• Nie Znaleziono Wyników

Chaos nowoczesności a kosmos tradycji w "Ziemi obiecanej" Władysława Stanisława Reymonta

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Chaos nowoczesności a kosmos tradycji w "Ziemi obiecanej" Władysława Stanisława Reymonta"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Magdalena Dziugieł-Łaguna Chaos nowoczesności a kosmos tradycji w "Ziemi obiecanej"

Władysława Stanisława Reymonta

Prace Literaturoznawcze 1, 61-75

2013

(2)

2013 61-75

M ag d a le n a D ziugieł-Ł aguna

UW M w O lsztynie

C h aos n o w o c z e sn o śc i a k o sm o s tra d y cji w Ziem i obiecanej W ład ysław a S ta n isła w a R ey m o n ta

C h aos o f m o d ern ism a n d co sm o s o f tr a d itio n in th e lig h t o f th e n o v e l ’’P r o m ise d la n d ” [Ziemia obiecana]

b y W. S. R eym on t

Słow a kluczow e: nowoczesność, tradycja, aksjologia szlachecko-ziemiańska Key words: modernity, tradition, noble-landowning axiology

Z ocalałych z p o w sta n ia w arszaw skiego listów W ład y sław a S ta n isła w a R e y m o n ta1 m o żn a pozyskać inform acje o Z ie m i obiecanej. I choć obraz proce­

su tw órczego je s t niepełny, to je d n a k zezw alający n a w nikn ięcie w tw órczą atm o sferę, w jak iej ro d ziła się pow ieść o Łodzi2. D ru ko w ał j ą „K u rier Co­

d zien n y ” w ciągu 1897 i 1898 roku . Z am ieszczane wówczas w p ra s ie powieści tw orzono zazw yczaj z o dcink a n a odcinek, s tą d i d la p is a rz a było to zad an ie dość obciążające. Tym b ardziej że i jego am bicje a rty sty cz n e m ierzyły w yso­

ko. W z a in te re so w a n iu Łodzią, gdzie „Przez w ieki niew iele się [...] działo, aż n a stą p iło coś, co m o żn a określić odnalezien iem g e n iu s loci, w k tó ry m złączy­

ły się w szy stk ie czynniki, decydujące o tym , że ziem ia niczyja m ogła się stać h oryzontem całej epoki”3, R eym ont nie był odosobniony4. A rty sty czn e próby o d d a n ia k ultu ro w eg o k o lo ry tu m ia s ta spełzały je d n a k n a niczym . Dość w y­

m ien ić W śród k ą k o lu (1890) W alerii M arren e-M o rzkow skiej czy B a w ełnę (1894) W incentego K osiakiew icza. T ek st p is a rk i za p o m n ian o ta k szybko,

1 Zob. B. Koc, W stęp, w: W ł. S t. R ey m o n t, K o resp o n d en cja 1 8 9 0-1925, o p rac. B. Koc, W a rsz a w a 2002, s. 5.

2 S zczególnie pom ocne s ą t u lis ty s k ie ro w a n e do H e le n y C h y b iń sk ie j, H e n r y k a G ier- sz y ń sk ie g o , F e r d y n a n d a H o e sic k a, W alere g o K a rw a s iń s k ie g o , J a n a L o re n to w ic z a , K a ro la i M e la n ii z N eu feld ó w Ł a g a n o w sk ic h i W ła d y s ła w a R o w iń sk ie g o , k tó ry m w la ta c h 1896­

1898 n a p o m y k a ł o sw ej p ra c y n a d te k s te m .

3 K. Schlogel, W p o s z u k iw a n iu „ Z iem i O b ieca n ej”, „Tygiel K u ltu r y ” 1997, n r 4, s. 11.

4 Zob. H . K a rw a c k a , W okół „ Z iem i o b ieca n ej”, „ P rz eg ląd H u m a n is ty c z n y ” 2000, n r 4, s. 3 3 -5 7 . D odać w a rto , że Ł ódź - j a k A m e ry k a - m ia ła sw ego K o lu m b a. W r o k u 1853 u k a z a ł się O p is m ia s ta Ł o d z i p o d w zg lę d e m h isto ry c z n y m , s ta ty c z n y m i p r z e m y s ło w y m a u ­ to r s tw a O s k a r a F l a tt a , k tó re g o u z n a n o z a „odkryw cę m ia s t a ”.

(3)

że b łęd n ie w skazyw ano n a B a w ełnę ja k o p ierw szą p o lsk ą pow ieść o Łodzi5.

D latego R eym ontow ski zm ysł p o strz e g a n ia 6 p re d esty n o w ał p is a rz a do o d d a­

n ia łódzkiego żywiołu. D odatkow o cel ów w z m a cn iała św iadom ość, że dotych­

czas tylko jedno m iasto doczekało się epickiej opowieści. O braz W arszaw y w L alce B olesław a P r u s a stan o w ił n ie la d a w yzw anie.

K oresp ondencja R ey m o n ta pozw ala uchw ycić kolejne e ta p y p ra cy n a d Z ie m ią obiecaną. W liście do J a n a L orentow icza z VI 1896 p isa rz relacjo ­ now ał:

Czyli można tak streścić - jeździłem, powracałem, pisałem i tak w kółko, [...]

Myślałem, iż się wyrwę do Paryża na dłuższy czas, jesienią roku przeszłego, potem na wiosnę - i nie mogłem, stanęła mi na przeszkodzie Łódź [...]. Otóż siedzę w niej prawie od Nowego roku, na miejscu studiując to życie tak zupełnie, pod każdym względem, odmienne od warszawskiego, i z tych postrzeżeń mam budować powieść7.

W yjazd do Łodzi (trw ający od III do VI 1896 rok u) był ko nsek w en cją podpisanej z G e b eth n ere m i W olffem (1895) um ow y n a pow ieść o „polskim M an c h e ste rz e ”, k tó ra sk ło n iła R eym onta, by sa m e m u „skonfrontow ać czło­

w iek a z p o tęg ą m a sz y n ”8. Pociągało go to, co pierw o tn e, stą d w Z ie m i obieca­

nej w yrósł nie tyle obraz „łódzkiej C osm opolis”, ile jej a rty s ty c z n a w izja. Aby j ą w p ełn i w yzyskać, zasto so w ał R ey m o n t k o n trasty , k tó re w dw ójnasób oddaw ały drasty czn o ść w ielkom iejskiej egzystencji. A ntynom ie pozw alały n a w y raźn iejsze zd erzenie now oczesności z trad y cy jn y m p a ra d y g m a te m w a rto ­ ści. N a n ich o p arł ta k ż e c h a ra k te ry s ty k ę bohaterów . H elen ie C hybińskiej (21 V III 1897) donosił, że k re u je losy „słodkiej A n ki” i „niegodziwego K a ro la”.

Celowo też um ieszczał A nkę n a tle „sielsko-anielsk im ”, „aby to życie, w ja k ie o n a za raz w ejdzie, życie łódzkie, ty m m ocniej się o k reśliło ”9.

N iew ątpliw ie w Z ie m i obiecanej dokonuje się zderzen ie dwóch św iatów : nieliczącej się z p rzeszłością now oczesności i trad y cji, o p artej n a po szan o w a­

n iu k u ltu ry przodków. S tą d n a rz u c a ją c a się dychotom ia podziałów : m ia s ta i wsi, p ę d u i spokoju, ch ao su i h arm o n ii, k u ltu ry i n a tu ry , ety k i i amo- ralności. W o d czy tan iu m eta te k sto w y m u ja w n ia się żywo d y sk u sja n a d w a r­

tościam i stare g o św iata, trzeszczącego pod n a p o re m now oczesności (aksjo ­ logicznie zu n iw e rsalizo w a n ej10), k tó rą o k re śla chaos k u ltu ry niew y k ry stali-

5 T am że, s. 4 4 -4 5 .

6 Zob. B. K o có w n a, W stę p d o e s te ty k i R e y m o n ta , „ P rz e g lą d H u m a n is ty c z n y ” 1975, n r 4, s. 10-11.

