... g o rąco ... O -je j...

PIETR EK (siada, ociera pot). N ie ...

Nic nie słychać. M a ry ś... n i c ... Ta coś hu­

czy . . . coś rucha se. . . ćwirka se gdzieś. . . Ej, M aryś. . . zdawanie. . .

MARYSIA (siada wolno, zasłuchana, za­

patrzona, mówi cicho, wolno, sennie). G r a ...

taj g r a .. • Kiej muzyka pikną gdzieś—tam g r a . .. cicho — cichuśko... ( po chwili moc­

niej, zasłuchana), O dzwon duży — b u m ...

b u m ... (ciszej). Żałosny t a k i . .. A straszny

—b u m ... b u m ... C ich o jta... (podnosi rącz­

ki). Znów g r a . . . kieby organy w koście­

l e . . . (zasłania sobie oczy). A jarzy se to. ..

a ja r z y ... o joj... (po chwili cicho). A głos...

kiej Najświętsza Panienka w o ła .. • kiej wo­

ł a . .. (patrzy w niebo).

DZIECI (popodnosiły się trochę, wpa­

trzone w nią, zdumione, naraz w jeden głos).

O Najświętsza Panienka . ..

MARYSIA (w dalszym ciągu zasłaniając naraz oczy rękam i). G r a ... cięgiem gra. ..

A ta ziemia huczy t a k . . . jenczy. .. kiej pła­

c e ... (naraz odsłania twarz, wyciąga ręce, zaczyna łkać i posuwa się na kolanach do krzyża, wołając jękliwie, z płaczem). O Naj­

świętsza. .. ratuj n a s . .. r a t u j . . •

(Chlipanie ogólne, dzieci płaczą, ściąga­

ją czapeczki z głowy, wyciągają ręce).

GŁOSY. O N ajśw iętsza... r a tu j- ta ... ra- tu j. •. (po chwili za jednym porywem into­

nują śpiew mocny, silny, wzruszony). “ Ser­

deczna M atko.. • ’ *

(Śpiew cichy z początku rośnie i potęż­

nieje, dzieci przejęte, wyciągają ręce, pochy­

lają głowy, słychać też łzy. Drogą boczną, z lasu, wychodzą, ostrożnie, rozglądając się trzy postacie. Ubrani zamożnie — dwaj mie­

(9)

szczanie, trzeci — strażnik. Stają niewidzial­

ni i chwilę patrzą, zamieniając złe, zawzięte spojrzenia. Mają w ręku mocne, grube la­

ski, które opierając o ziemię — próbują si­

ły i giętkości. Dzieci naraz dostrzegają ich i śpiew rwie się, niektóre się porywają do ucie­

czki. Marysia rozśpiewana, zapatrzona w niebo i krzyż, nie widzi, nie słyszy, śpiewa wciąż słabo, cieniutko).

PIE T R E K (nagle ostro). Ani se r u s z ...

śp iew ać... Pokaranie boskie. . . Słuchajta...

Ani se rusz. . .

(Dzieci wracają do postawy poprzed­

niej, śpiew podnosi się znów silny. Niemcy, rozwścieczeni, rzucają się z impetem na dzia­

twę, bijąc laskami).

NAUCZYCIEL (chudy, pieniący się).

A-to wy ta k . . . Wy, polskie świnie. . . To wam śpiewy w głowie. . . Zabaw a. . . Szkoły się nie c h c e ... U ciekliście... C zekajcie...

J a wam tu śpiewy d a m ... pokażę... h a . . • (bije laską na wszystki strony, okłada, go­

ni, chwyta dzieci).

MIESZCZANIN (opasły, sapiący, rozju­

szony, okładając). A t o . .. verfluchte nasie­

n ie ... (bije). N a ... m a sz ... popamiętasz...

Donner w e tter. . . Będzie to jeszcze ryczeć. , . krzyczeć— ha • •. A—m asz. . . m asz. . .

(Krzyk dzieci, jęki, wołania, płacz, za­

męt).

STRAŻNIK (goni, pędzi, najgraw a się, śmieje się niby, z pasją). Polskie pacie­

r z e ... S ły szeli... czego ta im się zachciewa...

urw isy..- d ja b lę ta ... ha, m a sz ... A do szk o ły ... to nie chcesz... do szk o ły ... W y

— polskie bunto w n ik i... To—-skandal... To .—kulturkam pf. . . to—krym inał . •. J a was n a u c z ę ... To—reichts—z b ro d n ia ... To * M ajestat—o b ra z a ... Do szkoły nie chcą — a tu swoje polskie pacierze. . . Ha—psiawia- r a . .. niemiecka fajn szkoła dla tej polskiej św in i... i nie c h c e .. • Sehen sie-., nie chce...

Zapłacić za to — kara b ę d zie ... do ciupy wy... do aresztu pójdziecie. •.

NAUCZYCIEL (spocony, zziajany).

B untow niki. . . h a . . . Zgnijecie wy w krym i­

nale. . • wy i wasze o jc e ... i wasze m a tk i...

Hoeren s ie ... zg n ijecie... Słyszycie... od m ieńcy. . . d jab ły . . .

MIESZCZANIN (okłada chłopca kijem, naraz wypuszcza go z krzykiem, ten zmyka do lasu). O j . .. o j.. • Verfluchte K e r l...

O j... o j . . . Ukonsił mój palec. . . (trzyma się za palec). Hoeren s ie ... U k o n sił... od- k o n sił... O jej • •. k ry m in a ł.. ■ Das ist B lu d ... Sehen s ie ... h a . . . Diese polnishe K e r l...

NAUCZYCIEL. S o ... s o ... Ich habe g e s a g t... To jest wściekły p o m io t... czar- towskie nasienie. . . Ha • ■. porozbiegała się h o ło ta ,,, ani jednego..- Mają za swoje —*

(10)

16

d o s ta li... Ju tro dołożymy im w szk o le...

zobaczymy, czyje na w ierzch u ... (rzuca się).

STRAŻNIK (zdumiony, ukazuje Mary­

się, która przyczołgawszy się do krzyża, ob­

jęła go mocno i wciąż śpiewa cichutko, za­

patrzona w niebo). Sehen s ie ... d ie se ...

to pewno ftajgorsza... Sie b le ib t... Ver­

stehen s i . . . b le ib t...

NAUCZYCIEL (wpatrzony, niby śmie­

je się, zajadle). Znam ta k ie ... To najgor­

szy Kerl. .. Takie to podjudza, liczy .. . A zajadłe t o . .. Sehen sie — ani drgnie,

(zdumieni patrzą).

MIESZCZANIN (naraz patrzy na swój palec i rzuca się, jak opętany). A moja k re w ... Mój b lu d ... Dam ja j e j . .. d a m ...

Te verfluchte polskie szw ein ... Tak mnie ukonsić. .. O j e j . .. dam ja j e j . .. d a m ...

(Biegną za nim obaj, głos dziecka rwie się, zamyka oczy, konwulsyjnie obejmuje krzyż, niemcy wznoszą nad nią laski, trzy­

mają tak chwilę, pastwiąc się, krzyczą dzi­

ko).

^ NAUCZYCIEL. Przestaniesz ty, suko...

twój psi śp iew .. • przestaniesz—c o ! ... U- ciekaj, pókiś cała. .. Słyszysz. . . a to zasie- czem y...

MIESZCZANIN (uderza laską, zajad­

le). J a jo bede b ić ... ja jo bede b ić ... za

— 17 —

moja k r e w ... Za mój szm erc.,. (okłada, dziecko cicho jęczy).

STRAŻNIK (powstrzymując go). Ucie­

kaj, pókiś cała— Słyszysz. . . zum Teufel...

S łyszysz... Uciekaj — t y . ..

MARYSIA (wśród łez). J a se modlę...

Do Najświętszej P an ien k i..- (zakasłuje się). J a —z a r a z ... O z a ra z ... Moiśeie w y ...

