• Nie Znaleziono Wyników

Struktura mitów

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Struktura mitów"

Copied!
25
0
0

Pełen tekst

(1)

Claude Lévi-Strauss

Struktura mitów

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 59/4, 243-266

(2)

CLAUDE L É V I-S T R A U S S

Można by powiedzieć, że św iaty m itologiczne, za­ ledw ie ukształtowane, skazane są na unicestwienie, aby na ich szczątkach mogły narodzić się nowe *.

W ydaje się, że od około dw udziestu lat, mimo k ilk u rozproszonych prób, antropologia odryw a się stopniowo od badania faktów religijn ych. Różni d y letan ci sko rzy stali z tego, aby opanować dziedzinę etnologii religii. Ich naiw ne zabaw y odbyw ają się n a teren ie, k tó ry pozostaw i­ liśm y odłogiem, a ich nadużycia połączone z naszą bezczynnością zagra­ żają przyszłości prac, k tó ry m się oddajem y.

Ja k a je s t g e n e z a tej sytuacji? T w órcy etnologii religii — Tylor, F ra ze r i D urk h eim — zawsze zw racali uw agę na zagadnienia psycholo­ giczne; poniew aż jed n ak sami n ie byli psychologam i zawodowym i, nie mogli dokładnie śledzić szybkiej ew olucji koncepcji psychologicznych, a tym bardziej jej przew idzieć. Ich in te rp re ta c je zestarzały się rów nie

STRUKTURA MITÓW

[Claude L é v i - S t r a u s s (ur. 1908 w Brukseli) — w ykładał etnologię w M ont-le-M arsan i Laon (1932— 1934), Sao-Paulo (1935—1939) i Nowym Jorku (1942—1945), prowadził badania etnologiczne wśród Indian brazylijskich. Od 1950 r. — kierownik studiów religioznawstwa porównawczego w École Pratique des Hautes Études w Paryżu, od 1959 r. — profesor tytularny antropologii spo­ łecznej w Collège de France-. Główne prace: L e s S t r u c t u r e s é lé m e n t a ir e s de p a ­ re n t é (1949), T r i s t e s t r o p i q u e s (1955), A n t h r o p o l o g i s s t r u c t u r a l e (1958), L a P e n s é e sa u v a g e (1962), L e C r u e et le cuit (1964), D u m ie l a u x c e n d r e s (1966), L ’O r i g in e des m a n i è r e s de table (1968).

Przekład w edług wyd.: C. L é v i - S t r a u s s , L a S t r u c t u r e de s m y t h e s . W:

A n t h r o p o l o g i e s t r u c t u r a le . Paris 1958.] Pierwodruk: T h e S t r u c t u r a l S t u d y of M y t h .

W zbiorze: M y t h . A S y m p o s i u m . “Journal of American Folklore” Vol 78, 1955, nr 270, s. 428—444. Przekład [francuski] z kilkoma uzupełnieniami i modyfikacjami.

* F. B o a s , wstęp do: J. T e i t, T r a d i t i o n s o f the T h o m p s o n R i v e r I n d i a n s of B r i t i s h C o l u m b i a . „Memoirs of the American Folklore Society” VI (1898), s. 18.

(3)

2 4 4 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

szybko ja k za w a rte w nich p o stu la ty psychologiczne. Zrozum ieli oni jed n ak — trz e b a p rzy zn ać im tę zasługę — że p rob lem y etnologii religii zw iązane są z psychologią in te le k tu . Śladem H ocarta — zw raca on na to uw agę n a początk u swej pośm iertn ie, niedaw no w yd anej p ra c y — trzeb a w y razić żal, że w spółczesna psychologia zb yt często zanied by ­ w ała zjaw iska in te le k tu a ln e , a b a rd z iej in tereso w ała się badaniem życia uczuciowego: „Do błędów w łaściw ych szkole psychologicznej (...) do­ łączał się m y ln y (pogląd, że jasne idee m ogą zrodzić się z nieokreślonych em ocji” h N ależałoby rozszerzyć ra m y naszej logiki, ab y włączyć do niej operacje um ysłow e n a p ierw szy rz u t oka odm ienne od naszych, k tó re jed n a k ta k samo są op eracjam i in te le k tu a ln y m i. Z am iast tego próbow ano je sprow adzić do b ezk ształtn y ch i n iew y rażaln y ch uczuć. M etoda ta, znana pod n azw ą fenom enologii religii, zby t często okazyw ała się ja ­ łow a i nud na.

Ze w szystkich dziedzin etnologii religii m itologia ponosi najw iększą szkodę z po w odu tej sy tuacji. M ożna n iew ątp liw ie w ym ienić godne uw agi znakom ite p rac e G. D um ézila i H. G régoire’a, ale ściśle m ówiąc nie należą one do etnologii. Podobnie ja k pięćdziesiąt la t tem u tk w i ona n ad al z upodobaniem w chaosie. Odśw ieża się stare in te rp re ta c je : w y ­ o brażenia św iadom ości zbiorow ej, u bóstw ianie postaci historycznych lub odw rotnie. N iezależnie od tego, w jak i sposób ro z p a tru je się m ity, w szystkie spro w ad zają się — zdaw ać b y się m ogło — do bezcelowej g ry w yobraźni lub do p ry m ity w n e j' fo rm y spek ulacji filozoficznej.

Czy zatem chcąc zrozum ieć, co to je s t m it, zm uszeni jesteśm y w y b ie­ rać jed y n ie m iędzy banalnością a sofizm atem ? U trzy m u ją niektórzy, że każda społeczność w y ra ż a w sw y ch m itach podstaw ow e, w spólne całej ludzkości uczucia, tak ie ja k m iłość, nienaw iść lub zem sta. Dla innych m ity stanow ią próbę w y jaśn ien ia tru d n o zrozum iałych zjaw isk: a stro ­ nom icznych, m eteorologicznych itd. Ale społeczności nie odgradzają się z zasady od „ w y ja śn ie ń ” pozytyw nych, naw et wówczas gd y p rz y jm u ją fałszyw e; dlaczego nagle m iały b y one w y b ierać zam iast ty ch w yjaśnień tak n ieja sn y i -Skomplikowany sposób m yślenia? P sy ch o an ality cy zresz­ tą — podobnie ja k n iek tó rzy etnolodzy — chcą zastąpić in te rp re ta c je kosm ologiczne i n a tu ra listy c z n e p rzez in n e in te rp re ta c je , zapożyczone z socjologii i psychologii. Ale w ów czas sp raw a sta je się zb y t łatw a. Jeśli jak iś system m itologiczny p rzy z n a je w ażne m iejsce pew nej postaci, po­ w iedzm y — nieżyczliw ej babci, będzie się nam w yjaśniać, że babcie w tej społeczności zachow ują się wrogo wobec sw ych w nuczków ; uw ażać się będzie m itologię za odbicie s tru k tu ry społecznej i stosunków

(4)

S T R U K T U R A M ITÓ W 2 4 6

nych. Je śli jed n ak obserw acja zaprzeczy tej hipotezie, będzie się n a ty c h ­ m iast sugerow ać, że w łaściw ym celem m itów jest d a ć 'u jś c ie uczuciom rzeczyw istym , ale stłum ionym . Jakakolw iek by b yła rzeczyw ista sy­ tuacja, dialekty k a, k tó ra w y g ry w a za każdym razem , znajdzie sposób, aby dojść do znaczenia.

P rz y zn a jm y raczej, że badanie m itów prow adzi nas do sprzecznych stw ierdzeń. W szystko może się zdarzyć w micie; w y d a je się, że k o lej­ ność zdarzeń nie jest w n im podporządkow ana żadnej regule logiki czy ciągłości. K ażdy pod m io t m oże m ieć jakiekolw iek orzeczenie; każda w yobrażalna rela cja jest m ożliwa. Je d n ak m ity te, pozornie dowolne, p o w tarzają się z ty m i sam ym i cecham i, często z ty m i sam ym i szcze­ gółam i w różnych stro n ach św iata. Stąd problem : jeżeli treść m itu jest całkow icie przypadkow a, w jak i sposób w ytłum aczyć fakt, że we w szystkich zakątkach Ziem i m ity tak bardzo są do siebie podobne? Jed ynie pod w aru n k iem uśw iadom ienia sobie tej podstaw ow ej a n ty ­ nom ii, tkw iącej w sam ej n a tu rz e m itu, m ożna m ieć nadzieję, że się ją rozwiąże. Rzeczywiście, ta sprzeczność podobna jest do tej, k tó rą od­ k ry li p ierw si filozofow ie in teresu jący się mową, i aby językoznaw stw o mogło u konstytuow ać się jako nauka, trzeb a było n a jp ie rw pokonać tę trudność. D aw ni filozofowie rozum ow ali n a tem a t m ow y tak, jak m y nadal ro zu m u jem y na tem a t mitologii. S tw ierdzali oni, że w każdym języku p ew n y m zespołom dźw ięków odpow iadają określone znaczenia, i rozpaczliw ie sta ra li się zrozum ieć, jak a w ew n ętrzna konieczność łączy te znaczenia i dźwięki. Przedsięw zięcie to było darem ne, poniew aż w in ­ nych językach m ożna odnaleźć te sam e dźwięki, ale zw iązane z odm ien­ nym i znaczeniam i. D latego też sprzeczność tę rozw iązano dopiero w ów ­ czas, gdy spostrzeżono, że fu n k cja znaczeniow a języka nie wiąże się bezpośrednio z sam ym i dźw iękam i, ale ze sposobem, w jak i łączą się one m iędzy sobą.

