• Nie Znaleziono Wyników

A k ad em ia U m iejętności.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "A k ad em ia U m iejętności."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JsH>. 4 1 ( 1 5 3 1 ) . W arszaw a, dnia 8 października 1911 r. Tom X X X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIECONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W Warszawie: rocznie rb. 8, kwartalnie rb. 2.

Z przesyłką pocztową rocznie rb. 10, p ółr. rb. 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W Redakcyi „W szechśw iata" i we w szystkich księgar­

niach w kraju i za granicą.

R edaktor „W szechświata'* przyjm uje ze sprawami redakcyjnem i cod zien n ie od god zin y 6 do 8 w ieczorem w Jokalu redakcyi.

A d r es R ed a k cy i: W S P Ó L N A jsfa 37. T elefon u 83-14.

M E C H A N I K A R U C H U R Y B .

Zdolność dowolnej zm iany m iejsca w prze strz e n i j e s t cechą w łaściw ą w s z y ­ stkim isto to m zwierzęcym, i niem a ani je d n e g o zwierzęcia, lctóreby choć w mło­

dości swej cechy tej nie posiadało. N a ­ w e t bowiem żyjące w koloniach p r z y ­ tw ierd z o n y ch do podłoża gąbki, polipy, m szyw ioły i d rz e w k a pew n ych kolonij pierw otn iakó w , w młodości swej lub j a ­ ko la r w y zdolne są do samodzielnego r u ­ chu, p ły w a ją w wodzie sw obodnie i do­

piero w m iarę rozw oju i dojrzew ania osiadają, przechodząc z życia pelagiczne- go do bentonicznej (głębinowej na dnie) czy litoraln ej (brzeżnej) formy byto w ania.

I rośliny p o ru sz a ją się wpraw dzie ró­

wnież, szczególnie jednokom órkow e glo­

ny, glony n itk o w a te (np. Oscillatoria) i okrzem ki i wiele innych, i to po ru sz a ją się zapomocą bardzo skom plikowanego m echanizm u, j e d n a k w całym świecie r o ślin n y m tego znaczenia biologicznego, tego s to p n ia i rozm aitości ru ch nie osią­

gnął, jak. to właśnie w wyższych swych form ach o k azuje państw o zwierzęco.

Zdolność r u c h u sięga głęboko w istotę życia zwierzęcia i potężnie n a nie od ­ działywa. P o trz e ba ru ch u m a swe u z a ­ sadnienie w sposobie odżywiania się — w potrzebie sz ukan ia pokarm u. Z w y ż ­ szą formą ru chu zw ierząt wiąże się g łę ­ boko inn a aniżeli u roślin przem iana m ateryi. Ruch nadto ja k o nowy c z y n ­ nik biologiczny wyw ołuje nowe z a sa d n i­

cze zm iany w budowie, s tw a rz a now y elem ent budowy, now y m ate ry a ł bud o­

wlany.

Je śli między rośliną a zwierzęciem spo ­ s tr z e g a m y różnicę w rodzajach i w ilo­

ściach produktó w przem iany m ateryi, j e ­ śli widzimy, że zwierzę wydziela bez po­

ró w n a n ia energiczniej bezw odnik w ęglo ­ wy, niż roślina, to różnica ta, p a m ię ta j­

my, polega u zwierzęcia między innem i i na procesach o k sy d a cy jn y c h , w ynika- I ją c y c h ze spalania glikogenu w czasie

■ r u c h u i w s k u t e k p ra c y mięśniowej. P a ­ liw em ru ch u i pracy mięśniowej j e s t gli- kogen. I w roślinie, ja k k o lw ie k może być ona zw iązana korzeniam i sw em i z podłożem, zachodzą też sam e procesy ruchu i w y d z ie la n ia b e zw od nik a w ę g lo ­ wego (choć te n o s ta tn i proces u ja w n ia się dopiero w czasie ciszy asy m ila c yj-

(2)

642 W SZ E C H SW lA T JSla 41 nej — w nocy), bo i w roślinie e n e rg ia

się zużywa na ruch, m ianow icie n a k r ą ­ żenie plazm y kom órkow ej i na t r a n s p o r ­ ty m a te ry a łó w z a paso w y ch . Są to j e ­ d n a k i r u c h y i ilość b e zw o d nik a w ę g lo ­ wego, w po ró w n a n iu z p ro d u k o w a n e m i przez zwierzęta, m inim aln e.

Niższe form y zw ierzęce i roślin n e te- mi sam e m i p o s łu g u ją się śro d k a m i dla w yw o łania e fe k tu ru c h u . N a j p r y m i t y w ­ niejsz ym środk ie m j e s t ruch pełzakowa- ty b ry łk i p laz m y p rzez nibyn ó żk i (pseu- dopodia), w yższą form ą — ru ch zapomo- cą wici i rzęs. Te rodzaje r u c h u są w ła ­ ściwe obu światom, i ro ślin n em u i zw ie­

rzęcem u. Ale dla ru ch u , k tó ry w życiu zw ierzęcia s ta ł się p o d s ta w ą je g o odży­

wiania, bo pom ocnikiem w s z u k a n iu po­

ka rm u , bronią w walce o by t, ś ro d k ie m ochron ny m przed w rogiem , w y tw a r z a się w budowie zwierząt, n o w y środ ek , s p r a ­ w niejszy i d osk o n a lsz y niż poprzednie, a ty m now ym m a te ry a łe m j e s t t k a n k a m ięśniow a, w ła ś c iw a j e d y n i e zwierzętom .

T k a n k a m ięśn io w a z n a jd u je s w ą z a p o ­ wiedź ju ż u pierw o tn iakó w , u k tó ry c h sp o ty k a m y nite c zk i k u rc z liw e w śród pla­

zmy kom órkow ej, np. u promieniowców (Radiolaria), u g r e g a r y n i j a k o m y o n em y w pniacli kolonij, j a k Vorticella, Carche- sium, E p is ty lis i wiele in n y ch . U w ielo­

ko m ó rk o w y ch z n a jd u j e m y w szędzie e le ­ m e n ty m ięśniow e, prócz gąbek.

Czynność mięśni nie o g ran icza się j e ­ dynie do po ru szania ciała z m iejsca przez zbliżanie i oddalanie w za jem n e części ciała. T k a n k a m ięśniowa spełnia w s z y s t ­ kie czynności m echaniczne w łonie s a ­ mego org an izm u , a ob e jm u je tę fu n k cy ę zarów no w s p ra w ie p o b iera n ia p o k a rm u , je g o p rz e tw a rz a n ia , w o d dy c h a n iu , w y­

dzielaniu, j a k i w czynnościach p łcio ­ wych. Isto tn ą fu nk cy ę m ię ś n ia stan o w i je g o kurczliw'ość w k i e r u n k u p rze b iegu w łókien i w y trz y m a ło ś ć na c iągnienie w k ie r u n k u p rze c iw n y m kurczliw ości.

Mięśnie sk ła d a ją się z całych k o m p le k ­ sów kom órek, zdolność k u rc z e n ia się s k u ­ piła się na sp e c y a ln y c h zróżnicow aniach w Jonie kom órki m ięśniow ej na w łókien- ka c h m ięsnych, ułożonych rówmolegle do

siebie w ty m s a m y m k ieru n k u , przez co efe k t ku rcz e n ia się wzmaga, ja k k o lw ie k zdolność k u rc z e n ia się m u siała o g ra n i­

czyć się (w p oró w n an iu np. z w szech­

s tro n n ie ku rczliw ą b r y łk ą plazm y p e łz a ­ ka) tylko do jed n e g o k ieru n k u . J a k d a ­ leko sięga kurczliw ość k om órki m ięśnio­

wej, w sk a z u ją przykłady: kom órka m ię­

śniow a dżdżownicy może się s ku rczy ć 0 6o°/0, włókno m ięśniowe żaby o 720/0 swej długości w czasie spoczynku. Bez­

w zględny s k ró t j e s t zatem tern większy, im dłuższy mięsień. Niemniej i n a w y ­ trz y m ało ść wobec cią g n ien ia w yw iera w p ły w w łó k n ista b u do w a mięśnia, k tó ra tę w ytrzym ało ść w z m a g a przez rozłoże­

nie działania siły ciągnącej n a n ie s k o ń ­ czoną liczbę d ro bn ych włókienek.

N aogół rozróżniam y d w a rodzaje k o ­ m órek i w łókien m ięśniow ych: włókno w całej swrej długości jedn olite, t. zw.

m ięśnie gładkie, oraz w łó kn a poprzecz­

nie prążkow ane. Mięśnie p rążk ow ane poprzecznie re a g u ją n a bodźce prędko, ale s k u rc z długo nie trw a, przeciwnie j a k u gładkich. U k ręgow ców (lancetni- k a i k rąg lo u s te w yjąw szy) wogóle zacho­

w uje się ten podział, że do czynności do­

w olnych służą m ięśnie prążkow ane, m i­

mowolne zaś sp e łn ia ją mięśnie gładkie.

W y ją te k sta n o w i tu je d y n ie wielki m ię ­ sień sercowy, k tó ry w y k o n y w a ją c s z y b ­ kie i wielkie skurcze s k ła d a się z w łó­

kien p rążko w an y ch . W iększą k u rcz li­

wość m a ją m ięśnie poprzecznie p rąż k o ­ wane, w iększa zdolność w szakże trw a n ia w s ta n ie sk u rc z e n ia p rzy p a d a mięśniom gładkim .