Ostawcie m nie. . . zaraz. . . M atulu. . . oj m a tu lu ... Nie z ab ijajc ie ... Bóg p o k a ra ...

(Strażnik cofa się, rusza ramionami, pozostali rozjuszeni).

NAUCZYCIEL (przedrzeźniając). Po­

k ara — p o k a ra ... Toś ty t a k a . .. Jeszcze to nam grozi. . . A ty polski pom iot. . . Widzie­

liście . . . Po dobroci to nie chce. . . Widzieli­

ś c ie ... Donner, W e tte r... Pójdziesz ty stąd. /, (okłada laską z pasją, Marysia chy­

li się ku ziemi, z jękiem).

MARYSIA. La Najświętszej Panienki...

La N ajśw iętszej... Nie b o li... n i e ... Bij­

cie s e . .. b ijc ie ... O, m atulu. .. Z ab ijcie...

k i e j . .. (urywa, opada).

MIESZCZANIN (bijąc wściekle). Za moja b lu d . . . H a, t y . . . buntow nica. . . n aj­

gorsza. .. za m o ją ... N a ... m a sz ... t y . . • Św inio... djabeł w n ie j... djabeł to, nie dziecko...

(Obaj odrywają od krzyża, rzucają, bi­

ją, dziecko oszalałe znów rzuca się do krzy­

ża, nauczyciel wściekły odwraca laskę głów-

(

u n i w e r s y t e c k a)

V „ , r ...^

J

________________

(11)

nią i uderza w pierś ją, dziecko z głuchym jękiem pada bez tchu).

STRAŻNIK (stojący na stronie nie­

czynnie, podchodzi, pochyla się, po chwili).

Das ist sch lech t... (surowo, do pomięsza- nych nieco). To pan tak z ro b ił... W arum?

To n ap ró żn o ... Ein grosces sc a n d a l... W a­

rum?. . • To ź le ... To nie warto b y ło ... Aj...

i co będzie te ra z ? ...

NAUCZYCIEL (z pasją). Verfluchte K e r l... A pan skąd wiesz, że to j a ? . .. Co?...

S ie ... Sie (do mieszczanina sapiącego). Bi­

liście najw ięcej. . . za te — waszą k rew . . . (śmieje się ze złością) której i nie widać w c ale ... Cha, c h a ... K re w ... (śmieje się zjadliwie). To ja moją krew fuer V ater­

land d a ję ... i to codzień... zaw sze... od­

kąd tu je ste m ... Chorobę już z tego m a m ...

Chorobę — patrzcie. .. (kaszle do chusitki).

Soehen s ie ... (pokazuje krew na chustce) wie ich b in . . . Co się tu ze mnie zrobiło. . . (kaszle). Suchoty już tu. .. (uderza w pier­

si). S u ch o ty ... z tej podłej roboty dostanę...

fuer V a te rla n d ... j a . .. j a . ..

STRAŻNIK (przerywając, chłodno, ocię żale). G u t... g u t . .. Ale teraz co będzie?...

(dotyka zemdlonego dziecka). Ani z ip ie ...

O j e j . .. Czy ja w ie m ... Może i n ieży w a...

MIESZCZANIN (maca puls, po chwili).

Ist nich t o d t ... N e in .. • Verfluchte K e r l...

ż y je ... dycha jeszcze...

19 —

STRAŻNIK, (j. w. kręci głową).

S o b lech t... Sehr sch lech t... Co teraz ro­

bić?. .. W as machen — a ? . ..

NAUCZYCIEL. A niech tu leży ten po­

miot sobaczy... J a . . . j a . . . niech le ż y ...

Co — n a m ? ... Komen s ie ... idziemy so­

bie . . .

MIESZCZANIN. N atuerlich. . . J a . . . j a . . . w ir g e lie n ... Polnische schw ein...

Odpoczynij tu sobie.. • Cha, c h a . . . ruhe h i e r ... ruhe s t i l l ...

NAUCZYCIEL (odchodząc, ogląda się).

P siaw iara. . . opętana djablica. . . odpocznij tu so b ie... Zum Teufel. •. polska czarowni­

c a . .. zawzięta na śm ie rć... H a . .. a to leż...

odpocznij sobie. . . ha, h a . . . leż. . . .

(Odchodzą wolno i na zakręcie znikają.

Po chwili z lasu to tu, to tam, ukazują się o- strożnie głowy dzieci. Ukazują się i chowa­

ją. Po chwili wyskakuje kilku śmielszych na środek, twarze ostre, zawzięte, wyciągają pięście w stronę odeszłych niemców, reszta dzieci, przeerażone, zapłakane, okrwawione

*— wysuwają się nieśmiało).

GŁOSY: 1) J a w a m ... poczekajcie...

(wygraża).

2) Zapłacim ta za sw o je... Niech t a . ..

w yrośnim ...

3) Rozbójnik i . .. ksyw dziciele... poczkaj- ci a . .

(12)

— 20 —

(Obchodzą polankę, rozglądają się, na­

raz Pietrek z dzikim okrzykem grozy, rzu­

ca się do krzyża, za nim biegną inne z lasu też).

PIE T R E K (stając nad Marysią jak ra­

żony). M a ry ś... A . . . M a ry ś... dziecina...

ty. •. A . .. (pada na kolana, wybucha łka­

niem). M aryś.,..

(Ogólny jęk i płacz dzieci, jedne padają na kolana, inne wycizgają ręce, inne za gło­

wę się biorą i zawodzą, z grozą i przeraże­

niem).

GŁOSY: 1) Z abili..- kiej zabili—

2) O la B o g a !... la B o g a ... zbóje, bez- bożn ik i...

3) Jezusińku N azareński... r a t u j . . . kiej r a tu j. . .

4) Kiej ciepluśka jeszcze... (dotyka).

O la B o g a ...

5) A kaj krwie z b u z i... (z grozą). W i­

dzi ta . . .

6) O j ... o j . .. La B o g a ... r e t y .. • Za­

bita M a ry ś... z a b ita ...

HANKA (biegnąc ze strony, przypada do niej z jękiem i rozpaczą). Maryś m o ja .. . La B o g a ... Ożyj, gołąbko m o ja ... O ż y j...

Kaj my t u . .. m y ... sw o i... O la le n k a ...

Krasula m o ja ... o ż y j... (trzęsą nią, rusza­

ją, podnoszą nieco, ale bez skutku).

HANKA (z rozpaczą). Wody, chłopcy...

w o d y ... kaj p rę d k o ... Tam źródełko.. .

(wskazuje) pod la se m ... duchem, chłopcy...

(chłopcy biegną w kilku, dziewczęta całują ją, ocierają krew, tulą).

PIE T R E K (stojący dotąd, jak osłupia­

ły na stronie, rzuca się naraz naprzód sceny, łamiąc ręce, z wybuchem). O, M a ry ś... Ma­

ryś m o ja ... (po chwili z szaleństwem). Bę- dzieta rwać, k ą s a ć ... bić n iem cy ... Zbóje, świętokradcę..-, pod krzyżem . . . dzieck o ...

gołąbka moja biedna..* (z łkaniem i ję­

kiem). Z a b ita ... z a b ita ... O ...

HANKA (nagle, z wybuchem radości woła). Ona d y c h a ... kiej ż y je ... Maryś ży­

je. .. O la B o g a ... P ie tr e k ... d y c h a ... ży­

j e . . . ż y je ... (Pietrek rzuca się, dzieci też zbiegają się, pochylają, nasłuchują).

MARYSIA (po chwili cicho, sennie).

La Świętej P a n ie n k i... La N ajśw iętszej...

Zabijta s e ... Nie b o li... n i e ... La Naj­

św iętszej... (zamyka oczy znów i mdleje, chłopcy nadbiegają z wodą w czapkach, zle­

wają ją^ moczą szmatki, okładają głowę. Ci­

sza, po chwili Marysia otwiera znów oczy, przytomniej).

