• Nie Znaleziono Wyników

Zasada nierozerwalności małżeństwa od poczatków chrześcijaństwa do XII wieku

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zasada nierozerwalności małżeństwa od poczatków chrześcijaństwa do XII wieku"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Jean Gaudemet, Jerzy Laskowski

Zasada nierozerwalności małżeństwa od poczatków chrześcijaństwa do XII wieku

Prawo Kanoniczne : kwartalnik prawno-historyczny 21/3-4, 117-135

1978

(2)

JE A N GAUDEMET

ZA SADA N IER OZERW A LN O ŚCI M AŁŻEŃSTW A OD POCZĄTK ÓW C H R ZEŚC IJA Ń STW A DO X II W IEKU *

W kład now ego orędzia ew angelicznego w p ro b lem aty k ę m ałżeń stw a zn alazł sw ój w y ra z w jego nierozerw alności. Z asad a n ierozerw alności została u k a z a n a w różnych w y ra że n iac h przez trzech synoptyków : M t 19, 3—9; Mk 10, 2—12; Ł k 16, 18. Nowość te j zasady u ja w n ia się nie ty lk o w sto su n k u do p ra w a m ojżeszow ego, o k tó ry m w spom ina się w tych te k sta ch , ale rów nież w sto su n k u do zw yczajów i p ra w W schodu, śiwiata hellenistycznego i rzym skiego, w k tó ry ch E w angelia by ła gło­

szona.

Nowość i jedyność tego orędzia. E w an g elia nie m ów i nic o w a ru n ­ k ac h ce le b ra cji m ałżeństw a, o n a tu rz e w ięzi m ałżeńskiej an i o tym co później zostało określone w fo rm ie przeszkód m ałżeństw a. D ługie w y ­ p raco w an ie d o k try n aln e, k tó re z n a jd u je a k tu a ln ie w y raz w rzym skim p raw ie kanonicznym w ychodzi poza za k res orędzia ew angelicznego- Bez w ątp ie n ia z n a jd u je o.no oparcie w P iśm ie św., przede w szystkim w opo­

w ia d a n iu K sięgi R odzaju (2, 24), n a k tó re p ow ołują się E w angelie. S ta ­ ro ży tn a tra d y c ja , w obecności C h ry stu sa na ślubie w K an ie G alilej­

skiej i w Jego decyzji z te j o kazji pierw szego cudu; w idzi rów nież d ru g ą in sty tu c ją bożą m ałżeństw a. Sw. P aw eł w ielo k ro tn ie p o d ejm u je zagadnienie n ierozerw alności w ięzi m ałżeńskiej (Rzym 7, 2—3; I K or 7, 10—11 i 39; Ef 5, 31—32. N acisk te n w skazuje, że d la A postoła p ra w ­ dziw ą now ością i isto tą tego orędzia była n ierozerw alność.

J a k by ła ona ro zu m ian a i p rz y ję ta na Zachodzie w ciągu pie rw sz e­

go ty siąclecia ch rz eśc ija ń stw a? JN a d tego ro d za ju re fle k s ją h istoryczną chcem y siię obecnie zastanow ić. W y stęp u je trw ało ść tego orędzia w przeróżnych społeczeństw ach. S tu d iu m to pow inno służyć zd an iu so­

bie spraiwy z różnic w y stę p u jąc y ch w p rzeróżnych epokach.

W o k resie c e sa rstw a rzym skiego K ościół p o w sta w a ł i ro zw ija ł się w śro d o w isk u społecznym , k tó re m iało sw oje w łasne zw yczaje. J a k m ógł on być słuchany? Czy nie należało łączyć p rzeciw ieństw a, n a rz u ­

cać w łasny sposób w idzenia, tolerow ać te zw yczaje, w zględnie je od­

rzucać.

W okresie średniow iecza zachodniego u k az an o te n p ro b lem w no­

w ych pojęciach. C h rześcijaństw o zostało narzucone. W sipołeczinym n ie-

* T reść tego a rty k u łu została w ygłoszona w form ie w y k ład u na O gól­

nopolskim S ym pozjum K an o n istó w , w W arszaw ie na W ydziale P ra w a ATK. T łu m aczenia dokonał ks. d r Je rz y L askow ski.

(3)

lad zie, w k tó ry m w ładze polityczne u k ry w a ły bard zo często w łasną słaibość pod fo rm ą przem ocy, b isk u p i w y d aw ali się być czynnikiem s ta b iliz u ją c y m ; stałymi i silnym . K ościół wjprowadiza stopniow o praw o

<!bardiziej na synodach reg io n aln y ch niż w Rzymie) i od połow y IX w ie k u w ładza ju ry sd y k c y jn a nad w ięzią m ałżeńską sta je się w yłączna.

A le w y jątk o w a pozycja Kościoła nie w y starcza, by ujarzm ić p ry m i­

ty w n e społeczeństw o, w k tó ry m m oralność ch rześcijań sk a by ła słabo ro zu m ian a.

Z kolei m am y 3 złoty okres p ra w a kanonicznego, w k tó ry m refle k sja teologiczna i k anoniczna p rz e p la ta ją się w zajem nie. W ty m czasie m a ł­

żeństw o chrześcijań sk ie byrwa u kazyw ane ja k o k o n tra k t i sa k ra m en t.

T e trzy o k resy n arz u c a ją schem at naszych rozw ażań. I ta k p rz e a n a ­ lizu jem y zagad n ien ie nierozerw alności:

— w św iecie rzy m sk im (I — V w.)

— w społeczeństw ie średniow iecznym na Zachodzie (VI — X w.)

— o k res w y p ra co w a n ia n a u k i klasy czn ej (XI — X III w.)

I. Ś w iat rzym ski (Ii— V w.) P o tw ierd zen ie n o w e j m oralności

P otęp ien ie o d d alen ia żony, na kitóre pozw alała tra d y c ja m ojżeszow a i zw yczaje św ia ta rzym skiego zostało odw ołane przez au to ró w chrześ­

cija ń sk ic h z du żą m ocą, ale nie bez niuansów - daw ali te m u w y raz w czasie kiedy k o m en to w ali fra g m e n ty E w angelii o o desłaniu żony. Do­

b rz e je st zw rócić uw agę n a te k sty M ateusza, M a rk a i Ł ukasza i zw ró­

cić uw agę jalk je czytali i in te rp re to w a li w pierw szych w iekach. I n te r ­ p re ta to rz y są zgodni w potęp ien iu odrzucenia żony i o k reśla ją m ian em cudzołóstw a zw iązek, k tó ry m iał m iejsce po ro zerw an iu pierw szego m ałżeństw a. W ypada zaznaczyć, że chociaż te k sty są przeciw ne o d d a­

la n iu w spółm ałżonka* nie w y p o w iad a ją się za trw a łą w ięzią aż do ś m ie rc i

W tekście M ateusza (19., 9) zostało m ocno podkreślone, by nie odda­

lać w spółm ałżonka za w y jątk iem w y p ad k u cudzołóstw a. S form ułow a­

n ie to zostaje rów nież p otw ierdzone w awnigelii M ateusza w m ow ie n a górze (5, 32). Tego ro d za ju k la u z u la nie w y stę p u je an i u M arka, a n i u Ł ukasza. T ek st M ateusza będzie b ardzo często cytow any w lite ­ ra tu rz e crrze ścijań sk iej w ciągu pierw szego tysiąclecia, pom iom o tr u d ­ ności, ja k ie on za w ierał w sobie. P ew n e różnice m iędzy trze m a ew a n ­ geliam i przyczyniły się do pow stan ia różniic w k o m en tarza ch do nich, ale one są niew y starczające d la w y jaśn ien ia w szystkich różnic. No­

wość orędzia n ap o ty k a na szereg tru d n o ści w zastosow aniu go w spo­

łeczeństw ie, k tó re u zn a w ało szeroko roziwody. T rudności te u zew n ętrz­

n ia ją się w różnych form ach, w te k sta ch pierw szych w ieków . W te k ­ sta c h ty c h u ja w n ia się osobowość k om entatorów , ich w łasne pojęcie m oraln o ści ch rześcijań sk iej. W w ielu dziedzinach odbyw ały się poszu­

k iw an ia, co nie pozostało bez w pływ u n a ich pism a.

(4)

P ierw sza in te rp re ta c ja zasady nierozerw alności, k tó ra d o ta rła do nas Jest zasada z P asterza H erm asa. J e s t ona siurowa. H erm as zobow iązuje m ęża, by o d p raw ił sw o ją żoną, k tó ra ■popełniła cudzołóstw o i za b ra n ia m u ponow nie zaw rzeć m ałżeństw o, po odp raw ien iu żony. A le zobo- wiąizuje on rów nież m ęża, by p rz y ją ł ponow nie żonę u p ad łą, jeśli ża­

łu je ona sw ojego czynu. W końcu ośw iadcza, że ta sam a p r a k ty k a m a moc zobow iązującą zarów no d la m ężczyzn jaik i d la kobiet.

D ru g a apologia Ju s ty n a przynosi św iadectw o o rzeczyw istości ży oia m ałżeńskiego. „K obieta, k tó ra żyła z m ężem rozw iązłym i sam a postępow ała rozw iąźle, sta ją c się ch rz eśc ija n k ą p o w in n a zm ienić sw o­

je postępow anie i sta ra ć się przekonać m ęża, by zaczął żyć inaczej.

K iedy zaś on jej nie posłucha i kiedy ona dłużej nie będzie m ogła znieść w spólnego życia, żona — pom im o zach ęty n ajbliższych do c ie rp li­

w ości — pow inna się rozw ieść, d ając m ężow i to co nazyw a się r e p u - d i u m . ” T ek st te n w sk az u je , że J u sty n nie p o tę p ia se p arac ji, szczegól­

nie w p rzy p a d k u sta n ia się ch rześcijan k ą i niem oralnego p ostępow a­

n ia męża.

Stro m a ta II K lem ensa A lek san d ry jsk ieg o p o su w ają d alej tę analizę.

