• Nie Znaleziono Wyników

PRZYCZYNEK DO ANTROPOLO­GII LUDNOŚCI ZIEM DAWNEJ - POLSKI.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "PRZYCZYNEK DO ANTROPOLO­GII LUDNOŚCI ZIEM DAWNEJ - POLSKI."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JsTe. 21 (1 5 6 4 ). W arszaw a, dnia 26 m aja 1912 r, T o m X X X I .

PREN U M ERA TA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W Warszawie: roczn ic rb. 8, kwartalnie rb. 2.

Z przesyłką pocztową roczn ie rb. 10, p ółr. rb. 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d a k c y i „ W sz e c h św ia ta " i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r ­ n ia ch w kraju i za g ra n icą .

R edaktor „W szech św iata'4 p rzyjm uje ze sprawami redakcyjnem i co d zien n ie od god zin y 6 d o 8 w ieczorem w lokalu red ak cyi.

A d r es R ed a k c y i: W S P Ó L N A Jsfk 37. T elefon u 83-14.

P R Z Y C Z Y N E K DO A N T R O P O L O ­ GII L U D N O Ś C I ZIEM D A W N E J

- POLSKI.

(J a n C zek an ow sk i. B e itr a g e zur A n th ro p o lo g ie Von P o le n , A rch iv fiir A n th ro p o lo g ie, 1911,

Str. 187 — . 195).

Antropologię w dzisiejszem tego słowa znaczeniu uważać m usim y za naukę mło­

dą; stworzył j ą wiek XVIII, a silniej za­

częła się ona rozwijać dopiero w kilku ostatnich dziesięcioleciach. Nic więc dzi­

wnego, że w Polsce, do której wszystkie prądy nurtu jące w zachodniej Europie przybijają znacznie później niż gdziein­

dziej, antropologia stoi jeszcze na b a r ­ dzo niskim stopniu rozwoju. Najsilniej stosunkowo rozwinęła się u nas część jej, rozpatrująca stosunki rasowe wśród ludu polskiego, część nosząca nazwę a n ­ tropografii. J ed nak i ona nie wyszła jeszcze daleko poza stadyum gromadze­

nia surowego materyału. Syntetycznego jego opracowania do ostatnich czasów nie było i dopiero wyżej przytoczona roz­

prawa p. J. Czekanowskiego j e s t pierw­

szą podobną próbą. Bez względu na to,

I czy wnioski, do których p. Czekanowski w niej dochodzi, są słuszne czy nie, za­

sługą jego je st to, żeo n pierwszy, zbroj­

ny w zachodnio-europejskie środki nauko­

we, stara się rzucić promień światła na nieprzejrzane ciemności, w ja k ich pogrą- żona je s t antropografia polska.

Kraje Europy zachodniej poszczycić się już teraz mogą wielką ilością pomia­

rów antropometrycznych, przeprowadzo­

nych przez liczną rzeszę uczonych we wszystkich, chociażby najgłębszych jej zakątkach. Na podstawie tego ogromne­

go m ateryału stworzono tam, opartą rze­

czywiście na silnych podstawach, teoryę o zamieszkaniu Europy przez trzy głó­

wne rasy: północnego, jasnego, wysokie­

go długoglowca, środkowo-europejskiego, średnio wysokiego, ciemnego krótkogłow- ca, i południowego, niskiego, czarnego długogłowca. W szystkie inne typy r a ­ sowe, z których złożone są poszczególne narody, Niemcy, Francuzi, Hiszpanie, A n ­ glicy czy inni, są jedynie wytworem mie­

szania się i wzajemnego wpływania na

siebie tych trzech ras zasadniczych. Cała

historya Europy zachodniej j e s t — ja k

wyrażali się niektórzy antropologowie —

jedynie historyą mieszania się trzech

(2)

372 W SZECH SW IAT JNB

21

wspomnianych pierw iastków rasowych.

Od ilości każdego z nich w poszczególnym narodzie zależy jego charakter, jego te m ­ p eram ent a tem sam em i jego historya.

Wnioski podobne, do k tórych nauka do­

szła w yłącznie tylko n a podstaw ie ze­

branego m ateryału w zachodnich k rajach Europy rozciągano także i na wschodnią je j połowę. Działo się tu taj podobnie ja k niegdyś w geologii, kiedy to sądzo­

no, że uszeregowanie w arstw w sk oru ­ pie ziemskiej, jakie odkryto w krajach zachodnich, musi znaleść analogię nie- tylko we wschodniej Europie, ale także w innych częściach globu ziemskiego.

Gdy jed n ak zaczęto przeprowadzać b a d a ­ nia n a całej k uli ziemskiej, przekonano się, że w ty m pierw otnym schemacie dla Europy zachodniej, chcąc go zastosować i w innych częściach św iata trzeba prze­

prowadzić liczne uzupełnienia. Podobnie rzecz się ma w antropologii. Zanim za­

stosujem y naukę o trzech rasach i do wschodniej Europy, musimy poddać ją surowej krytyce. Podobną k ry ty k ę prze­

prowadził we wspomnianej rozprawce p. Czekanowski, dochodząc do ciekawego wniosku, że ju ż n aw et na zachodnich krań cach Polski n au k a o trzech rasach nie może znaleść uzasadnionego zastoso­

wania.

Idąc za Czekanowskim weźmy za przykład stosunki rasowe, jak ie istnieją w pow. płońskim gub. płockiej. Średni wzrost według L. Rutkowskiego !) w y ­ nosi 1 6 7 cm. Co do barw y włosów, to przewagę nad zupełnie ciemnemi ( l 5 , 5 ° / 0)

m ają włosy ja sn e ( 3 2 ,5 ° / 0), nielicząc t y ­ pu pośredniego. W edług teoryi trzech ras połączenie dw u w spom nianych zn a­

mion: wysokiego wzrostu i ja sn y ch wło­

sów wskazywałoby, że mamy przed sobą przedstawicieli ra s y północnej. Temu wnioskowi sprzeciwia się je d n a k całko­

wicie wskaźnik czaszkowy 8 1 ,7 4 dowo­

dzący, że ludność pow iatu płońskiego je s t krótkogłowa, gdy tym czasem rasa

:) R u tk o w s k i L e o n . C h a ra k tery sty k a a n tr o ­ p o lo g ic z n a lu d n o śc i p ło ń sk ie g o . (M a tery a ły an*

trop. arch. Tom V. 1901. S tr. (3)—(30)).

północna je s t wybitnie długogłowa. Dla mieszkańców pow. płońskiego niema więc miejsca w teoryi trójrasowej, co w ska­

zuje, że w stosunku do tych okolic po­

dział ten zastosowany być nie może, że tu taj istnieją zupełnie inne stosunki r a ­ sowe aniżeli w zachodnich krajach E uro­

py. Do podobnego wniosku doprowadza nas i rozpatrzenie cech antropologicz­

nych ludności pow. opatowskiego gub.

radomskiej *). Według wskaźnika czasz­

kowego (83,2) i barw y włosów (66,2°/0 ciemnych a 33,7% Jasny ch) uważaćby ją można za należącą najprędzej do r a ­ sy środkowo - europejskiego krótkogłow- ca. Takiemu jednak jej sklasyfikowaniu stoi na przeszkodzie bardzo niski wzrost 161 cm, gdyż wzrost rasy krótkogłowej wynosi około 165 cm. Według teoryi trze ch ras nie możnaby naw et w ytłum a­

czyć dziwnego połączenia cech rasowych ludności wspomnianych okolic przez zmie­

szanie się dwu zasadniczych typów. Gdy­

byśm y bowiem przyjęli, że nastąpiło tam zetknięcie się rasy środkowo-europejskiej i południowej, odznaczającej się rzeczy­

wiście bardzo nizkim wzrostem, to w ta>- kim razie niewytłumaczonąby pozostała dość silna przymieszka jasnych włosów, gdyż obie wspomniane rasy m ają włosy i oczy wybitnie ciemne. Nienadającem się do przyjęcia je s t również przypusz­

czenie, że m amy tu do czynienia z mie­

szaniną rasy północnej i środkowo-euro- pejskiej, gdyż w takim razie nie znale­

źlibyśmy odpowiedzi na pytanie, dlacze­

go ludność pow. opatowskiego je s t ta k nizkiego wzrostu. Tutaj więc również panują zupełnie inne stosunki rasowe aniżeli w Europie zachodniej. Do po­

dobnego wniosku doszlibyśmy, ro zpatru ­ ją c w analogiczny sposób wszystkie inne dane, zebrane do antropologii ludności ziem polskich. Przekonalibyśmy się wów­

czas, że muszą istnieć tutaj pewne typy rasowe, których w Europie zachodniej nadarem niebyśm y szukali. P. Czekanow-

i) D r. W ł. O lech n o w icz. C h a ra k tery sty k a a n tro p o lo g iczn a lu d n o ści p o w . o p a to w sk ie g o gub.

r ad om sk iej. M a tery a ły antr. a rch eo lo g iczn e. T.

