WRLKR O BYT.
Krotochwila w jednym akcie
z śpiewami
napisał P i o t r K o ł o d z i e j .
D rukiem i nakładem H ugo Kołodzieja w Siemianowicach.
1920.
WRLKR O BYT.
Krotochwila w jednym akcie
z śpiewami
napisał P i o t r K o ł o d z i e j .
D ru kie m i nakładem H ugo Kołodzieja w Siemianowicach.
OSOBY:
G e m b a l s k a , handler ka z ow ocem P o l i k a r p , jej m ąż
P y s k a l s k a , handle rka ow ocem P a n k r a c y , jej mąż
Komiszarz H e r s z l a
M r u g a l i n o , wieśniaczka G r z e ś k o w i a k , robotnik
Rzecz dzieje się w mieście na ulicy.
Na odegranie tej sztuki potrzeba koniecznie pozwolenia autora.
Scena przedstawia ulicę, na prawo Gembalska ustawia swój kram z> owocami.
S C E N A I.
G e m b a l s k a .
Tak, przecież jestem pierwszą na miejscu, na którym moja koleżanka wczoraj dobre interesa zrobiła. A le przysłowie powiada: „K to rano wstaje, temu Pan B óg daje” . Ja prędzej wstałam i miejsce otrzymałam. Oj, gdy przybędzie, pęknie od złości, ale jej to nic nie pomoże, bo jej się z miejisca nie ruszę. Wczoraj tu na tym miejscu sprzedała za 2 0 0 marek towaru, a ja tam (po
kazuje na lewo) ledwie za 70 marek. — Niema co mówić, to miejsce jest szczęśliwe i basta.
Śpiew.
I.
Gdy rano słoiice wschodzi Zaraz stawać się godzi, Bo kto rano wstaje, Temu Pan Bóg daje.
I I .
Słońce nas wszystkich budzi I napomina ludzi,
Źe kto długo lega, Tego chleb odbiega.
SC E N A 2.
G e m b a l s k a . P y s k a l s k a (ciągnie wózek na którym się znajdują koszyki z owocem,)
(spogląda)
A to co? Kto tobie pozwolił rozłożyć twój kramik na mojem miejscu?
G e m b a l s k a .
T o miejsce jest tak moje jak twoje. Zresztą kto pierwszy to lepszy. Kto długo lega, tego chleb odbiega. 0 , rt , //<».. t Ą L
P y s k a l s k a .
P o dobroci mówię ci, wynoś się p ..Hiqjego
miejsca. . fdsj oliny\
G e m b a l s k a .
Ani mi się nie śni. Tu towar rozłożyłam, tutaj sprzedawać bede.
.omousiw os P y s k a l s k a . ,, t^ WOqu,!
Przecież każdemu wiadomo, że ijo -jgOM | niie-j- sce, że już dawno na tym miejscu sprzedaję,h|n .;
G e m b a l s k a .
A ja od dzisiaj na tym m ie js c # 'i&przi&d&wać
będę. .fidoboą
P y s k a l s k a .
Proszę eię, nie przywódż mnie Ido bo ci wnet twoje „ b u c i o r y ” na drogę wyrzucę.
G e m b a l s k a . ’ : Hoha, hola, pomału, nie mam ;pr*ź'ó<łri-
strachu. ’>m- ,;i;ią. aąyj^usi
P y s k a l s k a . rmi! fil ' r Zaskarżę cię u komisarza. u 9 ?')
,, i i i -'•n/it /Lmibel G e m b a l s k a.
Wolno ci zaskarżyć i u kominiaf^A. Przecież miejsce należy do miasta, a tak jafcJ,i,ty|;N skl ja płacimy miejscowe. A magistratowi jest wsE^fSti ko jedno od kogo pobiera miejscowe.
P y s k a l s k a . , 1 *' T o wszystko prawda, tylko się z mojego miejsca wynoś, bo nie będę na darmo na ulicy stała.
G e m b a l s k a (tąpiąc nogą)
Ja ci już raz powiedziałam, że nie ustąpię.
Tam na drugiej stronie (pokazuje) jest próżne miejsce, tam rozłóż twoje manatki, a mnie daj święty spokój.
- 5 —
P y s k a l s k a .
°8%) ty jędzo, wszystkim ludziom opowiem, że zgniłe jabłka sprzedawałaś.
mai:/. G e m b a l s k a .
