Biblioteka UMK Toruń
J A N O K O
362395
P I E R W S Z E W I E K I C H R Z Ę Ś C I J A Ń S T W A
(DWA W Y K Ł A D Y W Y G Ł O S Z O N E NA KURSIE MISYJ WEWNĘTRZNYCH W WILNIE, W MARCU 1933 ROKU)
W I L N O 1 9 3 4
SKŁAD GŁÓWNY W KSIĘGARNI ŚW. WOJCIECHA WILNO, UL. DOMINIKAŃSKA 4
·""**■**- <A
J S r / t «-»n ^ /te » r ? j
PIERWSZE WIEKI CHRZEŚCIJAŃSTWA
J A N O K O
P I E R W S Z E W I E K I C H R Z Ę Ś C I J A Ń S T W A
(DWA W Y K Ł A D Y W Y G Ł O S Z O N E NA KURSIE MISYJ WEWNĘTRZNYCH W WILNIE, W MARCU 1933 ROKU)
W I L N O 1 9 3 4
S K ŁA D G Ł Ó W N Y W K SIĘ GA RN I ŚW . W O J C I E C H A W IL N O , UL. D O M I N IK A Ń S K A 4
I.
Narodzenie C hrystusa Pana przypada na czas panowania największego z cesarzy rzym
skich, O ktaw jana Augusta, który, pokonawszy przeciwników, uporządkow ał wreszcie sprawy ogrom nego państwa. Oczywiście ani w Rzymie, ani na dworze cesarskim, nie wiedziano, jak do
niosłe rzeczy odbyły się w ubogiej stajence betlejem skiej. A le legenda nie pozwoliła, by znakomity cesarz nieświadomy był wielkiej no
winy, ku pokrzepieniu serc idącej z dalekich kresów jego wielkiego państw a. Głosiła ona, że za bardzo dawnych czasów wznosił się na K a
pitolu rzymskim pałac potężnego O ktaw jana, do którego pew nego razu przybyli senatorow ie ol
śnieni jego pięknością i szczęśliwemi rządami i oświadczyli mu, że chcą się do niego modlić, ponieważ bóstw o w nim mieszka. Zakłopotany cesarz prosił o kilka dni zwłoki, by zasięgnąć rady wyroczni. I oto wieszcza Sybilla z Tyburu odpowiedziała na zapytanie:
„Znaki na niebie i ziemi zwiastują, że czasy nadchodzą Sądu Bożego. Wnet król wiekuisty na ziemi skrwawionej, S yn Człowieczy się zjawi, by sądy odbywać nad światem."
5
A gdy wymawiała te słowa, nagle rozwarło się niebo i w jasnym blasku ukazała się O ktaw ia
nowi Dziew ica z Dzieciną Bożą na ręku, uno
sząca się ponad ołtarzem niebieskim (ara caeli) i dał się słyszeć głos z wysokości: „ O t o j e s t D z i e w i c a , k t ó r a p o c z n i e Z b a w i c i e l a Ś w i a t a ”.
W pełnej pokorze cesarz rzucił się na ko
lana i zaraz wydał rozkaz, by mu nie oddaw a
no czci boskiej, ponieważ jest takim samym człowiekiem jak inni, a na K apitolu wzniósł oł
tarz z napisem: „ T o j e s t o ł t a r z S y n a B o ż e g o ”. Tak głosiła legenda, która w naiwny sposób splotła imię cesarza z przyjściem na świat Zbawiciela i wypełniła w ten sposób lukę w oficjalnej historji (Mommsen, Chronica minora, III s. 428). Zużytkowała ją w sposób bardzo piękny zasłużona literatka szwedzka Selma La
gerlof. W jej koncepcji cesarz otoczony wspa
niałym orszakiem dw orzan udaje się w nocy na Kapitol, by modłami i ofiarami wybadać wolę bogów. A le zarówno ofiary jak modły są bez
skuteczne. Czyżby bogowie byli zagniewani na pobożnego cesarza? Jakaś dziwna i uroczysta cisza zalega dookoła. Nikogo nie widać prócz ogromnej postaci wieszczej Sybilli, która nie zw raca zupełnie uwagi na cesarza, w patrzona w dal, gdzie błyska jakieś cudowne św iatło,
rzucające jasne promienie na stajenkę. Jedyną zaś odpow iedzią, jaką mogła dać Augustowi, było oświadczenie, że nie on jest bogiem, lecz owa dziecina, która urodziła się daleko na wschodzie. Takie wytłómaczenie za legendą średniow ieczną znajduje ołtarz „Ara primoge- n iti dei”, który dziś można oglądać w kaplicy św. Heleny w kościele M adonny na Kapitolu.
Poza tą legendą, gdy chodzi o A ugusta, głucho o misterjach, które dokonały się w sta jence betlejem skiej. P odobnie milczy historja.
czy wiedział Tyberjusz, następca A ugusta, o cu
dach, jakie się działy na ziemi żydowskiej, gdzie spełniał Swe posłannictwo Jezus Chrystus.
G dy na zachodzie zwolna strasznych dni swoich dokonywał najnieszczęśliwszy ze w szyst
kich władców świata, Tyberjusz, wśród ciągłych zbrodni, wezbranych nienawiści i przekleństw ,
„ z o s t a ł u m ę c z o n p o d P o n c k i m P i ł a t e m ” Bóg-Człowiek, którego „ k r ó l e s t w o n i e z t e g o ś w i a t a ” i przyniósł znękanej ludzkości ratunek i „ d o b r ą w i a d o m o ś ć ”.
N iewątpliwie w chorej duszy Tyberjusza ani na chwilę nie pow stała świadomość, że w dalekiej Judei dokonało się największe dzieło ludzkości, że padają przesądy, światło ćmiące, i że temu upadkowi towarzyszy świt nowej wiary, która
ma ludzkość dźwignąć ze zw ątpienia i odrodzić do nowego życia.
W ielki historyk Tacyt, który kreśli dzieje Palestyny, powiada w swej historji, że za Ty- berjusza na wschodzie panow ał spokój (sub 77- berio quies). Nie rozumiał tedy i nie zdawał so
bie sprawy, jaki to dram at wśród tego „spoko
ju” rozegrał się na Golgocie. W idocznie stolica świata, zajęta sobą, zupełnie nie troszczyła się o to, Co się stało na ziemi żydowskiej i szał nienawiści „narodu w ybranego” nie odbił się głośniejszem echem o uszy tragicznego cesarza.
A le nie da się naw et pomyśleć, by Tyber- jusz nie wiedział o śmierci krzyżowej Chrystusa.
Miał przecież w Judei swego nam iestnika, który był obowiązany posyłać dokładne spraw ozda
nia o wszystkiem, co zaszło.
Znaną dobrze jest rola, jaką odegrał ten namiestnik T ybeijusza, Ponłius Pilatus, i nie
m ądra i niezaszczytna.
W śród pism, które przyczepiły się do no
wego testam entu, znajdujemy bardzo ciekawą opowieść o m ęczeństwie i śmierci Zbawiciela.
