• Nie Znaleziono Wyników

Od święta do święta. Sztuka życia według Bohdana Zadury

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Od święta do święta. Sztuka życia według Bohdana Zadury"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

                        The following ad supports maintaining our C.E.E.O.L. service 

 

 

Od święta do święta. Sztuka życia według Bohdana Zadury

«From festival to festival. The art of living according to Bohdan Zadura»

by Piotr Bogalecki

Source:

Anthropos? (Anthropos?), issue: 20­21 / 2013, pages: 263­276, on www.ceeol.com.

(2)

263 Piotr Bogalecki

Od święta do święta. Sztuka życia według Bohdana Zadury

1.

"W każdym razie rodzimy się i umieramy w świecie, w którym nie ma święta"[1]. W chwili, w której piszę te słowa - w niecodziennym, przyznaję, uniesieniu (kilka dni temu urodziła się moja córka) - diagnoza Jeana Duvignauda pobrzmiewa mi w uszach szczególnie złowrogą, fałszywą nutą. Czyż i ów wybitny socjolog i antropolog nie przygotowywał swojej książki w stanie wyraźnej fascynacji? Jak w posłowiu do polskiego wydania przypomina Leszek Kolankiewicz, jej obiektem była kontrkultura, "kultura uczestnictwa, aktywności spontanicznej - i wręcz całego nowego stylu życia, którego emblematem stał się festiwal w Woodstock, (...) »trzy dni pokoju i muzyki»"[2]. Być może to ów rewolucyjny kontekst zadecydował o tym, że w ujęciu Duvignauda na przymiotnik "świąteczny" nie zasługują

"święta zorganizowane, poddane starannej kontroli ograniczających ideologii"[3]. Prawdziwe święto winno "dziurawić dyskurs i wprowadzać odmienny obraz człowieka", umożliwiając tym samym "dojście do głosu tego, co powoduje destrukcję społeczeństwa..."[4]. Jeżeli więc, zdaniem autora Daru z niczego, "dzisiaj niemożliwy jest dyskurs święta", to dlatego, że stanowi ono "»astrukturalny» przejaw życia społecznego, który wymyka się (...) wszelkiej instytucjonizacji"[5]. Dopiero zmieniając perspektywę, można - jak przypomniany przez Kolankiewicza Jerzy Grotowski - wykreślić święto z listy "słów, które umarły"[6] oraz, zgodziwszy się, że stanowi ono rodzaj jednostkowego interludium, zrezygnować z jego przednowoczesnego, cementującego społeczność charakteru. Poza wspólnotą, poza dyskursem, poza kalendarzem; wygląda na to, że w czasie, w jakim przyszło nam żyć - w dobie "narodzin nowego wieku ludycznego", w którym, według Jamesa E. Combsa, zabawa zaczyna być raczej obowiązkiem niż aktem wolnej woli[7] - święto skazane zostało na żywot widmowy i nieoczywisty.

Z pewnością to także rozpoznanie tej nietypowej sytuacji, w której utrwalony przez tradycję czas święta wydaje się najmniej podatny na jego zaistnienie, kazało Piotrowi Sommerowi wyrazić sceptycyzm, co do możliwości "przeciwstawienia poezji »odświętnej» i poezji »codziennej»"[8]. Zestawiając rzekomo "odświętnych" Miłosza i Herberta

Access via CEEOL NL Germany

(3)

264

z "codziennym" Białoszewskim, zauważy on, że choć poezja autora Obrotów rzeczy nie ma nic wspólnego ze "świętą mową" tych pierwszych, to jednak "czego Białoszewski nie dotknie, to nazwie po nowemu i - tym samym uświęca. Śpiewa święto codzienności, święto profanum"[9]. Intuicja zawarta w lapidarnym tekście Sommera jest prosta: prawdziwa poezja przekracza "łatwiutkie przeciwstawienie"[10] sacrum - profanum, odnajdując się w innym, znacznie bardziej nieoczywistym zadaniu uświęcania tego, co codzienne. Dopiero jego podjęcie umożliwia "poetycką wiarygodność", pozwalającą traktować czytelnika poważnie, podczas gdy wśród poetów chętnie podkreślających odświętność swoich wersów nader często słyszalna jest "zadęta", skierowana "przeciwko czytelnikowi (...) arogancja"[11].

W książce Smak detalu i inne ogólniki refleksję powyższą umieścił Sommer w sąsiedztwie obszernego szkicu Nowy Jork jako włostowicki cmentarz - jednego z najważniejszych omówień poezji Bohdana Zadury. Jego lejtmotywem wydaje się zaakcentowanie elementarnej, bezpretensjonalnej powagi, z jaką autor Starych znajomych traktuje czytelnika - bardzo podobnej do tej, o której mowa jest w tekście o odświętności i codzienności poezji. I chociaż w tym ostatnim nazwisko Zadury nie zostaje wymienione, można przypuszczać, że według Sommera mógłby on stanąć ramię w ramię z Białoszewskim.

Zwracając się w stronę prywatnego doświadczenia, "niepostrzeżenie, wszelkimi 'naturalnymi' zabiegami na języku", wciąga on wszak czytelnika w swoją codzienność i proponuje rozmowę, której celem jest "porozumienie, ale bez uproszczeń"[12]. Ponieważ charakterystyka ta niekoniecznie przystaje do wczesnej twórczości Zadury, w swoim artykule Sommer podkreśla istotną przemianę jego poetyki - "ewolucję głęboką i płynną jednocześnie", dzięki której udało się autorowi Pożegnania Ostendy "pokonać neoklasycyzm jego własną bronią", scalając go z modelem twórczości przejętym od Ashbery'ego i O'Hary[13]. W efekcie - jak bodaj najlapidarniej ujął to Piotr Śliwiński - "kiedy Bohdan Zadura, jeden z naszych najwybitniejszych poetów, wchodzi do pociągu, to pociąg nie zmienia się w wehikuł czasu ani nie staje się maszyną do produkcji metafor, lecz pozostaje mniej więcej pociągiem"[14]. Od poezji silącej się na odświętność przeszedł Zadura do wierszy uświęcających codzienność.

