• Nie Znaleziono Wyników

Momus i Pot-pourri

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Momus i Pot-pourri"

Copied!
295
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

M O M U S

(6)
(7)

ALOIZY ŻÓŁKOWSKI.

M O M U S

i

P O T -P O U R R I.

KRAKÓW 1883. N a k ł a d e m K B a r t o s z e w i c z a . W DRUKARNI W. KORNECKIEGO.

f f I M W i m KAZIMIERZA BARTOSZEWICZA T. U .

(8)
(9)

^ m o m u s i P o t-p o u rri Ż ó łk o w sk ie g o s ą dziś rz a d k o śc ia m i d o te g o sto p n ia , że ż a d n a z b ib lio te k nie p o s ia d a w sz y s tk ic h w y d a ń , z tą d n a w e t w oznaczen iu cz asu ic h w y c h o d z e n ia p o w sta ły b a ła m u c tw a .

Ż ó łk o w sk i w y d a w a ł n a p rz ó d g a z e tk i p isan e, później d o p ie ro z a c z ą ł d ru k o w a ć sw oje d o w c ip n e fraszki, w ier­ sz e i a n e g d o ty . W ó jc ic k i p o d a je w sw ojem d ziełk u : „ W a rsz a w a " , że M om us u k az ał się d o p ie ro p o P o t-p o u rri, co s ię n ie z g a d z a z b ib lio g ra fją E s tre ic h e r a i tre ś c ią o b u d ziełek . M oże b y ć je d n a k c o ś w te m p ra w d y , g d y ż p a r ę w y ją tk ó w p r z y to c z o n y c h p rze z W ó jc ic k ie g o nie zn a la ­ złem zupełnie ta k w M om usie j a k i w P o t-p o u rri. Z tą d w n io se k , iż Ż ó łk o w sk i zan im ro z p o c z ą ł w y d aw n ictw o M om usa, n a d a w a ć m ó g ł sw oim p i s a n y m g a z e tk o m ty tu ł P o t-p o u rri.

M om us w y c h o d z ił w ro k u 1820 ja k o g az etk a, ale zbioru p o je d y ń c z y c h je j n u m e ró w nig d żie zn a le ść m i się nie u d ało . M usiałem p o p r z e s ta ć n a w y d a n ia c h M o m u sa to m ik o w y c h , b ę d ą c y c h p rz e d ru k ie m gazetk i. E s tre ic h e r

(10)

podaje, że tomik pierwszy Momusa jako gazetki zawie­ rał numerów 12, tomik drugi również 12, tomik trzeci 7. Pierwsze wydanie Momusa jako dziełka uskutecznio- nem zostało w r. 1824, na bibule, ze strasznemi błędami druku, zniszczonemi czcionkami i najfatalniejszą pagina­ cją, nie mówiąc już o znakach pisarskich tak zabawnie stawianych, że często z trudnością sens jakiś uda się przy czytaniu wynaleźć.

Dalsze dwa wydania z r. 1&29 (Kraków i Warszawa) posiadają też same wady.

Dopiero wydanie czwarte Friedleina z r. 1836 jest poprawniejssem, choć wydawca i tu nieraz popełnił ra­ żące błędy, powstałe przez niewłaściwe użycie znaków pisarskich. T ak np. nie mogąc zrozumieć wiersza „T o­ karz Likus“, przemienił dla lepszego zrozumienia jeden wyraz, czem najzupełniej spaczył znaczenie całego ustępu i wiersza. — Wydanie Friedleina dopełnione zostało kilku ustępami wyrwanemi z Pot-pourri — widocznie wydawca posiadał kilka pojedynczych numerów „W andy" i z nich przedrukował co miał pod ręką.

„Pot-pourri“ umieszczała w r. 1821 „W anda11 cza­ sopismo tygodniowe wychodzące w Warszawie. Później jak podaje Estreicher, wyszedł ich zbiorek pod tym sa­ mym tytułem, ale nigdzie go znaleźć nie mogłem.

W wydaniu mojem przeto poprzestałem na prze­ druku Momusa podług wydań książkowych od r. 1824

(11)

do 1836, Pot-pourri zaś przedrukowałem w całości z „Wandy. “

Nie potrzebuję dodawać, że język Żółkowskiego zo­ stawiłem nietknięty, starając się tylko o poprawienie zna­ ków pisarskich i pisowni. Z chęcią byłbym nie zmieniał i tej ostatniej, gdybym miał przekonanie, że była ona właściwością Żółkowskiego, ale pierwszy rzut oka na dawne wydania wystarcza do zrozumienia, iż każdy w y­ dawca trzymał się pisowni jakiej chciał, a czasami ża­ dnej się nie trzymał.

W przypiskach starałem się objaśnić liczne mniej dziś zrozumiałe lub tyczące się miejscowości alluzje — wiele z nich jednak musiałem pozostawić bez wyjaśnienia.

Najfałszywiej zastosowaną w dawnych wydaniach kursywę w „kalemburach“ poprawiłem — jako też i spis szarad, zagadek i logogryfów mylnie zestawiony w w y­ daniu Friedleina.

(12)
(13)

M O M U S

PO D R ED A K C JĄ

^A

ł o i z e g o

ó ł k o w s k i e g o

TOMIK I.

Trochę wesołej pustoty

Nie nazwie pewnie nikt grzechem Bo wszakże i bóstwo cnoty Z wdzięcznym maluja uśmiechem.

KRAKÓW.

NAKŁADEM K. BARTOSZEWICZA.

(14)
(15)

F R A S Z K I .

Sądząc po teraźniejszych kapeluszach, widać, że mę­ żczyźni przechodzą na stronę kobiet, bo coraz więcej bia­

łych głów pokazuje się po ulicach.

W łochy m usiały coś złego zrobić, bo im W ezuwiusz ustaw iczne a ogniste czyni w yrzuty.

Uw ażają, że na tutejszych ja rm a rk a c h słodsze są dla kupujących piern ik ark i ja k pierniki.

Ludzie zbierają m ajątki na to, aby mieli o czćm być poczciwymi.

F o rtu n a jeździ na jednćm kole, a biśda na dwóch i dla­ tego tćż nas bićda częściej dojeżdża.

Pew ien jegom ość podchm ielony ta k często uderza gło­ wą o bruk, iż niezadługo w ylitografuje sobie na czole plan całej W arszaw y.

(16)

P oniew aż gmin zw ykle grafom zarzuca kam ienność serca, przeto kiedy grafy litu ją się nad nim, to zowią się litografią.

Zima je s t stronnikiem demagogów, bo ile razy nadejdzie, zaraz lud panuje. (N. B. ja k się mówi ta k się pisze.)

Zdaje się że ty ch , co się po nocach kręcą, można n a­ zwać biegunami północnem i, a tych co na cudze w padają obiady, biegunami poludniowemi. N ajdoskonalszy żeglarz nie potrafi zrobić w ypraw y do ty c h biegunów, bo ich ni­ gdy na m appie domowej nie znajdzie.

M eksykanie b iją się na m ańkuta, bo pow iadają, że p ra ­ wa rę k a pow inna tylko praw e arc y d zie ła wykonyw ać.

D obrze, że praw dę w baw ełnę obw ijają, bo się nie ta k łatw o stłucze.

W Algierze utrzym ują, że lepszy Dej duszony aniżeli surow y.

W H iszpanii, po zniesieniu in k w izytorjatu, je s t teraz sp ra­ wiedliwość święta, a inkw izycya ludzka.

W iadom o że Jow isz uw iódł E u ro p ę w postaci b yka, dlatego też wiele cieląt w niej widzimy.

D ziw na je s t rzecz, że pierwej wynaleziono maszynę do m łócenia chłopów , niż do m łócenia zboża.

(17)

Instrumenta muzyczne dają bardzo piękny przykład oszczędności: one także się stro ją, ale zawsze małym kosztem.

Dla tego porter bywa cienki, żeby się mógł przez ko­ morę łatwo przecisnąć.

Niśma nic trwałego na świecie, nawet konstytucyjna ustawa czasem ustawa, jak to teraz we Francyi. ')

Niektórzy czynią sobie zapytania : Czy też i w muzy­ ce będzie cenzura wymazywać zbyt wolne tony, tak jak zbyt wolne wyrazy wykreśla?

Chociaż nie jesteśmy w Chinach, jednak chodzimy w sto­ licy chińskiej, bo w N ankinie.

Czterech tylko prawdziwych właścicieli domów jest w War­ szawie to jest: św. Jan, św. Michał, Nowyrok, i Wielkanoc, gdyż na wywieszonych kartach, nie znajdziemy żadnego napisu, jak tylko: do najęcia od św. Jana, do najęcia od św. Michała, a nie od pana tego lub owego.

Kto ehciał być na Bielanach musiał jechać drogą. Daleko lepiej urządzone są klassy szkolne, niż klassy loteryi, bo w niej chociaż losy przez pięć klass kurs od-') Rojaliaci francuzcy czynili wówczas zamachy na konsty­ tucję. P. W.

(18)

bywają, jednak z ostatniej wychodzi kilka tysięcy pustaków

lubo równo z drugimi na edukację pobierali kwotę.

Ż a rt w c zesn y i niew czesny.