W iele najnow szych teorii m itologii wyw odzi się z analogicznego po­ m ieszania. W edług Ju n g a ściśle określone znaczenia były by zw iązane z pew nym i tem a ta m i m itologicznym i, k tó re nazyw a archetypam i. Je st to rozum ow anie n a sposób filozofów m owy, k tó rz y długo byli przeko­ nani 2, że różne dźw ięki śą w sposób n a tu ra ln y spokrew nione z tak im czy innym znaczeniem : tak więc zadaniem półsam ogłosek „p ły n n y c h ” byłoby przedstaw ien ie odpowiedniego stan u m aterii, podczas gdy sam o­ głoski o tw a rte b y ły b y raczej w y b ieran e do tw orzenia nazw p rzedm io­ tów dużych, grubych, ciężkich lu b dźw ięcznych itd. S a u ssu re ’owiska zasada a r b i t r a l n o ś c i z n a k ó w j ę z y k o w y c h w inn a z p ew ­

2 Hipoteza ta ma jeszcze swoich obrońców; por. np. R. A. P a g e t , The Ori­

(5)

2 4 6 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

nością być zrew idow ana i popraw iona 3; w szyscy językoznaw cy zgodzą się jed n ak co do tego, że z p u n k tu w idzenia historycznego oznaczała ona nieodzow ny etap językoznaw czej reflek sji.

Nie w y sta rc z y proponow ać badaczow i m itów , żeby porów nał w łas­ ną n iepew n ą sy tu ację z sy tu a c ją językoznaw cy w okresie przed n auko - wym. G dybyśm y p o p rzestali n a tym , n a razilib y śm y się bow iem na pow ażne ryzyko popadnięcia z jed n ej tru dn ości w dru g ą. Z estaw ienie m itu z m ow ą niczego nie rozw iązuje: m it stan ow i in te g raln ą część języka [langue]; poznaje się go poprzez m ów ienie [parole], zw iązany je s t z w ypow iedzią [discours].

Jeśli ch cem y p rzed staw ić specyficzne cechy m yśli m itycznej, m usim y w ięc założyć, że m it je s t rów nocześnie i w langage, i poza nim. Ta now a trudn ość n ie je st rów nież obca językoznaw cy: czyż sam langage nie o bejm u je różnych płaszczyzn? S aussure, w prow adzając rozróżnienie m iędzy langue a parole, pokazał, że langage p rzed staw ia dw a kom ple­ m e n ta rn e a sp ek ty : s tru k tu ra ln y i staty sty czn y ; langue należy do dziedzi­ ny czasu odw racalnego, a parole — do dziedziny czasu nieodw racalnego. Jeśli m ożliw e ju ż je s t w y o d ręb n ien ie tych d w u płaszczyzn w langage, nic nie w yklucza, że będziem y m ogli tu określić trzecią.

W prow adzono rozróżnienie m iędzy langue a parole w oparciu o sy­ stem y czasowe, do k tó ry c h się one odnoszą. Otóż m it także określan y je s t przez system czasowy, k tó ry łączy w łaściw ości dw u pozostałych. M it odnosi się zawsze do w ydarzeń przeszłych: „przed stw orzeniem św ia ta ” lub ,,w pierw szych w ie k a ch ”, w każdym w y pad ku „daw no te m u ”. Ale isto tn a w artość, k tó rą p rzy p isu je się m itow i, w ynika stąd, że te w yd arzenia, tra k to w a n e jako d ziejące się w pew nym okresie czasu, tw orzą rów nież trw a łą s tru k tu rę . Odnosi się ona rów nocześnie do przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. P o ró w n an ie pomoże określić dokładn iej tę zasadniczą niejasność. Nic nie jest b ardziej podobne do m yśli m itycznej ja k ideologia polityczna, k tó ra , być może, zastąpiła tylko m yśl m ity czn ą w naszych w spółczesnych społeczeństw ach. Otóż, co robi history k, gdy przypom ina rew o lu cję francuską? O dw ołuje się on do pew nego ciągu m inionych w yd arzeń , k tó ry c h odległe konsekw en­ cje d a ją się n iew ątp liw ie jeszcze odczuć poprzez c a ły nieodw racalny łańcuch pośrednich w y d arzeń. Ale d la p o lity k a i dla jego słuchaczy rew olucja fran cu sk a jest rzeczyw istością innego rzędu: ciągiem w y d a ­ rzeń m inionych, ale rów nież schem atem obdarzonym stałą zdolnością działania, pozw alającym in terp reto w ać społeczną s tru k tu rę dzisiejszej

3 Por. E. B e n v e n i s t e , Nature du signe linguistique. “Acta Linguistica” I, 1939, 1, oraz C. L é v i - S t r a u s s , Anthropologie structurale. Paris 1956, roz­ dział V.

(6)

S T R U K T U R A M IT Û W 2 4 7

F ran cji, antagonizm y, k tó re się w niej u jaw n iają, i przew idyw ać ry sy przyszłej ewolucji. M ichelet, m yśliciel polityczny i h isto ry k zarazem , w y raża się w ten sposób: „W d n iu ty m w szystko było m ożliw e (...) Przyszłość była obecna (...) to znaczy nie było już czasu, tylko błysk wieczności” 4. Ta podw ójna s tru k tu ra , zarazem h i s t o r y c z n a i a h i- s t o r y c z n a , w yjaśnia, że m it może rów nocześnie należeć do dzie­ dziny parole (i być analizow any jako taki) i do dziedziny langue (w k tó ­ re j jest on sform ułow any), okazując przy tym — na trzeciej płaszczyź­ nie — tę sam ą właściwość przedm iotu absolutnego. Ta trzecia płaszczyzna jest rów nież n a tu ry językow ej, różni się jed n ak od dw u pozostałych.

N iech m i w olno będzie zrobić tu ta j k ró tk ą dygresję, aby p rzy po­ m ocy pew nego spostrzeżenia ukazać oryginalność, jak ą odznacza się m it w porów naniu z w szystkim i innym i faktam i językow ym i. M ożna by określić m it jako tak i sposób w ypow iedzi, w k tó ry m w artość fo rm u ły

traduttore, traditore rów na się prak ty czn ie zeru. Pod ty m w zględem

m iejsce m itu w skali sposobów językow ej ekspresji zn ajdu je się na antypodach poezji, w b rew w szelkim próbom ich zbliżenia. P oezja jest form ą m ow y n iezm iernie tru d n ą do przełożenia na obcy język, w szelki bow iem przekład pociąga za sobą liczne zniekształcenia. N atom iast w artość m itu jako m itu istnieje nadal m im o najgorszego przekładu. N aw et zupełna nieznajom ość języka i k u ltu ry środow iska, z którego pochodzi, nie przeszkadza żadnem u czytelnikow i na świecie w odbiorze m itu jako m itu . Isto ta m itu n ie tkw i ani w sposobie n a rra c ji, ani w Składni, ale w h i s t o r i i , k tó ra jest w nim opowiedziana. M it jest m ow ą [langage], lecz m ową, k tó ra p racu je n a bardzo wysokim poziomie, tam gdzie znaczeniu u d aje się jak b y o d к 1 e i ć, jeśli m ożna tak się w yrazić, od podstaw y językow ej, po której ono początkow o się toczyło.

Z reasum ujem y zatem trz y prow izoryczne wnioski, do k tó ry ch do­ szliśm y: 1) jeżeli m ity m a ją pew ne znaczenie, nie m oże ono być uza- . leżnione od w yizolow anych elem entów w chodzących w ich skład, ale od ' sposobu połączenia ty ch elem entów ; 2) m it n ależy do porządku m ow y

[langage], stanow i jej in teg raln ą część, ale mowa, k tó rą się m it po­

sługuje, p rzejaw ia specyficzne właściwości; 3) w łaściw ości ty c h m ożna szukać tylko pow yżej zw ykłej płaszczyzny eksp resji językow ej; inaczej mówiąc, m ają one n a tu rę bardziej złożoną niż te, k tó re spotyka się w ekspresji językow ej jakiegokolw iek typu.

P rzyjęcie tych trzech punktów , naw et jako hipotez roboczych, po­ ciąga dw ie bardzo w ażne konsekw encje: 1° m it, jak każdy b y t języko­ w y, utw orzon y je st z k o n sty tu ty w n y ch jednostek; >2° owe jednostki 4 J. M i c h e l e t , Histoire de la Révolution française, IV, 1; cyt. za: M. M e r l e a u - P o n t y , Les Aventu res de la dialectique. Paris 1955, s. 273.

(7)

2 4 8 C L A U D E L É V I-S T K A U S S

1 k o n sty tu ty w n e im p lik u ją obecność elem entów , działający ch norm alnie w s tru k tu rz e języka, m ianow icie fonem ów , m orfem ów i sem antem ów . Ale jedn o stk i te w sto su n k u do sem antem ów m ają się tak, jak sem an te- m y w sto su n k u do m orfem ów , a m orfem y w sto sun ku do fonem ów . K aż­ da fo rm a ró żni się od poprzedniej w yższym stopniem złożoności. D latego elem en ty należące jed y n ie do m itu (spośród w szystkich są one n a j­ bardziej złożone) będziem y nazyw ać w ielkim i jed n o stk am i k o n sty tu ­

tyw nym i.

W ja k i sposób rozpoznać i w yodrębnić te w ielkie jedn ostk i kon­ sty tu ty w n e, czyli m item y? W iem y, że nie m ożna ich sprow adzić ani do fonem ów, ani do m orfem ów , ani do sem antem ów , poniew aż zn ajd u ją się na w yższym poziom ie: m it nie ró żn iłb y się w przeciw nym w y padk u od jak iejk o lw iek innej form y w ypow iedzi. T rzeba w ięc ich szukać na poziom ie zdania. W e w stęp n y m etapie b a d a ń będziem y postępow ać naprzód dro g ą przybliżeń, prób, błędów, k ieru jąc się zasadam i słu żą­ cym i za podstaw ę każdej analizy stru k tu ra ln e j: ekonom ią w yjaśnień, jednością rozw iązania, m ożliw ością odtw orzenia całości n a p odstaw ie frag m en tu oraz p rzew id y w an ia dalszego rozw oju w oparciu o dane obecne.

