• Nie Znaleziono Wyników

Dyskusja

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dyskusja"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Żółkiewski, Maria

Janion, Andrzej Walicki, Zofia

Stefanowska, Janusz Sławiński,

Halina Walfisz, Zbigniew

Jarosiński, Roman Zimand,

Małgorzata Baranowska, Marian

Płachecki, Ewa Szary

Dyskusja

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (9), 126-138

(2)

pojęć choćby trzech tytułow ych. U kazując ich znaczenie dla m en­ talności człow ieka współczesnego, książka w yjaśnia, ja k m ożliwe były d eg ra d a c je i n adużycia idei — a jednocześnie podkreśla nie- zastępow alną ich ro lę w ciągłości m yśli europejskiej od czasów W ielkiej R ew olucji F ran cu sk iej pc< dziś dzień.

Stanisław Barańczak R O Z T R Z Ą S A N A A I R O Z B I O R Y J 2 6

Dyskusja

S tefa n Ż ółkiew ski: Będę chyba w zgodzie

z in te n c ja m i au to rk i, jeżeli pow iem , że n a jisto tn ie jsze jest w tej książce pojęcie h e rm e n e u ty k i i że w yjaśnić je n a le ż y odw ołując się d o regu ł postępow ania in te rp re ta c y jn e g o m arksizm u, zdziera­ jącego w szelkie m aski zafałszow anej świadom ości.

C zytałem nied aw n o m aszynopis p rac y dotyczącej rozw oju lite ­ ra tu ry w o kresie pow ojennym , gdzie a u to r nie b ard z o um iał w y ­ jaśnić, co decydow ało o p rzem ian ach i o (zjawiskach ciągłych w trzydziestoleciu. Nie dostrzegł, nie p o jął i nie docenił fu n k cji m arksizm u w naszej w spółczesnej k u ltu rz e um ysłow ej i a rty s ­ tycznej. M aria Janicin należy do nielicznych w naszej n auce w ie r­ nych p ro blem atyce m arksizm u ja k o filozofii isto tn ie i w sposób ciągły oddziałującej na rozw ój naszej 'k ultu ry i m yśli po w ojnie. D latego tak że książki je j zasług u ją na szczególną uw agę. Je śli bowiem dziś jako histo ry cy p y ta m y o to, co doniosłego stało się w trzydziestoleciu k u ltu ry um ysłow ej P olsk i pow ojennej, m usim y mówić o m arksizm ie, n iezależn ie od pow odzeń i niepow odzeń, zw ycięstw i rozczarow ań, k olejnych ofensyw m yśli m ark sistow ­ skiej, jej przem ian , całego n iera z dram atyczn ego procesu p rze ­ zw yciężania szczegółow ych błędów w łasn ych w yników i w ew n ętrz­ nego doskonalenia. M arksizm stał się fa k te m kultu row y m , fak tem społecznym o zasadniczej doniosłości, ch a ra k te ry sty c z n y m dla m i­ nionego trzydziestolecia, tak jak racjo n alizm dla w ieku X V III. W ncw ej książce M arii Jan io n isltotne jest w łaśnie to, że au to rk a rozw aża sw oje problem y nie ty lk o w persp ek ty w ie historycznej, ale i w p e rsp ek ty w ie teo retyczn ej, m etodologicznej, że k o n fro n ­ tu je m arksistow skie d y rek ty w y m etodologiczne z innym i w spół­ cześnie fu n k cjo n u jący m i w nauce, że w łasne d y re k ty w y podd aje p rzeto w ielkiej próbie now ych p u n k tó w w idzenia, rozw ijając w łasne założenia zgodne z p e rsp e k ty w a m i w spółczesnej tw ó r­ czości k u ltu ro w ej i k o h e re n c ją w e w n ętrzn ą m arksizm u . W jej ujęciu pojęcia h e rm e n eu ty k i, filozofii k u ltu ry , filozofii lite ra tu ry , m arksizm u — w iążą się. I słu szn e je s t to g en eraln e p rzeciw sta­ w ienie zw iązku tez aksjologicznych z tez a m i dotyczącym i genezy, m echanizm ów twórczości, ty ch zaś z tezam i o społecznych fu n k ­

(3)

cjach (literatu ry ) — rozum ieniu herm eneutyki takiem u, jak np. u Staigera i w ielu innych, ja k o pew nej pom ysłowej techniki b a­ dawczej, k tó ra nie m a am bicji pow iązań z całokształtem k o h e re n t­ nej filozofii rozw oju społecznego. Jeśli a u to rk a p rzyw iązuje tak ą wagę do h erm en eu ty k i, widzi ją w cen tru m hum anistyki, to dlatego, że jej obraz po k ry w a się z c e n traln ą problem atyką filozoficzną, któ­ rą obejm uje m arksizm . M arksizm p rzy tym , w odróżnieniu od innych system ów filozoficznych służących niekiedy odm iennie pojm ow anem u h erm en euty czn em u postępow aniu hum anistów , od­ gryw ał w naszym społeczeństw ie i w naszej k u ltu rz e szczególną rolę, w iązał i wiąże hum anistów z całokształtem historycznych przem ian naszego k raju .

Widzę rolę i znaczenie om aw ianej książki także w tym , że auto rka podejm ując tę p ro b lem aty k ę nie po ra z pierw szy, pow raca do niej w ro k u 1972 w sposób in n y, nowy, świeży. Je st to w yrazem rozw oju samoświadomości, ciągłości poszukiw ań, zw iązanych z isto tn y m i dążeniam i n a u k -społecznych w Polsce pow ojennej. Jeśli m iałbym naszkicować k ieru n ek m oich zastrzeżeń, k tóre b u ­ dzi we m nie bogata książka M arii Janlon, zw róciłbym uwagę na jej n ie zawsze sp raw iedliw ie dzieloną uw agę w stosunku do no­ w ych tech n ik badaw czych stosow anych do poszukiw ań w św iecie k u ltu ry , a z drugiej stro n y w stosuniku do now ych system ów teoretycznych, o filozoficznych konsekw encjach, k tó re służą ty m ­ że badaniom .