Żart nie może być niewczesnym, żart bowiem sprawuje uśmiech, uśmiech jest dowodem radości, radość jest uszczęśli­ wieniem ludzi, a szczęśliwość nigdy się nie przykrzy; a za­ tem żart nie może być niewczesnym.

(Kotzebue w komedyi Pustelnik).

P o łeć słoniny.

W jednej bramie wiedeńskiej, którą czerwoną nazywano, wisiał połeć słoniny z tym napisem:

Befindet sich irgend hier ein Mann, Der m it der W ahrheit sprechen kann, Das ihn sein H eirath nicht gerauen, Und furcht sich nicht vor seinen Frauen, D er mag diesen B acken herunter hauen.

Co wszystko tak dobrze znaczy, jakby się powiedziało: „Kto jest w stanie szczerze się pochełpić, iż jest panem w domu i żony się nie boi, ten może wziąść sobie ten pełeć słoniny." Ale już kilkaset lat minęło i kilka tysięcy połciów odmieniono, a nikt się po niego siągnąć nie od­ ważył. Przecież raz stawił się jeden i szukał p o łcia ... jako pan domu i mąż nieustraszony. Z chęcią mu pozwo­ lono słoninę zabrać, drabinę nawet przyniesiono, lecz kon­ kurent wieprzowy prosił, żeby kto inny go wyręczył i zdjął połeć, bo on mógłby sobie suknie powalać, a żona by na

(19)

niego mocno łajała. Roześmiano się z jego domowego pań­ stwa, odsunięto pretensyę a słonina jak wisi tak wisi.

DW Ó JZNACZNIK I I RÓŻNOZNACZNIKI

cz y li

K alem bury i Ekiwoki.

1. K to ma najw iecśj od wagi w W arszawie.*) 2. Strudzony pod różą spoczyw a.

3. W idziałem p a r ę wołów w pow ietrzu. 4. V ła n i mleko w ydoili.

5. Sto pniów można dostać za sto talarów . 6. (Francuzko polski) Ile ma la t? II est malade.

S Z A R A D A 1.

Pierwsze u dzika a drugie i trzecie

U żyjcie ja k chcecie, Do karania lub śpiew ania;

Wszystko dobre na śniadania

Czy w sosie, czy w bigosie, — I skończyło się.

Zart na stronę i żart nie na stronę.

F R A S Z K I.

Lepiej jest kiedy przenica jedzie za granicę, a właściciel zostaje, niż kiedy właściciel jedzie, a przenica zostaje.

Na wszystkie stopnie trzeba składać kwalifikacyę, tylko na stopień do karety nie.

(20)

Dawniej grano koncerta na obojach, na skrzypcach, a teraz grają na ubogich; nie wiem jak się to udaje, bo

te instrumenta zawsze piszczą.

Równie praw dą jak fa łsze m można przejść świat cały; ale prawdą można i powrócić, a fałszem już nie.

Sposób na żydów. . . . (ale na tych, co są na papierze): wyskrobać je scyzorykiem.

Wolność druku jest ulubioną istotą, bo aż ją ściskają.

Pewna imość dostała męża z repetycyami, bo ustawicznie

bije.

W Algierze wszystkie wolne myśli i co tylko do roz­ wolnienia przykłada się jest zakazane; rumbarbarum się zatrwożyło.

M izerya z octem i oliwą dobra, ale z człekiem i familią nie najlepsza.

W Japonii jest maszyna w którą włożywszy suplikę i zakręciwszy korbą zaraz wychodzi rezolucya. Słychać, że wiele takich maszyn zapisano. N. B, tę maszynę trzeba

smarować.

(21)

dawna jak arytmetyka, bo zwykle w rachunkach mówi się: „cztery od trzech nie mogę, pożyczam i kwita.“

W Paryża nie umieją meblować, zamiast w izbach za­ wiesić kopersztychy, zawiesili wolność osobistą i druku.

Ponieważ baby pieczone są i smaczne i dobre, przeto czynią wniosek, że może i inne nie byłyby złe, gdyby je tylko w piec wsadzić.

W szpitalach zawsze można widzieć trajedyę Kornelia: Horacjusze i Karjacjusze. Bo chorzy to są Horacyusze, a ci co ich kurują to są Kurjacjusze.

Gdy pewnego zapytano : czemu się ni6 żeni z swoją ko­ chanką, u której zawsze przebywa? odpowiedział: „A gdzież­ bym ja potem wieczory przepędzał, gdybym się z nią ożenił.

Pewna panienka, która tylko pieczone kurczęta w War­ szawie widziała, przyjechawszy na wieś, gdy obaczyła je biegające, zdziwiła się mocno, że nie miały pod skrzydeł­ kami ani pępuszka aui wątróbki.

W Anglii robią na łeb na szyję korki do zatykania nosów, żeby czasem muchy hiszpańskie ludowi w nos nie wpadły.

(22)

W Y S P A .

W S Z E L K I E J P O M Y Ś L N O Ś C I . Ledw ie co nie piękniejsza od raju A dam a, Je stto kraj delicji, je s tto rozkosz sama.

W śród wiecznej w iosny leży m iasto zbudowane, Cudowne i przyjem ne, walem opasane,

Watem darnią okrytym ; na je j liść pieszczony Składa? się ty w tyk, jedw ab, aksam it strzyżony; A choć się czasem zdarzy, że niebaczne stopy Nie wiedząc o zakazie przejdą te o k o p y , Przecież miasto zapłaty, zamiast uwięzienia, Za karę trzy jed y n ie w ydają w estchnienia.

Domy są o dwóch piętrach, w każdem oknie ganek, Schody z bulek siedleckich,') a okna z łazanek; L ecz ja k bo też są czyste łazanki tam tejsze, Niż szkło czeskie, niż kryształ, sto razy czyściejsze. F iran k i z naleśników , frandzle z makaronów, Zamki z szynek, półgęsków, klucze z salcesonów; W ew nątrz dużych pokojów są przesm aczne meble Ja k ie chyba angielskie zdziałać mogą heble. Tam po trudach św iatow ych śm iertelnik spoczyw a, Na noc kładzie się w pasztet, pasztetem p rzy k ry w a; Na ścianach wiszą to rty , gdzie m ądry cukiernik W yrył, co zdziałał Cezar, co odkrył K opernik; W doniczkach rośnie bigos lub potraw ka z kury, P odług upraw y ziemi i nasion natury,

Bowiem ziemia tej w yspy je s t cudnej zalety : Posiać kostki z kotletów , zrodzą się kotlety, A kędy żyto, owies, albo jęczm ień wschodzi, Zaraz się na niego w podle kupiec rodzi. Dalej chcąc się rankow ą rozerwać gonitwą, W chodzi golić cerulik floransową brzytw ą. Sama taca przybyw a, na nićj czekolada,

') B ulki siedleckie by ły wówczas ta k w modzie w W arsza­ wie ja k później bochenkow skie kajzerki. P. W.

(23)

A zefir, by ją studzić na im bryczku siada, T o dm ucha w filiżankę, to biszkopty macza, — W tem sto kam erdynerów do kota otacza: D ają bogate suknie w różne cukry tkane, K ieszenie duże, liczne, gruszkam i napchane. Zam iast guzików , pączki pulchne z pow idłam i, Człowiek je czasem zrywa, żyje guzikam i. W ychodzi na ulicę, alić tam, szerokiem W ali się porter, wino, i płynie rynsztokiem , W boku kaw a lew antska, a śm ietanka w tyle, K ożuszki zaś latają, ja k u nas motyle. Bioto z konfitur, lodów, a bruk tego miasta J e s t w pierogi leniwe i francuskie ciasta. Nie żałuje tam człowiek, chociaż się pośliżnie, Bo choć czasem upadnie, zawsze czegoś liźnie; R estauratom iów nie ma, ani T apla d ’ H ota,') Lecz gdy a p e ty t brzuchem w południe szamota, W raz nimfy stót staw iają, przynoszą objady, Iżeby się człek najadł, służą mu N ajady.2)

Las szparagów tuz dąży, za dzielną pieczenia, T u się bielą sandacze,' tam raki czerwienią, K ielich pełen szam pana sam do gościa biega. Rozmowa idzie śmiało, n ik t się nie w ystrzega, Bo zacniejsze tu szpiegi, nie z n atu rą wilczą, 0 dobrem częściej wspomną, pewno złe zamilczą. G dy kto kichnie przy stole, zdarzenia nie tracą, Sto ty sięcy mu życzą i zaraz je płacą.

W reszcie piwo z węgrzynem dłoń do siebie nęcą, Ledw o zeszły z obrusa ju ż s'ę w głowie kręcą. ...M in ąw szy porę dalszą, w w ieczór naksztalt w iatru Na kołach w atow anych spieszą do teatru.

Zam iast zw ykłych biletów , albo kontrainarki.

Parter daje karmelki, para lyz sucharki.

Tam widzę cudne rz e c z y :.. W grze aktorów zgodność, Na parterze w spaniałość, w k ry ty ce łagodność.

A w lożach orszadowych, zajętych przez wdzięki, Słyszę hasto do brawa od łaskawej ręki.

') T a k w oryginale. P. W.

(24)

B udy suflera nie masz, lecz ja k szpilki główka, T ak ie małe aniołki podają im słów ka;

A na tańce, śpiewania, zachw yca sie dusza, I w górę się wznosi, ja k ród Machabeusza.

