Harald Bloom
Internalizacja romansu poszukiwań
w angielskiej poezji romantycznej
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 69/3, 261-285
1978
HAROLD BLOOM
INTERNALIZACJA ROMANSU POSZUKIWAŃ W ANGIELSKIEJ POEZJI ROMANTYCZNEJ
Freud 60 lat tem u w sw ym eseju o stosunku poety do m arzeń wysu
n ął przypuszczenie, iż wszelka przyjem ność estetyczna jest jedynie za
powiedzią przyjemności, zachętą lub fantazją narcystyczną. W tym ujęciu najgłębsze satysfakcje, jakich dostarcza literatura, pochodzą z uwolnie
nia napięć w psyche. To, że F reud odkrył tu, jak praw ie zawsze, albo część praw dy, albo przynajm niej drogę do niej, jest oczywiste naw et w tedy, jeśli badacz Blake’a czy W ordsw ortha uzna, a zapewne musi uznać, jego ujęcie za ograniczające, zacieśniające bądź też za rodzaj lu strzanego odbicia praw dy wyobraźni. Najgłębsze satysfakcje z lektury Blake’a czy W ordswortha płyną z uświadomienia sobie nowych dziedzin napięć w umyśle, lecz przecież zarówno Blake jak i W ordsw orth wie
rzyli, choć każdy z nich na swój sposób, że przyjemności, jakich dostar
cza poezja, są jedynie zapowiedziami przyjemności, w tym sensie, że wiersz jest rusztowaniem, na którym wyobraźnia tw orzy pełniejszą wizję, a nie celem samym w sobie. Myślę, że to, co Blake i W ordsworth dają swoim czytelnikom, jest bardzo zbliżone do tego, co daje lub może dawać swoim Freud: a więc że dostarczają oni zarówno m apy um ysłu jak i głębokiej wiary, iż z m apy tej można zrobić zbawienny użytek.
Samo przedsięwzięcie jest hum anizujące u wszystkich tych trzech od
krywców, co nie oznacza wcale, by ich mapy czy sposób ich wykorzy
stania pokryw ały się. Różny także jest humanizm każdego z nich: hu
manizm Blake’a jest apokaliptyczny, Freuda naturalistyczny, a hum a
nizm W ordswortha łączy w sobie — czasem wzniośle, czasem zaś nie
zręcznie — elem enty dominujące w tych dwóch pozostałych.
F reud sądził, że naw et rom ans ze swym elem entem zabawy praw do
podobnie wywodził się z jakiegoś rzeczywistego przeżycia, które
[Harold B l o o m — am erykański historyk literatury okresu romantycznego.
Autor w ielu znanych rozpraw i książek.
Przekład według: H. B l o o m , The I n te rn a liza tio n of Q u est Rom ance. W: The R in gers in th e T o w e r . S tu d i e s in R o m a n t ic T rad itio n . Chicago—London 1971, s. 13—35.]
2 6 2 H A R O L D B L O O M
w yw arło tak siln e wrażenie na autorze, iż obudziło wspom nienie jakiegoś przeżycia wcześniejszego, na ogół należącego do okresu dzieciństwa; to z kolei wzbudza pragnienie, które znajduje sw e sp ełnienie w danym utworze, gdzie pow inny być dostrzegalne elem enty niedaw nego w ydarzenia i dawnego w spo
m nienia.
W ydaje się jednak, iż myśl ta, aczkolwiek błyskotliw a i ujm ująca rzecz dość wszechstronnie, nie obejm uje całego złożonego charakteru rom ansu, szczególnie w okresie, w którym rom ans jako gatunek, jak kolwiek wprowadzony w inny kontekst, stał się znów form ą dom inują
cą, a więc w erze rom antyzm u. Dla czytelników z angielskiego obszaru językowego era ta trw a od dzieciństwa Blake’a i W ordsw ortha aż do dziś. Rozróżnienie pomiędzy okresem właściwym wielkiego rom antyz
mu, kiedy tworzyło sześciu najw ybitniejszych poetów, a pokoleniami, które przyszły po nich, dyktow ane jest wygodą, lecz trudno je uzasadnić krytycznie.
Zarodek teorii rom ansu F reuda zaw iera w sobie możliwość trafnego ujęcia rom antyzm u, szczególnie jeśli „wspomnienie przeżycia wcześniej
szego” zin terp retu jem y tak, by mogło ono oznaczać również przyw oła
nie na pamięć jakiegoś wcześniejszego przeczucia bądź tęsknoty, które mogły być nie związane z żadnym rzeczywistym przeżyciem. H istorycz
nie rzecz biorąc, nieśm iertelne tęsknoty dziecka, tak różnie in terp reto wane przez Freuda, Blake’a i W ordsw ortha, nie mogą znajdować się u korzeni rom ansu, jako że korzenie te sięgają wstecz do psychologii bardzo odm iennej od naszej, natom iast zdają się rzeczywiście leżeć u źródeł XVIII-wiecznego odrodzenia świadomości rom ansu w połowie XVIII wieku, z którego wywodził się głównie rom antyzm XIX-wieczny.
J. H. Van den Berg (autor istotnego dla rozumienia rom antyzm u w stępu do historii psychologii) jest zdania, iż Rousseau „był pierwszym, który spojrzał na dziecko jak na dziecko i przestał je traktow ać jak dorosłego” .
Dla Van den Berga jako lekarza niekoniecznie oznacza to postęp:
Od czasów Rousseau dziecko zachowuje dystans. Ten proces wzajem nego oddalania się dziecka i dorosłego rozpoczął się w XVIII wieku. W tedy to w ła ś
nie ujaw nił się okres dorastania.
Przyjąw szy, iż, generalnie rzecz biorąc, Van den Berg ma rację (próbuje on przynajm niej w yjaśnić w yraźną przem ianę w świadomości, którą niewielu historyków k u ltu ry ma ochotę dostrzegać), stajem y wo
bec jeszcze jednego z szeregu zjawisk skupionych wokół Rousseau i jego wieku, kiedy to przejście od Oświecenia do rom antyzm u stało się wi
doczne. Zm iany w świadomości zachodzą oczywiście bardzo rzadko i jak dotąd żadna dyscyplina nie w yłoniła nikogo, kto podjąłby się syntetycz
nej próby wykazania, czy rom antyzm oznacza prawdziwą zmianę w świa
domości. Z freudowskiego punktu widzenia rom antyzm jest „terapią iluzoryczną” (by użyć określenia Philipa Rieffa) czy, jak to specyficz
nie nazyw ał sam Freud, „iluzją erotyczną”. D ialektyki rom antyzm u wy
dają się freudystom błędne lub nieodpowiednie, ponieważ szukają ich raczej u Schillera, Heinego czy w niemieckiej filozofii rom antycznej aż do Nietzschego niż u Blake’a czy późniejszych rom antyków angielskich.
Blake i Coleridge nie przeciw staw iają intelektu nam iętności ani też nie dochodzą do freudowskiej prostoty wiecznego konfliktu między Erosem a Thanatosem. Może to w yraźne związki Junga z niemieckim rom antyz
mem spraw iły, iż intelektualiści spod znaku F reuda tak łatwo mylą rom antyzm z różnymi form am i irracjonalizm u. Znaczny odłam współ
czesnej nauki o literaturze usiłuje badać rom antyzm angielski i euro
pejski jako zjawisko jednorodne, można jednak dowieść, że angielscy rom antycy więcej na tym tracą, niż zyskują.
