• Nie Znaleziono Wyników

Język poetycki Mirona Białoszewskiego a styruktura mowy dziecięcej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Język poetycki Mirona Białoszewskiego a styruktura mowy dziecięcej"

Copied!
45
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Barańczak

Język poetycki Mirona

Białoszewskiego a styruktura mowy

dziecięcej

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 64/1, 151-194

1973

(2)

STA N ISŁA W B A R A Ń C Z A K

JĘZYK POETYCKI MIRONA BIAŁOSZEWSKIEGO A STRUKTURA MOWY DZIECIĘCEJ *

1

Jednym z najczęściej pow tarzanych sądów krytyki literackiej o tw ó r­

czości M irona Białoszewskiego jest teza, jakoby poeta dokonywał w swo­

ich utw orach — co najm niej od etapu Rachunku zachciankowego poczy­

nając — daleko posuniętej „deformacji słowa”. Określenie to jest n a ty le popularne, że nie m a potrzeby cytować wszystkich krytyków, którzy się nim posługują: cytatów byłoby zbyt wiele. Należy jednak zauważyć, że mimo pozornej jednomyślności krytyki w tym względzie — tru d n o zna­

leźć bodaj dwóch autorów zgadzających się całkowicie co do istoty i m e­

tod owej „deform acji”. Jedni zadowalają się ogólnikowym napomknieniem, że Białoszewski posługuje się „słowem ułom nym”, „kalekim ” czy „zde­

formowanym” 1 : tak np. czymś powszednim są sceptyczne głosy, że tw ór­

ca pragnie osiągać swoje poetyckie cele „przy pomocy sałatki połamanej składni i zwyrodniałej gram atyki” 2; w gruncie rzeczy podobny sens m a określenie Juliana Przybosia: „słowo przedrzeźnione” 3, czy m etafora „ru ­ pieciarnia słów” 4, zastosowana przez A rtu ra Sandauera wobec M ylnych wzruszeń. Jeszcze z okazji Pam iętnika z Powstania Warszawskiego do­

strzeżono w języku tej twórczości niewiele więcej ponad operowanie „zda­

niam i [...] sztucznie poszarpanymi, sztucznie kalekim i” 5. Ma się rozumieć, te w szystkie ogólnikowe i metaforyczne określenia rzadko byw ają tłu m a­

* A rty k u ł ten jest fragm en tem w ięk szej całości o język ii p oetyckim B ia ło sz e w ­

sk iego. J

1 O „k alek ości sk ła d n i”, będącej języ k o w ą k o n sek w en cją p rzejętej od L eśm ia n a

„m ito lo g ii k a le c tw a ”, m ó w i np. w o d n iesien iu do B ia ło szew sk ieg o Z. B i e ń k o w ­ s k i (A n ty - P e ip e r . W : P o e zja i n ie p o e zja . S zk ice. W arszaw a 1967, s. 124, 122).

2 W . В i e ń к o, B ia ło s z e w s k i p o ra z drugi. „W spółczesność” 1959, n r 7.

3 J. P r z y b o ś , S ło w o p rze d rze źn io n e . „P rzegląd K u ltu ra ln y ” 1959, n r 7.

4 A. S a n d a u e r , P o e z ja ru p ieci. W : S a m o b ó js tw o M itry d a te sa . E seje. W ar­

sz a w a 1958, s. 123.

5 J. W i l h e l m i, w stęp do: M. B i a ł o s z e w s k i , P a m ię tn ik z P o w s ta n ia W a r sza w sk ie g o . W arszaw a 1970, s. 5.

(3)

czone przez autorów na język pojęć bardziej precyzyjnych. Za to inni krytycy sięgają, przeciwnie, do określeń zbyt szczegółowych i wąskich zakresem, mówiąc np. o „rozbijaniu słowa” czy, mniej metaforycznie, o jego „częściowej [...] dezintegracji” 6; to określenie Juliana Rogozińskie­

go nie jest jeszcze zbyt jasne, rozumiemy jednak, o co chodzi, gdy w ese­

ju Anatola Sterna czytamy, że Białoszewski posługuje się m etodą „zdez- automatyzowania słowa” poprzez zautonomizowanie jego elem entów 7.

Istotnie tak bywa, ale przecież nie jest to jedyny typ operacji językowej, dzięki którem u słowo poetyckie autora M ylnych w zruszeń zasłużyło sobie na m iano „zdeformowanego”. Stosunkowo najbliższe praw dy i najpełniej­

sze w ydaje się więc w yjaśnienie inne,, rów nie często zresztą spotykane:

Białoszewski posługuje się po prostu językiem odbiegającym od norm po­

prawnościowych przyjętych we współczesnym języku ogólnym, „nie liczy się z ustalonymi zwyczajami językowym i” 8.

Krytycy, którzy próbują ująć osobliwości poetyckiego języka Biało­

szewskiego w ten ostatni sposób, w ikłają się jednak natychm iast w sprzecz­

ności. Trudność nasuw a głównie odpowiedź na nie przez wszystkich uświadomione pytanie: jeśli istotnie mamy tu do czynienia z opozycją wobec normy, to czy jest to opozycja totalna? Czy, inaczej mówiąc, Biało­

szewski „nie liczy się z ustalonymi zwyczajami językowym i” całkowicie bezkompromisowo? Nie chodzi tu, rzecz jasna, o oczywisty problem współ­

istnienia w tekście jednostek językowych odbiegających od norm y i jed­

nostek z tą norm ą zgodnych: każdy zdaje sobie sprawę, że gdyby nie przeplatanie jednych drugimi, wiersze Białoszewskiego niejako wyszłyby poza obręb języka, zatraciłyby reguły przyporządkowywania słowom określonych znaczeń. Chodzi natom iast o to, czy w ram ach tych jednostek językowych, które swoim brzmieniem, fleksją, konstrukcją słowotwórczą itp. odbiegają od normy, można mówić o całkowitej dowolności postępo­

w ania językowego. Jeśli tak, mielibyśmy do czynienia z językową an ar­

chią, z naw rotem do futurystycznego postulatu „słów na wolności”, z oży­

wieniem tendencji naw et dadaistycznych. Jakoż istotnie zdarzało się, iż k ry ty cy — zwłaszcza początkowo — umieszczali utw ory Białoszewskiego na tle tego rodzaju tra d y c ji9. Później jednak dowolność takiej tezy stała się aż nadto oczywista 10.

6 J. R o g o z i ń s k i , B ia ło sze w sk i. „N ow a K u ltu ra” 1961, nr 12.

7 A. S t e r n , S zk o ła n ie p r z y z w y c z a je n ia . W: P o e zja z b u n to w a n a . W arszaw a 1964, s. 383. W gru n cie rzeczy an i o krok dalej poza tę k o n statację n ie p osu w a się — m im o sw oich am b icji n au k ow ych i ob iecu jącego ty tu łu — praca M. C h o ł o c i ń - s k i e j - M a r s z a ł e k E k s p e r y m e n ty B ia ło sze w sk ie g o („Przegląd H u m a n isty czn y ” 1968, nr 3).

8 J. P r o k o p , Ig ra szk i k a ta s tr o f is ty : M iron B ia ło sze w sk i. W: E u k lid es i b a r­

b a rz y ń c y . S zk ic e lite ra c k ie . W arszaw a 1964, s. 196.

9 T ak już w pion iersk iej rozp raw ie S. D a n - B r u z d y O „ O b ro ta ch r z e c z y ” M iro n a B ia ło sze w sk ie g o („P am iętn ik L iteracki” 1961, z. 4, s. 471, p a ssim ). W ydaje

(4)

Doszło więc do sytuacji, w której większość komentatorów Rachunku zachciankowego, M ylnych w zruszeń czy Było i było prześlizgiwała się nie­

jako ponad zaw artą w e własnych wywodach sprzecznością, polegającą na tym, że z jednej strony stwierdzali oni u Białoszewskiego w yraźną opo­

zycję wobec norm y językowej, z drugiej zaś uczciwość interpretacyjna kazała im konstatować, iż naw et najdalej posunięta „deform acja słowa”

lub „torturowanie składni” m a jednak jakiś prawzór, jakieś oparcie we wcześniej zastanych zjawiskach języka ogólnego. W charakterystyczny sposób w yraża się ta sprzeczność w interesującym skądinąd szkicu Pro­

kopa, który, stwierdzając, że Białoszewski w swoich utworach „nie liczy się z ustalonymi zwyczajami językowym i’* oraz że „Język takich utworów jest całkowicie »jednorazowy«”, orzekł również, iż zabiegi poety „pasoży­

tu ją na »najgłębszych trzewiach« ogólnego systemu językowego” n . Obie te, w yraźnie ‘sprzeczne ze sobą, konstatacje są z pewnością jed­

nakowo słuszne; problem polega tylko n a tym, jak je ze sobą pogodzić.