K a le m b u r y . 7. Ma mula w salopie. 8. Szal bierz z pani.

9. Zabaw starego biblio teką młodego. 10. Nasz kra j rzy zbogaci się. 11. Niewiem czy ten z na szych. 12. Nas turcya nabaw i goryczy.

P o d ró ż .

Pew ien jegom ość dobrze slaby, w ybierając się do P o ­ w ązek , chciałby dostać tow arzysza na połowę kosztów podróżnych.

Co prawda to nie yrzech.

FRASZKI.

Miały być w iększe butelki od czerw ca, ale skończyło się na tern, że są większe korki.

P okój, który E u ro p a ostatecznie zrobiła, dzieli się na kilk a pokojów dobrze rozłożonych; i ta k : pokój baw ialny w P a r y ż u , pokój ja d a ln y w L ondynie, pokój gościnny w Polsce, a sypialny pewno w T urcyi, bo tam ludzie w pantoflach chodzą.

(25)

Sądząc o ilości urzędników z nazw iska tylko, zdaje się, że kom orników najwięcćj je s t w W arszaw ie, a patronów w niebie.

A n e g d o ta .

Gdy przed pew ną dam ą chwalono sław nego K rystyniego, odpow iedziała, że w istocie ma bardzo piękny głos, ale jej się zawsze w ydaje, że mu czegoś b rakuje.

D O N I E S I E N I A .

Odmiana mieszkania.

Rozum przeniósł swoje m ieszkanie do kieszeni, gdzie spodziewa się lepszej wygody i większej reputacji, niż w dawnćm swćm mieszkaniu.

L I S T Y G O Ń C Z E .

W czoraj uciekł pewnemu służący, zabraw szy z sobą konia. K toby ich zobaczył, niech da znać do w łaściciela. S łużący miał strza łk ę na czole, na zadnie nogi k u ty , g rz y ­ wa i ogon kasztanow ate. Koń zaś mi ał fra k szaraczkow y, p antalony w paski, sam dziobaty, mówi z niem iecka i tr o ­ chę się ją k a .

Z n ik ła nagle butelka k w artow a; poznać j ą m ożna po tćm, że ma na boku brodaw kę, pod spodem nieznaczny

(26)

dołek, w ew nątrz zaś piwo i woda, ale tój ostatniej ciężko dcstrzedz, bo j ą piwo zasłania.

Po w ynalazku szczepienia ospy, najdoskonalszym w y­ nalazkiem je s t szczepienie konstytucyi. K tó ry kraj ma j ą sobie zaszczepioną, pewno na uciem iężenie nie umrze.

Dawniej były głow y do pozłoty, teraz ręce w ystaw iają.

N ow iny m ają wiele podobieństw a do n atu ry dzikich p ta k ó w ; na zimę do ciep ły c h okolic odlatują, a na lato z ciepłych krajów do nas przychodzą.

K iedy sumienie gryzie człow ieka, to się człek p o p ra w ia ; a kiedy żona gryzie męża, to mu się pogorszą.

N ie ma dziwu, że ciężko w ygrać na lo te r y i; bo koło

szczęścia losy nasze obraca, to je s t: koło niego, nie w sa-

mćm szczęściu.

D uży procent to najw iększy kapitał w pole w yprow adzi, a naw et na kamienicę za nim polizie.

Dawniej do wód jeżdżono, a teraz wody do nas p rz y ­ je ż d ż a ją ; jakoż widzieć można damy nasze chodzące z wo­

dą do o g ro d u .')

') Ten artykuł przerobiony jest z artykułu nadesłanego Redakcyi listownie z napisem litery S.

(27)

Gdyby pani K atalani była posłem, to b y zawsze miewała głos najpiękniejszy.

T ylko nasza stolica może jeździć i chodzić do W oli,1) a żadna inna tego nie dokaże!

H andlów w innych je s t najw ięcej, chociaż ani jednej butelki wina nie m ają w swój piw nicy.

W H iszpanji taki sk ru p u ł dawniej panow ał, że w poście świec łojow ych nie palono.

Pew ien jegom ość dosyć na W arszaw ę zakraw a, bo ma Bagatele w głowie, F aw o ry u panów, a Czyste w kieszeni. 2)

C hustka tyw tykow a więcej zabierze w siebie zboża, niż najw iększy w ór na świecie.

T o w ary nie mogą się przedaw ać ta n io , bo ja d ą drogo.

N ik t z nas nie je s t sta ry , bo nam wszystkim dopiero m inął wiek 19, a w dwudziestym żyjem y. NB. my co żyjem y.

') Do woli. W ola przedm ieście W arszawy. P. W.

2) B agatela i Faw ory miejsca w ycicszek pod W arszaw ą — Czyste przedmieście. P. W.

(28)

D ziś nie mówi s ię : mam la t 4 0 , tylk o mam rok 22, t. j . drugi d w u d zie sty ; a ja k przejdzie lat 60, to się powie bez kłam stw a: mam ro k 23, czyli trzeci dwtidziesty.

U nas w te atrze loże za m a w ia ją , a gdzie indziej zagadują.

Dawniej większość w szystko stanow iła, dziś M ajorka musi ustąpić Minorce, i ta k trzech przew aża sześciu, 12 prze­ w aża 23, a 18 chce przew ażyć 2 6 ; zapew ne szala podług nowej wag je s t urządzona.

T ylko tam można mówić, że się b u d u ją , gdzie budy stawiają, ale co u nas to kam ienicują się.

Zapew ne ju ż się k o n trak ty z b liż a ją ; bo coś stem plo­ w any pap ier d rap ać się poczyna.

A N E G D O T A .

N iósł chłop drzewo przez ulicę i ustawicznie krzyczał:

Proszę strzedz s i ę ! proszę strzedz s ię ! W szyscy mu u stę­

powali z drogi, w yjąw szy jednego dumnisia, o którego tćż zaw adził i suknię mu ro z d a rł. P orw ał go natychm iast nasz panicz za ramię, zaprow adził do kom isarza, i chciał, żeby został ukarany. K om isarz p y ta : „D la czegoś ty ro zd a rł suknię jegom ości? — Chłop na to otw orzył gębę i nic nie mówił. „N acoś ro z d a rł su k n ię ? " — p o w tarza kom isarz, chłop zaw sze m ilczy. „Cóż to czy ty niem y je s te ś ? 11. . . .

(29)

W ieśniak znowu nic nie mówi, tylk o słucha. W tem panicz zniecierpliw iony odzywa s ię : „nie je s t on niemy, tylko udaje niemego, bo niem a co n a sw oją obronę pow iedzieć; słysza­ łem j a dobrze ja k z całego g ard ła w rzeszczał: proszę strzedz się ! proszę strzedz s ię !“ „ Ha ! kiedyś wpan s ły s z a ł— od ­ pow ie komisarz, „czemużeś się nie strz e g ł? "

K O R E S P O N D E N C Y A .

Do redaktora Momusa. *)

Gdy się gdzie indziej skarża o gwałty i o mus, Nas przyjemnie rozrywa twój dowcipny Momus, Twoja kraina szczęścia. Czyli czuwam czy śpię, Zawsze dumam o twojej czarowniczej wyspie. To ci tylko przyganiam, co potwierdzisz i ty, Żeś w niej zapomniał z cukru umieścić kobiety. Ale koniecznie z cukru; bo źle to jest dla nas, K iedy znajdujem piołun, chcąc znaleść ananas. Ciśnie sprężyna nieszczęść, lubo na nią nie przem, J a sam miasto z cukierkiem złączyłem się z pieprzem.

T. B . Prenumerator Tygodnika i szczery Momusa zwolennik.

W ia d o m o ś c i t e a tr a l n e .

Będąc na ostatniej rep rezen tacy i H oracyuszów , przeko­ nałem się, że rozw iązanie tej sztuki w szpitalach różni się od je j rozw iązania w te a tr z e ; na teatrze bowiem H oracyusz

‘) Dla szczególności wierszyk ten umieszcza się.

(30)

zabił K uracyusza, a w szpitalach zawsze H oracyuszów za­ bijają K uracyusze. ’)

A N E G D O T A .

(T a kie teatralna).

N atu ra ciągnie w ilka do łasa. U p ad la z p ara d y zu kry m k a żydow ska i p ad ła na głowę, na której przed kilk u n astu la ty ulubione m iała siedlisko.

K a le m b u r y . 13. P od Grodnem Nie men płynie. 14. Bas grała na fortepianie.

15. Za duszny dzień (to je s t za gorący). 16. Przez cie radło zgubiłem.

17. Jaś ni* wielmożny pan. 18. Uda nie złe tej osoby. 19. Fawory ty często odwiedzasz. 20. Nie stała ta pani.

D O N I E S I E N I E .

Ł ańcuch z wolnej ręki do sprzedania za cenę ja k n a j­ m niejszą.

L o g o g r y f 1.

Odgadnijcie jeżeli jesteście ciekawi: Trzy piecze, cztery bawi.

(31)

S Z A R A D A 2. P ól litery

A na niej można kłaść a k ta i refery.

Wesoło ch o ć...

F R A S Z K I .

K to chce je ch a ć do wód szląskich, musi w przód p rz e ­ być Odrę.