Romantyzmowi europejskiem u w nieznacznej jedynie mierze przy
świecała pokrew na rodzim a trad y cja kontynuow ana przez w ybitnych poetów, co widać szczególnie w porów naniu z angielskim rom antycz
nym dziedzictwem Spensera, Szekspira i Miltona. Blake’a i W ordswortha, Shelleya i K eatsa łączy wspólne im mocne przekonanie, że wskrzeszają praw dziw ą angielską tradycję poetycką, która, ich zdaniem, zanikła po śmierci Miltona, by pojawić się ponownie, w słabszej formie, głównie po śmierci Pope’a, u takich godnych podziwu — choć z góry skaza
nych — poetów, jak C hatterton, Cowper i Collins, ofiar okoliczności i ich własnego fałszywego świtu wrażliwości. W tym w łaśnie bardzo szczególnym sensie rom antyzm angielski istotnie zasługuje na miano odrodzenia rom ansu i tak też tradycyjnie bywa określany. Je st to jed
nak coś więcej niż odrodzenie; jest to także internalizacja romansu, a zwłaszcza tej jego odmiany, jaką jest romans poszukiwań. In ternali
zacji tej dokonano zaś nie tylko w -celach terapeutycznych, ale i w imię hum anizującej nadziei, która osiąga siłę niem al apokaliptyczną. Poeta sięga po wzory rom ansu poszukiwań 1 i transponuje je na swe własne życie duchowe tak, iż cały ry tm poszukiwania pow tarza się w drodze poety od jednego do drugiego utw oru. M. H. A brams znakomicie śledzi takie wzory tego, co nazyw a „apokalipsą w yobraźni”, ukazując, iż historycznie rzecz biorąc, wszystkie one w yrastają bezpośrednio z angiel
skich reakcji na Rewolucję Francuską lub p rądy in telektualne z nią związane. Natom iast psychologicznie rzecz biorąc, w yrastają one z dzie
cięcej wizji wszechświata bardziej tytanicznego, który angielscy rom an
1 [Romans poszukiwań (qu est romance) — odmiana romansu średniowiecznego, w której przedm iotem utworu staje się poszukiwanie przez bohatera jakiejś osoby lub rzeczy (na ogół o znaczeniu sym bolicznym ) bądź też wartości abstrakcyjnej, przy czym sam o poszukiwanie przybiera zw ykle form ę podróży, gdzie w szystkie spotykające bohatera przygody i próby, jakim zostaje poddany, m ają znaczenie sym boliczne, tak iż sam a podróż-poszukiw anie staje się sym bolem rozwoju ducho
w ego człowieka i jego dążenia do doskonałości. Ten typ romansu reprezentuje np.
Percewal z Walii, czyli opowieść o Gralu Chrétiena de Troyes.
(W szystkie przypisy pochodzą od tłumaczki.)]
264 H A R O L D B L O O M
tycy tak niechętnie porzucali. Jeśli w iek dorastania był rom antycznym czy Russowskim zjawiskiem świadomości, to nieodłącznie towarzyszyło mu bardzo świeckie uczucie dw ukrotnych narodzin, po raz pierwszy omówione w rozdziale 4 Emila, a potem tak pięknie rozw inięte przez Shelleya w jego wizjonerskim opisie pow tórnych narodzin Rousseau, w końcowym fragm encie The T rium ph of L ife. Ból psychicznego dojrze
w ania staje się dla Shelleya potencjalnie zbawiennym, choć zazwyczaj zgubnym kryzysem , gdy w yobraźnia staje przed w yborem pomiędzy utrzym yw aniem swej własnej integralności a poddaniem się złudnemu pięknu natury.
Droga rom ansu poszukiwań, zanim został on zinternalizow any przez w ielkich rom antyków, była drogą od n atu ry do n atu ry odkupionej, gdzie odkupienie sankcjonował d ar jakiegoś zewnętrznego autorytetu duchowego, czasem magicznego. U rom antyków natom iast jest to droga od n a tu ry do wolności w yobraźni (czasami osiąganej z niechęcią), a wol
ność wyobraźni ma często ch arakter czyśćcowy, zmierza w kierunku odkupienia, lecz jest zgubna dla „ja” społecznego. Wysoka cena rom an
tycznej internalizacji, a więc odnajdyw ania rajów w samym odnowio
nym człowieku, ujaw nia się na ogół w sferze samoświadomości. Poszu
kiwanie ma na celu zarówno rozszerzenie jak i zintensyfikow anie świa
domości, ale rzuca na nie cień duch dążący do tego, by zacieśnić świado
mość do wnikliwego zajmowania się swoim „ja”. Ten cień wyobraźni to solipsyzm, to, co Shelley nazyw a Duchem Samotności lub Alastorem, mściwy daimon, będący zahamowaną pozostałością jaźni, zdecydowaną uzyskać kom pensatę za u tra tę swej natu raln ej pewności, za przebudze
nie z właściwego jej stanu, który dla Shelleya, podobnie jak dla Blake’a, był zaledwie snem śmierci za życia. Ten duch samotności — to Widmo lub praw dziw y Szatan Blake’a, Thanatos, czyli popęd śmierci w każdym człowieku natury. M odernistyczna poezja w języku angielskim w znacz
nej mierze zorganizowała się jako rzekom y b u nt przeciwko rom antyz
mowi, w nadziei uniknięcia tego zw racania się do w ew nątrz (aczkolwiek nieświadoma, że to właśnie było jej motywem naczelnym). Najlepsze dzieła tej poezji, ostatnie fazy twórczości W. B. Yeatśa i W allace’a Ste- vensa, w skazują jednak, iż zrozumiała ona swój błąd, natom iast k ry ty k a do niedaw na opieszale nadrabiała zaległości, i dawne nieporozumienia na tem at rom antyków wciąż jeszcze pokutują. I tak Irving Howe, w skądinąd w nikliw ym eseju o literackim modernizmie, mówi o poetach rom antycznych, że „nie rezygnują oni z pragnienia, by odkryć we wszech- świecie sieć duchownego znaczenia, którą, choćby najbardziej nietrw ale i przypadkowo, mogą być objęte ich jaźnie”. W odniesieniu do Blake’a, W ordswortha, Shelleya czy K eatsa po prostu nie jest to praw dą, tak jak nie jest nią, z aprobatą cytowane przez Howe’a, stwierdzenie Ma- riusa Bewleya, iż główne pragnienie rom antyków — to „połączyć się z czymś od siebie większym”. Oba te stw ierdzenia stanowią właściwie
doskonałe wprowadzenie do tego, co rom antycy uważali za ludzką klęskę czy śmierć za życia, za rozpaczliwą rezygnację z autonomii wyobraźni.
Skoro ani Howe, ani Bewley nie piszą z pozycji wrogich wobec rom an
tyków, konieczność wyzwolenia się wreszcie z Eliotowskich frazesów na tem at rom antyzm u staje się tym widoczniejsza.
Paul de Man określa to zjawisko jako dylem at postrom antyczny, za
uważając, iż każda z podejmowanych przez modernizm kolejnych prób wyjścia poza rom antyzm kończy się stopniowym uświadomieniem sobie ciągłego pierw szeństw a rom antyków. Nowoczesna poezja w języku an
gielskim jest wynalazkiem Blake’a oraz W ordswortha i nie znam żadnego napisanego później w tym języku dłuższego utw oru poetyckiego, który byłby tak prawdziwie tru d n y bądź tak w ynagradzająco głęboki jak J e r u salem czy The Prelude. Nie znam też współczesnego utw oru lirycznego, naw et najbardziej radośnie nieświadomego autora, k tóry przezwyciężał
by czy w ykraczał poza swój dług wobec trzech wielkich utw orów W ords
w ortha — Opactwa w Tintern, Stanowczości i niezawisłości i Ody o prze
czuciach nieśmiertelności. Przerażający paradoks wielkości W ordswortha polega na tym, iż jego niezwykła oryginalność — do dziś w najwyższym stopniu zdum iewające zerw anie z tradycją języka — w yw arła wpływ tak wielki, że straciliśm y z oczu jej zuchwałość i jej apodyktyczny cha
rakter. Pod tym względem W ordsw orth bardzo przypomina Freuda, któ
ry słusznie porównywał dokonany przez siebie przew rót umysłowy do tych, jakich dokonali K opernik i Darwin. Van den Berg spokojnie za
uważa, że
Freud w chw ili rozpaczy odwrócił się od teraźniejszości, gdzie leżała przy
czyna chorób jego pacjentów, ku przeszłości, każąc im w ten sposób cierpieć w skutek przeszłości i czyniąc naszą egzystencję pokrewną ich cierpieniu. To nie było konieczne.
Czy Van den Berg ma rację? Pytanie to jest rów nie decydujące dla W ordswortha i rom antyzm u jak dla Freuda i psychoanalizy. N ajbardziej wnikliw ą znaną mi analizą rom antyzm u jest to, co Van den Berg pisze o Freudzie, zwłaszcza opis The Subject and his Landscape:
Ostatecznie cała zagadka żalu to skłonność libido do rzeczy zewnętrznych.
Co skłania libido do opuszczenia jaźni w ew nętrznej? To w łaśnie pytanie — podstaw owe pytanie jego psychologii i podstawowe pytanie psychologii X X - wiecznej — zadał sobie Freud w roku 1914. Jego odpowiedź zakończyła proces interioryzacji. Oto ona: libido opuszcza jaźń wewnętrzną, gdy staje się ona zbyt pełna. Aby zapobiec jej rozdarciu, „ja” m usi skierow ać się na ze
w nątrz jaźni; „(...) w końcu człowiek m usi zacząć kochać, aby uniknąć cho
roby”. A w ięc to o to chodzi. Obiekty ważne są jedynie w ostatecznej potrzebie.
Istoty ludzkie także. Żal po ich śm ierci jest wzdychaniem nazbyt rozciągniętej powłoki, jękiem przepełnionej jaźni w ewnętrznej.
