• Nie Znaleziono Wyników

Rok 1900 - katastrofa kolejowa Reymonta

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rok 1900 - katastrofa kolejowa Reymonta"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

Witold Kotowski

Rok 1900 - katastrofa kolejowa

Reymonta

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 65/1, 185-201

(2)

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X V , 1974, z . 1

WITOLD KOTOWSKI

ROK 1900 — K A TA STRO FA K O LEJO W A REYMONTA

K o respon d encja a u to ra Chłopów z L orentow iczem , P rzesm yckim , K i­

n io rskim z la t poprzedzających k a ta stro fę k olejow ą d aje pojęcie o jego

ta ra p a ta c h pieniężnych h R eym ont prow adził życie, jak ie tru d n o nazw ać

osiadłym . P o b y ty dłuższe lu b k ró tsze w P a ry żu , Q uarv ille u G ierszyń-

skich, w Z akopanem , w W arszaw ie, czasam i ty lk o w rodzinnej W olbórce,

n ależały do norm alnego rozkładu roku. W ym agało to n a tu ra ln ie środków

finansow ych. S y tu ację kom plikow ał kosztow ny proces rozw odow y to­

czony p rze d sądam i k o nsystorskim i, o tw ierający drogę do poślubienia

p ani A urelii, żony T eodora Szabłowskiego, re d a k to ra „N iw y”.

W pożyczki w ciągnięci byli tak że p rzy jaciele, bądź jako ręczyciele,

bądź m oraln ie odpow iedzialni za term inow ość i w ypłacalność w spółto­

w arzysza.

Ż a rto b liw y w ierszyk Przesm yckiego (datow any: P ary ż, 17 V 1899) do

R eym onta „chez Dr St. G ierszyński, Q uarville (Eure et L o iry ’ jest upo­

m nieniem w obec niesłow nego dłużnika, zagłębionego w ciszy w iejskiej,

pracującego wówczas pew nie n a d S p ra w ie d liw ie :

Znikłeś, zatarłeś poza sobą ślady, A czas ucieka, wichru biorąc postać. Że zaś, raz rzekłszy, trzeba placu dostać (Piknikowego), więc, nie widząc rady, Miast psa gończego, list gończy wysyłam . Szczekając rymy, rytmy ujadając, Dogna Cię, choćbyś uciekał jak zając, A gdy Cię porwą, w yrw ijże się, wyłam !

1 Teksty listów nie zaopatrzone odnośnikami znajdowały się w Bibl. Narodowej w W arszawie (rkps 1020/1, II, III). Zbiór ten, przed powstaniem warszawskim zde­ ponowany w Bibliotece Krasińskich, uległ spaleniu. Latem 1944, przygotowując pracę o Reymoncie, sporządziłem kopie tych listów : bardziej interesujące przepi­ sałem w całości, mniej istotne — tylko w zasadniczych fragmentach. — Materiał dokum entacyjny dotyczący tego okresu zob. w: B. K o c ó w n a : K atastrofa k o le­

(3)

Musisz — chcąc nie chcąc — w ydać głos żałosny, Zeznać — lub ustnie, lub słow em pisanem — Czy chcesz ze spraw y wykręcić się sianem (Aby się przez nią nie przyprawić o sny, 0 twórcze, które polna daje ścieżka,

1 o trzydzieści srebrnych franków z mieszka), Czy jeno pamięć Ci nie dopisuje,

Że koniec m aja zbliża się kuriersko,

A z nim i c h odjazd. Porzuć w ięc pasterską Fletnię, pól ciszę (boli Cię to, czuję!),

I wracaj tutaj, pomiędzy burżuje, Aby om ówić i zakończyć sprawę. Inaczej — będą pew ne oczy — łzawe,

Inaczej blamaż spadnie na nas w ielki, A ono piw o Ty sam do kropelki

Pić będziesz m usiał (choćby w ody morskiej Smak cierpki miało), to Ci zaprzysięgli Spółzblamowani, przy partyjce kręgli (Której nie grali) — Zenon i Kiniorski.

Miriam. Ps. Ufając, że się nawrócisz, poprawisz,

We wspom nień jeszcze uderzam ci klawisz, I że od ducha m ocniejszym jest cielsko, Więc przypominam ci w ieżę eifelską. —

A le nie zawsze u pom nienia cechow ała tak w y szu kan a form a. C ierpli­

wość m iała granice. List Przesm yckiego z W arszaw y z 27 w rześnia 1899

je st już w in n y m tonie:

Kochany Władku! N ie przyszedłeś wczoraj. Dziś czekałem Cię daremnie w Nadświdrzańskiej. Dziiwi m ię to, bo przecież termin Kiniorskiego tuż, a po­ niew aż ja w yjeżdżam na jakie 10 dni, w ięc konieczne było om ów ienie sprawy. [...] Ufam, że dotrzymasz terminu i nie wpakujesz m nie w przykre względem Kiniorskiego położenie. Chciej w ysłać wprost do Suchodębia — przed 1-szym ow e 300 rubli. Pamiętaj, że zawód byłby tutaj po trzykroć złą rzeczą. '

Z. P rzesm ycki

Nie pomogło. S p łata przeciągnęła się na przyszły rok. Tym czasem

R eym ont p rzy jech ał w gościnę do Suchodębia, a po k a ta stro fie dopoży-

czył od m ajętn ego d ru h a jeszcze 500 rubli.

Nie było czym zrów now ażyć ujem nego b ilan su przyw iezionego z F ra n ­

cji. W persp ek ty w ie b y ły dw ie rzeczy: S praw iedliw ie, poczęte w zam yśle

jeszcze w r. 1898 — jak tego dowodzi rękopis z w stępn ym i uw agam i —

dokończone w łaśnie tu, w Suchodębiu, u K iniorskiego, no i Chłopi.

„Wiesz, już m oich C hłopów skrobię na serio, a co w ażniejsze, jestem

z nich dość zadow olony [...]” — pow iadam iał R eym ont K iniorskiego 23

lipca 1899 z W olbórki. P rz eb y w a ł tam nie w dom u ojca, lecz u siostry,

K am ili M unkiew ieżow ej, zam ieszkującej opodal w dom u k olejo w ym od­

ległym od m ły n a o jak i kilom etr. Mąż sio stry był nadzorcą odcinka d ro ­

(4)

gowego. W d alszym ciągu listu R ey m o n t pisze: „Dobrze mi tu ta j nie

jest w cale, bo raz, że ch o ru ję nieco, a p o tem jest tu ta j zbyt ciasno, za

wiele g w aru itd .”

J a k w iem y z relacji K iniorskiego, w k ró tce potem pisarz pojaw ił się

u niego:

W lip cu 1899 roku Reymont powrócił z Paryża do kraju i był chyba pierw ­ szym gościem , który m nie odw iedził w św ieżo zakupionym m ajątku w Kutnow- skiem . Zdaje się, że pisał w tedy S p raw iedliw ie. W ciągu tego pobytu sprowa­ dziliśm y na dni parę Miriama i puściliśm y zbiorowy list do Krzywoszewskiego w postaci żartobliwego ronda, w iersze Miriama na tem at p ija c k i2.

R ey m on t skończył S pra w ied liw ie w Suchodębiu 12 sierpnia, a przybył

tam w p ierw sz y c h dniach tego m iesiąca, ja k w y nik a z listu zaw iadam ia­

jącego o przyjeźd zie 3.

