• Nie Znaleziono Wyników

Mickiewicz jako bajkopisarz

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Mickiewicz jako bajkopisarz"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

Konrad Górski

Mickiewicz jako bajkopisarz

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 39, 64-98

(2)

MICKIEWICZ JAKO BAJKOPISARZ

K to by sobie zadał tr u d obliczenia, ile s tro n poświęcili h isto ry cy lite ra tu ry polskiej om ówieniu w iększych dzieł M ickiewicza, a ile utw orom drobnym , przek o n ałby się z łatw ością, że istn ieje t u wielka d y sp ro p o rcja n a niekorzyść utw oró w d robnych, a n a jb a rd z ie j po­ krzyw dzone okazałyby się b ajk i. Może dlatego ta k się dzieje, że sam p o eta nie przyw iązyw ał w iększej w agi do sw ej tw órczości b ajk o p i­ s a rsk ie j i zaledwie dwie b a jk i d ru k iem ogłosił (a jeśli „P ies i w ilk “ dostał się do czasopism bez w iedzy i zgody po ety, co je s t zupełnie możliwe, to tylko je d n ą ) , ale nie zm ienia to fa k tu , że n a ty m odcinku je s t jeszcze p raw ie w szy stk o do zrobienia. To, co d o ty chczas powie­ dziano u n a s o b ajk a c h M ickiewicza, nie sto i w żadnym sto su n k u do w spaniałych osiągnięć p o ety rów nież w te j dziedzinie tw órczości i nie oddaje całej o ry g inaln ości M ickiewicza ja k o b a jk o p isa rz a .

Z acznijm y od k ró tk ieg o przeg ląd u lite r a tu r y o b a jk a c h Mic­ kiewicza. Zajm ow ano się stosu n k iem m iędzy a u to g ra fa m i i tek ste m drukow anych b a je k : „Pies i w ilk “ , „Lis i kozieł“ , „Koza, kózka i w ilk“ (B ruchnalski, H o rd y ński, T re tiak , P ig o ń ). Jed en ocenzuro­ w any przez w ydaw ców szczegół te k s tu b a jk i „ P rzy jaciele“' p rzy w ró ­ cił Pigoń. S tosunkiem n ie k tó ry ch b ajek do E zopa i L a F o n ta in e ’a zajm ow ali się B ru ch n alsk i i T re tiak , sto su nek do Trem beckiego om ó­ wił T re tia k ; szczegółowo om ów iła Zofia G ąsiorow ska b a jk ę „Chłop i żm ija“ , ogłoszoną za życia p o ety jak o przek ład z L a F o n ta in e ’a, aby w ykazać, ja k bardzo oddalił się Mickiewicz od fran cu sk ieg o op raco ­ w an ia tego p ra sta re g o te m a tu . O zw iązkach m itycznych b a jk i „Koza, kózka i w ilk“ pisał S te fa n C zarnow ski. Z m o n o g rafistó w Mickiewicza tylk o K leiner pośw ięca b ajk o m sporo uw ag dotyczących czy to in te r­ p reta cji, czy zw iązku ich z przeżyciam i poety, czy w reszcie n iek tó ry ch szczegółów artyzm u , ale nie d aje sy n te ty c zn e j c h a ra k te ry s ty k i poety jak o b a jk o p isarza. Chm ielow ski zbyw a w k ilk u w ierszach om ówienie b a je k : „P rzy jaciele“ o raz „Z ając i ż a b a “ . K allenbach m ilczy ja k za­ klęty. K ilka w artościow ych u w ag o języ k u b a je k przyno si a rty k u ł

(3)

M ICKIEW ICZ JA K O B A JK O PISA R Z 6 5

G a e rtn e ra w „Język u Po lsk im “ (1934). — W śród wym ienionych b a ­ daczy przew aża pogląd, że M ickiewicz jak o b ajk o p isarz je s t w łaści­ wie epigonem Trem beckiego. S p ra w a oryginalności poety w te j dzie­ dzinie nie zo stała an i w y sta rc z a ją c o zbadana, ani praw idłow o po­ staw iona.

N iniejsze stu d iu m m a w in te n c ji a u to ra wypełnić choćby p ro ­ wizorycznie tę oczyw istą lukę w n aszej wiedzy o M ickewiczu; spełni sw o ją rolę, jeśli zachęci kogoś do pośw ięcenia tem u tem ato w i w yczer­ p u jąc e j m o nografii.

A więc n ap rzó d chronologia p o w stan ia bajek. W pew nych w y ­ pad k ach d aje się o n a u sta lić zupełnie dobrze, w innych jeste śm y zdani ty lk o n a dom ysły. N ie ulega w ątpliw ości, że najw cześniejszą b a jk ą je s t „Pies i w ilk“ , albow iem je j te k s t od n ajd ujem y n a o sta tn ie j k a r ­ cie a u to g ra fu „G raży ny “ . Z atem czas rzucenia n a p a p ie r pierw szego szkicu (wobec dużych różnic w sto su n k u do te k s tu drukow anego) p rzy p a d a n a ro k m niej w ięcej 1822. Tzw. „album M oszyńskiego“ przynosi a u to g ra f b a je k : „Dzwon i dzw onki“ o raz „P ch ła i r a b in “ , z czego w ynika, że należy je odnieść do 1826 roku. D atę kilk u b ajek u sta la m y n a p odstaw ie kopii A le k san d ra Chodźki, przechow yw anej w M uzeum M ickiewiczowskim w P a ry ż u i zaw ierającej 9 b ajek, w ty m 7 z d opisan y m pod te k ste m ro k iem pow stania. Jeśli w ierzyć bez za­ strzeżeń in fo rm acjo m Chodźki, to w 1829 ro k u z o stały n ap isan e: „P rzy jaciele“ i „Z ając i ż a b a “ , w ro k u 1830 — „Koza, kózka i w ilk“ , w 1831 — „K ról ch o ry i lisy “ o ra z „L is i kozieł“ , w 1832 — „ T ró jk a k oni“ i „Tchórz n a w y b o rach “ . C zas p o w stan ia re sz ty b a je k trz e b a u sta la ć hipotetycznie. Z re fle k sja m i o pew nych g ru p ach em ig racy j­ nych łączy się w yraźnie b a jk a zaczy n ająca się od słów : „Ludzie n a czystym polu“ i w y d ru k o w an a p rzez P igonia pod ty tu łe m „P rzy po ­ w ieść e m ig rac y jn a “ . N ie bez zw iązku ze sp raw am i em ig racy jny m i je s t ta k ż e b a jk a „Żaby i ich k ró le “ . Obie zatem należałoby odnieść do la t 1832— 1833, póki M ickiewicz nie z a trz a sn ą ł drzw i od E u ro p y hałasów i nie poświęcił się w yłącznie tw orzeniu „ P a n a T ad eu sza“ . Możliwe, że w ty m też czasie p o w sta ła b a jk a „Osioł i pies“ , nie m a ­ ją c a w praw dzie n ic w spólnego z ów czesnym życiem politycznym , ale będąca p ro d u k te m te j sam ej fa li b ajk o p isarsk ieg o n atchnienia. To sam o m ożna by powiedzieć o „Chłopie i żm ii“ , ogłoszonym w 1838 r.

Z ty c h 14 b a je k (nie zaliczam do b ajek ani „Żony u p a rte j“ , ani „Golono strz y ż o n o “ , poniew aż s ą to hu m orystyczne pow iastk i bez jakiegokolw iek p ie rw ia stk a alegorycznego) ty lk o dwie u k a z ały się d ru k iem z a życia poety. S pecjalne szczęście m iał „Pies i w ilk“ ,

(4)

6 6 K O N R A D G Ó RSK I

dru k ow an y trz y k ro tn ie w czasopism ach, zanim się d o sta ł do zbioro­ wego w y dania dzieł z 1844 ro k u („M otyl“ , 1829, n r 43, „Z iem ianin“ , 1831, zesz. 3, „ B iru ta “ , 1838, to m П ). „Chłop i żm ija“ pojaw ił się w zbiorze „Sto b a je k w edług L a f o n ta in e s “ , L ipsk, 1838, i z o stał p rzed ru ko w an y w w ydan iu 1844 roku . W szystkie pozostałe b a jk i (z w y jątk iem „Przypow ieści em ig rac y jn ej“ ) u k azały się w w y d an iu p a ry sk im 1860 ro k u n a podstaw ie kopii Chodźki, a „Przypow ieść em ig rac y jn a “ w num erze now orocznym „K u riera W arszaw skieg o“ z 1888 roku. O sta tn io w ypłynął a u to g ra f „T rójk i k o ni“ w M uzeum N arodow ym w K rakow ie i został w yzy sk any dla u sta le n ia te k s tu w W y d a n i u N a r o d o w y m „Dzieł“ A. M i c k i e w i ­ c z a (1949).

C zternaście b a je k to nie je s t wiele, jeśli zestaw ić tę liczbę z do­ robkiem zawodowych b ajk o p isarzy , ja k L a F o n tain e (245 b a je k ) lub K ryłow (201). T ylko że nie liczba utw orów pewnego ty p u decy­ duje, czy k to ś je s t epigonem w dan ej dziedzinie, czy też sam odzielnym tw órcą. S p raw a oryginalności w zak resie b a jk o p isa rstw a nie p o k ry w a się, ja k w iadom o, ze sp ra w ą źródeł tem a ty k i, k tó rą się a u to r p o słu ­ giw ał. W iększość b a je k now ożytnych o sn u ta z o sta ła n a tem a ty c e t r a ­ dycyjnej, m ającej za so b ą k ilk a dobrych ty sięcy la t literackiego życia, z czego w ynika, że w zak resie b a jk i oryginalność tw ó rcy m ierzy się c h a ra k te re m opracow an ia te m a tu , nie zaś pochodzeniem całej fab u ły , czy też poszczególnych m otyw ów. M ickiewicz nie je s t pod ty m w zglę­ dem w y jątk iem . S pośród 14 jego b ajek 10 wywodzi się z te m a ty k i tra d y c y jn e j, a 4 o sn u te zo stały n a fab u le w ym yślonej przez a u to ra . Są to : „Dzwon i dzw onki“ , „T ró jk a koni“ , „Tchórz n a w y b o rach “ i „Przypow ieść e m ig rac y jn a “ . Aczkolwiek w śró d ty ch b ajek o te m a ­ ty ce o ry g in aln ej z n a jd u je się ta k ie arcydzieło ja k „Tchórz n a w y ­ b o rac h “ , to jed n ak nie one decydują o w ielkości Mickiewicza, jak o b a j­ k o p isarza, lecz raczej b a jk i o fabu le tra d y c y jn e j, uk azu jące w pełni sam orodność fa n ta z ji i m istrzostw o p isa rsk ie poety. Od ty ch więc b ajek tra d y c y jn y c h rozpoczniem y przegląd an alityczn y om aw ianego dorobku Mickiewicza.

