• Nie Znaleziono Wyników

JACEK DEHNEL V L A T POWIEŚĆ

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "JACEK DEHNEL V L A T POWIEŚĆ"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

więcej na: www.seriaproza.pl w serii

Krivoklat, wieloletni pacjent zakładów dla psychicznie chorych, obwołany przez austriacką prasę „Kwasowym Wandalem”, ma za sobą historię niszczenia dzieł sztuki w najsłynniejszych muzeach Europy.

I nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Najnowsza powieść Jacka Dehnela, pastisz antymieszczańskiej twórczości Thomasa Bernharda, to przepojona czarnym humorem, wyrzucona

na jednym oddechu opowieść o sztuce, miłości i człowieku, który nie boi się sprzeciwić społeczeństwu.

JACEK DEHNEL (ur. 1980) pisarz, poeta, tłumacz. Zdobywca Paszportu „Polityki” i Nagrody Fundacji im. Kościelskich, wielokrotnie nominowany do Nagrody Literackiej Nike. Jego książki ukazały się w 13 krajach.

JACEK DEHNEL

JACEK DEH NEL K R I

V K

L A T

KRI VO KL AT

POWIEŚĆ

Cena 37,90 zł

K R I

V K

L A T

(2)

W serii Proza PL ukazały się:

Sylwia Chutnik, Jolanta Sylwia Chutnik, W krainie czarów

Zośka Papużanka, On Żanna Słoniowska, Dom z witrażem

Magdalena Tulli, Szum Michał Witkowski, Fynf und cfancyś

Michał Witkowski, Margot

Więcej na:

www.seriaproza.pl

(3)

Jacek Dehnel

Krivoklat

czyli

ein österreichisches Kunstidyll

Kraków 2016

(4)

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, Kraków 2016

Druk: CPI Moravia Books s.r.o.

Copyright © by Jacek Dehnel Projekt okładki

Magda Kuc według pomysłu Jacka Dehnela Zdjęcie autora

Copyright © Szymon Szcześniak/LAF Cytat z Kalkwerku w przekładzie Ernesta Dyczka i Marka Feliksa Nowaka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1986.

Cytat z Korekty w przekładzie Marka Kędzierskiego, Czytelnik, Warszawa 2013.

Cytat z Partyjki w przekładzie Gabrieli Mycielskiej, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1980.

Redakcja Marianna Sokołowska

Opieka redakcyjna Agata Pieniążek Magdalena Suchy-Polańska

Korekta Magdalena Matyja-Pietrzyk

Anna Niklewicz Łamanie Piotr Poniedziałek ISBN 978-83-240-3628-8

(5)

Nie boi się pan, zapytał mnie kiedyś jakiś dziennikarz po jednym z procesów, że jak pan tak niesie ten kwas siarkowy w butelkach, to on panu gdzieś wycieknie i pana poparzy, a ja odpowiedziałem, że dla sztuki trzeba się czasem poświęcić, co poszło jako nagłówek, wytłuszczonym, powiększonym drukiem, ale tak na- prawdę jest z tym pewien problem, bo przecież bu- telki muszą być z jednej strony szczelnie zakręcone, z drugiej zaś w każdej chwili gotowe do tego, żeby je odkręcić, wyjąwszy je precyzyjnym, szybkim ruchem z kieszeni płaszcza lub kurtki, choć od lat już właści- wie wyłącznie płaszcza, za kurtkami nie przepadam od czasu porażki w sali z Przymierzającą perły Ver- meera w Dahlem Museum w Berlinie, kiedy butelka wysunęła mi się przedwcześnie z kieszeni i strażnik kategorycznym tonem skierował mnie do szatni,

(6)