P ow ołując się na te k st M ateusza K lem ensa dopuszcza odesłanie żony w p rz y p a d k u cudzołóstw a. Ale uw aża on — zgodnie z trze m a ew ange­

listam i, zaw arcie nowego m a łżeń stw a za życie m ałżonka odesłanego za cudzołóstw o. K lem ens A lek sa n d ry jsk i je st zdania, że „ktokolw iek odisyła siwoją żonę popełnia cudzołóstw o”. Jego zdaniem sp raw ca od­

rzu cen ia jest odpow iedzialny za cudzołóstw o k obiety odrzucanej.

Oriigenes, w sw oim K o m en tarzu do M ateusza, porusza kw estię, k tó ­ r a później będzie b ardzo szeroko om aw iana. Dlaczego C h ry stu s nie ro zw ażał innych ty tu łó w odesłania żony, ja k tylk o z pow odu cudzo­

łóstw a? Istn ie ją bow iem in n e pow ażne błędy, ja k : otrucie, zabójstw o dziecka, zniszczenie m a ją tk u m ęża (...). O rigines bez ro zstrzy g an ia kw estii, nie może u k ry ć sw ojego zakłopotania.i. P ew n e rzeczy w y d a ją się dziw ne, ale ja nie w iem ozy one są rzeczyw iście dziwne. S p ra w ą niezbyt ro zsąd n ą jest zw racan ie u w agi n a błędy, k tó re w y d ają się być gorsze od cudzołóstw a. Z w ra ca jąc uw ag ę na opinię P an a, najgorsze je st nieuznaw anie w łasn ej grzesenoścjj O rigenes nie za jm u je sta n o w i­

ska. On o tw iera d eb a tę i stw a rz a p odstaw ę pod szerszą in te rp re ta c ję j i l s i f o r n i c a t i o n i s c a u s a .

K w estie pozostaw ione bez odpow iedzi św iadczą o p ew nym niepoko­

ju Dokitorów K ościoła. W sy tu a cjach k o n k re tn y c h b isk u p i pow inni d e­

cydow ać. O rigenes donosi, że n iektórzy b isk u p i zezw alają na ponow ne zaw arcie m ałżeń stw a za życia pierw szego w spółm ałżonka. W tego ro­

d z a ju p rzy p a d k ach — m ów i on — że p o stę p u ją oni p rzeciw p ra w u Bożemu. „P rzeciw nym je s t p ra w u P ism a św., że n iek tó rzy szefow ie (dom yślne — biskupi) Kościoła pozw alają kobiecie ponow nie zawirzeć m ałże ń stw o za życia m ęża, idąc ty m sam ym przeciw ko te m u co je st n a p isa n e (...). Bez w ątp ie n ia nie u d zielano tego ro d z a ju zezw oleń bez motyiwów, poniew aż były one sprzeczne z praw em u stanow ionym na

(5)

początku. P raw dopodobnie w y rażan o zgodę, by u n ik n ą ć rzeczy gor­

szych. Byłoby rzeczą niezw ykle doniosłą w iedzieć ja k ci o sta tn i u s p ra ­ w ied liw iali sw o ją postaw ę. Nie w ystarczy pow iedzieć, że oni ta k po­

stępow ali, poniew aż byli b ardzo w ra żliw i n a trag e d ię m ałżonków ży­

jących w se p arac ji, albo dlatego że chcieli u n ik n ą ć w iększego zła. D y­

le m a t jest pow ażniejszy, gdyż b isk u p i — jaik niekiedy m ówiono — albo nie uw ażali, że pierw sze m ałżeństw o zostało rozw iązane i w ta k im p rzy p a d k u sta w a li się w pólnikam i bigam ii cudzołożnej, albo n ie ro ­ zerw alność pierw szego m ałżeń stw a nie w y d aw ała się im sp ra w ą oczy­

w istą.

M ożna znaleźć w ry gorystyczinej n auce T e rtu lia n a i jeszcze przed jego okresem m onastycznym , że je st on m ocnym obrońcą zasady ab so ­ lu tn e j n ierozerw alności m ałżeń stw a, a polem ista opuścił te k sty kłopotliw e. O brońca jedności m ałżeń stw a nie m ógł postąpić in a ­ czej, ja k tylk o potępić rozw ód i p o w tórne zaw arcie m ałżeństw a.

E t s i r e p u d i e m u s , n e n u b e r e q u i d e m l i c e b i t . To p o tw ierd za stałość w ięzi niemożość p ra w n ą ponow ego zaw arcia m ałżeń­

stw a. A le kied y on pisze d d v o r t i u m ip r o h i b e t (D o m i ,n u s) n i s i s i t u r p i - c a u s a , czy te n rozw ód je st in n ą rzeczą od te j, ja ­ k ą znało społeczeństw o rzym skie w ty m czasie? W ypada p rze p ro w a­

dzić dowód. In n y fra g m e n t z A d v e rsu s M arcionem (IV, 34, 6) w y d a­

je się jeszcze b ard z iej jasny: P r a e t e r e x c a u s a a d u l t e r i i n e c C r e a t o r d i s i u n g i t q u o d i p s e c o n i u n x i t . P rz e ­ ciw staw ne zestaw ienie d i s i u n c t i o — c o n i u n c t i o w y d aje się dobrze za w ierać n a s tęp u jącą m yśl: ja k w ięź je st stw orzona przez .po­

łączenie (coniunctio), ta k zostaje ro ze rw an a przez rozdzielenie (disiun­

ctio).

Jeszcze bad ziej niepokojący je st te k st z „ad u x o rem ” (II, 1, 1);

w spom ina on o kobietach, k tó re k ie d y n ad a rzy ła się im o k az ja czy to przez rozw ód, czy poprzez śm ierć w spółm ałżonka — za w ie ra ją p o n o w ­ nie zw iązek m ałżeński z poganam i. On nie k w estio n u je „okazji” i roz­

w aża na ty m sam ym poziom ie rozw ód i śm ierć pierw szego w sp ó łm ał­

żonka. W życiu w ielu osób rozw ód niszczy w ięź podobnie ja k śm ierć.

A także sam T e rtu lia n p o tęp ia ponow ne zaw arcie m ałżeństw a, ale nie m ów i nigdzie, że p ra w o tego za b ran ia .

■Zatem m ożna w yciągnąć w niosek, że jak iek o lw iek byłoby stanow isko

■osobiste polem isty afrykańskiego, jego potępienie ponow nego z a w a r­

cia m a łżeń stw a n ie je st kw estionow ane,' w jego pism ach p rze ja w ia się nie ty lk o p r a k ty k a p o w tórnych m ałżeństw , ale u zn a n ie ich p ra w o w i- tości n iek tó ry ch z nich, skoro rozw ód spow odow any cudzołóstw em k o ń ­ czy ł pierw szy związek. '

N iek tó re k ie ru n k i d o k try n a ln e in te rp re to w a ły „n i s i f o r n i c a - t i o n i s c a u s a ” nie ty lk o jako u p raw n ie n ie, .niekiedy n aw e t jako żąd an ie odesłania m ałżonka w innego, a le w idziały to jako zerw anie w ęzła m ałżeńskiego. N au k a, odnośnie k tó re j L ak tan cju sz w y d aje się ro ­

(6)

bić alu zję na początku IV w ieku, skoro przypom ina, że zgodnie „z n a ­ kazem Bożym, popełnia cudzołóstw o ten , k to p r a e t e r c r i m e n a d u l t e r i i u x o r e m d i m i s e r i t u t a l t e r a m d u c a t lu b k iedy głosi, że nie m ożna odesłać m ałżonki, jeśli się jej nie dow iedzie cudzołóstw a, aby nigdy zw iązek m ałżeń sk i nie był rozw iązany n i s i q u o d p e r f i d i a r u p e r i t .

W schód IV wieiku zn a te sam e tru d n o ści. Trzy listy B azylsgo z Ce­

za re i do A m philoque’a, a b isk u p a Ic anion n a te m a t „kanonów ”, k tó re n a b io rą w arto śc i p ra w n e j w K ościele W schodnim , św iadczą o w y stę ­ p o w an iu tych sam y ch niepew ności.

' M ożna znaleźć u J a n a C hryzostom a to sam o potw ierd zen ie zasady i te sam e n iejasności w „przy p ad k ach z p o g ranicza”... On nalega na jedność p a ry m ałżeń sk iej zam ierzonej przez Boga, od m om entu S tw o­

rzenia. Jedność m a łżeń stw a je st w ięc niero zerw aln a. W sw ojej d ru g iej hom ilii o m a łże ń stw ie (po 398 r.) J a n p o d k reśla now ość orędzia chrześ­

cijańskiego. „On w ie, że dla w ielu je st to reg u ła now a i nieoczekiw a­

n a ” i dlatego p rzypom ina ją z .mocą. N ierozerw alność tr w a do ro z­

dzielen ia m ałżonków ; ty lk o śm ierć ro zry w a w spólną wlęż. j

P o zostaje p rzy p a d ek tru d n y , pozostaw iony przez fra g m e n t św. M a­

teusza, którego św. J a n Chryzostorri nie pom ija. Dziw i się, że w ładza o d esłan ia w spółm ałżonka je st w y raźn ie sfo rm u ło w an a i dotyczy p rz y ­ pad k ó w cudzołóstw a. P ow ołując się n a list św. P aw ła, k tó ry odradza oddalenie w spółm ałżonka niew ierzącego i za p y tu je się „co sądzić o ty m ? ’ Je śli chodzi o niew iarę, m a zositać ze sw oją żoną, jeśli zaś m a m iejsce cudzołóstwo, m a postąpić przeciw nie. A je d n a k cudzołó­

stw o jest m n iejszy m grzechem niż b ra k w iary.