Myśl badaw cza XX w ieku wyw odząca się z prób uogólniania tech nik b ad a ń (lingwistycznych na c a ły obszar k u ltu ry , m yśl k ształtu jąca tech n ik i analiz sem iotycznych, opisów heterogenicz­ nych zjaw isk k u ltu ry ,w jed n y m języku, którego opisowe rez u l­ ta ty byłyby porów nyw alne — dobrze służy współczesnem u postę­ powi h um anisty ki. A u to rk a m niej się in te resu je takim i św iato­ poglądowo neu traln y m i technikam i.

Szuka n ato m iast przeciw ników , k tó rzy byliby odziani w zbroję określonej filozofii, jej założeń i konsekw encji. Czasem w toku ty ch poszukiw ań tw orzy sobie przeciw ników . Takim rzeczyw istym przeciw nikiem czy p a rtn e re m dialogu je s t dziś n a pewno n a p rzy ­ kład personalizm chrześcijański jako d y rek ty w a odrębnej św ia­ topoglądow o h u m anisty ki. Je st to oponent godny, jeśli się tak m ożna w yrazić, zm ierzenia się z m arksistow skim system em dy­ re k ty w kulturolog iczn y ch. A le ch y ba tru d n o je s t w podobny1 sposób trak to w ać tw o ry bez w łasnej trady cji, sw oistej aksjologii, odrębnej antropologii. Tak patrzy łby m na tzw. stru ktu ralizm . To tw ór sztuczny, straszak słowny. S kładają się nań albo cenne tech­ n iki badaw cze i analityczne, ale tylko techniki potrzeb n e w szyst­ kim, albo je st to niezborny re p e rtu a r różnorodnych tw ierdzeń, od sasa i od łasa, p rete n sjo n a ln y c h i m etaforycznych uogólnień, któ­ re nikom u nig dy w badan iach nie b y ły potrzebne i pomocne. Na

(4)

p rzy k ład „ s tru k tu ra liz m ” jako św iatopogląd m a rzekom o cecho­ wać ahistoryzm , n ato m iast ci, k tó rzy owocnie stosow ali p rz y b a­ daniach choćby języka tech nik i analizy stru k tu ra ln e j, interesow ali się i synchronią, i diachronią (a więc historią). Nic ich faktycznie nie łączyło z nieo k reślo n y m i rzek o m ym „św iatopoglądem s tru k tu ­ ra liz m u ” .

Nie każde nieporozum ienie słow ne b yw a aż przeciw nikiem filozo­ ficznym i m etodologicznym .

S y m p atyczni lite ra c i z „Tel Q uel” nie tw orzą w łasnej h erm e n eu ­ tyki. P row adzą ty lk o zabaw ną grę z językiem w języku, jakb y po-wiedział nasz znaw ca poetyckiej aw angardy.

M aria Janion: Bardzo istotna jest dla m nie

p rzed staw io n a przez Stan isław a B arańczaka le k tu ra tej książki. O d­ słoniła m i ona, ja k to zresztą zazw yczaj byw a, pew ne elem enty, k tó ry ch sam a nie dostrzegałam . Zasadnicza spraw a została zaledwie w książce postaw iona — a i tera z nie d ałabym sobie z nią ra d y do końca. W Św iatopoglądach mówię o dw u h erm eneu tyk ach, nie 0 jed n e j, choć k ilk a k ro tn ie zacieram konflikt ty ch dw óch h e rm e ­ n eutyk . Może nie uśw iadam iam sobie dostatecznie w yraźnie ich m etodologicznej odm ienności. H erm en eu ty k a u jaw n ia to, co u k ry te , więc tu już od razu widoczna je s t dwoistość, dw udzielność: jaw ne 1 u k ry te . W zw iązku z tym h e rm e n eu ty k a — chrześcijańska i nie­ ch rześcijań sk a — o d k ry w a rozdw ojenie jako podstaw ow y fa k t no­ w ożytnej antropologii. O dsłaniająca ow o rozdw ojenie h erm e n eu ty ­ ka sam a się rozdw aja. Z ajm u je wobec tego, co u siłu je zrozumieć, dwa stanow iska: iden ty fik acji, utożsam ienia albo dystansu, krytyk i. Istn ieje więc p rzeciw ieństw o m iędzy h erm e n eu ty k ą D iltheya a M arksa i F reu d a. R icóeur pokazał, ja k m ożna odnowić postaw ę h e rm e n eu ty k i chrześcijańskiej, sak raln ej. Podobną aurę spotykam y też u D iltheya, um ieszczającego w ielkie dzieła sztuki w sferze św iętości. H erm en eu ty k a, k tó ra utożsam ia się i d y sta n su je zarazem — czyż n ie pozostaje ciągle jeszcze pobożnym życzeniem ? J e śli n a ­ w et p rzy jm u je m y obydw a te nastaw ienia, to — w obrębie h e r­ m en eu ty k i literack iej — z jednym i dziełam i m ożem y się utożsa­ miać, a wobec in n y ch — ty lk o dystansow ać. O en ette zwrócił u w agę n a łatw ość „utożsam iania się” z arcydziełam i, wobec two­ rów k u ltu ry p o p u larn ej badacza obowiązuje dystans. U jaw niony w tzw. B recht—L u kâcs—D ebatte konflik t poglądów pozw ala mówiić o dw óch n astaw ien iach w obrębie e ste ty k i m arksistow ­ skiej. Nie dzieląc k u ltu ry na „niższą” i „w yższą”, B recht p rz y j­ m ował sw obodnie i o tw arcie w szystko, co nosiło znam ię jego współczesności; utożsam ieniu p rzeciw staw iał dystans, m agii u rze ­

czenia — od ru ch k ry ty czn y , „ e fe k t obcości” , em ocjonalnem u uczestniczeniu — poznanie kryty czne i dialektyczne. Lukacs w y­ o d ręb niał zdecydow anie sferę arcydzieł, arcydzieł literackich, film

(5)

z tru d e m zaliczał do sztuki, a id en ty fik acja z k u ltu rą w ysoką była p o dstaw ą jego herm en eu ty k i.

A n d rze j W alicki: To, co powiem , nie będzie

dotyczyło cen traln ej p ro b lem aty k i książki. C hciałbym jed y n ie — w n aw iązaniu d o w ypow iedzi prof. Żółkiew skiego — poruszyć sp raw ę dokonanego w książce w yboru tra d y c ji naukow ej o raz k ró tk o skom entow ać rozdział o Altlhusserze.

