Pismo to wychodzi > ___ Zaliczenie na 36ść
trzy razy w tydzień
F7 T* W W> A Fy
Nrów wynosi Zip.to j e s t : w Po nie-
JLk
M M M JLId M M I B . M -J 6 i przyjmuje się wd ziałek , Środę i księgarni Czecha,
P ią te k , o drugiej
LITERACKI.
w handlach Kuchapo południu. i Schreibera.
Poniedziałek
16
LipcaN“ 20. 1838
Roku.C Z E R W O N Y W E L O N .
OBRAZ Z WOJSKOWEGO ŻYCIA.
( z R O SS Y JS klE G O .)
Z ołówkiem w ręku siadłem na wschodnim cmentarzu w E rze- rum i zdejmowałem wzór s pięk
nego pomnika, mającego kształt kaplicy. Jesienne słonce schylało się po za odległe góry Lazistan u.
W ostrych zarySnch odbijały się naczerw onćm , wieczornem nie
bie zębate mury piętrzącego się pod górę miasta. Nad nićm wznosiła się grożąca warownia , na której spromićnione blaskiem słońca łyskały działa, a wyżej nich zrospostartemi skrzydłami powiewał orzeł rosyjski. Pośród niebotycznych w ie ż , podobnie smukłym kolumnom, stały w od
ległości wzniosłe topole, a spa- n iałc, s pozłacanćmi gałkami o- zdobione minarety, podobne były do ogromnych św iateł, goreją
cych przed obliczem wielkiego Ałłah. Kamiennych grobowców cienie toczyły się aż w głąb doli
ny, a po drugiej stronie cmen
tarzów, wznoszących się na kształt stada łabędzi na wszy
stkich wzgórzach miasta Erze- rum , przy samym wstępie do Bajburskiego wąwozu widać było rozbity obóz wojenny. Zachwy
cony tym spaniałyra, majesta
tycznym obrazem, zapomniawszy o pomniku, który skreślałem, zatopiłem się w widoku tych o- kolic uroczych. W sz y stk o , co przy świetle dzieńnem zdawało się być dzikiem i ostro-kończa- tćm , zaokrąglił zmrok swą ta
jemniczą zasłoną i obudził we mnie rój m yśli, które mię w za- dumę wprawiły. Jak olbrzym zasypiający oddychało m iasto, lecz tórn większy zgiełk panował na przedmieściach, przed zam
knięciem bramy. W szystkie do miasta wiodące i w zgórzam i, pomiędzy które były wydrążone, zasłonione gościńce, można było rozeznać jedynie przez kłęby kurzu , które nad nićmi się wzbi
jały. Jedne trzody powracały
)° ł° ( )° i° ( sp o in do nm asla, a d ru g ie w y
c h o d z iły zeń do napoju. W r z a s k p a stćrzy , ryk b aw ołów i rżenie zn ieeier pji w ioiiy eh o b o zow y c 11 t*um:tk<»w4 w y d a w a ły g łu c h y buk łam iącego się o skalę m orza.
W o d d a li o d z y w a ło się życie , ale w około m nie rozpostarła się cisza g ro b o w a ! G ro źn o leżała przedem oą kam ienna m assa m ia sta , ale je s z c z e groźn iej otaczało j e w o jsko ś m ie r c i— n iezliczo n e m n ó stw o w zn iesio n y ch g r o b o w c ó w z d a w a ły się być w ielk o lu dam i , k tóre się do n ieod p artego s z tu ról u za I) i era ły .
Ł o sk o t b ęb n ów na w ieczo rn ą zo rzę ro zleg a ją cy się po w s z y stkich U licach m ia sta , w y r w a ł
innie s le g o posęp n ego zadum a
n ia , i str a c iw sz y przez o d leg ło ść szo rstk o ść s w o j ę , od b ił się lekko
» m oje ucho , a słodki ton Helu, laslęp u jąey to ż po huku b ęb n ó w , tiię sz a ł
s i ęjak łagod n y g ło s lie w ia sly m ięd zy su ro w e krzyki w ojow n ik ów . M u rsyiiy w e zw a ły Iia m o d litw ę . W ie c z o r n y w y strza ł z działa ta g r z m ia ł w ob o
zie j je g o g ro m p o w tó rzy ły g ó ry d łu g ie m , stłu m ion ćin e c h e m , a potćm —-w szystk o u cich ło . Z w o l
na zaton ęła w pomruku chorą
g ie w w a r o w n i, zw y rięzk i o rzeł z w in ą ł sk rzy d ła . S ło ń c e z a sz ło .
