• Nie Znaleziono Wyników

ORT/WORT : nomadyzm jako strategia translacji : (jak tłumaczyć to, co nieprzetłumaczalne)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "ORT/WORT : nomadyzm jako strategia translacji : (jak tłumaczyć to, co nieprzetłumaczalne)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

% %

fcfcOJ n

Przekład artystyczny. T. 5. Kalowicc 1993 Prace Naukowe Uniwersytetu Śląskiego nr 1405

T a d e u s z S ł a w e k

(0 $ ORT/WORT

Nomadyzm jako strategia translacji (Jak tłumaczyć to, co nieprzetłumaczalne)

Pojęcie n i e p r z e t ł u m a c z a l n e g o prowadzi nas co najmniej po dwóch ścieżkach interpretacji. Najpierw m oże oznaczać to, co w istocie nie poddaje się przekładowi na poziomie semantycznym, co nie m a swojego odpowiednika w języku, n a który tłumaczymy. Po drugie, potencjalnie odnosi się również do strefy tego, co przetłum aczone być nie może, gdyż należy do kręgu jakby h e r m e t y c z n i e zamkniętego, całkowicie p r y w a t n e g o , a zatem nie pod­

dającego się przekładowi na żaden język stanowiący dom enę wspólnoty i społeczności. W obu wypadkach element społeczności jest niezwykle ważny;

w pierwszej interpretacji społeczność nie m a słowa na oddanie terminu wywodzącego się z obszaru innej wspólnoty, w drugiej — społeczność z definicji musi pozostać poza nawiasem tekstu oryginalnego istniejącego jedynie w pewnym prywatnym idiolekcie.

Pierwszą sytuację m oże zilustrować znany powszechnie przypadek sub­

telnych rozgraniczeń między rozm aitymi rodzajam i jakiejś substancji, które w innym kręgu kulturowym zbywane są jednym wspólnym terminem (np.

polski „śnieg” oddający znacznie więcej określeń istniejących na tę samą substancję w językach eskimoskich, czy „dorożka” obejm ująca wielość pojaz­

dów konnych rozróżnianych np. w Anglii, gdzie wyodrębniało się fiakry dwukołowe i czterokołowe, z budą i bez budy itd.). Tutaj słowo oryginału zbliża się swoim statusem w języku, na który dokonujem y przekładu, do nazwy własnej, k tó ra — j ak wiemy — z reguły nie podlega tłumaczeniu. T o , co m oże zrobić tłumacz, to albo pozostawić term in oryginalny i objaśnić go przypisem, albo — co najczęstsze — zrezygnować z jego egzotyczności i oddać go z w y k ł y m , choć tylko częściowo trafnym (zubożającym bowiem pole seman­

tyczne oryginału) słowem funkqonującym w języku przekładu.

D rugi wypadek m oże zyskać egzemplifikację w doznaniach mistycznych przyjmujących form ę nieartykułowanych przekazów fonetycznych czy graficz­

nych, niesprowadzalnych do żadnego istniejącego, a r t y k u ł o w a n e g o języka.

U Swedenborga dowiadujem y się, iż słowa wypowiadane przez anioły nie są, ściśle rzecz biorąc, słowami, lecz „ideami odmalowywującymi się na ich

(2)

tw arzach tak , iż [...] początek owego wyrazu brał się z okolic ust, a potem rozprzestrzeniał się n a sąsiednie okolice f...]” 1- W takiej sytuacji rozm ów ca jedynie mgliście dom yśla się, o co m oże chodzić, a dzieje się tak dlatego, iż by m óc zrozumieć, m usiałby dokonać przekładu na swój język, to zaś jest niemożliwe z racji nieprzyległości myśli i mowy. Swedenborg zauważa, że „idee były, by tak rzec, ciągłe” (nr 1649), a (poszczególne) „słowa jakby w ogóle nie istniały” (nr 1650), przy czym anioły p otrafią posługiwać się m ow ą jeszcze płynniejszą, nie wym agającą pośrednictw a słów a oddziałującą w prost na m ózg śmiertelnika, stanow iącą doskonały przykład języka nie potrzebującego prze­

kładu: „[...] mówiły także i innym sposobem tak, iż tw arz niczego nie wyrażała [...] a mówiły w m oim m ózgu, który poruszał się wibracjami ruchem podob­

nym do ich m owy [...] a z wielu myśli tworzyła się jedna, ciągła i nieprzerw ana [...]" (nr 1651).

W ynika z tego wiele interesujących konsekwencji. Po pierwsze, śmiertelny nie m oże dorów nać subtelności mowy duchów, skazany jest bowiem n a słowa, które pośredniczą między ideami; musi więc korzystać z przekładu lub pewnego rodzaju transferencji, przeniesienia jednego sposobu w yrażania (za pom ocą ekspresji m alującej się na twarzy) na drugi (mowę artykułow aną). Po drugie, przekład staje się więc znamieniem pewnego ograniczenia, upadłej kondycji charakterystycznej dla m owy ludzkiej. „D uchy kiedykolwiek roz­

m aw iają z jakim kolw iek śmiertelnym, czynią to w jego własnym języku [...]”

