O D WRBSSBWft KRRKÓW P02HHN □ □
M IE S IĘ C Z N IK SODRUCUJ MHRJflftSKiCH tZ3lie2HidW S2KÓŁ ŚREBNłCH W P 0 Ł S € 2 . d 3
H D R E S R E B . I H D M I N 1 S T R . K S . 3 0 3 E P W I N K O W S K I
2 B K 0 P H N E X M A Ł O P O L S K A X Ł U K H S S Ó W K a .
Nr. 132 M A R Z E C 1 9 3 5
Warunki prenumeraty na r. szk. 1934/5;
Całorocznie (9 numerów — październik — czerwiec) z przesyłką p o c z t.:
Dla sod.-uczniów i młodzieży wszelkiej kategorii w prenumeracie zbiorowej m iesięcznie 1'80 zł. — dla osób starszych w Polsce 2"70 zł. — Dla wszystkich zagra
nicą 4'50 zł.
Pojedynczy numer z przesyłką pocztową:
Dla sod.-uczniów i młodzieży wszelkiei kategorji w Polsce 25 gr. — Dla wszy
stkich osób starszych w Polsce : 30 gr — Dla wszystkich zagranicą: 50 gr.
(jIJE Nr. konta P. K. 0 . 406.680. ESID
T R E Ś Ć N U M E R U : str
Refleksje wielkopostne — J . S c h m e lte r ...121
Na Wielki Post p o sta n a w ia m ...122
O wyższą wartość naszych sodalicyj — V. (c. d.) — X . J. W in ko w ski . . 123
Czy nauka zawsze jest uczciwa? — w ... 121
Czy umiesz się uczyć ? — (c. d.) — X . J. W . ... 126
Mirra 1 złoto — opowieść sodallcyjna — D ig a m m a ... 128
Sodalicyjna pielgrzymka — M . B o b r o w ...131
Pokłosie jasnogórskiego Kongresu — 5. M. T rzem eszn o . . . . . . 1 3 3 Z życia naszych sodalicyj — (Kielce IV. — C horzów I ) ...134
Wiadotrości katolickie — Ze ś w i a t a ... 136
Wspaniałe uroczystości euchar. w Buenos Aires (c. d . ) ... 138
Z niwy misyjnej — Co to jest misjolog ja? — Ormianie 1 Assyryjczycy— J .R y le w ic z 139 Nasi ludzie 1 m ies'ę :zn ik ... 141
CZĘŚĆ URZĘDOWA i ORGANIZACYJNA : Ogłoszenie C e n t r a li...142
Nasze sprawozdania — (B ia łysto k /. — B rzo zó w — G ostyń — K a lisz II. — L eszno I . ~ P oznań IV .— W ągrowiec — W ilejka — W olsztyn II.— Zakopane) 142 Marjańskl kalendarzyk sod alicyjn y... 144 Wykaz w k ła d e k ... na okładce str. II.
VI. WYKAZ WKŁADEK ZWIĄZKOWYCH
(za czas od 17 stycznia do 16 lutego 1935).
Wkładki XX Moderatorów (według uchwały konferencji XX. Moderatcróv w Wilnie: X. Faber B i a ł a M a ł o p . II 4, X. Gottfry 1 B r z o z o v 4, X. S hubert C h o r z ó w 1 4, X. Sobański, C z ę s t o c h o w a 14, X. Górecki G d a ń s k 4, X. Ka linowski K a l i s z 1 6, X. B rysowlcz K a l i s z II 2, X Łapot K i e l c e II 4, X Szy me-zko K r a k ó w X 4 , X. Fuksa K r o s n o II 4, X. Luba? L e ż a j s k 4, X Krakuski L u b l i n I 8, X. Dajczak L w ó w IV 4, X Kmita L w ó w IX 4, X. Krzem ńskl O s t r o ł ę k a 4, X. Szkudlarski R a w i c z 4, X. Wrrbel R o g o ź n o II 4, X. Jagła S t a r o g a r d 4, J(. Miszczuk T o m a s z w Lub. 8, X. Zacher W a d o w i c e 4, X Dziewa
nowski W a i s i a w a I. 4. X. Zemralski W a rs z a w a IX 4, X. Czerniawski W i l n o I. 4.
Wkładki sodalicyj związkowych (po 4 grosze od każdego członka miesięcznie, podano w groszach): Altksannrów 112, Biała Ma op II 660, B a ystok I 412, Bochnia 480, Brodnica 240, Brzozów 720, Buczacz 500, Chojnice 496, Chorzów I 360, Chrza
nów 200, Chyrów 1600, Częstochowa 1 600, Dz sna 300, Gdańsk 240 Gniezno 152, Gorlice 104, Grodno Iii 8 t Grodzisk Pozn. 84, Grudziądz II 512, Inowrocław 948, Jarocin 650, Kalisz I 1440. II 1785, Kępno 80, Kielce II 528, Kościerzyna II 280, Kra
ków I 1008 V 1056, VI 2088. VII 192 X 500, Krasnystaw 450, Krosno I 216, Kroto
szyn 1 440, Lesino II 108, Łask 1388, Łomża 1 350, Łódź IV 120, Łuck 800, Myśleni
ce 200, Nowy Sącz I 5900, Ostrołęka 416, Ostrowiec 1800, Ostrzeszów 84, Oświęcim 496, Poznań I 720, II 300, IV 88, VII 240, VIII 125, Pelplin 360, Pułtusk 70, Prze
myśl I 576, II 100, Rawicz 420, Rogoźno I 96, II 112, Ruda Śl. 400, Rzeszów I 140, Sandomierz 384, Siedlce II 112, Sokołów Podl. 240, Stryj 1 288, Szamotuły 152, Śmie
cie 650, Tarnów II 340, IV 608, Toruń II 144, Wadowice 552, Warszawa I 320, VII 212, VIII 272, IX 140, Wągrowiec 100, Wilno VII 200, VIII 200, Włocławek I 420, Zduńska Wola I 240. Razem sodaiicyj 78.
OW aHIcr proj«kŁ «w *ł p ro f. K. IO o«*nw *ki, Z a k o p a n * .
JAN SCHM ELTER S. M.
Sem. Duch. Gniezno.
Refleksje wielkopostne.
P am iętaj na ostatnie rzeczy Twoje„
a na w ieki nie zg rze szy s z}) ...O statnia chwila w życiu — konanie.
Przy świetle grom nicy rozpatrywać będziem y czyny całego życia naszego. Świat rozwieje się przed naszym wzrokiem jak mara, gen- jusż i miłość ludzka okażą się bezsilne, żeby przydać choć jedno u d e
rzenie sercu, choć jedno tchnienie piersi.
Postanowiono ludziom raz um rzeć.2) T rudno pogodzić się z tym nakazem Bożej O patrzności, zwłaszcza, gdy się jest jeszcze młodym;
i gdy się spostrzega, jakie stąd dla nas wypływ ają m oralne konse
kwencje, prawidła um artw ienia ciała i ducha. Lęk nas ogarnia i z Au
gustynem , gdy to jeszcze usiłował wyrwać naturę podległą grzecho
wi z pod wpływu łaski, uspokajam y się, m ó w iąc: „potem , p o te m ; później, później..." będziem y o tem myśleć. Śmierć nastąpi — ale kiedy i jak ? Czuwajcie, bo nie wiecie ani dnia ani godziny. 3) Czy obładow ani balastem wszelkiego rodzaju grzechów, zdążym y na czas, jaki nam wyznaczono na zegarze życia... Stary musi umrzeć, m łody może...
