• Nie Znaleziono Wyników

Czas wolny i turystyka jako czynniki decydujące dla nowego habitatu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Czas wolny i turystyka jako czynniki decydujące dla nowego habitatu"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

Pietrò Gazzola

Czas wolny i turystyka jako czynniki

decydujące dla nowego habitatu

Ochrona Zabytków 27/2 (105), 93-102

1974

(2)

Profesor dr Piętro Gazzola w tra k ­ cie w ykładu promocyjnego (fot. I. Markiewicz)

Professor Dr. Piętro Gazzola, the President of ICOMOS delivering his inaugural lecture

PIETRÖ G AZZOLA

CZAS WOLNY I TURYSTYKA

JAKO CZYNNIKI DECYDUJĄCE DLA NOWEGO HABITATU

Z praw d ziw y m w zruszeniem p rzy ją łe m to za­ szczytne w yróżnienie, jakie p rzy zn ała m i zna­ n a w św iecie P olitechnika K rakow ska. Moje zakłopotanie wobec tak w ielkiego zaszczytu może być złagodzone ty lk o wówczas, gdy uśw iadom ię sobie, że ponad m oją osobę chcia­ no uznać wagę problem u ochrony d ó b r k u ltu ­ ry , k tó re m u poświęciłem sw oją działalność, w koleżeńskiej w spółpracy z ty m , kogo uw a­ żam za m istrza w podejm ow aniu in icjaty w och ro n n y ch w skali m iędzynarodow ej, z p ro fe­ sorem S tan isław em Lorentzem .

Szczególnie gorące podziękow anie prag nę s k ie ­ row ać pod adresem profesora A lfred a Ma­ jew skiego, głów nego in sp irato ra m ojej pro­ m ocji.

Ż yw iąc od daw na uczucia p rzy ja źn i do Polski i p rzy b y w ając z k ra ju , k tó ry z w aszą O jczyz­ ną łączą odw ieczne w ięzy duchow e, czuję się szczególnie zaszczycony faktem , że od dzisiaj

będę należał do waszej uczelni, zasłu­ żonej dla nauki, w yw odzącej się z jed n e­ go z n a jsta rsz y ch un iw ersy tetó w E urop y środkow ej — A lm ae M atris Iagellonicae. Miejsce, w k tó ry m przyszło mi dzisiaj p rze­ m awiać, w y daje się n ajb ardziej odpow iednie — z powodu sw ych żyw ych tra d y c ji k u ltu ra l­ n y c h — do przed staw ien ia problem u o zasięgu uniw ersalnym . P ro b lem u tego św iat być może jeszcze nie dojrzał, ale Polska w sw ym za­ dziw iającym przew idyw an iu um iała go do­ strzec, dzięki swej postaw ie nacechow anej po­ szanow aniem trady cji, tzn. poszanow aniem cy­ w ilizacji. Chodzi o p rze trw a n ie k u ltu ry , tj. p rze­ trw an ie zespolonych sił fizycznych i duchow ych ludzkości w sy tu a c ji postępu, k tó ry dostarcza­ jąc pozytyw nych rozw iązań problem ów spo­ łecznych i ekonom icznych stw arza rów nocze­ śnie jeszcze pow ażniejsze zagrożenia d la n a j­ bardziej szlachetnych w artości ludzkich.

(3)

T em at „czas w olny i tu ry sty k a jako czynni­ ki decy d u jące dla nowego h a b ita tu ” odnosi się do zdobytych przez człow ieka możliwości rozporządzania sam ym sobą poza codziennym cyklem p racy, do przekształceń, jak ie te moż­ liw ości po w odują w obrębie cyw ilizacji, do w ym ogu skierow aniach ich n a w łaściw e tory, ta k b y o b ró ciły się na dobro, a n ie na zło, nie niszcząc, a w zbogacając dobra k u ltu ry , k tóre ludzkość z ta k w ielkim tru d e m stw orzyła w ciągu w ieków .

P o w tarzam , żadne m iejsce nie m ogło być od­ pow iedniejsze niż Polska i Alm a M ater Ia- gellonica do przedstaw ien ia problem u, k tó ry zaw iera p raw o człow ieka do zachow ania jego m ia ry człow ieczej, zaw iera tak że konieczność udzielenia pom ocy człowiekowi, by mógł on osiągnąć o w ą h a rm o n ijn ą rów now agę w y m a­ gań, d zięk i k tó re j m ożna mówić o a u te n ty cz ­ n y m p rz e trw a n iu k u ltu ry , a w raz z nią o prze­ trw a n iu godności narodów .

W y starczy przypom nieć, że tu te jsz y u n iw e r­ sy te t b ył o sto ją dążeń w olnościow ych Polski, zw łaszcza przed atak am i zakonu krzyżackie­ go, oraz to, że przedstaw iciele U n iw ersy tetu Jag iello ń sk ieg o n a Soborach w ystępow ali ja­ ko p re k u rso rz y dopom inający się o P raw a N arodów . W ystarczyłoby rów nież przypom ­ nieć ow ą nadzw yczajną ekspansję k u ltu ra ln ą , dzięki k tó re j stała się w szechnica jagielloń­ ska celem , m etą, dokąd zm ierzali p rzed staw i­ ciele ró żn y ch narodowości. P rzy k ład em tego niech będzie fak t, że w w iek u XV — w okre­ sie „ o tw a rc ia ” Polski dla głosów, prądów , m yśli n ap ły w ający ch z E uropy w raz z h um a­ nizm em , w ok resie naw iązania ścisłych ko n­ ta k tó w i w y m ian y z u n iw e rsy te te m w Bolonii — 45 p ro ce n t stu d en tó w w K rakow ie pocho­ dziło spoza granic Polski.

W ty m w iek u hum anizm u w y ra sta wielka, po­ stać M ikołaja K o pernika z T orunia, ucznia U n iw e rsy te tu K rakow skiego w latach 1491— 1495, o d k ry w c y praw rządzących naszym sy­ stem em p lan etarn y m , pierw szego um ysłu, k tó ry — w yzw olony od kanonów system u średniow iecznego — zapoczątkow ał wiedzę now ożytną. Później zaś, w połowie w ieku X V III, u p ro g u oświecenia, biskup krakow ski Z ałuski z a k ład a k a te d rę Prawa. N arodów i P ra w a P rzy ro d y , dzięki czem u słusznie m ożna m ówić o przew idyw aniu przez niego a k tu a ln y c h problem ów ekologicznych.

Od ta k w czesnego zrozum ienia problem ów ekologicznych, pojętych jak o część P ra w a Na­ rodów, przeszła Polska w czasach n a j­ now szych do n ajb ard ziej dobitnego p o tw ier­ dzenia, czym w życiu i tra d y c ji n aro d u jest dobro k u ltu ry . M am tu n a m yśli odbudowę W arszaw y ze zniszczeń d ru g iej w ojny św ia­ tow ej, k ied y cały n aró d zgodnie w ykazał, co czuje i rozum ie, gdy w grę wchodzi ocale­ nie jego w łasn ej k u ltu ry . Dzięki te j b o h ater­

skiej ak cji Polska pokazała całem u św iatu , czym są dla n a ro d u korzenie jego w łasnej cy­ w ilizacji. Z tego też pow odu w y d aje nam się, że jest k ra je m n a jb a rd zie j odpow iednim do p rzy ję cia posłannictw a, z k tó ry m dłużej już zw lekać nie można.

P olska może uw ażać się za k ra j nie d o tk n ię ty chorobą, jak ą stw arza żle rozum iana gospo­ darka, chorobą, k tó ra zaraziła cały św iat ró w ­ nież na. polu dóbr k u ltu r y — niew olą, d y k to ­ w aną przez pieniądz. Polska, w odróżnieniu od re s z ty św iata, pokazała, iż rozum ie w e­ w n ę trz n ą w artość dobra k u ltu ry , k tó re m o­ że zyskać w sensie ekonom icznym , nie sta ją c się rów nocześnie przedm iotem w yzysku. To­ też w Polsce nie w y stęp u je w ty m w zględzie problem rep re sji, jak to m a m iejsce w in n y ch k rajach , lecz problem prew encji. D latego je ­ steśm y przekonani, że będzie rzeczą pożytecz­ ną, w ięcej naw et, czujem y się w obow iązku odwołać się do narodu, k tó ry w ykazał ty le w rażliw ości w te j dziedzinie, odwołać się do środow iska k u ltu ra ln e g o te j zasłużonej uczel­ ni, k o n ty n u a to rk i tra d y c ji U n iw e rsy te tu J a ­ giellońskiego w zakresie dyscyplin technicz­ nych, po to, by kw estia och ro n y dobra k u l­ tu r y w relacji z now ym i faktam i, jak im i są „czas w oln y ” i „ tu ry s ty k a ”, została postaw io­ n a w sposób należyty. P ow inno to się stać choćby za cenę d iam etraln ie różnego p o tra k ­ tow ania dotychczasow ych poczynań wobec przekształceń środow iska pod w pływ em te j sfe ry postępu, k tó ra dotyczy szerokiego m a r­

ginesu wolności, w yzw olenia człow ieka od codziennego tru d u .

