• Nie Znaleziono Wyników

Ariostyczna droga Słowackiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ariostyczna droga Słowackiego"

Copied!
38
0
0

Pełen tekst

(1)

Zofia Szmydtowa

Ariostyczna droga Słowackiego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 51/4, 351-387

(2)

ZOFIA SZMYDTOWA

precz m ow o sm ętna, Co m yślom w ła sn e odejm ujesz tw arze, D ając im ciągłą łzę, lub ciągłe tętna;

(B e n io w sk i, V, w. 158— 160) Ariosto zdobył sławę u rodaków i cudzoziemców nie jako au tor ko­ m edii, sa ty r czy liryk, ale jako tw órca Orlanda szalonego. Choć nie on pierw szy we Włoszech renesansow ych sięgnął do podań średniow iecznych, by nadać im kształt poem atu rycerskiego czy rycerskiego rom ansu w ier­ szem, przecież podejm ując dalszy ciąg w ątk u Boiardowego Orlanda za­

kochanego tak dalece prześcignął swoich poprzedników na tym polu,

że now y gatunek epiki nowożytnej — bez względu na spraw ę inicjatyw y czy historycznego pierw szeństw a — związano w łaśnie z dziełem A riosta.

K iedy pojaw iła się Jerozolim a w yzw olona, entuzjaści Orlanda u fo r­ m owali w jego obronie rodzaj bojowego fro n tu i mimo że czasy k o n trre ­ form acji sp rzy jały wzrostow i sławy Tassa, Ariosto m iał nadal gorących zwoleników, a w śród nich wielkiego G a lile u sza 1. Miał także w k ra ju i za granicą ostrych krytyków , nie zawsze jednak konsekw entnych. Tak więc Trissino, naśladujący A riosta, trak to w ał go z góry, pisząc, że Or­

lando podoba się pospólstw u 2. Podobnie Ronsard, w praktyce pisarskiej

podlegający urokow i Orlanda, przetw arzający epizody tego poem atu, pod w pływ em surow ego w yroku, jaki w ydał na A riosta P elletier, pisał, że poem at włoski przez swą fantastykę podobny jest raczej do m ajaczeń chorego n a febrę niż do pom ysłów człowieka całkowicie zdro w ego 3. 1 Por. M. B r a h m e r , W g a lerii ren esa n so w ej. W arszaw a 1957: ,,Spór m iędzy zw olennikam i A riosta i Tassa [...] stał się najbardziej zaw ziętą polem iką X V I w ie k u “ (s. 259). „G alileusz [...] narracje A riosta p orów n yw ał do m alarstw a o le j­ nego, gdzie przejścia m iędzy barw am i są łagodne, stonow ane, dają w rażen ie p la ­ stycznej pełni i m iękkiej krągłości k szta łtó w “ (s. 260).

2 А. С i o r ą n e s c u , U A r io s te en France. T. 1. P aris 1938, s. 173: „Furioso suo, che piace al volgo [...]“. T r i s s i n o naśladow ał A riosta w poem acie U lta lia lib e ra ta da i G oti.

2 T am że, s. 175.

(3)

352 Z O F IA S Z M Y D T O W A

Sąd tak i zam ieścił R onsard w przedm ow ie do pierwszego w ydania swojej

Frans ja dy z r. 1572, nie pow tórzył go jednak w żadnym z następnych

jej w ydań.

Tw órcy poetyk renesansow ych różnili się m iędzy sobą w poglądzie n a now y gatu n ek epicki, k tó ry zwali na ogół rom ansem czy rom ansem aw anturniczym . A rystoteles nie tylko nie ułatw iał jego obrony, ale przeciw nie, w zm agał w ątpliw ości, czy m ożna taki u tw ór jak Orland

szalony staw iać na rów ni z w ielką epiką grecko-rzym ską. We W łoszech

pierw szy uzn ał rów now ażność arcydzieła A riosta w obec Iliady, Odysei i E neidy G iraldi Cinzio 4. We F ra n cji Joachim du Bellay zalecał pisarzom naśladow anie zarów no H om era i W ergiliusza, jak A riosta, podkreślając, że to ostatn ie zalecenie poczytuje za akt odwagi ze sw ojej stro n y s.

Dla poetów P lejad y był Ariosto in sp iratorem szczerości w liryce, zwłaszcza m iłosnej. Postaci jego poem atu stały się popularne w XV I w. w e F rancji dzięki licznym aluzjom , przeróbkom i przekładom różnych epizodów z Orlanda. Do rozgłosu A riosta przyczynił się szczególnie jego naśladow ca Desportes. Ani daw ny przekład prozą (1543), ani opracow a­ n ia fragm entów włoskiego arcydzieła nie zdołały oddać w dzięku orygi­ n a łu i jego m uzyczności. Ówcześni poeci francuscy uczyli się głównie od A riosta p o rtre tu kobiecego (Alcyna, Olimpia) i języka miłości. W ielki w p ływ m iały zwłaszcza p artie liryczne dotyczące B rad am an ty i R ugiera oraz m onolog O rlanda po odkry ciu związku A ngeliki z M edorem. Po­ w odzeniem cieszyły się także w prow adzenia do poszczególnych pieśni, u trzym ane w ch arak terze ogólnych refleksji nad ż y c ie m 6. Zarówno pierw sze tragikom edie francuskie, jak d ram aty pasterskie swoją stron ą fab u la rn ą zw iązały się z O rlandem s z a lo n y m 7. W ątki poem atu przeni­ k n ęły także do rom ansów . L ite ratu ra francuska w. X V I rozw ijała się więc w różnych dziedzinach pod znakiem A riosta. P rzejm ując tem aty z jego dzieła, korzystając z elem entów jego techniki poeci francuscy nie w zięli sobie jedn ak na w zór Orlanda jako całości — o sw oistej kom pozycji i bogatym zespole czynników em ocjonalnych i obrazow ych.

W w ieku X V II, w raz z kształtow aniem się doktry ny klasycystycznej, rosła niechęć do A riosta. Zarzucano m u nieporządek i chaos w snuciu i p rzeryw an iu licznych w ątków , zb y tn ią mnogość postaci i w ynikającą stą d m onstrualność dzieła, w k tó ry m raziła nadto k ry ty k ó w nieustanna m ieszanina powagi z k o m iz m e m 8. Przyznaw ano jedynie poecie czystość i elegancję sty lu. Pogląd ten nie ostał się w początkach w ieku XVIII.

4 T am że, s. 170.

5 L. C e l l i e r , L ’É popée ro m a n tiq u e. P aris 1954. s. 11. — C i o r a n é s c u, op. cit., t. 1, s. 46.

6 C i o r a n e s c u , op. cit., t. 1, s. 207, 223. 7 T am że, s. 308, 349.

(4)

A R IO S T Y C Z N A D R O G A S Ł O W A C K IE G O 353 Styl A riosta określono wówczas jako zbyt niski. Zarówno w XVII, ja k X V III w. atakow ano fantastyczność Orlanda, wskazywano na brak po­ szanow ania religii, n a obrażający zgoła sposób w prow adzania aniołów i arch an io łó w 9. W obu tych stuleciach Tasso zyskał we F rancji zdecy­

dowaną przew agę nad Ariostem. Du Bos, w ielbiciel A riosta, należał do mniejszości. Ciekawą ewolucję, w ażną w sw ych skutkach, przeszedł w stosunku do Orlanda szalonego W olter, który zrazu nie cenił włoskiego poem atu, widząc w nim jedynie zbiór wesołych historyjek. Tak było około roku 1728. W roku 1742 nazwał W olter A riosta poetą czarującym , ale zastrzegał się, że nie uważa go za epika. W listach natom iast z 1769 r. staw iał go już bardzo wysoko, tw ierdząc, że jest on sto razy większym m alarzem niż Homer, bardziej rozm aitym , bardziej weso­ łym 10. W roku 1774 nazyw ał go swoim człowiekiem, swoim bogiem, najw iększym z poetów włoskich, a może świata. W reszcie w Sło w n iku

filozoficznym , prostując daw ne poglądy, W olter w yznaw ał, że m iał

A riosta za pierwszego wśród m istrzów groteski, odczytaw szy go jednak na nowo, znalazł go rów nie wzniosłym , jak żartobliw ym n . Liczne zapo­ życzenia z A riosta w D ziew icy orleańskiej nie zdołały jej w praw dzie jako całości upodobnić do Orlanda szalonego, powstał bowiem poemat o charakterze burleski czy parodii literackiej. Zasługą W oltera było naw iązanie do A riosta przez ułam kowe tłum aczenia, przetw arzanie mo­ tyw ów Orlanda w Zadigu, a zwłaszcza w D ziewicy, jak też, i to może ważniejsze, form ułow anie coraz bardziej entuzjastycznych i dociekli­ w ych sądów o poecie włoskim. Sądy te, dzięki rozgłosowi nazw iska Wol­ tera docierające do różnych k rajów europejskich, w yw ołały w znacznej m ierze renesans A riosta, um acniający się z końcem stulecia pod w p ły ­ w em takich znawców, jak M arm ontel czy La Harpe. Delille podziwiał w Orlandzie lekkość, zm ienność nastrojów , śmiech tw órcy z samego siebie, z w łasnej sztuki, z czytelnika 12.

