• Nie Znaleziono Wyników

Zbieracz Literacki. T. 3, nr 34 (24 sierpnia 1838)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zbieracz Literacki. T. 3, nr 34 (24 sierpnia 1838)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

P ism o to wychodzi )

trzy razy w tydzień TTJ V> W V* A

t o j ć s t : w fonie- <J ■ > ■ 1L IW .AA j

działek, Środę i

Piątek, o drugiej LITERACKI.

po południu. i

Zaliczenie na 36śó Krów wynosi Zip.

6 i przyjmuje się w

księgarni Czecha, w handlach Kocha

i Schreibcra.

Piątek 24 Sierpnia N“ 54. 1 8 3 8 Rono

N I D A .

P O D A N I E G M I N N I . (dalszy ciąg.)

III.

Miesiąc minął, zapomnieli mie­

szkańcy sioła o śnie córki Zie­

m ow ita, nie mówił o nimwięcćj ojciec młodego Rustana, ni stary sąsiad nie spom niał, łowiąc ryby na brzegu swej rzćki. W dwóch tylko sercach myśl ta brzmiała jeszcze c ią g le, w jedućm głosem nadziei, w drugiera sm ętnie, bo obawą u traty swych marzeń. I n ie raz N id a , siedząc nad brzegiem wód zwolna płynących, wźrok swój łzawy w srebrzyste topiła głębiny, i Ruslan widział łzy m im ow olne, które po krasnych spadały jej licach, i zdawały się żądać czegoś ud mruczących U stóp jej nurtów, i w ów czas puszczał się w czarne bory, i tam w walce z dzikim zwićrzem cbeiał serca walkę ukoić. Raz patrząc zdała na siedzącą na wybrzeżu

N id ę , ujrzał jak sen lekki znu*

żonę zawarł powieki, i twarz dziewicy niezwykłą błysła rado­

ścią , a gdy otwarła oczy i wźrok rzuciła w około, postrzegłszy Ru- staua , wesoło pobiegła do niego:

> Rustanie, Rustauie !> zawołała,

> patrz znowu mi się śniło o niinj tak był ładny, gdy wyskoczył na koniu na brzeg rzćki naszej i tak błyszczała na nim zbroja, a mówił cóś do mnie tak sło d k o i m ile ; powiedz mi R ustanie, czy ziści się sen m ó j, czv prędko ujrzę ja go tutaj? ale cóźto, nie słuebasz mnie w id zę, odwracasz się, czy gniewasz się na mnie? «

— «Nic to , nic N id o ,. K ustań odpowiedział, « daj Bo że , by się sny twe ziściły, ujrzelibyśmy rycćrza, a Ruslan by się ucieszył, gdyby Nida była szczęśliw ą.«

Odszedł zw olna, odszedł smę­

tny, zostawiając dobrą dziewicę spytaniem w m yśli, co rzuciło tę posępność w twarz młodego Rustana. Prosie Nidy serce zo-

(2)

)°łn( 2(łf) )°t°(

Stawiło bez odpowiedzi to py­

tanie myśli niewinnćj, a gdy młodzian znikł po za d rztw a, znikły i niepokoje o niegow czy- stćj duszy dziewicy, a marzenia niewyraźne, co zamąciły spokój wód jej życia , przedstawiły się wyobraźni, jak lube i słodkie nadziei obrazy, i cieszyła się nić­

mi , nie pomna, źe oparte były na śnie tyłku, a jak sen minął tak i one minąć mogą.

Odgł os daleki grzmotu, zwia­

stując burzy zbliżenie, powrót do chaty marzącćj przypomniał dziewicy, i zwolna kroki swe ku rodzinnćj zwróciła zaciszy, gdzie już przezorni rodzice, po- zamykawszy b ydło, jedynaczki swćj z utęsknieniem wyglądali.

Z radością ujrzeli ją wracającą, bo wnet chmura po nad wioskę się zbliżyła , i coraz częstszy był grzmot i coraz jaśniejszy blask groźnych błyskawic i dćśźest ulć- wny uderzył w szyby małych okienek i skromna strzecha drżała pod żywiołów walką. W bystrych strumićniach spływały Wody s po­

bliskich wzgórków, a zakryte chmurami słońce, zaledwie nie­

wyraźnego światła ostatnie pro­

mienie na zaciemniony świat po­

syłało. Obawa i mimowolny prze­

strach przejmował patrzących na srożeriie się burzy; w tćm/.lekka zaszeleściało cóś do chaty Zie­

mowita. «To w ia tr ,» wyi-zckła scicha żona sędziwego starca.