Ju ż B ru ch n alsk i w U w a g a c h w y d a w c y zam ieszczo­ nych w II to m ie „Dzieł“ A. M. w w ydaniu Tow. L it. im. A. M. (por. s tr. 534— 535) stw ierd za z powodu b a jk i „Z ając i ża b a “ , że: „M ickie­ wicz zgoła praw ie nie trz y m a się pierw ow zoru (tj. L a F o n ta in e ’a ), sto su n ek jego do L a F o n ta in e ’a je s t w ty m w yp adk u znacznie dal­ szym od sto su n k u, ja k i zw yczajnie zachodzi m iędzy dziełam i m istrz a fran cuskieg o a Ezopem i innym i źródłam i, z k tó ry c h k o rz y s ta ł“ .

(5)

M ICKIEW ICZ JA K O B A JK O P ISA R Z 6 7

U w aga t a sto su je się nie ty lk o do b a jk i „Z ając i ż a b a “ , ale w rów nej, a n a w e t w yższej m ierze do n iektóry ch innych b ajek Mickiewicza., k tó re uchodzą za „naśladow anie“ z L a F o n ta in e ’a, poniew aż w kopii Chodźki zn ajd ujem y dopisek stw ierd zający zależność od fran cuskieg o poety, a będący albo dowodem przesad nej skrom ności sam ego poety, albo dom ysłem Chodźki, że ty lk o L a F o n ta in e wchodził w rach u b ę jak o źródło m ate ria łu fabu larn eg o. W łaśnie szczegółowe zestaw ienie te k s tu L a F o n ta in e ’a z te k ste m Mickiewicza, dokonane przez B ra c h - n alskiego w w ym ienionych U w a g a c h w y d a w c y do b a jk i „Koza, kózka i w ilk “ („D zieła“ A. M„ to m II, s tr . 547— 549), p rze­ konyw a, że o żadnym naśladow aniu czy p a ra fra z ie nie może tu być mowy, albow iem u tw ó r polski je s t czym ś zupełnie odm iennym od francuskieg o . S próbujm y więc zestaw ić b a jk i o te m a ty c e tra d y c y jn e j nie ty lk o z opracow aniam i L a F o n ta in e ’a, ale i z ty m i źródłam i, z k tó ry c h czerpał L a F ontaine, a wówczas dopiero będziem y m ogli ocenić c a łą oryginalność opracow ań Mickiewicza.

P i e s i w i l k . T em at nieznany sta ro ż y tn e m u Ezopowi; do b a jk i eu ro p ejsk iej w prow adził go dopiero F e d ru s, rozw inęli b a jk o p i­ sarze średniow ieczni, a potem opracow yw ali n a przeróżne sposoby poeci now ożytni. Zestaw ienie polskich opracow ań dał C hrzanow ski w D o d a t k u do edycji B ie rn a ta z L ub lin a (s. 512— 524). N iek tó ­ rz y z polskich b ajk o p isarzy , tw orzących ju ż po L a F o n ta in e ’ie, woleli opierać się n a pierw ow zorze F e d ra, niż n a w e rs ji fra n c u sk ie j (np . J . E. M inasow icz). F ra n c u sk i filolog klasyczny, L ouis H avet, tw ie r­ dzi, że fa b u ła b a jk i je s t alu z ją h isto ry cz n ą : w ilk i pies m a ją być m a s ­ kam i dwóch b rac i germ ańskiego pochodzenia, A rm in iu sa i F la v u sa : pierw szy spraw ił, ja k w iadom o, k rw a w ą łaźnię legionom rzy m skim w T eu tob u rskim lesie, d ru g i — pozostał w iern y Rzym owi. Rozm owa ich m iała się odbyć w 16 ro k u n aszej ery, gdy w o jsk a C herusków i R zym ian s ta ły naprzeciw ko siebie po obu stro n a c h W ezery.

G dy Mickiewicz zab ierał się do pisania swego „ P sa i w ilk a“ , próbow ał zrazu iść to ra m i L a F o n ta in e ’a. Św iadczy o ty m a u to g ra f, gdzie p o eta p rzejm u je z fran cuskieg o w zoru p oczątkow y zam iar w il­ ka, żeby p s a zaatak ow ać ; m otyw u tego nie m a an i u F e d ra, an i u b a j­ k o p isa rz y średniow iecznych. Ale m im o p rze jęc ia tego szczegółu, zaniechanego jed n ak w red a k c ji o stateczn ej, Mickiewicz idzie zrazu w łasn y m i drogam i. W idne to je s t ju ż w opisie dobrego w yglądu p sa (w szy stk ie szczegóły o ry g in a ln e), ale ud erza zw łaszcza w dalszym rozw inięciu sy tu acji. U F e d ra wilk z a d aje p ro sto ż m ostu py tan ie, sk ą d pochodzi ta k do b ry w ygląd psa, u L a F o n ta in e ’a w ilk „ e n tre

(6)

6 8 K O N R A D G Ó RSK I

en propos e t lui f a it com plim ent s u r son em bonpoint q u ’il ad m ire “ , n a to m ia st u M ickiewicza dialog m iędzy w ilkiem i psem , zanim pies zaproponow ał wilkowi służbę u ludzi, ob ejm uje 12 w ierszy w ypeł­ nionych m nóstw em przepysznych i n ajzupełniej now ych szczegółów. M am y więc p o w italn ą przem ow ę w ilka i z a p y tan ie cerem onialne o zdrowie, p ro te k c jo n a ln ą odpowiedź psa, po czym w ilk w y g łasza p ełną en tuzjazm u pochw ałę psiego w yglądu i tuszy, d a ją c ą dopiero o k azję psu do w iadom ej propozycji. S chem at kom pozycyjny dalszego ciągu bliższy je s t bajce fra n c u sk ie j, niż rzy m skiej, albow iem w yli­ czenie korzyści, jak ie będzie m iał w ilk ze sw ej służby, F e d ru s um iesz­ cza dopiero w tedy, gd y w ilk z a p y ta ł się ju ż o przyczynę w y ta rte j sierści n a szyi, n a to m ia st L a F o n ta in e każe psu mówić o ty m w zw iąz­ k u z obow iązkam i, jak ie n a w ilka sp a d n ą w służbie u ludzi. Ale cały uryw ek, choć skom plikow any analogicznie do b a jk i fra n c u sk ie j, sk ła ­ d a się z m otyw ów znów całkow icie orygin alny ch. Oto zestaw ienie obu red ak cji, fra n c u sk ie j i polsk iej :

LA FONTAINE:

Le loup reprit: — Que m e fau d ra-t-il faire.

— Presque rien, dit le chien: donner la chasse aux gens Portants bâtons, et mendiants;

Flatter ceux du logis, à son m aître complaire: M oyennant quoi votre salaire

Sera force reliefs de toutes les façons, Os de poulets, os de pigeons: Sans parler de m ainte caresse. MICKIEWICZ:

Lecz w tej służbie co robić. — w ilk znowu zapyta. Co robić... Dziecko jesteś! Służba w yśm ienita! Oto jedno z drugim: nic a nic:

Dziedzińca pilnować granic,

Przybycie gości szczekaniem zgłosić, Na dziada warknąć, Zyda potarmosić, Panom pochlebiać ukłonem,

Sługom w achlow ać ogonem.

A za toż, bracie, niczego n ie braknie! Od panów, paniątek, dziewek Okruszyn, kostek, polew ek — Słowem, czego dusza łaknie.

Podobna sam odzielność o p raco w an ia każdego szczegółu cechuje b a jk ę M ickiewicza do końca. Z a m y k ają ca scenę odpowiedź w ilk a je s t we fra n c u sk im u tw orze dość g a d a tliw a („de to u s vos r e p a s je ne

(7)

M ICKIEW ICZ JA K O B A JK O PISA R Z 6 9

veux en aucune so rte, e t ne v o u d rais pas mêm e à ce p rix u n tré s o r “ ) , podczas g d y polski w ilk w y g łasza z w a rtą sen ten cję rym ow aną, bę­ dącą now ostw orzonym przysłow iem :

Lepszy w w olności kąsek ladajaki, N iźli w niew oli przysmaki.

D opiero w o sta tn ic h słow ach b a jk i w y stęp u je zależność od L a F o n ta in e ’a. W ierszow i fra n c u sk ie m u :

Cela dit, m aître loup s ’enfuit, et court encore

odpow iada polskie zakończenie:

Rzekł i drapnąwszy, co m iał skoku w łapie, Aż dotąd drapie!

Szczegółu tego nie m a ani u F ed ra, ani u późniejszych b a jk o p i­ sa rz y ; w pro w adzając go L a F o n ta in e n a d a je rozm ow ie w ilka z psem c h a ra k te r m itu w y ja śn ia jąc e g o odw ieczną n iep rzy jaźń m iędzy obu ro d zajam i zw ierząt. P rzejęcie tego pom ysłu przez M ickiewicza nie było przypadkow e, gdyż odpow iadało — ja k się przekonam y z d al­ szych wyw odów — specyficznem u ty po w i antrop om o rfizacji, ja k i w y stęp u je we w szy stk ich b a jk a c h naszego poety.