W ordsw orth jest poetą kryzysu, Freud analitykiem kryzysu; droga ocalenia prowadzi u każdego z nich wstecz, w stronę utraconego czasu.
Jak jednak wygląda u poety i u analityka droga porażki? V an den Berg
266 H A R O L D B L O O M
sugeruje, że F reu d porzucił niepotrzebnie chwilę obecną, a w ynikło to stąd, iż działał u schyłku pew nej trad y c ji intelektualnego błędu, której początek dał skrajny dualizm kartezjański i która stopniowo do
prow adziła do dew aluacji kontaktu m iędzy jaźnią a innymi, jaźnią a św iatem zew nętrznym , jaźnią a ciałem. Profetyzm Blake’a i W ords
w ortha otw arcie zwracał się przeciw dualizmowi; obaj tw ierdzili, że przychodzą jako uzdrowiciele, by uleczyć rozszczepienie — jeśli już nie pomiędzy człowiekiem a człowiekiem, to przynajm niej w nim samym i pomiędzy nim a światem. A jednak W ordsworthowi, którego oddziały
w anie było większe niż B lake’a, ponieważ z nich obu był poetą pozornie bardziej przystępnym (osobiście byłbym skłonny utrzym yw ać, iż jest on poetą trudniejszym , bo nastręczającym więcej wątpliwości), w tym samym stopniu co Freudow i nie udało się przezwyciężyć tego podsta
wowego dualizmu. To właśnie zarzucał m u Blake 2, dla nas jednak z pew nością nie jest to podstawa do zarzutów. W ordsworth tw orzył swój ro
dzaj poezji z pilnej potrzeby, z przepełnionej jaźni w ew nętrznej — Blake’owskiego Płodnego 3 — która niem al dławi się nadm iarem w łas
nych rozkoszy. To właśnie jest ta Egotyczna W zniosłość4, na którą narzekał Keats, ale K eats, w przeciwieństwie do większości poetów póź
niejszych, znał swój dług wobec W ordswortha.
Przew rót kopernikański, jakiego W ordsw orth dokonał w poezji, po
lega m. in. na zanikaniu każdego tem atu z w yjątkiem subiektywizmu, na zagubieniu się tego, „o czym” jest wiersz. Jeśli, jak Ivor W inters, odrzuca się poezję, która nie jest „o czymś”, to nie bardzo się lubi — i rozumie — W ordswortha. Można jednak kochać go i rozumieć, a mimo to — podobnie jak Van den Berg w odniesieniu do Freuda — zadawać pytanie, k tóre nasuw a się w związku z jego skrajnym subiektywizmem : czy to było konieczne? Nie spodziewając się znaleźć na nie odpowiedzi, pytanie to można rozważać tak, by wrócić do centralnego problem u ro mantycznej — i postrom antycznej — poezji: czym dla ludzi, którym brak w iary, a naw et łatwowierności, jest duchowa form a romansu? Jak w redukcyjnym świecie śmierci, w oddzielonym królestwie rozbitych na atom y znaczeń, z których każde oderw ane jest od następnego, może
2 [W notatkach sporządzonych przez B l a k e ’ a w r. 1826 podczas lektury u tw o
rów Wordswortha w związku z cyklem Poem s Referring to the Period of Child
hood czytamy: „Widzę w W ordsworth’ie Człowieka Naturalnego nieustannie po
w stającego przeciw C złow iekow i Duchowem u; nie jest w ięc żadnym Poetą, lecz Pogańskim Filozofem wrogim w szelkiej praw dziwej Poezji czy N atchnieniu”.]
3 [W. B l a k e , The Marriage of Heaven and Hell: „jedna część istnienia to Płodny, druga — to Pożerający; Pożerającem u w ydaje się, jakoby płodzący znaj
dował się w jego niew oli; tak jednak nie jest — chw ytając tylko cząstki bytu wyobraża sobie, że to całość. Ale Płodny przestałby być Płodnym, gdyby Pożera
jący nie przyjm ował w siebie — jak morze — nadmiaru jego rozkoszy”.]
4 [Tak określa K e a t s — przeciwstaw iając mu swój w łasny typ poezji — charakter poezji W ordswortha w liście do R. W oodhouse’a z 27 X 1818.)
życie poety — czy jakiegokolwiek człowieka — być życiem ciągłej alegorii (jakim, według K eatsa, musiało być życie Szekspira 5)? Chociaż wszyscy ludzie są poszukiwaczami, naw et ci najm niej ważni, to jakie znaczenie posiada poszukiwanie w szarym świecie ciągłości i ujednoli
conych przedsięwzięć? Mówiąc zaś słowami samego W ordsw ortha — jaką wiedzę można jeszcze zdobyć nie okupując jej u tra tą mocy? 6
Frye w swojej teorii mitów bada analogię między rom ansem poszu
kiw ań a snem:
Przełożony na język teorii snów romans poszukiwań jest szukaniem przez libido, czyli jaźń pożądającą, takiego spełnienia, które w ybaw i je od lęków rzeczyw istości, będzie jednak tę rzeczyw istość nadal w sobie zawierać.
Romans zinternalizowany, a The Prelude i Jerusalem mogą być uzna
ne za najśw ietniejsze przykłady tego gatunku — kreśli obraz poszuki
w ania prom etejskiego i rewolucyjnego i nie może być przełożony na język teorii snów, gdyż libido zw raca się tu w głąb jaźni. N ajbardziej drastyczną rom antyczną w ersją poszukiwania jest Prom eteusz rozpę
tany Shelleya, jednak w naszych czasach istnieją w ersje jeszcze drastycz
niejsze, chociaż przedstaw iają się jako parodystyczne, jak np. w cyklu cudownych poszukiwań w ew nętrznych Stevensa, od The Comedian as the L etter С, do kulm inacyjnych Notes Toward a Suprem e Fiction.
B ohaterem poszukiwania zinternalizow anego jest sam poeta, antagoni
stam i zaś to wszystko w jego „ja”, co tam uje pracę wyobraźni, spełnie
niem wszakże nie jest nigdy sam utw ór, lecz ten utw ór gdzieś poza nim, k tó ry staje się możliwy dzięki apokalipsie wyobraźni. „Wypowiedź w porę — ulgę przyniosła tej myśli [A tim ely utterance gave that thought relief]” 7 — ta W ordsworthowska form uła chwilowego ocalenia zdrowia psychicznego poety przez napisany już wiersz — mogłaby być m ottem historii nowoczesnej liryki od W ordsw ortha do H arta C rane’a.
Rom antycy skłaniali się ku takiej interp retacji Szatana Miltona, któ
ra widziała w nim archetyp heroicznego w swej klęsce prometejskiego poszukiwacza. Nowoczesna k ry ty ka nie poszła w prawdzie w ich ślady, ale rom antycy trafnie wyczuwali, iż pewien elem ent ich jaźni pokrew ny jest tem u w Miltonie, czego projekcji mógł on nadać jedynie kształt demoniczny. Napraw dę w M iltonowskim Szatanie jest jego rzeczywisty prometeizm, i to całkowicie zinternalizow any; w Raju utraconym Sza
tan może wykraść jedynie swój w łasny ogień, gdyż Bóg w tym poem a
cie może ukazać się jako ogień tylko wtedy, gdy kieruje go przeciw niemu. W poszukiwaniu rom antycznym bohater prom etejski staje się
5 [W liście do G eorge’a i Georgiany K eatsów (12 II — 3 V 1819) К e a t s p i
sał: „Życie Człowieka [...] jest ciągłą alegorią. [...] Szekspir w iódł życie alegorii, komentarzem do niej są jego dzieła”.]
6 [W. W o r d s w o r t h , The Prelude, ks. V, w . 425.]
7 [W. W o r d s w o r t h , Oda o przeczuciach nieśmiertelności ze wspomnień wczesnego dzieciństwa, w. 23; tłum . S. K r y ń s k i . ]
2 6 8 H A R O L D B L O O M
w końcu — zupełnie sam otny — swą w łasną twierdzą, i cały ogień to jego pozycja. Świadomość ta nie prowadzi jednak ani do nihilizmu, chociaż igra z nim Byron, ani do solipsyzmu, chociaż tego obawiają się wszyscy.