W stępy w prow adzające w Orlandzie do poszczególnych pieśni stały się w zorem dla Floriana w jego Gonzalwie z K orduby, dla Palissota w Dunsjadzie. N iem ałą rolę odegrał także Orland w rozw oju poem atu heroikomicznego, kom edii, m elodram atu. Postaci z Orlanda uległy w X V III w. n a ogół degradacji, ośmieszeniu, byw ały parodiowane. Po­

9 T am że, s. 108.

10 T am że, s. 121, 125, 126. 11 T am że, s. 126.

12 T am że, s. 154. D e l i l l e w poem acie dydaktycznym Im agin ation p isze o A riośeie:

Raison, gaieté, folie, en lui to u t est ex trê m e . Il se r it de son art, du lecteu r, de lu i-m êm e; F ait n a ître un se n tim e n t qu’il étou ffe soudain, D ’un ré c it com m en cé ro m p t le fil dans sa m ain, Le renoue a u ssitôt, part, s’é lèv e, s’abaisse.

(5)

354 Z O F IA S Z M Y D T O W A

ryw uczuć, atm osfera heroizm u znalazły pew ien oddźwięk jedynie w tra ­ gediach lirycznych 13. N a schyłku w. X V III, kiedy rozluźniły się więzy poetyki klasycystycznej, nastąpił zw rot do autorów obcych, którzy tym więzom nie podlegali: do O sjana (M acphersona), Szekspira, Ariosta. W rom antyzm ie fran cusk im orientalizm , ze szczególnym zainteresow aniem dla Indii (Lam artine, Hugo, Vigny), am erykanizm (Chénier, C hateau­ briand), faustyzm (Q uinet w A hasverusie podjął ryw alizację z F austem Goethego) zaw ażyły poważnie na k ształtow aniu się nowego typu epopei. Hugo w Legendzie w ieków znalazł się pod w pływ em Homera, A riosta i M ilto n a u , N iem niej, w rażliwość na A riosta w rom antyzm ie francuskim nie zaznaczyła się tak mocno, jak to się stało w rom an­ tyzm ie angielskim , głównie dzięki Byronowi, czy w rom antyzm ie polskim — dzięki Słowackiem u.

Polska nie m iała rodzim ej poezji rycerskiej. Nie m ogły jej zastąpić podania k ronikarskie różnego pochodzenia podane w języku łacińskim . Uboga lite ra tu ra średniow ieczna dostarczyła niew ielu tem atów polskim poetom renesansow ym , i to głównie dla ich pism łacińskich. Dzieła grec­ ko-rzym skie w zięły w renesansie polskim górę nad now ożytnym i, ale choć R onsard tłum aczył A riosta, a Ja n Kochanowski — Hom era, obaj oddaw ali hołd P etrarce, obaj znali poezję włoską.

B ronisław Chlebowski szukał, zwłaszcza w Sobótce i w Trenach, śladów oddziaływ ania A riosta na Kochanow skiego, przykłady jednak i do­ w ody badacza zostały podane w w ątpliw ość 15. Nie kusząc się o przeko­ n yw ający dowód, w arto chyba zatrzym ać się chw ilkę na ciekawej analogii sytuacyjnej m iędzy O rlandem a Pam iątką. Chodzi m ianowicie o scenę pożegnania. W Orlandzie Fiordiligi żegna ukochanego na brzegu m or­ skim , w p a tru je się długo w odpływ ający okręt, aż dw aj rycerze unoszą ją przem ocą do pałacu i zostaw iają tam pełną rozpaczy 16. W Pamiątce

13 C i o r a n e s с u, op. cit., t. 2, s. 195. 14 C e l l i e r , op. cit., s. 26, 40, 112, 267.

15 M. B rahm er, P e tr a r k iz m w p o e z ji p o ls k ie j X V I w iek u . K raków 1927, s. 10. 16 T ekst w ło sk i cytu jem y w ed łu g w yd.: L. A r i o s t o , O rlan do furioso. F irenze 1928. Tu zob. p ieśń X LI:

Poi che son d ’arm e e d ’ogn i arn ese in punio, alzan o a l v e n to i c a v a llie r le vele.

A sto lfo e S a n so n etto con Vassunto rim an d e l gran de e se rc ito fed ele. F io rd ilig i col cor d i tim o r punto, e m p ien d o il ciel d i v o ti e d i q u erele, q u an to con v is ta seg u ita r le pu ote, segue le v e le in a lto m a r rem o te. [34] A sto lfo a gran fa tic a e S a n son etto p o tè le v a r la da m ira r ne l’onda, e r itra r la a t palagio, o v e su l le tto la lasciaro a ffan n ata e trem eb o n d a . [35]

(6)

A R IO S T Y C Z N A D R O G A S Ł O W A C K IE G O 355 królew na szwedzka z płaczem żegna Ja n a Tęczyńskiego, a gdy o k ręt odbija od brzegu, nie może wzroku oderw ać od postaci ukochanego, potem od żagli, wreszcie od morza, tak że słudzy m uszą ją gw ałtem uprow adzić z w ybrzeża (w. 105— 108):

Póki go w id zieć mogła, oczy w nim trzym ała, P otym na sam e tylko już żagle patrzała; N a koniec, k ied y i on, i ża g le zniknęli, Led w y na p oły żyw ą słudzy z brzegu w zięli.

W ielkim w ydarzeniem literackim w Polsce było pow stanie w drugim dziesięcioleciu w. X V II przekładu w ierszem Jerozolim y i Orlanda. T łu­ macz obu poetów, P io tr Kochanowski, zdołał opublikow ać w 1618 r. tylko pierw szy z nich. W rok u 1799 Jacek Przybylski w ydał 25 począt­ kowych pieśni Orlanda, całość zaś (46 pieśni, z pew nym i opuszczeniami) ukazała się w d ruku dopiero w roku 1905. Choć więc spolszczenie A riosta szerzyło się w odpisach na praw ach książki rękopiśm iennej, dostęp do niego był znacznie tru dn iejszy niż do Tassa. Znajomością Orlanda, za­ pew ne w oryginale, należy tłum aczyć pojaw ienie się w r. 1628 (w prze­ kładzie Stanisław a Serafina Jagodyńskiego) udram atyzow anego epizodu z O rlanda: W ybaw ienie Rugiera z w ysp y A lcin y („Komedia z tańcem i z m uzyką z włoskiego na polskie przetłum aczona“). Ten ty p utw orów scenicznych op artych na tem atyce Orlanda szerzył się zarów no we Wło­ szech, jak w e F rancji już w drugiej poł. w ieku X V I 17.

Zdecydowane zwycięstwo w literatu rze francuskiej w ciągu w. X V II i w początkach X V III poetyki klasycystycznej wyw ołało m. in. o strą k ry ty k ę nie liczącego się z praw am i i wzoram i Ariosta. W Polsce były to czasy baroku i kontrreform acji zarazem , a cenzura ko ntrrefo rm acji m iała we w szystkich k rajach poważne zastrzeżenia co do Orlanda — nie ze względu na jego cechy literackie, ale na ostrość saty ry zwróconej przeciwko zakonom, a więcej jeszcze — na żartobliw e czy ironiczne przetw orzenie cudowności w fantastykę, choć to się w tedy inaczej for­ mułowało.

W takich w arunkach zjaw iskiem szczególnie może ciekaw ym było pojaw ienie się w 1683 r. Tobiasza wyzwolonego. A utor poem atu, S ta­ nisław H erakliusz Lubom irski, trafn ie nazw any przez B rahm era „jednym z najżyw szych podówczas łączników piśm iennictw a polskiego z k u ltu rą rom ańską“ ze względu na sposób opracow ania tem atu biblijnego, p rzy­ pom niał Chlebowskiem u epikę włoską, M agierze — Beniowskiego 18. P re ­ cyzyjne badania B rahm era w ykazały niew ątpliw y związek Tobiasza z A riostem , poczynając od oktaw y i ty tu łu urobionego na wzór Orlando

17 C i o r a n e s c u , op. cit., t. 1, s. 308— 344.

,fi M. B r a h m e r, Z d z ie jó w w ło sk o -p o lsk ich sto su n k ó w k u ltu ra ln ych . W ar­ szaw a 1939, s. 162— 163.

(7)

356 Z O F IA S Z M Y D T O W A

furioso czy Orlando innamorato. O ddziaływ anie przejaw iło się, jak słusz­

nie stw ierdził badacz, nie w budow ie fabuły, ale w układzie pieśni roz­ poczynających się stro fam i zaw ierającym i ogólne refleksje. Lubom irski nadał im w iększą w agę i powagę. Poszedł także za A riostem w p rzery­ w aniu opowieści dygresjam i, często w form ie okrzyku, w u ryw an iu w ąt­ k u i naw iązyw aniu do poniechanego czy następnego 19. Można by mówić o pobudzeniu przez A riosta fantazji poety polskiego, jeśli wziąć pod uw agę dokonany przez niego opis „okrutnej ry b y “. Słusznie w yodrębnił B rah m er ten ty p in spiracji A riosta, podkreślając, że wobec opisu owej ry b y „trud n o nie pom yśleć o różnych rzecznych i m orskich potw orach

Orlanda szalonego (VI, 36; X, 101; XI, 37 n n .)“ 20.

Głębszy, w ew nętrzny związek Tobiasza z Orlandem u jął B rahm er w uogólnieniu:

[L ubom irski za p rzykładem A riosta] zdążał do tej rów n ow agi w rażeń este­ tycznych, d zięk i której jego sielan k a b ib lijn a [...] przenikniona jest nastrojem pogody, m a ton łagodny, a m im o zapraw nych pesym izm em reflek sji i sa ty ­ rycznych w y cieczek sp o w ija ją atm osfera dyskretnego w sp ółczu cia [...]21. Inny niew ątpliw ie c h arak ter m iały podniety, które czerpał z A riosta Ignacy K rasicki. Jako k ry ty k w yraził się o poecie w łoskim z pełnym uznaniem , podkreślając w zwięzłym sform ułow aniu w artość jego poe­ m atu , mimo że nie był on budow any w edług reguł poetyki klasycystyez- nej. W rozpraw ie O rym o tw ó rstw ie i rym otw órcach czytam y:

D zieło jego n ajznakom itsze, O rlan do fu rioso [...] sła w ę m u w potom ności sp ra w ied liw ie przyniosło. Ż adnych p raw id eł poem atu bohatyrskiego n ie za­ chow uje: jed n ak że dla szczególnych op isów i nader płodnej żyw ości um ysłu szacow n e 22.