P c h ł a i r a b i n . T re tia k łączył błędnie tę b a jk ę z L a F o n ­ ta in e ’a ,,L ’Hom m e e t la puce“ (k tó ra ze sw ej stro n y je s t p rzeró b k ą b a jk i E zopa „P chła i a tle ta “ ) ; praw dziw e źródło w skazał B ruch nal- ski (cyt. „D zieła“ A. M., II, 431), a m ianow icie b a jk ę E zopa „P ch ła i człowiek“ („P sy lla k a i a n th ro p o s “ ). W przekładzie polskim te k s t je j m a n a stę p u ją c e brzm ienie :

„Pew nego raz u p ch ła dokuczała człowiekowi bez przerw y. W reszcie j ą złapał i rzekł do n iej : — K to ty jeste ś, ty , co się k a rm isz w szy stk im i m oim i członkam i, k łu ją c mnie, gdzie się da. — P ch ła od­ p a rła : — To je s t m ój sposób życia; nie z a b ija j m nie, bo j a nie m ogę ci przecież w yrządzić wiele złego. — Człowiek zaczął się śm iać i rzekł je j : — U m rzesz n a ty c h m ia st z m ojej ręk i, w szelkie bowiem zło, w iel­ kie czy m ałe, należy bezw zględnie usuw ać. —

„Ta b a jk a pokazuje, że nie należy litow ać się n a d złym, czy bę­ dzie on m ocny, czy sła b y “ .

M ickiewicz p rzejął z greckiego pierw ow zoru ty lk o ogólny sche­ m a t fa b u la rn y : złapanie pchły i d y sk u sję m iędzy człowiekiem i p r a ­ g n ą c ą w yw inąć się od śm ierci p chłą, zm ienił n a to m ia st problem za­

(8)

7 0 K O N R A D GÓ RSK I

sadniczy, c h a ra k te ry p o staci i tre ś ć d y sk u sji, w p ro w adzając pewien k o lo ry t lokalny (określone h isto ry czn ie środow isko) oraz p ierw ia ste k sa ty ry c z n y i hum ory sty czn y . W te n sposób b a jk a s ta ła się ty lk o w m ałym sto p niu opracow aniem te m a tu trad y cy jneg o. M ożna b y ją uw ażać za niem al całkow icie o ry g in a ln ą i pod względem tem a ty k i.

P r z y j a c i e l e . T em at ezopowy, k tó ry się doczekał ogrom ­ nego rozpow szechnienia i co za ty m idzie, w ielu w a ria n tó w w w e r­ s ja c h ludowych (J. K rzyżanow ski — „ P o lsk a b a jk a ludow a“ , I, 70) i a rty sty czn y ch , op racow an y z o stał przez L a F o n ta in e ’a w edług zu­ pełnie innego sch em atu fab u larn eg o , niż schem at b a jk i Mickiewicza. T oteż trz e b a było specjalnego zacietrzew ienia w pływclogicznego, aby się d o p atry w ać (ja k to uczynił T re tia k ) w ty m utw orze skom bino- w a n ia dwóch b ajek L a F o n ta in e ’a: „L ’o u rs e t les deux com panions“ o raz „Les deux am is“ . M ylność tego w yk azał już B ru chn alski (1. c. s tr. 533— 534). „P rzy jaciele“ są n ajzu p ełniej oryginalnym opracow aniem trad y cy jn eg o te m a tu . Gdy u E zopa d w aj bohaterow ie są p rzy jació ł­ mi, k tó rz y razem p odróżują, u M ickiewicza s ą ludźm i, k tó rz y ży ją przede w szystkim sw oją p rzy jaźn ią. S tą d połow a b a jk i w ypełniona z o sta ła c h a ra k te ry s ty k ą ich p rzy jacielsk iego związku, p rzy czym hu m o ry sty czn a sty liza c ja uczuciow ej p rze sa d y w ich w zajem nym sto su n k u pozwala przew idzieć sa ty ry c zn e zakończenie. E lem en t h u ­ m o ru zo staje pogłębiony przez ru b a sz n ą m otyw ację, dlaczego niedź­ wiedź doszedł do w niosku, że leżący n a ziemi Mieszek m usi być nie­ boszczykiem i to już nieśw ieżym . Ten pom ysł mógł być p odsunięty przez w iersz w bajce L a F o n ta in e ’a n a te n sam te m a t :

C’est, d it-il un cadavre; ôtons-nous, car il sent,

ale u Mickiewicza d alek a a lu z ja fra n c u s k a zo sta ła p o d an a nierów nie w y raziściej. N a to m ia st m o rał b a jk i w p o staci owego „niedźwiedziego p rzy sło w ia“ naw iązuje do tra d y c ji ezopowej.

N iezw ykłą now ością w b a jk o p isa rstw ie w ogóle je s t nadanie „P rzy jacio ło m “ ko lo ry tu regionalnego. O pisany in cy d en t m iał się w y­ d a rz y ć w oszm iańskim powiecie, a n a w e t niedźwiedź został p rz e d sta ­ w iony jak o „L itw in“ , co m iąs nieśw ieżych nie je.

Z a j ą c i ż a b a . Znów te m a t ezopowy o niezw ykłym bo­ gactw ie w a ria n tó w ludow ych (K rzyżanow ski, 1. c. s tr . 59 ). O praco­ w anie M ickiewicza zbliża się do L a F o n ta in e ’a o ty le ty lk o , że obie b a jk i w p row ad zają m otyw dłuższego m onologu z a ją c a p rzed decyzją sam ob ó jstw a. Pod ty m względem obie zapożyczyły się u E zopa, tylko że w greckim pierwow zorze nie je s t to m onolog jednego zająca, lecz

(9)

M ICKIEW ICZ JA K O B A JK O P ISA R Z 7 1

tre ś ć rozm yślań całego sejm u zajęczego, ro ztrząsająceg o ciężką dolę tchórzliw ych gryzoniów . M ickiewicz bierze z E zopa pom ysł wylicze­ n ia k ilku g atu n k ó w zw ierząt, k tó re z a g ra ż a ją życiu zajęcy, czego nie m a u L a F o n ta in e ’a, ale w całości m onolog z a ją c a w bajce polskiej je s t zupełnie o ry gin alny , zw łaszcza w pom yśle pożegnalnej elegii, k tó rą zając w y g łasza bezpośrednio przed udaniem się n a d staw . N ajzup ełn iej w łasn y m i drogam i idzie n asz p oeta w oddaniu sy tu a c ji końcowej. P r o s tą in fo rm ację, że spłoszone przez z a ją c a żaby w sko­ czyły do wody, Mickiewicz z a stę p u je św ietnym w opisie ru ch u o b ra ­ zem jed n ej żaby skaczącej do w ody, a z am iast długich reflek sji zdu­ mionego zająca, że s ą isto ty b a rd z iej tchórzliw e od niego (L a F o n ­ ta in e ), każe wypow iedzieć sw em u zającow i uw agę ogólną, że „cały św ia t n a tc h ó rz u s to i“ i u jąć m o rał końcow y znów w form ie zbliża­ ją c e j go do przysłow iow ej sentencji. N ie bez znaczenia je s t też od­ m ienna m o ty w ac ja sy tu a c y jn a n a p oczątku b ajki. U E zopa i L a F o n ta in e ’a chodzi o bolesną s y tu a c ję życiową zajęcy jako tch ó rzli­ wego z n a tu r y g a tu n k u zw ierząt, u M ickiewicza zaś zając je s t bo­ h a te re m zindyw idualizow anym : nie tra c ił serca, póki czuł się rączy, i dopiero w ted y zaczął trag izo w ać n a te m a t swego przeznaczenia, kiedy podupadł n a nogach.

L i s i k o z i e ł. W u jęc iu całości Mickiewicz je s t tu bliż­ szy E zopa, niż L a F o n ta in e ’a, ale różni się od obu ta k bardzo, że nie m ożna mówić o jakiejk olw iek zależności w sposobie opracow a­ nia te m a tu tra d y cy jn eg o . Podobnie ja k u Ezopa, lis w p ada do stu d n i przy p ad k iem i zw abia kozła, ab y się po jego grzbiecie i rogach w y­ dostać. (L a F o n ta in e każe obu b o h a te ro m razem podróżow ać i sp u ­ ścić się do stu d n i dobrow olnie d la nap icia się w o d y ). Zarów no w bajce greckiej, ja k fra n c u sk ie j lis i kozioł n a ra d z a ją się w spólnie n a d w y­ dostaniem się z m atn i, p rz y czym kozioł lojalnie p oddaje się kierow ­ nictw u lisa, k tó ry to w arzy sza o szu kał i po w y d o staniu się n a po­ w ierzchnię ziemi chce z a ra z zbiec. U E zop a n a odgłos w yrzutów kozła lis w ra c a i d a je n au k ę to w arzyszow i, że nie powinien był schodzić do studn i, gdy nie wiedział, ja k się s ta m tą d w ydostanie. Lis fra n c u ­ sk i nie czeka n a w y rz u ty to w arzy sza, ty lk o w ypow iada tę sam ą n a u ­ kę. M orał obu b a je k te n sa m : „w k a ż d ej rzeczy końca p a tr z a j“ — ja k to sform ułow ał B ie rn a t z L ublina. Z tego zestaw ienia opracow ania greckiego i francu sk ieg o w idać od ra z u o ryginalność w ersji Mickie­ wiczowskiej. P oczątek b a jk i p olsk iej obszernie rozw odzi się n a d s a ­ m ym w padnięciem lisa do stu d n i c h a ra k te ry z u ją c jego m o ralną niezłom ność w ciężkiej sy tu a c ji. K ró tk ą w zm iankę Ezopa, że lis do­

(10)

7 2 K O N R A D GÓRSKI

strz e g łsz y przechodzącego g ó rą kozła, zaczął wodę w ychw alać, Mic­ kiew icz rozw ija w całą scenę, n ap rzó d opisując, ja k się lis ro zk o szo ­ w ał głośnym piciem wody, a potem d a ją c cały monolog lisa, z w ró ­ cony by n ajm n iej nie do kozła, lecz ja k b y m ówiony do sam ego siebie pod w pływ em przyjem ności picia. W te n sposób m etoda zw abienia o k azuje się nierów nie su b teln iejsza psychologicznie. W spółczucie n a ­ sze d la oszukanego kozła Mickiewicz zniweczył, p o d k re śla ją c nie ty lk o jego głupotę, ja k Ezop i L a F ontaine, ale i jego pychę („ E j, t y ry ż y kudła, w a ra od ź ró d ła !“ ). W reszcie u Mickiewicza lis o d d ala się błyskaw icznie (tu niezrów n ana zwięzłość opisu jego w yskoczenia ze s tu d n i) , nie baw iąc się an i w m orały, ani w szy d erstw a pod a d re ­ sem głupca. Toteż żadnego m o rału p o eta nie form ułuje, pozw alając czytelnikow i w yzyskać fab u łę wedle w łasnego uznania.