Powtórnie inocnićjsze dało się słyszeć stukanie. >To nie w iatr,«

rzekł wstając Ziemowit ,< pójdę ja otw orzyć, może który z ry­

baków, napadnięty burzą, żąda u mnie schronienia.» — • W imię Boga i gościnności!* zawołał głos nieznajomy, nim jeszcze starzec zdołał drzwi podwórka swego uchylić. ■ W imię Boga i gościn­

ności !» powtórzył tenże głos, gdy Ziemowit otworzył małe wrotka i zdziwiony ujrzał przed snlią dwóch nieznanych ludzi. Obaj długićmi okryci płaszczami, je­

den , który zdawał się być panem, Ma dzielnym siedział rumaku;

drugi sługą być musiał zapewne, i konia sw ego, zmęczonego dro­

g ą , za cugle prowadził. Gdy Ziemowit drzwi otworzył, jeź­

dziec zsiadł s konia , a w tćm po­

ruszeniu uchylony płaszcz od­

słonił śklący pancćrz, i starzec poznał, że rycerz jakiś żąda wnij- ścia w progi jego domu: «Patrzaj- cie ojcze, przemokliśmy do nitki, « mówił nieznajomy. — «Bość, d o ść ,» przerwał Z iem ow it,«nikt

(3)

) ° i ° ( 2 6 7 )o{o(

jeszcze na próżno nie zażądał mej gościnności, wnijdźcie p anie, a co ta chatka posiada, chętnie z wami podzielę. Nido , N id o !«

zaw ołał głośno, obracając się do izb y, kędy siedziała córka ;

• idźno, otwórz stam tej strony d rzw i o b ó rk i, dał nam Bóg gości niesnodziewanycli; idź moje dzie­

cko , tylko ostróŹHie obejdź po pod dach, żeby cię dćszcz nie zm o c zy ł.» — Posłuszna Nida w y s zła , by rozkaz ojca wypełnić;

nerce je j bitu gw ałtow nie, bo sny tajemnicze w żywych kolorach stanęły przed duszy oczym a, a przeczucie jakieś m ówiło jć j sci- ch a, że to ryećrz być musi.

I jakże je j było , gdy przechodząc przez sień, spostrzegła tęż zbroję, ten u b ió r, co w sennych zja w i­

skach tak mocno młodocianą zajął w yo b raźn ię, i stanęła ja k wryta Ma widok duszą przewidziany, acz ledwo własnym zawićrzając oczom. • Id ź , idź N id o , * powtó­

rz y ł ojciec, «idź co prędzćj, cze­

góż tu stoisz i czas tra c is z, a dćszcz moczy tamtego biedaka.«

— Pobiegła wyrwana" myślom swoim N id a . -M ożcto nie o n ,«

myślała sobie, idąc rozkaz ojca w yp ełnić, «praw d a, że zbroja taż sama i ubiór podobny, s tćm

wszyslkiem nie pow ićm m ii lego, żem go ju ż w id zia ła , niożeby on m y ś la ł, że złe duchy głowę N id y zawróciły, i że gada sama nie wić o c z ć m .*— «C h o d ź, chodź! > w o łał znowu Ziem ow it na wracającą córkę, « trzeba tę izbę uprzątnąć dla rycerza R aj­

munda ; matka da iui się czćm posilić, a my tymczasem przy- goh j mv im komorę, będzie tam wygodnie i cicho, nie będziemy im przeszkadzać, choć rano wsta­

niemy, bo to rycerze z d ro g i, to potrzebują w czasu .» — • Czy zdała p rzy b y li, mój ojcze?* za­

pytała N id a. — «O j zdaleka, mo­

je dzićwcze. Spiesz się je n o ; ja tymczasem pokożę służącemu ry c ć rza , gdzie się mają rozgo­