Stosow aliśm y d o tąd n astęp u jącą tech n ik ę: każd y m it analizujem y niezależnie, sta ra ją c się tłum aczyć n astęp stw o zdarzeń za pom ocą m oż­ liw ie n a jk ró tsz y c h zdań. K ażde zdanie je st zapisane n a fiszce noszącej n u m er odpow iadający jego m iejscu w opow iadaniu. M ożna wów czas zauw ażyć, że zasadą każdej k a rtk i je s t w yznaczanie podm iotow i orze­ czenia. Inaczej m ów iąc, k ażda w ielk a jedn ostka k o n sty tu ty w n a m a n a tu rę r e l a c j i .

Pow yższa d efin icja nie jest zadow alająca, a to z d w u powodów. Po pierw sze: językoznaw cy stru k tu ra liśc i w iedzą dobrze, że w szystkie jedn o stk i k o n sty tu ty w n e , obojętnie na jakiej płaszczyźnie będą w yo d ręb­ nione, sk ład ają się z relacy j. Ja k a je st zatem różnica m iędzy w i e l ­ k i m i jed n o stk am i a innym i? P o drugie: p rzedstaw io na w łaśnie m etoda zaw iera się sta le w ew n ątrz czasu nieodw racalnego, poniew aż k a rtk i ponum erow ane są w p o rządk u opow iadania. U znana przez nas specy­ ficzna w łaściwość czasu m itycznego — jego podw ójna n a tu ra , odw ra­ caln a i zarazem nieodw racalna, sy n chroniczna i diachroniczna — pozo­ sta je więc niew y jaśn io na.

Uwagi te w iodą do now ej hipotezy, k tó ra w prow adza n a s w sedno problem u. Z akład am y bow iem , że p raw d ziw e jedn ostki k o n sty tu ty w n e m itu n ie są w yizolow anym i relacjam i, ale w i ą z k a m i r e l a c j i , i dopiero jako k o m binacje tak ic h w iązek jed no stk i k o n sty tu ty w n e zy ­ sk u ją fu n k cję znaczącą. R elacje, k tó re w yw odzą się z tej sam ej wiązki,

(8)

S T R U K T U R A M ITÓ W 2 4 9

m ogą pojaw iać się w oddalonych odstępach, gdy p rzy jm iem y d iach ro - niczny p u n k t w idzenia, ale jeśli zdołam y znowu je ugrupow ać w sposób dla nich ,,n a tu ra ln y ”, będziem y m ogli ty m sam ym zorganizow ać m it w sposób odpow iadający czasowem u system ow i odniesienia nowego ty p u i spełn iający w ym ogi hipotezy wyjściow ej. Je st to istotnie system dw uw ym iarow y: zarazem diachroniczny i synchroniczny, łączący dzięki tem u ch arak tery sty czn e właściwości „langue” i właściwości „parole” . Z rozum ienie naszej m yśli u łatw ią dw a porów nania. W yobraźm y sobie przyszłych archeologów , k tó rz y spadli z innej p la n e ty i k tó rzy prow adzą poszukiw ania na m iejscu jak iejś naszej biblioteki, w ów czas gdy z po­ w ierzchni Ziemi znikło już w szelkie życie ludzkie. A rcheolodzy ci nic nie w iedzą o naszym piśm ie, ale s ta ra ją się je rozszyfrow ać, co zakłada odkrycie, że alfabet, k tó rym p osługujem y się w d ru k u , czyta isię od lew ej do praw ej stro n y i z góry na dół. Je d n ak w ten .sposób n ie będzie m ożna rozszyfrow ać pew nej kategorii w olum inów — p a rty tu r orkie­ strow ych przechow yw anych w dziale m uzykologicznym . N asi uczeni niew ątpliw ie będą starać się z uporem odczytać pięciolinie jed n ą po d ru ­ giej, zaczynając od góry stro n y i postępując ta k kolejno z w szystkim i liniam i; zauw ażą (potem, że od czasu do czasu p o w ta rz a ją się p ew ne g ru p y nu t, identyczne całkiem lub częściowo, i że pew ne k o n tu ry m elo­ dyczne, na oko oddalone od siebie, w yk azu ją m iędzy sobą analogie. W ówczas m oże postaw ią sobie pytanie, czy — zam iast badać te k o n tu ry po kolei — nie pow inni potrakto w ać ich jako elem entów całości, k tó rą należy ujm ow ać globalnie. O d k ry ją w ted y zasadę tego, co nazyw am y h a r m o n i ą : p a rty tu ra orkiestrow a m a sens tylko w tedy, gdy się ją czyta diachronicznie w edług jednej osi (strona za stroną, od lew ej do praw ej), ale rów nocześnie i synchronicznie w edług d ru giej osi, od góry do dołu. Inaczej mówiąc, w szystkie n u ty um ieszczone na tej sam ej pio­ now ej linii tw orzą w ielk ą jednostkę k o n sty tu ty w n ą, w iązkę relacji.

D rugie porów nanie różni się od pierw szego m niej, niż się w ydaje. P rzypuśćm y, że istn ieje obserw ator, k tó ry nic nie w ie o naszych k a rta c h do g ry i słucha w różki przez dłuższy czas. P a trz y i dzieli jej klientów n a kategorie, dom yśla się w przybliżeniu ich wieku, u sta la płeć, w ygląd, sy tuację społeczną itd.; tro ch ę podobnie ja k etnograf w iedzący coś o spo­ łecznościach, k tó ry ch m ity poddaje badaniu. Nasz obserw ator będzie słuchał porad, z a re je stru je je n a w e t n a m agnetofonie, aby móc je badać i porów nyw ać swobodnie, tak ja k czynim y to rów nież z naszym i in fo r­ m ato ram i tubylcam i. Jeśli obserw ator jest dostatecznie zdolny i jeśli zgrom adzi dostatecznie bogatą dokum entację, będzie mógł — jak się w ydaje — odtw orzyć stru k tu rę i układ danej gry, to -z n a c z y liczbę k a r t — 32 lub 52 — rozłożonych n a cztery rów norzędne serie, utw

(9)

orzo-250 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

n e z ty ch sam ych jed n o stek k o n sty tu ty w n y c h (kart) z jed y n ą różnicu­ jącą cechą, kolorem .

Czas ju ż w yjaśnić m etodę w sposób bardziej bezpośredni. W eźm y jako p rzy k ła d m it E dypa, poniew aż w szyscy go znają, co pozw ala go nie opowiadać. P rz y k ła d ten nie jest z pew nością n a jle p szy dla przep ro ­ w adzenia pokazu m etody. M it E dypa d o ta rł do* nas w red akcjach fra g ­ m en tary czn y ch i późnych. Są one w szystkie transpo zycjam i literackim i, k tó re b ard ziej k iero w a ły się w zględam i estetycznym i lub m oralny m i niż tra d y c ją re lig ijn ą czy zw yczajem ry tu a ln y m , jeśli p rzy jąć, że był on kiedykolw iek p rzed m io tem tak ich zainteresow ań. N ie chodzi nam jed ­ n ak o ta k ą in te rp re ta c ję m itu Edypa, k tó ra by łaby praw dopodobna, a tym b ardziej o jego w y jaśn ien ie m ożliw e do p rzy ję cia dla specjalisty. Chcem y po p ro stu zilustrow ać p rzy jego pom ocy — bez w ysnuw ania jakichk o lw iek zw iązanych z nim w niosków — pew ną technikę, k tó rej zastosow anie n ie jest praw dopodobnie u p raw nio ne w ty m k on k retn y m w y pad ku z pow odu n iejasn y ch okoliczności, o k tó ry c h by ła mowa. N ale­ ży więc rozum ieć pokaz m etody w znaczeniu, jak ie tem u term inow i n a d a je n ie uczony, ale najw y żej uliczny sprzedaw ca: nie chodzi m u o w ynik, lecz o m ożliw ie najszybsze w y jaśn ien ie funkcjonow ania p rzed ­ m iotu, k tó ry s ta ra się on sprzedać gapiom.

M it będzie tra k to w a n y podobnie ja k p a rty tu ra orkiestrow a, k tó rą p rzep isałb y p rz e w ro tn y d y leta n t, pięciolinię za pięciolinią w form ie niep rzerw an ej serii m elodycznej, i k tó rą starano by się sprow adzić do pierw otnego u k ład u. J e s t w pew nej m ierze tak, ja k gdyby p rze d sta ­ w iono ciąg liczb całko w ity ch ty p u : 1, 2, 4, 7, 8, 2, 3, 4, 6, 8, 1, 4, 5, 7, 8, 1, 2, 5, 7, 3, 4, 5, 6, 8, w yznaczając n am zadanie przegrupow ania w szystkich 1, w szystkich 2, w szystkich 3 itd. w postaci tabeli:

1 2 4 7 8 2 3 4 6 8 1 4 5 7 8 1 2 5 7

3 4 5 6 8

Tak samo p o stąp im y z m item Edypa, w ypróbow ując kolejno różne u k ład y m item ów , dopóki nie znajdzie się takiego, k tó ry spełni w a ru n k i w ym ienione na s. 247— 248. P rz y jm ijm y dowolnie, że tak i uk ład będzie przedstaw iać n astę p n a tab ela (zakładając jeszcze raz, że n ie chodzi o n a ­ rzucenie, ani n a w e t o sugerow anie go specjalistom w zakresie m itologii klasycznej, k tó rz y z pew nością chcieliby zm odyfikować, jeśli n ie w ogó­ le odrzucić ten układ):

(10)

S T R U K T U R A M ITÓ W 2 5 1

Kadmos szuka swej siostry Europy, porwa­ nej przez Zeusa

Kadmos zabija smoka Spartiaci w y ­ tępiają się wzajemnie Labdakos (ojciec Lajosa) = „kulawy” (?) Edyp zabija swego ojca Lajosa

Lajos (ojciec Edy- Edyp zabija pa) = „niezgrabny” (?) Sfinksa

Edyp = „opuchło- nogi” (?)