I I . K ra k ó w 1897. Str. (1)—(31).

(3)

JMó 21 W SZECHSW IAT 373

ski stara się więc w dalszym ciągu swej rozprawy typy te wykryć i s c h a ra k te ry ­ zować. Dochodzi do wniosku, że na wy­

tworzenie się tych stosunków rasowych, jakie obecnie istnieją na ziemiach da­

wnej Polski, złożyło się zmieszanie ze sobą czterech głównych typów. C harak­

te ry sty k ę podaje najlepiej załączona ni­

żej tabelka: Ł)

>5 G s L'—

00

ĆO a cd

Ci o

o 1 g g

© 00

•iHO rH CO

00 rH

1 S

5- a

o -S aw© o 5

<MO r—< — 85

g |

© 1 o- 05

.£ N O 00 C irH lOf—1 t—

i s

1

rf

o <M

9 T*S £ co

CD 00

i S:

g S

OGL a o ° "E rH i

a ^ | <55

□o a T—1 00 ID

O a3

,r-s zorH 00 rH

T i 55

ao

2 CG© ot>“

- 78

i 1

oa rS

© 7

$ I> lO

O 1

CGc3 ‘3 l>

•r-5

,-

h

>> £

> O

O %

% -o

-CG

O£ -o

-CGo O

r *

M b o O

u

‘O* *

CDaN £nS

©

caN

cgO -o

NO.

O

O a ai

& M N

co M

CG

ai aS •+3CG ©• ©*

Es Es o <a *

U. N 03 •r-1

a

PQ Cg

w £ £

CO ci

£

Nowy ten — ustanowiony przez d-ra Czekanowskiego — schemat typów raso­

wych Europy wschodniej musimy przed przyjęciem go poddać podobnej krytyce, ja k ąśm y przeprowadzili na zachodnio­

europejskim systemie trójrasowym. Fi­

zyczna ch ara k tery sty k a Ukraińców w e­

dług badań d-ra Talko - Hryncewicza 2)

1) W ta b e lc e podaję w e d łu g szerszeg o s c h e ­ m a tu C zek a n o w sk ieg o j e d y n ie n a jw a żn iejsze c e ­ c h y a n tro p o m etry czn e.

2) D r. J . T a lk o -H r y n c e w ic z . C h a r a k te r y sty ­ ka fiz y c z n a lu d u u k ra iń sk ieg o . Z biór w ia d o m o ­ śc i do antrop. kraj. Tom X IV . K ra k ó w 1890.

S tr. (1) — (61).

p rzed staw ia się tak: wzrost 1 6 7 cm wskaźnik czaszkowy 8 3 ,2 , co do barw y zaś włosów i oczów razem złączonych, to trafia się wśród ludu ukraińskiego 3 3 , 1 #

typu jasnego, 4 5 , 6 $ typu zmieszanego,

a 2 0 ,3 °/0 typu ciemnego. Wychodząc

z założenia, że najstalszą cechą rasową, ulegającą w skutek obcych przymieszek najmniejszym zboczeniom, je s t wskaźnik czaszkowy, przyjąć musimy, że ludność wspomnianych okolic ze względu na swą fizyczną budowę najlepiej podpada pod typ

y

, za czem przemawia również i jej wzrost dość wysoki. Jed n ak nie przed­

stawia ona jakiegoś typu zupełnie czy­

stego, lecz musiała wytworzyć się przez zmieszanie dwu różnych typów. Typ

y

w skutek przymieszek jakichś obcych pierwiastków został w ten sposób zmo­

dyfikowany, że wskaźnik jego zmniejszył się o 0,8, wzrost co najmniej o trzy cen­

tym etry, barwa zaś włosów uległa b ar­

dzo silnej zmianie pod wpływem przy­

mieszki typu ciemnego. Wytłumaczenia tej tak silnej modyfikacyi typu

y

nie zn aj­

dujemy w schemacie Czekanowskiego ras wschodniej Europy. Gdy bowiem p rzy j­

miemy, że na obniżenie się wzrostu U k ra ­ ińców wpłynęła przymieszka typu p, to niewytłumaczone pozostanie pochodzenie u nich ciemnych włosów i oczów. Gdy znowu dla zrozumienia proweniencyi t y ­ pu ciemnego wśród ludu ukraińskiego przyjmiemy, że mamy przed sobą mie­

szaninę rasy ? i §, to zagadką będzie przyczyna obniżenia się wzrostu, gdyż ta k jed en ja k i drugi typ odznacza się wzrostem bardzo wysokim. Widzimy więc, że dla wytłumaczenia właściwości rasowych ludu ukraińskiego nie daje nam odpowiedzi schemat p. Czekanow­

skiego, co je st najlepszym dowodem, że właściwych czystych typów rasowych ten badacz nie zdołał wykryć dotych­

czas.

Do takiego samego wniosku doprowa­

dza nas rozpatrzenie właściwości fizycz­

nych górali ruskich zbadanych niegdyś przez Kopernickiego 1). Zupełnie także

!) D r. I. K op ern ick i. C h a ra k tery sty k a f iz y ­

czna g ó ra li ruskich. Z biór w iad om . do antr

kraj. T om X I I I , 1889. S tr. (1)—(54).

(4)

374 W SZECHŚW IAT 21

niejasnym pozostałby typ antropologicz­

ny Hucułów, zbadany znakomicie przez uczonego ukraińskiego E. W ow ka 1).

Wzrost tych ostatnich wynosi 169 cm, w skaźnik czaszkowy 84,7, co do barw y zaś włosów i oczów to trafia się wśród Hucułów 6 °/0 typu jasnego, l i °/0 typu mieszanego, a aż 84,7°/0 ty p u ciemnego.

Zestawienie tych danych wskazuje, że m amy tutaj do czynienia z przed staw i­

cielami rasy czystej, niezmieszanej. T y m ­ czasem dla niej niem a m iejsca w sch e­

macie d-ra Czekanowskiego. Najprędzej podciągnąćby j ą można pod ty p 8 , je d n ak dla niego p. Czekanowski w ym aga w sk aź­

nika czaszkowego 86—87, jakiego Huculi w ykazać nie mogą. Huculi więc jako rasa zupełnie niemal niezmieszana dają najlepszy dowód, że ustanow ienia dla Europy wschodniej wspomnianych wyżej czystych a głów nych typów rasowych p. Czekanowski nie oparł n a silnej pod­

stawie, odpornej dla każdej, chociażby najostrzejszej k ryty k i.

Przyznać je d n a k należy, że w niek tó ­ rych okolicach Polski sch em at Czeka­

nowskiego może mimo wszystko znaleść zastosowanie. W eźm y za przykład lud­

ność gub. warszawskiej 2), lubelskiej a)

Wzrost

B a r w a w ło s . i o czó w W ska- źn ik c z a sz ­ k o w y ja s n y Typ Typ

m iesz.

Typ ciem .

Gub. w a rsza w . 164 cm 20 o|0 62 o|0 i— > 00 0 0 80,8

Gub, lu b elsk a 165 cm 00 O O OLO O

_

O 20 o|0 82,7

m. O lita (L itw a) 163

B a rw a w ło s ó w 33,3°|0 66,6 °|0 82,2

F . W o w k . A n tr o p o m e tr y c z n i d o s lid y ukra- in śk o h o n a sełen ja H a ły c z y n i, B u k o w in i i TJhor- s z c z y n i. T ip i H u c u liw (12 tąb lio i m apa h u cu ł- sz c z y z n y ). M a teria ły do uk rain śk o-ru śk oj e tn o lo ­ g ii. T om X , 1908.

P a tr z ta k ż e sp ra w o zd a n ie p. J a n u sza w e W s z e c h ś w i e c ie ..