ścić. • —- T o mówiąc wyszedł, a Nida wyprzątnąwszy, wróciła do matki i gościa. — «Jakże pię­

kna , » pomyślał ry e ć rz, gdy rzu­

c ił w’źrok na wchodzącą ze spu- szczonćmi oczyma dziewicę; -jak­

że p iękn a!* powtórzyło serce, gdy oczy błękitne spotkały czarne nieznanego oko. — «Czyliżto 011 ? » pytała myślą zadumania N ida spomnień snu i nadziei swoich , i lubo snów spomnienie nte dawało pewnćj odpowiedzi, serce jej jednak mówiło, że to on,

(4)

)°ł°( 2G8 )o$o(

przedmiot marzeń i przeczucia;

że to o n , którego wymarzyła dusza, nim oko ujrzćć zdołało, i odtąd uciekł spokój z niewin­

nego Nidy serca, ocean marzeń i rozlicznych myśli rozwinął się w czystćj duszy anielskiej dzie­

w icy. Była ona jak ta palma, rzucona losem śród rozległej afrykańskiej puszczy. Któż ją tam zaniósł? nikt nie w ić; któż upra­

w ił piaszczystą ziemię ? nikt nie w ió; lecz ona rośnie i kwitnie, i pięknością swą przenosi towa­

rzyszki , które wsadzone i pielę­

gnowane czujną ręką, nie są jednak tak św ietne, tak piękne, jak ona. Może krótszy jej pobyt w samotnej puszczy, może ją zgryzie robak południa, lub nie- osłonioną złamie wiatr północy;

może chciwy pielgrzym zcchce ją przenieść do swego ogrodu, a ona uschnie wyrwana swój ziem i: bo dla nićj puszcza oj­

czyzną i w puszczy tylko, choć krótko żyć mogła. Tak była Nida samotna w sw ćm życiu, stkliw ą d u szą , s czułćm i niewinnćm sercem , niepojęta prostym wie­

śniakom , którzy w niej nadludz­

ką widzieli isto tę , a ona tylko od nich więcej miała uczucia,

i to uczucie dla jednego poświę­

ciła serca, i to czucie jednemu tylko wylała marzeniu!

W ieść o przybyciu nieznanego ryoćrza do Ziemowita chaty, wszystkich mieszkańców cichego zakątka ciekawością i zdziwie­

niem napełniła. Szeptano znów scicba o cudownych snach dzie­

w icy i pytano tajemniczo, czy nie s chmury, lub z błyskawic, zjawił się śród nich nieznajomy.

I każdy żądał go widzieć i ka­

żdemu podobała się twarz męzka i czarna broda, co szlachetne zdobiła oblicze, i śkląca zbroja, i strojna odzież, i m iecz, co szczękał u boku, i niejedno mło­

dociane serce zazdrościło, i nie­

jedno zapragnęło takiej zbroi i takiego stroju. A o n chętnie go­

ścił śród prostych wieśniaków i codzićńnowa przeszkoda wstrzy­

mywała wyjazd jeg o : to koń chrom ał, to znów drugiemu bra- knęło podkowy, to znów gier­

mek miał cóś koło rynsztunku naprawiać, luk lekkie chmury nalazurowćm pokazały się niebie.

Zapomniał śród nędznćj ubóstwa zaciszy o' bogactwach i przepy­

chach dw oru, obok skromnej dziewicy pustyni zapomniał o pięknych twarzach niewiast, strojnych w kosztowne szaty;

(5)

Jo{o( 2 6 9 ) ° i° ( w s z y s tk ie sp om n ien ia p rzeszło ści u m ilk ły przed u czu ciem m o cn iej­

sz y m nad w s z y stk o } w sz y stk ie n a d z ie je p r zy szło ści zn ik ły przed je d n e m w ejrzen iem krasnej Z ie ­

m o w ita c ó r y . A szczęście tak m ile u śm iech ało się do nich , ja k się u śm iech a piórw’SZV słońca prom ień w y p u szczo n em u z w ię ­ zien ia w in o w a jc y , i ś w ia t b y ł d la nich tak p ięk n y , tak łu b y , i ty lk o radość i tylko w esele w ok oło sieb ie w id z ie li.

Jed n o lam serce b iło jed n ak , dla k tórego w id o k t y l u m iłości, i szczęścia g ro b em się s ta w a ł.