' T ylk o trzymaj język za zębami, bo mnie tak
że wiadomo, żeś od chłopaków kradziony owoc kupowała, a potem drogo sprzedawała. Jeżeli ri&rP tBwar komu się nie podoba, niepotrzebuje kupitSj^
P y s k a l s k a .
0 8v #6ŚS'itakże wolno kupić owoc, gdzie mi się podoba.
G e m b a l s k a . od Ątóotóe od złodziei.
.ęoirs P y s k a l s k a .
Mądry głupiemu ustępuje. Dzisiaj ci ustąpię.
H m iuż c* dzisiaj powiadam, że na tym miejscu stać nie będziesz. (Ciągnie wózek i usta
wia swój kram na przeciwnej stronie).
G e m b a l s k a (na stronie).
Jednak musiała ustąpić, i miejsce otrzymałam.
śoio9X‘i fI P y s k a l s k a (na stronie).
ej Jblsisiaj jej ustąpiłam, ale jutro miejsce będzie i;
SC E N A 8.
T e same. P o l i k a r p (-^chodzi wyciera oczy).
Pr. pr. Prost „N ajjah r” . G e m b a l s k a .
Jużeś się wyspał? Człowiecze gdybym się o ciebie nie miała starania, dawno byś był z głodu umarł.
P o l i k a r p (jękając s ię ).
Prze, prze przecież ja też pra pracuję.
G e m b a l s k a . Ale jak?
P o l i k a r p .
Czy, czy już ka kawy nie nie nagotowałem?
G e m b a l s k a .
Tak, o jadle i piciu ty nigdy nie zapom nisz.
P o l i k a r p .
Bo bo jadło i i picie u utrzymuje człowieka, bez bez jadła i picia człowiek by by umarł.
G e m b a l s k a .
T y w domu śpisz, a moja sąsiadka chciała by mnie w łyżce wody utopić.
P o l i k a r p .
Ho, ho hola nie bój się, ja ja tu jest, to to cię obronię.
P y s k a l s k a .
Nie potrzeba zabierać drugiemu miejsca.
P o l i k a r p .
P y Pyskalsko, kto kto pierwszy to to lepszy.
P y s k a l s k a .
Przecież każdemu wiadomo, że od roku na tym miejscu z towarem stawam.
G e m b a l s k a .
Od dzisiaj wszystkim będzie wiadomo, że ja na tym miejscu mój towar sprzedawać będę.
P y s k a l s k a . T o zobaczymy!
G e m b a l s k a . T o zobaczymy.
P o l i k a r p . T o to zobaczymy!
— 7 -
SC E N A 4.
Ci sami. P a n k r a c y (wchodzi).
P a n k r a c y . Dzień dobry!
P o l i k a r p . Dzień, dzień dobry!
G e m b a l s k a (do P olikarpa).
Wstydź się, mężowi od mojej nieprzyjaciółki dobrego dnia życzyć.
P o l i k a r p . A, a a dyć to to mój kolega.
P y s k a l s k a (do Pankracego).
Ty śpisz w domu, aż ci słońce mózg przepali, a ja się muszę uganiać z tą paradnicą.
P a n k r a c y (głu ch y).
Czarownicą, kto cię zaczarował?
P y s k a l s k a .
Czy nie widzisz, że mnie z mojego miejsca wypędziła?
P a n k r a c y ( ź d z i w i o n y ) .
Wybiła ci czarownica (drapiąc się w głowę).
A bodajże cię gęś tylnią nogą uderzyła.
P y s k a l s k a . Gadajcie tam z głuchem.
P a n k r a c y .
Łobuchem cię prała? powiedz mi tylko kto?
P o l i k a r p (do ucha Pankracemu) (na stronie)
Pa pa Pankracy nie wiersz, bo tu żaden nie bił twojej ba ba baby.
P y s k a l s k a .
Przed ciebie nie jestem żadną babą.
- 9 - P o l i k a r p .
P rze prze przepraszam, chciałem po po po
wiedzieć pa pa panią.
G e m b a l s k a (d,o Polikarpa na stronie).
Cicho ty bełkocie, będzie się tak uniżał, że lada babsko będzie nazywał panią.
P o l i k a r p (na stronie).
Sło słowo naj najtańszy to towar.
P y s k a l s k a (do Pankracego na stronie).
Pójdziesz na magistrat do komisarza.
P a n k r a c y . Do masarza, pójdę,
P y s k a l s k a (do ucha).
Nie do masarza, tylko do komisarza rozu
miesz. I przedstaw mu, że mnie Gembalska z miejsca wypędziła.