Zgadzam się z uw agą prof. Żółkiewskiego, że autork a poświęca niekiedy nazbyt w iele uw agi przeciw nikom rep rezen tow an ego przez siebie stanow iska, nad ając im, ty m sam ym , ranigę wyższą być może, niż na to zasługują. S praw dza się to zwłaszcza n a p rz y ­ kładzie A lthu ssera. T ru d n o mi jed n ak zgodzić się z uw agą, że n iesłuszna jest ostrożność autorlki w obec „obcych” technik badaw ­ czych. W dotychczasow ych w ysiłkach m odernizow ania m arksizm u w ystępow ały dw ie tendencje: tendencja wyborów in te rp re ta c y j­ nych i ten d e n c ja „asy m ilato rska”. Pierw sza tendencja zakłada, że -myśl m arksistow ska — ta k jak każdy inny k ieru n e k m yślo­ w y — m usi podlegać re in terp re ta cjo m , niekiedy różnym , a naw et różnokierunkow ym , ale zaw sze dążącym do w ew nętrznej spój­ ności, o stro zarysow ującym linie podziału, w tym także różnice stano w isk w ew n ątrz m arksizm u. D ruga tendencja zakłada moż­ liwość i celowość asym ilow ania przez m yśl m arksistow ską wtszyst- kich w spółczesnych m etod badaw czych, które w ten czy inny sposób w ykazały sw ą płodność, „oczyszczając” te m etody od „w trętó w ideologicznych” , tj. odryw ając je od przesłan ek św iato­ poglądow ych, na k tó ry ch gru n cie się zrodziły. N iebezpieczeństw em tej ten d encji jest eklektyzm , a jej błędem teoretycznym — n ie­ docenianie ścisłego związku m etod ze stru k tu ra m i św iatopoglądo­ wym i. B łąd ten zresztą m a za sobą długą tradycję: przypom nijm y choćby dobrze znane tw ierdzenie, że m arksizm p rzejął m etodę H egla, odrzucając jego system . Nie lubię w praw dzie A lthussera, ale zgadzam się z nim, że tw ierd zen ie to (w przytoczonym sfo rm u ­ łow aniu) jest nie do przyjęcia, poniew aż m etoda H egla nie d a się oddzielić od jeg o system u. (W brew Altihusserowi, nie w ynika stą d jed n a k negacja zależności M arksa od Hegla. W prost p rze ­ ciw nie).

W artość książki, o której d y sk utu jem y, widzę w ty m w łaśnie, że widać w niej w y raźn e k ry te ria w yboru. A utorka szanu je sw ych przeciw ników , nie odm aw ia im osiągnięć, ale z d a je sobie spraw ę, że nie w y starczy kilka „zabiegów kosm etycznych”, aby uczynić te osiągnięcia częścią składow ą m arksizm u. D okonany w książce w ybór trad y cji naukow ej w olny jest od heterogeniczncści i eklek­ tyzm u. F reu dyzm i socjologię w iedzy łączy z m arksizm em coś bardzo istotnego: w szystkie te teorie stoją na gruncie „ekspre­ s y jn e j” koncepcji świadomości, tj. w szystkie widzą w św

(6)

iado-R O Z T iado-R Z Ą S A N I ! A I iado-R O Z B I O iado-R Y 130

m cści (jednostikowej i zbiorow ej) narzędzie „życia” — „w y raz”, „odbicie” lub „racjo n alizację” dążeń i sy tu acji życiow ych. D la­ tego w łaśnie freu d y zm ta k łatw o łączy się z socjologią, zwłasz­ cza z m arksizm em , a podstaw ow e tezy socjologii w iedzy są w ręcz tożsam e z m arksistow skim i. Również „hu m an istykę ro zu m iejącą” łączy z m arksizm em b a rd z o isto tn y w spólny m ianotwnik — histo- ryzm . Dlatego też ko n k retn e osiągnięcia badawcze D iltheya, M annheim a lub From m a są zazwyczaj łatwo „przekład alne” na język m arksistow ski. Ale w żadn y m w ypadku nie m ożna tego po­

w iedzieć o strulkturalizm ie M ichela F oucaulta lu b g rupy „Tel Q uel” .

Do om ów ienia p rze z auto rk ę książki A lth u ssera Pour M arx m am zastrzeżenie n astęp u jące. D rapow anie A lth u ssera w szaty s tru k - turalizm u , doszukiw anié się w spólnej genezy jego koncepcji i kon­ cepcji antyhistoryczinego stru k tu ra liz m u francuskiego jest — moim zdaniem — przesadą. A lth u sse r nigdzie nie pow ołuje się w tej książce na L évi-S traussa, często n ato m iast pow ołuje się na Mao T se-tunga. Pour M arx to po prostu nieco spóźniona reakcja na modę m łodom arksow ską. N aw iązując do B achelarda, .wprowadza A lth u sser pojęcie „cięcia epistem ologicznego” , oddzielającego M arksa m łodego od M arksa dojrzałego. Prof. Jan io n w idzi w ty m nową propozycję in te rp re ta c y jn ą, ja natom iast sądzę, że nowy je st tylko term in . T endencja do p rzeciw staw iania m łodego Marklsa M arksow i dojrzałem u jest przecież b a rd z o sta ra , nierów nie s ta r­ sza i m ocniej u g ru n to w an a w tra d y c ji marksizimu niż traiktow a- nie całego dzieła M arksa jako „jednej rozw ijającej się całości”. Źródłem «tej tra d y c ji jest sam M arks, a zw łaszcza E ngels — jak wiadomo, uw ażali oni, że ich wczesne prace zasługują na „g ry ­ zącą k ry ty k ę m yszy”. P rzeciw staw iając w dziele M arksa „filo­ zofię ideologiczną” jego w czesnych p rac „filozofii nau k o w ej” jego p rac późniejszych, A lth u sse r p a ra fra z u je jed y n ie E ngelsow skie przeciw staw ienie socjalizm u utopijnego socjalizm ow i naukow e­ mu. W yłączając z dzieła M arksa R ęko pisy z 1844 r., czyni to samo, co czynili radzieccy w ydaw cy zbiorowej edycji dzieł M arksa i Engelsa, 'którzy w yłączyli z tej edycji w czesne p race M arksa, w y dając je osobno, jak o rodzaj aneksu (w zm niejszonym n a k ła ­ dzie) i po d k reślając w te n sposób, że nie są to te k sty m arksistow ­ skie. O dcinając M arksa od F euerb acha i dowodząc, że m arksizm nie jest „h u m an izm em ”, nie zbliża się bynajm n iej do an ty h u m a- nizm u Foucaulta, ale po p ro stu p o w ta rz a sta rą „dogm atyczną” tezę o p rzeciw ień stw ie m iędzy „antropologizm em ” F eu erbach a a m arksizm em . W ielu m arksistów (zwłaszcza w NRD) kw estio­ n u je term in „m arksistow ska antropologia filozoficzna” , dowodząc, że zam azu je on fak t, iż m ark sizm zirodził się z p rzezw yciężenia antropologizm u. Można zgadzać się albo nie zgadzać z ty m po­