Po uw agach o życiu i twórczości A riosta K rasicki dołączył pierw szych 15 oktaw pieśni X X XV w e w łasnym przekładzie, czego dowodem nega­ ty w n y m — b rak nazw iska tłum acza, pozytyw nym zaś — właściwości sty lu i wiersza.

We F ran cji parodystyczne odbicie fan tasty k i A riosta w ystąpiło w poe­ m atach heroikom icznych. W Polsce zjaw isko to szczególnie w yraźnie ujaw niło się w M yszeidzie, w któ rej Hom er, K adłubek, Ariosto i baśń ludow a znaleźli się na tym sam ym poziomie degradacji komicznej. Szczur G ryzom ir w locie pow ietrznym na łopacie czarow nicy został po­ rów nany (VI, w. 25— 32) do lecącego n a księżyc w Orlandzie A stolfa:

19 T am że, s. 167, 168. 20 T am że, s. 168— 169. 21 T am że, s. 173.

(8)

A R IO S T Y C Z N A D R O G A S Ł O W A C K IE G O 357

Tak n iegdyś A stolf, rycerz starej daty, P ow ietrznej jazdy zuchw ale próbow ał, A zam iast podłej guślarskiej łopaty N a H ipogryfie siedząc w ojażow ał. Szukał rozum u aże poza św iaty, Tam się alb ow iem Orlandowi schow ał.

Kto by chciał w iedzieć, gdzie się nasz zagnieździł, Podobno by ten nadarem nie j e ź d ź ił23.

N astąpiło tu wzmożenie kom izmu i podkreślenie satyrycznej strony obrazu A riosta dla uw ydatnienia arcyzabaw nej analogii sytuacyjnej właściwej epice zwierzęcej , i dla równoczesnego zaostrzenia refleksji o nieuleczalnej ludzkiej głupocie.

W Orlandzie dzięki czarom Melissy B radam anta ogląda swoich po­ tom ków , podobnie Popiel widzi szereg władców polskich, tylko że wśród nich nie brak o po j ów, gdy tym czasem B radam anta może być dum na ze swoich dzieci i w nuków . Na tym przykładzie widać, jak tem at poważnie potraktow any w Orlandzie zabrzm iał w M yszeidzie tonem inw ektyw y satyrycznej. W prow adzające w tok pieśni sentencje o życiu, o naturze człowieka żywo przypom inają w stępne refleksje Ariosta; w zgodzie także z jego techniką zryw ania i naw iązyw ania w ątków pozostają takie zw roty Krasickiego, jak „my się tym czasem wróćm y do K ruszw icy“ czy „ja się tym czasem powrócę do m yszy“ 2i. W satyrze M ałżeństw o zako­ chanego kandydata n a m ałżonka poeta ironicznie zachęca (w. 31— 33):

„Toś am ant, siądź w ięc na koń, a ująw szy pikę, N ow y Roland, głoś św iatu tw oją A ngelikę. Ścinaj karły, olbrzym y, sm oki, czarow nice,

ale z dalszych wywodów widać jasno, że wezwanie to zapraw ione jest drw inam i, że „Tak rom anse każą, Ale nie rozum zdrow y“ (w. 35— 36).

23 W iersze X BW cytujem y w ed łu g w yd.: I. K r a s i c k i , P ism a w y b ra n e . T. 1—4. W arszaw a 1954. Przed rozpoczęciem przem ow y w ód z szczurów G ryzander przypom ina sobie w zory literack ie (VI, w. 57— 58):

Czytał on n iegd yś podobno w H om erze, A drudzy m ów ią — w kronikarzach daw nych,

24 O stosunku M y s ze id y do O rlan da pisał W. N e h r i n g (S tu d ia litera ck ie. Poznań 1884, s. 196— 197), podnosząc w szak że n adm iernie rolę podobieństw a, bez uw yd atn ien ia odm iennej funkcji m otyw ów i obrazów. U zupełnił jego badania W. B r u c h n a l s k i (zob. I. K r a s i c k i , M yszeid o s p ieśn i X . L w ó w 1922, s. X X X ), podkreślając w M yszeid zie, podobnie jak w O rlan dzie, w iązan ia kom po­ zycyjne. W. K u b a c k i (w stęp do: J. S ł o w a c k i , B alladyn a. W arszaw a 1955, s. 169), pow ołując się na podobieństw a, uznał oktaw ę o A sto lfie za żartob liw e p rzetw orzenie m otyw u z O rlanda, M yszeid ę zaś p otraktow ał jako w ysok iej k lasy poem at ariostyczny.

(9)

358 Z O F IA S Z M Y D T O W A

Zważywszy rolę p ierw iastka parodystycznego i satyrycznego w utw o­ rach K rasickiego naw iązujących do Orlanda, mimo szeregu świadomie w prow adzonych analogii, sposób p atrzenia na poem at włoski, a zwłaszcza sposób p rzetw arzania jego tem atów , pozw ala uznać słuszność uwagi B rah m era :

U podobanie k sięcia biskupa w A rioście n ie przekracza granic kultu w ła śc i­ w ego całem u w iek o w i W oltera [...] 25.

W arto dodać, że W olter zdobył się na bardziej entuzjastyczną po­ chw ałę A riosta niż Krasicki.

W środow isku w ileńskim w początkach w. XIX zainteresow anie Ario- stem budził Capelli, k tó ry w ydając w 1809 r. tom 1 antologii do użytku m łodzieży uniw ersyteckiej, w ybrał z Orlanda w yjątki pod ogólnym ty ­ tu łem W yspa A lc y n y (z VI i VII pieśni). W roku 1815 A ntoni Górecki w ydał w D z i e n n i k u W i l e ń s k i m swój przekład kilku pojedyn­ czych oktaw z Orlanda 26. Były to drobne próbki, stanow iące jednak do­ w ód znajom ości dzieła w oryginale.

Czy M ickiewicz przysw oił sobie już w W ilnie język włoski, chociaż w niew ielkim stopniu, o tym nic pewnego nie wiem y. Słusznie więc Rom an Pollak porów nyw ał związane z Orlandem tek sty M ickiewicza biorąc za podstaw ę przekład P io tra Kochanowskiego. N ajzupełniej prze­ konyw ającą analogię w skazał badacz m iędzy pokutą nałożoną przez Zer- bina na O doryka a w arun kiem Tw ardowskiego postaw ionym diabłu. W obu w ypadkach chodziło o rok w spółżycia z odrażającą kobietą. Na­ suw a się uw aga, że u M ickiewicza nastąpiło skojarzenie z ludowym i anegdotam i o oszukanym diable; w arun ek ów znalazł się w szczególnie eksponow anym m iejscu, bo W finale ballady, jako zaskakująca grotes­ kow a pointa. W tonie natom iast poem atu włoskiego u trzy m ał Mickiewicz w Grażynie opis broni palnej, jej kształt, gw ałtow ność jej działania, zdu­ m ienie, jakie budziła w tych, którzy widzieli w niej coś niesam owitego. T rafne spostrzeżenie Pollaka dotyczące analogii obrazów można dopełnić stw ierdzeniem , że Mickiewicz urabia broń, nazw aną przez A riosta „że­ lazną, prostą r u r ą “, na „żelazną żm iję“, k tó rą się „utu czy“ „ołowiem i sadzą“, a zw racając jej szyję ku w rogom — „podrażni isk rą “. Pod pió­ rem poety polskiego strzelba stała się żywą istotą, groźnym gadem zie­ jącym ogniem . Inw ektyw ę A riosta przeciw ko broni palnej zestaw ił słusznie badacz z inw ektyw ą um ierającego Robaka. Są tu naw et zbli­ żenia słowne, jak „przeklęta b ro ń “ , jest stw ierdzenie szybkości działania, ale to stw ierdzenie sta je się w części uspraw iedliw ieniem zabójcy. Broń bowiem ponosi jak b y część odpowiedzialności za w inę człowieka, nie do­

25 B r a h m e r , Z d z ie jó w w ło sk o -p o lsk ic h sto su n k ó w k u ltu ra ln ych , s. 23. 26 R P o l l a k , M ic k ie w ic z i „O rlan d sz a lo n y “ A rio sta . W rocław 1951, s. 4, 6.

(10)

A R IO S T Y C Z N A D R O G A S Ł O W A C K IE G O 359 puszczając do zm iany decyzji w czasie n atarcia na wroga. I tu także n astą­ piła znam ienna zm iana fun k cji ariostycznego m otyw u, a bardzo istotna zm iana stylu. P ollak wskazał także na lam ent O rlanda jako na jedno ze źródeł koncepcji szaleńca-G ustaw a 27.