Mówiąc o n aw et całkow icie odm iennym po­ dejściu do dotychczasow ych akcji podejm o­ w any ch w celu o chrony h ab itatu , w ychodzim y z założenia, że problem te n d o tarł już do św iadom ości w ielu społeczeństw. Istotnie, od pew nego czasu odnosi się w rażenie, że n a ­ ro d y zaczy n ają rozum ieć sw oją odpow iedzial­ ność wobec siebie sam ych i resz ty św iata za, ochronę środow iska. W ym ow nym tego po­ tw ierd zeniem była ubiegłoroczna k o n feren cja w Sztokholm ie oraz — może w jeszcze w ięk ­ szym stopniu — działalność przygotow aw cza w siedzibie ONZ w Now ym J o rk u o raz w Pradze.

Fakt, że cały św iat zaakceptow ał p ro je k t k o n tro li i rew izji naszych program ów n a ty m polu, stanow i św iadectw o d ram aty czn ej a k ­ tualności zagadnienia, dowodząc jednocześnie, jak w ielką wagę n aro d y p rzyw iązują do je ­ go rozw iązania. N aturalnie, o b rad y sztok­ holm skie koncentrow ały się głów nie n a pro­ blem ach zanieczyszczeń pow ietrza i w ody — n a jb ard ziej w idocznych przejaw ach zła, co pozwoliło uczestnikom uśw iadom ić sobie cały d ram a ty z m sy tuacji. W iadom o jednak, że poszukiw ania idą także w k ieru n k u w y k ry ­ cia bardziej odległych przyczyn zjaw isk, zro­ zum ienia m echanizm u ich pow staw ania i w

(4)

konsekw encji określenia celów w alki nie ty l­ ko ze skutkam i zła, ale i jego źródłam i.

W spom ina się przede w szy stk im o ogrom nym zagadnieniu użytkow ania teren u , o zasiedle­ niu przestrzeni (to jest o praw idłow ym roz­ mieszczeniu m iejsc p rac y i rek reacji), a zwłaszcza o konieczności zrezygnow ania z m aksym alnych korzyści ekonom icznych, go­ dząc się na ponoszenie n a w e t najw iększych kosztów po to, by zachow ać harm o n ię po­ m iędzy różnorodnym i działaniam i człowieka. Je d n y m słowem, uznaje się konieczność za­ akceptow ania najw iększych kosztów, by czło­ w iek mógł p rzetrw ać jako taki.

P rzy jm u jąc tę koncepcję, ta k przeciw ną na­ tu ra ln em u m echanizm ow i „ z y sk u ” pojętego w sposób zawężony i krótkow zroczny, m usi­ m y skierow ać nasze rozważania, w stronę w ie­ lu problem ów dotychczas nie pogłębionych. Nie możemy na przyk ład ignorow ać praw dzi­ w ej „pollution de la la id e u r” i m usim y zdać sobie spraw ę, że istn ieją zjaw iska, k tó re u k a ­ zyw ały się nam jako pozytyw ne, a k tóre zaw ie­ ra ją w sobie możliwości rodzenia zła i szkód, i wobec tego należy podejm ow ać w stosunku do nich odpow iednie śro d k i zapobiegawcze. N iezw ykły rozwój tu ry s ty k i w czasach nowo­ żytnych jest w łaśnie jed n y m z tak ich zja­ w isk pozytyw no-negatyw nych, brzem iennych w konsekw encje grożące p rzekształceniam i h ab itatu . Dla uświadomienia, sobie zmian, ja ­ kie tu ry sty k a w dzisiejszej postaci może w y ­ wołać w środow isku n a tu ra ln y m , u rb an isty cz­ nym i zabytkow ym , w y sta rc z y porów nać ce­ chy dzisiejszej tu ry s ty k i z c h a ra k te re m daw ­ nej, tzn. skonfrontow ać tu ry s ty k ę m asow ą, ro zw ijającą się w czasie, form ach i w ielko­ ściach podyktow anych przez m echanizację i planow anie, z tu ry s ty k ą in d y w id u aln ą i w dużym stopniu „nauk o w ą” , jak a była m ożli­ wa w okresie p rein d u strializacji.

M ożem y cofnąć się w czasy bardzo odległe i uznać za doskonałe p rzy k ła d y m inionej p ra k ­ ty k i tury sty cznej tak ic h ludzi, jak H erodot i Pliniusz, którzy byli o b serw ato ram i oraz w y- w y b itn y m i spraw ozdaw cam i zauw ażonych obyczajów i tra d y c ji w nie zn an y ch im k r a ­ jach. W okresie późniejszym od średniow ie­ cza po rom antyzm , g lo b tro tte ra m i kierow ała p a sja poznania ludzi i rzeczy, a u ten ty czn y głód poznawczy, k tó ry przek ształcił się w nich w zwiększone możliwości re fle k sji i o dn ale­ zienia siebie sam ych. „C lerici v ag an tes” i „tro b a d o rs” nie byli n iczym innym , jak tu ­ ry sta m i tej kategorii. E lita rn y m i tu ry sta m i byli też hum aniści anglosascy w okresie od­ rodzenia, kied y to poruszali się po daw nych drogach Italii nie tylko w poszukiw aniu śladów a n ty k u rzym skiego lub przyciągnięci fam ą współczesnych arty stó w , lecz także w p rag n ien iu o dkrycia złotej m ia ry rzeczy, po­ znania reguł, w edług k tó ry c h spadkobiercy

św iata klasycznego porządkow ali i h a rm o n i­ zowali form y n a tu ry oraz w izję rzeczyw i­ stości.

W czasach, k iedy państw a nie b y ły m ałym i sk raw k am i ziemi, podróżujący realizow ali w p rak ty ce te ideały, k tóre dziś w y d a ją się uto ­ pijne, ideały tak iej tu ry sty k i, jak ą pow inna ona być: zezw alać na przek raczan ie granic regionów geograficznych i stw arzać pod­ staw y pokojowego w spółistnienia narodów . P o stu lat M ontaigne’a — podróżnika, b y „ocie­ rać i ostrzyć nasz um ysł o u m y sły d ru g ic h ” (jro tte r et lim er notre cervelle contre celle d ’autrui) jest p rzesłan k ą do takiego dążenia i potw ierdzeniem ideałów, k tó re k ierow ały naszym i, w łoskim i a n te n a ta m i w tu ry s ty ­ ce, jak św iadczy o tym zdanie św iatłego księ­ cia di Ligne, że m a on „sześć lu b siedem o j­ czyzn” .

W yjście poza pew ne fo rm y paraliżu jącego nacjonalizm u i — gorzej jeszcze — p a trio ty z ­ m u lokalnego powino być celem a u ten ty czn ej tu ry sty k i. Rów nie w ażnym celem powinno być ponowne 'Odkrycie nie ty lk o ludzi oraz miasit jako p rzejaw u działalności m inionych pokoleń, lecz także pow tórne odkry cie środo­ w iska n aturalnego, k tó re odsłania tajem n ice pochodzenia człowieka. To R ousseau na tym polu kreow ał dotychczas nie u rzeczyw istnio­ n y ty p „prom enerów ” żądnych przeżyć p ier­ w otnych, pragnących odnaleźć w w idow isku, stw arzan y m przez n a tu rę w sta n ie nieskażo­ nym , p rojekcję odruchów , niepokojów i em o­ cji przenikających ich w łasną duszę.

O dkrycia podróżników rom an ty czn y ch są — bardziej niż k o n tak te m z nie znaną im dotąd rzeczyw istością — objaw ien iem panicznego ducha rzeczy, id en ty fik a c ją w łasnego w n ę­ trz a z form am i św iata zew nętrznego. P rz y ro ­ da, przepełniona niepokojem , ru ch em kosm icz­ nym , pozostaje w ścisłym zw iązku z życiem, historią, pasjam i człowieka. W ty m podw ój­ ny m badaniu p rzyro d y i h isto rii p raw dziw y podróżnik m inionego o k resu poznaw ał nie ty lk o innych, lecz przede w szy stk im osiągał głęboką znajom ość siebie samego. Nie pom y­ lim y się tw ierdząc, że G oethe objaw ił się sam em u sobie w czasie podróży do Włoch. Nie in n y też sk u te k m iał dla S te n d h ala okres w łoski w jego życiu.