O pow iadanie to wyszło w g ru d n iu 1899 jako to m 110 „B iblioteki

Dzieł W y b oro w y ch ”. Z am iast spodziew anych 500 rb. R eym ont otrzym ał

od w ydaw cy 300 rb., a k u ra t ty le, ile b y ł w inien, no ale życie też miało

sw oje w ym ag an ia. U m ów iony był ju ż w y jazd z narzeczoną do Z akopa­

nego, K in io rsk i więc m usiał zgodzić się na dalszą prolongatę i spłatę

w rata ch . B ra k wiadomości, czy te rm in y b y ły dotrzym ane. (N ajpraw do­

podobniej zostało w szystko później ry czałtem u regulow ane z odszkodo­

w ania za w ypadek.)

Na po czątk u r. 1900 jest R eym ont w Zakopanem . Stąd pisze do L o ren-

tow icza, być może nie bez m yśli u sp raw ied liw ien ia swego tu ta j pobytu:

„C hory jestem , doktór w ysłał m nie do Z akopanego”. Tu otrzy m u je ko­

lejn e n u m e ry „K u riera W arszaw skiego” , w k tó ry m od n u m eru 2 rozpo­

częto d ru k P ew nego dnia 4, co św iadczyłoby, że opow iadanie zostało n api­

sane w poprzednim roku, praw dopodobnie zaraz po zakończeniu S p ra ­

w ie d liw ie .

Jeszcze 31 m arca jest R eym ont w górach. O trzy m u je tu list, k tó ry

m ożna przytoczyć jako curiosum . A u to r tego listu, Józef T rzebiński z Mi-

łowczyc w powiecie S kalm ierzyce, p ro p o n u je m u napisanie powieści

„sportow o-prow incjonalnej na tle chow u koni i w yścigów ” . P odaje d a ty

najbliższych zawodów p ro w in cjo n aln y ch w Ćm ielowie, L ublinie i P ła w -

nie, zapraszając do siebie, a jeżeli „Szanow ny P a n z a ję ty w ty m roku

2 A. G r z y m a ł a - S i e d l e c k i , L isty R eym onta do Mariana Kiniorskiego.

„Tygodnik W arszawski” 1947, nr 1.

3 Ibidem , nr 4. Co do daty rozpoczęcia i zakończenia zob. A. B a r , przypisy w : W. S. R e y m o n t , Pisma. Z przedmową Z. S z w e y k o w s k i e g o . Opra­ cow ał A. B a r . T. 2. W arszawa 1949, s. 305. Data zakończenia: Suchodębie, 12 sierpnia 1900, uwidoczniona jest też w niektórych w ydaniach książkowych.

4 Pracę nad tekstem Pew nego dnia odnieść należy do drugiej połowy grudnia 1899. Zob. Bibl. Ossolineum, rkps 6962. — B a r , ed. cit., t. 2, s. 304. — Pierwodruk utworu w : „Kurier W arszawski” 1900, nry 2—5, 7—12, 15.

(5)

W ystaw ą P a ry sk ą 5, to n a przyszły ro k ” . L ist kończy się podpisem p ełny m

zak rętasów zdobiących nazw isko ze w szystkich stro n. J a k w iem y, z p ro ­

pozycji tej R eym ont nie skorzystał.

O trzy m u je też pisarz dwa listy od Przesm yckiego. P ierw szy ad reso ­

w a n y do w illi „Szałas” w Zakopanem :

Warszawa, 19 luty 1900

Mój najdroższy! Czyś się o co pogniewał, że m ilczysz jak m ilczenie sam o? Ufam, że nie, chyba by jakieś qui pro quo w błąd Cię w prow adziło? Nad czym pracujesz? Nad C hłopam i? czy dla „Tygodnika Mód”? Co do tego ostatniego,, bądź spokojny, mój Z eyer6 ciągnąć się będzie jeszcze z e 20 n[umer]ów, czyli z 5 miesięcy. Poganiaj w ięc spokojnie Chłopów. — A nasza wspólna pow ieść?

Zda się, że Pan Dobrodziej już o tych sprawach zapomniał.

Twój oddany Z. P.

D rugi list, z 5 m aja, był ju ż ad reso w an y do W olbórki. P rzesm y cki

inform ow ał, że zakończył k łopoty z koncesją, opłatam i i że zacznie w y ­

daw ać „C h im erę” ju ż od 1 stycznia —

gotuj legendy oraz zacną powieść. Za tw e serdeczne słow a zamiasit danku w eź nie mniej od Twego szczere zapewnienie, żeś mi bardzo drogi i że moc po Tobie oczekuję [...].

Być może nie bez w pływ u a rty k u łu F e rd y n an d a Hoesicka P olska lite ­

ratura r. 1899, ogłoszonego w piśm ie „S lovanskÿ P re h le d ” (1900), bardzo

dodatnio oceniającego R eym onta, n aw iązali z nim koresp on den cję d r Bo-

żiwoj P ru śik , u rzędn ik cesarsko-królew skiej B iblioteki U n iw e rsy te tu

w P radze, p roponujący p rzetłu m aczen ie Z ie m i obiecanej, i Ja ro sla v Roz-

voda, in te resu jąc y się K o m ed ia n tką i F erm enta m i.

W pierw szej dekadzie czerw ca R ey m o n t jest jeszcze n a wsi — 3

czerw ca pisze stąd do W ładysław a K orotyńskiego, re d a k to ra „ K u rie ra

W arszaw skiego” , by spow odow ał

p rzy sy łan ie m u

gazety do W olbórki

(zapom niał sam to załatw ić) 7. L ist te n w sk azu je, że w W olbórce zam ie­

rza ł R eym ont spędzić m iesiące letnie.

Ojciec pisarza, Józef R ejm en t,

od p a ru la t czuł się źle. Nie p rze d sta ­

w iały się też pom yślnie i sp raw y

m ajątk o w e m łyna. Z archiw u m h ipo­

tecznego piotrkow skiego widać, że w 1900 r.

zaciągnął pożyczkę

u m ieszkanki pobliskiego Będkow a, Sicińskiej, prow adzącej tam sklep

5 Autor listu ma na m yśli W szechśw iatow ą W ystawę Paryską w r. 1900. 6 Juliusz Z e y e r (1841—1901), poeta czeski. Przesm ycki przełożył na język polski obszerny w ybór jego poezji i nowel; pośw ięcił mu później w iele uwagi i w „Chimerze”.

7 Zob. Z. K o n a r z e w s k i , P ierw sze kroki pisarskie Reym onta. „Czas” 1935, nr 334.

(6)

m onopolowy. W zyw ał więc ojciec na n a ra d ę synów , ja k m nie in fo rm o ­

w ała siostra pisarza, H elena Załęska.

W racając do W olbórki (obecna nazw a stacji: Czarnocin), po k ró tk im

w ypadzie do W arszaw y, R ey m o n t w siadł 13 lipca do pociągu odchodzą­

cego o godz. 10.40. Jech ał w jed n y m przedziale klasy 2 z Ja n em G adom ­

skim, re d a k to re m „G azety P o lsk ie j” i jego siostrą Teofilą G adom ską. Pod

W łochami n astąpiło zderzenie z pociągiem zdążającym z Sosnowca do

W arszaw y 8.

M iarą rozgłosu, jak im cieszył się 33-letni a u to r Z iem i obiecanej, są

w ielokolum now e spraw ozdania z k a ta stro fy zam ieszczone w codziennej

i tygodniow ej prasie w arszaw skiej, pow tórzone i przez inne perio d yki

k raju .

W sy tu a c ję w prow adza w spom nienie A ntoniego Langego:

Jakiś czas nie w idyw aliśm y się z Reymontem. Pew nego dnia w r. 1899 [!] czytam y straszną nowinę: katastrofa pod Włochami. Zabici i ranni. Śród za­ bitych panna Gadomska. Ranni: Jan Gadomski, doktór Flaum, p. Janowski, W ładysław Reymont.

