• Nie Znaleziono Wyników

Pożegnanie z Uniwersytetem

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pożegnanie z Uniwersytetem"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

Recenzja

Prof. zw. dr hab. Bogusław Żyłko Redaktor wydawniczy

Sonia Cynke

Projekt okładki i stron tytułowych Andrzej Taranek Na pierwszej stronie okładki

zdjęcie obrazu Kiejstuta Bereźnickiego Martwa natura z dedykacją fot. Bartek Wysocki

Na frontyspisie

zdjęcie Autora, fot. Bartek Wysocki Skład i łamanie

Michał Janczewski

Publikacja sfinansowana ze środków

Prorektora ds. Nauki i Współpracy z Zagranicą Uniwersytetu Gdańskiego oraz z działalności statutowej Wydziału Filologicznego

i Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Gdańskiego Autor dziękuje Urzędowi Miasta Gdańska za stypendium przyznane na pracę nad książką

© Copyright by Uniwersytet Gdański Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego

ISBN 978-83-7865-703-3 Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego ul. Armii Krajowej 119/121, 81-824 Sopot tel./fax 58 523 11 37, tel. 725 991 206

e-mail: wydawnictwo@ug.edu.pl www.wyd.ug.edu.pl

Księgarnia internetowa: www.kiw.ug.edu.pl

(6)

5

Od AutOrA

q

Odkąd pamiętam, marzyłem, żeby napisać „grubą książkę”; najle- piej – naukową. Nie udało się. Wszystkie moje dotąd opublikowane dzieła pozapoetyckiej natury, czyli jakoś tam aspirujące do naukowo- ści, są – jak to kiedyś mówiła moja maleńka córka – „dosyć chude”.

Mimo to, mam nadzieję, zawierają takie treści i zagadnienia, które – kiedym je rozważał – nie tylko mnie wzbogacały (i chyba jakoś nadal wzbogacają), ale też – przynajmniej niektóre z nich – dobrze służyły i służą innym; inspirują do przemyśleń, pomagają w rzetelnym roze- znawaniu się w życiu i w wartościach, uczą badawczej uważności…

I może nadal – tak w swym językowym wyrazie, jak i na poziomie podnoszonych oraz roztrząsanych tam problemów – nie zawodzą, nie rozczarowują co bardziej wymagających czytelników… W każdym razie starałem się, żeby tak było: zazwyczaj żmudnie dociekałem poznawczej rangi podejmowanych przeze mnie spraw, możliwie jak najrzetelniej starałem się ustalać nie tylko ich czysto badawcze, lecz i najzwyczajniej ludzkie znaczenie; bywało, iż dość długo „szlifo- wałem” sens i kształt zawartych tam wywodów, cierpliwie spraw- dzałem ich intelektualną (i mądrościową!) wartość – chociaż i tak, przyznaję, kiedy dziś przyglądam się im, widzę, jak wiele można by jeszcze w nich poprawić, pogłębić, inaczej ująć, nadać bardziej klarowną formę…

Tak czy inaczej, badając oraz ustalając wewnętrzną prawdę tek- stów (bo z nią nade wszystko ma do czynienia każdy polonista), pró- bowałem być w zgodzie zarówno z naturą rzeczy, jak z naturą siebie samego, gdyż – jak podobno mawiał Napoleon – wszystko można w sobie zakłamać oprócz własnego temperamentu, a ten zaś w moim

(7)

6

Pożegnanie z uniwersytetem przypadku zdawał się predysponować mnie do pokonywania krótkich dystansów (tak, tak – w latach licealnych i studenckich skakało się w dal, w trójskoku, biegało na czterysta lub co najwyżej na tysiąc pięćset metrów…) – co w przypadku moich filologicznych zadań, powinności oraz zamiłowań wiązało się z uprawianiem stosunkowo niewielkich objętościowo gatunków, takich jak recenzja, mniej lub bardziej rozbudowany szkic czy esej. I tak już zostało.