K r ó l c h o r y i l i s y . Zestaw ienie te j b a jk i z pierw ow zo­ rem greckim i opracow aniem L a F o n ta in e ’a może być zn ak o m itą ilu ­ s tr a c ją oryginalności i pom ysłow ości Mickiewicza jak o b ajk o p isa rz a . Nie ograniczę się ty m razem do streszczenia u tw o ru greckiego i f r a n ­ cuskiego, lecz podam pełny ich te k s t w polskim przekładzie.

E zop: „Lew n a sta ro ść s tra c ił zdolność do w y s ta ra n ia się o żyw ­ ność siłą i osądził, że trz e b a to osiągnąć sp ry tem . Poszedł w ięc do ja s k in i i położył się u d a ją c chorego, a gd y różne zw ierzęta z jaw iały się, ab y go odwiedzić, łap ał je i pożerał. W iele ich już ta k zginęło, k ied y lis p rzejrzaw szy tę sztukę, przybył i zatrzy m aw szy się w pew ­ n ej odległości od ja sk in i z a p y ta ł lwa, ja k się czuje. „Źle“ — o d p a rł lew i zdziwił się, czemu lis nie wchodzi. — „ J a bym wszedł — rzekł lis — gdybym nie w idział śladów w ielu zw ierząt, k tó re ta m wchodziły, ale żadnego, k tó ry by w yszedł z pow rotem .

W te n sposób ludzie przezorni um ieją z pew nych oznak prze­ widzieć niebezpieczeństwo i t a k go u n ik n ąć “ .

L a F o n tain e: „Od chwili, gd y król zw ierząt, k tó ry chorow ał w sw ej jask in i, obwieścił w asalom , że w szelki ro d za j m a w ysłać po­ selstw o, aby go odwiedzić, i odkąd w ydany został e d y k t m onarszy zapew niający dobre tra k to w a n ie posłów i ich św ity, bezpieczny g le jt przeciw groźbie czy to kłów, czy pazurów , w ykonyw ając nak az w ład ­ cy k ażd y g a tu n e k śle swoich am basadorów . L isy p ozostały w dom u i jeden z nich wyłuszczył ta k i teg o powód: — „Ślady nóg n a p iask u ty ch , co id ą złożyć hołd chorem u, k ie ru ją się w szy stkie bez w y ją tk u ku jego kryjów ce, ale ani jeden nie św iadczy o powrocie. To napełnia n a s nieufnością. Niech więc Jeg o K rólew ska Mość rac z y n a s zwolnić.

(11)

M ICKIEW ICZ JA K O B A JK O PISA R Z 73

B ardzo dziękujem y za jego g lejt. N ie w ątpię, że m a on sw ą ważność. Ale j a widzę, ja k się d o 'te j ja sk in i w chodzi,.nie widzę zaś, ja k się ją opuszcza“ .

A więc L a F o n ta in e wzbogacił te m a t ezopowy przez w prow a­ dzenie w zorem średniow iecznego „R om ansu o lisie“ pojęć p ań stw o ­ w ych do św ia ta zwierzęcego. Lew je s t królem , pozostałe zw ierzęta w asalam i, m owa je s t o edykcie m onarszym i o poselstw ach do króla, ale zasadniczy u k ład fa b u ły pozostał te n sam , co u Ezopa, końcowe z aś w yw ody lisa s ą zbytecznie rozgadane, co osłabia dowcipną pointę.

Co zrobił z tego sam ego te m a tu Mickiewicz? — N aprzó d odrzu­ cił w szelką n a rra c ję w stę p n ą i zaczął b ajk ę od podanego w cudzysło­ wie te k s tu królew skiego ukazu. A ntro p om o rfizację stosun kó w zwie­ rzęcych posunął o wiele dalej, m ówiąc o gabinecie m inistrów , o s ta ­ nach, pow iatach, o L w iej K an celarii T ajn ej, o d y g n itarzach i poli­ cyjnej stra ż y . J a s k in ia lw a przem ieniła się w rezydencję letnią, k tó ra się n azyw a Jask in iew sk Z bójski. P ierw si idą sejm ikow ać d la w yboru posłów „b araństw o , tudzież s ta n o śli“ , a lisy zgrom adzone są w „gieł­ dę lisią “ . W reszcie lis, k tó ry w y d aje tajem n icę zachow ania się swych w spółbraci, okazuje się „ s ta ry m u rzędnikiem “ . T ak daleko posunięta a n tro p o m o rfiz a c ja m ia ła cel sa ty ry c z n y : pocisk został w ym ierzony zdecydow anie przeciw reżim ow i carsk iem u, ja k o ty m św iadczy pa- ro d y sty c z n a sty liza c ja ed y k tu , nazw anego tu bez obsłonek „ukazem “ , oraz słow otw órcza p o sta ć nazw y „Jask in iew sk “ , pokrew na r o s y j­ sk iej toponom astyce. P rzep y szn y m pom ysłem je s t opatrzenie u kazu d a tą 1 kw ietnia, co zapow iada, ja k i się k ry je za ty m w szy stk im p ri- m aap rilis. W reszcie zakończenie b a jk i zharm onizow ane zostało z od­ tw a rz a n y m i sto su n k am i państw ow ym i. L isy nie s k ła d a ją żadnej d e k la ra c ji publicznej, p o d k reśla ją c ej ich nieufność, bo to byłoby pod despotycznym rząd em nie do pom yślenia, ty lk o d y sk re tn ie g r a ją n a zwłokę, a in fo rm a c ja p o d an a przez sta re g o u rzęd nik a, k tó ry był lisem z rodu, m a c h a ra k te r p o u fn ej w iadom ości, sform ułow anej z w y ra ź ­ nym niedom ówieniem . Oczywiście, że celowa d y sk re c ja zakończenia nie pozwoliła n a dodaw anie jakiegokolw iek m orału.

T ak więc M ickiewicz zadłużył się u L a F o n ta in e ’a ty lk o w po­ m yśle u jęcia stosunków zwierzęcych w k ateg o riach ludzkiego u s tro ju państw ow ego, co sam L a F o n ta in e średniow iecznem u eposowi zwie­ rzęcem u zawdzięczał, ale w całokształcie kom pozycji i we w szystkich szczegółach poszedł d ro g ą najzu p ełniej sam odzielną. N ie może tu być m ow y ani o przekładzie, ani o p a ra fra z ie .

(12)

7 4 K O N R A D GÓRSKI

K o z a , k ó z k a i w i l k . U E zo p a tego te m a tu nie m a, p ojaw ia on się dopiero u b ajk o p isa rz y średniow iecznych, a w ś la d za nim i u naszego B ie rn a ta z Lublina. O pracow anie Mickiewicza u ch o ­ dzi za p a ra fra z ę B a jk i L a F o n ta in e ’a ,,Le Loup, la Chèvre et le C he­ v re a u “ , co podw ażył już B ru ch n alsk i n a podstaw ie zestaw ienia szczegółów te k s tu w obu b ajk ach , a co o kazu je się zupełnym błędem , g d y rozw ażyć sens całości w obu w ypadkach. S pró b u jm y znów zacy ­ tow ać całą b ajk ę L a F o n ta in e ’a w czysto filologicznym przekładzie.

L a F o n ta in e : „Koza idąc napełnić swe obwisłe w ym iona i p aść się now ą tra w k ą , zam knęła drzw i n a zaszczepkę i rzek ła do swego koźlęcia: — „Strzeż się, jeśli dbasz o życie, otw ierać, póki ci się nie powie jak o znak i hasło : P r e c z z w i l k i e m i j e g o r o ­ d e m ! “ — Gdy m ów iła te słow a, w ilk przypadkow o przechodził, pod­ chw ycił je i z atrzy m ał w pam ięci. K oza — ja k się łatw o dom yśleć — nie d o strzeg ła żarło k a. J a k ty lk o w ilk zobaczył, że sobie poszła, u d a je je j to n i obłudnym głosem d om aga się otw orzenia m ów iąc: P r e c z z w i l k i e m ! , przekonany, że n a ty c h m ia s t wejdzie. Podejrzliw e koźlę p a trz y przez szp arę i w oła nap rzó d : — Pokaż m i białą nóżkę, inaczej nie otw orzę. — B iała n ó żk a je s t — ja k w iadom o — rzeczą rza d k o w użyciu u wilków. Ten w ięc zdum iony przem ow ą, k tó rą u sły ­ szał, ja k przyszedł, ta k w rócił do siebie. Co by było z koźlęciem, gd y b y dało w iarę h asłu, k tó re przy pad kiem n asz w ilk podsłuchał! D w a śro d k i ostro żno ści więcej są w a rte , niż jeden, i n a n adm iarze w ty m względzie n ik t jeszcze nie s tra c ił“ .

Pom ysłem oryg in aln y m L a F o n ta in e ’a w sto su n k u do b ajk o p i­ s a rz y średniow iecznych s ą szczegóły n a stę p u jąc e : zam knięcie drzw i n a zaszczepkę, przem ow a do koźlęcia, hasło rozpoznaw cze podykto­ w ane koźlęciu, w reszcie żądanie, ab y w ilk pokazał b iałą nóżkę, co m a c h a ra k te r n a ig ra w a n ia się z wilka', skoro ju ż uprzednio koźlę d o j­ rza ło przez szparę, że to nie je s t m atk a , ty lk o wilk. T ak więc ów rzekom o p o trzebn y „d ru g i środ ek o stro żno ści“ nie zo stał należycie um otyw ow any.