Nazajutrz już się z nim w idziałem w szpitalu na Pradze, gdzie chory zn aj­ dował się pod opieką dra Dehnela.

Zaczęliśm y się naradzać nad tym, co będzie. Postanowiono proces wytoczyć zarządowi K olei W.-W., która już w przeszłości Reymonta pewną rolę odegrała.

Zdecydowano również, że Reymont pojedzie do krajów ciepłych na po­ łudnie — i pod należytą opieką. Na opiekuna zostałem wybrany ja — i m ie­ liśm y nawet w spólny paszport. Pojechaliśm y do Wenecji, gdzie przesiedzieliśm y razem trzy m iesiące; przy czym cała w yprawa odbywała się na koszt Kolei War- szaw sko-W ied eń sk iej9.

A kta szp itala praskiego u leg ły zniszczeniu w 1939 roku. Z konieczno­

ści w ięc in fo rm acje co do obrażeń, jak ie odniósł R eym ont, czerpiem y

z w yw iadu prasow ego przeprow adzonego w szpitalu w dwa dni po k a ta ­

strofie.

— Najwidoczniejsza jest rana głowy. Musiał o coś silnie uderzyć, ale o co, nie pamięta. Bóle w ew nętrzne dały się uczuć nie od razu. Okazało się, że uległ silnem u zgnieceniu klatki piersiowej, stłuczeniu kręgosłupa, co może bardzo niekorzystnie odbić się na jego zdrowiu, zwłaszcza na system ie nerwowym. Tego rodzaju w strząśnienia nerw ow e nie m ijają bez złych skutków, choćby naw et nie zostaw iły śladu zewnętrznego. Jedni wariują, innym pozostaje rozstrój, a trzeba pamiętać o tym, że tu chodzi o nerw y i umysł artysty — pisarza, którego twórczości wypadek taki m oże w iele zaszkodzić.

8 Osobiste wrażenia Reymonta z katastrofy zawiera nowela Senne dzieje, na­ pisana w e Florencji w r. 1908. Pierwodruk w : „Kurier W arszawski” 1908, nr 157. 9 A. L a n g e , Pochodnie w m roku. Żerom ski — R eym ont — K asprow icz. W ar­ szawa 19)27, s. 62. Oczywisty błąd w dacie — katastrofa była w r. (1900 — powtarza za Langem R. W i e r z b o w s k i (Z lw ow skich i krakow skich kon taktów R e y ­

(7)

I rela cja dnia następnego:

Reymont ma się gorzej, wczoraj lekarze stw ierdzili, że stracił słuch w jed­ nym uchu, a nadto nie może, w skutek jakiejś choroby spowodowanej w strząśnie- niem nerwowym, stać i chodzić 10.

Poszkodow ani w nieśli n a tu ra ln ie przeciw ko K olei W arszaw sko-W ie-

deńskiej pow ództw a cyw ilne: dr M aksym ilian F lau m o 85 000 ru b li, R ey­

m ont o 100 000. S praw ę sw ą R eym ont pow ierzył adw okatow i C ezarem u

H irszbandow i, starszem u od siebie koledze po piórze, k ry ty k o w i litera c ­

kiem u i pow ieściopisarzow i, zn an em u pod nazw iskiem C ezarego Je lle n ty .

W ybór te n nie p rzy p ad ł do g u stu Józefow i W olffowi. P isał do R eym onta

10 listopada:

Jeżeli P[an] chce usłuchać rady życzliwej, to powiem P., że tu się trochę dziwiono co do wyboru Pańskiego adwokata. W sprawie odszkodowania, które się Panu od kolei słusznie należy, trzeba było wybrać jako sw ego rzecznika człow ieka poważnego, z którym by się liczono i z którym by g a d a n o . Czy nie lepiej drogą polubowną dostać z a r a z choćby trochę mniej, niż procesować się lata całe i m ieć w perspektywie niepewną wygraną? Żałuję ogromnie, że będąc przed 3 tygodniam i w Krakowie, nie zastałem tam Pana.

J a k m ożna w nosić z listów, R eym ont bardzo się niepokoił nie tylko

grożącym inw alidztw em , ale i b rak iem środków utrzym ania. M iał a k u ra t

dostarczyć rękopis C hłopów „T ygodnikow i Ilu stro w an e m u ”, w idocznie

jeszcze niezupełnie gotowy, bo w tym że liście W olff pisze:

Dziękuję za list, ale zarazem chciałbym P. dodać trochę otuchy i skłonić P. do podniesienia głowy i serca. Przecież, do licha, jesteś P. tak m łodym człow ie­ kiem, że powinieneś P. zapomnieć jak najprędzej o przebytych przykrych wra­ żeniach i wstrząśnieniach i zacząć nowe życie, które by nam w szystkim dało w literaturze coś P. godnego. Ja jeden z pierwszych uwierzyłem w P. i w ierzę dzisiaj, i mam pewność, że w szystko będzie jak najlepiej.

List M atuszewskiego musiał P. już odebrać i wskazówki co do podania o pożyczkę, którą się wyrobi.

P rzerw an ia p racy n ad C hłopam i w zw iązku z w ypadkiem dotyczy też

list Ignacego M atuszew skiego, wówczas k iero w n ik a literackiego „Tygod­

nika Ilu stro w an eg o ” , d ato w any 2 listopada 1900:

Kochany Panie! A leż nikt do Pana nie ma pretensji! Jużci w olelibyśm y, żeby Pan napisał Chłopów i ze w zględu na nas, i ńa literaturę polską — bo sądzę, że byłaby to rzecz wyborna — ale cóż robić. Poczekamy. Co do pożyczki w Kasie, trzeba złożyć podanie do rąk Prezesa Dr. Juliana O chorow icza11 ;

maximum, udziela się rb. 300 [...] Flaum już wychodzi, ale będzie kulał całe

10 K atastrofa na kolei. „Kurier W arszawski” 1900, nr 192, 193.

11 J. Ochorowicz objął godność prezesa Kasy Literackiej po H. Sienkiewiczu. Zob. J. K r z y ż a n o w s k i , H enryk Sienkiew icz. K alen darz życia i tw órczości. Warszawa 1956, s. 227.

(8)

życie. Podał odszkodowanie 80 000 rs., Gadomski ma się nieźle, chw ilow o jest przygnębiony, zażądał podobno 15 000 rs. Pańskie 100 000 zrobiły sensację w Warszawie. Widzę z Pańskiego listu, że się Pan ciągle źle czujesz i martwi m nie to bardzo. List Pański odczytam w wyjątkach na posiedzeniu Kasy, jako ilustrację podania o pożyczkę.

W d o d atk u plon w ydaw niczy r. 1900 zapow iadał się bardzo skrom nie.

Po zeszłorocznym Sp ra w ied liw ie u k azu je się tylko n a początku ro k u p ier­

w o druk P ew nego dnia, no i now ela W głębiach — rem in iscencja podróży

do W łoch 1895 ro k u 12.

W zw iązku z tą sy tu a c ją finansow ą R eym onta o w yborze pełnom oc­

nika procesow ego decydow ały w zględy, k tó ry c h W olff nie znał. Je lle n ta

zgodził się prow adzić proces z w a ru n k ie m o trzy m an ia ho n o rariu m z w y ­

gran ej sum y, a ponadto n a w e t w spom agać swego k lie n ta aż do zakoń­

czenia spraw y.

T ym czasem do szpitala praskiego n ap ły w ały listy ze w szystkich stron,

m. in. zbiorow y list z w y razam i w spółczucia nadszedł z Q uarville, podpi­

sany przez M arię K azim ierę G ierszyńską, H en ry k a G ierszyńskiego, Kazi­

m ierza K asperskiego, W. R echniew ską, B ogusław a A dam owicza, k tórzy

o w y p a d k u dow iedzieli się z „Now ej R efo rm y ” (nr 160).