7 W. S. R ey m o n t, L is t d o J a n a L o r en to w icz a (z 08.0 6 .1 8 9 6 ), w: tegoż, dz. cyt., s. 204.

8 Zob. B. Koc, O rę k o p isa ch , c en zu rze i w a rszta cie p is a r s k im „ Z iem i o b ieca n ej” R e y ­ m o n ta , „ P rz eg ląd H u m a n is ty c z n y ” 1988, n r 7, s. 159.

9 W. S. R ey m o n t, dz. cy t., s. 218.

10 Zob. M. D ą b ro w s k i, D y s k u r s in te r e tn ic z n y w „ Z iem i o b ieca n ej”, w: R ey m o n t. R a d o ść i s m u te k c z y ta n ia , re d . J . R o h o z iń sk i, P u łtu s k 2001, s. 77.

(4)

zow anej. To w istocie zd e rze n ie w a rto ści i a n ty w a rto śc i (obow iązujących w bezw zględnym św iecie m aterii), elim inujących jak iek o lw iek o znaki ducho­

wości.

D latego też K azim ierz W yka zakw estion ow ał zakończenie powieści. Z a­

su g e ro w a n a p rzez p is a rz a p rz e m ia n a K a ro la n ie p rz e k o n y w a ła b ad acza.

A m oralizm Borowieckiego p rz em aw iał bow iem raczej za p a ra liż u ją c ą akty- w izm m elan c h o lią (zgodną z definicją Z y g m u n ta F re u d a ) niż chęcią d z ia ła n ia n a rzecz innych. T ym czasem w prow adzenie w ą tk u K u ro w a w y raźn ie u k ie ­ ru n k o w u je in te rp re ta c ję . Chodziło o u k a z a n ie , w ja k i sposób trad y c ja, a więc to, co stan o w i o tożsam ości człow ieka, ra d z i sobie z now ym i zjaw isk am i i co z niej w s ta rc iu z ty m now ym ocaleje.

Z iem ia p o żą d a n a , c zy li n ie ła d ś w ia ta z d e fin io w a n e g o p r zez n o w o c z e sn o ść

J u ż pierw sze zd an ie pow ieści w sk az u je n a d o m in an tę kom pozycyjno- tem aty cz n ą. B o h a te re m eposu je s t Łódź, k tó ra d e te rm in u je w szy stk ie a sp e k ­ ty b y tu zw iązanego z n ią człow ieka. J e s t czaso p rz estrze n ią , w której d ok on u­

j ą się jego d ziała n ia . P rzyw iodła go bow iem w to m iejsce, „hic e t n u n c ”, m id aso w a żą d za p rz e m ie n ie n ia p ra cy w bogactw o. P ra g n ie n ie to m ożliwe je s t do zaspokojenia w łaśn ie w „ziem i obiecanej” o p artej n a toposie m ity czn e­

go S ezam u, otw ierającego się tylko p rz ed tym i, k tó rzy przysw o ją „reguły”

definiujące p rz e strz e ń b ezpraw ia.

S tą d obraz m ia s ta je s t wielopoziomowy, odbiorca te k s tu sta le to w arzy szy czyjem uś w ra żen io w e m u b ąd ź w n ik liw em u (diagnozująco-sym bolicznem u) sp o jrzen iu n a p rz e s trz e ń u rb a n isty c z n ą , d la k tó rej p u n te m w yjścia je s t p re ­ z e n ta c ja ulicy:

Łódź się budziła.

Pierwszy wrzaskliwy świst fabryczny rozdarł ciszę wczesnego poranku, a za nim we wszystkich stronach m iasta zaczęły się zrywać coraz zgiełkliwiej inne i darły się chrapliwymi, niesfornymi głosami niby chór potwornych kogutów [...].

Olbrzymie fabryki, których długie, czarne cielska i wysmukłe szyje-kominy majaczyły w nocy [...] — budziły się z wolna, buchały płomieniami ognisk, oddy­

chały kłębami dymów, zaczynały żyć i poruszać się w ciemnościach, jakie jeszcze zalegały ziemię.

Deszcz drobny, marcowy deszcz pomieszany ze śniegiem, padał wciąż [...]; bęb­

nił w blaszane dachy i spływał z nich prosto na trotuary, na ulice czarne i pełne grzęskiego błota, na nagie drzewa [...], drżące z zimna, targane wiatrem, co zrywał się gdzieś z pól przemiękłych i przewalał się ciężko błotnistymi ulicami m iasta [ ..J 11.

11 W .S . R ey m o n t, Z ie m ia ob ieca n a , t. 1, K ra k ó w 2002, s. 7; w s z y s tk ie c y ta ty p o ch o d zą z tego w y d a n ia , d a le j z as to s o w a n o n a s tę p u ją c y z ap is: Z — n a o z n ac ze n ie t y tu łu , c y fra rz y m ­ s k a — w s k a z u je to m , a a r a b s k a o d sy ła do stro n y , z k tó re j p o chodzi c y ta t.

(5)

I jeszcze fra g m e n t z ro z d ziału I (to m u I):

Tysiące robotników, niby ciche, czarne roje, wypełzło nagle z bocznych uliczek, które wyglądały jak kanały czarnego błota, z tych domów, co stały na krańcach m iasta niby wielkie śmietniska - napełniło Piotrkowską szmerem kroków, brzę­

kiem blaszanek błyszczących w świetle latarń, stukiem drewnianych podeszew trepów i gwarem jakimś sennym oraz chlupotem błota pod nogami.

(tam że) O ba opisy w y k a zu ją znaczne podobieństw o, gdyż o p arto je n a ry tm ie n aw racającej inform acji o zalew ającym Łódź potopie błota. P a ra d o k sa ln ie - nie istn ie je ta k ie m iejsce, k tó re chroniłoby (jak a rk a ) p rz ed in fe rn a ln ą cz e rn ią płynnej ziem i biorącej we w ład a n ie p rzedm ioty i ludzi. T a w y raźn ie b ib lijn a m e ta fo ry k a (Pism o Ś w ięte je s t d la R ey m o n ta te k s te m żyw ym 12) m a n a celu u w y p u k len ie cech zasad n iczy ch m ia s ta jak o p rz e s trz e n i w artościo ­ w anej ujem nie. Z re sz tą t a pow tarzaln o ść cechy (czerń b ło ta, m ro k u , roju ludzkiego) u n ic e stw ia p rz ek o n an ie, że m iasto to j e s t efek tem tw órczych d z ia ­ ła ń człow ieka. W istocie j e s t to bow iem m iejsce w yk reow ane przez A d am a porażonego py ch ą rozum u. A kordem w zm acniającym tę a u rę szeolu s ą p rz y ­ w ołane cielsk a fa b ry k -lew ia ta n ó w - ziejących ogniem stra ż n ik ó w p ie k ła 13.

I tu w ykorzystał R eym ont biblijny topos b e stii, k tó ra w k u ltu rz e żydowskiej sym bolizuje - co isto tn e - „C haos p ierw o tn y ”. Ś piący - n a dnie m o rskim - a zbudzony L e w ia ta n , z a g ra ż a po rządk ow i ś w ia ta istn ie ją ceg o 14. Toteż m o n stra , przyw ołane w opisie, w z m a cn iają w izję k re s u stare g o ś w ia ta (wy­

w iedzionego z p o sza n o w an ia p ra w n a tu ry i człow ieka), przeciw k tó re m u w y stęp u je cyw ilizacja m aszyn.

D odatkow o to poczucie w y n a tu rz e n ia p rz e strz e n i w zm ag a se n su a ln e jej dośw iadczenie (tak ż e w rogie człowiekowi). Z aa ta k o w a n e zm ysły p a ra liż u ją p o strzeg an ie. C iem ności zalegające m iasto n ie ustąpiły , ale Łódź ju ż zryw a się do życia, u rą g a ją c n a tu ra ln y m praw om . S tą d w k o ntekście losów b o h a te ­ rów sukcesyw nie z a n ik a n ad zieja, że inferno to doczeka się o są d u ja k u p ad ły B abilon. W b ezrad n o ści człowiekowi pozostaje ju ż tylko p rz ek leń stw o - oto rozm ow a Borow ieckiego z w dow ą po zm iażdżonym ro b o tn ik u (czyli C o n ra ­ dow skie docieranie do „jąd ra ciem ności”):

- Czemu nie wrócicie na wieś, do domu?