Mięśnie poprzecznie prążkow ane to z a ­ tem m otor ruchu dowolnego i u ryb. Ale s a m ruch , poruszenie się w przestrzeni, w y m a g a jeszcze tego, aby mięsień miał zaczepienie o ja k ie ś stale p u n k ty , przez k tó ry c h zbliżanie i oddalanie się s t w a ­ r z a ją się dopiero w ciele zw ierzęcia w y ­ chylenia. T ych p u n k tó w s ta ły c h zacze­

pienia d o s ta rc za ją kości: kręgosłup, cza­

s z k a i odnoża. Przez ciągłą zm ienną g rę m ięśni przeciw działających sobie, przez

„ a n ta g o n is tó w “ pow tarza się to ciągłe 1 słabe w y c h y le n ie organów, czy części ciała, a z ty c h małych sk ładników po­

(3)

M 41 W SZEG HS W IA T 643 w sta je w p ew n y c h w a ru n k a c h p o suw a­

nie siQ w s ta le danym kierun k u.

U n iślim ki (lancetnik, Am phioxus lan- ceolatus) sk u rc z o w i bocznej m u sk u la tu ry ciała przeciw działa elastyczn a s tru n a grzbietow a, k tó ra wychylona ze swego położenia dąży znów do zajęcia swej d a ­ wnej w yp rosto w an ej pozycyi.

Ryby, u k tó ry c h dokoła s tr u n y g rzb ie ­ towej p o w staje tk a n k a c h rz ą stk o w a lub k ostn a, b y ły b y niezdolne do w y k o n y w a ­ nia ta k ic h w y c h y le ń ciała, g d y b y ich k ręg o słu p b ył m as ą sz tyw ną. Kręgosłup j e d n a k zw ie rz ą t k ręg o w y c h sk ład a się z szereg u k r ę g ó w na stę p u jąc y c h po so­

bie i s ty k a j ą c y c h się z sobą pow ierz­

c hniam i staw ów. Im w iększa j e s t liczba k ręg ó w sk ła d a jąc y c h k ręg o s łu p tem w ię ­ k sza zapew niona gibkość ciała danego zwierzęcia. P ow ierzchnie tych połączeń s ta w o w y c h t a k są umieszczone, że m ię­

dzy dwom a sąsia du ją c e m i k ręg a m i je d e n tylko zazwyczaj możliwy j e s t k ieru n e k ruchu, a inne są wyłączone. I tak j e s t np. u człowieka: k ręg i piersiowe pozw a­

lają na w y c h y le n ia ku przodowi i ty ło­

wi, w y łączając ru ch na boki, przeciwnie j a k kręgi lędźwiowe. U ry b k r ę g i po­

zw a lają na w y c h y le n ia boczne, a wcale nie w gó rę i w dól, w czem zaporę s t a ­ nowią um ieszczone od stro n y g rz b ie to ­ wej kręg ó w w y ro stk i cierniste.

A b y r u c h ciała zwierzęcia lub jego części doprowadzi! do efektu, do posu­

nięcia się w p rze strz e n i w s to s u n k u do otoczenia, m usi się znaleść opór, przez k tó re g o przeciw działanie i pokonanie w raz z przezwyciężeniem pow stająceg o tarcia, ciało w y ru s z a się ze swego poło­

żenia. Ponieważ od ty ch sił oporu ruch zależy, dlatego w aru nki lokomocyi zale­

żą od ro d z a ju m edyum , w j a k ie m ruch się odbywa, gdyż właśnie siły oporu i t a r c ia są różne—zależnie od tego, czy się ru ch o d b y w a na ziemi, w pow ietrzu czy wodzie, czy też na g ra n ic y ziemi i wody (na dnie) na g ranicy ziemi i po­

w ietrza lub wody i powietrza. Ruchowi ciała p o w ie trz e s ta w ia opór najm n ie jszy , w iększy woda, n a jw ię k s z y ziemia, ale też podporę i oparcie dla ruch u ziemia daje najw iększe, mniejsze woda, a w po­

wietrzu podstawia ta n a jw ą tlejsz a. Ka­

żdy więc żywioł ma swe dobre i złe stro ­ ny. Ruch w pow ietrzu pozwala n a n a j­

większą chyżość, ale w y m a g a najw ię­

kszych wysiłków m ięśniowych, w wo­

dzie ruch daje n ajw iększy efekt obok małego n a k ła d u pracy, ale chyżość j e s t bez porów nania mniejsza, ruch po ziemi ma do przezwyciężenia najw iększe t a r ­ cie, a i w tem j e s t ograniczony, że od­

byw ać się może jed y n ie w dwu k i e r u n ­ kach przestrzeni.

Dla naszego z a gadn ie n ia dla m echani­

ki ru ch u ryb ważne j e s t rozpatrzenie w arunków r u c h u w wodzie, stosun kó w s ta ty c zn y c h w ty m żywiole.

Zależnie od sw ego ciężaru właściwego różne ciała zacho w ują się w wodzie ró ­ żnie. Jeśli ciężar ciała j e s t w iększy niż ciężar m asy wody w ypchniętej przezeń, w te d y ciało opada na dno, pływ a zaś na wodzie, je ś li w yp ych a w iększy ciężar wody niż jego w łasna waga. N a tu ra l­

nie, że woda nie zawsze i nie każda r ó ­ w nie się zachowuje wobec danego jakie­

goś ciała, bo i ona różny miewa ciężar właściwy, zależnie od ilości rozpuszczo­

n y ch w niej soli i zależnie od t e m p e r a ­ tu ry . Szybkość opadania ciała na dno prócz s tosu nk ów ciężaru zależy jeszcze rów nież i od k s z ta łtu ciała, a to w s t a ­ tyce zw ierząt wodnych, szczególnie plank- tonicznych, m a bardzo ważne z n acze­

nie. W spom nę tu choćby owe formy sk orupiaków zaopatrzone w dziwaczne kolce, w y rostki, w ach larze i pioropusze, służące j a k b y spa dochrony do w y tw o ­ rzenia jak n a jw ię k s z e g o tarc ia dla osła­

bienia i zwolnienia opadania (Calocala- nus pavo Dana, A ugap tilus filigerus Cla­

us). • I u ry b nie zbrak ło b y takich p r z y ­ kładów.

Ryby na swój sposób przeciw działają opadaniu na dno. Ciężar właściwy ry by j e s t większy niż wody, ale ry b a ma w o r­

ganizmie swym urządzenia, k tó re jej cię­

żar um niejszają i czynią go ró w n ym cię ­ żarowi wody. Organem ty m j e s t pęcherz pławny. P ęcherz pław n y n ad aje rybie w wodzie taki ciężar, ja k i ma woda, co

(4)

644 W SZ E C H SW lA T JMa 4'Ł dla ekonomii je j siły m a wielką w artość.

Oszczędza to jej pracy, k tórej nakladać- by m usiała, a b y się w wodzie w danej głębokości u t r z y m a ć i poruszać. Mię­

śniowa p ra c a r y b y nie zużyw a się wobec tej zalety n a wleczenie sw ego w łasnego ciężaru, lecz o b rac a się w całości ty lk o na p o ko ny w an ie oporu wody i tarcia, a to sta n o w i w ie lk ą oszczędność siły.

Widzieć to m ożemy n a wielu ry b ac h , które n ieru s z a ją c ani ogonem, ani p łe t­

wą żadną, s to ją w wodzie n ieru ch om o w dowolnej wysokości, n i e s t a r a ją c się 0 to, aby n a dno nie opaść. Szczupak j e s t tu n a jk la s y c z n ie js z y m przy k ład em , g d y w okresie t a r ła godzinam i całemi w głębokiem j a k b y z a d u m a n iu stoi w wo­

dzie, pozwalając sobie n a w e t pętlę d r u ­ cianą aż poza s k rz e la założyć.

Prócz k rą g ło u s ty c h (Cyclostom ata: m i­

nogi i śluźnica) i sp o d o u sty c h (Selachia) w sz y stk ie z re sz tą r y b y są w pęcherz pła- w n y zaopatrzone. Z pośród kostnoszkie- letow y ch (Teleostia) b r a k go m akreli (Scomber), a z k o stn osz kiele to w y ch ż y ją ­ cych n a dnie nie p o s ia d a ją go flondra (Pleuronectes), U ranoscopus, Błennius, T ra ch in us, z n a s z y c h s ło d k ow od n ych g ło ­ wacz (C ottus gobio) i czop małopromien- ny (Aspro streb er). R yby te ż y ją stale n a dnie, tam je d y n ie żerują, tam się tr ą 1 na dnie sp ę d za ją całe życie. Ale też g d y im w ypadn ie u n ieść się ponad dno, w t e d y m ają do w y k o n a n ia n ielad a p r a ­ cę m ięśniow ą, bo prócz p o ko n a n ia oporu

■wody, p okonać m uszą siłę ciężkości w ła ­ snego ciała.

A by j e d n a k pęcherz p ław n y m ógł s p e ł ­ niać sw ą czynność w poru sz e n iac h w w o ­ dzie, r y b a musi m ieć możność regulow a- i nia ilości i n a p ię c ia n a g ro m a d z o n y c h w nim gazów, gdyż w różnych g łę b o k o ­ ściach ciężar ry b y w y m a g a ró żn e g o r ó ­ w now ażnika, z powodu w ielk ich różnic w ciśnieniu wody. Rybie, k t ó r a p ły w a i żyje w głębokości 30 m etró w p o trzeb a bez po ró w nania więcej p o w ie trz a w p ę ­ che rz u p ław n y m , aby je j ciężar s ta ł się ró w n y m ciężarowi wrody, niż p o trz e b u je tego r y b a żyjąca, w płyciznach, a v wo­

dzie n a k ilka zaledw ie sążni głębokiej.