P a n k r a c y . Wybiła, wszystko mu opowiem.
G e m b a l s k a .
Polikarp, pójdziesz do komisarza i opowiedz, że przed tą złośnicą nie mam spokoju, że sobie robi wielkie prawo.
P o l i k a r p .
Wszy wszy, wszystko opowiem (odchodzi).
G e m b a l s k a (w o ła ).
Polikarp!
P o l i k a r p (leci prędko i stawa jak żołnierz przed Gembalska).
Tu tu jestem?
G e m b a l s k a .
Poproś pana komisarza, żeby tu przybył i rozsądził, że my tak płacimy jak inni, więc nam też wolno stać gdzie nam się podoba.
P o l i k a r p . Dobrze, dobrze (idzie do drzwi).
G e m b a l s k a (w o ła ).
Polikarp!
P o l i k a r p (prostując s ię ).
Je jestem do do usług.
G e m b a l s k a .
A nie zabaw się długo, eiekawam co ci komi
sarz powie.
P o l i k a r p (idzie do drzwi).
Dobrze, dobrze!
G e m b a l s k a . Polikarp!
P o l i k a r p (prostując się).
Je je—stem.
G e m b a l s k a (do publiczności).
Widzicie niewiasty, tak można chłopa wyko- menderować, że jest posłusznym na każde zawo
łanie. (Do Polikarpa): Pozdrów odemnie pana komisarza.
P o l i k a r p . Po po pozdrowię.
P y s k a l s k a (do ucha Pankracemu).
Czegóż stoisz, jak turecki święty? a nie idziesz?
P a n k r a c y .
Jeszcze się namyślam, czy mam pójść albo nie.
P y s k a l s k a (do ucha).
A le ja tobie rozkazuję.
P a n k r a c y .
T y mnie nie masz nic do rozkazowania, tyś mnie posłuszeństwo ślubowała, nie ja tobie.
P y s k a l s k a (do ucha).
Ja ciebie utrzymuję, a ty się jeszcze ze mną będziesz, kłócił?
P a n k r a c y .
Pamiętaj sobie, że chłopa choć tylko skóra, to musi być jego góra.
P o 1 i k a r p (na stronie -do Pankracego).
Chodź, pójdziemy na na jednego, bo mnie ja
koś mdli.
P a n k r a c y .
Masz rację, pójdziemy. (Odchodzi).
G e m b a l s k a . Polikarp!
P o l i k a r p (stawa przed Gembalską.) Do do usług!
G e m b a l s k a .
'L Pankracym nie miej nic do czynienia, on jest mężem mojej nieprzyjaciółki. T y idź sam do komisarza.
P o l i k a r p .
Na naturalnie! (odchodzi) na lewo.
S C E N A 5.
G e m b a l s k a , P y s k a l s k a , H e r s z - 1 a (wchodzi z prawej).
G e m b a l s k a (do H erszle).
Proszę na dobre jabłka, które pochodzą ze sa
mego Szczecina.
H e r s z 1 a.
Słyszałem od mojego tateleben, że w Szczeci
nie bardzo dobre jabłka.
P y s k a l s k a .
Nie wierzcie, ona kłamie, jej jabłka ani Szcze
cina nie widziały.
- 11 -
- 12 - G e m b a l s k a .
Nie widziały, bo nie mają oczu. Ale ja wam mówię, że są bardzo dobre. Oto skosztujcie.
(Podaje jabłko Herszlowi, który jabłko zajada).
Ona takiego towaru, nie posiada, jej owoc pocho
dzi z Bytkowa.
P y s k a l s k a .
Mój towar jest lepszy, i 3 marki droższy na centnarze.
H e r s z 1 a.
Dobre jabłka, tylko dla mnie za słodkie. Mój Sara takich słodyczy nie lubi.
P y s k a l s k a (ciągnie Herszle na swoją stronę).
Chodźcie do mnie, moje jabłka będą wam sma
kować (podaje jabłko, Herszla zajada).
H e r s z t a . T o skosztujemy.
G e m b a l s k a .
Głowę stawiam, jeżeli twoje jabłka lepsze jak moje.
P y s k a l s k a (do Herszle).
Nie prawda, że moje jabłka lepsze, wiele fun
tów mam naważyć?
H e r s z l a .
Muszę wam prawdę powiedzieć, że wasze jabłka za kwaśne. Broń Boże mój Sara nic kwaśnego jeść nie może.