P odając te ostatnie p rzy k ład y tu ry s ty k i ind y ­ w idualnej, jesteśm y już u p ro g u w ieku, w k tó ry m pow stały podw aliny tego, co pewnego dnia stanie się tu ry s ty k ą m asow ą. W łaśnie w X IX w ieku niespodziew ana m etam orfoza, spo­ łeczeństw a była już zapow iedzią zasadżki, jak ą postęp technologiczny gotow ał h um aniz­ mowi. Podróżni zaczynają u nik ać w szelkiego k o n tak tu z k raje m , przez k tó ry przejeżdżają, co pow oduje fata ln e przeobrażenie tu ry sty k i. W ynalezienie m aszyny parow ej oraz budow a

(5)

sieci kolejow ej p rzekształciły wreszcie podró­ żowanie z fak tu pojedynczego w zjaw isko zbiorowe. Ludzie tacy, jak R uskin, T u rn e r, Cavalcaselle, byli ostatnim i rep re z en ta n ta m i tu ry s ty k i rom antycznej i e lita rn e j. Było to podróżow anie w pojedynkę, bez pośpiechu, bez bicza u pływ ających dat, pozbawione tro sk finansow ych. Spraw dzanie w rażeń w yniesio­ nych z m łodzieńczych lek tu r, zaspokajanie k aprysów fantazji, pragnienie poznania coraz to now ych m iejsc i coraz dokładniejsze o d k ry ­ w anie c h a ra k te ru k ra ju , różnorodności zw y­ czajów, postoje w dużych m iastach, m ałych m iasteczkach lub w cichym odosobnieniu, za­ leżnie od osobistych upodobań. Isto ta była dokładnie zaprzeczeniem koncepcji dzisiejszej tu ry sty k i: była to tu ry s ty k a poznawcza, n a u ­ kowa, p rero g aty w a nielicznych i to nie d la ­ tego, b y w ym agała ona pew nej niezależności ekonom icznej (faktycznie, potrzeby m a te ria l­ ne nie b y ły wówczas tak k ręp u ją ce i odczu­ w alne, a. pasje, nam iętności pozw alały znosić w szelkie niew ygody i ograniczenia), lecz d la­ tego, że w ym agała szczerej k u ltu ry , w ielkiej m ądrości i tej czystej wolności w ew n ętrzn ej, przed k tó rą dzisiaj ta k coraz c h ę tn iej ucie­ kam y.

Rów nocześnie jako ty p o w y objaw zw yczajów śred niej bu rżu azji w k ra ja c h anglosaskich t u ­ ry sty k a w tej postaci, w jak iej odbyw ała się ona w d ru g ie j połowie zeszłego stulecia, go­ dziła w sobie tro sk ę o in te resy m ate ria ln e z zaspokajaniem ataw istycznego p rag nienia po­ znaw ania now ych m iejsc i ludzi, oderw ania w zroku od m onotonii życia codziennego. Ta. form a tu ry sty k i, odpow iadająca jed nak in n y m w ym aganiom niż p o trzeby tu ry s ty k i „w y ­ k ształco n ej” lub „ e lita rn e j”, była z pew nością rów nież wzorowa, poniew aż łagodziła — po­ w iedzm y — prozaiczne p o trz e b y egzystencji, dzięki „ro zry w k om ” w zbogacającym in te le k t i osobowość człowieka.

Oczywiście owi „ tu ry śc i” przeszłości, dalecy od dokonyw ania przekształceń w środow isku, przyjm o w ali info rm acje od h a b ita tu takiego, jakim on był, po to, by sam ym p rzek ształ­ cić się i wzbogacić w ew nętrznie, w yzw alając w sobie niepokój, otw ierając m yśli i serca pod w pływ em k o ntaktów z ludźm i. To w ięc pole­ m iczne wrabec tu ry s ty k i pow iedzenie C ha- tea u b ria n d a , że „człowiek nie p o trzeb u je podróżować, by stać się w ielkim ... on w sobie nosi o g ro m ” (Vhom m e n'a pas besoin de voyager pour s'agrandir... il porte en lui Vim m ensité), należy rozum ieć w ty m sensie, że ostatecznym celem w szelkich naszych po­ szukiw ań powinno być odkrycie „ogrom u”, jaki nosim y w sobie. N ależy je rozum ieć jako przestro g ę przed k a p ry śn ą n a tu rą pew nego ty p u „ucieczek” za w szelką cenę. Pow iedze­ nie to nie może być jed nak pojm ow ane jako

zachęta do egoistycznego izolowania się, do n arcy sty czn ej k o ntem placji w łasnego „ ja ”, do

rezygnacji z w yjścia poza w łasne w ytyczo ne granice. Nie mogą też tak rozum ieć go osoby będące w stan ie dostrzec, jak ie korzyści du ­ chowe przynosi sztuka podróżow ania. P o w ie­ dzenie C h ateaubriand a m ogłoby być jed n ak że p rzy jęte za an tido tum n a pow ażne szkody, ja ­ kie w yrządza tu ry s ty k a całości n a tu ry lu d z­ kiej, oczywiście nie w czasach, k ie d y poeta napisał tę sentencję, lecz w dobie dzi­ siejszej.

P ostęp techniczny zezw alający produkow ać więcej w krótszym czasie, postęp społeczny podnoszący poziom życia stw orzy ły now e możliwości wolności, a zatem „ucieczki”, zdobyte poprzez now ą organizację pracy, em ancypację techniczną, au tom atyzację. W te j sam ej jednak chwili, gdy człow iek mógł skorzystać z czasu wolnego, jego m ożliwości w yboru zostały ograniczone, pow odując, iż stał się on ofiarą organizacji tu ry sty k i. To, co niegdyś stanow iło jego „ucieczkę”, p rze m ie ­ niło się w postępujące wyobcow anie jedn o stk i i stało się przedm iotem bezlitosnego w yzy sku; jest to ucieczka egoistyczna i bezpłodna, ro ­ dzaj opium usypiającego czujność św iadom o­ ści, ucieczka., k tó ra unika niew ygodnej re fle k ­ sji i prow adzi jednostkę do otępienia. To, co niegdyś odpowiadało aktow i woli, stało się śle­ p ym poruszaniem się w określonych term in a c h do m iejsc, k tó re spekulacja tu ry sty cz n a b ły ­ skaw icznie „zglajszachtow ała” i zam ieniła w w „su p erm ark e ty ” piękna n atu raln eg o i a r ty ­ stycznego. Danie w iększej ilości czasu oso­ bom, k tó re nie p o trafią rozum nie użytkow ać i program ow ać „czas w ła sn y ”, staje się po­ w odem pow staw ania pewnego rodzaju k la u - strofobii i popycha jednostkę do ucieczki z k lau z u ry codziennej bezosobowości w poszu­ k iw aniu siebie samego w innych m iejscach. W ybór jest iluzoryczny; w rzeczyw istości lu­ dzie ulegają sloganom reklam y, zrzeszają się w g ru p y o przeznaczeniu ściśle określonym , tłum nie i ślepo skierow ując się ku m iejscom rozreklam ow anym , nie m ogącym przem ó­ wić do atroficznej w yobraźni — ludzie patrzą, nie widząc. Na ty m przem ieszczaniu i n a ty ch rek reacjach um ysł nic nie zyskuje, bo n ie zy­ skują: świadomość, uczucia, osobowość. Czas w olny stw arza zatem dzisiaj now ą groź­ bę niewoli. Czyż m ożna bowiem uw ażać za czas w olny godziny spędzone od m o m entu w yjścia z urzędu czy fabry k i, jeśli zw ażyć w jak i sposób są one spędzane? U w arunkow anie życia człow ieka współczesnego (bez w zględu n a jego pozycję społeczną i w ykonyw aną przez niego pracę) osiągnęło granice alienacji; alienacji zaw artej w oficjalnej fizjonom ii dzisiejszego społeczeństw a i k tó rą każdy z nas może rozpoznać w nien o rm aln y m napięciu, w bezpłodnym niepokoju egzy sten cjaln ym , w jak im jesteśm y pogrążeni. J a k a porcja czasu, k tó rą m ogliśm y poświęcić na. kształcenie lep­ szego „ ja ”, n a sp raw y praw dziw ie zdolne od­

(6)

świeżyć nasz um ysł, na płodne rozm yślania, jest pośw ięcona przez n as n a uleganie nasze­ m u rozpaczliw em u zmęczeniu!

