Jean Gaudemet, Jerzy Laskowski
Zasada nierozerwalności małżeństwa od poczatków chrześcijaństwa do XII wieku
Prawo Kanoniczne : kwartalnik prawno-historyczny 21/3-4, 117-135
1978
JE A N GAUDEMET
ZA SADA N IER OZERW A LN O ŚCI M AŁŻEŃSTW A OD POCZĄTK ÓW C H R ZEŚC IJA Ń STW A DO X II W IEKU *
W kład now ego orędzia ew angelicznego w p ro b lem aty k ę m ałżeń stw a zn alazł sw ój w y ra z w jego nierozerw alności. Z asad a n ierozerw alności została u k a z a n a w różnych w y ra że n iac h przez trzech synoptyków : M t 19, 3—9; Mk 10, 2—12; Ł k 16, 18. Nowość te j zasady u ja w n ia się nie ty lk o w sto su n k u do p ra w a m ojżeszow ego, o k tó ry m w spom ina się w tych te k sta ch , ale rów nież w sto su n k u do zw yczajów i p ra w W schodu, śiwiata hellenistycznego i rzym skiego, w k tó ry ch E w angelia by ła gło
szona.
Nowość i jedyność tego orędzia. E w an g elia nie m ów i nic o w a ru n k ac h ce le b ra cji m ałżeństw a, o n a tu rz e w ięzi m ałżeńskiej an i o tym co później zostało określone w fo rm ie przeszkód m ałżeństw a. D ługie w y p raco w an ie d o k try n aln e, k tó re z n a jd u je a k tu a ln ie w y raz w rzym skim p raw ie kanonicznym w ychodzi poza za k res orędzia ew angelicznego- Bez w ątp ie n ia z n a jd u je o.no oparcie w P iśm ie św., przede w szystkim w opo
w ia d a n iu K sięgi R odzaju (2, 24), n a k tó re p ow ołują się E w angelie. S ta ro ży tn a tra d y c ja , w obecności C h ry stu sa na ślubie w K an ie G alilej
skiej i w Jego decyzji z te j o kazji pierw szego cudu; w idzi rów nież d ru g ą in sty tu c ją bożą m ałżeństw a. Sw. P aw eł w ielo k ro tn ie p o d ejm u je zagadnienie n ierozerw alności w ięzi m ałżeńskiej (Rzym 7, 2—3; I K or 7, 10—11 i 39; Ef 5, 31—32. N acisk te n w skazuje, że d la A postoła p ra w dziw ą now ością i isto tą tego orędzia była n ierozerw alność.
J a k by ła ona ro zu m ian a i p rz y ję ta na Zachodzie w ciągu pie rw sz e
go ty siąclecia ch rz eśc ija ń stw a? JN a d tego ro d za ju re fle k s ją h istoryczną chcem y siię obecnie zastanow ić. W y stęp u je trw ało ść tego orędzia w przeróżnych społeczeństw ach. S tu d iu m to pow inno służyć zd an iu so
bie spraiwy z różnic w y stę p u jąc y ch w p rzeróżnych epokach.
W o k resie c e sa rstw a rzym skiego K ościół p o w sta w a ł i ro zw ija ł się w śro d o w isk u społecznym , k tó re m iało sw oje w łasne zw yczaje. J a k m ógł on być słuchany? Czy nie należało łączyć p rzeciw ieństw a, n a rz u
cać w łasny sposób w idzenia, tolerow ać te zw yczaje, w zględnie je od
rzucać.
W okresie średniow iecza zachodniego u k az an o te n p ro b lem w no
w ych pojęciach. C h rześcijaństw o zostało narzucone. W sipołeczinym n ie-
* T reść tego a rty k u łu została w ygłoszona w form ie w y k ład u na O gól
nopolskim S ym pozjum K an o n istó w , w W arszaw ie na W ydziale P ra w a ATK. T łu m aczenia dokonał ks. d r Je rz y L askow ski.
lad zie, w k tó ry m w ładze polityczne u k ry w a ły bard zo często w łasną słaibość pod fo rm ą przem ocy, b isk u p i w y d aw ali się być czynnikiem s ta b iliz u ją c y m ; stałymi i silnym . K ościół wjprowadiza stopniow o praw o
<!bardiziej na synodach reg io n aln y ch niż w Rzymie) i od połow y IX w ie k u w ładza ju ry sd y k c y jn a nad w ięzią m ałżeńską sta je się w yłączna.
A le w y jątk o w a pozycja Kościoła nie w y starcza, by ujarzm ić p ry m i
ty w n e społeczeństw o, w k tó ry m m oralność ch rześcijań sk a by ła słabo ro zu m ian a.
Z kolei m am y 3 złoty okres p ra w a kanonicznego, w k tó ry m refle k sja teologiczna i k anoniczna p rz e p la ta ją się w zajem nie. W ty m czasie m a ł
żeństw o chrześcijań sk ie byrwa u kazyw ane ja k o k o n tra k t i sa k ra m en t.
T e trzy o k resy n arz u c a ją schem at naszych rozw ażań. I ta k p rz e a n a lizu jem y zagad n ien ie nierozerw alności:
— w św iecie rzy m sk im (I — V w.)
— w społeczeństw ie średniow iecznym na Zachodzie (VI — X w.)
— o k res w y p ra co w a n ia n a u k i klasy czn ej (XI — X III w.)
I. Ś w iat rzym ski (Ii— V w.) P o tw ierd zen ie n o w e j m oralności
P otęp ien ie o d d alen ia żony, na kitóre pozw alała tra d y c ja m ojżeszow a i zw yczaje św ia ta rzym skiego zostało odw ołane przez au to ró w chrześ
cija ń sk ic h z du żą m ocą, ale nie bez niuansów - daw ali te m u w y raz w czasie kiedy k o m en to w ali fra g m e n ty E w angelii o o desłaniu żony. Do
b rz e je st zw rócić uw agę n a te k sty M ateusza, M a rk a i Ł ukasza i zw ró
cić uw agę jalk je czytali i in te rp re to w a li w pierw szych w iekach. I n te r p re ta to rz y są zgodni w potęp ien iu odrzucenia żony i o k reśla ją m ian em cudzołóstw a zw iązek, k tó ry m iał m iejsce po ro zerw an iu pierw szego m ałżeństw a. W ypada zaznaczyć, że chociaż te k sty są przeciw ne o d d a
la n iu w spółm ałżonka* nie w y p o w iad a ją się za trw a łą w ięzią aż do ś m ie rc i
W tekście M ateusza (19., 9) zostało m ocno podkreślone, by nie odda
lać w spółm ałżonka za w y jątk iem w y p ad k u cudzołóstw a. S form ułow a
n ie to zostaje rów nież p otw ierdzone w awnigelii M ateusza w m ow ie n a górze (5, 32). Tego ro d za ju k la u z u la nie w y stę p u je an i u M arka, a n i u Ł ukasza. T ek st M ateusza będzie b ardzo często cytow any w lite ra tu rz e crrze ścijań sk iej w ciągu pierw szego tysiąclecia, pom iom o tr u d ności, ja k ie on za w ierał w sobie. P ew n e różnice m iędzy trze m a ew a n geliam i przyczyniły się do pow stan ia różniic w k o m en tarza ch do nich, ale one są niew y starczające d la w y jaśn ien ia w szystkich różnic. No
wość orędzia n ap o ty k a na szereg tru d n o ści w zastosow aniu go w spo
łeczeństw ie, k tó re u zn a w ało szeroko roziwody. T rudności te u zew n ętrz
n ia ją się w różnych form ach, w te k sta ch pierw szych w ieków . W te k sta c h ty c h u ja w n ia się osobowość k om entatorów , ich w łasne pojęcie m oraln o ści ch rześcijań sk iej. W w ielu dziedzinach odbyw ały się poszu
k iw an ia, co nie pozostało bez w pływ u n a ich pism a.
P ierw sza in te rp re ta c ja zasady nierozerw alności, k tó ra d o ta rła do nas Jest zasada z P asterza H erm asa. J e s t ona siurowa. H erm as zobow iązuje m ęża, by o d p raw ił sw o ją żoną, k tó ra ■popełniła cudzołóstw o i za b ra n ia m u ponow nie zaw rzeć m ałżeństw o, po odp raw ien iu żony. A le zobo- wiąizuje on rów nież m ęża, by p rz y ją ł ponow nie żonę u p ad łą, jeśli ża
łu je ona sw ojego czynu. W końcu ośw iadcza, że ta sam a p r a k ty k a m a moc zobow iązującą zarów no d la m ężczyzn jaik i d la kobiet.
D ru g a apologia Ju s ty n a przynosi św iadectw o o rzeczyw istości ży oia m ałżeńskiego. „K obieta, k tó ra żyła z m ężem rozw iązłym i sam a postępow ała rozw iąźle, sta ją c się ch rz eśc ija n k ą p o w in n a zm ienić sw o
je postępow anie i sta ra ć się przekonać m ęża, by zaczął żyć inaczej.
K iedy zaś on jej nie posłucha i kiedy ona dłużej nie będzie m ogła znieść w spólnego życia, żona — pom im o zach ęty n ajbliższych do c ie rp li
w ości — pow inna się rozw ieść, d ając m ężow i to co nazyw a się r e p u - d i u m . ” T ek st te n w sk az u je , że J u sty n nie p o tę p ia se p arac ji, szczegól
nie w p rzy p a d k u sta n ia się ch rześcijan k ą i niem oralnego p ostępow a
n ia męża.
Stro m a ta II K lem ensa A lek san d ry jsk ieg o p o su w ają d alej tę analizę.