(7)

glądem , ale absurdem byłoby dorabiać mu genezę „ stru k tu ra lis- ty czn ą”.

M uszę się zresztą zastrzec, że w yrażona w poprzednim zdaniu zasada to leran cji („można się zgadzać albo n ie Zgadzać”) nie od­ nosi się do w szystkich poglądów A lthussera. O Heglu n a p rz y ­ kład napisał on rzeczy ab so lutnie nie do przyjęcia (np. zestaw ie­ nie m onizm u Hegla z m onizm em Haeckla). D zielenie M arksa na dwie połow y p rzy całkow itym zignorow aniu .głównego argum en ­ tu przeciw ko tak iem u podziałow i, a m ianow icie dzieła M arksa

Grundrisse der K ritik der politischen O ekonomie, nie d a się n i­

czym uspraw iedliw ić. (To, że w chwili, gdy A lthusser pisał sw ą książkę, tek st Grundrisse nie b y ł jeszcze w całości do stępny po fran cusku, nie je s t przecież uspraw iedliw ieniem ).

G dy czy tałem A lth u ssera, uderzała m nie jego dążność do p rz e d ­ staw ian ia — w ręcz reklam ow ania — w łasnydh koncepcji jako naukow ego uzasadnienia polityki FtPK. Tak na p rzy k ład jego wyw ody, że w każdej całościow ej stru k tu rz e musi być „dom inan­ ta ” (czego rzekom o nie d ostrzegał Hegel), że w każdym system ie sprzeczności trzeba — w ślad za Mao T se-tungiem — odróżniać „sprzeczność głów ną” od „pobocznych” itp., są w yraźnie podpo­ rządkow ane uzasadnianiu kierow niczej roli p artii oraz p a ra fra ­ zując znane słcw a S talina) teo rii „głównego ogniw a, za k tó re uchw yciw szy się, m ożna utrzy m ać cały łańcuch”. A kcentując rolę naukow ej teorii w polityce — tylko teo ria bowiem m oże w skazać to „.główne ogniwo” — A lthu sser dąży tym sam ym do zwiększe­ n ia ro li teo re ty k ó w w k ształto w an iu polityki partii'. Zarazem jed n ak w ykazuje dużą elastyczność w w yciąganiu z teorii kon­ k retn y c h wniosków politycznych. Podnosi m ianow icie do rang i ogólnej teorii nierów nom ierność rozW oju różnych k rajów oraz tzw. n ad d eterm in ację lub dodatkow e zdeterm inow anie (surdeter-

m ination) każdego k o n k retn eg o system u sprzeczności, uzyskując

w ten sposób w ygodne u zasad n ienie d la pluralizm u taktyk poli­ tyczny ch przy jednoczesnym odżegnaniu się od lekceważącego Teorię (i teoretyków !) em pirycznego pragm atyzm u. Trzeba zresz­ tą przyzn ać, że je s t to rozsąd niejsze niż up arte trz y m an ie się jakiegoś jednego, rzekom o uniw ersalnego m odelu działania, i że rozsądek ten (i sw oisty, „u teorety cznio ny ” pragm atyzm ) odróżnia A lth u ssera na korzyść od tzw. dogm atyków , z k tó ry m i w innych k w e stia c h (m im o nieco in n ej term inologii) je st oni całkow icie zgodny.

Na zakończenie chciałbym podzielić się reflek sją o wziajemnym stosunku dwóch książek: tej, o k tó rej w łaśnie m ówimy, oraz książki A. W itkow skiej Staw ianie, m y lubim sielanki. C zytałem je rów nocześnie i odniosłem w rażenie osolbliwego paralelizm u, a zarazem k o n trastu . Ja n io n podnosi w artość rom antyzm u, tra ­ gizmu, dysharm onii, W itkow ska ceni klasycyzm , sielankę, h a r ­

(8)

m onię; p ierw sza a u to rk a opow iada się za Północą (jako sym bo­ lem o kreślonych wfartościi), diruiga za Południem , pierw sza sław i rew olucję i nie bez pew n eg o upodobania raczy nas rom antyczn ą fren ezją d różnego ro d zaju k rw aw y m i okropnościam i, druga w sk a­ zuje w arto ść „spokoju, ciszy, dobroci, trw a n ia ” (s. 143) i p rz y ­ pom ina ko jące uroki idylli. Ten sam sy n d ro m opozycji i przeciw ­ sta w n e rozłożenie akcentów w arto ściujących . A p rzy ty m w ydaje m i się, że przy rów noczesnym czy tan iu obu tych w yb itny ch ksią­ żek każda z n ich zyskuje dzięki itemu kontrastow i, uw yraźn ia się n ieja k o i in d y w id u alizu je w sw ej intencji.

Maria Janion: Tak, to dialog w obrębie je d ­

nego i tego sam ego ro m an ty zm u .