Podniósł przy ty m badacz potrzebę określenia roli „arios tycznej iro ­ n ii“ w Panu Tadeuszu. W odpowiedzi na to wezwanie niech mi wolno będzie zauważyć m arginesow o, że obok ironiczno-patetycznej analogii Telim eny do Dydony i A rm idy zarysow uje się w yraźnie ironiczno-żar- tobliwe jej powinowactwo z Alcyną. Ariosto przedstaw ił ją jako uroczą, m łodą kobietę, tak ą ją też w idział Rugier aż do chwili, gdy w różka Me­ lissa w ręczyła m u czarodziejski pierścień. W tedy rycerz zobaczył, jak napraw dę w yglądała Alcyna (VII, 7 0 )2S:

Że cok olw iek pięknego w niej się najdow ało, Cudze b yło i n ie jej, a teraz piękności P oszły i sam e tylk o zostały sprosności,

Po tej ogólnej uwadze następuje przejście do szczegółów p ortretu , kontrastującego z pierw otnym obrazem urodziwej czarodziejki (VII, 73):

Tw arz bladą, w y sch łą m iała, okrytą zm arszczkam i, A głow ę zaś rzadkim i, siw ym i w łosam i,

W zrost sześci piędzi spełna n ie przechodził, z gęby W szystkie jej beły zgoła już w yp ad ły zęby. [...] A le skryte tym w iek om nauki um iała,

K tórym i się zdała być gładka i m łodniała.

Telim enę poeta polski przedstaw ił jako osobę „przystojną i m łodą“ , w oczach Tadeusza odm łodniała ona niem al do w ieku w idzianej przez chwil kilka Zosi. Pojaw ienie się Zosi na w ieczerzy staje się, niby dzia­ łanie czarodziejskiego pierścienia, probierzem praw dy. O dkryw a ją Ta­ deusz stopniowo, doznaje równocześnie poczucia w iny wobec Telim eny, zazdrości o Zosię i przerażenia sytuacją, z której nie widzi w yjścia. Mic­ kiewicz uw ydatnił tu działanie młodzieńczej naiwności, potęgując zaś zgorszenie Tadeusza, m alując jego rozpacz, zdołał przy pomocy dy skret­ nych sygnałów sprowadzić sytuację do właściwej m iary, zasugerować, że w brew poczuciu m łodzieńca nie będzie ona w sw ych skutkach groźna. Bez pomocy czarodziejskiego pierścienia, dzięki obecności Zosi Tadeusz (V, w. 371— 374):

[...] bystrzejsze teraz m iał źrenice,

L ed w ie spojrzał w rum iane T elim eny lice, O dkrył od razu w ielką, straszną tajem nicę! Przebóg, naróżow ana!

27 T am że, s. 8— 11.

28 T ekst polski cytujem y w ed łu g w yd.: L. A r i o s t o , O rland szalon y. Tłum . P. K o c h a n o w s k i . Wyd. J. C z u b e k . K raków 1905. C yfry rzym sk ie oznaczają pieśni, arabskie — zw rotki.

(11)

360 Z O F IA S Z M Y D T O W A

Poeta, z udaną powagą dociekający, jak a niedokładność w zabie­ gach kosm etycznych T elim eny spowodowała tak ie odkrycie, dalsze przed­ staw ił jako następstw o pierwszego (w. 383— 388):

N uż oczy T adeusza, jako chytre szpiegi,

O dkryw szy jed n ą zdradę, poczną w kolej zw iedzać R esztę w d zięk ó w i w szęd zie jakiś fa łsz w yśledzać: D w óch zęb ów braknie w ustach; na czole, na skroni Z m arszczki; ty sią ce zm arszczków pod brodą się chroni!

Telim ena oszukała więc Tadeusza jak A lcyna Rugiera. Obie sztucznie się odm łodziły. Czarodziejka, m ając m ocniejsze środki, osiągnęła więcej, w konsekw encji jednak okazała się odrażającą, bezzębną, skurczoną w iedźm ą, gdy T elim ena jedynie starzejącą się dam ą światową. U jaw ­ nienie zm arszczek i brakujących zębów, szczegóły stanow iące aluzję do p o rtre tu zm ienionej Alcyny, uśw iadam iają czytelnikow i znającem u

Orlanda, że Telim ena łatw o nie zrezygnuje z Tadeusza. Uczyni z niej

poeta w dalszym toku akcji tragikom iczną Dydonę i tragikom iczną Ar- m idę, gdy usiłuje zatrzym ać m łodzieńca albo iść z nim n a w ojnę, w iem y bowiem, że nie będzie skłonna ani um ierać z rozpaczy — jak pierw ­ sza, ani udać się za ukochanym na pole w alki — jak druga.

Telim enę w yposażył poeta w bogactwo cech w łaściw ych czasom, środow isku, polskiej tra d y c ji literackiej, a także w cechy indyw idualne. Ukazał ją w grze, k tó rą prow adzi niby w y traw n a aktorka, ale także w przejaw ach dobrego serca czy trzeźw ego wobec siebie krytycyzm u, w zm iennych pozach i gestach, m ówiącą w yszukanym , to znów potocz­ nym językiem , w ybuchającą, ku przerażeniu Tadeusza czy zgorszeniu H rabiego, w yzw iskam i i pogróżkam i. Ż a rt au to rski wzbogacił św ietny w i­ zerunek prow incjonalnej dam y m odnej przydaniem dyskretnych, w isto­ cie swej parodystycznych, rysów , upodabniających ją w pew nych chw i­ lach i sytu acjach do sław nych m iłośnic, z który ch jedną jest bohaterk a

E neidy D ydona, drugą A rm ida z Jerozolim y w yzw o lo n ej, trzecią A lcyna

z Orlanda szalonego.

Pollak, zastanaw iając się nad uw agą Przybosia o zjaw iskowej postaci Zosi, zanotow ał m im ochodem , że uw aga ta „przypom ina rów nie zjaw isko­ w ą postać b o h aterk i Orlanda — A ngeliki“ 29. A ngelika — dodajm y — staje się niew idzialną, ilekroć w łoży do ust pierścień czarodziejski. Zosia pojaw ia się i znika nagle dzięki fantastycznej niem al lekkości, k tó ra jej bieg upodabnia do lotu ptaka. To, co ją zbliża do isto t uskrzydlonych, zostaje wzm ocnione przez poetę, gdy ją tańczącą upodabnia do anioła, k tó ry k ieru je obrotam i ciał niebieskich (XIT, w. 830— 831).

W fabule Pana Tadeusza fan tasty k a pojaw ia się najczęściej jako ele­ m en t porów nania, w ystępuje także jako tw ó r pobudzonej w yobraźni

(12)

A R IO S T Y C Z N A D R O G A S Ł O W A C K IE G O 3 ł > l

skujący by t pozorny w złudzeniu, trw ający krótko, pozostaw iający prze­ cież ślad w przedstaw ionej rzeczywistości.

W latach 1811— 1814 w ykładał na uniw ersytecie w ileńskim ojciec Juliusza, Euzebiusz Słowacki, sięgający jako poeta do p rehistorii Polski w W andzie i do dziejów dawnej Litw y w Mendogu. W zw iązku z k rze­ w ieniem się w Niemczech sztuk rom antyczno-rycerskich, jako profesor w ym ow y i poezji zaczął w raz z Grodkiem „obok uznanych pow ag fra n ­ cuskich uw zględniać estetyków niem ieckich. Ale co jego teo rii estetycz­ nej i krytykom jego dawało istotną w artość, to praw dziw e zrozum ienie, czym jest poezja i tw órczość“ 30. Podniósłszy ten fak t K leiner z w ła­ ściwą sobie w nikliw ością stw ierdził: że „Juliusz Słowacki, osierocony przez ojca jako dziecko pięcioletnie, zachował o nim pam ięć niezbyt jasną, lecz o szlachetnej i cennej treści uczuciow ej“ .

Umieścił go bowiem w śród klasyków polskich w Podróży do Ziem i

Ś w ię te j po Kochanowskim, K rasickim i Trem beckim 31.

Nie m ożna też pom inąć m ilczeniem sądów Euzebiusza Słowackiego o twórczości Ariosta. Pisał o nim z w yraźnym upodobaniem osobistym, staw iając go obok D anta i Tassa jako poetę rów nie oryginalnego jak oni.

Stw ierdził, że spór o pierw szeństw o Jerozolim y czy Orlanda dotąd nie został w e W łoszech rozstrzygnięty. U znając oba utw ory za arcydzieła,

Jerozolim ę um ieścił w śród epopei poważnych, Orlanda zaś nazw ał epopeją

rycerską, rom ansow ą. Dał następnie bliższy opis tego g atun ku w łaśnie na przykładzie Orlanda, w ykazując:

że rzecz jego n ie m a w ielk iej historycznej w ażńości, że m oże być zm y śle­ n iem i p łodem żyw ego dow cipu poety, że w nim rym otw orca m alu jąc oby­ czaje czasów rycerskich w Europie i z tonu pow ażnego do w esołego na prze­ m iany przechodząc, kreśli satyrę w ieku i daje n ieograniczony lo t sw ojej im agin acji 32

Nie poprzestał Euzebiusz Słowacki na zasugerow aniu rów now artościo- wości Jerozolim y i Orlanda. Zacytow ał nadto, bez podania auto ra, sąd w y­ noszący dzieło A riosta ponad O dyseję ze względu na rozm aitość n astro ­ jów, w dzięk, um iejętność przedstaw ienia u c z u ć 33. C harakterystyczna to

30 J. K l e i n e r, S ło w a ck i. Wyd. 2. Łódź— Poznań 1947, s. 14. 31 T am że, s. 17.

32 E. S ł o w a c k i , D zieła z p o zo sta łych ręk o p isó w ogłoszone. T. 2. B. m. 1826, s. 114.

33 T a m że, s. 148: „Jeżeli bez uprzedzenia porów nam y, m ów i jeden autor, O d y se ję H om era z O rła n d em A riosta, przekonam y się, że W łoch przew yższa G reczyna. Obadwaj m ają jedną w adę: zbytni zapęd im aginacji; lecz A riost nagra­ dza to przez p rzed ziw n e alegorie, dow cip n e satyry i doskonałą znajom ość lu d zk iego serca, przez w d zięk i k om iczne i przez to ła tw e przechodzenie z op isów okropnych w ojn y i m orderstw a do obrazów przyjem nych, rozrzew niających lu b śm ieszn y ch “.