MARYSIA. M a tu la ... Kiej M a tu la ...

PIE T R E K (porywa się energicznie).

Do domu ją trza— do d o m u ... Ale jak z n ią ? ... J a k . . . Kiej słabiuśka t a k a ... jak nieżyw a...

HANKA (po chwili miczenia, z decy- zyą). Zróbta nosze, ch ło p cy ... Zrób ta du-

(13)

cliem ... Wiecie — 7, /?riM$zi... Maryś leku- tka. .. Zaniesiew a... nr» d o m u ...

CHŁOPCY (rzucam się w las, do drzew, z przejęciem). Nosze..., n o sze ... n o sz e ...

du ch em ... gałęzie łamrUL.. h e j ... (rozbie­

gają się).

GŁOSY (ze stron rozm aitych). 1) No­

sze ..• t a j . . . nosze..„

2) La M a ry ś... lekiachnej...

3) Zaniesiewa do d o m u ... Zaniesiewa...

4) Kiej królewna s®. . • p o jed zie... poje- d z ie ... (trzask gałęzi).

HANKA (pochylona). Tyś o ż y ła ... Ma­

ryś m o ja ... M a ry ś... Kiej p a trz y ... oczki otw orzyła... niezabudeczki t e . . . O j ... Oj...

MARYSIA (cicho, jakby nic nie wi­

dząc). Ciemno t u . . . S tra sz n o ... Kiej słon­

ka n ie m a ... co t o ? ... I ptaszki se pomilk- ł y . . .

HANKA (czule, całując ją). Słonko jest, M a ry ś.. • P o jr z y j... A p ta s z k i... po Maryśce płaczom ... Kiej biedula i y . .. zbi­

li n ie m c y ... O j e j . : , te podły p s u b ra ty ...

bezbożniki. . . zbili. . . My—ic h . . . poczkaj...

1 my—ic h . . . te psy wściekłe. . . Maleńka mo­

j a . ..

MARYSIA (żałośnie). M atu la... kaj m a tu la ... (Zapada w sen jakby).

HANKA (smutnie). Znów kiej nieży­

wa . . . Zatuliła oczki. . . .

(Chłopcy śpiesznie zbliżają się, niosąc zielone nosze, dziewczynki mają pęki kwie­

cia w ręku. Zniżają nosze, dzieci biorą i o- strożnie układają Marysię na noszach. Ci­

sza, dzieci wzruszone, przejęte).

PIETR EK . C ich o jta... O stro żn ie...

C ic h o jta... (trzyma nosze).

HANKA. C ich o jta... Niech se myśli, że matula ją lu la ... niech se płynie k a js ik ...

jak w n ie b o ...

DZIECI. A le k u tk a ... o la B o g a ...

(niosą). Kieby p ió rk o ...

DZIEWCZYNKI (rzucają kwiaty na nosze). 1) N aści..- m a sz ... m a sz ... 3) B ie d u la ... m a le ń k a ... 3) Kieby ta ptaszy­

na b o ż a ... rozśpiew ana... 4) Niech ta pach­

nie j e j ... k w ia tu sz k i... n ie c h ... (Posuwa­

ją się długim szeregiem, wolno, skupieni, u- roczyście).

HANKA (niosąc nosze). Zaśpiewajmy s e . .. c o ... Nie boim se niem ców ... n i e ...

zb ó jcę... niech tu p sy jd o m ... n ie c h ...

GŁOSY (zawzięte). Niech ta... niech...

pośm ią. . . niech. . .

GŁOSY. Zaśpiewajmy s e ... Zaśpiewaj­

my . . . la Maryś biedna. . .

HANKA. ‘‘Boga Rodzico” . . . c o ? ...

C hcecie?... Dziewuchy, chłopcy. . . c o ? ...

GŁOSY. ‘‘Bogarodzicą’’ — t a k . .. tak...

Kiej zacznij ta, H a n k a ..,

(14)

(H anka intonuje pieśń, powstaje chór zgodny, uroczysty. Id ą wolno, śpiewając. Na zawrocie znikają powoli, głosy oddalają się stopniowo i milkną wolno. Zasłona spada).

Koniec aktu L

— 24 - c

AKT II.

Rzecz dzieje się na podwórzu, we wsi (Murowaniec we wsi, ganek, dokoła drzewo, krzaki w kwiecie. Mimo idzie uli­

ca prosta, szeroka, wysadzana drzewami, da­

lej widać dachówki domów innych. Z boku wystaje róg jakiejś szopy, przy której stoi wieśniak, robiąc gorliwie przy warsztacie, klepie kosy, narzdza gospodarskie potrzeby.

Opodal stoi, pykając z fajki robotnik w blu­

zie fabrycznej, w głębi — na stopniach gan­

ku szyje pilnie kobieta, młoda jeszcze, lecz blada, wymęczona, ubrana ubogo. Skrzyp drzewa, chrzęst żelaztwa — milczenie. Po chwili robotnik, wyglądający energicznie, twardo, ubrany w fartuch skórzany).

ROBOTNIK. A wy ta sobie klepiecie. . . i klepiecie. . . Dokupilicie gruntu, macie łąk do s y t a ... A — szczęśliwości... Nie to, co nam — bezdomnym. . . harować, ta i haro­

wać. .. Niema, jak ziem ia...

W IEŚNIAK (silny, rozłożysty, poważ­

ny, surowy). Ho, h o ... dobrze to wam mó-

— 25 —

/fić . . . (prostuje się). Urobiłem se i .^e po- tąd, napracowałem, naharowałem i mam - d o ść ... Oj — i ziemia jest tw a r d a ... tw ar­

d a . .. darmo se nie d a je ... Ot — już ta zbie­

lał włos, a uznojenia nie mniej, jeno wię­

c e j . ..

KOBIETA (cicho wzdychając). Szczę- śliwiście, gospodarzu... już nie g a d a jc ie ...

A syn to wam rośnie, kieby dębczak. . . Chwat ch ło p ak ... Lada chwila — ot — do wyręki stanie, a ojcowizny nie zm arn u je...

n ie . . .

ROBOTNIK (z zadowoleniem). Ho, ho

— nie! I z niemcem da se rady, a ziemi z rąk nie p u ś c i...

W IEŚNIAK (rozjaśniony, z dumą, wol­

no). Da se r a d y ... d a . . . (prostuje się).

Twardy, jak i j a . .. (z troską i niepokojem).

Tylko za gorący — kiej s ia r k a ... Stracił mnie o niego chwyta — ot.

ROBOTNIK. A o c o ? ... (spluwa). Kiej was strach obleciał -niemca?... W stydź ta s e . . . Na swoim siedzicie, na w łasn y m ...

Nie wyrzuci was — nie u g ry z ie ... psia ju ­ cha- •.

W IEŚNIAK (ze złym śmiechem). Zęby se p o łam ie... Ziemia nasza od dziadów ...

Nie my tu przyślim, a on w cudze w la z ł...

na cudzych śmieciach tyje, panoszy s ię ...

(spluwa i ściąga ostro brwi).

(15)

ROBOTNIK. W iadom o. . . panoszy się, bo zbój. . . A na cudzym, to se boi i wydzi­

wia . . . psiakrew . . . A nam się czego stra­

chać?. .. niema o co — i t y l e ...

W IEŚNIAK. Prawdać to — p raw d a. . . (po chwili z troskę.). Ale mi dziecka ż a l ...

poniewiera se tam — w tej ladajakiej szko­

le. .. A m usi. . .

KOBIETA (z bólem). Oj, szkoła t a . . . szk o ła ... Serce krwią się oblewa, jak pomy­

ś l ę ... Maryś m o ja ... takie to niem ocne...

chucherko. . . o, j e j . . .

W IEŚNIAK (z powagą). Nie bójcie se...

Nie dadzom ta jej nic złego z ro b ić ... Zwie­

rzem być trzeba, by takie to maleństwo. . . słodkie, łagodne. . . a . . .