Chciałbym potraktować sąsiedztwo dwóch przywołanych tekstów Sommera jako pretekst do namysłu nad pewną, wyodrębnioną ze względu na temat, grupą wierszy Zadury.

Chodzi o wiersze świąteczne, to jest takie, które na mocy autorskiej decyzji, znajdującej wyraz w tytule, motcie, treści czy podpisie, przypisane zostały do konkretnych świąt:

znacznie rzadziej świeckich (Nowy Rok),

(4)

265

częściej zaś religijnych (Boże Narodzenie, Wielkanoc, Środa Popielcowa, odpust) czy bardziej rodzinnych, a jednak ściśle z rytualnością związanych (pogrzeb, stypa, niedzielny obiad itd.). Do tego typu tekstów o wyraźnie okolicznościowym charakterze powraca Zadura z zauważalną regularnością, co pozwala rozpatrywać je w kategoriach pewnego projektu - niespecjalnie co prawda eksponowanego, ale być może tym bardziej frapującego. Jeżeli, jak przypomina Zygmunt Bauman, "istota" sztuki życia jeszcze u Jeana-Paula Sartre'a polegała

"na konsekwentnej realizacji raz na zawsze przyjętego »projektu życia», kolejnych zdarzeń życiowych i związanych z nimi wyzwań"[15], to dziś dużo częściej przyjmuje ona znacznie mniej konsekwentną formę "poszukiwania samorealizacji środkami estetycznymi na każdym możliwym poziomie: duchowym, intelektualnym, ale i cielesnym"[16]. Tym bardziej uwagę zwraca, że niezależnie od głębokich przemian poetyki, w twórczości Zadury dostrzec można pewną (rzecz jasna, nie jedyną) stałą dyspozycję, nakazującą mu od czasu do czasu ponownie podejmować namysł nad rzeczywistością święta. I chociaż wyodrębnienie wierszy świątecznych jako grupy może jawić się zaledwie jako gest porządkujący (pomocny przy próbie uchwycenia kierunku ewolucji techniki poetyckiej czy światopoglądu Zadury), to dają się one odczytywać także na poziomie meta-, jako refleksja nad antropologią świętowania, nad możliwościami, modalnością i warunkami istnienia święta. Jako taki ów nieustannie przez Zadurę ponawiany namysł kieruje nas to w stronę przeżyć o charakterze religijnym czy parareligijnym, to w kierunku problematyki pamięci i melancholii, w końcu zaś - ku rzeczywistości polityczno-społecznej. W moim odczuciu obejmuje on przynajmniej trzy fazy tudzież postaci, w związku z czym do wyprowadzonych z tekstów Sommera etapów twórczości odświętnej (1) oraz uświęcania codzienności (2) należałoby dodać symetryczny, acz odwrócony, gest "ucodzienniania" świętości (3). Mam też nieodparte wrażenie, że od pewnego czasu u Zadury do głosu dochodzi także i czwarta postać jego poetyckiej antropologii świętowania: byłaby nią nieuchronna konsekwencja rzeczonego procesu

"ucodzienniania", a mianowicie codzienność totalna, wyzwolona z samej opozycji sacrum - profanum (4). Wychodząc od sacrum i przechodząc przez sakralizację oraz profanację, w swoim projekcie doszedłby zatem Zadura do czystego profanum, całkowitej nieobecności tradycyjnie rozumianego święta.

2.

Jak zatem świętuje Zadura? Z początku - po bożemu, ale dziwnie samotnie.

Przynajmniej tak wynika z juweniliów opublikowanych

(5)

266

pod tytułem Ze starych szpargałów[17]. Można wśród nich odnaleźć przynajmniej kilka tekstów, wykazujących silny związek z chrześcijańskim rokiem liturgicznym. Za ich dominantę uznać można organizujące ich głęboką strukturę napięcie pomiędzy obecnością a nieobecnością, konstytutywne zarówno dla doświadczenia religijnego (problem obecności Boga) czy miłości erotycznej (niespełnienie, rozłączenie, tęsknota), jak i dla statusu tekstu literackiego (problem fikcji i modalności wypowiedzi artystycznej). Widoczne jest ono zwłaszcza w dwóch utworach: w wierszu pod tytułem Alleluja (III, 264), zarysowującym sytuację wielkopiątkowej (a właściwie już wielkosobotniej) adoracji przy Bożym grobie, oraz w odsyłającym z kolei do świętowania Wigilii Bożego Narodzenia liryku rozpoczynającym się od cytatu cicha noc święta noc (III, 189-190). Wierszy świątecznych nie brakuje jednak również i w opublikowanych zbiorach poetyckich. Już w Kolędzie (I, 17) z debiutanckiego tomu W krajobrazie z amfor (1968) łączy Zadura Boże Narodzenie z wiosennym czasem Wielkanocy. Zarówno w tym tekście, jak i w pochodzącym z kolejnego tomiku utworze Jesteś źródłem, "światło dni wigilijnych" wydaje się wydobywać z mroku przede wszystkim

"krzesła przy stole puste" (I, 126). Wiersz ten przywołuje także sytuację właściwą dla erotyku, podobnie jak - pochodzący już z tomu Podróż morska (1971) - oniryczny zapis rozpoczynający się od słów "Na snu głębinie śni wigilijnego/ Karpia Karp", w którym ryba przemienia się "w kobietę o białych pośladkach i udach" (I, 169). Zdarza się też, że świąteczne teksty autora Małych muzeów przyjmują formę modlitw, jak I rok przeminął znowu z apostrofą do "Boga strzał nagłych" (I, 165). Ich dominantą wydaje się jednak charakterystyczny dla świętowania Zadury ton nostalgiczno-elegijnej zadumy, towarzyszący każdej wspomnianej przez niego Wigilii - nawet wówczas, gdy nie wydaje się stanowić ona pierwszoplanowego kontekstu interpretacyjnego, jak w Kanonierkach z Cherbourga (I 217).