Wrócisz do ziemi, z której jesteś wzięty, boś jest proch i w proch się obrócisz.*) — O puścim y rodzinę, przyjaciół, znajom ych... czy d łu go o nas będą p am iętać? D ostojeństw a, m ajątek, zdolności, zostaw i
my światu — zostanie nam tylko Bóg, Szczęście nasze. Św. Franci
szek Borgjasż, będąc jeszcze dworzaninem , oglądał wraz z innymi, zwłoki królowej hiszpańskiej, Izabeli, która za życia słynęła z nadzw y
czajnej urody, a którą też znał nasz święty. W idok ciała, zeszpecone
go działaniem śmierci, pobudził go do poważnych refleksyj... sic tran
sit gloria mundi. Porzucił zaszczyty, rozkosze i w stąpił do zakonu.
W arto w życiu starać się jedynie o względy u Boga, a ludziom oddać to, co im się należy na podstaw ie prawa Miłości — kochać ich dla Boga. Jakże bowiem próżne zdadzą się nam ręce nasze, jakże mali się czuć będz;emy, gdy staniem y u celu pielgrzymki życia? Co- praw da są ludzie, którzy zaprzeczają Chrystusowi-Królowi prawa władztwa nad sobą, nad społecznem życiem ludzkości. Znajdując szczęście w zatrutych źródłach zmysłowości, nie uznają sum ienia ani wyższych sankcyj. N iestety i oni będą m usieli przyjąć ten fakt za rzeczywisty, że śm ierć przetnie nić ich złudnego szczęścia, zniesie ich w ygodną sam ow ystarczalność — bez Boga.
') Ekklez. 9, 40. 2) Żyd. 9, 27. 3) Mat. 25, 13 4) Gen. 3, 19.
122 PO D ZNAKIEM MARJI Nr 6 Postanowiono ludziom raz umrzeć, a potem sąd...1) O ko w oko staniem y z Sędzią N ajspraw iedliw szym , którym już nie będzie czło
wiek, ale Pan i S tw ó r:a wszechrzeczy. Jedynym naszym świadkiem w łasne sum ienie... najskrytsze myśli, uczucia, pragnienia i czyny.
Jakże gorzką i ponurą musi być ta chw ila sądu dla-tych, którzy za życia pom iatali Im ieniem T ego, przed którym stoją. Strasznie jest wpaść w ręce Boga żyw ego?) B iedne te dusze, które z sofizm atam i w łasnego „widzi mi s i ę ‘, ze zgubnym nałogiem zm ysłow ego życia zeszły z tego św iata. O to teraz spotkały się ze swym nieubłaganym Sędzią... Jam je s t ten Jezus, któregoś ty prześladow ał.3) W śród g o rzkich wyrzutów długiej niew ierności, w śród gw ałtow nych wzburzeń sprofanow anej godności usłyszą nad sobą straszliwy wyrok potępie
n ia : N igdym w as nie znał... idźcie ode mnie przeklęci w ogień wie
czny... tam będzie p lącz i zgrzytanie zębów.4)
Przeciwnie ci, którzy bronili sym bolu Miłości, usłyszą: Pójdźcie błogosławieni Ojca mego, otrzymacie królestwo w am zgotow ane od założenia św iata.5) D usze błogosław ione, upojone najczystszem i roz
koszami, zachw ycone naj piękniej szemi harm onjam i i obrazam i, zo b a
czą to, czego oko nie w idziało ani ucho nie słyszało, i co do serca człow ieka nie wstąpiło, a co nagotowal Bóg dla tych, którzy Go m iłują.6)
Pam iętaj na ostatnie rzeczy... Św. Franciszek B orgjasz przeno
sił się często m yślą nad brzeg piekła, a św. Karol B orom eusz zstę
pow ał m yślą aż na dno p ie k ła .. To niew ątpliw ie przyczyniło się w al
nie do ich świętości.
A m y?...
C zyńm y sobie przyjacioły, oddając cześć Św iętym Pańskim i naśladując ich czyny, aby, gdy ustaniem y w tem życiu, przyjęli nas do wiecznych p rzyb y tkó w.7) W znieśm y nasze w ielkoduszne serce ku Marji z tą gorącą i serdeczną prośbą, aby nas uczyła poznaw ać i m iłow ać J e z u s a ; aby Go nam ukazała na m odlitw ie, przy pracy, w cierpieniu — a po tem w ygnaniu w C hw ale N iebios.
N a Wielki P ost postanaw iam :
J a k najpobożniej odprawić rekolekcje wielkanocne i od
nieść z nich najw iększą korzyść dla m ej duszy, przedew szy- stkiem przez głębokie skupienie, żarliw ą m odlitw ę, najszczer
szą spowiedź, nieugięte postanowienia...
W miarę sil jaknajserdeczniej dopom óc w rekolekcjach w szystk im kolegom z m o jej k lasy p rzez m odlitw ę za nich i n ajlepszy p rzyk ła d , a m oże i p rzez słowo koleżeńskiej zachęty.
>) Żyd. 9, 27. Żyd. 10, 31. 3) Dz. 9, 5. 4) Mat. 7, 23; 25, 41; 8, 12.
5) Mat. 25, 34. 6) 1 Kor. 29. 7) Naśl. Chr. 1, 23.
Nr 6 PO D ZNAKIEM MARJI 123 Ks. JÓ Z E F WINKOWSKI
O wyższą wartość naszych sodalicyj.
v.
Drugim , bardzo ważnym terenem , iia którym pow inniśm y ko
niecznie podnieść wyżej wartość i znaczenie Sodalicji M arjańskiej — to rodzina.
Już na samym wstępie moich uwag miałem sposobność zazna
czyć, że obowiązki najprostsze i najistotniejsze ulegają u ludzi n a j
częściej zaniedbaniu...
To sam o jest ze stosunkiem młodych do rodziny.
Tyle się mówi o wielkich ideach, zadaniach, obowiązkach, o sze
roko pojętej pracy społecznej, oświatowej, charytatyw nej — a n a j
bliższą nam sprawę stosunku Sodalisa-syna i brata do rodziców, ro
dzeństw a pom ija się często wzruszeniem ram ion i gestem znaczącym
— „eh, to takie nudne".
Czy nie tak ?
A przecież to wyraźnie narusza Ustawy, kłóci się z duchem so- dalicyjnytn ! Tu nie pom ogą żadne sofizmaty — zły syn i brat jest złym sodalisem — i koniec!
Ale to nie wyczerpuje naszego zagadnienia.
Sodalis syn ma dziś w obec swej najbliższej rodziny i swej so d a
licji dwa dalsze zadania do spełnienia.
On musi sobie uśw iadom ić jasno i głęboko, w jak niebezpie- cznem i groźnem położeniu znalazła się dziś rodzina, ten cudow ny twór Boży i najpierwsza z kom órek społecznych dzięki hasłom i sza
lonej, niepoczytalnej agitacji wołającej za bolszewickim wzorem : Precz z rodziną, uderzającej na dwie najistotniejsze więzie ro d z in y : w zajem ny, nierozerw alny węzeł małżonków i drugi-— węzeł między rodzicami a dziećmi... Rodzina przechodzi dziś straszliwy kryzys. W alą się w g ru zy najczcigodniejsze jej tradycje religijne i narodow e, zacierają się zwyczaje, w ystudza się dom ow e ognisko, życie na zewnątrz odciąga od niego rodziców z dziećmi pospołu...
Jakże na tem tragicznem tle jasno świecić może postać Sodali- sa Marji, który zrozumiawszy ideę rodziny katolickiej i polskiej staje na jej stra ż y !
Przepiękny, prześliczny obraz lwowskich Orląt tkwi nam w p a mięci chyba na zawsze... Bohater-chłopiec kładący życie w obronie Leopolis semper fidelis...