I ta k zostaje postaw ione na now o zagadnienie za k resu p ojęcia „cu­

d zołóstw a”, na k tó re zw rócił uw agę już O rigenes, a J a n C hryzostom w sk azał w ja k i sposób należy go rozw iązać. On określa, że w p rz y ­ p a d k u b ra k u w ia ry m ałżeństw o istn ieje, chociaż p rzy p a d k u ode­

sła n ia k obiety cudzołożnej, „m ałżeństw o jest już rozw iązane... po cu­

dzołóstw ie m ąż nie m oże się w ięcej żenić”.

■ ĆJbok w ypow iedzi i teorety czn y ch d y sk u sji d oktorów należy w ziąć pod uw agę p r a w o d a w s t w o k a n o n i c z n e j C zerpie ono n a ­ tc h n ien ie z zasad m oralności ch rz eśc ija ń sk iej i m a za zad an ie zapew nić p rze strz e g a n ie tego p raw a. Nie może je d n ak ignorow ać środow iska, społecznego, w k tó ry m m a być stosow ane. Nie dlatego, aby czynić u stę p stw a dla w szystkich jego popędów , ale aby zdać sobie sp raw ę z tru d n o ści i sta ra ć się zapew nić skuteczność rozporządzeń tego p r a ­ w a. O znacza to, że d la h isto ry k a p raw o d aw stw o jest jednocześnie w y­

razem ja k iejś w oli i znakiem postaw y społecznej.

’ J e d e n z k an o n ó w w y d an y przez „Synod w L aodycei” pozw ala udzie­

lić K om u n ii św. m ałżonkow i, k tó ry za w a rł m ałżeństw o po ra z d ru g i, dqpiero ,jpo pew nym ceasie” i po „dopełnieniu p o k u ty ”. A i to ,<przez pobłażliw ość” (kanon 1.). Czy to dru g ie m ałżeństw o m iałoby m iejsce po śm ierci w spółm ałżonka, czy też po rozw odzie? T ek st nic n am o ty m

(7)

n ie mówi. Ale jeśli miałoiby tu chodzić o p o w tórne m ałżeństw o wdow ca albo w dow y, k tó re m iałoby w ym agać dopełnienia pok u ty , należałoby przypisyw ać „Synodow i w L aodacei” w y jątk o w ą surow ość i d ezapro­

b a tę każdego. pow tórnego m a łże ń stw a, co zd a je się nie było opinią do­

m in u jąc ą u dok to ró w w schodnich; a n a to m ia st pozw alałoby sądzić, że p o w tó rn e m a łże ń stw a osób rozw iedzionych byw ały na ty le częste, że w ym agały in te rw e n c ji p raw odaw cy, a le też że jeśli ów u w ażał je za obcigżone w iną, nie cofał się przed udzieleniem przebaczenia.

K a n o n y A p o sto lskie, k tó re w y ra ża ją n au k ę diecezji (cywilnej) W scho­

d u ok. r. 400 ro z p a tru ją ta k że w ypadek „świeckiego, k tó ry po odesła­

niu sw ojej żony p o ją ł d ru g ą ’ ’i zostaje obarczony ekskom uniką (K.

48). O znacza to, że czyn był grzeszny, ale n ie w ykluczający p rz e b a ­ czenia.

W reszcie p ew n a n a u k a b ard z iej łagodna w ypow iada się w k an o n ach dodanych do- k anonów N icejskich przez b isk u p a syry jsk ieg o M aro u ta w końou IV lub początku V w. Bez w ątp ien ia p o w tó rn e m ałżeństw o m ęża, po w ypędzeniu przezeń cudzołożnej żony, je st na pew no uiwa- żane za gnzesizne. Je d n ak ż e żona zniesław iona i oskarżona niesłusznie p rz e z m ęża i w ypędzona przez niego, może p o w tó rn ie w yjść za mąż.

T akże łacińskie tłum aczenie k anonów n a język a ra b sk i przez m a ro n itę A b ra h am a z H ekel w końcu V w. u zn a je rów nież m ałżeństw o opusz­

czonego męża.

„L o k aln a” n a u k a i kanony m a ją w artość ograniczoną. B ardziej je d ­ n a k niż ich łagodność należy zwrócić uw agę, że z a w ierają one św ia­

dectw o p ra k ty k i w ypędzania, po k tó ry m n astępow ały p o w tórne m a ł­

żeństw a.

* * *

Te sam e tru d n o ści i te sam e w ątpliw ości w y stę p u ją n a Zachodzie.

H i 1 a r y z P o i t i e r s uw aża, że człowiek, k tó ry odsyła sw oją żonę s ta je się w innym , gdyż popycha ją do ou d zo łó stw aj T a k o b ie ta oczy­

w iście w y jd zie za m ąż p o w tórnie, zm uszona do tego przez fa k t swego w ypędzenia. W ydaje się, że H ila ry w ie z dośw iadczenia, że próżno je st spodziew ać się, aby odepchnięta żona m iała nie w yjść za m ąż po raz drugi. P o w tó rn e m ałżeństw o jest tu następstw em , grzesznym na pew no, ale ja k b y nieuniknionym , w w y padkach, k iedy żona została przez m ęża w ygnana.

R ozw ażanie na te rh a t u su w an ia żon jest okazją do u ja w n ien ia się an ty fem in izm u tajem niczego A m b o s i a s t r a . K obieta, k tó ra p o ­ rzu c iła m ęża z pow odu jego złego pro w ad zen ia się, nie może zaw rzeć pow tórnego m ałżeństw a, „w olno je st n ato m ia st m ężow i pojąć now ą żonę, jeśli o d d alił sw oją grzeszną m ałżonkę. M ężczyzna nie jest zw ią­

zany z k o b ietą w ró w n y m stopniu, gdyż m ężczyzna je st głową żony”.

Co się tyczy m ałżonków porzuconych „ze w zględu n a Boga” przez

•swego niechrześcijańskiego m ałżonka, może on zaw rzeć dru g ie m a ł­

(8)

żeństw o bez p o p ełn ien ia grzechu. Bow iem „człowiek nie je st zobow ią­

zany do re sp e k to w an ia m a łżeń stw a z tym , k tó ry p ogardza tw ó rcą m a ł­

żeń stw a” , „obraza w obec S tw órcy ro zw iązuje p ra w a m ałżeńskie w sto ­ s u n k u do tego, k tó ry został opuszczony”.

P ozycja ta , jako osobista opinia au to ra , którego nie da się zid en ty ­ fikow ać, nie rzu c a w ięcej św ia tła niż p ra k ty k a po w tó rn y ch m ałżeństw

i d o k try n a, k tó re j nie b r a k usterek.

P obłażliw ości A m b ro siastra p rze ciw sta w ia się surow ość m o raln ą H i e r o n i m a . W A d v e rsu s Jo v in ia n u m k o m e n tu ją c 10 i 1.1 w iersz V II-go ro zdziału P ierw szego L istu do K o ry n tia n pisze: „K obieta może być w ypędzona jedynie z pow odu nierząd u , a jeśli już została w y­

pędzona, nie m a p raw a, za życia sw ego m ęża, poślu b ien ia innego m ężczyzny”.

W liście do O ceanusa n a te m a t śm ierci F abioli, kobiety, k tó rą do­

brze znał, H ieronim m ów i o poczuciu w iny i uzy sk an iu przebaczenia- F ab io la porzuciła pierw szego m ęża, k tó ry b y ł ro zp u stn ik iem i w yszła p o w tó rn ie za m ąż. H ieronim u zn a je jej błąd, ale u zn a je też koniecz­

ność: „ F a c i l e c u l p a m f a t e b o r , d u m t a m e n r e f e r a m n e c e s s i t a t e m ”. F ab io la była m ło d a i nie m ogła pozostaw ać bez m ałżonka. W olała d ru g ie m ałżeństw o niż zło, k tó re pociągnąłby b ra k m ałżeństw a. H ieronim nie lekcew aży w ięc w ym ogów p raw a, k tó re p rzy p o m in a, u zn a je błąd, k tó ry m je st p o w tó rn e m ałżeństw o i opisuje z u znaniem surow ość pokuty, k tó rą n a s tę p n ie n arz u ciła sobie F abiola.

W kład a u g u stia ń sk i w n iniejszej m a te rii m a w agę zupełnie sp e cja ln ą zarów no dzięki sw ej szerokości i ścisłości, ja k i m iejscu, k tó re zajm ie w d o k try n ie w późniejszym praw odaw stw ie. Sw. A ugustyn w y pow is- dzdał się k ilk a k ro tn ie n a te m a t p o rzu c an ia w spółm ałżonka i zaw ieran ia now ego m a łżeń stw a — w pism ach d atu jąc y ch się z la t: 394 De Serm one D om ini in M onte i z ro k u 420 (de n u p tiis et concupiscentia et de co- niugiis adulterinis).

P rz ed e w szystkim jego ro zw ażania dotyczą przyczyn, k tó re m ogłyby u p raw om ocnić w ypędzenie w spółm ałżonka. Ju ż niektórzy au torow ie byli zaskoczeni tym , że nie ograniczał się on tylk o do n ierządu, zgodnie z te k ste m św. M ateusza. W De S erm o n e D om ini in M onte (ar. 394), A ug u sty n ro zciąga .term in f o r n i c a t i o na n ie w ia rę , b ałw o c h w al­

stw o, chciw ość i w szelk ą pożądliw ość cielesną, podczas gdy w de d iv e r- sis ąuaestionibus (zapew ne nieco późniejszym ), sto su je tę in te rp re ta c ję w szerszym znaczeniu d o n ie w ia ry (nierząd duchow y).