Mam tu na myśli tak zwane acta Pilati. Nie wspominam o nich jako o dokum encie auten
tycznym, bo takim nie są, ale ciekawe są z te go względu, że starają się uzupełnić historję. Zo
stały napisane później przez kogoś, komu zale
8
żało na tern, by wybielić Piłata, który wbrew swej woli i przekonaniu uległ znanej nienawiści żydów. Jakkolwiek się spraw a przedstaw ia, mu
simy zaznaczyć, że dokum ent, o którym mowa, jest bardzo wczesny, znał go bowiem już autor chrześcijański Tertuljan, w drugim wieku, i za
pewne tylko na podstaw ie tego dokum entu mógł nazwać Piłata chrześcijaninem w sumieniu — pro sua conscientia Christianum.
Kto zajmie się dzisiaj pismem apologetycz- nem Tertuljana, znajdzie w niem jeszcze inne legendy, które związały ponurego i mściwego Tyberjusza z osobą Chrystusa. Między innemi opow iada Tertuljan (Apologeticus, 5), że Tyber- jusz, dow iedziaw szy się o cudach Jezusa w Ju dei, postaw ił w senacie wniosek rozpatrzenia całej sprawy. A le senat wniosek odrzucił. C e
sarzowi nie pozostawało nic innego, jak pozo
stać przy swem zdaniu i zagrozić zemstą tym, co na chrześcijan miotali oskarżenia. Brzmi to wszystko oczywiście bardzo naiwnie. Nie wie
my, skąd Tertuljan wziął taką wiadomość. Bo przecież nie przypuścimy ani na chwilę, by w duszy Tyberjusza, ponurej i pełnej zwątpienia, rozbudziło się pragnienie poznania praw dy, któ
ra szła ze wschodu. O tem nie może być mowy.
Jednakow oż legenda ulitowała się nad nieszczę
śliwym cesarzem i jego cierpieniem. Mówi ona,
9
że schorzały Tyberjusz, okryty wrzodami, d o wiedział się, że w Jerozolim ie mieszka lekarz, imieniem Jezus, który w cudowny sposób, jed- nem słowem, lub samem tylko spojrzeniem , le
czy wszystkie cierpienia. Nie zwlekając, wysłał cesarz w iernego sługę W elozjana do Piłata, by tego lekarza sprow adził do Rzymu. Piłata prze
raziło ogromnie pismo cesarskie. Nie mógł on zataić, że właśnie Jezus za jego przyczyną po
niósł śmierć męczeńską na krzyżu. W elozjanus wraca od Piłata i po drodze spotyka św. W e
ronikę, od której dowiaduje się bliższych szcze
gółów o śmierci ow ego cudow nego lekarza. W e
ronika pokazała mu chustkę, na której odbiły się rysy Zbawiciela i oświadczyła, że ten wizerunek przyw róci zdrowie cesarzowi, o ile z należytem nabożeństwem nań spojrzy (Mors Pilati i Vin
dicta Salvatoris u Tischendorfa, s. 456 i 471).
Zadowolony z takiego obrotu rzeczy W elozjanus spieszy do Rzymu i wraz ze św. W eroniką staje przed Tyberjuszem , który, spojrzawszy na obraz Chrystusa, natychm iast odzyskał zdrowie, ja k widzimy, ta piękna legenda zestawiła dwa świa
ty, pragnąc, aby one tw arzą w tw arz sobie spoj
rzały, a lubując się w przeciw ieństwach, jak mó
wi prof. Kazimierz Morawski (D w aj cesarze), ka
zała Tyberjuszowi szukać ratunku w obrazie te
go, który za jego panowania zginął śmiercią męczeńską...
Mściwość i bezgraniczne zaślepienie były powodem śmierci Chrystusa. Nienawiść do Jego boskiej nauki nie ustała także po Jego śmierci.
Działalność apostołów, którzy posłuszni życze
niu Pana głosili słowo Boże, nie była na rękę żydom; rozpoczęli oni niebawem prześladow anie wyznawców nowego zakonu, nie przebierając w środkach. Śmierć męczeńska św. Szczepana w r. 35 stała się jakby hasłem do ogólnego ści
gania zwolenników nauki Chrystusa, którzy, nie czując się pewni w swej ojczyźnie, byli zmusze
ni opuścić swoje domy i kryć się po całej ziemi judzkiej, w Samarji, w Antiochji, gdzie św. Piotr był pierwszym biskupem i g d z i e p o r a z p i e r w s z y n a z w a n o w y z n a w c ó w C h r y s t u s a — c h r z e ś c i j a n a m i .
W siedm lat później powtórzyło się prześla
dowanie ze wzmożoną siłą. Wielu chrześcijan musiało wówczas uchodzić z kraju daleko na za
chód. W liczbie tułaczy znalazł się także św.
Piotr, którego losy zaprow adziły do Rzymu, gdzie po 25 latach poniósł śmierć m ęczeńską na krzyżu w czasie prześladow ania chrześcijan za N erona. W tym samym czasie zginął także św.
Paw eł, apostoł pogan, jako obyw atel rzymski ścięty według prastarego zwyczaju.
W roku 64 stał Nero u szczytu potęgi.
W tym roku wybuchł olbrzymi pożar, który sro- żył się przez 9 dni. Miasto było w tym czasie duże, obejmowało aż 14 dzielnic. Spłonęły wszystkie, z wyjątkiem 4. Można sobie wyobra
zić ogrom nieszczęścia! Olbrzym ie masy ludu bezdom nego przedstaw iały widok godny pożało
wania. Nie jest rzeczą dowiedzioną, że Nero podpalił sam miasto, jakkolwiek historyk Tacyt mówi, że taka utrzymywała się wiara. W 15 księ
dze Roczników Tacyta, rozdz. 44, czytamy, że cesarz wszelkiemi sposobam i usiłował zatrzeć ślady wielkiego pożaru. Miasto zabudowywało się bardzo prędko, hojność cesarza płynęła peł
ną strugą, modłami i ofiarami starano się prze
błagać zagniewanych bogów. Jednej rzeczy tyl
ko nie udało się stłumić: wieść tajem na, a nie
uchwytna, głosiła, że ogień wybuchł z rozkazu.