- Wrócę kiej mi tylko zapłacą za chłopa, to juści, że wrócę, a niech tam to miasteczko Łódź mór nie minie, niech ją ta ogień spali, niech ich tam Pan Jezus niczegoj nie żałuje, coby wszystkie wyzdychały, co do jednego.

12 Zob. D. B ień k o w sk a , L ite r a tu r a p ię k n a ja k o e le m e n t s ty liz a c ji ję z y k o w e j w tw órczości W ła d y s ła w a R e y m o n ta , „ P race P o lo n isty c z n e ” 1983, s e ria XXXIX, s. 315.

13 Do sy m b o lik i m ia s ta - le w ia ta n a d o łą c z a n y j e s t o b ra z g reck ieg o U ro b o ro sa, w ę ż a z ja ­ d ająceg o w ła s n y ogon, id e n ty c z n ie w tra d y c ji ż y dow skiej p rz e d s ta w ia n y j e s t L e w ia ta n ; zob.

W. R u sin e k , C za s m a s zy n . C za s n ie p o p r a w n y c h g łu p c ó w , „K resy ” 2 005, n r 1/2, s. 216.

14 Zob. W. K o p a liń s k i, L e w ia ta n , w: tegoż, S ło w n ik s y m b o li, W a rsz a w a 2001, s. 194.

(6)

- Cicho bądźcie, nie macie za co przeklinać - szepnął nieco podrażniony.

- Ni mam za co? - wykrzyknęła zdumiona, podnosząc na niego bladą, brzydką, przegryzioną przez nędzę twarz [...]. - A to, wielmożny panie, my na wsi byli tylko komorniki [...]. Myśwa żyli z wyrobku ino, ale zawżdy człowiek mieszkał po ludzku [...], a tutaj co? Harował nieborak od świtu do nocy i jeść nie było co, żyliśmy kiej te dziady ostatnie, a nie kiej krześcianie, kiej psy, a nie kiej gospodarze poczciwi.

(Z I 20) K aro l n ie czuje się kom fortowo. Wie, że za rozm ów cą p rz e m a w ia p ra w ­ da. D latego t a jego p a ń s k a „uczuciowość” nie ostoi się wobec a rg u m e n tó w podnoszonych po stro n ie pokrzyw dzonych, k tó rzy w niekończących się godzi­

n a c h rozpaczy zdefiniow ali ów łódzki ś w ia t n a opak. Tu m o rd ercza p ra c a rod zi ty lk o z a tr u te owoce, z a m ia s t obfity ch plonów n ie sie p rz e k le ń stw o w szelkiem u istn ie n iu .

N eg aty w n y fenom en Łodzi p o tw ierd z a się ta k ż e w p rz e strz e n n y m u k ła ­ dzie jej ulic, niw eczącym u rb a n isty c z n ą trady cję. M iasto bow iem - wciąż rozsadzające swe g ran ice - w ykazuje podobieństw o do a m e ry k a ń sk ic h cities w yrosłych w stepie, choć bliższe kultu ro w o s ą t u „tradycje” syberyjskiego sied lisk a, tw orzonego w p ro st w dzikiej p rz e s trz e n i15, n iepow iązanej z inn ym i o śro d k am i cyw ilizacyjnym i. S tą d zab rak ło w Łodzi śro d k a, k tó ry oddając k s z ta łt otaczającego człow ieka u n iw ersu m , za sp a k a ja łb y „potrzebę m ity czn e­

go c e n tr u m ja k o s a k r a l n ą i a n tro p o lo g ic z n ie k o n ie c z n ą ”16. P rz y w o ła n a w c y ta ta c h P io trk o w sk a g eom etryzuje m iasto , a odchodzące od niej ulice- p ro m ien ie nie sp e łn ia ją sw ych zad ań : n ie o sła b ia ją dźw ięków czy siły w ia tru . Ów przeczący trad y c ji u k ła d p rz e strz e n n y łódzkiego m olocha z n a la zł n a w e t odbicie w pow iedzeniu, że Łódź w z a m ia n se rca p o sia d a szyję17.

Szybkość, z ja k ą m iasto pow staje, w pływ a znacząco n a g ro tesk o w ą k re ­ ację p rz e strz e n i. Tuż obok siebie b y tu ją p ałace m ilionerów („Pociejów milio- n e rs k i” Zuckerów ) i nęd zn e no ry robotników . B u duje się w pędzie i w zdłuż głównej a rte rii m iasta. U m iera jąca przyroda, nędza, b rzy d o ta to oznaki św iata bez Boga. O dbiorca poznaje fabryki, pałace, rudery, w ędruje n a cm en tarz w raz ze szczątkam i Bucholca, lecz nie do kościoła. Łódź czyni niem ożliw ym przeży­

cie sfery sa c ru m . W szystko, co człow ieka duchowo wywyższa, to m iasto w n im u śm ierca. To nie D ekalog w yznacza h o ry zo n t lu d zk ich d ziała ń , lecz cynizm , w k tó ry m u p a try w a ć m o żn a p od staw y w artości, a w łaściw ie an ty w artości:

A co go obchodziło [Dawida Halperna, przyp. M.D.Ł.], że ta Łódź była brudna, źle oświetlona, źle zabrukowana, źle zabudowana, że domy waliły się corocznie na głowy mieszkańców, że w bocznych ulicach w biały dzień zarzynali się ludzie

15 Zob. P.O . S ch o lz, I k o n o lo g ia i h e r m e n e u ty k a „ z ie m i o b ie c a n e j”, „T ygiel K u l t u r y ” 2 003, n r 1/3, s. 14.

16 T am że, s. 11.

17 Zob. M. P o p iel, O d to p o g ra fii do p r z e s tr z e n i m ityc zn e j. A n a liz a p r z e s tr z e n i w „Z iem i o b ieca n ej” R e y m o n ta , „ P a m ię tn ik L ite r a c k i” 1979, z. 4, s. 90.

(7)

scyzorykami! O takich głupstwach nie myślał, jak i nie myślał o tym, ze tutaj tysiące ludzi marło z głodu, ze tysiące ludzi gniło w nędzy, ze tysiące ludzi walczyło całym wysiłkiem o nędzny byt i ze ta walka cicha i straszna przez swoją ustawiczność, walka prowadzona nawet bez nadziei zwycięstwa zżerała więcej ludzi rocznie niźli najgroźniejsze epidemie.

(Z I 208) P ro sty tu c ja, oszu stw a, w yzysk to d z ia ła n ia m ające w pogardzie człow ie­

k a, k tó ry w Łodzi s ta je się to w arem o zadziw iająco n iskiej cenie. Choroby toczące o rg an izm m ia s ta 18 w y n ik a ją z ro z p ad u w arto ści, w raz z któ ry m i u su n ię to w szelkie auto ry tety . M oralność, w s p a r ta n a dychotom icznym po­

dziale n a dobro i zło, nie istn ieje, bo też i cele sta w ia n e do re alizacji n ie są d ro g ą duchow ego rozw oju człow ieka. P o tw ie rd ze n iem ta k ie j p o staw y je s t credo S ta c h a W ilczka, odrzucającego m oraln ość w yw iedzioną z dom u w iej­

skiego organisty:

Opinia, etyka, uczciwość! Kto się z tym w Łodzi liczył!

Komu tutaj podobne głupstwa mogły przychodzić do głowy! Co wreszcie jest ta uczciwość!

Czy był uczciwym Bucholc? Któż się o to pytał! Pytano się tylko, ile zostawił milionów!

Mieć miliony, czuć je w swoim ręku, otoczyć się nimi, panować nad nimi.

(Z I 232) Ź ródłem „nam iętności d z ia ła n ia ” b o h a te ra j e s t n ie sła b n ą c a niechęć do u rz ą d z e ń św iata, k tó re ta k h ie ra rc h iz u ją relacje m iędzyludzkie, że zm u szają do u g ięcia k a r k u p rz ed dziedzicem kurow skiego dw oru. W Łodzi podobna obyczajowość nie w iąże W ilczka i choć nie m a odw agi n a ja w n ą wrogość wobec K arola, to je s t to tylko k w e stia czasu. F orm y s ą ju ż tylko m a sk ą sk ry w a jącą tw a rz bezw zględnego am oralisty. W ilczka, L eon a C ohna, B um - B u m a łączy h o ry zo n t ich d ziałań , m ający za p o d staw ę n ih ilisty c z n ą k o n s ta ­ tację F io d o ra D ostojew skiego, że „Jeśli n ie m a Boga, to m o żn a w szystk o”.