Część dnia, k tó rą człow iek p rac y X X w ieku zdobył sobie na odpoczynek, tj. jego „czas w o ln y ” , nie jest niczym innym , jak m ęczącą p rzerw ą pom iędzy jego czasam i pracy. Czas w olny sprow adza się w istocie jed y n ie do w eeken d ów i do dwóch lub czterech tygodni w ro ku . P rz y tej o kazji człow iek przeciętny zm ienia dzisiaj sw oją rolę w społeczeństw ie. Z o fiary ru ch u drogowego, o fia ry hałasu czy­ nionego przez drugich, s ta je się spraw cą i w spółw inow ajcą. Tłoczy się w pociągach, au ­ tobusach, sam olotach, ustawia, się w szeregach sam ochodów na drogach, za trzy m u je w r e ­ sta u ra cja ch , n a plażach, w m iastach, pow ta­ rza w m ęczącym „dopolavoro” (czas w olny od p ra c y — przyp. tłum .) tru d y codzienne, k tó ry m podlega z konieczności. Zbiorow e środki tra n s p o rtu , z obow iązującym rozkładem jaz­ d y i obow iązującym i k o n ta k ta m i z ludźm i, o g ran iczają jego wolność. Rów nież owa w iel­ k a iluzja, jak ą był w m om encie narodzin in ­ d y w id u a ln y środek tra n s p o rtu — samochód, p rzek ształciła się w „zbiorowość zm otoryzo­ w a n ą ” u w arun k ow an ą trud n o ściam i ru ch u kołow ego i parkow ania, obow iązkiem jaz­

d y po a u to stra d a c h — drogach św iata sztucz­ nego i zam kniętego, izolujących podróżnego od k o n tak tó w z m ijany m i m iejscow ościam i w jeszcze w iększym stopniu niż pociąg. F ak tycz­ nie, o ile podróż pociągiem czyni człowieka

obcym dla m ijanych m iejsc i u trz y m u je go na p e ry fe ria ch historii, to p o g rafii i typo­ logii regionu, to podróżow anie w m onoton­ nym i anonim ow ym świecie a u to stra d upo­ d a b n ia człow ieka do m aszyny, u m iejscaw ia­ jąc go w środow isku całkow icie a n ty h u m a n i- sty c z n y m i n ien atu raln y m . W olność, z k tó rej w y d a je się korzystać dzisiejszy człow iek, jest w rzeczyw istości now ym p rzym usem : w n a ­ pięciu, w jakim on żyje, nie spostrzega się, że je st przedm iotem nie ożyw ionym , w yko­ rzy sty w a n y m przez „czas w o ln y ” na u ży tek p ro d u k cji. T u ry sty k a w istocie, od m om entu k ied y p rzestała być p rero g a ty w ą nielicznych, a s ta ła się dostępna dla coraz szerszych rzesz społecznych, została podniesiona do ran g i p rze d m io tu w obiegu ekonom icznym . A uto­ m aty czn ie została, w y staw ion a n a działanie sp e k u la c ji i chciwości. Była to prom ocja nie­ bezpieczna, k tó ra doprow adziła do zubożenia jej elem entów składow ych: tu ry s tó w i m iejsc. W rzeczyw istości zjaw isko, k tó re w ynika p rzed e w szy stk im z ataw isty czneg o p rag n ie­ n ia człow ieka, by poznać odm ien n e m iej­ sca, lu d z i i zw yczaje, nie m oże być uw ażane za sy no nim „przenoszenia się ludzi — przed­ m io tó w ” z jednego obszaru na drugi.

D o bra tu ry sty cz n e rzeczyw iście różnią się od w szystk ich dóbr konsu m p cyjn y ch, poniew aż o fe rta tu ry sty c z n a jest zd eterm in ow an a cha­

rak te ry sty cz n y m i cecham i m iejsc, zabytków , trad y cji. Z drugiej jedn ak strony, m echanizm kon sum pcji zastosow any do dób r tu ry s ty c z ­ n ych pow oduje ich zużycie. S tąd koniecz­ ność w y rw an ia dób r tu ry sty cz n y c h z że­ laznego m echanizm u ekonom icznego popy­ tu i podaży, z zam kniętego cyklu, k tó ry w iedzie od w zrostu popytu tu ry sty czn eg o do przyspieszenia „p ro d u k cji” tu ry sty cz n e j, a n astęp n ie od tej o statn iej do ponow nego w zro­

stu popytu. J e st rzeczą pew ną, iż na płasz­ czyźnie ściśle ekonom icznej znaczenie tu r y s ty ­ ki polega na wzroście popytu „na. d an y k r a j ”, a zatem na w zroście dochodu narodow ego, i z kolei poprzez przyspieszenie na w zm ożeniu produkcji. Dochody nie w ydane w k ra ju po­ chodzenia zo stają w ydatkow ane w d ru g im k ra ju , dostarczając tem u sił n abyw czych w sto sunku do ry n k u tam tego pierw szego: u żytkow anie dóbr p rzez cudzoziem ców u r u ­ chamia. istniejące moce prod u k cy jn e i o k re­ śla zw iększony w kład pracy. O dw ołując się do koncepcji bądź intensyw nego, bądź e k s te n ­ syw nego przyspieszenia popytu, na k tó ry m opiera się w spółczesna ekonom ika, dąży się dzisiaj przy użyciu w szelkich środków (wzmo­

żenia a trak cji, nasilania zręcznej rek lam y ) do liczbowego pom nożenia p o p y tu tu rystyczn eg o, k tó ry w k o nsekw encjach zapew ni w zrost zy­ sków rów nież w innych se k to rach spożycia. Do czego doprow adziła ta p olity ka tu ry s ty c z ­ na, o parta n a czystych racjach ekonom icznych lu b raczej na ekonom icznej in te rp re ta c ji z ja ­ wiska, w yniesionej do rangi in n y ch sek to ró w życia gospodarczego, zjawiska., k tó re z t y ­ m i sektoram i nie m a nic wspólnego? Ro­ zwój k o m u n ik acji spow odow ał w zrost p rze­ m ysłu związanego ze środkam i tra n sp o rtu , doprow adzając do akcji m astodontycznej, ale pozbaw ionej rów now agi: w yw ołało to p ara liż sam ego ru ch u drogowego z pow odu n ieb ra n ia pod uw agę przepustow ości dróg oraz z a tru c ie pow ietrza i spokoju, zarów no w m iejsk ich ośrodkach, jak i na wsi, z pow odu k ró tk o ­ wzroczności nie pozw alającej zw iększyć kosz­ tów prod ukcji przez w prow adzenie filtró w oczyszczających spaliny i tłu m ik ó w h ałasu w środkach tra n sp o rtu .

Oto jeden z kluczow ych elem entów tu r y s ty ­ ki zbiorow ej — rozwój środków kom un ikacji, m otor napędow y gospodarki k rajo w e j i ró w ­ nocześnie pierw szy czynnik głęboko m odyfi­ k u jący h a b ita t ludzki, środow isko n a tu ra ln e : zm ienione pow ietrze, k tó ry m oddycham y, zm ienione dźwięki, któ re nas otaczają, zasad­ niczo zm ieniony w ygląd naszych zab ytk ow ych m iast i wsi z powodu nowo w ybu d ow any ch dróg, superdróg, a u to stra d z całą n ib y ge­ n ialn ą p lątan in ą przejazdów , pętli, tu n e li w celu skrócenia odległości, rozładow ania ru c h u , przyspieszenia kom unikacji.

P ostępu jąca elim in acja w ysiłku — k tó ry n ie ­ gdyś tow arzyszył każdem u procesow i poznaw ­

(7)

czemu, b ył niem al solą podróży, przez co osią­ gnięcie celu zyskiw ało na przyjem ności i kon­ tem placji — doprow adziła do (połączenia szczytów i dolin w yciągam i i k o lejk am i lino­ w ym i po to, by w szyscy mogli nacieszyć się widokiem , k tó ry k ied y ś stanow ił n ag ro d ę za odważną, w pocie czoła w y k onaną w spinacz­ kę. W te n oto sposób nie tylko zm ieniono k r a ­ jobraz, ale zam iast uczynić człowieka bardziej szlachetnym obniżono w artość dobra, polega­ jącego w dużej m ierze n a podniosłym u d u ­ chow ionym odosobnieniu, na nien aru szo nej ciszy, n a ponadczasow ym patosie.