Króciutkie były zatem moje pierwsze publikacje na łamach stu- denckich „Prób”, kiedym w latach 1966–1971 działał w Kole Po- lonistów; potem przyszły nieco bogatsze treściowo i obszerniejsze w swym formalnym wyrazie teksty po studiach publikowane: szkic o wierszach Mieczysława Czychowskiego („Rocznik Kulturalny Ziemi Gdańskiej 1973”) czy o poetyckim światopoglądzie Bolesła- wa Leśmiana („Zeszyty Naukowe Wydziału Humanistycznego Uni- wersytetu Gdańskiego” 1976), a dalej: liczne recenzje zamieszcza- ne nade wszystko w „Literach’ i „Nurcie”, potem w „Twórczości”,

„Nowym Wyrazie”, „Tygodniku Kulturalnym”… Owe początki zdają się wskazywać, jak sądzę, na pewną – do dziś istotną – cechę mego filologicznego wysiłku: łączenie refleksji nad tym, co często- kroć minione, acz pod wieloma względami nadal niezwykle ważne (poezje Bolesława Leśmiana, Mirona Białoszewskiego, Jarosława Iwaszkiewicza i wnoszone przez nie problemy…), z tym, co się wiąże bezpośrednio z moim życiem (przyjaźnie, żarliwe dyskusje,

„długie nocne rodaków rozmowy”, a więc twórczość wspomnianego Mieczysława Czychowskiego, Aleksandra Jurewicza czy Ryszarda Milczewskiego-Bruno). I z takich to tekstów w znacznej mierze bu- dowałem wszystkie moje książki.

W pewnym sensie (acz możliwie najdyskretniej! – tak się przynaj- mniej starałem) one wszystkie traktują zarówno o mnie samym: tak o moich duchowych, tożsamościowych, moralnych wyborach i dyle- matach, o problemach mojego czasu, jak i o sprawach, które moją do- czesność i doraźność w wielu aspektach przekraczają, gdyż przycho- dzą z niewyobrażalnego daleka i ku niewyobrażalnym dalekościom kierują: ku źródłom wartości, ku Bogu, ku niebiosom… Tak więc pisałem o zagadnieniach łączących się z plebejską wizją świata (tak

(8)

Od Autora

7

życiowo bliską mi skądinąd), badając sposoby powieściowego wyrazu biograficznego doświadczenia twórców głęboko ze wsią związanych (Stanisław Piętak, Stanisław Czernik, Józef Morton, Julian Kawalec, Tadeusz Nowak…) w książce Ryzyko obecności (Warszawa 1983);

potem przyszły dzieła traktujące o śmierci, przemijaniu, o metafizycz- nych tęsknotach człowieka (Przestrzeń oczekiwania. Historia, natura, sacrum we współczesnej poezji polskiej, Gdańsk 1993; Troska i czas.

Szkice o poezji i przemijaniu, Gdańsk 2001; Rozróżnianie głosów.

O poetyckim myśleniu według wartości, Gdańsk 2004 i inne publi- kacje z poezją związane), rzeczy poświęcone literaturze niefikcjonal- nej (Dobrze się spotkać. O esejach, listach i rozmowach z pisarzami, Gdańsk 2008), tom szkiców prezentujących moje przemyślenia nad stanem sztuk pięknych (Galeria. O wybranych malarzach i malar- stwie współczesnym, Pelplin 2009) i dwie ostatnie książki, z rozma- itych względów szczególnie dla mnie znaczące (Czytać i pytać. Ana- lizy oraz interpretacje dwudziestowiecznej poezji polskiej, Gdańsk 2009 oraz Przez Ojczyznę i dalej… Szkice o literaturze i wartościach, Warszawa 2015). Wydają mi się ważne, gdyż we wcale niemałym za- kresie traktuję je jako swoisty sprawdzian oraz podsumowanie mo- ich latami doskonalonych umiejętności zarówno mądrego, to znaczy uważnego i w wielu aspektach wzbogacającego czytania tekstów, jak i konfrontowania ich z najbardziej fundamentalnymi wartościami, ta- kimi jak prawda, dobro i piękno.

Równie istotną jak wspomniane publikacje książkowe była dla mnie praca ze studentami: ćwiczenia, wykłady, seminaria… Na sa- mym początku, kiedym pracował jako asystent w Instytucie Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Gdańskiego (1972–1973), wiązały się one z moimi filozoficznymi zainteresowaniami (przez pewien czas jako student pełniłem nawet funkcję przewodniczącego uniwersyteckiego Koła Filozofów), a potem z polonistycznymi zatrudnieniami, a więc zajęcia z poetyki, teorii literatury, literatury polskiej i powszechnej XX wieku… I tu też przychodzi mi przyznać, iż najwięcej satys- fakcji dawała mi praca w stosunkowo małych studenckich grupach, a więc ćwiczenia, seminaria, fakultety, a jak ognia zaś starałem się unikać wykładów, które mnie najzwyczajniej w świecie udręczały;