(13)

3 6 2 Z O F IA S Z M Y D T O W A

n a naszym gruncie opinia, jeśli się zważy w yjątkow ą w prost, dzięki przekładow i z r. 1618, popularność w Polsce Tassa. Otóż w danym w y­ padku Jerozolim a i Orland pojaw iły się jako dwa arcydzieła, prezentu­ jące dw a g atu nk i epiki w łoskiej, przy czym Orland został szczególnie w yróżniony. Tak więc ojciec, jak później syn, był w ielbicielem Ariosta; ojciec m iał za sobą głównie opinię Francuzów doby Oświecenia, a wśród nich sądy W oltera, syn — głównie bodaj przykład rozm iłow anego w epi­ ce włoskiej Byrona.

Juliusz Słowacki w ypow iedział się po raz pierw szy na piśmie, po­ średnio zresztą, o autorze Orlanda, gdy powoławszy się na „wspaniałe fik cje“ W altera Scotta nazw ał go „A riostem północy“ . W sform ułow anej w ten sposób pochw ale obu pisarzy ujaw niło się uznanie dla w iązania faktów historycznych ze zm yśleniam i, a także z fantastyką, a ogólniej m ówiąc — ich zm ysłu dla przygody. T ak pisał poeta w r. 1832, we w stęp­ n ym rozdziale Króla L adaw y Si, a w 12 lat później w arty k u le O poezjach

Bohdana Zaleskiego dowodził,

że B ohdan, m ogąc być bardzo w ysok o — gdyby się b ył k ształcił na w zorach, a sw ojej ukraińskiej sam od zieln ości n ie stracił — m ogąc być A riostem K o­ zaków dnieprow ych — tak, że k ied yś ślep y lirn ik śp iew a łb y jego długi poem at lu d ow i — a lud p rzy k la sk iw a łb y lub płakał dobrodusznie — jak neapolitań- sk ie lazarony, gdy im obdarty poeta o śm ierci konia R olandow ego zaśpiew a; m ając przed sobą taką przyszłość — dob row oln ie p raw ie stanął przy w ieloto-. m ow ym K n ia ź n in ie 35.

W indakiew icz zainteresow ał się w zm ianką o w leczeniu zdychającego konia jedynie ze w zględu na fakt, że Słowacki słyszał w ygłaszanie owej przygody w N eapolu 36. W ypowiedź poety m a in n ą jeszcze stronę, chodzi w niej bowiem zarów no o m etodę pisarską A riosta, cenną i ak tualn ą, jak o jego zdolność w zruszania ludzi prostych opow iadaniam i o niezw ykłych w ydarzeniach. Dzieje Kozaczyzny w ydały się Słow ackiem u szczególnie bliskie tem atyce Orlanda, a piew ca U krainy w prost powołany do stw orze­ n ia epopei kozackiej. W liście do m atk i z lutego 1845 poeta snuje m a­ rzenia, jak to za 100 la t chłop spod K rakow a, um iejący już czytać, z n aj­ duje upodobanie w Balladynie, bo „ten u tw ó r baw i go jak baśń, a razem uczy jak iejś harm onii i dram atycznej fo rm y“ 37. Bezpośrednio po ukończeniu B alladyny w 1834 r. zw ierzał się Słowacki m atce, że napisał „now ą sztu k ę te a tra ln ą — n iby tra g e d ię “, że otw orzyła m u ona „nową drogę, now y k ra j p oetyczny“ . Osobliwość tem a ty k i u jął w słow ach; „co

34 J. S ł o w a c k i , D zieła. Pod redakcją J. K r z y ż a n o w s k i e g o . Wyd. 2. T. 9. W rocław 1952, s. 351.

35 Tarhże, s. 146.

3,1 S. W i n d a k i e w i c z , B adan ia ź r ó d ło w e n ad tw ó rc zo śc ią Słow ackiego. K rak ów 1910, s. 45.

(14)

A R IO S T Y C Z N A D R O G A S Ł O W A C K IE G O 3 6 3

to za dziw na k raina i czasy“ 38. Stronę kom pozycyjną, spraw ę m otyw acji określił przy pomocy porów nania z twórczością ludow ą:

T ragedia cała podobna do starej ballady, ułożona tak, jak by ją gm in układał, p rzeciw na zupełnie praw dzie historycznej, czasem p rzeciw na podo­ bieństw u do praw dy [...] 39.

Około 5 lat upłynęło od ukończenia d ram atu do jego publikacji w r. 1839, kiedy to w dedykacyjnym liście do Krasińskiego, w innych zw rotach tylko, poeta pow tórzył to samo, co w cytow anym wyżej liście do m atki, że dzieło jego nie liczy się z praw dą historyczną, że — co więcej — drw i ono ,,z porządku i z ładu, jakim się w szystko dzieje na świecie, z nieprzew idzianych owoców, które w ydają drzew a ręk ą ludzi szczepione“ Nie w ah ał się wynieść in sty n k tu poetycznego nad rozsądek, oczekując triu m fu swego d ram atu „w brew rozwadze i h isto rii“ . N aw ią­ zując do chłopięcego m arzenia, aby m u ry rodzinnego m iasteczka napeł­ nić postaciam i w idm , duchów, rycerzy, nazw ał poeta swój utw ór „fan­ tastyczną legendą“ . Podkreślenie faktu, że byt postaci i przebieg ich działań m iał początek w m yśli poety, że on niejako był spraw cą ich losów, pociągnęło zapew ne ze sobą przyrów nanie B alladyny do „lekkich, tęczo­ w ych i ariostycznych obłoków“. W zestawie tych określeń w yraz „ario- styczny“ w skazyw ał na swobodną grę fantazji, zm niejszenie ciężaru rzeczy i zdarzeń, skoro przeszły one przez filtr zmyślenia. „A riostyezny uśm iech“ , któ ry m poeta obdarzył Balladynę, on sam w yjaśnił jako ironiczne od­ w racanie oczekiwanego następstw a zdarzeń, jako żartobliw y mimo udzia­ łu m elancholii stosunek do plątaniny spraw ludzkich. Pisząc, „że Bal­

ladyna jest tylko epizodem wielkiego poem atu, w rodzaju A riosta“ ,

będąc jedną „z sześciu tragedii, czyli kronik dram atycznych“, Słowacki m iał oczywiście na m yśli nie podobieństwo gatunku, ale analogię te ­ m atyki, przede w szystkim zaś m etody artystycznej, gry n astrojów w sw o­ im królestw ie fantazji.

W liście do m atki z r. 1834, chcąc bliżej określić ch arak ter B alladyny, poeta pisał:

Jeżeli ma ona rodzinne podobieństw o z którą znajom ą sztuką, to chyba z K ró le m L ea rem Szekspira 41.

Oczywiście pisał to ze względu na losy m atki, a więc na istotny elem ent fabuły. W liście dedykacyjnym mowa już tylko o Arioście. K u­ backi, k tó ry szerzej niż W indakiew icz omówił związek B alladyny z Orlan-

dem, zw racając uw agę na nazw anie jej przez Krasińskiego ariostyezną

38 T a m że, s. 220. 39 T am że.

40 T am że, t. 7, s. 7. 41 T am że, t. 13, s. 220.

(15)

364 Z O F IA S Z M Y D T O W A

e p o p e ją 42 — powołał się na sąd Hegla o parodystycznej i satyrycznej fun k cji baśniowości u ro m a n ty k ó w 43. D ostrzegł K ubacki w budowie

B alladyny cechy epickości w zapowiedzi akcji, w dygresji epickiej (o cu­

downej koronie), w epizodzie epickim (opowiadanie o śmierci Popiela). Można mieć jednak wątpliw ość, czy relację o charak terze „sprawozda­ nia gońca“ należy odnosić do techniki epickiej, skoro stanow iąc jeden ze stały ch czynników stru k tu ra ln y ch tragedii greckiej stała się ona elem entem składow ym d ram atu nowożytnego, i to w różnych jego posta­ ciach. K ubacki w skazał także na bliski związek m iędzy radą, jak ą dał P u steln ik K irkorow i, żeby u nik ał środow isk dw orskich i szukał żony w śród gm inu, a reflek sją zaw artą we w stępnej oktaw ie pieśni XLIV

Orlanda, dotyczącą fałszu m ożnych i szczerości ubogich. Otóż funkcja

tego sądu, ta k podobnego w treści, a wyrażonego jaskraw iej przez P u ­ stelnika, jest zgoła in n a w Balladynie niż w Orlandzie. Zgodnie z zapo­ w iedzią listu dedykacyjnego, z założenia niejako, oczekiw ania i życzenia ludzkie ulegają w dram acie polskim odwróceniu. W Orlandzie odwrócenie tak ie nie stanow i zasady. Cytow ana wyżej uw aga A riosta, podobnie jak pokrew na jej z pieśni X X X V (19, 20), dotycząca dw orskich pochlebców, podniecających w ładców do złego znajd uje pełne uspraw iedliw ienie w bie­ gu w ydarzeń, gdy tym czasem rad a Pustelnika, o p arta na tym sam ym kontraście m iędzy dobrocią ludzi prostych a lichotą m oralną potentatów , w yw ołuje tragiczną w sw ych skutkach pom yłkę: K irkor znajduje właśnie w chacie w iejskiej dziewczynę, k tó rą am bicja czyni zbrodniarką. Zapewne, w śród w ielu w ypadków i zdarzeń Ariosto przedstaw ia także przeciwne oczekiw aniu czy zam ierzeniu. Tak więc np. A ngelika nie chciała, by hełm O rlanda dostał się Feratow i, choć stała się tego p o w o d em 44. D um na dziew czyna gardziła najsław niejszym i rycerzam i, by w skutek zem sty bo­ ga miłości zakochać się bez pam ięci w przygodnie spotkanym m łodzieńcu Medorze. Żyw iła ona poprzednio czas jakiś gorące uczucie do R ynalda, ale ten jej nie znosił, gdy jednak każde z nich napiło się wody z dwóch kry n ic o przeciw nym działaniu, role się zm ieniły 45. Ta epizodyczna, k ró t­