J e ś li chodzi o sy tu a c ję , k tó ra z a istn ie je po odesłaniu w spółm ałżonka, je st ona dla A u g u sty n a bardzo jasn a. A ni żyjący w se p a ra c ji m ężczyz­

n a , an i k o b ieta n ie m ogą za w rz eć aow ego z w ią z k u .z a życia pierw szego w spółm ałżonka. N aukę tę p o w ta rz a cały sz ereg tra k ta tó w . I jak k o lw iek A u g u sty n k ła d zie siln y n a c isk na p ro k re a c ję jako cel m ałżeń stw a, po­

tę p ia fo rm a ln ie now e m ałżeństw o z a w iąz an e po od esłan iu m ałżo n k i n iepłodnej. Stanow czość d o k try n y bierze je d n a k pod uw agę ró żn o ro d ­ ność sy tu a cji. P o tępienie pow tórnego m a łże ń stw a za życia w sp ó łm a ł­

(9)

żonka w de coniungiis ad u lterin is nie przeszk ad za do tra k to w a n ia jako m n ie j grzeszny, pow tó rn y ,.?wiązek człow ieka, k tó ry porzucił sw ego cu - dzołożnego m ałżonka, .niż kiedy ze rw a n ie ' było nieuspraw iedliw ione.

M ężczyzna, k tó ry żeni się po ra z d ru g i po w ypędzeniu cudzołożnej żony, „grzeszy” w edług A u g u sty n a w sposób godiny u zy sk an ia p rz e b a ­ czenia (venialiter). Gdyż — ja k m ów i — „iw słow ach Bożych je st ta k tru d n o rozpoznać czy te n człowiek, k tó re m u w olno jest bez żadnych w ątp liw o ści porzucić cudzołożną żonę, ozy i on nie będzie u z n a n y za cudzołożnika, jeśli pojm ie d ru g ą ”.

Z d ru g ie j stro n y A ugustyn p o ru sza sp ra w ę dopuszczenia do ch rztu ludzi rozw iedzionych i żyjących w d ru g im m ałżeństw ie. W sw ojej p ra c y de fid e et operibus głosi, że „M iłosierni ojcow ie zgadzają się go udzie­

lić” , w zruszeni są bow iem w idząc odm ow ę ch rztu . Nie przeczą n a p e w ­ no, że nie m a tu m iejsce cudzołóstw o, ale „chcę przy jść z pom ocą w p rzy ję c iu ch rz tu ta m , gdzie w idzą lu d z i u w ik ła n y c h w podobne s y ­ tu acje. U w ażają, że będzie to lepsze niż odm ow a ch rz tu i życie, a n a ­ w et śm ierć bez żadnego sa k ra m e n tu , n iż sw oboda za cenę złam an ia cu- dzołożnych zw iązków ”. B iskupi ci działali ta k .„popchnięci p e w n ą litością k u ludziom ”. A ugustyn b oleje sk ą d in ąd n ad b ra k ie m u św iadom ienia już od czasu p rzygotow ania katech u m en ó w na te m a t ich sy tu a cji m ałżeń­

skiej i n ad pow ażnym błędem , k tó ry stw a rz a n ieu p o rząd k o w an a s y tu ­ acja. T u ta j — pow iada — leży „zan ied b an ie”. A je d n a k z a p y tu je siebie:

S i a u t e m f a c t a e f u e r i n t ( S e c . u n d a e n u p t i a e ) n e s c i o u t r u m i i q u i f a c e r i n t , s i m i l i t e r a d b a p t i s m u m n o n d e b e r e v i d e a n t u r a d m i t t i .

W ypow iedzi ta k ie św iadczą, że an i u A ugustyna, a n i u H ieronim a ścisłość d o k try n a ln a nie w yklucza w ielk iej w rażliw ości d u szp astersk iej.

O baj zd a ją sobie sp raw ę, że b y w a ją w y p a d k i tru d n e . Nie n eg u ją istn ien ia b łę d u i .nie dążą do jego w ytłum aczenia. C zasam i je d n a k d ają w y ra z sw ojem u zakłopotaniu.

K an o n y soborow e ja k i d e k re ty pap iesk ie, k tó re są pow ołane do ro z ­ strzy g a n ia ta k ic h d elik atn y ch sytu acji, s ą pod ty m w zględem rów nie ciekaw e.

* * *

D w a k a n o n y Synodu w Elw irze (praw dopodobnie ok. 300—303 r.) ro z p a tru ją sy tu a c ję k o biety, k tó ra p o opuszczeniu m ęża z a w iera noiwy zw iązek.' Ta k o b ie ta w każd y m raz ie zaw iniła. G rzech je d n ak jest w ięk ­ szy, jeżeli opuszcza oma sw ojego m ęża „bez pow odu”. N ie m oże ona rów nież p rzy jąć K om unii n a w e t w chw ili ś m ie rc i G dy je d n a k odejście spow odow ane było cudzołóstw em m ęża, k o b ie ta żyjąca w pow tórnym m ałżeństw ie, przypuszczona zostanie do p rzy ję cia K om unii po śm ierci pierw szego m ęża, a .nawet w cześniej^ jeżeli f o r s d t a n e c e s s i t a s i n f i r m i t a t i s d a r e c o m p l e r i t . P rzebaczenie m oże zatem w pew nych w y p ad k a ch m ieć m iejsce jeszcze za życia pierw szego m ęża.

(10)

K an o n nie w ypo w iad a się na te m a trw a n ia czy też rozw iązania p ie rw ­ szego m ałżeństw a. A le w w y p a d k u ^konieczności” to le ru je to drugie.

T ru d n o ści 'w prow adzenia niero zerw aln o ści, k tó r e p o k az u ją n a m 'kanony elw irsk ie, w y stę p u ją jeszcze w y ra ź n ie j w k a n o n ie 11 (10) S ynodu w A rles w r. 314. N a w stęp ie te k s t zak az u je pow tórnego m a łżeń stw a ( p r o h i b e m t u r n u b e r i ) ty m m łodym m ałżonkom , k tó rz y p rz y ła ­ p ali sw o ją żonę in fla g ra n ti .na p rze stęp stw ie cudzołóstw a. A le dodaje, że w m ia rę m ożności ( q u a n t u m p o s s i t) ra d z i się im ( c o n s i 1 i u m e i s d a t u r ) , aby nie że n ili się p o w tó rn ie za życia sw oich pierw szych żon, m im o, że są one cudzołożnicam i”. U stęp o zakazie ( p r o h i b e r e) i rad z ie ( c o n s i l i u m d a r e ) w p ro w a d za do te k s tu p e w n ą sp rzecz­

ność, k tó ra m ogłaby nasuw ać m yśl o n a k ła d a n iu się n a siebie dwóch sprzeczn y ch w skazań. D ru g a część s tw a rz a w k aż d y m ra z ie s ta n fa k ­

tycznych trudności, k tó re sygnalizow ał H ieronim w zw iązku z Fabiolą.

W 100 la t później, w A fry ce S obór w K a rta g in ie w drn. 13. VII. 407 r.

w ypow iada się b a rd z ie j stanow czo. Z w ra c a ją c się zaró w n o do m ężczyzn ja k i do k o b ie t „porzuconych” przez w sp ó łm a łż o n k a i pow ołując się n a e v a n g e l i c a e t a p o s t o l i c a d i s c i p l i n a za b ra n ia im p ow ­ tórn eg o m a łże ń stw a i poleca im , zgodnie z tą n a u k ą albo pozostać sa ­ m otnym i, albo pogodzić się. K an o n dodaje, że będzie p ro sił cesarza o p ro m u lg o w an ie p ra w a w te j m a te rii. W te n sposób zrobiony został jed en krok. W ładza kościelna już nie p o d k reśla różnicy pom iędzy p r a ­ w em ch rz eśc ija ń sk im i p ra w e m państw ow ym . Życzy sobie, aby to o sta tn ie połączyło się z K ościołem i um ocniło jego pozycję.

D e k r e t y p a p i e s k i e w I połow ie V w iek u bardzo rzadko m ó­

w ią o p o w tó rn y ch m a łże ń stw ac h po rozw odzie. T em aty te poru szan e są tylk o w odpow iedziach na p y ta n ia, z k tó ry m i zw ra c a ją się b iskupi w sw oich trudnościach. Chociaż te k sty te są rzad k ie, m a ją one p rz y n a j­

m n ie j tę w arto ść, że są w yw ołane bezpośrednio p rzez sa m ą rzeczyw is­

tość życia m ałżeńskiego.

Słyszym y p rzede w szystkim odpow iedź Inocentego I, d an ą biskupow i T uluzy, E xuperow i. P apież w y p o w iad a się n a te m a t „w ypędzonych”

m ałżonków , k tó rz y z a w a rli dru g ie m ałżeństw o i że te n dnugi ziwiązek je st zw iązkiem cudaołożnym , .a to q u a m v i s d i s s o c i a t u m v i- d e a t u r e s s e c o n i u g i u i n . Owo „diissociatii” n ie jesit te d y z e r­

w aniem w ęzła, ale przem ieszczeniem m ałżeń stw a. Tacy m ałżonkow ie żyjący w p o w tó rn y m zw iązku, a w ięc cudzołożni, będ ą w ykluczeni ze w spólnoty w iernych.

Jeszcze jedno o sta tn ie św iadectw o w in n o być w łączone do tego już dość obszernego dossier, pozw ala bow iem u sta w ić le p ie j zagadnienie rozw odu w św iecie staro ży tn y m . Chodzi o pew ien deikret L eona W iel­

kiego, dotyczący zw iązku m ężczyzny sta n u w olnego z niew olnicą. „ J e ­ żeli k to ś znaczny d a je córkę w m ałżeństw o z człow iekiem , k tó ry m iał k o n k u b in ę , n ie należy sądzić, jakoby d a ł ją człow iekow i żonatem u, o ile ta m ta k o b ie ta n ie o trzy m ała w olności, n ie otrzym ała posagu p rz e w i­

dzianego p raw em i jeżeli nie została zaszczyc.ona p u bliczną cerem onią

(11)

m a łże ń sk ą” . R ozw iązanie to , n aw e t w sw oim sfo rm u ło w an iu w y d aje się pochodzić w p ro st ze św ieckiego p ra w a rzym skiego. Było ono niezgodne z d o k try n ą o rów ności dzieci Bożych. L eo n m oże przew id y w ał k ry ty k ę ta k ieg o zró w n an ia z p ra w e m rzym skim rwrażliwjnm na nierów ności sp o ­ łeczne. A by odeprzeć te n za rzu t, uprzedza że ta k ie w ym aganie rów ności społecznej, ab y imogło zaistn ieć p raw dziw e m ałżeństw o, było u sta n o ­ w ione przez Boga o w iele w cześniej niiż p o w stało p ra w o rzym skie. P o ­ w ołajm y się n a „A postoła” , k ie d y c y tu ję K sięgę R odzaju: ,ynie trz e b a aby sy n służebnicy dziedziczył n a ró w n i z synem w o ln ej”.