L eez nie zaraz sw o ją żałobną SSśaią Ukryła M c w n lok rąg; z w o l
na rozpościerała p rzejrzy sta m gła sw ą g a zo w ą z a s ło n ę , zw olna osiadała na S z iz e tó e łi g ó r : sto- p n iow o g ęstn ia ły cienie , aż złoly k sięży c wycJsyttł się s p o z a g ó r na niebo i sw o im zło ty m kręglem o d erw a ł m im o w o ln ie na now o d u szę n ioję od z ie m i. D łu g o sied zia łem tak p o g rą żo n y w za- dum aniu ; — aż k sięży c w zn ió sł s ię w y so k o nad m oją g ło w ą .
J u ż od n ieja k ieg o czasu po
str z e g łe m b y ł rt« W zgórzu $tb- ją cą nad gro b em p ostać kobićeą;
była w y so k ie g o w z r o s tu , z d łu g i, c z e r w o n y w e ło n w szćrokich p rzegubach sp ły w a ł z jć j g ło w y aż do sam ej z ie m i; ale że podobne zja w ien ie w krajach m abam etuń- skich nie je s t O sob liw ością, z w ła szcza , iż o d d a w a n ie czci um ar
ły m n ależy d o n a jśw iętszy ch po
w in n o ści żyjąeych , dla le g o nie zw raeałein na nią m ojćj u w a g i.
Nu* raz p o w ió d łszy okiem po o-
k o liry , zatrzym ałem je na Ićj
sm u k łej p o s ta c i, lecz w krótce
zn ow u od d a w szy się n atłok ow i
m y ś li, zapom niałem o nićj i o
ca łój św i a tow ej z n i k o m o śc i .S t e i n
w s ż y s ik ió m , g d y ju ż w ięcćj niż
cztćry g o d zin u p ły n ę ło , które
na cm en tarzu p r z e p ę d z iłe m , a
o n a , nilo posąg marmurowy, jeszcze zawsze w leni samem siała miejscu , rzecz, ta ździwiła innie nie mało. Mahametanka— o tej późnej godzinie-— pośród nie
wiernych , w pohlizkości rosyj
skiego o b o z u ? — Praw iła, że Turczynki prędzćj Za|irwjażniały Się zK osy J a n a m i
a n iż e li m ę ż -ezyźn i, i wm ieście bez obawy tSante chodziły, ale nigdy pod wieczór i za obrębem
iniasla.Lękały się ony więcej zazdrości swoich ziomków, niż spotkania swoieb zwycięzców, a papićrowa latarnia była niezbędnie potrze
bną dla tych, które były przy
muszone VtwW;irzislwie swoich mężów lub krewnych pod one iść przez ulicę, Nie inógłedł pokonać mojej ciekawości, i za
rzuciwszy płaszcz na ramtoua, zbliżyłem się cichym krokiem do nie/.najomć|. W zgórze t o , na klóreni stała, otaczał cmen
tarz ormijaiiski, który z maha- nietańskini był połączony. Śmierć pojednała tych , co za życia byli sobie w rogam i!
Już stałem przed nieznajomą, ale ona uni mię w, działa , ant słyszała. Czerwony welon uchylił się z jćj oblicza— jakże ujmującą i jakiego wyrazu' była twarz ta w niebo wpatrzona! ,.. Na w pół
otw artych, koralowych ustach zdawały się świegolae ciche mo
dły, a dwoje czarnych ócz ut
kwiło mocno w (laicką przestrzeń.
Ciężki smutek zdręlwił tę spa- oiałą postać, dumna rozpacz błyskała z wyzdro joiicgo oka, lula żałość zdawała się zamieszkiwać w białej, głębokićini westchnie
niami wzrus/.onćj piersi.