P ow ołując się na te k st M ateusza K lem ensa dopuszcza odesłanie żony w p rz y p a d k u cudzołóstw a. Ale uw aża on — zgodnie z trze m a ew ange
listam i, zaw arcie nowego m a łżeń stw a za życie m ałżonka odesłanego za cudzołóstw o. K lem ens A lek sa n d ry jsk i je st zdania, że „ktokolw iek odisyła siwoją żonę popełnia cudzołóstw o”. Jego zdaniem sp raw ca od
rzu cen ia jest odpow iedzialny za cudzołóstw o k obiety odrzucanej.
Oriigenes, w sw oim K o m en tarzu do M ateusza, porusza kw estię, k tó r a później będzie b ardzo szeroko om aw iana. Dlaczego C h ry stu s nie ro zw ażał innych ty tu łó w odesłania żony, ja k tylk o z pow odu cudzo
łóstw a? Istn ie ją bow iem in n e pow ażne błędy, ja k : otrucie, zabójstw o dziecka, zniszczenie m a ją tk u m ęża (...). O rigines bez ro zstrzy g an ia kw estii, nie może u k ry ć sw ojego zakłopotania.i. P ew n e rzeczy w y d a ją się dziw ne, ale ja nie w iem ozy one są rzeczyw iście dziwne. S p ra w ą niezbyt ro zsąd n ą jest zw racan ie u w agi n a błędy, k tó re w y d ają się być gorsze od cudzołóstw a. Z w ra ca jąc uw ag ę na opinię P an a, najgorsze je st nieuznaw anie w łasn ej grzesenoścjj O rigenes nie za jm u je sta n o w i
ska. On o tw iera d eb a tę i stw a rz a p odstaw ę pod szerszą in te rp re ta c ję j i l s i f o r n i c a t i o n i s c a u s a .
K w estie pozostaw ione bez odpow iedzi św iadczą o p ew nym niepoko
ju Dokitorów K ościoła. W sy tu a cjach k o n k re tn y c h b isk u p i pow inni d e
cydow ać. O rigenes donosi, że n iektórzy b isk u p i zezw alają na ponow ne zaw arcie m ałżeń stw a za życia pierw szego w spółm ałżonka. W tego ro
d z a ju p rzy p a d k ach — m ów i on — że p o stę p u ją oni p rzeciw p ra w u Bożemu. „P rzeciw nym je s t p ra w u P ism a św., że n iek tó rzy szefow ie (dom yślne — biskupi) Kościoła pozw alają kobiecie ponow nie zawirzeć m ałże ń stw o za życia m ęża, idąc ty m sam ym przeciw ko te m u co je st n a p isa n e (...). Bez w ątp ie n ia nie u d zielano tego ro d z a ju zezw oleń bez motyiwów, poniew aż były one sprzeczne z praw em u stanow ionym na
początku. P raw dopodobnie w y rażan o zgodę, by u n ik n ą ć rzeczy gor
szych. Byłoby rzeczą niezw ykle doniosłą w iedzieć ja k ci o sta tn i u s p ra w ied liw iali sw o ją postaw ę. Nie w ystarczy pow iedzieć, że oni ta k po
stępow ali, poniew aż byli b ardzo w ra żliw i n a trag e d ię m ałżonków ży
jących w se p arac ji, albo dlatego że chcieli u n ik n ą ć w iększego zła. D y
le m a t jest pow ażniejszy, gdyż b isk u p i — jaik niekiedy m ówiono — albo nie uw ażali, że pierw sze m ałżeństw o zostało rozw iązane i w ta k im p rzy p a d k u sta w a li się w pólnikam i bigam ii cudzołożnej, albo n ie ro zerw alność pierw szego m ałżeń stw a nie w y d aw ała się im sp ra w ą oczy
w istą.
M ożna znaleźć w ry gorystyczinej n auce T e rtu lia n a i jeszcze przed jego okresem m onastycznym , że je st on m ocnym obrońcą zasady ab so lu tn e j n ierozerw alności m ałżeń stw a, a polem ista opuścił te k sty kłopotliw e. O brońca jedności m ałżeń stw a nie m ógł postąpić in a czej, ja k tylk o potępić rozw ód i p o w tórne zaw arcie m ałżeństw a.
E t s i r e p u d i e m u s , n e n u b e r e q u i d e m l i c e b i t . To p o tw ierd za stałość w ięzi niemożość p ra w n ą ponow ego zaw arcia m ałżeń
stw a. A le kied y on pisze d d v o r t i u m ip r o h i b e t (D o m i ,n u s) n i s i s i t u r p i - c a u s a , czy te n rozw ód je st in n ą rzeczą od te j, ja k ą znało społeczeństw o rzym skie w ty m czasie? W ypada p rze p ro w a
dzić dowód. In n y fra g m e n t z A d v e rsu s M arcionem (IV, 34, 6) w y d a
je się jeszcze b ard z iej jasny: P r a e t e r e x c a u s a a d u l t e r i i n e c C r e a t o r d i s i u n g i t q u o d i p s e c o n i u n x i t . P rz e ciw staw ne zestaw ienie d i s i u n c t i o — c o n i u n c t i o w y d aje się dobrze za w ierać n a s tęp u jącą m yśl: ja k w ięź je st stw orzona przez .po
łączenie (coniunctio), ta k zostaje ro ze rw an a przez rozdzielenie (disiun
ctio).
Jeszcze bad ziej niepokojący je st te k st z „ad u x o rem ” (II, 1, 1);
w spom ina on o kobietach, k tó re k ie d y n ad a rzy ła się im o k az ja czy to przez rozw ód, czy poprzez śm ierć w spółm ałżonka — za w ie ra ją p o n o w nie zw iązek m ałżeński z poganam i. On nie k w estio n u je „okazji” i roz
w aża na ty m sam ym poziom ie rozw ód i śm ierć pierw szego w sp ó łm ał
żonka. W życiu w ielu osób rozw ód niszczy w ięź podobnie ja k śm ierć.
A także sam T e rtu lia n p o tęp ia ponow ne zaw arcie m ałżeństw a, ale nie m ów i nigdzie, że p ra w o tego za b ran ia .
■Zatem m ożna w yciągnąć w niosek, że jak iek o lw iek byłoby stanow isko
■osobiste polem isty afrykańskiego, jego potępienie ponow nego z a w a r
cia m a łżeń stw a n ie je st kw estionow ane,' w jego pism ach p rze ja w ia się nie ty lk o p r a k ty k a p o w tórnych m ałżeństw , ale u zn a n ie ich p ra w o w i- tości n iek tó ry ch z nich, skoro rozw ód spow odow any cudzołóstw em k o ń czy ł pierw szy związek. '
N iek tó re k ie ru n k i d o k try n a ln e in te rp re to w a ły „n i s i f o r n i c a - t i o n i s c a u s a ” nie ty lk o jako u p raw n ie n ie, .niekiedy n aw e t jako żąd an ie odesłania m ałżonka w innego, a le w idziały to jako zerw anie w ęzła m ałżeńskiego. N au k a, odnośnie k tó re j L ak tan cju sz w y d aje się ro
bić alu zję na początku IV w ieku, skoro przypom ina, że zgodnie „z n a kazem Bożym, popełnia cudzołóstw o ten , k to p r a e t e r c r i m e n a d u l t e r i i u x o r e m d i m i s e r i t u t a l t e r a m d u c a t lu b k iedy głosi, że nie m ożna odesłać m ałżonki, jeśli się jej nie dow iedzie cudzołóstw a, aby nigdy zw iązek m ałżeń sk i nie był rozw iązany n i s i q u o d p e r f i d i a r u p e r i t .
W schód IV wieiku zn a te sam e tru d n o ści. Trzy listy B azylsgo z Ce
za re i do A m philoque’a, a b isk u p a Ic anion n a te m a t „kanonów ”, k tó re n a b io rą w arto śc i p ra w n e j w K ościele W schodnim , św iadczą o w y stę p o w an iu tych sam y ch niepew ności.
' M ożna znaleźć u J a n a C hryzostom a to sam o potw ierd zen ie zasady i te sam e n iejasności w „przy p ad k ach z p o g ranicza”... On nalega na jedność p a ry m ałżeń sk iej zam ierzonej przez Boga, od m om entu S tw o
rzenia. Jedność m a łżeń stw a je st w ięc niero zerw aln a. W sw ojej d ru g iej hom ilii o m a łże ń stw ie (po 398 r.) J a n p o d k reśla now ość orędzia chrześ
cijańskiego. „On w ie, że dla w ielu je st to reg u ła now a i nieoczekiw a
n a ” i dlatego p rzypom ina ją z .mocą. N ierozerw alność tr w a do ro z
dzielen ia m ałżonków ; ty lk o śm ierć ro zry w a w spólną wlęż. j
P o zostaje p rzy p a d ek tru d n y , pozostaw iony przez fra g m e n t św. M a
teusza, którego św. J a n Chryzostorri nie pom ija. Dziw i się, że w ładza o d esłan ia w spółm ałżonka je st w y raźn ie sfo rm u ło w an a i dotyczy p rz y pad k ó w cudzołóstw a. P ow ołując się n a list św. P aw ła, k tó ry odradza oddalenie w spółm ałżonka niew ierzącego i za p y tu je się „co sądzić o ty m ? ’ Je śli chodzi o niew iarę, m a zositać ze sw oją żoną, jeśli zaś m a m iejsce cudzołóstwo, m a postąpić przeciw nie. A je d n a k cudzołó
stw o jest m n iejszy m grzechem niż b ra k w iary.