W podobnie elegijny nastrój wprawia bohatera wierszy Zadury Wielkanoc. W zwiastującej już nową poetykę codzienności Bliźnie (I, 264) w "wielkanocny poniedziałek" wybiera się on na spacer, w trakcie którego obserwuje wychowanków domu poprawczego, ciskających nożami w korę starego dębu. Ich życiowej rezygnacji wydaje się odpowiadać wywołany w lekturze efekt zawiedzionych oczekiwań: skoro dyngus, to woda i dziewczyny, tymczasem nawet "niebo/ (...) błękitne i zimne" nie wylewa z siebie ni kropli... W Wielkim Tygodniu z kolei źródłem melancholii okazuje się specyficzny (nie)dokonany aspekt święta: "Jeszcze Pana Naszego grób pusty/ Jeszcze krzyż jego w tartaku skryty/ Jeszcze moczy się len na chusty/ Z których jedna będzie - Weroniki" (I, 227).

(6)

267

Ten charakterystyczny dla cyklicznej koncepcji czasu modus temporalny staje się punktem wyjścia dla poetyckiego namysłu nad paradoksalnym statusem świętowania, spuentowanego w dystychu "Bo całkiem się przecież nie stało/ To co się jeszcze dzieje" (I, 227).

Trudno oprzeć się wrażeniu, że nawet bez tego typu tematyzacji czynności świętowania, wczesna poezja Zadury pozostaje odświętna par excellence - pomimo elegijnych i melancholijnych tonów w niej obecnych, jawić może się ona jako rozpisany na kilka tomów hymn na cześć piękna, którego klasycyzujący autor swoim demonstracyjnym estetyzmem w pewnym sensie wypisuje się z życia. Zarzut ten znamy doskonale z Nieufnych i zadufanych i choć diagnoza Barańczaka jawi się dziś jako nie do końca sprawiedliwa, to akurat namysł nad odświętnością wczesnej twórczości Zadury wynika - także w odczytaniu Sommera - z jej estetycznej i tematycznej elitarności. Czytając takie wiersze, jak Ex nihilo (I, 6) czy Kanikuła (I, 63), można zastanawiać się wręcz, po co w tym przesyconym estetyką świecie odesłania do tradycyjnych, religijnych sposobów świętowania. Neoklasycystyczna poezja wczesnego Zadury wydaje się zdumiewająco odporna na kasandryczne diagnozy Jeana Duvignauda - odświętność wydaje się tu wręcz fundować pewną, opartą na estetycznym dystansie, postać sztuki życia, którą w szczególny sposób (na zasadzie swoistej synekdochy) poskreślają wymienione wiersze świąteczne.

3.

Sytuacja zmienia się radykalnie wraz z przemianą poetyki Zadury. Jeżeli intuicja zrodzona z połączenia obu wspomnianych na wstępie tekstów Sommera jest słuszna, to w poezji, której główne zadanie stanowi wyśpiewywanie "święta codzienności, święta profanum", nie powinno ostać się żadne święto rozumiane jako wyrwany z rzeki czasu moment uprzywilejowany. Skoro świąteczność może wydarzyć się zawsze i wszędzie, niezależnie od momentu roku liturgicznego, to podkreślanie wyjątkowości tego, a nie innego, dnia jako święta jawi się jako działanie przeciwskuteczne; jedynym wszak dniem, jakiego nie sposób uświęcić, pozostaje... święto. Albo Epifania zatem (obchodzona raz do roku uroczystość), albo wielość epifanii (jak u Joyce'a, mogących przytrafić się kiedykolwiek). I choć z pewnością można wyobrazić sobie projekt poetycki łączący oba te porządki i przekraczający przepaść pomiędzy singularis a pluralis, Wielką a małą literą, to z pewnością nie jest nim twórczość Bohdana Zadury z lat osiemdziesiątych - z tomów Zejście na ląd (1983), Starzy znajomi (1986) i Prześwietlone zdjęcia (1990).

(7)