42 S ł o w a c k i , Balladyna:, s. 159. 43 T a m że, s. 158.

44 O rlan d sza lo n y (X II, 64):

„Bóg m i św iad ek , że m yśli m oje dobre były, Choć różne od nich i złe skutki nastąpiły. Jam go w zięła, abym tym straszliw ą rozw iodła B itw ę, co się na w ie lk ie złe b yła zaw iod ła, [...] Tak w on czas A n g elik a do sieb ie m ów iła, N arzekając, że hełm u O rlanda zbaw iła. 45 O rlan d sz a lo n y (I, 77):

B eł ten czas, k ied y się ją on brzydził, a ona Srogiem ogniem dla n iego b yła rozpalona.

(16)

A R IO S T Y C Z N A D R O G A S Ł O W A C K IE G O

ka w zm ianka o m agicznym działaniu źródeł przywodzi na m yśl podob­ ny w pływ na uczucia ludzkie soku kw iatów w Śnie nocy letniej, tylko że m agia i uroki przyrody mocniej działają u Szekspira i u Słowackiego niż u Ariosta. Także św iat fantastyczny w zasadniczym układzie postaci i ich do siebie stosunku (Tytania i elfy, Goplana i duszki) w skazuje na bliższy związek B alladyny ze S n em nocy letniej niż z Orlandem. To, że Goplana zm ieniła G rabca w drzewo mówiące, podobnie jak Alcyna A stolfa (VI, 27— 33), że oba drzew a po ułam aniu gałęzi cierpią i ludzkim głosem w yrzekają na uczynioną im krzyw dę, nie może być uznane za równoważne z całym przebiegiem akcji G oplany oraz podległych jej duszków 46.

A jed n ak trzeba się liczyć z trzy k ro tny m powołaniem się poety pol­ skiego n a A riosta w niezbyt długiej przecież przedm owie do Balladyny i wziąć pod uwagę nie tylko fabułę czy jej epizody, ale zasadnicze skład­ niki św iata przedstaw ionego w ich w zajem nych do siebie stosunkach.

Pisząc z okazji Balladyny o renesansow ych poem atach epickich (Boiardo, Ariosto) Kubacki podniósł przełomowe ich znaczenie w sło­ w ach :

Cudowną m achinę kościeln ą zastąpiono cudow ną m achiną św ieck ą czarodziejam i, w różkam i i duszkam i ludow ej b a ś n i47.

W ypowiedź ta w ym aga uzupełnienia. W Orlandzie szalonym , podobnie jak w późniejszej Jerozolim ie, w y stępują poselstwa anielskie. Jedno stanow i następstw o m odlitw i ślubów cesarza (XVI, 73):

N ie b eły jego prośby próżne, bo życzliw y Stróż jego anioł w szystk ie zebrał i k w a p liw y R ościągnionym i pióry w niebo się w yp raw ił I do jednej przed Twórcą n iebieskim postaw ił.

Dalsze poselstwa aniołów są skutkiem m odlitw różnych ludzi ze św ia­ ta chrześcijańskiego. W odpowiedzi na nie Bóg (XVII, 75):

P odniósł oczy ży czliw e i znak M ichałow i, Przedniejszem u sw ojem u dał archaniołow i

— i zlecił m u w ysłanie Niezgody do obozu pogańskiego. A rchanioł znalazł ją w nieoczekiw anym m iejscu, bo w klasztorze, i rozkazał, by udała się pod Paryż, sam zaś w rócił do nieba. W krótce jednak dotarły tu skargi po­ bitych chrześcijan (XXVII, 35):

Przyczyną zm iany stają się d w ie różne w działaniu k ryn ice (I, 78): Z jednej R ynald, z drugiej się królew n a napiła:

Ten m iłu je okrutnie, ta się jem brzydziła.

46 D rzew a skarżące się głosem ludzkim w ystęp u ją także w J ero zo lim ie w y z w o ­ lonej T a s s a .

(17)

366 Z O F IA S Z M Y D T O W A

A n ielsk a tw arz M ichała w sty d em czerw ien ieje: N ie tak zstało się, jak chciał, m y lą go nadzieje, Od zdrajczynej N iezgod y ch ytrze oszukany;

A rchanioł udaje się teraz w prost do klasztoru (XXVII, 37—38): N alazł N iezgodę, która na krześle siedziała,

N ow e urzędy n ow em bratom rozdaw ała [...] P orw ał ją dobry an ioł za łeb, raz nogam i T łucze p iersi, drugi raz tw arz brzydką pięściam i. Po grzbiecie, po ram ionach ciężk ie razy daje, A głow y bić złej z p iek ła jęd ze n ie przestaje.

Scena ta przyw odzi na m yśl bójkę pow aśnionych bogów w Iliadzie, ale więcej jeszcze b ijaty k i karczem ne, i nie licuje z powagą niebieskiego gońca, choć ten w końcu w ypełnia pow ierzone sobie przez Boga zadanie, po doznaniu jednak w przód upokarzającej porażki i po użyciu siły fizycz­ nej.

P rzybycie A stolfa n a H ipogryfie na szczyt podksiężycowej góry, czyli ra ju ziem skiego, ukazuje się w atm osferze baśni, w której cudowność przechodzi w fantazję. N astępuje tu spotkanie rycerza ze św. Janem Ew angelistą, pięknym , pow ażnym starcem , odzianym w zw ierzchnią szatę szk arłatną, spodnią białą. Szczegółowość p o rtre tu z uw ydatnieniem stro ju i uczesania czyni z postaci apostoła możnego pana. A stolfa raczą ta m w ybornym owocem, który on (XXXIV, 66):

Je i godny być sądzi, iż dla sm aku tego W ypędzono A dam a stąd nieposłusznego.

Św ięty J a n z woli Boga m a tow arzyszyć Astolfowi w locie na księżyc, by tam znaleźć dla w y rw an ia O rlanda z obłędu „Lekarstw o z maścią, w jedn y m naczyniu zam knioną“ (XXXIV, 66). Zaprzęga więc apostoł cztery konie do wozu (XXXIV, 67):

K tóry dla n ieb iesk ich dróg u m y śln ie chow ano, Wóz, na którym H eliasz z oczu ludzkich w zięty, W m ieście w ieczn y ch d elicji w d zięczn ie jest przyjęty.

Sędziwy przew odnik ukazuje Astolfowi piękne naczynia, opatrzone w napisy głoszące, czyj rozum został tu zam knięty (XXXIV, 86):

L ecz n a jp ełn iejsza bańka i n ajw yższa była, Co O rlandow ę w sobie roztropność nosiła.

Gdy A stolf w ziąwszy ją pragnie opuścić królestw o Luny, św. J a n za­ trzy m u je go m ówiąc (XXXIV, 88):

W idzisz stare baby, Co w rękach sw y ch w asz ży w o t m dły m ają i słaby.

(18)

A R IO S T Y C Z N A D R O G A S Ł O W A C K IE G O 367 Są to greckie Parki. W łączają się one — w raz z postaciam i z obu ksiąg biblijnych, u jęty m i w sposób bądź poważny, bądź kom iczny czy żar­ tobliw y — w w ątek baśniow y o Orlandzie, którego rozum przechow any na księżycu będą m u następnie w tłaczali przyjaciele przez nos do mózgu. Do tak groteskowej sceny prowadzi Ariosto powołując się na wolę Boga i pośrednictw o świętego Jana. I na tym baśniow ym ujęciu cudowności, nie zaś n a jej braku, polega ariostyczna tęczowość i lekkość, o której pisał Słowacki. Niemniej lekko, a już zawsze żartobliw ie, przedstaw ia Ario­ sto udział w akcji diabłów. P ełnią one z reguły rolę podrzędną, służebną, a co ciekawsze, są na usługach zakonników oraz życzliw ych bohaterom czarodziejów i czarodziejek. Tak więc „mnich, co czarnoksięstw o u m iał“ , w yw ołuje diabła przy pomocy zaklęcia odczytanego ze starej księgi i zm u­ sza go klątw ą do przerw ania pojedynku m iędzy R ynaldem a S akry pan- tem (II, 14, 15). Gdy B radam anta ogląda w zamku T rystana obrazy przed­ staw iające przyszłe rzeczy, poeta z uśm iechem zapew nia od siebie, że nie mogli ich w ykonać najw ięksi m alarze św iata (XXXIII, 3):

N iechaj się żaden m alarz i m łody, i stary T ym n ie chlubi, choćby on najgodniejszy w iary; C zarnoksiężnicza nauka m ocna to spraw iła, Przed którą p iek ieln a drży potęga i siła; Bo lub to księgi w ziąw szy z A w ernu czarnego, Lub z straszliw ej przepaści kraju N ursyńskiego, K azał M erlin, co diabły w szy stk ie m iał w sw ej m ocy, Salą tę i obrazy zrobić jednej nocy.