KOBIETA (ociera szybko oczy, cicho).

Sieroty — m y ... Ni ojca — si d o b y tk u ...

Ot kątem — póki s ił. . . i ten— jaki taki — zarobek. . . A jak tego nie starczy. . .

W IEŚNIAK. Bóg m iłosierny...

ROBOTNIK (chodzi energicznie, po ch.

posępnie). Ot — M iłosierny... Co t a . . . Kiej sobie człek sam nie doradzi — kiepsko m u ... (spluwa). A my ta b ezro ln i... bez ju tra ... No — póki s i ł . .. a ręce jeszcze twarde i karki t y ż . .. ale co d a le j... (śmie­

je się zgryźliwie).

W IEŚNIAK. Dorobicie się. . . Młodzi- ście. - zdolni, silni. . .

— 27 —

ROBOTNIK. Dorobimy się — a ja k ż e - Kalectwa, a bo tyż ślepoty. . . Bajać — b a­

jom. .. ale nic ta jeszcze nie uradzili i nie dali — ubezpieczenia żad n eg o ... (chodzi, pyka — milczenie; z z daleka dochodzi ros­

nący śpiew dzieci. Kobieta zrywa się nagle, słucha, sztywnieje, po chwili).

KOBIETA. Słyszycie?... (bez tchu p ra­

wie). Co — to?. •. Dzieciaki n ik ie j...

W IEŚN IA K (nasłuchuje też, wolno).

Ot — zdawało wam s ię ...

KOBIETA (siada znów, chwyta nerwo­

wo robotę, ale ona wypada jej z rąk, po chwi­

li głosem zdławiony). Boże m ó j.. • B o że ...

tak mnie się dziś ckni. .. Kieby boli coś, a płakać się kce ciąg iem ... (ociera oczy). Ma­

ryś m o ja ... M a ry ś... (próbuje szyć —- ci­

sza; po chwili dolatuje śpiew wyraźniejszy, żałośny, kobieta chwyta się za głowę). Sły­

szy cie?... Czemu oni tak spiew ajom ?...

Nieszczęście ja k ie ś ... czemu żałośliwie tak ? . . . (milczenie).

ROBOTNIK (zamyśla się, po chwili).

A . .. p ra w d a ... mówili dziś na fa b ry c e ...

co dzieciska buntują tam w szk o le... była jakaś aw antura podobno.

KOBIETA (rzuca się naprzód). B y ła ...

Panno N ajśw iętsza... czuła to dusza mo­

j a . .. c z u ła ... (chwyta się za głowę, za pier­

si, rzuca się). Maryś m o ja ... A j : . , o j . . . dziecko m o je ... M a ry ś... (chce biedź).

(16)

— 28 —

W IEŚNIAK (nakazująco). Uspokój-ta e e . .. C zego... Mało co g a d ajo m ... Przecie zobaczym, co tam może b y ć ... nie zjadły se dziecka niemczaki. .. (twardo) nie pośmią...

K ie j. . .

ROBOTNIK (nienawistnie). Co t a m ...

Oni wszystko pośm ią. .. Psiam ać. . . plu- d r y ... zd ziercy ... b u rż u je ...

(Śpiew zbliża się, rośnie, wszyscy stają bez ruchu i słowa. Po chwili z za drzew uka­

zuje się pochód, idący wolno, uroczyście. Ro­

botnik wpatrzony, podnosi rękę, wieśniak o- piera się na kosie zdumiony. Kobieta ukry­

wa głowę w ramionach i zawodzi rozpaczli­

wie). \

KOBIETA. Maryś m oja. . . M aryś. . . gdzie o n a ? ... g d zie?... O la Boga—

(Pochód rozwija się i wkracza z ulicy w podwórze, na noszach zielonych, wśród kwie­

cia nieruchoma postać Marysi, oczy zamknię­

te. Obaj mężczyźni w nagłem przerażeniu o- glądają się w stronę kobiety).

OBAJ (głosem zdławionym, podcho­

dząc szybko). Co — to ? ... Co—to?

(Dzieci nosze spuszczają, śpiew milknie

V— cisza, po chwili).

W IEŚNIAK (pochylony nad dziec­

kiem). Co się s ta ło ? ... G a d a jta ... Pobili—

p s u b ra ty ...

DZIECI (jedno przez drugie). P o b ili...

p o b ili... ledwie z ip ie ...

29 —

PIE T R E K (przyskakuje do ojca, bły­

skając oczami). N iem cy... Z b ó je... roz- b ó jn ik i... Tatulo — pom ścijm y... zbiera­

nia s e . .. Pobijta ich, ta tu lo ...

W IEŚNIAK (surowo). C ich o jta... Do krym inału chcesz?... Z a s ie ... (ostro) Sta­

rych uczyć będziesz... A pójdziesz... Do­

biorę se ja do c ieb ie... obaczysz... Już ja coś tam m ia rk u je ... u rw an iec...

PIE T R E K (skonfundowany, ale bunto­

wniczo). Tatulo, kiej o n i...

OJCIEC (groźnie). A będziesz mi prze­

cie raz cicho. .. (pochyla się do dziecka).

MARYSIA (otwiera oczy, jękliwie).

M a tu la ... Kiej m a tu la ... (cisza).

(Wszyscy patrzą w stronę kobiety, któ­

ra stoi dotąd z głową w ramionach, naraz budzi się, odsłania twarz, rozgląda się i z na­

głym krzykiem biegnie i rzuca się do dziec­

ka).

KOBIETA. M a ry ś... O . .. kiej dziecko m o je ... M a ry ś... Co tobie?

MARYSIA (wyciąga ramiona, z jękiem łez i bólu). Matula. ..

(Kobieta dotyka głowy jej, ciała, rąk, uno­

si, jak nieprzytomna, jęczy, płacze, tuli, gło­

sem przerywanym).

KOBIETA. Dziś czuła dusza nieszczęś­

cia. .. Maryś m o ja ... czuła... Mów t a . .. co ci oni zrobili... m ów ... ta powiadaj. . . dzie­

cino m o ja ... pow iada!... (tuli). Skarb moj.«.

(17)

Jedyna... oj, moja t y . .. m o ja ... (całuje ją, pieści, naraz rzuca się w tył, omal nie pada,

•błędnie). K rew ... k re w ... (pokazuje ręce swe, palce, ociera usta — z grozą). K rew .... na ustach dzieciny mojej — k re w ... a . . . a . . . a . . . (opada).

DZIECI (pomięszane, jedne przez drugie).

Niemcy t a . .. niem cy... nauczyciel... odmie­

n iec... Zbili jo m ... skatow ali... za modli­

tw ę ... za polskom ... naszom ... pod krzy­

żem . . .

KOBIETA (dźwiga dziecko, straszna, gro­

źna, oszalała). K rew ... k re w ... (pomagają jej starsze dzieci i razem unoszą).

MARYSIA (cicho, słodko). Cichojta, ma- t u ś . . . jyż z tobom ... dobrze m n ie ... do­

brze. .. T o ... la Najświętszej Panienki było...

La Najświętszej. . . C ichojta... m a tu ś... (Ci­

sza, kto płacze z dzieci cicho, kto wzdycha, ni­

sko opuszczają głowy; odchodzą z dzieckiem, znikają w domu).

ROBOTNIK (wzburzony, do wieśniaka).

Naści — n iem a... nie pośm iejo?... N aści...

h a ... Zabili dziecko... skatow ali... masz t a . ..

WIEŚNIAK (ostro). P ietrek ... (ten sta­

je). Co tam b y ło ?... J a k ? ... Pow iadaj... A prawdę. .. bo cie nie pożałuje, kiej se okaże. ..

pam iętaj. . .

PIETREK (z mocą, śmiało). Prawdę po­

wiem, kiej Bóg na niebie, ta tu lo .., Nie chcie-

31 —

liśmy pacierza niemieckiego... (mocniej, pro­

stuje się i patrzy po dzieciach). Nie chcieliś- ma ? . . . tak — co ? . . .