Tę atm o sferę zetlałej m oralności p o d k re śla ją sceny zbiorowe: w te a trz e , w r e s ta u r a c ji h o te lu „V icto ria”, n a pogrzeb ie H e rm a n a B u ch o lca (Lucy i K arol ro m an su jąc y tu ż pod bo kiem o d p row adzan ych zwłok, co w spółtw orzy ja k ą ś u p io rn ą a u rę tan ato filii). P rz e k ra c z a n e s ą g ra n ic e ta b u , a n a k a z a n e po staw y j a k sza cu n ek d la zm arłych, za n ie ch an ie przem ocy, w yelim inow anie zw ierzęcej sek su aln o ści — cynicznie o d rzu can e — w ieszczą u p a d e k sta re j k u l­

tu rz e . Z a m ia st p o sza n o w an ia j e s t k up czen ie ciałem , k tó re d egradu jąco p rz e ­ m ien ia je w to w ar (Kozłowski dręczący n a ulicach kobiety, K essler zm uszający robotnice do nierządu). D latego m ęskie rozmowy, prow adzone w p rz estrze n i re sta u ra c ji, d e m a sk u ją „znawców”:

18 Zob. J . D e tk o , T e m a t w ie lk ie g o m ia s ta w tw ó r c z o ś c i Ż e r o m s k ie g o i R e y m o n ta , w: Ż e r o m s k i i R e y m o n t, re d . te n ż e , W a rsz a w a 1978, s. 154.

(8)

- Bum-Bum, chodź no pan do nas! - krzyknął Leon.

- Ja k się pan ma, jakże zdróweczko, jakże interesiki! - wykrzykiwał, ściskając mu rękę.

- Dziękuję, bardzo dobrze. Przywiozłem dla pana specjalnie z Odessy coś - wyjął z pugilaresu rysunek pornograficzny i podał.

Bum-Bum poprawił obu rękami binokle, wziął rysunek i zanurzył się w nim cały z lubością. Twarz mu poczerwieniała, mlaskał językiem, oblizywał swoje sine, opadnięte wargi, trząsł się cały z zadowolenia.

(Z I 28) D latego te n św iat, pędzący n a złam a n ie k a r k u w z a s p a k a ja n iu egoistycz­

n y ch żądz, to u łu d a M ai, pod k tó rą k ryje się p o ra żając a o tc h ła ń p u stk i. Tę o b ra z u ją w ra ż e n ia Borowieckiego po sobotnim wieczorze uciech:

Wypadki dzisiejszej nocy: teatr, loże, Lucy, knajpa, telegram, Moryc i Baum, prze­

wijały mu się przez mózg w poszarpanych mgławicach i przechodziły, pozostawiając po sobie nudę i znużenie.

(Z I 63) N ie h a rm o n ijn a św iadom ość K a ro la odbija ja k zw ierciadło chaos łód zkie­

go życia zaprzeczający ludzkiej przyzw oitości, a w szerszy m plan ie: człow ie­

cz eń stw u w ogóle. To obraz egzystencji pozbaw ionej o p arcia w ch rześc ijań ­ skiej w ierze, rz y m sk im p ra w ie i greckiej filozofii. Borow ieckiego n a krótko tylko w yrw ie z a p a tii lis t z K urow a, by u jaw nić ze zdw ojoną m ocą jego bezw zględne o b rach u n k i. W p rz e strz e n i Łodzi K aro l szybko odkryw a, że nie A nki m u p o trzeba. Tw orzenie w ięzi z kob ietą, ja k ie ś zobow iązania, które znacząco o sła b ia ją w w alce z p rzeciw n ik iem bezw zględnym (k o n k u ren cja przem ysłow a), bo ty ch obciążeń niep o siad ający m - j a k to a rty k u łu je w roz­

m owie z W ysocką - s ą św iadom ie p rzez b o h a te ra od rzucan e. Von Borowiecki śn i se n o potędze m ilionów i w drodze do niej bezw zględnie u n icestw i tę miłość.

Toteż najw yższym „osiągnięciem ” Łodzi j e s t w yk reow an ie p ostaw y amo- raln ości. Tzw. „L odzerm ensch a” c h a ra k te ry z u je b r a k b u d u jącej aksjologii.

N ajlepiej tę p różnię u ja w n ia język, ja k im porozu m iew a się „łódzki człow iek”.

Oto k łó tn ia M oryca z B aum em :

- Nie gadaj, Maks, głupstw. Tu chodzi o pieniądze. Tu chodzi, żebyś nie wy­

jeżdżał z tymi oskarżeniami publicznie, bo to naszemu kredytowi może zaszko­

dzić. My mamy założyć fabrykę we trzech; my nic nie mamy, to my potrzebuje­

my mieć kredyt i zaufanie u tych, co go nam dadzą. My teraz potrzebujemy być porządni, mili, dobrzy. Ja k ci Borman powie: „Podła Łódź”, to mu powiedz, że jest cztery razy podłą - jemu trzeba przytakiwać, bo to gruba fisz. A coś ty o nim powiedział do Knolla? Ze jest głupi cham. Człowieku on nie jest głupi, bo ze swojej mózgownicy wyciągnął miliony, on te miliony ma, a my je także chcemy mieć [...].

(Z I 10)

(9)

Czy rzeczyw iście toczy się t u tylko sp ó r o sfo rm u ło w an ia czy rzeczy fu n d a m e n ta ln e , poniew aż języ k w in ien być w y k ład n ią Praw dy. W przytoczo­

nym fragm encie n a stę p u je odw rócenie tej tend encji: m ow a m a być p rz e s trz e ­ n ią uk ry cia. D ialog ów, noszący z n a m io n a g ro tesk i, od daje języ k ś w ia ta w rozpadzie. T rzech rozmówców: P o la k a, Z yda i N iem ca, k tó ry ch ostateczn ie rozdzieli d y sk u rs in te re tn ic z n y 19, łączy je d n a k w sy tu acji wyjściowej język łódzkiej aksjologii, gdyż to cel zdobycia m ilionów u k ie ru n k u je ich d ziałan ia.

S tą d z m ów ienia u cz y n ią n arzęd z ie k om u nikacy jn e, spod którego nie w y­

m k n ie się ż a d en g e st p rz eciw staw ie n ia się złu. O szu k iw an ie - w edłu g W elta - definiow ane je s t jak o m ow a silniejszego, gdyż sp raw n iej po ruszającego się w św iecie w yjałow ionym z h u m a n iz m u . N a to m ia s t Borowieckiego te n język m a sk i zaw iedzie n a aksjologiczne bezdroża. Z byt późno połapie się, że bogac­

two, choć w ygasi żądzę p o siad an ia , zaoferuje w z a m ia n jed y n ie gorycz głodu d uszy (K arol jak o w łaściciel fab ry k i M ullera).

W p rz e strz e n i Łodzi języ k się w u lgaryzu je, poniew aż zjaw iska, k tó re nazyw a, s ą p rzejaw em ro z k ła d u norm . W ty m p rz y p a d k u m ow a je s t odbi­

ciem an ty w arto ści. T ak więc k o n w ersacja Kozłow skiego z B orow ieckim , k tó ­ rego w ja k im ś sto p n iu i fascynują, i o d ra ż a ją w ypow iedzi rozm ów cy (num ino- su m ? 20), d e fin iu je de fa c to z ja w is k a w sp ó łczesn o ści b ęd ącej cyw ilizacją śm ierci d la ludzkiej duchowości:

- Cóż to oznacza?

- Tandetę, panie, trotuarow ą facetkę, a w najlepszym razie wystrojonego parzy­

gnata. To mnie dobiło. Nie przedstawia już dla mnie żadnego interesu. Obejrza­

łem ją po raz ostatni, m usiała się obrazić, bo opuściła suknię w błoto i przeszła na drugą stronę ulicy.

