• Nie Znaleziono Wyników

Edytorstwo - tekstologia - nauka o literaturze

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Edytorstwo - tekstologia - nauka o literaturze"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Dąbrowski

Edytorstwo - tekstologia - nauka o

literaturze

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 71/3, 385-406

1980

(2)

R E C E N Z J E 3 8 5

nego. T rzecim m odelem był m odel lite ra tu ry ludycznej zw iązany z różnym i obie­

g am i, n a jczęściej try w ialn y m i b ru kow ym . T ek sty n ależące do tego m odelu, słu­

żące przede w szystk im ro zry w ce, zasp o k ajały te p otrzeb y czyteln icze, k tó re dziś o k reśla się m ian em „m aso w y ch ”.

„S połeczn y obieg tek stó w , realizu jący ch w p o staci w iern ej lub h yb ryd y czn ej c e ch y m odelow e ró żn icu je k ręgi publiczności w łaściw e danej k u ltu rze literack iej i społeczne fu n k cje stru k tu r m odelow ych dzieł. T ak zróżnicow an e społeczne obiegi lite ra c k ie p ozostają ze sobą w d yn am icznych zw iązk ach k on k u ren cji w zajem n ego sp y ch an ia się na m argin es życia społecznego, rzad k o zaś w sp ółistn ieją n eu traln ie obok siebie” *.

Nie m ogąc dać w ty m m iejscu szczegółow ego streszczen ia studium Główne ten d en cje rozw oju polskiej kultury literackiej 1918— 1939 zw ró cim y u w agę na s p ra ­ w y najogólniejsze.

K a te g o rie m odeli, obiegów, sy tu a cji k om u n ik acyjn ych to sem iotyczn e szab lo­

ny u tw orzone przez Żółkiew skiego po to, by opisać całą w ielość społecznie i k u l­

tu ra ln ie n ietożsam ych p rak ty k , prod u któw i zjaw isk p ow stałych w żyw ej i rz e ­ czy w istej w ym ianie tek stó w literack ich la t 1918— 1932. Szablony te zd ają sp raw ę przede w szystk im z tego, że tylko pozornie k u ltu ra lite ra ck a jest jed n a, że jest on a w istocie zróżnicow an a. P on ad to opisują ten d en cje istn iejące w zak resie po­

d ejm ow an ych przez p isarzy decyzji, stosow an ych kodów i sch em ató w p isan ia, a tak że w zak resie w yb orów p od ejm ow an ych p rzez czyteln ik ów co do kodów i sch em atów czytan ia. To w ra m a ch ty ch „system op od ob n ych ” ten d en cji ś cie ra ją się zn aczen ia i jak ości fu n k cjon aln e w szystk ich k on k retn y ch dokonań p isarzy, czyteln ik ó w i u żytkow ników lite ra tu ry , a co za ty m idzie, k ształtu ją się zarów no w aru n k i dynam iki, jak i uogólnione w łaściw o ści k on k retn ej k u ltu ry lite ra ck ie j.

F a k t, że k on cep cja Ż ółkiew skiego nie pozw ala tra k to w a ć p isarsk ich , odbior­

czych i in nych odnoszących się do lite ra tu ry p ra k ty k i zjaw isk jednocześnie fu n k ­ c jo n u jący ch w k on k retn ej kultu rze jak o w ielości szeregow ej, należy u znać za jej n ajw ięk sze novum. W yd aje się, że nie tylk o ta głów na idea, lecz i inne, m n iej za­

sadnicze, przeniknęły ju ż do w ielu p ra c so cjolog iczn o-literack ich . C zas, by p rze­

niknęły one tak że do in n y ch działów lite ra tu ro z n a w stw a , zw łaszcza zaś h istorii lite ra tu ry . S tw orzona p rzez Żółkiew skiego w ied za o k ultu rze lite ra ck ie j p rze­

k ształciła p rzed m iot w spółcześnie p rak ty k o w an ej socjologii lite ra tu ry . A czyż nie p rzek ształca przedm iotu tej w iedzy, k tó rą p rzy jęliśm y n azyw ać „ lite ra tu ro z n a w ­ stw e m ”?

Ewa Szary-M atyw iecka

ED Y T O R ST W O — T E K S T O L O G IA — N A U K A O L IT E R A T U R Z E

1. Wyjaśnienia i uwagi wstępne

W yjaśn ien ia w stęp n e są jeśli nie od ejściem od p rzed m iotu (digressio), to w k ażdym razie — opóźnianiem zbliżenia się do przedm iotu. W szelkie d ygresje winny b yć u zasad nione: pośrednio lub w p rost (JT 141) 1. Czy d ygresja u zasad n ia­

2 S. Ż ó ł k i e w s k i , K ultura literacka (1918—1932). W ro cław 1973, s. 413— 414.

1 T ym skrótem od syłam do: J . T r z y n a d l o w s k i , Edytorstwo. Tekst, język, opracowanie. W arszaw a 1978 (w yd. 1: 1976). P o za ty m posłużyłem się tu n astęp u jący m i sk ró tam i: F T = F . T r z a s k a , Podstawy techniki w ydaw niczej.

25 — P a m ię tn ik L i t e r a c k i 1980, z. 3

(3)

ją c a — tak że? W ypow iedź m oja, jak o typ k o m en tarza, p ro b lem aty k ę m a w y zn a­

czoną przez z aw arto ści i jak ości om aw ian y ch dzieł. A le p rzecież i te n k om en tarz (a n aw et sam fa k t d ecyzji k om en tow an ia) rodzi w łasn ą p rob lem aty k ę, zasłu g u jącą n a osobne sch arak tery zo w an ie. K o m e n ta to ra — niby staroży tn eg o g ra m a ty k a — n ad al obow iązują jed n o cześn ie: lectio, enarratio, em endatio, iudicium . L ectio: bo c z y ta ć pow inien (jak k o lacjo n u jący tekstolog) słow o po słow ie, w iersz po w ierszu , z n ak ład em uw agi i staran n o ści, aż się stan ie od p ew nej chw ili „żyw ym to m e m ” z b iblioteki H icellu sa. E narratio: w yłożenie rzeczy, ale w ta k i już sposób, by z niego w yn ik ały k orek ta i osąd, razem z nim stan o w iące k om en tarz. W yp ełn ianie ty ch obow iązków zasługuje na ok reślen ie w yzb yte upięk szeń : ro b o ta. P ow in n a ona być życzliw a, ale czyż m ożna okazać dziełom w ięk szą życzliw ość niż p o św ięcając im w iele p racy ? 2

S p o s o b n o ś c i ą do p ow stan ia te j w ypow iedzi stało się opublikow anie E dy­

torstwa Ja n a T rzynad low sk iego, ale p u b lik acja ta nie będzie an i jed yn ym , an i n aw et głów nym ob iek tem k o m en tarza. K o m en tarz do te j książki czasem się w y ­ łoni i w yodrębni, ale często (częściej?) n iesiony będzie p rzez „n u rty p o d p o w ierzch - n iow e” m ojej w ypow iedzi. P ra c e in nych au to ró w d ob rałem w te n sposób, ab y : 1) nie u p raw iać polem iki z m inionym , 2) stw o rzy ć m ożliw ość w gląd u w św iaty o odm iennej stru k tu rze. Nie p rzeob razi się jed n ak to dob ieran ie w sy stem aty czn ą p rezen tację w szystk ich stanow isk i poglądów , chociaż — w m oim p rzek on aniu — w y s ta rc z a ją co u ch yla fu rtk ę do ro zw ażań . Nie m ożna bow iem w k o m en tarzu uw zględnić „w szystk ich ” an i nie m ożn a n ap isać k o m en tarza „dla w szy stk ich ” 3.

Jed n o czesn a n iem al, gdyż „d ocelow a”, a w jed noczesności — siłą rzeczy już p o­

ró w n u jąca, le k tu ra kilku op racow ań zm usiła m n ie do rew izji d o tych czasow y ch opinii w łasn ych o k ażd y m z nich. D ośw iadczenie to o strzeg aw czo p rzyp om in a 0 ogran iczen iach naszej k ażdorazow ej opinii w każdej sp raw ie, ale też u k azu je s ta łą m ożliw ość ulepszania te j opinii, bez przym usow ości posępnego stan u opi- nionis ne varietur. D okładna le k tu ra książek pozw ala (od pew nego m o m en tu ), n a zabieg, k tó ry lek sykografow ie n azy w ają „krzyżow ym sp raw d zan iem in fo rm a c ji”.

„ L in e a rn y ” ro zrzu t tek sto w y zagad n ień, p o w ta rz a ją cy ch się w ró żn y ch k siążk ach , zostaje zastąpiony ich jak b y ta b e la ry z a c ją , co p ozw ala n a spraw dzen ie stosun ku w zajem n ego różn ych u jęć i p rop ozycji, w odniesieniu do k tó ry ch o m a w ia ją cy z a j­

m u je pozycję zew n ętrzn ą, b ad aw czą (jego p ozycją w ew n ętrzn ą je s t sam o om ó­

w ienie).

M ógł K rasick i n ap isać: „K ied ym gan ił, taiłem gan ion ych n azw isk a”. J a n ie piszę s a ty ry , w ięc nie m am pow odu do stosow an ia ta k ty k i i p rak ty k i zatajeń . 1 nie pow inienem , jeśli ch cę zasłu g iw ać n a zau fan ie. W k o m en tarzu do k on cep cji tek sto lo giczn y ch , ta k sam o ja k w k om en tarzu do Pana T adeusza: „n ależy [...]

szczegóły sprzeczn e ośw ietlać jako sprzeczne i nie dążyć do sztucznego n arzu can ia [...] k on sek w en cji” (K G 284), kto zaś przem ilcza n iezrozu m iałości, te n „dopuszcza

W arszaw a 1967. — G T = G. T a l a r , Edytorstwo a nauka o książce. „S tu d ia o K sią ż ce ” t. 5 (1975). — J S = J . S t a r n a w s k i , Praca wydawcy. K ra k ó w 1973. — K G = K . G ó r s k i , Tekstologia i edytorstwo dziel literackich. W arszaw a 1975. — LM = L . M a r s z a ł e k , Edytorstwo publikacji naukow ych. Zarys pro ­ blem atyki. (Materiały szkoleniowe). W arszaw a 1974. — P = Problem y edytorstwa.