bowiem pod żadnym pozorem nie wolno wnosić żad- nych płynów do sal muzealnych, przecież równie dobrze mógłby pan w tej butelce wnieść kwas siarko- wy i próbować zniszczyć jeden z obrazów, powiedział, przez co na całe lata nabawiłem się urazu do tej sali, a właściwie do całego Dahlem Museum w Berlinie, i nigdy już nie próbowałem stanąć przed Przymierza- jącą perły, by precyzyjnym, szybkim ruchem odkręcić butelkę i oblać Vermeera kwasem siarkowym, względ- nie oblać przy jednej okazji kilka obrazów, co zależa- łoby od refleksu najbliżej stojącego strażnika albo od pozostałych zwiedzających, którzy na ogół wolą nie ryzykować, sądząc, niebezpodstawnie, że jestem tak zwanym wariatem. Rozważyłem i wypróbowałem już cały szereg systemów i lubię myśleć, że w innym, lep- szym świecie, gdzie mężczyźni w pewnym wieku, ob- lewający kwasem siarkowym dzieła sztuki, a nawet arcydzieła sztuki w słynnych, a nawet najsłynniejszych muzeach, cieszyliby się nieco inną niż w naszym opi- nią, być może leksykony i encyklopedie zawierałyby hasło Krivoklata Metoda albo Krivoklata System albo nawet Krivoklatowski System Spry skiwania Kwasem Siarkowym, KSSKS, a ja mógłbym występować z goś- cinnymi wykładami i wyjaśniać, jak opanowałem do perfekcji przenoszenie i stosowanie pojemników kwa- su siarkowego, wtrącając kilka zabawnych anegdotek

(7)

o nieudanych eksperymentach, a nawet, jeśli atmo- sfera wykładu pozwalałaby na aż taką swobodę, po- kazując długą beżową bliznę na lewym podudziu, wynik niedoszłej próby uszkodzenia portretu Halsa w Dreźnie za pomocą spryskiwacza do okien. Osta- tecznie jednak, choć z całą pewnością nie polecałbym spryskiwacza, muszę przyznać z pewnym zawstydze- niem, że opakowania, jeśli tylko wykonane są z two- rzywa odpornego na kwas siarkowy, właściwie nie odgrywają większej roli, nie ma doskonalszego syste- mu niż dobrze zakręcona butelka z odpornego na kwas siarkowy tworzywa, szybki ruch odkręcający i oblanie obrazu, przy czym jeśli sala, w której znaj- duje się wybrany obraz, jest niedaleko od toalety, co da się sprawdzić na każdym planie muzealnym, jaki otrzymuje się przy wejściu wraz z biletem, można pokusić się o mocniejsze zakręcenie, a nawet zakleje- nie taśmą butelki na czas jej przewożenia i wnoszenia do budynku muzeum, a następnie odklejenie taśmy i poluzowanie nakrętki w zaciszu kabiny toaletowej, ale tak naprawdę nic nie zastąpi zręczności, a tę naj- łatwiej uzyskać poprzez ćwiczenie, toteż wielokrotnie ćwiczyłem polewanie obrazu, czy raczej jego repro- dukcji, zazwyczaj wodą, zawsze jednak stosując tę butelkę, z której miałem skorzystać w najważniejszym, koronującym całe starania momencie. Przez ostatnie

(8)

tygodnie, odkąd wreszcie udało mi się kupić kwas siarkowy i zrobić sobie pewne nadzieje na przepustkę z Centrum Medycznego Zamek Immendorf, z oczy- wistych przyczyn nie miałem gdzie i jak ćwiczyć, bo zagroziłoby to powodzeniu całego mojego przedsię- wzięcia, a nie mógłbym sprawić większej radości straż- nikom Dlouhemu i Auerbachowi, jak zdradzając się z tym, że ukryty za rosłym świerkiem albo tują w zam- kowym parku, ćwiczę polewanie wodą przybitej w tym celu do pnia rosłego świerka albo tui repro- dukcji jakiegoś znanego renesansowego płótna, po- wiedzmy, Tycjana, podprowadzonej z teki Arcydzieła malarstwa włoskiego, od lat kurzącej się w szpitalnej bibliotece, ale pocieszam się, że opakowania, w któ- rych kupiłem kwas siarkowy, poręczne litrowe butel- ki, są w sprzedaży od dawna i stosowałem je już zarówno w Wiedniu, jak i w Dreźnie, za każdym ra- zem przećwiczywszy to wcześniej wielokrotnie, mogę więc liczyć przynajmniej na jeden obraz, jeśli nie na dwa lub trzy obrazy. Oczywiście pozostaje pytanie, czy byłoby zadowalające oblanie dwóch czy trzech sąsiednich obrazów tylko dlatego, że wiszą jeden przy drugim, w  jednym ciągu, a  strażnik akurat stoi w drzwiach do sąsiedniej sali i czyta albo ogląda coś na swoim telefonie, ale pytanie takie może stawiać sobie człowiek, który do oblewania obrazów kwasem