DZIECI (chórem, z mocą). Nie chcieliś- m a ... Nie, n ie ... I nie będziewa. ..

WIEŚNIAK (niby srogo). Kto was nau­

czył to g o ? ... Skrzaty... gadaj t a . .. K to ? ...

(do robotnika). W idzieliśta?...

PIETREK (twardo). N ik t... Kiej ojco­

wie mówiom ta polski pocierz, to i my tyż chce- my — polski. .. ot. .. (hardo). My tyż — gro­

mada.

(Wieśniak z ukrytą dumą spoziera na sy­

na, zamieniając z robotnikiem spojrzenia, ten uśmiecha się z radością ukrytą).

WIEŚNIAK. N o ... i cóż ta nauczyciel?..

PIETREK (z pogardą). Odmieniec...

Sprał mnie. .. sprał Bartka, sprał Hankę, Sa- lusię. .. Ignasia, Wiktę, Z y g a ... no i n ic ...

(śmieje się zjadliwie). I — n ic ... Aż go roz­

bolały ręce — nie żałował s e . .. p ra ł... No i...

n ic ... nie mógł ta więcej. . . Cha, c h a ...

Rzekł, kaj musi być — niemiecki. . . A my — kaj polski. . . Zabraliśwa se i poszli. . .

ROBOTNIK. N o ... n o ... A M ary ś?...

PIETREK. Zaraz. . . Poszliśwa do dom—

bez las — pod k rzy ż... (zmieszany nieco). Słu- chaliśwa ta m ... coś nie c o ś ... ptaszków... po­

łożyli se w traw ie. . . (urywa nieco stropiony, ojciec bierze go za ucho).

(18)

WIEŚNIAK. Ja ci, tru tn iu ... (niby z gniewem). Do nauki — zasie... kiej do pta­

szków ochota. . . (syn całuje go w rękę).

PIETREK. Kiej minutkę, tatulo. . . Słon­

ko tak prażyło. .. Potem Maryś zaczęła śpie­

wać do Najświętszej Panienki... My — t y ż ...

I se śpiewamy, śpiewamy. . . A tu z lasu, kiej wilki — nauczyciel, strażnik i ten jeszcze...

te n . . . gruby niemiec. . . kiej se nie rzucom na nas, nie zacznom bić, wymyślać, rozganiać precz. ..

HANKA (przerywając). Maryś nie chcia­

ła uciekać z n a m i... Ciągnęłam j o . .. Nie chciała... modliła se ciągiem i śpiewała, kiej ta gołąbka m a ła ...

DZIEWCZYNKA (z gromady, wyrywając się). Widziała. .. kiej ta prali jo we dwóch...

niem cy... objęła se krzyż ronczkami, a oni o- derwali jo, włóczyli... i zb ili... na śmierć zbi­

l i . ..

ROBOTNIK (zajadle). P siam ać... Roz­

bój n ik i... p s y ... (próbuje rąk, pręży mięś nie). Takby ich sprać. . . takby zbić za te dzie- cińską krew i m ęk ę... (chwila milczenia, po chwili wieśniak chmurny, surowo).

WIEŚNIAK. Rozchodzić się do dom, dzie­

c i . .. S łysz... do dom ... Jenzorów nie rozpu­

szczać, trzymać w gębie. . . Nie wasza rzocz, słyszeiliśta ? . . . Starszeńska to . . . Co uradzim

— to i bedzie. . . A teraz — sza. . . do dom. . . do roboty... nie rajcow ać... (dzieci rozcho­

dzą się cicho, bez słowa. Po chwili z domu wy­

biega kobieta, jak oszalała, mówi bez tchu, bła­

galnie).

KOBIETA. Ludzie... oj ludzie... doch- to ra . .. ratunku. . . dziecko mi zamrze, umie­

r a . . . zlitujcie se, ludzie... (łamie ręce).

Krew. .. znów krew. .. O Przenajświętsza...

Boże M iłosierny... Maryś m o ja... M ary ś...

dziecko. . .

ROBOTNIK (z pośpiechem). Dyć zaraz dochtor będzie... w mig. .. Uspokój ta s e ...

pom oże... (biegnie, znika; kobieta łka, ję­

cząc cicho rozpaczliwie).

KOBIETA. Boże m ój. . . B oże... Ot dola przeklęta. .. dola. .. Sieroty m y ... biedne...

WIEŚNIAK (łagodnie). Uspokójta se, H anno... Dyć jest jeszcze Miłosierdzie. .. Po­

ratuje was Bóg, ludzie... Zobaczycie... Może się co poradzi... (po chwili). Macie lód? Sły­

szał ci ja, że pomaga... Co nie macie? (onaprze czy). W mojej piw nicy... idźcie ta m ... po­

szukajcie dobrze w słom ie... może jesz­

cze jest... śpieszcie... (kobieta biegnie, wieś­

niak idzie do domu, tam znika. Po chwili wol­

no, ostrożnie wchodzą na scenę, rozglądając się

— nauczyciel i strażnik. Miny nadęte, nasrożo- ne, aroganckie. Przez scenę, nic nie widząc, przebiega Hanna z lodem w ręku i znika).

STRAŻNIK (nasępiony, ciszej). Brzydka sprawa. .. brzydka. . . Mała może zamrzeć.. . Co — wtedy ? . . . A . . . Polskie gemby na cały

«» 33 —*

(19)

świąt rozniosą.,. Verfluchtes V o lk... Ver- fluches. . . O. .. G ott. . .

NAUCZYCIEL (pogardliwie, spluwając).

Nie zamrze. . . wyliże się... to polskie nasie­

nie niem raw e... P f u j... (pluje). Tymczasem hardo stawić się t r z a ... nastraszyć. .. Z góry traktować to bydło, żeby se rogów przytarli. . . Donner, W e tte r... To im powyrastało. .. po- w yrastało... nawet małe pludraki buntują s ię ... Słyszy pan. .. Hoeren sie. .. (z pasyą).

Buntują s ię ... To — skandal... To niesłycha­

n e ... Przeciwko wielkiej. . . die grosse, maech- tige V aterland... buntują s ię ... (chodzi wzburzony).

STRAŻNIK (złośliwie i kpiąco). Che, che...

Te pana dawne b r a ty ... takie p s y ... O t...

pan ich uczy. . . czemu pan ich lepiej nie uczy ? Czemu pan z nich dobre niemcy, jak sam teraz

— nie zro b i... Che, che. .. Czy panu to źle?....

Taka wielka pensya i dodatki takie. . . I pan—

nic. .. Che, che. .. Jeszcze krzyczy, narzeka...

A dzieci buntują się, nie u czą... Che, c h e ...

o t . ..

NAUCZYCIEL (wściekle, pieniąc się). Do­

bry pan sobie. . . Spróbowałbyś sam . . . To nie dzieci... ich sage ih n e n ... (zaciska pięście) to — szatan y ... Wcielone, żywe, z piekła ro­

dem — dyabły. .. Co ja z niemi m am . . . A j. . . a j . . . A podstępne, a złośliwe.. .a twarde — jak żelazo... Ja myślę czasem, że nie ludzką mają oni skórę, a ja k ie ś... licho w ie ... dja-

35 —

bełskie plemię. . . Zabij — a nie ustąpi. . . Po­

rznij — a skakać będzie w kawałkach i mó­

wić: nie, nie, n ie ... Nie dzieci to, a — szata­

n y . .. Nieczysta siła w nich siedzi... czort w ie ... (chodzi).

STRAŻNIK (zamyśla się). To — prawda...

Siła w nich jakaś zła weszła. .. Jestem tu już dawno, a nigdy takiego świństwa nie było. . . To wszystko stam tąd. . . von grosse Russ­

land... Uważa pan. . . Tam — źle. . . rozumie pan?... oni stamtąd się uczom... von diese rus­

sische Polak... tak — to stam tąd ... Verfluch­

tes L an d ...