M ateriały sem inarium zorganizowanego przez PWN w październiku 1970 roku.

W arszaw a 1971. — T = Tekstologia w krajach słowiańskich. Zbiór referatów [...]

K om isji Edytorsko-Tekstologicznej V M iędzynarodow ego K o n gresu Slawistów. W ro ­ cław 1963. ZG = Z. G o l i ń s k i , Edytorstwo—tekstologia. P rzekroje. W ro ­ cław 1969.

2 Zob. K G 102, 105, 163, 273, 285. — F T 10.

8 J T 55, 97, 135. — K G 91, 273. — ZG 6, 25— 26

(4)

R E C E N Z J E 3 8 7

się w łaściw ie blagi. M ilcząc, su g eru je p rzecież zrozum iałość” (K G 274). K ry ty k je s t m. in. od „staw ian ia k rop ek nad i”, a tak że od w y k ry w an ia (pow iedzm y to sło ­ w am i Irzyk ow skiego) „form y u jem n ej”. O bow iązuje go r o l a p ryn cyp ialn eg o opo­

n e n ta , a p o m aw iają go, że jest „ p ro k u rato rem p o tw arn y m ”. Z resztą zd arzają się i zask o czen ia: czyż M ieczysław D arow sk i p rzew id yw ał, że e d y cja K onrada W alen- roda, k tó rą z pietyzm u dla p oety sporządził, n azw an a zostan ie k o rsarsk ą? 4

W y d aw ałob y się, że k ry ty k a — w obec dzieła b ard ziej zew n ętrzn a n iż jego indeks — jak on „ani nie zm ienia za w a rto ści dzieła, an i jej nie m odyfik uje, jest ty lk o n arzęd ziem u ła tw ia ją cy m poru szanie się po te k ście ” ( J T 121). A p rzecież nie jest n e u tra ln a : nie m o d y fik u jąc za w a rto ści dzieła, m odyfik uje sposób jego spo­

łecznego istn ien ia, sp raw ia, że dzieło w y stęp u je już jak o sk rytyk ow an e. K ażd e dzieło, k tó re m iało w ielu k ry ty k ó w , to w szak opus cum notis variorum .

M etoda ob ran a w niniejszej w ypow iedzi zbliżona jest do m etody d y sk u rsy w - nej w rozum ieniu Trzynad low sk iego (JT 122). A le p ora już n a uw agi p orów naw cze.

Je ś li uznać, że b roszu ra Je rz e g o S tarn aw sk ieg o rzeczow o ok reśla sw ą z aw arto ść ty tu łem Praca wydawcy, to książk ę Ja n a T rzynad low sk iego trz e b a w sporej m ierze u znać za d ok ształcającą w zak resie teorii w y d aw cę, k tóreg o zadaniom p ra k ty c z ­ nym pośw ięcono zwięzłe p odrozdziały, jak b y syn tetyczn e k on sp ek ty do w yk ład u tak iego, jak iego dokonuje ca ła Tekstologia G órsk iego; za zw ięzły konspekt Teksto- logii (jeśli uw zględnić i Sztukę edytorską) m ogłaby uchodzić tak że p ra c a S ta r ­ n aw skiego (zob. J S 29, przypis 27).

A le p odręcznik G órskiego to p od ręcznik dla ed y to ra naukow ego i tek sto lo ga, a nie d la w y d a w cy ; ro zw ija zagad n ienia teo rii i p rak ty k i e d y to rstw a ; grun tow n ie i obszernie skupia się n a ed ytorstw ie „ lite ra tu ry p iękn ej”, a zatem w k siążce T rzynad low sk iego uzyskał swe zak resow e dopełnienie, gdyż zajęto się w niej p ro ­ b lem atyk ą (także w yd aw n iczą) „ p a ra lite ra tu ry ”. D la tego, k to — jak np. S tefan ia S k w arczy ń sk a — p rzyjm u je s z e r o k ą k o n cep cję lite ra tu ry , dopiero te dw ie, r a ­ zem w zięte książki ob ejm u ją reflek sją ed y to rsk ą całość pola w yzn aczon ego p rzez przedm iot w iedzy o literatu rze, acz ro d zaj te j re fle k sji w obu k siążk ach jest bardzo odm ienny. W k ażdej z ty ch książek stosun ek m iędzy c h a ra k te re m tek stu a jego p rzezn aczen iem jest jak b y p arad ok saln y, gdyż p ra c a G órskiego, o c h a ra k te rz e przede w szystk im m eto d y czn o -p rak ty czn y m , n asycon a k on k retem p rzyk ład ów , p rzezn aczona została dla ed y to ra naukow ego, a p ra c a T rzynad low sk iego, p rz e z n a ­ czona dla re d a k to ra w ydaw niczego, m a c h a r a k te r przede w szystk im te o re ty c z n o - -k o n cep cy jn y . R óżnicę (by nie pow iedzieć: rozbieżność) n astaw ień G órsk iego i T rzynad low sk iego w id ać szczególnie w y raźn ie tam , gdzie obaj om aw iają te n sam — zdaw ałoby się — problem (p ośw ięcając m u cały podrozdział), np. p rob lem listu : G órski m ów i o liście (listach ) głów nie jak o tek stolog i ed y to r n auk ow y (K G 133— 138), T rzynad low sk i — jak o genolog (JT 44— 46). J e s t ta k , jak b y Tekstologia og arn iała i syn tetyzow ała pew ien etap reflek sji tek stologiczn ej, u trw a la ją c jego c h a ra k te r i styl, a Edytorstwo u siłow ało, .przez zm ian ę c h a ra k te ru i stylu re fle k sji, zap oczątkow ać jej etap k olejn y. G órski m ów i, że „nowe g e n e ra c je zupełnie in ­ nych rzeczy szu k ają” (KG 276) i że „p ozn ajem y ludzi innego pokolenia po sposobie ich w y rażan ia się” (K G 154), a w łasn y jego w yk ład byw a w długich n ieraz p a r ­ tia ch op ow iad ający, gaw ęd ow y, an egd otyczn y (np. w ten sposób w p row ad zon e b y ­ w a ją h isto ry czn o literack ie exem pla u n ao czn iające ed ytorsk i problem ). Z b ign iew Goliński ostro m ów i o przyśp ieszonym starzen iu się m yśli n auk ow ej (w n au k ach h isto ryczn ych ) (ZG 26), a u G órskiego m a to odpow iednik w przyznaniu, że ro z ­ w iązan ie, k tó re d aw niej podaw ano jako w zorow e, te ra z p od aw ane b yw a jak o ostrzegaw czy p rzyk ład błędu (K G 5). Z n am ię tożsam o ści podm iotow ej w y ra ź n ie j

4 Zob. J S 7, 17. — P 138. — K . I r z y k o w s k i , Walka o treść. B eniam inek.

W : Pisma. Pod re d a k cją A. L a m a . K ra k ó w 1976, s. 133.

(5)

w id ać po zestaw ien iu Sztuki edytorskiej i Tekstologii. Tę d ru gą książkę G órski tra k tu je jako n astęp n y etap w łasn ej re fle k sji n au k ow ej; tym czasem , gdyby sp oj­

rz e ć choćby z p ozycji k ry ty czn y ch G olińskiego (p o stu laty logiczn ej i m etod ologicz­

n ej p opraw ności), ró żn ica m iędzy obu k siążk am i b yłab y m in im aln a, m oże żadna.

W spom niane w yżej u zupełnianie się zak resow e Tekstologii i Edytorstwa tro ch ę p rzyp om ina też sy tu a cję z la t dw udziestych, k iedy to u zup ełniały się teo rety czn ie dw ie ro zp raw y na te m a t zasad ed y to rsk ich : ro zp raw a W ilh elm a B ru ch n alsk iego o kanonie w yd aw n iczym Dzieł wszystkich M ickiew icza i ro zp raw a Ju liu sza K le i­

n e ra o m etod ach w yd an ia Dzieł wszystkich S łow ack iego (K G 206). K siążk a T rz y - n adlow skiego m a n ieporów n an ie m niej in stru k cy jn y , tech n iczn o -p rak ty czn y , w y ­ ja ś n ia ją c y (rola p rzyk ład ów !) c h a r a k te r niż k siążk a G órskiego, i to n aw et w ty ch ro zd ziałach , k tó re są sp raw om te ch n icz n o -p ra k ty cz n y m pośw ięcone. O czyw iście, m ożna by pow iedzieć, że T rzyn ad low sk i liczy się z istn ien iem i obiegiem od b ior­

czym w ielu — teo rety czn y ch i „ in stru k cy jn y ch ”, p od ręczn ik ow y ch i szkolnych — o p raco w ań , odm iennych od jego w łasn ego, i że n a w e t tę w łasn ą odm ienność u znaje za m ożliw ą dzięki ich istnieniu. P om ięd zy dw om a ty m i p od ręczn ik am i m ieszczą się chronologicznie (gdyby książki G órskiego u znać jed n ak za dwie m u ta cje tej sam ej w ypow iedzi n auk ow ej) i logicznie P rzekroje Z b ign iew a Golińskiego, k tó re są ostry m w yrazem m etodologicznego zn iecierp liw ien ia w ob ec u tarteg o zw yczaju ro b o ty „wedle s ta ry c h k w ita c ji” (K G 7 2 ) s. K siążk a T rzy n ad low sk iego zn iecierp li­

w ien ie to uw zględnia, m ery to ry czn ie je p odziela (acz osobno go nie w y ra ż a ) i jest ju ż p rób ą zm iany owego status quo ante: nie jest „n ow ym op racow an iem te j sam ej te m a ty k i” (KG 5), chociaż w w yliczeniu odm ian ręk op isów i druków , w w yliczeniu h ie ra rc h ii „p od staw w y d a n ia ”, w typ ologii działań e d y to rsk ich i w yn ik ów ty ch działań itp., re fe ru je tre ś ci m ocno u trw alon e w tra d y c ji ed ytorsk iej i dobrze znane.