268

Autor poezji tej, zdaniem Śliwińskiego zrodzonej z "antykapłańskiego podejścia do pisarstwa"[18], jawi się jako niezwykle konsekwentny: umożliwiając doświadczenia święta w każdym jednym dniu, rezygnuje on z epatowania odświętnością tradycyjną, wydzieloną i wyodrębnioną ze świata. W efekcie, w tych akurat tomach nie sposób wskazać żadnego tekstu, jaki włączyć moglibyśmy do zbioru wierszy "świątecznych", tak często występujących przecież w pierwszej fazie twórczości. Można sądzić, że odrzucenie dyktatu kalendarza liturgicznego ma tu charakter strukturalny, a niekoniecznie odsyłać musi do jakiekolwiek kryzysu wiary autora - w tekstach z tego okresu Boża obecność w świecie nie może być wyczuwalna, ponieważ stawiałoby to pod znakiem zapytania sam projekt uświęcania codzienności. Utwory te odczytywać należy zatem raczej jako poetyckie zapisy procesu zeświecczenia. Świat w nich przedstawiony objawia się stopniowo jako "świat bez bogów" (I, 194), zsekularyzowany obszar, do którego "pan Godot znowu nie przybywa" (I, 228), a jeśli nawet wznosi się tu modlitwy, to z całą świadomością faktu, że ich adresatem jest "Bóg który nie wysłucha choć słyszy" (I, 209). Już tylko krok stąd do opartej na paronomazji definicji Boga, jaką - już w pochodzącym z tomu Prześwietlone zdjęcia wierszu Adwent - zaproponuje Zadura: "Bóg, jak wielki ból, który przeszedł - i już jest nierzeczywisty" (II, 45). W jej kontekście tytuł utworu jawić się musi jako ironiczny, a przynajmniej zastanawiający: czegóż bowiem wypatrywać można w świecie, w którym "jakby nikt nie liczył się na serio z tym, że zostanie zbawiony" (II, 45)? Tymczasem wbrew temu pesymistycznemu rozpoznaniu - wzmocnionemu postawą bohatera lirycznego, który zasiada w "czarnym skórzanym fotelu i wypija kawę zaparzoną w zlewce" (II, 45) - Zadura kończy wiersz niejednoznacznym, subtelnym odniesieniem do nienazwanego wprost, zapisanego małą literą, Boga-Ojca:

Co mnie interesuje?

Kilka świetnych dziewczyn, paru znakomitych facetów, a wśród nich i ojciec, nie młodszy, ale i nie starszy ode mnie. (II, 45)

Tak jak pod paradoksalną figurą ojca-rówieśnika może (ale nie musi) kryć się odniesienie do Boga, który stał się (stworzonym przez siebie, lecz zarazem "równym" sobie) człowiekiem, tak w wielu fragmentach wierszy pochodzących z lat osiemdziesiątych, a wpisujących się w paraepifanijną narrację o uświęcaniu codzienności, kiełkować może zalążek nowej, specyficznej duchowości bez Boga, rozwijającej się w pustce pozostałej po jego odejściu.

(8)

269

Diagnozuje wszak wówczas Zadura "Śmierć bogów/ I narodziny nowych, między którymi/

Wytwarza się zawsze sfera próżni" (I, 198). Czy możemy doświadczyć owych bożych narodzeń? Być może - a odpowiedź ta pasowałaby do wszystkich bodaj ówczesnym wierszy Zadury, jakim zadano by pytanie o obecność sacrum. "Być może - czytamy w jednym z nich - w szybach hotelowych okien i wind/ odbija się wieczność" (II, 14).

4.

Niezależnie od tego typu dyskretnych poszukiwań sacrum, w swojej antropologii święta (która niepostrzeżenie zdążyła przeistoczyć się w rodzaj antropologii apofatycznej), wraz z opublikowanym w 2000 roku tomem Kaszel w lipcu, robi Zadura krok kolejny. Od uświęcenia profanum do profanacji święta droga niedaleka - wstępuje na nią poeta z taneczną wręcz lekkością, właściwą charakterystycznym, krótkim i na poły aforystycznym, formom poetyckim, ocierającym się wręcz o twórczość satyryczno-publicystyczną, w których wciąż jednak - jak słusznie powiada Joanna Orska - "w samym środku oznajmienia odkrywamy ambiwalencję"[19]. To symptomatyczne, że do tematyki świątecznej powraca poeta właśnie z tego typu ludycznym dystansem. Zabawa bowiem, jak w swojej głośnej książce powiada Giorgio Agamben, posiada moc "wywrócenia sfery sacrum na opak", dzięki czemu stanowi ona jeden z najważniejszych "instrumentów profanacji"[20]. Celem tej ostatniej - także w poezji autora Zmartwychwstania ptaszka - pozostaje "przywrócenie powszechnemu użyciu wszystkiego, co zostało oddzielone i przeniesione w sferę sacrum"[21]. Problem jednak w tym, że dziś, w dobie hegemonii Benjaminowskiej "religii kapitalizmu", mamy do czynienia z dążeniem "do stworzenia absolutnej Nieprofanowalności", w której "absolutna profanacja, bez jakichkolwiek pozostałości sacrum, zlewa się (...) z równie czczą i integralną sakralizacją"[22]. To właśnie na ów paradoksalny stan nierozróżnienia zwracali uwagę cytowani na wstępie niniejszego tekstu Duvignaud i Combs. U dojrzałego Zadury wydaje się on wręcz stanowić macierz, z której po latach raz jeszcze wyłaniają się teksty świąteczne.

Tym razem jednak dzieje się to w świecie, w którym - jak diagnozuje Agamben - "zaciera się (...) granica między dniami świątecznymi a dniami roboczymi. Mamy do czynienia z nieprzerwanym świętem, pracą pokrywającą się z celebrowaniem kultu"[23], zaś znudzony konsument zrobiłby wszystko, by "odzyskać dawne, utracone święta, przywrócić sacrum i związane z nim rytuały, choćby w postaci mdłych ceremonii nowej spektakularnej religii albo kursu salsy w prowincjonalnym domu kultury"[24].

(9)

270

W świecie tym patos erudycyjnej Kolędy z debiutanckiego tomu Zadury zastąpiony być musi częstochowskimi rymami Pastorałki (II, 407), dokumentującej nudę kolejnego spotkania z

"opłatkowego sezonu", zaś opis rodzinnego świętowania niedzieli nie może obyć się bez wyraźnej autoironii (Niedzielne obiady, II, 377).