(nr 2137). Po trzecie, przekład stanow i potwierdzenie filozoficznej zasady nieciągłości dlatego, iż świadczy o mnogości języków śmiertelnych wobec jednej m owy duchów („m ow a duchów jest uniwersalną i z niej wzięły swój początek wszystkie języki”, nr 2138), oraz — co najważniejsze — jest dom eną d y s k r e t n y c h jednostek, odrębnych calostek, podczas gdy dyskurs anielski stanowi, co Sw edenborg podkreśla wielokrotnie, sferę całości, totalności, jedni.

W tym m omencie dotykam y najbardziej newralgicznego miejsca zachodniej filozofii, k tó ra — ja k ujm uje to lapidarnie D errida — „od A rystotelesa co najmniej po Bergsona uważała i nie przestaw ała pow tarzać, iż myśleć i mówić musi oznaczać myśleć i mówić coś, co byłoby j e d n y m , jedną s u b s t a n ­ c j ą ” 2. Przekład umieszcza się więc w samym centrum ważnego sporu o filozoficzne oblicze świata; z jednej strony przybliżając języki i kultury, zmierza do sfery t e g o , c o j e d n o ; z drugiej — odnaw iając rany i przedziały, afirm ując nieciągłość, proponuje m nogość, rezygnuje z kom pletności na rzecz fragm entaryczności, z harm onijnej całości na rzecz dysonansow ej ruiny.

1 E. S w e d e n b o r g : The Spiritual Diary. Przekł. ang. G. B u s h , J. S m i t h s o n . New York 1978, nr 1648. Wszystkie następne cytaty ze Swedenborga pochodzą z tego samego wydania i sygnowane są numerem notatki.

2 J. D e r r i d a : Interpreting Signatures (Nietzsche / Heidegger): Two Questions. In: Looking after Nietzsche. Ed. L. A. R i c k el s. Albany 1990, s. 12.

(3)

W tym sensie tłum aczenie tego co nieprzetłum aczalne było klasycznym zadaniem filozofii, ja k pow iada D errida, od „A rystotelesa po Bergsona” lub, jak chce T erry Eagleton, „from Plato to N A T O ” 3. D ylem at ten jeszcze inaczej i bardziej poetycko znalazł wyraz w przekonaniu siedemnastowiecznego śląskiego m istyka Jo hannesa Schefflera, znanego lepiej ja k o Angelus Silesius.

W 205 dwuwierszu pierwszej księgi Cherubinischer Wandersmann4 pisze on, iż słowo jest tożsam e z miejscem, co oznacza z jednej strony potwierdzenie nom adycznej teorii słowa, charakterystycznej dla przekładu (słowo nie m a raz na zawsze i powszechnie utrw alonego znaczenia w pewnym ogólnie obow iązu­

jącym uniwersum myśli), ale równocześnie przez związek Słowa (już tutaj pojaw ia się problem przekładowy — term in ten pisany zgodnie z obyczajem niemieckim od dużej litery jak o rzeczownik, w polskim przekładzie narzuca w zależności od m ajuskuły czy m inuskuły zupełnie odrębne konotacje) z Bogiem („Er ist m ein Geist, m ein W o rt”, nr 235) nawiązuje niezwykle m ocno do tradycji l o g o s u ja k o obszaru zbierającego w sobie wszelkie byty w ob­

szarze wspólnej jedności. W spom niany 205 dystych Cherubinischer Wander­

smann brzmi następująco:

Der O rl ist das Wort

Der Orl unds Wort ist eins und ware nicht der Ort, Bei ewiger Ewigkeit! es ware nicht das Wort!

Nie byłoby słowa, gdyby nie miejsce — mówi Silesius, głosząc filozoficzny i translatorski nom adyzm i postulując m nogość znaczenia; nie byłoby Słowa, gdyby nie Miejsce — mówi Silesius sugerując, iż przekład jest w istocie zbędny, istnieje bowiem Miejsce wspólne dla wszystkich bytów, miejsce Jedności, w którym — j ak u Sw edenborga — poszczególne, dyskretne jednostki tw orzą jed ną wielką i uniw ersalną całość.

Chodzi więc o to, by teoria przekładu zdała sobie sprawę z tego, iż myśl jest otw arta na perforację i nieciągłość, że nawet myślenie o Całości i języku wspólnym dla wszystkich, języku b e z s ł ó w , m asującym łagodnie m ózg jedną nieskończenie ciągłą ideą (jak to opisuje Swedenborg), to dzieło tylko p e w n e g o miejsca, nie zaś m iejsca ponad wszystkimi innymi miejscami, miejsca Jedni.