G e m b a l s k a (śmjeje s ię ).
Ha, ha, ha, nie mówiłam, że moje jabłka lepsze.
P y s k a l s k a (do H erszle).
Więc nie kupicie?
H e r s z 1 a.
Nie mogę, jak będziecie mieć jabłka neutralne, to kupię.
P y s k a l s k a . Co to za gatunek, neutralne?
H e r s z 1 a.
T o są takie jabłka, co nie są ani kwaśne ani słodkie, to mi zostawcie za 10 fenygów.
(Odchodzi na lewo.) P y s k a l s k a .
O ty żydzie, funt kosztuje 3 marki, a on chce kupić za 10 fenygów. A bodajżeś spuchł jak krupniak.
G e m b a l s k a .
T o jest jeden z tych, co przyjdą na targ,przy każdem kramie pokosztują, aż się najedzą, a po
tem nic nie kupią.
S C E N A 6.
T e same. M r u g a l i n o (wchodzi z p raw ej).
P y s k a l s k a .
Chodźcie kobietko na dobre jabłka.
G e m b a l s k a .
Chodźcie do mnie, mój owoc wyśmienity.
M r u g a l i n o (spogląda na ow oc).
Może te jabłka za twarde, ja już zębów nie mam.
P y s k a l s k a .
Chodźcie, moje jabłka miękkie, słodkie, w ustach wam się rozpłyną.
G e m b a l s k a .
Nie wierzcie, moje jabłka lepsze, wszystkie panie odemnie kupują.
— 13 —
— 14 — P y s k a l s k a .
Nie wierzcie, ja dostawiam owoc na pierwsze pańskie stoły.
G e m b a l s k a .
Wczoraj jej pani nauczycielowa napowrót ja
błka przysłała, bo ich nie mogła potrzebować.
P y s k a l s k a .
Kobietko, jej owoc nie dojrzały, możecie sobio za pieniądze choroby kupić.
M r u g a l i n o .
Zaprawdę, niewiem które jabłka lepsze, kiedy każde swoje zachwalacie.
G e m b a l s k a (chwyta ją za rękę).
Moje.
P y s k a l s k a (uchwyta ją za ręk ę).
Nie słuchajbie, moje pochodzą z dworskiego ogrodu.
G e m b ałl s k ą (ciągnie ją na stronę).
Niedajcie się bałamucić, wiele funtów mam naważyć.
P y s k a l s k a (ciągnie ją na stronę).
Kupcie odemnie, rzetelnie was obsłużę.
G e m b a l s k a (ciągnie ją na stronę).
Moje jabłka tańsze, kupcie odemnie.
M r u g a l i n o .
Moje panie, obie swój towar zachwalacie za
prawdę, niewiem od której mam kupić.
P y s k a l s k a (ciągnie ją na stronę).
Odemnie!
G e m b a l s k a (ciągnie ją na stronę).
Nie, bo odemnie!
M r u g a l i n o (do Gembalskiej).
Poczem funt sprzedajecieV
— 15 —
* ' “
G e m b a l s k a ;
Dla was gospodyni funt po 3. marki. - M r u g a l i n o.
T o mi za drogo.
P y s k a 1 s k a.
Chodźcie, ja tani sprzedam.
G e m b a l s k a .
Ja wam także spuszczę tani na bankrot aby handel szedł.
M r u g a 1 i n o.
T o mi za drogo. Moje panie, ja posiadam tylko 20 fenygów. (Odchodzi na lewo).
P y s k a l s k a .
Dajcie jej funt za 20 fenygów. Musiałabym towar ukraść.
S C E N A 7.
T e same. S z y m u' ś, S t a c h (wchodzą na przodek sceny, z prawej).
S z y m u ś (na stronie do Stacha).
Choć kolega, skosztujemy jabłek?
S t a c h (na stronie).
Masz pieniądze?
S z y m u ś (na stronie).
Ani fenyga, ale mam bardzo apetyt na jabłka.
S t a c h (na stronie).
T o nie jest sztuka kupić jabłek za pieniądze, ale bez pieniędzy. Muszą nam dać skosztować, ty pójdziesz do tej na prawo a ja pójdę na lewo, będziemy chcieli kupić.
S z y m u ś (do Gembalskiej).
Panuchno, poczem te jabłka?
G e m b a l s k a . Funt 3 marki.
— 16 - S z y m u ś.
A le jeżeli też dobre?
G e m b a l s k a . Wyśmienite.