Z a is te ,są Uczucia , których jeszcze ża
den poeta, żaden malarz nie ważU się
wwyraz przenić.śe, i tukido
h ie n ie ,takie martwe uczucie drżało w nerwach tćj pięknej nieznajomej. W idok ten ścisnął mocno serce m oje, a głęboka podzielność strapienia urzclala się w ałow a. Ton głosu ntagodzil uiegrzeczność zapyta
n ia: ■ Chanam ( p a t ii) ! >
rzekłemdo nićj wjęzyku tatarskim, "opła
kujesz zapewne jegiegoś kre
wnego? » — Turkini wzdrygnęła się na moje przemówienie i nie zakryła swojćj twarzy, jak oby
czaj azyatycki wym aga; panu
jące uczucie bolesnego żalu oie
dozwoliło jćj żadną inną myślą
za władać. Zdawało się, jak gdyby
głosem moim z ciężkiego snu u-
budzoną została. Ustrzmiła we
mnie swoje oczy, ale za ledwo
było można usłyszeć jćj odpo-
w ićdź; zdawało się., jak gdyby
)°$°( 1 3 6 )°ł°(
w głęb i duszy z sercem swojćm rozmawiała.—*« Zaiste, opłakuję krew nego,* odrzekła martwym głosem ; «był on dla mnie wszy- slkiem na ziem i! Jako najczulszy ojciec wlał we mnie nową duszę;
jako tkliwy krewny dawał mi wygody życia; jako namiętny małżonek kochał mnie nad życie
— a ja kochałam go wzajem nie! « T o rzekłszy, zwiesiła na piersi głow ę i załamała ręce. Odpo
wiedz ta przejęła mię do żywego.
— «Ukój żal tw ó j, nieszczęśli
wa ! • rzekłem do nićj, a kochanek twój mićszka teraz w raju.»—
N a te słowa rozlał się rumieniec na jCj twarzy: <Tak je st,* od
rzekła , ijuź on na ziemi był god zien , aby go kochali nie
bianie! Lecz nie do raju Ma- ham eta, ale do raju Atłali wznio
sła się jego czysta dusza — on był chrześcijaninem!* — « Chrze
ścijaninem?* zawołałem zdziwio
n y ; « lecz któż był ten chrze
ścijanin ? » — « Jako ? tyż Rosy- janie pytasz mię kto był ten chrześcijanin? Jesteś żołnierzem, a nie znałeś swojego towarzysza;
mając tkliwe serce nie miałeś w nim przyjaciela ? Biedny, bie
dny człowieku, ubolewam nad
tobą! Dopokąd jeszcze Żył, by
łabym życie moje dała, abym
tylko sama jedna od niego ko
chana była; teraz , gdy umarł, o jakże życzyłabym sobie, aby go wszyscy tak gorąco, jak ja , kochali! > T o rzekłszy umilkła i utkwiła w ziemię oczy.
Zbliżyłem się i postrzegłem na grobie niezgrabnie wyciosany krzyż, a na nim napis: Tu spo
czywają zwłoki poru.cz... fTTod..., który umarł ua rany odniesione w bitwie pod .... W ięcej (loezylać się nić mogłem. Dolna część napisu była od kul podziurawio
na; zdawało s ię , jak gdyby żoł
nierzom za cel służyła. Udział mój był tćm większy jeszcze, gdym się dow iedział, że się w jednym z moich ziomków kocha
ła . Miałem sobie za powinność nie opuszczać ją w chwili pełnćj niebezpiecznych przygód. Przy
pomniałem sobie, iż przed kilką dniami w okopach twierdzy zna
leziono zabitą dziewczynę, ofiarę mściwćj zazdrości; a przed nie
jakim czasem dwie niewiasty w u licy; za śmiałe wycieczki Ko- syjan, mściwi Turcy wypłacali się sztyletam i, m oże nawet za urojoną tylko niewierność, bo uprzćjme spojrzenie było już zbrodnią w oczach pohańców.
Chcąc jej przypomnieć , że jest
poźno, rzekłem: — * Mcmii mu-
)ojo( 157 )°i°(
sńf (kochana pani) słońce zaszło juz dawno. > — «Moje słońce już mi nigdy nie wejdzie ,• odrzekła głębokim żalem. •«Juz go ani kur swojćm pieniem , ani twardy huk trąby, ani nawet głos mój co ranka nie obudzi! Gorący poca
łunek mój juz nie odemknie jego pow iek, już się do mnie twarz jego miło nie uśm iechnie, już słodkie usta jego do mnie nie p r z e m ó w i ą . >
Tkliwe przypomnienie to roz
broiło żal w jej sercu , strumienie łez potoczyły się z jej oczu, za
częła płakać rzewli wie. I po moich licach puściły się łzy żałosne.
« Siostro, ■ rzekłem do niej,
• wiem miejscu grozi ci niebez
pieczeństwo. Jestemczłowiek po
czciw y, zawićrz memu słowu ; pójdź, zaprowadzę cię na miej
s c e , na które sama rozkażesz:
do meczetu na przedmieście, albo do jakiego znanego ci domu.