M arzeniem filozofów było zawsze przem aw iać z miejsca poza wszelkim miejscem, pozwalającego na całościowy ogląd wszystkich miejsc, i działać z nadzieją osiągnięcia pewnej bezczasowej, powszechnej praw dy, któ ra lik­

widowałaby konieczność przekładu z racji tejże powszechności. Tłum acz wic, że zostaje zawsze w ydany na pastw ę j a k i e g o ś miejsca. Powiedzmy od razu,

3 T. E a g l e t o n : Walter Benjamin. London 1982, s. 57.

4 J. S c h e f f l e r : Cherubinischer Wandersmann. Munchen 1949. Wszystkie cytaty z Angelusa Silesiusa pochodzą z lego wydania i sygnowane są numerem dyslychu.

(4)

że m i e j s c e m oże być wyznaczone topografią, ale również tym, że otwiera się na wszelkiego rodzaju w ypadki, incydentalne spotkania w nim zachodzące.

F ilozof śni sen bez ładu, tłum acz żyje w świecie radosnego koszm aru przypadkow ości, a jego m ottem jest zawołanie Sterne’a: „Tristram ie Shandy byłeś, jesteś i będziesz dziełem zwykłego p rzypadku” .

M i e j s c e , bez którego nie byłoby słowa tłum acza, to obszar, gdzie w pewnej przestrzeni geograficznej dok o nu ją się nieprzewidziane spotkania.

Piszemy w liczbie m nogiej właśnie, by podkreślić, iż co czyni miejsce wartościowym , to wszystko to, co dzieje się n a m arginesach g ł ó w n e g o , przewidzianego scenariuszem zdarzenia. N aw et gdy gdzieś (np. w kawiarni) spotykam się z kimś na um ów ioną wcześniej rozmowę, to, co spraw ia, że obszar ów staje się m i e j s c e m i jak o taki zachowuje się przez wiele lat (może do końca życia) w m ojej pamięci, jest cały nieprzewidziany splot okoliczności, które w dawnej przestrzeni zachodzą bez mojej wiedzy i m ojego udziału, a których jestem m im owolnym świadkiem. Czekając na Ciebie, rozm awiając z T o b ą przy tym stoliku — nagły zapach kawy przenoszonej obok na tacy przez kelnerkę albo widok lam py za oknem nagle oświetlonej reflektorem sam ochodu: to wszystko pozostanie wtedy, gdy w yblakną słowa rozm owy, a rysy twarzy zmieni czas.

Swedenborg pisze, iż najsubtelniejszy rodzaj m owy duchów to ledwie

„rodzaj au ry ” przekraczającej ludzkie rozum ienie (nr 1653). Grzechem filozofii od A rystotelesa do Bergsona było zaniedbywanie, niewrażliwość na „aurę”

języka, na to, co przechodzi nasze wyobrażenie nie dlatego, iż jest spoza świata śmiertelnych, lecz dlatego, że mieszcząc się w samym jego środku, pozostaje n i e p r z e k ł a d a l n e na uporządkow any język sensu i celu. Przez n i e - p r z e k ł a d a l n e rozum iem y więc to wszystko, co nie stanow iąc istoty rzeczy czy zdarzenia, co będąc wobec niego marginesowe czy nawet pozornie z nim sprzeczne, jednocześnie staje się właśnie tym, co tłum aczone być m usi, co d o m a g a s i ę tłum aczenia m im o tego, iż jest tłum aczenia n i e g o d n e , gdyż nie stanow i przecież głównego n urtu tekstu czy myśli. Tłum aczenie jest więc działaniem zawsze peryferyjnym: szuka w tym, co tłum aczone nieprzetłum a­

czalnego i nie przetłum aczonego, to właśnie bowiem stanow i o „aurze” słów i zdarzeń nagle wym ykających się spod kontroli program u tłumaczenia.

Przywołajmy dw a przykłady. Sterne w końcowej części pierwszego tom u Podróży sentymentalnej, poświęconej pobytowi Y oricka w Paryżu, zamieszcza opis dwóch wydarzeń stanow iących przedm iot rozdziału zatytułow anego Przekład5 (Translatioń). O bydw a m ają m uzyczną oprawę. Najpierw Y orick udaje się d o opery, lecz zam iast refleksji tyczących się spektaklu otrzym ujemy relację z całkowicie przypadkow ego spo tk an ia w loży teatru. Spotkanie to jest po pierwsze spektaklem szczegółu (dowiadujemy się, jakiego rodzaju