(9)

8

Pożegnanie z uniwersytetem czułem, iż nie zawsze udaje mi się porządnie zapanować nad dającą znać o sobie pewną moją skłonnością do dygresyjnego referowania spraw, nad konstrukcją zaplanowanego wywodu, a także nad – jak to w tym przypadku bywa – często bardzo licznym oraz pod wieloma względami zróżnicowanym audytorium. Tak więc jak nie napisałem

„grubej książki”, tak i nigdy nie udało mi się zgromadzić wokół sie- bie, wzbudzającego respekt wśród uniwersyteckiego grona moich P.T. Koleżanek i Kolegów, imponującego pod względem liczbowym grona słuchaczy.

Jest jednak powodem mojej nauczycielskiej i naukowej satysfak- cji, a nawet nieskromnie dodam – dumy, iż jak dotąd dałem mojej ukochanej Ojczyźnie 175 magistrów i 8 doktorów. Mam nadzieję, że mnie dobrze wspominają, a nade wszystko – z pożytkiem (w miłości i prawdzie – do czego ich zachęcałem) służą tym wszystkim, których na swej drodze spotykają. Wielu z nich dużo zawdzięczam, gdyż na rozmaity sposób zmuszali mnie do częstokroć niezrutynizowanego myślenia (to także domena wnoszonej przez nich młodości!), do wysiłku – jak mi się czasem zdawało – ponad moje nauczycielskie i czysto ludzkie możliwości. W efekcie to wszystko, sądzę, opłaciło się nie tylko im, ale i mnie. Moja praca na uniwersytecie to również rozliczne spotkania z gronem moich Koleżanek i Kolegów – ludzi zróżnicowanych pasji, talentów i naukowych oraz dydaktycznych predyspozycji i osiągnięć. Nie chcę tu nikogo z imienia i nazwiska wymieniać, ponieważ musiałbym każdemu z nich poświęcić osobne miejsce w tym z konieczności bardzo skrótowym wywodzie. W każ- dym razie wielu z Was bardzo dziękuję.

Trzeba mi jeszcze dodać, iż ostatnie lata to również doświadcze- nie pewnych goryczy i rozczarowań związanych między innymi z tak zwaną bolońską reformą wyższych studiów, ze spustoszeniami w sfe- rze mentalnościowej i z organizacyjnym chaosem, które ona (i nie tylko ona!) wywołała, a z którymi uniwersytet jako taki do dziś się nie uporał. No i last but not least także w nie najlepszej, takie mam wrażenie, kondycji zostawiam moją ukochaną polonistykę, w któ- rej zapanował aksjologiczny oraz metodologiczny zamęt, skutkujący czasem kompletną marginalizacją tradycji (likwidacja między innymi

(10)

jednostek badawczo-dydaktycznych związanych z historią polskiej literatury, a zatem: Solve et coagula!), lekceważeniem szlachetnie pojmowanych zobowiązań humanisty, stale – tak nadal uważam – winnego uzmysławiać sobie i innym, czym dobro i piękno, a czasami nawet, niestety, manifestowaniem pogardy (postmodernizm w swym klasycznym wydaniu!) dla prawdy jako celu naukowych poszukiwań.

Polonistyki prędzej czy później nie będzie – parę lat temu na po- siedzeniu Rady Wydziału Filologicznego powiedział jeden z człon- ków jej wysokiego gremium. Być może – dodał – iż niebawem do- czekamy się takiego samego jak na zachodnich uniwersytetach jej statusu: ona będzie jedynie częścią slawistyki – i niewiele więcej.

(I tak jak tam – pomyślałem – powoli stanie się obiektem zainte- resowań co najwyżej amatorów kulturowych osobliwości, zjawisk odległych, w pewnym sensie przebrzmiałych, dla niektórych może już bardzo egzotycznych…). A mówił to z pewnością siebie i nie- wątpliwym poczuciem misji. Mam nadzieję, że nie sprawdzą się jego proroctwa. I taką to konstatacją kończę moje autorskie do tych tekstów wprowadzenie.