(Z I 117) Ję z y k c h a ra k te ry z u je interlok utorów , to też K arol w y sn u w a podejrzenie, że K ozłow ski to su ten er, „robiący w d a m sk im in te re sie ”. W ulgaryzm y n ie ­ w ątp liw ie u jem n ie w a rto śc iu ją o p isy w an ą rzeczyw istość, ale n iek ied y i B oro­

wieckiego, w jego cynicznym o b ra c h u n k u z m iastem , d o ty k a b ru ta ln o ś ć sfor­

m ułow ań. I nie dlatego, że w Łodzi języ k try w ializu je się z b ra k u obyczaj­

ności, ale dlatego, iż je s t on reflek sem dośw iadczonego zła, n arzęd z ie m odw e­

tu n a w rogu z jed n ej stro n y (np. p om stujący n ęd zarze), a z drugiej, m ów ienie je s t fo rm ą to rtu ry u ż y w a n ą z u p o d obaniem np. przez sadystycznego Buchol- ca. G eniusz k a ta podsuw a m u w yrafinow ane narzęd zia, m łoty słów m iażdżące

19 Zob. M. D ą b ro w s k i, dz. cyt., s. 6 1 -6 6 .

20 N u m in o s u m j e s t „czym ś n ie p o z n a w a ln y m . M o żn a [...] pow ied zieć ty lk o , że j e s t siłą, k tó r a o d d z ia ły w a n a czło w iek a, n a p a w a go p rz e ra ż e n ie m i lęk ie m , a ró w n o c ze śn ie p o c ią g a go i z n ie w a la ” (J . K eller, R u d o l f O tto i je g o filo zo fia relig ii, w: R. O tto , Ś w ięto ść. E le m e n ty irra c jo n a ln e w p o jęc iu b ó stw a i ich sto s u n e k do e le m e n tó w ra c jo n a ln y c h , p rz e ł. B. K u p is, W a rsz a w a 1968, s. 19. C y t. z a M. Z ac zy ń sk i, „N iem oc se rd e c z n a ”. O c zło w ie k u w „ P róchnie”

W. B eren ta , w: S t u d ia o B eren cie, re d . J . P a s z e k , K ato w ice 1984, s. 22-23).

(10)

sk o ru p ę obojętności B orow ieckiego p ow ołan ą w obronie p rzed św iadom ością, że człow iek je s t zły:

Karol czytał list zaczynający się od słów: „Herszcie złodziejów łódzkich” — prze­

chodził całą skalę klątw i wymyśleń, z których najłagodniejsze brzmiały: „świnio niemiecka, łotrze, zbrodniarzu, pijawko, psie podły kartoflarzu” — a kończył się takim frazesem: „Jeśli cię pomsta boska minie, to cię kara ludzka nie minie, ty podły psie i dręczycielu”. [...]

— Wie pan prezes, że ja już mam dosyć, już mi obrzydło.

— Czytaj pan, napij się pan szaflikiem całym tych zgrzęz ludzkich, to dobrze robi na otrzeźwienie. To należy do psychologii Łodzi i waszego niedołęstwa.

(Z I 73) N iew ątpliw ie obraz Łodzi, o p a rty n a n ied ającym się okiełznąć żywioło­

w ym pędzie, z a w ie ra cechy dionizyjskości. To m iasto je s t ja k „dzika n ie o k re ­ śloność, chaotyczność i n ie o k iełzn a n ie”. Łódź to w istocie w spółczesne dioni- zja, w y ra s ta ją c e z d o z n a n ia ś w ia ta ja k o c h a o su , p ełn eg o sp rz ecz n o śc i i d ra m a ty z m u . D latego w ocenie R ey m o n ta now oczesność nie oznacza zja­

w isk pozytyw nych (jak postęp), n iesie bow iem za sobą negację tego, co czło­

w iek a h arm o n iz u je i uw zniośla. D efiniując go poprzez a n ty w a rto śc i ś w ia ta m a te rii, pozbaw ionego przejaw ów duchow ości, d eg rad u je go. „Zycie w k rę g u cyw ilizacji in d u stria ln e j je s t [...] d la R ey m o n ta objaw em dew iacji, odchyle­

n iem od n a tu ry ; ty m sam y m zaś — odchyleniem od w a rto ści”21. Nowoczesność bow iem często je s t p o strz e g a n a ja k o „ u tr a ta albo d eg rad ac ja”22. Toteż w swej negacji: „W ielkim m etropoliom k apitalistyczn o-przem y sło w y m w ieścił on n ie ­ ra z k a ta stro fic z n ą zagładę. S n u ł w izje o tym , w ja k i sposób w niebyw ałej k a ta stro fie ru n ie i zginie N owy York”23. D aje się z a te m zauw ażyć w ocenie R ey m o n ta am biw alencję: nie sposób w yelim inow ać nowoczesności, chociaż d o sta rc z a o n a n eg aty w n y ch dośw iadczeń i u n ic e stw ia trad y cję, k tó ra z kolei b u d u je silne poczucie tożsam ości i zakorzenien ia.

Ł ad d w o ru w K u row ie ja k o św ia t tra d y cji

J a k ju ż zauw ażono n a w stępie, a u to r C hłopów ch ę tn ie sięgał po k o n tra ­ sty, szczególnie gdy chodziło o zd erzenie ze sobą pojęć an ty tety czn y ch . Toteż to m II o tw ie ra ją sceny rozgryw ające się w ziem iań sk im dw orze, k tó re wobec za k o ń cze n ia części I (będącego a r ty k u la c ją żądz W ilczka) w y b rzm iew ają szczególnym akordem . S tą d p o rtre t ziem iańskiego dw orzyszcza zdom inow ały

21 R. N ycz, D w a p e jz a że R e y m o n ta , „ P a m ię tn ik L ite r a c k i” 1974, z. 3, s. 76.

22 Zob. C h. T aylor, T rzy b o lą czki, w: tegoż, E ty k a a u te n ty c zn o ś c i, p rz e k ł. A. P aw elec, K ra k ó w 1996, s. 9.

23 K. W yka, „Potęga ż y w io ło w a p r a w ie ”, w: L ite r a tu r a p o ls k a i ro s yjsk a p r z e ło m u X I X / / X X w ie k u , re d . H . F ilip k o w sk a , R. G ó rsk i, W . K iełd y sz, W. W itt, W a rs z a w a 1978, s. 28.

(11)

dw ie cechy: ark ad y jsk o ść i k re s. D w ór w K urow ie o p arto bow iem n a toposie loci a m o e n i, ta k w ięc k ażdy e le m e n t tej p rz e strz e n i, fizycznej czy sym bolicz­

nej, n iesie za sobą h arm o n ię . S ta tu s dw o ru je s t z a te m szczególny. To feno­

m en k u ltu ro w y w yrosły ze ścisłego zw iązku człow ieka ze św iatem n atu ry . D latego atra k cy jn o ść tego m iejsca p o d k re śla p rz y ro d a w p ełn i rozkw itu:

Ze wszystkich stron zrywały się hymny, śpiewane z upojeniem w tę noc wiosen­

ną, pełną czaru nieopowiedzianego, krzyków głębokich, śpiewów, drgań ledwie odczutych i miłości. [...]

A chwilami milknął świat i robiła się cisza tak głucha a przeogromna, że słychać było kapanie rosy spływającej z liścia na liść i bełkot rzeczułki za dworem, i jakby głęboki oddech ziemi.

(Z II 248) Ów św ia t n a tu r y nie je s t h a rm o n ią d la kogoś, kto z a tra c ił swe korzenie lu b ich nie w ykształcił, poniew aż pochodzi z obcego środow iska. M ak s, któ ry p rz y je żd ża do K u ro w a, p o s trz e g a p rz ep o jo n ą p a n e ro ty z m e m n a tu r ę ja k o drażn iąco niepokojącą, gdyż nie z n a tak ieg o języ k a , k tó ry dałby m u moc zro zu m ien ia zjaw isk, ja k ic h j e s t niew dzięcznym o b serw atorem :

Cała ziemia we wszystkich głosach śpiewów [...], we wszystkich tętnach roślin i tworów, we wszystkich skrzeniach blasków i promieniowań, we wszystkich zapachach przenikających powietrze - skłębiała się w przeogromny, nabrzmiały żądzą miłości wir, który porwany jakby rozszaleniem tej wiosennej nocy i poże­

rającą tęsknotą wieczności, rzucał się na oślep w objęcia bezdni, zewsząd roz­

wartej, ciemnej, błyszczącej zimną rosą gwiazd i m iliardami słońc i planet, głuchej, tajemniczej, strasznej.