5 L. S t e r n e : Podróż sentymentalna. Przekł. A. G l i n c z a n k a . Warszawa 1973, s. 70 73.

(5)

okulary m iał oficer oraz jak ie etui chroniło cenny instrum ent polepszający niedom agający wzrok), po drugie — ćwiczeniem w translacji — gesty oficera natychm iast zostają p r z e t ł u m a c z o n e („render”) na „proste słow a” („into plain w ords”). Sterne proponuje przy tym czytelnikowi sztukę przekładu jak o rodzaj wariacji lub im prowizacji upraw ianej n a tem at gestów i zachow ań, które określone są m ianem „skróconego sposobu porozum ienia” („short h a n d ”). Tymczasem translacja to proliferacja słowa, przy czym dzieje się tak nie dlatego, by słowo pozbaw ione było dyscypliny, lecz przeciwnie — dlatego, iż dyscyplina myśli nie pozw ala jej opuścić, przeoczyć, zaniedbać jakiejkolwiek możliwości. D yscyplina myśli nie jest dyscypliną porządkującą i restryktyw ną, zmierzającą do doprow adzenia słowa d o jednego tylko znaczenia, do Pełni i Jedności (jak to m arzyło się filozofii), lecz prowadzi do nierównych dystrybucji wielu znaczeń o różnej m ocy oddziaływania, które pojaw iają się często spośród m arginesow ych, naddanych, jakby suplem entarnych m oż­

liwości wyłonionych przez przypadkow e konfiguracje, typowe dla przestrzeni stającej się m i e j s c e m .

N a swój sposób m am y tu do czynienia z nietzscheańskim „upojeniem ”6 („R ausch”), które „polega na uczuciu pełni i wzmożonej m ocy”, wszakże nie jest to odczucie anarchiczne i nihilistyczne, lecz przeciwnie — m a ono na celu wyczulenie na wszelkie możliwe niuanse, staje się „niedościgłym stopniem instynktu rozum ienia” 7. Tłum acz, który podobnie jak człowiek dionizyjski jest nom adem , człowiekiem bez dom u, który „wym azując za sobą ląd” 8, pozbawił się nawet możliwości posiadania dom u, okazuje się tym, który nie m oże d o k o ń c a zrozum ieć, zrozum ieć bowiem d o k o ń c a oznaczałoby przestać tłumaczyć, stracić m otyw acje do pracy, gdyż właśnie to, co nie d o k o ń c a zrozum iałe i przetłum aczalne, jest sercem translatorskiego działania.

W następnym fragmencie Sterne podkreśla właśnie tę nieproporcjonalność między stenografią rzeczywistości a jej przekładem ; owa nieproporcjonalność rodzi poczucie m i e j s c a , a więc, idąc za m yślą Angelusa Silesiusa, prowadzi do pow stania s ł o w a . Czytam y zatem , iż Y orick często z „trzech słów”

produkuje „dwadzieścia różnych dialogów ” . Tę czynność nazywa Sterne

„przekładem ”, a także — co ważne dla naszych rozw ażań — starannie podkreśla n o m a d y c z n y , wędrowny ch arakter działania translatorskiego:

Y orick dokonuje swych tłum aczeniowych ćwiczeń wędrując („kiedy chodzę ulicami Londynu, cały czas zajęty jestem przekładem ”).

Drugie wydarzenie opisane przez Sterne’a w tym samym rozdziale będzie niemniej charakterystyczne. W drodze (nie m a innego określenia na operacje tłum aczenia) na koncert M artiniego (który stanowi zamierzony cel wyprawy

6 F. N i e t z s c h e : 'Zmierzch bożyszcz. Przekł. S. W y r z y k o w s k i . Warszawa 1906, s. 7>s 1 Ibidem, s. 74.

9 F. N i e t z s c h e : Wiedza radosna. Przekł. L. S t a f f . Warszawa 1910, s. 167.

(6)

i o którym oczywiście nie dowiemy się ani słowa, albowiem przestrzeń m arszruty stanie się nagle m i e j s c e m , czyli zostanie przejęta przez in­

cydentalne w ypadki dom agające się przekładu) Y orick przez serię sytuacyj­

nych gagów zderza się wielokrotnie w wąskim przejściu z M arkeziną di F***;

ruchy obydw óch postaci zostają podd ane przez Y oricka translacji, a jej efekt odsłoni jeszcze jeden ważki element nom adycznej teorii przekładu. T o dom ena przyjemności, by nie rzec rozkoszy („D odam tylko, że znajom ość, k tó ra wynikła z tego przekładu, dała mi więcej przyjemności niż jakakolw iek inna z tych, które m iałem zaszczyt zawrzeć we W łoszech”9). Deluze i G uattarie tak ą właśnie przestrzeń nom adów określają m ianem „przestrzeni gładkiej”, tzn.

takiej, k tó ra jest „heterogeniczna, niem etryczna, acentryczna, p o d o b na do kłączy zajm ujących pew ną przestrzeń wszelako nie »licząc« jej, przestrzeń, k tó rą m ożna zbadać tylko przy pom ocy n ó g ” 10.

Tłum aczenie zatem to dziedzina m i e j s c a , tzn. dokonuje się dzięki interferencji przypadkow ych wydarzeń rozłam ujących niejako główną i teleo- logicznie rozum ianą interpretację rzeczywistości oraz prowadzących nas kręty­

m i ścieżkami pom im o czy obok głównego, planow anego w ydarzenia (tekstu) w stronę niespodziewanych znaczeń stanowiących własne konstelacje tekstowe, zastępujących powagę hom ogenicznego tekstu przyjem nością serii incydentów.