Kazimierz Nowosielski

(11)

10

KOmu dAmy „KubeK złOty”?

uwagi o interpretacji tekstów

q

Czytać i pytać – tak określiłbym najważniejszy krąg problemowy tej książki. Rzecz jest, a przynajmniej chciałbym, aby tak było, o dwu sztukach: o sztuce wymagającego czytania i o nie mniej wymagają- cej – sztuce uważnego zapytywania. Zapytywania – o co? Ano mię- dzy innymi o powody, dla których sięgamy po tekst, analizujemy go, rozpoznajemy jako ważny (dlaczego?, skąd nim zainteresowanie?, po co?) – i tym doświadczeniem chcemy się z kimś innym, możliwie najrzetelniej opisując naszą z dziełem przygodę, podzielić.

W interpretacji, tak jak ja ją rozumiem i uprawiam, w jakimś istotnym sensie to, po co czytamy, bywa uwiarygodniane przez to, jak głęboko i uczciwie, z jaką znajomością rzeczy dzieło analizujemy oraz odczytujemy zarazem w jego wewnętrznej, jak i kontekstowej prawdzie. Idzie w niej o to, aby immanentna prawda tekstu i prawda jego odczytania w miarę możliwości stały się jednym; by się spotka- ły w akcie dociekliwego namysłu nad dziełem i życiem; i by tworzyły żywą, poruszającą, skierowaną ku innym, ofertę nowej oraz odnawia- jącej jedności. Mądre książki wszak zdają się mówić, iż prawda osta- teczna życia i dzieła (dzieła życia?) nie do nas należy i jednocześnie zdają się też dodawać, że wielce ubogi zarazem pozostaje ten, kto nie podejmuje się trudu jej poszukiwania.

W spotkaniu z wytworami artysty szukamy nie tyle prawdy w jej klasycznym znaczeniu, ile ducha prawdy, który się nam przez dzieło udostępnia i udziela, ożywia nasz poznawczy trud i przez obcowanie z pięknem czyni nasz mozół nie całkiem daremnym. Dlatego angażu- jące i uważne zarazem czytanie należy do najważniejszych ludzkich

(12)

Komu damy „kubek złoty”?

11

na tym świecie spraw. Ono uwierzytelnia tę chwilę zapytującego ist- nienia, którą zrodziło nasze ze słowem dzieła i z życiem spotkanie, którą zainicjował nasz egzystencjalny niepokój i powołała potrzeba na nie odpowiedzi. W akcie wymagającego czytania, a tym wszak analiza i interpretacja, czytający schodzi w głąb tekstu i jednocześnie w głąb samego siebie, by odkrywszy tam swą istotową niesamowy- starczalność – wołać o Sens, który mógłby być czymś więcej niźli dana mu do zamieszkiwania ziemska rzeczywistość.

Wgląd – ogląd – analiza – to zdaje się wspólne całemu żywemu stworzeniu. Odczytują byt zwierzęta i czyta go człowiek. Ptak komu- nikuje się z ptakiem, wilk przewodnik z resztą stada, linią swego lotu pszczoła z drugą pszczołą, lecz one nie dlatego to czynią, iż mają jakieś problemy z ustaleniem jakości swego w bycie uczestnictwa czy fundamentalny kłopot z rozpoznaniem swojej własnej istoty, ale by zabezpieczyć swój i swego gatunku żywot. Kot od narodzin do śmierci zdaje się nie mieć problemów ze swą kocięcością, podczas gdy człowiek potrafi być tak dramatycznie niepewny dokonywanych wyborów i swego ludzkiego – przez nie – samospełniania się. Bywa iż artysta pisze o tym wiersz, esej, powieść, a uważny czytelnik – po- dejmuje się ich interpretacji; tak obaj też, łącząc dar wolności z da- rem rozeznawania znaczeń oraz z wezwaniem do życia w prawdzie, podejmują się tego, bo nie chcą zamieszkać w sobie oraz w świecie w sposób najzupełniej instynktowny albo byle jaki.

Zobowiązanie do uważnej lektury zdaje się iść tak od powierzone- go ludzkiej trosce świata – zadania, jak i od komunikowanej człowie- kowi przez drugiego człowieka prawdy o jego istotowej niegotowości, o jego problemach i tęsknotach za pełnią, kultura zaś w swych naj- istotniejszych przejawach – to odpowiedź na nie. W sztuce najważniej- szą drogą prawdy jest piękno; ono przydaje jej humanistycznej głębi, podnosi do godności daru i zobowiązania zarazem – i interpretacja ten jej wyjątkowy charakter nieustannie także winna uwzględniać.