Z n a jd u je się to w prosty m s to s u n k u do

ciśnienia słupa wody, ciężącej nad rybą, k tó ry powoduje większe lub m niejsze ś ciśnienie p o w ie trz a w pęcherzu. W r a ­ zie małego ciśnienia zatem do n a d d a n ia ry bio objętości w ysta rc z y m niejsza ilość pow ie trz a niż w razie ciśnienia w ielkie­

go. Zm ieniając więc miejsce p o b ytu z j e ­ dnej głębokości na inną, r y b a musi mieć możność re g u lo w a n ia objętości i ilości gazu w pęcherzu zaw artego. Je śli bo­

wiem r y b a dosta je się do większej g ł ę ­ bokości, wrtedy ogólne ciśnienie h y d r o ­ sta ty c z n e otoczenia zw iększa się n a k a ­ żde 10 m etrów o je d n ę atm osferę. C i­

śnienie to w pły w a i n a objętość ciała r y b y i pęcherza; g d y zaś objętość ciała ryby się zmniejsza, m asa wody w y ­ p chniętej przez nie m aleje, wrobec czego ciało opadałob y na dno, a o pad ając do­

s ta w a ło b y się pod ciśnienie jeszcze w ię­

ksze, działan ie rosłoby, więc ró słb y i efekt, ry b a o padałaby coraz szybciej, ażby d n a dosięgła. Przeciwrnie, g d y r y ­ ba z głębokości w yp ływ a ku górze, ku ciśnieniu m niejszem u. Ściśnione i n a ­ grom adzone w pęcherzu gazy ro zp y c h a ­ ły b y pod w p ły w e m m niejszego ciśnien ia pęcherz, przez co objętość ry b y , a z atem i m asa wrody w y p c h n ię te j rosłaby. S k u t ­ kiem tego byłoby, że ry b a n ie p o w s tr z y ­ manie b yłab y p a rta ku górze, aż do osią­

gnięcia zw ierciadła wody. Łowiony w j e ­ ziorze bo d e ń sk ie m rodzaj siei g łę b in o ­ wej (C oregonus hiemalis) podczas poło­

w a i gwrałtowrnego w y ciągania go siecią z wielkich głębin, doznaj« tak iego roz­

dęcia pęcherza, że r y b a wygląda, j a k b y z kolosalnem wrolem, i wrs k u te k tego g i­

nie. W n a tu r a ln y m bieg u życia ta k ic h skoków w ciśnieniu h y d r o s ta ty c z n e m r y ­ ba nie doznaje, a powoli z m ieniając g łę ­ bokość m a środki stopniow ego r e g u lo ­ w ania objętości i ciśnienia po w ietrza w pęcherzu.

W obec zmian ciśnienia h y d r o s t a t y c z ­ nego r y b y z a cho w u ją się różnie, zależnie od t y p u ich pęcherza. U ry b bow iem p ę ­ cherz pławmy może k o m un iko w ać z p rze­

wodem poka rm o w ym , z przełyk iem za- pom ocą drożnego k a n a lik a (d u ctu s pneu- m atic u s vesicae n atato riae), j a k j e s t u w s z y s tk ic h praw ie ry b kostnoszkiele-

(5)

JSfs 41 W SZEC H SW IA T 645 to w y c h (T eleostia—otw arto pęch erzo w e—

Physostom i) i u jesio tró w (Acipenserini), albo też ten k a n a lik może być z rośnię­

ty, niedro żny i zan ikn ąć w zupełności j a k u zam k n ięto pęcherzow ych (Physo- clisti).

J a k zm iana c iśnienia h y d r o s ta ty c z n e ­ go oddziaływ a n a ryby, wiemy to z pię­

kny c h e k s p ery m en tó w Moreau z 8 d z ie ­ s ią tk a w ie k u zeszłego. Trzy ryb y , każdą 0 in n y m typie pęcherza, poddajm y tak zm ienio ny m w arun kom . Niech będzie to:

głowacz (C ottus gobio), k tó ry pęcherza plaw nego nie ma, okoń (Perca fluviati- lis), k tó re g o pęcherz p ław ny j e s t zam ­ k n i ę t y i z przew o dem pokarm ow ym nie k o m unikuje, i m ały k araś, złota ry b ka, k tó rej pęch erz p ław n y uchodzi wązkim ale drożnym przew odem do przełyku.

U m ieśćm y te r y b y w j e d n e m naczyniu, na- k r y jm y je szczelnie przyleg ający m dzw o­

nem , zaop atrzon ym w m an o m e tr i pom­

pę ssącą. J u ż za zm niejszeniom się ci­

śnienia po w ietrza pod dzwonem przez wypom pow anie o 20$, ry b y okazują z a ­ niepokojenie. Okoń, k tó ry nagle poczuł się zalekkim i czuje, że go coś zbyt prze k u górze, s t a r a się gw altow n em i r u c h a ­ mi ogona i p łetw płynąć k u dnu. K a­

r a ś prze ra żo n y również p rac u je usilnie.

W razie sta łe go w y p o m p o w y w a nia po­

w ie trz a z pod d z w o n a okoń coraz g w a ł­

towniej p rac u je i coraz silniejszy staw ia opór, ale coraz to beznadziejniej na p r ó ­ bach sw ych się zawodzi, aż wreszcie w z upełnem wyczerpaniu pod ciśnieniem 0,2 — 0,4 atm o sfery, z ro zd ę ty m p ę c h e ­ rzem, leży bokiem ku górze u samego z w ierciad ła wody — pokonany. Karaś ty m c z a s e m wobec m alejącego stale ci­

śnienia, gdy go z b y t gazy pęcherza roz­

pierają, w ypuszcza p ysk ie m gaz w y c h o ­ dzący z pęch erza przez kanalik. Gaz uchodzi widocznem i bań kam i i ta k r e ­ guluje się ciężar ry b y i objętość n a s t a ­ wia się odpowiednio do każdorazowego ciśnienia. Cały ten proces zm n iejszan ia się ciśnienia h y d ro sta ty c z n e g o uchodził w zupełności uw ag i głowacza, k tó ry t e ­ raz j a k p rz e d te m w ciszy najw iększej 1 spokoju leży n a dnie, i najwyżej m ógł­

by się dziwić, po co tyle hałasu o nic.

Dla niego ten problem nie istnieje. Ale cóż za zm iana losu, g d y znów p r z y w ró ­ cimy d a w n y stan i norm alne ciśnienie:

okoń, k tó ry ze sw ym zapasem powietrza

„w ytrw ał do końca", doczekał się sw ych d a w n y c h w a ru n k ó w i pływa jak p r z e d ­ tem w niezam ąconej równowadze. Karaś n ieprzezorny n a to m ia st, k tó ry w yzby ł się n ieopatrznie swych zapasów gazu, teraz;

pod n orm alnem ciśnieniem stał się za- ciężki. To też opada na dno i leżąc na boku nie j e s t zdolny do zwinnych r u ­ chów i uniesienia się z m iejsca wogóle, aż znów d a w n ą ilość gazu z re sty tu u je, a do tego ma śro dk i i m a sposoby.

In ne są one, copraw da, u ryb otwarto- pęcherzowych (P hyso sto m i — w naszym przykładzie k a ra ś ) a inne znów u zam­

knie topęcherzow ych (Physoclisti— okoń), bo i u tych o sta tn ic h zachodzi potrzeba p ro dukcy i gazu, zw iększenia je g o ilości i silniejszego n apełnienia nim pęcherza, co z darza się podczas schodzenia w g łę b ­ sze w a r s tw y wody, pod większe ciśnie­

nie.

Zagadnienie produkcyi gazu u ryb z a m kniętopęcherzow ych j e s t ju ż do p e ­ wnego stopnia rozw iązane, a, co rzecz dziwnie miła, j e s t to zdobycz i zasługa b adań uczonych polskich. Całą morfolo­

giczną s tro n ę z a gadn ie n ia gruczołu ga- zotwórczego u ry b rozwiązał i zbadał prof. J. N usbaum i jeg o uczniowie, B y­

k o w ski i Reisowa. Dziś nie ulega ju ż wątpliwości, że t. zw. ciało czerwone (or- gano rosso) u ryb z a m k n iętopęcherzo­

w ych w ydziela gaz d rogą rozpadu ko ­ m órek sam ego gruczołu w lotn y gaz, k t ó r y następnie wypełnia pęcherz. G ru ­ czoł gazotw órczy jest specyflcznem z g r u ­ bieniem w ew n ętrzn ego n a b ło n k a ściany pęcherza. Z a o p a try w a n y m ate ry a ła m i od- żywczemi przez g ę s tą „sieć cudowną"

(rete mirabile) krw ion o śny ch naczyń wło- s k o w aty ch, m a barw ę czerwoną, przez co w pada w oko j a k o krw aw e nabrzm ienie brzusznej w ew n ętrznej ściany pęcherza plawnego. Fizyologicznej stronie z a g a d ­ n ienia o produkcyi gazu brak jeszcze p e ­ w n y ch i ścisłych danych, szczególnie analiz chem icznych gazu w różnych w a ­ runkach. Niemniej czeka niedw uzn acz­

(6)

€46 W SZEC H ŚW IA T nego zb a d an ia d ro g ą d o św ia d cz a ln ą s p r a ­

w a m ate ry a łu , k t ó r y w gaz się zamienia.

Fizyologiczno - dośw iad czaln e zbad an ie byłoby ju ż dziś o ty le u łatw io ne, że wspom niane zdobycze m orfologiczne d a ją j u ż pewne w sk a z a n ia i p u n k t y wytyczne.