W ydaje się, że spraw a jest prostsza, niżby można przypuszczać. Powiedz­

m y krótko: język poetycki Mirona Białoszewskiego w wielu swoich kon­

kretnych użyciach opiera się n a świadomej opozycji wobec ogólnie obo­

wiązującej norm y językowej; zarazem jednak w każdej z takich sytuacji m am y do czynienia z pomyłkowym jak gdyby czy błędnym w ykorzysta­

niem norm y i n n e j , k tóra do danej jednostki językowej w norm alnych w arunkach się n ie stosuje. Jednym słowem: język tej poezji opiera się na zasadzie błędu językowego, ale błędu nie pozbawionego swoistej, celowo

„m ylnej” logiki. Mało kto zwrócił dotychczas uwagę na fakt, że dzięki tem u język poetycki Białoszewskiego odwołuje się do subkodu istnieją­

cego już w języku ogólnym i doskonale znanego: do mowy dziecięcej i charakterystycznych dla niej mechanizmów dziecięcego błędu języko­

wego.

Przy pobieżnej lekturze utworów Białoszewskiego mogłoby się jednak wydawać, że częste tw ierdzenia krytyki literackiej o nagłym „pojawieniu się dziecka” w poezji polskiej po roku 1956 12 — do t e j twórczości w ogóle się nie stosują. Na pozór bowiem dziecko nie w ystępuje tu w żad-

się w ogóle, że w a d ą tej sk ąd in ąd cennej pracy b y ło o sa d zen ie p oezji B ia ło szew ­ s k ie g o w zb yt w ie lu tra d y cja ch litera ck ich i p la sty czn y ch naraz. Zob. ta k że:

J. T r z n a d e l , S p o tk a n ie s p r z e d lat. „N ow a K u ltu ra ” 1956, nr 28. — R o z m o w y o d ra m a c ie . T e a tr B ia ło sze w sk ie g o . „D ialog” 1959, nr 2, s. 109 (w yp ow ied ź Z. F e- d e c k i e g o ) . — R o g o z i ń s k i , op. cit. — P r o k o p , op. cit., s. 195.

10 P o lem izu je z n ią np. J. B ł o ń s k i (L ir y k a B ia ło sze w sk ie g o . „Ż ycie L itera c­

k ie ” 1961, nr 39).

11 P r o k o p , op. cit., s. 196.

12 P od k reślają te n fa k t k sią żk i k rytyczne, k tórych zasłu gą b y ło m. in. dok on a­

n ie p ierw szy ch g en era ln iejsz y ch ocen poezji „p ok olen ia 1956” : K. W y k a , R ze c z w y o b r a ź n i. W arszaw a 1959. — J. B ł o ń s k i , Z m ia n a w a r ty . W arszaw a 1961. — J. K w i a t k o w s k i , K lu c z e d o w y o b ra źn i. S z k ic e o p o e ta c h w sp ó łc ze sn y c h . W ar­

(5)

nej z trzech ról, jakie są w tym w ypadku możliwe: nie je st adresatem ; nie jest bohaterem ; nie jest podmiotem mówiącym, przynajm niej gdy 'brać pod uwagę ścisły sens tego term inu.

Mówiąc tak, pomijamy oczywiście pewne utw ory bądź pozostające poza właściwym terenem twórczości Białoszewskiego, bądź egzystujące w niej na prawach w yjątku. Do pierwszych należą dydaktyczne w ierszyki d la dzieci13, publikowane przez Białoszewskiego wspólnie z Wandą Cho- tomską w latach, kiedy teksty, które później złożą się n a Obroty rzeczy czy Rachunek zachciankowy, pisał poeta „do szuflady”. B yłyby to więc utw ory, w których dziecko w ystępuje w roli bohatera lub adresata, a po­

nadto oczywiście, pełni funkcję zewnętrznego wobec nich odbiorcy. Rzecz jasna, wiersze te niewiele m ają wspólnego z Białoszewskim takim , jakiego dzisiaj znamy. W gruncie rzeczy — podobnie zresztą jak w większości wierszy dla dzieci pisanych w owym okresie — „obecność dziecka” nie przejaw iała się tu taj poprzez ciekawsze rozwiązania językowe czy „w y­

obraźniowe” ; młodociany odbiorca traktow any był jako „mniejszy doro- sły M, którem u bez przeszkód można praw ić dydaktyczne morały.

Co innego te całkiem już „białoszewskie”, publikowane w tomikach utw ory, w których „obecność dziecka” realizuje się, na praw ach spora­

dycznego chwytu, jako włączenie dziecięcego podmiotu mówiącego w strukturę utworu. Wiersze te — jest ich zresztą zaledwie parę — sta ­ nowią już pełnoprawne składniki twórczości Białoszewskiego, pojawiają się w niej jednak jako w yjątki od reguły. Charakterystyczne, że we wszel­

kich wypadkach, kiedy możemy z całą pewnością orzec, iż podmiotem mówiącym jest dziecko, mamy do czynienia z d i a l o g i e m , w którym dziecko uczestniczy. Jego wypowiedź pojawia się więc właściwie na pra­

wach przytoczenia, jak np. w Zakonie czynnym i biernym (MW 74—75) 14.

Poza owymi nielicznymi w yjątkam i nie napotkam y jednak w tw ór­

czości Białoszewskiego takich przejawów „liryki roli”, które polegałyby

sz a w a 1964. Zob. też E. B a l c e r z a n , P o e z ja d zie c k ie m p o d s z y ta . „N urt” 1965, nr 7, s. 33—34.

13 W. C h o t o m s k a , M. B i a ł o s z e w s k i : O n ie s fo rn e j k la sie — o go­

łą b k a c h z z e s z y tu — o fa b r y c e p a p ie r u i o p rz o d o w n ik u . „ Ś w ia t M łod ych ” 1961, nr 9; S am opom oc. Jw ., 1953, nr 45; Z im o w a pio sen k a . M uzyka: S. P r ó s z y ń s k i . J w ., nr 48. M ożna by tu za liczy ć ró w n ież „ w sp o m n ien ie ok u p acyjn e” B i a ł o ­ s z e w s k i e g o pt. O sta tn ia le k c ja („W alka M łodych” 1947, nr 2), przeznaczone je d n a k dla nieco starszego („m łod zieżow ego”) odbiorcy.

14 P rzy lo k a liza cji cy ta tó w ze zb iork ów p oetyck ich B i a ł o s z e w s k i e g o p rzy jęto n astęp u jące skróty: OR = O b ro ty rz e c z y . W ie rsze . W yboru dok on ał A. S a n - d a u e r. W yd. 2. W arszaw a 1957; RZ = R a ch u n ek z a c h c ia n k o w y . W arszaw a 1959;

M W = M yln e w zru s ze n ia . W arszaw a 1961; B B = B y ło i b yło . W arszaw a 1965.

L iczb a obok skrótu oznacza stronicę. W szy stk ie p o d k reślen ia w cytatach — S. B.

(6)

n a dosłownym „zaangażowaniu” dziecka do wypowiadania lirycznego mo­

nologu. Podmiotem i zarazem bohaterem lirycznym jest (wyłączamy oczy­

wiście liczne utw ory oparte na dialogu) zazwyczaj sam autor, Białoszew­

ski — można to rzec tym śmielej, że nie brak w tej twórczości utworów, w których podmiot zwraca się do samego siebie po nazwisku:

U spokój się, B iałoszew sk i,

b y łeś d ziś p ierw szy szczęśliw y [BB 6]

— a także nie brak utw orów (zwłaszcza w M ylnych wzruszeniach oraz Było i było), które dzięki wzmiankom o bezpośrednim otoczeniu podmio­

tu, jego rozmówcach itp. pozw alają identyfikować go z autorem (identy­

fikacja tak a jest szczególnie w yrazista w diariuszowych „zanotach” z Było i było). W sumie — m am y tu jednak osobliwe zjawisko, będące niem al dokładnym odwróceniem stanu rzeczy, jaki skonstatować można u czoło­

wych poetów „pokolenia 1956” (przede wszystkim u Harasymowicza): gdy tam mieliśmy zazwyczaj do czynienia ze sprzecznością pomiędzy założo­

nym „dziecięcym” podmiotem a „dorosłym” (połowicznie tylko infantyli- zowanym) sposobem mówienia, u Białoszewskiego spotykamy niew ątpli­

wie dorosłego (bo utożsamionego z autorem ) bohatera-podmiot, posługują­

cego się wszakże mową, która opiera się na ogólnych zasadach stru k tu ­ ralnych rządzących postępowaniem językowym dziecka.