Z resztą w obec zupełnego zam ask ow an ia — przez b rak p rzyp isów — w szystk ich źródeł in fo rm acji oraz in sp iracji k o n cep cy jn y ch trz e b a by na tę książkę spojrzeć (b od aj n a g ru n cie polskim ) p orów naw czo, p rzez p ry z m a t ró żn y ch k on cep cji ed y­

to rsk ich (G órski, Pigoń, P ollak , Z gorzelski i inni), w yd ob yty ch — tak że — z p ra k ­ ty k i ed ytorsk iej uczonych, i w tak i sposób u m iejscow ić Edytorstwo na m ap ie pol­

5 Nie jest jed nak bezpieczne — n a rz e k a ć n a cudze g alim a tia sy i jałow izny, bo w ted y nam się inni p rzy jrzą tym b aczn iej (i sam o ty m p am iętam ): Goliński potężnie p rzesadza, tw ierd ząc, że d zien n ik arsk o -rek lam o w e n ad u życia „nie są bez zn aczen ia dla k ształtow an ia się” sam ej d yscyplin y ed y to rsk iej i że „zw ro ty z za­

k re su ed y to rstw a w języku spraw ozd ań z piłki n ożn ej” m a ją stan o w ić bodziec do reflek sji n ad tek sto lo gią (ZG 6, 28— 29). W yw ód G olińskiego też nie jest bez­

błędny (i będzie to om ów ione szerzej). C zy tam y n p.: „ P o j ę c i e to [tj. k ry ty k a tek stu ] zbudow ane zostało rów nolegle do t e r m i n u „ k ry ty k a lite ra c k a ” (ZG 31).

P rzecież ten t y p błędów tro p ił G oliński u G órskiego i W yki (nieodróżnianie p ojęcia od od p ow iad ającej m u nazw y). G oliński używ a w ym ienn ie (a n iep o p raw ­ nie) słów „zjaw isk a” — „cele” (ZG 53), „fu n k cje” — „ zad an ia” (ZG 97); m ówi o re ce p cji te k stu (ZG 53) zam iast: re c e p cji dzieła; posługuje się ryzyk ow n ym ra c z e j ok reślen iem teo rety czn o literack im „ s tru k tu ra a rty sty cz n o -id e o w a ” (ZG 53);

bez zastrzeżeń re fe ru je , że W yk a i G órski ro zu m ieją dzieło lite ra ck ie jak o d oce­

low ą s tru k tu rę i niezm ienny k ształt a rty sty cz n y (ZG 92), acz ro zw inięcie k ry ty k i tak iego ok reśln ika m ogłoby zająć całą stron icę. Słusznie u trzy m u je, że w stoso­

w an iu do arcy d zieł k ry teriu m w alo ru arty sty cz n e g o tk w i błąd petitionis principii, gdyż to one u stan aw iają w ażn ą społecznie n orm ę a rty sty cz n ą (ZG 83); przeoczą jed n ak , że ra c ja czysto logiczn a nie jest „d o stateczn ą” r a c ją h erm en eu tyczn y (p ro­

blem „k ręgu h erm en eu tyczn eg o”), skoro r a c ja h erm en eu ty czn a uw zględnia m. in.

m om en t h istoryczn y.

(6)

R E C E N Z J E 3 8 9

sk iej m y śli ed y to rsk iej. A le w p rzód n ależy dokonać grun tow n ej an alizy im m an en t- n ej sam ego Edytorstw a i a rty k u ł niniejszy ob jęty jest ty m przedsięw zięciem .

Edytorstwo jest w y raźn ie p rób ą rew izji stereoty p u tem aty czn o-p ro b lem ow ego , n a ty le stan o w czą, że to, co now e, g ó ru je w niej w ażn ością (a p rzy n ajm n iej in ­ te n c ją w ażn ości) nad tym , co m usiało zostać ze stereo ty p u p rzy jęte i zach o w an e.

F a k t ów zad ecy d o w ał o k om p ozy cji c a ło ś c i Ju ż m ów iłem , że in icja ty w a ta nie m a chron ologiczn ego p ierw szeń stw a, gdyż w yprzedził ją zw rot, jak i dokonał się w r e ­ flek sji ed ytorsk iej K o n ra d a G órsk iego: od Sztuki edytorskiej (1956) do Tekstologii (1975), w k tó rej (w yb ieram jed en z w arian tó w u jęcia!) odw rócony został stosun ek m ięd zy ed y to rstw em a tek sto lo gią. T a o statn ia problem ow o w ysu n ęła się n a czoło.

U T rzy n ad low sk iego uw idocznia się dalsza faza teg o sam ego p rocesu, ra d y k a ln ie j­

sza: tek sto lo gią (in aczej już ro zu m ian a!) p rzy tłacza ed ytorstw o (także in aczej p o­

ję te !), ch o ciaż to G órsk i w ty tu le n a p ierw szym m iejscu położył słowo „te k sto - lo g ia ”, a T rzy n ad low sk i — „ ed y to rstw o ”. M ówić też przyjdzie i o tym , że sam a te k sto lo g ią jest już in na. T ek stologią G órskiego m a g ru n t em p iryczn y, a jej bliźnią sio strą jest h erm en eu ty k a, n ato m iast tek sto lo gią T rzynad low sk iego m a g ru n t te o ­ re ty cz n y (sp ek u laty w n y ), a jej b liźnią siostrą jest genologia. Ten m om en t tak że u w y raźn ia k o n tu ry pokoleniow ego ry tm u reflek sji nauk ow ej, w idoczne n ad to w od m ien n ości u k ształtow an ia stylisty czn ego (i m ateriałow ego ) obu książek.

A le p o ra na p y tan ie o tra fn o ść tytu łu . Czyż rzeczyw istej zaw arto ści k siążk i T rzyn ad low sk iego nie odpow iadałby w iern iej ty tu ł: „U tw ór (»p araliterack i«). Je g o te k st, język i op racow an ie ed y to rsk ie ”? Czyż nie ta k a w łaśn ie jest p ro p o rcja i k om p ozy cja m a te ria łu k siążk i? P y tan ie to u ra s ta w łaściw ie do zarzu tu „n iesto ­ sow n ości k o relacji m ięd zy dziełem a ty tu łe m ” (JT 151), ale zm ierza do w sk azan ia

„niestosow n ości” m ięd zy gatu n k o w ością dzieła a jego zaw arto ścią. A u to r p od ręczn i­

k a d la re d a k to ra w yd aw n iczego nie m a obow iązku (co w ięcej: nie powinien) tw o ­ rzy ć dla sw ego „podopiecznego” — arsen ału w s z e l k i e g o „eru d ycyjn ego u z b ro je ­ n ia ” (JT 94), bo an i ów „red ak to r, k tó ry m a przecież d orów nać ed ytorow i” (s ta ją c się nim ), nie pow inien być czyteln iczo homo unius libri, ani podręcznik nie p ow i­

nien gatunkow o ry w alizo w ać z en cykloped ią, k tó ra (chyba jed yn a p ełnopraw nie) jest z p rzyczyn gatu n k o w ych „w szelkiej scjen cji p ełn a”. J a k to pow iedział sam T rzy n ad low sk i w sw ym p ostu lacie au to rsk o-w yd aw n iczym : „nie należy p rzecen iać ig n o ra n c ji” (J T 92) re d a k to ra . T ym czasem zaś sam go p rzecen ia (pow iem o ty m ) i zarazem nie docenia, w y rę cz a ją c go w „spojrzeniu poza k rąg fak tów p ro fe sjo ­ n a ln y ch ” (JT 94). P od ręczn ik u siłu je być om nibusem , jak b y „k rótk im k u rse m ” p rzeró żn y ch rzeczy, w k tó ry ch n iejak ie rozeznan ie m ieć pow inien re d a k to r w y ­ d aw n iczy: p op raw n ość stylu (cały rozdział), zasady rozum ow an ia logicznego (J T 144— 145) itp.

B łęd u tego nie popełnia Edytorstwo publikacji naukowych L eon a M arszałk a (W arszaw a 1974), tak że m a ją c a c h a ra k te r pod ręcznik ow y k siążk a-sk ry p t, k tó ra skąd inąd (jako te k st w yk ład ów k u rsu szkoleniowego) m a w znacznej części c h a - r a te r k o m p ilacy jn y i e lem en tarn y w swej in form acyjn ości. T erm in „ e d y to rstw o ” w cale nie oznacza w szystk iego, co pow inien zn ać ed y to r. G eografię i o rto g ra fię pow inien zn ać d yp lom ata, ale one b yn ajm n iej nie n ależą do teo rii d yp lom acji (jeśli ta k a istn ieje). J a k pisze G órski, zd arza się „k om en tarz p isany na te m a ty , k tó re do jego zad ań nie n a le ż ą ” (K G 279).