I ta k zostaje postaw ione na now o zagadnienie za k resu p ojęcia „cu
d zołóstw a”, na k tó re zw rócił uw agę już O rigenes, a J a n C hryzostom w sk azał w ja k i sposób należy go rozw iązać. On określa, że w p rz y p a d k u b ra k u w ia ry m ałżeństw o istn ieje, chociaż p rzy p a d k u ode
sła n ia k obiety cudzołożnej, „m ałżeństw o jest już rozw iązane... po cu
dzołóstw ie m ąż nie m oże się w ięcej żenić”.
■ ĆJbok w ypow iedzi i teorety czn y ch d y sk u sji d oktorów należy w ziąć pod uw agę p r a w o d a w s t w o k a n o n i c z n e j C zerpie ono n a tc h n ien ie z zasad m oralności ch rz eśc ija ń sk iej i m a za zad an ie zapew nić p rze strz e g a n ie tego p raw a. Nie może je d n ak ignorow ać środow iska, społecznego, w k tó ry m m a być stosow ane. Nie dlatego, aby czynić u stę p stw a dla w szystkich jego popędów , ale aby zdać sobie sp raw ę z tru d n o ści i sta ra ć się zapew nić skuteczność rozporządzeń tego p r a w a. O znacza to, że d la h isto ry k a p raw o d aw stw o jest jednocześnie w y
razem ja k iejś w oli i znakiem postaw y społecznej.
’ J e d e n z k an o n ó w w y d an y przez „Synod w L aodycei” pozw ala udzie
lić K om u n ii św. m ałżonkow i, k tó ry za w a rł m ałżeństw o po ra z d ru g i, dqpiero ,jpo pew nym ceasie” i po „dopełnieniu p o k u ty ”. A i to ,<przez pobłażliw ość” (kanon 1.). Czy to dru g ie m ałżeństw o m iałoby m iejsce po śm ierci w spółm ałżonka, czy też po rozw odzie? T ek st nic n am o ty m
n ie mówi. Ale jeśli miałoiby tu chodzić o p o w tórne m ałżeństw o wdow ca albo w dow y, k tó re m iałoby w ym agać dopełnienia pok u ty , należałoby przypisyw ać „Synodow i w L aodacei” w y jątk o w ą surow ość i d ezapro
b a tę każdego. pow tórnego m a łże ń stw a, co zd a je się nie było opinią do
m in u jąc ą u dok to ró w w schodnich; a n a to m ia st pozw alałoby sądzić, że p o w tó rn e m a łże ń stw a osób rozw iedzionych byw ały na ty le częste, że w ym agały in te rw e n c ji p raw odaw cy, a le też że jeśli ów u w ażał je za obcigżone w iną, nie cofał się przed udzieleniem przebaczenia.
K a n o n y A p o sto lskie, k tó re w y ra ża ją n au k ę diecezji (cywilnej) W scho
d u ok. r. 400 ro z p a tru ją ta k że w ypadek „świeckiego, k tó ry po odesła
niu sw ojej żony p o ją ł d ru g ą ’ ’i zostaje obarczony ekskom uniką (K.
48). O znacza to, że czyn był grzeszny, ale n ie w ykluczający p rz e b a czenia.
W reszcie p ew n a n a u k a b ard z iej łagodna w ypow iada się w k an o n ach dodanych do- k anonów N icejskich przez b isk u p a syry jsk ieg o M aro u ta w końou IV lub początku V w. Bez w ątp ien ia p o w tó rn e m ałżeństw o m ęża, po w ypędzeniu przezeń cudzołożnej żony, je st na pew no uiwa- żane za gnzesizne. Je d n ak ż e żona zniesław iona i oskarżona niesłusznie p rz e z m ęża i w ypędzona przez niego, może p o w tó rn ie w yjść za mąż.
T akże łacińskie tłum aczenie k anonów n a język a ra b sk i przez m a ro n itę A b ra h am a z H ekel w końcu V w. u zn a je rów nież m ałżeństw o opusz
czonego męża.
„L o k aln a” n a u k a i kanony m a ją w artość ograniczoną. B ardziej je d n a k niż ich łagodność należy zwrócić uw agę, że z a w ierają one św ia
dectw o p ra k ty k i w ypędzania, po k tó ry m n astępow ały p o w tórne m a ł
żeństw a.
* * *
Te sam e tru d n o ści i te sam e w ątpliw ości w y stę p u ją n a Zachodzie.
H i 1 a r y z P o i t i e r s uw aża, że człowiek, k tó ry odsyła sw oją żonę s ta je się w innym , gdyż popycha ją do ou d zo łó stw aj T a k o b ie ta oczy
w iście w y jd zie za m ąż p o w tórnie, zm uszona do tego przez fa k t swego w ypędzenia. W ydaje się, że H ila ry w ie z dośw iadczenia, że próżno je st spodziew ać się, aby odepchnięta żona m iała nie w yjść za m ąż po raz drugi. P o w tó rn e m ałżeństw o jest tu następstw em , grzesznym na pew no, ale ja k b y nieuniknionym , w w y padkach, k iedy żona została przez m ęża w ygnana.
R ozw ażanie na te rh a t u su w an ia żon jest okazją do u ja w n ien ia się an ty fem in izm u tajem niczego A m b o s i a s t r a . K obieta, k tó ra p o rzu c iła m ęża z pow odu jego złego pro w ad zen ia się, nie może zaw rzeć pow tórnego m ałżeństw a, „w olno je st n ato m ia st m ężow i pojąć now ą żonę, jeśli o d d alił sw oją grzeszną m ałżonkę. M ężczyzna nie jest zw ią
zany z k o b ietą w ró w n y m stopniu, gdyż m ężczyzna je st głową żony”.
Co się tyczy m ałżonków porzuconych „ze w zględu n a Boga” przez
•swego niechrześcijańskiego m ałżonka, może on zaw rzeć dru g ie m a ł
żeństw o bez p o p ełn ien ia grzechu. Bow iem „człowiek nie je st zobow ią
zany do re sp e k to w an ia m a łżeń stw a z tym , k tó ry p ogardza tw ó rcą m a ł
żeń stw a” , „obraza w obec S tw órcy ro zw iązuje p ra w a m ałżeńskie w sto s u n k u do tego, k tó ry został opuszczony”.
P ozycja ta , jako osobista opinia au to ra , którego nie da się zid en ty fikow ać, nie rzu c a w ięcej św ia tła niż p ra k ty k a po w tó rn y ch m ałżeństw
i d o k try n a, k tó re j nie b r a k usterek.
P obłażliw ości A m b ro siastra p rze ciw sta w ia się surow ość m o raln ą H i e r o n i m a . W A d v e rsu s Jo v in ia n u m k o m e n tu ją c 10 i 1.1 w iersz V II-go ro zdziału P ierw szego L istu do K o ry n tia n pisze: „K obieta może być w ypędzona jedynie z pow odu nierząd u , a jeśli już została w y
pędzona, nie m a p raw a, za życia sw ego m ęża, poślu b ien ia innego m ężczyzny”.
W liście do O ceanusa n a te m a t śm ierci F abioli, kobiety, k tó rą do
brze znał, H ieronim m ów i o poczuciu w iny i uzy sk an iu przebaczenia- F ab io la porzuciła pierw szego m ęża, k tó ry b y ł ro zp u stn ik iem i w yszła p o w tó rn ie za m ąż. H ieronim u zn a je jej błąd, ale u zn a je też koniecz
ność: „ F a c i l e c u l p a m f a t e b o r , d u m t a m e n r e f e r a m n e c e s s i t a t e m ”. F ab io la była m ło d a i nie m ogła pozostaw ać bez m ałżonka. W olała d ru g ie m ałżeństw o niż zło, k tó re pociągnąłby b ra k m ałżeństw a. H ieronim nie lekcew aży w ięc w ym ogów p raw a, k tó re p rzy p o m in a, u zn a je błąd, k tó ry m je st p o w tó rn e m ałżeństw o i opisuje z u znaniem surow ość pokuty, k tó rą n a s tę p n ie n arz u ciła sobie F abiola.
W kład a u g u stia ń sk i w n iniejszej m a te rii m a w agę zupełnie sp e cja ln ą zarów no dzięki sw ej szerokości i ścisłości, ja k i m iejscu, k tó re zajm ie w d o k try n ie w późniejszym praw odaw stw ie. Sw. A ugustyn w y pow is- dzdał się k ilk a k ro tn ie n a te m a t p o rzu c an ia w spółm ałżonka i zaw ieran ia now ego m a łżeń stw a — w pism ach d atu jąc y ch się z la t: 394 De Serm one D om ini in M onte i z ro k u 420 (de n u p tiis et concupiscentia et de co- niugiis adulterinis).
P rz ed e w szystkim jego ro zw ażania dotyczą przyczyn, k tó re m ogłyby u p raw om ocnić w ypędzenie w spółm ałżonka. Ju ż niektórzy au torow ie byli zaskoczeni tym , że nie ograniczał się on tylk o do n ierządu, zgodnie z te k ste m św. M ateusza. W De S erm o n e D om ini in M onte (ar. 394), A ug u sty n ro zciąga .term in f o r n i c a t i o na n ie w ia rę , b ałw o c h w al
stw o, chciw ość i w szelk ą pożądliw ość cielesną, podczas gdy w de d iv e r- sis ąuaestionibus (zapew ne nieco późniejszym ), sto su je tę in te rp re ta c ję w szerszym znaczeniu d o n ie w ia ry (nierząd duchow y).