Edyp żeni się

z Jokastą sw oją matką

Eteokles zabi­ ja swego brata Polinejkesa Antygona w brew

zakazowi grzebie zw łoki sw ego bra­ ta Polinejkesa

M am y w ten sposób cztery pionowe kolum ny, z k tó ry c h każda sk u­ pia w iele relacji należących do tej samej „w iązki”. G dybyśm y m ieli o p o w i e d z i e ć m it, n ie w zięlibyśm y ipod uw agę tego kolum now ego u k ład u i czytalibyśm y szeregi od lew ej stro n y do iprawej oraz od góry do dołu. Jeśli jed n ak chodzi o zrozum ienie m itu, połowa porządku d ia- chronicznego (od g ó ry do dołu) tra c i sw ą fu n k cjon alną w artość i „czy­ ta n ie ” odbyw a się od lew ej stro n y do praw ej, kolum na za kolum ną, przy czym każda z n ich tra k to w a n a je st jako całość.

W szystkie relacje zgrupow ane w tej samej kolum nie h ipotetycznie m ają w spólną cechę, k tó rą należy wydobyć. I tak, w szystkie w ypadki zebrane w pierw szej kolum nie po lewej stro n ie odnoszą się do osób, k tó ry ch zw iązki bliskiego pokrew ieństw a zostały, m ożna by powiedzieć, p rzejaskraw io ne: postacie połączone więzam i k rw i stają się tu ta j przed­ m iotem bardziej intym nego trak to w an ia, niż zezw alają n a to społeczne reguły. Załóżm y więc, że w spólna cecha dla pierw szej kolum ny polega na w y o l b r z y m i e n i u w i ę z ó w p o k r e w i e ń s t w a . O kazuje się zaraz, że dru g a kolum na w yraża tę sam ą relację, lecz oznaczoną znakiem odw rotnym : p o m n i e j s z e n i e l u b z d e w a l u o w a -n i e w i ę z ó w p o k r e w i e ń s t w a . Trzecia kolum -na od-nosi się do potw orów i ich unicestw ienia. Jeśli chodzi o czw artą, w ym aga ona kilku uściśleń. N ieraz zw racano uw agę n a hipotetyczne znaczenie imion w łas­

(11)

2 5 2 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

nych w lin ii ojcoWiSkiej Edypa. Ale językoznaw cy nie p rzy w iązu ją do> tego wagi, poniew aż — zgodnie z p rzy ję ty m i zasadam i — znaczenie w y ­ razu m ożna określić ty lk o w oparciu o w szystkie k o n teksty , k tó re go pośw iadczają. Otóż im iona w łasne są e x definitione poza kontekstem . T rudność m ogłaby się okazać m niejsza p rzy naszej m etodzie, poniew aż m it jest w n iej zreorganizow any w tak i sposób, że on sam k sz ta łtu je się jako k o n tek st. W artość znaczeniow ą d a je nie ew en tualn e znaczenie każdego im ienia rozp atry w an eg o w izolacji, ale fakt, że trz y im iona m ają w spólną cechę: zaw ierają w sobie hipotety czne znaczenia, w szyst­ kie sugeru jące t r u d n o ś ć c h o d z e n i a p r o s t o .

Z anim p rzejd ziem y dalej, zb ad ajm y relacje m iędzy dw iem a k o lum n a­ m i po p raw e j stro n ie. Trzecia k o lu m n a odnosi się do potw orów : n a jp ie rw smok, p otw ó r chtoniczny, k tó reg o trzeba zniszczyć, aby m ogli n aro dzić się z Ziem i ludzie; n a stę p n ie Sfinks, k tó ry sta ra się — p rzy pom ocy zagadek dotyczących n a tu r y człow ieka — odebrać życie ludzkim ofia­ rom . D rugi term in re p ro d u k u je więc pierw szy, k tó ry odnosi się do a u t o c h t o n i i c z ł o w i e k a . Ludzie pokonują w końcu oba potw o­ ry, m ożna zatem pow iedzieć, że cechą w spólną trzeciej k olu m n y jest n e g a c j a a u t o c h t o n i i c z ł o w i e k a 5.

5 Nie m am y zamiaru w daw ać się w dyskusję ze specjalistam i — św iadczyło­ by to o zarozumiałości z naszej strony, a nawet było bezprzedmiotowe, ponieważ, m it Edypa służy tutaj za przykład traktowany arbitralnie — że jednak chtoniczny charakter przypisyw any Sfinksowi m ógłby zaskoczyć, odwołamy się do opinii Marie D e l c o u r t : „W legendach archaicznych rodziły się one z pewnością z samej Ziem i” (Oedipe ou la légende du conquérant. Liège 1944, s. 108). Chociaż metoda nasza jest bardzo odległa od m etody M. Delcourt (podobnie byłoby bez w ątpienia rów nież z naszym i w nioskam i, gdyby kom petencja pozwoliła nam po­ ruszyć to zagadnienie w sposób pogłębiony), ustaliła ona przekonywająco — jak się nam w ydaje — charakter Sfinksa w tradycji archaicznej: potwór kobiecy ata­ kujący i gw ałcący m łodzieńców, innym i słowy — personifikacja istoty kobiecej z inw ersją znaku, co w yjaśnia fakt, że m ężczyzna i kobieta — w pięknej ikono­ grafii dołączonej do pracy przez M. Delcourt — są zawsze w pozycji odwróconej „niebo/ziem ia”.

W ybraliśmy — m ów im y o tym dalej — m it Edypa jako pierwszy przykład,, z powodu uderzających analogii, jakie zdają się istn ieć m iędzy pew nym i aspekta­ mi starożytnej m yśli greckiej a m yślą Indian Pueblo, od których zapożyczamy dalsze przykłady. W związku z tym należy zwrócić uwagę, że postać Sfinksa — taka, jaką odtworzyła M. Delcourt — zbieżna jest z dwiem a postaciam i m itologii północnoam erykańskiej (które tworzą bez w ątpienia jedną). Z jednej strony chodzi o “old hag”, starą w iedźm ę o odpychającym w yglądzie, której postać fizyczna sta ­ nowi zagadkę dla m łodego bohatera: jeśli rozwiąże on zagadkę — to znaczy od­ pow ie przyzwalająco na zabiegi tego ohydnego stworu — znajdzie w swym łożu po przebudzeniu prom ienną młodą kobietę, która doprowadzi go do osiągnięcia najwyższej w ładzy (w tej form ie jest to również m otyw celtycki). Sfinks przypo­ m ina jeszcze bardziej “child-protruding w om an ” Indian Hopi, można by

(12)

powiedzieć-S T R U K T U R A M ITÓ W 253

H ipotezy te u ła tw ia ją zrozum ienie znaczenia czw artej kolum ny. W m itologii p rzedstaw ia się często liudzi urodzonych z Ziemi, jak w ch w i­

li w y łan ian ia niezdolni są jeszcze do chodzenia lub chodzą niezgrabnie. I tak u Pueblo isto ty chtoniczne — na p rzykład Szum aikoli lub w y n u ­ rza jąc y się M uyingw û — są k u law e („N ogi-Zakrw aw ione”, „N ogi-Z ra- nio n e”, „N ogi-Słabe”, jak ich się nazyw a w tekstach). Ta sam a uw aga odnosi się do K oskim o z m itologii K w akiutlów : po pochłonięciu ich p rzez p o tw ora chtonicznego Tsiakisza w ydobyw ają się na pow ierzchnię Ziemi, „u ty k ając n aprzód lub w bok ” . W spólną cechą czw artej kolum ny m ogłaby w ięc być t r w a ł o ś ć a u t o c h t o n i i c z ł o w i e k a . W y­ nikałoby więc z tego, że czw arta kolum na pozostaje w takim sam ym stosun ku do trzeciej, jak pierw sza kolum na do dru giej. Niemożliwość pow iązania g ru p relacy jn y ch przezw yciężona jest (lub ściślej: zastą­ piona) przez stw ierdzenie, że dw ie przeciw staw ne sobie relacje są iden­ tyczne w tej sam ej m ierze, w jakiej każda z nich je st sprzeczna sam a w sobie. Ten sposób p rzed staw ian ia s tru k tu ry m yśli m itycznej m a jesz­ cze tylko w artość przybliżoną. Je st ona n a razie w ystarczająca.

Co oznaczałby więc m it Edypa zin terp reto w an y ta k „po a m e ry k ań ­ sk u ”? W yrażałby on, że dla społeczeństwa, k tó re w ierzy w autochtonię człow ieka (Pauzaniasz, VIII, 29, 4: roślina jest m odelem człowieka), n ie ­ m ożliw e jest przejście od tej te o rii do uznania fak tu, że każdy z nas w rzeczyw istości zrodził się ze zw iązku m ężczyzny i kobiety. T rudność je st nie do przezw yciężenia. Ale m it Edypa daje pew nego rod zaju in ­ stru m e n t logiczny, k tó ry um ożliw ia przerzucenie pom ostu m iędzy pro ­ blem em początkow ym — człow iek rodzi się z jednego czy z dw ojga? — a problem em pochodnym , k tó ry m ożna sform ułow ać w sposób p rzy b li­ żony: czy to samo rodzi się z tego samego, czy z innego? W ynika stąd n astęp u jąca korelacja: w yolbrzym ienie p okrew ieństw a krw i tak się m a do jego pom niejszenia, jak w ysiłek, żeby uniknąć autochtonii, do bez­ skuteczności takiego w ysiłku. Doświadczenie może obalić teorię, ale ży­ cie społeczne potw ierdza kosmologię w tej m ierze, w jakiej u jaw n ia się w nich ta sam a sprzeczna w sobie s tru k tu ra . Kosm ologia je st zatem praw dziw a. Zróbm y tu ta j naw ias dla dw u spostrzeżeń.