2) A, A. Iw a n o w s k ij. Ob a n tr o p o łó g ic z e sk o m so s ta w ie n a sie le n ja B o s s ii. I z w ie s t j a im p . Obi sz c z e s tw a lu b ite le j je s te s tw o z n a n ja , a n tro p o ło g ii i e tn o g r a fii. A n tr o p o ło g ic z e sk ij o td ie ł. T . XX1T.

M osk w a 1904.

8) Ib id em .

i m iasta Olity na Litwie *). Najgłówniej­

szą ich charakterystykę podaje załączona wyżej tabelka:

W edług wskaźnika czaszkowego i n i­

skiego wzrostu ludność wspomnianych okolic podpada pod typ (3. Typ ten zo­

stał tam jednakże nieco zmieniony przez nieznaczne zwiększenie wzrostu i p rzy ­ mieszkę dość naw et wielką oczów i wło­

sów ciemnych. Tę modyfikacyę czyste­

go typu p łatwo możemy wyjaśnić zapo­

mocą schematu p. Czekanowskiego, przy- jąw szy, że zmianę tę wywołał typ 8 , od­

znaczający się właśnie ciemnym kolorem włosów i oczów, jako też wysokim wzro­

stem. W podobny sposób możnaby w y ­ ja śnić jeszcze stosunki rasowe i w in­

nych częściach Polski. Przytem zauw a­

żyć się daje jed n ak pewien ciekawy fakt, mianowicie, że dla zrozumienia pochodze­

nia ja k ie jś mieszaniny rasowej wchodzi w rachubę zawsze tylko typ p i 8, cza­

sem także i a, nigdy zaś y. Je s t to n a j­

lepszym dowodem tego, że typ 7 jako zupełnie czysty nigdzie nie istnieje, że je s t on wytworem jedynie zmieszania się typów p i 8 . Ze schem atu czystych t y ­ pów Czekanowskiego należy więc dla ścisłości wykreślić bezwarunkowo typ y;

pozostałby więc jedynie typ a, odpowia­

dający północnemu długogłowcowi w za­

chodnio - europejskim systemie trójraso- wym, jako też typ p i 8 . Jednak i w tym uproszczonym schemacie p. Czekanow­

skiego należy przeprowadzić pew ną po­

prawkę;—chodzi tu o typ 8 . J a k zazna­

cza sam dr. Czekanowski, odpowiada on rasie dynarskiej. Z pomiędzy ludów, mie­

szkających na ziemiach dawnej Polski, do tej rasy zaliczyć wypada przedewszy­

stkiem Hucułów. C i — ja k wyżej wspo­

mniałem — zachowali zupełną czystość rasy i dlatego ich ch ara k tery sty k a je s t zarazem ch arak tery sty k ą typu 8 . Odzna­

cza się on więc w edług tego wysokim wzrostem, ciemnemi włosami i oczami, jak o też wskaźnikiem czaszkowym 84 —

1) D r. W ład. O lech n o w icz. C h a ra k tery sty k a an tro p o lo g iczn a L itw in ó w o k o lic m. O lity . Zbiór w iad . do antr. kraj. T. X V I I I , 1895 r.

S tr . (47)— (76).

(5)

M 21 W SZECH SW IAT 375

85, nie zaś—ja k tego żąda p. Czekanow- ski— 86— 87.

Po ta k przeprowadzonem uproszczeniu schematu p. Czekanowskiego przyjąć n a ­ leży, że ludność ziem dawnej Polski, po­

minąwszy nieznaczną przymieszkę pół­

nocnego wysokiego dlugogłowca, składa się z dwu głównych typów: jeden to ni- zki (161— 163) cm nieznacznie krótkogłowy (subbrachycefaliczny) o ciemno - blond włosach i siwych oczach, drugi to wyso­

ki (170 cm), ciemny krótkogłowiec i to krótkogłowiec w bardzo silnym stopniu (brachycefalia). Przyjęcie istnienia tych dwu typów je s t kluczem do rozwiązania pochodzenia wszelkiej mieszaniny raso­

wej we wschodniej Europie i to nietylko w tych okolicach, w których odpowiedź nam daje schem at p. Czekanowskiego, ale i w tych, w których ten ostatni nie daje się w żaden sposób zastosować.

Weźmy dla przykładu chociażby cytowa­

nych wyżej U kraińców d-ra Talko-Hryn- cewicza. Fizyczna ch arak tery styk a ich brzmi: Wzrost 167 cm, wskaźnik czasz­

kowy 83,2, typu jasnego 3 3 ,l0/0, miesza­

nego 45,6°|0, ciemnego 20,3°|0. Przewaga typu mieszanego nad obu typami czy- stemi wskazuje, że mamy tu do czynie­

nia z ra s ą silnie zmieszaną. Według w skaźnika czaszkowego i dość wysokie­

go wzrostu przyjąć musimy, że osnową tej mieszaniny j e s t typ dynarski. Z nim zetknął się typ p Czekanowskiego, powo­

dując obniżenie się jego wzrostu i przy­

mieszkę ja sn y ch włosów i oczów; taki wpływ typu p a nie inny jest dla nas zupełnie zrozumiały, zważywszy, że od­

znacza się on właśnie nizkim wzrostem jak o też jasnem i włosami i oczami.

Podział Słowian na wspomniane wyżej dwa główne typy wprowadził pierwszy raz prof. Hamy. W dzisiejszym stanie ba­

dań antropologicznych w Europie wschod­

niej znajduje on pełne zastosowanie, co miałem sposobność sprawdzić szczególnie na ludności ziem ruskich. Za jego po­

mocą wszelkie mieszaniny rasowe są ła­

two zrozumiałe i dlatego j a k dotychczas on przedewszystkiem a nie zachodnio­

europejski podział trójrasow y lub sche­

mat p. Czekanowskiego powinien mieć

prawo obywatelstwa w nauce wschodnio­

europejskiej.

Nieuznając typów p. Czekanowskiego, nie będziemy się też zajmowali ich ro z ­ mieszczeniem. Słów tylko parę poświęci­

my wzrostowi w Królestwie Polskiem przedewszystkiem dlatego, że p. Cz. po­

daje tu nowy m ateryał i że załączona przez niego mapka rozmieszczenia tegoż je st rzeczywiście świetnie i przejrzyście nakreślona. Gdy j ą przeglądamy, zwraca naszę uwagę przedewszystkiem rozmiesz­

czenie wzrostu niskiego; ciekawe je s t tu ­ taj to, że wielki wpływ na rozsiedlenie tegoż wywarły rzeki, na tej mapce w zro­

stu wyraźnie zaznaczył się bieg Wisły, Bugu, Pilicy, W arty a n aw et i Wieprza, co je s t znamiennym dowodem, ja k ą wiel­

ką rolę jako czynniki antropogeograficz- ne odgrywały rzeki w kraju nizinnym.

Biorąc pod uwagę, że wzrost je st b a r ­ dzo ważną cechą rasową, możemy w e­

dług rozmieszczenia tegoż nabrać poję­

cia i o rozsiedleniu jakiejś rasy. Na ma­

pie p. Czekanowskiego niski wzrost sil­

nie występuje szczególnie w środkowej części Królestwa Polskiego, co je st do­

wodem, że tam w najczystszej swej for­

mie zachował się typ p, nazw any przez prof. Hamyego północno-słowiańskim. Od północnego zachodu wdarł się wysoki długogłowiec, od południowego zaś wscho­

du ciemny krótkogłowiec rasy dynarskiej, pozostawiając — ta k jeden ja k i drugi — silny wpływ w formie zwiększonego wzro­

stu, dobrze zaznaczonego na mapie p.

Czekanowskiego.

Stosunki rasowe w poszczególnym k r a ­ j u stają się nam dopiero wówczas zrozu­

miałe, gdy rozpatrujem y je w porów na­

niu ze stosunkami w k rajach ościen­

nych. W tym celu p. Czekanowski za­

łącza mapę rozmieszczenia wskaźnika czaszkowego w całej Europie wschodniej.