(tam że) T ym czasem m ik ro k o sm o s K u ro w a zo staje w łączony w m ak ro k o sm o s W szech św iata, b ę d ą c częścią, sym bolizuje jego całość, gdyż p ra w a p o rz ą d k u ­ jące ry tm jego życia s ą id entyczne zarów no w p rz e s trz e n i dw oru, ja k i p rz e ­ s trz e n ia c h m ięd zy p lan e ta rn y ch , w ypełnionych po brzegi życiem i śm iercią.

D latego w obrazie K u ro w a k o n tra s tu ją ze sobą ro zk w it ro ślin ności i z a m ie ra ­ n ie ludzkiej egzystencji (jak np. k siąd z L ib e ra t obcujący ze zm arły m i czy p a n A dam dożyw ający sw ych dni).

Z a te n obraz św iata-o g ro d u odpow iada S tw órca, a człow iek w n im o sa­

dzony, od chw ili n a ro d z in aż do śm ierci, bieży drog ą tw órczego znoju. D la te ­ go A n k a z ta k im niepokojem m yśli o życiu w Łodzi, gdyż p rzeczu w a wizję egzystencji jałow ej, pozbaw ionej porządkującego k o n te k s tu n a tu ry i Boga.

W K urow ie w yp ełn ia swe role gospodyni, córki, narzeczo nej, chrześcijank i, k tó re h ie ra rc h iz u ją relacje m iędzyludzkie, ale ta k ż e n a d a ją sen s w ykonyw a­

nym t u pracom . P rz e s trz e ń dw oru je s t n iew ątp liw ie n acech o w an a pozytyw ­ nie, poniew aż j e s t m iejscem , w k tó ry m n ie tylko żyje się w edle w arto ści, ale się je tworzy. I co p ra w d a A n k a n ie w yrzekn ie się sw oich n o rm w Łodzi, ale ich re a liz a c ja zo stan ie zaw ężona jed y n ie do nowego dom u i fab ry k i K arola.

(12)

0 s tw a rz a n iu aksjologii n ie m oże być m ow y w d rap ieżn ej atm o sferze łó dzk ie­

go m olocha.

Goszczący we dw orze M aks je s t szczególnie w yczulony n a tę jego a tm o s­

ferę swojskości, k tó rą definiuje ja k o „życie dziw nie spokojne, dziw nie p ro ste 1 ta k ie ja k ie ś w yższe” (Z II 242). Toteż dotk n ie go do żywego pośpiech K arola, którego „pańszczyzna” uczuć, w y n ik ając a z ról narzeczonego i sy na, p o ra ża n u d ą ta k dogłębnie, że ciąży ju ż tylko ja k przysłow iow e m ły ń sk ie koło. K arol św iadom ie z a tr a c a tę w yższą aksjologię, ale w raz z n ią tra c i rów nież spokój duszy. D latego p rzynosi ze sobą do K u ro w a niepokój, k tó ry s t a r a się okieł- znąć ironicznym d y sta n se m wobec blisk ich sobie (niegdyś) ludzi.

H a rm o n ia p ejzażu Bożego ś w ia ta w y w iera znaczący w pływ n a m ie sz k a ń ­ ców dw oru, tw orząc duchow ość p e łn ą ład u . S tą d piękno A nki, k tó re ta k hipnoty cznie oddziałuje n a B au m a, je s t zn aczn ie głębsze niż tylko u ro d a m łodej kobiety. A n k a je s t osią tego św iata, k ażd e jej d ziała n ie je s t z iarn em d o b ra rzuconym n a glebę ludzkiej d uszy sp rag n io n ej pomocy. Toteż jej relacje z m ieszk a ń cam i pobliskiego m ia ste c z k a o p iera ją się n a w dzięczności i s z a ­ c u n k u . O to r e a k c ja chłopów n a s p o tk a n y c h p rz e d k o ścio łem p a ń s tw a z dw oru:

Grupy chłopów w cajgowych kapotach i w czapkach ze świecącymi daszkami i kobiet wiejskich w jaskrawych chustkach i wełniakach - kłaniały się im uniże­

nie, ale przeważająca część tłumu, złożona z robotników fabrycznych przybyłych na święta do rodzin, stała twardo i wyzywająco patrzyła na „fabrykantów”, jak ich nazywano.

Ani jeden kapelusz się nie uchylił przed Karolem, chociaż poznawał twarze wielu robotników z dawnego swego oddziału u Bucholca.

Tylko do Anki często podchodziły kobiety, całowały ją po rękach lub - jak niektóre - podawały tylko rękę i zamieniały po słów kilka.

(Z II 258) Ten ład św ia ta o p a rty je s t n a ry tm ie zam ierającej i odrad zającej się n a tu r y (rozum ianej ja k o p rz e strz e ń bliskości B oga i p rzyrod y24), ale w yższy jego p o rz ą d e k w nosi m a je s ta t B oskiego K re a to ra . S tą d wobec Zielonych Ś w iątek s ta ją n a w e t fab ry k i Łodzi. Z arob ku jący w n ich robotnicy jeszcze p a m ię ta ją , że s ą częścią w yższej wspólnoty, dającej siłę do z m ierzen ia się ze złem św iata. Toteż ofiarę M szy św iętej p ra g n ą przeżyć z ro dzin am i, w p rz e ­ s trz e n i w iejskiego kościoła. Wobec ch ao su degrad ująceg o w a rto ść człow ieka w Łodzi, to duchow e przeżycie sca la ich i u m acn ia , a ta k ż e oczyszcza. Oto obraz procesji, w której b io rą udział:

Umilkli wszyscy, bo przy odgłosie dzwonów bijących poważnie i śpiewów całego ludu procesja wyszła z kościoła i niby długi wąż o czerwonej głowie baldachimu, pod którym szedł ksiądz, wysuwała się z wielkich drzwi i migotała

24 A. B u d re c k a , Z a g a d n ie n ie n a tu r y i c y w iliz a c ji w tw ó rczo ści R e y m o n ta , „ P race P o lo n i­

sty c z n e ” 1968, s e r ia XXIV, s. 56.

(13)

łuską czerwonych, żółtych i białych ubiorów kobiet, popstrzonych czarnymi k a­

potami chłopów i złotymi płomykami świec zapalonych, pełzła pomiędzy szarymi muram i kościoła zielonym wałem brzezin i okręcała długim ciałem kościół.

(Z II 256) U ru c h a m ia się t u sy m b o lik a koła: w ie rn i o p la ta ją n ib y -p ierścien iem m u ry dom u Bożego, k tó ry w znosi się j a k tw ie rd z a b ro n ią c a i b ro n io n a je d n o ­ cześnie p rz ed chaosem św iata. Toteż przeżycie T ran scen d en cji j e s t osią, k tó ­ r a w yznacza k ie ru n e k ludzkiego żyw ota, je s t jego p o czątkiem i końcem je d ­ nocześnie. A n k a m a tę św iadom ość, że Bóg d ziała scalająco, dlatego też nie pozwoli n a w yjazd K a ro la bez w spólnego u c z estn ictw a w św iątecznej mszy.

J e d n a k to, co d la niej je s t przeżyciem duchow ym , d la Borowieckiego je s t p rz e s trz e n ią in te re s u (um ow y z W ilczkiem ), fo rm ą bez treści.

D ru g ą je d n a k cechą ziem iańskiego dw oru je s t jego koniec. D latego też K urów m oże być e m b lem atem kruchości lu d zk ich dokonań. W kon tek ście tego rozgryw ający się d ra m a t k re s u ziem iańskiego b y tu je s t odw etem n a tu ry pow ziętym n a k u ltu rz e . S tą d o s ta tn i to ju ż obiad w gronie przyjaciół i rod zi­

ny. S ta ry p a n A dam i A n k a nie doczekają żniw n a w łasnej ziem i, a Łódź p rzy n iesie im tylko gorzkie owoce ludzkiej nienaw iści jak o plon życia w h ań b ie (zniszczenie fabryki Borowieckiego przez Zukera). K urów przechodzi w ręce sprytnego chłopa i choć to n a razie dzierżaw a, to proces jego u tr a ty ju ż się rozpoczął. B ra k praw ow itych właścicieli je s t śm iercią d la tego m iejsca, gdyż aksjologiczna jego w artość nie będzie oddziaływ ała n a obcą świadom ość, nie- za k o rze n io n ą w k u ltu rz e ziem iańskiej. Ale i zam ie szk an ie chłopskich potom ­ ków we dw orze je s t niebezpieczne, gdyż odcięcie się od w łasn y ch k o rzeni i p rz y b ra n ie m a sk i p a n a (co doskonale u ja w n ia P ałac W iesław a M yśliw skie­

go) zafałszow uje egzystencję i prow adzi do u tr a t y tożsam ości.