(9)

siarkowym ma stosunek obojętny, by nie rzec ama- torski, i który tym samym nigdy nie zaryzykowałby utraty swojego tak zwanego normalnego życia i swo- jej tak zwanej normalnej rodziny tylko po to, żeby zrujnować cienką warstwę farby, a najpewniej wy- łącznie werniksu na jakimś pięćsetletnim płótnie czy desce; taki człowiek, wiem to aż za dobrze, z pewnoś- cią uznałby ową transakcję za nieopłacalną, bowiem, i owszem, nie pogardzi pospolitym wandalizmem, chętnie zarysuje komuś karoserię kluczem od skrzynki na listy, nagryzmoli sprejem na ścianie, nawet i zabyt- kowej, proszę bardzo, przyjemność jest, a  ryzyko nie zapiera tchu w piersiach, ale już zniszczenie mie- nia o znacznej wartości finansowej i kulturowej całko- wicie go paraliżuje. Natomiast ktoś taki jak ja, trak- tujący sprawę poważnie i, że ujmę to bez fałszywej skromności, profesjonalnie, ma na to pytanie jedno- znaczną, i to jednoznacznie negatywną odpowiedź, zdaje sobie bowiem sprawę, że muzealnicy mają ten- dencję do wieszania arcydzieł w pewnym oddaleniu od innych arcydzieł, żeby oko widza odpoczęło mię- dzy jednym wodospadem genialności a drugim, chy- ba że mamy do czynienia z cyklem obrazów, wtedy muzealnicy powieszą je jeden obok drugiego, mają bo- wiem, wbrew obiegowej opinii, fatalny gust, tak zwa- ne obcowanie z dziełami sztuki wcale w nich gustu

(10)

nie wyrabia, nie wyostrza, przeciwnie, stępia gust, tak że kiedy widzą cykl, działają jak pierwsza lepsza de- koratorka wnętrz, gorzej, jak pocztowa urzędnicz- ka, która wiesza cztery talerze z kotkami w jednym rządku, idealnie równo, są bowiem zestawem, a zestaw to świętość nierozbijalna, zaś stłuczenie jednego z czte- rech talerzy z  kotkami jest niepowetowaną stratą i  niejedna urzędniczka pocztowa, a także niejeden muzealnik wolałby w głębi serca stracić bezpowrotnie cały cykl niż jeden z obrazów czy też talerzy, bowiem zestaw zdekompletowany uderza w najgłębsze pod- stawy jego czy też jej uporządkowanego stosunku do świata. Ponieważ chcę niszczyć koniecznie arcydzieło lub arcydzieła, a nie jedno arcydzieło i kilka przecięt- nych płócien jakiejś szkoły czy warsztatu, to mam dwa wyjścia: albo muszę zaatakować cykl – choć przecież naprawdę wybitnych cyklów nie ma w malarstwie tak znowu wiele, nie oszukujmy się, nierzadko w cyklu arcydziełem jest tylko jeden z trzech, czterech czy na- wet sześciu obrazów, nawet dziesięciu obrazów, w do- datku bywa, że każdy z  nich wisi na ścianie na zupełnie innym kontynencie, lecz jeśli choćby fatalny gust muzeal ników sprawił, że wszystkie wiszą razem, to i tak z Czterech spraw ostatecznych Boscha nie oblałbym niczego oprócz Wniebowstąpienia zbawio- nych, z Żywota Świętej Urszuli Correggia wyłącznie

(11)

Sen świętej, z Triumfów Cezara Mantegni ostatecznie mógłbym zniszczyć Niosących wazy, ale wszystkie one są już tak zniszczone, że nie miałbym sumienia do tego się dokładać, a już z takich czterech Alegorii mi- łości Veronesa, reprodukowanych zresztą na osobnych kartach w  tece Arcydzieła malarstwa włoskiego, do oblania nie nadaje się ani jedno, ani jedno płót- no – albo zostaje mi drugie wyjście, to jest muszę znaleźć salę, w której między jednym arcydziełem a drugim jest akurat taki odstęp, który będę w stanie pokonać między pierwszym atakiem a momentem, w którym obezwładni mnie strażnik lub ktoś ze sto- jących bliżej zwiedzających, choć raczej strażnik, zwie- dzający bowiem rzadko odkrywają w  sobie żyłkę bohaterską; między jednym atakiem a drugim upływa zbyt krótki czas, żeby zdążyli wyobrazić sobie samych siebie na zdjęciach w gazetach i w serwisach informa- cyjnych, natomiast jest to czas wystarczająco długi, by uznali atakującego za wariata, bo z uznaniem kogoś za wariata większość ludzi radzi sobie w ułamku se- kundy, w zasadzie z mało czym większość ludzi radzi sobie tak szybko jak z uznaniem kogoś za wariata, przybierają więc postawę i minę zająca na muszce strzelby, przybierają postawę i minę człowieka, który wprawdzie chciałby ratować bezcenne arcydzieło sztu- ki, rzucać się, pędzić, obezwładniać, ocalać dziedzic two