Mimo to, że pomyślana i w ykonana je st ona świetnie, wartość jej niebardzo je st wielka, wyłącznie tylko dlatego, że m a ­ teryał, którym p. Czekanowski rozporzą­

dzał, j e s t mały, a prócz tego niezawsze

wiarogodny. W sk u tek tego wnioski, j a ­

kie wyczytać się dają ze wspomnianej

mapy, powinny być przyjmowane z wiel­

(6)

376 W SZECH SW IAT M 21

ką rezerwą. W edług niej na całem t e ­ rytoryum dawnej Polski rozsiedlone są ludy typu krótkogłowego w pojęciu ogól- nem. Pośredniogłowiec (według szkoły francuskiej, długogłowiec zaś już według szkoły niemieckiej, której zwolennikiem je s t i p. Czekanowski) wdziera się tylko wąskim pasem wzdłuż dolnego biegu W i­

sły, a dalej zajmuje także niewielkie te- ry to ryu m w gub. wołyńskiej. Na zie­

miach ruskich centrum bardzo silnej kró- tkoglowości leży nad środkowym biegiem Dniepru, drugie zaś podobne centrum je st w Galicyi, szczególnie w Karpatach. Po­

między dwa te cen try silnej krótkogłowo- ści (brachycefalii) w dziera się ludność po- średniogłowa (subbrachycefaliczna), co znajduje się najprawdopodobniej w związ­

ku z kolonizacyą polską. Na etnograficz- nem te ry to ry u m polskiem p anujący je s t bowiem bezsprzecznie ty p subbrachyce- faliczny. Typ w ybitnie krótkogłowy roz­

siedlony je s t tylko nad górnym biegiem Wisły; pochodzenie jego ja k dotychczas nie j e s t jeszcze dokładnie wytłumaczone, a pozostaje on być może w związku z krótkogłowością ludności środkowej Europy.

P rzy końcu swej rozpraw ki p. C zeka­

now ski w yraża przypuszczenie, że ziemie słowiańskie zamieszkałe są głównie przez je d e n typ prasłowiański: subbrachycefa- liczny, niski, o ciemno blond włosach (typ P). Został on zmieszany na północy z rasą wysokiego długogłowca, n a połu­

dniowym wschodzie z ty p e m y, w Galicyi.

zaś i Kijowszczyźnie z ra s ą dynarską.

Przypuszczenie to zdaje się być o tyle mylnem, że na ziemiach ruskich p rzew a­

ga leży bezwarunkowo po stronie typu dynarskiego x) (niebiorąc pod uw agę ty ­ pu 7 , którego nie uznajemy), on więc po winien być uw ażany tu taj za au to ch to ­ niczny, z którym zmieszał się typ p. D a­

leko więc słuszniejsza aniżeli przypusz-

*) D r. P . W o w k . D ie U k ra in er in anth rop o- lo g is c h e r B e le u c h tu n g . T Jkrainische R u n d sch a u . T om V I 1908. Ns I I . Str. 487— 493.

P a tr z ta k ż e ; W . G rebeniak. P iz ic z n a charakte- ristik a u k rain śk oh o naroda. N ó d ila (L it. n au k o­

w y d o d a tek do „ D iła “) 1912. Na 13—16.

czenie p. Czekanowskiego o istnieniu j e ­ dnej rasy prasłowiańskiej je s t hypoteza prof. Hamyego. Uczony ten w swoim kursie w paryskiem „Museum" dwa lata temu (dotychczas jeszcze niewydanym) rozdziela Słowian na dwa główne typy (deux types aborigenes slaves): 1 ) ja sn o ­ włosy subbrachycefaliczny i niskiego wzrostu, do którego zalicza Słowian po- łabskich, Pulaków, Białorusinów i Wiel- korusinów i 2 ) ciemnowłosy, brachycefa- liczny, wysokiego wzrostu, do którego należą Serbo - Kroaci, Słoweńcy, Czesi i U kraińcy czyli Małorusini '). Gdy za prof. Hamy przyjmiemy istnienie tych dwu typów Słowian, to zrozumiałe dla nas będą wszelkie mieszaniny rasowe na ziemiach dawnej Polski. Cała historya ty ch krajów — możemy powiedzieć, idąc za wzorem zachodnio-europejskich uczo­

nych z ich trójrasow ym s y s te m e m — bę­

dzie jedynie historyą mieszania się tych dwu zasadniczych typów: północno - sło­

wiańskiego i dynarskiego. Na etnogra- ficznem terytoryum polskiem przewaga będzie po stronie pierwszego, w krajach zaś ruskich po stronie drugiego.

W. G.

P R O M I E N I E N A D F I O Ł K O W E .

(O d czy t, w y p o w ie d z ia n y dn. 14 m arca 1912 roku w sa li M uzeum P r z e m y słu i R o ln ic tw a ).

(D o k o ń czen ie).

Źródłem, wysyłającem promienie nad- iiołkowe w olbrzymiej stosunkowo ilości, je s t słońce. Są pewne dańe do m niem a­

nia, że tem p eratu ra słońca dochodzi do 6 0 0 0 °. W tej tem peraturze ciało wysyła stosunkowo duży procent promieni n a d ­ fiołkowych, szczególniej o nieco większej długości fali. Tak np. energia p r o m i e ' niowania o długości fali 2 000 angstr.

s tan o w i V50o całkowitej energii, wypro-

l) P a tr z p rzy p isek W o w k a w d - r a L ubora N ie - d e r le g o , C z e ło w ie c z e stw o w d o isto r ic z e sk ija wre"

m ien a . P e te r sb u r g 1898. Str. 593.

(7)

j

Y

s

21 WSZECHSWIAT 377

mieniowywanej przez słońce; dla energii, 0 długości fali 3 000 angstr., stosunek ten wzrasta, i stanowi już V28 całkowi­

tej energii. Ta znaczna ilość energii promieni nadfiołkowych nie dochodzi j e ­ dnak do nas w całości: znaczna jej część zostaje pochłonięta przez otaczającą nas atmosferę, a raczej, według wszelkiego prawdopodobieństwa, przez zaw arty w niej ozon. Zależnie od grubości w arstw y atmo­

sfery, przez k tó rą przechodzą promienie słoneczne, absorpcya j e s t większa lub mniejsza, Ponieważ przytem powietrze je s t ciałem o składzie naogół zmiennym, absorpcya zależy też od owego chwilo­

wego składu powietrza, a więc, mówiąc krótko, od stan u nieba. Jednak, mimo tej absorpcyi, pewien % promieni nad­

fiołkowych do nas dochodzi. Być może, że im to właśnie należy przypisać znane dezynfekcyjne własności światła słonecz­

nego, dalej ta k nazw. porażenia słonecz­

ne, a n aw et zjawiska ogólnoziemskie ta ­ kie, j a k dzienne zmiany m agnetyzm u ziemskiego; te ostatnie zjawiska byłyby wtedy w związku z tak nazw. fotoelek- trycznem działaniem promieni nadfiołko­

wych, o którem będzie mowa niżej.

Poza tem i je d n a k do pewnego stopnia praktycznem i korzyściami lub niedogod­

nościami absorpcyi promieni nadfiołko­

wych przez rozmaite ciała, zjawisko to ma dla nas ważne teoretyczne znaczenie.

Pozwala nam bowiem wejrzeć bliżej w to, co od wieków stanowi niedościgły ideał nauki, budowę materyi. Do Ostatnich prawie la t 19-ego stulecia zdawało się,

• że atom, stosownie do swej nazwy, jest ostatnim kresem podzielności materyi 1 że go rozłożyć n a części składowe nie jesteśm y w stanie. Rozważania zupełnie innego rodzaju, niż te, którem i się obec­

nie zajmujemy, doprowadziły do wyni­

ków wcale nieoczekiwanych. Okazało się, że w pew nych w arunkach atom mo­

że rozpaść się na znacznie mniejsze od siebie części składowe, i że je d n ą lub kilkoma z tych części je s t tak nazw.

elektron, t. j. ciałko, naelektryzowane odjemnie. Można sobie przeto wyobrazić atom, jako pewien układ, zawierający pew ną liczbę elektronów. W yobraźm y

sobie, że na ciało, złożone z atomów, a więc i z elektronów, padają promienie jakiegoś źródła światła; jakeśmy widzieli, niezawsze promienie te przejdą bez z a ­ trzym ania przez ciało lub też odbiją się od niego, część ich może zostać pochło­

nięta. Zachodzi pytanie, dlaczego te a, nie inne promienie są pochłonięte, od czego zależy absorpcya danych promieni? Że­

by odpowiedzieć na to pytanie, przypo­

mnijmy sobie, na czem polega istota światła? Mówiliśmy poprzednio, że św ia­

tło je s t czemś w rodzaju drgania. Chcąc więc poznać własności światła, musimy bliżej się zająć zbadaniem samego d r g a ­ nia. Najprostszem ciałem, które może­

my wprawić w drganie, je s t wahadło.