Zofia Stefan o w ska: K siążka zaintrygow ała

m nie z p u n k tu widizenia genologii prac naukow ych. Czy »to m o­ nografia, ro zp raw a, zlbiór arty k u łó w , dziennik le k tu r (co pod­ k reśla kolokw ialność)? Ksiąiżka je s t ty m w szystkim po trosze. Niekonwencjonaliność jej jed n a k nie ty lk o n a ty m polega. Zo­ sta ły tern gruntowniie zach w iane różne ustalo n e h ie ra rc h ie i w a r­ to ści — zw łaszcza h ie ra rc h ie a u to ry tetó w naukow ych. D zienni­ k a rz cy tow an y je s t obok uczonego, sąsiadują ze sobą (zjawiska różnego ty p u , różne źródła, od dzieł klasyczn ych do brukow ych. Całkowicie rozbita została stfera św ięta arcydzieł, mówi się o nich obok kiczu. R ealizu je się tu św iadom a postaw a badacza, przeko­ nanie, że p ro b lem aty k a naukow a nie je s t zam kniętą sferą. Idąc po ulicy, niem al w śm ietn ik u , uczony znajduje dla siebie tem at. T aka w łaśnie całościow a p ersp ek ty w a w idzenia k u ltu ry w spół­ czesnej zaw anta je st w itej książce. T ru d n o przecenić w alory d y d ak ty czn e tej m eto d y, ale m a ona i sw oje dalsze konsekw encje. A tera z pytaniie do autorki. W izja ro m an ty zm u nakreślona w tej książce p ok azu je k o n ty n u ac je lite ra tu ry rom antycznej w epoce w spółczesnej. Są to często ko n ty n u acje kiczow ate: gotycyzm , roz­ p ętan ie nam iętności, straszliw ość itp. Z nacznie m niej w y raźnie ry su je się w izja rom antyzm u wielkiego, tyrtejskiego, rom antyzm u m ającego o grom ne am bicje poznfawcze, w yostrzoną sam ośw iado­ mość i ironię wobec siebie. R om antyzm u porządkującego św iat, tw orzącego w ielkie koncepcje historiozoficzne. Czy było to celem autorki, narzu cić n am ten ro m an tyzm „gotycki” jako d om inują­ cy, czy też pro p o rcja ta w y n ik ła z an a lizy ko n ty n u acji ro m an ­ ty zm u we współczesności? Czy ro m an ty zm obyw atelski, sta w ia ­ jąc y na p lanie pierw szym d yscyplinę m oralną i in te le k tu a ln ą , czy on je s t zd y sk red y to w any w oczach naszej współczesności?

Ja n usz Sław iński: W związku z trudno ścia­

mi, ja k ie nastręcza ta książka co do kw alifikacji gatunkow ej,

(9)

proponow ałbym utw orzenie dla niej now ej kategorii: to w ieloryb hum anistyczny.

Zofia Stefanow ska: Bo P an m yśli, że w ielo­

ryb to ryba.

Janusz Sław iński: Ależ nie, w ieloryb w łaś­

nie dlatego jest tru d n y do zakw alifikow ania, że zn ajduje się na pograniczu ssaków i ryb. A poza tym /ta książka pow stała przecież w pobliżu m orza.

Halina W alfisz: N ie jest to ani w ieloryb,

ani w ielotw ór, ani kam eleon. J e s t to książka, któ ra nie u zn aje błędności żadnego chw ytu ułatw iającego w prow adzenie myśli do głowy odbiorcy. To książka rasow ego naukow ca, k tó ry um ie popularyzow ać, um ie tra fić do czytelnika.

Janusz Sław iński: Zgoda, proponuję więc

inne o kreślenie — now oczesny w ielobój hum anistyczny.

Zbigniew Jarosiński: K siążka M arii Janion, głę­

boko tkw iąca w problem atyce, jaką autork a od daw na się zaj­ m uje, była niespodzianką. Podjęła bowiem coś, co w ydaw ało się zapom niane, w ygaszone. W szyscy w ychow aliśm y się w tra d y c ji h u m anistyk i rozum iejącej, ale aktualnie n ik t nie mówi o jej ję­ zyku, o tym , co to jest lite ra tu ra . To stru k tu ra liz m wciąż pyta, co to jest lite ra tu ra , co to jest poszczególne dzieło literackie, co to jest k ry ty k a . S tru k tu ralizm , ten oponent książki, od w ielu lat uznał za w łasną tę prob lem aty k ę. Książka 'M arii Jan ion na po­ w rót w łączyła ją do hu m an isty k i rozum iejącej. Staw ia ją właści­ wie w każdym rozdziale.

L ite ra tu ra — tw ierdzi auto rka — to antropologia, rów no u praw ­ niona wobec w szystkich innych antropologii. C ytat literacki u M ark­ sa — zw raca uw agę — staje się kluczem do rozum ienia historii. L ite ra tu ra jest przekraczaniem św iata, przekraczaniem tego, co za­ stane. W ten sposób jest k ry ty k ą w sensie dialektyki. W szystko, co pisze Jan io n o literatu rze, stanow i bezustanną apologię twórczości. Na ty m ęolega je j polem iczność wobec stru k tu ralizm u . Z p u n k tu w idzenia sem iologa podstaw ow e znaczenie ma wątpliw ość, jak dalece m ożna w ierzyć litera tu rz e . Ta książka mówi, że lite ra tu rz e trzeb a w ierzyć do końca. Działalność badaw cza stru k tu ra lis ty jest k ry ty k ą języka lite ra tu ry . B adanie M arii Janion — k ry ty k ą za­ w artości antropologicznej. W ujęciu hum anistyki rozum iejącej istotn a je s t różnica m iędzy twórczością a językiem . Podjęcie pod­ stawowego pytania: co to jest litera tu ra , staw ia przed historią idei zupełnie nową, niespodziew aną perspektyw ę. H istoria idei

(10)

przecież odsuw ała daleko problem literackości dzieła literackiego. I jeszcze jed n a sp raw a. W cen tru m uw agi h u m an isty k i rozum ie­ jącej pozostaw ały zawsze arcydzieła. Książka p ro p o n u je rad y k aln e poszerzenie sfery zastrzeżonej dla arcydzieł. W szelka m ożliwa lite­ ra tu ra została podniesiona do tej godności, bo przedm iotem roz­ w ażań je s t także Sade, kicz i surrealizm . Czy nie prow adzi to do znaczącej przem iany w obrębie tej metodologii, z k tó rej w yrasta.