W życiu jednostki stale istnieje oczywiście niebezpieczeństwo ideali
zowania libido, a choć idealizacje takie są groźne dla całych społeczeństw, to jednak internalizacja rom ansu m usiała pogodzić się z tym niebezpie
czeństwem. B ohaterem poezji rom antycznej jest proces twórczy, wszel
kiego więc rodzaju zahamowania wyobraźni muszą być oczywiście an ta
gonistami poetyckiego poszukiwania. Szczególnie kłopotliwą zagadkę ro
m antyzm u stanow i dialektyczna rola, jaka w odrodzeniu rom ansu przy
padła naturze. Mówiąc najprościej, rom antyczna poezja n atu ry — w brew temu, co mówi długa tradycja krytyczna — jest poezją an ty n atu ry n a
wet u W ordswortha, k tó ry w prawdzie szukał porozumienia i dialogu z naturą, na ogół jednak bezskutecznie. Błędne rozumienie W ords- w orthow skiej n a tu ry to spraw a A rnolda oraz tej tradycji krytycznej, której patronow ał, i dopiero wnikliwi najnow si badacze zaczęli rozwijać lepszą trad y cję interpretacyjną, wywodzącą się od A. C. Bradleya i jego sprzeciwu wobec poglądów reprezentow anych przez Arnolda. Bradley podkreślał ważny aspekt wyobraźni W ordswortha — jej miltonowską wzniosłość — której Arnold najw yraźniej nigdy nie dostrzegł, a która tłum aczy wszystko to, co w ybitne w The Prelude i w głównych liry
kach kryzysu. Chociaż W ordsw orth podawał się za uzdrowiciela i Shel
ley zaatakow ał go w Mont Blanc za usiłowanie pojednania człowieka z naturą, to jednak takiego pojednania w poezji W ordsw ortha nie ma, a funkcję uzdraw iającą spełnia ona tylko wówczas, gdy ukazuje władzę um ysłu nad percepcją zmysłową. Siła odnowy tkw i u W ordsw ortha w y
łącznie we wspaniałości ducha, w tym, co tak pięknie nazywa on „możli
w ą wzniosłością [possible sublim ity]” 8 lub „czymś, co wiecznie już-już ma się ziścić [something evermore about to be]” 9, w potencjale wyobraź
ni zbyt dzikiej, by n atura mogła ją poskromić. Tę właśnie siłę wyczuwał u W ordsw ortha — i obawiał się jej — Coleridge l0, a jest ona bardzo pokrew na tej sile w Miltonie, o której mówi M arvell w swym wierszu — stanowiącym swoistą przedmowę do Raju utraconego — dwornie, iż n a
pawa go lękiem n . I tak jak M ilton okiełznał w łasny prom eteizm częś
ciowo przez ukazanie jego niebezpieczeństw w szatańskiej w ersji hero
icznego poszukiwania, tak W ordsw orth nauczył się powściągać swój,
8 [W. W o r d s w o r t h , P r e lu d i u m , ks. II, w. 318; tłum. S. K r y ń s k i . ] 9[ W o r d s w o r t h , P re lu d iu m , ks. VI, w. 608; tłum. S. K r y ń s k i . ]
10 [Zob. rozdz. 22 w B iographia L ite ra ria C o l e r i d g e ’ a w całości poświęcony poezji Wordswortha.]
11 [Wiersz M a r v e l l a On Mr. M ilto n ’s „Paradise L o s t” był rodzajem p o
chwalnej przedmowy, umieszczonej w w ydaniu 2 (1674) R a ju u tracon ego i prze
drukowywanej w w ielu następnych.]
czyniąc w łasny rom ans poszukiwań — The Prelude — relacją z powol
nego uświadamiania sobie ogromnej siły n atu ry oraz tego, jak mądrze i łaskawie nakłada ona tej sile wędzidło. W pakcie między W ordsworthem a natu rą dwie moce, całkowicie od siebie odrębne i potencjalnie niszczą
ce się nawzajem, usiłują się spotkać w dialektyce miłości. „Spotkać się”
to zw rot zbyt optym istyczny, a „połączyć się w jedno” odpowiadałoby w prawdzie ideałowi autora The Prelude, lecz nie jego rzeczywistym osiągnięciom; sama ta próba stanowi jednak o niezwykłości W ordswortha i jego trw ałym znaczeniu jako poety.
Jeśli zjednoczenie się z n atu rą nie było celem poszukiwania dla W ordsw ortha — tak często i tak absurdalnie nazywanego panteistą — to tym bardziej nie było ono celem dla Blake’a, Shelleya i K eatsa czy ich mroczniejszych jeszcze spadkobierców w pokoleniach późniejszych, począwszy od Beddoesa, D arleya i W ade’a, aż po Yeatsa i Law rence’a w naszych czasach. Coleridge i Byron, każdy z nich na swój sposób, byli dziwnie bliżsi zarówno ortodoksyjnego m itu chrześcijańskiego jak i panteizm u czy jakiejś odmiany kultu n atury, a przecież naw et ich najw ażniejsze utw ory poezją n atu ry nazwać trudno. Romantyczny, czyli zinternalizow any romans, szczególnie w swej najczystszej w ersji rom an
su poszukiwań — w utw orach opowiadających o symbolicznej podróży, które tw orzą nieprzerw aną tradycję od Alastora Shelleya do The W an
derings of Oisin Yeatsa — ma tendencję do traktow ania kontekstu na
tu ry jako pułapki dla dojrzałej wyobraźni. Tym m om entem należałoby się zająć dokładniej, ponieważ w pływ starszych poglądów na rom antyzm okazuje się wciąż jeszcze bardzo silny. N awet N orthrop Frye, nasz n aj
w ybitniejszy teoretyk rom ansu co najm niej od czasu Ruskińa, P atera i Yeatsa, stwierdza:
w rom antyzmie poszukiwanie tożsam ości w coraz w iększym stopniu kieruje się w głąb, ku ukrytej podstawie czy też przyczynie tożsam ości człowieka z naturą.
Powyższe stwierdzenie trafnie określa kierunek poszukiwań, myślę natom iast, że cel ich jest inny. F rye wciąż jeszcze mówi o rom antykach jako tych, którzy poszukiwali ostatecznej jedności człowieka z jego na
tu rą, ale dla Shelleya i Blake’a jedność taka nie może stać się celem, jeżeli nie poprzedzi jej całkowite przeobrażenie człowieka i natury, natom iast w wizjach W ordswortha tego, co „pierwsze, ostatnie, środ
kowe i bez końca [first and last and m ist and w ithout end]” 12, nie
ustępliw e kształty zarówno człowieka jak i n atu ry zostają zachowane.
K eats najbliższy jest wizji apokaliptycznej, gdy w p atru je się w tw arz Monety, w kulm inacyjnym punkcie Upadku Hyperiona, lecz naw et ta wizja, obraz nieustannie zachodzącej zmiany, która się nie może zakoń
czyć zmianą, obraz ludzkich rysów, które postępujące wyobcowanie z na
tu ry czyni jeszcze bardziej samotnymi, rodzaj jakiejś naturalistycznej
12 [ W o r d s w o r t h , The Prelude, ks. VI, w. 640.]
270 H A R O L D B L O O M
entropii, która w ykroczyła poza n aturalne przeciwieństwa, „już przeszła przez lilii biel i śniegu biel [past the lily and the snow]" 13 — jest w isto
cie wizją w ordsworthowską. W późniejszej trad y cji rom antycznej chyba tylko Joyce’a i Stevensa można by nazwać niepoprawnym i naturalistam i czy naturalistycznym i hum anistam i. Wszyscy późni rom antycy — tak różni jak Eliot, P roust i Shaw — przełam ują krępujące konteksty natury , jak gdyby seksualność była antytezą wyobraźni, podczas gdy Yeats, ostatni z w ielkich rom antyków, w ypracow uje skomplikowaną odmianę m itu poety jako pełnego sprzeczności poszukiwacza, która jest bardzo zbliżona do stylu poezji Shelleya. Jeśli celem rom antycznej internalizacji poszukiwania była szersza świadomość, która wolna byłaby od nadm iaru samoświadomości, to w ystarczy wziąć pod uwagę tw arde praw a psycho
logicznej em pirii, by szybko zrozumieć, dlaczego n atu ra nie mogła sta
nowić odpowiedniego kontekstu. Aby zrealizować program rom antyzm u, i to nie tylko u Blake’a, trzeba czegoś więcej niż człowiek naturalny.
Konieczne stają się rozszerzone i liczniejsze pojęcia, a olbrzym ia zasługa poezji rom antycznej polega na tym , że nie tylko wymaga ona takiego rozszerzenia, ale sama zaczyna — lub przynajm niej próbuje — je w pro
wadzać.