M ickiewicz p rzejm u je z L a F o n ta in e ’a sam pom ysł przem ow y kozy do koźlęcia, ale ro zw ija go zupełnie inaczej, a tak ż e żądanie, aby w ilk pokazał k opytko, co m a t u ta j nierów nie lepsze uzasadnienie, bo polskie koźlę nie podglądało w ilka przez szp arę, ty lk o w iernie w y­ pełniało rozkaz m atk i, k tó ra pozwoliła otw orzyć dopiero, gdy da „zn ak k o p ytk iem “ . Ale są to s p ra w y drugorzędne. Z asadnicza różnica m iędzy b a jk ą p o lsk ą i fra n c u s k ą polega: 1. n a sp ecjalnej stylizacji

(13)

M ICKIEW ICZ JA K O B A JK O P ISA R Z 75

u Mickiewicza, n a d a ją c e j utw orow i polskiem u zupełnie odm ienny se n s; 2. n a w prow adzeniu p ierw iastk ó w s a ty r y obyczajow ej, o k tó ­ r e j nie może być m owy u L a F o n ta in e ’a.

N ap rzód p ierw sza sp ra w a. O ile w bajce średniow iecznej i w bajce fra n c u sk ie j chodzi o niebezpieczeństw o po żarcia kózki przez w ilka, to Mickiewicz celowo tu sz u je tę spraw ę, ab y za pom ocą odpo­ w iedniej sty lizacji podkreślić sens alegoryczny, przenoszący n a s w in n ą sfe rę stosunków i niebezpieczeństw . C ała b a jk a je s t ż a rto b li­ w ą p o w ia stk ą o niebezpieczeństw ach, k tó re grożą „m łodym osobom pod niebytność m a tk i“ . S tą d od pierw szej chw ili sty liza c ja idzie w k ieru n k u stw orzen ia a tm o sfe ry sp ra w erotycznych. Koza, k tó ra m ieszka ty lk o z córką, ale bez m ęża, p rzed staw io n a zo sta je jak o „roz­ w ó d k a“ . W dalszym ciągu dow iadujem y się, że je s t jed n a k osobą dość tru d n ą w sto su n k a c h erotycznych, sk o ro „nie d a lad a w ilku b rać się do p o d b ró d k a“ . R o z stają c się z kózką, św iadom a niebezpieczeństw , k tó re g ro żą m łodym osobom, n a k a z u je : „nie ru szać m i za p ró g nogą i nie przyjm ow ać nikogo, nikogo“ . U a u to ra fran cu skieg o żadne r u ­ szanie za p ró g nogą w ogóle nie wchodziło w rachu bę, a sp ra w a nie­ dopuszczenia w ilka do m ieszk an ia nie m ogła być sform uło w ana w sło­ w ach : „nie przyjm ow ać nikogo, nikogo“ . Koza fra n c u s k a w yraźnie m ów i o niebezpieczeństw ie, k tó re z a g ra ż a życiu je j koźlęcia, ty m cza­ sem koza po lsk a ani słow a o to nie z a trą c a , o k re śla ją c złe zam iary w ilka za pom ocą d y sk retn eg o niedom ów ienia: „m am go w podejrze­ niu, że zam y śla o czym b rzy d k im “ . J e s t to oczywiście dla niej rzeczą k rę p u ją c ą w y jaśn iać bliżej n a tu rę swoich p odejrzeń bardzo m łodej i niew innej córeczce. W reszcie n a jb a rd z ie j d ra sty c z n ą p o in tą dla p o d k reślen ia erotycznej a tm o sfe ry w b ajce je s t końcow a re a k c ja w ilka, k tó ry „odszedł kln ąc Bebę i m ać je j z ru s k a brzy d k o “ .

P ie rw ia ste k s a ty r y obyczajow ej, w łączony do b a jk i o kozie, kózce i w ilku, polega n a w yśm ianiu m anii francuszczyzny u kobiet ów czesnych. W yraża się to n ap rzó d w n a d a n iu kózce p re te n sjo n a l­ nego im ienia B e b e (je s t to zarazem k a p ita ln y dw uznacznik, bo słow o to może być ta k sam o o n o m ato p eją koziego beczenia), oraz w końcow ych w ierszach ju ż po zam knięciu fab u larn eg o w ą tk u :

Ta bajka jest po całym św iecie znana z treści; Lecz żeby ją dać poznać polskiej płci niew ieściej, Udawajmy, że w zięta z francuskiej powieści.

(14)

7 6 K O N R A D GÓ RSK I

U daw ajm y, bo w przeciw nym razie po lsk a płeć niew ieścia nie zechce je j przeczytać. P a m ię ta m y przecież ow ą dam ę z S a l o n u W a r s z a w s k i e g o w „D ziadach“ , co to choć um ie po polsku, ale polskich w ierszy nie rozum ie.

Tak więc opracow anie b a jk i średniow iecznej o w ilku i koźlęciu je s t now ym dowodem całk ow itej sam odzielności M ickiewicza jak o b a jk o p isarza.

Ż a b y i i c h k r ó l e . T em at tra d y c y jn y opracow any przez M ickiewicza w sposób bliższy Ezopa, niż L a F o n ta in e ’a. P oczą­ te k b a jk i polskiej znów b ard zo rozbudow any w sto su n k u do p o p rzed ­ ników . Ezop m ówi k ró tk o , że żab y m iały dosyć an arch ii, w k tó re j żyły, i zażąd ały od Zeusa k ró la . L a F o n tain e podobnie zbyw a tę s p ra ­ wę zwięzłą in fo rm a c ją , że żaby, zmęczone u stro je m d em okratycznym , w ym ogły k rzy k iem n a Jow iszu poddanie ich w ładzy m onarchicznej. M ickiewicz ro zw ija to w n a s tę p u ją c y ury w ek :

Rzeczpospolita żabska wodam i i lądem Szerzyła się od w ieku, a stała nierządem. Tam każda obyw atelka,

Mała czy w ielka,

Gdzie chciała, m ógła skakać, Karmić się i ikrzyć.

Ten zbytek swobód w końcu zaczynał się przykrzyć. Zauważyły, że sąsiednie państw a

Używ ają pod królmi rządnego poddaństwa;

Ze lew panem czworonogów,

Orzeł nad ptaki,

U pszczół jest królowa ula; A w ięc w krzyk do Jowisza: Królu, ojcze bogów,

Dajże i nam króla, króla!

Co nowego w nosi to u jęcie? — P rzed e w szy stk im w yraźn y ko­ lo ry t lok alny przez użycie dobrze znanego z polskiej tra d y c ji h isto ­ ry czn ej zw rotu, że rzeczpospolita „ s ta ła n ierząd em “ . Ale wyliczenie w dalszym ciągu, n a czym ów n ierz ąd m iał polegać, prow ad zi do wnio­ sku, że nie było ta m żadnego n ierządu, ty lk o praw dziw a wolność. U E zo p a i L a F o n ta in e ’a in fo rm a c ja o a n a rc h ii czy zm ęczeniu u s tro ­ jem dem o k raty czn y m może sugerow ać, że żaby m iały tro c h ę słusz­ ności, g d y d om agały się k ró la i silnego rządu. Tym czasem żaby pol­ skie s ą po p ro stu znudzone w łasn y m szczęściem i p rag n ien ie ich, a b y mieć k ró la, je s t idealnym p rzy k ład em snobizm u w zorującego się

(15)

MICKIEW ICZ JA K O B A JK O P ISA R Z 7 7

n a stosun k ach zagranicznych. W św ietle tego k a r a ich je s t o wiele lepiej um otyw ow ana. P rócz tego a u to r „K siąg n a ro d u i pielgrzym ­ s tw a “ o raz a rty k u łó w politycznych „P ielg rzym a Polskiego“ (zw łasz­ cza a rty k u łu o K o n sty tu c ji 3 m aja ) p rzem yca t u sa ty ry c z n ą strz a łę pod ad resem ty c h żywiołów em igracyjnych, k tó re nie doceniając wolnościow ych założeń daw nego u s tro ju Polski p rag n ę ły je j przyszły u s tr ó j oprzeć n a w zorach zagranicznych.

Ale przejdźm y do dalszego ciągu b ajki. Ezop i L a F o n tain e in­ fo rm u ją , że Jow isz (czy Zeus) zrzucił żabom z n ieb a k aw ałek drew na, k ij, czy kloc (xylon, so liv e a u ). U M ickiewicza żab y d o s ta ją n a k ró la „m ałego ja k Ł okietek K ija K ijow icza“ . Gdy now y m o n arch a okazał się do niczego, żaby greckie d o m ag ają się innego w iadcy, bo p ierw ­ szy w ydał im się z b y t g n u śn y ; u L a F o n ta in e ’a z aś p ro szą o takiego, co by się ru szał. M ickiewicz rozw ija to znów w całą przem ow ę:

Toż to taki ma być król!... N ajjaśniejszy Bela, N iew iele z niego będziem m ieć w esela: Król, co po karku bezkarnie go gładzim! Niechaj nam abdykuje zaraz niedołęga! Potrzebna nam jest władza, ale władza tęga!

W odpowiedzi n a to Zeus u E zo p a p osyła żabom w ęża wodnego (h y d ro s ), k tó ry je n a p a d a i pożera. U L a F o n ta in e ’a je s t to żuraw ,

Qui les croque, qui les tue, Qui les gobe à son plaisir.

M otyw te n zo stał znów ro zw in ięty przez M ickiewicza we w spa­ n iały ob raz sa ty ry c zn y drak o ń sk ich poczynań despotycznej m o n ar­ chii. Z esłany przez Jo w isza wąż,

Ten pełzacz, pływ acz i biegacz, Podsłuchiwacz i dostrzegacz,

Wszędzie wziera: pod wodę, pod kamienie, pod pnie, Wszędzie szuka nadużyć i karze okropnie.

Arystokracja naprzód gryziona jest żabia, Że się nadyma i zbyt się utłuszcza; Gryziony potem chudy lud, że nie zarabia, I że się na dno biedy opuszcza;

Gryzione są krzykacze, że w rzeszczą nam iętnie; Gryzieni cisi, że śm ią siedzieć obojętnie.