Inaczej m a się rzecz z k w e s t y ą p o w ię ­ k szenia ilości g a z u u ry b o tw a rto p ę ch e - rzowych. Tu obraca się ona jeszcze w sferze h.ypotez lub bardzo n ie p e w n y c h w ynikó w bad ań do św ia d cz a ln y c h . G r u ­ czołu gazotw órczego w tej formie, j a k u poprzednich nie s p o ty k a m y tu ta j. „Sieć c u d o w n a " k rw io n o śn y c h n a c zy ń włosko- w a ty c h j e s t tu rozsian a j e d n o s t a jn i e po ścianie całego p ę c h erz a p ław n e g o , a n a ­ błonek je d n o s ta jn ie w y śc ieła w n ę trz e w jed nej w arstw ie k om órek, — ż a dn y ch w nim z g ru bień, ż a d n y c h w idocznych i w pa da jąc yc h w oko analogij z g ru c z o ­ łem gazotw órczym .

Ten morfologiczny s ta n rzeczy nie p o ­ zwala n a żadne pew ne w n io s k i i dotąd też b r a k u z a sa d n ien ia n a le ż y te g o i s t n i e ­ j ą c y c h hypotez, z k tó ry c h j e d n a t w i e r ­ dzi, że gruczoł g a z o tw ó rc z y j e s t r e p r e ­ z e n to w a n y przez cały n a b ło n e k p ę c h e ­ rza; d r u g a hy poteza przy p u sz c z a bezpo­

ś re d n ią dyfu zyę gazów z w ło sk o w a ty ch n aczy ń k rw io n o śn y c h do w n ę trz a p ę c h e ­ rza, co w niewielkiej pozostaje zgodzie z p raw a m i fizyki i m orfologią ś c ia n y p ę ­ ch e rz a np. u k a rp io w a ty c h . Ale jeszcze więcej u r ą g a praw om fizyki h y p o tez a trzecia, w e d łu g któ rej p ę c h erz m a się | w ypełniać p o łkn iętem z a tm o s fe ry pow ie­

trzem , m ają ce m n a s tę p n ie w chodzić do w n ę trz a p ę c h erz a przez kan a lik p o w ie trz ­ ny (Thilo). Aby pow ie trz e mogło t ą d r o ­ g ą być wtłoczone do p ełneg o j u ż p ę c h e ­ rza, trz e b a b y się spodziew ać, tuż za u j ­ ściem przew od u do p rzełyk u , obecności j a k ie g o ś silnego zw ieracza, k t ó r y b y z a ­ p obiegał uchodzeniu p o łk n ięteg o p o w ie ­ trza do dalszego ciągu p rzew o d u p o k a r ­ m owego i trz e b a b y oczekiw ać j a k i c h ś sp e cy a ln y ch wysiłków m ięśniow ych dla w tłoczen ia ty c h baniek gazu w w ą z iu tk i zazwyczaj przew ód p n e u m a ty c z n y . P o ­ d obnych j e d n a k rzeczy nie z n a jd u je m y tn-rn i nie znamy. J a k opór s ta w ia n y przechodzeniu p r ą d u e le k try c z n e g o j e s t

o dw rotn ie prop orcyo naln y do przekroju prze w o d n ik a (prawo Ohma), tak i tu fi­

z y k a nie zechce z re zyg no w ać ze sw y ch p ostulatów , i tu gaz będzie łatwiej u c h o ­ dził otw orem szerszym niż węższym.

I napięcie nagrom adzonego ju ż w p ę c h e ­ rzu g a z u i wązkość p rzew o du to p rze sz ­ kody ta k duże, że połknięte b ańki powie­

t rz a (jeśli nie u jd ą otw oram i skrzelowe- mi) u jd ą raczej do. przewodu po karm o ­ wego niż do pęcherza. Obserw ow ane p o d p ły w a n ia ryb ku zwierciadłu wody i pobieranie p ow ietrza b y w a ją zazwyczaj w yw ołan e zam ałą dla n o rm a ln y c h p o ­ trz e b od d y c h a n ia z a w a rto śc ią tle n u w w o­

dzie. Dzieje się to tem b a rd z iej w z a m ­ k n i ę t y c h a k w a r y a c h dośw iadczalnych, g dzie— bez p r ze w ie trz a n ia ich, bez stałej kontroli i bez ciągłej i r eg u la rn e j a n a li­

zy z aw artości tlenu w wodzie, nie m o­

żna pracow ać bez z a rz u tu i pewnie. C a ­ łej tej hypotezie przeczy zresztą i sk ła d chem iczn y z a w a rty c h w p ę c h erz u g a ­ zów, k tó ry wcale nie odpowiada s to s u n ­ kom p ro c e n to w y m azotu i tle n u w po­

w ie trz u atm osferycznem . Ten wzgląd nie j e s t z re s z tą d e c yd ujący, z pow odu b a r ­ dzo niezgodnych z sobą wyników a n a li­

zy chem icznej ró żn ych badaczów. D l a ­ tego też mniej do tego a r g u m e n tu p r z y ­ w iązuję wagi. W ażn iejsza j e s t tu z n o ­ wu fizyka. Rybie p o trz e b a w iększych zapasów gazu, g dy wgłąb zstępuje. T ak j e s t bezsprzeczenie, skoro zm niejszanie ciśn ienia atm osferycznego wyw ołuje w y ­ d alanie bańk am i p o w ie tr z a - z pęcherza (dośw iadczenia Moreau). W edłu g hypo- t.ezy Thiloa, zstę pu jąc w głąb, ry b a musi w przód pow ietrza zaczerpnąć u z w ie rc ia ­ dła wody, czyli poddać się w płyciznie m nie jsz e m u ciśnieniu, rozdęciu gazów w pęcherzu. W olne połknięte powietrze, poza pęcherzem pozostające, nie j e s t u ł a ­ tw ieniem dla zstąp ienia wgłąb. Te do­

św iadczenia, jak ie w tej k w e s ty i poczy­

niono, z b y t są p ry m ity w n e , ab y można n a nich polegać. Mając w każdy m ra ­ zie niezaprzeczone dowody re s ty tu c y i gazu ( p o m i ń m y — j a k ą drogą), p r z y jm ij­

my prowizorycznie n a jp ra w d o p o d o b n iej­

szą z h y p o t e z —pierwszą, mianowicie, że c zynność gazotw órczą spełnia u ryb

(7)

M 41 W SZECHSW IAT 647 o tw a rto p ę ch e rz o w y c h cały nab ło n ek p ę ­

cherza, że on z a te m bierze na siebie za­

danie gruczołu gazotw órczego ry b zam- k niętopęcherzow ych.

Niemniej j a k ro zp a try w a n e dotąd zwię­

k szanie objętości gazu, w a ż n a j e s t czyn­

ność o d w r o tn a —je j zmniejszanie. Ryby z a m kniętopęcherzow e czynią to zapomo- cą t. zw. „owra łu “. J e s t to eliptyczne odgraniczenie śc ia ny pęcherza, z n a jd u ją ­ ce się zazwyczaj n a grzbietow ej jeg o stronie. Otacza j e owalny mięsień o k r ę ­ żny, sa m a ściana owalu j e s t zaopatrzona w bu jnie rozgałęzioną sieć krw ionośnych naczyń w ło sk o w aty ch. Ściana owalu po­

zbawiona j e s t nieprzepuszczalnej dla g a ­ zów błony w e w n ętrzn e j, w yścielającej z re sz tą cale w n ę trz e p ę ch erza (Reisowra).

Przez skurcz mięśni okrężnych owalu zm niejsza się je g o powierzchnia, a z tem i p ow ierzchnia pęcherza, gaz kom pry- m uje się, czyli i objętość gazu maleje.

Z k o m p re s y ą g a z u postępu je równocze­

śnie i a b so rp c y a je g o przez nabłonek owalu i leżące tu ż pod nim naczy n ia krw ionośne, które w c ią g ają zbyteczną ilość gazu w ogólny bieg krw i (Jaeger, Reisowa, N usbaum ). N aodw ró t sku rcz promieniście na obwrodzie owalu ułożo­

nych włókien m ięśniow ych zobojętnia a n ta g o n isty c z n e działanie m ięśnia o k rę ­ żnego, owral rozszerza się, a pow iększona objętość p ę c h erz a czyni miejsce gazowi, p ro d u k o w a n e m u n a nowo przez gruczoł gazotw’órczy (Reisowa, Nusbaum).

O ile zarów no dla zm niejszania j a k i z w iększan ia objętości pęcherza r y b y z am k n ięto pęcherzo w e m ają skończone i doskonałe organy, o tyle znów u otwar- topęcherzowTych z n a jd u jem y u rząd zenia p rym ity w n e i dalekie od spraw ności t a m ­ tych. Otwartopęcherzow e m ają w całej ściance p ę c h erz a j e d n o s ta jn ą warstewrkę włókien mięśniowTych, które u karpiowa- ty ch zbijają się w pew nych m iejscach w pa sem k a g ru b sz e i znaczniejsze p ie r­

ścienie. S k u rcz ty ch mięśni wyw ołuje ostatecznie efe k t ten sam, co i skurcz m ięśnia okrężnego w owalu zam knięto- pęcherzowrych — k om presyę i z m n iejsze­

nie objętości gazu w pęch erz u i ob jęto ­ ści ciała ryby. B rak tylko w zupełności

absorpcyi gazu i wciągnięcia go w obieg krwi, j a k u ty p u poprzedniego. Gdy kom presyą zbliża się do g ran ic w y tr z y ­ małości ś c ia n y pęcherza, w t e d y ściśnio- ny gaz wobec otw artego zwieracza ucho­

dzi przez przew ód p ow ietrzn y na ze- w nątrz, podobnie j a k widzieliśmy to na k a ra siu w przedstaw ion ych wyżej d o ­ świadczeniach Moreau.