S t a c h (do Pyskalskiej).
Macie dobre jabłka na sprzedasz?
P y s k a l s k a . Bardzo dobre, słodkie jak cukier.
S t a c h . Dajcie jedno skosztować.
P y s k a l s k a .
Jabłka drogie, nie można dawać kosztować.
S t a c h .
Przecież żaden kota w miechu nie kupuje.
P y s k a l s k a .
Cofnij się od krainu, bo wiem, że nie kupisz (odpycha Stach).
G e m b a l s k a (Szymusia).
Cóż stoisz? wynoś się od kramu (odpycha g o ).
S z y m u ś (na przodku -sceny do Stacha) (na stronie).
Kolega, jabłka skosztować musimy?
S t a c h (na stronie).
Ale jako, kiedy kosztować nie dają.
S z y m u ś (na stronie).
Jak ja zakomenderuję raz, dwa, trzy, to bie
gnij prędko, weźmej z koszyka jabłek i w nogi mój drogi. Ja zaś skoczę i wezmę tej drugiej z koszyka i także w nogi. One się ani spodzieją, co
się zrobiło.
S t a c h (na stronie).
T o dobrze, tylko się nie daj złapać.
- 17 - S z y m u ś .
Dawaj pozór: raz, dwa, trzy. (Chłopy biegną prędko, bierzą jabłka i uciekają na lewo).
P y s k a l s k a (k rz y c zy ).
Trzym ajcie złodzieja.
G e m b a l s k a (k rz y c zy ).
Weby tajcie złodzieja.
P y s k a l s k a .
A niech cię wciurno^cjj weźmią, to są wisusy.
G e m b a l s k a (spogląda).
A le ci pędzą choćby wiatr, ani by ich na dzi
kim koniu nie dogonił.
SC E N A 8.
T e same, G r z e ś k o w i a k (w chodzi).
P y s k a l s k a .
Chodźcie chłopku na dobre jabłha.
G e m b a l s k a .
Chodźcie do mnie po starej znajomości.
G r z e ś k o w i a k .
Mam zwyczaj, że w dniu wypłaty zawsze coś dzieciom do domu przyniosę.
P y s k a l s k a .
Bardzo pięknie, to się dzieci radują i ojca z pracy witają. Wiele funtów mam naważyć?
G r z e ś k o w i a k . Po czem funt?
P y s k a l s k a . Po 3 marki, bardzo dobre jabłka.
G e m b a l s k a . Ja wam spuszczę taniej.
P y s k a l s k a .
Za tanie pieniądze, psi mięso żerają.
G r z e ś k o w i a k .
T o mi za drogo, za 3 marki kupię dzieciom wiertelik kartofli to się dosyta najedzą.
G e m b a l s k a . Kartofli ale nie jabłek?
G r z e ś k o w i a k (do Gembalskiej).
Poczem pani sprzedawa.
G e m b a l s k a .
Dla was taniej, 2 marki 90 feników. Wiele funtów sobie życzycie?
G r z e ś k o w i a k .
A nic, przecież to nie jest owoc zagraniczny, tylko tutejszy, żebyście go tak drogo sprzeda
wały, mnie się zdaje, że wam się w głowie po
mieszało (pokazuje) i należycie do domu obłąka- kanych do Rybnika (odchodzi).
P y s k a l s k a .
A bodajże cię gęsiami po piekle wozili. Do kartofli kupcie sobie kwaśnej kapusty.
G e m b a l s k a .
T o jest cham, chciałby dzieci napaść cudzym owocem.
S C E N A 9.
T e same. K o m i s a r z (wchodzi).
K o m i s a r z .
Doniesiono mi, że tu na ulicy awantury w y prawiacie?
P y s k a 1 s k'a.
Panie komisarzu, ona się na moim miejscu rozpostarła, na którym już przez dwa lata prze- dawam.
G e m b a l s k a .
Panie komisarzu, ja także płacę miejscowe, więc wolno mi postawić mój kram, gdzie mi się podoba. A zresztą ja tu dzisiaj była pierwszą.
- 18 -
K o m i s a r z .
Na ulicy powinniście się zachować spokojnie i nie robić hałasu.
P y s k a l s k a .
Panie komisarzu, ona ma tak wielką gębę, że nie idzie wytrzymać, jak zacznie tyrkotać.
G e m b a l s k a .
Panie komisarzu, jak jej się gęba rozchuśta, to za nic paprzyca w młynie.
K o m i s a r z .