Z o b ra zu K urow a, będącego szczególną fo rm ą k u ltu ry ru s ty k a ln e j, k tó ra w y ra s ta ze ścisłego soju szu pom iędzy człow iekiem a n a tu r ą , daje się w y­

chwycić p ozytyw na ocena tego św ia ta przez R eym onta. Był on przecież t r a ­ d ycjonalistą, a do tego człow iekiem zw iązany m z w sią m ocnym i w ięzam i.

Toteż opuszczenie dw oru przez „słodką A n kę” nacechow ane j e s t głębokim sm u tk ie m . K obieta tra c i gniazdo rod zinne, a w Łodzi dośw iadczy cierp ien ia bezdom ności.

T radycja zm o d y fik o w a n a , c zy li o sw o jen ie

„ziem i o b ie ca n ej”

D y sk u sja n a d aksjologią z ie m ia ń sk ą n ie kończy się w raz z I rozdziałem to m u II. C iąg dalszy rozg ryw a się w p rz e strz e n i łódzkiego u ro bo ro sa, do którego ściąg ają „niedobitki szlach ectw a”, poszuk ujące m iejsca d la siebie. To now oczesne m iasto p rz e ra ż a ich n ie tylko ze w zględu n a nędzę, zbrodnię, tygiel narodowościowy, ale ta k ż e z pow odu za n eg o w an ia w artości. D latego

(14)

ów d y sk u rs m a c h a ra k te r fu n d a m e n taln y , dotyczy bow iem pojęcia człow ie­

cz eń stw a sensu largo. I choć te n now y ś w ia t n ie p ro si o w sk a z a n ie m u k ie ru n k u rozw oju, ale sam go n a rz u c a (niszcząc ja k b a rb a rz y ń c a każdy p rz e ­ ja w stare g o porząd k u ), to je d n a k p ew ne jego elem e n ty z o sta n ą ocalone. D la ­ tego k o n w e rsacja Wysockiej z B orow ieckim to z jed n ej stro n y m iażdżące dla trad y c ji zd erzenie się z m a te ria liz m e m ś w ia ta , z drugiej zaś u św iad om ienie m ech a n izm u dziedziczenia po przod k ach , n a k tó ry przyjdzie jeszcze czas:

Borowiecki uśmiechnął się zjadliwie i trącając palcem w starą, zardzewiałą zbroję, stojącą pomiędzy oknami, rzekł prędko i dobitnie:

- Trupy. Archeologia ma swoje miejsce w muzeach; w życiu dzisiejszym nie ma czasu na zajmowanie się upiorami.

- Pan się śmieje! Wy wszyscy się śmiejecie z przeszłości, zaprzedaliście duszę złotemu cielcowi. Tradycję nazywacie trupami, szlachectwo przesądem, a cnotę zabobonem śmiesznym i godnym politowania.

(Z II 291) Ów d ra m a t toczy się n a w yższym poziom ie niż tylko zaspokojenie ego­

istycznych żądz, d o ty k a bow iem k w e stii p rz e trw a n ia tego, co zwykło ok reślać się: k w in te se n c ją d u c h a n a ro d u . W ysocka czuje w ła s n ą b ezsilność w obec b ru ta ln e g o n ieliczen ia się z k u ltu r ą przodków , n a k tó rą s k ła d a ją się w ieki praw ości i m ęstw a, h o n o ru i odw agi. S tą d też d y sk re d y tu jąc y śm iech B oro­

wieckiego je s t w istocie fo rm ą u cisze n ia sam ego siebie. N ie o d m aw ia on racji kobiecie, tyle że w Łodzi n ależy o ty ch p ra w d a c h ja k najszybciej zapom nieć.

D latego m iasto o b n aż a cynizm K a ro la i jego b ru ta ln o ść , z ja k ą op row adza A nkę po k rę g a c h tego d an tejsk ieg o p iek ła, n ie oszczędzi jej n a w e t zdrady.

Jeszcze się tłu m aczy z zażyłości z M ad ą, ale coraz tru d n ie j u k ry w a ć m u iry tację, nerw ow ość zm ysłów p o d rażnionych przez kochanki. Toteż odkrycie pra w d y p rzez A nkę będzie b olesne, ale n ieu n ik n io n e, gdyż k ażdy p rzejaw tego daw nego i godnego życia - a o n a je s t jego ik o n ą - podsyca w nim poczucie winy, k tó rą w y gasza ironicznym k o m e n ta rz e m n a d aksjologicznym tru c h łe m .

D la A nki Łódź je s t n ę d z n ą im ita c ją godnego życia, bo to, k tó re ta k bezw sty d n ie toczy się n a oczach w szy stk ich j e s t k łam stw em , u zu rp u ją cy m sobie praw o do zajęcia p rz e strz e n i Praw dy. D latego stopniow o u m ie ra w niej ufność i m iłość do K arola. P u n k te m k u lm in a cy jn y m tej śm ierci uczuć je s t p o ża r fabryki. C haos, k tó ry bezpardonow o z a g a rn ia św ia t A nki, zm obilizuje j ą do o sta tn ie j ju ż w a lk i o jego daw ny k s z ta łt, czyli w istocie to bój o w a rto ­

ści. Ś m ierć p a n a A dam a, jej w ła s n a choroba to e ta p y konieczne d la jej rozw o­

j u duchowego: w y k u ty w cierp ien iach d u ch w stęp u je n a w yższy poziom św ia ­ domości. D latego, choć A n k a w iele tra c i w s ta rc iu z Łodzią, to n ie przegryw a.

C hron i j ą p rz ed k lę s k ą m ocny kręg o słu p m o raln y u k sz ta łto w a n y w a rk a d y j­

skim K urow ie. I choć tej aksjologii n ie d a się k o ntyn uo w ać w daw n ym w y­

m iarze, to należy ją ta k zmodyfikować, by nie zatracić własnego człowieczeństwa,

(15)

szlachetności i prostoty. W ty m m o rzu egoizm u to id e a po św ięcenia d la in ­ n y ch w yznaczy k ie ru n e k egzystencji. Toteż A n k a j e s t osią aksjologiczną, k tó ­ r a d z ia ła scalająco n a robotników i osierocone p rzez Łódź dzieci. P ozw ala bow iem n a odbudow anie ich w iary w człow ieka, k tó re m u Bóg n a k a z a ł w i­

dzieć w b liźn im Jeg o Sam ego.

A K arol — ja k M idas — u m ie ra z głodu. M iliony podsyciły tylko łak n ien ie szczęścia. Był i pozostał obcy w ty m świecie, w k tó ry m zm ien iła się tylko fo rm a zniew olenia, a pojęcie wolności nigdy n ie istn iało :

Z nieopowiedzianą ironią przyglądał się baronowi Meyerowi, który w pysznym powozie rozparty, dumny, jaśniejący potęgą, przejeżdżał ulicą i był podobny do czerwonego spasionego wieprza, nadzianego bogactwem.

— Bydlę, dla którego jest szczęściem najwyższym legowisko z tytułów własności.

Czemuż ja nie mogę w ten sam sposób używać bogactwa? Oni są jednak tak

szczęśliwi — myślał. (Z II 440)

K aro l ironizuje i b y w a cyniczny, ale nie prym ityw ny. I oto n ie dało się do c n a w ykorzenić polskiej d uszy przepojonej tę s k n o tą za w yższym p o rząd k iem egzystencji. N a w e t w czasach, gdy p rzez M oryca n az y w an y byw ał Lodzer- m en sch em , odzyw ało się w n im n iek ied y su m ien ie (rozm ow y z H ornem , Wysocką). Toteż po la ta c h o d hu m anizow anej pracy, n ie z a k o rz e n ie n ia w obcej k u ltu ro w o rodzinie, nieo d m ien n ie nadchod zi czas o b ra c h u n k u z u p io ram i, których śm ierć obwieścił daw no tem u. D latego spotkanie z A nką uruchom i tytaniczne zm ierzenie się z P raw dą, z której pow stanie całkiem nowy człowiek.