Internalizacja rom ansu spraw iła, iż w zajem ne zależności między po
jęciem n atu ry a świadomością poetycką nabrały takiego charakteru, ja
kiego nigdy nie posiadały przed nastaniem rom antyzm u u schyłku XVIII stulecia. U w szystkich rom antyków znajdujem y zaw arte im plicite — bardzo zaś w yraźne u Blake’a — tru d n e rozróżnienie między dwiema odmianami energii, organiczną i twórczą (Orc i Los u Blake’a, Prom e
teusz spętany i rozpętany u Shelleya, H yperion i Apollo u K eatsa czy, choć rozróżnienie to budzi niejakie wątpliwości, Dziecko i Mężczyzna u W ordswortha). Dla ułatw ienia pierw szą odmianę energii możemy n a
zwać Prom eteuszem , drugą zaś — używ ając określenia Blake’a z jego trium falnego listu, napisanego niedługo przed śmiercią — Praw dziw ym Człowiekiem, W yobraźnią u . Ogólnie mówiąc, Prom eteusz to poeta-jako- -bohater w pierw szym stadium swego poszukiwania, charakteryzującym się głębokim zaangażowaniem w polityczną, społeczną i literacką rew o
lucję oraz bezpośrednim, satyrycznym naw et, atakiem na zinstytucjo
nalizowane ortodoksje europejskiego i angielskiego społeczeństwa, łącz
nie z historyczną orientacją chrześcijaństw a i neoklasyczną tradycją lite—
łs [J. K e a t s, Upadek Hyperiona, w . 261—2Θ2; tłum . Z. K u b i a k . ]
14 [W liście do George’a Cumberlanda (12 IV 1827): „Byłem bardzo blisko Bram Śm ierci i w róciłem jako bardzo Słaby i Stary Człowiek, słabow ity i chw iejący się, lecz nie w Duchu i Życiu, nie w Praw dziw ym Człowieku, Wyobraźni, co Żyje W iecznie”. Zwrot ten pojawia się jednak u B l a k e ’ a już wcześniej, bo w r. 1820 w uwagach pisanych na m arginesie Siris Berkeleya: „Jezus [...] uważał W yobraź
nię za Praw dziw ego Człowieka” oraz „Jezus przyszedł, by położyć kres Pogańskiej czy Platońskiej Filozofii, która zaślepia Oko Wyobraźni, Praw dziw ego Czło
w iek a”.]
racką i intelektualną, szczególnie w jej fazie oświeceniowej. Praw dziw y Człowiek, W yobraźnia, w yłania się po strasznych kryzysach, w głównym stadium romantycznego poszukiwania, odznaczającym się stosunkowo nikłym zaangażowaniem w działalność rew olucyjną i odsunięciem się od polemiki i satyry, aby terenem poszukiwań uczynić jaźń i jej zagadki.
W stadium Prom eteusza poszukiwanie połączone jest z walką, jaką libido prowadzi z tłumieniem, i n atu ra jest tu sprzymierzeńcem, choć sprzym ierzeńcem zawsze urażonym, a często i w ycofującym się. W sta
dium Prawdziwego Człowieka, Wyobraźni, n atu ra jest bezpośrednim, aczkolwiek nie najw ażniejszym antagonistą. O statnim przeciwnikiem, którego trzeba pokonać, jest k rn ąb rn y elem ent jaźni, to, co Blake nazy
w a Widmem U rtony, Shelley „plewą, co ham uje wzlot ducha [the un
w illing dross that checks the spirit’s flight]” 1S, W ordsw orth „sm utnym pomieszaniem [sad p erp lexity]” 16 lub „zabójczą trw ogą [fear that kills]” 17 czy „nadzieją wciąż nienasyconą [the hope th a t is unw illing to be fed]” 18, a K eats — najprościej i może najwyraziściej — Tożsamoś
cią 19. Dla Coleridge’a, z w szystkich tych poetów najbardziej nękanego koszmarami lęków i najbardziej po ludzku nieodpornego, przeciwnik ten nosi oszałamiającą liczbę rozm aitych imion, Byron zaś i Beddoes nie tyle nazyw ają przeciwnika, ile w ykpiw ają, próbując go z siebie wypędzić nieustanną satyrą i demoniczną farsą. Bezsprzecznie najlepszą nazwą dla tego antagonisty jest Keatsowska Tożsamość, tradycyjnie określa się go jednak jako W łasne Ja, tej nazwy będę więc tu używał.
Dla rom antyków, podobnie jak przed nimi dla takich wizjonerów chrześcijańskich jak Eckhart, tylko W łasne Ja płonie w Piekle. Własne Ja nie jest podstawą erotyki, lecz właśnie tą jej częścią, która nie może zostać uwolniona w dialektyce miłości, czy to między człowiekiem a człowiekiem, czy to między człowiekiem a naturą. Tu wszyscy rom an
tycy, jak sądzę, naw et K eats, rozm ijają się z Freudow ską dialektyką n atu ry ludzkiej. Piękne zdanie Freuda o małżeństwie jest form ułą, na której można sprawdzić romantycznego Erosa:
Opuści człowiek ojca sw ego i m atkę — zgodnie z przykazaniem biblij
nym — a przyłączy się do żony sw ej w tedy tkliw ość i zm ysłowość zostają złączone.
15 [P. B. S h e l l e y , Adonais, w . 364.]
16 [W. W o r d s w o r t h , O pactw o w Tintern, w. 60; tłum. Cz. M i ł o s z . ]
17 [W. W o r d s w o r t h , Stanowczość i niezawisłość, w. 113; tłum. J. K a s p r o - w i с z.]
18 [Ibidem , w. 114.]
19 [W liście do Richarda W oodhouse’a z 27 X 1818 K e a t s pisze: „Poeta jest najbardziej niepoetyczny ze w szystkiego, co istnieje, ponieważ nie ma żadnej Toż
sam ości — nieustannie ożywia on i w ypełnia jakieś inne Ciało: Słońce, Księżyc, Morze, Mężczyzn i K obiety”.]
20 [Księga Rodzaju, II, 24; tłum. Jakuba W u j k a . ]
272 H A R O L D B L O O M
W myśl reguł zinternalizowanego rom ansu można to przetłumaczyć następująco: poeta opuści swój W ielki Początek (w w ypadku rom anty
ków — Miltona) i natu rę — zgodnie z przykazaniem Geniuszu Poetyc
kiego — a przyłączy się do swej Muzy, czyli Wyobraźni; w tedy obie połowy — hojna i samotna — zostają złączone. Tak przetłumaczona, for
muła ta przestała być jednak form ułą Freudow ską, a stała się rom an
tyczną. U F reuda część miłości w łasnej ego zostaje przeniesiona na obiekt zew nętrzny, część jednak zawsze pozostaje w ego i naw et ta część prze
niesiona może do niego trafić z powrotem. Wszyscy nieszczęśliwie zako
chani mogą wziąć sobie do serca znakom ite zdanie Freuda: „Libido przedmiotowe było najpierw libido ego i może znów zostać w nie prze
tworzone” ; innym i więc słowy, pewna narcystyczna niestałość jest rze
czą wskazaną. Gdzie indziej zauważa on, iż wszelki romans jest w isto
cie rzeczy form ą tego, co nazywa „rom ansem rodzinnym ” ; równie do
brze można by twierdzić, że — mówiąc jego językiem — wszelki rom ans z n atu ry rzeczy jest pewną form ą rom ansu ego. W łagodnym sm utku tego stw ierdzenia rozbrzmiewa echo długiej tradycji realizm u, która wydała Freuda, i może być ono praw dą; jednakże potoczne mniemanie, iż wielki rom antyzm ujm uje miłość zupełnie inaczej, opiera się na lepszym wyczuciu i bliższe jest praw dy o rom antykach niż wypowiedzi większości badaczy literatury. Podstaw ą wszelkiego rom ansu — lite
rackiego i ludzkiego — jest urok; w swych interpretacjach tego, co w nas opiera się urokom, i wartości tego oporu F reud i rom antycy róż
nią się zasadniczo. Dla Freuda jest to zasada rzeczywistości, działająca poprzez „wielkiego odczarowywaeza” — rozum, postawę naukową, a bez niej żadne cywilizowane w artości nie są możliwe. Dla rom antyków cała spraw a ma znów ch arakter dialektyczny, gdyż w opieraniu się urokom przeplatają się dwie zasady: jedna „organiczna”, zasada lęku, udająca zasadę rzeczywistości i tożsama z miłością własną ego, która nigdy nie odważa się wyjść poza nie, a druga „twórcza”, opierająca się urokowi w imię form y wyższej niż współodczuwająca wyobraźnia. Dwoistość ta najlepiej widoczna jest w mitologii Blake’a, gdzie m am y do czynienia z dwoma ego, Widmem U rtony i Losem [imię bohatera poematu], opie
rającym i się, gdzie i kiedy tylko mogą, praw dziw ym oraz zwodniczym urokom — n atu ry i kobiety — z tych dwóch bardzo różnych powodów.