N ie u zn a ją c n a w e t trw a ły c h i godnych sz ac u n k u zw iązków za w a rty c h pom iędzy n iew olnikam i i iu d źm i sta n u w olnego, Kościół w prow adza b ard z o w ażn y w y ją te k od za sa d y nierozerw alności. N i; będąc m ałżeń - sltwiami, zw iązki te n ie były po d d an e jego p raw u . R ozw iązanie na p e w ­ n o logiczne, a le o tw ie ra ją c e f u rtk ę p ew n em u u ła tw ien iu , fu rtk ę ty m szerszą, że zw iązki ta k ie były częste. H ieronim stw ie rd z a rzeczyw iście, że bardzo ubodzy ludzie zam iast się żenić bio rą sobie a n c i l l a e p r o u x o r i b u s, z k tó ry m i m ieć będ ą dzieci. D odaje, że ludzie ci z chw ilą, gdy do jd ą do lepszego s ta n u m a teria ln eg o , uczynią z mich u x o r e s . Nie chodzi w ięc tu o p rze lo tn e zw iązki, lecz o m a łże ń stw a, w .których uibóstwo m ęża sta ło n a przeszkodzie n a d a n ia Itemu zw iązkow i godności u p ra w n ie n ia i u s t u m m a t r i m o n i u m . Z w iązki ta k ie n ie po d le­

gały zasad zie nierozerw alności.

* * *

Z te j d łu g ie j analizy, iktóra u k a z a ła n a m bogactw o i różnorodność d o k try n y ch rz eśc ija ń sk iej, w y n ik a ją , ja k się zdaje, trz y stw ierdzenia.

1. Z asad a n ierozerw alności s ta w ia n a jest przez te k sty pisane, zostaje potw ierd zo n a przez d o k try n ę ch rz eśc ija ń sk ą i p ra w o k anoniczne w spo­

sób system atyczny i często z w ielk ą w yrazistością.

2. J e d n a k w sta w k a w ew angelii M ateusza „ m is i f o r n i c a t i o n i s c a u s a ” n a strę cz a tru d n o śc i i sp rz y ja in te rp re ta c ji, k tó ra pozw ala cza­

sam i na p o w tó rn y zw iązek po odrzu cen iu m ałżonka, k tó ry zaw inił.

3; W ypow iedzi d o k try n a ln e , listy , k an o n y synodów , soborów i d e k re ty p ap iesk ie p o zw a lają w nioskow ać o częstości .powtórnych zw iązków jeszcze za życia pierw szego m ałżo n k a, a n ie k tó re z nich w p ro w a d za ją p ew n ą elastyczność w p ra w o nierozerw alności.

II. S połeczeństw o zachodnie w czesnego średniow iecza (ww. VI—X) N iepew ność d o k try n a ln a i p ra k ty k i laksystyczne

S łabość re fle k s ji d o k try n a ln e j, nieprecyzyjność, a często sprzeczności p ra w o d a w stw a i to w obec fa k tu , że in sty tu c ja m a łżeń stw a je st po­

w ażnie zach w ian a w społeczeństw ie o gw ałto w n y ch i rozw iązłych oby­

czajach, stw a rz a tru d n e w a ru n k i d la u trzy m an ia zasady n ie ro z e rw a l­

ności w ok resie od VI do X ww.

(12)

J e s t to epoka, w k tó re j z a n ik a p otęga rzym ska, a n iesły ch an a słabość now ych w ładz politycznych d aje K ościołow i p raw ie całkow icie w o ln ą ręk ę w y d aw an ia p ra w o m a łże ń stw ie i o rze k an ia o jego w ażności. L e- g isla tu ra św iecka n ie je st n a pew no całkow icie pozbaw iona głosu w tej dziedzinie. A le po zred ag o w an iu p ra w „b a rb a rz y ń sk ic h ” odzyw a się ona w w iekach VI—V II b ardzo rzadko. I jeśli k a p itu ły K a r o l i n g ó w in te rw e n io w ały czasam i, czyniły to najczęściej pod naciskiem b isk u ­ pów . O d zw iercied lają one b ard z iej d o k try n ę kan o n iczn ą niż w olę księcia.

T rz eb a w reszcie p am iętać, że tra d y c je germ ań sk ie, k tó ry ch ślady od­

n a jd u je m y w p ra w a c h „b a rb a rz y ń sk ic h ” — uzn aw ały rozw ód. N a ty m p u n k cie u m a cn ia ły one sta re obyczaje rzym skie i stw a rz a ły now ą p rz e ­ szkodę d .a p rzy ję cia zasady n ierozerw alności.

J a k te d y doszło do te j zasady w w a ru n k a c h ta k m ało sp rzy ja ją c y c h ? Z b a d a ń w spółczesnych św iadectw , w całej ich różnorodności, w y ła ­ n ia ją się d w a głów ne spostrzeżenia: re g u ła n ierozerw alności w p ro w a ­ dzona została nie bez odchyleń, a z d ru g ie j stro n y now a an a liz a po­

jęcia w ęzła m ałżeńskiego sprecyzow ała w a ru n k i jej stosow ania. !

* * *

L isty papieskie i k an o n y soborow e tw o rzą istotę p ra w o d a w stw a k a ­ nonicznego. Nie należy je d n a k pom inąć k siąg p okutnych, k tó ry ch po­

w aga nie była te j sa m ej w artości, a le one sta n o w ią w ażne św iadectw o m en taln o ści i obyczajów p an u jąc y ch w społeczeństw ie.

S ynody g alijsk ie z o sta tn ic h la t C e sarstw a Zachodniego i epoki M ero- w ingów , sta n o w ią pie rw sz ą g ru p ę decyzji synodalnych. R zucając eksko­

m u n ik ę n a tych, k tó rzy za w a rli zw iązek m ałżeński za życia pierw szego m ałżonka, Synod w A ngers z r. 435 p rzypom ina zasadę n ie ro z e rw a l­

ności.

B ardzo w ażny Synod, k tó ry w 506 r. w A gde sfo rm u ło w ał pierw sze w sk az an ia k anoniczne dla m łodego K ościoła wizygockiego, zajm u je się ta k ż e sp ra w ą o d d alan ia w spółm ałżonka. E kskom unika, k tó rą grozi w kanonie 25 u d erz a w ty ch , k tó rzy dla zaw arcia now ego zw iązku z ry w ają sw oje m ałżeństw a, „bez p o d an ia dow odów u sp ra w ie d liw ia ją ­ cych” i to „przed p rze d staw ie n ie m sw oich m otyw ów b iskupom ”.

B ardzo słab a re d a k c ja te k s tu pozw ala w ystępow ać pew nym n ie ja s­

nościom o doniosłym znaczeniu. T ek st te n żąda bezsprzecznie sąd u m ię- d zy p row incjonalnego n a te m a t pod an y ch przyczyn u sp ra w ie d liw ia ją ­ cych rozpad m ałżeństw a. N ie o g ranicza ty c h przyczyn je d y n ie do nie­

w ierności w spółm ałżonka. K an o n n ie m ów i w y ra źn ie czy now e zw iązki m a ją iść w ślad za ta k im ze rw a n iem m ałżeństw a. Czy potępienie, k tó ro w nie u d erz a m a źródło w sam ej zasadzie, czy też w y n ik a z błędu

„p ro ced u raln e g o ”, k tó ry m a sw e źródło w fak c ie o d rzucenia pierw szego w spółm ałżonka bez p o d an ia sp ra w y try b u n a ło w i biskupów ? N ieudolna re d a k c ja te k stu n ie pozw ala rozw iązać z a g a d n ie n ia z całą pew nością.

(13)

Jego świadectwo nie daje też pewności, jeśli chodzi o postęp w łago­

dzeniu dyscypliny.

(Z innych punktów widzenia, które stawały się powoli coraz to szer­

sze, trwałość małżeństwa była ciągle kwestionowana. Kościół zaczyna teraz ustalać przeszkody wynikające z pokrewieństwa i wiemy, że roz­

szerzył je jeszcze bardziej niż to czyniło prawo rzymskie. Mnożyły się wypadki małżeństw nieprawomocnych i endogamii częściowej, do czego było zmuszone społeczeństwo mało ruchliwe, cg powiększało jeszcze liczbę takich związków.

Wypadki tego rodzaju przewiduje kanon 30 Synodu w Epaonnie:

I n c e s t o s v e r o n u l l o c o n i u g i i d e p u t e n d o s . Związek kazirodczy nie jest tedy małżeństwem.jAle kanon nie mówi o nieistnie­

niu małżeństwa a b i n i t i o , pojęcie z pewnością zbyt subtelne dla mentalności epoki. Kanon bierze zresztą pod uwagę małżeństwa kazi­

rodcze już zawarte i przepisuje na przyszłość s e p a r a t i o n e s a n a - v e r i n t . Rozwiązanie praktyczne: kazirodczy związek zostanie zer­

wany i to jest wzięte jako podstawa faktu:. Związek, który może trwał długie lata i posiada może potomstwo. To są fakty, których nie można ignorować. Redaktorowie kanonu biorą to pod uwagę. Zapytywać czy pokrewieństwo sprzeciwiało się a b i n i t i o zaistnieniu węzła mał­

żeńskiego, czy też węzeł ten został rozwiązany przez separację z chwilą odkrycia błędu, znaczyłoby stanąć na gruncie koncepcji prawniczych, który nie jest wcale właściwy kanonowi. Separacja kładzie kres sytua­

cji nieprawidłowej, (o czym kanon nie mówi, ale co potwierdzają liczne przykłady), separowani małżonkowie mogą zawrzeć nowe związki.