Ale Sodalis-chłopiec na straży życia rodzinnego w P o ls c e ! Jakież to wspaniałe, poryw ające!
Ofiarny z siebie, karny, chętny, oddany — m oże być w edług słów poety strojem w rozstroju, cem entem spajającym węgły dom ow e
go ogniska. Sum ienny i obowiązkowy stanie się chlubą i pociechą
124 PO D ZNAKIEM MARJI Nr 6 rodziców — a przez to jakże znów wiele będzie m ógł zrobić dla szczęścia rodzinnego, choćby sam doniosłości sw ego postępow ania nie rozum iał i nie doceniał.
A pow tóre...
Gdy rodzice poznają, że takim zrobiła go — ich syna — S oda- licja M arjańska, czy ta droga organizacja nasza nie nabierze w ich oczach wielkiej, rzetelnej w artości??
Jakże to m iłe i cenne słow a p ad ają czasem z ich ust na ten tem at!
Oto, co m ów ią niektórzy z nich w pew nej ankiecie o sodalicji, której członkiem jest ich syn w gim nazjum :
„Sodalicja M. w yrabia w członkach m iłość rodziców i ro d zeń st
wa... posłuszeństw o, karność, obow iązkow ość..."
„S. M. jest jedynym czynnikiem w życiu m łodzieży, w p ły w ają
cym n a nią w kierunku życia duchow ego i potrzeby w ew nętrznego doskonalenia s i ę . .“
„O dnoszę wrażenie, że sodalicja jest czem ś nie do zastąpienia."
„S odalicja jest sprzym ierzeńcem rodziców w w ychow aniu dzieci."
Niech to w y starczy !
P am iętajcie D rodzy S cdalisi, że to od W as i w yłącznie od Was zależy, by rodzice W asi taki w łaśnie m ieli sąd o w artości S odalicji M arja ń sk ie j!
Czy nauka zawsze jest uczciw a?
Cóż to znów za p y tan ie?
N auka, dla której głęboki ku lt w yrabia w nas szkoła średnia — wiedza, która staje się dla wielu niem al bożyszczem — inteligencja, która budzi dziś tak szczere uznanie...??
I w czem że zresztą ta nauka i wiedza m ogłyby okazać sw oją
„nieuczciwość*1 ?
O to zastrzeżenia, które wywoła zapew ne mój tytuł.
A le pow oli! S pokojnie!
W yjaśnijm y sobie, o co rzecz idzie.
P arę lat tem u przyszedł do m nie z w izytą były uczeń naszego gim nazjum , sodalis, naw et członek konsulty, potem zaś student m e
dycyny na jednym z polskich uniw ersyletów .
W sw obodnej i szczerej p o g adance opow iadał w iele o swych studjach, które odbyw ał z całym zapałem i prawdziwem um iłow a
niem ... W spom inając o zachw ycających g o w prost w ykładach biologji i zadziw iających pracach w labolatorjum , w spom niał m im ochodem , że zdaniem jeg o profesora, nadzw yczajny postęp i najnow sze o d k ry cia tej gałęzi nauki już żadną m iarą nie dadzą się pogodzić z d o g m atam i stw orzenia, z nauką o duszy niem aterjalnej i t. d.
P odyskutow aliśm y nieco na ten tem at, ale intuicyjnie wyczułem , że m oje słowa, jako „niefachow ca", w obec tam tej „sław y" uniw ersytec
kiej nie trafiały m łodem u do przekonania. O sad niew iary, a przynaj
m niej pow ażnych w ątpliw ości już się w yraźnie form ow ał na dnie jego m łodej i do wiedzy rw ącej się duszy...
Zdarzenie, jakich wiele, bardzo wiele... Przeżycia, których u n i
w ersytet dzisiejszy n iestety nie szczędzi m łodym katolikom na wielu, w ielu katedrach...
I tu w łaśnie tak często zjaw ia się wiedza, którą nazw ałbym n ie
uczciwą. Przez c o ? N ajczęściej przez tendencyjne w yciąganie zbyt d a leko idących w niosków , to jest wniosków sięgających dalej, niż na to pozw alają uzyskane d o tąd przesłanki, przez w ynoszenie hipotez do znaczenia pew ników naukow ych.
Ba! o b jek ty w izm ! T en w łaśnie królew ski przym iot praw dziw ych inteligencyj na św iecie, jakże jednak rzadkim byw a klejnotem w d ia d em ie w spaniałej wiedzy d z isie jsz e j!
Rzadkim — na szczęście nie całkiem wykluczonym .
Praw dziw ie wielcy uczeni, spokojni, objektyw ni, ostrożni i p o k o r
ni są i b ęd ą zawsze najszlachetniejszym i stróżam i praw dziw ej, uczci
wej wiedzy.
W ostatnich niem al dniach spotkałem się z dw om a w ynurzenia
m i takich w łaśnie uczonych i jako przykład opinji naukow ej zgodnej z w iarą katolicką w X X wieku, pragnę Wam ich słowa zacytow ać.
Z końcem listopada 1934 odbyła się w Rzym ie inauguracja XVI zrzędu dorocznego cyklu w ykładów apologetycznych, głoszonych na te m a ty religijne przez najw ybitniejszych wierzących uczonych włoskich.
Przem aw iał na niej w obec g ro n a w ysokich osobistości kościelnych i rządow ych, w przepełnionej, w spaniałej auli P apieskiego U niw ersy
tetu G regorjańskiego, w ielk i uczony i wierzący k atolik, Dr G iovanni Perez, profesor patologji chirurgicznej na w ydziale m edycznym Królew
skiego U niw ersytetu Rzym skiego.
N a w stępie już, w ychodząc z cudow nej celow ości organizm u ludzkiego, nazw ał g o „objaw icielem B oga“ („rivelatore di D io“), po- czem, posuw ając się do w szechśw iata, w ykazał w nim trium f n ajw spa
nialszej jedności planu w śród najbardziej zadziw iającej różnolitości zjaw isk — oczyw isty dow ód najwyższej Inteligencji B o ga-O patrznoś:i.
U człow ieka zaś — m ówił — cała struktura anatom iczna, zjaw iska biologiczne i praw a rządzące oporem organizm u przed niezliczonem i czynnikam i chorobotw órczem i — to dow ód tej sam ej Inteligencji w m ałym św iecie człowieczym. — „W szystko to — kończył — nie jest w ynikiem przypadku! W szystko re g u lu ją tu praw a przew idujące i najm ędrsze. W tych praw ach odw iecznych, w tej opiece m ądrej, przew idującej, subtelnej, ojcow skiej ja poznaję Boga. Z tem św iatłem , z tą czystością um ysłu, z tą celow ością i z uczciwem i m etodam i b a dania, z w olą silną i szczerą pow inniśm y ustalać najtrudniejsze za
g ad n ien ia w iedzy i życia ludzkiego, Nie b raknie nam przytem p o m o cy owej nieskończonej O patrzności, która w szystkiem rządzi tak, a b y ś
m y m ogli osiągnąć nasze najwyższe, nieśm iertelne przeznaczenie'1.
Nr 6 P O D ZNAKIEM MARJ1 125
126 PO D ZNAKIEM MARJI Nr. 6
M ów iono mi, że jeden z poważnych uczonych polskich, zdecy
dow any m aterjalista, po studjach i badaniach m edycznych w rzym skim uniw ersytecie, po zetknięciu się z uczonem i na m iarę P rofesora P erez’a pow rócił do kraju m ocno zachw iany w swych dotychczaso
wych filozoficznych i przyrodniczych poglądach.
D rugi uczony nie jest katolikiem .