Jeżeli odchylimy je od położenia rów n o ­ wagi i pozwolimy mu spadać swobodnie, będzie drgało peryodycznie ta k długo, dopóki tarcie o powietrze i u nasady w a­

hadła nie zniweczą jego energii ruchu.

Liczba drgań na sekundę, a raczej w ah­

nięć w tę i tam tę stronę dookoła poło­

żenia równowagi, zależy w szczególnie prostych przypadkach jedynie od długo­

ści wahadła i od natężenia przyciągania ziemskiego w danem miejscu ziemi. W y ­ obraźmy sobie, żeśmy zawiesili na wspól­

nej podstawie dwa wahadła o jednako­

wej długości. W ahadła te będą posia­

dały jeden i te n sam okres drgania.

W praw m y jedno z nich w ruch, zauwa­

żymy wtedy, że po pewnym przeciągu czasu pierwsze wahadło staje, drugie zaś porusza się. Energia ruchu przeszła przeto prawie całkowicie do drugiego.

Przejście to jest, ja k widzimy, uw arun­

kowane przez to, że okresy drgań dwu wahadeł są jednakowe. Istotnie, jeżeli na tej samej podstawie zawiesimy trze­

cie wahadło krótsze lub dłuższe od po­

przednich, to takiego przejścia energii nie zauważymy. Zjawisko takie, dobrze znane w akustyce, nazywamy zjawiskiem rezonansu. W y staw m y sobie teraz, że elektrony, znajdujące się w danem ciele, mogą drgać, ale też tak, j a k wahadło, tylko w pewien oznaczony sposób, z p e­

wnym okresem drgań. Jeżeli fala świetl­

na, padająca na ciało, napotka na swej

drodze elektron o tym samym, co i ona,

(8)

378 W SZECH SW IAT JV« 21

okresie drgania, w ted y wpraw i go w ruch, oddając mu część swej energii ruchu.

Energia tali świetlnej osłabnie, a naw et może uledz całkowitemu zniweczeniu, j e ­ żeli ilość elektronów, wprawionych tym sposobem w drganie j e s t znaczna, i j e ­ żeli n a pobudzenie ich do ruchu zużyje się cała energia fali. W tedy dana fala nie przejdzie przez ciało, zostanie „po­

chłonięta"; w odpowiedniem miejscu wi­

dma zobaczymy prążek ciemny. Fale zaś, niosące drgania o innej częstości, p rzej­

dą przez ciało trochę tylko osłabione.

Badanie więc absorpcyi poucza nas, w j a ­ ki sposób dane ciało j e s t zbudowane z elektronów i jakie między niemi za­

chodzą związki. Wyżej mówiliśmy, że wszystkie ciała silnie pochłaniają nad- fiołkową część widma; obecnie możemy ze wszystkiem i zastrzeżeniami, ja k ich wym aga ten śmiały wniosek, powiedzieć:

we w szystkich prawie ciałach są elek­

trony, mogące drgać z takiemi częstoś­

ciami (lub ich wielokrotnością) d rg a ń t jakie znajdujem y w nadfiołkowej części

widma.

W związku z tem i własnościami elek­

tronów znajduje się zjawisko, odkryte w 1887 roku przez H ertza,' tak nazw.

działanie fotoelektryczne. W yobraźmy so­

bie jak ieś ciało, naelektryzow ane odje- mnie, np. elektroskop. Jeżeli połączymy go z p łytką cynkową, n a którą tem sa­

mem spłynie część ła d u n k u elektrosko­

pu, i oświetlimy p ły tk ę ja k iem silnem źródłem światła nadfiołkowego, zauw a­

żymy bardzo p rędkie w yładow anie elek­

troskopu. W staw ienie szybki szklanej między płytkę cynkową a źródło światła opóźnia to rozbrojenie. W ten prosty sposób możemy się przekonać, że czyn­

ne są tu głównie promienie o małej dłu­

gości fali, te, które są przez szkło po­

chłaniane. To rozbrajające działanie pro­

mieni nadfiołkowych zależy w wysokim stopniu od rodzaju ciała, naelektryzowa- nego odjemnie: cynk np. należy do ciał najbardziej wrażliwych na ten wpływ światła, inne metale, j a k np. miedź, pla­

tyna, żelazo są znacznie mniej czułe.

Dla w yjaśnienia istoty tego rozbrajania był przedsięwzięty cały szereg badań,

ciągnących się nieprzerwanie od chwili odkrycia tego zjawiska, t. j. od roku 1887 do 1900 roku, kiedy istota tego zja­

wiska została wyjaśniona prawie jed n o­

cześnie przez uczonych angielskich Mer- rita i Stew arta, pracujących razem, i nie­

zależnie od nich przez węgierskiego fi­

zyka Lenarda. Wykazali oni, że dana p łytk a metalowa, oświetlona światłem 0 małej długości fali, w ysyła elektrony 1 pozbywając się w ten sposób ciałek n a­

ładowanych odjemnie, traci swój począt­

kowy ładunek odjemny. Jeżeliby więc płytka była naelektryzowana dodatnio, to w tedy na elektrony działałaby siła przyciągająca i nie mogłyby one opusz­

czać płytki. Istotnie, wszystkie próby wywołania działania fotoelektrycznego na ciałach, naelektryzow anych dodatnio, skończyły się niepowodzeniem. Zacho­

dzi teraz pytanie, gdzie je s t źródło tej energii ruchu, którą posiadają wysyłane przez płytkę elektrony. Pierwszą odpo­

wiedzią, ja k a się nasuwa, jest, że źró­

dłem tem j e s t energia światła padające­

go, część bowiem światła zostaje pochło­

nięta, część zaś tylko odbija się. J edn ak po bliższem zbadaniu okazało się, że to założenie nie wytrzymuje krytyki; g d y ­

byśmy bowiem powiększyli natężenie światła padającego, to znaczy, powięk­

szyli ilość energii, pochłoniętej przez da­

ne ciało, powinnibyśmy byli otrzymać znacznie większe prędkości ruchu elek­

tronów; tak zaś bynajmniej nie jest:

prędkości, z jakiem i elektrony są w y sy ­ łane przez płytkę, są niezależne od n a ­ tężenia światła. Źródło więc tej energii r u ch u je s t w ew nątrz ciała, w samym ato ­ mie ciała. Jeżeli przypomnimy sobie n a ­ sze poprzednie założenie, że elektron mo­

że wykonywać drgania o oznaczonej czę­

stości, to będziemy mogli zbudować so­

bie przybliżony obraz promieniowania fo­

toelektrycznego. Istotnie, fala świetlna, uderzająca dany układ atomowy, w p ra­

wia elektron w drganie o niewielkiej n a ­

ogół obszerności; jeżeli okres drgania

elektronu j e s t równy okresowi drgania

danego rodzaju światła (lub też je s t jego

wielokrotnością), to następne drganie b ę ­

dzie już, j a k to z zasady rezonansu w y ­

(9)

JMs 21 W SZECHSW IAT 379

nika, obszerniejsze, i w końcu dojść mo­

że do takich rozmiarów, że więzy, łączą­

ce elektron z układem będą zasłabe, aby go w danym układzie zatrzymać: elek­

tron będzie przez układ wypromieniowa- ny. Rzecz prosta, że obraz, nakreślony tutaj, zgruba jedynie odtwarza przebieg zjawiska, nie trzeba go też brać zbyt do­

słownie. Chodzi jedynie o to, że, jeżeli obraz ten je s t choćby w drobnych szcze­

gółach prawdziwy, to natężenie działania fotoelektrycznego powinno zależeć nietyl- ko od rodzaju ciała, t. j. od sposobu, w ja k i są związane z układem atomo­

w ym elektrony, ale i od długości fali świetlnej, padającej na dane ciało. Otóż, ta zależność została niejednokrotnie stwierdzona; promienie widzialne wywo­

łują naogół bardzo małe działanie foto- elektryczne i to w niewielu jedynie cia­

łach, j a k np. cynk, sód, potas. Głównie zaś czynne są promienie nadfiołkowe.

Zm arły przedwcześnie fizyk niemiecki Ladenburg, badając działanie fotoelek- tryczne rozmaitych promieni światła, do­

szedł do wniosku, że natężenie tego zja­

wiska wzrasta w miarę zmniejszania się długości fali św iatła działającego. Jeśli więc uznam y obraz, przytoczony wyżej, za prawdziwy, choćby w szczegółach, dojdziemy znowu do wniosku analogicz­

nego z tym, ja k i był wyprowadzony z roz­

ważań nad absorpcyą promieni nadfioł- kowych: w ciałach, wrażliwych na dzia­

łanie fotoelektryczne, większość elektro­

nów posiada okres drgania, współmierny z okresem d rg an ia promieni nadiiołko- wych.