Do sw y ch s ta ty c z n y c h potrzeb, j a k w ynika z powyższych wywodów, r y b y m ają organ, k tó ry im pracy oszczędza i chroni przed rozrzu tnem m arnow aniem wysiłków mięśniowych. J e d n ę tylko rzecz należy sobie uświadom ić i p o d k re ­ ślić, mianowicie, że czynnie do poruszeń ciała pęcherz nie służy i przez regula - cyę sw ą nie w y w ołuje ruch ów ciała. J o ­ d yn ą i wyłączną rolą pęcherza pławnogo j e s t tylko: czynić ciężar właściwy ryby, przez regu lacyę swej objętości, a przez to i objętości ciała ryby, rów nym zawsze ciężarowi w łaściw em u w'ody, czynić ry bę n iew ażką w każdej głębokości, do której dostaje się innem i ju ż środkam i, m ec h a ­ niczną p rac ą sw y c h mięśni ciała.

Dr. Franciszek Staff.

(Dok. nasfc.).

H . P O I N C A R li.

E W O L U C Y A P R A W.

Prof. Boutroux, w rozw ażaniach swych o możliwości istn ien ia p ra w n atury, za­

dał sobie pytanie, czy p raw a p rzyrodzo­

ne m ogą podlegać zmianom, czy wtedy, gdy św iat się ciągle zmienia, same p r a ­ wa, to j e s t prawidła, podług k tó ry c h od ­ bywa się ta właśnie ewolucya, bę d ą po­

zbawione wrszelkiej zmienności. Podobne pojęcie niema żadnych danych na to, ażeby zostało p rzy ję te przez uczonych;

w tem znaczeniu, w j a k ie m b y je zrozu ­ mieć mogli, nie mogliby się n a nie zgo­

dzić bez zaprzeczenia słuszności i n a w e t możliwości wiedzy. Filozof ma j e d n a k praw o zadaw ać sobie p ytanie, r o z p a tr y ­

(8)

648

wać różne rozw iązania, j a k i m ono ulega, badać ich s k u tk i i s ta r a ć się j e pogodzić ze słusznem i w y m a g a n ia m i uczonych.

C hciałbym ro zw a ży ć n ie k tó re postaci, j a k i e to z a g adn ie nie p rzyb ierać może, doprowadzi m nie to nie do w nio skó w w ścisłem te g o słowa znaczeniu, lecz do różnych spo strzeżeń , nie pozbaw io­

nych, może, wartości. Jeżeli t u i owdzie z b y t długo mówić będę o różnych sp ra - wach, m ają cy c h z tem związek, c z y te l­

nicy z echcą mi to wybaczyć.

I.

Rozpatrzm y n a p rz ó d s p ra w ę z p u n k t u widzenia m a te m a ty k a . P r z y jm ijm y na chwilę, że p r a w a fizyczne u leg ły zm ia­

nom z biegiem lat i z a sta n ó w m y się, czy m o g lib y śm y to zauw ażyć. Nie zapo m i­

n a jm y p rze d e w s z y s tk ie m , że te k ilk a w ie ­ ków, przez k tó re lu d z k o ś ć żyje i myśli, poprzedzone b y ły przez o k res y czasu n ie ­ z rów n an ie dłuższe, kiedy nie było j e s z ­ cze człowieka i że po nich z a p ew n e n a ­ s tą p ią inne okresy, w czasie k tó ry c h ludzkość zniknie. Jeżeli c hc em y p rzy ją ć ew olucyę praw , może ona je d y n ie być bardzo powolną, tak, że podczas niew ielu lat, kiedy się m yślało, p ra w a n a tu r y mo­

gły uledz je d y n ie n iezn aczn y m zmianom.

Jeżeli te zm iany zachodziły w p r z e s z ło ­ ści, trz e b a przez to rozum ieć przeszłość geologiczną. Czy p ra w a daw n ie jsz e były te sam e, co dzisiaj, a j u tr z e j s z e , czy j e ­ szcze b ę d ą ta k ie same? Z ad ając podobne p y tan ie , ja k ie ż znaczenie d ać m am y w y ­ razom daw n iej, dziś i j u t r o ? D zisiaj, to czasy, będące je s z c z e w pamięci historyi;

daw niej, to m iliony lat p r z e d h is to r y c z ­ nych, kiedy i c h ty ó z a u r y ży ły spokojnie bez filozofowania; j u t r o — to m iliony lat, k tó re n ad ejdą, k ie d y Ziemia o s ty g n ie i człowiek nie będzie ju ż m iał oczu do p a tr z e n ia i m ózgu do m yślenia.

To pow iedziaw szy, z a sta n ó w m y się, co to j e s t prawdo? J e s t to s ta ły zw ią ze k pom iędzy poprzedzającem a n a s tę p u ją - cem, pom iędzy obecnym s ta n e m ś w ia ta a bezpośrednio po nim n a s tę p u ją c y m . Znając s ta n o b ecn y każdej części w s z e c h ­ św iata, idea ln y uczony, k tó ry b y z n a ł

No 41 w szystkie p ra w ą n a tu r y , p osia da łby stałe praw idła, z k tó ry c h m ógłby wnioskować o stanie, w ja k im te s am e części z n a jd ą się n a z aju trz ; j a s n e m j e s t , że można p ro ­ wadzić ten proces aż do nieskończoności.

P o dłu g s ta n u ś w ia ta poniedziałkowego można w nioskow ać o wtorkow ym ; zn ając w to rkow y, w ten sam sposób można w nioskow ać o środow ym i t. d. Ale to niew szystko; jeżeli j e s t s ta ły zw iązek po­

między sta n e m poniedziałkowym a w t o r ­ kowym , można będzie n ietylko wniosko­

wać z pierwszego o drugim , lecz i od­

w rotnie, to znaczy, że znając s ta n w to r ­ kowy, będzie m ożna w nioskow ać o po­

n iedziałkow ym ; ze s ta n u poniedziałko­

wego również będzie można wnioskować o niedzielnym i t. d.; można iść w kie­

r u n k u bieg u czasu, zarówno j a k i w k ie ­ ru n k u odw rotnym . Ze znajom ością t e ­ raźniejszości i p ra w m ożna odg ad y w ać przyszłość i przeszłość. Proces j e s t z a ­ sadniczo odw racalny.

P o niew aż s ta je m y t u ta j na punkcie w idzenia m a te m a ty k a , m u sim y nadać t e ­ mu pojęciu całą ścisłość, j a k ą zawiera, c h o ć b y śm y musieli przy tem użyć j ę z y k a m ate m a tycz n e g o. Pow iem y zatem, że w sz y stk ie raz e m wzięte p ra w a ró w n a ją się u k ład o w i ró w n a ń różniczkowych, ł ą ­ czących prędkości zm iany różny ch ele­

m entów w sz e c h św ia ta z obecnem i w a r ­ tościami tych elem entów.

Podobny u k ła d zawiera, j a k wiadomo, nieskończoną ilość rozw iązań; lecz jeżeli założym y początkowe w artości w s z y s t­

kich elem entów , to j e s t ich w artości w chw ili t — o (tej, k tó rą w mowie p o ­ tocznej n a z y w a m y teraźniejszością), roz­

w iązanie będzie ja k n a jd o k ła d n ie j o k r e ­ ślone, tak, że m ożem y obliczać wartości w s z y s tk ic h elem entów w jak im k o lw ie k okresie czasu, niezależnie od tego, czy p r z y jm ie m y < > 0 , co odpowiada p rz y s z ­ łości, czy też t < o, co odpowiada p r z e ­ szłości. Trzeba je d y n i e pam iętać, że spo ­ sób w nioskow ania z teraźniejszości o p r z e ­ szłości nie różni się od sposobu w n io ­ s kow an ia z teraźniejszości o przyszłości.

W ja k iż więc sposób m ożem y poznać przeszłość geologiczną, to j e s t h isto ry ę czasów, w k tó ry c h p raw a mogły się były W SZ E C H SW IA T

(9)

■Na 41 W SZEC H SW IA T 649 dawniej zmienić? Przeszłość ta nie m o ­

g ła b y ć b a d a n a bezpośrednio i znam y ją je d y n ie ze śladów, ja k ie pozostawiła w te ­ raźniejszości, z n a m y j ą je d y n ie przez t e ­ raźniejszość i m ożem y j ą z niej wypro­

wadzić tylk o wyżej opisanym sposobem, zapomocą k tó re g o m o gliby śm y również z teraźn iejszo ści w yprow adzić p rzy sz­

łość. Otóż, czy ten sposób może nam w y k a z a ć z m ia n y w praw ach? Oczywi­

ście nie; m ożem y w łaśnie tylko w ted y go stosować, g d y przyjm iem y, że p raw a się nie zmieniły; przypuśćm y, że znam y je d y n i e s ta n p oniedziałkow y i praw id ła łączące s ta n niedzielny z poniedziałko­

wym , zasto sow a n ie ty ch praw id e ł da nam w te d y poznać s ta n niedzielny; lecz, je ­ żeli chcem y posunąć się dalej i w niosko­

w ać z tego o s ta n ie sobotnim , m usim y koniecznie przyjąć, że te same prawidła, k tóre nam pozwoliły przejść od ponie­

działku do niedzieli, są jeszcze ważne pom iędzy niedzielą a sobotą. W prze­

c iw nym razie j e d y n y m możliwym dla n a s w nioskiem byłoby, że nie możemy wiedzieć, co było w sobotę. Jeżeli więc n iezm ienność p r a w tkw i w przesłankach w sz y stk ic h n a szy ch rozumowań, nie m o­

żem y nie odnaleść jej i we wnioskach.