Mnie się zdaje, że w y obie potraficie doskonale językami ruszać.
P y s k a l s k a .
Może już mój mąż panu opowiedział, co my musimy od tej kobiety wycierpieć.
G e m b a l s k a .
Mój mąż także miał panu opowiedzieć co ona z nami wyrabia.
K o m i s a r z .
Wasi mężowie u mnie nie byli, tylko obcy lu
dzie byli się na was uskarżać.
P y s k a l s k a .
T o mam, posłałam go na magistrat, a on tam wcale nie był. Poczekaj, gdy mi powrócisz.
G e m b a l s k a .
Otwaicie mężowi mówiłam, że się ma udać do l>Hna komisarza, a on kto wie gdzie się obraca.
Oj to chicpy, te chłopy.
K o m i s a r z (do Gembalskiej).
Pani Gembalska, za to żeście tutaj hałasili i awantury wyprawiały, zapłacicie 10 marek kary do ubogiej kasy.
G e m b a l s k a .
jaV przecież ona na całe gardło krzy
c z ^ a.
- 19 -
i ‘ y s k a l s k a (klaszcze rękami).
Brawo! panie komisarzu, dla nie] jestto za niska kara, ona zasłużyła na wyższą karę.
K o m i s a r z (do Pyskalskiej).
Pani Pyskalska, za udział w tej awanturze zapłacicie także 10 marek kary. W razie nie za
płacenia trzy dni kozy.
P y s k a l s k a .
Ja nie zapłacę, mój mąż pójdzie odsiedzieć G e m b a l s k a .
T y myślisz, że ja zapłacę, mój mąż pójdzie także sitdzieć.
K o m i s a r z .
Przedfcż wasi mężowie hałasu nie robili, więc też nie potrzebują siedzieć.
P y s k a l s k a .
i ’vze>-ież mąż za żonę odpowiedzialny.
K o m i s a r z .
Acha, kowal zawinił, a ślusarza wieszają.
Wyście obie krzyczały, i wyprawiały awantury na ulicy, że się publiczność na was uskarżała.
Więc też cbie pójdziecie do kozy. A to będzie dla was na przyszły raz nauką.
G e m b a l s k a .
Z powodu takiej niezgodnicy mam karę płacić, albo iść do więzienia. Ani się kozie nie śni.
P y s k a l s k a .
Panie komisarzu, ona jest wszystkiemu winną, ona postawiła swój kram na mojem miejscu.
K o m i s a r z .
Miejsce należy miastu nie wam. Nam jest wszystko jtdno, kto z towarem stoi i od kogo pobieramy miejscowe.
— 20 —
I
G e m b a l s k a .
Słyszysz, a ty chciałaś mnie pożreć, że ci miejsce zabrałam.
K o m i s a r z .
Więc teraz bądźcie cicho, i zachowajcie się spoKojme. W przeciwnem razie dam wam zaraz z miejscu <k> więzienia odprowadzić. Do widze
nia (odchodzi).
SC E NA 10.
Te same P o y k a r p , P a n k r a c y . P y s k a l s k a
On# masz twój zabobon, bo jakie to miejsce takie i drugie. Jak ty masz dobry towar to cie
bie wszędzie ludzie znajdują.
G e m b a l s k a .
le ra z płać, albo idź 3 dni do kozy. A to wszystko przez twój upór. Jeżeli mówisz, że to jedno, gdzie z towarem stoisz, dla czegoś robiła takie awantury? (Z a sceną słychać śpiewanie).
Śpiew 2.
Jeszcze mnie mamulka powijali, Już do mnie pisarze wskazowali.
( P o l i k a r p z P a n k r a c y m wchodzą pijani trzymają się za szyje.)
Nie tak ci pisarze jak malarze, Co mnie malowali na papierze.
P a n k r a c y .
Polikarp, daj twojego pyska (całują się).
G e m b a l s k a . P o lik a rp .
P o l i k a r p (taczając się, stawa jak żołnierz).
Je jestem.
G e m b a l s k a .
ir*fui! wstydź się, z mężem mojej nieprzyja- ciołki za szyję się ściskać i całować. Mnie się zdaje, żeś ty pijany.
P o l i k a r p . Co, co, ja ja pijany.
G e m b a l s k a .
T yś pijany, ledwie na nogach stoisz, i gorzał
ką pachniesz.
P o l i k a r p . Nie nie prawda.
G e m b a l s k a (uderza go w twarz).
T o masz.