2

Musimy jednak obecnie poświęcić nieco miejsca strukturalnym p ra­

widłowościom mowy dziecięcej i jej błędom. Mowa dziecięca i to, co sta­

nowi w niej odstępstwo od „dorosłej” normy, jest obiektem zaintereso­

w ania czterech dyscyplin naukowych: fizjologii, psychologii, pedagogiki (tzn. jej działu zwanego logopedią) oraz językoznawstwa. Nas interesuje oczywiście ostatni z wymienionych punktów widzenia; choć trzeba dodać, że również prace z innych dyscyplin nauki mogą pomóc w ustaleniu od­

powiedzi na zasadnicze dla nas pytanie. Chodzi mianowicie o problem , czy można błędy językowe dziecka sprowadzić do pewnych podstawowych zasad; inaczej: czy można w mowie dziecięcej odkryć pewne quasi-logicz- ne praw a, wyznaczające takie a nie inne postępowanie językowe.

Musimy najpierw ujednoznacznić pojęcie „mowy dziecięcej”, tj. spro­

wadzić je do określonego okresu w życiu dziecka, do określonej fazy jego psychicznego i językowego rozwoju. Mamy oczywiście na myśli okres rozw oju mowy samodzielnej, okres „swoistej mowy dziecięcej” obejm u­

jący czas od 2—3 do 7 roku życia. Je st to bowiem okres, w którym język

(7)

pełni już funkcję symboliczną, służy intersubiektyw nem u porozumiewa­

niu się; dziecko wyszło już poza stadium „le p etit langage” 15, złożonego z kilku wyrazów, włączyło (lub jest w trakcie włączania) do swego syste­

m u językowego najważniejsze jego elem enty, z fleksją, składnią i słowo- tw órstw em włącznie. Jednocześnie wszakże jest to okres, w którym język dziecka ma jeszcze charakter „niegotowy”, nie stanowi względnie za­

mkniętego systemu jak „dorosły” język ogólny, ale jest wciąż jeszcze w trakcie wzbogacania się o coraz to nowe elementy i reguły ich kon­

struow ania w większe całości. I stąd w łaśnie niezliczone błędy językowe,, jakie popełnia dziecko w tym okresie.

Lektura prac lingwistycznych dotyczących rozwoju mowy dziecka po­

zwala jednak zaobserwować dość zastanaw iające zjawisko. Oto, z jednej strony, niem al każdy autor podkreśla, że błędy językowe dziecka w wieku la t 3—7 nie są pozbawione swoistej logiki; z drugiej strony wszakże tru d ­ no byłoby wymienić choć jedną pracę, która' starałaby się w jakiś sposób tę logikę zrekonstruować. Na ogół, zgodnie z charakterystycznym dla tr a ­ dycyjnego językoznawstwa atom izującym sposobem widzenia języka, autorzy w ym ieniają wyrywkowo, posługując się znanym i skądinąd lin­

gwistycznymi term inam i, takie zjawiska, jak tw ory analogiczne, etymolo­

gie, kontam inacje itp., całą masę zjaw isk nie mieszczących się w tej kla­

syfikacji wpychając do wspólnego w orka z napisem „i inne”. (Powszechnie zauważalne jest również „osobne” widzenie problem atyki dziecięcych błędów językowych w zakresie fleksji, składni, słowotwórstwa itd., bez prób podporządkowania ich pewnym wspólnym, ogólniejszym tenden­

cjom.) Tymczasem w ydaje się, że nie m a takiego dziecięcego błędu języ­

kowego, który w ynikałby z postępowania całkowicie dowolnego, który nie byłby podobny do jakichś innych znanych już błędów; inaczej mówiąc, można stworzyć taką ich klasyfikację, która obejmowałaby wszystkie możliwe przykłady.

Chcielibyśmy właśnie zaproponować tu — dla potrzeb tej pracy

— taką klasyfikację; opiera się ona n a trzech zasadach, przyjm owanych nieświadomie przez każde dziecko w trakcie procesu wzbogacania własne­

go zasobu językowego. Należy zaznaczyć, że są to nie ty le trzy odrębne

„działy” dziecięcych błędów, co trzy ich główne m o t y w a c j e , które nieraz nie wykluczają się wzajemnie.

1. Z a s a d a a n a l o g i i . Jest to z pewnością zasada, której poszcze­

gólne realizacje najczęściej się spotyka i najczęściej o p isu je16; dziecko

15 O kreślenie H. D e l a c r o i x (L ’E n fa n t e t le langage. P aris 1934, s. 57).

15 Zob. np. K. A p p e 1, M o w a d zie c k a . W : E n c y k lo p e d ia w y c h o w a w c z a . T. 7.

W arszaw a 1909, s. 464— 465. — J. R z ę t k o w s k a , P r z y c z y n e k do b a d a ń n a d r o z w o ­ je m m o w y d zieck a . W arszaw a 1908, s. 23. — J. S u l l y , D u sza d zieck a . W arszaw a

(8)

stosuje się bowiem do niej najwcześniej, i to już w płaszczyźnie systemu fonetycznego. Wzbogacając swój zasób językowy nowymi słowami, for­

mami, konstrukcjam i składniowymi, dziecko czyni to zawsze w oparciu o zjawiska już sobie znane. Przyjęcie zasady analogii jest w gruncie rze­

czy początkiem uzyskiwania świadomości językowej. Obserwując rozwój językowy 3-letniego dziecka, stwierdzono:

na sk u tek d ziałan ia tw ó rczo ści an alogiczn ej [dziecko] u w o ln iło się [...] od p a ­ m ięciow ej reprodukcji w sz e lk ic h za sły sza n y ch form , u zysk u jąc m ożność od ­ tw arzan ia ich ty lk o na p o d sta w ie n ie w ie lu zap am iętan ych lu b b ezpośrednio zasłyszanych. J ed y n ie ty m osią g n ięciem m ożn a tłu m aczyć stosu n k ow o szybki postęp gram atyk alizacji m o w y d z ie c k a 17.

Tworząc form acje analogiczne, dziecko nie zdaje sobie jednak sprawy z faktu, że w języku istnieją pewne form y wyjątkowe. Stąd też ogromna ilość błędów językowych, które w ynikają z bezwyjątkowego traktow ania reguły analogii, bądź też — co na jedno wychodzi — z mechanicznego przeniesienia reguły na te kategorie mowy, których ona nie dotyczy.

W tych w łaśnie w ypadkach najczęściej narzuca się obserwacja, że dzie­

cięca twórczość analogiczna nie jest 'pozbawiona logiki, więcej — że jest logiczniejsza niż „dorosły’’ język 18.

Podstawowym zabiegiem językowym dziecka staje się więc tu taj tzw.

w yrów nanie analogiczne: w yrównanie form y w yjątkowej czy nieregular­

nej na wzór innych, znanych form regularnych, bądź w płaszczyźnie p ara­

dy gmatycznej, bądź syntagm atycznej. Tak np. używając formy" „cukr”

lub „w sw eterze”, dziecko w yrów nuje paradygm at odmiany rzeczownika, w pierwszym przykładzie uogólniając te m at przypadków zależnych (bez

1921, s. 176— 178, 184— 186. — O. J e s p e r ś e n , D ie S p ra ch e, ih re N atu r, E n tw ic k lu n g u n d E n tsteh u n g. H eid elb erg 1925, s. 111 n. — K. В ü h i e r , L es L o is g én éra les d ’é v o lu tio n d a n s le lan gage d e l’en fan t. „Jou rn al d e P sy ch o lo g ie N orm ale e t P a th o ­ lo g iq u e ” 1926, s. 605—606. — A. G r é g o i r e , L ’A p p re n tissa g e du langage. T. 2.

G em b lo u x 1947. — S. S k o r u p k a , O b s e r w a c je n a d ję z y k ie m d zieck a . „Spraw o­

zd a n ia z P o sied zeń K o m isji J ęzyk ow ej T o w a rzy stw a N a u k o w eg o W arszaw sk iego”.

W y d zia ł I. T. 3 (1949), s. 134. — L. K a c z m a r e k , K s z ta łto w a n ie się m o w y d z ie ­ ck a . P ozn ań 1953, s. 49— 50. — M. Z a r ę b i n a , K s z ta łto w a n ie się s y s te m u j ę z y ­ k o w e g o d zieck a . W rocław 1965, s. 55— 58. — P. S m o c z y ń s k i , P r z y s w a ja n ie p r z e z d zie c k o p o d s ta w s y s te m u ję z y k o w e g o . Ł ódź 1955, s. 153 n. M ateriał o b serw a ­ c y jn y przynoszą p on ad to prace: M. P i a s e c k a , P r z y c z y n e k do b a d a ń nad m o w ą d z ie c k a . „W ych ow an ie w D om u i S zk o le” 1911, z. 1. — J. W o j t o w i c z , D robn e s p o s tr z e ż e n ia o d zia ła n iu an a lo g ii w m o w ie d zie c k a . „P oradnik J ęzy k o w y ” 1959, nr 8. M. D ł u s к a (P r z y c z y n e k do zb ie r a n ia p o lsk ic h fo r m h ip o k o r y sty c z n y c h .