Badania działania fotoelektrycznego wskrzesiły, można powiedzieć, zupełnie przypadkowo badania w dziedzinie od- dawna leżącej odłogiem, w tej mianowi­

cie, które obejmuje zjawiska tak zw. j a ­ rzenia. Do nied aw n a w najobszerniej­

szych naw et podręcznikach fizyki o zja­

wisku jarz en ia było bardzo niewiele mo­

wy, czasami spotykało się jedynie okre­

ślenie, co rozumiemy pod tem słowem.

A więc fosforescencyą ciała nazywamy świecenie ciała po uprzedniem naśw ietle­

niu, fluorescencyą — podczas oświetlenia.

Fizyk na tyle odważny, aby się zająć

badaniem tych zjawisk, zgóry był ska­

zany na niepowodzenie. Obecnie w tej dziedzinie panuje ruch ogromny. Bada­

nia się mnożą i, co ważniejsza, badania te zaczynają powoli wyjaśniać te dotych­

czas ciemne zjawiska. Dokładnej daty tego wskrzeszenia tej dziedziny badań podać, rzecz prosta, nie sposób. Możemy jednak z pewną ścisłością przyjąć, że no­

wy popęd do badania jarz en ia ciał dały doświadczenia E islera i Geitla z jednej oraz Lecoą de Boisbaudrana i Urbaina z drugiej strony. E lster i Geitel, prze­

prowadzając swe dziś ju ż klasyczne b a­

dania nad działaniem fotoelektrycznem, spostrzegli, że z pomiędzy nieprzewodni- ków jedynie ciała fosforyzujące wykazu­

ją czułość fotoelektryczną: na zasadzie pierwszych swych przybliżonych pomia­

rów wypowiedzieli przypuszczenie, że im silniej ciało fosforyzuje, tem czulsze je st fotoelektrycznie. Przypuszczenie to oka­

zało się niezupełnie ścisłem, przekonano się bowiem, że zjawiska fosforescencyi są bardziej złożone, niż się początkowo wydawało. Badania zaś Lecoq de Bois­

baudrana i U rbaina wykazały, że dla otrzymania silnej fosforescencyi należy zawsze zanieczyścić dane ciało innem odpowiednio wybranem, że fosforescen- cya ciał chemicznie czystych je st naogół bardzo słaba. Dalsze badania wykazały słuszność i jednego i drugiego twierdze­

nia. Dotychczas nie znaleziono ani j e ­ dnego ciała fosforyzującego, które by nie wykazywało czułości fotoelektrycznej.

Z drugiej strony przekonano się dowod­

nie, że istotnie do otrzym ania żywej io- sforescencyi najlepiej nadają się miesza­

niny dwu ciał. Te fakty zmusiły do b a­

czniejszego zbadania istoty tego zjawis­

ka. Jakeśm y widzieli, działanie fotoelek­

tryczne polega na wypromieniowywaniu elektronów, losforescencya zaś, w świe­

tle pojęć nowoczesnych, musi być wy­

wołana przez drgania elektronów, pozo­

stających w danym układzie atomowym.

Wyobraźmy sobie, że z dwu ciał, zm ie­

szanych razem, jedno ma taki układ elek­

tronów, że energia jego posiada pewną

dość wysoką wartość, wystarczającą, aby

za najmniejszą pobudką zewnętrzną wpra

(10)

380 W SZECH SW IAT

Ni>

21

wić jeden lub kilka elektronów w d rg a ­ nie, które będziemy odczuwali, jak o d r g a ­ nia świetlne. N azwijm y ten układ tr o ­ chę szumnie „św iatłonośnym “. W y s ta w ­ my sobie dalej, że drugie z tych ciał ma znów taki układ elektronowy, którego energia w ew nętrzna posiada dość w yso­

ką wartość, aby za pobudką zewnętrzną zerwać związek pomiędzy układem a elek ­ tronem i wypromieniować ów elektron.

Nazwijmy układ taki „układem elektro- n o ś n y m “. Przypuśćm y teraz, że dwa te układy znajdują się obok siebie. Jeżeli oświetlimy je jakiem kolw iek źródłem światła, byle nie takiem , k tó reb y w y sy ­ łało same tylko czerwone promienie, układ elektronośny rozpadnie się, wy- promieniowując jed en lub więcej elek­

tronów; część z nich wyjdzie z ciała, otrzym am y wtedy działanie fotoelektry­

czne, część zaś trafi n a układ „światło- n o śn y “, zostanie przezeń pochłonięta, po­

większając energię tego układu. Układ zacznie wtedy świecić; ciało będzie fos­

foryzowało. Konieczność zmieszania dwu ciał dla otrzym ania fosforescencyi dowo­

dziłaby, że 1) nie we w szystkich ciałach znajdują się jednocześnie obadwa u k ła ­ dy; 2) w szystkie ciała fosforyzujące m u ­ szą być też fotoelektryczne. Teorya ta, podana przez J. J. Thomsona i J. Ko­

walskiego dotychczas nie znalazła żadne­

go zaprzeczenia w doświadczeniu. P rze­

ciwnie, nowe badania do pewnego s to ­ pnia ją potwierdziły. Przekonano się bo­

wiem, że fosforescencya j e s t najsilniej wzbudzana przez te same promienie, co działanie fotoelektryczne, a mianowicie przez promienie o małej długości fali — promienie nadfiołkowe. Przez promienie o większej długości fali nietylko że j e s t słabiej wzbudzana, ale nieraz bywa g a ­ szona, ja k to np. zachodzi z prom ienia­

mi czerwonemi.

D rugie zjawisko ja rz en ia — fluorescen- cya stanowi dotychczas dziedzinę mniej znaną. W ostatnich dopiero latach zo­

stała dokonana przez Wooda, a następnie Lehm ana obserwacya, m ająca pierwszo- |

rzędne dla tej dziedziny zjawisk znacze­

nie. Badaczom ty m udało się zapomocą odpowiednio w y b ran y ch ekranów oddzie­

lić promienie widzialne od nadfiołkowych ty m sposobem, że ekrany, przepuszcza­

j ą c jedynie promienie nadfiołkowe, po­

chłaniały całkowicie widzialną część w i­

dma. Oświetlając różne ciała temi pro­

mieniami, Wood zauważył, że w tych w arunkach fluoryzują wszystkie ciała z w yjątkiem metalów i porcelany. J e ­ żeli zastosujemy wyżej podaną teoryę Thomsona i Kowalskiego do zjawisk flu- orescencyi, to dojdziemy do wniosku, że wszystkie ciała posiadają układy „świa- tłonośne", w yjątek stanowią metale, któ­

re zato, będąc, j a k wiadomo, czułemi fo- toelektrycznie, posiadają układy „elek- tronośne" i dlatego byw ają zazwyczaj w niewielkiej ilości dodawane do ciał, gdy chcemy otrzymać żywe jarzenie.

Dobiegamy do końca naszych rozw a­

żań. Ile zagadnień poruszyliśmy, na tyle natknęliśm y się zagadek i niejasności;

to je d n a k nie odstrasza badaczów, n a j­

młodsza z dziedzin fizyki kryje w sobie zbyt wiele tajemnic, aby umysł ludzki, wiecznie młody, nie chciał ich zbadać.

I kiedy widzimy, z ja k im wysiłkiem i mozołem ludzkość dąży do zdobycia najszczytniejszej prawdy — praw dy n au ­ kowej, przychodzą na myśl słowa A na­

tola Prancea „nie je s t rzeczą cudowną to, że niebo pokryte je s t nieskończoną ilością gwiazd, cudownem je s t to, że czło­

wiek zdołał je policzyć11.

M. Grotowski.

O K A U C Z U K U .

(Dokończenie).