T w ierd zę, że k siążk a T rzynad low sk iego zaw iera (p rzen ik ające się w zajem ) dw ie r ó ż n e książki i że szkoda, iż za m ia st „p od ręcznik a teo rety czn o -in stru k tażo w eg o ” (J T 93) nie p ow stały osobno: zb iór studiów teo rety czn y ch i podręcznik in stru k ­ tażo w y ·.

• P ro b le m a ty ce te o rety czn ej „w tłoczon ej” w Edytorstwo p ośw ięcam osob n e om ów ienia (m. in. „ T ek sty ” 1878, n r 5; „K w artaln ik H istorii N auki i T ech n ik i”

1Ö79, n r 2 <w d ru k u )).

(7)

2. Pod nazw ą „e d y to rstw a ”

Z a c i e r a n e o d r ó ż n i e n i e

Chodzi o odróżnienie e d y to ra od w yd aw cy. E d y to rstw o jest w ted y d yscyplin ą 0 ch a ra k te rz e filologicznym . E d y to r to osoba d o s ta rc z a ją c a w y d aw n ictw u n auk ow o p op raw n y tek st cudzy, z re g u ły w ra z z a p a ra te m k ry ty c z n y m 7. W y d aw ca to in ­ s ty tu cja w yd aw n icza (w yd aw n ictw o); w y d aw ca, otrzym aw szy gotow y tek st, p rz y ­ gotow uje go do d ru k u : o rg an izu je tech n iczn ą stro n ę pow ielen ia, dzięki k tó rem u p ow staje książk a (pow iedzm y n astroszon ym stylisty czn ie słow em G olińskiego)

„w zin tegrow an ym , zab solutyzow an ym tek ście p ełn iąca ro lę społecznie słu żeb n ą”

(ZG 53) 8. O dróżnienie to zach o w an e jest jeszcze w n azw an iu książki „e d y cją w y ­ d aw n iczą” <ZG 53), ale n o rm ą n iem al s ta je się już jego n iep rzestrzeg an ie, i to w ty m stopniu, że M arszałek n aw et w ted y, kiedy jeszcze w sk azu je na „d y sty n k cję ”, używ a przecież o k reśleń : ed y to r-b a d a cz , ed y to r-w y d a w ca (LM 8). W w y d an ej pod re d a k c ją K o n rad a G órskiego Tekstologii w krajach słowiańskich (1963), w k tó re j (zastrzeżm y ) p raw ie w szystk ie p ra ce są tłu m aczen iam i, term in ó w „ w y d a w ca ” 1 „ed y to r” używ a się w ym ienn ie.

N o b i 1 i t a c y j n e i n t e n c j e

G oliński zauw ażył, że te rm in „ed y to rstw o ” p rzyw łaszczy ła sobie już po d ru giej w ojnie in sty tu cja w yd aw n icza. W try b ie leg alizacy jn o -p o lem iczn y m odw ołano się do a rty k u łó w h asłow ych w słow n ik ach i en cyk lop ed iach . U tożsam iw szy „ e d y to ra ” n aw et z red ak cją, „ed y to rstw o ” z w szelk ą p ra k ty cz n ą d ziałaln o ścią w y d aw n iczą (do k tó rej zaliczono n aw et rozp ow szech n ian ie p u b lik acji), sięgn ięto i po arg u m e n ty m o raln o -p restiżo w e, u p o m in ając się o ra n g ę tru d n ej p ra c y re d a k to ra w yd aw n iczego . A le te n d e n cja ta m a swój w a ria n t am b itn iejszy, k tó ry trzeb a w yo d ręb n ić w r a ­ m ach p rzegląd u . J e s t nim „ed y to rstw o n au k ow e”. T u p rzez ed y to ra ro zu m ie się p raco w n ik a w yd aw n ictw a n auk ow ego albo re d a k cji czasopism a n auk ow ego i n a ­ zyw a się go „ed ytorem n au k o w y m ” (na tle zn aczen ia tra d y c y jn e g o : o czyw isty pleonazm ). E d y to rstw u filologiczn em u zarzu cił G oliński u grzęźn ięcie w sp rzeczn ym w ew n ętrzn ie usiłow aniu jed n o czesn ej re a liz a c ji celu naukow ego i p rak ty czn eg o (w idział w ty m p ozyty w isty czn ą spuściznę). U siłow anie to p o w ta rz a i e d y to rstw o

„w yd aw n icze”, k tó re chce b yć jed nocześnie „tech n ik ą w y d aw an ia k siążek ” i n au k ą {te o rią ty ch tech n ik ?), a p rzy n ajm n iej „p ostępow aniem n au k ow y m ”. B ard zo rzad k o się zd arza, by p rzyzn an o, że istn ieje po p rostu sprzeczn ość pom iędzy in te re se m

7 T en sens z a w a rty jest w ty tu ła ch n a stę p u ją cy ch p u b lik acji: Zasady typo­

wego opracowania edytorskiego. W a rsz a w a 1962. — Zasady typow ego opracow ania edytorskiego naukow ych wydaw nictw ciągłych. W a rsz a w a 1964. — W . F l o r y a n , Edytorstwo dokum entalne w W ydawnictwie Ossolineum. W ro cła w 1967. Sens te n zaciera się już w p u b lik acji M arszałk a Edytorstwo publikacji naukow ych, o czym św iadczy choćb y spis tre ś c i tej książki. Od zasad y p osługiw an ia się ty m te rm in e m odstąpiły p u b lik acje: Zasady wydawania tekstów staropolskich. Projekt. W ro cła w 1955. — J . S t a r n a w s k i , Praca wydawcy. K ra k ó w 1973. — Zob. K G 193. — ZG 39 (przypis 33). — J T 9, 11, 80, 84 η. — P 103— 104. — G T 161.

8 T en sens z a w a rty jest w ty tu ła c h n a stę p u ją cy ch p u b lik acji: T r z a s k a , P od­

stawy techniki wydawniczej. — M. K a f e l , Zarys techniki w ydaw niczej. W yd . 2.

W arszaw a 1971. Oba sen sy są term in o logiczn ie odróżnione w b roszu rze F l o r y a n a (op. cit.). — Zob. K G 193. — ZG 52— 53. — J T 9. — P 5, 103— 104.

(8)

R E C E N Z J E 3 9 1

n au k ow y m a in teresem p rak ty czn y m (F . V odiöka — zob. T). P rzew aża pogodne p rzek on an ie o zacieran iu się ró żn icy, zan ik an iu sprzeczn ości. Nie odróżnia się dzia­

łaln o ści nauk ow ej od „k orzystan ia z pom ocy n au k i”, od „w spom agan ia p rzez n a u ­ k ę ”, od p ra c y „w o p arciu o środow iska n au k ow e” czy „sztaby n au k ow e”. B y w a, że t a sam a osoba (L. M arszałek) p ostulu je te o re ty cz n e uogólnienie p rak ty k i w y ­ d aw n iczej i zarazem sygnalizuje jego n iew ykonalność. J a k d aw niej ed ytorstw o p o ­ c h ła n ia ła filologia (i h isto ria lite ra tu ry ), jak te ra z a n ek tu je je bibliologia (księgo- zn aw stw o), p a rc e lu ją c je przy ty m stosow nie do dw óch w łasn y ch poziom ów : p ra k ­ tyczn ego i teo rety czn eg o *. T ym czasem m ed y cy n a odróżnia g e ria trię od gerontologii.

N a w ysu w an e p rop ozy cje badań h istorii p ra c re d a k cy jn y ch czy op racow y w an ia z aleceń p rak seo logiczn ych dla p racow n ików re d a k cy jn y ch zgodzić m ożna się łatw o, gdyż „dla b adań w szystk o m oże być w ażn e w ok reślon ych s y tu a c ja c h ” (JT 81).

P a m ię ta ją c o spostrzeżeniu G órskiego, że b rak jed n om yśln ości zasługuje n a p rz e ­ a n alizow an ie, n ależy bodaj zasygn alizow ać n ad al tr w a ją c y stan k on cep cyjnego c h ao su , w sk azać n a re to ry cz n ą w erw ę i n au k ow ą n iefrasob liw ość n iek tó ry ch w n io­

sków u no w ocześn iający ch i zau w ażyć, że od czasu dokonania przez G olińskiego en erg iczn y ch „p rzek rojó w ” tro ch ę się zm ieniło. A le czy na le p s z e ? 10 Z dw uczło­

now ego, b édierow skiego term in u „sztuka w y d aw n icza” (ZG 28, 37) zachow ano — po ró żn y ch od m ian ach — człon drugi (ale w w ersji n iepolskiej), a w s z y s c y (w cześn iej czy później) w yrzek li się „sztuk i”. Snobizm czy postęp?

R e d a k t o r w s z e c h w ł a d n y

R zeczn icy ten d en cji reform isty czn ych (ci zw łaszcza, co asp iru ją do roli jej teo rety k ó w ) po arg u m en ty sięg ają do ró żn y ch dziedzin rzeczyw istości k u ltu ro w ej.