W czoraj, ja k o w w igilię św. J a n a , kw itnęła p a p ro ć ; kw iat k tó ry w ydala, je s t podobny do kontraktów , bo te zaw sze nazajutrz rozw ijają się.

P ew ien jegom ość chce dać dziesięć od sta, byle mu kto 8to la t pożyczył.

J a k nie m ają kobiety latać, kiedy pió ra m ają.

N asz k raj należy do rzędu p o lip ó w ; choć go na ty siąc sztuk rozciąć, każda je d n a k część ży ć będzie.

(32)

W n iektórych k ra ja c h robią te ra z ro g atk i i w u sz ac h ; ciężko się do nich z prośbą dostać, a i ta k zauszkow e p ła ­ cić trzeb a.

Mamy tu dw orek ta k pochylony, że w łaściciel sam nie w ie na kogo on spadnie.

S tara G alicya mimo wieku je s t p rz y nadziei.

N iektórzy sz k ła noszą dla w zroku, a inni żeby ich p raw d a w oczy nie kłuła.

Co tylk o pospolicieje, u p aść m u si; dla tego też Rzecz­ pospolita upadła.

W P a ry ż u tylko jednem u szampanowi szumieć wolno, a u nas każdem u sam panowi.

Dawniej żydzi przeszli przez czerw one morze, teraz przechodzą przez czerw one złote.

W yższy św iat m a lepszy ton, bo też lepiej je s t strojony.

W Chinach nie za b ija ją na scenie w trajed y i, lecz p ro ­ w adzą do szlachtuza b o h a te ra ; — ta k tam o akcyzę d b a ją !

(33)

M uzykalność aż do więzień zachodzi; mamy tu bowiem ichmościów raz w iązanych i dw a ra zy w iązanych, a w szyscy

bas znają.

P ew ien przez perspektyw ę p a trz y na koniec m oratoryum , m yśląc, że ona mu go p rzybliży.

W jed n y m sklepie wino zaczyna robić, — czyli czasem nie plan p o dagry ?

K to chce mieć prędko dobrze w głow ie, niech nie cho­ dzi na naukę, ale na porter.

W e F ra n c y i je s t p a r a w Hiszpanii d o n ; ja k się z sobą zejdą będzie pardon.

Pew ny lite ra t p rze sp ał się smaczno na dwóch tylko literach, to je s t na k na p ' .

D oświadczono, że w rzuciw szy w kalejdoskop cztery śm ieszne w yrazy, za każdem poruszeniem inna facecya w y­ padnie.

Człowiek z suknią w y ta rtą daleko nie zajdzie, a czło­ w iek z w ytartem czołem praw ie wszędzie.

(34)

Są osoby, co się puściły na lic y ta c y ę ; kto da więcej, tem u służą.

Maxymy liberalne ta k są delikatne, iż o lada kam ienne se rc a rozbić się muszą.

M iłośnik eudzoziem czyzny, gd y przy jech ał do W arszaw y i zobaczył piękny pałac K rasiń sk ich , sp y ta ł się, czy on je s t w W arszaw ie budow any, czy też zkąd spro w ad zo n y ?

W anda, która dotąd leżała w mogile, te ra z będzie co tydzień wychodzić n a przechadzkę literack ą. A że dam y nie ruszą się, żeby ktoś za niemi nie szedł, przeto i za W andą będzie łaził M om us.')

A D E E S S A .

Z a daw nych czasów sek retarze pocztam tu w arszaw skie­ go w ydaw ali n a now y ro k książeczki zam ykające rozm aite śmieszne adressa w ciągu zeszłego roku, na listach poczcie oddanych znalezione, z któ ry ch następne się p rz y ta c z a ją :

Do

Jaśnie oświeconego X cia Imci CZA RTORYSKIEGO. G enerała Ziem P odolskich etc. etc.

’) „Momus“ był dodaw any do „ W andy tygodnika literac­ kiego. Później (1821) stał się tego pism a częścią składow ą, zmie­ niając ty tu ł n a : Pot-pourri. P. W.

(35)

O rderu orła białego i Świętego Stanisław a K aw alera.

M A CIEJA BRU SIK forysia oddać pokornie upraszam

w W arszaw ie. Do rą k w łasnych Imei P anny P etronelli

Z A W A C K I E J

Jeżeli się tylko nie nazyw a inaczej, bo tu słychać, że za mąż poszła

w W arszawie. A M onsieur M onsieur

B A R B A R A N O W I C K A a mojej najukochańszej m atce

w W ieluniu. A Musie Musie

IGNACY Z A PA LEW IC Z M ątreszer

fi

Rue Miodowa Scholarom Pijarum w Infimie.

a W arszaw ie.

K a le m b u r y . 21. Paro beczek up ił się. 22. To warzysz Marysi

(36)

23. P iją w ódkę z karolkiem. 24. To ‘pole ojciec osuszył.

25. Ultrarojal iście wy bory popsuliście. 26. P ani i P an na pod wieczór ku raki pieką. 27. Czy masz talerz w pogotow iu.

28. Mazurki w innibyśm y oceniać w ysoko. Gdyż grane baw ią ucho, tańcow ane oko, W nich to uczuć się dają rozkosze prawdziwe, Sm akują nam pieczone, zachw ycają żywe.

A N E G D O T A .

W karczm ie deszcz lal na konie podróżnego, ten mó­ wi do a re n d a rz a : „Żydzie! czemu nie dasz nap raw ić d a­ c h u ? " „N o — ja k ż e napraw ić, kiedy deszcz p a d a ? “ T o go napraw ja k będzie pogoda. — Żyd na t o : „N a cóż dach napraw iać, kiedy będzie pogoda ? wtenczas niepotrzeba."

Ś cisło ść w w y k o n y w a n iu o b o w ią z k ó w u r z ę d u . N a pewnym pocztam cie są dwa okienka, je d n e do w y­ daw ania listów, drugie do przyjm ow ania listów ; lecz czę­ stokroć tenże sam se k re ta rz te dwa obowiązki w ypełnia. W idząc to jed en jegom ość, p rzyszedł do okna, w którym listy przyjm ują i p y ta ł się : „czy nie ma listu do nieg o .“ „P ro szę p rzejść do drugiego okienka" rzek ł s e k re ta rz ; — gdy przeszedł z a p y ta ł g o : „czego p an potrzeb u je?" „A to powiedziałem W . P an u przy tam tem okienku, że się pytam o lis t.“ „P raw da, odpowie sekretarz, lecz j a tam byłem p rz y j­ m ującym , a tu jestem w ydającym sekretarzem , to je s t w ca­ le co innego. P ro szę więc o pow tórne wyłuszczenie interesu."

(37)

S z a ra d o - Z a g a d k a 1. Chcecie znać jak my to imię zowiem J a lepiej zrobię, że wam go powiem; Ot macie początek imienia tego,

J koniec jego.

O d p is n a a n e g d o tę te a tr a l n ą .

Być może, że kiedyś na d ó ł spadłam , lecz te ra z w szyscy dobrze wiedzą, iż do góry id ę : proszę to w swojem pi­ sem ku umieścić.

D obra p rzy ja ció łk a K rym ka.

Uderz w stół a . .

F R A S Z K I .

Gdy inne stolice burzą się, W arszaw a zachow uje się spokojnie, bo ma w sobie sza.

Gdzie indziej k w itn ą ł bez włoski, bez tu rec k i, a tu chce kw itnąć bez cnoty, bez pieniędzy, bez miłości, a p o ­ dobno bez sensu.

Od koziego m leka można u ty ć, a od samej kozy schudnąć.

P odług nowego planu, narodow ość będzie zrzucona, bo przeszkadza różnym dalszym prospektom .

(38)

Żywego człow ieka w pole w yprow adzić je s t oszukań stwem, a um artego zasługą.

D łużnik ma dwa cienie, które za nim chodzą, z tych je d e n podobny je s t do woźnego.

Można teraz całą gębą je ść , a półgębkiem mówić.

Kom ory nie m iłe są podróżującym , a szczególniej kupcom .

T era z nie dosyć je s t pochlebiać, ale jeszcze trze b a po­

sm arować.

Dziwna rzecz, że w A nglji nie ma zim y, je d n a k lud doszedł aż do okien domów n iektórych m inistrów .

K redytorow ie pow iadają, że lepsza dzisiejlca niżeli ju tr ze n k a .

Słodki uśmiech je s t k u ran t, ła sk a czerw one złote, a ni­ ski u kłon zdaw kowa m oneta.

W Olimpie w iele bóstw p o p rzy k ry w ało się, ja k o t o : Izys, Minerwa, A strea, E leuzys i tam dalej — bo im bąki d o k u ­ czać zaczęły.

(39)

G rają tu dram m ę: B ra cia niezgodni, z poczynionemi odmianami i wyrzuceniem wielu osób.

Chińczykowie dziwią się, że ich pow ażna h erb a ta b y ­ wa za g ran icą tańcującą.

Mąż i żona sami nie złam ią w iary m ałżeńskiej, ale przy obcej pom ocy pewno tego dokażą.

A ngielski parlam ent k o ła w w orku targuje, bo mu rzu ­ cono na stół zielony worek, do którego on ani nie zajrzał.

Cała E u ro p a g ra teraz w cenzurow anego.

Choroba p anująca we F ra n cy i je s t podagra.