R om an Zim and: P rz y całym zain tereso w a­

niu, jakie budzi ta książka, przy szacunku dla postaw y auto rk i nie mogę się zgodzić ze sform ułow anym i przez nią propozycjam i m e­ todologicznym i. Sądzę na p rzy k ład , że D ilthey niczego w h um a­ n isty ce X X w . nie zaczyna, lecz jedynie kończy. Jeżeli kto za­ czyna — to H u sserl w Logische U ntersuchungen. A Dilithey koń ­ czy rom antyzm . Różnice m iędzy au to rk ą a m ną dotyczą przede w szystkim w yborów w zakresie filozoficznej koncepcji w iedzy o człow ieku. A u to rk ę fascy n u je koncepcja, k tó rą pod koniec X V III w. form u ło w ali p rero m an ty c y . W tym sam ym okresie w y­ suw ane b y ły rów nież inne propozycje dotyczące sposobu m ów ie­ nia o św iecie, o człow ieku, o ku ltu rze. W ym ieńm y dla przy k ład u H u m e’a. Je śli (koncepcje tu w ym ienione p o trak to w ać jako trw ałe opozycje, to pow iedzieć »trzeba, że w ciągu o sta tn ic h dw ustu lat żadna z n ich nie została „ostatecznie pogrążon a” . I nie mogło być inaczej, albow iem w w a ru n k ach norm alnego rozw oju h um anis­ ty k i żyw ią się one w zajem . A zasada opow iedzenia po stronie jedn ej z nich? Sądzę, że isą to opcje u w arunkow ane praw dopodob­ nie ch arakterologicznie. W starciach na .gruncie h u m an isty k i źle ’jest, gdy — z jak ic h ś względów d la w iedzy ubocznych — różnice *te form u łow an e są n ie dość w yraźnie. Nie sprzyja też nauce gdy, z tychże ubocznych względów, różnicom tym p rzy p isu je się inne znaczenie, niż posiad ają one de facto. J e d n ą z zalet dy skuto w anej książki jest, że prow okuje do zasadniczej k onfrontacji. W dyskusji nie sposób odpow iedzieć na ,tę -książkę, nie sposób jej sprostać w k ró tk iej .wypowiedzi. B yłoby dobrze, gdyby ktoś o d iam e tra ln ie odm iennych poglądach m etodologicznych, o talencie dyd ak ty cz­ n y m a u to rk i odpow iedział n a książkę ł— książką.

Inaczej niż o ty m b y ła tu m owa widzę problem zanegow ania po­ d z ia łu na arcydzieła ii lite ra tu rę drugorzęd ną, co m a pono ch a­ rak tery zo w ać om aw ianą tu książkę. Nie sądzę, by książka takie •podziały negow ała. G dyby au to rk a zaczęła analizow ać twórczość np. W alerego Skiby — wówczas zgoda, p rzek reślałab y ten podział. A Z a m ek O tranto czy M nich to pozycje w sw oim ro d zaju k la ­ syczne.

Zofia Stefanow ska: Jeżeli książka zestaw ia

lite ra tu rę z filmem , to już rozbija.

(11)

Roman Zim and: Och, taki klasy cysta to ja już

nie jestem . Zestaw ienie lite ra tu ry ,z film em nie jest dla m nie ro z­ biciem sacrum.

M ałgorzata Baranowska: Myślę, że nie m ożna

oddzielać film u od lite ra tu ry i w ogóle obrazu od litera tu ry . Ta książka w m oim pojęciu należy do k u ltu ry obrazkow ej, a ja tak samo ja k surrealiści sądzę, że to k u ltu ra wysoka. J a k dlla pani S te- fanow skiej ta książka je s t rzeczą o rom antyzm ie, ta k dla m nie — o surrealizm ie. I to n ajw y b itn iejszą z tych, które się w Polsce ukazały. O brazki w niej w ydały mi się nieco ekspresjonistyczne (np. ilu stra c je do Poezji Północy). Można powiedzieć, odw ołując się do jed neg o z podpisów pod ilu stracją, że 'ta książka kusi! rozum . S u rrealizm uległ w niej p ew n em u przesunięciu ku ekspresjoniz- mowi, a z drugiej stro n y został pokazany w yraźniej niż dotychczas od stro n y nauki. C zytając ją uśw iadom iłam sobie, jak bardzo su r­ realizm je s t kunsztow nie w ym yślony — w łaśnie jako koncepcja zupełnie nie w ym yślona, jako odw ołanie do tego, co w człowieku spontaniczne, ukrylte, nieracjo n aln e.

Z dzisiejszej p ersp ek ty w y w idać, jak bardzo B reton i1 inni starali się znaleźć m oty w acje .dlla swojego program u estetycznego, posłu­ gując się F reud em i Jungiem . W ten sposób tracą sw oją wolność, k tó rą tak m an ifestacy jnie głosili. Z am iast osiągnąć wolność ro­ zum u, k tó re j iszukają, od S ade’a poczynając, pop ad ają w ograni­ czenia. W ażne je s t też d la m nie zdanie mówiące o tym , że su r- realiści m ają zasługi nie tylko dla poezji, ale i dla n a u k i — p rz y ­ kładem Caillois. •

Ta książka mówi o współczesności, przekonuje nas, że żyjem y wciąż w rom antyzm ie, surrealizm ie, ekspresjonizm ie. To są stale żywe spraw y naszej dzisiejszości, bo napraw dę jest tak , jak m ówiła pan i Stefanow ska, że n aw et to, co w ydaw ało się w yrzucone na śm ietnik, je s t częścią naszego św iata. Ta całość k u lturo w a w książ­ ce jest żywa, dynam iczna, dziejąca się. Ta książka nie opisuje, w n iej dzieje się to, o czym ona mówi. Surrealizm wciąż kogoś w y­ kluczał, w yłączał. Form ułow ano na jego te m a t opozycyjne sądy: mówiono, że to sztu k a zam knięta, skończona, albo przeciw nie — że jeg o g ra toczy się dalej. Sam B reton tw ierdził, że surrealizm nie je s t zam knięty, podlega ciągle now em u dzianiu się, n ie przechodzi do historii. W historię w edług niego odchodzi to tylko, co odłą­ czyło się od surrealizm u. Ta książka, mówiąc kategoriam i B re­ tona, także nie odchodzi w historię, je st otw arta, dziejąca się.