„ J ęzy k P o lsk i” 1930, z. 3) je s t autorką c ie k a w e g o sp ostrzeżen ia: m ech an izm an alogii w m o w ie d zieck a je s t tak siln y i w y ra źn ie w y c z u w a ln y , że w zoru ją się na nim sp ie sz c z e n ia u ży w a n e przez d orosłych, i to n ie ty lk o w sto su n k u do dzieci.

17 S m o c z y ń s k i , op. cit., s. 157.

18 К . С ż u k o w s k i , O d d w ó c h do p ięciu . W arszaw a 1962, s. 131.

(9)

e ruchomego), w drugim — tem at mianownika (z e ruchomym). N atom iast z wyrównaniem w płaszczyźnie syntagm atycznej m am y do czynienia n p . w wypadku, gdy dziecko używając często w e w zajem nym bliskim ko n ­ tekście słów „białko i żółtko” upodabnia je do siebie fonetycznie, mówiąc

„białtko i żółtko”, lub odwrotnie, „białko i żółko”.

Form acje analogiczne spotykam y we wszystkich płaszczyznach języko­

wego system u dziecka: najwięcej jest ich z pewnością w e fleksji i słowo- tw órstw ie. J*ak zauważają badacze, „na przełomie czwartego i piątego roku życia twórczość analogiczna m aleje znacznie” 19, ogranicza się tylko do rzadziej w ystępujących form w yjątkowych i nieregularnych.

2. Z a s a d a d e z i n t e g r a c j i słowotwórczej i semantycznej zło­

żonych całostek językowych. Dziecko poznaje język, poczynając od form najprostszych, elementarnych. Ucząc się z tych form budować całości b a r­

dziej złożone, trak tu je te całości — co widać w jego postępowaniu języ­

kowym — jako prostą sumę ich składników. Tak np. sens zdania składa się dla niego z sensów kolejnych słów. Ponieważ — jak podkreślaliśmy już — dziecięce postępowanie językowe nie zna w yjątków od reguł, for­

m acje językowe, które taką prostą sumą składników nie są, byw ają przez dziecko rozum iane opacznie. Wszystkie wyrazy, które zatraciły swoje pierw otne znaczenie, widoczne jeszcze w morfemach, wszystkie stałe związki frazeologiczne, które do tego stopnia się zleksykalizow ały20, że stanow ią w potocznym użyciu nierozkładalne jednostki znaczeniowe — są prze& dziecko na powrót „rozbijane”, rozumiane jako zespół składni­

ków, suma znaczeń pierwotnych.

Jest to więc w pewnym sensie „analiza i k ry ty k a puścizny językowej dorosłych” 21; dokonywana czasem z rozmysłem, najczęściej jednak n ie­

świadomie: przez popełnianie błędów językowych. Zabieg ten określa się zw ykle jako deleksykalizację (w odniesieniu do pojedynczego słowa lub do ustabilizowanych związków frazeologicznych)22. Nie m a chyba dziecka,

19 W ó j t o w i с z, op. cit., s. 352.

20 „L ek syk alizację” rozum iem , za H. K u r k o w s k ą i S. S k o r u p k ą (S ty l i­

s ty k a p o lsk a . Z a rys. W yd. 3. W arszaw a 1966, s. 129), jak o p ro ces polegający na w y ­ tw o rzen iu różnicy pom ięd zy „zn aczen iem stru k tu raln ym ” a „zn aczen iem realn ym ”,, tj. n a „przekształcaniu się p rzejrzystej pod w zg lęd em sło w o tw ó rczo -zn a czen io w y m fo rm a cji w n iep rzejrzysty słow otw órczo w y r a z ”. O czy w iście to sam o dotyczy, n a w y ż sz y m stopniu organizacji języka, zw ią zk ó w fra zeo lo g iczn y ch (zob. ib id e m , s. 152 n.).

21 S fo rm u ło w a n ie to jest ty tu łem jed n ego z rozd ziałów w k sią żce C z u k o w - s к i e g o (op. cit., s. 143).

22 J e st to m o żliw e d zięk i tem u, że d zieck o ju ż pod k o n iec drugiego roku życia potrafi zdać sob ie sp ra w ę z ogólnej zasady p odziału sło w a n a elem en ty m orfolo­

giczn e. Zob. А. Г в о з д е в , Формирование у ребёнка грамматического строя русского язы- а. W: Вопросык изучения детской речи. Москва 1961, s. 459 п.

(10)

które nie zdziwiłoby się w pewnym momencie, że jego „bielizna” nieko­

niecznie jest „biała”, lub że ktoś, o kim się mówi, że „stracił głowę”, m a tę część ciała n a swoim miejscu. Od tego zdziwienia krok już jednak tylko do deleksykalizacji błędnych, typowo „dziecięcych”, opartych na zasadzie fałszywej etymologii 2S, gdy np. dziecko rozumie (i odmienia) „tenisówki”

jako „te nisówki”, „tych nisówek” it p . 24

3. Z a s a d a „ s ł o w o = r z e c z ”. Dziecięca magia językowa, o któ­

rej tyle pisano 25, m a swoje źródła w przekonaniu, że słowo j e s t rzeczą, którą oznacza. Tak ścisłe utożsamienie nazw y i desygnatu możliwe zaś jest dlatego, że dziecięce przysw ajanie sobie podstaw systemu językowe­

go opiera się n a założeniu dokładnej adekwatności tego system u wobec rzeczywistości zew nętrznej. Psychologizując trochę (tylko dla uprzystęp­

nienia pewnych uogólnień w ysnutych z obserwacji obiektyw nych zjawisk językowych), można by powiedzieć, że kiedy dziecko — aby zacytować Delacroix — konstatuje, iż „każda rzecz m a swą nazw ę” 26, trak tu je to spostrzeżenie znowu jako bezwyjątkową regułę. Każda rzecz m a jakąś jedną, odpowiadającą jej nazwę; a więc każda nazwa oznacza jedną rzecz.

Przyjęcie tej dw ustronnej reguły i konfrontacja jej z systemem języko­

wym, jak wiadomo, nie całkiem się do niej stosującym, powoduje dwoja­

kie konsekwencje, które w konkretnej realizacji mownej doprowadzają znowu do odejścia od ogólnej norm y językowej. Po pierwsze, dziecko styka się z przedmiotami, cechami, sytuacjami, czynnościami, które nie posiadają nazwy (lub też, co częstsze, nazwa ta jest dziecku nie znana):

by tę lukę wypełnić, dziecko tworzy (posiłkując się metodą analogii) neo­

logizm, który m a być nazwą dla tego desygnatu, a który najczęściej nie mieści się w powszechnym zasobie słownictwa „dorosłego”. Po drugie, odwrotnie, dziecko jak gdyby nie zgadza się na wszelkie formy dwuznacz­

ności, „żąda” swoim postępowaniem językowym, aby nazwie odpowiadał jeden tylko desygnat.

Reasum ując to, cośmy dotąd powiedzieli, można stwierdzić, że istotnie zasady dziecięcego postępowania językowego są logiczniejsze niż sam ję­

zyk: opierają się wszystkie na bezwyjątkowym stosowaniu pewnych sta­

łych reguł. Zauważmy przy tym, że dzieje się tak nie n a skutek działania jakiejś w ybujałej fantazji językowej czy dziecięcego negatywizm u: dziec­

23 B ad acze zw racają u w a g ę n a p o d o b ień stw o ety m o lo g ii d ziecięcych do tz w . e ty m o lo g ii lu d ow ych . Zob. np. J. E o s s o w s k i , E ty m o lo g ie d ziecin n e i k o n ta m i- n a c je . „P oradnik J ę zy k o w y ” 1937/38, nr 1. — K a c z m a r e k , op. cit., s. 54.

24 P rzyk ład z pracy Z a r ę b i n y (op. cit., s. 26—27).

25 Np. J e s p e r s e n , op. cit., s. 129— 130. — C z u k o w s k i , op. cit., s. 162—

167. — G r é g o i r e , op. cit., s. 2.52 n. — K a c z m a r e k , op. cit., s. 53.

26 D e l a c r o i x , op. cit., s. 77.

(11)

ko chce zazwyczaj mówić popraw nie 27, tak jak dorośli, nie chce naw et, aby zwracać się do niego językiem „dziecięcym” 28. Błędy w mowie dziec­

ka w ynikają po prostu z nieznajomości w yjątków przeczących powszech­

nym regułom lub z nadmiernego rozszerzenia tych reguł na zjawiska, któ­

rych one nie dotyczą.