(12)

nas wszystkich, ale nie jest w stanie, ponieważ akurat w tym momencie z bliżej niewiadomych przyczyn został zającem. Mając tak zawężony wybór, strzegłem się zawsze, by nie obniżyć swoich kryteriów i na przy- kład nie zdecydować się na dwa czy trzy płót- na znane, ale nie arcydzielne, tylko dlatego że wiszą w  dogodnej od siebie odległości, albo też na znany cykl, powieszony zgodnie z fatalnym gustem muze- alników na jednej ścianie, ale przecież cykl niedosko- nały, z którego tylko jedno płótno mógłbym z czystym sumieniem nazwać arcydziełem i z czystym sumie- niem oblać kwasem siarkowym, ponieważ zdaję sobie doskonale sprawę, że ceną za mój atak będzie to, co zwykle, czyli powrót, i to na lata całe, do jakiegoś szpitala, zakładu czy centrum medycznego, z jego nieznośnymi pacjentami, posiłkami, warsztatami ar- tystycznej terapii zajęciowej, gdzie przygłupi urzęd- nicy niższego szczebla, cierpiący na jakieś mało istotne zaburzenia psychiczne, lepią koty z papier- -mâché, a sfiksowane stare panny – aniołki z gliny,

i gdzie nade wszystko władzę sprawują ludzie najbar- dziej pozbawieni gustu, czyli lekarze specjaliści od terapii sztuką, a zatem będzie to cena wysoka, ja zaś jestem gotów zapłacić tak wysoką cenę wyłącznie za zniszczenie arcydzieła lub arcydzieł. Pochlebiam sobie, że nigdy nie zniszczyłem zwykłego dzieła, przy czym

(13)

ani razu nie chodziło mi o tak zwane wyrządzenia szkód w mieniu o znacznej wartości, cała ta medialna obsesja wokół strat, to liczenie w szylingach, w mar- kach, potem w euro, to drukowanie kwot dużymi cyframi, obowiązkowo czarno-żółtymi lub czarno- -czerwonymi, w wielkim otoku, z czarno-żółtymi lub czarno-czerwonymi wykrzyknikami, wszystko to za- wsze głęboko mnie zniesmaczało, gdyż mam wyro- bione zdanie na temat podawania wartości Dürera czy Tycjana, a już zwłaszcza Vermeera, który od lat nie pojawił się na rynku, więc każda spekulacja na temat jego cen to czysty wymysł, a poza wszystkim:

to, że Portret brzydkiej mieszczki w kryzie Rembrand- ta sprzedano gdzieś za tyle a tyle tysięcy czy milionów, nie oznacza, że jego Autoportret kosztowałby tyle samo, bo ma mniej więcej taką samą powierzchnię i jest mniej więcej z tego samego okresu, na taki po- mysł może wpaść tylko kompletny idiota. A jednak za każdym razem, kiedy zniszczyłem jakiś obraz, przy czym słowo zniszczyłem jest, niestety, zawsze użyte na wyrost, pomimo bowiem licznych prób każdy z ob- lanych obrazów został w końcu, jak to się nazywa w slangu konserwatorów i dziennikarzy, uratowany, a także ocalony, a także uchroniony od zniszczenia, nie spowodowałem zatem, niestety, ani jednej tak zwanej niepowetowanej straty, tak czy owak, za