E zop kończy b a jk ę m orałem , że lepiej być rządzonym przez ludzi dobrych, choćby i powolnych, niż przez niespokojnych i złośli­ w ych. L a F o n ta in e ro zw ija te n m o ra ł w dłuższe pouczenie, k tó re

(16)

7 8 K O NR A D G Ó RSK I

Jow isz k ieru je do skarżący ch się żab. M ickiewicz nie d a je m o ra łu żadnego ani bezpośrednio, ani pośrednio, ty lk o pow iedziaw szy n a m o rozpaczy żab i now ych pro śb ach do Jow isza, kończy bezlitosnym stw ierdzeniem , że „Bóg nie chce się w ięcej m ieszać“ w sp ra w y rzecz­ pospolitej żabskiej.

C h ł o p i ż m i j a . B a jk a t a z o sta ła ogłoszona za życia p o ety jak o p rzek ład z L a F o n ta in e ’a i sto su nk iem je j do w e rsji f r a n ­ cuskiej zaję ła się szczegółowo Zofia G ąsiorow ska („P am iętn ik L i­ te ra c k i“ , 1920), stw ierd zając, że nie je s t to w łaściw ie p rzekład, ty lk o b ardzo sw obodna p a ra fra z a zm ien iająca całkow icie c h a ra k te r m o­ rału . F ra n cu sk i po eta nie m a u zn an ia dla dobroci chłopa, d y sk w a ­ lifik u je go za głupotę, o ty le ty lk o b a rd z iej m iłosierny dla sw ego b o h atera, że nie każe m u zginąć o d u k ąszen ia żmii, ja k to uczynił Ezop. U M ickiewicza nie m a m ow y o ta k ie j ocenie p o stęp k u chłopa; sy m p a tia p o ety je s t po stro n ie m iłosierdzia, choćby ono n a ra z iło człowieka n a niebezpieczeństwo. W d o d a tk u L a F o n ta in e t r a k t u je zachow anie się w ęża jak o n a tu ra ln ą konsekw encję jego n a tu ry , gd y u M ickiewicza indyw idualizacja zw ierzęcego b o h a te ra pozw ala n a wniosek, że m am y tu do czynienia ze sporady czny m w ypadkiem nie­ wdzięczności, nie zaś z p raw a m i p rzy rod y. J e s t to więc znów a n tro - pom orficzna sty lizacja, w idna zw łaszcza w rozw inięciu szczegółów opisowych. W y sta rcz y porów nać u obu poetów odtw orzenie sceny, gdy chłop za b ija żm iję:

LA FONTAINE:

Il vous prend sa cognée, il vous tranche la bête; Il fait trois serpents de deux coups, Un tronçon, la queue et la tête. L ’insecte, sautillant, cherche à se réunir,

Mais il ne put y parvenir. MICKIEWICZ:

I w n et porw awszy dubasa,

Tnie w ęża raz pod ucho, drugi raz w pół pasa. Odleciał ogon w jeden, a pysk w drugi kątek; Rozpadło się żmijisko na troje żmijątek...

Darmo drgają I biegają

Ogon za szyją, za ogonem szyja: Już nie zm artw ychw stanie żmija.

A więc n aw et ta m , gdzie p o e ta przy stęp o w ał do p ra c y z zam ia­ rem , że będzie p rzek ładać u tw ó r obcy, sk rę c a ł b ardzo szybko n a drogi

(17)

M ICKIEW ICZ JA K O B A JK O P ISA R Z 7 9

w łasne, zgodne z jego stosunkiem do św ia ta i z jego arty zm em b a jk o ­ p isarsk im .

O s i o ł i p i e s . B ru ch n alsk i ze sta w iają c tę b a jk ę z L a F o n ta i­ ne’a „ L ’Â ne e t le Chien“ w yraził pogląd, że ob aj poeci czerp ali’fab u łę ze średniow iecznego b a jk o p isa rz a , A bstem iusa, wobec czego b a jk a polska nie je s t ty lk o p rze ró b k ą fra n c u sk ie j. N iestety , nie udało m i się m im o poszukiw ań dotrzeć do te k s tu A b stem iu sa i spraw d zić tw ierdzenie B ruchnalskiego, m uszę więc p o p rzestać n a zestaw ieniu b a jk i M ickiewicza z opracow aniem fra n c u sk im i t ą d ro g ą u sta lić o ry ­ ginalność opracow ania polskiego. O tóż p ierw sza rzecz, k tó ra się rz u ­ ca w oczy, to zupełna odm ienność zasadniczego problem u. L a F o n ta i­ ne od początku sta w ia tezę o konieczności w zajem nego pom agania sobie w życiu; m orał te n w y g łasza w pierw szym w ierszu b a jk i i n a ­ w ra c a do niego w zakończeniu. Tym czasem u M ickiewicza chodzi 0 sp ra w ę wdzięczności. D latego u L a F o n ta in e ’a nie m a m ow y o żad ­ nych aw ansach, k tó re by czynił pies pod ad resem osła. A u to r in fo r­ m uje, że o b aj bohaterow ie w ędrow ali w to w arzy stw ie ich w spólnego p a n a ; te n o s ta tn i w reszcie zasn ął i osioł z a b ra ł się do jedzenia tra w y . U M ickiewicza cała sy tu a c ja p rze d staw ia się zupełnie odm iennie. P ies je s t dozorcą, pilnuje bydlęcia i niesionych przez niego ju k , ale s p ra ­ w uje sw ój u rzą d z w y raźn ą życzliw ością w sto su n k u do osła :

Bodaj takich dozorców! Przez drogi czas wszytek N ie tknął się swego podwładnego łytek;

Owszem, bawiąc go to z boku harcuje, To się naprzód w ysforuje,

Ogonem wciąż dla zachętu Krętu - wętu.

Zaśnięcie p a n a um otyw ow ane je s t u p rzed n ią in fo rm acją, że w godzinach południa p a n n a sk w a r n a rz e k a ł, siadł pod drzew em 1 zasnął. Zaczyna się te ra z m om ent ra d o sn y dla o sła: dorw anie się do p a stw isk a . Sform ułow anie te j sy tu a c ji u obu poetów , fra n c u sk ie ­ go i polskiego, w ykazuje znów duże różnice. Mimo podobieństw a nie­ k tó ry c h szczegółów (podkreślenie, że osioł nie znalazł n a p a stw isk u ulubionego p rzy sm ak u w p ostaci o s tu ), s y tu a c ja u M ickiewicza k ła ­ dzie n a c isk n a szczęśliw ą pozycję osła, k tó ry m iał w łące koniczyny do p a sa, co było aż n ad to w ielkim odszkodow aniem za b ra k ostów , podczas gdy u L a F o n ta in e ’a konieczność zadow olenia się w yłącznie tra w ą n a łące brzm i ja k rez y g n a c ja z m arzeń. W te n sposób pław ienie się o sła w koniczynie u w ypukla pokrzyw dzenie psa, k tó ry n a d a re m ­ nie m a rz y o jak im ś pożywieniu.

(18)

8 0 K O N R A D GÓ RSK I

W n a stę p n e j scenie, g d y pies poprosił o sła o pom oc w d o stan iu się do pachnącej drażniąco wędzonki (pies fra n c u sk i chce się dostać ty lko do koszyka z c h leb em ), osioł w bajce fra n c u sk ie j odpow iada mu po dłuższym m ilczeniu w sposób p ro tek cjon alny , ale jed n a k grzeczny, pozbawiony g ru b ia ń stw a , tym czasem osioł polski pozw ala sobie na o rd y n arn ą p o tajan k ę:

„Co się tu wałęsasz? Poszedłbyś, psie, do nogi! Jak Jegomość w stanie, Da ci się śniadanie“.

N a dobitek słow a te w ypow iedziane zo sta ły z iry ta c ją i „pół­ gębkiem w ypchanym k o n iczyną“ , co podnosi ich obrażliw y c h a ra k te r. Słowem pies m a podw ójną ra c ję , żeby czuć żal do o sła: po pierw sze ze w zględu n a uprzejm ości, k tó re m u czynił podczas m arszu , a po drugie ze w zględu n a w y bitn ie g ru b ia ń sk ą i lekcew ażącą odpowiedź. J a k zwykle w idzim y t u u M ickiewicza niezm ierną dbałość o psycho­ logiczną m otyw ację p o stęp o w an ia bohaterów .

Przechodzim y do zakończenia. Obie b a jk i fo rm u łu ją odpowiedź p sa n a rozpaczliw e w ołanie o sła o ra tu n e k w sposób analogiczny. I tu i ta m pies odpow iada p o w ta rz a ją c słow a osła o obudzeniu się pana, k tó ry pośpieszy n a pewno z ra tu n k iem . W b ajce fra n c u sk ie j pies dodaje ironicznie różne ra d y , w ja k i sposób osioł m a w ilka pokonać, n a to m ia st pies polski p rzem aw ia opryskliw ie i z w idoczną p o gard ą, p rze strz e g ają c osła, żeby nie d e p ta ł łąki. Mickiewicz nie n a w ra c a do początkow ego m orału, ja k to uczynił L a F o n tain e, ty lk o kończy b a j­ kę bezlitosnym stw ierdzeniem , że „w tejże chw ili w ilk o sła dorżnął o t i koniec“ .

S p rób u jm y te ra z podsum ow ać w yniki powyższego zestaw ienia b ajek M ickiewicza o te m a ty c e tra d y c y jn e j z opracow an iam i jego po­ przedników . O ryginalność i sam odzielność ujęcia M ickiewiczowskie­ go w y raża się w p u n k tac h n a stę p u ją c y c h :

1. przekom ponow anie całej fa b u ły (np. „K ról ch o ry i lisy “ ) ; 2. odm ienne ujęcie s y tu a c ji czy m o rału ;

3. w prow adzanie w ielu now ych m otyw ów szczegółow ych; 4. opuszczanie n iek tó ry ch m otyw ów fa b u ły tra d y c y jn e j; 5. rozw ijanie opisów sy tu a c y jn y ch , m onologów i dialogów.

Inow acje w ym ienione w p u n k tac h 2— 5 d a d zą się zilustrow ać te k ste m niem al k ażdej z 10 tra d y c y jn y c h b ajek Mickiewicza.