Tłumaczymy więc zawsze już teksty (w liczbie m nogiej), nigdy zaś tekst (w liczbie pojedynczej).

Po drugi przykład sięgnijmy do Jacquesa D erridy. Podobnie ja k nie w spom niany przezeń Sterne, D errid a podkreśla sym ultaniczność i wielość języków realizujących się nie sekwencyjnie, lecz równocześnie. Nic więc

dziwnego, że taki proces zyskuje w teorii dekonstrukcji nazwę „babelizacji” 1 a jego najpełniejszą ilustracją są strategie pisarskie Jam esa Joyce’a, który

„pow tarza, m obilizuje i babelizuje asym ptotyczną całość tego, co dw uznaczne”

(„II repete et m obilise et babelise la totalite asym ptotique de l’equivoque”) 12.

Zwróćmy uwagę n a kilka elementów tej form uły. Po pierwsze, pisarz zajmuje się tym co „dw uznaczne” (equivoque), a zatem już w tekście tzw. oryginalnym porzucam y możliwość znaczenia, które nie byłoby wewnętrznie rozdw ojone i podzielone. W tej sytuacji tłum acz m usiałby dosłownie posuw ać się po kilku ścieżkach jednocześnie, produkując wiele równoległych tekstów niejednorod­

nego tekstu tłum aczonego. Po drugie, term in „całość” („totalite”) — czy może według kantow skich kategorii „wszystkość” — zostaje niejako unieważniony czy też zawieszony lub w y m a z a n y (przypom nijm y dekonstruktyw istyczną procedurę sous rature) przez działanie „asym ptoty”, czyli linii prostej

9 L. S t e r n e : Podróż..., s. 73.

10 G. D e l e u z e , F. G u a t t a r i : A Thousand Plateaus. Capitalism and Schizophrenia. Przekł.

ang. B. M a s u m i . Minneapolis 1980, s. 371.

11 J. D e r r i d a : Ulysse gramophone. Deus mots pour Joyce. Paris 1987, s. 16.

12 Ibidem, s. 16.

(7)

p r a w i e s t y c z n e j , a jed n a k wciąż różnej od sąsiadującej z nią linii krzywej. „C ałość” nie jest więc nigdy kom pletna, nie osiąga stanu identyfikacji z sam ą sobą, pozostaje zatem „całością” nie-całą i nie-pełną. Po trzecie, czasownik „m obiliser” pojawiający się w form ule D erridy oznacza nie tylko

‘pobudzenie do działania’ i ‘uaktyw nienie’ kogoś lub czegoś, lecz również zawiera dwie wskazówki prow adzące nas w stronę rzeczywistości płynnej i zmiennej, pozbawionej trwałego i jednoznacznego konturu. W sensie praw ­ nym „m obiliser” to ‘uznanie nieruchom ości za ruchom ość’; w języku ekonom ii czasownik ten oznacza ‘upłynnienie kap itałó w ’.

Tłum acz m a przeto do czynienia z T EK STam i, które są proteuszowo zmienne, z nieruchom ością, k tó ra w każdej chwili m oże zostać uznana decyzją pulsującej sem antyki dyseminacji za ruchom ość (stąd nieuchronna b e z ­ d o m n o ś ć i n o m a d y c z n o ś ć tłum acza), z kapitałem m ogącym zawsze zmienić swoją konsystencję (tłumacz to kapitalista nie wierzący w tezauryzację, lecz wyznający szybki ruch uwolnionych kapitałów ; ja k każdy nom ad tłum acz nie m oże zbyt wiele nosić w raz z sobą, jego oszczędności są zainwestowane w różnych przedsięwzięciach, nigdy nie przybierają postaci faktycznej, fizycz­

nie istniejącej waluty).

Sytuacja tak a lokuje tłum aczenie w pewnej perspektywie. Otóż mieści się ono teraz ju ż w obrębie pow staw ania tz.v. tekstu o r y g i n a l n e g o , który porusza się między różnym i językam i, dokonując nie tyle przekładu, ile refleksji nad tym, co nieprzekładalne, przem aw ia bowiem wieloma językami równocześnie. Tłum acz jest więc tym, który przeprow adza m edytację właśnie nad tą nieprzekładalnością, nad tym, co po przetłumaczeniu musi objawić nadwyżkę tego, co przetłum aczone nie zostało. Jak pisze D errida, „ta uogólniona dwuznaczność nie przekłada jednego języka na drugi na podstawie jakichś centrów wspólnego znaczenia [»noyaux de sens commun«]. Przem awia ona wieloma językam i równocześnie, istnieje wobec nich w sposób pasożyt­

niczy [...]” .13 Przykładem takiego działania są dwa słowa z Finnegans Wake Joyce’a, nad którym i dywaguje D errida, nie m ogąc podjąć decyzji, w jakim właściwie języku zostały wypowiedziane. Te dwa słowa to „H e w ar” 14, a ich