W powyższej próbie in te rp re ta c ji można było pom inąć zagadnienie, k tó re w przeszłości bardzo niepokoiło specjalistów : b rak pew nych m o ty ­ m atkę falliczną — młodą kobietę porzuconą przez swoich podczas trudnej w ędrów ­ ki w chw ili porodu i błądzącą odtąd po pustyni, Matkę Zwierząt, które broni przed m yśliw ym i. Mężczyzna,, który ją spotyka w pokrwawionym okryciu, „jest tak przerażony, że doznaje erekcji”, z której korzysta ona, aby go zgwałcić, i w y ­ nagradza go następnie niezawodnymi sukcesami w polowaniu (por. H. R. V o t h,

The Oraibi S umm er Snake Ceremony. “Field Columbian M useum ”, publ. nr 83,

(13)

2 5 4 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

w ów w n a jd aw n iejszy ch (hom eryckich) w ersjach m itu Edypa, n a p rzy ­ kład sam obójstw a Jo k a sty i rozm yślnego oślepienia się Edypa. Ale te m otyw y nie zn iekształcają s tr u k tu r y m itu , w k tó rej zresztą m ogą łatw o znaleźć m iejsce: p ierw szy — jako now y przyk ład a u to d estru k cji (ko­ lum na 3), d ru g i n a to m ia st — jako in n y p rzy k ła d k alectw a (kolum na 4). Te dodatk i jeszcze w y raźn iej w y ja śn ia ją m it, poniew aż przejście od nóg do głow y p o jaw ia się w znam iennej k o relacji z innym p rzejściem : od negacji au to chto nii do sam ozniszczenia.

M etoda ta uw aln ia nas więc od trudności, k tó ra stanow iła dotąd jed ­ n ą z głów nych przeszkód w postępie b adań m itologicznych, m ianow icie poszukiw ania a u te n ty cz n e j bądź pierw o tn ej w ersji. Przeciw nie, propo­ nu jem y, żeby każdy m it określać jako zespół w szystkich jego w ersji. Inaczej m ów iąc: m it pozostaje m item tak długo, dopóki jest odczuw any jako taki. Zasadę tę dobrze ilu s tru je nasza in te rp re ta c ja m itu Edypa, k tó ra m oże oprzeć się n a jego freudow skim sform ułow aniu i da się z pew nością do niego zastosow ać. Z agadnienie, k tó re staw ia F re u d w term inach ,,edypow ych”, nie je st ju ż zapew ne problem em a lte rn a ty w y m iędzy au to chto n ią a rozm nażaniem dw upłciow ym . Chodzi jed n ak nad al 0 zrozum ienie, jak j e d n o m oże zrodzić się z d w o j g a : jak to się dzieje, że nie m am y ty lk o jednego rodziciela, ale m atkę, a ponadto także ojca? Bez w ah an ia więc w łączym y F re u d a — po Sofoklesie — do szere­ gu źródeł m itu Edypa. Ich w ersje zasłu g u ją n a ró w nie pow ażne tra k to ­ w anie ja k i inne, starsze i pozornie b ard ziej „ a u te n ty c z n e ” .

W ynika stą d w ażn y wniosek. Skoro m it sk ład a się z zespołu jego w ariantów , w szystkie .powinny być rów no u praw nio ne w analizie s tr u k ­ tu ra ln e j. Po zbadaniu w a ria n tó w zn an y ch z w ersji teb ańsk iej należy więc wziąć pod uw agę rów nież i inne: opow iadania odnoszące się do bocznej linii Labdakosa, k tó ra o b ejm u je Agauę, P e n teu sa i sam ą Jo- kastę; w a ria n ty tebań sk ie o Lykosie, w k tó ry c h A m fion i D zetos od­ g ry w a ją ro lę założycieli m iasta; inne, odleglejsze, odnoszące się do Dio­ nizosa (kuzyna Edypa z linii m atki), oraz legendy ateńskie, w k tóry ch ro la p rzy zn aw ana przez Teby K adm osow i przy pad a K ekropsow i itd. Dla każdego z tych w a ria n tó w zostanie sporządzona tabela, w k tó rej k ażd y elem en t będzie ta k um iejscow iony, a b y m ożna było dokonać po­ rów n an ia z odpow iednim elem entem in n ych tabel: zniszczenie węża przez K ekropsa z p araleln y m epizodem z h isto rii K adm osa; porzucenie Dionizosa i porzucenie Edypa; „O puchłonogi” i Dionizos loxias, to zna­ czy chodzący krzyw o; po szukiw anie E u ro p y i poszukiw anie A ntiopy; założenie Teb raz przez S p artiató w , raz p rzez D ioskurów — Am fiona 1 Dzetosa; Zeus p o ry w a ją c y E uropę czy A ntiopę oraz p o k rew ny epizod, w k tó ry m ofiarą jest Sem ele; E dyp teb ań sk i i P erseu sz argolidzki itd. U zyska się w ten sposób w iele dw uw ym iarow y ch tabel, z k tó ry ch każda

(14)

S T R U K T U R A M ITÓ W 255

poświęcona będzie jednem u w ariantow i. Z estaw i się je obok siebie jako płaszczyzny rów noległe, celem uzyskania trójw ym iarow ego zespołu, k tó ­ ry m ożna „czytać’ n a trz y różne sposoby: od lew ej do p raw e j, od góry do dołu, od p rzodu do ty łu (lulb odw rotnie). Tabele te nie b ędą nigdy całkow icie identyczne. Ale doświadczenie dowodzi, że te odchylenia róż­ nicujące — k tó ry ch nie sposób nie zauważyć

— u jaw n ia ją w ym ow ne w zajem ne korelacje. ---Dzięki nim w łaśnie zespół ty c h odchyleń może 4 być poddany analizie logicznej, polegającej na ~

kolejn y ch uproszczeniach, b y w końcu dojść _______ _ do sform ułow ania stru k tu raln eg o p raw a da- 2 nego m

itu.---:---S potkam y się, być może, z zarzutem , że j 1

tak a operacja nie może być doprow adzona do i

końca, poniew aż rozporządzam y obecnie ty lko i __ ty m i w ersjam i m itu, k tó re obecnie są znane, j

Co by się stało, gdyby jak aś nowa w ersja — zburzyła uzyskane w yniki? Je st to trudn o ść j

rzeczyw ista wówczas, gdy rozporządzam y b a r- !

dzo nielicznym i w ersjam i, ale staje się czysto i---teoretyczna, w m iarę jak ich liczba rośnie.

D ośw iadczenie pouczy nas o przybliżonej liczbie w ym aganych w ersji. Nie może ona być bardzo wysoka. G dybyśm y znali um eblow anie pokoju jedynie za pośrednictw em obrazów odbitych w dw u lu strac h zawieszo­ nych na przeciw ległych ścianach, m ogłyby zaistnieć dwie sytu acje. Albo

lu stra są całkow icie rów noległe — w ted y liczba obrazów jest teo retycz­ nie nieskończona. Albo też jedno lustro jest um ieszczone ukośnie w sto­ sunku do drugiego — wówczas liczba ta zm niejsza się gw ałtow nie, pro­ porcjonalnie do k ą ta ich nachylenia. Ale naw et w ty m w y p ad k u cztery lub pięć obrazów w ystarczy, by dać nam jeśli nie pełną inform ację, to p rzy n ajm n iej upew nić nas, że żaden w ażny m ebel nie m ógł pozostać nie zauw ażony.

O dw rotnie: ciągle n ależy podkreślać absolutną konieczność uw zglę­ d n ian ia w szystkich zebranych w ariantów . Jeżeli k o m en tarze F re u d a na tem at kom pleksu Edypa stanow ią — jak sądzim y — in teg raln ą część m itu Edypa, n ie m a sensu py tan ie, czy tra n sk ry p c ja m itu o pochodzeniu Zuni, dokonana przez Cushinga, jest dostatecznie w ierna, aby została w zięta pod uwagę. Nie istnieje „praw dziw a” w ersja, k tó re j w szystkie inne b y ły b y kopiam i lub zniekształconym i echami. W szystkie w ersje należą do m itu.

M ożemy więc zrozum ieć, dlaczego w iele studiów z zakresu m itologii ogólnej przyniosło zniechęcające w yniki. P rzede w szystkim ko m p araty ści

(15)

2 5 6 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

próbow ali w yselekcjonow ać u p rzy w ilejo w ane w e rsje m itu, zam iast uw zględniać je w szystkie. N astępnie — zauważono, że stru k tu ra ln a a n a ­ liza j e d n e g o w a ria n tu j e d n e g o m itu, pochodzącego od j e d n e - g o plem ienia (niekiedy n a w e t z j e d n e j wioski) doprow adza do d w u ­ w ym iarow ego schem atu . N ato m iast g d y tylko p rz y stą p i się do badania w ielu w a ria n tó w tego sam ego m itu, tej sam ej wioski lub tego samego plem ienia, sch em at staje się tró jw y m ia ro w y , a jeżeli chce się rozszerzyć skalę porów naw czą — liczba koniecznych w ym iarów rośnie tak szybko, że już nie m ożna ich uchw ycić m eto d am i in tu icy jn y m i. Błędne i b a­ n a ln e w nioski, do k tó ry c h żbyt często dochodzi m itologia ogólna, w y ­ n ik ają więc z nieuw zg lęd nian ia w ielow ym iarow ych, rzeczyw iście ko­ niecznych system ów odniesienia. Sądzi się naiw nie, że m ożna je zastąpić system am i d w u - lub tró jw y m iaro w y m i. P ra w d ę m ówiąc, m ała jest n a ­ dzieja, aby m itologia porów naw cza m ogła się rozw ijać bez odw ołania się do sym boliki in sp iro w an ej p rzez m atem aty k ę, k tó ra m oże być zastoso­ w an a do ty ch w ielow ym iarow ych system ów , zbyt skom plikow anych d la naszych tra d y c y jn y c h m etod em pirycznych.