Inaczćj możesz ponićść krzywdę od naszych i narazisz się na obmowę u swych ziomków, ftnz- k aż, ja będę twym obrońcą!*
Na te słowa gniew roztlil się na-jej twarzy 5 podniósłszy z du
mą głow ę i Spojrzawszy mi w oczy, wyjęła s pod archnluch (kał- tao) sz ty le t, który pod piersią ukryty miała : » Rosyjaoinie,«
rzekła, < prędzej to żelazo utkwi
W tćj piersi, a niźfi ręka męż
czyzny zdoła mi zagrozić. Śmierć u mnie niczem ! Ula obmowy mych ziomków, dla zemsty moich krewnych , jo żem umarła ! T e
raz mogą ju ż wszystko widzieć, o wszystkiem się dowiedzieć. N ie
gdyś nie byliby nawet najsroższą śmiercią wydobyli z ust moich tejemnicy miłości m ojej, teraz czuję rozkosz, gdy ją ogłaszać, gdy o niej skażdym rozmawiać mogę. Oto jest cała inoja duma, cała moja pociecha ! Już ini nic więcćj odebrać nić m ogą, bo już nic nić mam do stracenia! ■ To rzekłszy skinęła ręką, abym się oddalił, potem uklękła na ko
lana i oddala się modłom. Na
daremnie ponawiałem me prośby, nadaremnie nsiłowałem ją do od
dalenia się s tych miejsc namówić:
nie słyszała m ię , wlepiła w grób oazy, a strumićń łe z , oświecony od promieni księżyca, jaśniał na jćj twarzy. Oddaliwszy się od niej na kilkadziesiąt kroków, postanowiłem nie odstąpić od nićj, aż pokąd nie zaświta. Jakieś niepokonane uczucie, a może tkliwszy jeszcze udział nieszczę
ścia jednoczył mię s przezńacze-
nLem tćj niewiasty. — Dzwon
główućj straży wmieście ozwał
się i północ oznajmił. W szystko
w około spoczywało we śnie
)°i°( )°$°(
śmiertelnym. Rzadko dawało się slyszóe hasło żołn ierzy stojących na podsłuchach ; szczekanie psów wtwtdrdzy i obozie, zamilkło.
Oparty na z łom ku pOUintka , przebiegałem oczyma wid ok rąg za suty ciemności ą. Za mną leżnio sinym płaszczem mgły pokryte miastu* i tylko na muracb waru- 7 w wni błyskały dwa promienie od strzelb żołnierzy, stojących na straży. Gęste w vzićuv osiadły i obselokły łyse grzbiety gór okolicznych. W
jednej s tr o n iew z nosiły się one jak zamki ezU- rmlziejskie, w drugie I rozdzielały się oitośróbenę lasv. Jeden tylko szczyt Wysokiej góry nic był mgłą uslmnęky.
Lecz któż tam sadzi tak dziko na rumaku prze/. groby, i e ai.
s kami»?ni iskry się sypią ! Jest to Turek. Biały rumak jego leci jak wielir osiodłany, a szóroka szucha (płaszcz) jego pośród mgły do chmury podobny. W iedząc, że TłfiwSy dowiedli swój nienawi
ści ftfę tednóth skrytob^jsiwetuy chwyciłem mimowolnie ręką za ińslnłet. Jeździec ■wątrzymał W pędzie rumaka , podniósł się na
s lr z e m ionach i okropnie spod białego turbana potoczył iskrzą
cym okiem : bladą twarz jego Otaezagęata, czarna broda; Myje W około chciwym ssźrokiem, szu
ka k u g fiś^ ś le d z i j a k s ę p z g ł o d n ia ły , i Oto — zitaJazł s w o ję o ł i a r ę ! R u m a k z u ftw u r u s z y ł s k o p y ta , g r z y w a j e g o jeżs s ię
i p ły n ie w p o w ie tr z u — i W tr ze ch s u s a c h sta je u g r o b u R o s y ja n iu a , p rzed k tó r y m na k o la n a ch m m lii się
nieźli a
|o m a n ie w ia s ta .W id z ia łe m ja k się w sp ią ł r u m ak , w id z ia łe m , jak ni jasny sie r p k s ię ż y c a , bis s n ę ła sZ ab la, s ły s za I r m nic z rii z 11 n lia łr prz r k lę- s ls y o j a r a z e m i ję k krótki — k r ó t k i, a le nad w s z e lk i w y r a z prZrCiiż.a jąey !