Jeżeli taką wagę przypisywaliśmy analizie słowa s e p a r a t i o , to dlatego, że pojęcie to będzie grało bardzo ważną rolę przez całe wczesne średniowiecze, co najmniej aż do XIII wieku. Nie tylko jest to stale stosowana sankcja w wypadkach małżeństw kazirodczych, o których częstości była mowa, ale jest także stosowana w wypadku innych nie­

prawidłowych sytuacji małżeńskich, które to sytuacje mogą też być długotrwałe i płodne. Nie można było zaprzeczać faktom i ignorować potomstwa.

Również synod w Orleanie w r. 541 w kanonie 24 nakazuje s e p a ­ r a t i o w wypadku małżeństw pomiędzy poddanymi, zawartymi bez pozwolenie zostało udzielone. Nie możnaby uważać tego małżeństwa za pzwolenie zostało udzielone. Nie możnaby uważać tego małżeństwa za nieistniejące z powodu braku zgody ze strony panów, (jaką byłaby wy­

kładnia współczesna). Tekst bowiem nie zawiera żadnych aluzji do unieważnienia. Stosuje dwa razy termin d i r i m er e i cytuje Ewan­

gelię Mateusza, 19. 6: q u o d D e u s c o n n i u n x i t , h o m o n o n s i e p a r e t . Jesteśmy tu w sferze rozwiązania a nie nieistnienia.

Modele formuł rozwodów i wypędzania współmałżonków, które znaj­

dujemy w Formularzach frankońskich z VII i VIII w. potwierdzają częstość i „normalność” rozwodów w tamtej epoce. Redagowane przez członków kleru „odwołujące się do miłosierdzia Bożego”, teksty te po-

(14)

chodzą ze środow isk „c h ry stia n izo w a n y ch ”. S ą one pod ty m w zględem znam ienne nie ty lk o ja k o p ra k ty k a , a le i ja k o m entalność. P o zw ala ją stw ierd zić to, o czym m ów i h isto ry k , G rzegorz z T ours, że ro z ­ w ód był b ardzo rozpow szechniony i że następ o w ało po n im d ru g ie m ałżeństw o.

T ek sty te u sp ra w iedliw iają rozw ód i m ów ią, że był on koniecznością, gdyż pom iędzy m ałżonkam i n o n c a r i t a s s e c u n d u m D e u m , s e d d i s c o r d i a r e g n a t . S e p a ra c ja dochodzi do sk u tk u przez obopólną zgodę n a piśm ie, a fo rm u ła M a rc u lfa stw ierdza, że se p aro w a n i m ałżonkow ie m ogą w edle sw ej w oli w stąp ić do k la sz to ru lu b zaw rzeć p o w tó rn e m ałżeństw o.

J a k ie było w obec tak ieg o p ra w o d a w stw a i ta k ie j p ra k ty k i s t a n o ­ w i s k o p a p i e ż a ? Ś w iad ectw m am y niew iele. A zresztą, poza rz a d ­ k im i w y jątk am i, z n ajro zm aitszy ch pow odów zw iązanym i b ard z iej z epoką niż z osobam i, pow aga R zym u b y ła w ów czas znikom a.

D w a listy G rzegorza W ielkiego dotyczą w y p a d k u pew nego człow ieka, k tó ry w b re w w oli sw ej żony zry w a m ałżeństw o, ab y w stąp ić do k la sz­

to ru . W p ierw szy m liście sk ie ro w a n y m do p rze o ra k la sz to ru , papież przy p o m in a m u, że nie p o w in ie n p rzyjm ow ać k a n d y d a ta , o ile jego żona n ie p o stanow i też ob rać życia zakonnego. D rugi list p isa n y w pięć la t później do H a d ria n a , n o ta riu sza w P ale rm o (gdzie zn a jd o w ał się k lasztor), n ak a z u je zw rot żony m ężow i, m im o sprzeciw u te j o sta tn ie j, k tó ra p o stan o w iła w stąp ić do k la szto ru . P ap ież k o rzy sta z tego listu, ab y w spom nieć p rzy okazji, że ty lk o cudzołóstw o u p ra w ia o dpraw ienie m ałżonka.

W 100 la t później d e k re ty p ap iesk ie dopuszczają w pew nych oko­

licznościach i ja k b y z „konieczności” w ypędzenie, za k tó ry m idzie pow ­ tó rn e m ałżeństw o. G rzegorz II w liście z r. 726 do b isk u p a B onifacego w ypo w iad a się na te m a t losu m ałżeństw a, w k tó ry m ch o ra żona nie m oże zapew nić m ężow i w y p ełn ien ia obow iązku m ałżeńskiego. „Byłoby dobrze — pow iad a papież — ab y m ąż pozostał p rzy żonie i zachow ał w strzem ięźliw ość. P o niew aż je d n a k to w y m ag a siły c h a ra k te ru , niech te d y ten , k to nie m oże zachow ać w strzem ięźliw ości, raczej ożeni się n a now o”. D ecyzja p rz y k ra w pew n ej sytuacji, n ad k tó rą p ap ież boleje, ale k tó re j nie spodziew a się n ap ra w ić.

S te fa n II (752—757) d a je dow ód w iększej stanow czości. Je że li uzn aje se p a ra c ję m ałżonków nie ty lk o z pow odu cudzołóstw a, a le ta k ż e np.

d la d e m o n i i n f i r m i t a s a u t l e p r a e m a c u l a , tzn. z p o ­ w odu choroby um ysłu lu b ciała, nie n a k a z u je je d n a k , p o w ołując się na list In nocentego do E x u p eru sa , tr w a n ia zw iązku po se p arac ji.

T akie w a h a n ia pom iędzy ścisłym stosow aniem zasady, k tó re j nie tra c i się z oczu, a zgodą n a ja k ie ś o d chylenia w obec pew nych sy tu a cji fa k ­ tycznych, w idzim y nie ty lk o w orzeczeniach papieskich. S ynody f r a n ­ końskie z połow y V III w . w y k a z u ją te sam e w ieloznaczności. W n ie ­ k tó ry ch k an o n a ch zn a jd u je m y bard zo ściśle w y ra żo n ą zasadę n ie ro ­ zerw alności, inne w y k a z u ją liczne od niej o dstępstw a.

9 — P ra w o K a n o n ic z n e

(15)

„Synod w V e rb e rii” n a jw y ra ź n ie j godzi się n a złagodzenie dyscy­

pliny. Sam fa k t „synodu” je s t zakw estionow any. Nie m a d aty od­

bycia się go, (753 albo 756). N iezależnie od tego czy m iał on m iejsce, czy był to tylk o w stę p n y p ro je k t, pozostaje fak te m , że k anony V erb erii były p odejm ow ane przez liczne zbiory kanoniczne( ta k ie ja k w ypow ie­

dzi proboszcza de P ru m m , Reginon, bisk u p ó w B u rch a rd a z W orm acji czy Y w ona z C h a rtre s, a w reszcie z n a jd u ją się w D ekrecie G racjan a).

K an o n 5. synodu w V erb erii pozw ala m ężow i usunąć żonę, k tó ra k n u ła przeciw niem u spisek i działała n a jego zgubę. P o w tó rn e m a ł­

żeństw o m ęża je st dozw olone, żony zaś zakazane.

K an o n 6 dotyczy m ałżeństw a m ężczyzny sta n u w olnego z kobietą służebną, o k tó re j sądził, że je st sta n u wolnego. Mąż m usi przede w szystkim usiłow ać ją w ykupić, co w skazuje, że nie m a się tu na m yśli n iew ażnienia m ałżeństw a z pow odu pom yłki co do osoby ja k byłoby w p ra w ie klasycznym i że w prost przeciw nie, m ałżeństw o ta k ie u w a ­ żane je st za m ałżeństw o w ażne. K an o n je d n a k dodaje, że jeśli to w y ­ kupienie je st niem ożliw e, s i v o l u e r i t a l i a m a c c i p i a t , w ów ­ czas rozw iązanie pierw szego m ałżeń stw a je st upraw nione.

K an o n 9 ro z p a tru je w ypadek, kiedy m ąż m usi opuścić k ra j, bądź że zm uszony je st uciekać, b ą d ź że m a obw iązek tow arzyszyć sw em u su w e- renow i, k tó rem u p rzysiągł w ierność. Ż ona jego z a trzy m a n a a m o r e p a r e n t u m v e l r e r u m s u a r u m , n ie zgadza się m u to w a rz y ­ szyć. Je że li m ąż nie spodziew a się do niej pow rócić i jeśli s e c o n t i - n e r e n o n p o t e s t a l i a m u x o r e m a c c i p i a t t a m e n c u m p o e n i t e n t i a. Co do kobiety s e m p e r i n n u p t a m a n e a t : i w te n sposób niero zerw aln o ść u p ad a. Je d n a k ż e zgoda n a p o w tórne m ałżeństw o, czy jego zakaz zależy od dokładnego zb a d an ia poszczegól­

n ych sy tu a cji. M ąż za cenę pew n ej p o k u ty może ożenić się pow tórnie, gdyż sy tu a c ja została m u n arzucona. Żona, k tó ra odm ów iła p ó jścia za nim , tego p ra w a nie m a.

W reszcie trz y k anony odnoszą się do cudzołóstw a kazirodczego je d ­ nego z m ałżonków . W inni nie m ogą po b rać się pom iędzy sobą. Ale m a ł­

żonek o fia ra p o t e s t s i v u l t a l i a m a c c i p e r e s i s e c o n - t i n e r e n o n p o t e s t . T a k w ięc orzeczenia p ap iesk ie i k an o n y so­

borow e, nie za p o m in a ją c o zasadzie niero zerw aln o ści p rzy jm u ją, że m oże być ona często n aru sz an a . Rozw ód n a sk u te k cudzołóstw a jednego z m ałżonków , co niekiedy było u zn a w an e w epoce sta ro ż y tn e j, w o p a r­

ciu o słow a M ateusza, nie je st już je d y n ą przyczyną. I n ie w ystarcza ju ż w sk az an a przez A u gustyna d roga n ad a w a n ia te rm in o w i f o r n i c a - t i o szerokiego znaczenia. W y jątk i m nożą się, u sp raw ie d liw ia n e n a j­

częściej, jed y n ie przez niem ożność zachow ania w strzem ięźliw ości przez odłączonego m ałżonka. W ypadki, k tó ry ch ślady d o ta rły do nas dotyczą sy tu acji, k tó re rzeczyw iście m u siały zdarzać się często.