W la ta c h 1952 — 1954 6 d okonaliśm y próby w ery fik acji teorii, p rzed ­ staw ionej szkicow o n a p o p rzed n ich stro n icach, za pom ocą w yczerpującej analizy w szystkich znanych w e rsji m itów Z uni o pochodzeniu i w y ła­ n ian iu się: C ushing, 1883 i 1896; Stevenson, 1904; Parsons, 1923; Bunzel, 1932; B enedict, 1934. A nalizę tę uzupełniono porów naniem w yników uzysk an y ch n a p od staw ie podobnych m itów in ny ch g ru p plem ienia Pueblo, zarów no zachodnich ja k i w schodnich; dokonano w reszcie w stęp ­ nych bad ań m itologii In d ia n z Rów nin. Za każdym razem w y n ik i po­ tw ierd z iły hipotezy. M itologia półno cn o am ery kań sk a nie ty lk o w yszła z dośw iadczenia ja k g dyby w now ym św ietle, ale ponadto udało się p rze­ w idzieć, a n iek ie d y określić ta k ie operacje logiczne, k tó re zbyt często

zaniedbyw ano bądź stosow ano w dziedzinach bardzo odległych od n a ­ szej. Nie sposób w chodzić tu ta j w szczegóły, ograniczym y się więc do przed staw ien ia tylko k ilk u w yników .

Niżej p rzed staw io n a tabela m itu Z uni o w y ła n ia n iu się przedstaw i — n iew ątp liw ie w sposób przesadnie uproszczony — jego ogólne ujęcie.

Pobieżne zbadanie tej tab eli w ystarczy, a b y zrozum ieć jej c h a ra k te r. J e s t to pew nego rod zaju narzędzie logiczne, którego zadaniem jest dokonanie m ed iacji m iędzy życiem a śm iercią. W m yśli Pueblo przejście je s t tru d n e , poniew aż koncep cja życia ludzkiego o p arta jest tu n a m o­ d elu św iata roślinnego (w yłanianie się z ziemi). K oncepcję tę dzieli ona ze sta ro ż y tn ą G recją. W ybór m itu E dypa jako pierw szego p rzy

-6 Por. „Annuaire de l'École pratique des Hautes Études”, Section des Sciences religieuses, 1952—1953, s. 19—21, i 1953— 1954, s. 27—29.

(16)

S T R U K T U R A M ITÓ W 2 5 7

k ładu nie był więc całkow icie dowolny. W rozp atry w any m tu ta j p rzy ­ pad k u am ery k ańskim życie roślinne analizow ane je st stopniowo w w ie­ lu aspektach, uporządkow anych od najprostszego do n ajb ardziej zło­ żonego. Rolnictw o z ajm u je naczelne m iejsce, a jednak m a ono c h a ra k te r okresow y, to znaczy przechodzi kolejno od życia do śm ierci, co je st z a ­

przeczeniem początkow ego p o stulatu.

ŚMIERĆ kazirodztwo brata w ytępienie

potom-migracja kierowana przez dwóch N ew e- kwe (obrzędowych czarowników) i siostry (pochodze­ nie wody)

ofiara brata i sio­ stry (celem uzyska­ nia zwycięstwa)

stwa ludzkiego przez bogów (przez utopienie)

magiczny turniej u- rządzony dla Ludu Rosy (zbieracze przeciwko ogrodni­ kom)

ZMIANA

mechaniczne zasto­ sowanie roślin (jako stopni służących do w yjścia ze światów niższych)

spożywcze zastoso­ w anie dzikich ro­ ślin spożywcze zastoso­ w anie roślin u- prawnych okresowy charakter działalności rolni­ czej

w yłanianie się k ie­ rowane przez Uko­ chanych Bliźniaków

adoptowanie brata i siostry (w za­ mian za kukury­ dzę)

ofiara brata i sios­ try (aby przezwy­ ciężyć Potop)

wojna przeciw Kya- nakwe (ogrodnicy przeciwko m yśli­ wym)

ocalenie plem ienia (odkrycie środka Świata) T R W A N I E spożywcze zastoso­ wanie zwierzyny (polowanie) wojna prowadzona przez dwu Bogów

Wojny nieunikniony cha­

rakter w ojny

ŚMIERĆ

(17)

2 5 8 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

Można zlekcew ażyć tę sprzeczność, i tak u jaw n ia się ona u dołu ta ­ beli: rolnictw o jest źródłem w yżyw ienia, ,a więc życia; ale polow anie dostarcza tak że w yżyw ienia, m im o że w y k azu je podobieństw o do w ojny, k tó ra jest śm iercią. Są w ięc różne sposoby tra k to w a n ia zagadnienia. W er­ sja C ushinga opiera się n a opozycji m iędzy działalnością alim en tacyjną, k tó re j w yn ik je s t n aty ch m iasto w y (zbieranie dzikich roślin), a działal­ nością, k tó re j w y n ik m oże być w yzyskany dopiero w określonym czasie. Inaczej m ów iąc, śm ierć m usi zostać w łączona w życie, aby rolnictw o było m ożliwe.

W w ersji P a rso n s przechodzi się od polow ania do rolnictw a, podczas gdy porządek w e rsji S tevenson jest o d w ro tny . W szystkie inne różnice m iędzy trzem a w ersjam i m ogą być ro zp atry w an e w k o rela cji z tym i s tru k tu ra m i podstaw ow ym i. T rzy w ersje p rze d staw ia ją zatem w ielką w ojnę toczoną przez p rzodków Z uni z m itycznym ludem K yanakw e, w prow adzając do opow iadania c h a ra k te ry sty c z n e zm iany, k tó re polegają na: 1° p rzy m ierzu lub w rogości bogów; 2° p rzy zn an iu końcowego zw y­ cięstw a tak iem u lu b innem u obozowi; 3° sym bolicznej fu n k cji p rz y p i­ syw anej K yan ak w e, k tó rz y są p rzed staw iani bądź jak o m yśliw i (m ają wów czas łuk z cięciw ą w y k o n an ą ze zw ierzęcych ścięgien), bądź jako ro lnicy (ich łu k i są w ów czas n ap ięte w łóknam i roślinnym i):

C U S H I N G S T E V E N S O N P A R S O N S

sprzymierzeni, de, posługujący się ; cięciw am i roś­

linnymi

z w y c i ę z c y n ad:

Ludźmi, sam ymi, posługu­ jącym i się cięciw am i ze ścięgien (przed zastąpie­ niem ich przez włókna)

Poniew aż w łókno ro ślin n e (rolnictw o) je st w każdym w y p ad k u lepsze . od cięciw y ze ścięgien (polowanie) i poniew aż (w m niejszym stopniu) przym ierze z bogam i je s t cenniejsze od ich wrogości, zatem w w e rsji C ushinga człow iek jest w podw ójnie niekorzy stnej sy tu a c ji (wrogość bogów, cięciw a ze ścięgien); w w e rsji Stevenson w sy tu a c ji podw ójnie korzystnej (bogowie p rzy ch y ln i, cięciw a z w łókien); n ato m iast w e rsja P arso n s ilu s tru je s y tu a c ję p o śred nią (bogowie przychylni, ale cięciw y ze ścięgien, poniew aż lu d zie p ierw o tn i żyją z polow ania).

Ludźmi, Bogami

sprzym ierzony­ mi, posługujący­ mi się cięciw a­ mi ze ściegien

Kyanakwe, sam ymi, posłu ­ gującym i się cięciwam i ze ścięgien Bogowie, ' Kvanakwe sprzymierzeni, posługujący się cięciw am i roś­ linnym i Kyanakwe, roślinne sami; cięciw y Bogow Ludzie z w y c i ę z c y n a d : z w y c i ę z c y n a d :

(18)

S T R U K T U R A M ITÓ W 2 5 9

O p o z y c j e * C u s h i n g P a r s o n s S t e v e n s o n

bogow ie/ludzie — + +

w łókno/ścięgno — — +

W ersja Bimzel przed staw ia tę sam ą s tru k tu rę co w ersja Cushinga. Ale różni się od niej (tak jaik i od w ersji Stevenson) w tym sensie, że tam te dw ie u k a z u ją w y łan ian ie się jako re z u lta t w ysiłków ludzi zm ie­ rzających do ucieczki od nędznej doli w łonie Ziemi, podczas gdy w ersja Bunzel tra k tu je w yłanianie się jako konsekw encję w ezw ania rzuconego ludziom przez m oce w yższych rejonów . Dlatego też m iędzy Bunzel z jedn ej stro n y a Stevenson i C ushingiem z drugiej — m etody zastoso­ w ane do w yłan ian ia się n astęp u ją po sobie w porządku sy m etrycznym i odw rotnym . U Stevenson i C ushinga — od roślin do zw ierząt; u B un­ zel — od ssaków do owadów i od owadów do roślin.