Taki L ev errier, znając dzisiejsze drogi p lan et i p o słu g u ją c się praw em Newtona, oblicza, co się s ta n ie z tem i drogam i za 10 000 lat. W ja k ik o lw ie k b ą d ź sposób prow adziłby swoje obliczenia, nigdy nie może d ojść do udow odnienia, że prawo N ew tona będzie błędne za kilka tysięcy lat. Mógłby, zm ieniając poprostu znak czasu w swoich form ułach, obliczyć, j a ­ kie by ły te drogi p la n e t przed 10 000 lat; lecz z g óry może być pewien, że nie dojdzie do wniosku, że prawo New tona niezawsze było praw dziw e.

J e d n e m słowem możemy cośkolwiek wiedzieć o przeszłości pod ty m w a r u n ­ kiem, że przyjm ie m y niezm ienność praw;

jeżeli j ą p rzy jm iem y , k w e sty a ewolucyi praw nie istnieje, jeżeli jej nie przyjm ie­

my, zagad nienie to j e s t nie do rozw ią­

zania, zarów no j a k i w szystkie inne, do­

tyczące przeszłości.

II.

Lecz, m ógłby kto powiedzieć, czy nie mogłoby się zdarzyć, że zastosow anie po­

przedniego procesu doprowadzi do s p rz e ­ czności, lub, je ś li kto woli, że nasze r ó ­ w nania różniczkowe nie m ają żadnego rozwiązania? Ponieważ h yp oteza nie­

zmienności praw, p rzy ję ta na początku w szystkich naszy ch rozum owań, p r o w a ­ dziłaby do niedorzecznego wniosku, w y ­ k a zalibyśm y per a b s u rd u m , że się one zmieniły, niebęd ąc j e d n a k nigdy w s t a ­ nie zrozumieć, w j a k ie m mianowicie znaczeniu.

Ponieważ nasz proces j e s t odwracalny, to, cośmy powiedzieli, odnosi się do przy­

szłości i zdaje się, że są przypadki, w któ ry c h m oglibyśm y tw ierdzić, że przed d a n y m okresem czasu św iat pow i­

nien zginąć, lub zmienić swe praw a; j e ­ żeli n a p rz y k ład obliczenia n am w y k a z u ­ ją , że w ow ym czasie j e d n a z m a ją c y d i być przez nas rozp atrzon y ch wielkości ma się sta ć nieskończoną, lub przyb rać w a rto ść fizycznie niemożebną. Zginąć, czy zmienić swe praw a, wychodzi mniej więcej na jedno; świat, k tó ry nie m iałby n a szych praw, nie byłby już naszym światem , byłby to ju ż in n y świat.

Czy to możebne, żeby badanie ś w ia ta dzisiejszego i je g o praw doprowadziło nas do formuł, m ogących podlegać po­

d obnym sprzecznościom? Dj praw do­

chodzi się przez doświadczenie; jeżeli nas uczą, że s ta n A niedzielny pociąga za sobą sta n B poniedziałkowy, to znaczy, że badano oba s ta n y A i B , że zatem żaden z tych dw u stanów nie j e s t fizy­

cznie niemożebny. Jeżeli śledzimy dalej ów proces i jeżeli w n ioskujem y za każ­

dym razem z je d n e g o d n ia o n a s tę p n y m ze s ta n u A o stanie B, nastę p n ie ze s ta ­ n u i i o sta nie C, n a stę p n ie ze s ta n u C o s ta n ie D i t. d., to dlatego, żo w s z y s t­

kie te sta n y są fizycznie możliwe, ponie­

waż, g d y b y np. s ta n D nie byłby fizycz­

nie możliwy, nie możnaby nigdy zrobić d oświadczenia, dowodzącego, że s ta n C w y tw a rz a po upływie je d n e g o dnia stan D. J a k k o lw ie k daleko poprowadzonoby dedukcyę, nie dojdzie się nigdy do sta-

(10)

650 W SZEG HS W IA T j\la 41 n u fizycznie n iem ożebnego, to j e s t do |

sprzeczności. G dyby j e d n a z n a szych form uł nie podlegała tem u, toby znaczy­

ło, żeśm y przeszli poza doświadczenie, żeśmy ekstrapolow ali. P rz y p u ś ć m y np., że zauważono, iż w takiej a ta k ie j oko­

liczności t e m p e r a tu r a d a ne go ciała s p a d a o 1° na dzień; jeżeli np. w y nosi obecnie 20", w y w n io s k u je m y , że za 300 dni b ę ­ dzie wynosiła — 280° i będzie to niedo- rzecznem , fizycznie n iedorzecznem , p o ­ niew aż zero a b so lu tn e j e s t w —273°. Co to znaczy? Czy zauważono, że t e m p e r a ­ t u r a w je d e n dzień spada z — 279° do

— 280°? Nie, gdyż obie te t e m p e r a t u r y nie m ogą być obserwowMne. Zauważono np., że p raw o było praw dziw e mniej w ię­

cej pomiędzy 0° a 20° i n iesłusznie w y ­ wnioskowano, że powinno po zostać ta- kiem jeszcze w — 273° i n a w e t dalej;

uczyniono niedozw oloną ek stra p o la c y ę.

Lecz istn ieje m nó stw o sposobów e k s tra - pólow'&nia wzoru e m p iry cz n e g o i m ożna w śród nich zaw sze w y b r a ć taki, k tó ry w y łącza s ta n y fizycznie niem ożebne.

P r a w a z n a m y je d y n ie w sposób n ied o ­ skonały; dośw iad czenie o g ran ic za tylk o nasz w y b ó r i pom iędzy praw a m i, k tó re nam w y b ra ć pozwala, z n a jd ą się zawsze takie, k tó re n a s nie n a ra ż a ją na s p rz e c z ­ ność w rodzaju tej, o .której m ó w iliśm y wyżej i k tó re m o gły by n a s po p chn ąć do i w ypow iedzenia się prze c iw ko n ie z m ie n ­ ności. N iem a więc sposobu w y k a z a n ia podobnej ewolucyi, czy to dla dow iedze­

nia, że p ra w a się zmienią, czy że się zmieniły.

III.

W tem m iejscu m o żna by n a m prze- j ci w staw ić a r g u m e n t f a k ty c zn y . M ówi­

cie, że, s ta r a ją c się prze jść n a zasadzie znajom ości praw od tera źn ie jsz o śc i do przeszłości, nie s p o tk a m y się n ig d y ze sprzecznością, a j e d n a k u czeni n a p o tk a li tak ie sprzeczności, że nie w y d a je się, a b y j e można ta k łatw o j a k m yślicie przezw yciężyć. Prawrda, że są one j e d y ­ nie pozorne i że można m ieć n a dzieję rozw iązania ich, lecz p o dłu g waszego rozum ow ania sprzeczność nawre t pozorna pow inna by ć niemożliwą.

P o d a jm y odrazu przykład: Jeżeli p o ­ d łu g p raw te rm o d y n am ik i obliczamy czas, od k ie d y Słońce zlewa na nas swe ciepło, dochodzim y m niej więcej do 50 000 000 lat; czas ten nie w y s ta rc z a geologom; nie ty lk o ew olucya form organizow anych nie m ogła się odbyć ta k prędko, — j e s t to p u n k t sporny, lecz utw orzen ie się w a rstw , z a w iera ją c y c h pozostałości roślin, lub zw ierząt, które nie m ogłyby żyć bez sło ń ­ ca, w y m a g a ły może dziesięć ra z y w ię ­ kszej liczby lat.

Umożliwiło sprzeczność to mianowicie, że rozum ow anie, n a k tó re m się opiera oczy wistość geologiczna, różni się bardzo od ro zum o w a nia m a te m a ty k a . O b se rw u ­ j ą c id en ty c zn e skutki, w n io sk u je m y o toż­

sam ości przyczyn i z n a jd u jąc n a p rz y k ła d s k a m ie n ia łe pozostałości zw ierząt, nale­

żących do rodziny obecnie żyjącej, wnio­

s k u je m y , że w epoce, g d y się tw orzy ła w a r s tw a z a w ierająca te skam ieniałości, w a ru n k i, bez k tó ry c h zw ierzęta tej r o ­ dziny nie m o g ły b y żyć, były w szystk ie j n araz urzeczyw istnione.

Na p ierw sz y r z u t oka zupełnie to s a ­ mo c zynił m a te m a ty k , którego p u n k t w i­

d zen ia p r z y ję liś m y poprzednio; on ró ­ wnież wnioskował, że ponieważ p raw a się nie zmieniły, iden ty c zn e s k u tk i m o­

gły je d y n ie być w y tw o rzo ne przez i d e n ­ ty cz n e p rzy czy ny . J e s t j e d n a k z a sa d n i­

cza różnica. Rozważmy s ta n ś w ia ta w j a ­ kiejś danej chwili i j a k ie jś innej p o p rzed­

niej chwili; s ta n św ia ta , lub n a w e t s ta n 1 b ardzo m ałej c z ąstk i świa4a je s t czemś nieskończenie złożonem i zależnem od wielkiej liczby elem entów. P r z y jm u ję dla uproszczenia s p ra w y dw a tylko ele­

m e n ty , tak , że dwie dane w y s ta rc z a ją dla określenia tego s ta n u . W chwili późniejszej te dane będą np. A i B\

wr chwili poprzedniej A! i B'.