Anglik, znakom ity astronom , profesor uniw ersytetu w C am brid
ge, Jea n s w ydał książkę p. t. „Through S p a :e and Tim e" (Przez przestrzeń i czas).
W dziele tem , publikow anem przez sław ny z nauki uniw ersytet w C am bridge porusza autor wiele zagadnień z dziedziny teologji i fi- lozofji. O to co pisze m iędzy innem i:
— D zisiejsza fizyka i astronom ja dow odzi niezbicie, że m aterja nie m ogła istnieć zaw sze; że św iat został stw orzony; że ta m aterja przedtem nieistniejąca, została pow ołana do istnienia przez niedającą się ludzkim rozum em objąć Inteligencję.
Kończy zaś swe rozważania słow am i:
— M usim y przyznać, że nauka, rozpraszając ciem ności, nie m o
że jednak ostatecznie odpow iedzieć na pytania o bycie i przeznacze
niu ludzkości. To należy do religji!
T ak mówi wielka, uczciwa nauka XX go stulecia. T ak mówić będzie zawsze, gdyż uczciwość inaczej m ówić — nigdy jej nie dozw oli.
w
,
Czy umiesz się uczyć ??
(Ciąg dalszy,)
Z kolei w inniśm y się zająć bodajże najw ażniejszem zagadnieniem w zakresie um iejętności uczenia się, to jest spraw ą skupienia i uw agi.
N iem a ucznia, któryby nie był o tem najgłębiej przekonany.
Teoretycznie 1 T ak ! N iestety, gdy idzie o praktykę??...
W ystarczy rzucić okiem po klasie podczas lekcji szkolnej, aby się przekonać, jak wielka liczba chłopców nie przykłada wagi do sk u pienia, do skoncentrow ania całej myśli, całego rozum ow ego wysiłku na danym przedm iocie. Skutki tego już na następnej lekcji byw ają opłakane.
To sam o jest w pracy dom ow ej.
Zabierasz się do niej, otwierasz książkę, zeszyt, bierzesz do ręki pióro... Zam ierzasz pracow ać. Ale poniew aż nie posiadasz sztuki sku
pienia się nad jakim ś przedm iotem , tw oja uw aga pierzcha za lada podm uchem zzewnątrz, a naw et zw ewnątrz ciebie. M łoda, n ieopanow a
na w yobraźnia ucieka ci gdzieś nieustannie i z uporem w arjatki n a
prow adza ciągle i ciągle obrazy z życia; pam ięć rzuca się łapczyw ie
Nr 6 P O D ZNAKIEM MARJI 127 na jakieś w ynurzające się z przeszłości, m oże najśw ieższej, w sp o m nienia... I książka leży... lam pa się świeci... ty siedzisz przy stoliku do nauki... ale uczenie się... za góram i, za lasam i.
M oże zbędne przykłady, ale pozwól choć kilka..
Szukasz pilnie w słow niku znaczenia słowa, ale po drodze do niego zauw ażyłeś inne, zaciekaw iło cię, już m yślisz o jeg o znaczeniu, łączysz z tem szeregi dalszych w yobrażeń, potykasz się o now e słów ka,.. D obrych kilkanaście m inut m inęło, nim się ocknąłeś...
N a stoliku leży jakiś drobiazg sportow y... Bierzesz go do ręki, oglądasz tak sobie... Już jesteś na stadjonie, na ślizgawce, na nar
tach... Jed e n obraz w yw ołuje drugi, trzeci, dziesiąty...
Przypom inasz sobie nagle, że dziś w gazecie była ciekaw a w ia
dom ość, którą niedość dokład n ie przeczytałeś. Przecież muszę wie
dzieć, jak to było właściw ie. B ierzesz gazetę do ręki na m inutę, na dwie... O ho, co tu ciekaw ych rzeczy... M ijają m inuty za m inutam i...
Ty się uczysz?... P raw d a ?
1 tak dalej i dalej bez końca. A co najciekaw sze, ty wierzysz święcie, że „nauce" pośw ięcasz w dom u dużo czasu.
O to widzisz, S odalisie Drogi, co znaczy um iejętność skupienia.
Nie masz jej, nie starasz się o nią, nie zdobyw asz jej w pocie czoła
— dlateg o przegryw asz w gim nazjum i będziesz przegryw ał na wyż
szych studjach.
Oczywiście ogrom ną rolę odgryw a tu kw estja silnej, zdecydow a
nej, w yrobionej woli. Kto pracuje nad w olą m usi pom ału dojść d o um iejętności skupiania uwagi.
Ale jest jeszcze jedna g łęb o k a i su b teln a kw estja.
C zytałeś pew nie i nieraz słyszałeś o tem , że jeden z najw ięk
szych genjuszów św iata, gw iazda naukow a chrześcijaństw a — św. T o m asz z Akwinu m aw iał często, że więcej wiedzy zdobył na m odlitw ie u stóp C hrystusa, niż z uczonych ksiąg, w ykładów i badań...
Czy to tylko takie sobie ładne pow iedzenie Ś w iętego.. ? Czy to tylko dopływ przez m odlitw ę św iatła i łaski z g ó r y ,.?
Oczywiście, że to drugie najpew niej w święcie. Ale jest jeszcze COŚ innego. U m iejętność m odlitw y — to um iejętność skupienia um y
słu, woli, uczucia, w yobraźni i pam ięci przed B ogiem . To skoo rd y n o w anie wszystkich władz ducha w jednym celu, w jednym punkcie.
To spraw a także przyrodzona, psychologiczna...
U m iesz się m odlić??
T o w lwiej części um iesz się także i uczyć!
A jakie tw oje pacierze w dom u, szkole, kościele...? Um iesz się skupić przed Twoim B o giem ? Patrz, ilebyś zyskał! Ł askę i pom oc w pracy, a zarazem um iejętność skupienia się.
Rozum iesz teraz, że znane ci polecenie i h a s ło : M ódl się i p ra cu j! zaw iera w sobie całą g łęb ię treści, wiąże cudow nie Boga z T o bą, m odlitw ę z pracą... O by i dla Ciebie stało się naczelnem h asłem Tw ej nauki w szkole i dom u.
W szak jesteś S o d a lise m !
X . J. W.
128 PO D ZNAKIEM MARJI Nr 6
Mirra i złoto.
O p ow ieść sodalicyjna.
W ładek czuł się ciągle taki sam otny i opuszczony...
Dopiero dwa tygodnie m inęły, jak przyjechał do J., do gim nazjum , a jem u się zdawało, że baw i tu już parę m iesięcy...
Cóż dziwnego...?
O statni rok był dla niego taki ciężki... taki łzawy...
D ługa choroba ojca, sm utek i cierpienie m atki, popłakiw anie ro
dzeństw a po kątach... Potem śmierć... pogrzeb i ta bieda, co zaczęła na dobre zaglądać do dom u, do oczu... Już stanął przed straszną mo- liwością, idącą coraz i coraz spieszniej ku pewności, że przerwie stu- dja i skończy swą szkolną karjerę na piątej klasie... Gdy z wcale d o brem świadectwem w ręku wychodził piętnastego czerwca z g im na
zjum , zdawało m u się, że bram a szkoły zam knęła się za nim na zaw sze... Koledzy w podskokach spieszyli na wym arzone wakacje... oży
wieni, rozgadani, pełni planów ... projektów... O n c ó ż ? — W lókł się wolno do dalekiego, now ego m ieszkanka na poddaszu niem al... A ja kiś szloch w ew nętrzny tłukł się mu po m łodej piersi, ściskał serce...
i s z e p ta ł..: „Skończyło się... nie wrócisz...!!"