J e ś li chodzi o sy tu a c ję , k tó ra z a istn ie je po odesłaniu w spółm ałżonka, je st ona dla A u g u sty n a bardzo jasn a. A ni żyjący w se p a ra c ji m ężczyz
n a , an i k o b ieta n ie m ogą za w rz eć aow ego z w ią z k u .z a życia pierw szego w spółm ałżonka. N aukę tę p o w ta rz a cały sz ereg tra k ta tó w . I jak k o lw iek A u g u sty n k ła d zie siln y n a c isk na p ro k re a c ję jako cel m ałżeń stw a, po
tę p ia fo rm a ln ie now e m ałżeństw o z a w iąz an e po od esłan iu m ałżo n k i n iepłodnej. Stanow czość d o k try n y bierze je d n a k pod uw agę ró żn o ro d ność sy tu a cji. P o tępienie pow tórnego m a łże ń stw a za życia w sp ó łm a ł
żonka w de coniungiis ad u lterin is nie przeszk ad za do tra k to w a n ia jako m n ie j grzeszny, pow tó rn y ,.?wiązek człow ieka, k tó ry porzucił sw ego cu - dzołożnego m ałżonka, .niż kiedy ze rw a n ie ' było nieuspraw iedliw ione.
M ężczyzna, k tó ry żeni się po ra z d ru g i po w ypędzeniu cudzołożnej żony, „grzeszy” w edług A u g u sty n a w sposób godiny u zy sk an ia p rz e b a czenia (venialiter). Gdyż — ja k m ów i — „iw słow ach Bożych je st ta k tru d n o rozpoznać czy te n człowiek, k tó re m u w olno jest bez żadnych w ątp liw o ści porzucić cudzołożną żonę, ozy i on nie będzie u z n a n y za cudzołożnika, jeśli pojm ie d ru g ą ”.
Z d ru g ie j stro n y A ugustyn p o ru sza sp ra w ę dopuszczenia do ch rztu ludzi rozw iedzionych i żyjących w d ru g im m ałżeństw ie. W sw ojej p ra c y de fid e et operibus głosi, że „M iłosierni ojcow ie zgadzają się go udzie
lić” , w zruszeni są bow iem w idząc odm ow ę ch rztu . Nie przeczą n a p e w no, że nie m a tu m iejsce cudzołóstw o, ale „chcę przy jść z pom ocą w p rzy ję c iu ch rz tu ta m , gdzie w idzą lu d z i u w ik ła n y c h w podobne s y tu acje. U w ażają, że będzie to lepsze niż odm ow a ch rz tu i życie, a n a w et śm ierć bez żadnego sa k ra m e n tu , n iż sw oboda za cenę złam an ia cu- dzołożnych zw iązków ”. B iskupi ci działali ta k .„popchnięci p e w n ą litością k u ludziom ”. A ugustyn b oleje sk ą d in ąd n ad b ra k ie m u św iadom ienia już od czasu p rzygotow ania katech u m en ó w na te m a t ich sy tu a cji m ałżeń
skiej i n ad pow ażnym błędem , k tó ry stw a rz a n ieu p o rząd k o w an a s y tu acja. T u ta j — pow iada — leży „zan ied b an ie”. A je d n a k z a p y tu je siebie:
S i a u t e m f a c t a e f u e r i n t ( S e c . u n d a e n u p t i a e ) n e s c i o u t r u m i i q u i f a c e r i n t , s i m i l i t e r a d b a p t i s m u m n o n d e b e r e v i d e a n t u r a d m i t t i .
W ypow iedzi ta k ie św iadczą, że an i u A ugustyna, a n i u H ieronim a ścisłość d o k try n a ln a nie w yklucza w ielk iej w rażliw ości d u szp astersk iej.
O baj zd a ją sobie sp raw ę, że b y w a ją w y p a d k i tru d n e . Nie n eg u ją istn ien ia b łę d u i .nie dążą do jego w ytłum aczenia. C zasam i je d n a k d ają w y ra z sw ojem u zakłopotaniu.
K an o n y soborow e ja k i d e k re ty pap iesk ie, k tó re są pow ołane do ro z strzy g a n ia ta k ic h d elik atn y ch sytu acji, s ą pod ty m w zględem rów nie ciekaw e.
* * *
D w a k a n o n y Synodu w Elw irze (praw dopodobnie ok. 300—303 r.) ro z p a tru ją sy tu a c ję k o biety, k tó ra p o opuszczeniu m ęża z a w iera noiwy zw iązek.' Ta k o b ie ta w każd y m raz ie zaw iniła. G rzech je d n ak jest w ięk szy, jeżeli opuszcza oma sw ojego m ęża „bez pow odu”. N ie m oże ona rów nież p rzy jąć K om unii n a w e t w chw ili ś m ie rc i G dy je d n a k odejście spow odow ane było cudzołóstw em m ęża, k o b ie ta żyjąca w pow tórnym m ałżeństw ie, przypuszczona zostanie do p rzy ję cia K om unii po śm ierci pierw szego m ęża, a .nawet w cześniej^ jeżeli f o r s d t a n e c e s s i t a s i n f i r m i t a t i s d a r e c o m p l e r i t . P rzebaczenie m oże zatem w pew nych w y p ad k a ch m ieć m iejsce jeszcze za życia pierw szego m ęża.
K an o n nie w ypo w iad a się na te m a trw a n ia czy też rozw iązania p ie rw szego m ałżeństw a. A le w w y p a d k u ^konieczności” to le ru je to drugie.
T ru d n o ści 'w prow adzenia niero zerw aln o ści, k tó r e p o k az u ją n a m 'kanony elw irsk ie, w y stę p u ją jeszcze w y ra ź n ie j w k a n o n ie 11 (10) S ynodu w A rles w r. 314. N a w stęp ie te k s t zak az u je pow tórnego m a łżeń stw a ( p r o h i b e m t u r n u b e r i ) ty m m łodym m ałżonkom , k tó rz y p rz y ła p ali sw o ją żonę in fla g ra n ti .na p rze stęp stw ie cudzołóstw a. A le dodaje, że w m ia rę m ożności ( q u a n t u m p o s s i t) ra d z i się im ( c o n s i 1 i u m e i s d a t u r ) , aby nie że n ili się p o w tó rn ie za życia sw oich pierw szych żon, m im o, że są one cudzołożnicam i”. U stęp o zakazie ( p r o h i b e r e) i rad z ie ( c o n s i l i u m d a r e ) w p ro w a d za do te k s tu p e w n ą sp rzecz
ność, k tó ra m ogłaby nasuw ać m yśl o n a k ła d a n iu się n a siebie dwóch sprzeczn y ch w skazań. D ru g a część s tw a rz a w k aż d y m ra z ie s ta n fa k
tycznych trudności, k tó re sygnalizow ał H ieronim w zw iązku z Fabiolą.
W 100 la t później, w A fry ce S obór w K a rta g in ie w drn. 13. VII. 407 r.
w ypow iada się b a rd z ie j stanow czo. Z w ra c a ją c się zaró w n o do m ężczyzn ja k i do k o b ie t „porzuconych” przez w sp ó łm a łż o n k a i pow ołując się n a e v a n g e l i c a e t a p o s t o l i c a d i s c i p l i n a za b ra n ia im p ow tórn eg o m a łże ń stw a i poleca im , zgodnie z tą n a u k ą albo pozostać sa m otnym i, albo pogodzić się. K an o n dodaje, że będzie p ro sił cesarza o p ro m u lg o w an ie p ra w a w te j m a te rii. W te n sposób zrobiony został jed en krok. W ładza kościelna już nie p o d k reśla różnicy pom iędzy p r a w em ch rz eśc ija ń sk im i p ra w e m państw ow ym . Życzy sobie, aby to o sta tn ie połączyło się z K ościołem i um ocniło jego pozycję.
D e k r e t y p a p i e s k i e w I połow ie V w iek u bardzo rzadko m ó
w ią o p o w tó rn y ch m a łże ń stw ac h po rozw odzie. T em aty te poru szan e są tylk o w odpow iedziach na p y ta n ia, z k tó ry m i zw ra c a ją się b iskupi w sw oich trudnościach. Chociaż te k sty te są rzad k ie, m a ją one p rz y n a j
m n ie j tę w arto ść, że są w yw ołane bezpośrednio p rzez sa m ą rzeczyw is
tość życia m ałżeńskiego.
Słyszym y p rzede w szystkim odpow iedź Inocentego I, d an ą biskupow i T uluzy, E xuperow i. P apież w y p o w iad a się n a te m a t „w ypędzonych”
m ałżonków , k tó rz y z a w a rli dru g ie m ałżeństw o i że te n dnugi ziwiązek je st zw iązkiem cudaołożnym , .a to q u a m v i s d i s s o c i a t u m v i- d e a t u r e s s e c o n i u g i u i n . Owo „diissociatii” n ie jesit te d y z e r
w aniem w ęzła, ale przem ieszczeniem m ałżeń stw a. Tacy m ałżonkow ie żyjący w p o w tó rn y m zw iązku, a w ięc cudzołożni, będ ą w ykluczeni ze w spólnoty w iernych.