Profanacje Zadury mogą jawić się w tym kontekście jako próby upomnienia się o święto i sztukę świętowania we współczesnych, zsekularyzowanych społeczeństwach. To właśnie dlatego, jak w wypadku cyklu Z wierszy pierwszych chrześcijan, te błahe z pozoru wierszyki próbują brawurowo mierzyć się z pierwszymi pytaniami teologii: z problemem grzechu pierworodnego (w zapisie Sąd pierworodny o treści: "Doprawdy sądu tego racji trudno dociec:/ Nie dość, że kara śmierci to jeszcze dożywocie", II, 368), Opatrzności ("Czyż może pojąć słaby rozum ludzki/ Oko wpisane w trójkąt (bermudzki)", II, 368) czy Trójcy Świętej (Kłopoty z tożsamością: "Rozdwojenie twej jaźni mało ci się podoba?/ Pomyśl, jaki ma problem Ten, kto w trzech jest osobach", II, 368). Kiedy indziej źródłem

"profanacyjnego" efektu wydaje się zderzenie współczesnej popkultury i utrwalonych w światopoglądzie religijnym schematów myślowych, jak choćby w dwóch lapidarnych wierszach świątecznych: w tekście o tytule 01/11/2002 ("wyślij życzenia - przypomina portal wp/ wszystkim świętym?", II, 369) oraz w Iluminacji ("Wyjmując ze skrzynki/ kolejną kartkę z życzeniami/ uświadomił sobie/ że to przecież/ nie jego urodziny/ a Jezusa", NŻ 49).

Niejednokrotnie tego typu zabawy prowadzą do interesujących i poetycko obiecujących zestawień fraz, leksemów czy cytatów, jak na przykład w odsyłającym do Święta Trzech Króli wierszu Trumny z Ikei, rozpoczynającym się od wersu: "Ford transit gloria mundi ale z fordem K to nie przejdzie" (II, 270), albo w sąsiadujących z sobą tekstach Boże Narodzenie na Westerplatte i Pamięci Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, w których zderzone zostały ze sobą osławiona Pieśń o żołnierzach i równie znane zapytanie Stalina "Ile dywizji ma papież?" (W, 73-74). Warto podkreślić, że bardzo rzadko "profanacyjne" zabiegi Zadury dają się odczytywać jako całkowicie zanurzone w żywiole krytyki czy szyderstwa - jak w pasożytującej na zasłyszanym przejęzyczeniu frazie "clitoris peccata mundi?" (II, 234). Na ogół "subtelniejsze i bardziej złożone" otwierają one - jak u Agambena - "pole nowych możliwych zastosowań, poszerzają zakres użytkowania"[25]. Jeżeli zatem satyra wydaje się panować w krytykującym świąteczny konsumpcjonizm tekście o tytule (Wielka noc), to tylko do ostatniego wersu, zawierającego odpowiednio dwuznaczny pseudocytat z Księgi Hioba

"Nagi się kładłeś, nagi wstajesz" (II, 250). Podobną dwoistością cechuje się wiersz

(10)

271

Pięćdziesięcioletni mężczyzna gasi papierosa (Środa Popielcowa): choć zdaje się, że z pierwszego dnia Wielkiego Postu pozostał tu zaledwie popiół, to ironiczne wyznanie Zadury daje się odczytywać jako niebłahe rozwinięcie egzystencjalno-symbolicznego wymiaru Popielca.

Klamrę Autolizy (II, 319-320) wyznaczają z kolei zaobserwowane przez bohatera lirycznego napisy na murze: "JEZUS UMARŁ ZA CIEBIE" oraz "SKINI GÓRĄ JAN PAWEŁ DRUGI (...) JEZUS ŻYJE". Zasadnicza treść tego zanurzonego w żywiole codzienności wiersza, opatrzonego mottem z leksykonu Grzyby środkowej Europy, przypominać może wariację na tytułowy temat (tzw. samotrawienia, czyli procesu rozpadu komórek w wyniku uwolnienia enzymów trawiennych): mowa jest nie tylko o błyskawicznej autolizie blaszek czernidlaka kołpakowatego, ale także o "papierosie/ nocą wyrzuconym w trawę za oknem", "chorobie psychicznej" oraz o asocjacjach, jakie budzi dzień 1 września ("Początek roku szkolnego/ rozszedłby się po kościach z początkiem drugiej wojny/ ściana łez z górą popiołu"). Wśród pojawiających się obrazów szczególne miejsce zajmują te mające związek z religią. Część z nich stanowi krytykę dwuznacznego funkcjonowania katolicyzmu w Polsce (w puencie mowa jest o tych, "którzy podpisywali się krzyżykami", a dziś

"podpisują się krzyżami"), inne zaś noszą znamiona profanacji, jak we fragmencie, w którym transsubstancjacja porównana zostaje do domowego wyrobu wina ("Ja też każdego lata zmieniam wodę/ w wino tylko potrzeba mi na to dużo więcej czasu/ i mniej radości bo popisywać się to dość żałosne"). Z utrzymanego w podobnym tonie opisu "nocnej odpustowej mszy" w "pobożnej wsi" płynnie przejdzie jednak Zadura do refleksji o zupełnie innym charakterze. Nie tylko wspomniana już klamra, ale i czytelna aluzja do ewangelicznego opisu Męki Pańskiej ("każdy idzie w zaparte jak święty Piotr") umożliwiają odczytanie refleksji –

(...) I pomyśleć że całe życie zależy od jakiejś jednej nocy

jak życie wszystkich a potem czasami od jakiejś innej nocy (i mszy) jego reszta (...)

- w kluczu teologicznym, jako połączenia nocy Bożego Narodzenia i Zmartwychwstania. Zestawienie to, obecne już przecież we wczesnych świątecznych wierszach Zadury, pojawi się zresztą w tekście Autolizy wprost, zyskując dużo bardziej wyrazistą niż wówczas, zaczepną postać:

(11)

272

JEZUS UMARŁ ZA CIEBIE dalej coś dużo mniejszymi literami czas na rewanż? Gdyby nie umarł nie obchodzilibyśmy tak radośnie Bożego Narodzenia. Ale może lepiej byłoby niczego nie zaczynać (...)