3 W racamy do Białoszewskiego.

Mówiliśmy na początku tej pracy, że kom entatorzy twórczości poety zadowalali się przeważnie ogólnikowymi wzmiankami o „deformacji ję­

zy k a”, stopniowo nasilającej się z każdym kolejnym tomem. Nie znaczy to jednak, że k ry ty ka nigdy nie próbow ała naświetlić ogólnych zasad, we­

dług których te „odstępstwa od norm y” funkcjonowały w języku poetyc­

kim Białoszewskiego. Próby takie pojaw iały się; w ich ram ach zaś można było napotkać również — oderw ane i fragmentaryczne, to praw da — wzmianki o analogiach między językiem tej poezji a mową dziecięcą 29.

Pozostawały one jednak zawsze w sferze intuicji; co najważniejsze, isto­

ta dziecięcego b ł ę d u językowego i jego w ykorzystanie w poezji autora M ylnych w zruszeń nie były dotąd obiektem zadowalającego opisu.

Tymczasem zaś — powtórzmy to raz jeszcze — w ydaje się, że bardzo

27 I dlatego ty lk o m ożem y do języ k a d z iecięceg o i jeg o o d stęp stw od „dorosłej”

n orm y stasow ać o k reślen ie „błąd” : „ w sz e lk i błąd, a w ię c i błąd języ k o w y , jest czym ś n iezam ierzon ym ” (W. D o r o s z e w s k i , Is to ta i m e c h a n izm b łę d ó w ję z y k o w y c h . W: W śró d słó w , w r a ż e ń i m y śli. R e fle k s je o ję z y k u p o lsk im . W arszaw a 1966, s. 74—

75).

28 Z nam ien n e są ob serw a cje J e s p e r s e n a (op. cit., s. 111), w sk azu jące, ja*

siln a jest w m o w ie dziecka ten d en cja do p o szu k iw a n ia form y n ajpopraw niejszej (np. d ziecko w y p o w ia d a ją ce zdanie, jed n o cześn ie, m etodą „prób i b łę d ó w ”, elim i­

n u je n iep op raw n e form y im iesło w u : „P apa, h a st du m ir w a s m itg e b r in g t — geb ru n - g e n — gebracht?"). W iąże się to zresztą z fak tem , że d zieck o posiada „dw a style, jed en n iedbały, drugi .staranny”, p ierw szy d la sieb ie, drugi d la o toczen ia (zob. Z a- r ę b i n a, op. cit., s. 25).

29 A tak że o an alogiach m ięd zy w y o b ra źn ią B ia ło szew sk ieg o a p ew n y m i cech a­

m i w yob raźn i dziecka. M am tu n a m y śli s z k i c e : J . L u k a s i e w i c z : O k ru cień stw o z a b a w y . „K ieru n k i” 1956, nr 9; P ro le g o m e n a d o leżen ia n a łó żk u . W : S zm a cia rze i b o h a te ro w ie . K raków ,1963, s. 47 n. — D a n - В r u z d a, op. cit., s. 447 (autor -w skazuje na w id o czn ą w O b ro ta ch r z e c z y , zw ła szcza w cy k lu S za re e m in en cje, ce­

ch ę w yob raźn i d zieck a p olegającą na d ostrzegan iu d ziw n o ści w rzeczach zw ykłych).

— J. K w i a t k o w s k i , A b u lia i litu r g ia . W : K lu c ze do w y o b r a ź n i, s. 132 (pro­

b lem „ zw oln ion ego” czasu jako cech y w y o b ra źn i d ziecięcej). — G. K e r é n y i , Od- ta ń c o w y w a n ie p o e zji. „D ialog” 1971, nr 7. s. 91 n. (autorka in terp retu je S za rą m sze jak o dram at, k tórego języ k o w o -scen iczn ą a k cję uru ch am iają w ła śn ie praw a w y ­ obraźni dziecka). — Z. Ł a p i ń s k i , G r a m a ty k a p o e zji. „Z nak” 1959, nr 61/62, -s. 1009— 1010 (język B ia ło szew sk ieg o ja k o n a w ią za n ie do lu d y czn eg o traktow ania .m ow y przez dziecko). — B ł o ń s k i , L ir y k a B ia ło sze w sk ie g o .

(12)

wiele konkretnych form tzw. deformacji języka u Białoszewskiego można wytłumaczyć nawiązaniami do typow ych mechanizmów dziecięcego błędu językowego 30. Postaram y się za chwilę udokumentować to przykładami.

Wypada jednak przedtem zastrzec, że w realizacji Białoszewskiego nie zawsze są to tego rodzaju fakty językowe, które moglibyśmy w identycz­

nej postaci znaleźć w mowie dziecięcej; chodzi oczywiście nie o bezpo­

średnie przejęcie przez poetę, jakichś konkretnych przejęzyczeń dziecię­

cych, ale o przyswojenie sobie przezeń pewnych ogólnych, strukturalnych reguł, do których stosuje się dziecko.

Zacznijmy od podstawowej : od reguły analogii.

1. Dla porządku wypadałoby omówić najpierw przekształcenia an a­

logiczne w dziedzinie fonetyki. Tego rodzaju tworów spotykam y u Biało­

szewskiego mnóstwo, najczęściej jednak motywowane są one podwójnie:

przez analogię do podobnie brzmiących wyrazów i przez tendencję do dezintegracji słowa, opartej w tym w ypadku n a fałszywej etymologii. To­

też zatrzym am y się nad nim i dłużej, gdy nadejdzie czas na poruszenie tego ostatniego problem u (w następnym podrozdziale). Teraz — tylko k il­

ka charakterystycznych przykładów.

Poetyckie w ykorzystanie zbieżności fonetycznych pojawia się u Biało­

szewskiego często — zwłaszcza w pierwszych dwóch tomikach — w tr a ­ dycyjnej postaci rym u czy instrum entacji głoskowej. Typowy może tu być przykład, w iersza Podłogo, błogosław! (OR 66—67), w którym — jak dowodzili interpretatorzy tego utw oru 31 — dokonuje się znaczące kontra­

stowe przejście od w stępnej partii, nacechowanej obecnością głoski r i sa­

mogłosek jasnych, do partii końcowej, zinstrum entow anej przy pomocy płynnych l i ciemniejszej samogłoski o. Niejednokrotnie zbieżność fone­

tyczna zostaje uw ypuklona dzięki powtórzeniom bądź dzięki odpowied­

niem u rozczłonkowaniu graficznemu na w ersy:

O bazar! bazar! bazar!

O baran! baran! baran! [OR 47]

H u śtały s ię lisy m ięd zy góram i s z ł o

s z k ł o

n ieb iesk iej góry w gw ia zd żółć [RZ 7]

30 W iele, a le o czy w iście n ie w sz y stk ie : n iek tó re m o ty w u ją się bądź od w ołan iam i do cech język a m ó w io n eg o (w op ozycji do p isan ego), bądź o d w o ła n ia m i do zja w isk ję z y k a p o to czn eg o (w opozycji do język a w a r stw w y k szta łco n y ch , tzw . literack iego).

31 A. W i r t h , W y ja śn ia n ie w ie rs za . „N ow a K u ltu ra” 1961, nr 46. — H. P u s t - k o w s к i, L in g w is ty c z n a in te r p r e ta c ja n ie k tó r y c h w ie r s z y M iron a B ia ło szew sk ieg o .

„ Z eszy ty N a u k o w e U n iw ersy tetu Ł ód zk iego”. S eria I, z. 43 (1966), s. 71 n.

11 — P a m ię t n ik L ite r a c k i 1973, z. 1

(13)

Instrum entacja głoskowa czy rym są jednak w praw dzie odstępstw am i od ogólnej norm y językowej (na zasadzie poetyckiej nadorganizacji języ­

ka, w tym w ypadku: jego w arstw y brzmieniowej), ale nie są odstępstw am i b ł ę d n y m i , odczuwanymi jako wykroczenie przeciw poprawności czy przeciw konieczności przekazywania przez słowo inform acji. Inaczej mó­

wiąc, w cytowanych fragm entach w yrazy „bazar” i „baran”, „szło”

i „szkło” pojawiają się w swojej norm alnej, powszechnie używanej posta­

ci (niecodzienne jest tylko ich w zajem ne sąsiedztwo, możliwe dzięki kon- sytuacji lub pośrednictwu metafory). N atom iast w następujących frag­

m entach mamy już do czynienia z w yrazistym i wykroczeniami przeciw normie :

. O m u zo — o zostań — tak zeb rze [MW 18]

DOM YŚLAM SIĘ, d om yślam i co?