W świetle tej estetycznej wartości dokonuje się rozeznawanie prawdy tak o człowieku wewnętrznym, jak i o jego usytuowaniu w bycie, przy czym ostatnie słowo w tej mierze zdaje się jednak należeć nie tyle do piękna, ile do etyki; wszak dokonując bilansu swego życia – w którym

(13)

12

Pożegnanie z uniwersytetem przecież nie tylko książek czytanie – pytamy nie tyle o to, czy ono było piękne, ale o to, czy było dobre.

W mądrze realizowanej interpretacji poznawcza dociekliwość in- terpretatora i „oddawanie – jak to określa parafrazujący Conrada Mi- chał Głowiński – sprawiedliwości widzialnemu utworowi”1 nie uchyla aksjologicznego zaangażowania czytelnika-badacza; w dobrze wyko- nanym dziele jedno nie da się oddzielić od drugiego, bo w gruncie rzeczy to nie są rzeczywistości kompletnie od siebie odizolowane. We- dle moich w tej materii praktyk i rozeznań nie ma interpretacji najzu- pełniej aksjologicznie niezaangażowanych. Chodzi tylko o to, by wie- dzieć, po co w tekst wstępujemy – i tylko aksjologiczno-egzystencjalna ranga owego „po co?” może uczynić znaczącym czytelniczy wysiłek rozpoznawania zależności między tekstowym konkretem a uogólnie- niem, czy – co jeszcze ważniejsze – językową strukturą dzieła a epifa- nią, i sprawić, iż w obrębie jakiejś żywej, a ustanawianej w akcie wy- magającej lektury jedności, będzie się toczyć czytelnicza gra dystansu i utożsamienia, opisu i waloryzowania tekstowych znaczeń. „«Uczy- nienie swoim własnym» tego, co wcześniej było «obce» – pisze Paul Ricoeur – pozostaje celem wszelkiej hermeneutyki. Interpretacja w swoim ostatecznym stadium chce zrównać, uczynić współczesnym, zasymilować w sensie uczynić podobnym. Cel ten jest osiągalny w tej mierze, w jakiej interpretacja aktualizuje znaczenie tekstu dla obecne- go czytelnika”2.

Tenże Ricoeur również stale podkreśla, iż interpretator słucha przede wszystkim tego, co mówi tekst3. W pokorze i z najwyższą uwagą usiłuje odczytać zawarty w dziele, a wnoszony przez języ- kową organizację i semantykę tekstu projekt jego własnej lektury, by skonfrontowawszy go ze swoją wiedzą oraz doświadczeniem –

1 M. Głowiński, Wstęp [w:] tegoż, Zaświat przedstawiony. Szkice o poezji Bo- lesława Leśmiana, Warszawa 1981, s. 6.

2 P. Ricoeur, Język, tekst, interpretacja. Wybór pism, wybór i wstęp K. Rosner, przeł. P. Graff i K. Rosner, Warszawa 1989, s. 183.

3 „[…] teksty literackie mówią o czymś. O czym? Nie waham się odpowie- dzieć: o świecie, który jest światem danego dzieła” (P. Ricoeur, dz. cyt., s. 264).

(14)

Komu damy „kubek złoty”?

13

odnaleźć w nim jeszcze nierozpoznane znaczenia, niewyzyskaną mądrość. On, schodząc w głąb wiersza, opowieści, poematu, odkry- wa zawarte w nich sensy; w olśnieniu i w trudzie usiłuje dotrzeć do założycielskich wartości literackiego przekazu; pierwej intuicyjnie poddawszy się mu, bada jego wewnętrzną potencjalność i zapytuje zarazem o to, co wnieść tam może on – czytelnik innych dzieł, ak- tywny uczestnik i świadek także pozaartystycznego świata.