Z D rozdow a pod Łom żą pośpieszyła z listem Zofia C asanova-L uto-

sław ska (15 V II 1900):

Z najw iększym wzruszeniem dowiedziałam się dzisiaj o nieszczęściu Pana. Boże! jak okropna cała ta katastrofa! Jak Pan się czuje? Wyobrażam sobie, że w zruszenie m oralne przedłuży kurację. Czy Pan nie ma nikogo ze swoich przy .«sobie [w] szpitalu? Jak tragiczny los spotkał pannę Gadomską! Biednych jej rodziców, biednego brata! Jestem duszą całą obok tych wszystkich tak strasz­ nie dotkniętych. Niech Pan w yzdrow ieje prędko i dzięki Bogu, że jest Pan uratowany.

Zofia Casanova-Lutoslaw ska

[Dopisek córki:] I m y również życzym y Panu prędkiego w yzdrowienia.

Maria

L istem bez d a ty odezw ał się z W iednia Z enon Przesm ycki:

Mój najdroższy. Na w siadanym do W iednia dostaję wiadom ość o okrop­ nym wypadku Twoim. Wzruszyła m nie ona do głębi — raz, że kocham Cię, druhu, serdecznie, a po wtóre, że zdarza się to w chw ili, gdy talent Twój jął się tak dzielnie rozwijać. Ufam wszakże, że nie dasz się temu i wydobrzejesz niezadługo. Ja ganiam tu w sprawach „Chimery” — dość dobrze mi idzie. Za jakieś dwa tygodnie będę w Warszawie. Całuję Cię i ściskam serdecznie, mój najdroższy.

Twój szczery i w ierny Z. P. 12 Pierwodruk w : W. S. R e y m o n t , W jesienną noc. Warszawa 1900. Zob. przypisy B a r a (ed. cit., t. 2, s. 299, 301, 304).

(9)

List A n d rzeja Niemo jew skiego z W arszaw y, z d a tą 16 VII, może jest

in te resu jąc y jako w y raz ogólnego poparcia dla sp ra w y odszkodow ania

i stosunku społeczeństw a do w yku p y w an ej stopniow o p rzez rząd rosyjski

Kolei W arszaw sko-W iedeńskiej:

Kochany Panie W ładysławie! N ie przychodzę osobiście dowiedzieć się o Wasze zdrowie, bo jestem chory, ale nękam w szystkich znajomych, aby w ieści o Was znosili. Wierzę w to jednak, że nasz dzielny doktór Bolesław [Jaki- miak] wraz ze sw ym i kolegam i chodzi koło Was jak (...) 13. Swoją drogą, nie darujcie ani jednej kopiejki zacnej Kolei W iedeńskiej. N ie piszę w ięcej, boć tego nie wiem , czy i ito Wam lekarze pozwolą przeczytać. N ie dajcie się, krzepka duszo [...].

P rosił też R eym onta o wiadom ość K azim ierz T e tm a je r z Zakopanego.

Z resztą w yd aje się, że d y sk re tn ie sp rzy jan o R eym ontow i i po stro n ie

pozw anej Kolei. P rezesem zarządu Dróg Ż elaznych W arszaw sko-W iedeń-

skich był S tanisław K ronen b erg , m arzyciel, a rty s ta , po śm ierci b ra ta

p rzedzierżgnięty nagle w biznesm ena. W tym że ro k u w łaśnie, w itan y

z sy m p atią przez publiczność w arszaw ską, staw ał u p u lp itu kap el-

m istrzow skiego w T eatrze W ielkim , by zadyrygow ać w łasny u tw ó r na

o rk iestrę 14.

W szpitalu R eym ont pozostaw ał pod opieką lek arzy B olesław a Ja k i-

m iaka, M ichała D ehnela, E d w ard a Zielińskiego, R aum a. Codziennie

odw iedzała go te ż i p a n i A urelia, przyszła żona.

Sądząc z listów pisanych przez chorego, stan jego był ciężki, ale np.

F e rd y n an d Hoesick w spom ina, iż R eym ont w czasie p ob y tu w szpitalu

czytał jego książkę Miłość w ży ciu K rasińskiego i uznał, że jest zajm ująca

i „doskonale zrobiona” oraz — przy jej całej dokładności historyczn ej,

czyta się ją jak powieść 15.

Ju ż 20 lipca pisze R eym ont do n iezn an y ch ad resatek , in fo rm u jąc

o swej niedoli i zawodzie:

Przed tygodniem rozliczałem czas, że dzisiaj w łaśnie, wieczorem, stanę w Zakopanem i po cichu zjaw ię się u Sz. Pań na herbatę — a tymczasem leżę w szpitalu i tak skrępowany bandażami, że piszę w pozycji leżącej [...] 16.

P ob yt pisarza w szpitalu nie p rzekroczył k ilk u n a stu dni. W W enecji

baw ił, jak w spom ina Lange, trz y m iesiące, a już 25 p aździernika jest

w K rakow ie, co w idać z cytow anego niżej św iad ectw a d ra N artow skiego,

zaś jeszcze p rzed tem szukał pom ocy u lek arzy w iedeńskich.

u Wyraz nieczytelny.

14 Zob. Zza kulis. Kraków 1901, s. 156.

15 F. H o e s i c k , P ow ieść m ojego życia. (Dom rodzicielski). Pam iętniki. T. 2. W rocław 1959, s. 311.

16 Zob. В. К о с ó w n a, K ilka kart z życia Reym onta. „Przegląd Humani­

(10)

G dy stało się oczywiste, że k u ra c ja w enecka nic nie pom aga, w drodze

pow rotnej zatrzy m ał się R eym ont w W iedniu i ta m rozpoczął pielgrzym kę

po znakom itościach lekarskich. W spom ina o ty m w liście z K rakow a do

Kiniorskiego, z 29 października, w y m ien iając nazw isko słynnego n e u ro ­

loga wiedeńskiego:

Skończyłem na Kraft-Ebingu. Dość, że gdy już m iałem się zamknąć w sa­ natorium specjalnym — uciekłem. Bałem się tam pozostać. Wierz mi, że się bałem. Na pewno byłbym pod okiem tamtych sław zdechnął, w łaśnie może dla­ tego, że to sław y. Teraz siedzę w tutejszym domu zdrowia i leczę się elektro- terapią. Czy to pomoże? Sam jestem tego najciekawszy. A tymczasem, w ocze­ kiw aniu poprawy, czuję się w dalszym ciągu źle, a raczej podle. Sądzę, że nie mogę się czuć dobrze, jeżeli po trzech miesiącach kuracji rozmaitych jestem tak sam o bez sił, tak sam o nic robić nie jestem w stanie, a tysiąc razy silniej zde­ nerwowanym. Ach, te konowały! [...] 17.

Z daje się, że L ange pozostał w W iedniu, bo sta m tą d p rzy słał później

do R eym onta list bez daty :

Kochany Władku! Dziękuję Ci za wiadom ość [...]. W Krakowie będę za jakie trzy tygodnie, tym czasem nająłem tu m ieszk an ie— dość drogie — 22 flo r .— ale przyzwoite. [...] Pow oli wchodzę w tryb życia wiedeńskiego. Codzienne by­ w am na Uniwersytecie, jeżeli mi się uda, to chcę się tu do U niwersytetu zapi­ sać na s a n s к r y t ; bardzo być może, że to uczynię. Dużo pisuję, ale rzeczy marnych, m ianow icie korespondencji krótkich do gazety polskiej : — jakoś idą. [...]. Życzę Ci, jeśli nie stu, to 75 tysięcy, a ja w każdym razie zażądam 650 rubli dodatkowych. Wyznaję, że mi się cyfra, jaką postaw ił Hirszband, w y ­ daje się [!] nieco za wysoką — i wolałbym , żeby o m niejszą sum ę wystąpił. Musi on jednak mieć sw oje racje po temu. Co do mnie, to życzę Ci, żebyś w ygrał m axim um , a potem rzuć się gdzie nad morze — i z a c z n i j s i ę l e c z y ć n a s e r i o . Donieś mi też, kiedy zamierzasz jechać do Berlina. P. A urelii m oje uszanowanie — p. Zaleskiej 17a ukłony.