Fragmenty te skłaniać mogą do reinterpretacji zaczerpniętego z nauk biologicznych tytułu, który daje się w ich kontekście rozumieć szerzej niż autorozpuszczanie - jako metafora kenosis, "samotrawienia się" Boga, który "ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się (...) posłusznym aż do śmierci i to śmierci krzyżowej" (Flp 2, 7-8, cytuję za Biblią Tysiąclecia). Rzecz jasna, przyrównanie męczeńskiej śmierci Jezusa do autolizy czernidlaka kołpakowatego można odczytać jako próbę ośmieszenia czy wręcz zbezczeszczenia sacrum.

Wyboru takiego, a nie innego porównania można jednak bronić: jeśli u większości gatunków autoliza następuje, jak u ludzi, dopiero po śmierci, to samotrawienie czernidlaka odbywa się już "za życia" - jak uczy cytowany przez Zadurę leksykon, "w miarę dojrzewania" owocnika.

Także kenoza nie ma charakteru punktowego, ale procesualny, co bodaj najwyraźniej podkreśla dziś Gianni Vattimo, dostrzegający we współczesnym zeświecczeniu i odpowiadającej mu postawie filozoficznej "prawdę chrześcijaństwa", jaką okazuje się "rozpad samej (metafizycznej) koncepcji prawdy" - umożliwiony właśnie dzięki rozumieniu kenosis jako "wyrzeczenia się przez Boga swej suwerennej i transcendentnej władzy"[26]. Jeżeli sugerowana tu interpretacja Autolizy jest słuszna - a wyodrębnione za pomocą wielkich liter odniesienia do śmierci i zmartwychwstania Jezusa nieprzypadkowo przecież usytuowane zostały w miejscach modelujących lekturę - to odnotować pozostaje, że czernidlak kołpakowaty stanowi najprawdopodobniej najbardziej niezwykłą emanację sacrum w historii polskiej poezji.

5.

W ostatniej, trwającej do dziś, fazie poezji Zadury, poruszającej tematykę święta i świętowania, pojawia się próba nowego określenia relacji pomiędzy sacrum a profanum - takiego, które odpowiadałoby zarówno zmieniającej się świadomości poety, jak i strukturze społeczeństwa, do którego tak wyraźnie odnoszą się jego późne teksty. Sądzę, że mimo wszystko z tych ostatnich - przede wszystkim krytycznych - wyłania się pozytywny projekt koegzystencji świeckości i świętości, otwierający możliwość przenicowania tych, przynależnych wszakże przednowoczesnym typom społeczeństw, kategorii, a może nawet całkowitej z nich rezygnacji[27]. Można powiedzieć, że w tym znaczeniu interesująca nas dojrzała poezja Zadury miałaby charakter postsekularny: próbowałaby ona wypracować taką

(12)

273

formułę odnoszącej się do sfery ducha twórczości literackiej, która odpowiadałaby na zapotrzebowanie mieszkańca późnej, sceptycznej i nieufnej, nowoczesności, stroniąc przy tym od przednowoczesnych opozycji, fundujących zakorzenione w tradycji i wciąż kontynuowane praktyki takich odniesień (poezję religijną, dewocyjną, medytacyjną, mistyczną czy tzw. metafizyczną). Z tego też powodu po etapach poezji odświętnej, poezji uświęcającej codzienność oraz poezji uzwyczajniającej świętość przychodzi u Zadury czas na nową eksplorację codzienności, sukcesywnie uwalnianą od podziału na sfery sacrum i profanum. Już w jednym z wcześniejszych wierszy pisał Zadura: "Kiedyś - słyszę głos - tajemnica/ mieszkała w kościołach Teraz/ pozostały nam tylko/ dworce i lotniska" (III, 255).

Tam, gdzie w poprzednich etapach czujne oko poety wyłapywało opozycje i rozgraniczenia - domagające się innowacyjnego przekroczenia, a tym samym służące poetyckości - tam teraz stara się ono dostrzec oznaki nowego, niedualizującego porządku. Prawdziwym wyzwaniem okazuje się tu próba powstrzymania nasuwającej się tendencji do takiego ustrukturalizowania wypowiedzi poetyckiej, które aktywizowałoby któryś z niegdysiejszych, konwencjonalnych binaryzmów. Próby takie mieliśmy okazję obserwować już w kilku z omawianych wyżej dojrzałych tekstów Zadury, ale szczególnie charakterystyczny wydaje mi się tu wiersz Zmartwychwstanie ptaszka (ZP 31-33) - pozbawiony komentarza, opatrzony ironicznym tytułem, zapis opowieści Henryka Berezy, w której "mały zakrwawiony ptak z poderżniętym gardłem" przez dwa tygodnie leży bez ruchu na jego balkonie, po czym wzbija się powietrze.

Jeśli ów specyficzny wiersz-autentyk daje się rozumieć jako rodzaj wyznania wiary, to byłoby to credo słabe, celowo zapośredniczone: dzięki rezygnacji z komentarza (residuum nasuwającego się sceptycyzmu), a dodaniu dedykacji oraz finalnej apostrofy "mój jest tylko tytuł/ opowieść jest Twoja", Zadura wyraźnie dystansuje się od opowiedzianej historii.

Jednocześnie jednak opowiada ją przecież, podpisując własnym imieniem i nazwiskiem.