W ten lub inny sposób otrzym any kauczuk surowy, którego najlepsze g a ­ tunki pochodzą z Brazylii, Kongo i C ej­

lonu, ma barwę od białawej, kremowej, do szarej, brunatnej lub n aw et czarnej we wszystkich odcieniach, nieraz ja k kauczuk z Kongo, naw et czerwoną, do handlu zaś dostaje się w formie brył i bloków najrozmaitszego kształtu, wal­

ców, kul (tak zw. głowy murzyńskie), k i­

szek, płyt, łez, pasów, wstęg, wrzecion

(11)

JYs 21 W SZECH SW IAT 381

i t. d. Przeważnie okazuje zapach nie­

miły, gdyż w obecności wilgoci, ciał biał­

kowych i przeróżnych mikroorganizmów nader łatwo ulega procesom gnilnym.

W łasnością tą odznacza się zwłaszcza w wysokim stopniu kauczuk afrykański.

Kauczuk surowy handlu obok właściwe­

go k a u c z jk u zawiera mnóstwo su b stan ­ cyj ubocznych, ja k żywice w tlen obfi­

tujące, ciała białkowe, składniki mine­

ralne i wodę. Nadto gorsze g atu nk i kau­

czuku zanieczyszczone są często rozmai- temi domieszkami mechanicznemi, ja k piaskiem, kamyczkami, odpadkami kory drzewnej i t. p., które podczas dalszej fabrykacyi przedmiotów kauczukowych oddziaływają bardzo niekorzystnie. Za­

daniem techniki będzie więc najpierw usunięcie owych zanieczyszczeń mecha­

nicznych przez proste wymycie wodą, ogrzaną do 80°, które powtarza się po kilka razy. Kauczuk w ym yty ugniata się między grubem i walcami żelaznemi na je d no litą masę, która w formie wiel­

kich liści „fells", lub wstęg, z wyglądu zewnętrznego podobna do grubego płó­

tna lub papieru, dostaje się do suszarni.

Suszenie kauczuku odbywa się w d u ­ żych, dobrze przew ietrzanych komorach, ogrzewanych z zewnątrz, niekiedy kau­

czuk suszy się także silnym prądem po­

wietrznym, puszczonym zapomocą w en­

tylatorów, lub w próżni, co przyspiesza znacznie parowanie wody. Osuszony k a u ­ czuk znowu dostaje się między potężne walce, obracające się w strony przeciw­

ne, często ogrzewane z wewnątrz do 30°C, aparatu, zwanego mastykatorem , gdzie uzyskuje pożądaną jednolitość, pla­

styczność i miękkość. Następnie w mie­

szalnikach miesza się go dokładnie z ró- żnemi mineralnemi składnikami, które bądź to powiększają elastyczność i wy­

trzymałość kauczuku, bądź zabezpieczają go od szybkiego gnicia, ja k boraks, bądź wreszcie nadają mu pożądaną przez p u ­ bliczność barwę.

Dla nadania kauczukowi np. barwy czerwonej mięsza się go z siarczkiem antymonu, cynobrem, tlenkiem żelaza (kolkotarem), czerwienią hem atytow ą it.p.

Żółty kolor nadaje się kauczukowi przez

dodatek soli kadmowych lub chromo­

wych, czarny wywołuje się siarczkiem ołowiu lub węglem drzewnym. Kauczuk zupełnie biały, używany do wyrobu przed­

miotów medycznych i toaletowych, fa­

brykuje się przez mieszanie z tlenkiem cynku, który podczas wulkanizacyi prze­

chodząc w siarczek cynkowy, zwiększa jeszcze swą białość. Ponadto, odpowied­

nio do celu, do którego kauczuk ma słu­

żyć, dodaje się do niego różne inne do­

mieszki. Guma do wycierania ołówka, aby nie przylegała zanadto do papieru, obciążona zwykle bywa siarczanem baru lub krzemionką. Przedmioty izolacyjne, z kauczuku fabrykowane, zawierają az­

best, szkło tłuczone lub maleńką ilość fosforu białego. Mika i felszpat nadają kauczukowi połysk, an ty m o n —gładkość, ałun zwiększoną elastyczność i t. d. Na­

der pospolitym dodatkiem, używanym we wszystkich prawie fabrykach i m anufak­

tu rach kauczuku, je s t krzemian m agne­

zu, inaczej talkiem zwany, delikatny pro­

szek biały, którym posypuje się w szyst­

kie przedmioty kauczukowe, aby zniwe­

czyć nadm ierną spójność kauczuku nie- wulkanizowanego. Spójność ta bowiem je st ta k wielka, że świeżo rozcięte po­

wierzchnie kauczuku po zetknięciu zle­

wają się ze sobą zupełnie, a wszelkie przedmioty kauczukowe, niewulkanizo- wane jeszcze, przylegają do siebie z n aj­

większą łatwością. Dla usunięcia przy­

krego zapachu kauczuku, ogrzewa się go do 50° w glicerynie i następnie traktuje się kwasem salicylowym, lub też wprost w ystaw ia się go na działanie ciepłego powietrza, nasyconego olejkami aroma- tycznemi, ja k werweną, lawendą, miętą i t. d. Ten ostatni sposób stosuje się zwłaszcza w fabrykacyi kauczukowych przedmiotów toaletowych.

Kauczuk nasycony dokładnie odpowied- niemi domieszkami znowu przechodzi do fabryki, gdzie dostaje się jeszcze raz między stalowe walce aparatu, zwanego kalandrem, z w ewnątrz ogrzewane parą wodną. Walce te obracają się w strony przeciwne, z szybkością 10—30 obrotów na minutę, a wstęgi kauczukowe, wycis­

kane przez kalander, składają się z zu­

(12)

382 W SZECH SW IAT JNIo 21

pełnie jednorodnej, doskonale wymiesza­

nej masy, z której wyrabia się już wprost wszelkie używane w przemyśle kauczu­

kowym przedmioty. A więc, rury, węże, rzemienie, pneum atyki, od czasów Thom' sona zapomniane, dzięki Irlandczykowi Dunlopowi od roku 1888 znowu w prow a­

dzone do handlu, a używane obecnie na wielką skalę do bicyklów i automobilów, płaszcze gumowe nieprzemakalne, kalo­

sze, ceraty, pierścienie gumowe, gruszki do injektorów i dzwonków, trąb ki a k u s ­ tyczne, worki, zabawki, piłki, butelki do mleka dla małych dzieci, przedm ioty to ­ aletowe, cienkie powłoki balonów i aero­

planów, słowem farmacya, medycyna, wielki przem ysł i g ala n te ry a czerpią z kauczuku najrozleglejsze korzyści.

Oczywiście w szystkie te przedmioty, zanim zostaną puszczone na rynki zbytu, wpierw poddaje się wulkanizacyi zapo­

mocą jednej ze znanych obecnie m e ­ tod. Możemy tu wymienić cztery zasad­

nicze metody wulkanizacyi. Najstarsza, podana w 1839 roku przez Goodyeara, polega na mieszaniu i u g n iatan iu k a u ­ czuku z kw iatem siarczanym w ilości do 3O°/0, oraz na ogrzewaniu masy tej w te m ­ peraturze 130 — 150° przez 2 — 3 godz.

w autoklawach pod ciśnieniem paru atmosfer. Metoda Hancocka posługuje się kąpielą z roztopionej siarki. Metoda zimnej wulkanizacyi, podana w 1846 roku przez Al. P ark esa, stosuje kąpiel z 1 lub I 1/, części S2C12 w 100 częściach dwusiarczku węgla lub benzyny. Przed m io ty kauczu­

kowe zanurza się na k ró tk ą chwilę w takiej kąpieli i następnie suszy w 25°, p rz y ­ czem następuje właściwy proces w u lk a ­ nizacyi. W reszcie sposób Gerarda z 1851 roku wprowadza do wulkanizacyi roztwór CaSr,, ogrzany do 140°, k tó ry posiada tę wyższość nad chlorkiem siarki w d w u ­ siarczku węgla, że nie j e s t tak łatwo za­

palny. Poza tem do w ulkanizowania kauczuku używa się także podchlorynów, lub mieszaniny bromu i jodu.