By kres położyć niebezpiecznej pogłosce, Neron wskazał na chrześcijan jako podpalaczy. Nazwą t ą — pisze T acyt — pospólstw o określało ludzi
„ s k u t k i e m w y s t ę p k ó w ” znienawidzonych, zwolenników nauki Chrystusa, który za panowa
nia T yberjusza przez prokuratora rzymskiego w Judei, Pontjusa Piłata, został ukarany śmier
cią. Jednakże mimo śmierci praw odaw cy nauka C hrystusa rozszerzyła się nietylko po Judei, gdzie się poczęło to nieszczęście, lecz dostała się na”
12
w et do Rzymu i znalazła tu zwolenników. Prze
ciw tym zwolennikom ted y zw róciła się cała złość tłumu. Chw ytano ich i tracono wśród naj
okrutniejszych męczarni. Odziewano w skóry dzikich zwierząt i szczuto psami, które rozszar
pywały ich ciała, przytw ierdzano nieszczęśliwych do krzyża, oblewano smołą i zamieniano w po
chodnie, któremi Nero rozpraszał ciemności swo
ich ogrodów. Ale te m ęczarnie budziły litość dla ofiar, jakkolwiek wmówiono w bezkrytyczny tłum, że są dobrze zasłużone, zdawało się b o wiem, że zadaw ano je nie w imię dobra publicz
nego, lecz dla nasycenia srogości strasznego władcy. Tak pisze T acyt o chrześcijanach. W y
nika stąd, że na gruncie rzymskim już w roku 64 istniała gmina chrześcijańska. W edług słów Tacyta była ona znienawidzona. 1 tu stajemy w obec faktu bardzo znamiennego, że nienawiść nie zw racała się przeciw żydom, od których wówczas roiło się w Rzymie, lecz przeciw nie
licznym jeszcze wyznawcom Chrystusa! Żydzi dzięki „judaizującej” żonie N erona Poppei cie
szyli się naw et pewnemi względami na dworze cesarskim, podczas gdy garstka chrześcijan była znienawidzona. T acyt nie tłum aczy nam powodu tej nienawiści i nie wnika głębiej w istotę chry- stjanizmu, którego nie rozumie, nazywając go krótko zabobonem — vitiosa superstitio. Źródło to
13
jest niezmiernie ważne i nie może go pominąć żaden badacz, który kiedykolwiek będzie zajmo
wał się początkami świata chrześcijańskiego. Sa
mo św iadectwo jest jasne i proste mimo głosów, tu i ówdzie wypowiadanych, które starają się je wypaczyć. Na zamącenie świadectwa Tacyta wpływa różny sąd o stosunku chrześcijan do po
żaru z roku 64 i różny sąd o Neronie. Na zwią
zek przyczynow y między pożarem a zachow a
niem się chrześcijan zwracali już dawniej uwagę niektórzy uczeni (Pressense, Milman, Joel, Ha- vet), jużto przypisując chrześcijanom radość z po
żaru, jużto zwalając na nich odpowiedzialność za ociąganie się w gaszeniu, jużto wreszcie uwa
żając, że ponoszą winę za fanatyzm jednostek, widzących w spaleniu Rzymu dzieło zbożne.
Przed kilkudziesięciu laty przedsięw zięto próbę obronienia i wybielenia naw et Nerona i w tym celu porw ano się na specjalną „ i n t e r p r e t a c j ę ” słów Tacyta. Trudno tu wdawać się w polemikę.
Mimowoli chciałoby się powtórzyć za poetą, że
„ g ł u p s t w o j e s t w i e c z n e , g ł u p s t w o z g i n ą ć n i e m o ż e ”. Z takiem głupstwem mamy do czynienia, czytając wywody Pascala („L ’incendio di Rom a e i prim i cristiani, Torino 1906). W każdym razie m ęczeństwo ofiar zaśle
pionej nienawiści jest rzeczą bezsporną. Dziw- nem zrządzeniem O patrzności odbyło się ono
w tern samem miejscu, gdzie później stanęła główna tw ierdza chrześcijaństwa, kościół św.
Piotra i W atykan. Podobny sąd, jak Tacyt, wy
pow iedział o chrześcijanach około roku 120 Swe- tonjusz w życiorysie N erona. I on, opierając się tylko na powszechnej opinji, uważa ich za wy
znawców „now ego i szkodliwego zabobonu”.
0 zbadanie praw dy nie zatroszczył się wcale.
Po gwałtownej śmierci N erona pogrążyło się na pewien czas państwo rzym skie w morderczej wojnie domowej, w której spłonęła doszczętu świątynia Jowisza na Kapitolu. Nieszczęście to maluje Tacyt w swojej historji słowami pełnemi grozy tragicznej, jakby przeczuw ając rychły upa
dek najwyższego bóstw a państwowego...
W czasie tych wstrząsów w stolicy czujną straż pełnili na wschodnich rubieżach państw a dwaj Flawjusze, W espazjan i Tytus, ojciec i syn.
Znaną tam była przepow iednia, że „z J u d e i w y j d z i e k r ó l c a ł e g o ś w i a t a ”. Do kogo odnosiła się ta przepow iednia, dziś nam dobrze wiadomo, ale ludzie ówcześni tego jesz
cze nie rozumieli. Faktem jest, że W espazjan 1 Tytus znajdowali się w roku 69 w Judei, ma
jąc zamiar przystąpić do oblężenia Jerozolimy.
Ku W espazjanowi tedy zwróciły się umysły, uwa
żano, że o nim mówią prorocy jako o królu świata. A le z dziejów rzym skich dowiadujemy
się, że Tytus wysuwał się coraz bardziej na czoło. Po nim wiełe się spodziew ano. Jakoż nie zawiódł nadziei. Najdonioślejszym jego czynem było zburzenie Jerozolimy w roku 70. Siłą rze czy ta klęska musiała się także odbić na wy
znawcach C hrystusa, którzy mieszkali w Jerozo
limie, ale ani za W espazjana ani za T ytusa nie było żadnego prześladow ania chrześcijan.
D opiero trzeci z Flawjuszów , młodszy brat Tytusa, Domicjan nie pozostawił w spokoju chrześcijan. Rozpoczął prześladow anie pod ko
niec swego życia, w roku 94, i to bynajmniej nie z pobudek religijnych, lecz z obawy o swój tron. Dziwna to była natura, nieufna i samolub
na. Panowanie jego zaznaczyło się całym szere
giem zbrodni. W szelkie słowo śmielsze zostało przez niego stłumione, na co skarży się Tacyt w swym djalogu o mówcach. Słusznie nazwał go Plinjusz bez ogródek im m anissim a belua, piętnu
jąc silnemi wyrazami jego straszne rządy. W prze
śladowaniu chrześcijan ze szczególną zaciekłością śledził i karał śmiercią wyznawców z rodów patrycjuszowskich, bo w ten sposób mógł zdo
byw ać dla siebie skonfiskowane majątki skaza
nych. D elatorstw o rozwielmożniło się za rządów Domicjana. Nie szczędzono nikogo, ale pod k o niec tych rządów ze szczególnem upodobaniem nienaw iść zwracała się przeciw chrześcijanom,
16
którzy mieli swych przedstaw icieli naw et w naj- bliższem otoczeniu cesarza. W roku 95 oskar
żono o bezbożność i skazano konsula Flawjusza Klemensa i jego żonę Flawję Domitillę. Fakt ten odbił się głośnem echem w ówczesnem spo
łeczeństwie, skoro historyk Dio Kassjusz (67, 14) uważał za stosow ne przekazać go potomności.
O statecznie ten m orderca tysięcy ofiar sam zo
stał zamordowany. Społeczeństw o rzymskie od e
tchnęło. Zabłysła nadzieja lepszych czasów, o któ
rych marzyły szlachetniejsze umysły.
Za krótkich rządów Nerwy nie było prześla
dowania, ale denuncjatorstw o, rozpętane przez Domicjana, utrzymywało się dalej i nie ustało także za panowania wielkiego cesarza Trajana.