M on at18 Cię pozdrawia: z prawnego punktu rozważając w ym agania Hirsz- b[anda], w róży on powodzenie twojej sprawie. Adres mój obecny: Josefstaedtestr. Nr. 14, III Stock, thür 20. Ant. L·.

Pieniądze w yasy g n o w an e przez K olej na zagraniczną k u rac ję już się

w yczerpały, w ięc R eym ont w dalszym ciągu przytoczonego listu do K i­

niorskiego prosi go o pożyczkę 500 rb. na proces rozw odow y, tłum acząc

sytuację:

narzeczona moja pogniew ała się ze swoim i rodzicami tak, że teraz mieszka u mojej siostry, a za tydzień ma przyjechać na czas dłuższy do Krakowa do swojej przyjaciółki [...].

O następ n ą pożyczkę zw raca się do sio stry K a ta rz y n y Jakim ow

iczo-17 M. K i n i o r s k i , L isty Reym onta. „Tygodnik W arszawski” 1947, nr 7. 17a Zaleska — osoba nie zidentyfikowana.

18 Prawdopodobnie Henryk M o n a t — publicysta i krytyk literacki.

(11)

w ej — ty m razem p la n u je w yjazd do św iatow ej sła w y neurologa: „p o je­

chać m uszę z m oim doktorem , d aw ny m a sy ste n te m M endla w B erlinie,

na tzw. obserw ację i 'być m uszę z ty d zie ń ” 19.

Chodziło w ty m w y p ad k u nie o leczenie, lecz o z e b ra n ie op inii le k a r­

skich dostatecznie a u to ry ta ty w n y c h , k tó re b y w p ły w a ły na orzeczenie

ekspertów sądowych.

O pinię tak ą uzyskał m. in. i od d ra N artow skiego z K rak ow a, być m o­

że jed n ak zaniechał jej złożenia do ak t sądow ych w obec uzyskania b a r ­

dziej pom yślnej opinii prof. M endla. O św iadczenie d ra N artow skiego

z n ajd u je się rów nież w zbiorze rękopisów B ib lio teki N arodow ej, pod

sygn. 1020:

Kraków, dnia 19 grudnia 1900 Dr M. N artowski

specjalista chorób nerwowych Lekarz Sądowy

Róg ul. Lubicz i Radziwiłłowskiej 33 telefon nr 359

L. 1819

Świadectwo lekarskie

mocą którego poświadczam, że W ielmożny Pan W ładysław Reym ont z War­ szawy, 1. 32 licz., pozostawał w mojej kuracji od dnia 25 października 1900 roku. Badając go kilkakrotnie zauważyłem stan następujący: powłoki skórne blade — um ięśnienie i podściółka średnio rozwinięte — źrenice średnio w ielk ie i pra­ w idłow ej pobudliwości. Podczas gdy w nerwach sm akow ych zm ian nie ma żadnych, w narządzie słuchow ym po stronie prawej istn ieje zupełna głuchota, po stronie zaś lew ej przeczulica nerwu słuchowego, bardzo znacznego stopnia. D rżenie języka i rąk bardzo wyraźne, siła rąk i nóg zwłaszcza przy oporze nadzwyczaj słaba.

Nerwy czuciow e skóry na twarzy okazują obniżenie, a na reszcie ciała znaczne w zm ożenie pobudliwości.

Odruchy ścięgniste silne.

W narządach w ewnętrznych zmian nie ma żadnych, serce przedstawia gra­ nice praw idłow e — tony czyste — tętno normalne.

W moczu zmian nie ma.

Chód nadzwyczaj pow olny i m ożliwy jedynie z laską, z powodu w ystęp u ­ jących silnych zaw rotów i trwogi, która przy każdym silniejszym odezwaniu lub wrażeniu wzm aga się do bardzo znacznego stopnia, przy czym całe ciało popada w drżenie. Przy uwzględnieniu znacznej bezsenności, jaka chorego trapi od dłuższego czasu już, lęku itp. m o ż n a s t a n o w c z o u W ielm ożnego P. W ładysława Reymonta w y k l u c z y ć w szelką sym ulację, z poszczególnych zaś objawów, obserwacji i anamnezy rozpoznać: N eurastenia traum atica, której powstanie należy odnieść jedynie i w yłącznie do wypadku kolejow ego w dniu 13 lipca 1900, a która należy do ciężkich przypadków i w ym aga do ustąpienia bardzo długiego, z góry określić nie dającego się czasu, przez przeciąg którego 19 К о с ó w n a, K ilk a kart z życia Reym onta, s. 124.

(12)

p. W ładysław Reymont nie tylko że nie jest zdolnym do najm niejszej pracy fizycznej lub um ysłowej, ale i nie może się jej oddać dotąd, póki cierpienie nie ustąpi w zupełności.

W Krakowie, dnia 19 grudnia 1900 roku

(—) Dr M ieczysław N artow ski

Z zaciąganych n a w szystkie s tro n y pożyczek w ynikałoby, że liczył na

pew ną w y g ran ą, chociaż spraw a w cale ta k pew na nie była. N atu raln ie,

jakieś zadośćuczynienie się należało, ale w ysokość jego stała pod znakiem

zapytania. B rak było widocznego kalectw a lub uszkodzenia organów w e­

w nętrzn ych . N atom iast dolegliw ości neurologiczne są tru d n e do udow od­

nienia i zaw sze w ątp liw e. K om unikow ane przez p a c je n ta o bjaw y takie,

ja k bezsenność, lęk, zabu rzen ia rów now agi, bóle głowy, niezdolność do

p rac y um ysłow ej, m ogą być p raw dziw e lub niepraw dziw e.

W róćm y jed n ak do ad w okata i jego k orespondencji z k lien tem .

N a b lan k ie ta c h z n ad ru k iem : „C ezary H. H irszband, A dw okat P rz y ­

sięgły, W arszaw a, J a sn a 6”, n apisał on p arę listów , k tó ry ch istotne fra g ­

m e n ty przytaczam .

25 paźd ziern ik a 1900:

O spraw ie pamiętam. Reklamację, czyli żądanie poprzedzające akcję są ­ dową w niosłem — na 100 000 rb., tak mi kazała obliczać słuszność i rozwaga. Bo jeślibyście, co byłoby w yrafinowanym okrucieństwem losu, m ieli postradać zdolność do pracy, strata w łaściw ie równałaby się milionom. Obietnice polu­ bownego załatw ienia spraw y są humbugiem. I do dra Flauma, W aszego socii

doloris, przychodzili, i to sam główny radca prawny, m ecenas Andrzej Wolff,

z hum orystycznym i w prost radami i cynicznym i zasadzkami. Flaum w ystąpił o 85 000 rb. Posyłam W am jutro 100 rb., więcej w tej ch w ili nie mam — nie do w iary, jaka golizna.