(19)

M IC K IEW ICZ JA K O B A JK O P ISA R Z 8 1

W ynika s tą d n ieo d p a rty wniosek, że b a jk i te należy uw ażać nie za przek łady , czy n aślad o w ania kogokolw iek bądź, lecz za u tw o ry ory gin aln e w ty m znaczeniu, w jak im m ów im y o oryginalności b ajek o p a rty c h n a te m a ty c e , k tó ra je s t w sp ó lny m dobrem lite r a tu r y po­ w szechnej od w ielu ty sięcy la t.

Z anim przejd ziem y do c h a ra k te ry s ty k i bajkop isarskieg o a rty z ­ m u M ickiewicza, trz e b a będzie p a rę słów poświęcić publicystycznym aspektom jego te m a ty k i. Tendencje a k tu a ln e um iał p o e ta w pleść n aw et do b a je k tra d y c y jn y c h , ja k to w yżej m ieliśm y możność stw ie r­ dzić. Tym b a rd z iej uw ypukliły się one w b a jk a c h o fabule całkowicie w ym yślonej przez M ickiewicza. W y ra ż a ją się te tendencje w p o staci s a ty ry politycznej lub obyczajow ej.

S a ty rę n a m o narch ię despotyczną sp o ty k a m y więc w b a jk a c h : „K ról ch o ry i lisy “ , oraz „Żaby i ich k ró le “ . W obu w ypadkach po eta podkreśla, zgoła b an d y ck i sto su nek kró ló w do rządzonych przez nich narodów , sto su n e k m asko w an y obłudą praw orządności, k arności oby­ w atelsk iej i rzekom ego porządku. „T chórz n a w yb orach “ w ym ierzony je s t znów przeciw bezw artościow ym jed n o stk o m po dru g iej stro n ię b ary k a d y . B o h a te r b a jk i je s t k a ry k a tu rą dem agoga, k tó ry p rag n ie zrobić k a rie rę n a h a sła c h d em o kratycznych, a w łasne niepow odzenia p rzy p isu je nie zupełnem u brak o w i jakichkolw iek w arto ści1 osobistych, lecz rzekom ym przesądom n a te m a t jego społecznego pochodzenia. „ T ró jk a k o ni“ u d e rz a w nasze sp o ry plem ienno-dzielnicowe i sp o ­ łeczne, k tó re m ilk n ą dopiero w tedy, g d y się znajdziem y pod obcym b atem . B a jk a naw iązu je św iadom ie do tra d y c ji literack iej przez u to ż ­ sam ienie końskich b o h aterów z końm i, o k tó ry c h b y ła m ow a w „ F u r­ m an ach “ A ntoniego Góreckiego. W te n sposób przez odesłanie czy­ te ln ik a do „ b a rd a A ntoniego“ jeszcze ra z zo staje podkreślone, że owe konie s ą a le g o rią n a ro d u polskiego. Z poglądam i Mickiewicza n a n iek tó re g ru p y em igracy jn e wiąże się „Przypow ieść e m ig racy jn a“ . R yzykow ną rzeczą byłoby jednoznaczne w skazanie, k tó re g ru p y p o e ta m iał n a m yśli. P ew nym ko m en tarzem m ogą tu być te rozdziały „K siąg pielg rzy m stw a“ (np. X IX ), gdzie a u to r p o tęp ia d y sk u sje n a te m a t przyszłego k s z ta łtu , ja k i posiądzie o d ro d zo n a P olska, poniew aż uło­ żenie się now ego p o rzą d k u rzeczy w E u ro p ie będzie o p a rte n a z a sa ­ dach nie m ający ch nic w spólnego z d o k try n a m i politycznym i daw nego św iata. W „now ym dom u“ , k tó ry ludzie b u d u ją „n a czystym polu“ nie będzie m iejsca d la sów i ropuch, t j. ludzi rozkładającego się w n a ­ szych oczach sta re g o p o rząd k u europejskiego. „Pies i w ilk“ ze sw oją pochw ałą w olności może być in te rp re to w a n y w sensie politycznym ,

(20)

8 2 K O N R A D GÓ RSK I

ale nie mUsi; m o rał b a jk i m a znaczenie ogólniejsze. „Lis i k oziel“ m iał w a u to g ra fie d o d atek pozw alający się d o p atryw ać a lu z ji poli­ tycznych do F ra n c ji L udw ika F ilip a i je j sto su n k u do p o w sta n ia listo ­ padowego, ale w o stateczn ej red a k c ji p o eta zrezygnow ał z te g o po­ m ysłu.

M om enty s a ty r y obyczajow ej z a w iera ją „Koza, kózka i w ilk “ , „Żaby i ich k ró le “ . W obu b ajk a c h chodzi o snobizm w zorow ania się n a zagranicy, w pierw szym w y pad k u je s t to snobizm francuszczyzny, w d ru g im pogoń za obcym i w zoram i w zakresie życia politycznego. P ie rw ia stk a s a ty r y o c h a ra k te rz e w o lteriań skim m ożna by się do­ p a try w a ć ta k ż e w b ajce „P chła i ra b in “ . K leiner słusznie zaznaczył, że chodzi ta m o problem bezkarności w ielkich łotrów , k tó rz y obłu d­ nie g r a ją rolę k a rz ą c ej spraw iedliw ości w sto su n k u do ło tró w m n ie j­ szych i słabszych od nich („M ickiewicz“ , I. 490) ; w ty m sensie je s t to problem ogólnoludzki. Ale dlaczego jak o przedstaw iciel te j obłu d­ nej przem ocy w y stę p u je w łaśnie r a b in ? — O ten d en cji an ty se m ic ­ kiej — ja k w iadom o — nie może być u M ickiewicza mowy, więc po­ zo staje w niosek, że je s t to spóźnione echo młodzieńczego w o lteria- nizm u poety, w y rażająceg o się tu w a ta k u n a przedstaw iciela duch o ­ w ieństw a, m n iejsza o to, jakiego w yznania.

Osobne m iejsce pod w zględem te m a ty k i zajm uje b a jk a „Dzwon i dzw onki“ , k tó rą ja k o u tw ó r o podłożu lirycznym m ożna p ostaw ić obok „P taszk ów w k la tc e “ K rasickiego. W bajce b isk u p a w a rm iń ­ skiego oddany zo stał sm u te k człow ieka, k tó ry po pierw szym rozbiorze P olski znalazł się poza g ran icam i ojczyzny, w p ru sk ie j klatce, a w b a j­ ce M ickiewicza bolesny los poety, k tó ry n a ziemi w y g n an ia czuł się, ja k ów dzwon oniem iały przez w d eptanie go do piasku.

„Dzwon i dzw onki“ oraz „Przypow ieść em ig rac y jn a “ pow aż­ nym c h a ra k te re m sw ego n a s tro ju o d b ija ją z re sz tą od pozostałych b a je k i do ty ch dw u apologów nie będzie się stosow ać sy n te ty c zn a c h a ra k te ry s ty k a b a je k M ickiewicza, k tó rą poniżej zam ierzam p rzed ­ staw ić.

Bez w zględu n a to, czy b a jk i M ickiewicza z a w iera ją ja k iś p ie r­ w iastek s a ty r y politycznej lub obyczajow ej, czy go nie z a w iera ją

(ja k „P rzy jaciele“ , „Z ając i ż a b a “ , „Osioł i p ies“ ), w obu w y p adkach są one p ro d u k tem czystego hu m oru, ig ra sz k ą sw obodnej w yobraźni lu b u jącej się w kom icznym efekcie zw ierzęcej p rzebieranki. P ie rw ia ­ stek m orału i alego rii u stę p u je ta m n a p lan o s ta tn i ; n a czoło w ysuw a się kom izm a n tro p o m o rfizacji św ia ta zwierzęcego, m ającej przede w szystkim cel hum o rysty czn y .

(21)

M ICKIEW ICZ JA K O B A JK O P ISA R Z 8 3

Głównym celem arty sty c z n y m , do któ reg o d ąży poeta, je s t osiągnięcie n a s tro ju wesołości i pogodnego hum oru. W iodą k u tem u dw a rodzaje środków : 1. specyficzna m eto d a u jęcia fa b u ły ; 2. e fe k ty językowe.

M etoda owa sprow ad za się do n a stę p u jąc y c h sposobów a r ty ­ stycznych: bardzo daleko p o su n ięta sty liz a c ja a n tro p o m o rfiz u jąc a stosu n k i zwierzęce, m isty fik ac ja , że b a jk i, sk o ro m ów ią o zw ierzę­ tach, to są przeznaczone rów nież d la a u d y to riu m zwierzęcego, m ity - zacja fabuły, w reszcie indyw idualizacja p o staci zwierzęcych.

N iektó re z ty c h środków s ą nowe, inne — sp o ty k a n e u d aw niej­ szych bajk o pisarzy , ale u nikogo w ty m nasileniu, ja k u Mickiewicza. S ta ry m niew ątpliw ie środkiem je s t a n tro p o m o rfizacja, pody­ ktow ana przez alegoryczne założenie b a jk i jak o g a tu n k u literackiego. Tylko że u M ickiewicza ow a sty liza c ja an tro p o m o rficzn a w ychodzi cał­ kowicie poza g ran ice p otrzeb alegorii i s ta je się zab aw ą w zw ierzęcą przebierankę. Nie chodzi o to, żeby pod p o stacią z w ierząt pokazać sto su n k i ludzkie, lecz żeby się baw ić w idokiem z w ierząt u b ran y ch w ludzkie sz aty i zachow ujących się n a podobieństw o ludzi. Pod ty m względem b a jk i M ickiewicza zb liżają się do średniow iecznego eposu zwierzęcego, ale idą niem al jeszcze dalej. M am y więc t u n a p rz ó d p rze­ niesienie do św ia ta zw ierząt w szelkich m ożliw ych pojęć z ludzkiego życia państw ow ego i społecznego. M owa je s t o k ró lach , m in istrac h , sta n a c h politycznych, k lasach społecznych, o a ry s to k ra c ji i ludzie, o arm ii, o d yg n itarzach i policji, o ra n g a c h w ojskow ych i cyw ilnych (lew -prezes, pułkow nik wilk, k w a te rm istrz lis ), n aw et o in sty tu c ja c h gospodarczych, ja k owa giełda lisia. To sam o w zak resie życia p ry ­ w atnego. Gdy m ow a o m ieszkaniu kozy, słyszym y o drzw iach, o p ro ­ gu i przyzbie, koza idzie do lasu zbierać „na dom u p o trz e b ę “ ro k itę czy lipią skórkę, a zostaw ia córkę „na g o sp o d arstw ie“ . H arm o n izu je z ty m sty liz a c ja dialogów i monologów, ja k rów nież opisów . Z arów no n a r r a c ja b a jk i „Pies i w ilk “ , ja k i rozm ow a je j bo h ateró w w p a d a ją w s ty l drobnoszlacheckiego dialogu, p rze d śm ie rtn a elegia z a ją c a p a ­ rodiu je sen ty m en taln e liryczne w ynurzenia, przem ow a tch ó rz a je s t św ietnym okazem dem agogicznej re to ry k i, w zajem ne ła ja n ie się koni nacechow ane zostało rubasznością. Podobnie w sp a n iała tu s z a b r y ta ­ n a n asu w a sk o jarzen ia z „b e rn a rd y ń sk im k a rk ie m “ i „sędziow skim brzuchem “ . — Do te j sam ej k a te g o rii środ kó w należy tra w e s ta c ja zn an y ch przysłow i w k ieru n k u przy sto so w an ia ich do sto su nk ów zw ierzęcych, co om ówim y szerzej p rzy om aw ianiu efektów języko­ wych.