Niezmiernie ciekawe jest stanow isko, jakie zajął ten cesarz w obec chrześcijaństw a, a raczej w o
bec m łodego kościoła w Azji Mniejszej, gdzie znaczenie i wpływ nowej religji czyniły bardzo szybkie postępy, znacznie szybsze aniżeli na za
chodzie, w Italji. O tym kościele dowiadujemy się bliższych szczegółów za rządów Trajana.
O to w roku 111 namiestnikiem cesarskim Bitynji i Pontu był Plinjusz i miał swoją rezydencję w Nikomedji. Do naszych czasów zachowała się korespondencja Trajana z tym namiestnikiem.
Listy robią bardzo dobre w rażenie, chociaż p i
sane są suchym stylem urzędowym. Jako doku-
[y H iw e *s rrfc C K A ii . * foraafcs ^
17
menty są one niezmiernie ważne, ponieważ uczą nas, jak skomplikowana była maszyna rządowa i jak drobiazgow e nieraz potrzeb a było w yda
wać przepisy, zm ierzające do uregulowania ca
łego życia we w schodnich prow incjach cesarstw a rzymskiego. Zastanów m y się bliżej nad treścią listów, które odnoszą się do wyznawców C hry
stusa. U derza nas tu przedewszystkiem znako
mita organizacja młodej religji, dowiadujemy się bowiem, że chrześcijanie mieli wówczas w Bi- tynji gminę doskonale urządzoną, z własnymi urzędnikami, a więc tworzyli stow arzyszenie.
Tymczasem wszelkie stow arzyszenia były praw nie zabronione; wszelkie uchybienia w tym wzglę
dzie karano z całą surowością prawa. Jako czło
wiek sumienny starał się Plinjusz zbadać naj
dokładniej swój teren i d o tarł do tajników gmi
ny chrześcijańskiej. Mając dowody w ręku, ka
zał pojmać znakomitszych członków i opornych stracić dla przykładu. A le wśród badania zna
lazło się niemało takich, którzy wyparli się sw e
go Boga. Od nich dowiedział się Plinjusz bliż
szych szczegółów z życia chrześcijan. O pow ia
dali oni, że chrześcijanie prócz Chrystusa żad
nego nie uznają boga, że schodzą się wczesnym rankiem każdej niedzieli, śpiew ają pieśni i zo
bowiązują się przysięgą, że nie popełnią żadne
go grzechu, żadnej kradzieży, ani rozpusty, że nie zaprą się swej wiary; ponadto, że odbyw ają wspólne uczty. W ystaw ia więc nam iestnik cesar
ski chrześcijanom jak najlepsze świadectwo co do życia pod względem moralnym, ale widzi w tem wielkie niebezpieczeństw o dla religji państw ow ej, ponieważ w skutek chrześcijańskiej propagandy opustoszały prawie zupełnie św iąty
nie bogów. Zbadaw szy przyczynę zła, obiecuje jednak, że spraw a da się jeszcze napraw ić i p ro
paganda chrześcijańska będzie stłumiona.
Na to spraw ozdanie odpow iedział cesarz, że postępow anie nam iestnika zasadniczo było dobre i celowe; oporni i nadal mają ponosić karę śmierci, tylko rząd w żadnym razie nie p o
winien wywoływać konfliktów i, o ile możności, nie wkraczać i nie zajm ować się tem, co robią chrześcijanie. W starożytności uchodziło to s ta nowisko cesarza za bardzo hum anitarne, aczkol
wiek nie powstrzym ał donosicielstwa, które sze
rzyło się dalej w straszliwy i bezprzykładny sposób. Ofiarą jego padł około roku 107 biskup A ntiochji św. Ignacy (Eusebius, H ist. eccl. 111 16). Zginął w Rzymie śmiercią m ęczeńską, roz
szarpany, jak pragnął, przez dzikie zwierzęta.
Pozostało po nim siedm listów, ważnych z tego względu, że dotyk ają pierw otnych urządzeń
chrześcijańskich*). Pomimo sporadycznych repre- syj trudno jednak nie przyznać, że Trajan uni
kał niepotrzebnego rozlewu krwi. A to stano
wisko było przez jakie sto lat wytycznem dla cesarstw a i w znacznym stopniu przyczyniło się do tego, że gminy chrześcijańskie mogły się zorganizować jako całości w sobie zam knięte.
O rganizacja tych gmin była znakomicie pomy
ślana. Tworzyły one jakby państwo w państw ie, biskupi byli niby udzielnymi władcami, w swych rękach skupiając cały autorytet wobec wszystkich członków. Gdy potem zobaczono, że ta organi
zacja jest bardzo niebezpieczna i rozpoczęły się planowe prześladow ania chrześcijan, zmierzające do zupełnego stłumienia nowej religji, było już zapóźno. Szerokie masy ludu, które wyznawały Chrystusa, nie dały się w ytępić, a każde p rze śladowanie wzmagało tylko zaborczość wyznaw
ców. Jakaś dziwna siła tkwiła w ich postępo
waniu, jakaś niezłomność nadludzka i św iętość, która naw et szlachetniejsze umysły wśród po
gan zmuszała do szacunku.
*) W ydał je w P o ls c e w ro ku 1597 kaznodzieja F a b - jan Birkowski. Wydanie to zaw ie ra obszer ny w stęp, gdzie z e b ra n e są dokła dne w ia dom oś ci o ojczyźnie, b is k u p s tw a c h i m ęcz eństw ie św. Ignacego. J e s t ono b ardzo rzadkie. J e den eg zem pla rz znajdował się w bib ljo tece Załuskich. Z a pew ne wrócił t e r a z do P ols ki wraz z bibljo teką Zału sk ich.
20
Tymczasem przedw cześnie umarł cesarz Trajan w Cylicji, w roku 117, zdoławszy zaled
wie H adrjana wyznaczyć swoim następcą. Poło
żenie chrześcijan w państw ie za nowego władcy nie uległo zasadniczym zmianom; H adrjan trzy
mał się mniej więcej zasad swego poprzednika.
Bardzo silne były wówczas prądy religijne na całym obszarze olbrzymiego państwa, zwłaszcza na wschodzie. Jako syn swej epoki cesarz nie mógł pozostać dla nich obojętny. Curiositatum om nium explorator, człowiekiem goniącym za ciekawostkami, nazwał później H adrjana pisarz chrześcijański Tertuljan. Duszę cesarza szarpał najwidoczniej jakiś niepokój, który popychał go do ciągłych podróży. Ten niepokój robi go prawdziwym typem epoki, która wiecznie czegoś zdawała się szukać, nie mogła nigdy spocząć, epoki, której expecłałio creaturae Pisma św. na
daje charakterystyczne piętno.