Logiczne ukształtow an ie zagadnienia pozostaje takie samo we w szystkich m itach Pueblo zachodnich: p u n k t w yjścia i p u n k t dojścia ro ­ zum ow ania jest jednoznaczny, a dwuznaczność p o jaw ia się w stadium pośrednim :

ŻYCIE ( = WZROST)

Zastosowanie (mechaniczne) świata roślinne- POCZĄTKI go, uwzględniające jedynie wzrost

Zastosowanie alim entacyjne świata roślinne- ZBIERANIE go, ograniczonego do dzikich roślin

Zastosowanie alim entacyjne świata roślin- ROLNICTWO nego obejmującego rośliny dzikie i uprawne

(ale t u t a j sp r z e c z n o ś ć ,

Zastosowanie alim entacyjne świata zwierzę- p o n i e w a ż n e g a c ja ży c ia

cego ograniczonego do zwierząt = u n i c e s t w i e n i e , stąd:) POLOWANIE U nicestw ienie świata zwierzęcego rozciągnię- WOJNA tego na ludzi

ŚMIERĆ ( = UBYTEK)

Pojaw ienie się term in u sprzecznego w sam ym środ ku dialektycznego procesu zw iązane jest z w yłonieniem się podw ójnej serii p ar d io sk u ry j- skich, k tó ry ch fu n k cją jest m ediacja m iędzy obydwom a biegunam i: 1. 2 w ysłanników 2 czarowników obrzędo- 2 bogów wojny

boskich wych

2. para jednorodna: rodzeństwo para para heterogeniczna dioskurowie (brat i siostra) (mąż i żona) (babka, wnuk) (2 bracia)

— czyli serii k om binacyjnych w ariantów , spełniających tę sam ą fu n ­ kc ję w różnych kontekstach. Rozum iem y zatem , dlaczego czarow nicy

(19)

260 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

m ogą m ieć p rzy zn an e — w ry tu a le Pueblo — fu nk cje w ojenne. Zagad­ nienie, k tó re często uw ażano za niem ożliw e do rozw iązania, p rzestaje istnieć, jeśli uznam y, że czarow nicy (są to żarłocy, k tó rz y m ogą bez­ k a rn ie n ad u ży w ać ziem iopłodów) sp ełn iają w stosunku do p ro d u k cji spożywczej tę sam ą fu n k cję co bogowie w ojny (w procesie d ialekty cz­ n y m w o jn a p ojaw ia się jako n a d u ż y c i e polow ania: polow anie na człow ieka zam iast n a zw ierzęta nad ające się do spożycia przez ludzi).

P ew ne m ity c e n tra ln y c h i w schodnich P ueblo ro zw ijają się w inny sposób. Z a k ład a ją one n a jp ie rw zasadniczą identyczność polow ania i ro l­ nictw a. Ta id e n ty fik a c ja w y n ik a n a p rzyk ład z m itu o pochodzeniu k u ­ kurydzy, u zyskanej p rzez O jca Z w ierząt zasiew ającego — niby ziarn a — ra tk i z nóg jelenia. P o d e jm u je się wówczas próbę w yprow adzenia rów ­ nocześnie i życia, i śm ierci z jednego term in u ogólnego. Z am iast sy­ tu acji, w k tó re j te rm in y k rańcow e b y ły b y pojedyncze, a term in y po­ śred n ie — rozdw ojone (jak u zachodnich Pueblo), rozdw ojone są term in y krańcow e (2 siostry u w schodnich Pueblo), podczas gdy pojedynczy term in pośredniczący, w yposażony jed n ak w wieloznaczne atry b u ty , w y ­ suw a się n a p ierw szy p la n (Poshaiyanne u Zia). Dzięki tem u schem atow i m ożna n aw et w nioskow ać o a try b u tac h , k tó re będzie posiadał ów „m es­ ja sz ” w ró żn y ch w ersjach , zależnie od czasu, w k tó ry m się p ojaw ia na prze strz e n i m itu : dobroczynny, kied y u k azu je się na początku (Zuni, Cushing); d w uznaczny w śro d k u (Pueblo cen traln i); szkodliw y na końcu (Zia), z w y ją tk ie m w e rsji B unzel m itu Zuni, w k tó ry m — ja k już zaznaczono — sek w en cja jest odw rócona.

S ystem atyczne stosow anie tej m etody analizy s tru k tu ra ln e j pozw ala uporządkow ać w szystkie znane w a ria n ty m itu w serię tw orzącą pew nego ro d zaju gru p ę p rzek ształceń , w k tó re j w a ria n ty um ieszczone n a dw u końcach serii d ają, jed e n w sto su n k u do drugiego, sym etryczną, ale od­ w róconą s tru k tu rę . W prow adza się więc w stęp n y porządek tam , gdzie panow ał tylk o chaos; zy skuje się rów nież dodatkow ą korzyść przez w y ­ dobycie pew nych o p eracji logicznych, k tó re leżą u p o d staw m yśli m i­ tycznej 7. Ju ż te ra z m ożna w yodrębnić trz y ty p y ty ch operacji.

Postać nazy w ana pow szechnie w m itologii am ery k ań sk iej tricksterem długo stan o w iła zagadkę. W ja k i sposób m ożna w yjaśnić, że p raw ie w całej A m eryce Północnej ta ro la p rzy p ad ła kujotow i lub krukow i? U zasadnienie tego w yboru sta je się jasne, jeśli uznać, że m yśl m ityczna wyw odzi się z uśw iadom ienia sobie pew nych opozycji i zm ierza do ich stopniow ej m ediatyzacji. Załóżm y więc, że dwa te rm in y — m iędzy

7 Jeśli chodzi o inne zastosow anie tej m etody zob. nasze studium: On iour

Winnebago Myths, które ma się ukazać w 1958 r. w księdze pamiątkowej ku czci

(20)

S T R U K T U R A M ITÓ W 2 6 1

k tó ry m i przejście w y d aje się niem ożliw e — są n a jp ie rw zastąpione przez dw a rów now ażne term in y , k tó re dopuszczają inny term in jako pośred ni­ czący. N astęp n ie jeden z term inów biegunow ych o raz term in p o śred n i­ czący zastąpione są z kolei przez now ą tria d ę i tak dalej. O trzym u jem y wów czas s tru k tu rę m ediacji następującego typu:

S tru k tu ra ta zastępuje zaw arte implicite rozum ow anie: padlinożerne są podobne do d rapieżnych (korzystają z pokarm u zwierzęcego), lecz także do w ytw órców pożyw ienia roślinnego (nie zab ijają tego, co jedzą). Pueblo, d la k tó ry ch rolnictw o jest bardziej „znaczące” niż polow anie, w y ra ż ają to samo rozum ow anie w sposób nieco odm ienny: k ru k i tak się m ają do ogrodów, jak drap ieżnik i do roślinożernych. Ale m ożna już było trak to w ać roślinożerne jako pośredników : istotnie podobne są one do zbieraczy (jarosze) i d o starczają pokarm u zwierzęcego, same jed n ak nie polują. U zyskujem y w ten sposób pośredników pierw szego, drugiego i trzeciego stopnia itd., poniew aż każdy term in d a je początek n a stę p n e ­ m u drogą opozycji i korelacji.

Ten szereg op eracji jest bardzo w yraźny w m itologii Indian z Rów­ n in i m oże być ułożony w poniższą serię:

P ośrednik (bez sukcesu) m iędzy Niebem a Ziem ią: (żona ,,Star-

husbanda”).

P a ra heterogeniczna pośredników : (babka/w nuk).

P a ra pół-hom ogeniczna pośredników : („logde-boy”/ „thrown-

a w a y ”).

Podczas gdy u P ueb lo (Zuni) odpow iednia seria przed staw ia n astęp u ­ jący typ:

j P ośrednik (uw ieńczony sukcesem) m iędzy N iebem a Ziemią: i (Poshaiyanki).

Para początkowa Pierwsza triada ; Druga triada

Roślinożerne Padlinożerne

P a ra pół-hom ogeniczna pośredników : (U yuyew i i M atsailem a). P a ra hom ogeniczna pośredników : (obaj A haiyuta).

Tego samego ty p u k o relacje mogą rów nież pojaw ić się na osi poziom ej (jest to praw dziw e n a w e t w płaszczyźnie językow ej: ta k więc liczne ko­

(21)

2 6 2 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

n o tacje rdzenia pose w Tew a w edług P arso ns: kujo t, m gła, skalp itd.). K u jo t (k tó ry żyw i się p adliną) je s t p o średnikiem m iędzy roślinożernym i i m ięsożernym i, j a k m gła m ięd zy N iebem a Ziem ią; j a k sk a lp m ię­ dzy w o jn ą a ro ln ictw em (skalp jest ,,żniw em ” w ojennym ); j a k śnieć m iędzy ro ślinam i dzikim i a roślinam i u p raw n y m i (rozw ija się ona za­ rów no na ro ślin ach u p raw n y ch , ja k na dzikich); j a k u bran ie m iędzy ,,n a tu r ą ” a „ k u ltu rą ” ; j a k odp ad k i m iędzy wioską zam ieszkałą a za­ roślam i; j a k popiół (i sadza) m iędzy p alen isk iem (na ziemi) a dachem (obrazem sklepienia nieba). Ten łań cuch m ediatorów — jeśli m ożna tak się w yrazić — ulkazuje iserię logicznych arty k u lac ji, k tó re um ożliw iają rozw iązanie różnych p rob lem ó w m itologii am ery k ań sk iej: dlaczego bóg rosy jest tak że p a n em zw ierząt; dlaczego bóg p o siad ający bogate szaty je st często m ęskim K opciuszkiem (A s h -Ъоу); dlaczego skalp y w y tw a rz ają rosę; dlaczego M atkę Z w ierząt łączy się ze śniecią itd.