Nauczyciel (gorąco). Tak, j a . . . j a . . . Stamtąd cała zaraza... (W drzwiach domu ukazuje się wieśniak, mierzy ich posępnie o- czami. Nauczyciel ciszej, pusząc się). Idzie...

hoeren sie. . . Ostro. .. Chłop się zlęknie. . . trza z nimi, jak z bydłem ... Od k ija ... twar­

d o ... niech znają nas — herszaftów. . . pa­

nów t u . .. s o ... (prostuje się hardo).

(Wieśniak stoi w ganku chmurny, bez sło­

wa. Mierzą się ostro oczami. Po chwili niemcy podchodzą bliżej wolno, z powagą i butą, po­

zdrawiają).

OBAJ. Guten T a g ... Guten T a g ... (niby się uchylają),

WIEŚNIAK (twardo, chłodno). Pochwalo­

ny, ,. (Milczenie schodzi do nich powoli).

NAUCZYCIEL (mierząc go wzrokiem z

(20)

- 36

podetba). Mamy tu do was sprawę... Brzydką sprawę. . . o wasze dzieci. . . o chłopca. . .

STRAŻNIK (z naciskiem). Zła spraw a...

niebezpieczna... Przeciwko R eichstag... prze ciwko M ajestaet... (ostro). To bunt polski...

To — kryminał. . .

WIEŚNIAK (ostro, twardo, hamując się).

Kryminał — t a k . .. My to wam powiadamy...

Kryminał. .. bo dziecków my nam zabijacie...

(urywa, po chwili, idąc na nich groźny, nie pa­

nując nad sobą). Za-bi-ja-cie... A. .. Co to?.

A że wam to wolno — zabijać?... I Majestaet pozwala ? . . . H a. . . może ta każe. . . co ? . . . mówcie... Ha — ostrożnie. .. (głucho, spluwa i hamuje się nieco, przez zęby) by se nam nie sprzykrzyło. . .

NAUCZYCIEL (podskakując, wściekle).

Co. .. co ?. . . On — grozi. . . on. . . Styszy- cie. . . On. .. Hoeren sie. . . ten — cham. . . polski k n ech t...

WIEŚNIAK (jakby do siebie. T fy ... od­

m ieniec... (głośniej, twardo). Nie żaden knecht. . . Mylicie s e . .. Gospodarz se. .. pol­

ski chłop jezdem z dziada, pradziada... i nie odmieniec... U siebie tu jezdem. .. Słysz?...

Ziemia to m o ja ... rodzona... Nie zahaczaj­

cie — proszę... A od przymówek — w a ra ...

dość. . . słuchać nie bedom. . . 1

STRAŻNIK (drwiąco). A to coście tak zhardzieli — od kiedy ?. .. Co sie tam wam przywidziało?... Może polskie państwo— co?..

¿lożo polskie króle ?. .. Cha, cha. . . (obaj się śmieją, po chwili). Tymczasem — nie przepo- mnijta. .. Musicie słuchać deutsches Reich. ..

und deutscher K aiser... so i s t . .. so (uderza po rękojeści szabli).

NAUCZYCIEL (ostro). Nie przopomnijta, a ja k ż e ... bo deutsches Reich przypomni sam . . . Tu żartów żadnych niema. . . Polski król nie portu je, ani skóry dzieci waszych nie obroni, ani was samych. ..

WIEŚNIAK (ustawia się mocno w ziemię, patrzy twardo, wyzywająco). A co ta macie do mnie? Czem ja dla waszogo Reich ni dobry? A bo podatków może nie płacę? Rekruta nie da­

ję? Prawa nie pilnuje — co? (po chwili o- stro). Kłamiecie... (spluwa). Szyćko jest wedle tego jak napisane. .. (po chwili twar­

do, pochylając się ku nim): A wy?... C o ...

(uderza pięścią) Prawa nie pilnujecie. .. dzie­

ci nasze wydziwiacie od psów. .. kaleczycie- cie. . . Krwią polskom — polski paciarz polewa­

cie. .. H a ... p lud... (urywa wzburzony, od­

chodzi nieco, sapiąc).

(Przez scenę przechodzi szybko mężczyzna czarno ubrany, z torbą skórzaną w ręku, w śre­

dnim wieku. Wieśniak kłania się mu nisko, u- przejmie bardzo, ten śpiesząc idzie dąleg).

WIEŚNIAK. Niech będzie pochwalony...

LEKARZ. Na wieki. . . Jak się macie, p.

M acieju?... (obrzuca wzrokiem niemców, któ­

rzy lekko uchylają kapeluszy).

(21)

38 —

OBAJ. Gutan Tag. .. Herr Doctor. . . Gu- ten T a g ...

LEKARZ (znikając w drzwiach). Dzień dobry, panowie. .. dzień dobry. . . (Milczenie.

Wieśniak odchodzi do swych narzędzi i coś tam robi).

STRAŻNIK (po chwili). N o ... n o ... to i wy, widzę, buntujecie. .. gospodarzu. .. Co to z tego będzie ?. .. A j. .. a j . .. nie dobrego. . .

NAUCZYCIEL (twardo). Wy — jako oj­

ciec - - po naszej powinniście stać stronie. . . po stronie porządku, w adzy... (wieśniak pro­

stuje się i patrzy ponuro). No — a wy. .. ja w idzę... wojny chcecie z n a m i... jak i te smy­

ki — małe buntowniki...

WIEŚNIAK (ściąga brwi). Ni wojny, ni buntu żadnego tu niema. . . i my nie chcemy...

A do polskiej modlitwy — wam zasie. ..

NAUCZYCIEL (urągliwie). Zobaczymy...

Złamiemy wasze twarde karki. . . i będzie tak, jak rozkaz jest. . . (z naciskiem) z góry. ..

WIEŚNIAK (chmurnie, z decyzyą). Jest prawo jeszcze ta w B erlinie... do tro n u ...

tam pójdziemy. .. musi ta być. ..

NAUCZUCIEL (j. w.) A idźcie ż e ... idź­

cie. .. Zobaczymy, co wam ta d ad zą... jak p o tra k tu ją ... Cha, c h a ... idźcie... Hoeren sie. .. My lepiej wiemy, co w Berlinie myślą..., (po chwili ostro). Powiadam wam — z góry...

rozkazy mamy — z góry, . . Ot co. . . rozumie­

cie?

WIEŚNIAK (zdumiony, opuszcza ręce, pa­

trząc na obu). Kłamiecie... To nie może być—

taka straszna krzywda. .. nie może...

STRAŻNIK (z naciskiem i powagą). Tak—

pan nauczyciel mówi prawdę. .. Ja. .. J a . ..

W Berlinie z wami żartować już nie c h cą ...

zanadto zhardzieliście — słyszycie. . . i będzie źle. . . ta k . ..

WIEŚNIAK (zapatrzony w nich, nierucho­

my). J a k to ... i wy to mówicie... praw da...

La polskiego pacierza zabijać dzieci, katować...

Jakto. .. I to ma być praw o... rozkaz z gó­

r y ? . .. Od Majestaet — mówicie... La pol­

skiego pacierza dziecki zab ijać... (zasłania sobie oczy). I to wielki R eich ... Silny Maje­

staet . . . A . . . a . . .

(Niemcy zamieniają spojrzenia trochę nie­

pewne — cisza. Po chwili nauczyciel sroży się i nadrabia miną, surowo, z góry).

NAUCZYCIEL. Nie urągajcie n a m ... nie wydziwiajcie władzy... Wy zwłaszcza... to wam mówię — w y. . . Maciej Zych. . . (wieś­

niak jakby się budzi i wsłuchuje, on dalej z naciskiem). Bo wasz .syn --— najgorszy... On

— przywódca, podszczuwacz. . . ozornik. . . WIEŚNIAK (chmurnie). Co wam zrobił—

mój syn? — Uczy się dobrze... Pirwszy on w klasie:... nie spóźnia s ię ... nie próżnuje...