W zmożoną działalność za rządów H adrjana rozwinęli chrześcijanie, którym wiara wskazy
wała drogę do prawdy. A le ta wiara Chrystu
sowa nie przemawiała jeszcze do cesarza; może jej nie rozumiał, a raczej zaprzątnięty czem In
nem, zupełnie się o nią nie troszczył. Z niektó
rych źródeł starożytnych (Lampridius, Ż yw ot A leksandra Sew . 43) wynika, że H adrjan w roz
maitych miejscowościach kazał wznosić świąty
21
nie i kaplice bez wszelkich posągów. Mimowoli nasuwa się pytanie, dla kogo one były przezna
czone? N iewątpliwie dla tego jedynego boga, którego ludzkość szukała, którego szukał także cesarz, czując nad sobą jakąś siłę wyższą, kie
rującą losami świata. Czyżby tu chodziło o ow e
go nieznanego Boga, o którym mówił św. P a weł w A tenach? O czywiście później głosiła le
genda, że świątynie bez posągów, zbudowane za H adrjana, były przeznaczone dla Boga chrze
ścijan. Taka też utrzym ywała się wiara. Nie b ę dziemy pochopnie ulegali suggestji, bo przecież H adrjan, mimo wznoszonych świątyń, mimo po
zorów religijności, w gruncie rzeczy nie posia
dał żadnego uczucia religijnego, a tajemnice wschodu, które go tak pociągały, działały tylko na jego w yobraźnię i ciekawość, a nie targały strun religijnych jego duszy. Mimo wszystko trudno jednak nie zauważyć, że człowiek, inte
resujący się dziejami religji, znajdzie w rozm ai
tych poczynaniach cesarza wiele rzeczy zna
miennych i dziwnych...
Jeżeli chodzi o chrześcijan, to trzeba p o wiedzieć, że zajął wobec nich stanowisko ponie
kąd hum anitarniejsze od Trajana. Poniew aż wzmagały się ustaw icznie denuncjacje przeciw chrześcijanom, na które władza musiała reago
wać, H adrjan wydał reskrypt przeciw złośliwym
denuncjatorom , działającym najczęściej z zemsty lub chęci zysku. Na mocy tego reskryptu de- nuncjant musiał stawać osobiście i składać d o wody praw dziw ości doniesienia, w przeciwnym razie był uważany za kalum njatora i podlegał surowej karze (Justin. A pol. 1). Jasną jest rzeczą, że skutkiem tego dola chrześcijan uległa znacz
nemu polepszeniu. Znakom ity pisarz Laktancjusz nie zalicza też H adrjana do prześladow ców . Do chrześcijan usposobiły go dobrze pisma apolo- getyczne, które otrzym ał w A tenach (św. Hje- ronim, episł. 70, 4). Spoglądali też na niego chrześcijanie z gorącą w dzięcznością, a później posunęli się naw et do naiw nego utrzymywania, jakoby sam H adrjan był potajem nie chrześcija
ninem.
Po H adrjanie, który zmarł w roku 138, na
stąpił drogą adoptacji Antoninus Pius. Z a p a n o wania tego cesarza wzmogły się ataki świata pogańskiego przeciwko chrześcijanom. W alczono niecną bronią potw arzy i szyderstw a. Przeciw tym potwarzom wystąpił w początkach panow a
nia A ntonina Piusa apologeta A ristides w osob- nem piśmie, w którem wykazuje, że na szyder
stw a powinniby być narażeni raczej poganie, ponieważ właśnie ich religja jest stekiem najroz
maitszych nonsensów. Znamiennem jest, że A ri
stides w swej Apologji nie skarży się na żadne
gwałty ani ze strony tłumu ani ze strony w ła
dzy państwowej, w ystępując tylko przeciwko szyderstw u i potwarzom . W idocznie w począt
kach panowania A ntonina Piusa krwawych prze
śladow ań nie było.
A le ten stan rzeczy nie utrzym ał się długo.
W zmagające się coraz bardziej chrześcijaństwo wywołało około roku 150 gwałtowniejszą reakcję św iata pogańskiego. Położenie chrześcijan po
gorszyło się stanow czo. Wymownym tego do
wodem jest druga apologja, złożona cesarzowi przez św. Justyna, który, zostawszy chrześcija
ninem, całą swoją wiedzę filozoficzną i całą m ądrość złożył u stóp Chrystusa, aby służyć nią Jego religji i spełniać Jeg o wolę. Czytamy w tej apologji (I, 24): „ C h o c i a ż m ó w i m y p o d o b n e r z e c z y j a k G r e c y , t o j e d n a k s a m i t y l k o z p o w o d u i m i e n i a C h r y s t u s o w e g o j e s t e ś m y z n i e n a w i d z e n i i c h o c i a ż n i c z ł e g o n i e c z y n i m y , t o p r z e c i e ż j a k o z ł o c z y ń c y , j e s t e ś m y z a b i j a n i . . . T o j e d n o m a c i e n a m d o z a r z u c e n i a , ż e n i e c z c - i m y t y c h s a m y c h b o g ó w , k t ó r y m w y c z e ś ć o d d a j e c i e”. A gdziein
dziej (I, 68): „ n i e s k a z u j c i e n a ś m i e r ć j a k o w r o g ó w t y c h , c o n i c z ł e g o n i e c z y n i ą ”.
24
Jakaż różnica w postępow aniu z chrześcija
nami za tego samego cesarza! W początkach jego panowania tłum walczył tylko szyderstw a- mi, gdy po kilkunastu latach chrześcijanie z po
wodu samego tylko wyznawania wiary chrześci
jańskiej byli skazywani na śmierć (Wilanowski, Apologja Aristidesa, Kwart. Teol. III. s. 17 nn).
Zwłaszcza w południow ych stronach państwa rzymskiego, gdzie wyznawcy C hrystusa doszli do wielkiego znaczenia, walczono przeciw nim bardzo gwałtow nie. Słyszymy, że Afrykańczyk Fronto wygłosił około roku 160 w senacie rzym
skim nam iętną mowę przeciw wyznawcom C hry
stusa. W ielka szkoda, że nie zachowała się ona do naszych czasów, ponieważ mielibyśmy jeden z najwcześniejszych głosów pogańskich przeciw nowej religji. Na tę mowę F rontona powoływał się później Minucjusz Felix i odpierał jego za
rzuty.
Po śmierci A ntonina Piusa w stąpił na tron w roku 161 adoptow any przez niego Marek Aureljusz. Za jego panowania dola chrześcijan uległa znowu pewnemu pogorszeniu. Przede- wszystkiem ten cesarz kazał ich śledzić, a przez to rozzuchwalił pogan, którzy urządzali sobie z nimi formalne harce! W ybuch fanatycznej nie
nawiści do chrześcijan w tym czasie jest zupeł
nie zrozumiały. Nigdy dotychczas nie zwaliły
25
się takie nieszczęścia na państwo. W roku 166 północne prow incje rzymskie zalały hordy ger
mańskie, spustoszyły je do szczętu i setki tysię
cy ludzi uprowadziły w niewolę. Po raz pierwszy zatrzęsło się państw o w swych podwalinach.