W reszcie nie należy pom inąć św ia d ec tw P e n in te n c ja rz y anglosaskich z V II—V III w. Chodzi n a pew no o p raw o d aw stw o regionalne, ty p u bardzo specjalnego i czasam i w ątpliw e. P ra w o d a w stw o to św iadczy

(16)

0 p ra k ty k a c h , n a k tó re pozw ala, a ta k ż e o m entalności ludzi i ty m sa ­ m ym je st w ażn y m d o k u m en tem d la h isto ry k a .

K sięgi P e n ite n c ja rn e , sporządzone pod a u to ry te te m arc y b isk u p a K a n - te n b u ry T eodora (668/690) d a tu ją się z końca V II albo początku V III w.

1 okazują dużo lib e raliz m u w sto su n k u do p ojęcia n ierozerw alności m ałżeń stw a. D opuszczają p o w tó rn e m ałżeństw o m ęża po usu n ięciu cu- daołżnej żony (Theod. II, 12 § 20 i 21) albo żony, k tó re j m ałżonek pop ad ł w sta n niew oli n a sk u te k p rze stęp stw a. M ożliw e je st ta k ż e pow ­ tó rn e m ałżeństw o m ęża po ro k u od u p ro w a d ze n ia żony w niew olę; żona zaś może ponow nie zaw rzeć zw iązek m ałżeński, jeśli od u w ięzienia jej m ęża u płynęło 5 la t (Theod. II. 12, 19). In n e rozp o rząd zen ia pozw alają żonie n a p o w tó rn e m ałżeństw o w raz ie im p o ten cji m ęża, p o zw a lają ta k ż e w stąpić w nowe zw iązki te m u z m ałżonków , k tó ry n a w ra c a się n a p raw d ziw ą w iarę, podczas gdy d ru g a stro n a pozostaje poza K ościo­

łem (Theod. II, 12 § 18) itp.

Około połow y IX w. zasada n ierozerw alności zostaje p rzy p o m n ian a z w iększą stanow czością. R e fo rm a to rsk ie p raw o d aw stw o K arolingów z końca V III i początków IX w., k iedy to d o rad c a L u d w ik a Pobożnego, Jo n e s d ’Orleains w sw oim de in stitu tio n e s lalcali z a jm u je się n im d od m im en tu rozw odu L o ta ra II, k iedy p ap ież M ikołaj I w y stę p u je jako obrońca nierozerw alności. Nieco później J a n V III (872—882) p rzypom ina tra d y c y jn ą d o k try n ę: odsunięcie m ałżonka: żony lu b m ęża je st m ożliw e ty lk o c a u s a f o r n i c a t i o n i s , nie pozw ala je d n a k na now y zw iązek. M ałżonkow ie rozłączeni m ogą albo pozostać i n n u p t i, albo pogodzić się. N ierozerw alność m ałżeń stw a w y d a je się być dla r e ­ d ak to ró w fałszw ych D ek retałó w (ok. połow y IX w.) re g u łą ta k pew ną, że sta je się o n a d la nich a rg u m e n tem za potw ierd zen iem n ie ro z erw al­

nego zw iązku b isk u p a ze sw oim kościołem . A le o w iele w ażn iejszy m jest now e spo jrzen ie n a m ałżeństw o jako ta k ie , k tó re s ta je się w k ład e m te j epoki. To w łaśn ie w la tac h 860-tych arc y b isk u p z R eim s, H in cm ar, k ła d zie fu n d a m e n ty p ra w a m ałżeńskiego, k tó ry c h ślady o d n ajd u jem y jeszcze w kod ek sie 1917 roku.

* * *

Pięć sp ra w m ałżeńskich, k tó re dotyczyły k sią ż ą t albo in n y c h w y b it­

n y ch osobistości dostarczyły H incm anow i o k az ji do sprecyzow ania w agi, ja k ą p rzy w ią zy w ał do zasady n iero zerw aln iści m ałżeństw a.

K ró tk ie p rzy p o m n ien ie ty c h p ięciu s p ra w w y starczy , aby uśw iadom ić sobie, ja k ie b y w ały w d ru g ie j połow ie IX w. obyczaje m ałżeńskie.

W iele te k stó w H in em ara p o tw ie rd z a bezład obyczajów . J e ś li w ierzy ć arcy b ik u p o w i z R eim s w ielu m ężczyzn, któ rzy w idzieli, że nie u d a im się uzyskać dminą d rogą roew odu, u w aln iało się od sw oich żon o sk a rż a ją c je o cudzołóstw o i d o p ro w ad zając do sk a za n ia je za tę zbrodnię <co dow odziłoby, że f a k t te n p rz e m a w ia za ty m , że cudzołóstw o p ozw alało na rozw iązanie m ałżeństw a), albo z a b ija li je w łasnoręcznie lu b k az a li

(17)

je zam ordow ać siepaczom . W n ajlepszym w y p ad k u zm uszali je do to le­

ro w a n ia konk u b in . P o d an ia o rozw ód są b ardzo częste, a d la u n ik n ię cia ry zy k a, w ie lu m ężczyzn za m ia st m a łżeń stw a w olało w zględy licznych k onkubin.

N ie będziem y zatrzy m y w ać się d łużej nad te k sta m i, w k tó ry c h H inc- m a r w y stę p u je ja k o obrońca nierozerw alności m ałżeństw a. J e s t ich w iele. A le ,nie w ty m leży now y w k ła d a rc y b isk u p a z Reims. W k ażdym raz ie to on pierw szy sform ułow ał na nowo p roblem nierozerw alności.

N ie za d a w a la ją c się b ad a n ie m w y padków , iktóre u p ra w n ia ją rozw ód i p o w tó rn e zaw arcie m a łżeń stw a (widzim y, że on odrzuca ta k ie w y ­ padki), rozw ażania jego dotyczą sam ego p o ję cia m ałżeństw a.

P o ośm iu w iek ach rozw ażań kanonicznych je st on pierw szym , k tó ry sta w ia p y ta n ie, ja k im w aru n k o m pow inien odpow iadać zw iązek dw ojga ludzi, ab y zasługiw ać na nazw ę m a t r i m o n i u m i ty m sam ym być n ierozerw alnym .

H in cm ar nie ogranicza się do odm ów ienia w arto śc i nierozerw alnego m a łżeń stw a ty m zw iązkom , w k tó ry ch jeden z m ałżonków przez sw oją ,jniegodność” sitał n a przeszkodzie urzeczy w istn ien iu praw dziw ego m a ł­

żeństw a. W liście na te m a t m a łżeń stw a (Etienne) za jm u je się sam ym pojęciem m ałżeństw a, czyniąc p o ra z pierw szy z cielesnego zw iązku m a łże ń stw a w a ru n e k nierozerw alności.

N a sk u te k d aw niejszych stosunków z ikrew ną sw o jej żony, S tefan r e ­ zy g n u je z dopełnienia sw ego -małżeństwa bojąc się kazirodztw a. W tym w y p ad k u — m ów i H in cm ar — nie m a praw dziw ego m ałżeństw a, zw ią­

zek w ięc n ie je st n ierozerw alny. Ż ona S te fa n a po se p a ra c ji m oże znów w yjść za m ąż. A rg u m en ta cja H in cm ara ro zw ija się pow oli pow ołując się n a a u to ry te t d ek re tó w i pism A ugustyna, ale w istocie k o rzy sta ta k z jednych ja k i drugich.

A by ze zw iązku cielesnego uczynić w a ru n e k praw dziw ego m ałżeństw a, H an c m ar sięga po n ajw a żn iejsz e arg u m e n ty z d e k re tu L eona de Ru&ti- cusa i z te k stó w A u g u sty n a — o s a c r a m e n t u m .

P ra w d z iw e m ałżeństw o wyimaga za te m n ie ty lk o zaw arcia go zgod­

nie z zasad am i p ra w n y m i ( le g a l i t e r ) , ale ta k że zjednoczenia c ie ­ lesnego m ałżonków ( n u p t i a l i t é r).

Z naczenie i now ość tego ro d za ju m y śli były bardzo w ielkie. Idąc d aje w ro zw ażaniu n ad w ęzłem m ałżeńskim niż jego poprzednicy, H in cm ar w n ió sł do zasady n ierozerw alności now e uściślenia, k tó re sta n o w iły ty m sam y m p ew n e ograniczenie.

Z am iast ro zp a try w a ć, ja k w ielu z jego poprzedników i w spółczesnych m u fa k ty , k tó re m ia ły m iejsce p o a zaw arciu m a łże ń stw a, jako pow ody słuszne do ze rw a n ia w ęzła (niew ierność, długa nieobecność, ciężka ch o ­ ro b a i inn.), H in cm ar przy w iązu je w agę do sam ego zespolenia cieles­

nego jako takiego. K ład ąc p odw aliny pod to, co m iało sta ć się p o ję ­ ciem : m a t r i m o n i u m r a t u m e t c o n s u m a t u m w prow adził przez to pow ażne zastrzeżenie, n ie zn a n e sw oim ' poprzednikom , do za­

sa d y nierozerw alności.

(18)

Z echciejm y p rzy jrze ć się b liż ej ty siąc letn iem u dziedzictw u in te le k ­ tu a ln e m u , k tó re sta n o w i p o d sta w ę dalszego rozw oju.