W szystkie te metody dążą do jed n eg o celu: aby dostarczyć p ro d u k tu trwałego, o cenniejszych od kauczuku surowrego własnościach. Kauczuk wulkanizowany okazuje bowiem mniejszą lepkość i spój­

ność-od surowego, je s t trw alszy na dzia­

łanie czynników chemicznych, nie ulega tak łatwo wpływom temperatury, ma zwiększoną elastyczność i nieprzenikli- wość. Zewnętrznie kauczuk wulkanizo­

wany przedstawia ciało jasno szare, o nie­

miłym zapachu charakterystycznym , j e ­ go p unkt topliwości leży około 180 — 200°C. Zresztą odpowiednio do ilości, do­

danej siarki i czasu trw ania procesu wul­

kanizacyi, kauczuk wulkanizowany po­

siada różne własności i rozmaitą e lasty ­ czność. Obok zwykłego kauczuku w ulka­

nizowanego znamy także kauczuk tw a r ­ dy, czyli ebonit, który wyróżnia się wię­

kszą zawartością siarki, i zewnętrznie przedstawia masę twardą, rogowatą, czar­

ną, o przełomie muszlowym, bardzo w y ­ trw ałą na działanie czynników chemicz­

nych, dielektryczną. Przez tarcie staje się elektrycznym, w stosunku zaś do zwy­

kłego kauczuku zawiera znaczny nadm iar siarki bo 50 — 60°/0. Ebonit otrzymuje się, trak tu jąc kauczuk surowy 6—12 go­

dzin w temp. do 165° nadmiarem siarki.

Ebon*t, inaczej w ulkanitem zwany, s k u t­

kiem znacznej twardości, nadaje się zna­

komicie do mechanicznej obróbki i je s t przedmiotem szerokiej gałęzi przemysłu.

Używka się go na izolatory do maszyn elektrycznych, do akumulatorów i g r a ­ mofonów, do wyrobu artykułów labora­

toryjnych, wreszcie do w yrobu drobiaz­

gów galanteryjnych, guzików, przedmio­

tów toaletowych, imitacyi kości, rogu i t. p.

Wielkie zapotrzebowanie kauczuku obok jeg o względnie wysokiej ceny, k tó ­ ra za 1 kg najlepszego para-kauczuku w y ­ nosi 14— 18 fr., dla poślednich zaś a fry ­ kańskich gatunków 3 fr., skłoniły p rze­

mysłowców do fabrykowania falsyfika­

tów kauczuku, nieco do niego w zasad­

niczych własnościach podobnych a zn a­

cznie tańszych. Pospolicie używa się do tego celu olejów roślinnych, lnianego, k o ­ nopnego i t. p., które, zmieszane i ogrza­

ne z siark ą lub chlorkiem siarki, dają produkt znacznej elastyczności, nieco do kauczuku podobny. Pierwszy taki falsy­

fikat kauczuku, posiadający wogóle pe­

wną wartość techniczną, zawdzięczamy

(13)

Nk 21 W SZECH SW IAT

Rochlederowi w 1849 roku. Poza tem pro ­ duktów, im itujących kauczuk, a używa­

nych pod rozmaitemi nazwami elaterytu, blanchytu, ad am an ty i t. p. do izolacyi kablów podmorskich, znamy obecnie tak wiele, że obszerniejsza o nich wzmianka zbyt wiele zajęłaby tutaj miejsca. W no­

wszych czasach wyłania się także myśl regenerowania starych odpadków k a u ­ czukowych, k tóra pozwoliłaby odzyskać przynajmniej część cennego materyału kauczukowego w postaci pierwotnej. Już w roku 1860 Hiriam Hall podaje pro­

je k t gotowania odpadków kauczukowych z kw asam i dla wydzielania czystej gu­

my. Obecnie zasada metody regenera- cyjnej polega na sproszkowaniu starych przedmiotów kauczukowych i bezużyte­

cznych odpadków, ogrzewaniu ich do wysokiej tem peratury, celem dewulkani- zacyi, co praktycznie nie daje się je d n ak kompletnie urzeczywistnić, oraz następ- nem traktowaniu kwasami lub roztwora­

mi sody i ałunu. Środki te mają na celu zupełne zniszczenie substancyj włóknis­

tych, zaw artych w przedmiotach kauczu­

kowych, a które w tkaninach nieprze­

makalnych stanowią naw et zasadniczą podstawę tego artykułu handlu. Produkt odwłókniony w ym yw a się dla oddziele­

nia kwasów lub alkaliów, suszy i używa w handlu, pod nazwami eureka, pongo i t. p. Zmieszane z kauczukiem czystym produkty te oddają w przemyśle kauczu­

kowym dość cenne usługi, to też w no­

wszych czasach l kg odpadków kauczu­

kowych osiągnął w artość 0,5 — 0,75 fr., ogółem zaś przemysł regeneracyjny Fay- rol oblicza na 30 000 tonn produktu ro­

cznie.

W edług poglądu D itm ara między re­

generow anym kauczukiem a wulkanizo­

wanym zachodzi je d n ak pewna różnica chemiczna. P. A leksander natomiast przypuszcza raczej, że podczas regenera- cyi zachodzi tylko fizyczna zmiana, mia­

nowicie depolimeryzacya wysoko mole­

kularnej cząsteczki kauczuku wulkanizo­

wanego, ale nie rozerwanie i przekształ­

cenie jego pierścieni; że zatem zasad ­ niczej różnicy między regenerow anym a [w u lk an izo w any m kauczukiem niema

383

| potrzeby upatrywać. Wogóle dotąd k a u ­ czuk regenerowany wobec wzrastającej z każdym rokiem produkcyi kauczuku naturalnego, odgrywa dość skromną rolę.

Kapitał przemysłu kauczuku naturalnego przekracza obecnie ju ż miliard franków, S tany Zjednoczone fabrykują i sprzedają przedmiotów kauczukowych za 500 000 milionów franków, Niemcy za 250 000 milionów, na dalszym zaś dopiero planie stoją Anglia i Francya. O olbrzymim ustawicznym rozroście przemysłu kauczu­

kowego może świadczyć choćby ta g a r s t­

ka liczb, którą dla przykładu podaję:

W roku 1830 produkcya powszechna kauczuku nie dosięgała 100 tonn.

W roku 1900 produkcya powszechna kauczuku = 53 000 tonn.

W roku 1911 produkcya powszechna kauczuku = 76 500 tonn.

J a k widać zatem z tego pobieżnego szkicu, przemysł kauczukowy, powstały z ta k skromnych zawiązków, zajmuje obecnie bardzo poważne stanowisko w prze­

myśle powszechnym, zatrudnia tysiące robotników, posiada dziesiątki fabryk, rozległe plantacye sztuczne i wszelkie widoki p o w o d z i ą przed sobą.

L e C aoutchouc. F ayrol. 1909.

Z u r G eschichte der K au tschu kforschu ng . 1907. H ing eryaet R am ondt.

U b er H erkom m en u. Chemie des Kau- tsohuks. F ra n k u . M arckw ald. 1904.

Die A nalyse u. Chemie des K au tsch u k s.

R. D itm ar. 1909.

Die E n tw ic k lu n g der Chemie u. T echn o­

logie des K au tsch u k s in den Ja h re n 1905 — 1910. H iibener. Chem. Z tg. 1911.

D r. Ludom ira Biegańska.

AKADEMIA U M I E J Ę T N O Ś C I W K R A K O W I E .

A kadem ia U m iejętności w K rakow ie ogła­

sza niniejszem k o n k u rs na:

1) S typ en dy um im. Ś niadeckich z fun- daoyi ś. p. Sew eryna GaJęzowskiego, w kw o­

cie 5 000 franków.

Celem powyższego sty p en d y u m je s t do­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wojna w swoich skutkach przyniosła ogrom zniszczeń wojennych we wszystkich działach gospodarki ziem zachodnich. W miarę jak pogarszała się.. sytuacja Niemców na

The techniques to determine the complex functions éiz) and rpiz) from the boundary conditions will be demonstrated in the next chapters. The two basic problems of the

Wprawdzie spotyka się w literaturze głosy, że kompozytor pod- czas pisania IX symfonii był od dawna głuchy i dlatego nie dbał o możliwości wykonawcze partii chóralnej,

należą informacje o ; typie składania rąk pici męskiej i 751 żeńskiej, w wieku 13-70 (hand clasping) 'i-zakładania-ramion:(arm lat, pochodzącycht z Wielkopolski*

Jeśli ta zmiana (języka hebrajskiego na tatarski) nie tylko nic nie dała naszemu narodowi w sensie kulturalnego jej rozwoju, a wręcz przeciwnie, znacznie utrudniła

Relacje takie (w sensie, który przypisał im Belting) nie stanowią dowodu na symboliczne myślenie człowieka. Albo zatem Belting jest radykalnym pla- tonistą, który nie widzi

Szczególnego znaczenia zjawisko to nabiera na obszarach charakteryzujących się niskim poziomem roz- woju społeczno-gospodarczego, do których zaliczany jest makroregion Polska

[r]