Po 10 latach ciężkich zmagań udało się wreszcie odw rócić niebezpieczeństw o, ale straszliw a epi- demja zawleczona z Azji w roku 162, dziesiątko
wała ludność i całe połaci kraju zamieniała w pustynię. Kto nie ginął od zarazy, ten padał ofiarą głodu. N ajw idoczniej bogowie odwrócili od narodu swoje oblicza... Szukano, jak to zwykle bywa, winowajców... W inę rzucono zno
wu na „ a t e i s t o w ” i natarczyw ie domagano się represyj. 1 nietylko pospólstwo było wzbu
rzone przeciw chrześcijanom . N aw et ludzie wy
kształceni nie mogli opanować niechęci. W tym czasie (między r. 177 a 180) wydał poganin Celsus przeciw nim osobną księgę, zwaną Mo
wą p ra w d y i pozbierał w niej wszystkie oszczer
stwa, któremi żydzi i poganie wojowali, poprze
kręcał naukę Chrystusow ą, wypaczył jej istotę i zakończył wezwaniem do cesarzy, by z całą surow ością wystąpili przeciw chrześcijanom i wy
tępili znienawidzoną sektę. W ierzący cesarz, który raz powiedział, że nie chciałby żyć na świecie bez bogów (C om m . II. 11), lekceważył sobie nową religję i nie oparł się tym żądaniom.
Pociągnęły one za sobą ofiary. Śm iercią męczeń
ską zginął w tedy św. Polikarp, którego jedyną winą było to, że nie chciał zaprzeć się swego Boga. List o m ęczeństwie św. Polikarpa jest zaliczony do pism Ojców apostolskich i stano
wi ważny dokum ent tych czasów. W tedy zginę
ła także św. Cecylja, którą własny ojciec wydał na męki,
Pomimo prześladow ania chrześcijan i lekce
ważenia ich religji legenda splotła imię Marka A ureljusza z cudami, jakie się miały odbyć za jego rządów. O to w czasie wojny z Jazygami cesarz znalazł się pew nego razu w wielkiem niebezpieczeństwie, ponieważ barbarzyńcy p o d sunęli pod legjony rzymskie drew nianą machinę, która wojsku groziła zagładą. M arek Aureljusz zatopił się w modlitwie i nagle nadciągnęła bu
rza i piorunami zniszczyła zgubne narzędzie.
Innym razem, walcząc z Markomanami, został cesarz z całą swą armją otoczony przez nieprzy
jaciela. Lato było skwarne i nastał dzień tak upalny, że wojsko upadało z pragnienia i nie mogło stawić skutecznego oporu. W tem nie
bezpieczeństw ie zanosi cesarz modły błagalne do nieba i nagle spada zbawczy deszcz, który orzeźwił spragnionych i przyczynił się do zwy
cięstw a. W śród chrześcijan powstała legenda, że o deszcz uprosił Boga legjon, składający się
z samych chrześcijan i że Bóg chrześcijański dał zw ycięstwo orężowi rzymskiemu (Just. Apol. I, 71).
Tak głosiła legenda. Ale dola chrześcijan tym
czasem była dość opłakana.
Ze śmiercią Marka Aureljusza skończyły się złote czasy Antoninów dla państwa rzymskiego.
N a tron w stąpił jego wyrodny syn, głupi i dziki Kommodus. A chociaż on sprawami religijnemi nie zajmował się w cale, to jednak za jego rzą
dów nie ustały prześladow ania. Zwłaszcza ska
zanych na ciężkie roboty w kopalniach sardyń- skich czekał los straszny. Była to najsroższa kara obok kary śmierci; nieszczęśliwe ofiary za
liczano do niewolników, piętnowano je goleniem pół głowy, kazano pracow ać w kajdanach i po d dawano jeszcze chłoście cielesnej. Nad biedny
mi skazańcami ulitowała się kochanka Kommo- dusa Marcia, która w roku 190 spowodowała zwolnienie ich z tych katuszy. Zdaniem histo
ryka Mommsena (Sitzungsberichte der Beri. A k a d . 1894, s. 497) do zwolnienia przyczynił się także szlachetny dow ódca straży pretorjańskiej Pe- rennis.
Rządy Kommodusa zaznaczyły się ro zprę
żeniem w państwie, które postępow ało z za
wrotną szybkością. O statecznie ten błazen na tronie został zamordowany. Zamachy stanu po jego śmierci skończyły się wprowadzeniem na
28
tron Afrykańczyka Septimjusza Sewera. O b jąw szy rządy w r. 193, zajął się Septimjusz Sewe- rus przedew szystkiem walką z pretendentam i do tronu, odkładając na bok wszelkie inne spra
wy. Z tego też powodu w początkach panow a
nia tego cesarza położenie chrześcijan było dość znośne. W szelako trzeba powiedzieć, że szero
kie masy nie miały w owym czasie żadnego zna
czenia, były one biernym objektem, który na wszystko się zgadzał bez słowa protestu. A le wśród tych mas bezwolnych, potulnych i po
słusznych, wyróżniali się dodatnio wyznawcy Chrystusa; oni tylko mieli swoją organizację, oni nie zaniedbywali pracy społecznej i stano
wili wyraźnie zarysowującą się potęgę, dążącą do panowania nad światem. Nie zdawano sobie z tego spraw y na dworze cesarskim, nie zda
wali sobie spraw y współcześni dziejopisarze z Dionem na czele, ale przecież tak było. Dla wtajemniczonych staw ało się jasnem, że wyraź
nie spełnia się zapow iedź i wola Chrystusa.
Gminy chrześcijańskie organizowały się na ca
łym obszarze państwa, od Syrji aż do Hiszpanji i M aroka. Zagnieździły się na dobre głównie po miastach. Niezmiernie ciekawe są dzieje te go ruchu religijnego, rzuca się w oczy jego siła moralna. Za czasów Septim jusza Sewera wyznawcy Chrystusa podjęli już zdecydow aną
29
walkę z całym światem pogańskim. Jako naj
wyższy kapłan, do którego należało regulowanie całego życia religijnego, z tytułu swego urzędu musiał wkońcu cesarz dać się porwać w wir walki. A le wszelkie represje nie pomagały. N o
wa nauka o powszechności Kościoła Bożego by
ła jakby potopem , który zalewał wszystkie war
stw y od najniższych do najwyższych i groził zniszczeniem w szystkiego, co dotychczas jaki
kolwiek przedstaw iało autorytet...
A tych autorytetów stanowczo było zawiele, aby je brać poważnie. Było ich tyle, ile bóstw, ile kultów religijnych. Stworzył je człowiek na obraz i podobieństw o własne. A stąd te auto
rytety nie żyły w zgodzie, zazdrosnem okiem spoglądały na siebie i wiecznie ze sobą w al
czyły. Jednakow oż za czasów Septim jusza Se
wera przeszły już one były w sferę legendy, stały się postaciam i alegorycznem u Kto czytał wówczas nieśm iertelne poem aty Hom era i za
stanaw iał się nad światem bogów, wkraczających czynnie i kierujących losami człowieka, widział w nim już tylko legendę i alegorję. Św iątynie bóstw i posągi ku starości się już były pochy
liły i sędziwości piętno na sobie nosiły. O d n a
wiano je jeszcze, lakierowano posągi bogów, ale nie dało się już tchnąć w nie nowego ducha.