Jeszcze jedno o sta tn ie św iadectw o w in n o być w łączone do tego już dość obszernego dossier, pozw ala bow iem u sta w ić le p ie j zagadnienie rozw odu w św iecie staro ży tn y m . Chodzi o pew ien deikret L eona W iel
kiego, dotyczący zw iązku m ężczyzny sta n u w olnego z niew olnicą. „ J e żeli k to ś znaczny d a je córkę w m ałżeństw o z człow iekiem , k tó ry m iał k o n k u b in ę , n ie należy sądzić, jakoby d a ł ją człow iekow i żonatem u, o ile ta m ta k o b ie ta n ie o trzy m ała w olności, n ie otrzym ała posagu p rz e w i
dzianego p raw em i jeżeli nie została zaszczyc.ona p u bliczną cerem onią
m a łże ń sk ą” . R ozw iązanie to , n aw e t w sw oim sfo rm u ło w an iu w y d aje się pochodzić w p ro st ze św ieckiego p ra w a rzym skiego. Było ono niezgodne z d o k try n ą o rów ności dzieci Bożych. L eo n m oże przew id y w ał k ry ty k ę ta k ieg o zró w n an ia z p ra w e m rzym skim rwrażliwjnm na nierów ności sp o łeczne. A by odeprzeć te n za rzu t, uprzedza że ta k ie w ym aganie rów ności społecznej, ab y imogło zaistn ieć p raw dziw e m ałżeństw o, było u sta n o w ione przez Boga o w iele w cześniej niiż p o w stało p ra w o rzym skie. P o w ołajm y się n a „A postoła” , k ie d y c y tu ję K sięgę R odzaju: ,ynie trz e b a aby sy n służebnicy dziedziczył n a ró w n i z synem w o ln ej”.
N ie u zn a ją c n a w e t trw a ły c h i godnych sz ac u n k u zw iązków za w a rty c h pom iędzy n iew olnikam i i iu d źm i sta n u w olnego, Kościół w prow adza b ard z o w ażn y w y ją te k od za sa d y nierozerw alności. N i; będąc m ałżeń - sltwiami, zw iązki te n ie były po d d an e jego p raw u . R ozw iązanie na p e w n o logiczne, a le o tw ie ra ją c e f u rtk ę p ew n em u u ła tw ien iu , fu rtk ę ty m szerszą, że zw iązki ta k ie były częste. H ieronim stw ie rd z a rzeczyw iście, że bardzo ubodzy ludzie zam iast się żenić bio rą sobie a n c i l l a e p r o u x o r i b u s, z k tó ry m i m ieć będ ą dzieci. D odaje, że ludzie ci z chw ilą, gdy do jd ą do lepszego s ta n u m a teria ln eg o , uczynią z mich u x o r e s . Nie chodzi w ięc tu o p rze lo tn e zw iązki, lecz o m a łże ń stw a, w .których uibóstwo m ęża sta ło n a przeszkodzie n a d a n ia Itemu zw iązkow i godności u p ra w n ie n ia i u s t u m m a t r i m o n i u m . Z w iązki ta k ie n ie po d le
gały zasad zie nierozerw alności.
* * *
Z te j d łu g ie j analizy, iktóra u k a z a ła n a m bogactw o i różnorodność d o k try n y ch rz eśc ija ń sk iej, w y n ik a ją , ja k się zdaje, trz y stw ierdzenia.
1. Z asad a n ierozerw alności s ta w ia n a jest przez te k sty pisane, zostaje potw ierd zo n a przez d o k try n ę ch rz eśc ija ń sk ą i p ra w o k anoniczne w spo
sób system atyczny i często z w ielk ą w yrazistością.
2. J e d n a k w sta w k a w ew angelii M ateusza „ m is i f o r n i c a t i o n i s c a u s a ” n a strę cz a tru d n o śc i i sp rz y ja in te rp re ta c ji, k tó ra pozw ala cza
sam i na p o w tó rn y zw iązek po odrzu cen iu m ałżonka, k tó ry zaw inił.
3; W ypow iedzi d o k try n a ln e , listy , k an o n y synodów , soborów i d e k re ty p ap iesk ie p o zw a lają w nioskow ać o częstości .powtórnych zw iązków jeszcze za życia pierw szego m ałżo n k a, a n ie k tó re z nich w p ro w a d za ją p ew n ą elastyczność w p ra w o nierozerw alności.
II. S połeczeństw o zachodnie w czesnego średniow iecza (ww. VI—X) N iepew ność d o k try n a ln a i p ra k ty k i laksystyczne
S łabość re fle k s ji d o k try n a ln e j, nieprecyzyjność, a często sprzeczności p ra w o d a w stw a i to w obec fa k tu , że in sty tu c ja m a łżeń stw a je st po
w ażnie zach w ian a w społeczeństw ie o gw ałto w n y ch i rozw iązłych oby
czajach, stw a rz a tru d n e w a ru n k i d la u trzy m an ia zasady n ie ro z e rw a l
ności w ok resie od VI do X ww.
J e s t to epoka, w k tó re j z a n ik a p otęga rzym ska, a n iesły ch an a słabość now ych w ładz politycznych d aje K ościołow i p raw ie całkow icie w o ln ą ręk ę w y d aw an ia p ra w o m a łże ń stw ie i o rze k an ia o jego w ażności. L e- g isla tu ra św iecka n ie je st n a pew no całkow icie pozbaw iona głosu w tej dziedzinie. A le po zred ag o w an iu p ra w „b a rb a rz y ń sk ic h ” odzyw a się ona w w iekach VI—V II b ardzo rzadko. I jeśli k a p itu ły K a r o l i n g ó w in te rw e n io w ały czasam i, czyniły to najczęściej pod naciskiem b isk u pów . O d zw iercied lają one b ard z iej d o k try n ę kan o n iczn ą niż w olę księcia.
T rz eb a w reszcie p am iętać, że tra d y c je germ ań sk ie, k tó ry ch ślady od
n a jd u je m y w p ra w a c h „b a rb a rz y ń sk ic h ” — uzn aw ały rozw ód. N a ty m p u n k cie u m a cn ia ły one sta re obyczaje rzym skie i stw a rz a ły now ą p rz e szkodę d .a p rzy ję cia zasady n ierozerw alności.
J a k te d y doszło do te j zasady w w a ru n k a c h ta k m ało sp rzy ja ją c y c h ? Z b a d a ń w spółczesnych św iadectw , w całej ich różnorodności, w y ła n ia ją się d w a głów ne spostrzeżenia: re g u ła n ierozerw alności w p ro w a dzona została nie bez odchyleń, a z d ru g ie j stro n y now a an a liz a po
jęcia w ęzła m ałżeńskiego sprecyzow ała w a ru n k i jej stosow ania. !
* * *
L isty papieskie i k an o n y soborow e tw o rzą istotę p ra w o d a w stw a k a nonicznego. Nie należy je d n a k pom inąć k siąg p okutnych, k tó ry ch po
w aga nie była te j sa m ej w artości, a le one sta n o w ią w ażne św iadectw o m en taln o ści i obyczajów p an u jąc y ch w społeczeństw ie.
S ynody g alijsk ie z o sta tn ic h la t C e sarstw a Zachodniego i epoki M ero- w ingów , sta n o w ią pie rw sz ą g ru p ę decyzji synodalnych. R zucając eksko
m u n ik ę n a tych, k tó rzy za w a rli zw iązek m ałżeński za życia pierw szego m ałżonka, Synod w A ngers z r. 435 p rzypom ina zasadę n ie ro z e rw a l
ności.
B ardzo w ażny Synod, k tó ry w 506 r. w A gde sfo rm u ło w ał pierw sze w sk az an ia k anoniczne dla m łodego K ościoła wizygockiego, zajm u je się ta k ż e sp ra w ą o d d alan ia w spółm ałżonka. E kskom unika, k tó rą grozi w kanonie 25 u d erz a w ty ch , k tó rzy dla zaw arcia now ego zw iązku z ry w ają sw oje m ałżeństw a, „bez p o d an ia dow odów u sp ra w ie d liw ia ją cych” i to „przed p rze d staw ie n ie m sw oich m otyw ów b iskupom ”.
B ardzo słab a re d a k c ja te k s tu pozw ala w ystępow ać pew nym n ie ja s
nościom o doniosłym znaczeniu. T ek st te n żąda bezsprzecznie sąd u m ię- d zy p row incjonalnego n a te m a t pod an y ch przyczyn u sp ra w ie d liw ia ją cych rozpad m ałżeństw a. N ie o g ranicza ty c h przyczyn je d y n ie do nie
w ierności w spółm ałżonka. K an o n n ie m ów i w y ra źn ie czy now e zw iązki m a ją iść w ślad za ta k im ze rw a n iem m ałżeństw a. Czy potępienie, k tó ro w nie u d erz a m a źródło w sam ej zasadzie, czy też w y n ik a z błędu
„p ro ced u raln e g o ”, k tó ry m a sw e źródło w fak c ie o d rzucenia pierw szego w spółm ałżonka bez p o d an ia sp ra w y try b u n a ło w i biskupów ? N ieudolna re d a k c ja te k stu n ie pozw ala rozw iązać z a g a d n ie n ia z całą pew nością.
Jego świadectwo nie daje też pewności, jeśli chodzi o postęp w łago
dzeniu dyscypliny.
(Z innych punktów widzenia, które stawały się powoli coraz to szer
sze, trwałość małżeństwa była ciągle kwestionowana. Kościół zaczyna teraz ustalać przeszkody wynikające z pokrewieństwa i wiemy, że roz
szerzył je jeszcze bardziej niż to czyniło prawo rzymskie. Mnożyły się wypadki małżeństw nieprawomocnych i endogamii częściowej, do czego było zmuszone społeczeństwo mało ruchliwe, cg powiększało jeszcze liczbę takich związków.