(14)

każdym razem prasa austriac ka, zwłaszcza zaś pewne jej tytuły, z uporem drukowała dyrdymały o tak zwa- nej niepowetowanej stracie, opatrzone dużą liczbą zer, obowiązkowo czarno-czerwonych lub czarno-żółtych, bo jakiś pozbawiony gustu i wyobraźni redaktor za- dzwonił do jakiegoś pozbawionego gustu i wyobraź- ni marszanda czy historyka sztuki, który powiedział mu: Pięć milionów, dziesięć milionów, piętnaście milionów, bo na tej a na tej aukcji za tyle poszedł Portret brzydkiej mieszczki w kryzie, a to ten sam au- tor i ten sam okres. Ja natomiast nie oblałbym kwasem siarkowym Portretu brzydkiej mieszczki w kryzie, na- wet gdyby wisiał rama w ramę z Autoportretem Rem- brandta, choć akurat autoportrety Rembrandta i Portret Tytusa, jeden lepszy od drugiego, w głowach muzealników są tak podobne, że zlały im się w cykl i zostały powieszone w Kunsthistorisches Museum dogodnie, jeden przy drugim; załóżmy jednak, że wi- szą osobno, a sala jest znacznie większa niż sala obec- na i muszę biec od jednego do drugiego, w dodatku zwichnąłem kostkę i z ledwością chodzę, a co dopie- ro biegam, to przecież i tak nie obleję kwasem siar- kowym Portretu brzydkiej mieszczki w kryzie, wolę poprzestać na jednym Rembrandcie, ale za to arcy- dzielnym, i pozostaje tylko kwestią długich rozmyślań, którym z autoportretów w tym celu się posłużę, przy

(15)

czym nie wykluczam, że może ostatecznie stanąć na Portrecie Tytusa, który w moim pojęciu wcale nie ustępuje najlepszym autoportretom Rembrandta.

(16)

więcej na: www.seriaproza.pl w serii

Krivoklat, wieloletni pacjent zakładów dla psychicznie chorych, obwołany przez austriacką prasę „Kwasowym Wandalem”, ma za sobą historię niszczenia dzieł sztuki w najsłynniejszych muzeach Europy.

I nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Najnowsza powieść Jacka Dehnela, pastisz antymieszczańskiej twórczości Thomasa Bernharda, to przepojona czarnym humorem, wyrzucona

na jednym oddechu opowieść o sztuce, miłości i człowieku, który nie boi się sprzeciwić społeczeństwu.

JACEK DEHNEL (ur. 1980) pisarz, poeta, tłumacz. Zdobywca Paszportu „Polityki” i Nagrody Fundacji im. Kościelskich, wielokrotnie nominowany do Nagrody Literackiej Nike. Jego książki ukazały się w 13 krajach.

JACEK DEHNEL

JACEK DEH NEL K R I

V K

L A T

KRI VO KL AT

POWIEŚĆ

Cena 37,90 zł

K R I

V K

L A T

Cytaty

Powiązane dokumenty

wyprawa w Himalaje jest w sferze pragnień, nie odbyła się. Podmiot liryczny znajduje się „niżej”. A to „niżej” to zwykły świat zwykłych ludzi.)?. - W jaki sposób zwraca

Jan Paweł II, utwierdzając braci w wierze w prawdę, utwierdza ich w miłości Prawda bowiem jest dobra, a dobru należy się miłość.. W miłości prawdy tkwi

Tak jak łatwiej niż kiedyś aklimatyzują się przybywający tutaj młodzi lekarze, nauczyciele, farmaceuci.. Ale i tak przez długi jeszcze czas czułby się obco

Metodologicznie chybiony jest pogląd, jakoby nauka powstawała tak, iż najpierw wskazuje się przedmiot zamie- rzonego badania, niczym pole do uprawy; potem szuka się stosownej

Wyrażenie znajdujące się wewnątrz znacznika <pattern> jest prostym wyrażeniem regularnym języka AIML, jest więc pisane w całości wielkimi literami i może zawierać

W kościele zakonnym odprawiono uroczyste egzekwie, a przez trzy kolejne niedziele organizowano specjalne nabożeństwa, podczas których wierni modlili się za duszę

Jeśli chodzi o mnie, to zanim uwierzę, że na podstawie tablic astrologicznych można obliczyć miesiąc zatrucia rakami lub ostrygami, gotów jestem prędzej przyjąć, że mój

Ale gdy mu się powie, że lucerna to pokarm dla bydła i pokaże mu się krowy pasące się na łące, wówczas, nawet gdy nie będzie widziało lucerny i nic nie będzie o