Stawały się Coraz bardziej samotne, nie budziły
entuzjazmu w tłumach, które dość już miały tej całej komedji i nie chciały modlić się do tych lakierowanych przedm iotów. Świat bogów staro
żytnych stanął na gruzach swojej potęgi... Cała akcja państwa, by go ożywić przez importowa
nie coraz to nowych bóstw wschodnich, owia
nych tajemniczością, zagadek pełnych, była tylko półśrodkiem. Chwilowo tu i ówdzie to się podo
bało, ale też trudno było nie zauważyć, że w tym świecie coś załamało się, że on stał się podobny do jakiegoś jarmarku religijnego z najrozmaitszemi budami propagandowem i, jaskrawemi nazewnątrz, a naw ew nątrz przeżartem i beznadziejną pustką...
II.
Zupełnie inaczej przedstaw iała się sprawa z religją Chrystusa. Nie dawała ona światu krzy
kliwego kultu, zapomocą słowa działała, zapo- mocą agitacji, prowadzonej ostrożnie, od miasta do miasta, od ulicy do ulicy. W yznawcy tej re- ligji zdawali sobie sprawę ze swego posłannic
tw a, wiedzieli przecież, że sam C hrystus naka
zał nawrócenie świata, musieli być swemu Bogu Posłuszni. Propaganda ich była więc jasną i pla
nową w myśl woli i życzenia Prawodawcy. Cóż
*nne religje mogły przeciwstawić tej propagan
dzie? W szystkie one zwalczały się wzajemnie,
nie miały kazań agitacyjnych, a przedew szyst- kiem nie miały organizacji, zmierzającej do opa
nowania świata. A prócz tego nie miały tej we
wnętrznej spójni i logiki, którą przynosiła religja chrześcijan. Bóg ich ze starego testam entu prze
jął wyraźne zastrzeżenie i ostrzeżenie: „ N i e b ę d z i e s z m i a ł b o g ó w c u d z y c h p r z e d e m n ą ” . Ten wyłączny monoteizm przemawiał do ówczesnych umysłów, ponieważ nasuwał porów
nanie z władzą doczesną, na co zwrócił już uwa
gę św. C yprjan w dziele: Q uod idola dii non sini, rozdz. 8. G dy na ziemi panował jeden mo
narcha, czyż mogło być inaczej na niebie? Ana- logja biła sama w oczy.
A le stanow czą przew agę nad światem po
gańskim dawała chrystjanizm owi ścisła łączność pomiędzy wyznawcami i całe ich życie społecz
ne. Bo zastanówm y się nad ówczesnem życiem i nad jego treścią. Za czasów panow ania demo
kracji, kiedy lud decydow ał o wszystkich swoich spraw ach i pochłonięty był zupełnie pełnieniem obowiązków obyw atelskich, religijne poruszenie mas nie dałoby się naw et pomyśleć. O d czasu jednak zaprow adzenia cesarstw a upadł wszelki ruch dem okratyczny, szersze masy ludowe były zupełnie wykluczone od rządzenia państwem, życie publiczne zamarło. D okądkolwiek tedy przybyw ali wysłannicy nowej religji, znajdowali
32
wszędzie masy ludowe pogrążone w bezczyn
ności, z której wyrywały je tylko od czasu do czasu przez państwo urządzane igrzyska. Prawo nie pozwalało jednoczyć się tym masom ludo
wym i wkraczało z całą bezwzględnością. Woli zbiorowej nigdzie nie było. Z pod wszelkich nakazów i zakazów prawa wyłamywali się tylko chrześcijanie i tworzyli potajem nie swe gminy, które rozrastały się coraz bardziej, zyskując na sile i na znaczeniu. Gminy te miały początkowo ustrój nawskroś dem okratyczny; każdej jednostce przysługiwało prawo czynnego udziału w głoso
waniu, we wspólnych modlitwach i w polem i
kach. Taka organizacja była niezmiernie celowa, wyrywała ludzi z inercji, budziła poczucie wła
snej wartości, przyw racała równowagę etyczną 1 energję do działania. Niegdyś dem okracja czu
ła się odpowiedzialną za swe czyny, dobro pań
stwa miała przedewszystkiem na względzie i sta wała do walki z każdym wrogiem zewnętrznym, który zagrażał państwu, teraz stała się nawskroś chrześcijańską i stanęła do walki ze światem i jego demonami. Chrystus był jej najwyższym chorążym. Zwyciężyć musiała.
Ale do samej walki gminy chrześcijańskie nie mogły się ograniczyć. Chcąc zdobyć pew niejsze podstaw y dla swej działalności, postano
wiły zapew nić swym członkom także realne ko
33
rzyści i stw orzyły dla nich pomoc socjalną, któ
rej nie mogli się spodziewać od państwa. G rec
kie życie społeczne, greckie stowarzyszenia, by
ły dla tych gmin wzorem. Zorganizowały one znakomicie pomoc dla biednych, opiekę nad chorymi, zaopatrzenie na starość, ostatnią po
sługę. Specjalni wysłannicy gminy chodzili od domu do domu, szukali chorych, spisywali roz
maite potrzeby; ubogie wdowy pełniły służbę sam arytańską i w ten sposób same zyskiwały środki do życia. Zawiadował wszystkiem biskup, który zarządzał kasą gminną i rozdzielał w spar
cia. W dom ach modlitwy składano na ołtarzu wpływające jałmużny. Ofiary płynęły obficie, po
nieważ głoszono, że ofiarodawcę czeka nagroda w życiu pozagrobow em . W razie śmierci swego członka gmina miała obowiązek zajęcia się po
grzebem. W ogóle trzeba powiedzieć, że chrze
ścijanie uważali dobroczynność za swój naj
świętszy obowiązek, nakazany przez swego Bo
ga, organizowali też instytucje dobroczynne ce
lowo i m ądrze, „c h a r i t a s ” stała się dla nich nadto poważnym środkiem w walce z przeciw nikami.
Nie mniej ważnym środkiem agitacyjnym chrześcijan była także walka wydana wszelkim ofiarom całopalnym. Na te ofiary sceptycznie zapatryw ali się naw et światlejsi poganie, tw ier
dząc, że bóg jako istota nadziemska żadnych ofiar nie potrzebuje. Ponieważ te ofiary były Wcale kosztow ne, więc w czasach upadku reli
gijności wysilano umysł, by je obejść i urządzić się jak najbardziej ekonomicznie. Czytamy też niejednokrotnie w naszych źródłach, że na ofia- rę zabijano bogom nędzne, chorow ite zwierzęta, a ze zdrowych dawano im tylko części bezuży
teczne, kopyta, kości, głowy, wnętrzności. Do jakiego stopnia oszukiwano tych swoich bogów, Poucza nas wymownie Tertuljan (A p ol. rozdz. 14)!
W religji chrześcijańskiej było to nie do Pomyślenia. Uczciwością swoją chrześcijanie na
wet u pogan budzili podziw i szacunek. Nie było u nich nic przypadkow ego, wszystko było Przemyślane i starannie przygotow ane. Panow ał wśród nich przedewszystkiem duch cudowności
* egzaltacji. Imię Jezusa C hrystusa było talizma
nem dla dusz. R ozpatryw anie życia Boga-Czło- Wieka dawało ukojenie we wszystkich troskach 1 dolegliwościach życia.