F a rsa , robienie farsy znane ju ż było i u starożytnych, wszak L u k an p isa ł F arsalię.

D la oszczędzenia świec pew na dama daje w ieczory w południe.

K obiety chodzą w różnych m ateryach, autorow ie zno­ wu piszą w różnych m ateryach, słowem m ateryalizm z a ­ w rócił w szystkim głowę. Ale komu dłużej w y starczy ? — na to niech sklepy odpowiedzą.

(40)

T eleg rafy są M achabeusze, bo ustaw nie m achają, i z a ­ paleni kaznodzieje toż samo.

Czasem kobiety przy dwóch pantalionach siedzą i nie ma w tem nic niem oralnego.

T e a tra ln a zasłona w tenczas je s t tylk o za słona, kiedy cena podwyższona.

S ensaty to są głębokie talerze, a bufony p ła s k ie : obu gatunków potrzebują możniejsi do stołu.

W A lgierze postanow ili natychm iast nosy illuminować, ja k tylko rząd przestan ie ich za nos wodzić.

Cielęta muszą te ra z wiele dokazyw ać, bo ustannie obi­ ja ją się nam o uszy te w y razy : stanow iciele, urządziciele zwodziciele, popraw iciele, w ierzyciele, ciemiężyciele, b u rz y ­ ciele.

Kto ma dwie nogi, można mu pow iedzieć: „U padam do nóg p a ń s k i c h a l e kto ma je d n ę, to się mówić pow inno

„upadam do nogi p ań sk iej.“

A N E G D O T A .

(41)

młodo, radzono, aby się w strzym ał z m ałżeństw em , póki syn nie nabędzie więcej dośw iadczenia i rozum u — odpow ie­ d z ia ł: „T a rad a już będzie zapóźną, bo ja k on przyjdzie do rozum u, to się pewno nie ożeni.

Raz do jednego urzędnika przyszedł suplikant z prośbą i onę mu ustnie przełożył. U rzędnik widząc niepodobień­ stwo uskutecznienia jego żądań, rz e k ł: „D arm o, j a tego uczynić nie m ogę.“ — „A le j a nie chcę darm o — odpow ie­ dział s u p lik a n t- „ ja chcę zap łacić." Słychać, iż to nic nie pom ogło."

K alem bury.

29. Był w świątyni I zyz. 30. Chodzi po lak bez pieniędzy. 31. Woły me nasze.

32. Oj ciec będzie.

33. Ma te race do sprzedania. 34. Ja jem sosy zaprawione. 35. A. K. D. mija.

36. I krzaki w wodzie znajdują się. 37. Widziałem popie lice czerwone. 38. Widziałem obu tych ludzi.

39. Na bal konie nie chodzą tylko panowie. 40. Ta kobieta ma różę, a ta tuli pana. 41. Pałasz tylko do obrony wolności.

T R Y U M F .

Rzym, k tó ry ju ż b y ł oddaw na pozbaw iony zw yczaju oglądania tryum falnych wjazdów swoich bohaterów , pod

(42)

panow aniem T eodozjusza widział je d en try u m f w nowym wcale rodzaju, dość płochym , a stosownym do zepsutego i lekkomyślnego naów czas ducha mieszkańców tej stolicy św iata. Jeden człow iek z gm inu, k tó ry dw adzieścia żon pocłiował, zaślubił się z kobietą, k tóra znowu dw udziestu dwom mężom podobnąż u czyniła przysługę. Z niewypow ie­ dzianą cierpliw ością oczekiwano końca tego m ałżeństw a tak, ja k się oczekuje skutku w alki dwóch najsław niejszych szer­ m ierzy. N areszcie żona pierw ej um arła, a mąż ozdobiony wieńcem, z palm ą w ręk u , ja k b y zwycięzca ja k i, postępo­ w ał za pogrzebow ym orszakiem w śród ciągłych oklasków nieprzeliczonego ludu.

S Z A R A D A 3.

Pierwsze rodzaj p y ta n ia : g d y dziś w szystko mamy,

O drugie nie dbamy.

D O N I E S I E N I A .

U rw ał się tu rom ans i z g in a ł; z je d n ej strony b y ł blady, m iał na szyi stłuczoną lo rn etk ę, tudzież pełno potrzeb u su ­ k n i; z drugiaj strony kapelusik floransow y, rep an ty ery s p ro ­ stow ane, szal zgnieciony, na ręk u zaś był m elancholiczny w oreczek, k tó ry kiedy niekiedy w ydaw ał westchnienia.

Czoła miedziane do pobicia dachu są w zam ian za k a ­ mienne se rc a^ d s-Jjru k o w a n ia podw órza.

^

---pa * t 1

S i d ł a n o JS j^ n ite ałó w e k , i Jopata do kopania pod kim (S , B 1’ E . /* /

(43)

dołków je s t do zbycia ja k o niepotrzebne, bo już w łaściciel zrobił m ajątek.

Usta, które co innego mówią, a co innego m yślą, do najęcia każdego cz a su ; — dowiedzieć się można w domu pod lisim ogonem.

Ś m ie jm y się z głupich chociaż przewielebnych.

(Krasicki w Monomachji).

F R A S Z K I .

Pew ien użalał się, iż ta k je s t we w szystkiem nieszczę­ śliwy, że gdyby przypadkiem zo stał kapelusznikiem , toby ludzie um yślnie bez głów się ro d zili, byle on nie m ógł przedaw ać kapeluszów .

D łu żn ik niepow inien prędko uiszczać się z d łu g u , bo jego nazw isko d łu żn ik dowodzi, że długo nie oddaw ać może, i że to je s t daw ny zwyczaj, a zwyczaj nie ta k łatw o znisz­ czyć, ja k rozebrać kam ienicę.

T eraźn iejsza P olska nie do p o zn a n ia , ta k się zabudow ała.

Pszczoły z kw iatów , a tru tn ie z słodkich słów ek miód sobie ro b ią ; notabene nie mówi się tu o pszczołach dru k o ­ wanych, bo te znow u z abonam entu soki ciągną ')

(44)

K apitan nie pow inien się nigdy nudzić, bo ma zawsze kom panią.

W iększy zysk g rać w ielką rolę na świeeie, niż w ielką

rolę upraw iać na wsi.

S tro n y w sądach częstokroć ta k by w ają w yciągnięte ja k

n a sk rz y p c a c h ; nie je d n a pęknie w przódy, zanim p rz y j­ dzie do finału.

K iedy ku la uderzy w nogę, zaraz zrobi tego człow ie­ k a swoim imiennikiem, bo kulaw ym .

Poniew aż nie mówią ożonić się, tylko ożeni £ się, więc nie powinno się też mówić żona, ale że n a ; zdaje się że to imię będzie w łaściw sze, bo w małżeństw ie zw ykle je s t nie­ ja k a ż e n a , a przynajm niej mąż musi się żenow ać nim j a ­

kie głupstwo zrobi.

D ziś jed n y m głow ę zaw raca m agnetyzm a drugim m agna-

ty z m ; w obydw óch kończy się rzecz na m arzeniach.

K to ma N a liw k i w gardle, pewno buduje u tratę w k ie­ szeni ł)

O dpraw iły się tu wyścigi rew ersu z k a p ita łe m ; pierw szy w yścignął, a kap itał został.

’) Nalewki, ulica w W arszawie. U trata nazw a miejscowości tamże. P. W.

(45)

K obiety ta k lubią szale, ta k się szalami szeroko obwi- ja ją , iż w krótce całkiem oszaleją.

N iespraw iedliw ie o sk a rż ają ludy, iż na rząd p o w sta ją ; one przeciw nie pow stają na nierząd.

R e sta u ra to rn ia je s t dożywocie.

Ci, co m ają płacić, chw ytają się kalendarza dawnego stylu, bo zaw sze k ilk u n a stu dniami później oddają.

Pszenica dała w G dańsku na zapowiedzi. Daj Boże, ażeby ja k ie j przeszkody niebyło, to byśm y mieli złote we­ sele, a przynajm niej srebrne.

W L ondynie um yślnie zapew nie policya błota zam iatać nie każe, ażeby pospólstw o m iało czem na nią rz u c a ć ; z a ­ wsze to miękcej błotem d o sta ć , niżeli kamieniem.

W królestw ie polskiem lód je s t najszczęśliw szy, chociaż bowiem w szyscy po nim jeżdżą, nie znosi je d n ak bezkar­ nie więcej ciężarów niż m o ż e; a kiedy się wywozi za ro ­ gatk i w arszaw skie, lub kiedy na Wiśle do G dańska płynie, do żadnych o p ła t nie należy.

Żydzi szu ka ją a szukają ziemi obiecanej, i długo jeszcze będą oszukiw ać nim j ą znajdą.

(46)

K a le m b u r y . 42. Oby czaję l) dobre były. 43. Zła pani w ty m domu. 44. Sw ych oko lic nie widzi. 45. Po płynie do morza. 46. Je d z ser duszko. 47. Ju z im bryki postaw ały. 48. B ryka i koń.

49. 0 koło wrot zawadziłem. 50. K iedyż nam za bory powrócą.

C z ło w ie k b e z p ie n ię d z y .