O sam y m za kończeniu pow ieści R ey m o n ta W yka p isa ł n astęp ująco:

Tak jest z Ziemia obiecaną. Poczynając od słów: „A potem? Potem szły tygodnie, miesiące, lata i kładły się w grobie zapomnienia” [...] — jej ostatnie stronice czynią wrażenie sztucznie dopisanych. Czynią takie wrażenie z wyjątkiem epic­

kiej kody finałowej o chłopach ze wszech stron świata dążących do Łodzi jako

„ziemi obiecanej”. Dowodzą te stronice jaskrawo, ze pisarz nie bardzo wiedział, jakim wymierzonym akcentem ją skończyć, więc zamknął byle jak i sentymen­

talnie. „Przegrałem własne szczęście!... Trzeba je stwarzać dla drugich” [...].

Gdyby te słowa powiedział Tomasz Judym pod rozdartą sosną w Ludziach bezdomnych — wszystko w porządku, ale Karol Borowiecki?!25.

To p ra w d a , że a u to r był w yczerpany eposem łódzkim i n a pew no w tym k o n tek ście dałoby się tę tezę o n ie u d a n y m za ko ńczeniu utrzym ać. J e ś li je d ­ n a k p o trak to w a ć ja k o n a d rz ę d n y te m a t pow ieści „dyskusję n a d w a rto śc ia ­ m i”, wówczas jej koniec zyskuje zupełnie in n y w ym iar. Z sen ty m en taln eg o sta je się docelow ą d iagnozą kondycji duchow ej człow ieka, którego ufo rm ow a­

ła k u ltu r a tw o rz o n a przez stu le c ia i której aksjologicznego ta tu a ż u ta k po p ro s tu u s u n ą ć się nie da. Tym bard ziej, że jej h o ry zo n t w yznacza pośw ięce­

n ie d la innych.

25 K. W yka, dz. cyt., s. 21.

(16)

B ib lio g ra fia

Źródła

Reymont W. S., Korespondencja 1890-1925, oprac. i wstęp B. Koc, Warszawa 2002.

Reymont W.S., Ziemia obiecana, t. 1-2, Kraków 2002.

O pracow ania

Bieńkowska D., Literatura piękna jako element stylizacji językowej w twórczości Wła­

dysława Reymonta, „Prace Polonistyczne” 1983, seria XXXIX.

Budrecka A., Zagadnienie natury i cywilizacji w twórczości Reymonta, „Prace Poloni­

styczne” 1968, seria XXIV.

Dąbrowski M., Dyskurs interetniczny w „Ziemi obiecanej”, w: Reymont. Radość i sm u­

tek czytania, red. J. Rohoziński, Pułtusk 2001.

Detko J., Temat wielkiego miasta w twórczości Żeromskiego i Reymonta, w: Żeromski i Reymont, red. tenże, Warszawa 1978.

Karwacka H., Wokół „Ziemi obiecanej”, „Przegląd Humanistyczny” 2000, nr 4.

Koc B., O rękopisach, cenzurze i warsztacie pisarskim „Ziemi obiecanej” Reymonta,

„Przegląd Humanistyczny” 1988, nr 7.

Kocówna B., Wstęp do estetyki Reymonta, „Przegląd Humanistyczny” 1975, nr 4.

Nycz R., Dwa pejzaże Reymonta, „Pamiętnik Literacki” 1974, z. 3.

Popiel M., Od topografii do przestrzeni mitycznej. Analiza przestrzeni w „Ziemi obie­

canej” Reymonta, „Pamiętnik Literacki” 1979, z. 4.

Rurawski J., Dla tej ziemi obiecanej, w: tegoż, Władysław Reymont, Warszawa 1988.

Rusinek W., Czas maszyn. Czas niepoprawnych głupców, „Kresy” 2005, nr 1/2 Scholz P.O., Ikonologia i hermeneutyka „ziemi obiecanej”, „Tygiel Kultury” 2003, n r 1/3.

Schlogel K., W poszukiwaniu „Ziemi Obiecanej”, „Tygiel Kultury” 1997, nr 4.

Taylor Ch., Trzy bolączki, w: tegoż, Etyka autentyczności, przekł. A. Pawelec, Kraków 1996.

Wyka K., „Potęga żywiołowa prawie”, w: Literatura polska i rosyjska przełomu X IX / /X X wieku, red. H. Filipkowska, R. Górski, W. Kiełdysz, W. Witt, Warszawa 1978.

Zaczyński M., „Niemoc serdeczna”. O człowieku w „Próchnie” W. Berenta, w: Studia o Berencie, red. J. Paszek, Katowice 1984.

Summary

I n th e “P ro m ise d la n d ” b y W. S. R e y m o n t th e re is c la sh of tw o w orlds: m o d ern ity , w hich grow s on th e ru in s of p a s t a n d tra d itio n w h ic h b a se s o n th e re sp ec t to w a rd s a n c e s to rs ’ c u ltu re.

T h a t is w h y in th e re ce p tio n o f th is epic sto ry th e re is d ichotom y of disclosed divisions: city an d village, ch ao s a n d h a rm o n y , c u ltu re a n d n a tu re .

D iscu ssio n on th e n o b le-lan d o w n in g axiology, w h ic h falls a p a r t u n d e r th e im p a c t o f civili­

z a tio n p h e n o m e n a i.e. m ac h in e s a n d th e m o d ern one, w h ich is d efin ed b y th e ch ao s of th e w o rld t h a t is n o n -c ry stalliz ed a n d does n o t b a se o n a n y e th ic a l p o stu la te s , is re v ea le d in th e m e ta te x tu a l in te r p r e ta tio n of th e novel. I n fact th e re is c la s h o f v a lu e s a n d a n tiv a lu e s , w h ich a re v a lid in th e u n c o n d itio n al w o rld o f m a tte r , w h ic h e lim in a te s a n y sig n s o f sp iritu a lity .

T h erefo re th e co m p ared p o r tr a its of Łódź a n d K urów a re c h a ra c te riz e d by s tro n g c o n tra ­ sts. M a n ’s decline (p ro stitu tio n , crim es, ex p lo itatio n ) is c o n tra s te d w ith s ta te ly ex isten ce on th e m an o r, w h ich b a s e s on th e G od’s a u th o r ity a n d v e ry close re la tio n s h ip of m a n w ith n a tu re .

Cytaty

Powiązane dokumenty

wiek fakt ten przede wszystkim potwierdza ukształtowany w bibliografii przedmiotu profil pisarza jako człowieka zmagającego się u początków swej artystycznej drogi z

Nauczyciel pyta uczniów o pochodzenie terminu: ziemia obiecana. Uczniowie przypominają biblijny kontekst związany z powyższym pojęciem. Podają własne propozycje ziemi

Odrębność w regulacji prawnodewizowej wobec podmiotów gospodarczych polega głównie na nałożeniu na nie obowiązku (od którego nie można odstąpić za zezwoleniem

W oparciu o wcześniejszą analizę zjawiska i procesu hybrydyzacji można wyszcze- gólnić cztery wymiary hybrydowości granic Unii Europejskiej: 1) hybrydowość funk- cjonowania

Państwa zachodnie i ich instytucje międzynarodowe (Unia Europejska i NATO), kierując się liberalną ideologią kontynuowały w XXI wieku politykę promowania demokracji, rządów

Jed- nak pomimo wyraźnej potrzeby stworzenia skutecznych mechanizmów wypraco- wywania polityki zagranicznej, bezpieczeństwa i obrony oraz konieczności jedno- litego

It is axiomatically assumed that the scarcity of resources and the resulting inflation ensures an economic incentive for supply chain partners to trade the (assembled) products

Acknowledgments In the first place, I would like to acknowledge direct contributions from the ‘MDT’ team of PhD and MSc students from the former Department of Multi-Scale Physics