W sk azu ją n a h isto ry czn ą zm ienność p rzed m iotu i zak resu działalności w yd aw n i­

czej. D la h yb ryd aln ego złożenia m om en tów te o re ty cz n y ch i p rak ty czn y ch w „ed y­

to rstw ie n au k o w y m ” szu k ają u sp raw ied liw iającej an alogii w e w spółczesnym za­

cie ra n iu się g ran icy m iędzy tech n ik ą a n au k am i ścisłym i. W zak res z a d a ń r e ­ d a k t o r a w p ro w ad zają p rob lem aty k ę ideologicznych założeń nauki (n iem al nie od różnionej od p rob lem aty k i filozoficznych założeń n au k i) i, p rzy zn ając m u fu n k ­ c je d ecern en ck o -k o n tro ln e, jednocześnie d ek laru ją n au k ow y obiektyw izm k ry te ­ rió w w jego działalności. P od k reślają służebność społeczn ą i ideologiczną e d y to r­

s tw a naukow ego. D aw nym , in dyw idu alnym sposobom w yk on yw an ia p ra c y ed y­

to rsk ie j, k tó re j w yniki zależały od osobistej sum ienn ości i k om p eten cji b ad acza- -u czo n eg o, sposobom o k reślan ym w yniośle jak o ch ału pn icze, p rzeciw staw ia się

9 K G 195. — ZG 5, 31, 37— 38, 52— 53, 55, 95. — J T 9, 92. — LM 5— 7, 9— 10, 18— 20, 34, 87, 94. — P 6, 11, 37— 38, 104— 105, 114, 161, 187. — G T 161— 162, 176. — T 21— 23 (F . V odićka). — K afel, op. cit., s. 15.

10 K G 99. — J T 34. — ZG 5, 7, 13, 21, 27. — LM 19— 20. — GT 167— 168. P rz y ­ kład n ieporozu m ien ia czy in te rp re ta cji „ z a o s trz a ją c e j” : G oliński w skazyw ał, jako n a sym p tom n ieporozu m ien ia (nieuchronnego), n a przenoszenie term in u „sztuka e d y to rsk a ” na „op racow an ia typ og raficzn e i in tro lig a to rsk ie ” (ZG 29), a T a la r u trzy m u je, że G oliński „n ieśm iało” n aru sza tra d y c ję (pozór „n ieśm iało ści” w yn ik a stąd , że T a la r spogląda z zew n ątrz — jak o bibliolog — na w yw ody ty czące raczej tra d y c ji filologiczn ej) tym , iż p rzyjm u je (!?) m ożność u tożsam ien ia „sztuki ed y­

to rsk ie j” z „p ozatek stow ym w yposażeniem k siążk i” (G T 161). N ieporozum ienie po­

lega tu n a tym , że T a la r sięgn ęła ku tem u m iejscu P rz e k ro jó w (ZG 39), w k tó ry m je s t już ty lk o n aw iązan ie do w yrażon ej w cześn iej opinii; zresztą n aw iązanie m o­

d yfik u jące, a w ięc Goliński sam się p rzyczyn ił do nieporozum ienia.

(9)

k olek tyw n y styl p ra c y w edług o rgan izacy jn ie u jedn olicon ych zasad, z k tó ry ch je d ­ ną jest zasada w ielok ro tn ej i w ielorak iej k on troli ta k jednoosobow ej, ja k k om i­

syjn ej. Z sa ty sfa k cją m ów i się o ro zpad an iu się i zan ikan iu „k lan u ” u czonych , k tó ry ch m iejsce widzi się w red ak cy jn y ch i p rz y re d a k cy jn y ch „sztab ach ” w yk o­

n aw czy ch i k on su ltacy jn y ch , a tak że w zak ład ach k sz ta łcą cy ch sam ych red ak to ró w . W tak im u jęciu p rob lem y ed ytorsk ie to n adal jed n ak jeszcze p rob lem y „w y d aw ­ ców i sp ecjalistó w ”, m im o w y raźn ej zm iany układu sto su n k ó w 11.

M ocno jest p od k reślan e zacieran ie się g ra n icy m iędzy fu n k cjam i au to rsk im i a red ak cy jn y m i. Ja k o p rzyk ład y n ajb ard ziej p rzek on u jące pod aw ane są re d a k cje dzieł en cykloped yczn ych i lek sy k o graficzn ych , zw łaszcza że w łaśn ie w n ich w n a j­

w yższym stopniu dochodzi jak ob y do upodobnienia (czy n aw et id en ty fik acji) m etod p ra c y red ak cy jn ej z m etod am i naukow ym i. To ta m u p raw n ien ia re d a k to ra daleko w y k ra c z a ją poza sam ą ty lk o k on trolę języ k o w o -sty listy czn ą i p op raw k i w yn ik łe ze spożytkow ania uw ag recen zen ta. N ied ostateczn e bodaj byłoby m ów ienie, że r e ­ d ak to r jest w sp ó łau to rem tek stu arty k u łu hasłow ego, skoro te k st a u to rsk i b yw a sprow adzony do ro li p od staw y m ateriało w ej dla te k stu o p racow an ego p rzez re d a k ­ to ra , a nie tylk o sp raw d zon y pod w zględem fak to g raficzn y m czy n aw et m e ry to ­ ry czn ym . P rob lem a u to rstw a jak b y p rzestaje istn ieć, skoro i tak i d w ójau torsk i te k st (o au to rstw ie d w uetap ow ym ) arty k u łu hasłow ego podlega w ra m a ch cało ści dzieła d alszym zab iegom k on troln ym i sca la ją cy m , w y k o n y w an y m p rzez k o m itet red ak cy jn y , o k tó ry m (jak o o in stan cji) p odręcznik ed y to rstw a naukow ego m ów i w n am aszczonych su p e rla ty w a ch : „W szech stron n a e ru d y c ja , zw ykle głęb ok a w ie ­ dza filozoficzna i zn ajom ość ogólnych p od staw m etodologii nauki, zn ajom ość w sp ó ł­

czesn ej h istorii, w iedza p olityczn a — to są zw ykle cech y osób w yk o n u jący ch czy n ­ ności red ak cy jn e na ty m szczeblu. Z cech ty c h w y n ik a ją [nielogiczność — S. D.] k ry ­ te ria stosow ane p rzy czytan iu tek stó w ” (L M 98) **. I dopiero „dzięki p ra c y teg o organ u dzieło n ab iera oryg in aln ego w y razu , uzyskuje b ard ziej jed n olity c h a r a k te r pod w zględem założeń ideow ych i m etodologiczn ych ” (L M 98). D ezind yw id uali- z a c ja — g w aran tem oryg in aln ości. R ed ak to r w yd aw n iczy p a n u j e nad w szy st­

kim i etap am i p rocesu w yd aw n iczego : od p ro g ram o w an ia i p ostulow ania — p rzez in sp irow an ie, zam aw ian ie, selekcjon ow an ie — aż po czysto tech n iczn e w y k o n aw ­ stw o red ak cy jn e (P 10— 11; G T 166).

Jeszcze efek tow n iejszy m p rzyk ład em p rzejm o w an ia ro li au to rsk iej p rzez r e - d a k to ra -w y d a w cę okazuje się p ra c a nad p od ręcznik iem . W y d aw ca — zn ając ogól­

ne ten d en cje rozw ojow e szkolnictw a w yższego, rozw ój d yd ak ty k i szkoły w yższej, p ro g ram y n au czan ia i p lan y studiów , „teorie p sy ch ologiczno-ped agogiczn e, c y b e r­

n etyczn e, sem an ty czn e”, a tak że p lany w yd aw n icze in n y ch oficy n — jest in s ty ­

n T 29, 31— 34, 69, 77, 81. — P 10, 22, 32, 104— 105. — L M 8, 18, 21, 63. — W sp raw ie p roblem u „n au k a a tech n ik a” zob. np. opinię astro fizy k a i filozofa, M. H e l l e r a (A n ty n o m ie działania. „Z n ak ” 1977, n r 5, s. 580): „Dziś już tru d n o n ak reślić jed noznaczną g ra n ic ę m iędzy n auk ą a tech n ik ą. N au k a stała się b ard zo tech n iczn a, a tech n ik a b ard zo n auk ow a. S k u teczn ość m etod n au k ow y ch u w idocznia się nie tylk o w tra fn y m p rzep ow iad aniu w yn ik ów p rzyszłych ek sp ery m en tó w , lecz tak że — a d la w ielu ludzi przede w szystkim — w zastosow an iach tech n iczn ych . T o zw łaszcza za p o śred n ictw em tech n ik i n auk a in geru je do naszego codziennego ż y ­ cia. I d latego »m en taln ość tech n iczn a« jest dziś zjaw isk iem b ard ziej p ow szech nym niż »m en taln ość n au k o w a«”.

“ Zob. też LM 20, 93— 97. — P 114. — T 31. — G T 168. — J S 5. — F T 241—

242. — W p rzytoczonej w ypow iedzi w yraźn ie z a ta rto g ra n ic ę m iędzy szacu n k iem dla k om p eten cji a szacu n k iem dla „szczeb la”. P ra k ty k i ta k ie bardzo u tru d n ia ją u p raw ian ie rzeczow ej re fle k sji naukow ej.