Temu też nade wszystko służy ustalanie właściwego dla analizo- wanego utworu interpretacyjnego kontekstu, w którego obrębie może się dokonać funkcjonalne określenie – przy pierwszej, spontanicznej lekturze najczęściej nieudostępnionych czytelnikowi, a istotnych dla artystycznego wytworu – znaczeń. Celem, powtórzmy, tych wszyst- kich usiłowań: dotarcie do wewnętrznej prawdy dzieła; do tej prawdy, która angażując wszystkie aspekty i poziomy jej słownego wyrażania, odsłania jednocześnie ontologiczną oraz antropologiczną wartość nie- docieczonego. „[…] te akty interpretacji są aktami – zauważa Ralph W. Rader – które tłumaczą się dzięki doświadczeniu współuczestni- czącego w nich pośrednio czytelnika, czytelnik zaś zdaje się doświad- czać samej przez się doniosłej, a nawet przeraźliwej prawdy, że wszyst- kie dzieła literackie symbolizują ogromną nieokreśloność tkwiącą w samej istocie rzeczy”4. Przy czym owe „rzeczy”, dodajmy, to także tekstowe wytwory człowieka, a wpośród nich te, które tutaj interesują nas najbardziej: literatura. To tam przede wszystkim odsłaniająca się w języku rzeczywistość objawia swe znaczenie również dzięki temu, co w niej niedostępne, niezgłębialne… W interpretacji jako takiej nie istnieje twarde dno znaczenia. Nie ma interpretacji wyczerpującej wszystkie sensy utworu, co wcale nie znaczy, iż sankcjonuje się przez to wszelką dowolność odczytań. Co zaś wyznacza jej granice? Sądzę, iż nade wszystko… zdrowy rozsądek i poczucie, że się w miarę moż- liwości dotarło do wewnętrznej prawdy dzieła, i że tak ostanie, jak i każde inne w naszym rozumowaniu zdanie jest w istocie zachętą, by raz jeszcze wrócić do źródeł obdarowania, bo warto, bo trzeba…

4 R.W. Rader, Fakt, teoria i interpretacja literatury, przeł. M.B. Fedewicz,

„Pamiętnik Literacki” 1980, z. 3, s. 328.

(15)

14

Pożegnanie z uniwersytetem Tak więc, żeby się dobrze spotkać z tekstem, potrzebne są: intu- icja, rzetelna wiedza, chłodna dociekliwość i estetyczny smak, swo- boda i nieustępliwość w rozumowaniu, rzemiosło oraz pewna doza artyzmu, która Emilowi Staigerowi kazała w tym wypadku mówić także o sztuce interpretacji, czyli – w jakimś istotnym sensie: o mą- drym i pięknym czytaniu5. W intuicyjnym, pierwszym poznaniu zazwyczaj usiłujemy dać sobie odpowiedź, czy warto inwestować w rozpoznawanie utworu, czy będą jakieś pożytki z trudów jego ba- dania; czy najzwyczajniej w świecie on wart mozołu? To tak jak przy oglądaniu obrazów na wystawie, kiedy mając mało czasu, w sponta- nicznym i zazwyczaj uzasadnionym odruchu wybieramy jedno, dwa dzieła, do których koniecznie chcielibyśmy jeszcze wrócić, bo – czu- jemy to – niosą one w sobie coś ważnego, bo mają nam – sądzimy – coś istotnego do powiedzenia.

Interpretacyjna rzetelność to możliwie najpełniejsze rozpoznanie morfologii dzieła, istoty i charakteru materiału, w którym i nad któ- rym interpretator pracuje; to częstokroć mozolnie, acz z czułością czynione, ustalanie charakteru jego strukturalnej i semantycznej toż- samości. W tej materii pierwszym zadaniem jest język, czyli sprawy związane z fundamentalną dla badacza kwestią: jak to jest zrobione?

Jakich operacji trzeba było na języku dokonać, aby wypowiedź uzy-

5 „Jeśli jednak jesteśmy gotowi wierzyć w coś takiego, jak nauka o literaturze, to musimy się zdecydować, by budować ją na podłożu odpowiadającym istocie poezji, na naszej miłości i czci, na naszym spontanicznym uczuciu. Pozostaje wciąż jeszcze kwestia, czy to możliwe?” I odpowiada Steiger, że w istotnym stopniu: tak, to jest możliwe. „Poza sprawnością naukową potrzebny jest ta- lent, gorące i wrażliwe serce, dusza o wielu strunach, podatna na najróżniejsze tony. […] Jest rzeczą konieczną, by każdy uczony był jednocześnie amatorem ożywionym serdecznym uczuciem, by punktem wyjścia była dlań po prostu miłość i by postępowaniu jego towarzyszył zawsze głęboki szacunek. Wtedy nie popełni żadnych nietaktów, a rezultaty jego pracy nie przygnębią ani nie zi- rytują przyjaciół poezji – założywszy, iż jest rzeczywiście utalentowany i wy- czucie jego jest trafne. O to przecież w końcu zawsze chodzi. Kryterium uczu- cia będzie również kryterium naukowości” (E. Steiger, Sztuka interpretacji, przeł. O. Dobijanka-Witczakowa [w:] Współczesna teoria badań literackich za granicą. Antologia, t. 1: Metody stylistyki literackiej, kierunki ergocentryczne, oprac. H. Markiewicz, Kraków 1970, s. 200–201).