Wypadki tego rodzaju przewiduje kanon 30 Synodu w Epaonnie:
I n c e s t o s v e r o n u l l o c o n i u g i i d e p u t e n d o s . Związek kazirodczy nie jest tedy małżeństwem.jAle kanon nie mówi o nieistnie
niu małżeństwa a b i n i t i o , pojęcie z pewnością zbyt subtelne dla mentalności epoki. Kanon bierze zresztą pod uwagę małżeństwa kazi
rodcze już zawarte i przepisuje na przyszłość s e p a r a t i o n e s a n a - v e r i n t . Rozwiązanie praktyczne: kazirodczy związek zostanie zer
wany i to jest wzięte jako podstawa faktu:. Związek, który może trwał długie lata i posiada może potomstwo. To są fakty, których nie można ignorować. Redaktorowie kanonu biorą to pod uwagę. Zapytywać czy pokrewieństwo sprzeciwiało się a b i n i t i o zaistnieniu węzła mał
żeńskiego, czy też węzeł ten został rozwiązany przez separację z chwilą odkrycia błędu, znaczyłoby stanąć na gruncie koncepcji prawniczych, który nie jest wcale właściwy kanonowi. Separacja kładzie kres sytua
cji nieprawidłowej, (o czym kanon nie mówi, ale co potwierdzają liczne przykłady), separowani małżonkowie mogą zawrzeć nowe związki.
Jeżeli taką wagę przypisywaliśmy analizie słowa s e p a r a t i o , to dlatego, że pojęcie to będzie grało bardzo ważną rolę przez całe wczesne średniowiecze, co najmniej aż do XIII wieku. Nie tylko jest to stale stosowana sankcja w wypadkach małżeństw kazirodczych, o których częstości była mowa, ale jest także stosowana w wypadku innych nie
prawidłowych sytuacji małżeńskich, które to sytuacje mogą też być długotrwałe i płodne. Nie można było zaprzeczać faktom i ignorować potomstwa.
Również synod w Orleanie w r. 541 w kanonie 24 nakazuje s e p a r a t i o w wypadku małżeństw pomiędzy poddanymi, zawartymi bez pozwolenie zostało udzielone. Nie możnaby uważać tego małżeństwa za pzwolenie zostało udzielone. Nie możnaby uważać tego małżeństwa za nieistniejące z powodu braku zgody ze strony panów, (jaką byłaby wy
kładnia współczesna). Tekst bowiem nie zawiera żadnych aluzji do unieważnienia. Stosuje dwa razy termin d i r i m er e i cytuje Ewan
gelię Mateusza, 19. 6: q u o d D e u s c o n n i u n x i t , h o m o n o n s i e p a r e t . Jesteśmy tu w sferze rozwiązania a nie nieistnienia.
Modele formuł rozwodów i wypędzania współmałżonków, które znaj
dujemy w Formularzach frankońskich z VII i VIII w. potwierdzają częstość i „normalność” rozwodów w tamtej epoce. Redagowane przez członków kleru „odwołujące się do miłosierdzia Bożego”, teksty te po-
chodzą ze środow isk „c h ry stia n izo w a n y ch ”. S ą one pod ty m w zględem znam ienne nie ty lk o ja k o p ra k ty k a , a le i ja k o m entalność. P o zw ala ją stw ierd zić to, o czym m ów i h isto ry k , G rzegorz z T ours, że ro z w ód był b ardzo rozpow szechniony i że następ o w ało po n im d ru g ie m ałżeństw o.
T ek sty te u sp ra w iedliw iają rozw ód i m ów ią, że był on koniecznością, gdyż pom iędzy m ałżonkam i n o n c a r i t a s s e c u n d u m D e u m , s e d d i s c o r d i a r e g n a t . S e p a ra c ja dochodzi do sk u tk u przez obopólną zgodę n a piśm ie, a fo rm u ła M a rc u lfa stw ierdza, że se p aro w a n i m ałżonkow ie m ogą w edle sw ej w oli w stąp ić do k la sz to ru lu b zaw rzeć p o w tó rn e m ałżeństw o.
J a k ie było w obec tak ieg o p ra w o d a w stw a i ta k ie j p ra k ty k i s t a n o w i s k o p a p i e ż a ? Ś w iad ectw m am y niew iele. A zresztą, poza rz a d k im i w y jątk am i, z n ajro zm aitszy ch pow odów zw iązanym i b ard z iej z epoką niż z osobam i, pow aga R zym u b y ła w ów czas znikom a.
D w a listy G rzegorza W ielkiego dotyczą w y p a d k u pew nego człow ieka, k tó ry w b re w w oli sw ej żony zry w a m ałżeństw o, ab y w stąp ić do k la sz
to ru . W p ierw szy m liście sk ie ro w a n y m do p rze o ra k la sz to ru , papież przy p o m in a m u, że nie p o w in ie n p rzyjm ow ać k a n d y d a ta , o ile jego żona n ie p o stanow i też ob rać życia zakonnego. D rugi list p isa n y w pięć la t później do H a d ria n a , n o ta riu sza w P ale rm o (gdzie zn a jd o w ał się k lasztor), n ak a z u je zw rot żony m ężow i, m im o sprzeciw u te j o sta tn ie j, k tó ra p o stan o w iła w stąp ić do k la szto ru . P ap ież k o rzy sta z tego listu, ab y w spom nieć p rzy okazji, że ty lk o cudzołóstw o u p ra w ia o dpraw ienie m ałżonka.
W 100 la t później d e k re ty p ap iesk ie dopuszczają w pew nych oko
licznościach i ja k b y z „konieczności” w ypędzenie, za k tó ry m idzie pow tó rn e m ałżeństw o. G rzegorz II w liście z r. 726 do b isk u p a B onifacego w ypo w iad a się na te m a t losu m ałżeństw a, w k tó ry m ch o ra żona nie m oże zapew nić m ężow i w y p ełn ien ia obow iązku m ałżeńskiego. „Byłoby dobrze — pow iad a papież — ab y m ąż pozostał p rzy żonie i zachow ał w strzem ięźliw ość. P o niew aż je d n a k to w y m ag a siły c h a ra k te ru , niech te d y ten , k to nie m oże zachow ać w strzem ięźliw ości, raczej ożeni się n a now o”. D ecyzja p rz y k ra w pew n ej sytuacji, n ad k tó rą p ap ież boleje, ale k tó re j nie spodziew a się n ap ra w ić.
S te fa n II (752—757) d a je dow ód w iększej stanow czości. Je że li uzn aje se p a ra c ję m ałżonków nie ty lk o z pow odu cudzołóstw a, a le ta k ż e np.
d la d e m o n i i n f i r m i t a s a u t l e p r a e m a c u l a , tzn. z p o w odu choroby um ysłu lu b ciała, nie n a k a z u je je d n a k , p o w ołując się na list In nocentego do E x u p eru sa , tr w a n ia zw iązku po se p arac ji.
T akie w a h a n ia pom iędzy ścisłym stosow aniem zasady, k tó re j nie tra c i się z oczu, a zgodą n a ja k ie ś o d chylenia w obec pew nych sy tu a cji fa k tycznych, w idzim y nie ty lk o w orzeczeniach papieskich. S ynody f r a n końskie z połow y V III w . w y k a z u ją te sam e w ieloznaczności. W n ie k tó ry ch k an o n a ch zn a jd u je m y bard zo ściśle w y ra żo n ą zasadę n ie ro zerw alności, inne w y k a z u ją liczne od niej o dstępstw a.
9 — P ra w o K a n o n ic z n e
„Synod w V e rb e rii” n a jw y ra ź n ie j godzi się n a złagodzenie dyscy
pliny. Sam fa k t „synodu” je s t zakw estionow any. Nie m a d aty od
bycia się go, (753 albo 756). N iezależnie od tego czy m iał on m iejsce, czy był to tylk o w stę p n y p ro je k t, pozostaje fak te m , że k anony V erb erii były p odejm ow ane przez liczne zbiory kanoniczne( ta k ie ja k w ypow ie
dzi proboszcza de P ru m m , Reginon, bisk u p ó w B u rch a rd a z W orm acji czy Y w ona z C h a rtre s, a w reszcie z n a jd u ją się w D ekrecie G racjan a).
K an o n 5. synodu w V erb erii pozw ala m ężow i usunąć żonę, k tó ra k n u ła przeciw niem u spisek i działała n a jego zgubę. P o w tó rn e m a ł
żeństw o m ęża je st dozw olone, żony zaś zakazane.
K an o n 6 dotyczy m ałżeństw a m ężczyzny sta n u w olnego z kobietą służebną, o k tó re j sądził, że je st sta n u wolnego. Mąż m usi przede w szystkim usiłow ać ją w ykupić, co w skazuje, że nie m a się tu na m yśli n iew ażnienia m ałżeństw a z pow odu pom yłki co do osoby ja k byłoby w p ra w ie klasycznym i że w prost przeciw nie, m ałżeństw o ta k ie u w a żane je st za m ałżeństw o w ażne. K an o n je d n a k dodaje, że jeśli to w y kupienie je st niem ożliw e, s i v o l u e r i t a l i a m a c c i p i a t , w ów czas rozw iązanie pierw szego m ałżeń stw a je st upraw nione.
K an o n 9 ro z p a tru je w ypadek, kiedy m ąż m usi opuścić k ra j, bądź że zm uszony je st uciekać, b ą d ź że m a obw iązek tow arzyszyć sw em u su w e- renow i, k tó rem u p rzysiągł w ierność. Ż ona jego z a trzy m a n a a m o r e p a r e n t u m v e l r e r u m s u a r u m , n ie zgadza się m u to w a rz y szyć. Je że li m ąż nie spodziew a się do niej pow rócić i jeśli s e c o n t i - n e r e n o n p o t e s t a l i a m u x o r e m a c c i p i a t t a m e n c u m p o e n i t e n t i a. Co do kobiety s e m p e r i n n u p t a m a n e a t : i w te n sposób niero zerw aln o ść u p ad a. Je d n a k ż e zgoda n a p o w tórne m ałżeństw o, czy jego zakaz zależy od dokładnego zb a d an ia poszczegól
n ych sy tu a cji. M ąż za cenę pew n ej p o k u ty może ożenić się pow tórnie, gdyż sy tu a c ja została m u n arzucona. Żona, k tó ra odm ów iła p ó jścia za nim , tego p ra w a nie m a.