10 listopada 1900:

Pew nie otrzym aliście już 80 rb. — więcej w żaden sposób teraz wydostać nie mogę. [...] O sp raw ie Waszej trąbią niepotrzebnie w szystkie pisma, a zaraz potem znów depesza, żeście byli świadkiem ślubu panny Chmielowskiej i że uczta w eselna odbyła się w Grand Hotelu. Pom yślcie, jaką była dla sprawy ogólna im presja tej depeszy! Depesza ta będzie Was bardzo dużo kosztowała, trzeba będzie nałożyć pracy ogromnie. Moi drodzy! Ja nie jestem Waszym impresariem, i n ie chcę Was trenować dla dobra procesu — ale zanadtom sam literatem , a Kolej zanadto potworem kapitalistycznym , aby mnie nie m iało boleć, że tem u potworowi tak nieopatrznie ułatw ia się zadanie.

Obecność n a ślubie p a n n y C hm ielow skiej w yw ołała także in te rw e n cję

siostry, K atarzy n y , w obec k tó rej usp raw ied liw iał się listem z K rak ow a

z 15 listopada (już o g ło szo n y m 20).

(13)

14 listopada 1900 adw okat pisze:

Odpisuję niezwłocznie. Pom ysł wyjazdu do Mendla uważam za wyborny. Gdyby do tego przyszło, wyjednałbym nadto bardzo życzliw y list do niego dra Goldflama z Warszawy, jego asystenta [...]. Rozumie się, że opinia Mendla nie przestanie być pozasądową, a w ięc pozbawioną bezpośredniego znaczenia ale... ale zrozumieć m usicie — należy mieć p raw ie pewność, że jego opinia w y ­ padnie przychylnie dla sprawy, a niepom yślnie dla Waszej autorskiej przy­ szłości. Potrzeba więc, ażeby, gdy się uda, w yjechać do Berlina [...]. Tylko skąd w ziąć pieniądze? W ch w ili obecnej przesłane już są Wam takie sumy: 800 rb. w Warszawie, 200 fr. plus 100 rb. plus 100 rb. plus 80 rb. Otóż skąd wziąć w ięcej? Daję Wam słow o honoru nie adwokata Hirszbanda, ale Cezarego Jellenty, że nie mam żadnego źródła pożyczki. Kołaczcie w ięc do przyjaciół, bo Mendel wart tego. [...] podałem w reklamacji, że kuracja Wasza dotąd w ynosi około 2000 rb. — chyba nie mniej [...].

16 listopada 1900:

Drodzy moi, nie udało mi się zaciągnąć pożyczki 100-rublowej [...], proszę o przysłanie w szelkich św iadectw i rachunków, gdyż słyszę, że Kolej będzie się starała pryw atnie zbadać materiał dowodowy i pew nie zwróci się do m nie z zapytaniem — nie chciałbym mieć pustych rąk. W niosłem podanie do M agi­ stratu o św iadectw o ze szpitala praskiego. Ciekawym, co będzie opiewało. Od rana do nocy jestem nagabywany o spraw ę Waszą. W edle opinii obydwaj robi­ my na niej majątek, a m nie koledzy winszują, zapewniając, iż w iedzą od re­ jenta, iż w ym ów iłem sobie honorarium w wysokości 33°/o od sum y zasądzonej! Głupota ludzka sięga tak daleko, że nawet pisanie listów do przyjaciół uważa za oznakę normalnego stanu nerwów. Wczoraj tak mi dowodził Wiktor Gomulicki. A tak się oburzali do niedawna na Kolej, tak wygrażali się!

List bez daty:

Co do opinii Mendla, to cieszy m nie ona bardzo, gdyż zdaje mi się, że jest pomyślna dla Waszej przyszłości i dla sprawy.

13 g ru d n ia 1900:

Dziś dostałem ponownie odezwę, że nieobecność Wasza staje się przeszkodą oględzinom lekarskim. Odpowiadam, że w tym tygodniu powrócicie.

2 stycznia 1901:

N ie opuściłem Was, nie bójcie się, tylko pewną trudność stanow i dla m nie oddalenie się Wasze od środka miasta, proszę, żebyście każdej ch w ili chcieli być gotowym na w izytę lekarzy kolejowych.

S p raw a zbliżała się, jak widać, k u końcowi. A dw okat zw raca się je ­

szcze 22 stycznia 1901 z żądaniem d ostarczenia św iadectw a niezam ożności

z gm iny Będków prow adzącej tzw. księgi ludności stałej, potrzebnego

zapew ne do zw olnienia od opłat sądowych. P okw itow anie z dnia 20 lutego

1901 zaw iera ośw iadczenie adw okata, że h o n o rariu m w całości odebrał

i żadnych p re te n sji nie zachow uje.

(14)

A kt spraw y sądow ej nie udało się odnaleźć.

J a k ocenić ugodę zaw artą przez Kolej n a 40 000 rb.? J a k w spom niano,

R eym ont nie odniósł żadnych trw ały c h obrażeń. S łuch pow rócił, żebra

zagoiły się, chrom anie ustało, a otrzym aw szy znaczną sum ę odszkodow a­

nia pisarz odzyskał, zdaje się, rów now agę psychiczną i zdolność tw órczą.

W latach 1901 i 1902 n ad aje przecież o stateczny k ształt pierw szym p a r­

tiom swego arcydzieła: d ru k Chłopów rozpoczęto w „T ygodniku Ilu stro ­

w a n y m ” 1903 (od n r u 3). W 1901 r. pisze R eym ont ponadto hum oreskę

Z p a m ię tn ik a , a p rze d tem jeszcze, w 1900, S ielankę.

M ożna więc powiedzieć, że uraz był przyczyną sta n u niezdolności do

pracy, trw ającego około sześciu m iesięcy.

K olej m usiała się n a tu ra ln ie liczyć z tak pow szechną w spraw ach

o odszkodow anie sy m u lacją i agraw acją, często n a w e t nieśw iadom ą.

Form alności postępow ania dowodowego, zrozum iała ostrożność, po­

trz e b a p a ro k ro tn y ch b ad a ń w różnych okresach, w y w o łu ją zw ykle u po­

szkodow anych, w y trąco n y ch z norm alnego to k u życia, rea k c ję przebiega­

jącą w edług schem atu: Co to w y p ra w ia ją ze mną! Jak ich to w y k rętó w

używ ają, by m nie w ykw itow ać! A tym czasem ja jestem bez środków

u trz y m an ia , niezdolny do p rac y i skazany na kalectw o do końca życia!

P oszkodow any czuje się autom aty czn ie inw alid ą zupełnym i osiąga dno

rzeczyw istej dep resji. Słow em — tw orzy się „zespół nerw icow y z kom ­

p o n en tą roszczeniow ą” , jak to się określa w opiniach neurologów . Czy

w oln y był od tej k o m p o n en ty R eym ont?

Z aciągnięte znaczne długi m usiały n a tu ra ln ie potęgow ać s ta n niecier­

pliw ości wobec każdej przeszkody, opóźniającej rozstrzygnięcie spraw y.

Z p e w n ą rezerw ą o dczytujem y sk arg i w listach do adresatów w arszaw ­

skich, m oże n ieraz dyktow ane w zględam i procesow o-strategicznym i, ale

nie m ożem y w ątp ić w szczerość listów do sio stry lub serdecznych p rz y ja ­

ciół stojących z dala od stosunków św iata w arszaw skiego, w k tó ry m

w szyscy się znali.

Pom im o u stąp ien ia bezpośrednich skutków w y p a d k u trz e b a b rać pod

uw agę w pływ p rzeb y tej choroby n a dalszy s ta n organizm u. J a k m ożna

wnosić z w y n u rzeń zaw arty ch w p am iętn ik u z czasów służby kolejow ej 21,

z uw ag w listach do b rata i sio stry K a ta rz y n y z lat w czesnych, R eym ont,

pom im o dobrego w zasadzie zdrow ia, ju ż w pierw szy m okresie dojrzałości

m ęskiej był w rzadko sp o ty k an y m stopniu w rażliw y na w a ru n k i atm o ­

sferyczne. W olno chyba dom yślać się procesu reum aty czneg o i, później

nieco, astm atycznego, ze zw ich n iętą już n a stałe odpornością pod tym

w zględem . W zrastającej z latam i w rażliw ości sp rz y ja ł szereg przeby tych

(15)

infekcji, ja k zapalenia oskrzeli, praw dopodobnie i an g in y , zapalenie k i­

szek, żółtaczka.