Ale m ożna rów nież postaw ić sobie p y tan ie, czy nie dochodzim y tą m etodą do un iw ersalnego sposobu organizow ania d any ch dośw iadczenia zmysłowego. P o ró w n a jm y z pow yższym i p rzy k ład am i francu sk ą nielle [śnieć], łać. nebula; ro lę przynoszącego szczęście am u le tu p rzypisyw aną w E uropie odpadkom (stare buty), popiołow i i sadzom (por. zwyczaj ca­ łow ania kom iniarza); p o ró w n a jm y rów nież am ery k ań sk i cykl A sh-boya z indoeuro p ejsk im cyklem K opciuszka. Obie osoby są postaciam i fallicz- nyrni (pośrednikam i m ięd zy płciam i); p an am i rosy i dzikich zw ierząt; posiadaczam i w span iały ch stro jó w oraz socjologicznym i po średnikam i (związki m ałżeńskie m iędzy szlachtą a plebsem , m iędzy bogatym i a b ied ­ nym i). Otóż je st rzeczą niem ożliw ą p rzed staw ić ten p a ra lelizm jako zapo­ życzenie (jak usiłow ano to n iek ie d y czynić), poniew aż opow iadania od­ noszące się do A sh -b o ya i do K opciuszka są sy m etryczn e i in w ersy jn e w n ajm n iejszy ch szczegółach, podczas gdy opow iadanie o K opciuszku w postaci, k tó rą A m ery k a rzeczyw iście zapożyczyła (por. bajkę Zuni O dziew czynie strzegącej indyków ), odpow iada prototypow i. Stąd tabela:

płeć rodzina w ygląd sytuacja przekształce-Europa żeńska podwójna rodzina (ojciec powtórnie żonaty) ! piękna dziewczyna

nikt jej nie kocha

okryta w spaniałym strojem, dzię­ ki pomocy nadprzyrodzonej

A m e r y k a

męska

brak rodziny (sierota)

odrażający chłopiec kocha bez wzajem ności

pozbawiony swego ohydnego w y ­ glądu, dzięki pomocy nadprzy­ rodzonej

(22)

S T R U K T U R A M ITÓ W 2 6 3

Trickster, podobnie jak A s h -Ъоу i Kopciuszek, jest więc m ediatorem ,

a ta fu n k cja w yjaśnia, że zachow uje on coś z dwoistości, k tó rą m a p rze­ zwyciężyć. S tąd jego n ieja sn y i dw uznaczny c h a ra k te r. Ale trickster nie przedstaw ia jedynej m ożliw ej form uły m ediacji. W ydaje się, że w yłącz­ n ym celem pew nych m itów jest w yczerpanie w szystkich m ożliw ych spo­ sobów p rzejścia od dw oistości do jedności. K iedy porów nujem y w szystkie w a ria n ty m itu Zuni o w y łan ian iu się, dochodzim y do w yprow adzenia pew nej serii, k tó rą m ożna uporządkow ać w edług fu n k cji pośredniczących, p rzy czym każda z nich w ynika z poprzedniej — przez opozycję i k o re­ lację:

\ , . \ ^ . , \ isto ta \ p a ra \ m esjasz > dioskurow ie > trickster y > , , , )

/ / / dw upłciow a / rodzeństw a /

p ara \ babka \ grupa o _ \ tria d a m ałżeńska / w n uk / 4 członach /

W w e rsji C ushinga dialektyce tej tow arzyszy przejście od ośrodka przestrzen neg o (m ediacja m iędzy Niebem a Ziemią) do ośrodka czaso­ wego (m ediacja m iędzy latem a zimą, inaczej m ówiąc m iędzy narodzi­ nam i a śm iercią). Je d n ak — mimo że przejście dokonuje się od p rze ­ strzen i do czasu — końcowa form uła (triada) w prow adza ponow nie przestrzeń, poniew aż tria d a utw orzona jest tu ta j r ó w n o c z e ś n i e z p a ry d iosk u ryjskiej i z m esjasza; odw rotnie, jeżeli form uła w yjściow a w yrażona je st w term in ach p rzestrzen n y ch (Niebo i Ziemia), to jed nak pojęcie czasu mieści się w niej implicite: m esjasz zanosi błagania, w s k u t e k c z e g o dioskurow ie schodzą z Nieba. W idać więc, że logiczna k o n stru k c ja m itu z góry zakłada podw ójne przekształcenie fu nk cyj. Pow rócim y do tej spraw y po rozw ażeniu innego ty p u operacji.

R ozpatrzenie dw uznacznego c h arak teru trickstera um ożliw ia w y ja ś­ nienie in nej cechy isto t m itologicznych. M am y tu ta j na m yśli dwoistość n a tu ry przy n ależn ej w yłącznie tem u sam em u bóstw u: raz jest ono p rzy ­ chylne, raz nieprzy ch y lne — w zależności od p rzypadku. G dy porów ­ n u jem y w a ria n ty m itu hopi, k tó ry jest podstaw ą ry tu a łu Szalako, do­ chodzim y do w niosku, że m ożna je uporządkow ać w edług następ ującej stru k tu ry :

(M asauwû: x ) 20 (M uyingwû : Masauwû) (Szalako : M uyingw û) ^

(y : M asauwû),

gdzie x ï y re p re z e n tu ją w artości dowolne, k tó re jed n ak trzeb a postulo­ wać dla obu w ersji ,,s k ra jn y c h ” . Istotnie, w tych w ersjach bóg M asa­ uw û, p o jaw iający się sam, a nie w związku z innym bogiem (w ersja 2), albo n aw et nieobecny (w ersja 3), m a w yznaczone funkcje, k tó re są

(23)

jed-2 6 4 C L A U D E L É V I-S T R A U S S

n ak w zględne. W pierw szej w e rsji M asauw û (sam) jest pom ocny lu ­ dziom, lecz jed n a k nie bezw arunkow o; w w ersji 4 je st on wrogi, ale m ógłby być w rogi w jeszcze w iększym stopniu. W skutek tego jego rola je s t określona — p rzy n a jm n ie j implicite — w poró w nan iu z in n ą m o­ żliw ą rolą, nie w yszczególnioną, rep rezen to w an ą tu ta j przez w artości x i y. P rzeciw nie, w w e rs ji 2 M uyingw û je st stosunkow o bardziej pom oc­ ny niż M asauw û, podobnie ja k w w e rsji 3 Szalako je s t stosunkow o b a r­ dziej pom ocny niż M uyingw û.

M ożna odtw orzyć serię fo rm aln ie podobną do keresańskich w e rsji m itu pokrew nego:

(Poshaiyanki : x ) ^ (Lea : P oshaiyanki) (P oshaiyanki : Tiam oni) (y : Poshaiyanki)

Ten ty p s tr u k tu ry zasługuje w sposób szczególny n a uwagę, ponie­ w aż socjologow ie n a tk n ę li się n a niego ju ż w dw u inn ych dziedzinach: w dziedzinie sto sun k u podporządkow ania u k u rak ó w i innych zw ierząt

(pecking-order) oraz w dziedzinie system ów pokrew ieństw a, k tó rą n a ­

zw aliśm y w y m i a n ą u o g ó l n i o n ą [échange généralisé]. W yodręb­ n iając teraz te n ty p s tr u k tu ry w trzeciej płaszczyźnie — płaszczyźnie m yśli m ity czn ej — m ożem y m ieć nadzieję, że łatw iej n am będzie zro­

zum ieć jego praw d ziw ą rolę w zjaw iskach społecznych oraz dać jego teo rety czn ą in te rp re ta c ję o ogólniejszym znaczeniu.

Słowem, jeśli uda się n am ułożyć p e łn ą serię w a ria n tó w jako pew n ą grup ę p rzek ształceń , m ożna spodziew ać się, że o dk ry jem y praw o tej grupy. W obecnym sta n ie b ad ań trz e b a będzie zadowolić się tu ta j bardzo przybliżonym i w skazów kam i. Bez w zględu n a uściślenia i m odyfikacje, 'którym i trzeb a będzie uzupełnić poniższą form ułę, w y daje się już teraz pew ne, że każdy m it (rozum iany jako zespół jego w ariantów ) da się sprow adzić do rela cji k anonicznej ty p u :

Fx (a) : Fy (b) ^ Fx (b):Fa- i (y)

w k tó rej — zakładając rów noczesne w ystępow anie dw u zm iennych

a i b, podobnie ja k i d w u fu n k cji x i y ty ch zm iennych — tw ierdzim y,

że istn ieje sto su n ek rów now ażności m iędzy dw iem a sy tu acjam i określo­ nym i odpow iednio przez in w ersję zm iennych i rela cji pod dwom a w a­ ru n k am i: 1° jed n a ze zm iennych będzie zastąpiona przez swe przeci­ w ieństw o (w w y rażen iu pow yższym : a i a-l); 2° n a stą p i in w ersja ko re- laty w n a m iędzy w a r t o ś c i ą f u n k c j i a w a r t o ś c i ą z m i e n ­ n e j dw u elem entów (y i a).

Pow yższa form u ła n ab ierze pełnego sensu, jeśli przypom nim y sobie, że dla F re u d a konieczne są dw a u raz y (a nie jeden, ja k często m a się skłonność sądzić), aby zrodził się m it indy w idu alny , z k tórego tw orzy

Cytaty

Powiązane dokumenty

nazwę przedmiotu, imię/imiona i nazwisko słuchacza studiów podyplomowych, oceny oraz datę i podpis osoby zaliczającej przedmiot oraz kartach osiągnięć słuchacza

Poza powyżej przedstawionymi teore- tycznymi przesłankami dla stosowania statyn u pacjentów dializowanych wytyczne opierały się na udokumentowanej skuteczności tych leków

Wszelkie zmiany (dotyczące wykonania robót , doboru rodzaju i ilości materiałów oraz obmiaru robót), które mają znaczący wpływ na jakość wykonanej nawierzchni i na wartość

• zestaw 5 etykiet dla produktów: ESSENS Home Clean Multi-Purpose Cleaner, ESSENS Home Clean Glass Cleaner, ESSENS Home Clean Kitchen Cleaner, ESSENS Home Clean Bathroom

Dopóki liczba pakietów obu klas nie przekracza pojemności bufora, czyli dopóki n = ^ N , zgłoszenia obsługiwane są zgodnie z regulam inem naturalnym , jeżeli

* w przypadku święta w dniu wywozu odpadów komunalnych zmieszanych z pojemników, odpady będą wywożone w następujący dzień tygodnia

osoby, które przez dłuższy czas obserwują, fotografują lub filmują obiekty, które mogą stać się celem zamachu (np. lotniska, stacje metra, centra handlowe, kościoły

WYNAJMUJĄCY oświadcza, że jest właścicielem lokalu użytkowego położonego w Katowicach przy ul. Wynajmujący oświadcza, że oddaje w najem lokal, o którym mowa w §