„pierwszy przekład” („une prem iere trad u ctio n ”) to „II guerre” . Nie powinno ujść naszej uwagi, że D errida m ów iąc o „pierwszym przekładzie” zakłada, iż tłumaczenie nigdy nie jest ostateczne, lecz stanow i nakładanie się na siebie rozm aitych wersji, to nie dzieło skończone, lecz ledwie „szkicowane”

( , j ’esquisse une prem iere trad u ctio n ” pow iada filozof)- „II guerre” to „czynić wojnę”, przy czym natychm iast m usim y założyć, iż tekst o r y g i n a l n y składa się z rzeczownika i czasow nika (na co nie m am y niezbitych dow odów ), oraz że napisano te dwa słowa po angielsku (a to również niepewne). P onadto,

13 Ibidem, s. 28.

14 Ibidem, s. 16.

(8)

przekład francuski nie tyle odszukuje istniejący w swoim języku odpowiednik, ile przeciwnie — dopiero go tworzy przez „babelizację” (nie istnieje czasownik francuski „guerrir”; zostaje on powołany do życia przez tłum acza, który przestaje przez to być tłum aczem, czyli tym, który oddaje to, co powiedziano, za pom ocą słów dobrze zakorzenionych w jego języku ojczystym; przestaje być takim ideałem tłum acza, bo po pierwsze, nie w iadom o do końca, co właściwie powiedziano, a czasownik, którym tłum acz się posłużył, nie tylko został w y m y ś l o n y , ale stoi złowróżbnie blisko innego istniejącego czasow nika

„guerir” o znaczeniu niemalże przeciwstawnym).

D rugi przekład jest wynikiem innej decyzji, wedle której tekst został napisany częściowo po niemiecku, a wówczas jego tłum aczenie musi brzmieć

„II fut” — „o n był” . K om binacja dwóch przekładów daje nam zdanie następujące (choć przecież nigdy nie wypowiedziane f a k t y c z n i e — jeżeli przez f a k t y c z n o ś ć rozumieć istnienie zapisu n a kartce papieru): „Tam gdzie to się działo, był on, ogłaszając wojnę” („L a ou e’etait, il fut, declarant la guerre”). Jed nak gdyby przyjąć (a dlaczego by nie?), iż zdanie zostało napisane częściowo po niemiecku, wówczas d o datkow o należy uzupełnić nasz p r z e ­ k ł a d tym, co nieprzetłum aczalne (nie zostało bowiem form alnie podane tłumaczowi w postaci tekstu, lecz stanowi jedynie jego niewidoczną „au rę” ) i poświadczyć, że nie znany nam bliżej o n „był” tam , „wypowiedział wojnę” , co zostaje uznane „za praw dę” (niemieckie „w ar” jest fonetycznie bliskie przym iotnikowi „w ahr” — ‘prawdziwy’). T eraz trzeba p r z e t ł u m a c z y ć (ale cudzysłów jest konieczny, gdyż w istocie przecież nie tłumaczymy, a t w o ­ r z y m y nowe teksty w kilku językach równocześnie) dodatkow o element troski i stróżow ania, jaki podsuw a nam niemieckie „w ahren ” (‘strzec’), a otrzym am y jeszcze jeden element wszystkich nowych tekstów: „To Bóg strzeże [prawdy]. Strzeże samego siebie, ogłaszając wojnę” . I dalej: „H c war

— podpis Boga. U stanaw iając praw o i język, to znaczy od razu języki, wypowiedział też w ojnę.” 15

H istoria wieży Babel i babelizacji mowy. Ale również przykład tego, co Deleuze i G u attari nazywają sztuką nom adyczną, w której kw estionow a­

ne są zasadnicze w ątki, takie ja k poczucie kierunku czy miejsca, i w której „wykręcone zwierzęta nie m ają pod nogam i żadnego oparcia; grunt stale zmienia położenie jak przy powietrznej akrobatyce; łapy zwierzęcia wskazują inny kierunek niż głowa, tylna część ciała ukazana jest do góry nogami [...]” 16.

Przekład staje się, pożyczmy określenia od Joyce’a, „galaktyką wydarzeń”

(„galaxy o f events” ) lub „przypadkow ością spo tkan ia” („the coincidcnce of m eeting”), czyli jest tym, co rodzi się, uwzględniwszy koniecznie to, co nie

15 Ibidem, s. 17.

16 G. D e l e u z e , F. G u a l t a r i : A Thousand..., s. 494.

(9)

zostało podane d o przetłum aczenia, co nie istnieje ja k o faktycznie zapisany tekst. Przekład ja k o aleatoryka spotkania.