I tak przeszedł chłodny i deszczow ny czerwiec, raczej do paź
dziernika, gdyby nie dzień długi — podobny I żeby choć gdzieś wyjść, spotkać tych niew ielu kolegów m ieszczuchów, co zostali... Cóż, kie
dy l e j e !
W rodzinnym Krakow ie opustoszały naw et planty stojące w całej krasie zieleni i kw iatów , co zm oknięte, zgnębione pospuszczały sm u t
nie barw ne głow iny ku ziemi, sm ętnie w zdychając ku zagniew anem u, zda się na zawsze, słońcu...
1 wlokły się W ładkowi te przesm utne dni w akacyjne, gnębiąc duszę chłopca do reszty...
A t wreszcie kiedyś, w pierwszych dniach lipca pokazało się słoń
ce. Najprawdziwsze słońce... Świat odetchnął. Zaroiło się ludźm i na m ieście, w parkach, ogrodach, na b ło n ia c h .. Ruszył się sport studen
cki... nad W istą ukazały się pierwsze sylwetki pływaków... Lato szło.
I przyniosło W ładkow i błysk nadziei... K tóregoś dnia listonosz doręczył jego m atce długi, serdeczny list od ciotki A nny, bezdzietnej w d o wy, m ieszkającej w jednem z prow incjonalnych m iast M ałopol
ski. C iotka w spółczując serdecznie boleści bratow ej, proponow ała jej zabranie do siebie W ładka i brała na swą głow ę doprow adzenie ch ło p ca już do końca gim nazjum .
Było to nadzwyczajne, niem al cudow ne. W ich położeniu popro- stu krytycznem dow ód czuwającej zawsze Bożej O patrzności.
A jednak chłopiec zam yślił się głęboko, gdy od matki o tym projekcie usłyszał.
N a myśl o dalszej nauce zaświeciły mu się oczy, ale gdy d o puścił możliwość opuszczenia najdroższej m atki i dom u, dwóch bra-
Generalna Komunja św . 10.000 oficerów i żołnierzy podczas Kongresu Eucharyst. w Buenos Aires, paźdz. 1934 (p. art. w nrze lutowym ).
DODATEKlLUSTRAĆYjNYZAMARZEC1935
S. M. Zduńska W ola II. w dniu poświęcenia sw ego pięknego sztandaru (1934).
P O D ZNAKIEM MARJI 129
Ciszków i siostrzyczki, ulubionej szkoły i kolegów , czuł, źe mu się co ś ściska koło serca... I milczał.
A potem ta nowa sz k o ła ! Nowi profesorowie i ksiądz i koledzy, kto wie jacy...? A ta ciotka A nna? Czy się jej n ad a? Czy go polubi?
I mroczył się chłopczysko, m im o św iecącego słońca. I zagłębiał się w m yślach... Sam nie wiedział, co myśleć, co mówić...
A m atka nie siliła. Znając go doskonale, wiedziała, ile go ta c a ła rozłąka będzie kosztować, a znając też i życie, była bardzo ostroż
na w swych decyzjach. O dw lekała więc swą odpow iedź dla ciotki Anny, a wieczorami m odliła się gorąco przed obrazkiem Sm ętnej D o
brodziejki od Franciszkanów , w sercu Bolesnej M atki szukając św ia
tła i rady...
Ale prosta grzeczność kazała wreszcie odpisać...
W ładek juź coś przetraw ił w sobie, zgryzł jakąś wielką, dziecię
cą boleść i niemal dojrzałym od nam ysłu głosem , któregoś wieczora oświadczył m atce: — M atuś, to ja już pojadę 1
List poszedł, klam ka zapadła.,.
Reszta wakacyj spłynęła chłopcu i m atce na przygotow aniach do chwili, której nigdy naw et nie przypuszczali... Jedno przed drugiem taiło swoje myśli i uczucia. Tw ardy los niósł im chwilę rozstania co raz i coraz bliższą.
Na mroczriy, długi peron krakow skiego dw orca podciągnięto po ciąg do Lwowa...
Zakotłow ało w śród sporej grom ady podróżnych... Kończyły się wakacje, ożywiony ruch kolejow y wzm ógł się niepraw dopodobnie.
P om nożono liczbę pociągów , wagonów... chłonących w siebie setki i tysiące szczególniej m łodych pasażerów.
Pani Wilecka z córeczką odprow adzała W ładka... Jakżeby chętnie odwiozła go sam a aż na miejsce... Ciężkie warunki nie pozw oliły jej iść za głosem m atczynego serca... Musi oszczędzać każdego grosza...
Na W ładka w ydała resztki oszczędności, a tu dw oje jeszcze do szko
ły idzie... Ubranie, obuwie, książki, zeszyty .. Skąd ona weźmie na to wszystko I
Więc W ładek m usi jechać s a m !
C hłopiec panuje nad sobą! Stara się być spokojnym , naw et po
godnym . Żegna się z m atką, z siostrzyczką, ale czuje, jak mu się łzy cisną do oczu, coraz natrętniej, coraz gw ałtow niej... Pierwszy raz za d o m l Do obcych... Na długo... na długo...
Lecz trzeba w siadać! Jeszcze tylko parę m inut do odjazdu. W ięc ostatnie uściski, ostatnie słowa i krzyżyk m atki nakreślony na czole dziecka...
Trzaskają drzwi w agonów ... Konduktorzy, biegając, spraw dzają wszystko... W skazówka zegara peronow ego zbliża się nieubłaganie do m om entu odjazdu. Dyżurny ruchu podnosi rękę... Zgrzytnęły koła, wstrząsły się wagony...
130 PO D ZNAKIEM MARJI
W oknie w agonu III klasy przy korytarzow ych drzwiach blada twarzyczka W ładka wychyla się nad spuszczoną szybą... Oczy już nie m ogą utrzym ać łez... Szczęściem pociąg zwiększa chyźyść za każdym obrotem kół... P eron znika z oczu wraz z m atką najdroższą i siostrą...
P onad morzem dom ów ukazuje się strzelista wieża M arjącka... Migoce w słońcu m ajestatyczny W awel... m ogiła Kościuszki... Żadna siła nie oderw ałaby W ładka od okna! Ale utrzym ać się już nie może... Już nie ciche, skryte łzy tylko... A le łkanie w strząsa całą piersią chłopca...
Zapom niał, że chodzi już do szóstej, źe taki przecież duży i poważny.,, że ludzie...
Bo w przepełnionym pociągu stoją ludzie naw et na korytarzu wagonu, wśród stosu walizek i pakunków . Tuż kolo Włiadka jakieś dwie czy trzy mieszczki gniotą się w ścisku. G w ałtow ny płacz chłop
ca nie uchodzi ich bacznej uwagi. T o jedna, to druga spogląda nań ze współczuciem , pokazują go sobie wymownym gestem głowy... Na ram ieniu chłopca dojrzały żałobną opaskę...
Słychać szept...
— Biedactwo...
— Pew nikiem sierota...
— W idno z pogrzebu wraca...
A W ładkow i zdaw ało się, że istotnie grzebie gdzieś na zawsze swoje lata dziecięce, swoją m łodość przy matce, jak przed paru m ie
siącam i na zawsze pogrzebał ojca...