R u s t a n , w sp ó łd zieln ik zab aw d ziecin n y ch la t N id y , R u s ta n , c o w śm ia łem m arzen iu w id z ia ł w nićj d a w n ićj ży cia to w a r z y ­ s z k ę , patrzał zdała i ponuro na r o sk o s z n e d w o jg a k och an k ów c h w ile . « N ic dla m nie o n a , nie d la m n ie ; on m i ją w y r w a ł i z a b r a ł! * m y śla ł m łod zian i d zik i w ź r o k s w ó j top ił w w artk ie n a r - t y , lu b w le p ił w łuk n ie z a w o d n y , i n ie raz p y ta ł sam s ie b ie , czy rzek i fale nie potrafią dni s m ę ­ tn y c h z a k o ń c z y ć , lub s t r z a ł a je d n a n ie zdoła rycerza od boku d z ie w ic y u s u n ą ć ; p orzucał zdała ł u k , c o m y ś l b łędną n a su w a ł i u ciek ał zdała od b r z e g ó w , co na w ła sn e j e g o n a sta w a ły ż y c ic .

D n ia p ew n e g o R ajm und na d zieln y m rum aku s u w a ł p o n i­

w ach i p o ta ch ; sz częsn y i du*

m n y sw ćm s z c z ę ś c ie m , zachęcał k on ia do sk o k ó w i z w r o tó w , m ó­

w ią c , że N id a patrzy na n ie g o , a ona lęk liw a i drżąca, p o d zi­

w ia ła zrę c z n o ść r y c ć r z a i bała się o ży cie j e g o . W t e m w y so k o po pod c h m u r y w z b ił s ię nadzm m ćę b y stry o r z e ł. « P a d n ie u stóp tw y c h ma N i d o !» śm iało z a w o ła ł Z o czy w szy g o r y c e r z , i lekko p o sk o czy ł na z ie m ię , i ujął łuk sw ó j i zab ójczą str z a łę na p y szn e­

g o w y m ie r z y ł la ta w ca . W t e m , n i e w id mną do śc ig a ię ty d łmi ią zle­

c ia ł o r z e ł i n ie ż y w y z a le g ł na z ie m i, a w y biegając s p o z a d r z e ­ w a m y ś liw ie c , pod n iósł g o i d u ­ m n ie z ło ż y ł s w ą zd o b y cz u stóp d z ie w ic y .

• K to ś ty j e s t ? * g n ie w n ie za­

w o ła ł R a jm u n d , <co śm iesz m i sta w a ć w mój drodze! * — P o n u ­ ro i g r o ź n ie sp ojrzał R u stan na r y c e r z a , a p olem ua łu k s w ó j, jak b y s z u k a ł, czy d rugiej niem a je s z c z e s tr z a ły , a N id a d rżąca, b ła g a ln e na oh-udwóch r z u ciła w e jr z e n ie . — • K tok olw iek je*

s t e ś , » m ó w i ł d a le j R a j m u n d ,

» w e ź d a r t w ó j ; A id a nie p o trze­

buje g o w c a l e .» — « T a k , tak R u - sta n ie ,» cich y m g ło sem oz w ała

(6)

)°Jo( 270 )ojo(

się d<»ń dziewica; <weź twego lila k a , proszę cię oto; zanićś go raczej ojcu twojemu , on się ucieszy twą zręcznością.» — W milczeli i u podniósł w zga rd zo­

ny dar swój Rustan i zwolna szedł ku brzegom rzćki: «N ikt nie będzie miał lego ptaka ,♦ rzekł scicba do siebie , « kiedy Nida nim w zg a rd ziła ; żal mi c ię , mój o rle , nie potrzebnie cię zabiłem; gdy­

bym mógł, dałbym et moje życie.

Tybyś wolno buja! w obłokach, a i ja byłbym szczęśliwy; trraa ju ż poźno, nić mamy wyboru, ty nic żyjesz, a j a , żyć muszę

i patrzeć, jak mi ją w ziął ten w łó c z ę g a ... H a ! gdyby zamiast ciebie moja strzała jego była ugodziła. A łe teraz id ź , > m ówił d a le j, rzucając ptaka do wody,

« id ź , na objatę tym w odom , co podobno czuwają nad Nidą;

jeszcze i teraz clięlniebym się tam rzucił za ciebie, bo żal mi c ię ; tyś był szczęśliwy.»