(16)

Komu damy „kubek złoty”?

15

skała swój estetyczny kształt i znaczeniową niepowtarzalność? Co w strukturze tej wypowiedzi jest z kontynuacji, a co z innowacji?

Do jakich wypowiedzeniowych konwencji odwołuje się dany tekst i co owo odwołanie znaczy dla wnoszonych przez utwór znaczeń?

Co w kwestii niepowtarzalnej tożsamości dzieła ma do powiedzenia:

lingwistyka, poetyka, historia literatury, historia idei? Oczywiście nie wszystko z tego da się w sprawę konkretnej interpretacji zaan- gażować, nie wszystko też z tego może się okazać – w porządku naszego czytania – w danym momencie pożyteczne. Czasem trzeba wiele i mądrze (!) wiedzieć, aby z odwagą i pokorą pochylić się nad utworem, który na tę chwilę, tak przynajmniej sądzimy, jest dla nas najważniejszą sprawą.

Chodzi tu też o to, by w możliwie czuły, bez ekscytacji oraz egzaltacji, uważnie oraz wymagająco powierzyć mu się, wsłuchać w najdrobniejsze poruszenia jego sensów i… nie dać mu się zawłasz- czyć jednocześnie, nie dozwolić, by on zupełnie – jak się to często dzieje w interpretacji utożsamiającej – podporządkował sobie nasz język i nasze rozeznawanie świata. „Odkrycie sensu dzieła i odnale- zienie własnego języka – dochodzi do wniosku Janusz Sławiński – to dwa jednoczesne zyski interpretacji, a raczej dwa oblicza jednego zysku”6. Przyznam, iż najwięcej znaczą dla mnie te interpretacje, w których badawcza żarliwość i czysto ludzka uczciwość (co zna- czy: szanuję ciebie i oczekuję, byś i ty mnie uszanował) spotykają się ze sobą; jedno drugie wspomaga, jedno na drugie pracuje. Nie- które z nich mają szansę zostać nie tylko w nieprzebranych zasobach historii czytelnictwa, historii odbioru, lecz i historii literatury. One są, stają się świadectwami tego, jak można przejść od wiedzy do wi- dzenia, od rozumowania do rozumienia, które samo w sobie jest już nagrodą za czytelniczy trud; jak przejść od tekstu do pogłębiającego życie spotkania z wartościami.

Najcenniejsze w analizie wydają mi się te czynności, których celem odsłonięcie związków między gramatycznym konkretem

6 J. Sławiński, Uwagi o interpretacji (literaturoznawczej) [w:] tegoż, Miejsce interpretacji, Gdańsk 2006, s. 75.

(17)

Cytaty

Powiązane dokumenty

W momencie rozpoczę- cia i zakończenia zajęć studenci gromadzą się w szat- niach, a to stwarza większe ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa.. Dlatego zajęcia rozpoczynają

11) w celu oferowania Pani/Panu bezpośrednio (marketing bezpośredni) produktów i usług firm współpracujących z Administratorem (partnerów Administratora), w tym

Lubię, gdy zaczynają się wakacje.. Lubię

Ale także i te niebezpieczeństwa, o których była mowa przed chwilą, jeśli tylko zgodzimy się, że veritas ut adaeąuatio jest wtórna wobec veritas ut

Ponieważ, jak już kilka razy wspominałem, depresja jest obecnie rozpozna- niem popularnym, w praktyce stosunkowo często można spo- tkać pacjentów, którzy od razu na

Reakcją na pojawiające się przejawy agresji wobec Żydów, którzy po wojnie zdecydowali się pozostać w kraju, gdzie rozpoczął się Holocaust, stały się nowe programy

Murarki są doskonałymi zapylaczami, dlatego wykorzystuje się je jako pszczoły gospodarskie.. Polecane są zarówno w uprawach otwartych jak i

Wypowiedzi zniechęcające Wypowiedzi wzmacniające Miałaś się uczyć – co