Ciotka Anna przyjęła go serdecznie. Los sieroty wzruszał ją szczerze, a podobieństw o do zm arłego brata jednało mu jej dobre se r
ce. Nie było więc W ładkow i najgorzej na ciotczynym chlebie. Nato m iast ciężko mu przyszło zżyć się z now ą szkołą. Zwłaszcza pierwsze chw ile były przykre.,. Na każdej niem al godzinie przedstaw iał się no
wym nauczycielom , niejednem u m usiał zdać krótko sprawę z p o stę pów, z zachow ania w Krakowie, naw et m aterjału przerobionego... No a koledzy? Jak koledzy. Na „now ego'' patrzyli ciekawie, mniej lub więcej przychylnie, ale zdaleka... W ielki sm utek rozlany na twarzy chłopca na razie przynajm niej nie pociągał ich ku niem u. W iadom o, jak m łodzi są bezradni w obec sm utku życia... Nie um ieją zw ykle do niego podejść... S tąd ich chłodna, pełna zakłopotania rezerwa... A Wła dek jakoś rozruszać się nie mógł... N agła zm iana środowiska zmroziła go, zam knęła w sobie... Nie rokow ał na bliższą przyszłość jakiegoś roztajania... Czuł się taki strasznie sam otny, opuszczony, obcy...
Wziął się do roboty uczciwie zaraz z początku, chciał zabić sm u tek, utopić go w pracy, a m atce donieść choć coś niecoś pocieszają
cego o sobie i szkole. W iedział, jak na to czeka...
I w tym stanie grozić mu poczęło stałe osam otnienie, coraz w ię
ksze zawarcie się w swoim wewnętrznym świecie, w swojej doli sie
rocej, przeszczepionej w grunt obcy, daleki...
W głębi jego duszy rodziła się i potężniała coraz ogrom niejsza tęsknota za m atką, za dom em , za Krakowem i daw nym i kolegam i.
Nr 6 PO D ZNAKIEM MARJI 131 Nieraz naw et na lekcji chw ytał się na tem, jak myśl jego ponad góry i lasy dopadała Krakowa i oglądała wszystkich pokolei... O to m atuś teraz pochylona nad kuchennym stołem przygotow uje obiad dla M a
ryśki... Zbyszka i Tadzika... i m oże też myśli o nim... A w klasie VIa, w gim nazjum , jaka też teraz może być g o d zina? Pew nie pocą się nad łaciną... Kazik... Ludek... Janocha...
Ah ! ujrzeć ich ! Ujrzeć Kraków choć na dzień, na dwa... a choć
by i na parę g o d z in ! M arzenie próżne...
— W ilecki p o w tó rz ! — pada nagle głos z wysokości katedry...
A on biedak podnosi głow ę om roczoną jeszcze z dalekiej wędrówki i te oczy błędne... 1 milczy pełen wstydu i zgnębienia...
— Czemu nie u w a żasz! Pocoś przyszedł do sz k o ły ! — surowe, przykre słowa nauczyciela, wyrywają go z zam yślenia i marzeń w twar
dą rzeczywistość klasy szóstej, ale już nie tej ulubionej... dawnej...
krakowskiej...
A marzenie wraca, coraz to mocniej, w sam otnej drodze do d o mu... w pracy nad lekcją... Ciągle... uparcie... niezw alczenie.
Czy takie naprawdę próżne... nieziszczalne ?
Przecież kilkanaście złotych ma na książeczce P. K. O.... To je szcze od tatusia... Praw ie na bilet w jedną stronę byłoby i na kawa łek powrotu... A może uskłada jeszcze...? m oże ciotka...? może od m a
tki...? A gdyby tak lekcję jaką zdobył...?
O t ! chłopięce marzenia. Wiedział, że marzy, ale były to dla nie
go myśli wytchnienia, spokoju, nadziei... I tak się do nich przywiązał, że naw et nie odczuł, jak górę nad nim wzięły zupełną...
Już na kalendarzyku wyliczył dokładnie dni do końca paździer
nika... O d 6 września było ich okrągło 55. Aż 55! Nie! tylko 55! To zleci 1 A na W szystkich Świętych musi jechać do m a tk i! Przecież to i Dzień Zaduszny... Jak że? Na grób ojca... Pom odlić się... Musi. I po jedzie! To było jego najgorętsze, najskrytsze teraz marzenie... Niem się cieszył, dźwigał, naw et żył... na swej obczyźnie, w swym sm utku
serdecznym . (c. d. n.)
Digamma.
MICHAŁ BOBROW S. M.
maturz. gimn. Łomża I.
Sodalicyjna pielgrzymka.
Cudowne miejsca na ziemi, podobnie jak słońce, w yw ierają swój wielki wpływ na otoczenie. Nie brak ich w polskiej krainie. Diecezja łom żyńska również posiada taką cenną perłę w postaci cudow nego obrazu M atki Boskiej w Hodyszewie, wiosce odległej od Łomży oko ło 70 km. Obraz ten pochodzi z XV stulecia.*) Cudam i słynął od w ie ków, o czem świadczą liczne wota. W wieku XIX, w okresie prześla
*) p. Dodatek ilustracyjny.
132 PO D ZNAKIEM MARJI N r 6 dow ań religijnych praw osław ni przywłaszczyli sobie wizerunek B o g a
rodzicy, a w czasie zaw ieruchy wojennej wywieźli go do Rosji. Po wojnie, za staraniem Ks Biskupa Łukom skiego i za poparciem P ana P rezydenta obraz odzyskano. Dnia 26 m aja 1928 r. pow róciła N. Mar- ja P anna do H odyszew a. O d tej chwili ciągną pielgrzymi z bliższych i dalszych okolic do tronu Marji, by jej przedstaw iać swe bóle i bła
gania.
Ks. Mod. Grodzki, wielki krzewiciel idei M arjańskiej na terenie Ł om ży, rzucił w czasie ubiegłych wakacyj m yśl, byśm y i my sodalisi p o szli tam z hołdem do N iepokalanej. Zachęcać nie trzeba było. Z ebra
ła się chętnych grom adka, boć każdy czciciel M arji ma Jej za co dziękow ać i o ccś Ją błagać. W ięc 25 lipca po wczesnej mszy i kom un ji św. ruszyliśm y pieszo do H odyszew a, pod kierow nictw em księdza M oderatora. Ruszyliśmy z radością, pełni w esela, gotow i na trudności pielgrzym ow ania. Jakoż ich nie brakło.
Już pierw szego dnia po ulew nych deszczach zostaliśm y odcięci niem al od dalszych dróg. W ezbrane w ody pozrywały m osty, pozale
wały przejścia. Trzeba było brnąć po kolana w wodzie, bądź przeska kiwać często napotykane błota. Nie zraziło to nas, lecz owszem z tem większym zapałem , zadow oleni, że w dani złożym y M atuchnie trudy przeprawy, kroczyliśm y dalej. M ijając wsie i lasy, w ędrow aliśm y przez łąki i piaski z pieśnią i m odlitw ą na ustach. P ytano nas — kto i do kąd idzie? Tłum aczyliśm y, żeśm y sodalisi, słudzy Marji, z pielgrzym ką do swej Pani. T rzeba zaznaczyć, że wieś nasza sodalicji jeszcze w ca
le nie zna. C hętnie nas widziano i przyjm ow ano. W pewnej wiosce spotkaliśm y pow ażną staruszkę. O pow iadała nam , że od czasu kształ
cenia się w W arszawie jest sodaliską i pozostanie nią do śmierci, bo wiele zawdzięcza M atce Bożej. Przy pożegnaniu prosiła o m odlitwę przed cudow nym obrazem .