W czasie pojedynku R ugiera z nieznanym rycerzem , w istocie zaś z rodzoną siostrą M arfizą, spod ziemi w ydobyw a się głos czarow nika Atlasa, któ ry każe im, jako wychowawca obojga, przerw ać walkę. W ie­ dział o niej za życia, „życzliwe nieba“ i gwiazdy dały m u bowiem w i­ dzenie przyszłego losu Rugiera. Próbow ał różnych sztuk, żeby go od złych przypadków ratow ać, a bliski zgonu, w ybrał sobie to w łaśnie m iejsce n a grób, tłum acząc, dlaczego tak w łaśnie postąpił (XXXVI, 65):

„Bo przed śm iercią w id ziałem duchem w ieszczem m ojem , Ż eście się tu rozpierać krw aw ym m ieli bojem ,

Tu, w tym gaju; dlatego diabłów z otchłań niskich P rzym usiłem , aby sk ał naniósszy z gór bliskich, Ten piękny, jak w idzicie, grób mi zb u d ow ali“.

Atlas zdobywa swoją w przyszłość sięgającą wiedzę z nieba, ale korzy­ sta także z pomocy piekła, żywi przy ty m głęboko ludzkie przyw iązanie do p ary bUźniąt, k tóre niegdyś uratow ał od śmierci. Trudno przy tak im w izerunku postaci dokonywać w artościow ania jego działań, trzeba by może powiedzieć, że ćwiczony zarówno w czarnej, jak i białej magii, był Atlas przede w szystkim obdarzony gorącym , ojcowskim sercem.

(19)

368 Z O F IA S Z M Y D T O W A

N aturę w iedźm y w ujem nym jedynie znaczeniu dał A riosto Alcynie, czyniąc ją isto tą nie um ierającą, ale podległą odrażającem u działaniu zgrzybiałej starości. P rzetrzym ując R ugiera z w olą A tlasa, A leyna spełnia w ażną i zbaw ienną rolę, chroniąc rycerza przed zasadzkam i; okazuje też w ielki żal po jego ucieczce: dowód mocnego uczucia.

Melissa, wiedźm a, szczególnie życzliw a B radam ancie, udając się w drogę do królestw a A lcyny dla w yzw olenia Rugiera, jedzie na czar­ nym koniu, a w edług przypuszczeń au to ra (VII, 50):

P odobno beł jaki duch z p iek ła w yzw an y Lub la ta w iec do onej posługi obrany.

P rzy końcu akcji Ariosto przedstaw ia już bez w ahania osobliwego w ierzchow ca jako isto tę w postaci konia, ale rodem z piekła, gdy wiedźma spotyka się z cesarzewiczem Leonem (XLVI, 20):

/

N a d iab le w szkapiej skórze zbyt żartkim siedziała, K ied y się z nim M elissa uczona potkała.

Dowiodła też, przygotow ując św ietne zaślubiny B radam anty z Ru- gierem (XLVI, 73):

Jako snadno p iek ieln y m duchom rozkazuje I w ęd zid łem sprzeczne ich paszczęki kieruje,

Zażądała bowiem od nich dostarczenia do P aryża ,,z granicy bizan­ ty ń sk ie j“ św ietnego nam iotu, k tó ry ręką w łasną w y haftow ała dla Hek­ tora K assandra, a gdy diabły przyniosły ów nam iot (XLVI, 74):

Ten w zią w szy w ieszczk a dobra, dla R ugiera sw ego U czyn iła w łożn icy pięknej pokój z niego [...] A le zaś po w eselu duchom rozkazała

Z anieść tam , gd zie go k lą tw ą straszliw ą porw ała.

W B alladynie legenda o cudow nej koronie, którą jeden z trzech królów w racających z B etlejem ofiarow ał Lechowi jako talizm an, nie zapew nia jej tej roli, nie chroni bowiem przygodnego posiadacza, G rabca, przed gw ałtow ną śm iercią a n i go nie przeobraża, jest natom iast przedm iotem po­ żądania zarów no K ostryna, jak B alladyny, a w następstw ie w łaśnie po­ wodem śm ierci Grabca. Stanow i bowiem w akcji d ram atu sym bol władzy królew skiej, o k tórą toczy się w alka, mimo że P ustelnik, k tóry ją ukrył w lesie, świadczy, że słynęła ona cudam i, że (akt I, sc. 1, w. 95— 96):

W niej szczęście ludu, w niej krainy siła C udem zam knięta...

G rabiec dotknąw szy korony, k tó rą mu skradzioną w pustelni duszki włożyły na głowę, nie w zrusza się słowami Goplany, że to praw dziw a korona Popielów , ale stw ierdza (akt III, sc. 4, w. 582— 583):

W idzę, że słu ży lu d ziom do tych sam ych celów , Co czapka: kryje uszy.

(20)

A R IO S T Y C Z N A D R O G A S Ł O W A C K IE G O 369 I tu , ja k u A riosta, cudowność w rasta w fantastykę, w której łączą się w jedno dobra i zła magia. P ustelnik przedstaw iony jako o fiara okrutnego brata, nieszczęśliwy ojciec, którem u zam ordowano dzieci, obiecuje B alla­ dynie w skrzesić na jej życzenie siostrę; on, w zyw ający sądu Boga nad zbm dniarką, m ów i te znam ienne słow a (se. 3, w. 413— 414):

Co? ty m i grozisz, kiedy ja chorobie O bm yślam leki? czary p iek ieł trudzę

P rzypom ina to nie Szekspirowskie, ale A riostyczne piekło, z którego pomocy korzystają pustelnicy, mnisi, czarodzieje w Orlandzie. Kiedy G rabiec py ta o powóz, Chochlik m u odpowiada (sc. 4, w. 662— 666):

C ztery konie piękne,

C zarne — k siężycow ym i w ierzgają podkow y; I w óz na cieb ie czeka M efistofelow y ; A le n ie m ów Goplanie...

GRABIEC

D laczego?

CHOCHLIK

Bo ona N ie chce pożyczać z piekła.

Melissa, jak w idzieliśm y, za pośrednictw em diabłów pożycza i odsy­ ła n a m iejsce w spaniały nam iot, niegdyś dar K assandry dla H ektora. Czarownicy w Orlandzie przym uszają diabłów do różnych posług. P rz y ­ m us podobny stosuje Goplana wobec Chochlika. W łagodniejszy sposób, ale podobny jak A lcyna z Astolfem, postępuje królow a Gopła z G rab­ cem. On zaś o sw ym przeobrażeniu w króla mówi: ,,sztuczka d iab la“. Go­ plana proponuje Grabcowi kam yk czyniący człow ieka niew idzialnym , niby pierścień Angeliki czy skrzydlate kobierce, znane w baśniach od­ pow iedniki skrzydlatego konia z Orlanda.

M elissa przy jm uje postaw ę i w ygląd Atlasa, żeby oddziałać przy po­ mocy jego a u to ry tetu na Rugiera. Podobnie Goplana, udając postaw ę i sposób m ów ienia Aliny, chce w strząsnąć sum ieniem Balladyny. W Or­

landzie w y stępu ją przepow iednie o dobrych i złych losach bohaterów .

Jed n e i drugie się spraw dzają. Szczególnie zagrożony jest, i to w ielokrot­ nie, Rugier, a przecież jego ślub z B radam antą i jako dowód w ielkiej dzielności rycerza następ ujący po tym ślubie pojedynek z groźnym prze­ ciw nikiem stanow ią w spaniały, heroiczny finał poem atu.

W Balladynie śm ierć triu m fu je nad życiem. Spełniają się więc tylko zapowiedzi czy przepow iednie nieszczęścia. G oplana zapow iada zem stę n a tu ry nad zbrodniarką, P ustelnik grozi jej k arą Boga i ogniem niebieskim . K rólow a Gopła, ry w alka Balladyny, nim fa rozkochana w r u ­ basznym G rabcu, byw a d elikatna i wielkoduszna, ale byw a też nieubła­ P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , 1960, z. 4. 7

(21)

370 Z O F I A S Z M Y D T O W A

gana i surow a; chw iejność jej bytu, zm ienność ról nasuw a n a m yśl po­ staci dobrych w iedźm z Orlanda. Ale w izerunki G oplany na tle w ody czy nieba, jej pełne poezji w yznania i skargi, odbicia jej postaci w oczach G rabca — to w szystko stanow i o niezw ykłej inw encji Słowackiego. Ten w łaśnie tw ór sw ojej fan tazji, postać niby z m gły zw iązana z Gopłem, z Polską, nazw aną k rain ą róż i m alin, uznał poeta za osiągnięcie godne poetyckiego lauru . W poczuciu ty m pisał w przedm ow ie do Lilii W en edy : sądziłem [...], że dod aw szy do stw orzon ego ju ż przez p o etó w św iata jedną taką postać jak n im fa u w ień czon a jaskółkam i, które pierszch ają z w ło só w d otk n ięte słoń ca prom ykiem ; jed n ą taką p ostać jak n im fa u w iązan a rączkam i za łań cu ch sm utno gw arzących po n ieb ie żuraw i — m ożna te A teńczyki obrócić na n ieb o o c z y m a 48.

Że nie byli czytelnicy polscy podobni do A teńczyków , że nie m ieli ta k ­ że oczów Rafaela, na to żali się poeta w zw iązku z ukształtow aną przez siebie fantasty czn ą isto tą obdarzoną życiem niby-ludzkim , zdolną do m iłości i cierpienia.

O stra sa ty ra przeciw ko dw orom królew skim , na któ rych krzew i się zbrodnia, podstęp i in try g a, czyni B alladynę także bliską poem atowi A riosta.