III. U k szta łto w a n ie d ok tryn y k la sy czn ej (X I—X II w w .)

W 'Okresie, k tó ry zaczyna się D dkretem B u rc h a rd a z W orm acji (ok.

1008—1012) do w stą p ie n ia n a tro n p ap iesk i Inocentego I II (1198), poło­

żone zostały p o d w alin y klasycznego p ra w a kanonicznego, zaró w n o dzięki zg rom adzeniu w w ielk ich zbiorach głów nych te k stó w odziedziczonych po p ierw szym tysiącleciu, jaik i dzięki p oczątkow i re fle k s ji k anonicznej, k tó ra dzięki rzy m sk iej tech n ice p raw n ic zej zo stała św ieżo przysw ojona.

D e k re t G ra c ja n a (ok. 1140 r.), w k tó ry m przep isy {ca u s a s ) X X V III—X X X V I pośw ięcone są m ałżeństw u, je st w te j m a te rii etap e m istotnym . W sk u tek b o gactw a in fo rm a c ji i dzięki stan o w isk u , k tó re z a j­

m u je w obec z a w ie ra n ia w ęzła m ałżeńskiego, do starcza d o k try n ie k a n o ­ niczn ej now ej p odstaw y. S tan o w i p u n k t w y jśc ia d la d o k try n y k lasy cz­

n e j (do ch w ili obecnej a k tu a ln e j) m a łże ń stw a kanonicznego.

* » * *

Z biory kan o n iczn e X w. noszą n a sobie ślady niepew ności p ra w n e j i n ie u p o rz ąd k o w an ia obyczajów , k tó re o d rzu c ają często zasadę n ie ro ­ zerw aln o ści m ałżeństw a.

I ta k w sw oim p rzew o d n ik u k anonicznym d la w izy tac ji bisk u p ó w de syn o d a lib u s causis, proboszcz R eginon z P rü m (zm arły w 915 r.) w y k az u je p o staw ę w ah an ia. W księdze II, gdzie m ów i „o m a łże ń stw ie”

i „w ystępkach se k su a ln y c h ” (kanony 99 —264) um ieszcza w k a n o n a ch 101.—106 sześć te k stó w , w k tó ry e h sprzeciw ia się p o w tó rn em u m a łże ń ­ stw u po se p arac ji, podczas gdy tro c h ę d alej k an o n y 118— 125 są o d b i­

ciem laksystyczinym n o rm „S ynodu w V erb erie”. M ożemy zapytyw ać siebie, ja k ą k orzyść k an o n isto m ów czesnym m ogły przynieść ta k raż ące p rzeciw ieństw a. W każdym razie je st to dowód niepew ności proboszcza z P riim co do drogi, ja k ą iść należy.

P raeloquiorum L ib ri VI b isk u p a re fo rm a to ra b isk u p a R a th ie r z W e­

ro n y w y d a ją się być b a rd z ie j su ro w e ta m , gdzie chodzi o n ie ro z erw al­

ność. R a th ie r, m o ra lista , k tó ry czerpie n a tc h n ie n ie z A u g u sty n a, o b sta je p rz y jedności p a ry m a łże ń sk ie j, p o d e jm u ją c fo rm u łę c a r o u n a, n a k tó r e j o p iera się te z a n ierozerw alności. Jed n o ść ta je d n a k zn ik a — ja k p o w iad a — w w ypadfcu cudzołóstw a, k tó re niszczy w ęzeł: q u a n d o f o r n i c a t i o e s t , c o m r u p i t v i n c u l u m , i a m d e s i i t e s s e u n a c a r o. F o rm u ła, ja k było pow iedziane w yżej, co n a jm n ie j „w ie­

loznaczna” i imożnaby kw estionow ać czy zniszczenie jedności, k tó ra b y ła dla R a th ie r’a logiczną p o d sta w ą n ierozerw alności, czy m a pociągać za sobą je j w ygaśnięcie.

W ielki Z b ió r K anoniczny, k tó ry w początku X I w . (m iędzy 1008—1012) sporządził b isk u p W orm acji B u rc h a rd , n ie w yp o w iad a się te ż w y raźn iej

(19)

n a rzecz nierozerw alności, niż to uczynił Reginon. Od niego to w łaśnie p rz y jm u je B u rc h a rd dużo tekstów . Z n ajd u jem y w D ekrecie sw obodne k a n o n y z V erb erie i p ew n e iwskazania z P enitenciariów . B u rch a rd zgro­

m a d ził je d n ak ta k ż e te k sty , k tó re .przypom inają o zasadzie n ie ro z e rw a l­

ności- W całości sw ej je d n ak jego zibór św iadczy o chw iejności b isk u p a i pew nych oporach, ja k ie w N ad ren ii n apotykało stosow anie te j zasady.

P o stu le tn im m ilczeniu praw o d aw stw o soborow e zaczyna znów p rz y ­ pom inać nakaz nierozerw alności. Synod w B ourges z 1. X I 1031 r., k tó ­ reg o nakazy p o d ejm u je Synod w Lim oges 18 g ru d n ia tego ro k u , za­

b ra n ia pow tórnych zw iązków m ałżonkom sep aro w a n y m z inn y ch pow o­

dów niż cudzołóstwo. Co pozw ala sądzić, że uzn aw ali oni w w y p ad k u cudzołóstw a oddalenie w spółm ałżonka, a to rozw iązyw ało w ęzeł m a ł­

żeński. N ato m iast Synod w R eim s w r. 1049, k tó rem u przew odniczył papież L eon IX , san k cjo n u je ekskom unikow anie pow tórnych m ałżeństw ludzi rozw iedzionych, nie u w zględniając w y p ad k u rozw odu z pow odu cudzołóstw a.

I znow u, ja k to już nieraz byw ało, p o w sta je rozdżw ięk pom iędzy p rze p isam i p ra w a i rzeczyw istością codziennego życia. W śród „W ielkich tego ś w ia ta ” ( k t ó r y m i jedynie in te re su ją się k ro n ik arze , R aoul de V er- m andois oddala sw oją żonę, aby ożenić się z w dow ą po H en ry k u I, A n n ą R osyjską, zaś w r. 1081 cudzołożne m ałżeństw o F ilip a I z B e r- tr a n d ą de M ontfort zostało błogosław ione przez b isk u p a de Senlis i p rz y ję te przez k le r fra n cu sk i. Je że li n a w e t Yves z C h a rtre s potępia tę bigam ię, w jego obecności jednaik S ynod, w k tó ry m sam bierze udział, stw ie rd z a rozw iązanie pierw szego m ałżeństw a. Zgorszenie, p rze­

ciw k tó re m u pro testo w ało pap iestw o i jego legaci, pociągnęło za sobą ek sk o m u n ik ę k ró la i obłożenie k ró lestw a in te rd y k tem . M ałżeństw o k ró ­ lew skie zostało potępione w yrokiem kościelnym . B e rtra n d a i k ró l orzy- m a li przebaczenie pod w aru n k ie m zap rzestan ia w zajem nych sto su n k ô ’.v m ałżeńskich.

W o statn ich la ta c h X I w. zbiory kanoniczne sk ła n ia ły się je d n ak coraz b a rd z iej k u zasadzie nierozerw alności. Ju ż A nzelm z Lucci nie zeaw ala n a p o w tórne m ałżeństw o w w y p ad k u szaleństw a, albo p rzejścia na w y ­ zn a n ie w spółm ałżonka A L an fran c, proboszcz z Bec i arc y b isk u p C an­

te rb u r y od 1071 r. pisze: L u c e c l a r i u - s l i q u e t q u i a v i v e n t a v i r o v e l u x o r e , e x t r a n e a r n c o p u l a m q u a e r e r e n u l l i e o r u m l i c e t .

A le zw łaszcza Y ves z C h a rtre s przy k o ń cu X I w., dzięki w ielk iej licz­

bie tek stó w , k tó re grom adzi w sw oim D ekresie (1093—-1094), a następnie w P an o rm ie , d aje najw iększy w k ład w te o rię nierozerw alności.

* * *

W p rzep isach (causes) 27—36 D ek ret G ra c ja n a om aw ia szeroko s p r a ­ w ę m ałżeństw a. Ja k ie ś 400 kanonów , k t ó r e ' m ów ią o m a t r i m o n i u m grom adzą, zgodnie z m etodą D ek re tu . a u c t o r i t a t e s , pochodzące z P ism z pierw szych dziesiątków X II w ieku. Z n ajd u jem y iwięc ta m nie

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ponad- to wydaje się, że dla autora sprawa odpowiedzialności jest kluczowa dla życia współczesnego człowieka.. Mieszczą się tu takie problemy, jak życie poważ- ne, oparte na

Przyjęcie budżetu było ważnym etapem rozwoju Unii i jej wsparcia w okresie pandemii. Nie należy jednak sądzić, że kwestie praworządności zostały ograniczone

Książka o tematyce kryminalnej została wydana w 2017  roku.  Jej  autorem  jest  Simon  Toyne.  Warto  dodać,  że  jest  to  druga  część 

3. W przypadkach nieprawidłowości lub oczywistego nadużycia przez podmiot danych jego praw i tam, gdzie podmiot danych domniemywa, że przetwarzanie jest bezprawne, administrator

Analiza SWOT uwzględnia elementy na zewnętrz przedsiębiorstwa, takie jak: czynniki ekonomiczne, polityczne, technologiczne, społeczne i etyczne.. Czynniki pozytywne to szanse

Chondrodermatitis nodularis helicis (CNH, syn. chondro- dermatitis nodularis chronica helicis, ucho śpiocha, bolesny guzek ucha) jest łagodnym schorzeniem zapalnym mał- żowiny

Rami Darwisz z Aleksandrii Przemiany w świecie arabskim, które rozpoczęły się na przełomie 2010 i 2011 ro- ku, a którym świat zachodni nadał nazwę Arabskiej Wiosny, były

- Nie, jest ich dwa razy więcej, bo do parzystych dochodzą jeszcze liczby nieparzyste, których jest tyle samo, co parzystych.. Ale jednocześnie jest ich dwa