W SZWtTOtO s t a ło s ię jednej
<• li w i li. G d y m p r z y b ie ż a ł w to iin c js c c , Z itstałćtó CiSC wnny w «- lo n na z ie m i r o z p o s t a r t y , Ż ah n j- P'is t r z » g ls z y m i ę , n a ta r ł »a
<11 nie o lie e s s p ie n io n y m kon iem
i z dziki) radością z.asroławszs :
• Czego tu chcecz psie rbrześci*
juiiski !» Wywinął szablą w po
wietrzu. Byłby mię niezawodnie tropem położył, gdybym był jego zapędu kulą nie uprzedził. p on t o n ognista trysnęła , a szabla nieprzyjacielska diwiękłtt t padła strzaskana na ziemię. Spłoszony koń w bok skodzyu ŚSy poniósł jeszcze jeźdźca na swym grzbie
c ie , aje już s cłiwiejąeą się i ku
grzywie nachyloną głową »“ ■
W krótce koń i jeździec zniknęli
mi t u c z u ) a ja s trwożliwym
)°1°( 1 8 9 )°ł°(
przeczuciem pospieszyłem do nie
znajomej— już nie ż y ła ! ... Cię
cie przez
plecydoszto aż do serca; jednakie twarz jćj nie była krwią zbryzgana. Uklękną
w szy na ziem i, patrzyłem długo na jej jasn e, coraz większą bla
dością powlekające się czoło;
przestrach nie zdołał spłoszyć z jej lic głębokiego sm utku, i zdawało s ię , źe jćj otwarte usta nie wyzionęły po raz ostatni ża
łości i narzekania, ale wydały westchnienie m iłości!
Chciałem wsiebie wmówić, ze jćj zbiedniała ręka znowu się ocieni różaną barwą , że oddech życia znowu zarumieni zsiniałe u sta , ale nadaremnie; już puls wydzwonił po wszystkie wieki, a dusza jćj poznała ju ż wielką tajemnicę tamtego świata !
• Nieszczęśliwa 1 niani/eci ży
czyć szczęścia albo ubolćwać nad losem twoim ? ■ rz.ekleui sarn do siebie przejęty głębokim sm ut
kiem. «Teraz już ei w sz\slk o jedno-— twoje ziemskie cierpienia minęły już na zawsze — pokój tobie!* tfcafowałem jeszcze raz zimne jćj czoło i okrywszy czer
wonym welonem martwe jej z w ło k i, opuściłem cmentarz.
Następnego poranku ze w sc
bodem słońca wyszliśmy w pochód ku rosyjskim granicom. Mogłem
wprawdzie domyślćć się kto był tćj nieszezęśiiwćj kuebaokiem , lecz kto była o n a , i kto był jćj zabójcą: ojciec, brat lub mał
żonek? legom się dowiedziććni*
m ó g ł, to zatonęło dla mnie jakby kamień w morzu ; ale pamiątka tego okropnego wypadku, któ
rego byłem świadkiem, wraziła się głęboko w serce m oje, i po dziś dzień jeszcze nić mogę spoj
rzeć na czerwony welon, abym nie uczuł bolesnego wzdrygiuenia.
K O L E B K A .
S O NET.
W om ajonej kraskami, malutkiej ko- ( le b c e ,
Drzymie niewinne dziecie j -— jak cieho ( w izdebce ! Promień sło ń c a , to siada na czole dzie-
( einnćm — To o posępną śc ia n ę , bije skrzydłem
( zwinuem — Pływ aj d ziecie, po brzegu modrego
(jez io ra ,-—
T a k , jak ty, lu b o , słodk o, kilka chwil ( przespałem W Kolebce , razem s cackiem pieszczo-
( nem z wieczora , Zbieraj kw iaty— i p ływ aj— ja kiedyś
(pływ ałem Ponad twoją kolebka, wisi zorze ranne, Twoja spokojna łódk a, porze wody
(szk lan e; — Ockniesz się aby poznać i siebie i lu-
(dzi...
)o?o( 1 6 0 )°f°(
Zasypiaj tam gdzie pokój — gdzie błonia ( rózanne
A b ! wkrótce ciebie świata marny po- ( łysk znudzi, O matko ! niehudź dziecka — wcześnie
( się obudzi.