To samo rozdwojenie ego na kom ponenty bierne i czynne w ystępuje jednak także, choć nie w tak schematycznej formie, u innych poetów, ilekroć próbują oni swych najwyższych wzlotów, z pogardą odtrącając ziemię. Do najcięższej próby w rom antycznym poszukiwaniu dochodzi wtedy, gdy kryzys czyśćcowy, jaki następuje po wyrzeczeniu się sta
dium prom etejskiego, zbliża się do końca. Czyściec rom antyczny, przez niezwykłe przemieszczenie wcześniejszej mitologii, znajduje się tuż za ziemskim rajem zam iast tuż przed nim, tak iż w yobraźnia doświadczona jest przez najlepszy aspekt natury. Z przykładam i przeplatania się
czyśćca i raju spotykam y się zarówno u Blake’a, gdy mówi on o stanie istnienia, który nazywa „Beulah”, jak i w całej twórczości K eatsa, od Endym iona z jego pieczarą czy jaskinią Spokoju, aż po stru k tu rę Upadku Hyperiona, gdzie poeta rozkoszuje się owocami raju, by zaraz potem stanąć przed Monetą, do której przybytku dotrzeć można jedynie wspiąw
szy się po czyśćcowych schodach.
N ajtrudniejszy do zrozum ienia w poezji rom antycznej, przynajm niej dla mnie, jest ten proces, któ ry zaczyna się za każdym razem , gdy poeta w yrzeka się Prom eteusza; wcielenie Prawdziwego Człowieka, W yobraź
ni, nie jest bowiem podobne do psychicznego dojrzewania poetów przed rom antykam i. Miłość, która w ykracza poza Własne Ja, ma swe odpo
wiedniki w wielu tradycjach, w ty m także w ram ach chrześcijaństwa, lecz twórczy Eros rom antyków nie jest Erosem wyrzeczenia, chociaż wykracza poza „ja”. Jest to, by użyć określenia Shelleya, całkowite w yjście z naszej w łasnej natury; całkowite, gdyż siłą, która je powo
duje, nie jest samo prom etejskie libido, lecz raczej połączenie libido t i czynnego składnika ego — składnika wyobraźni; inaczej mówiąc, p ra
gnienie całkowicie wchłonięte przez wyobraźnię. Mówić o „poezji mi
łosnej Shelleya” to właściwie mówić o całej niem al jego twórczości, lecz ściśle erotycznych utw orów tego poety, cyklu wielkich liryków i olśnie
wającego Epipsychidiona, nie doceniano dlatego, że były one tak b ar
dzo trudne, a trudność ta polegała na shelleyowskiej i rom antycznej wizji miłości.
Blake w prowadził rozróżnienie pomiędzy Beulah a Edenem jako roz
różnienie pomiędzy dwoma stanam i istnienia, z których pierw szy jest domeną rom ansu rodzinnego, drugi zaś rom ansu apokaliptycznego, gdzie obiekty miłości tracą całkowicie swój w ym iar przedmiotowy. W rom an
sie rodzinnym , czyli w Beulah, istoty kochane nie ograniczają się do swej strony przedm iotowej — co uczyniłoby z nich mieszkańców Blake’ow- skiego stanu Płodzenia [Generation], czyli tylko Doświadczenia — nie
mniej jednak stronę tę zachowują. Droga do rzeczywistości Edenu — to droga ponownego stworzenia; inaczej mówiąc, droga wiedzy nie oku
pionej u tra tą mocy, a więc droga mocy i wolności osiągniętej p r z e z wyjście z naszej natury, gdzie to ostatnie określenie nabiera wszystkich swych możliwych znaczeń. Aczkolwiek miłość rom antyczną, zwłaszcza u W ordsw ortha i Shelleya, porównywano do tego, co Charles Williams nazywa rom antyczną teologią Dantego, to jednak postać Beatrycze nie ma swego dokładnego odpowiednika w różnorodnych rom antycznych wizjach ukochanej, gdyż sublim acja nie pojawia się w przechodzeniu od Prom eteusza do Człowieka. Nie istnieje żaden odpowiednik miłości ro mantycznej, który mógłby się tu okazać pomocny; istnieje natom iast jej przeciwieństwo, a jest nim miłość naturalna, taka jaką ją w swej me
lancholijnej mądrości widział Freud, przy czym ujęcie jego odznacza się właściwą mu przejrzystością. Jeśli miłość rom antyczna jest wznio-
18 — P a m i ę t n i k L i t e r a c k i 1978, z. 3
274 H A R O L D B L O O M
sła, to miłość freudow ska jest patetyczna i oczywiście bliższa samego zjaw iska o tyle, że jest po prostu naturalna. Dla Freuda miłość zaczyna się jako libido ego i potem nieuchronnie już staje się zawsze historią sm utku, kroniką łotrzykowską, w której stale wystawione na ciosy ego przechodzi od zwodzenia do frustracji, by wreszcie skończyć — jeśli ma szczęście — w ram ionach kompromisu, w ram ionach najszpetniejszej z Muz, zasady rzeczywistości. Zbawienna dialektyka tego rom ansu ło- trzykowskiego polega na tym , że tak w łaśnie jest lepiej, gdyż zaspoko
jenie i tak żadnego zaspokojenia nie przynosi, skoro, zdaniem Freuda, wszyscy p artn e rzy erotyczni są niedoskonałym i nam iastkam i początko
wych obiektów seksualnych — rodziców. Miłość rom antyczna jest dla Freuda szczególnie intensyw ną odm ianą pragnienia m atki, miłością, w której kocha się raczej imago niż obiekt zastępczy. Dlatego też miłość ta jest wszystkim, tylko nie dialektyką przem iany, będąc równie skazana na przecenianie nam iastki jak na przecenianie matki. Nasz wiek zaczyna obfitować w późnoromantyczne „udoskonalania” Freuda, lecz krytyka rom antyczna — której przedstawicielam i byli Ju n g i Lawrence — nie uporała się z siłą jego erotycznego pesymizmu. Z w yrafinow anie prze
korną próbą wyznaczenia imago funkcji wyobraźni mamy do czynienia u Stevensa, szczególnie w bardzo w ordsw orthow skich The Auroras oj A u tu m n , lecz — choć cudownie burzycielska — próba ta jedynie po
średnio wym ierzona jest przeciw Freudowi. A mimo to bezpośrednia rom antyczna ko n trk ry ty k a Freudow skiej k ry ty k i miłości rom antycznej w yłania się z każdego dłuższego i poważniejszego studium rom antycznej poezji. Dla F reuda każde skierowanie się miłości na zew nątrz od ego wiąże się — i w tym właśnie tkw i ironia — z u tra tą energii, może naw et ducha. Tylko czysta miłość własna posiada znam iona doskonałości, stasis bez u traty , i tu przypom ina się znów zjadliw a uwaga Van den Berga:
„Ostatecznie cała zagadka sm utku to skłonność libido do rzeczy zew nętrz
ny ch”. We Freudow skiej psychodynamice wszelki ruch na zew nątrz jest upadkiem , będącym wynikiem „przepełnionej w ew nętrznej jaźni”, którą jedynie ten upadek w dół, w świat obiektów i innych jaźni, może uchro
nić od choroby. Chciałoby się, aby Blake narodził się ponownie i prze
robił The Book oj Urizen, czyniąc z niej satyrę na tę kosmogonię mi
łości. U tw ór nie w ym agałby zresztą zbyt w ielu przeróbek, gdyż naw et teraz może być odczytywany jako prorocza satyra na Freuda, gdzie Uri
zen to superego, niew ątpliw ie przepełnione samo sobą i doprowadzające do upadku fałszywego stw orzenia świata. Jeśli miłość rom antyczną moż
na zganić jako „erotyczną iluzję”, to miłość freudow ska zasługuje na miano „erotycznej redukcji”, i piewcom zasady rzeczywistości grozi zawsze Urizenowska przechwałka:
I have sought for a joy w ithou t pain, For a solid w ithou t fluctuation.
W h y w ill you die О Eternals'!
W h y live in unquenchable burnin gs?
[Szukałem radości bez bólu, / Stałości bez rozchwiania. / Czemu chcecie umrzeć, O W ieczni? / Czemu żyć w ogniach nie do u gaszen ia?]21
Odpowiedzią jest rom antyczna dialektyka Erosa i W yobraźni, chociaż przypisyw anie freudystom cenzorskiego tłum ienia jest krzywdzące. Dla Blake’a i rom antyków jednak w szystkie dostępne racje zdrowego rozumu, naw et te, które powstały, aby ludzi wyzwolić, m iały niepokojącą ten
dencję do obracania się w cenzorskie moralizatorstwo. Freud kroczył drogą pośrednią — nie bez życzliwości dla poetyckiej wyobraźni i um iarkowanie życzliwy Erosowi. Jego m it miłości, nie będąc skoń
czonym, twórczym Słowem, jest konstrukcją luźną i może zarówno ule
gać analitycznej m odyfikacji jak i przyjąć wszystko, co może jeszcze ujaw nić się w psyche. W brew jednak tem u, co u trzym uje Philip Rieff, m it ten nie likw iduje „przepaści między terapeutycznym racjonalizm em a podkreślającym »własne ja« rom antyzm em ”. Taki rom antyzm to tylko pierwsze stadium rom antycznego poszukiwania, to, któ re nazyw am tu Prom eteuszem . Pozostaje jeszcze znaczna przepaść pomiędzy tą subtel
ną doskonałością, do jakiej F reu d doprowadził terapeutyczny racjona
lizm, a dojrzałym rom antyzm em , k tó ry poza „ja” wykracza.