Taka dyskretna niejednoznaczność wiary stanowi istotną cechę wszystkich wierszy Zadury, które określać można by mianem postsekularnych. Jak w doskonałej Autolizie, eksploracja tematyki religijno-teologicznej nie jest w nich nachalna, co nie oznacza, że tekst nie zawiera czytelnych teologiczno-religijnych odniesień (tytuł, motto, cytat, aluzja itd.), za którymi podążyć może czytelnik. W przeciwieństwie do wczesnej twórczości Zadury, teksty te nie próbują wytworzyć estetycznego ekwiwalentu sacrum, "doskonałości", "Absolutu w poezji"[28]; język, jakim się posługują, niewiele ma już wspólnego z klasycznie rozumianą

(13)

274

poetyckością, zwraca się natomiast w stronę Bachtinowskiej różnojęzyczności, poststrukturalistycznej intertekstualności, a nawet postmodernistycznej parodii[29]. Osiągniętym w ten sposób efektom literackim[30] - dalekim od tradycji liryki religijnej - odpowiada postsekularna koncepcja słabego sacrum: dyskretnego, migotliwego i w charakterystyczny sposób nieoczywistego, "samotrawiącego" się, poddającego swą obecność w wątpliwość. Dzieje się tak w lapidarnej Eucharystii, w której ogranicza się Zadura do pseudoetymologicznego rozbioru słowa ("chleba naszego/ powszedniego/ daj znam/ zBoże", NŻ, 38), a także w enumeracyjno-litanijnym W samochodzie z Salfeld do Budapesztu, zakończonym puentą: "byłem wszędzie// jak Bóg/ tylko nie jednocześnie" (NŻ, 59). Poetyka litanijna jeszcze wyraźniej dochodzi do głosu w pochodzącym z ostatniego tomu poety wierszu Matka odchodzi (ZP 37-39), w którym modyfikacje tekstu Litanii Loretańskiej oraz modlitwy Ojcze Nasz dają się rozumieć tyleż jako profanacje, co jako wypowiedzi modlitewne: "Matko" i "Ojcze" zostają tu wszak zmienione na "Mamo" i "Tato" ("Mamo Chrystusowa, módl się za nami"; "Tato Nasz, któryś jest w Niebie"), co odpowiada skądinąd konotacjom użytego w ewangelii zdrobnienia Abba. Równie nieoczywista wydaje się wymowa opatrzonego dopiskiem "Wielkanoc 2002" utworu Ładne kwiatki (II, 400), przedstawiającego intrygującą koncepcję zmartwychwstania "na raty", której poważne, teologiczne znaczenie skutecznie osłabione jest przez "katarynkowy" tok wiersza i częstochowskie rymy. Podobną formę ma Luka (II, 397) - nostalgiczno-prześmiewcze wspomnienie bogobojnego szacunku, jakim darzono księży śpieszących do chorych z wiatykiem. W tym przypadku wieloznaczność tekstu "ratuje" tytuł, otwierający możliwość interpretacji wiersza zarówno jako diagnozy współczesnych, zeświecczonych społeczeństw ("wśród ambulansów nie ma z wiatykiem karetki/ Tylko straży policji banku furgonetki"), jak i jako namysłu nad strukturą świata, w którym Bóg objawia się jedynie jako pustka, brak. I doprawdy nie sposób orzec, czy biblijny kryptocytat, stanowiący treść lapidarnego Castingu ("Płacz i zgrzytanie zębów/ Bo wielu jest/ powołanych/ lecz mało/ wybranych", NŻ, 7), wykorzystany został jako pretekst do zabawnej charakterystyki jednej z najważniejszych współczesnych praktyk popkulturowych, czy na odwrót - to casting stał się narzędziem postsekularnej reanimacji sacrum. Z pewnością jednak to właśnie z takich napięć i nierozstrzygalników siłę czerpie późna poezja Bohdana Zadury - próbująca poddawać je w wątpliwość i przekraczać.

Jeśli zdaniem Jamesa Combsa, "dumanie nad znaczeniem i praktyką zabawy może nas

(14)

275

(...) nauczyć czegoś istotnego o nas samych i o świecie", to dzieje się tak także z tego powodu, że "dumanie nad zabawą to wciąż zabawa"[31]. Czasem trudno oprzeć się wrażeniu, że niecierpliwie wyglądający kolejnych świąt Zadura - z różnych wszelako powodów ("lecz herbata// będzie podobno na Święta, zaś do świąt/ jeszcze piętnaście dni", I, 392) - raczej bawi się różnorakimi świątecznymi odniesieniami niż traktuje je poważnie. Nie oznacza to jednak, że tym samym przestaje świętować. Jego przykład dowodzi, że podejmując rzetelny namysł nad przemianami funkcjonowania sacrum we współczesnych społeczeństwach, poezja nie powinna rezygnować z "wolnej zabawy w dumanie"[32]. To dzięki niej zaczyna świętować, prawdziwie i pięknie żyć.

[1] J. Duvignaud, Dar z niczego. O antropologii święta, przeł. Ł. Jurasz-Dudzik, Warszawa 2011, s. 208.

[2] L. Kolankiewicz, Posłowie do wydania polskiego, w: J. Duvignaud, Dar z niczego..., op. cit., s. 229.

[3] J. Duvignaud, Dar z niczego..., op. cit., s. 208.

[4] Tamże, s. 33.

[5] Tamże, s. 208, 33.

[6] Zob. J. Grotowski, Święto, w: Teksty zebrane, Warszawa 2012, s. 950.

[7] Zob. J. E. Combs, Świat zabaw. Narodziny nowego wieku ludycznego, przeł. O. Kaczmarek, Warszawa 2011, s. 191-200.

[8] Zob. P. Sommer, Mówienie na zamówienie, w: Smak detalu i inne ogólniki, Lublin 1995, s. 140.

[9] Tamże, s. 141.