Spójrzmy n a jeszcze jeden przykład. D errida pracując n ad Joyce’em zauważa, że ostatnie słowa Ulissesa są pow tórzeniem aflrmacji: „yes I will yes”

(w przekładzie M acieja Słomczyńskiego: „tak , chcę ta k ”). W ychodząc od teorii aktów mowy, m o żna powiedzieć, iż pow tórzenie identycznych słów obejmuje dwa w ypadki — raz, gdy używamy danego term inu, dwa — przy pow tórnym użyciu staje się on cytatem , pow tórzeniem , autoafirm acją języka. W takiej sytuacji przekład jest niemożliwy, bo przetłum aczenie „yes, yes” na „oui, o u i”

będzie aflrm acją zupełnie innego języka, a więc n a swój sposób m inie się z celem. D errida nazwie taki wypadek sytuacją, w której przekład jest

„z zasady absurdalny lub niepełnopraw ny” („absurde ou illegitime” ). A jed ­ nak owo „ ta k ... ta k ” nie przestaje być wyzwaniem. Pozostaje zwrócić się w stronę filozofii, ale ta nie w olna jest od aleatoryki spotkania, czyli od tego, co nazwaliśmy m i e j s c e m .

Tym razem m i e j s c e m staje się sklep w podziem iach hotelu O kura w Tokio. D errida kupując pocztówki, zauw aża książkę (przetłum aczoną oczywiście na angielski) japońskiego au to ra M assaki Im ai pt. 16 W ays to Avoid Saying No. Problem postaw iony w tytule oświetla dylem aty tłum acza postaw ionego zawsze w obliczu tego, co nieprzetłumaczalne, nie podane bowiem do tłum aczenia, a co przecież nie przestaje istnieć, przeciwnie

— właśnie dzięki tem u tekst okazuje się atrakcyjny i prowokuje do podjęcia wysiłku przekładu. Problem ten da się przedstawić następująco: „Jak prze­

tłumaczyć »nie« na »tak« i co właściwie oznacza przekład tak niezwykłej pary lak/nie...?” 17. N ie koniec aleatoryki spotkania i miejsca. N a sąsiednim regale leży książka tego samego a u to ra zatytułow ana Never takes yes fo r an answer.

Oczywiście, sprzeciwia się to fenomenologii afirmacji polegającej właśnie na przyznaniu słowu T A K w aloru ostatecznej odpowiedzi, odpowiedzi najwyższej (patrz choćby stosow ne fragm enty Zaratustry Fryderyka Nietzschego). O zna­

cza to tyle, iż japoński pisarz sugeruje, że „ ta k ” może czasami oznaczać „nie” , lub w istocie „ ta k ” nie jest żadną form ą odpowiedzi.

Język słuchający uważnie swoich wypowiedzi jest szczególną postacią definicji pracy tłum acza (w pewnym sensie D erridiańska traw estacja Heideg- gerowskiej form uły „język m ów i” brzmi właśnie , języ k słucha”). N asłuchująca m owa to język, który „przechadza się niczym cytat lub obiegowa p lo tk a” (,,se prom ene comm e une citation ou comm e une rum eur circulante”) 18. R oz­

poznam y tu Joyce’owskie „ ta k ... ta k ” wieńczące Ullisesa. We francuskim przyjmuje ono postać „ o u i ... oui” pozw alającą dostrzec, iż „mówić ta k ” („oui dire” ) to niekoniecznie frontalnie potwierdzać, dawać bezpośrednią odpowiedź

17 J. D e r r i d a : Ulysse..., s. 69.

18 Ibidem, s. 75.

(10)

na pytanie, lecz również istnieć ja k o form a pogłoski, obiegowej, pow tarzanej plotki („oui — d ire” to to samo co angielskie „hearsay” , czyli właśnie

‘pogłoska’). Zarazem jedn ak , choć m ożem y ową dwuznaczność usłyszeć, zdradzić się ona m oże dopiero w form ie wizualnej, gdzie „oui” ja k o „ ta k ” różni się od „oui” jak o p o g ł o s k i obecnością znaku diakrytycznego. N ie­

przetłum aczalna hom onim ia staje się tym, co przykuw a uwagę tłum acza, który wie, że nigdy nie będzie w stanie przekazać jej w druku, udostępnić oczom czytelnika, ale i ta nieprzetłum aczalność jest tylko bodźcem do dalszego przekładu, gdyż nie sposób nie zauważyć, że to, co nie m oże być potwierdzone oczami — „eyes” — zawiera w sobie afirmację — „yes” — tego, czego pozornie afirm ow ać nie może. K onkludując D errida napisze, iż „»Yes«

w Ulissesie nie jest niczym innym ja k znakiem zarów no wypowiedzianym, jak i napisanym , wokalizow anym jak o graf i napisanym jak o fonem , tak zatem to słowo gram ofoniczne [»un m o t gram ophone«]” 19.

O to jeszcze jed na lekcja nieprzetłumaczalnego: w m ateriale, z jakim obcuje tłum acz literatury, który jest m ateriałem wizualnie dostępnym , lecz jakby g ł u c h y m , rozbrzm iewają pogłoski innych znaczeń, nigdy nie utrw alonych na piśmie, nie podanych do tłum aczenia, których tłumaczyć nam na swój sposób nie wolno (podstawow y element etosu tran slato ra brzmi przecież — tłumaczyć tylko to, co dpstarczył klient, nie dodaw ać niczego o d s i e b i e ) , a które stanow ią główną siłę tekstu przekonującą nas do podejm ow ania wysiłku tłum aczenia. Tłum aczyć nieprzetłum aczalne i nie przetłum aczone — prze­

kładać to, co s i ę s ł y s z y w tekstach (zawsze w liczbie m nogiej), jakich nie d ano nam do tłum aczenia. W ędrować między pogłoskam i, jedynym i środkam i afirmacji m owy zbabelizowanej.