(22)

8 4

i

K O N R A D G Ó R SK I

N iezrów nanym i całkow icie now ym w b a jk o p isa rstw ie ś ro d ­ kiem hum orysty czn y m je s t m isty fik a c ja , że b a jk i s ą n ap isan e r z e ­ kom o dla słuchaczy i czytelników zw ierzęcych. Z ostało to p o dk reślo ­ ne z całą jask ra w o śc ią we w stęp ie do b a jk i ,,Osioł i p ies“ :

„Jeśli chcesz, ośle, by pies kochał ciebie, Kochajże ty psa“ — słow a są Lokmana. Rozumiał je nasz osioł, boć już n ie był źrebię, A le z nich drwił. Ta lekkość jak była skarana, Opowiem dla was, bydląt potom nych, nauki.

Tendencja t a w y stą p iła tu podw ójnie, bo nie tylk o b a jk a j e s t — ja k się okazuje — przeznaczo na dla pouczenia „b y d ląt po to m ­

n y ch “ , ale i L okm an, m ityczny b a jk o p isa rz arab sk i, był zn an y n ie­ fo rtu n n e m u bohaterow i z oślego ro d u.

Podobnie i w bajce „Chłop i ż m ija “ Mickiewicz odda pow ołanie się b a F o n ta in e ’a n a E zopa („É sope conte q u ’un m a n a n t..“ ) z a po­ m ocą słów : „W p am iętn ik ach b estio g raficzny ch E zopa je s t w zm ian­ k a ...“ . Słowem — b ajk i E zopa to nie alegoryczne opow iadania o s p r a ­ w ach ludzkich, lecz „pam iętn ik i b estio g raficzn e“ , w k tó ry c h widocz­ nie o zw ierzęta przede w szy stk im chodzi.

M ityzacja fab u ły w y stę p u je sporadycznie ty lk o w bajce „Pies i w ilk “ , p rzy czym — ja k zaznaczyliśm y, m a sw ój wzór u L a Fon- ta in e 'a , i nie odgryw a w tw órczości b a jk o p isa rsk ie j M ickiewicza t a ­ k ie j roli, ja k wyżej omówione śro d k i arty sty czn e.

L a F o n ta in e ‘owi zaw dzięcza M ickiewicz rów nież indyw iduali­ zację postaci, bowiem dopiero fra n c u s k i a u to r w prow adził j ą do b a jk o p isa rstw a , ale u M ickiewicza w y stęp u je ona niem al wszędzie, gd y u L a F o n ta in e ’a ty lk o w pew nej ilości utw orów . P o e ta sto su je t u dw ie m eto d y : albo tr a k tu je nazw ę g a tu n k u zwierzęcego ja k o n a ­ zwisko rodow e zwierzęcego b o h a te ra z dodaniem jak iego ś honoro­ wego ty tu łu (je s t to w łaśnie m eto d a L a F o n ta in e ’a: „sire loup“ , „ca­ p ita in e r e n a rd “ itp .) ; albo indyw idualizuje b o h a te ra b a jk i za pom o­ c ą szczególnych cech lub p rzy d aw ek w yo dręb niających go od pozo­ sta ły c h przedstaw icieli danego g a tu n k u zwierzęcego.

N ajzupełniej zo sta ła zindyw idualizow ana b o h a te rk a b a jk i „Koza, kózka i w ilk “ , czy tam y o niej bow iem : „ S ą s i a d k a koza, t a , c o t o r o z w ó d k a , z ro d u O s t r o r o ż a n k a...“ . M a­ m y t u więc i p o u fały ty tu ł „ sąsia d k i“ i cechą specyficzną, że je s t to rozw ódka, i n a koniec o b d arzenie b o h a te rk i h istory czn ym nazw iskiem polskim ze w zględu n a doskonale w ty m w ypadku p asu ją c e etym

(23)

M ICKIEW ICZ JA K O B A JK O PISA R Z

giczne jego znaczenie; ten o sta tn i pom ysł chyba bez precedensu w b a jk o p isa rstw ie św iata. Tego ro d zaju indyw idualizacja zawsze je s t u M ickiewicza dopaso w ana do roli, ja k ą dane zwierzę pełni w bajce. T rz y k ro tn ie w y stę p u ją c y lis p rzedstaw iony je s t za każdym razem inaczej. W „K rólu ch o rym i lisach “ je s t to „ s ta ry urzędnik lis r o ­ dem “ , w „Tchórzu n a w y b o rach “ mówi się o „k w a term istrz u lisie“ , a w b ajce „Lis i kozieł“ , gdzie s p ry tn y „ryży k u d ła“ w y stęp uje bez specjalnego p rzeb ran ia, p o eta nazyw a go po p ro stu „nasz lis“ . P o ­ dobnie i w bajce „Osioł i pies“ czytam y o boh aterze: „rozum iał je n a s z , osioł, b o ć j u ż n i e b y ł ź r e b i ę “ itd . ; tego ro d z a ju zw iązanie fabu ły z p o stacią niby to zlokalizow aną w czasie i p rz e strz e ­ ni nie d y sk w alifik u je całego oślego rodu, bo p rzerzuca odpow iedzial­ ność za popełniony b łąd ty lk o n a jedn o stk ę i n a d a je całej p ow iastce c h a ra k te r p rzestro g i, nie zaś s a ty r y n a o ślą głupotę. Przeciw nie! Osioł ok azuje ry s y cynicznego egoizmu, św iadom ie drw i z m ak sy m y L o k m an a i dopiero t a krótkow zroczność egoizmu, nie zaś przy sło ­ w iow a ośla głupota, z o sta je u k a ra n a .

B a jk a „Tchórz n a w yb o rach “ , zaw ierająca p rze jrz y ste alu zje ak tu a ln e, n ajsiln iej może operuje m etodą indyw idualizacji za pom ocą odpowiednio dobranych tytu łó w . Poniew aż głów ny je j b o h a te r w y­ stę p u je jak o rzecznik stan o w isk a dem okratycznego, więc też i z o sta je nam p rzedstaw ion y z ty tu łe m o b y w a t e l a („O byw atel tc h ó rz w rząd zie nie z a sia d ał“ e tc .). Lew w y stępu je tu jak o „prezes“ , n ie król, co je s t oczyw istą alu z ją do A dam a C zartoryskiego, byłego p re ­ zesa rz ą d u pow stańczego; inne postacie obdarzone s ą też ty tu ła m i cyw ilnym i lub ran g a m i w ojskow ym i (rad ca żubr, pułkow nik w ilk, k w a te rm is trz lis).

In dyw idualizację podobną, ja k w bajce „Osioł i pies“ , z n a jd u ­ jem y w „Z ającu i żabie“ o raz w „Chłopie i żm ii“ . W pierw szej b a jc e czytam y, że :

Szarak, co nieraz bywał w kłopotach i trwogach, Nie tracąc serca, póki czuł się rączy,

Teraz podupadł na nogach, Poczuł, że się źle z nim skończy.

W ty m ujęciu h isto ria opow iedziana p rz e sta je być tra g e d ią z a ­ jęcy ja k o g atu n k u , s ta je się w y razem kło po tu danego osobnika. Toż sam o w „Chłopie i żm ii“ , gdzie p o eta chce nam opowiedzieć o „pew­ nego w ęża p ostęp ku łajd ack im “ . T u indyw idualizacja zaciera w dzia­ łan iu w ęża determ in isty czn y c h a ra k te r p rzejaw iających się w jeg o c h a ra k te rz e p ra w n a tu ry .

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

Conventional thermal spraying techniques (Plasma Spraying, Flame Spraying and HVOF) can not solve completely this problem due to considerable particle heat- ing in

Proszę te zabawy obejrzeć, zapamiętać gdyż w przyszłości będziemy je wykorzystywać na lekcji a wtedy nie ma za dużo czasu na teoretyczne wyjaśnianie zasad gry..

Po obejrzeniu materiałów i mam nadzieję poćwiczeniu proszę o przesłanie informacji – materiał oglądnąłem/oglądnęłam – chłopcy na adres email: nowakr.zsstaszkowka@gmail.com

Proszę te zabawy obejrzeć, zapamiętać gdyż w przyszłości będziemy je wykorzystywać na lekcji a wtedy nie ma za dużo czasu na teoretyczne wyjaśnianie zasad gry..

Szkoły mogą wy- syłać swoje zgłoszenia do ambasadorów nauki projektu Xperimania, którzy odwiedzą trzy wybrane szkoły między lutym a kwietniem 2010 roku?. W szkołach, do

Program powinien radzić sobie z sytuacjami kiedy jest niepoprawna liczba argumentów, kiedy katalog przekazany jako 1 argument nie istnieje oraz jeśli drugi argument jest pusty

Based on the wave forces and added mass and damping coefficients, the wave frequency motions of the struc- ture and the cushion panels are determined by solving equation (11).