(10)

R E C E N Z J E 3 9 3

tu cjo n a ln y m w cielen iem k om p eten cji (chociaż ich n osicielam i rzeczyw istym i b ę d ą n au k ow e zespoły sp ecjalisty czn e). Opinie n a te m a t jego u p raw n ień nie są u jed n o ­ licone. Je d n e u trzy m u ją, że w sp ó łtw ó rcą jest tylk o w p ew n y m sensie, gdyż jego in g e re n c ja i sterow an ie o g ran iczają się do „p rog ram u , w yp osażen ia, obudow y m e- to d y cz n o -d y d a k ty cz n e j”, nie ty k a ją c treści. In n e opinie — jeśli n aw et p rz y z n a ją a u to ro w i in icja ty w ę przedłożenia konspektu p ra c y i „p raw o do ostatn ieg o sło­

w a ” w sp raw ach m e ry to ry cz n y ch — sam o w yk on an ie p ra c y p od porząd kow ują p ostu lato m i opiniom ed y to ra. A le są i opinie rad y k aln e, głoszące, że u czo n y -sp e- c ja lis ta n ie n ad aje się do n ap isan ia p od ręcznik a, bo nie zdołałby an i p rzep row ad zić n ależy tej jego an alizy treścio w ej, ani zrealizo w ać n ależytego (naukow ego) u ję cia tre ś c i; on m oże „n ap isać tylk o bezcenne »tw orzyw o«” d la pod ręcznik a, k tó ry n ap i­

szą d op iero szczególnie w yk ształcen i s p e c ja liśc i-re d a k to rz y : n apiszą „pięknym , zaan g ażo w an y m em o cjo n aln ie język iem ” tak , by p od ręcznik „w p row ad zał w p o­

zn aw an ie p iękn a nieznanego ś w ia ta ”, zm uszał do sam od zieln ej p ra cy , „pobudzał w y o b raźn ię tw ó rcz ą ” i — reg u lo w ał czas p otrzeb n y n a opanow anie m a te ria łu . P ro te s ty p rzeciw obniżaniu ro li a u to ra n azw an e zo stają au to rsk im sp rzeciw em w ob ec zb yt w ysok ich w ym agań , a sam ą ten d en cję w sp ie ra ją an egd oty o a u to ra c h , k tó rzy — licząc n a pom oc re d a k to ra — św iadom ie p rzek azu ją w y d aw n ictw u nie d o p raco w an y m aszynopis. W ta k im staw ian iu sp raw y fan tazjo w an ie k rzyżu je się z n o n szalan cją. S porad ycznie p ojaw ia się op in ia o „k olegialn ym au to rs tw ie ” („ o p ra ­ cow an iu p rzez zbiorow e ciało ”) „każdego n u m eru p eriod yk u n auk ow ego” ls.

O p isan a tu ten d en cja m a c h a ra k te r jaw n ie reg resy w n y . J a k w iadom o, to w li­

te ra tu rz e starop olsk iej m am y do czynienia ze zjaw isk iem sw oiście ro zu m ian eg o w sp ó łau to rstw a p isarza i w y d aw cy (zresztą tylk o w zak resie język ow ej p o sta ci u tw oru ), gdyż w ta m ty ch czasach w yd aw ca k o m p eten cję język ow ą re p rezen to w ał w stop niu a w an su jący m go do ro li k od yfik atora ogólnego język a literack ieg o (dzi­

siaj jest od w ro tn ie: w y d aw ca dom aga się dla siebie „op racow an ia tra k tu ją c e g o 0 sty lu n au k ow y m ”); ale od w . X I X ro śn ie ro la a u to ra i jego osobista od p ow ie­

d zialność za p op raw n ość p u b lik acji w łasn ego u tw oru i d latego chciałob y się sło ­ w am i a rty k u łu S tan isław a P igon ia zap y tać: „P ok ąd sięga g ra n ica swobody re d a k - te rs k ie j? ” 14

R e d a k t o r r e a l n y

P isze T rzynad low sk i, że „term in może p rzek raczać gran ice jednej d ziedziny 1 być stosow an y w obrębie ró żn y ch n auk i działań p ra k ty cz n y ch ”, acz z p ew n ą m o d y fik acją zn aczen iow ą (J T 132); lecz — o m aw iając sp raw ę p ółterm inów — sam podaje p rzy k ład y w yrażeń n iesen sow nych ( J T 133), a tak że p od kreśla zw iązek m iędzy jed noznacznością a zak resem zn aczen iow ym term in u ( J T 46— 47). Otóż p rzez an alogię m o żn a by pow iedzieć, że i tru d no, i niebezpiecznie jest p rzek raczać g r a ­ n ice w łasn ej ro li czy też (w yraźm y to sam o in aczej) n adto szeroko gran ice tej ro li w y zn aczać. Ł a tw o w ted y o niesensow ność, a tak że o stw arzan ie fik cy jn y ch stan ó w rzeczy. R zeczy w ista sy tu a cja (i ro la ) re d a k to ra w yd aw n iczego jest do o d czytan ia z ty c h sam y ch źródeł, z k tó ry ch k orzy staliśm y d otych czas. On przecież ciągle w y ­ m ag a k u rso w ej i pod ręcznik ow ej (a w ięc p od staw o w ej) ed u k acji, ab y m ógł s p ro ­

M W s p ra w a ch d otyczących całości w yw odów tego ak ap itu : P 48, 62— 65, 75, 80— 93, 161— 163, 87, 190.

u ZG 32, 35, 57 (przypis 7), 94. — P 49. — A rty k u ł (d o ty czący u praw n ień e d y ­ t o r a ) S. P i g o n i a w : „R u ch L ite ra c k i” 1961, n r 3; p rzed ru k w : Miłe życia d r o ­ biazgi. Zob. J S 45.

(11)

stać p o d s t a w o w y m zad aniom sw ego fach u . Je m u tych zad ań nie n ależy m n ożyć nad m ożliw ości w yk on aw cze, podobnie ja k nie n ależy m nożyć term in ó w ponad p otrzeb ę. „Z n ajom ość logiki, frazeologii i sty listy k i”, zn ajom ość „elem entów języ k o zn aw stw a”, w y k ształcen ie w zak resie jed n ej, p otrzeb n ej sp ecjalizacji, zaan ­ g ażo w an ie ideow e i w yrob ien ie p olityczn e — nie czynią przecież re d a k to ra w y ­ d aw niczego ró w n o rzęd n y m p a rtn e re m w d yskusji nauk ow ej ze s p e c ja listą -b a d a - czem . J e s t on p ierw szym czyteln ik iem dzieła naukow ego zaproponow anego w y ­ d aw n ictw u , ale le k tu ra ta nie jest dlań łatw a, n aw et jeżeli jest czyteln ik iem w p ełni fach ow ym , a ty m czasem ostrzeg a się go, że jeśli jego „ p race w stęp n e”

(stu d iow an ie m aszynopisu i recen zy j, w yp racow y w an ie w yd aw n iczej k on cep cji k siąż­

ki) tr w a ć będą zbyt długo, to m u zab rak n ie czasu na czysto tech n iczn e „d ored a- gow anie m aszyn op isu ” 1Б. N iezależnie od w szelk ich w yob rażeń p ersp ek tyw iczn y ch (pia d e s id e ria ), obecnie „d ziałaln ości ed ytorsk iej, choć w y m ag a ona w ysok ich k w a­

lifik acji, nie m ożna jed n ak [...] u znać za sam od zieln ą dyscyplin ę n au k o w ą” (P 207).

U d ział re d a k to ra w yd aw n iczego w realizo w an iu polityk i w yd aw n iczej m a swe og ran iczen ia. U dział jego w doskonaleniu w yd aw an ego (o p raco w y w an eg o ) przezeń dzieła o g ran iczan y je s t: fo rm a ln o -p ra w n ą w olą a u to ra , tra d y c ją poszanow ania p raw tw ó rczy ch a u to ra , ro d zajem p ub lik acji, poziom em au torsk iego o p raco w an ia dzieła, w reszcie — poziom em k om p eten cji sam ego re d a k to ra . In te rw e n cje m ery to ry czn e w dzieło au to rsk ie są — jak o p ra k ty k a re d a k to rsk a — ty leż k o n tro w ersy jn e (p raw ­ nie, zw yczajow o , teo rety czn ie), co p rzy k re. N aw et o p ra co w u ją c arty k u ł hasłow y w en cy k lo p ed ii, a u to r „zachow uje p raw o do stw ierd zeń m e ry to ry c z n y c h ” (JT 31).

R e d a k to r w yd aw n iczy nie pow inien an i a u to ra zastęp o w ać, an i asp iro w ać do w spół- a u to rs tw a , gdyż n a to nie dysponuje odpow iednim w a rsz ta te m n au k ow y m ; stanie się to oczyw iste, jeśli p rzyp om nim y, że re d a k to r może „p row ad zić” w ciągu rok u k ilka k siążek , zn aczn ie n a w e t ró żn iący ch się te m a ty k ą , i m oże się m u zd arzyć n aw et słab a zn ajom ość p ro b lem aty k i red ago w an eg o dzieła. D latego b ard zo w ażne jest podnoszenie już sam ego poziom u k u ltu ry re d a k to rsk ie j, bo i w sp raw ach ję ­ zyk ow y ch m oże się zd arzyć, że re d a k to r w łasn e n aw yk i język ow e albo w łasne o g ran iczen ia eru d y cy jn e bierze za n o rm ę język ow ą i usiłuje n arzu cić je o p ra c o ­ w yw an em u tek stow i, k tó ry p rzecież uniezależnia się od a u to ra dopiero p o „po­

w ielen iu ”, p o opublikow aniu, a nie w tra k c ie p ra c re d a k c y jn y c h 1B.

O r e d a k t o r z e w y d a w n i c z y m

N a zary so w an y m pow yżej tle u m ieśćm y to, co T rzy n ad low sk i m ów i o re d a k ­ to rze w yd aw n iczy m , dla k tóreg o p rzezn aczy ł sw ą książkę, p ośw ięcon ą przecież zagad n ieniom „ed y to rstw a n auk ow ego” (JT 10). P rz y z n a je red ak to ro w i rolę k on ­ tro le ra , recen zen ta, an a lity k a i k o rek to ra op racow y w an eg o p rzezeń (tech n iczn ie głów nie!) te k stu naukow ego (JT 58— 59). C zy tam y, że re d a k to r d orad za au toro w i układ dzieła zgodny z k o n stru k cją p rzyszłej książki (J T 141). J a w k on stru k cji E d y to rstw a od czytałem k on cep cję dzieła (k on cep cję au to rsk ą), a a u to r E d y to rstw a u pow ażnia re d a k to ra , by ją p od porząd kow yw ał tech n iczn ej k o n cep cji książki. N a­

leżałoby ra cz e j dorad zać red ak to ro w i, by k o n cep cję książki p od porząd kow yw ał k o n cep cji dzieła. Z resztą tak ie zalecen ia też są w E d y to rstw ie, i to częste. W nim re d a k to r to w szech stron n y m istrzo w sk i u lepszacz a u to rsk ich niedom óg term in o lo ­ gicznych, stylisty czn y ch , logicznych, „stosow n ościow ych ”, p op raw n ościo w ych , k om ­ p ozycyjn ych ( J T 140— 141). K o n cep cji te j p rzeciw staw ić trz e b a u w agę, że w zasad -

15

P 189, 206. — L M 5. — GT 169. — J T 81, 119, 125.

ie W sp ra w a ch d oty czący ch cało ści w yw odów tego a k a p itu : K G 27, 48. — ZG 46, 85. — L M 16, 40, 55— 62. — P 38 (toż 94), 74, 88, 94— 95, 116, 188. — G T 171.