О Я Т ^ О Я Т . НОМАДИЗМ КА К ПЕРЕВОДЧЕСКАЯ СТРАТЕГИЯ (КАК ПЕРЕВОДИТЬ НЕПЕРЕВОДИМОЕ)

Р е з ю м е

Статья, построенная на примерах из Лоренса Стерна и Ж ака Дерида, ставит проблему перевода с точки зрения надцатка значения, которое, хотя чаше всего отсутствует в м ате­

риальном тексте, с которым работает переводчик, приводит в движение механизм текста.

Переводчик не в состоянии передать все оттенки значения и его работа становится философским рассуждением над многоликоегью и разнообразием текста, которые появляются в, показывающим себя как единый, материале. Термин „непереводимое”

(11)

обозначает места, которые не поддаются переводу не из-за отсутствия эквивалентов в языке перевода, но поскольку они э к с п л о д и р у ю т констелляцией многочисленных значений, появляющихся одновременно и не поддающихся линеарносги перевода. Другие основные термины — это н о м а д и з м и м е с т о . Последний описывает ситуацию, в которой перевод крепко связывается в одном локальном решении, которое ограничивает все другие. В таком смысле перевод всегда локален, приписан определенной территории, но он указывает однако другие территории, на которые перевод мог бы расшириться.

Н о м а д и з м — термин, почерпнутый из работ Делузе и Гуаттори, определяет место переводчика, как субъект, который не в состоянии избрать определенное направление и придать своей локальной действительности никаки общий порядок или модель. Он скорее передвигается на полях текста, исследуя его возможности.

Tadeusz Slawek

ORT/W ORT. NOMADISM AS TH E STRATEGY OF TRANSLATION (HOW TO TRANSLATE NON-TRANSLATABLE)

Su mma r y

The essay, availing itself of the examples taken from Lawrence Sterne and Jacques Derrida, undertakes the problem o f translation from the point of view of the surplas o r meaning which, although usually absent from the visual, printed material a translator works with, sets in motion the machinery or text. A translator thus evidently cannot render all the varieties or meaning, and his work becomes a philosophical meditation on the plurality and multiplicity of texts revealed in a seemingly coherent material which is being translated. The term non-translatable signifies these places which defy translator’s e(Torts to render the text in the target language not because particular words lack in it their equivalents, but because they e x p l o d e into constellation of various meanings operating at the same lime and defying the sequentiality of translation.

Another crucial concept here is that of n o m a d i s m and p l a c e . The latter describes precisely the situation in which translation is firmly rooted in one local decision which holds in check other possible decisions; in this sense, translation is always a local affair bound to a specific territory but suggestive of otther areas to which it could, but did not, move. N o m a d i s m, the term borrowed from Deleuze and G uattari, qualifies a translator’s position as that o f one who cannot determine any general direction or impose upon his (local) reality any overwhelming, general pattern of order, but rather moves along the margins of texts exploring their possibilities.

(12)

BFW N/1279

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ponieważ, jak już kilka razy wspominałem, depresja jest obecnie rozpozna- niem popularnym, w praktyce stosunkowo często można spo- tkać pacjentów, którzy od razu na

Zachęcanie daje jednak większy przyrost prawidłowych zachowań z uwagi na to, że przymus nie na wszystkich działa jednakowo – egzostatycy będą krnąbrni dla popisu,

Zadanie 1.1., w którym zdający mieli zdecydować, jaka jest intencja autora wypowiedzi, okazało się najłatwiejsze (74% poprawnych odpowiedzi) spośród zadań sprawdzających

Tous les randonneurs en ont besoin. Et si vous faites un mauvais choix, vous êtes sûrs de passer un moment difficile. S’il y a bien quelque chose d’important en randonnée, en

Giambatistta Vico a polska myśl humanistyczna 69 Tematy wspólnoty, kształtowania się społeczeństwa, a także osiągnięć cywi­.. lizacyjnych były podstawowymi wątkami

„Nie mogłem nigdy Pani spotkać, dawno Pani odeszła Na szczęście dusza jest wieczna i wciąż tu mieszka Kiedyś przyszła Pani do mnie, roześmiała moje usta. Delikatna,

Z danych Ministerstwa Zdrowia  na koniec czerwca wynika, że le- karze rodzinni wystawili 39 942 ze 

Kodyfikacja umowy cywilnej w przepisach kodeksu cywilnego uregulowała warunki, na ja- kich musi być zawarta umowa leasingu, zatem jeśli firma leasingowa zobowiązała się (a może