P o l i k a r p . Pra prawda (całuje w rękę).
P a n k r a c y .
Pfui, dostał w mordę, jeszcze rękę całuje.
Musiałoby mnie się to przydać.
P y s k a l s k a , Byteś u komisarza?
P a n k r a c y .
U masarza, byłem, zjedliśmy z kolegą po pól ninta polskiej ciepłej kiełbasy.
P y s k a l s k a (głośno).
U komisarza.
U szynkarza byliśmy na rogu w tej knajpie, lecz wypiliśmy tylko po pół litra anyżowski z cytrynową.
P y s k a l s k a (do Publiczności).
Gadajcie tam z głuchem, i to jeszcze z pija- nem.
- 22 -
- 28 - P a n k r a c y .
Mnie tak nogi bolą, nalatałam się za tym ko
misarzem muszę sobie odpocząć (siada za kra
mem) .
G e m b a l s k a . Polikarp, co ci mówił komisarz?
P o l i k a r p .
On, on mówił, że że ty masz ra racyę.
G e m b a l s k a .
T y kłamco, wcale nie byłeś u komisarza tyl
ko w knajpie.
P o l i k a r p . P ra prawda mówisz.
G e m b a l s k a . Zkąd wziąłeś pieniędzy?
P o l i k a r p . Ze ze szufladki.
G e m b a l s k a . Wiele wziąłeś?
P o l i k a r p .
T y tylko dwa dwadzieścia marek.
G e m b a l s k a . A gdzież masz resztę?
P o l i k a r p .
Nie mam, 18 marek pół litra anyżowki, je je
dno cy cygaro 1,50 a a 50 fenygów za obsługę.
G e m b a l s k a .
O ja nieszczęśliwa, ja muszę się tak trapić i każdy grosz oszczędzać, a ty za jedne godzinę dwadzieścia marek przepijesz. Poczekaj za to bę
dziesz pościł.
_ 24 - P y s k a l s k a .
Siedź ty pijanico, jak nie boskie stworzenie.
P a n k r a c y .
Mnie się zdaje, że ty wargami ruszasz, pro
szę cię, przestań, bo jak wstanę to ci kości poła
mię. Bo chłopa choć tylko skora, to musi być jego gora. Ja nie jestem moim sąsiadem, gdy do stanie w mordę, to jeszcze rękę całuje.
G e m b a l s k a (do P olik arp a).
Cóż stoisz? idź do domu, bo mnie wstyd za ciebie (popycha go, Polikarp wpada za kram, i zrzuca koszyk z jabłkami na ziemię).
P a n k r a c y (z złością).
(Jo, co, ty będziesz na mnie jabłkami na mnie rzucać? Poczekaj, ja tobie pokarzę z czego się grabie robią. (Chce wstawać, uderza nogą w ko szyk z jabłkami, które spadają na ziemię.
G e m b a l s k a (załamuje ręce).
U rety rety, o moje jabłka!
P y s k a l s k a .
T y kocendrze, o moje jabłka (obaj leżą dalej) G e m b a l s k a .
Jabłka się pomieszały.
P y s k a l s k a .
Moje jabłka wpadły także pomiędzy twoje.
S C E N A 11.
Ci sami.- S z y m u ś , S t a c h (wpadają).
S z y m u ś, S t a c h (razem ).
Jabłka trzęsą, jabłka trzęsą. Zbierają do ka peluszy).
G e m b a l s k a (wchyta Stacha).
T y złodzieju! wysypaj jabłka.
S t a c h .
T o nie wasze, to są jabłka waszej sąsiadki.
G e m b a l s k a . Kiedy tak to uciekaj.
P y s k a l s k a (wchyta Szymusia).
A braciszku, dawaj jabłka.
S z y m u ś.
T o nie wasze tylko waszej nieprzyjaciółki.
P y s k a l s k a .
Kiedy tak dobrześ zrobił, uciekaj. (Szymuś ucieka).
S C E N A 12.
Ci sami. G e m b a l s k a . P y s k a l s k a . P o l i k a r p . P a n k r a c y .
G e m b a l s k a . No, mądralino, gdzie masz jabłka?
P y s k a l s k a . O rety, oni moje jabłka zabrali.
G e m b a l s k a (spogląda).
Patrzcie, oni moje także zabrali. A ja mu ka
załem uciekać. A żeby się po piekle gęsiami wo
zili. T o są wisusy.
P y s k a l s k a .
Chłopak mówił, że to nie moje jabłka i ka
załem mu uciekać.