I tak mówiąc, patrzał ja k orzeł to zanurzył się w wodzie, to znów w yp łynął i pędził d alćj, pędem fali porwany, i w tej ch w ili jakieś smętne przeczucia prostą duszę napełniły, i złudzone oko zdało się widzićć obok orlich skrzydeł białą szatę pięknćj N id y , i zdało

się m tt, że białe jć j dłonie od niego ratunku , pomocy wzyw a­

ły , i długo stal smętny nad brze­

gami nurtów , aż znikło zjawisku, c lio ć sm u te k pozostał, i ułuda, co tak okropny los N idy zwia­

stować się zd a ła , długo jeszcze brzmiała śród duszy młodziana.

W k ró tc e polem Rajmund i i\’i- d a , klęcząc przed sędziwym Zie­

mowitem i sędziwą matką , od- bićrali ze łzami rodzicielskie bło­

gosławieństwo. Rajmund prosił o piękną ich córkę, a oni mu dali pożądane sło w o , i gorące ich modły błagały Twórcę o szczęście ukocbaiićj pary. Mn- głoż być ono wąlpliwćm dla Nidy, która ledwo zamarzone w prze­

szłości nadzieje uiszczone w i­

d z ia ła , inogłoż być wąlpliwćm dla rycćrza, stojącego obok kra*

suej i cnolliwćj dziewoi, któremu każdy rybak spokojnej zaciszy zazdrościł skarbu, co śród nich się zn a la zł, a jednak cieszył się szezęśeiem anielskiej dziewicy, którćj istność tak różną od in ­ nych , zdała się oezoni poczci­

wych jej ziomków. W ieść o jćj blizkićni zamęźciu radością i u- szano wanieni serca wszystkich napełniła , widzieli w nićin zno­

w u wyższej woli rękę i mimo-

(7)

)° i° ( 2 7 1 )of«(

wolnie spoglądali ku brzegom swej rz ć k i, jakb y pytając, czy istotnie ona zesłała małżonka dla lubćj swej N id y . Jeden tylko Rustan obcym był powszechne­

m u weselu^ niebyło dlań w świę­

cie ni biesiad, ni uczty, któremi m iła nadzieja zawczasu młode i rzeźkie napełniała serca. W s z y ­ scy oprócz niego wyglądali nie­

cierpliwie dnia te g o , i cieszyli wyobraźnię myślą o skocznych tanach i radosnej ochocie. Ze smutkiem dowiedzieli się więc sąsiedzi i przyjaciele Z iem o w ita, ie wesele hożej N id y dopićro po powrocie rycćrza nastąpi, który wprzód jeszcze m iał pojechać do swoich i matki błogosławieństwo przywieść dla siebie i swojej oblu­

bienicy leżała skromnie— igiełka znoży-

(dokoKczenie nastą pi.) /2 / /?cam i; bowićm rzemieślnik ten

" / pan milionowy byli jedną i tą samą osobą. Z nieznacznego kra­

wczyka w krótkim czasie przez biegłość i zręczność wykierow ał się Stulz na pićrwszego i naj­

modniejszego artystę sukien W L on d yn ie, a we trzydziestu ła­

tach zebrał sobie i g ł ą i n o ż y ­ c a m i tak znaczą sum ę, iż po­

rzuciwszy swoje rzemiosło, prze­

niósł się do F ran cj i południowćj, gdzie dla pokrzepienia zdrowia

K R A W IE C

PANEM MILIONOWYM.

Około roku 1 7 8 0 powędro­

w a ł jeden wesoły kraw czyk, s tłómaczkiem na plecach, sam jeden z małego rodzinnego miej­

sca Kippenheim pod L a h r , w W ie lk ić m Księztwie Badćń- skićm , przez Szwajcaryą, F ra n - cyą do A n g lii, w daleki świat,

i nigdy ju ż do ojczyzny nie w rócił.

— Dnia 17 listopada roku 1 8 3 2 , pożegnał się s tym światem na francuzkich brzegach Śródzie­

mnego M o rz a , w najspanialszym pałacu w H y ć re s , baron G r z e - g ó r z S t u l z d e O r l e n b u r g , pan m ilionow y. Do grobu to­

warzyszyli mu z udziałem wszy­

scy obywatele m iasta, wszyscy cudzoziemcy, bawiący tamże dla użycia łagodnego p ow ietrza, i poniosł błogosławieństwo wszy- slkicl, pierwszy raz znowu zgło­

dniałych i plączących nędzarzy, nieszczęśliwych, którym on do­

broczynną swą ręką łzy ocićrał.