P rak ty czn e zalety tak ich rozw iązań, k tóre m iały służyć tury ście, zostały przekreślone

przez sk u tk i tychże sam ych rozw iązań. Obok dziedziny kom unikacji, d ru g ą dziedziną dotyczącą tu ry s ty k i pojętej jako „przem ysł tu ry s ty c z n y ” jest rozw ój „bazy” recepcyjnej. iWraz ze w zrostem tu ry s ty k i byliśm y św iad­ kam i oszalałego pędu do budow y i rozbudo­ w y hoteli, resta u ra c ji, schronisk, pensjonatów ,

cam pingów, m oteli i w szystkich budow li ak- cesoryjnych, k tó re sta n d a rd dzisiejszej tu r y ­ s ty k i czyni nieodzow nym i. W m iastach i ze­ społach zabytkow ych ta fala budow lana u k ie­ ru n k o w a n a nie n a ludność stałą, lecz na go­ ści w ciągłym tranzycie, w prow adziła do tk a n k i m iejskiej i zabytkow ej rozw iązania nie­ m al zawsze pospieszne, k tó re — pod pozorem stw arzan ia większego k o m fo rtu dla tu ry stó w ■

— w istocie pozbaw iają ich praw dziw ego do­ bra: harm onijnego k o n tak tu ze środow iskiem

zabytkow ym bądź arty styczn y m , k tó re było celem ich podróży.

H ab itat ludzki, przez k tó ry przetoczyła się fala budow nictw a turystycznego, ulega ra d y ­ k a ln y m przeobrażeniom , b ardzo rzadko d a ją ­ cym w efekcie jego w aloryzację. Na ogół w y ­ stępu je zjaw isko przeciw ne, to znaczy zuboże­ nie życiodajnego potencjału, k tó ry był bodź­ cem dla tu ry sty k i. Niszczenie lub gw ałt za­ d aw an y zabytkom , rów nież pod w pływ em potrzeb tu ry sty czn y ch , czasam i doprow adziły do zrów nania w spaniałych i cennych ośrodków zabytkow ych z w yblakłym i, a n o n i­ m ow ym i dzielnicam i podm iejskim i. A gresja dokonana na k rajob razie — pozornie u łatw ia ­ jąc tu ry śc ie zdobyw anie przyrody, co nie by ­ ło ani m ąd ry m działaniem psychologicznym , a n i dobrą p olityką tu ry sty cz n ą — okazała się

jeszcze gorsza w skutk ach .

Trzecim , lecz nie ostatn im z czynników w spół­ czesnej, tzn. zbiorowej, tu ry sty k i, przyczynia­ jącym się do zm iany środowiska, n atu raln ego, jest — obok rozw oju kom unikacji i bazy re ­ cepcyjnej — czynnik społeczno-psychologiczny.

P rzekształcenia, jakie on w yw ołuje, są zja­ w iskiem o przem ijający ch rozm iarach, o re ­ p erk u sjach tak daleko idących, że tru d n o na pierw szy rzu t oka ocenić ich zasięg. Poziom ekonom iczny i społeczny pod ty m w pływ em

siły uderzeniow ej tu ry s ty k i k o lekty w nej głę­ boko m odyfikuje poziom ekonom iczny i spo­ łeczny m iejsc kreow an ych na ośrodki t u r y ­ styczne. R ep erk usje są ta k ogrom ne, że zm ie­ n ia ją w ręcz fizjonom ię całych regionów . K ra je zalew ane sezonowo ogrom nym i falam i tu ry stó w pochodzących z in n ych k ra jó w o w yższym poziom ie życia u leg ają gw ałtow nym i nie uporządkow anym procesom ew olu­ cyjnym , n ieod w racaln ym i tru d n y m do opa­ nowania,. Sam ry tm tu ry s ty k i m asow ej, zw ią­ zany z ry tm e m „czasu w olnego” w spółczesne­ go człowieka, stw arza szczególne e fe k ty w sferze społeczno-psychologiczne j . W istocie gw ałtow ne Skoki m iędzy sezonem p ełn y m i m artw y m , kolejne następow anie po sobie okresów in tensy w nej aktyw ności, trw ają cy c h w w ielu m iejscow ościach średnio trz y m iesią­ ce w roku, i długich m iesięcy w egetacji w y ­ w o łu ją au te n ty cz n e zachw ianie rów now agi psychospołecznej, którego być może ekonom i­ ści nie doceniają w pełni, chociaż w p ły w a ono rów nież na sferę gospodarczą.

D ysproporcja pom iędzy k o n w u lsy jn y m i t y ­ godniam i w pełni sezonu i m iesiącam i znuże­ nia odbija się n eg aty w n ie na ludziach i m ie j­ scach, sprow adza tu ry s ty k ę do roli in stru m e n ­ tu w yzysku, niszczy dobra tu ry sty czn e.

Je d n ą z przyczyn takiego niszczenia jest b ra k przygotow ania k u ltu ra ln e g o ludzi. W iększość osób uważa, że percepcja w izualna n astęp u je błyskaw icznie, że obraz, rzeźba, a rc h ite k tu ra , zespół — środow isko n a tu ra ln e , są rozum iane w sam ym m om encie postrzegania. Nie m a osoby, k tó ra b y nie uw ażała, że jest przygo­ to w ana sam oistnie do oceniania zab ytk u lub zespołu: w ielow iekow a renom a artystów , dzieł m alow anych, panoram działa czasem jak bo­ dziec reklam ow y. T u ry sta spogląda okiem biernym , posłuszny, zahipnotyzow any pod w pływ em pow tarzanych przez całe pokolenia opinii. Podziw ia z obowiązku, nie rozum iejąc, dlaczego ru in y rzym skie, d aw ne m alarstw o, m alow niczy w idok pow inny być podziw iane. Podporządkow uje się konw encjom , pada ich ofiarą.

W in n y ch dziedzinach k u ltu ry sytu acja jest odm ienna. W stęp do bibliotek, na w ykłady, w idow iska, k o n c e rty jest w olny dla w szy­ stkich, a specjaln e u łatw ien ia zapew niają do­ stę p publiczności m niej zam ożnej. Mimo to napływ jest u reg u lo w an y p raw am i zakorze­ nionym i już w św iadom ości, praw am i gw a­ ran tu jąc y m i nienaruszalność dobra k u ltu ry oddanego do dyspozycji publiczności. N ato­ m iast e lem en tarn e zasady — tak ie j jak ta, k tó ra nie zezwala ko rzy stający m z bibliotek niszczyć książek — nie są w pełni resp ek to ­ wane, jeśli chodzi o inne dobra k u ltu ry . Za­ b y tk i będące u n ik aln y m i bądź niezw ykle rzadkim i palim psestam i przeszłości są w y d a­ w ane w ręce beztroskich i nieokrzesanych.

(8)

O cena sposobu wchodzenia w k o n tak t z do­ b rem k u ltu ry przez tego ro d zaju zw iedzają­ cych p raw ie niigdy n ie uw zględnia kw e­ stii, czy są oni w sta n ie zrozum ieć w artość tego dob ra i jego wym ogi. Je śli dla w artościo­ w ania książki nie w ystarcza m ieć oczy, by do­ strzegać jedynie zapisane stro n y, lecz trzeba p rzy n a jm n ie j um ieć czytać, to dla wyniesienia, jak ie jś korzyści — bądź duchow ej, bądź zw ykłej rozryw ki — z „tu ry sty czn eg o ” u ż y t­ k o w ania dóbr zabytkow ych lu b n a tu ra ln y c h trzeb a m ieć m inim um przygotow ania i poczu­ cia odpowiedzialności. K rajob raz, środow i­ sko, zabytki, oddane do niczym nie ograni­ czonej dyspozycji nie przygotow anej m asy ludzk iej, czeka ten sam los, jak i spotkałby bezcenny in k un ab u ł w ręk u analfabety. Ludzie o w ykształceniu podstaw ow ym lub średn im , stanow iący dzisiaj jeszcze n a jw ię k ­ szy p ro cen t społeczeństw a, są celem dla. tu ­ ry sty k i zbiorowej. Dla nich organizow ane są w ycieczki grupowe, co im p lik u je k o n c e n tra ­ cję i poruszanie się ogrom nych tłum ów . T łu ­ m y te rozprzestrzeniają się nieopanow aną fa­ lą, u p ra w ia ją c n a jb a rd zie j d e stru k c y jn ą i nie­ k u ltu ra ln ą tu ry sty k ę bądź też są dosłownie prow ad zon e za ręk ę przez o rgan izato ró w od ch w ili w y jazd u do m o m en tu pow rotu. W pierw szy m w ypadku w ycieczki d ają b ezprzy­ k ład n ą lekcję poniżającego b a rb a rz y ń stw a pod k ażd y m względem , co sp raw ia, iż sta ją się one gościem niepożądanym , w d ru g im — m a­ m y do czynienia z k o m p letn ą niem ożnością d okonyw ania w yb o ru indyw idualnego, ucze­ stnictw a, spontanicznego, co sprow adza urlop do w yczerpującego i groteskow ego przedsię­ w zięcia.