Człowiek bez pieniędzy, je s t to ciało bez duszy, je s t trupem chodzącym, widmem obrzydliwem. Jego spotkanie je s t że b rząc e, jego obcowanie n u d n e , jego obecność cię­ żarem , gdy chce kogo odwiedzić nie znajduje go w domu. Skoro otw orzy u s ta , zdaje się, iż chce żądać pieniędzy. Jeżeli ża rtu je je s t niezgrabnym , opow iadając co je s t n ie ­ smacznym. G dy się okaże poważnym, posądzają go o pró­ żność; przybiera li postać skrom ną, m ają go za podłego. P otrzeba budzi go rano, sam otność oczekuje go wieczór, a nędza tow arzyszy mu wszędzie. K obiety pow iadają, że m a najgorszą fig u rę; mężczyźni, że słychać od niego j a ­ kieś zapow ietrzenie. K upcy mu nic na k re d y t nie dają. B ie­ dak ten żył nic nie u żyw szy; um iera bez pożałow ania, grze­ bią go z litości.

P rz e b ą k n ie n ie . Bajali dawniejsi Grecy Ze Jowisz Atłasa prosił ') Czaj, herbata. P. A.

(47)

By wziął świat na swoje plecy I przez chwilę go unosił.

A tlas Jow isza w yręczyf, Dźwigną! świat, ani się zmęczył. Lecz ten h a jd u k w zakład idę Musiałby nieraz krw ią rzygać, G dyby mu kazano dźwigać T eraźniejszą naszą biedę.

Upaść muszą i A tlasy, T ak są ciężkie teraz czasy.

A N E G D O T Y .

Pew ien m łody angielski panicz, powróciwszy z F ran cy i, opow iadał o wielu osobliwościach dworu francuzkiego k ró ­ lowi Wilhelmowi. Między innerai i to za szczególną rzecz przytoczył, iż król francuski miał sta rą k o c h a n k ę , a m ło­ dego m inistra. „T o pow inno ci być nauką m łodziku, rzekł W ilhelm, iż król francuski nie używ a ani je d n ej, ani drugiego."

Do pewnego jegomości przyszedł chłopiec od kraw ca, przyniósł mu suknie i rz e k ł: „proszę pana na piw o.“ — Jegom ość, k tó ry nic mu dać nie chciał, fu k n ą ł na niego: „co ty hultaju śmiesz mię prosić na piw o? a z kim że to ty masz do czynienia? — J a bym z tobą szedł na piw o!? P roś sobie takich, ja k iś sa m “ — i w ypchnął go za drzwi.

Skąpiec jed en nie chciał swej pięknej żonie spraw ić n o ­ wej sukni. — N a co ona rze cze : „albo mi spraw nową suknię, albo będę przym uszoną chodzić nago, a w tenczas może przecie niejedno serce do litości wzbudzę."

(48)

D O N I E S I E N I E .

W krótce wznowiona zostanie Rzeczpospolita B abińska ; ju ż nic nie b rakuje, tylko członków, prezesa i lokalu, a g ł u ­ pstw a zawsze się znajdą.

Ślimak, k tó ry jeszcze nieźle się czołga, i właśnie te ­ raz w górę się wybiera, chciałby z sobą zabrać k ilk a o s ó b ; koszt nie duży.

W czoraj ujęty został, — ale k to ? i czem był u ję ty t nie­ wiadomo.

A kuszer do odbierania facecyj, poleca się ciężarnym d o ­ wcipom , aby mu sw oje p łody pow ierzyć ra c z y ły .

Świeży tra n sp o rt m ały ch , praw dziw ych p ary sk ic h ka- prysików , dobrze zakonserw ow anych, p rzy b y ł dnia dzisiej­ szego ; je s t do sprzedania pod zn a k ie m : muszki w nosie.

Nie Ło dobre co dobre

,

lecz to co się komu podoba.

F R A S Z K I .

M usiała ziemia coś złego zbroić w ty c h czasach, bo j ą deszcz ustaw nie kropi.

W szystko rośnie na świecie, tylko ukłony coraz n iż­ sze się stają.

(49)

W szyscy ludzie są równi sobie, bo każdy ma dwa łokcie.

G dyby żydzi założyli m iasto, pew nie by w niem b yły zakazane szynki. (Ale w ieprzow e.)

Nie b y ły wczoraj damy w o g ro d zie! N ie bo nie łaskaw e.

J e s t to niemała sztu k a m i l e się uśm iechać; pieszemu trudno, w powozie łatw iej.

Ci którzy m ają złą spraw ę, rad ziby ustaw icznie kom en­ d e ro w a ć : „praw o w t y ł !“

Ja k n astaną jesienne b łota, to nowiny z trudnością do nas będą dochodzić, bo now m iarska ulica niew ybrukow ana.

W P oznaniu tylko w zimie w arta ') stoi, a innych cza­ sów nie.

G dyby ro k był rosołem , toby był ex tra smaczny, bo ma aż cztery pory w sobie.

I kobiety dzielą swe zdania na ary sto k ra ty cz n e i dem o­ kratyczne, bo je d n e chciałyby panow ać, a drugie, żeby b y ­ ły rzeczy pospolite ___________

(50)

Pew ien jegom ość zapatrzyw szy się na fum igacje, to je s t nakadzania siarczane, zakłada nakadzanie pochlebnicze, ztąd w ygodniejsze od pierw szych, że nietrzeba do niego jeździć, bo on sam z swojemi nakadzeniam i chodzi po panach.

Szczęście, że słonie nie zażyw ają tabaki, boby bardzo zdrożała, a wiadomo ja k ie m ają nosy.

D w a są rodzaje piesków : taxy m ałe i taxy d u że ; taxy m ałe podobają się kupującym , taxy duże sprzedającym .

N ic łatw iejszego ja k wystawić zam ki na lodzie, ale nic trudniejszego ja k dostać do nich kom ornika.

Gdyby nieszczęście z fabryk m ydlarzów pochodziło, to ­ b y je każdy mógł przeczuć zdaleka.

Momua uw ielbia sw oją drugą sylabę w szam panie, ale w sobie je s t mu p rzy k rą. Ćwik także n iekontent z tej sylaby.

Co to za szatan ten interes ? że w szyscy za interesem chodzą, każdy interes ma, z interesem przychodzi; dawniej człowiek sam odwiedzał bez interesu. Chyba, że teraz ta k się rozm nożył ten interes.

(51)

G dyby pożyczki nie m iały, w sobie litery R. toby na ś. Ja n w szyscy na takie ja g o d y chodzili.

S ą różne rodzaje rozwodów : jed en się rozwodzi z w y­ mową, drugi rozwodzi się z żoną. Ale podobno drugi w ię­ cej zyska.

P o c ią g m a g n e ty c z n y . L ubię rozsądek, lubię i przymiot}', Lubię talenta, um iejętność, cnoty. Lubię rozryw ki i zabaw y wszelkie, L ubię honory, dostojeństw a wielkie. Lubię przyjaciół ja k siebie samego, Lubię kochankę od czasu dawnego. Lecz najw yższe do złota czuję przyw iązanie, Bo za złoto kochane w szystkiego dostanie.

A N E G D O T Y .

Jeden p y ta ł się przyjaciela swojego, „jak się m asz? Żona zd ro w a? Dzieci czy się chow ają?" „ T a k , odpowie, ja k goście przyjdą wszystkie się za piec chow ają."

T łu s ty i brzuchaty G askończyk prosił pewnego pan a o w sparcie, dodając, że jeżeli mu odmówi, to w krótce z g ło ­ du um rze. — Pan rzecze do n iego: „przyjacielu! twój brzuch w ydaje cię oczywiście, że kłam iesz, abyś miał być biedny." A G askończyk nu to : „ten brzuch nie je st mój, gdyż za niego mojej gospodyni jeszcze winien jestem ."

(52)

Do jednego chudego poety przyszedł w ierzycie] i do­ pomina] się o sw oję naieżytość. Poeta m ając głowę nabitą sw oją trag ed ją zaw ołał n a w ierzyciela; „czego tu stoisz

w rogu?* — „Mości panie, — odpow iedział w ie r z y c ie l— j a

nie w rogu, lecz na środku pokoju sto ję.“

K alem bury.

51. P an i staro ścina kapustę do jadła. 52. Gra matka z karolkiem.

53. Sto kroćszczęśliwa kiedy je s t w ogrodzie. 54. Ze berka solić trzeba.

55. Ja gody lubię, a oko wy nie lubicie. 56. Paw la będzie gonit.

57. Suche dni m inęły. 58. Zła ta tarka.

59 W ym aluj pręd ko ściany. 60. Pan często chce u sługi. 61. Mech esów nie ma pięknych.

Powieść o naruszeniu.

D ługo Da biedę ludzką nieczufy,

Naruszał złodziej cudze szkatuły.

Szczęściem gd y sobie pomyślność ju ż tuszył, W zajem go także paraliż naruszył.

W zajem na wym ówka.

F rancuzi zaw sze są grzeczni, dowodzi tego n astępujące zdarzenie. M łody kat w ieszał po raz pierw szy złodzieja, a że nie wiedział dobrze ja k sobie ma prędko i zgrabnie postąpić, rzekł do złodzieja: „w ybacz panie, że cię ta k n u ­

(53)

dzę, bo po raz pierwszy dopiero wieszam." — Na to mu złodziej odpowie: „wybacz panie, że ci dopomódz nie mo­ gę, bo mię dopiero pierwszy raz wieszają."