Trzeciego dnia byliśm y u celu wędrówki. Tegoż dnia wieczorem odbyło się nabożeństw o połączone z odsłonięciem obrazu. Tak to pier
wsze jak i następne nabożeństw a były gorącem i i głęboko serdecz- nem i rozm ow am i z M atką N ajświętszą. Tam przed cudow nem obli
czem Królowej Sodalicyj m odlitw a nasza była żarliwsza, gorętsza i zda się skuteczniejsza niż zwykle, to też nie z ust, lecz z całego serca płynęły nasze m odły do nieba. N astępnego dnia odbyliśm y ze
branie. Głównym tem atem dyskusyjnym b y ły : Korzyści naszej piel grzymki. D yskusja wykazała, że napozór błaha wędrówka daje nie m ałe korzyści, tak osobiste jak i dla otoczenia. Po dw udniow ym p o bycie w Hodyszew ie wracaliśm y. I teraz spotykały nas burze i d e szcze, ale wszystko m inęło szczęśliwie. Dnia 1 sierpnia m szą św.
w Łom ży zakończyliśm y pielgrzymkę. Z pobożnej tej wyprawy przy
nieśliśm y garść prom ieni Bożych, prom ieni, co rzucają wokół radość i w znoszą myśl do Boga. Uczucia m iłości do N iepokalanej wzrosły w nas i staliśm y się gorętszym i Jej czcicielami.
Pełni zadow olenia ze złożonej naszej M istrzyni ofiary, p o sta n o ' wiliśm y w przyszłe w akacje odbyć również m oże dalszą pielgrzym kę.
Nr 6 POD ZNAKIEM MARJI 133
Pokłosie jasnogórskiego Kongresu.
— Poznań — zbiórka!
— Chojnice — zbiórka!
— Trzem eszno — pierwszy i drugi przedział!
Troskliwi księża-opiekunow ie przywołują swoich...
Cały dworzec częstochowski przepełniony. Wszędzie widać na
szych sodalisó*r, oczekujących na pociąg.
Gwarzymy, dzieląc się świeżemi wrażeniami z Kongresu. Je ste ś
my pod urokiem pożegnalnego kazania O. Paulina, M arjana Pasz
kiewicza.
W reszcie nadjeżdża pociąg ze świstem i hukiem...
Uradowani, roześmiani zajm ujem y puste przedziały, m ogąc n a
reszcie po tylu trudach spocząć na ławach.
Ruszamy —
Wszyscy cisną się ku oknom , by rzucić pożegnalne spojrzenie na ukochaną wieżę jasnogórską, której wysm ukłe kształty zarysowują się na horyzoncie... W myśli przebiegają obrazy obrony z Sienkiewi
czowskiego „P otopu11, cz c g o d n a postać O. Kordeckiego, mury kla
sztorne, bogate, przebogate pam iątki skarbca jasnogórskiego... W pa mięci tkwi niejedno piękne słowo, jakie padło podczas Zjazdu. I tak się pragnęło wynurzyć, wylać, tak serdecznie dziękować za szczęście oglądania C zęstochow y i Zjazdu, naszej drogiej Orędowniczce, pod której sztandaram i służymy, a jednocześnie sm utek ściskał serce, że oto już żegnam y to m iejsce święte.
W przedziale naszym siedzą starsi sodalisi z dwom a księżmi M oderatoram i. Intonujem y pierw si: Serdeczna M atko... Z mocą pieśń uderza o ściany sąsiedniego przedziału, a z jeszcze większą siłą w se r
ca sodalisów. Cichną gwary, łączą się m łode głosy, pochw ytują sło
wu pieśni, więc płynie radosne Po górach dolinach, rzewne Matko niebieskiego Pana, potężne Błękitne rozwińmy... A turkot kół, świst wiatru, szczekot żelaza i drżenie szyb m ieszają się z naszemi głosam i i potęgują pieśń i zdają się wspólnie z nami wysławiać Imię Bogaro- rodzicy. Rozśpiewany i rozdygotany pociąg zdaje się nieść nas ku ja
kiejś nowej, nieznanej krainie, ku nowej Polsce, Polsce szczerze ka-- tolickiej, która ma się odrodzić przez cześć N iepokalanej...
W kącie przedziału siedzi starszy już urzędnik kolejowy. Jest spokojny, poważny. Raz poraź kieruje badawczy wzrok na swych śp ie
wających sąsiadów... Słucha rozmów i pieśni. Niekiedy rzuca które
muś z nas pytanie: — Co to za młodzież jedzie? — D okąd w raca?
D laczego tu była w czasie wakacyj ? I znów pogrąża się w zadumie.
Tym czasem pociąg zbliża się ku Herbom Śląskim. Zatrzym uje się w biegu, skrzypią osie. Stajem y. Nasz urzędnik podnosi się z miej sca, chce jakoby coś nam powiedzieć, ociąga się z wyjściem, wresz ęie spojrzawszy raz jeszcze do wnętrza wagonu, wychodzi. Po małej
134 POD ZNAKIEM MARJI Nr 6 chwili otw ierają się drzwi — na stopniach w agonu stoi nasz zn ajo m y; jest jakiś dziwnie zmieszany, zwraca się nieśm iało ku n a m : —
„Panow ie!" Spojrzeliśm y m ocno zaintrygow ani jego zachowaniem się.
„Ja jeżdżę tu już całetni latam i na służbę i ze służby do dom u. W i
działem rozmaitych łudzi, wracających z Częstochowy, starszych i m łod
szych, prostych i wykształconych. Alem nigdy nie widział takich m ło
dych jak wy... inteligentnych a śpiewających z taką pobożnością pie śni ku czci M atki Boskiej. Waszem postępow aniem wzruszyłem się i zbudow ałem niezm iernie. W życiu przechodziłem rozm aite koleje, w czasie pokoju i wojny i mogę Wam tylko jedno pow iedzieć; T rzy
m ajcie zawsze z Bogiem, a będzie Wam zawsze dobrze. —
Wychodzi, rzucając nam na pożegnanie: „Zostańcie z B ogiem ! p a n o w ie !“ —
(Sodalisi z Trzemeszna).
Z życia naszych sodalicyj .
Namiętny dzień.
(diielce IV).
Niezapom niany dzień 8 go grudnia już jest poza nam i. Wracać doń m yślą i sercem będą długo sodalisi g mnazjum im. św. Stanisła wa Kostki w K olcach. Ledwo sączył się ranny brzask poprzez w itra
że katedry, rozpraszając mroki nocy, a już sodalicyjna młódź szkół kieleckich wypełniła presbyterium i część nawy w oczekiwaniu na uro czystą Mszę św , którą ma celebrow ać Najdost. Ks. Biskup, święcąc zarazem pierwszy sodalicyjny sztandar katolickiego gim nazjum w Kielcach.
Na am bonę wyszedł ks. mod. Sobalkowski. W spom niał naprzód 0 350 letnim jubileuszu sodalicy jn y m .. Mimo pólczwartawiekowej hi storji sodalicja nie przeżyła się; jej zasady, jej duch i dziś, jak ongiś, żywy, świeży, aktualny. I dziś, w wieku zawodów, rekordów, wybuja łej kultury ciała — pociągają młodzież sodałicyjne odznaki i godła, co ważniejsze, sodałicyjne prawa i nakazy, a pociągają — nie sensacją nowości, wabią nie — złudnym mirażem chwały, znaczenia — nie nadzieją karjery nęcą — ale pragnieniem zdobycia dzielności i hartu d u c h a ...
J. E. Ks. Biskup pochyla się nad biało-błękitnyn’ sztandarem 1 błogosław i; krople świętej wody spadają nań i na g,!owy m łode dzierżących drzewce jak ożywcza, życiodajna rosa niebiańska.
Msza św. i K om unja św. Długie szeregi młodzieży Krzepią się Ciałem Pańskiem na trud codziennych zm agań i żar W 2 l k codziennych — na wysiłek wzlotów górnych i mękę upadków .
Popołudniu o 3-ej w szkolnej kaplicy gimn. św. Stanisława K o
stki 17-tu kandydatów składa swe ślubow anie przed ołtarzem Niepo kalanej.
PO D ZNAKIEM MARJ1 135 Poczem w udekorow anej sali gim nastycznej m arjańska akadem ja.