Marian Płachecki: P a rtn e re m in tele k tu a ln y m

tej książki jest stru k tu ra liz m , dlatego tak ie ważne jest, jak autorka u stosunkow uje się do niego — przecież nie do m etody, tylko do postaw y św iatopoglądow ej, filozoficznej. T rak tu je ona s tru k tu

(12)

-ralizm jak o n a tu ra liz m scjentyficzny. Można dyskutow ać z po­ staw ą m yślową, deklarow aną w tej książce, ale przede w szystkim trzeba mówić o ty m , ja k je st ona zrobiona i stąd dopiero w y pro ­ wadzić konsekw encje św iatopoglądowe. M iał rację Ricoeur mówiąc, że opozycja m iędzy h erm en eu ty k ą a stru k tu ralizm em jest opozycją m iędzy sem antyka a składnią. E jchenbaum mówił, że nie obchodzi go sens filozoficzny dzieła, tylko kom pozycja. Jan io n m ó­ wi, że obchodzi ją tylko sens. Oboje uw ażają, że sens to po­ w szechna zrozum iałość tek stu . Je śli zakłada się, że sens jest jasny, ale zostaw ia się poza planem zainteresow ania kom pozycję, tj. spo­ sób w ypraco w y w ania znaczeń, wówczas pozostaje tajem nicą spo­ sób p rzy b y w an ia sensu. Być może stąd wzięła początek k a rie ra słowa „ ta jem n ica ” w książce. W trad ycji form alistów p rzy ch o ­ dzenie sensu je s t sp raw ą jasną, twórczość nie je st tajem nicą, oni p o trafią to w ytłum aczyć. Nie w iadom o jednak, co przychodzi, o ty m form aliści nie piszą. Tu jest w yraźna opozycja — opozycja m iędzy stanow iskiem Jan ion a form alistam i.

Dla D ilth ey a sens je st jasny, ale nie w iadom o, skąd przychodzi. U Jan io n podobnie: sens o stateczn y utw o ru dociera do nas poprzez intu icję badacza, zajm ującego postaw ę utożsam iania z dziełem . Stąd obrona intu icji hum anistycznej np. przed atak am i Jerzego K m ity. Dla au to rk i „ ta jem n ica ” jest m otorem pow staw ania róż­ n ych tekstów . D zieło jest nastaw ione na tajem nicę, na u jaw n ie ­ nie ciem nego jądra. Stąd tyle w tej książce zainteresow ania dem o- nizm em , tw orzeniem nieśw iadom ym , stą d przekonanie, że sz tu k a w yraża to, co niew yrażalne inaczej. Dla stru k tu ra lis ty tw orzenie jest działalnością św iadom ą. K to um ie obnażać tajem nicę, może p oryw ać się na m ów ienie o w szystkim , natom iast teoria tw orzenia św iadom ego zakłada, że o tym , co niew yrażalne, należy milczeć, ponieważ — jak pow iedział W ittgenstein — o czym nie można mó­ wić, o tym trzeba milczeć. Dla M arii Jan io n lite ra tu ra jest śm iałą próbą opanow ania sedna św iata. Form aliści nie m ówią o sensie, mówią ty lko o kom pozycji. Ich św iat je s t św iatem bez esencji. K siążki tej nie w ypow iada jed n a osoba, ale cały chór. Nie ty lk o ze względów d ydak ty czny ch tak często re fe ru je się tu cudze po­ glądy, re fe ru je się niepolem icznie, bo a u to rk a om aw ia najczęściej autorów , k tórzy p o p iera ją jej poglądy. S tanow iska przeciw ne po­ k azuje się jak o p ły tk o zakorzenione we współczesności, nie m ówi się w cale o tra d y c ji stru k tu ra liz m u . Zachw ianie kanonu arcydzieł wiąże się w łaśnie z tak im rozum ieniem k u ltu ry Europy: w szystko jedno, na jak i przy k ład powołać się w tej całości, w każdym te k ­ ście przejaw ia się świadomość europejska.

Ew a Szary: P ierw sze spostrzeżenie, ja k ie

uczynić m usi teo re ty k lite ra tu ry , czy tając tę książkę, jest tak ie m ianowicie, że jej przedm io t jest w najdonioślejszym sensie t2go

(13)

słowa — p rzedm iotem historycznym . A utorka u siłuje przezw ycię­ żyć nieu chron n y anachronizm tekstów k u ltu ry , a w tym tekstów literackich. L aw inow e n a ra sta n ie zm ian w św iecie nieuchronnie anachro nizu je k u ltu rę. Nie je s t to w gruncie rzeczy tylko .pro­ blem trad y cji, ale przede w szystkim problem trw an ia tekstów w św iecie, a co za tym idzie w historii. O tra d y c ji litera c k ie j mówi się w prost w książce P a n i P rofesor bardzo' niew iele, sam term in jest w niej rzadko w ym ieniany, w indeksie w ystępuje tylko dw a razy. W książce zakłada się, że nie można problem atyzow ać tek stó w jed y n ie przez odniesienie ich do trad y cji i mówi się o uczestnictw ie tekstów w historii i o przezw yciężaniu — w d ro ­ dze nieustan nej rek o n stru k cji i lek tu ry — anachroniczności te k ­ stów. O tym , że te k s t p rzyw ołany z odległej przeszłości nigdy nie w raca do nas sobą, ale w raca pod postacią idei, sensu, tem atu — te w ersje tekstów to jest w łaśnie spraw a lek tury, a w w ielu w y­ padkach le k tu ry lek tu r.

N ajw ażniejsze jest dla m nie w tej książce to, o czym już mówił prof. Żółkiew ski: a m ianowicie, że tem a t m arksizm u w porów ­ n an iu z rom antyzm em i rew o lu cją je st w książce P an i P rofesor zasadniczy. Chodzi mi w tym m iejscu zwłaszcza o to, co pisała au to rk a n a tem at grupy „Tel Q uel” i „C hange”, jako „schizm ie” „Tel Q uel”. Dla kogoś, kto zajm uje się lite ra tu rą , dzieło M arksa pow inno być ak tu aln e w całości, a nie ty lk o w tych fragm entach, gdzie M arks pisze w prost o literatu rze. Rew indykow anie całego dzieła M arksa dla potrzeb b ad ań literack ich jest zasługą obu tych grup.