[10] Tamże.

[11] Tamże, s. 141-142.

[12] P. Sommer, Nowy Jork jako włostowicki cmentarz (o nowych wierszach Bohdana Zadury),w: Smak detalu..., op. cit., s. 135.

[13] Tamże, s. 138.

[14] P. Śliwiński, Poetyka przyjaźni, w: Horror poeticus. Szkice, notatki, Wrocław 2012, s. 122.

[15] Z. Bauman, Sztuka życia, przeł. T. Kunz, Kraków 2009, s. 132.

[16] A. Mitek-Dziemba, Literatura i filozofia w poszukiwaniu sensu życia. Nietzsche, Wilde, Shusterman, Katowice 2011, s. 303.

[17] W odniesieniu do książek Bohdana Zadury stosuję następujące skróty: I - Wiersze zebrane, t. I, Wrocław 2005; II - Wiersze zebrane, t. II, Wrocław 2000; III - Wiersze zebrane, t. III, Wrocław 2006; KNL - Klasyk na luzie. Rozmowy z Bohdanem Zadurą, oprac. J. Borowiec, Wrocław 2011; NŻ - Nocne życie, Wrocław 2010;

SRF1- Szkice, recenzje, felietony, t. I, Wrocław 2007; SRF2 - Szkice, recenzje, felietony, t. II, Wrocław 2007; W - Wszystko, Wrocław 2008; ZP - Zmartwychwstanie ptaszka (wiersze i sny), Wrocław 2012. Do pozycji tych odsyłam bezpośrednio w tekście głównym, po przecinku podając numery stron.

[18] P. Śliwiński, Poetyka przyjaźni, op. cit., s. 123.

[19] J. Orska, Gdzie go nie ma, w: B. Zadura, Wiersze wybrane, wyb. J. Orska, Poznań 2011, s. 509.

[20] G. Agamben, Pochwała profanacji, w: Profanacje, przeł. M. Kwaterko, Warszawa 2006, s. 97.

[21] Tamże, s. 104.

[22] Tamże, s. 104, 103.

[23]Tamże, s. 101.

[24] Tamże, s. 97.

(15)

276 [25] Tamże, s. 108.

[26] G. Vattimo, Wiek interpretacji, w: G. Vattimo, R. Rorty, Przyszłość chrześcijaństwa, red. S. Zabala, przeł.

S. Królak, Kraków 2010, s. 62-63.

[27] Już gdy Mircea Eliade odnieść spróbuje opozycję sacrum - profanum do społeczeństw

"zdesakralizowanych", stwierdzi, że choć "lęki, marzenia i fantazje ludzi współczesnych (...) formalnie rzecz biorąc są religijne, [to] nie włączają się w ramy jakiegoś światopoglądu - co działo się w wypadku homo religiosus - i nie ustanawiają jakiegoś sposobu zachowania" (M. Eliade, Sacrum i profanum. O istocie religijności, przeł. R. Reszke, Warszawa 1999, s. 175).

[28] Daj mu tam, gdzie go nie ma, czyli języki obce poezji (SRF1, 188). Szczególnie znacząco wydaje się brzmieć w tym kontekście fragment utworu Montaż: "nie mamy złotych cielców/ mamy za to słowa" (III, 269).

[29] Zob. Ł. Kamiński, Intertekstualne aspekty twórczości Bohdana Zadury, "Znaj. Kwartalnik Artystyczno- Naukowy" 2009, nr 2, s. 8-37.

[30] Przy próbie ich charakterystyki należałoby powtórzyć cechy wymienione przez Piotra Śliwińskiego: pisze Zadura "bez włażenia na ambonę, (...) z szacunkiem dla inteligencji i samodzielności czytelnika, z wyczuciem języka potocznego, z ironią i autoironią" (P. Śliwiński, Kariera cudzysłowu, w: Przygody z wolnością. Uwagi o poezji współczesnej, Kraków 2002, s. 253).

[31] J. E. Combs, Świat zabaw..., op. cit., s. 14, 38.

[32] Tamże, s. 197.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Podczas świąt obywatele uczyliby się tego wszystkiego, co składa się na miłość do Matki Ojczyzny – przywiązania do tego, co swojskie i ro- dzime, ale też niechęci do

Jajko - symbol życia, Włóżmy go do koszyczka, by pamiętać o wciąż odradzającym się życiu.. - symbol życia, Włóżmy go do koszyczka, by pamiętać o wciąż odradzającym

O ile działalność Pracowni Struktur Mentalnych była ukierunkowana na tworzenie idei, wydawanie zeszytów, tworzenie krótkich filmów animowanych, o tyle działalność

Żyw iej świeżą ziełenią błyszczą młode łiście Drzew, krzewu, kwiatu, zioła i każdej rośłiny, — Żyw szą kiełą się śnieżą białych kwiatów kiście.. N a

Aby uniknąć nietrafionych prezentów możesz poprosić bliskie osoby o przygotowanie wishlisty – spisu rzeczy, które chętnie otrzymałaby pod choinkę – pozwoli to

Można uznać, że szczęście, piękno i prawda są niczym Kantowski pewnik, który przyjmujemy bez dowodu, a sztuka życia wtedy jest wypełnieniem tego, co istotowe.. To, co

- Już czas, Wielkanoc za pasem - odpowiedziało Słońce – a co to by były za święta bez wielkanocnego Zajączka.. Popilnuj Kurczaczka, jest jeszcze bardzo malutki, a ja

Uchwała nr 5/2006 XXIV Nadzwyczajnego Okręgowego Zjazdu Lekarzy Wielkopolskiej Izby Lekarskiej z dnia 4 listopada 2006 r. w sprawie zatwierdzenia sprawozdania finansowego za rok 2005