— i n ie do [MW 26]

p ierw szy dobrn. do rynn

przefrrrr [MW 28]

le ż ę od n iech cen ia m i się w ierzy ć le ż y ć [MW 97]

„Zobrze” i „leżyć” z pierwszego i czwartego przykładu oraz urw ane lub skrócone słowa z drugiego i trzeciego to wszystko przekształcenia fo­

netyczne, które powstały na drodze analogii — w tym w ypadku analogii w płaszczyźnie syntagm atycznej, a więc wobec przyległych wyrazów w zdaniu. W w yrazie „zobrze” zamiana inicjalnej spółgłoski nastąpiła na skutek w yrów nania do wyrazów „muzo” i „zostań”, w których dw ukrot­

nie pow tarza się sylaba zo\ racja instrum entacji głoskowej przemaga tu więc rację komunikatywności i językowej normy. Podobnie norm a ta musi ustąpić przed racją współbrzmienia rymowego w drugim przykładzie i znowu instrum entacji głoskowej (wyraziste zbitki spółgłosek) w trze­

cim; w yrównanie dokonuje się tu przez b ru talne obcięcie w dowolnym miejscu końca w yrazu (przy czym w drugim przykładzie m am y dodatkowo aluzję do dziecięcej rym owanej odpowiedzi „i co? — i pstro”). Ostatni przykład jest najbardziej skomplikowany; z pozoru znowu przede w szyst­

kim rym w ew nętrzny jest tu racją pozwalającą zmienić brzmienie czasow­

nika („leżeć” na „leżyć”), bliższa analiza w skazuje jednak, że chodzi rów­

nież o w ielorakie motywacje semantyczne (do przykładu tego jeszcze po­

wrócimy).

2. W dziedzinie f l e k s j i tw ory analogiczne Białoszewskiego być może najbardziej przypom inają autentyczne tw ory mowy dziecięcej:

z pewnością wiele identycznych przykładów błędnej odmiany, jak te, któ­

re podamy za chwilę, znalazłoby się w notowanych przez pedagogów czy

(14)

językoznawców wypowiedziach dziecięcych. Jak w nich tak i w w ier­

szach Białoszewskiego największe trudności spraw ia odmiana czasownika, której rozm aite zagadki i nieregularności twórczość analogiczna „porząd­

kuje”, jakby przecinając gordyjski węzeł:

to su fit

o d r z e k a na dolny śn ieg [RZ 13]

(tj. 'odpowiada, jest odpowiedzią’ n a leżący niżej śnieg; w czasie prze­

szłym „odrzekł’’, więc w teraźniejszym „odrzeka”, analogicznie jak np.

„uciekł — ucieka”);

ś n i t e i przez L uśkę i p rzez M irę [MW 84]

(„śnić — śnite” tak jak „bić — b ite”).

Podobnie byw a w odmianie imion; oto przykład, kiedy w yrównanie analogiczne do wołacza ty p u „ojcze” służy funkcji stylizacyjnej — pew­

nem u uwzniośleniu adresata monologu, zgodnie z przyjętą poetyką ody czy psalm u:

N ie jestem godzien, ściano,

abyś m ię cią g le sy ciła zdum ieniem ...

to sam o — ty — w i d e l c z e... [OR 76]

Interesujące są częste przypadki, kiedy odm iana w yrazu jest w zasadzie prawidłowa, jednak w yraz ten w użytej przez Białoszewskiego formie pojawia się ta k rzadko, że spraw ia wrażenie nieprawidłowości czy choćby rozbieżności z norm ą estetyczną:

p r z y h u ś t y w a się n iezn a n a geografia [RZ 45]

d eszczyczk u je d eszczyczk u je

śp iący m y ręka m y w rękę s u s i [MW 95]

Niezmiernie charakterystyczne dla mowy dziecięcej są błędy w stopnio­

w aniu przym iotników (użycie stopniowania prostego zam iast złożonego):

od jeszcze s z a r s z e g o [RZ 47]

(„szary — szarszy” jak „stary — starszy”).

Do dziedziny przeinaczeń fleksyjnyeh należy też zaliczyć zmianę k a­

tegorii gram atycznej jakiegoś w yrazu pod wpływem analogii. Np. cza­

sow nik w ystępujący wyłącznie w stronie zw rotnej — pojawia się w stro­

nie czynnej :

te d rzew a przed O krąglakiem [...] czu ję jak ie c z a j ą w y ła n ia n ia [BB 63]

(„czaić się — czają”, jak np. „ukryw ać się — ukryw ają”).

(15)

Podobnie, gdy czasownik nieprzechodni staje się nagle przechodni n a skutek analogii do przyległych słów:

w yp atrzy

w y j r z y m n ie b ęd zie w y g lą d a ło [RZ 29]

Zauważmy, że dzięki tej m odyfikacji również czasownik „będzie w y­

glądało” nabiera dwuznaczności: jest jednocześnie przechodni i nieprze­

chodni, tyle że w tym w ypadku mieści się to całkowicie w systemie gra­

matycznym („wyglądać” jako „mieć w ygląd” i „wyglądać kogoś”).

To, co nazwaliśmy dziecięcą logiką językową, w dziedzinie fleksji m a­

nifestuje się szczególnie jaskrawo, kiedy rodzajowi jakiegoś rzeczownika nie odpowiada jego końcówka. Stąd ta k częste błędy, które polegają bądź na dostosowaniu rodzaju do końcówki (gdy. np. dziecko odmienia „tego krew u” ), bądź odwrotnie, n a takim zm odyfikowaniu końcówki, aby od­

powiadała ona rodzajowi rzeczownika lub płci człowieka czy zwierzęcia, do którego rzeczownik się odnosi. P arę wyrazistych przykładów na to ostatnie zjawisko spotkamy u Białoszewskiego:

cztern aście la t śp ię m y ślę jem

pod j e d n ą K a r m e l

К a r m e 1 ą jest jed n a kołdra [MW 15]

Niezgodność końcówek w w yrażeniu „jedną K arm el” (chodzi o górę K ar­

mel) wywołała pojawienie się zmodyfikowanej formy „K arm elą”, jak gdyby na zasadzie natychmiastowego poprawienia w trakcie wypowiedzi

„nielogiczności” językowej. Inny przykład:

a to ta czarna za w sze godna, z tych sam ych m a g i s t r, co się L u d w ik zd zi­

w ił na M okotow skiej — stąd ta rasa? (w aptece). [BB 109]

W ystępująca wyłącznie w rodzaju męskim i opatrzona męską końców­

ką forma „m agister” została niejako wtłoczona do paradygm atu żeńskiego (por. „sióstr”) — ponieważ chodzi o „m agistra” płci żeńskiej (farma- ceutkę).

Z najbardziej bodaj w yrazistym odstępstwem od norm y fleksyjnej m amy jednak do czynienia u Białoszewskiego wtedy, gdy określony p ara­

dygmat odmiany zostaje „przemocą” zastosowany do zupełnie innej części mowy, nie mającej z tą akurat odmianą nic wspólnego. Przykładem na to zjawisko może być m. in. ty tu ł utw oru W yw ód jestem ’u, otwierającego M ylne wzruszenia. O analogii możemy tu mówić w podwójnym sensie:

po pierwsze, jest to mechaniczne przeniesienie na inną część mowy zasa­

dy „wyrazy zakończone n a spółgłoskę odmieniają się w rodzaju męskim”

(co dotyczy oczywiście rzeczowników i w dodatku pomija w yjątki); po drugie, można to traktow ać jako analogię do odmiany podobnego brzmię-

(16)

niowo w yrazu „system ” (zwłaszcza że istotnie w wierszu chodzi o 'wy­

wód systemu bycia sobą’). Poczucie nadm iernej już niezgodności z norm ą wyraziło się tu w użyciu apostrofu, sygnalizującego jak gdyby „obcość”

wyrazu w paradygm acie fleksyjnym .

3. W zakresie s ł o w o t w ó r s t w a notujem y u Białoszewskiego nie­

zwykle wiele tworów analogicznych, które w zorują się na formacjach za­

domowionych w języku ogólnym, a jednak są wyraziście niepoprawne.

Niemal każda jego słowotwórcza „deform acja języka”, której efektem jest neologizm, kontam inacja itp., znajduje oparcie analogiczne w języku ogól­

nym; w yjątków od tej zasady (jeszcze tu o nich powiemy obszerniej) jest zaledwie kilka i m ają one funkcję odrębną.

Słowotwórcze formacje analogiczne Białoszewskiego można by podzie­

lić — zgodnie zresztą z tradycyjnym i ujęciami językoznawczymi — na dwie duże grupy. G rupa pierw sza obejmowałaby wszelkie derywaty, któ­

re są tym i samymi częściami mowy co ich podstawy słowotwórcze. Oto garść takich tworów, derywowanych za pomocą dodania, eliminacji lub w ym iany przedrostka: „niedouczeń” (RZ 53; od „uczeń”), „niepam iętnik”

(BB 33; od „pam iętnik’’), „szołomię” (RZ 20; od „oszołomić”), „rozgubie- n i” (OR 75; od np. „pogubieni”), „sproszy” (RZ 33; od „rozproszy”, por.