N a ty m poziomie, tzn. na poziom ie śred nim tu ry s ty k i u p raw ian ej dzisiaj, postaw ienie zn a­ k u rów ności m iędzy podróżow aniem a k u ltu ­ rą w y d a je się niem ożliwe, a w p ły w tu ry sty k i na h a b ita t n ie może nie być neg aty w n y . Tak więc paw dziw ą u to pią s ta je się definicja, k tó rą Be- ch elard wiąże z tu ry s ty k ą p ojm ow aną przez niego jako „ k u ltu ra ciągła”. N iem niej o p ty ­ m istycznie brzm i o kreślenie tu ry s ty k i jako „ k u ltu r y dyn am icznej” przez A rm anda, tw ie r­ dzącego, że rozw iązanie problem ów leży w ciągłym doskonaleniu urząd zeń tu r y ­ stycznych! T w ierdzeniu tego dzisiejszego F o u ra stié, że „ tu ry s ty k a w p ły w a k o rzystnie na k u ltu rę ludow ą”, zadaje k łam su ro w a rze­ czyw istość postępującej w dół niw elacji m as tu ry sty c z n y c h i m iejsc. T w ierd zen ie to opiera się na częściowo błędnej przesłance, poniew aż w rzeczyw istości to w łaśnie m inim u m k u ltu ­ r y ludow ej może w pływ ać k o rzy stn ie n a tu r y ­ sty k ę , a nie odw rotnie. Je d y n ie w ychodząc od w ychow ania podstaw ow ego tu ry sty k a, m o­ że z ko lei stać się czynnikiem w ychow aw czym , d o sk o n ałym in stru m e n te m kształcenia, dopeł­ n ian ia osobowości człow ieka i korzystnego w p ły w u na h ab itat. Na poziom ie obecnym

sprow adza się tu ry s ty k a do op eracji o c h a ra k ­ terz e m erk a n ty ln y m i staje się przy czy n ą de­ g radacji m iejsc, w yw ierając złe działanie w y ­ chowawcze na ludzi.

Tej sy tu acji nie uzdrow iły, niestety , liczne in ic ja ty w y podejm ow ane w o statn im dw u­ dziestoleciu, zwłaszcza przez UNESCO, m ają ­ ce na celu przekw alifikow anie tu ry s ty k i m a­ sow ej w tzw . „ tu ry sty k ę k u ltu ra ln ą ” , tj. u sta­ now ienie racjo naln ej i p o zy ty w n ej relacji m iędzy rozw ojem tu ry sty cz n y m i k o n serw acją dóbr k u ltu ry . Od 1964 r. w Genewie, w ca­ łej serii spotkań na w ysokim szczeblu zosta­ ły przedyskutow ane rozw iązania dotyczące skierow ania fali tu ry sty k i ku regionom roz­ w ijający m się, pow iększenia jej racjo n alnie

tam , gdzie jest ona od daw na źródłem docho­ du, w spółpracy z rządam i p aństw w opraco­ w aniu planów organizacyjnych.

W 1966 r. na X III Sesji K onferen cji G enew ­ skiej UNESCO postanow iono, że zostaną pod­ jęte całościowe badania w celu ok reślen ia — w jakim stopniu ochrona i k on serw acja dzie­ dzictw a zabytkow ego danego k r a ju przyczy­ n iają się do rozw oju tu ry sty k i i jak a jest ich rola. jako bodźców ekonom icznych. R ekom en­ dacje p odjęte przez K om itet E kspertów UNESCO w sty czniu 1968 r. w T unisie zale­ cały, by p ań stw a oraz organizacje k u ltu ra ln e działały opierając się na w spólnej bazie sto­ sownie do zm ieniającej się sy tu acji.

Pow ołanie „ tu ry sty k i k u ltu ra ln e j” zakładało przede w szystkim nadanie w stępnej form y o r­ ganizacyjnej tu ry sty ce m asow ej i zespolenie m ocy ekonom icznych na skalę m iędzynarodo­ wą, a następ nie obrócenie pew nej części k a­ pitałów (i zysków) na tzw . działalność w alo­ ry zacy jn ą i resta u ra c ję dóbr a tra k c y jn y c h z p u n k tu w idzenia tu ry sty k i. N iestety, ta d ru g a część działalności pozostała praw ie m ar­ tw ą literą, a w p rak ty ce chodziło zawsze o m arne okruchy, jałm użnę. Może to i dobrze, poniew aż wszędzie tam gdzie dokonyw ano pew nych realizacji, m iały m iejsce duże niepo­ rozum ienia, w ynik ające bądź to z b ra k u p rzy ­ gotow ania sił k u ltu ry , bądź to z przebiegłości spekulan tów chronionych e ty k ie tk ą „ k u ltu ­ ra ln y ” . W szędzie bow iem dochodziło do m a­ sow ej degredacji, do system atycznego unice­ stw iania. Również apel o skoordynow aną a k ­ cję w skali k rajo w ej i m iędzynarodow ej nie przyniósł spodziew anych rezultatów . Nie u d a ­ ło się w żadnym k ra ju do narodow ych p la­ nów rozw oju w łączyć program ów konserw acji i rew alory zacji dziedzictw a zabytkow ego i krajobrazow ego. Podobnie apel o stw orzenie m iędzynarodow ego funduszu ochrony takiego dziedzictw a w k ra ja c h m niej rozw iniętych nie spotkał się z pow ażnym przyjęciem .

N ależy uznać za M um fordem , że głów ny pro­ blem osadnictw a ludzkiego polegał n a przy ­ stosow aniu naszej p lan e ty do po trzeb czło­

(9)

wieka, nie niszcząc w cale rów now agi w p rz y ­ rodzie. Rów nocześnie doko nu jem y bolesne­ go stw ierdzenia, że u trzy m an ie ta k ie j rów no­ w agi ekologicznej staje się coraz tru d n iejsze w raz ze w zrostem możliwości technicznych i ekonom icznych.

W szystko to zostało potw ierdzone przez przed­ staw icieli całego św iata, zgrom adzonych pod egidą ONZ w P ra d ze , N ow ym Jo rk u , Sztokhol­ m ie na w sp om n ianej K o n feren cji O chrony Środow iska i n astęp n ie k o n feren cji k rajó w europejskich n a te m a t polityki k u ltu ra ln e j, k tó ra odbyła się pod au sp icjam i UNESCO w H elsinkach. Skonstatow ano, iż ludzkość osiąg­ nęła granice to le ran c ji, k tó ry ch przekroczenie zagraża jej egzystencji. P rzew id u je się, że w raz z in te n sy fik a cją procesów p rod u kcy j­ n y ch kolejne sy stem y równowa,gi okażą się zawsze n iew y starczające wobec coraz to licz­ niejszych innow acji. S taje zatem przed w szyst­ k im i konieczność globalnego zaangażow ania w poszukiw aniu no w ych dróg i w ytyczenia dy­ re k ty w n a przyszłość. Sens ty ch poczynań jest taki, by zrezygnow ać ze św iata konsum pcji, odrzucając „żelazne p raw a ” ekonom ii i zysku, k tó re są zaprzeczeniem au ten ty czn y ch w a rto ­ ści, niezbędnych d la człowieka po to, by mógł o n przeżyć.