W reszcie trz y k anony odnoszą się do cudzołóstw a kazirodczego je d nego z m ałżonków . W inni nie m ogą po b rać się pom iędzy sobą. Ale m a ł
żonek o fia ra p o t e s t s i v u l t a l i a m a c c i p e r e s i s e c o n - t i n e r e n o n p o t e s t . T a k w ięc orzeczenia p ap iesk ie i k an o n y so
borow e, nie za p o m in a ją c o zasadzie niero zerw aln o ści p rzy jm u ją, że m oże być ona często n aru sz an a . Rozw ód n a sk u te k cudzołóstw a jednego z m ałżonków , co niekiedy było u zn a w an e w epoce sta ro ż y tn e j, w o p a r
ciu o słow a M ateusza, nie je st już je d y n ą przyczyną. I n ie w ystarcza ju ż w sk az an a przez A u gustyna d roga n ad a w a n ia te rm in o w i f o r n i c a - t i o szerokiego znaczenia. W y jątk i m nożą się, u sp raw ie d liw ia n e n a j
częściej, jed y n ie przez niem ożność zachow ania w strzem ięźliw ości przez odłączonego m ałżonka. W ypadki, k tó ry ch ślady d o ta rły do nas dotyczą sy tu acji, k tó re rzeczyw iście m u siały zdarzać się często.
W reszcie nie należy pom inąć św ia d ec tw P e n in te n c ja rz y anglosaskich z V II—V III w. Chodzi n a pew no o p raw o d aw stw o regionalne, ty p u bardzo specjalnego i czasam i w ątpliw e. P ra w o d a w stw o to św iadczy
0 p ra k ty k a c h , n a k tó re pozw ala, a ta k ż e o m entalności ludzi i ty m sa m ym je st w ażn y m d o k u m en tem d la h isto ry k a .
K sięgi P e n ite n c ja rn e , sporządzone pod a u to ry te te m arc y b isk u p a K a n - te n b u ry T eodora (668/690) d a tu ją się z końca V II albo początku V III w.
1 okazują dużo lib e raliz m u w sto su n k u do p ojęcia n ierozerw alności m ałżeń stw a. D opuszczają p o w tó rn e m ałżeństw o m ęża po usu n ięciu cu- daołżnej żony (Theod. II, 12 § 20 i 21) albo żony, k tó re j m ałżonek pop ad ł w sta n niew oli n a sk u te k p rze stęp stw a. M ożliw e je st ta k ż e pow tó rn e m ałżeństw o m ęża po ro k u od u p ro w a d ze n ia żony w niew olę; żona zaś może ponow nie zaw rzeć zw iązek m ałżeński, jeśli od u w ięzienia jej m ęża u płynęło 5 la t (Theod. II. 12, 19). In n e rozp o rząd zen ia pozw alają żonie n a p o w tó rn e m ałżeństw o w raz ie im p o ten cji m ęża, p o zw a lają ta k ż e w stąpić w nowe zw iązki te m u z m ałżonków , k tó ry n a w ra c a się n a p raw d ziw ą w iarę, podczas gdy d ru g a stro n a pozostaje poza K ościo
łem (Theod. II, 12 § 18) itp.
Około połow y IX w. zasada n ierozerw alności zostaje p rzy p o m n ian a z w iększą stanow czością. R e fo rm a to rsk ie p raw o d aw stw o K arolingów z końca V III i początków IX w., k iedy to d o rad c a L u d w ik a Pobożnego, Jo n e s d ’Orleains w sw oim de in stitu tio n e s lalcali z a jm u je się n im d od m im en tu rozw odu L o ta ra II, k iedy p ap ież M ikołaj I w y stę p u je jako obrońca nierozerw alności. Nieco później J a n V III (872—882) p rzypom ina tra d y c y jn ą d o k try n ę: odsunięcie m ałżonka: żony lu b m ęża je st m ożliw e ty lk o c a u s a f o r n i c a t i o n i s , nie pozw ala je d n a k na now y zw iązek. M ałżonkow ie rozłączeni m ogą albo pozostać i n n u p t i, albo pogodzić się. N ierozerw alność m ałżeń stw a w y d a je się być dla r e d ak to ró w fałszw ych D ek retałó w (ok. połow y IX w.) re g u łą ta k pew ną, że sta je się o n a d la nich a rg u m e n tem za potw ierd zen iem n ie ro z erw al
nego zw iązku b isk u p a ze sw oim kościołem . A le o w iele w ażn iejszy m jest now e spo jrzen ie n a m ałżeństw o jako ta k ie , k tó re s ta je się w k ład e m te j epoki. To w łaśn ie w la tac h 860-tych arc y b isk u p z R eim s, H in cm ar, k ła d zie fu n d a m e n ty p ra w a m ałżeńskiego, k tó ry c h ślady o d n ajd u jem y jeszcze w kod ek sie 1917 roku.
* * *
Pięć sp ra w m ałżeńskich, k tó re dotyczyły k sią ż ą t albo in n y c h w y b it
n y ch osobistości dostarczyły H incm anow i o k az ji do sprecyzow ania w agi, ja k ą p rzy w ią zy w ał do zasady n iero zerw aln iści m ałżeństw a.
K ró tk ie p rzy p o m n ien ie ty c h p ięciu s p ra w w y starczy , aby uśw iadom ić sobie, ja k ie b y w ały w d ru g ie j połow ie IX w. obyczaje m ałżeńskie.
W iele te k stó w H in em ara p o tw ie rd z a bezład obyczajów . J e ś li w ierzy ć arcy b ik u p o w i z R eim s w ielu m ężczyzn, któ rzy w idzieli, że nie u d a im się uzyskać dminą d rogą roew odu, u w aln iało się od sw oich żon o sk a rż a ją c je o cudzołóstw o i d o p ro w ad zając do sk a za n ia je za tę zbrodnię <co dow odziłoby, że f a k t te n p rz e m a w ia za ty m , że cudzołóstw o p ozw alało na rozw iązanie m ałżeństw a), albo z a b ija li je w łasnoręcznie lu b k az a li
je zam ordow ać siepaczom . W n ajlepszym w y p ad k u zm uszali je do to le
ro w a n ia konk u b in . P o d an ia o rozw ód są b ardzo częste, a d la u n ik n ię cia ry zy k a, w ie lu m ężczyzn za m ia st m a łżeń stw a w olało w zględy licznych k onkubin.
N ie będziem y zatrzy m y w ać się d łużej nad te k sta m i, w k tó ry c h H inc- m a r w y stę p u je ja k o obrońca nierozerw alności m ałżeństw a. J e s t ich w iele. A le ,nie w ty m leży now y w k ła d a rc y b isk u p a z Reims. W k ażdym raz ie to on pierw szy sform ułow ał na nowo p roblem nierozerw alności.
N ie za d a w a la ją c się b ad a n ie m w y padków , iktóre u p ra w n ia ją rozw ód i p o w tó rn e zaw arcie m a łżeń stw a (widzim y, że on odrzuca ta k ie w y padki), rozw ażania jego dotyczą sam ego p o ję cia m ałżeństw a.
P o ośm iu w iek ach rozw ażań kanonicznych je st on pierw szym , k tó ry sta w ia p y ta n ie, ja k im w aru n k o m pow inien odpow iadać zw iązek dw ojga ludzi, ab y zasługiw ać na nazw ę m a t r i m o n i u m i ty m sam ym być n ierozerw alnym .
H in cm ar nie ogranicza się do odm ów ienia w arto śc i nierozerw alnego m a łżeń stw a ty m zw iązkom , w k tó ry ch jeden z m ałżonków przez sw oją ,jniegodność” sitał n a przeszkodzie urzeczy w istn ien iu praw dziw ego m a ł
żeństw a. W liście na te m a t m a łżeń stw a (Etienne) za jm u je się sam ym pojęciem m ałżeństw a, czyniąc p o ra z pierw szy z cielesnego zw iązku m a łże ń stw a w a ru n e k nierozerw alności.
N a sk u te k d aw niejszych stosunków z ikrew ną sw o jej żony, S tefan r e zy g n u je z dopełnienia sw ego -małżeństwa bojąc się kazirodztw a. W tym w y p ad k u — m ów i H in cm ar — nie m a praw dziw ego m ałżeństw a, zw ią
zek w ięc n ie je st n ierozerw alny. Ż ona S te fa n a po se p a ra c ji m oże znów w yjść za m ąż. A rg u m en ta cja H in cm ara ro zw ija się pow oli pow ołując się n a a u to ry te t d ek re tó w i pism A ugustyna, ale w istocie k o rzy sta ta k z jednych ja k i drugich.
A by ze zw iązku cielesnego uczynić w a ru n e k praw dziw ego m ałżeństw a, H an c m ar sięga po n ajw a żn iejsz e arg u m e n ty z d e k re tu L eona de Ru&ti- cusa i z te k stó w A u g u sty n a — o s a c r a m e n t u m .
P ra w d z iw e m ałżeństw o wyimaga za te m n ie ty lk o zaw arcia go zgod
nie z zasad am i p ra w n y m i ( le g a l i t e r ) , ale ta k że zjednoczenia c ie lesnego m ałżonków ( n u p t i a l i t é r).