O D W E T .

B ył na Podlasiu szlachcic nazwiskiem Monsiorowski. Ja­ kiś pan G ąsiorow ski zaadresował mu list: A Monsie Mon- sie Monsiorowski Szlachcic, który zawsze odbierał listy:

W. J . M. Panu etc. etc. rozumiał, że chciano z niego żar­ tować, na odwrót więc zaadresował do niego list: A G ą- sie Gąsie Gąsiorowski.

Z a g a d k a 1 .

Choć potrójne mam znaczenie, Przecie nazw iska nie zm ien ię: 1. Niosę w polu żyzne plony,

Gospodarz mną nagrodzony. 2. Bawię najczęściej w stolicy,

Tam się zjawiam, tam się płodzę I z ulicy do ulicy,

Najszybszym pędem przechodzę. 3. Nareszcie, k tó ż' mi nie przyzna Żem je s t słowo, żem je s t pole, Przytpm na scenie mężczyzna, Pan Żółkow ski gra mą rolę,

\

_________ N.

D O N I E S I E N I E .

Burka wcale nowa jest do odstąpienia dla zimnych figur a to każdego czasu.

(54)

Dw ie r u r y , k tóre niedawno tu przybyły, polecają s i ę : je d n a do barszczu, d ru g a do stołu.

Onegdaj znaleziono w ogrodzie słowo honoru i dwa p r z y ­

rzeczenia,p wszystko połam ane, ale zawsze piękne. K toby

w tem udowodnił w łasność sw oją, niech spiesznie po to p rzybyw a, bo ciężko słow a dotrzymać.

Nie bój się K asperku. . .

F R A S Z K I .

W P a ry ż u je s t ta k ostra cenzura, że nią można p ió ra tem perow ać.

T rz e b a iść w przódy płaszczyzną, nim się człek do gó ry dostanie.

L epsza dyeta urzędowa, niż dyeta przez doktora zapisana.

W iele można widzieć kobiet chodzących z zielonemi w o reczk am i; czyby ja k w parlam encie chciały kogo oskarżyć.

P ew ien lite ra t bardzo gładko przelew a p ło d y węgierskie n a polski ję zy k . E dycya zawsze je s t in qnarto, p ełno w niej

(55)

N adzieja powiada, że tem u prędzej sp ełn ią się nadzieje, kiedy kto dobrze nadzieje.

Człowiek piastuje u r z ą d ; dobrze by było , żeby urząd, ja k podrośnie, na starość p iastow ał człowieka.

P ó ty duet przyjacielski idzie dobrze, póki jedno z nich nie weźmie falsetto.

G dyby głupców nie było , zkądżeby się rozum ni b ra li? Je st to ź ró d ło niew yczerpane.

Je st to osobliwością w muzyce, że trio ozdobiło polo­ neza i trio mu zaszkodziło.

K to zdrów to m łody, kto nie winien to bogaty, kto wesół to nie sm utny.

O bskurantyzm zajął wszystkie w arsztaty szewskie, bo

w szystkie skór potrzebują

Jeżeli rum ieniec ma oznaczać zdrow ie, to d u k at j e s t n a j­ zdrow szy ze wszystkich pieniędzy, bo zawsze je s t czer­ wony złoty.

Jeden jegom ość chodzi z w ędką na su m y , ale nic złapać nie może, bo kapitaliści pozam ykali swoje sadzaw ki.

(56)

Dziwna rzecz, że Tarkwiniusz umizgał się do Lukrecyi, bo lukrecya nudna.

Niezawsze to jest prawdziwe przysłowie: „co ma wisieć, to nie utonie," bo właśnie kolczyk, który miał wisieć, one- gdaj utonął.

Chińczyk do Chinki może bezpiecznie powiedzieć: „ści­ skam nóżki pani,“ bo im zaraz po urodzeniu nóżęta ściskają.

Jest jedna kobieta w Warszawie, która bardzo wiele

znaczy, (to jest: bieliznę znaczy).

Często z dolnych ludzi mamy zdolnych.

Nietylko flfjderki w Gdańsku się poławiają, ale można je nawet i w Warszawie obaczyć, kiedy jest bioto.

Miesiąc niebieski przy końcu ma pełnię, a miesiąc pła­ tny przy początku; wielu pobierających pensye, radziby zamieniać słońce na miesiące; powiadają, że można się obejść bez słońca, bo w dzień i tak widać.

Najbićdniejszy człowiek niech tylko schwyci ręką za mur, zaraz trzym a kamienicę.

(57)

F ilu ty mogą w każdej godzinie w yjść z domu, ale naj­

częściej inaczej nie w ychodzą, ja k o szósty.

U w ażają, że pejsy są z tych sam ych stro n co i faw oryty.

Jasn a kalkulaeya.

Nie każdy praw dę lubi, więc lepiej pleść baje, Na praw dę się gniew ają, bajów n ik t nie łaje.

Szpic m łody i sta ry pudel.

W yrw aw szy się szpic m iody z pokojów imości, S potka! pudla starego, co ogryza! kości. Zdziwiony takim stanem biednego kam rata, S pyta się; „u jakiegoż bracie służysz k ata? „Mnie zawsze, abym nie chudł smaczne kąski dają, „Głaszczą mnie, pielęgnują, na sofie sadzają. „T y w ychudłeś, zgłodniały, obraz jaw n ej n ęd zy , „ Jak pozw any do sądu dłużnik bez pieniędzy.* „Rozumiem — rzecze p u d el: — jesteś faworytem „1 jam się też podobnym niegdyś cieszył bytem ; „G dy znikła młodość moja, zbrzydniała i p o s ta ć : „Musiałem z faw oryta dziś żebrakiem zostać.“ T ak i to hum or panów , służ im w iernie z młodu G dyś stary i bezsilny, pew no zdechniesz z głodu.

P I Ę Ć D N I .

G dy ją w pierwszy dzień ujrzałem Że kocham mówić nie śmiałem.

Nazajutrz ju ż byłem śmiały

(58)

Trteciego dnia ju z się pieszczę

Z je j rączętam i drżącemi, A czwarteno czulej jeszcze Złączyła swe u sta z memi.

Piątego nadeszła pora,

Ze zaślubiony zostałem, Lecz tegoż jeszcze wieczora D nia pierwszego żałowałem.

A N E G D O T Y

S zk la n k a w ody.

Mówi pan do c h ło p c a ; „przynieś szklankę wody dla te­ go gościa." Chłopiec wchodzi trzym ając szklankę wody w rę ­ ku. P an na niego, „w róć się hultaju, przynieś przecie na ta le r z u !“ Chłopiec się wrócił, w y lał wodę # a talerz, i niosąc mówił do siebie: „ciekaw y jestem ja k ten gość tę wodę z ta lerza w ypije."

Stare kazanie.

P ew ny kaznodzieja miał zwyczaj swoje kazanie o po­ p raw ie obyczajów bardzo często pow tarzać, ta k dalece, że się słuchaczom s p r z y k r z y ło ; w ysłali więc kilku pierw szych z swojej gminy do niego, aby im chciał kiedy inne k az a­ nie powiedzieć. N a co ksiądz odpow iedział: „Chętnie to uczynię, ja k ty lko inne życie prowadzić z e c h c e c ie /

K a le m b u r y . 62. Odważny Jan czarów się nie bał. 63. K lej noty powalał.

(59)

64. K wit nie na śty Ja n

65. Czy li piec byw a czasem chfodny.

66. W idziałem ja k owies siano — panow ie jedli. 67. Czy Pan to

Felkaju z niem a?

68. To mi to logiczny sens zaszkodził. 69. Po dole nas obchodzi.

70. Strażnik z celnikiem się dzieli p rzy rogatkach. 71. Magier ka pustę lubi.

72. Po no gachp anny B arbary przeszedł. 73. Ma ce berek soli, choć m u nie wolno.

D O N I E S I E N I A .

W ym knęło się tu w estchnienie, a że je s t bez adresu, więc będzie się zapew ne błąkać po W arszawie. K toby je tedy nap o tk ał, niech raczy zaprow adzić do w łaścicielki, któ ra na nie wieczór w aleach oczekiw ać nie omieszka.

Świadectwo o dwóch stronach, i kred a, k tó ra dubeltowo pisze, je s t do kupienia każdego czasu.

Św ieży assortym ent wody do w ina, k tó ry codzień p rz y ­ byw a, znajd u je się w każdej pompie.

O S T R Z E Ż E N I E .

Chociaż teraz mamy cugi i zimna, je d n a k ostrzega się, aby nie zaty k ać uszów baw ełną, bo może być w niej p rz y ­ padkiem praw da zaw inięta; a ja k się ona raz do uszów

(60)

De guatibus non est. . . .

F R A S Z K I .

N ic nie dać bićdnem u, tylko go zbyć grzecznością, to je s t ekonoinja polityczna.

B ajki to są, ja k o b y ziemia m iała się o b ra c a ć ; bo gd y ­ by się obróciła, toby ci, co są na górze, pospadali na dół, a inni znowu poszliby w górę.

W ąsik i chcą się przenieść gdzie indziej, bo są między dwoma monopoliami umieszczone.