G e m b a l s k a .
Mnie także ten drugi mówił, że to nie moje jabłka, i w tej nagłości puściłam go wolno. To są obartusy, ci nas wyprowadzili w pole.
- 25 —
P y s k a l s k a .
Złodzieja mieć w ręku i kazać mu przez za
wiść jeszcze uciekać.
G e m b a l s k a .
Teraz innej rady niema, tylko pozostałe jabł
ka zbierzemy do jednego kosza, a jutro będziemy wspólnie sprzedawać, i pieniędzmi się na współ podzielimy.
P y s k a l s k a .
Zgoda, podaj rękę. Odtąd będziemy żyć w zgodzie i miłości a Pan Bóg nam będzie błogo sławił. Nasi mężowie się kochają, że nawet się z miłości całują. Dlatego i my się kochajmy a na znak zgody i miłości dawaj buziaka (cułują się).
G e m b a l s k a .
Jutro, stań sobie znowu na twoim miejscu, bo widzę, że tu nie mam szczęścia.
P y s k a l s k a .
Postaw twój kram, gdzie ci się podoba już ci siowa nie powiem, my już dosyć ukarane. Mę
żowie się upili. Karę musimy zapłacić a tego nam nie było potrzeba.
G e m b a l s k a .
Ludzie mówią, że na opór niema lekarstwa.
Jest lekarstwo kara 10 marek albo 3 dni kozy.
P y s k a l s k a .
Moja sąsiadko, zgoda buduje niezgoda ruj
nuje. A na nas sprawdziło się to przysłowie.
G e m b a l s k a .
Odtąd będziemy unikać niezgody i będziemy się kochać i żyć w miłości. My powinniśmy trzy
mać wspólnie, kiedy nasi mężowie za głęboko za
glądają do kieliszka, i o interes się nie starają.
P y s k a l s k a . Prawdę mówisz, moja Felciu!
P a n k r a c y (na stronie w śnie).
Na zdrowie kolego!
P o l i k a r p (na stronie w śnie).
N ie nie bij mnie, kry....krystynko.
G e m b a l s k a .
Dzisiaj i tak nic nie sprzedam, pójdę do domu.
(Zbiera kosze koziełki wynosi za scenę). A ty pijaku leż aż wytrzeźwiejesz.
P y s k a l s k a .
Masz racyą, ja także pójdę do domu. (Kładzie na wózek kosze). A ty śpij pijanico.
P o l i k a r p (na stronie).
Bracie Pan Pan Pankracy, pij.
Bij, bij i nie daj się.
P y s k a l s k a (przyjeżdza z wózkiem Przecież g o tu nie m ogę na noc zostawić.
Wezmą go do więzienia, i to było by dla mn,"
wstyd i hańba. A przecież jest lepiej mieć chło
pa jak wcale żadnego. (P rzyjeżd za z wózkiem ku Pankracemu kładzie go do wózka, nogi wiszą w tyle).
P a n k r a c y .
na powrót.)
P a n k r a c y .
Odzie mnie to wsadzasz? do poczty.
P y s k a l s k a . Cicho bądź, ty kocendrze.
P a n k r a c y . Helciu pocztą pojedziemy.
u e m b a l s k a (jedzie z taczką na scenę.) Zastawić go tu nie mogę leżeć, bo by mi go jeszcze kto zabił, a zawsze jest mieć lepiej ka
wałek chłopa jak wcale nic. (Zajeżdża z tacz
ką przed Polikarpa). Felciu pomóż mi go włożyć.
P y s k a l s k a .
(Jhętnie. (Kładą Polikarpa do taczki).
P o l i k a r p .
K rys K ry Krystynko automobilem po mnie przyjechałaś?
G e m b a l s k a . Ja ci dam automobilem.
P o l i k a r p .
Daj pozór, żebyśmy kogo nieprzejechali.
P y s k a l s k a (ciągnie wózek
z Polikarpem, który trąbi sygnał tak jak pocz- tylion ).
G e m b a l s k a (ciśnie taczkę
z Pankracem, stawia na scenę i poprawia go, i mówi: Siedź cicho! Potem ciśnie dalej. Pankracy trąbi dalej tak jak automobil tu, tu, tu.
Zasłona spada.
N a życ ze n ie m ożn a jeszcze ra z podnieść z a słonę i objechać na około sceny. Pankracy trąbi sw ój sygn a ł, P o lik a rp , tu tu tu.
— 28