W zór m a te m a ty k a , u tw o rz o n y z ze­

społu w sz y stkic h z a o b serw o w an ych praw, mówi mu, że sta n A B mógł je d y n i e być utwrorzony przez poprzedni s ta n A 'B '\

lecz jeżeli zna ty lk o jed n ę z danych, np.

A , i nie wie, czy n a s tę p u je po niej d r u ­ g a d a n a B, wzór je g o nie pozwTala mu n a żaden wniosek. Co najw yżej, jeżeli z ja w isk a A i A! w y d a ją mu się j a k b y

(11)

Ko 41 W SZECH SW IA T 6 5 1 ze sobą związane, lecz względnie nieza­

leżnie od B i B \ będzie wnioskował z A do A'\ w ża d n y m przy p ad k u nie w y ­ prowadzi podwójnej okoliczności A' i B' z je d y n e j okoliczności A. Geolog zaś, o b se rw u ją c je d y n ie s k u te k A, w yw n io ­ skuje, że m ógł w yłącznie pow stać przez w spółdziałanie p rzy c z y n A ' i B \ które go nieraz w y tw a r z a ją w naszy ch oczach;

gdyż w wielu raz a c h ów s k u te k ^1 tak j e s t sp e cy a ln y , że inne współdziałanie przyczyn, d op ro w a d z ają cy c h do tego sa ­ mego wyniku, byłob y zupełnie n ie p ra ­ wdopodobne.

Jeżeli dw a o rg an iz m y są identyczne, lub p rzy n a jm n ie j podobne, podobieństwo to nie może być zależne od przy p a d k u i m ożem y tw ierdzić, że żyły w podob­

nych w a ru n k a c h ; o d n a jd u ją c ich pozo­

stałości będziem y pewni nietylko, że i s t ­ niał poprzednio zaro d e k podobny do t e ­ go, z k tó re g o widzim y, że wychodzą po­

dobne istoty , lecz również, że t e m p e ra ­ t u r a nie była z b y t w ysoka dla rozwoju tego zarodka. W p rze c iw n y m razie owe pozostałości m o g ły b y być ja k ie m ś lu d u s n a tu ra e , j a k przypuszczano w XVII-ym wieku, i z b yteczn em j e s t mówić, że po­

d obny w nio sek razi nasz rozsądek. I s t ­ nienie pozostałości org anizow any ch j e s t zresztą tylko p rz y p a d k ie m krańcow ym , bardziej u d e rz a ją c y m , niż inne i naw et, niew ychodząc poza św ia t m in eralny , m o­

g libyśm y podać przykład y tego sa m e ­ go rodzaju.

Geolog może więc w yciągać wnioski tam , gdzie m a t e m a t y k b y łb y bezsilny.

Lecz, j a k widzimy, nie j e s t on bardziej zabezpieczony przeciwko sprzeczności, aniżeli m a te m a ty k . Jeżeli z je d y n e j oko­

liczności w n io sk u je o licznych okoliczno­

ściach poprzednich, jeżeli rozciągłość w niosku j e s t do pew nego sto pn ia wię­

ksza, aniżeli przesłanek, m ożebnem je s t, że to, co się w y w n io sk u je z jed n e j ob- s e rw a c y i, znajdzie się w sprzeczności z tem, co wnioskow ać się będzie z d r u ­ giej. Każdy poszczególny fak t s ta je się n iejako środkie m iradyacyi: z każdego z nich m a te m a ty k w yprow adzał j e d e n f a k t; geolog w yp ro w ad za różnorodne fa­

kty; z danego p u n k t u św ietlnego robi

b łyszczącą tarczę, m niej, lub więcej roz­

ległą; dw a p u n k ty św ietlne dadzą mu zatem dwie tarcze, które będą mogły za­

chodzić je d n a n a drugą, pow staje więc możliwość starcia. N aprzykład, je ś li znaj­

dzie w jakiej w a rs tw ie mięczaki, k tó re nie mogą żyć poniżej 20°, w y w nioskuje z tego, że ówczesne morza były ciepłe;

lecz jeżeliby później k tó ry z je g o ko le­

gów odkrył w tej samej warstw ie inne zwierzęta, które by zabijała te m p e ra tu ra powyżej 5°, wnioskowałby, że te morza są zimne.

Można mieć nadzieję, że spostrzeżenia isto tn ie przeczyć sobie nie będą, lub, że sprzeczności dad z ą się pogodzić, lecz nie je s te ś m y już, że ta k powiem, zabezpie­

czeni przeciwko sprzeczności w s k u te k sam ych praw logiki formalnej. Można więc zadać sobie pytanie, czy rozum u jąc j a k geologowie, nie dojdziemy kiedy do j ak ie g o niedorzecznego w niosku, tak , że trz e b a będzie założyć zm ienność praw .

IV.

Pozwolę sobie tuta j na małe zboczenie od przedmiotu. W idzieliśmy, że geolog posiada narzędzie, któ reg o brak m a te m a ­ ty kow i i k tó re mu pozwala wnioskować z teraźniejszości o przeszłości. Dlaczego to samo narzędzie nie pozwala n am wnio­

skow ać z teraźniejszości o przyszłości?

W idząc człowieka dwudziestoletniego, j e ­ stem pewien, że przebył w sz ystk ie o k re ­ sy od d zieciństw a do wieku dojrzałego, a zatem , że nie było od d w u d z ie stu lat na Ziemi k a t a s t r o f y niszczącej wszelkie na niej życie, lecz to b ynajm niej nie do­

wodzi, że nic podobnego nie zdarzy się' w ciągu lat dw udziestu, licząc od dnia dzisiejszego. Mamy dla poznaw ania p r z e ­ szłości broń, której nam brak, gdy idzie o przyszłość i dlatego to przyszłość w y ­ daje nam się bardziej tajem niczą, niż przeszłość.

Nie mogę się p ow strzy m ać od odwoła­

nia się n a tem m iejscu do mego a r t y k u ­ łu „o p rzypa dku"; przypom inałem w nim zdanie Lalandea, któ ry powiedział, że jeżeli przyszłość j e s t w yznaczona przez przeszłość, przeszłość nie j e s t wyznaczo­

(12)

652 W SZECHS W IA T JVo 41

na przez przyszłość. Po dłu g niego j e ­ d yna p rzyczyna może w yw ołać je d y n y skutek , gdy tym czasem j e d e n i ten sam s k u te k może być w y w ołany przez kilk a różnych przyczyn. G dyb y t a k było, wła­

śnie przeszłość b y ła b y taje m n ic za , a p r z y ­ szłość ła t w a do poznania.

Nie mogłem p rzy ją ć tego poglądu, lecz w ykazałem , gdzie j e s t j e g o źródło. Z a ­ s a d a C a rn o ta w y k a z u je nam , że e n e rg ia, któ rej nic zniszczyć nie może, podlega rozpraszaniu. T e m p e r a tu r y d ążą do w y ­ r ó w n a n ia się, ś w ia t dąży do j e d n o s ta j- ności, to j e s t do śm ierci. W ie lk ie r ó ­ żnice w przyczynach w y w o łu ją więc t y l ­ ko małe różnice w s k u tk a c h . J a k ty lko różnice w s k u tk a c h s ta j ą się z b y t słabo, aby m ożna było j e o bserw o w ać, n ie m a ­ my ju ż zupełnie sposobu p o z n a w a n ia ró ­ żnic istn ieją cy c h daw niej pom iędzy p r z y ­ czynam i, k tóre j e w y tw o rz y ły , j a k k o l ­ wiek duże b y ły b y owe różnice.

W łaśn ie dlatego, że w s z y stk o dąży do śmierci, życie j e s t w y ją tk ie m , k tó ry n a ­ leży w y tłu m aczyć.

Kiedy k a m y k i leżą p rzy p a d k iem po­

rozrzucane na górze, w koń cu w sz y s tk ie s p a d n ą w dolinę; jeżeli zn ajd ziem y j e ­ den z nich n a dole, nie w yw rze to na n a s w ielkiego w ra ż e n ia i nic n am nie powie o dziejach owego k a m y k a ; nie b ę ­ dziemy mogli wiedzieć, w j a k i e j części góry leżał poprzednio. Lecz, jeż e li p r z y ­ padkiem znajdziem y k a m ie ń w pobliżu szczytu, bę d z ie m y mogli tw ierdzić, że zawsze tu leżał, gdyż j e ś l i b y się z n a jd o ­ wał n a pochyłości, z s u n ą łb y się aż na dół; uczynim y to z tem w ię k s z ą pe w n o ­ ścią, im bardziej w y ją tk o w y j e s t ów la k t, im więcej było d a n y c h n a to, żeby nie b y ł zaszedł.

Tłum. H. G.

(D ok. n a st ).

KSIĘGA P A M I Ą T K O W A KU U CZ­

C ZENI U T R Z Y D Z I E S T O L E T N I E J D Z I AŁ A LN O ŚC I N A U K O W E J I PI­

Ś M I E N N I C Z E J P R O F . D-RA J Ó Z E ­ FA NUSBAUMA - HI LAROWI CZA.

WYDANA STARANIEM UCZNIÓW.

L w ó w . N ak ład em k sięgarni I i. Altenberg-a, 1911.

D u ża 8. S tr. 306 i IG ta b lic ry su n k ó w i fotograflj.