Myśl o Orlandzie tow arzyszyła poecie w jego w ypraw ie na W schód, w Podróży do Z iem i Ś w ię te j z Neapolu, pisanej w r. 1836, dokoń­ czonej i opublikow anej w roku 1839. W naw iasow ym zdaniu przyrów nał się poeta żartobliw ie do królew icza angielskiego, głośnego w poemacie w łoskim z w y p raw y n a księżyc (I, 12):

f...] (zostanę A stolfem , Bo m ój h ip ogryf sta je się skrzydlatym ),

W rów nie żartobliw y sposób i z rów nie w yraźną sym patią dla rycerzy A riosta pisał dalej o w ierzchow cu Don K iszota (V, 16):

Jutro zorza złota U jrzy m ię — w siodle... i na R ossynancie,

W podobnym tonie w zm iankow ał o w yskokach swego pegaza (I, 6). W żarcie o podkładzie m elancholii w spom niał o ,,szkapie cecorskiej“ Żół­ kiewskiego. W ty m ustaw ieniu na jednej n iby płaszczyźnie żartobliw ej poufałości pegaza, hipogryfa, R ossynanta i hetm ańskiego konia spod Ce- cory w idać rów n an ie antycznego m itu z u jętym i jako m it tw oram i lite ra ­ tu ry czy życia. Szczeliny w górach odsłaniające w idok na m orze w ydają się poecie „maczugą olbrzym a Albo R olanda rozcięte zam achem “ (VII,

8) 49.

48 S ł o w a c k i , D zieła, t. 7, s. 288.

49 W i n d a k i e w i c z , op. cit., s. 44: „W P o d ró ży na W sch ód up am iętn ia n agłe zobaczenie m orza przez szczerb ę w górach, podobną do Szczerby R olanda, tzw . la B rèche d e R oland w P iren eja ch “.

(22)

A R IO S T Y C Z N A D R O G A S Ł O W A C K IE G O 371 Pew na właściwość pejzażu przyw odzi na m yśl szalejącego z gniew u na A ngelikę Rolanda, k tó ry (XXIII, 130)

P osiek ł pism a, porąbał krzyw dy p ełn e skały Tak, że pod niebo m ałe k am ien ie leciały.

A riosto i jego postaci pojaw iają się także obok postaci z m itu grec­ kiego w F antazym . Jedne i drugie w ystępu ją w porów naniach. Cen­ ta u ra Nessusa i D ejanirę przypom inają K ałm uk i Rzecznicka, Rzecz- nicki goniący za porw aną żoną nasuw a Respektow i złośliwe skojarzenia: ,,O rlando [...] O rlando“ (akt IV, w. 141— 142). Do poety włoskiego porów ­ nyw a się dość nieoczekiw anie Ja n mówiąc (akt II, w. 349— 350):

I jestem sobie jak drugi A riosto N a m ojej nędzy....

G dy śpiew a on nad potokiem dziką pieśń, Idalia, zachwycona, nazyw a ją cudowną, postać zaś Ja n a budzi w niej m yśl o Feracie, k tóry nad poto­ kiem okrył głowę i szyję hełm em O rla n d a 50. Zam iast złoconego hełm u po­ jaw ia się srebrzysty kołczan, inny też gest zostaje uchwycony, bo pochy­ lenie głowy (w. 183— 185):

A on... u strum ienia N iby cudow ny rycerz z A ryjosta:

G łow ę w sw ój kołczan srebrzysty w p rom ienia

Idalia nazyw a F erata cudownym , gdyż dzięki czarom ciało jego, z w yjątk iem jednego ty lk o m iejsca, nie podlegało ranom .

W zw iązku z sytuacją m iłosną Idalia zadaje pytanie Janow i (w. 257— 259):

Co? — to ty, rycerz, n ie spadniesz z księżyca Na A riostow ym koniu... i kochanki

Jak sokół sob ie n ie w eźm iesz z dziedzińca? 51

A riostow y koń to oczywiście Hipogryf. W danym w ypadku nie chodzi o Astolfa lecącego na ow ym koniu do raju ziemskiego w k ieru nku księżyca, ale o A tlasa, bo te n w łaśnie poryw ał piękne dziew częta i uno­ sił je do zaczarowanego zam ku (IV. 6). T rafnie zauw ażył K ubacki, że ..Idalia tran sp on u je miłość Jan a do Diany na niezw ykłą przygodę z Orlanda szalonego“ 52. Dodać należy, że w sty lu Idalii uderza skłonność do w yszukanych środków w yrazu, do em fazy, patosu, do zw rotów h ip er- bolicznych w porów naniu z n arracją Ariosta. Podobnie jak hr. R espekt

r,ft T am że. Badacz podkreślił tylko p odobieństw o sytuacji.

51 T am że, s. 46: „Chodzi tu o m ożebność porw ania ładnych d ziew cząt z pod­ w órców zam kow ych i ogrodów przy pom ocy hipogryfa, o czym w sp om in a A riosto w osobnej stan cy“.

(23)

372 Z O F IA S Z M Y D T O W A

z Rzeczniekiego, kpi sobie w dram acie pt. B eniow ski z tytułow ego bohatera P am filus m ówiąc:

Leć, głupcze, i opal sobie skrzydła w ogniu m iło ści — leć, głupcze, i bądź jak Orlando szalon y zb aw cą urojonym k się ż n ic z k i...53

W opowieści szlachcica polskiego, którego nazw iskiem oznaczył Sło­ w acki Poem a Piasta D antyszka herbu heliw a o piekle, spotykam y się z w yraźn y m podobieństw em pew nych stro n księżycowego pejzażu do pejzażu A riosta 54. W poemacie w łoskim księżyc odbija i tłum aczy stosunki ziem skie, obok piękna pojaw ia się tam brzydota, obok spraw godnych uznania — to, co budzi sprzeciw m oralny. Poeta polski czyniąc z księ­ życa piekło, i to szczególnie krw aw e, pozostawił m u coś z uro ku czaro­ dziejskiego królestw a Alcyny. W ybierając zaś n a n a rra to ra rubasznego szlachcica, jak słusznie zauw ażył H artleb, „w plótł pew ne dygresje uczu­ ciowe i patriotyczne, k tó re przyćm iły isto tn ą ch araktery stykę Piasta, a do u tw o ru w prow adziły pew ną nieskładność artystyczną. Dwa ele­ m en ty . ta k różne jak parodia groteskow a i osobisty ból patriotyczny, nie d ały się zespolić h a rm o n ijn ie “ 55.

W ty ch częściach relacji o zaświecie, w który ch D antyszek popada w ton gaw ędziarza czy facecjonisty, w ystęp u je znacznie dalej niż u A rio­ sta posunięte poufalenie się z Bogiem i aniołam i. Gdy św. Ja n oznajm ia Astolfowi, że z w oli Stw órcy rycerz znalazł się n a księżycu, to D antysz- kow i aniołowie w sposób zabaw ny proponują w im ieniu Boga przejażdżkę (w. 132— 135):

„ N ie bój się! B oga je ste śm y posłam i: A jeśli zech cesz p rzelecieć się z nam i P rzez te ogrom ne sza firo w e pola, To z tw oją w o lą jest i Boga w o la “.

B ezcerem onialny stosunek A riosta do aniołów, o czym była mowa w yżej, doznał w poem acie Słowackiego, podobnie jak inn e m otyw y dan­ tejskie czy ariostyczne, ostrego przejaskraw ienia. Zam iast na skrzyd latym koniu czy n a Eliaszowym wozie D antyszek unosi się w pow ietrze niesio­ n y przez anioły. T rudno nazwać pięknym obraz, o którym mówi (w. 174— 177):

I tak m ię n ie śli boscy an iołow ie; A ja sied zia łem jed n em u na g ło w ie P usząc się dum ą jak p aw na folw ark u ; N ogi zaś m o je drugi n iósł na karku

W ędrując po księżycu D antyszek spotyka trz y m ary: głód, dżum ę i w ojnę. M akabryczna scena m a przez owe alegorie pew ien związek z

Or-33 S ł o w a c k i , D zieła, t. 8, s. 380. 54 W i n d а к i e w i с z, op. cit., s. 46.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Polonez zaś interpretowany jest jako motyw literacki, który odnosi się do odchodzącego świata. W Panu Tadeuszu, podczas zaręczyn Tadeusza i Zosi, Podkomorzy „jest ostatnim, który

Nagród się tu nie przyznaje, formą wyróżnienia jest wybór filmu jako tematu do obrad i dyskusji „okrą­.. głego stołu” - seminarium

Panował tu straszliwy zaduch, oddychało się z trudem, ale nie słyszało się przynajmniej tak wyraźnie huku bomb i warkotu samolotów.. Żałowaliśmy naszej decyzji

Ze względu na przedmiot prawa rzeczowe można podzielić na prawa odnoszące się wyłącznie do rzeczy (własność, użytkowanie wieczyste, służebności,

Niebo, jako spełnienie miłości, zawsze może być człowiekowi tylko darowane; piekłem zaś dla człowieka jest samotność, wynikająca stąd, że nie chciał tego przyjąć,

Dwudziestego marca 1950 dyskusja na temat obiektywności bądź subiektywności dobra (tak to się wtedy mówiło) była dość burzliwa, a jej temperaturę podnosiło

Pytanie „kiedy malowidło staje się obrazem?” zapytuje nie tyle o mo- ment tej przemiany, co o miejsce, w którym ona zachodzi, a ponieważ dokonuje się ona w oku widza – to

Jednak, jak twierdzi Edward Lipiński, powinniśmy tłumaczyć go następująco: „Na początku stwarzania przez Boga nieba i ziemi”, ponieważ w ten sposób wyraża się