O statnie sp o tk an ia m iędzynarodow e przed sta­ w iły już pew ne propozycje w ty m kierun k u. W 1970 r. na K ong resie E uropejskiej F edera­ cji K u ltu ry w R o tterd am ie p rezy d en t W spól­ n o ty E uropejskiej Sicco M ansholt oraz ekono­ m ista K e n n e th G a lb ra ith z U n iw ersy tetu H a r­ w a rd w sw ych przem ów ieniach nieoczekiw anie poparli spraw ę dób r k u ltu ry , i to — rzecz wielce znam ienna — w ychodząc od racji ści­ śle ekonom icznych i socjologicznych. K ongres dotyczył p ro b le m aty k i „M iasta roku 2000”. M ansholt w y raźn ie podkreślił, że „m iasto roku 2000” z pow odu naszego b rak u przew idyw ań może окатаć się fa ta ln ą przygodą, i w skazał n a pilną potrzebę dokonania rew izji dotych­ czasowego system u w artości. Ekonom ista G al­ b ra ith u trzy m y w ał, iż problem n ie pow inien być rozw ażany jed y n ie na płaszczyźnie ekono­ m icznej i społecznej, lèpz także estetycznej. Nie potrzebu ję dodaw ać, jak bardzo arg u m en ty przytoczone przez te osobistości dodają mi o tu c h y i to nie ty lk o dlatego, że pop ierają mo­ je w łasne tezy, a le poniew aż św iadczą o tym , że przedstaw iciele odm iennych dyscyplin od m ojej w y ra ż ają się w podobny sposób.

Pocieszającym fa k te m było rów nież to, że idee prezen tow an e n a sp o tk an iu w R otterdam ie, tra k tu ją c y m przecież o problem ach ekono­ micznych, m ia ły p u n k t zbieżny z poglądam i w yrażonym i p rze z K olokw ium ICOMOS w O ksfordzie w 1969 r., na k tó ry m postulow ano, b y planiści gospodarki przekonali się, że w in ­ teresie sam ej tu ry s ty k i leży, a b y potencjał liry czny zabytków i k rajo brazó w został u ra to ­

w any. Pow oływ ano się w ty m w zględzie nâ postanow ienia K a rty W eneckiej.

O statn im potw ierdzeniem uściślenia p ro g ra ­ m ów i poglądów na ten tem a t była w spo m n ia­ na k o n fere n c ja w H elsinkach, n a k tó re j m i­ n iste r k u ltu r y Zw iązku Radzieckiego p rz y ­ p om niał o w y n ik ającej dla E uropy konieczno­ ści pow ro tu do w łasnych tra d y c ji h u m a n isty c z ­ nych. H um anizm — jak m iałem okazję pow ie­ dzieć w 1970 r. na k o n feren cji p rzy gotow aw ­ czej w Pradze, poprzedzającej K o n feren cję O chrony Środow iska — nie pow inien być poj­ m ow any jako zjaw isko zastrzeżone d la jedn ej k la sy jed no stek p rz y w yłączeniu mas. M usi on nato m iast być rozum iany jako h a b i t u s m yślow y, zdolny doprow adzić do pow szechne­ go podniesienia poziomu życia.

P rz y ro st ludności i w zrastająca liczba osób osiągających dobrobyt, a zatem i czas w olny, stanow ią fak t zasługujący na baczną uwagę: „duża liczba” nie pow inna przesłaniać n am in­ teresów jednostki. Celem n ad rzęd n y m zawsze będzie człow iek — jego potrzeb y m aterialn e i duchow e. Jeżeli zajdzie konieczność — dla rato w an ia dobra k u ltu ry — zam knięcia dostę­ pu tłu m ów do tego dobra i zarezerw ow ania go dla specjalistów , to tego rodzaju a k t nigdy nie będzie, i nie może być, uw ażany za p rzy ­ w ilej k a sty (naw et k u ltu ra ln e j), lecz zostanie jed y n ie u znan y za nieu nik nio ny w interesie ludzkości dla zachow ania tego dziedzictw a rów ­ nież dla ludzi dnia jutrzejszego. Dzięki tym ocalonym św iadectw om będą oni m ogli lepiej służyć w spółczesnym i swoim dzieciom. W ykracza się w te n sposób, poprzez resp ek to ­ w anie p ra w jednostki, poza w szelkie pojęcie w łasności (w rozum ieniu praw a rzym skiego) d o bra n atu ra ln e g o i k u ltu raln eg o , dobra, któ­ re w rzeczyw istości należy tylko do ludzkości w czasie. Z atem nie ty lk o jednostka, lecz rów ­ nież społeczność nie mogą decydow ać o jego zniszczeniu.

N aród polski, k tó ry bardziej niż in n y oddalił się w sensie pozytyw nym od pojęcia dób r in­ d y w id u a ln y c h i zrozum iał, czym są dob ra du­ chowe, u tw ierd za nas w przekonaniu, że samo posiadanie bogactw a nie zaszczyca. Jed y nie opierając się na te j wolności w ew nętrzn ej, po­ jęcie w łasności n ab iera sensu b ard ziej postę­ powego. Z resztą m ożna zauw ażyć, że również w tra d y c y jn y m rozum ieniu w łasności w artość rzeczy posiadanej upada, gdy bogactw o staje się celem sam y m w sobie, n aw et jeśli dzielone jest pom iędzy w szystkich. Nie oznacza to, iż posiadanie jako tak ie nie jest m ożliwe, ale że dobro, aby mogło być m oralnie ak ty w n e, po­ w inno należeć ty lk o do tych, k tó rz y je szanu­ ją i kochają.

P o sta ra jm y się te ra z określić cyw ilizacyjnie pożądane k ie ru n k i rozw oju tu ry s ty k i jako jed­ nego z elem entów determ in u jący ch lu dzki ha­

(10)

b ita t — środow isko n a tu ra ln e . U w ażam , że n a­ leży w ypracow ać in stru m e n ty mogące d o sta r­ czyć w skazów ek program ow ych dla globalnej postaw y człow ieka wobec jego p lan ety , jed­ n y m słowem , ustanow ić „św iatow e stu d iu m ekologii człow ieka” .

W ty c h szerokich ram ach problem tu ry s ty k i będzie m ógł być rozw iązyw any na dw u płasz­ czyznach:

1) utw o rzen ie u n iw e rsy te tu tu ry sty k i,

2) przygotow anie człowieka do k o rzy stan ia z czasu w olnego z poszanow aniem dla p lan ety, n a k tó re j żyje.

Je śli chodzi o pierw szą propozycję, rzecz w y ­ daw ałaby się oczywista, lecz ta k nie jest. F a k ­ tycznie u n iw e rsy te ty działające na. ty m polu s ta w ia ją sobie za cel jedynie studiow anie bodź­ ców tu ry s ty k i, problem ów ruchliw ości tu ry ­ sty, m ożliwości recepcyjnych, im p lik acji fi­ nansow ych, przygotow anie techn ik ów tu r y ­ styki, itd., tj. problem ów dotyczących sfe ry ekonom icznej. P roponow any przez n a s now y u n iw e rs y te t pow inien staw iać sobie za p rzed­

m iot stu d ia in terd y scy p lin arn e z z ak resu tej p ro b le m aty k i, ale celem głów nym pow inien być człow iek w stosunku do w szystkich dzie­ dzin, k tó ry c h dotyczy tu ry s ty k a . N iew ielu z n a s w rzeczyw istości zdaje sobie dzisiaj s p ra ­ w ę z tego, jak głębokie relacje zachodzą m ię­ dzy środow iskiem a człow iekiem , zw łaszcza w sferze psychologicznej i społecznej. Tem u w łaśn ie p o w in ny być pośw ięcone stu d ia na now y m u n iw ersytecie.

W alce o p rzetrw an ie (ryw alizacja biotyczna) odpow iada w alka o p ry m a t ekonom iczny (ry­ w alizacja ekonom iczna). N ajnow sze b ad ania i e k sp e ry m e n ty w ykazały nieprzystosow alność p ra w ekologii n a tu ra ln e j do środow iska spo­ łecznego, stw ierdzając, iż ekologia pom niejsza znaczenie czynników duchow ych i k u ltu r a l­ n y c h i, w konsekw encji, zasięg św iadom ego a k tu woli ludzkiej.

W te n sposób w ykształca się stopniow o teoria ekologii społecznej op artej w znacznym sto p ­ n iu n a plan ow aniu p rzestrzen n y m i na u rb a n i­ styce. S tą d konieczność ro zp atry w an ia p roble­ m u tu ry s ty k i w ram ach szkoły ekologii ludz­ k ie j, zdolnej do d ostarczenia odpow iedzi sto­ sownej. do potrzeb nowego, tw orzącego się św iata.