Aby poznać Prawdziwego Człowieka, Wyobraźnię, musim y zwrócić się do jego pomników: The Four Zoas, Miltona i Jerusalem Blake’a, The Prelude i fragm entu The Recluse W ordswortha, Pieśni o starym żegla
rzu i Christabel Coleridge’a, Prom eteusza rozpętanego, Adonais i The Trium ph of L ife Shelleya, obu H yp erio n ó w 22 K eatsa, Don Juana By
rona, D eath’s Jest-B ook Beddoesa; te właśnie utw ory to definityw ne osiągnięcia rom antyzm u, słowa, które były i będą, dzień i n o c 23. To, co czytelnik znajdzie poniżej, jest jedynie szkicem przedstaw iającym w błyskawicznym skrócie główną fazę tego erotycznego poszukiwania.
Szkic ten, jak każdy, k tó ry usiłuje nakreślić urojonego tow arzysza mi
łości, prawdopodobnie skończy się nasłuchiwaniem w iatru, w nadziei usłyszenia przez chwilę um ykającego głosu.
Internalizacja rom ansu poszukiwań spraw iła, iż celem poszukiwania dla bohatera-poety nie stała się natura, lecz jego własna dojrzała moc;
tak więc poeta rom antyczny odwrócił się nie od społeczeństwa do natury, lecz od n atu ry do tego, co bardziej od niej integralne, w głąb siebie.
Rozszerzona świadomość poety przyniosła mu nie tyle przeczucie po
przedniej jedności z n atu rą czy Boskością, ile jego poprzedniej pozba
wionej „ja” jaźni. Przychodzi tu na myśl blake’owska deklaracja Yeatsa:
21 [W. В 1 a к e, Book of Urizen, rozdz. 2, w. 10—14.]
22 [Hyperion ł U padek Hyperiona.]
28 [Parafraza fragm entu znanego wiersza W. S t e v e n s a Lik e Decorations in a Nigger C em etery: „He is singing and chanting the things that are part of him / The w orlds th at were and w ill be, death and d a y”, czyli „W yśpiewuje rzeczy, które są częścią niego; / Światy, które były i będą, śmierć i dzień”.]
276 H A R O L D B L O O M
„I’m looking for the face I had / Before the world was made [Szukam sv/ojej tw arzy / Sprzed stw orzenia św iata]” 2i. Jakkolw iek główni ro
m antycy różnili się w swych postaw ach wobec religii, wszystkich ich (z w yjątkiem Coleridge’a) łączyło to właśnie, że n i e dążyli do osiąg
nięcia jedności z niczym poza tym , co można by nazwać ich Tharm asem czy id. Tharm as to w mitologii Blake’a tèn z czterech Zoa, k tó ry przed upadkiem był tkw iącym w człowieku potencjałem urzeczywistnienia instynktow nych pragnień, był więc regentem Niewinności. Jest on po
stacią pasterza i jego odpowiednikiem u W ordsw ortha jest szereg wizji człowieka na tle nieba, obrazów rzeczywistych pasterzy w idyw anych przez poetę w dzieciństwie. Ta pastoralna wizja rom antyczna (która swój w yraz plastyczny znalazła w cyklu drzew orytów Blake’a do W ergi- liusza oraz w pracach Palm era, C alverta i Richmonda z okresu, gdy byli oni pod w pływ em Blake’a) to pastoralizm biblijny, lecz bynajm niej nie tradycyjnego typu. Tharm as Blake’a po upadku jest nierozwinięty, jak nierozwinięte jest id, czyli żądza, a także rozpaczliwie wygłodzony i niewygodnie związany z W idmem U rtony, projekcją biernego ego w ysłaną na spotkanie św iata-obiektu, z którym został rozłączony. T h ar
mas W ordswortha, poza tym , że jako postać pasterza jest wyobraże
niem ludzkiej boskości, jest także obecny w sam ym poecie jako roz
paczliwe pragnienie ciągłości w jaźni, desperacja prowadząca do po
rzucenia chwili bieżącej, mogąca też jednak zrodzić zbawienną potrzebę, która chroni w yobraźnię przed silnym i urokam i natury.
U F reuda ego pośredniczy między id a superego i nie bardzo in tere
sował się on dalszym podziałem samego ego. W rom antycznej mitologii psychicznej Prom eteusz pow staje z id i może być pojm owany jako siła libido, skazana na cykliczne przechodzenie od żądzy do stłum ienia i odwrotnie; dla pośredniczącego ego jakiekolw iek poszukiwanie w obrę
bie n atu ry jest więc w końcu bez znaczenia, choć droga tego poszuki
w ania za każdym razem — tam i z pow rotem — biegnie przez nie. To w łaśnie w głąb samego ego musi zwrócić się poszukiwanie, by doszło do starcia z antagonistą właściwym i by składnik wyobraźni w ego mógł oczyścić się w walce przeciw ieństw ze swym ciemnym bratem . F rye pisząc o K eatsie nazywa ten elem ent w yobraźni w ego t o ż s a- m o ś c i ą - z [identity-with], a elem ent własnego ja w ego t o ż s a- m o ś c i ą - j a k o [identity-as], w yjaśniając w ten sposób dwuznaczność Keatsowskiej „tożsamości”. G eoffrey H artm an pisząc o W ordsworthie w skazuje na odpowiednik rom antycznego poszukiwania w radykalnym
protestantyzm ie :
Obawa przed brakiem ciągłości czy oddzieleniem pojawia się w gruncie rzeczy w tedy, gdy tylko pojawia się napraw dę wyobraźnia. W sw ej p ow ściągli
24 [W. B, Y e a t s, Before the World Was Made. Jest to w iersz z cyklu A Woman Young and Old.]
w ości w izji, a także specyficznym ogołoceniu wszystkiego, jakie następuje przed tą c h w ilą 25, przypomina to skrajny protestantyzm , i Wordsworth zdaje się poszukiwać „dowodów” y form ie przeczuć ciągłości.
Wielkość W ordswortha polegała na tym, iż odczuwając obawę przed brakiem ciągłości tak intensyw nie, jak mógł to odczuwać każdy poeta, przezwyciężył ją jednak przez poddanie się wizji. W w ypadku Shelleya miejsce tego poszukiwania dowodów zajm uje duch orficki, żaden bo
w iem inny poeta angielski nie spraw ia tak nieustannego wrażenia zdaw ania się na niemal dosłowną inspirację. Tam gdzie K eats widział W łasne J a jako moc przyciągania w yraźnej tożsamości, którą należało ignorować, W ordsw orth jako upragnioną ciągłość, której nauczył się przeciwstawiać, a Blake jako pokusę wieszczego gniewu i usunięcia się, której trzeba się opierać, tam Shelley częstokroć spraw ia wrażenie, iż nie ma takiego uroku, którem u nie poddałby się skwapliwie, gdyż każdy urok to autentyczna inspiracja. Jest to jednak w rażenie fałszywe, choć czasem doznawał go Yeats, jak np. w tedy, gdy stanowczo tw ierdził, iż Shelleyowi — chociaż był w ielkim poetą — brakowało Wizji Zła. Po
gląd przeciw ny reprezentuje C. S. Lewis, który utrzym yw ał, że Shelley, bardziej niż jakikolwiek inny „pogański” poeta (określenie samego Lewisa) uzmysłowił praw dę G rzechu Pierworodnego. Oba te sądy są mylne. Dla Shelleya silny urok Własnego Ja, silniejszy naw et niż dla innych rom antyków, jest tym urokiem , który uniemożliwiłby mu za
kończenie kiedykolwiek prom etejskiej fazy poszukiwania. W łasne Ja sprzym ierza się z Prom eteuszem przeciw tłumiącej sile, którą Shelley nazywa Jup iterem — innej w ersji U rizena Blake’a czy superego Freuda.