(12)

ftECEJSiZJfc-· 395

Tiiczy

sposób odmienna od autorskiej

odpow iedzialności

za

dzieło

jest

odpow ie­

dzialność redaktorska. Szczególnie uporczywy akcent

położono

na konsultacyjno-

-interwencyjne prerogatywy redaktora w sprawach kompozycyjnej strony

dzieła,

jego podziału wewnętrznego, układu (JT 64, 143, 159).

Trafna opinia o zewnętrznym, i dlatego innym, spojrzeniu redaktora na dzieło

nie powinna jednak prowadzić do sugestii o „wyższości" owego spojrzenia nawet

wtedy, kiedy partnerem redaktora jest „autor początkujący” (JT 38), bo z takiej

zbyt przedsiębiorczej pieczy wynikną tylko potem problemy docierania do auten­

tycznej woli autora; szczególnie — kiedy naprzeciw początkującego autora siądzie

początkujący redaktor (podręczników nie pisze się przecież dla redaktorów wy­

trawnych, mających już wieloletnią praktykę). W czasach (jakże wczesnego) de­

biutu naukowego Juliusza Kleinera nie było — na szczęście — takich zaleceń.

Ranga społeczna redaktora jest w pewnej mierze pochodną rangi społecznej auto­

ra, z którym redaktor współpracuje w redakcyjnej fazie pracy nad utworem.

Dlatego zbytnie spiętrzanie zadań (a zwłaszcza powinności) redaktora, infantyli-

zując model osoby autora, wbrew pozorom nie służy bynajmniej podkreślaniu

rangi zawodu redaktora. Zbytnie przerzucanie na redaktora zadania ukonsekwent-

niania tekstu naukowego (JT 38, 81), zbyt szerokie rozumienie „operacji zmierza­

jącej do informatywnego i technicznego ujednolicenia edycji” (JT 38), grozić może

„redaktorowładztwem”, redakcyjnym technokratyzmem, likwidacją „indywidual­

nych cech autorskiej wypowiedzi” (JT 38), a więc wydawniczą plagą egipską.

Wbrew niejasnym znaczeniom wywodu nie jest wcale jednym z celów pracy

redaktora wydawniczego „ujawnianie walorów językowych tekstu” ani „wydo­

bywanie różnorodnych sensów (oraz funkcji) dzieła” (JT 27), gdyż zadanie to zo­

stało sformułowane w sposób sugerujący już dokonanie studium analitycznego.

I przesadna, i chyba dość niejasna jest opinia, że redaktor wydawniczy (tu Trzy-

nadlowski powiedział „edytor” , stwarzając amfibologię, której poświęcą osobną

uwagę) „przekłada niejako formy skonstruowane przez autora i dopełnione na

warsztacie edytorskim [ = naukowym] na elementy bibliologiczne, tu nazywane

wydawniczymi” (JT 62). Przecież formy, jakie konstruują autor, edytor i redaktor

są z zupełnie różnych porządków zagadnieniowych (Trzynadlowski dodałby: i on­

tycznych). Je śli autor tworzy np. „formy literackie”, to na czym niby miałby po­

legać ich „przekład” na „formy wydawnicze” ? I co w ogóle za przekład, skoro

chodzi głównie o utrwalenie i powielenie (JT 34)!

Parafrazując słowa Trzynadlowskiego (JT 33), powiedziałbym, że dąży on do

paradoksu „ekwiwalencji am plifikacyjnej”, że usiłuje przybliżony odpowiednik

potraktować jako równoważnik. To, że redaktor ma fachową znajomość sposobów

opracowywania książki, nazwano „bardziej [niż autorska] wyostrzoną i skonkre­

tyzowaną świadomością bibliologiczną” (JT 160) i bardzo łatwo wyczuwalna jest

w tym określeniu nadwyżka retoryczna występująca także w wyliczeniu dekalogu

współodpowiedzialności (emocjonalna, moralna, społeczna, ideowa, polityczna, nau­

kowa, materialna, formalna, merytoryczna, praktyczna), które — spadając na „wy­

dawcę [ = redaktora wydawniczego!] naszych czasów” (JT 160—161) — czynią zeń

Heraklesa, Winkelrieda i męża stanu w jednej osobie. Dlatego dobrze, że chociaż

na przedostatniej stronicy książki przypomniano o istnieniu „granic kompetencji”

wydawcy wyznaczonych przez obyczaj, prawo i — nieco zagadkowe „merytoryczne

względy edytorskie” (JT 143). Zagadkowe, bo nie wiadomo, czy chodzi: 1) o „wzglę­

dy”, jakie okaże edytor autorowi w sprawach merytorycznych, 2) o własne jakieś

„względy” (motywy?) edytora dotyczące jakiegoś meritum (principium?), 3) o branie

przez edytora w rachubę strony merytorycznej dzieła. A jeśli się liczyć z obowią­

zującym w tej książce znaczeniem terminu edytor-wydawca, to — jak się zdaje —

tłumacz w wyborze podstawy przekładu też powinien iść za autorytetem edytor­

skim, a nie „edytorsko-wydawniczym” (JT 33).

(13)

W i e l o z n a c z n o ś ć t e r m i n o l o g i c z n a z a m i e r z o n a

W ielozn aczność tę m uszę om ów ić w y o d ręb n iająco. W iadom o, że niekiedy w ie­

loznaczność słów („d ru k ”, „ k o rek ta”; zob. F T 9, 295) to leru jem y , licząc n a u czy­

te ln ia ją c ą ro lę k on tekstu. L eon M arszałek unika d w uznaczności term in u „w y­

d aw n ictw o” p rzez u życie term in u „p u b lik acja” na o k reślen ie w yd an ej pozycji, a „w yd aw n ictw o” re z e rw u ją c na ok reślen ie in sty tu cji (LM 22). A le bardzo rzad k o spotkać m ożna w p ra c y nauk ow ej ta k in ten syw n ą w ielozn aczn ość jak ta, k tó rą dopuścił T rzynad low sk i w sp raw ie rozu m ien ia term in u „ e d y to r-w y d a w ca ” i w s p ra ­ w ie p ostaci tego term in u . A u to r, k tó ry n ap isał, że „zasadn iczym sposobem uzyski­

w an ia m ak sym aln ej jed noznaczności jest stosow an ie term in o logii”, a sam ą jed no­

znaczność ok reślił jak o „ok reślon ość tre ś ci i zak resu p ojęciow ego” term in u (JT 132), ty m razem — p od kreśla in ten cję dw uznacznego u żyw an ia term in u „ed y to r” ( J T 8 1 ) i w y trw ale z a cie ra gran ice m iędzy te rm in a m i „ed y to r” i „ re d a k to r” (JT 26— 27),.

ch o ciaż czasem w yraźn ie odróżnia „ed y to ra -w y d a w cę ” od „ re d a k to ra ” (JT 75) albo m ów i o „p racy re d a k to ra i [?] ed y to ra w yd aw n iczego” ( J T 155). A utor n iem al jak b y dążył do k om b in atory czn ego w y czerp an ia k om p letu m ożliw ych p ołączeń słów . M ów i: „ e d y to r-w y d a w ca ” (J T 72), „w yd aw ca, a zatem ed y to r (re d a k to r)”

(J T 160), „ed ytor (red ak to r) — w y d a w c a ” ( J T 159); p ojaw ia się n aw et ta sie m ie c

„ e d y to r-w y d a w ca -re d a k to r” (JT 58), i dalej na tejże stro n icy już tylk o „ e d y to r-re - d a k to r”, a n aw et „ed y to r”. W ieloznaczność i w ielok ształtn ość T rzynad low sk i celo­

wo legalizu je przez sposób w y ja śn ia ją ce g e red ago w an ia, np. „ed y to r-w y d aw ca (ed y to r-b ad acz, e d y to r-re d a k to r)” (JT 24). W reszcie, jak b y w ostatn iej ch w ili, znaczenie term in u „ w y d aw ca” obejm ie tak że „g rafik a, k re śla rz a , fo to g ra fik a ”, a cofnie się tylk o przed „d ru k arzem i in tro lig a to re m ” (J T 159), ta k jak by bez nich m ożna było w y d a ć książkę.

T rzynad low sk i pisze w rę c z : „n iejako [!?] id en ty fik u jem y e d y to ra -b a d a cz a z ed y - to re m -w y d a w cą [ = re d a k to re m !] [...] z ca łą św iad om ością, d om ag ając się [!] od tego drugiego w ysok ich k om p eten cji fach o w y ch ” ( J T 29). Id en ty fik acja jest n ie ja ­ ko p ozorow an a, a tak że ro zch w ian a pom iędzy opisem a m o ralisty czn y m w ym o­

giem . C ała rzecz jed n ak w tym , czy jest to jeszcze w y m ag an ie w ysokich k w alifi­

k a cji w ra m a ch zaw odu, czy m oże już w ym agan ie k om p eten cji innego zawodu,, bo to nie to sam o : m ieć o rie n ta cję (w zak resie w yzn aczan y m p rzez p otrzeb y w spół­

p ra c y ) w czyn nościach ed y to ra n auk ow ego — a m ieć k o m p eten cję w yk on yw an ia ty ch czyn ności (zob. LM 55).