Czyli czasem pewien mąż nie daje kursu astronom ji swej żonie? — gdyż je j często zn a k i niebieskie pod oczy­ ma robi.

Mimo żałoby, je d n a k testam ent je s t najkom iczniejszą sz tu k ą , bo zawsze sukcesorom spraw ia ja k ą ś rozryw kę. Chybaby nic się po zmarłym nie zostało.

Pew ien jegom ość k tó ry p ragnie krzyż dostać, ustaw icz­ nie chodzi krzyżow ą drogą, myśląc że tym sposobem p r ę ­ dzej go z ła p ie ; ale dotąd go niema i nie dostanie, póki nie pójdzie drogą prostą.

C i, któ rzy kobietom robią atencje, są ateńczykow ie;

(61)

P óki morze m orzem , póty F ra n c y a o b rak Delfinów lękać się nie powinna.

Zw ykle mówią, że uczeni gotują się na to lub na owo, ale czasem nie dogotują się, i dla tego mamy wielu niedo-

warzonych.

Co się stało ? D aw niej bale byw ały po pałacach, a teraz smutnie leżą sobie n ad W isłą.

P oniew aż w arch itek tu rze nad pięć porządków być n ie może, przeto sły ch ać, że w prow adzą szósty nieporządek.

M łyn y wietrzne zagęszczają się w sto licy ; coraz więcej

widzimy ta k ich m łynarzów , k tó rzy w iatrem żyją.

We F ra n c y i ed u k acy a ta k je s t rozszerzona, że naw et chłopi po francusku mówią.

W k alendarzu tegorocznym najlepszą rzecz opuszczono, bo kassę je n e ra ln ą .

Ziemia także sobie kradnie lata, nie można wiedzieć z pew nością, w iele ich ma.

P an n y co za każdym razem d yg n ą ć lubią, są d y g n ita r k i; a te które noszą zbyt długie su k n ie, są ogonatki.

') Delfin, następca tronu franc.

(62)

B rzęcząca m oneta nie zawsze brzęczy, umie ona i cicho się w ykradać.

U bodzy chw alą rum fordzką z u p ę , ale radziby, żeby w ynaleziono także i rum fordzką pieczeń.

M ieszkańce sta ry c h dworeczków , przez szpary p atrz ą n a ludzi, a kam ieniczniki przez szkło.

Żydki bardzo są tk liw e ; kiedy cebulę jedzą, to zaraz płaczą.

Cnota m usiała być niezm iernie sta ra dam a, bo w szyscy ją pow ażają tylko, a n ik t je j nie chce.

Jeśli kto komu kością w g ard le stoi, to niech go prze­ pchnie sk ó rk ą razowego chleba.

D latego rodzice każą uczyć córki tańcow ać, żeby one potem u czyły mężów.

N ietylko teraz worki i kieszenie są próżne, ale naw et i kobiety.

N iew ielka to musi być rzecz m ęztw o, kiedy się nie u je d n eg o w gębie zm ieści.

(63)

MOMTTS.

( T I ó m a c z e n i e).

Momus syn Snu i N ocy, Bożek żartu, zajm ow ał się je d y n ie roztrząsaniem czynności bogów i ludzi, w yrzucając im śm iato ich w ady. Jego ustaw iczne przycinki sp raw iły , że go wygnano z nieba. N eptun gd y stw orzył byka, W ul­ kan c z ło w ie k a; a Minerwa gdy w ystaw iła d o m , Momus w yszydził ich w szystko t r o j e ; — N eptuna za to, że nie dał bykow i rogów p rz y oczach, żeby napastow any mógł z większą pew nością u d erz ać, a przynajm niej przy k a rk u , aby ciosy b y ły siln ie jsz e ; — Minerwę za to, że nie zrobiła swego domu ruchom ym , by go w potrzebie przenieść można b yło z miejsca na miejsce, gd y b y złemi sąsiadam i b y ł oto­ czonym ; — W ulkana zaś, że nie w staw ił szybki do serca człowieka, ażeby można było przejrzeć najskrytsze jego tajniki.

T enże Momus, widząc liczbę bogów coraz bardziej w zra­ stającą, żalił się, że niektórzy z pom iędzy nich nie p rze­ stając na tem, że sami zostali w yniesieni na ta k w ysoką godność, zostając z ludzi bożkam i, chcieli także ubóstwić swoich służących i swoje służące. W yobrażają Momusa odsłaniającego tw arz m aską okrytą, w ręku trzym a b e r ło ; to berło je s t z głów ką pow leczoną kapturkiem centkow anym różnem i farbam i, a p rzy nim małe dzw oneczki.

B ada dla grzeszników.

K to za grzechy nieskończone, Chce uniknąć piekieł grom u, Niech tylko pojm ie zlą żonę A będzie miał piekło w domu.

(64)

A negdoty.

Profesor i Osioł.

Pew ien profesor we W łoszech, k tó ry daleko mieszkał, m iał zwyczaj na ośle jeździć do szkoły. Zachorow awszy p o s ła ł karte cz k ę z doniesieniem, że dziś lekcyi daw ać nie będzie.

„H a! kiedy t a k “ , odezw ał się je d en z uczniów „to ju ż osioł nie p rzy jd z ie".

P artero w y kapelusz.

P ew na imość będąc w te atrze na gaieryi, d o stała z p a r ­ te ru kapelusz.

KRĘDYT.

Do jednego gospodarza, k tó ry ty siąc złotych rocznie opłaca, rz e k ł pewien b a ła m u t: „czy nie mógłbyś mi w aćpan skredytow ać teg o , co j a dziś najadłem i napiłem ? “ — „Czemuż n ie“ odpowie gospodarz, „z całego serca, tylk o mi proszę powiedzieć swoje nazw isko11. Bałam ut nazw isko wymienił, a on napisał na tablicy, k tó ra n a widocznem w isiała m iejscu, mówiąc p o tem : „żeby zaś p anu nie było przykro, że jego imię je s t na samym widoku, te d y proszę n iech pan zdejmie płaszcz, a j a nim zak ry ję tablicę d o p ó ty , dopóki pan nie zapłacisz."

(65)

K alem bury.

76. Jak ie to Polki piękne! 77. Rum ianek w ypił.

78. Rad cy ganić pew ną sprawę, to strach. 79. Wy pustki macie tam gdzie kieszenie. 80. N ajmniejsza szkoda miewa do sta tek. 81. Śniło m u się na Jaw ie (w yspa Jaw a). 82. K to panie Ma krocie je s t wesóf? 83. W każdym pokoju zamknął po dwoje. 84. Drogo praw a nabył.

85. Da leki aptekarz. 86. So litery do sprzedania.

87. Ja worem się od deszczu zasłoniłem. 88. Męża osła biła.

89. Co zobaczy za ra tuszem kreśli.

S Z A R A D A (4).

Pierwsze je s t rzeki nazwanie, D rupe oznacza daw anie,

Wszystko zaś służy

Do prędkiej podróży.

Kto mocniejszy, ten lepszy.

F R A S Z K I .

W L ondynie zaw sze lud trzym a się swojej ulubionej zabaw y, to je s t kułaków . P arlam ent zaś zajął się m aryaszem. P rz y rozdaw aniu kart, je d n ej stronie dostała sig maść w inna a drugiej same m atedory.

(66)

D wa duchy są czasu teraźniejszego, je d en chce zawsze b ra ć a drugi nie chce nic dać.

Ja k m iłość niem a być lekka, kiedy je j k rólow a dwoma tylk o jeździ gołąbkam i.

G dyby w ojna nosiła pierścionki, to b y sobie pow inna kazać krw aw nik opraw ić.

W ielu dziś i w różnych sposobach rzuciło się do cen­ zury, a chociaż pism nie mażą, to p rz e k re śla ją co innego. I tak: jednem u odm azano p a rę dukatów z pensyi, — temu k ilk a la t życia odcięto,— owemu zmazano kilku la t za słu g ę ; najnieszczęśliw sze w tej m ierze są kupieckie reje stra, bo te czasem całkiem zawieszają.

K ule są z ołow iu lane, i d rukarskie litery ta k ż e ; dla tego też zapew ne oboje wojują. P ierw sza zabija, drugie gry zą tylko.

Najlepiej je s t łgarzom pow ierzyć tajem nicę, bo choć j ą w yplotą, to im n ik t nie uw ierzy.

Dawniej widziano ty lk o żupany z fałszem , a teraz b y ­ w ają i se rc a ; a gdzie był p a s teraz je s t pasz.

W ezuwiusz ta k dod ał ognia, że się aż włoszczyzna z a ­ gotow ała.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pierwsze jest rzeki nazwanie t Drugie oznacza daw anie, W szystko zaś służy, Do prędkiej

Nie tylko fląderki w Gdańsku się poławiają, a- J.e można je nawet i w Warszawie obaczyc, kiedy jest błoto,.. Miesiąc niebieski przy końcu ma p ełn ię, a

[r]

Porw ał go natychmiast nasz papież za raimę, zaprowadził do K^omissarza i chciał żeby został u- karany?. „Nacoć rozdarł

[r]

[r]

tJltfarojaliści PFfJtory

Simie zepsutym wieku my przynajmniej kochany, przy jaćielu starajmy się clochowac nieskarzytelnej, przodkow naszych cnoty — B,jdź zatem łaskaw i racz przybyć