Pokusa ta wzywa poetę do nieustannej rew olucji i Shelley — choć roz
paczliwie pragnie ujrzeć tyranie swych czasów obalone — wyrzeka się jej, w imię Wyobraźni, na początku Prometeusza rozpętanego. Dzięki tem u wyrzeczeniu się przystępuje do obalenia tyranii samego czasu.
Dwa są więc główne elem enty w najważniejszej fazie rom antycz
nego poszukiwania: pierwszy — to w ew nętrzne przezwyciężenie pokusy Własnego Ja, drugi zaś — to zwrócenie się na zew nątrz zwycięskiej Wyobraźni, wolnej od dalszych internalizacji. „W ew nątrz” i „zew nątrz”
stają się jednak rozszczepioną fikcją, sztucznymi rozróżnieniam i poję
ciowymi w tym trium fie, k tó ry musi zamknąć dialektykę miłości przez złączenie W yobraźni z jej oblubieńcem — przeobrażonym, nieustan
nie stw arzanym przez nią światem, a nie z odkupioną natu rą. Blake
25 [„Peculiar nakedness before the m o m e n t” — zwrot ten w yrw any z szerszego kontekstu, w jakim umieszcza go Hartman, może być niejasny. Mowa tu o cha
rakterystycznym dla Wordswortha pew nym zaw ieszeniu percepcji zm ysłowej w jego obrazach-wizjach, w których elem ent przykuwający uwagę poety zostaje niejako w yizolow any z otaczającego go świata, „ogołocony” z bogactwa naturalnego kon
tekstu.]
278 H A R O L D B L O O M
i W ordsw orth żyli długo i każdy z nich w pełni ukształtow ał swoją w ersję tej dialektyki. Coleridge zaniechał poszukiwania i poetą byw ał już tylko sporadycznie, poszukiwanie zaś Byrona, naw et gdyby dożył on wieku średniego, w coraz większej m ierze nabierałoby ch arąkteru ironicznego. K eats um arł m ając 25 lat, Shelley — 29; mimo iż tak płodni, nie przeszli oni całej drogi rozwoju, lecz ich ostatnie, nie do
kończone utw ory, Upadek Hyperiona i The T rium ph of Life, zw iastują wchodzenie w końcową fazę poszukiwania. W prawdzie oba poem aty u ry w ają się w momencie, gdy W łasne J a zostaje ujarzm ione, w obu też zaw arta jest głęboka rozpacz, zwłaszcza w utw orze Shelleya, jed
nakże u K eatsa odnajdujem y pew ne sygnały wskazujące, czym byłby triu m f Wyobraźni. O statnim akcentem u Shelleya jest może całkowita rozpacz, ale człowiek, k tó ry tak żarliwie wierzył, iż nadejdzie lepszy czas, dał nam już wizję trium fu W yobraźni w końcowym akcie Prome
teusza rozpętanego i tam możemy się zwrócić, by znaleźć to, co zostało rozmyślnie pom inięte w The Trium ph of Life. Prześledźm y teraz po
krótce tę najw ażniejszą fazę poszukiwania u naszych czterech poetów, opierając się na Jerusalem i The Prelude, U padku Hyperiona i The Trium ph, przy dwóch ostatnich odwołując się również do wcześniej
szych poematów erotycznych K eatsa i Shelleya.
Pierw szy z długich poematów Blake’a, The Four Zoas, jest zasad
niczo poem atem Prom eteusza, gdyż poświęcony jest cyklicznym zma
ganiom prom etejskiego Orca z cenzorem moralnym, Urizenem (nie
kończący się cykl w alk między nimi jest tu w pełni ukazany). Poem at kończy się apokalipsą, wybuchową i prom etejską N ight the N inth, Being the Last Judgm ent, która sama w sobie jest jednym z n aj
w spanialszych dzieł Blake’a, od której wszakże odstąpił, gdy w yrzekł się całego utw oru (rezygnując z litografow ania go). Przedtem jednak spróbował przesunąć cały poem at ze stadium Prom eteusza do stadium Wyobraźni, gdyż właśnie w okresie pracy nad The Four Zoas dobiegł końca proces twórczego dojrzewania samego Blake’a. W yraźnym do
wodem wchodzenia w dojrzałe stadium poszukiwania są dwie różne w ersje N ight the Seventh, w ersja późniejsza wprowadza bowiem roz
dwojenie ego na Widmo U rtony i Losa — W łasne Ja, czyli Tożsamość- -jako i W yobraźnię, czyli Tożsamość-z. Choć Blake m anipuluje nim bardzo zręcznie, rozdwojenie to nie było jednak zupełnie jasne, naw et dla niego samego, nie dhciał więc uznać poem atu na wizję ostateczną.
W kanonie Blake’a miejsce tego utw oru zajął niejako podwójny ro
mans, na który składają się dwa poem aty — M ilton i Jerusalem. Pierw szy z nich jest w bardziej oczywisty sposób przemieszczonym rom an
sem, gdyż m am y tu do czynienia z symbolicznymi podróżami w dół do naszego świata, jakie odbywają M ilton i jego em anacja, Ololon, obaj zstępujący z ortodoksyjnej Wieczności w poszukiwaniu siebie na
wzajem, przy czym charakterystyczna ironia polega na tym, że nie
mogli się oni nigdy spotkać w tradycyjnym niebie. Bardzo niewiele w tym poemacie fazy Prom eteusza, której już wcześniej poświęcił Blake cykl utw orów profetycznych, od Am erica i Europe, poprzez The Book of Urizen, aż do w spaniałych — naw et jeśli nie w pełni zadow alającyh ich autora — The Four Zoas. S tru k tu ra Miltona w prze
ważającej mierze podporządkowana jest dwu głównym stadiom doj
rzałej fazy poszukiwania. W alka z W łasnym J a przebiega tu od kłótni między Palam bronem (Blake) a Szatanem (H ay ley 26) we wprowadza
jącej Pieśni Barda, poprzez heroiczne zapasy M iltona z Urizenem, i osiąga swój punkt kulm inacyjny na brzegu morza w Felpham , w sce
nie bezpośredniej konfrontacji, gdy Milton rozpoznaje w Szatanie swe W łasne Ja. Zmusza to Szatana do pełnego objawienia się i w rezultacie do klęski. Wreszcie M ilton staje przed Ololonem i utw ór kończy się epifanią przeciw stawną szatańskiej, tym, co Blake nazyw a przygotowa
niem do wyruszenia na wielkie żniwa i w inobranie narodów. Nawet to nie mogło stać się jednak ostatecznym Słowem Blake’a; w Miltonie poszukującym jest sam Milton, a nie Blake, antagonista zaś poszuki
wania jest wciąż jeszcze do pewnego stopnia zobiektywizowany. Bez
sprzecznie najbardziej w yczerpującą w ersją romantycznego poszuki
w ania jest Jerusalem, jedyny u tw ór mogący rywalizować z The Prelude o miano najznakomitszego długiego poem atu X IX wieku. Tu właśnie m am y do czynienia na przem ian z w izją sięgającą na zewnątrz, w kosz
m arny św iat zasady rzeczywistości, i całkowicie w ew nętrzną wizją kon
fliktu w ego Blake’a między W idmem a Losem [imię bohatera poematu].
A ntagonistą poety jest on sam i pierwsza część poem atu to najbardziej w strząsająca i pełna męki relacja geniusza kuszonego szaleństwem prze
konania o w łasnej prawości, gniewu fru stracji i solipsystycznego wyco
fania się w całym okresie rom antyzm u. Blake-Los walczy dalej z tym urokiem rozpaczy, aż do chw ili gdy poem at łagodnie, niem al bez ostrze
żenia, zaczyna przechodzić w światło Sądu Ostatecznego tego rodzaju, jaki każdy człowiek odbywa nad sam ym sobą. Końcowe tabliczki utw o
ru (kanoniczne utw ory Blake’a to szereg rytow anych tabliczek) przy
noszą początek pojednania Losa z jego em anacją, Enitharm on, i po
szukiwanie zbliża się do końca.
Mimo iż ciągłość — zwłaszcza w Jerusalem — jaką próbuje osiąg
nąć Blake, oparta jest na zestawianiu i równoczesności tem atów, a nie na ich logicznej kolejności, panuje on nad sw ą metodą tak pewnie, że
26 [W illiam H a y l e y (1745— 1820) — literat patronujący w ielu artystom;
w r. 1800 zaproponował B lake’owi, by przeniósł się do Felpham, w pobliże jego rezydencji, gdzie poeta miał także zająć się ilustracjam i do książek H ayleya i in nymi pracam i zam awianym i przez niego. W ciągu 3-letniego pobytu B lake’a w F elp ham narastały jednak nieporozum ienia m iędzy nim a jego protektorem , a w r. 1803 doszło do kłótni, po której B lake powrócił do Londynu. K łótnia z H ayleyem i n ie