Sala zapełnia się gośćm i i młodzieżą. Z estrady jaśnieje znów posąg N iebiańskiej Pani... dziś Jej dzień, Ona króluje w szędrie i w k o ściele i tu w sercach naszych.
Poczet sztandarow y ustawia się na scenie. Prezes sodalicji z m e
dalem nowym na piersiach... dziś wszystko nastrojowe, uroczyste. — Orkiestra Biskupiej Szkoły Muzycznej w ykonuje uw erturę „Moja K ró
lowa" — Straussa. — 20 tu aspirantów przyrzeka pod sztandarem M arji wiernie stać, śladem Kostki, Kazimierza Ją czcić, Jej służyć...
Jeden z sodalisów w krótkim szkicu kreśli obraz 350-letnich dziejów sodalicyjnego ruchu, jego blaski i cienie, okresy załam ań i fa zy nowego, św ietnego rozkwitu — a drugi w mocnych słowach stw ier
dza: Kim jesteśm y, do czego dążym y dziś, jaka jest rola i zadania Sod. Marj. dziś w polskiej szkole średniej. Parę utworów muzycznych i śpiew y kończą część pierwszą podniosłej akadem ji.
W części drugiej w słuchujem y się w m uzykę dzwonów krakow skich, wielbiących Marję, nieśm iertelną pieśnią, którą w nich zasły
szał genjusz W yspiańskiego („A kropolis") — chłoniem y w siebie cu dow ną poezję litanji do Najśw. Panny C yprjana Norwida.
W części trzeciej ks. M oderator odczytuje listy z życzeniami, ja kie nadeszły, a więc zadziwia wszystkich łaciński list z Rzymu od owej macierzy sodalicyjnego życia, kongregacji pierwszej, Prim a Pri maria zwanej, która 350 letni właśnie jubileusz swój święci. Złocisty gwóźdź przed cudownym obrazem M atki Bożej w kaplicy rzymskiej pośw ięcony pierwszy wbity w drzewce sztandarow e.
Prym as Polski J. Em in. Kard. A. H lond błogosław i czule soda- lisom, dziękując za wyrazy hołdu przez nich przesłane. N ajdostojniej
szy Książę M etropolita Krakowski, J.E. Ks. Arcyb. Sapieha przesyła g o rące życzenia dalszej i owocnej pracy. J. E. Ks Biskup Kielecki przez usta sw ego przedstaw iciela wyraża swe zadow olenie i całem sercem błogosław i wysiłkom, zm ierzającym do podniesienia ducha religijno- m oralnego wśród m łodego pokolenia. Najczcig. O jciec G enerał P a u linów O. Pius Przeździecki śle z Jasnogórskiego G rodu wyrazy otuchy, zapew niając o swej przed cudow nym wizerunkiem za sodalicję m o
dlitwie.
Życzenia pom yślnego rozwoju w duchu szczerej religijności i obowiązków obywatelskich dla dobra państw a P olskiego przesyłają p. K urator Krakowski, dr M. B. Godecki i wizytator szkolny p. Stani sław Komar.
N ajserdeczniejsze „Szczęść Boże" — płynie od Tatr, z Zakopa nego od Prezesa Związku ks. J. W inkowskiego i w iele innych szcze
rych, nutą serdeczności brzmiących głosów uznania, zachęty — za które to życzenia Najwyższym D ostojnikom Kościoła w Polsce i W y sokim Przedstawicielom władz szkolnych na tem miejscu składa so- dalicja gim nazjalna uczniów gim n. im. św. Stanisław a Kostki w Kiel
cach publiczne podziękow anie.
i 36 PO D ZNAKIEM MARJI Nr 6
Czynim y to tern ochotniej, iż takie słowa krzepią, podnoszą i za
palają m łode serca do coraz nowych i coraz większych wysiłków, zm agań i prac.
Dzień wielki, święty... pam iętny dzień!
D nia 2 go grudnia 1934 r. obchodziła sodalicja przy G im nazjum Neokl. w Chorzowie (I) 10-lecie istnienia. Chwile, któreśm y w tym dniu przeżyli, pozostaną na zawsze w pam ięci tak u sodalisów jak i u wszystkich uczniów tego zakładu.
Rano cdbyła się w auli uroczysta Msza św., którą celebrow ał nasz m oderator, ks. Szubert, a w czasie której przystąpili wszyscy so- dalisi w liczbie 120-tu do Kom unji św. P unktem kulm inacyjnym dnia była A kadem ja, w przepięknie udekorow anej auli, w której wzięli udział: M oderator diecezjalny ks. R. Josiński, dawni m oderatorzy so dalicji naszej, m oderatorzy sąsiednich sodalicyj, ks. proboszczowie, grono profesorskie z panem dyrektorem na czele, prawie cała in teli
gencja m iejscowa i delegacje bratnich sodalicyj. Krótkie słowo w stę
pne w ygłosił ks. M oderator, w itając gości, poczem prezes om ówił 10-letnią działalność naszej sodalicji. N astępnie przem ów ił m oderator diecezjalny ks. Josiński, który zaznaczył, że sodalicja tutejsza jest pierw szą sodalicją na G. Śląsku.*) N astąpiła deklam acja: „Śm ierć św.
Stanisław a" i d eklam acja: „Cześć M arji“ Czeskiej M ączyńskiej. Ks.
Tom ala, założyciel sodalicji, w pięknym , półgodzinnym referacie p. t.
„Rola wychowawcza Sodalicji M arjańskiej", podniósł zasługi Sodalicji M arjańskiej na polu wychowawczem. Zespół muzyczny tutejszego zakła du odegrał Ave Verum , M ozarta, P anis A ngelicus, F ranck’a i inne.
Całość w ypadła bardzo uroczyście i podniośle, poziom Akadem ji był bardzo wysoki. O siągnęliśm y przez m ą swój cel, bo nie tylko poka zaliśmy, jak pracujem y, lecz także, o co nam najw ięcej chodziło, za
znajom iliśm y szerszy ogół publiczności z celem i ideałem sodalicyj- nym.
W I A D O M O Ś C I K A T O L I C K I E
Przekleństwo w alki z religją Znany pisarz francuski, Gustave Heivleu anali
zuje w .Journal' wyniki walki, jaką narzucono w swoim czasie Kościołowi we Francji.
„Combes — pisze — myślał, że dokonał wielkiego czynu, gdy wyrzucił krucyfiks ze szkół państwowych, wygnał zakonników i zakonnice ze szkół prywatnych i powierzył w ten sposób trzy czwarte młodzieży francuskiej nauczycielom, którzy wychowani z o stali w czerwonych seminariach; nlczem bowiem innem nie są te na fundamencie
*) Najstarszą na całym Śląsku jest sodalicja cieszyńska załóż, w 1905.
Dziesięciolecie pierwszej S. M. gimn.
Według komunikatów Katolickiej A gencji Prasowej w Warszawie ZE ŚWIATA.
Cudowny obraz Matki Boskiej w H odyszewie (p. artykuł).
IIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIM
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Pierwsze reko
lekcje zamknięte naszych sodali- sów — maturzy
stów u XX. Mi
sjonarzy w Byd
goszczy (siedzą:
rekolektant X. D r
Feicht i Mod.
archid. gnieźn.
X .P rof.D . Wrób
lewski z Ino
wrocławia).
S. M. Kielce IV (Oimn. Bisk. św . Stan. Kostki) w dniu pośw ięcenia sw ego sztandaru.
W środku między X. Dyrektorem gjmn. i X. Mod. Drem Sobalkowskim P.Wizytator Komar.
S. M. Mikołów urządziła dla swych członków mity obchód św . Mikołaja...