W o s ta tn ic h czasach dojrzano w reszcie, że roz­ w ój przem ysłow y i technologiczny nie może odbyw ać się — jak dotychczas — jed y n ie pod d y k ta n d o p raw techniczno-ekonom icznych, b ru ta ln y c h i nieludzkich. D ualizm oraz sprze­ czność in te re só w m iędzy ekon o m istą (k tó ry w tu ry s ty c e w idzi jedynie źródło bezpośredniego z y sk u za w szelką cenę) i człow iekiem w y­ kształco n y m , zain teresow an y m w zachow aniu d ó b r k u ltu r y (w ytw orów przyrody, człow ie­

czych lub jedn y ch i drugich), pow inien ustać. Chodzi zresztą ty lk o o to, b y p rzyjąć po­ w szechnie zasadę globalnego w idzenia p ro ble­ mów, k tó ry c h konsekw encje do tyczą naszego ju tra.

W św ietle now ych czynników problem tu ry ­ styczny pow inien być ro zp atrzo n y ponow nie we w szystkich aspektach, ze zw róceniem szczególnej uw agi na:

a) stosu nk i społeczne m iędzy ludnością m iej­ scową a napływ ow ą w w y n ik u tu ry sty k i; b) h a b ita t — środow isko n a tu ra ln e , zwłaszcza pod k ątem tra s i s tr u k tu r zapew niających przepustow ość;

c) zasiedlenie ty p u m ieszkalnego.

Z takich now ych in sty tu tó w k u ltu ra ln y c h w y j­ dą specjaliści i technicy, zdolni do dokonyw a­ n ia m ądrych wyborów, do program ow ania s tr u k tu r tu ry sty cz n y c h odpow iednich do rze­ czyw istych potrzeb człowieka. D opiero w dal­ szej kolejności będą działać ci, k tó rz y dzisiaj uw ażani są za techników tu ry s ty k i. Ich pro­ gram szkolenia pow inien rów nież obejm ow ać now e dyscypliny, w prow adzone po to, by uśw iadom ić im p rzy n ajm n iej istn ien ie o w ie­ le szerszych problem ów niż sp ra w y przepu­ stowości b azy recepcyjnej, szybkości środków tran sp o rtu , rentow ności.

Co się ty czy drugiej propozycji, przygotow a­ nia człow ieka do k o rzystan ia z czasu wolnego, m usim y przyznać, że prob lem ten nie zosta­ nie rozw iązany w sposób realisty czn y , jeżeli nie obejm ie w szystkich szczebli s tru k tu ry szkolnej w skali całego społeczeństw a. O by­ w atel m usi być w ychow any ta k , by odczuw ał potrzebę kształcen ia się i akceptow ał koniecz­ n e granice, by um iał określić opty m alne fo r­ m y w łasnej rozryw ki, by p o tra fił u trzy m ać w łasne a sp iracje w obrębie p a ra m etró w w y ­ znaczonych przez jego m ożliw ości in te le k tu a l­ ne, a przede w szystkim , b y p o tra fił w yko rzy ­ stać w sposób najlepszy swój k o n tak t z w y ­ bran y m i m iejscam i i ludźm i d la w łasn ej k u l­ tu ry i w łasnego doskonalenia. D zięki te j swo­ bodnej a k c ep ta cji p aram etró w będzie mógł od­ kryw ać siebie samego, osiągając radość, k tó ra nadaje życiu praw d ziw y blask, a jednostce za­ pew nia p otrzebn ą rów now agę.

Realizując te koncepcje m ożna dojść do w ła­ ściwego k orzy stan ia z dóbr n a tu ry i k u ltu ry , do w łaściw ego u żytko w ania p rzestrzen i i środ­ ków tra n sp o rtu . P raw dziw a wolność n ie jest niczym innym , jak zgodnym w spółistnieniem naszej wolności z wolnością innych. D latego też konieczna je st rew izja przesłanek, n a k tó­ rych należy oprzeć w aloryzację dobra n a tu ry czy k u ltu ry , u k ład osadniczy nowego m iasta, g w a ra n tu jąc zachow anie w arto ści dóbr, będą­ cych nieodzow nym i p rero g aty w am i harm o n ii naszego środow iska.

(11)

P oszukiw anie ta k ie now ej cyw ilizacji stanow i obow iązek każdego świadom ego człowieka w in teresie jednostki, k tó ra dąży do doskonało­ ści i prag nie uczynić swe życie bardziej godne. P ro b lem jest to ta ln y — o bejm uje w szystkie poczynania człowieka. Nie ulega zresztą w ą t­ pliwości, że tu ry s ty k a o parta na now ych pod­

staw ach pow ażnie przyczyni się, a b y dokony­ w an y w ybór nosił cechy oceny etyczn ej i este­ tycznej,, jed nym słowem, w pełni lu dzk iej.

prof, dr Piefcró Gazzola

Międzynarodowe Podyplomowe Studium Konserwacji Zabytków

przy U niwersytecie Rzymskim

THE LEISURE TIME AND TOURISM AS THE FACTORS HAVING DECISIVE EFFECT ON THE MODERN ENVIRONMENT OF MAN

While expressing his thanks for distinguishing him w ith the doctor’s (hon.c.) degree a t the Technical U ni­ versity of Cracow at the outset of his inaugural lec­ ture Prof. Gazzola stated th a t for the presenting of problem s dealt with in his lecture as the most appro­ p riate country seemed Poland who was able to see the necessity of cultivating the tradition and achiev­ ements of civilization a t the same tim e showing a deep understanding for cultural values. This problem is highly im p o rtan t for all countries in times of the modern development of tourism being one from among m any ways of spending the leisure time which, howe­ ver, m ust be considered as one in equal measure fa ­ vourable a n d unfavourable since, as a consequence, it is th at development namely th at may lead to far reaching transform ations of n atural environm ent. The author is of opinion th at tourism has been made more and more dependent upon the economic m echa­ nisms governing the demand and supply. Such policies applied in the field of tourism lead to num erous un­ favourable results as, for 'instance, the perm anently growing num ber of motorized vehicles of every sort which have their harm ful effect on n atural environ­ ment, elim inate the cognitive endeavours of people and, as a result, lower the value of cu ltu ral property. As another unfavourable result he quoted the trends of enormous development of building projects con­ nected w ith touring which, as a consequence, caused th at in m any old towns both tow n-planning and architectural design solutions have been applied de­ priving the tourists of any contact with historic en ­

vironm ent. All the above occurences are, no doubt, leading to transform ations in the m an’s social and phyoholoigical attitudes.

As highly im portant, according to Professor Gazzola’s opinion, should be considlered the problem of a poor general level of preparation of hum an m asses tra v e l­ ling throughout the world who in no way are able to properly perceive the culture. This in tu rn results not only in loosening the contact between the view ers and the cu ltu ral property, but also grows, in m any in ­ stances, to a cause of its wanton destructing. This general situation could, unfortunately, be n o t im proved by attem pts of UNESCO intended for changing the “mass to uring” into “cultural tourism ”.

The author postulated the w orking-out of program m e of the global attitude of man tow ard the planet he is living on. W ithin such a program m e the problems of touring could be solved at two levels, nam ely: (1) by establishing of a University of Tourism, (2) by p re ­ paring of man to making a proper use of his leisure time. While considering the problems of touring there should, among others, be taken into account the social relations betw een the local populations and those entering their living areas and also the n a tu ral envi­ ronm ent from the viewpoint of routes and structures securing the appropriate capacities and flows. By no m eans less im p o rtan t is such education of man that he would be able to feel the need of teaching himself and also to utilize his contact w ith cu ltu ral property in a proper way.

Cytaty

Powiązane dokumenty

In the light of the abovementioned guarantees in the Concordat of 1993 it should be concluded that these guarantees are preponderantly the confirmation of the legal norms that

For the typical situations, when it is necessary to make use of a long term forecast, the decisions concerning the development of a national system of energy acquisition and

Dokonując podsumowania wyjaśniania tych trzech pojęć, należy po- wiedzieć, że owo rozróżnienie – hazard, problemy z hazardem oraz hazard patologiczny – może być

Mleśolły się one w owalnych i kolistych jamaoh średnioy.. od

warstwa kulturowa w postaci brunatao-szarej próchnicy, zacho­ wana była fragmentaryczni· /5-20 cm miąższości/, silnie znisz­ czona przez rudę darniową 1 współczesną

SURVEY OF LITERATURE 1950-1951 243 the Roman law in the last phase of its evolution and the recognition of these elements in Justinian's Codification. The author justly remarks

Wbrew głosom zapowiadającym polonizację wschodnich Niemiec (np. Max Weber) sprowadzanie polskich robotników sezonowych uznano za najlepsze rozwiązanie braku rąk do pracy,

Według Benesa, nie wolno było «wywołać wrażenia, że robimy coś przeciwko któremuś z mocarstw, zwłaszcza Rosja jest tutaj bardzo wrażliwa (...). Nie możemy zająć