„rozpędzi — spędzi”), „doczuwam” (RZ 38; od „odczuwam”). Z kolei de­

ryw aty sufiksalne: „ichtiozaurostwo” (RZ 54), „kotlecenie” (RZ 64), „w ar- stw iarstw o” (MW 60), „powoistka” (MW 81), „obserwunek” (MW 28, ana­

logia do sąsiadującego „obrachunku”) i wiele innych.

Bardziej skomplikowane w ydają się tw ory przynależne do grupy dru­

giej, któ ra obejm uje deryw aty będące innym i częściami mowy niż ich podstawy słowotwórcze. Szczególnie częsty jest tu przypadek utworzenia rzeczownika od czasow nika32. Notujem y w tej dziedzinie formy najroz­

maitsze, od praw ie że popraw nych z punktu widzenia języka ogólnego aż do wyraziście niepoprawnych. Oto szereg przykładów z tej ostatniej dzie­

dziny (podaję również bezpośredni kontekst, aby jasne było znaczenie da­

nego tw oru):

w g łęb i i d z e n i e m u zu łm an ów do sy n ek d och y

raz n a m i e s i ą c --- [RZ 63]

L ecz oto w e d rzw iach dw aj w i t a с z e.

[ ]

Jed zą m u ch am i n a d z i e w a c z e . [RZ 65]

zn ów jest zeń słó w n i e p o t r a f [ MW 22]

Ja k widzimy, za pomocą tw orzenia rzeczowników odsłownych (np.

„idzenie”) oraz rozmaitych deryw acji postępowych i wstecznych Biało­

32 B ł o ń s k i , L ir y k a B ia ło sze w sk ie g o .

(17)

szewski konstruuje cały szereg formacji z p unktu w idzenia języka ogól­

nego niepoprawnych: za każdym razem jednak m a oparcie w słowotwór­

czych analogiach („witacz” jak „krzykacz”, „idzenie’’ jak „jedzenie”, „nie- p o traf” jak „nierób” itp.). Szczególnie uderzająco rozm ijają się z norm ą ogólną takie tw ory odsłowne, które pow stały z czasowników zw rotnych bądź złożone zostały z kilku jednostek leksykalnych zgrupowanych wokół czasownika :

że z a c i e r s i ę zn aczeń [MW 27]

zn ó w jest zeń słó w n iep otraf n iep ew n y c o z r o b i e ń [MW 22]

p oziom u zgody o c o m i c h o d z e ń z w y jśc ie m m i [MW 27]

Niezwykle dużo form rzeczownikowych utw orzonych od czasowników znajdziemy w Pam iętniku z Powstania W arszawskiego: przykłady można by tu przytaczać setkami. W w ypadku tego utw oru widać zresztą n ad ­ zwyczaj w yraźnie rozm aite dodatkowe motywacje chw ytu 33.

Obok szczególnie narzucających się uwadze — bo szczególnie odbiega­

jących od norm y poprawnościowej — rzeczowników odsłownych spoty­

kam y jednak u Białoszewskiego również i inne analogiczne tw ory oparte n a zasadzie derywowania. A więc np. szereg czasowników utworzonych od rzeczownika („okami sęków p a w i s i ę stół”, OR 68; „dwór n a tożsamość n i c i e j e ”, RZ 47), przym iotników od rzeczownika („ja z a w i o s n y ”, MW 31; „z [...] n a d r z e w y c h jarzębinań”, MW 94), przysłówków od przym iotnika („było lwio’’, RZ 22), rzeczowników od przym iotnika („w y p u k l e j s z o ś ć czucia”, RZ 12), czasowników od przym iotnika („Się zlepia. Z m i e j s z c z a . [...] / A n ie z w i e j s z c z a ”, BB 96), rzeczowników od przysłówka („we wszystkie wieszaki n i e ç h с ą- c o ś с i”, RZ 59), itd., itd. Wniosek potwierdza nasze dotychczasowe obser­

w acje: podmiot mówiący wierszy Białoszewskiego postępuje tak, jak gdy­

by dano m u do ręki zarys ogólnych reguł postępowania słowotwórczego (dotyczących derywacji jednych części mowy od drugich itp.), n ie infor­

m ując go przy tym, że reguły te nie dadzą się zastosować we wszystkich możliwych okolicznościach.

Mówiąc o słowotwórstwie Białoszewskiego, nie sposób nie poświęcić kilku słów jeszcze innem u zabiegowi, który przyczynia się do tw orzenia form wyraziście rozbieżnych z norm ą ogólną. Są to k o n t a m i n a c j e słowotwórcze, neologizmy utworzone z „zazębionych” jakby ze sobą dwóch

33 T ak np. K. W y k a (N ik if o r ■ w a r s z a w s k ie g o p o w sta n ia . „Ż ycie L itera c k ie”

1970, nr 22) w id z i fu n k cję rzeczo w n ik ó w o d sło w n y ch w P a m ię tn ik u w tym , iż „w y­

rażają jed n o cześn ie czyn n ość i jej p o w ta rza n ie u staw iczn e. T ak b y w a ło w p ow stan iu w cią ż. C zynności pow tarzan e a darem ne [...]”.

(18)

(lub więcej) wyrazów. Znów nie obejdzie się bez kilku najbardziej cha­

rakterystycznych przykładów:

b y ło lw io .

P o n a d to 1 w i a ł o. [RZ 22]

(„lwio” + „wiało”);

n a sm yczy

rad arow a s m о с z

ta k a s u с z sztu czn a [RZ 60]

(cały ciąg kontam inacji: „smocz” to „smok’’ + „smycz”, „sucz” w tym kontekście to „suka + „smocz” + „sztuczna”, a więc ‘sztuczna samica smoka na smyczy’);

k iw głów k iw bu tów k iw kolan

pociągan ie v iza v iw t o k k ó ł a t a [MW 70]

(‘tokkata toku kołaczących kół’ — cztery znaczenia w jednym słowie!).

Ze szczególnym upodobaniem stosuje Białoszewski kontam inacje w ty ­ tułach pojedynczych wierszy lub ich cykli: M ’ironia (RZ 49; „Miron” +

„ironia”, ’a więc ‘Mironowa ironia’), M uźnięty (MW 18; 'm uśnięty przez m uzę’), Ze spacernika (BB 11; „spacer’’ + „dziennik”), Mironczarnia (MW 22; „M iron” + „m ęczarnia” ; dodatkowa możliwość semantyczna to przy­

m iotnik „czarny” („M iron” + „czarnia” ), a więc w sum ie ‘czarna m ę­

czarnia M irona’). K opalnią kontam inacji jest wiersz Pretensjonale (MW 67), gdzie stanowią one jednocześnie elem ent parodii pewnego środowisko­

wego stylu wypowiedzi.

Wielokrotnie przez nas spostrzegane zjawisko bezwyjątkowego stoso­

w ania — na drodze mechanicznej analogii — pewnych reguł postępowa­

nia językowego widoczne jest również w w ypadku częstych u Białoszew­

skiego (zwłaszcza w M ylnych wzruszeniach) s k r ó t ó w . Parę przykła­

dów:

p rzyszła sio. (pielę.) p oszła sio. (pielę.)

ile czasu sp ałem ? [MW 11]

(„sio.” = siostra, „pielę.” = pielęgniarka);

szu m ią topo. szczk ają p sy [MW 72]

(„topo.” = topole);

S a lo w a P an i M ycie... n ie ch cia ła podjąć p iętn a stu zł za upras spodni a cz­

k o lw ie k z p od ziału p o w y ższ na sto sum z k tórych za k ażd e p iętn gr za toal otrzym p od zięk to łączn k u p n o za to m ało c o tak że za ile ś z ł zła P a n i M ycie...

n a d m : „nie za w sze b y ło się sa lo w ą ” [RZ 94]

(19)

Oczywiście m otyw acja zastosowania tak przedziwnych skrótów jest w każdym przypadku nieco inna: biorąc pod uwagę problem ekspresji podmiotu mówiącego, można w ytłum aczyć tendencję do skracania słów jego abuliczną postawą 34, dochodzi ponadto w przykładzie drugim paro- dystyczne nastawienie n a w yrów nanie rytm iczne w ersu (tok trocheiczny) naw et za cenę okaleczenia słów, w przykładzie zaś ostatnim parodia „urzę­

dowego” stylu formułowania wypowiedzi. Ogólnie jednak — niecodzien­

ne skróty Białoszewskiego, kończące w yraz samogłoską lub przedostatnią literą, sprawiają wrażenie, jak gdyby podm iot znowu wiedział tylko tyle, że w yrazy m o ż n a s k r a c a ć , natom iast nie znał dodatkowych uściśleń ograniczających zastosowanie tej reguły do określonych form i okolicz­

ności.