Rzecz ciekaw a, że jeszcze na p a rę la t p rze d k a ta s tro fą R eym onta

prześladow ała m yśl, iż nie będzie żył długo. W d w u d ziesty m dziew iątym

ro k u życia, 15 k w ie tn ia 1896, pisał do b rata : „Z d aje się, że ju ż dobiegam

połow y życia, więc zbyt często nachodzą m n ie re fle k sje o śm ierci [...]” 22;

nieco później, w liście do sio stry K a ta rz y n y z 16 m aja 1898, przepow iadał,

że nie dożyje sz eść d z ie sią tk i23.

Od czasu k a ta stro fy zdrow ie R eym onta zaczyna się w y raźn ie psuć.

K onieczna była sta ła opieka, leżenie w łóżku, dieta, w y jazd y . N asilają się

dolegliw ości serca i płuc. W zrasta w rażliw ość na przeziębienia, w ydolność

serca się zm iejsza, szczególnie w yraźnie ju ż od pierw szego w y jazdu do

A m ery k i w 1919 roku.

Do Lorentow icza pisze 19 stycznia 1902:

N ie w iedzie mi się jakoś ze zdrowiem. Bo gdybym to już był wyleczony zupełnie po tamtej katastrofie — ale gdzie tam, w ciąż nowe przypadłości n er­ w ow e w nieprzerwanym ciągu, tak że na ch w ile zaledwie m ogę liczyć ch w ile [!], w których czuję się jako tako.

P a u l Cazin, w spom inając pierw sze poznanie się z pisarzem , w 1910 r.

pisze: „Zdrow ie jego, k tó re już zaczynało się psuć, w ym agało w ielkiej

ostrożności” 24.

Zagrożenie ze stro n y wilgoci, niepogody jest stale w orbicie bacznej

uw agi R eym onta. Z nowo nab y tej C h arłu p i pisze np. 20 w rześn ia 1912

do Lorentow icza:

Leje wszędzie, ale w e Florianowie trudniej znoszę w ilgoć z powodu niskiego położenia i gliniastego gruntu. My niezbyt odczuwamy skutki potopów, gdyż dom suchy, piętrowy i grunty mamy przepuszczalne.

Ucieka od polskich słot jesiennych, zim ow ych i w iosennych do F ran cji,

Włoch, Zakopanego, ale i tu nie zawsze z n a jd u je u p rag n io n ą pogodę.

W zm ianki o tych lu b in n y ch dolegliw ościach p rze w ijają się w listach do

Orzeszkow ej, Hoesicka, L orentow icza, sio stry K a tarzy n y , M ieczysława

Jakim ow icza. Do tego ostatniego np. pisze z Z akopanego 19 stycznia 1910:

Będziemy tutaj do końca lutego, chociaż doktór wygania m nie z Zakopa­ nego! Tak, mój drogi, dorobiłem sdę rozedmy płuc i różnych astm atyczno-serco- w ych kombinacji. Skazują m nie na jakie pół roku siedzenia nad ciepłym mo­ rzem 25.

22 L isty W ładysław a S tanisław a R eym onta do brata. Opracowała В. К о с ó w - n a przy współudziale Z. J a k i m o w i c z a . „Pamiętnik Literacki” 1969, z. 2, s. 203.

23 Zob. K o c ó w n a , R eym ont, s. 111.

24 P. C a z i n , W spom nienie pośm iertne. „Wiadomości Literackie” 1926, nr 7. 25 K o c ó w n a , K ilka kart z życia Reym onta, s. 127.

(16)

K a ta stro fa kolejow a m oże nie była przełom ow ym w ydarzeniem w h i­

storii osobowości R eym onta, ale razem z tow arzyszącym i okolicznościami,

takim i jak o trz y m an ie znacznego odszkodow ania zabezpieczającego byt,

um ożliw iającego finalizację kosztow nego procesu rozw odowego i zaw arcie

m ałżeństw a (15 lipca 1902), niosła pow ażne zm iany w try b ie życia, po­

trzebach, usposobieniu. Zbiegło się z ty m i w yd arzen iam i ukończenie

Chłopów i ty m sam ym pożegnanie z w y czerpan ą te m a ty k ą chłopską,

a zatem konieczność poszukiw ania now ych form literack iej wypowiedzi.

Te lata stabilizacji, o tw ieran e z w iekiem dw udziestym , jednocześnie

przyniosły zm ierzch „pionierskości” i świeżości au to ra p ierw szych nowel

i powieści, daw niej ,,z zam iłow aniem rzucającego się w spienione fale

życia” (jeśli użyć słów F eld m an a 26), co tak raziło L orentow icza jako b rak

um iaru ; zm ierzch na rzecz bardziej spokojnego w idzenia rzeczyw istości

przez człow ieka nie rozporządzającego już n ad m iarem sił. P isał L oren-

towicz:

Les séjours frequ en ts ά Vetranger, la conaissence plus fam ilière des chefs- -d ’oeu vre classiqu e lui conseilla plus de prudence à l’égard de écrivains polo­ nais: le m anque de m esure 27.

Z danie to, pod y k to w an e tak że w zględam i k u rtu a z ji w obec czytelnika

francuskiego, nie m a jed n a k oparcia w tek stach pisarza. Jeszcze S praw ie­

dliw ie (1899) pełn e jest owego p rzen ik an ia się w zajem nego żywiołów

i życia ludzkiego, u p a ja n ia się siłam i p rzy ro d y m iotającym i człowiekiem.

Bliższy p raw d y w y d aje się A dam G rzym ała-Siedlecki:

Wstrząs nerw ow y przyprawił go [tj. Reymonta] o dotkliw e osłabienie ser­ ca. N ie m ógł już od tej pory dalszych pieszo odbywać kursów, nie mógł po sw ojem u w yładow yw ać z im petem m uskularnym reakcji. Ale zasób energii nie przestawał działać potencjonalnie, z dziedziny fizycznej przeniósł się na em o­ cje [...] 28.

Ale zgodnie z ty tu łe m — dokończm y dziejów owego roku.

G rudzień 1900 spędza R eym ont w K rakow ie. T u o trzy m u je liścik od

Przesm yckiego, d a to w a n y 2 g ru d n ia z W arszaw y:

Kochany Władku! pytałeś się, czy chcę T r y p t y k 29, odpowiedziałem Ci, że tak, i oczekiw ałem rękopisu, na próżno. Cóż się stało? Jeśli masz przysłać, przysyłaj zaraz, bo ch w ile ostatnie! Za w ieści o sobie, acz tak melancholijne, dziękuję Ci. Dziękuję Ci też za pamięć o „Chimerze” [...].

26 W. F e l d m a n , W spółczesna literatura polska 1864—1923. Lw ów 1924, s. 136. 27 J. L o r e n t o w i c z , Ladislas R eym ont. P rix Nobel. W arszawa 1904, s. 21. 28 A. G r z y m a ł a - S i e d l e c k i , N iepospolici ludzie w dniu sw oim p o w sze­

dnim. Kraków 1961, s. 246.

29 T ryp tyk przekształcony został w now elę Burza (pierwodruk w r. 1904), która miała stanow ić jedną z trzech części większej całości. Zob. Bibl. Ossolineum, rkps 6962/1, t. 12. — B a r, ed. cit., t. 3, s. 354.