NAUCZYCIEL. Ha — t a k . .. Zdolny be- s t j a . .. Ale też i pierwszy do wszystkiego...

Wiem dobrze... On namawia, podburza...

(22)

(wpada stopniowo w pasyę). Stawia się twar­

do, choć go zabij . .. A za nim — wszyscy...

(rzuca się). On mi całą klasę b u n tu je ... on—

podżegacz... rozbójnik... Ja przez niego zdro­

wie stracił. .. i pluję — k re w ... Ja — krew...

T ak. . . przez niego um rę. .. suchoty mam. . . Wściekła to bestya ten chłopak... A . .. a . ..

(chwyta się za głowę).

WIEŚNIAK (tłumiąc zadowolenie, pochy­

la się i zabiera się do roboty, mówi spokojnie, chłodno). Co robić?... Już on taki jest od ma- leńkości. . . Ja tyż go złamać nie mogę. . . Twar dy j uż — i niema na to żadnej ra d y ... (usta­

wia się do piłowania deski).

NAUCZYCIEL (rzuca się ku niemu, z pa- syą). Niema rady — mówicie... Niema ra­

d y ... A wy wszyscy — buntowniki. . . psy. . . oszusty. .. Niema — mówicie. . . Ale — bę­

dzie. .. (staje przed nim, wściekły) będzie...

Jak ze szkoły w yrzucą... Do poprawczej — ar- restant Shule oddadzą. . . (wieśniak drgnął na­

gle, ręka opadła, stoi — jak rażony). J a . .. ja...

odbiorą wam, daleko w yszlą... ho, h o ... mają już oni tam na takich ra d ę ... i sposoby też m a ją ... Zrobi się, jak baran ek ... nie pozna­

c ie ... skórę mu zmienią. .. rodzony ojciec nie pozna... O la, l a . .. będzie on, jak b aran ek ...

jeszcze będzie... Zobaczymy... (odchodzi, śmiejąc się dyabelsko).

WIEŚNIAK (budzi się naraz, przeistoczo­

ny, groźny). H o la... Co powiedzieliście?... O

przeklętej shule mówiliście. .. o arrestant shu­

l e . .. (uderza »siekierą w pie6, aż drzazgi le­

cą) . Hola. . . Jak śmiecie ? ... A kto mi dziecko moje ma prawo wziąć? Kto przemocom ode­

b ra ć ? ... Moja krew i k o ść... K to ? ... Nad dzieckiem ma prawo tylko. . . (podnosi w gó­

rę rękę). Bóg i ojciec... (następuje na nich zleka, niemcy się wolno cofają). Co powiedzie- lis ta ? ... C o ?... Mój s y n ... Albo on krymi­

n alista... zbrodzień ja k i... rozbójnik?...

(naraz staje, głos mu się łamie, drży). Dziecko t o . .. Dziecko jeszcze słab e... Co za swoją mowę i pacierz ginie. . . dziecko to . . . (naraz z wybuchem, nie panując już nad sobą). A — w y ... A ---w y ... rozbójniki. .. męczycie- l e . .. bez Boga i sum ienia... Używacie kija...

w kij wierzycie. .. Ha — pokara was B ó g ...

nienawistniki. .. Prześladujecie nas za nasze prawo, za prawdę, za sprawiedliwość. . . Ho­

l a . .. (odrzuca siekierę). Nie boimy se w a s...

Za nami — Bóg! ...

NAUCZYCIEL (oddalając się, groźnie).

Ho, h o ... popamiętajcie n a s ... zobaczycie...

A jeśli nie złamiecie syna — powtarzam wam

— to my go złamiemy. .. Ho! h o ... I pójdzie on w nasze ręce — ten polski, wściekły po­

miot. .. i zmienimy mu sk ó rę... zmienimy-...

(staje na zakręcie drogi i śmieje się pogardli­

wie, z daleka).

WIEŚNIAK (rzuca się ku nim, jakby tra­

cąc przytomność). Nie zmienicie... Mój syn,,,

(23)

moje dziecko... Nie dam go w am ... nie dam—

przekleństwo. .. (Niemcy, śmiejąc się urągli­

wie, znikają wolno).

NAUCZYCIEL. Weźmiemy... Siłą zabie­

rzemy . . . On — nasz. .. nasze prawo. .. Hoch

— Deutschland!. .. Łamać buntownik!... Dla dobra V aterland... dla chwały M ajestaet...

łamać — hola. .. popamiętacie nas. . .

WIEŚNIAK (po ich odejściu, stoi chwilę bez ruchu, potem zatacza się, z jękiem). Ha — prawo ic h ... Tak. .. (z rosnącą grozą). I siła ic h ... (po chwili). I gdzie ratunek?. .. (zaci­

ska ręce). U kogo?. .. I kto zasłoni? Kto?. ..

(wyciąga w górę ramiona, gł. nabrzmiałym).

Przenajświętsza. .. T y ... (ręce mu opadają, postać kurczy się, garbi, zasłania twarz, tak stoi złamany. Po chwili prostuje się naraz, jak sprężyną ruszony, znać w nim grozę, ogląda się błędnie prawie naraz woła głosem ogrom­

nym, strasznym). Pietrek. .. Sam — tu. .. Pie- tre k . . . do mnie. . . t u . . .

(Na wołanie to wbiega przerażony, drżą­

cy Pietrek, staje przed ojcem, bez słowa. Mie­

rzą się obaj oczyma przez chwilę, zapatrzeni w siebie, brz tchu prawie, po chwili ojciec znów ciszej, głosem zdławionym).

— Pietrek. . . Sam — t u . .. do mnie. ..

Pietrek. .. słysz. ..

(Chłopak rzuca się do kolan ojca, obejmu­

je je, tuli, ciśnie. Ojciec podnosi go, w obję­

cia chwyta, zdaje się miażdżyć. Syn cicho ję­

czy i chlipie, ojciec głosem urywanym).

— Syn m ój. . . Syn. . . Dziecko moj e . . . Nie wyrwą m i. . . nie wyrwą.. . psiekrwie. ..

chyba z duszą... Na pohybel i m ... na pohy­

b e l... (dysząc ciężko, wypuszcza syna, ten o- suwa mu się znów do kolan, cicho, głosem ury­

wanym) .

PIETREK. Nie bójcie se ta, ociec. . . O mój ociec... Nie damy se t a . .. przysięgam. ..

nie damy. . . Imć mi oni nie zrobiom nigdy. . . WIEŚNIAK (głucho, trzymając rękę na jego głowa). Dziecko...

(Podczas słów chłopca wyszedł na ganek lekarz i stał słuchając. Następnie zbliża się i kładąc rękę na ramieniu gospodarza, mówi wol­

no, z powagą, uroczyście prawie).

LEKARZ. Uspokójcie się, p. M acieju...

Nie bójcie się ich pogróżek. .. Za wami — na­

ród . . . Słyszycie. . . Za niemi — dziećmi — co o język swój walczą — Polska cała. .. Zrozu­

m iejcie... Prawo nasze — św ięte... Zwycię­

żymy (podnosi rękę).. .

PIETREK (co był wciąż u kolan ojca, po­

rywa się, jak natchniony. Oczy błyszczą, ręce prężą się i wyciągają, usta śmieją się z zachwy­

tem, gorąco, z siłą). Zwyciężymy. . . Ociec. ..

Prawo nasze. . . nasze. . .

LEKARZ (z mocą). Tak — prawo nasze...

Bóg z nami. . .

WIEŚNIAK (odzyskując hart, z mocą).

Rzekliście, p an ie... Nie damy s e ... n ie ...

(24)

— 44 —

PIETREK (chwyta i całuje jego rękę).—

N ie ... ociec... n ie ... n ie ...

(Zasłona spada, koniec aktu IIA) -

AKT III.

Odsłona I.