Najbardziej znam iennym z naszego p un k tu widzenia polem obserwacji są takie derywacje słowotwórcze, przy których „nieprawidłowość” osta­

tecznego efektu słownego polega nie tylko na rozbieżności z norm ą po­

prawnościową, ale również na nieprzew idzianym jak gdyby rezultacie se­

mantycznym. D erywaty utworzone są na zasadzie analogii całkiem praw id­

łowo, podmiot jednak jakby „nie dostrzegał’*, że w tej form ie wyraz używany jest w innym znaczeniu. Kiedy np. czytamy:

B o i to jeszcze, że się z a ła tw iło coś kom uś i m ożna być sob ie?

z tą d u m k ą . [BB 12]

— z kontekstu wynika, że „dum ka” m a oznaczać ‘m ałą dum ę’ (w sensie 'być odrobinę dumnym z siebie’); jednak „pom inięty” zostaje przy tym fakt, że słowo to kojarzy się raczej z ‘pieśnią ukraińską’.

4. Formy szczególnie osobliwe — w zestawieniu z normami języka ogólnego — przybierają w języku poetyckim Białoszewskiego tw ory ana­

logiczne w zakresie s k ł a d n i . Oczywiście, najbardziej rzucają się tu w oczy takie formacje, które są po prostu świadomie skonstruowanymi rażącymi błędami syntaktycznym i —- błędami w ynikającym i jak gdyby z niedostatecznej znajomości języka, ze znajomości tylko jego najbardziej podstawowych zasad. W rażenie takie spraw iają np. błędnie skonstruowa­

ne zdania podrzędne:

k ied y m ó w ię to zu p ełn ie jak b y id ę [RZ 52]

34 Tak tłu m aczył ich fu n k cję K w i a t k o w s k i (A b u lia i litu rg ia , s. 128— 129).

C hodziłoby jed n ak w tym w y p a d k u o m o ty w a cję „ozn ak ow ą” (genetyczną), nas zaś in teresu je m otyw acja „zn ak ow a” (fin aln a).

(20)

a le sta ć go na to aż do k oń ca św ia ta żeb y cierpi [RZ 62]

— czy zastosowanie czasownika w funkcji podmiotu:

R osn ąć m a traw ę.

T raw a m a cerk iew .

C erk iew m a drab in k ę. [RZ 11]

W tych sporadycznych w ypadkach trudno oczywiście mówić o działa­

niu analogii jako o zjawisku pierwszoplanowym (choć w przykładach pierwszym i ostatnim m amy do czynienia z wyrównaniem analogicznym w płaszczyźnie syntagm atycznej); są to raczej celowe prymitywizmy, od­

wołujące się dodatkowo do mechanizmów języka mówionego, z jego uproszczeniami i anakolutami.

Większość jednak „błędów” syntaktycznych Białoszewskiego oparta jest, zgodnie z żelazną logiką mowy dziecięcej, na zasadzie analogii. Z w ra­

ca uwagę traktow anie tych zjawisk językowych, które w syntaksie n o r­

malnego języka egzystują jakby n a praw ach w yjątku, nie podlegając pewnym determinacjom składniowym. Idzie tu przede wszystkim o n ie­

które ustabilizowane zwroty frazeologiczne.

o w a rzy w a !

k tórym p rzy b y w a na w a g a c h [RZ 44]

n ie w ie m które to b y ły god zin y [MW 11]

jem ostrygi

ze sm ak iem w szy stk o m i jed n ym [MW 68]

We wszystkich przykładach dostrzega się to samo zjawisko: zgodnie z logiką, w ynikającą z m yślenia analogiami, związki frazeologiczne w y­

stępujące norm alnie w postaci ustabilizowanej, niezmiennej zostają tu taj podporządkowane swojej funkcji w zdaniu, a zatem ’— użyte w odpowied­

niej liczbie i przypadku. Jeśli komuś (jednemu) przybyło na wadze, to

„warzywom’’ (mnogim) może tylko przybyć na „ w a g a c h ” (pomijam ew entualne aluzyjne odczytanie tego fragm entu: gdyby „wagi” rozumieć jako przyrządy do m ierzenia ciężaru, mogłoby tu chodzić również o n ie­

uczciwe m anipulacje handlowe sprzedawców warzyw). Jeśli chcemy u sta­

lić czas jednego zdarzenia i pytam y „która godzina?” (ewentualnie, gdy mowa o zdarzeniu przeszłym, „która to była godzina?”) — mówiąc o k i l k u kolejnych wydarzeniach (na co wskazuje nie zacytowany kon­

tek st utworu) mamy prawo pozwolić sobie na zdanie z podmiotem w licz­

bie mnogiej: „które to były godziny” . Jeśli zwrotem „wszystko mi jedno”

określam y pew ien swój stan psychiczny ■— nazwę tę, w odpowiednim przypadku fleksyjnym, możemy też przenieść na doznanie zmysłowe, k tó ­ re te n stan w ywołuje: „ze smakiem w szystko mi jednym ”.

(21)

Od takich przekształceń formy fleksyjnej stałych związków frazeolo­

gicznych krok już tylko do zabiegu, który można by nazwać metodą w y- m i a n y e l e m e n t u . Biorąc ustabilizowany związek frazeologiczny, Białoszewski zatrzym uje jego charakterystyczny syntaktyczny schemat, dokonując jednak wym iany jednego lub kilku z wypełniających zwykle te n schemat wyrazów:

Szafo szafo Sem iram ido piram ido A ido

opero w t r z e c h d r z w i a c h ! [OR 70]

ch od ziłem w p an toflach d o r o z l e c e n i a [MW 85]

W ięc b y ł w czoraj jak

balonik, jeszcze n a d m u c h u . [BB 71]

(por. odpowiednio: „opera w trzech aktach”, „do w yrzucenia”, „jeszcze na chodzie’’).

Szczególnym przypadkiem tej metody jest chwyt, który można by, po­

sługując się term inam i Arystotelesowskiej retoryki, określić jako z e u g- m ę; u Białoszewskiego m a ona oczywiście najczęściej wydźwięk humo­

rystyczny :

Z apuścili m otor, brody. C iach ! [RZ 63]

Stosunkowo najbardziej jednak charakterystyczną dla Białoszewskiego m etodą działania analogicznego w dziedzinie składni jest wielokrotnie opi­

syw ane przez krytyków zjawisko swoistej „niezgrabności” czy „pokracz- ności” zdania, w ynikające z jego nadm iernego rozbudowania i rozgałę­

zienia.

chcą od m ojego p isan ia nabrania ży cia otoczen ia [RZ 51]

śn iło się L uśce m ien ie b ycia rew o lu cji w k o ściele [MW 84]

jazdą do niej, odprow adzką ojca m n ie n a D w orzec [BB 60]

Wszystkie te, istotnie dalekie od ideału stylistycznej poprawności, wy­

powiedzi utw orzone są w te n sposób, że zdanie podrzędne zostało zastą­

pione równoważnikiem zdania. W każdym w ypadku można by łatw o zre­

konstruować podstawę wyjściową, tzn. pełne zdanie podrzędnie złożone, odpowiednio: „chcą, aby m oje pisanie nabrało życia otoczenia” ; „śniło się Luśce, że ma być rew olucja w kościele” ; ,,[że (kiedy)] ojciec odprowadził m nie n a Dworzec”. Jak widzimy, zdania rozwinięte do pełnej postaci są w zasadzie skonstruowane popraw nie; co najciekawsze jednak, zacytowa­

ne wyżej równoważniki zdań t e ż są skonstruowane poprawnie, a mó­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ofertę należy złożyć w formie pisemnej, w zamkniętej, nieprzezroczystej kopercie (innym opakowaniu uniemożliwiającym zapoznanie się z jej treścią przed otwarciem), opisanej

Trud pożyteczny cichego, nieskazitelnego pracownika i pra­ wego obyw atela-w ychowawcy przerwała bezlitosna śmierć, która nastąpiła po trzech latach ciężkich

 integralność na poziomie relacji oznacza poprawność definiowania relacji oraz pełną synchronizację połączonych danych. W literaturze spotyka

Konkludując rozważania, godzi się skonstatować, iż pomimo braku obo­ wiązku stosowania uchwalonych przez Radę ADR standardów prowadzenie mediacji i postępowania

Research on challenges and opportunities related to innovation adoption of highly energy-efficient housing concepts, such as passive houses, should lead to identifying

[r]

• Prawo Charlesa mówi, że przy stałej objętości gazu stosunek ciśnienia i temperatury danej masy gazu jest

Co to jest uwierzytelnianie i jakie metody się do tego stosuje. authentication) – proces polegający na potwierdzeniu zadeklarowanej tożsamości podmiotu biorącego udział w