Trzeba b rać z M arksa to, co pisał on poza jakim kolw iek odniesie­ niem do lite ra tu ry , np. o teorii produkcji, o obiegu pieniądza itp. Do tego naw iązyw ał B arthes, pisząc w „Tel Q uel” o w artości pie­ niądza nie tylk o kupieckiej, ale i sym bolicznej. A poza ty m „Tel Q uel” je st zjaw iskiem rozw ijającym się w czasie (dowodem schiz­ ma „C hange”) i trudno zgodzić się z sugestią, płynącą z recenzji M ichała G łow ińskiego z książki prof. Jan io n w „ L ite ra tu rz e ” nie w yrażoną tam w prost, ale w edług m nie dającą się tak, a nie ina­ czej odczytać — że członkow ie „Tel Q uel” tw orzą term in y dla czczej logomachii.

Maria Janion: D ziękuję w szystkim d y sk u ta n ­

tom za zabiegi 'herm eneutyczne dokonane n a m ojej książce. Od­ k ry ły mi one w iele tajem nic. Je st to książka p isana na p rzekór tendencjom , k tó re — ja k sądziłam — zdom inowały współczesną opinię h um anistyczną w Polsce. Uw ażałam , że należy wydo'byc z zapom nienia, (ujawnić i przedstaw ić postaw ę odm ienną, postaw ę — mówiąc n ajkrócej — zakorzenioną w hum anistyce rozum iejącej. Założenia polem iczne tłum aczą może pew ne niedopow iedzenia: to, że nie tra k tu ję częstokroć om aw ianych doktry n jako zam kniętych,

(14)

sam oistnych całości (na co oczywiście zasługują), lecz w ybieram z -nich określone w ątki. P rzeciw ko czem u więc książka z o s ta ła .n a ­ pisana?

Po pierw sze, przeciw pozytyw izm ow i. Nie uw ażam , że pozytyw izm jest dziś przeciw nikiem ju ż anach ronicznym (jak mówił prof. Żół­ kiewski), a n i też, ja k u trz y m u je Rom an Zim and, że przełom a n ty - pozytyw istyczny zam yka jed y n ie w iek X IX i nie w nosi niczego now ego do nauki dw udziestow iecznej. Pozytyw izm tkw i u 'pod­ staw filozofii stru k tu ra liz m u . Lukacs w H istorii i świadom ości k la ­

sy ukazał w szystkie p u łap k i pozytyw istycznego dogm atyzm u i Ba­

rańczak tra fn ie w ychw ycił pcdobną linię polem iki w m ojej książce.

Po drugie, przeciw rom antyzm ow i. A raczej przeciw pew nej w izji rom antyzm u. Z .zam ierzeniem w ydobycia na ja w jego niepokojącej dw uznaczności. Je śli faszyzm zaw łaszczył rom antyzm , nie mógł te ­ go zrobić całk iem przeciw rom antyzm ow i, m usiała m u to um ożli­ wić ja k a ś niebezpieczna tajem n ica rom antyzm u. Chodziło o to, by rozpraw ić się z faszyzm em w jego w łasnym dom u: dobić zw ierza

w jego barłogu. .

D rugi m otyw b ud o w ania in n ej w izji ro m an ty zm u tkw i w fakcie, że od lat z ajm u ję się rom an ty zm em krajow ym , nie ty lko em igra­ cyjnym , w ielkim . Badacze pośw ięcają zaś uw agę raczej tem u d ru ­ giemu. T ym czasem w świadom ości zbiorowej trw a p rzed e w szyst­ kim „m a ły ” ro m an ty zm — istn ieje więc jakby dysonans m iędzy „w ysoką” n auk ą a codzienną k u ltu rą narodow ą. We F ran cji, k tó ra nie m iała w ielkiego ro m anty zm u w takim typie jak nasz, zauw a­ żono doniosłość i trw ałość tzw. ro m an ty zm u popularnego. Nie trz e ­ ba się go w ypierać i wstydzić. W ty m zaw iera się odpowiedź na p y ta n ie Zofii S tefanow skiej. Dla m nie w spółczesna polska św ia­ domość zbiorowa p o zostaje pod w yraźną presją rom an tyzm u po­ pularnego.

Po trzecie, przeciw tak iem u rozum ieniu lite ra tu ry , które ogranicza ją do arcydzieł, a k u ltu rę zam yka w obrębie k u ltu ry w ysokiej. Do k u ltu ry now ożytnej należy w szystko, co znajduje się dziś w obiegu św iadom ości europejskiej. Rzeczyw iście rzad ko mówię o „ tra d y c ji” (na co zw róciła uw agę Ewa Szary), in te re su je m nie „h isto ria” po­ jęta ja k o nasza W ielka Teraźniejszość.

Jak o m otto całej książki m ożna by położyć zdanie Lukacsa: „F or­ m a jest najw yższym sędzią ży cia”. Mówi ono o tym , co dla m nie najw ażniejsze: o form ie i o etyce. Nie tracąc form y, form a jest sensem i n a d a je sens.

zanotowała Małgorzata Czermińska R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B I O R Y 1 3 g

Cytaty

Powiązane dokumenty

Być może zaś wystarczyłoby powiedzieć, że podstawowy podział to podział na użycia UR i UA i że użycie UR dzieli się na użycia URI (referencyjneStrawson&gt;

W materiałach Wiktora Ziółkowskiego, bliskiego znajomego poety, znajduje się napisana przez nie- go jeszcze w 1939 roku notatka, z której wynika, że ciało

Potem kapłan zwraca się do ludu i rozkładając ręce pozdrawia go mówiąc: Miłość Boga Ojca, łaska naszego Pana Jezusa Chrystusa i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z

Wprawdzie Franciszek zarzekał się, że nie czuł bólu, gloryfi kując w Pieśni słonecznej żywioł ognia, lecz łatwo się domyślić, w jakim stanie psy- chicznym znajduje się

Poprzez precyzyjne i związane z fizycznymi zjawiskami towarzyszącymi rozwojowi pożaru, określenie wymagań i ocenę właściwości ogniowych wyrobów, a następnie

How can we compare two rational numbers? Notice that in order to do that we can investigate the difference of numbers, their quotient or location on the number line...

Kierowane pociski rakietowe (KPR) to taki rodzaj uzbrojenia lotniczego, które jest w stanie zmieniać swój tor lotu za pomocą systemu sterowania, ste- rów, skrzydeł oraz

• rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 20 czerw- ca 2007 r. w sprawie wykazu wyrobów służących zapewnieniu bezpieczeństwa publicznego lub