W spaniale wydane dzieło to przynosi praw dziw ą c hlubę naszej lite ra tu rz e n a ­ ukow ej ta k pod w zględem treści, j a k i s z a ty z e w nętrzn ej. Na czele dzieła z n a jd u je m y ułożony w j ę z y k u łacińskim ad re s jubileuszow y, w k tó ry m pokrótce w ym ienione są z a sług i n aukow e jub ilata . A dres ten j e s t in te re s u ją c y m w dziejach n a u k i polskiej w y p a d k ie m zbiorowego hołdu ze s tr o n y uczonych całego ś w ia ta cywilizowanego dla uczonego polskiego;

j a k o ta k i sta n o w i d o kum en t, s tw ie r d z a ­ ją c y , j a k Wysokiem w spółczesna n a u k a p olska cieszy się u obcych uznaniem.

A dres, k o ń czący się słowami: „Pro ea i g itu r s tu d io ru m a g ita tio n e tam indefcs- sa ta m ą u e fructuosa, pro eis, quae prae- c e p to ris et scrip toris m un ere f u n ctu s a d b u c egregie perfecisti, hoc trigesim o a n n iv e rs ario laboris a Te in c e p ti g r a t e s Tibi persolv im us et, ufc eandem m ovendi e t efficiendi vim per m ulto s porro an- nos retin ea s, om nibus v#tis e xpe tim us, podpisany j e s t przez n a jw y b itn ie js z y c h biologów Europy, A m eryki, Japonii. Z n a j­

d u je m y pod nim m iędzy in n y m i nazw is­

ka profesorów S e d g w ic k a z Londynu, K o rsc h ełta z M a rb u rg a , H a ts c h e k a i Eb- n e ra z W iednia, Yves Delagea, E d m u n d a P e r r i e r a i R. B la n c h ard a z Paryża, O s k a ­ ra H e rtw ig a i W ilh e lm a W a ld e y e ra z B e r­

lina, A. L a n g a z Ziirichu, S zym kiew icza z P e te r s b u rg a , T. H. M organa z Nowego Yorku, A p a th y e g o z Koloszwaru, Em e- ryego z Bolonii, Ijim y i W a ta s e g o z To- kjo, i wielu, w ielu innych. A dres ten, j e s t pełen u z n a n ia dla działalności n a u k o ­ wej i nauczycielskiej ju b ila ta . Zkolei

; n a s tę p u je k ilka d a t biograficznych i za­

(13)

k o 4 i W S Z E C H S W IaT ry s historyi i n s ty tu tó w nauk o w y ch pod

k ieru n k ie m prof. J. N usbaum a, a więc:

P raco w n i p rzy ogrodzie zoologicznym w W arszaw ie (1889 — 1891), I n s ty tu tu anat. porów naw czej na uniw. lwowskim (1891 — 1906), I n s t y t u t u akadem ii wete- r y n a ry i we Lwowie (1895—1906) i I n s ty ­ t u t u zoologicznego uniw\ lwowskiego (1906— 1911). T u ta j wym ienione są głó­

wniejsze zdobycze naukow e prof. N.

i licznych j e g o uczniów w n a jro z m a it­

szych gałęziach n a u k zoologicznych:

w dziedzinie a na tom ii porównawczej, era- bryologii, m ec h a n ik i rozwojowej, cytolo­

gii, s y s te m a ty k i i fau n is ty k i. W y k ry c ie szczególnych n a rz ą d ó w podpierających w ję z y k u całego szeregu zw ie rz ą t s s ą ­ cych, zakończeń nerwow7y c h w ściankach n a c z y ń k rw io n o śn y c h u skorupiaków, w y jaśnienie złożonych stosun k ó w połą­

czenia ucha z pęcherzem pław n y m u r ó ­ żnych ryb, w yśw ie tle n ie licznych zaw i­

łych k w e s ty j w budowie pęcherza pła- wrnego u ro zm a ity c h ryb, w y kry cie dwu zasadniczo różnych ty p ów gruczołów s k ó rn y c h u ry b kostno szkieleto w y ch , b a ­ dania nad g ra s ic ą (th y m u s) ryb i płazów, nad p rz y s a d k ą mózgową (hypophysis) ró ­ żnych ssak ó w , w y k ry c ie now ych wielo- szczetów słodkow odnych, odkrycie nowej form y g r e g a ry n , s tw ie rd z en ie t. zw. a p a­

r a t u Golgiego i Kopscha w komórkach ne rw o w y c h zw ierząt bezkręgow ych, w y ­ św ietlenie licznych zag adnień z dziedzi­

n y em bryologii skorupiaków , ryb, p ła ­ zów i owadów i t. d. Oto n iektó re z n a j­

w ażniejszych, licznych i różnorodnych zdobyczy, ja k i e biologia zaw dzięcza prol.

N u sba um ow i i je g o szkole.

Zkolei n a s tę p u je spis publikacyj n a ­ uko w ych prof. N u sb a u m a w porządku chronologicznym. Przeszło 320 p u b lik a ­ cyj, z k tó ry c h 221 stanow i osobne dzie­

ła, rozpraw y ściśle naukow e i ob sz ern iej­

sze a rty k u ły , 5 przekłady dzieł z obcych języków , a przeszło sto — m niejsze a r t y ­ kuły, k r y ty k i i spraw ozdania. Im p o nu ­ jąc o p rze d s taw ia się też bibliografia roz­

p ra w ściśle n a u k ow y c h uczniów prof. N., rozp raw w y k o n a n y c h pod je g o k ie r u n ­ kiem i w p rac o w n i jego, a mianowicie 116 tytułów' rozpraw , ogłoszonych przez

trzy dziestu sześciu uczniów i uczenic prof. N.

Dalej z n a jd u je m y s z ere g o r y g in a l­

nych rozpraw, z a w ierający ch bardzo c e n ­ ne i nowe p rzy c z y n k i naukow e. Mia­

nowicie: dr. J a n Grochmalicki w r o z p r a ­ wie p. t. „Cypris Nusbaum ii nov. sp .‘“

opisuje now y g a tu n e k m ałżoraczka z r o ­ dziny grzęp ikó w (Cypridae), znaleziony W' je z io rk u siarczanem , zwanem „Siwą w odą“ w Wyżyslcach pod Szkłem w Ga- licyi; J a n Golański w rozprawie p. t.

„Przyczynek do znajomości fauny ską- poszczetów w odnyc h Galicyi" opisuje poraź pierwszy w Galicyi 34 g atun ki ską- poszczetów w odnych, prostując p rzytem niek tóre opisy poprzedników. E d w a rd Schechtel p. t. „M ateryały do fau n y wo- dopójek (H ydrachnidae) Galicyi“ opisuje poraź pierwrszy dla Galicyi 44 g a tu n k i wodopójek, pośród k tó ry c h kilka g a t u n ­ ków now ych (Peltria N usbaum ii, P e ltria Kulczyńskii). M arya M arcinkiewiczówna daje „Przyczynek do anatom ii pęcherza pław nego w ie lop le tw a “, u k tórej to ry b y stw ierdza przedłużenie się pęcherza aż do ogonowej okolicy ciała, i przebicie go przez dolne łuki kręgów vf liczbie 16-tu.

Alfred T raw ińsk i podaje nowe „Przy­

czynki do anatom ii i histologii prącia u p taków ". G ustaw Pol uszy ński pisze

„O pewmych anom aliach w budowie prze­

wodów płciowych u ślim a k a w inniczka", zw racając u w ag ę na zboczenia i w y s n u ­ wając z ich rozpatrzen ia in te resu jąc e wnioski filogenetyczne. I re n a Pogonow ­ ska w obszernej rozprawie p. t. „ P r z y ­ c zy nek do znajom ości budow y histolo­

gicznej serca, stożka i n a b rz m ie n ia t ę tn i­

czego u r y b “ opisuje te s to s u n k i .ze szczególnem uw zg lędnien iem elem entów sprężystych , które u różnych g a tu n k ó w ry b rozmaicie się zachow ują co do u k ł a ­ du i ilości. Dr. Antoni J a k u b s k i p u b li­

k u je dalszy ciąg c e nn y ch swoich b a d a ń nad tk a n k ą podpierającą (glia) w s y s t e ­ mie n erw o w y m zw ierząt b e zkręgow ych w rzeczy p. t. „ S tudya nad tk a n k ą glio- w ą mięczaków ", mianowicie u małżów i brzuchopełzów.

N a d e r in te r e s u ją c ą ro zpraw ę ogłasza docent dr. J a n H irschler „ 0 dwu r ó ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

POLSKIEJ ORGANIZACJI NARODOWEJ :: Nr.. Sejm nie podlega

je zwierciadło, ogląda obserw ator przez szkło oczne z górnej części studni. Wielką niedogodnością tego teleskopu je s t to, że służyć on może tylko do

Ani czysty ani domieszkowany półprzewodnik nie zapewniają na tyle dużej ilości par elektron dziura aby można było wykorzystać je jako źródło światła Materiał można

Smutne wywody teoretyczne o niedostateczności organizacyi kredytu włościańskiego stałego znajdują poparcie w cyfrach obciążenia drobnej własności, które z końcem roku

Żabno. kredyt, dla handlu i przemysłu, stow. Towarystwo kredytowe „Narodnyj Dim“, stow. D yrekcya: Pańko Derkacz, ks, Aleksander Wichański i Jan Pasternak. Spółka

rarern z Hauericeras pseudogardeniSchliit., pOdej.rze'Wano, dz byro to sztucmle .nagromadzenie tych farm.. Po dru:gie, podczas Igdy

glądem przypomina bardzo okaz przedstawiony przez Crookalla (1959, tabI.. 3) Wśród bardzo wielu obserwowanych okazów pochodzących ze stropów wymienionych pokładów

Jak wspomniano poprzednio, pozycja stratygraficzna tych soli nie jest całkowicie wyjaśniona. Sól kamienna kryształowa w złożu występuje przeważnie pośród soli