T ru m n a jego ozdobiona była la­

ską baranowską i orderem lw a Zeryngow skiego, a obok tych

(8)

j°ł°( 2 7 2 )ojo(

swego osiadł w 11} ercs jako ksią­

ż ę s p a n ia ły . Spekulaeyą pienięd z Y papierowych pomnożył w dwój­

nasób swój inająlck, przczco do­

broczynności swojej jeszcze ob­

szerniejsze otworzył pole. Ko­

ściół protestancki w Marsylii, to­

warzystwo b ib lij n e , stu d n ie w I I W fflg fiuneczny pomnik Mas- sylona, organy w kościele kato­

lickim i szpital, powstały czę­

ścią własnym jego kosztem, czę­

ścią największćm przyczynie­

niem się z jego strony. Ale nie zapomniał także i o dawnej swojej ojczyźnie. Rodzinnemu miejscu swojemu Kippenheim, kjikakro- tuie znaczne przysyłał kwoty, już na wsparcie ubogich, już na za­

łożenie inslylutów chwalebnych, mianowicie na szpital i na ko- fciół. W szelako w ostatnich la­

lach najznaczniejsze sumy daro­

wał stolicy Karlsruhe dla wspar­

cia zaczętych niektórych insty­

tutów pożylecznyeh, zwłaszcza na instytut pidilechniczny, pro- hosLwo i dom s ie r o t . Summa , sktiirej się składały dary je g o , wynosiła w ogóle 3 6 3 , 4 0 0 fran­

k ó w . W dowód szacunku na

jaki sobie zasłu żył, wielki ksią­

żę Radćuski mianował go ka­

walerem Iwa Zeryngowskiego;

w rok później obdarzył go szla­

chectwem i przesłał mu osobi­

ście kilka razy dowody swój ży­

czliwości książęcój. Dopóki tylko biedne starcy i sióroty żyć będą, i dopóki trwać będą te instytuty pożyteczne, pamięć jego nie zga­

śnie.

NAPOLEON I STARY ŻOŁNIERZ.

Gdy Francuzi wracali zMo- sk w y, przechodziłNapoleon, któ­

ry często szedł pieszo, po przed jednego starego żołniórza. «Do którego nuleżysz pułku?* zapytał go c ć sa r z .— «Do sześćdziesią­

tego czwartego , • odrzekł nie­

szczęśliwy prawie ua pół zmar­

zły. — «A godzienźeś ty do lego walecznego pułku należóć?>—

» D la czegóż nie ?» — «Czemuż nie trzymasz głow y do góry.» —

» Bo mi zim nu,» — «A ba! my­

ślisz ty, że mnie cieplój?* rzekł cćsarz i odszedł spiesznym kro­

kiem. <Tak się to łatwo da po- tviedziee, kto ma ciepłe ręka­

w ice,* odmruknął stary żołnićrz.

W Krakow ie, Czcionkami Józefa Czecha.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ona siedzi na podnieśietaiu z ziemi i na które lewą ręką się opićra i przedstawioną jest w po­. łożeniu wyobrażającym

Te co chę- tniej żyją w krajach górzystych, w zimie pasą się po dolinach a W skwary letnie chronią się przed owadami na wierzchołkach gór jnióźnych;

Familia jego dzisiaj przezwała się Hre- czkosiejami, ale jest jednak tą samą w prostej linii.. — Rysy ich twarzy, bardzo przypominają niektóre pijane twarze

czliw ie , nieiednaiąc się u n ieg o , y żadney rzeczy napotrzeby sw oic niciipoininaiąc się u niego: A gdy roku dosłużył, począł się brać precz od gospodarza

powrót bladego księżyca wyglą- ilany był przez bićdną dziewicę, jak wygląda astronom zjawienia gwiazdy, od której jego sława, jego życie zależy; a gdy

wsparty, zdawał się gonić myślą i ścigać oczyma te miejsca, kędy Nida radośnie biegała, lecz nie za kwiaty, nie za motylami pu­. ścił młodzian swe

siącu Siórpnia kilka tylko razy uczuć się dato w sali napełnionej 2 3 9 osobami.. W doi cieple oddycha się wstępując na górę prawdziwie halsamieznein

ni Desgareins zajmowała naj- pićrwsze m iejsce, a okropny jej skon może najlepszym być dow odem , do jakiego stopnia przejmowała się duchem r ó l, które