Z naczenie i now ość tego ro d za ju m y śli były bardzo w ielkie. Idąc d aje w ro zw ażaniu n ad w ęzłem m ałżeńskim niż jego poprzednicy, H in cm ar w n ió sł do zasady n ierozerw alności now e uściślenia, k tó re sta n o w iły ty m sam y m p ew n e ograniczenie.
Z am iast ro zp a try w a ć, ja k w ielu z jego poprzedników i w spółczesnych m u fa k ty , k tó re m ia ły m iejsce p o a zaw arciu m a łże ń stw a, jako pow ody słuszne do ze rw a n ia w ęzła (niew ierność, długa nieobecność, ciężka ch o ro b a i inn.), H in cm ar przy w iązu je w agę do sam ego zespolenia cieles
nego jako takiego. K ład ąc p odw aliny pod to, co m iało sta ć się p o ję ciem : m a t r i m o n i u m r a t u m e t c o n s u m a t u m w prow adził przez to pow ażne zastrzeżenie, n ie zn a n e sw oim ' poprzednikom , do za
sa d y nierozerw alności.
Z echciejm y p rzy jrze ć się b liż ej ty siąc letn iem u dziedzictw u in te le k tu a ln e m u , k tó re sta n o w i p o d sta w ę dalszego rozw oju.
III. U k szta łto w a n ie d ok tryn y k la sy czn ej (X I—X II w w .)
W 'Okresie, k tó ry zaczyna się D dkretem B u rc h a rd a z W orm acji (ok.
1008—1012) do w stą p ie n ia n a tro n p ap iesk i Inocentego I II (1198), poło
żone zostały p o d w alin y klasycznego p ra w a kanonicznego, zaró w n o dzięki zg rom adzeniu w w ielk ich zbiorach głów nych te k stó w odziedziczonych po p ierw szym tysiącleciu, jaik i dzięki p oczątkow i re fle k s ji k anonicznej, k tó ra dzięki rzy m sk iej tech n ice p raw n ic zej zo stała św ieżo przysw ojona.
D e k re t G ra c ja n a (ok. 1140 r.), w k tó ry m przep isy {ca u s a s ) X X V III—X X X V I pośw ięcone są m ałżeństw u, je st w te j m a te rii etap e m istotnym . W sk u tek b o gactw a in fo rm a c ji i dzięki stan o w isk u , k tó re z a j
m u je w obec z a w ie ra n ia w ęzła m ałżeńskiego, do starcza d o k try n ie k a n o niczn ej now ej p odstaw y. S tan o w i p u n k t w y jśc ia d la d o k try n y k lasy cz
n e j (do ch w ili obecnej a k tu a ln e j) m a łże ń stw a kanonicznego.
* » * *
Z biory kan o n iczn e X w. noszą n a sobie ślady niepew ności p ra w n e j i n ie u p o rz ąd k o w an ia obyczajów , k tó re o d rzu c ają często zasadę n ie ro zerw aln o ści m ałżeństw a.
I ta k w sw oim p rzew o d n ik u k anonicznym d la w izy tac ji bisk u p ó w de syn o d a lib u s causis, proboszcz R eginon z P rü m (zm arły w 915 r.) w y k az u je p o staw ę w ah an ia. W księdze II, gdzie m ów i „o m a łże ń stw ie”
i „w ystępkach se k su a ln y c h ” (kanony 99 —264) um ieszcza w k a n o n a ch 101.—106 sześć te k stó w , w k tó ry e h sprzeciw ia się p o w tó rn em u m a łże ń stw u po se p arac ji, podczas gdy tro c h ę d alej k an o n y 118— 125 są o d b i
ciem laksystyczinym n o rm „S ynodu w V erb erie”. M ożemy zapytyw ać siebie, ja k ą k orzyść k an o n isto m ów czesnym m ogły przynieść ta k raż ące p rzeciw ieństw a. W każdym razie je st to dowód niepew ności proboszcza z P riim co do drogi, ja k ą iść należy.
P raeloquiorum L ib ri VI b isk u p a re fo rm a to ra b isk u p a R a th ie r z W e
ro n y w y d a ją się być b a rd z ie j su ro w e ta m , gdzie chodzi o n ie ro z erw al
ność. R a th ie r, m o ra lista , k tó ry czerpie n a tc h n ie n ie z A u g u sty n a, o b sta je p rz y jedności p a ry m a łże ń sk ie j, p o d e jm u ją c fo rm u łę c a r o u n a, n a k tó r e j o p iera się te z a n ierozerw alności. Jed n o ść ta je d n a k zn ik a — ja k p o w iad a — w w ypadfcu cudzołóstw a, k tó re niszczy w ęzeł: q u a n d o f o r n i c a t i o e s t , c o m r u p i t v i n c u l u m , i a m d e s i i t e s s e u n a c a r o. F o rm u ła, ja k było pow iedziane w yżej, co n a jm n ie j „w ie
loznaczna” i imożnaby kw estionow ać czy zniszczenie jedności, k tó ra b y ła dla R a th ie r’a logiczną p o d sta w ą n ierozerw alności, czy m a pociągać za sobą je j w ygaśnięcie.
W ielki Z b ió r K anoniczny, k tó ry w początku X I w . (m iędzy 1008—1012) sporządził b isk u p W orm acji B u rc h a rd , n ie w yp o w iad a się te ż w y raźn iej
n a rzecz nierozerw alności, niż to uczynił Reginon. Od niego to w łaśnie p rz y jm u je B u rc h a rd dużo tekstów . Z n ajd u jem y w D ekrecie sw obodne k a n o n y z V erb erie i p ew n e iwskazania z P enitenciariów . B u rch a rd zgro
m a d ził je d n ak ta k ż e te k sty , k tó re .przypom inają o zasadzie n ie ro z e rw a l
ności- W całości sw ej je d n ak jego zibór św iadczy o chw iejności b isk u p a i pew nych oporach, ja k ie w N ad ren ii n apotykało stosow anie te j zasady.
P o stu le tn im m ilczeniu praw o d aw stw o soborow e zaczyna znów p rz y pom inać nakaz nierozerw alności. Synod w B ourges z 1. X I 1031 r., k tó reg o nakazy p o d ejm u je Synod w Lim oges 18 g ru d n ia tego ro k u , za
b ra n ia pow tórnych zw iązków m ałżonkom sep aro w a n y m z inn y ch pow o
dów niż cudzołóstwo. Co pozw ala sądzić, że uzn aw ali oni w w y p ad k u cudzołóstw a oddalenie w spółm ałżonka, a to rozw iązyw ało w ęzeł m a ł
żeński. N ato m iast Synod w R eim s w r. 1049, k tó rem u przew odniczył papież L eon IX , san k cjo n u je ekskom unikow anie pow tórnych m ałżeństw ludzi rozw iedzionych, nie u w zględniając w y p ad k u rozw odu z pow odu cudzołóstw a.
I znow u, ja k to już nieraz byw ało, p o w sta je rozdżw ięk pom iędzy p rze p isam i p ra w a i rzeczyw istością codziennego życia. W śród „W ielkich tego ś w ia ta ” ( k t ó r y m i jedynie in te re su ją się k ro n ik arze , R aoul de V er- m andois oddala sw oją żonę, aby ożenić się z w dow ą po H en ry k u I, A n n ą R osyjską, zaś w r. 1081 cudzołożne m ałżeństw o F ilip a I z B e r- tr a n d ą de M ontfort zostało błogosław ione przez b isk u p a de Senlis i p rz y ję te przez k le r fra n cu sk i. Je że li n a w e t Yves z C h a rtre s potępia tę bigam ię, w jego obecności jednaik S ynod, w k tó ry m sam bierze udział, stw ie rd z a rozw iązanie pierw szego m ałżeństw a. Zgorszenie, p rze
ciw k tó re m u pro testo w ało pap iestw o i jego legaci, pociągnęło za sobą ek sk o m u n ik ę k ró la i obłożenie k ró lestw a in te rd y k tem . M ałżeństw o k ró lew skie zostało potępione w yrokiem kościelnym . B e rtra n d a i k ró l orzy- m a li przebaczenie pod w aru n k ie m zap rzestan ia w zajem nych sto su n k ô ’.v m ałżeńskich.
W o statn ich la ta c h X I w. zbiory kanoniczne sk ła n ia ły się je d n ak coraz b a rd z iej k u zasadzie nierozerw alności. Ju ż A nzelm z Lucci nie zeaw ala n a p o w tórne m ałżeństw o w w y p ad k u szaleństw a, albo p rzejścia na w y zn a n ie w spółm ałżonka A L an fran c, proboszcz z Bec i arc y b isk u p C an
te rb u r y od 1071 r. pisze: L u c e c l a r i u - s l i q u e t q u i a v i v e n t a v i r o v e l u x o r e , e x t r a n e a r n c o p u l a m q u a e r e r e n u l l i e o r u m l i c e t .
A le zw łaszcza Y ves z C h a rtre s przy k o ń cu X I w., dzięki w ielk iej licz
bie tek stó w , k tó re grom adzi w sw oim D ekresie (1093—-1094), a następnie w P an o rm ie , d aje najw iększy w k ład w te o rię nierozerw alności.
* * *
W p rzep isach (causes) 27—36 D ek ret G ra c ja n a om aw ia szeroko s p r a w ę m ałżeństw a. Ja k ie ś 400 kanonów , k t ó r e ' m ów ią o m a t r i m o n i u m grom adzą, zgodnie z m etodą D ek re tu . a u c t o r i t a t e s , pochodzące z P ism z pierw szych dziesiątków X II w ieku. Z n ajd u jem y iwięc ta m nie