(17)

S praw a T r y p ty k u będzie się p rzew ijać w koresp on den cji i w r. 1901,

by dopiero pod koniec tego ro k u zaniknąć. T r y p ty k ie m in tereso w ał się

też i Feldm an. O dpow iadał ze Lw ow a, listem z 18 lu teg o 1901, na b lan k ie ­

cie „ K ry ty k i”, w idocznie n a propozycję d ru k o w an ia u tw o ru w ślad za

„C him erą” :

Dzięki serdeczne za list tak dobry. Cieszy m nie życzliwość Pańska. Z ła­ skawego udzielenia T ryp tyk u trudno, trudno skorzystać. „Chimerę” — przynaj­ mniej pierwsze numery — wszyscy będą tu czytać. A rada by dusza do raju — do bajecznych skarbów Pańskich [...]. Może wolna ch w ila przecie pozw oli po­ szukać, albo znajdzie się coś nie znanego jeszcze Galicji, choćby z czasów dawniejszych [...].

S k u tk i zeszłorocznej k a ta stro fy trw ają . W liście do Lorentow icza

z N eapolu, 21 m arca 1901, sk arży się:

W Wiedniu na od jezdnym zrobiło mi się tak niedobrze, że całych dni parę m usiałem przeleżeć. A później, nim dojechałem do Neapolu, m usiałem odpo­ czyw ać w paru m iejscach, tak śm iertelnie byłem zmęczony. To w idocznie dalszy ciąg jeszcze mojego rozbicia, niby fizycznie, prócz ogrom nego upadku sił, nic mi nie dolega, ale nerw ow o jestem ohydnie roztrzęsiony, no i z sercem nie jestem w porządku. Muszę żyć jak anachoreta, w ystrzegać się w szelkich wzru­ szeń, bo te są zabójcze dla mnie. N ie poznalibyście m nie teraz. Ha, stało się. Całym moim m arzeniem to wrócić do jakiego takiego zdrowia i równowagi [...].

List Ja n a L em ańskiego z W arszaw y, gdzie zainstalow ał się jako se­

k re ta rz rozpoczynającej życie „ C h im e ry ” , jest może ciekaw y jako dowód

stosunków łączących p rzyjaciół, zapotrzebow ania n a prozę R eym onta

(w ty m w y p ad k u szło o T ry p ty k ), no i ze w zględu na w zm iankę o tym ,

że R eym ont zaczął już chodzić bez laski.

W arszaw a, 5 k w ietn ia 1901 Kochany chłopie, któremu Sorrento

Zamienia życie codzienne na święto, W ulkany mając po praw icy dwa aż, Grzebienia Capri na lew o — uwaasz [!] — Kontury widząc, popadasz w błogostan, Za który słusznie, abyć był wychłostan. Nie mam ja przecie serca jako harpie, Mniemam w ięc tylko, że Cię dość poszarpię Tą wieścią, iż nam z ow ych pomarańczy, Rączęty twym i rwanych z gałąziątek, Z boleścią z poczty bigos opłakańczy Walenty przyniósł i postaw ił w kątek. Zdarzenia którego kreślę ohydę,

Nadm ienia się w klamrze: non bis in idem,. Dalej w ątpliw ość tu ci wyrażam y,

A zali prawda, żeś je w łasnołapnie, Na pnie wskakując zryw ał, jako chamy?

(18)

Niecnoto, w ięc się rozstajesz z kosturem? Ot, co to znaczy mieć grosz i naturę! Tera tu u nas rzeczy mają tak się: Era zaczęła się bajecznych w ystaw (Tu ci lśni oko jak but po szuwaksie). Chuci do piękna — tylko sobie w ystaw — Rosną jak deszczem skropiona kapusta, Żmiją się cisną chcący kształcić gusta I w yją w szyscy: niech żyje „Chimera” ! Z wiosną zaczęlim w ystaw ę Durera, Riwiera potem, Araby, Japony,

Moreau, Rops, Klinger, no i innych osób Sporo — w szystkiego w yliczyć nie sposób. Trzeci już numer (tu będziesz zmiażdżony) Leci do druku i co instante

Czwarty podąża. Rzecz stawia się kantem. Poza tym na Cię „Chimera” się dąsa,

Batem Ci grożąc — już w iesz — za Burne-Jonesa, Tudzież wykropić rada Cię rzemykiem...

Ludzie-ż tak robią? cóż będzie z T ry p ty k ie m ? (Bratku, z obietnic swych się nie natrząsa Słaby z o b i e t n i c tylko kult Burne-Jonesa.) W ostatku, śląc ci pozdrowienia bratnie, Schaby Ci łamiem, tym razem bezpłatnie. Napoli i Pompeję ściśnij w mym imieniu, W melancholii ugrzęzły, niepoprawny leniu!

Twój J. Lem an

C hyba z bardzo ju ż słabym i odgłosam i dozn any ch przez pisarza o b ra­

żeń w iąże się list profesora dra S tanisław a P areńskiego z K rakow a, z 21

kw ietn ia 1901:

Szanowny Panie

Pragnąłbym coś, choćby z odległości, Szanownem u Panu poradzić, lecz opis objaw ów choroby tak ogólny i krótki, że nie mam prawie podstawy do uchwy­ cenia się jakiego objawu, aby do niego zastosować odpowiedni środek. Jeżeli w Pańskiej nerwowości odzyw ało się osłabienie ogólne i szybki puls, to, choć na domysł, przepisuję receptę na krople. Jeżeli Szanowny Pan będzie m iał częste niepokoje, a nie będzie uczucia osłabienia, to m oże Pan kazać sobie w aptece sporządzić N atrium brom atum . Do nas niech Szanowny Pan przed końcem m aja n ie wraca, bo tu przed połową czerwca n ie ma gdzie wyjechać. Czy Sz. Pan w e Włoszech do końca maja wytrzym ać potrafi, to rzecz inna. W razie gdyby było bardzo gorąco, dobrze by było w yjechać nad jeziora w łosko-szw ajcarskie. M yśleć o objawach chorobowych i studiować ich nie radzę, bo się będą powiększać i więcej Szanownem u Panu dokuczać. Taka bowiem jest w łaściw ość nerwowości.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Marii Skłodowskiej- -Curie w Warszawie w celu kontynuacji leczenia po wyciętej wznowie czerniaka skóry klatki piersiowej wraz z przerzutami do węzłów chłonnych pachowych lewych

Tomografia komputerowa klatki piersiowej, potwierdzająca asymetrię ściany klatki piersiowej oraz brak mięśnia piersiowego większego i chrząstek żeber od 3. po

Historia filozofii — zgodnie z zamierzeniem Autora — jest połykana przez środowisko humanistyczne, a także przez inteligencję z innych kręgów, kiedy trzeba robić

Okazało się, że sfotografowałem nie szkołę tysiąclecia, tylko bardzo okazałą plebanię.. [W „Sztandarze Ludu”działała]

Gdyby Basia oddała Asi swój muchomor z najmniejszą liczbą kropek, to wtedy u niej byłoby 8 razy więcej kropek niż u Asi.. Oblicz,

Przesłanie to jest wspólnym głosem Kościołów zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej oraz Konferencji Episkopatu Polski.. Zostało one wypracowane w ramach prac

Rozdział Rozdz. środków pochodzących z rezerwy celowej cz.83, poz.49) celem dofinansowania realizacji zadań bieżących z zakresu administracji rządowej w związku z

o dochodach jednostek samorządu terytorialnego (Dz. Wykonanie zarządzenia poprzez dokonanie zmian w planach finansowych na 2019 rok powierza się naczelnikom:..