A le największym cudem w owych czasach yła niepokalana czystość obyczajów w życiu gmin chrześcijańskich. Można bez przesady po
wiedzieć, że ta pierw sza epoka, sięgająca głę
boko w drugi wiek naszej ery, z powodu czy
stości obyczajów wyznawców jest czemś niepo- l^tem, czemś jakby otoczonem nimbem św ięto
ści. Była to krótka epoka gorącej miłości do Chrystusa, było to w prow adzenie w czyn Jego woli i Jego wskazań, jedyny czas ideału, który ludzkość przeżyła, a do którego dziś napróżno tęsknim y. N aw et poganie, stojący zdała, jak np.
Plinjusz, patrzą z podziwem na niepokalaną czystość tych niezwykłych ludzi.
Działalność chrześcijan nie mogła być obo
jętna dla dotychczasow ego porządku rzeczy, musiała wywołać reakcję i pociągnąć za sobą ofiary. Temu nie należy się dziwić. Na każdym niemal kroku mogło dojść i dochodziło do kon
fliktu pomiędzy wyznawcami Chrystusa a starą politeistyczną religją państw ową. Chrześcijanin żadną miarą nie mógł ukryć swoich przekonań.
Zdradzał się na ulicy, nie adorując posągów bóstw, zdradzał w podróży okrętem, nie ad o
rując Dioskurów. To raziło przedstaw icieli re- ligji państwowej i budziło nienawiść do „ a t e i s t o w”. A chociaż Rzymianie pod względem religijnym byli wogóle bardzo tolerancyjni, to jednak sprowokowani Występowali wrogo p rze ciw prowokatorom. Ponieważ zaś wszelkie sto warzyszenia były prawem zabronione, korzysta
no chętnie z tego prawa, by chrześcijanom wy
taczać spraw ę. G dy w roku 111 odkryto gminę chrześcijańską w Azji Mniejszej, członków jej ukarano śmiercią. W szelako te represje nie pro
36
wadziły do celu, przekonano się bowiem, że ci fanatycy religijni giną chętnie za swoją wiarę.
» P r z e ś l a d o w a n i e d z i a ł a j a k b y j a k a ś p r z y n ę t a d l a n a s z e j s e k t y ; s t a j e m y s i ę t e m l i c z n i e j s i , i m w i ę c e j s i ę n a s k o s i . K r e w c h r z e ś c i j a n j e s t ż y c i o d a j n e m n a s i e n i e m ” — mówi słu
sznie egzaltow any głos Tertuljana (Apolog. 30).
Ściśle rzecz biorąc, planow ego prześlado
wania, zmierzającego do wytępienia wszystkich chrześcijan, w pierwszych dwóch wiekach nie było. To też w poszczególnych w ypadkach, gdzie lud uważał, że go chrześcijanie prowokują i do
magał się pomocy władzy państwowej, musiał wkraczać rzymski namiestnik. Były to jednak zjawiska lokalne, a liczba ofiar wogóle nie była zbyt duża. A le chrześcijanie w takich w ypad
kach bynajmniej nie zachowywali się biernie, lecz podnosili stanow cze głosy sprzeciwu, czcili imiona straconych braci; m ęczennicy jednali zwolenników dla spraw y chrześcijan. Krew się lała, lecz ona zaostrzała walkę w imię Chrystusa.
W śród tego zmagania się religji Chrystusa Ze światem pogańskim zrodziła się rzecz najdo
ro śle js z a w skutkach: powstała chrześcijańska literatura. „ K i e d y p r z y s z ł o u m i e r a ć R z y m o w i , o b e j r z a ł s i ę n a o k o ł o , c z y g d z i e i s k r y ż y c i a n i e o d k r y
37
j e , k t ó r ą b y m ó g ł w s t a r e s w o j e ż y ł y z a s z c z e p i ć ” — czytamy w przypi- skach do „Irydjona” Krasińskiego. Z iskry chrze
ścijańskiej wyłoniło się nowe życie i piśmien
nictwo. I stanęło przed oczyma ludzi całe życie Chrystusa, Jego cuda, Jego słowa wypowiedzia
ne z wielką prostotą, pełne poezji i chwytające za serce. Olbrzym ie wrażenie robiło zwłaszcza wskrzeszenie Łazarza, męka i śmierć Zbawiciela i owe tak nowe, a tak niezrozumiałe dla świata starożytnego słowa przebaczenia: „O j c z e, o d p u ś ć i m, a l b o w i e m n i e w i e d z ą , c o c z y n i ą ”. A prócz tego jak iskra elek
tryczna działały na dusze spragnione cudu dzie
je N arodzenia, Przem ienienia, Zm artw ychw sta
nie i W niebow stąpienie. W szystko to było czemś tak zupełnie nowem, tak niesłychanem, że mu
siało porywać każdego, kto miał szczęście zetknąć się z tą „d o b r ą n o w i n ą ”.
Bo cóż ówczesnemu światu mogła jeszcze dać literatura klasyczna? Nie było nowych te matów, pow tarzano dawno przebrzm iałe hasła.
Na rynku literackim nastała pustka. Szlachetniej
si zwolennicy zwyczaju przodków podjęli próby powstrzymania upadku, propagow ali piękne ide- je, ale to były głosy odosobnione i nie wywie
rały już większego wpływu na społeczeństwo.
Tymczasem chrześcijaństwo przynosiło nowe
myśli, otwierało nowe horyzonty, dawało zdrowy pokarm dla duszy, który pociągał ku sobie na
w et przesyconych. Stary testam ent, księgi Moj
żesza, Psalmy, Prorocy — wszystko to stanowiło nowość i odkryw ało nieznane światy. Rzucono się chętnie do lektury naprzód w języku greckim, a niebawem w tłum aczeniach łacińskich, znaj
dowano w tern wszystkiem dziwny sens logicz
ny. Dzieje ludzkości od stw orzenia pierwszego człowieka aż do chwili ówczesnej stanęły teraz jasno przed oczyma. Całe zaś rozumowanie było jasne i proste. Co w yczytano w księgach, było dobre i spraw iedliw e, nie wdawano się w dal
sze dociekania. W ystarczyło samo stw ierdzenie, że „ t a k n a p i s a n o w k s i ę g a c h ”; kto w ie
rzy, zbawion będzie.
Rzym jako stolica św iata w całym ruchu objął zczasem przew odnictw o. Nie mógł tego nie widzieć cesarz, który mieszkał w Rzymie, ale jeszcze ciągle zachowywał się z rezerw ą wo
bec nowego prądu, o ile przeciw niemu nie wy
stępow ał. Za Septim jusza Sew era starano się zatamować ten ruch żywiołowy. Na całym obsza
rze państw a padły ofiary. W K artaginie poniosły śmierć m ęczeńską dwie chrześcijańskie niew iasty, P erp etu a i Felicitas. A le kościół spokojnie szedł naprzód, stanowisko jego było niezmiernie ostroż
ne, robił wszystko, by uniknąć starcia, zacho