T erm in „ed y to r-w y d a w ca ” nie tyle „m u si” (J T 10), ile ra cz e j m oże być (in a­

czej m ó w iąc: w p ew nych k on k retn y ch sy tu a cja c h b y w a ) u znan y za uzasadniony»

B yłob y to jed nak u zasad nien ie sy tu acy jn e, p rag m aty czn e, a nie teo rety czn e. R e ­ d ak to r w yd aw n iczy m usi zn ać zasad y ed y to rstw a naukow ego, i to zarów no d la sku teczn ej w sp ó łp racy z ed ytorem n auk ow ym , ja k też dla w yk on yw an ia w łasn y ch obow iązków , ale się z tego tylk o pow odu nie sta je ed y to rem , ch y b a tro ch ę podob­

nie ja k (dopuszczam p rzesad ę w p odobieństw ie) tech n ik nie jest in żyn ierem . C zyż to nie sw em u ed y to ro w i-w y d aw cy a u to r zm uszony jest w y ja śn ia ć znaczenie sem io- logicznego w y rażen ia „tek st k u ltu ro w y ” i n aw et dopow iedzieć, że sens te n nie jest już ob jęty zain tereso w an iem ed y to ra ( J T 27— 28). W e w p row ad zen iu n azw y „ed y­

to r-w y d a w ca ” (d roga to p rz e ta rta !) tk w i o p isyw an a już p rzeze m nie — w pew nym sensie może i sym p atyczn a — in te n cja n ob ilitacy jn a, ale w p row ad zen ie te j nazw y jako podstaw ow ego, h om ogen izującego, często u żyw anego te rm in u (J T 11) k olid u je z dokonanym w e W stępie zazn aczen iem różnoznaczności i z — zasad am i dobrej roboty.

T eo rety czn a i p rag m aty czn a m ąd ro ść sch olastyk ów w y ra ż a ła się w ich w szech - odnośnym p ostu lacie „d istin gu e !” Ci, co p o stu lat ten ośm ieszali jak o „dzielenie w łosa n a czw oro”, bezw iednie n ad aw ali (tym sam y m !) au to d y sk w alifik u jący k o­

(14)

R E C E N Z J E 3 9 7

m u n ik at, bo p recy zji nigdy nie jest „n adto”. P isze G órsk i: „niebezpieczne są w y­

padki, gdy w ielozn aczn ość słow a dopuszcza m ożliw ość d w ojak iego rozum ienia ja ­ kiegoś m iejsca te k stu ” (K G 282). W tó ru je m u G oliński: „S tosow an ie term in ó w n ieo stry ch pozw ala te sam e zjaw isk a n azyw ać ta k lub in aczej p rzy in tu icyjn ym w y czu ciu podobnych lub zbliżonych jak o ści” (ZG 57). W m oim „in tu icyjn ym w y ­ czu ciu ” w ym ienn ość term in ó w „ e d y to r” i „w y d aw ca” nie w y d aje się rów nie zasad n a „w obie stro n y ”. W olałb ym ed y to ra zw ać w y d a w cą (n atu raln ie b rzm i:

K u ch a rsk i w yd ał kom edie F re d ry ) niż in sty tu cjon aln eg o w y d aw cę ed ytorem (ch o­

ciaż tu odczuw a się n acisk term in o logiczn y język ów zach od n ioeu rop ejsk ich ). A już te rm in „ red ak to r w y d aw n iczy ” oznacza dla m nie ty lk o podm iot w yk on aw czy ob jęty przez n ad rzęd n y podm iot in sty tu cjo n aln y : w y d a w n ic tw o 17.

4. Pod nazwą „tekstologii”

O k r e ś l n i k „ u n a u k o w i a j ą c y ” a r e a l n y z a k r e s z a d a ń

Podobnie jak w y d aw ca sięgnął po nazw ę ed y to ra, e d y to r — jak b y sam ozach o­

w aw czo — sięgnął po nazw ę tek sto lo ga. N ikt nie chce p ozostaw ać sobą, lecz sam a m a n ip u la cja term in o logiczn a niczego jeszcze nie zm ienia w rzeczy w istej p rak ty ce s p ecjalizacy jn ej. W ięc zm ianę tę zaczęto m o tyw o w ać ro zw ojem m etod b adaw czych, w zb ogacen iem i rozbudow ą p rob lem aty k i, an alogią do nowo u tw orzo n y ch term in ó w :

„gen ologia”, „w ersolo gia”. T erm in em „tek sto lo gia” p osługiw ali się w la ta ch dw u­

d ziesty ch fo rm alizu jący literatu ro zn aw cy ro sy jscy n a ok reślen ie p rob lem ów : w y ­ b oru tek stó w , m ożliw ości u stalen ia tek stu „k anonicznego” u tw oró w , dopuszczalności k o n iek tu r, p ojęcia w oli a u to ra w zastosow an iu do tek stu , zn aczen ia ró żn y ch r e ­ d a k cji i w arian tó w oraz ich w yk orzystan ia, a w ięc na o k reślen ie p rob lem ów „sztuki e d y to rsk ie j”, a szczególnie tzw . k ry ty k i tek stu . D la B o risa E ich en b au m a tek stologia to p rak ty czn a dziedzina b adań literack ich słu żących p rzyg oto w an iu do druku te ­

k stu au torsk iego (zw łaszcza tek stu u tw oru k lasy k a) zw eryfik ow an ego i oczyszczo­

nego z w szelkich błędów i om yłek. Podobnie dla B o risa T om aszew sk iego te k sto ­ logia to dyscyplin a p rak ty czn a, rodzaj filologii stosow an ej. W ięc k ry ty k a tek stu to głów nie u stalan ie tek stu , b adanie k on kretnego tek stu .

G órski, k tó ry term in em „tek sto lo gia” jak b y ró w n o w aży w sw ej T ekstologii te rm in „ed ytorstw o n au k ow e”, w rzeczy w isto ści n ad al u żyw a ich obu w ym iennie.

M ogłoby to (i pow inno by) zn aczyć, że je u tożsam ia, ale są u niego sądy, w y r a ­ ż en ia i zw roty, k tó re tak i w niosek u n iem ożliw iają: tek sto lo g ia w y r o s ł a z filo ­ logicznej k ry ty k i tek stu (KG 9— 10); „tek stolog w sw oim c h a ra k te rz e filo loga”

{K G 46). M ożliwe, że w p ew nej m ierze p rzyczyn ia się do tego sposób, w jak i G ór­

ski rozum ie sam ą filologię, sposób n ajszerszy z m o żliw ych : jak o n au k ę (w iedzę?) o k u ltu rze jak iegoś n arod u w yrażon ej w w y tw o rach ję z y k o w y c h 18. C zy tam y, że tek sto lo g ia jest osobną gałęzią b adań filologiczn ych (K G 5). W innym m iejscu n apisano, że ed ytorstw o naukow e to gałąź w ied zy p r a k t y c z n e j , na k tó rą sk ład ają się w y p r ó b o w a n e z a s a d y b a d a n i a i w y d aw an ia tek stó w dzieł lite ra c k ic h , i że dlatego ed ytorstw o og arn ia (!) rów nież tek sto lo gię, b ędącą u m i e ­

j ę t n o ś c i ą b a d a n i a tek stó w (K G 194— 195); a z tak ich sform u łow ań w y ­ n ik a jednocześnie (i sprzecznie) zarów no p rzyn ależn ość zak resow a tek stologii do

17 Na s. 27 T rzynad low sk i p rzecież w yo d ręb n ia jak o r ó ż n e „k ategorie dzia­

ła ń ” : ed ytorstw o n a u k o w e (szkoda, że nie p adł tu te n ok reśln ik) i osobę e d y ­ t o r a oraz „ed ytorstw o w y d a w n i c z e ” (jaw n y pleonazm ) i osobę r e d a k t o r a

■(podkreśl. S.D.).

18 K G 9— 10, 18, 46, 49. — ZG 13, 27 (w raz z p rzyp isem 5), 31, 36, 39. — T 20— 21, 54, 64, 68— 70, 78. — LM 8.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wartości średnia i skuteczna prądu w przewodzie neutralnym różnią się przy symetrycznym wysterowaniu ściemniaczy bardzo nieznacznie, mniej niż przy czystych

W grze komputerowej odcinki długości 1 opadają w sposób losowy na odcinek długości 3 (W efekcie odcinek długości 1 w całości leży na odcinku długości 3.) Zaproponować model

Od zawsze taki sam, w swym - by posłużyć się filo­ zoficznym żargonem - wymiarze fenomenalnym nie oparł się jednak charakte­ rystycznej ewolucji: dobroduszność

К проблеме речевой корректности при обучении

Dzieło synodu uzupełniały i ożywiały sesje otw arte, które odbyw ały się od 1994 do 1997 roku, w różnych miejscowościach diecezji, gro­ m adząc

Although participants do value the creative and participa- tive methods as (another) valuable tool to transfer existing knowledge, the hosting partners see more value in its use as

Kaznodzieja winien uznać za podstawę nauczania Pismo Święte, które jest podstawowym źródłem odkrywania tajemnicy zbawienia. W dynamice ży­ cia wspólnoty Kościoła

Historia filozofii — zgodnie z zamierzeniem Autora — jest połykana przez środowisko humanistyczne, a także przez inteligencję z innych kręgów, kiedy trzeba robić