Dzieci, kobiety, mężczyźni, strażnik, tłum iiiemiecki, palie ja, nauczyciel.

Plac pusty, zadrzewienie z jednej strony, po drugiej sztachety dziedzińca i okna na plac ten dużego, murowanego budynku. Okna zam­

knięte szczelnie gdzie nie gdzie górne części podniesione. Słychać szmer dziecinnych gło­

sów po chwili wypada na plac grupa chłopców i dziewcząt z dziedzińca, za sztachetami. Cofa­

ją się, znów się ukazują — trwożne, spłoszo­

ne. Po stronie przeciwnej, pod drzewami, cho­

dzi, strażnik, dający na wszystko pilne bacze­

nie. Gdy on się przybliża — dzieci znikają, gdy się oddala — ukazują wnet. Znać tajem­

niczą zmowę — szepty, porozumiewanie się.

Grupa dziewcząt wychyla się szybko na plac, podniecone, zgorączkowane.

HANKA (rozogniona). Zaraz przyńdzie ta m ęk a... (zaciska ręce). Nie dajmy się. ..

Pam iętajcie... (ostro). Kto się ulęknie —>

zdrajca...

35 —

GŁOSY DZIECI (oburzone, przejęte, d - gzej). Z d rajca... zd rajca... Z nami będzie ta miał sp raw ę... popam ięta... (wygrażają).

GRUPA DZIECI (nadbiega na ostatnie słowa). Z nam i. . . z nam i. . . O. . . la, la . . . popamięta łrie j... ho, h o ... (rozlatują się).

(Po chwili wysuwa się inna grupa dzieci młodszych, drobnych, zabiedzonych i zalęknio­

nych. Tulą się do siebie i milczą).

CHŁOPAK I. (do sąsiada). Boita s e ...

c o ... (ciszej). I ja ty ż ... i j a . .. (drży) ciar­

ki idom ... A niemiec z ły ... O la B oga...

kiej z ły ... ja widzioł...

CHŁOPAK II. Bogać tam . . . psiajuchy piami ły sk a ... kiej w ilk ... szykuje co ś... po- haniec... O j. . . o j. . .

DZIEWCZYNKA (zbliża się, nasłuchując), będzie źle.... on, będzie . . . (z drżeniem4. A niei pozabija ta on n a s ... powiedźcie... zupełnie

— na śm ierć?... c o ? ... (żegna się i coś szep­

ce cicho).

CHŁOPAK I. Cichoj t a . .. Che, c h e ...

Dzieuchy se bojom ... Che, cne. . . (nadrabia miną). Czego ta ? . . . Zedrze te skórę — kiej narośnie d ru g a ... che, c h e ...

CHŁOPAK II. Bogać ta m ... psiajuchhy...

Oj, dolaż n a sz a ... d o la...

PIETREK (wpada rozogniony, zatrzymu­

je ich). Trzymać się chłopcy... dzieuchy...

trzym ać... pam iętajcie... Niech se pies-nie- miec połamie zęb y ... Nie bój ta s e . .. Nie zje~.

(25)

46 —

a kto skóry pożałuje — zd rajca... znać nie chcemy. . . wygonimy. . . Słyszeliśta ? . . . — Trzymać się. .. h e j. . .

DZIECI (ożywione, chórem). Będziewa, Pietrek. ..

PIETREK (serdecznie, gładząc ich gło­

wy). W iem ... w iem ... Wy — małe zuchy...

Skóra poboli — i przestanie. . . to — nic. . . A pamiętajcie. .. (podnosi w górę rękę, z siłą). Za naszom wiarę. . . za nasz polski pacierz. . . (Odbiega — milczenie; dzieci stoją, jakby za­

słuchane, po chwili z wybuchem).

DZIECI (wyrzucają w górę ręce). Za na­

szom wiarę. . . Za nasz polski pacierz! . . . (z nienawiścią). N iem cy... pohańcy... kiej zo­

baczę wa. ..

(Biegną za sztachety krokiem śmiałym, o- żywione, przejęte. Zalega cisza, miarowo tyl­

ko chodzi strażnik, to znikając, to ukazując się. Po chwili słychać ostry głos z za okien, mówiący niezrozumiale, z naciskiem. Głos ro­

śnie, staje się zawziętym, krzykliwym, strasz­

nym. Rośnie zamieszanie jakieś, to milknie, to podnosi się. Na plac, ze stron kilka napływa­

ją kobiety, v>o kilka, typowo wyglądających.

Poglądają nieznacznie, ze strachem, ku zam­

kniętym oknom, nasłuchują. Naraz rozlega się ostry krzyk, jak komenda, potem — cisza. Na­

stępnie rumor, stuk, krzyk nagły, znów krzyk rosnący, wrzask — dalej pisk, — płacz, jęki, rosnący w chaos i zamięszanie. Kobiety pło­

szą się, uciekają, znów wracają, wreszcice rzu­

cają się, jak oszalałe, do okien, wstrząsają nie­

mi, uderzają w ściany, wyrzekają, płaczą, wo­

łają).

KOBIETA I. O la Boga — r e t y ...

KOBIETA II. Dzieciska nasze... Maleń­

stwa. ..

KOBIETA III. Pozabijaj om k ie j... kiej Maryśka Hannowa... (chwyta się za głowę i przyciska do szyby, oraz uderza w nią).

KOBIETA IV. (z wrzaskiem). O ratujta...

ludzie... r a tu jta ... Zmiłujcie się ... ojco­

wie. .. r a tu jta ... (biegnie i znika).

KOBIETA V (przy szybie). O la Boga.

Włosy lecom, kiej pierze... A bije t o . .. a bi­

j e . .. O la B oga... (osuwa się i łka).

KOBIETA I. (trzęsie ramami). Wywalić okna... wywalić . . . Rozłamać drzwi.... Po- odbierać dzieciska... z urągania te g o ... kato­

wania. ..

WRZYSTKIE (rzucają się i stukają w o- kna, ściany, natarczywie):

1) Przestańcie t a . .. a przestańcie,.panie...

dość. . . dość. . .

2) Hej, p a n ie... Słyszeliśta?... h e j ...

3) Rozbijem okn a... wywalim ścian ę... . 4) A dyć dość... la B o g a .S ły s z y c ie ...

A dyć dość. . .

5) Dzieciska nasze — nie wasze. . . Sły­

szycie, ,, a . ..

Cytaty

Powiązane dokumenty

Niechaj się stawi przed obliczem mojem 1!. GŁOS MARTY za

nego —a to samo już jest pociechą.—I jak się nie łaje nieszczęśliwego, którego wąż ukąsił, za to, że w lęku i w wstręcie rozpruwa sobie żyły, by życie

Starsi panowie narażali się na śmiech, żonaci szli do rozwodu — kobiety wyjeżdżały, gdy w tem — stało się

wa i pani Dąbrowa jednocześnie raczyliście wymówić mi dom — dowiedziawszy się o mem.. Kobiety są zbyt przenikliwe aby nie przeczuły co się dzieje w sercu,

Ci no- wowiercy znamionują się takim zapałem i wytrwałością, że w końcu, kiedy w całej ziemi sanockiej już nikomu się nie śni o nowej wierze, oni

Toeapmub Munucmpa Omamcb-Ce- Kpemapn, H/ienij CoBfiTa YnpaB.ieHiH TJap- CTBa no/ibCKaro, Crarcb-CeKpeTapi.. Ero HMnEPATOPCKO-I^APCKAro BE/IHHECTBA, Ce- Haropt, Tawuwii

Gdy się gdzie indziej skarża o gwałty i o mus, Nas przyjemnie rozrywa twój dowcipny Momus, Twoja kraina szczęścia. Czyli czuwam czy śpię, Zawsze dumam o twojej

Jeżeli więc spełni tę powinność względem tych dwóch cieni, jeżeli odświeży ślady krótkiego ich między nami pobytu, jeżeli się przyczyni do przechowania