• Nie Znaleziono Wyników

Resocjalizacja bezdomnych przez Towarzystwo Pomocy im. Brata Alberta

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Resocjalizacja bezdomnych przez Towarzystwo Pomocy im. Brata Alberta"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)

Jan Śledzianowski

Resocjalizacja bezdomnych przez

Towarzystwo Pomocy im. Brata

Alberta

Studia Pedagogiczne. Problemy Społeczne, Edukacyjne i Artystyczne 11, 105-122

(2)

Kieleckie Studia Pedagogiczne i Psychologiczne, T. 11/1996

Ks. Jan Śledzianow ski

RESOCJALIZACJA BEZDOMNYCH

PRZEZ TOWARZYSTWO POMOCY IM. BRATA ALBERTA

WPROWADZENIE

Bezdomność tkwi głęboko zakorzeniona w losach ludzkości. Czytamy bowiem w Biblii, że Bóg wydalił naszych prarodziców z ogrodu Eden, a oni stali się wygnańcami (por. Rdz 3,23-24). Podobnie na Kaina, brato­ bójcę Abla Bóg wydał wyrok: „Tułaczem i zbiegiem będziesz na ziemi!” (Rdz 4,12). Powodem bezdomności, jakiegoś wewnętrznego rozdarcia i wy­ gnania człowieka są jego błędy natury religijnej, moralnej i zarazem spo­ łecznej. Znajdują one potwierdzenie w historii i w czasach współczesnych. Oczywiście, że dzisiaj, gdy podejmuje się problem bezdomności, na pier­ wszy plan wysuwa się wadliwe funkcjonowanie struktur społecznych.

ROZMIARY BEZDOMNOŚCI

Bezdomność w końcu XX w. stała się zjawiskiem masowym. Aby współczesnych ludzi uwrażliwić na ten problem, Organizacja Narodów Zjednoczonych (ONZ) ogłosiła 1987 r. Międzynarodowym Rokiem Schro­ nienia i Bezdomnych. Dla ilu tysięcy czy milionów ludzi myślano wtedy 0 jakimś schronieniu? Według danych ONZ na świecić przed ośmioma laty (1987) było ponad 100 000 000 bezdomnych1. Tak więc bezdomność stała się ogromnym i bolesnym problemem ogólnoludzkim, występującym za­ równo w krajach bogatych, uprzemysłowionych, jak i w krajach biednych 1 opóźnionych w rozwoju. Bezdomność powiększają nie tylko wadliwe sto­ sunki polityczne, ekonomiczne i społeczne, lecz także straszliwe katakli­ zmy, które nawiedzają ludzkość w postaci trzęsień Ziemi, eksplozji wulka­ nów, powodzi, huraganów, suszy i pożarów.

Po rozpadzie komunistycznego bloku we wschodniej Europie i Związku Radzieckiego na niepodległe państwa, po otwarciu szczelnie strzeżonych

(3)

i 06 ks. Jan Śledzianowsfd

granic nastąpiły ogromne wędrówki ludności. Jan Paweł II — jako baczny świadek wydarzeń - 15 listopada 1992 r. ogłosił Światowym Dniem Mi­ granta. W wydanym orędziu napisał: „Należą już do codziennej kroniki wiadomości o przemieszczaniu się mas ludzi ubogich w stronę krajów bo­ gatych, o dramacie uchodźców, którym nie pozwala się przekroczyć granicy i o dyskryminacji i wyzysku migrantów”2. Sześć tygodni później Papież na Światowy Dzień Pokoju (1 stycznia 1993) swoje orędzie zatytułował: Jeżeli pragniesz pokoju, wyjdź naprzeciw ubogim”. W orędziu znalazły się słowa oceny sytuacji i przestrogi: „całe warstwy społeczeństwa nie ko­ rzystają z odpowiednich warunków życia [...] Tego rodzaju sytuacja jest nie tylko zniewagą dla godności ludzkiej, ale stanowi także niewątpliwe Zagrożenie dla pokoju”. Dalej Jan Paweł II oskarżył obywateli bogatej czę­ ści świata o „nieumiarkowaną konsumpcję” i zaapelował o „wprowadzenie do mechanizmów gospodarczych niezbędnych korektor, tak aby można było zagwarantować bardziej sprawiedliwy podział dóbr”'3. Odwołując się do encyklik społecznych Laborem exercens (14 września 1981) i Centesimus

annus (1 maja 1991), w Liście do Rodzin (2 lutego 1994) raz jeszcze Ojciec

Święty potępił zjawisko bezrobocia w wielu krajach świata: „ B e z r o b o c ie

stanowi w naszych czasach jedno z najpoważniejszych zagrożeń dla życia rodzinnego i staje się troską społeczeństw. Jest ono wezwaniem do polityki poszczególnych państw i przedmiotem dogłębnej refleksji dla nauki społe­ cznej Kościoła. Znalezienie właściwych rozwiązań jest w tej dziedzinie nieodzowne - rozwiązań, które wznosząc się ponad granice własnego pań­ stwa, potrafią wyjść naprzeciw tak wielu rodzinom, dla których brak pracy oznacza dramatyczny stan skrajnej nędzy”4.

Bezdomność, można powiedzieć, zalewa cały świat. Narasta tak gwał­ townie, iż szacuje się, że obecnie jest już około 300 000 0005 uchodźców

i wypędzonych, ludzi tułaczy. W związku z masowością zjawiska, szefowie rządów i państw odbyli na światowym szczycie Konferencję w Kopenhadze (6—12 marca 1995). Konferencja zgromadziła 118 przywódców z krajów bogatych, średnio zamożnych i biednych, ale nic konstruktywnego global­ nie nie osiągnięto. Przemawiający w imieniu krajów rozwijających się pre­ zydent Filipin, Fidel Ramos, dał wyraz „głębokiego rozczarowania” roz­ wodnioną i nie wiążącą deklaracją końcową. Jeszcze inaczej wyraził to

2Episkopat Polski. Słowo Biskupów Polskich na Dzień Migranta, Warszawa 1992, 16

października (Konferencja Plenarna 258).

^Ze Stolicy Piotrowej, „Tygodnik Powszechny” 1992, nr 52, s. 2.

4 Jan Paweł II, List do Rodzin nr 17, Watykan 1994, s. 67-68.

(4)

prezydent Kuby, Fidel Castro: „W świecie, gdzie bogaci są coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi ... nie ma miejsca na społeczny rozwój”6.

W sytuacji, gdy państwa nie podejmują konstruktywnych działań w kie­ runku pozytywnego rozwiązania problemów bezdomności, z pomocą lu­ dziom z uHcy i bez dachu nad głową spieszą szlachetne jednostki, działając indywidualnie (np. przez adopcję bezdomnych dzieci) i zrzeszają się w spo­ łeczne organizacje i charytatywne stowarzyszenia. Motorem ich działalno­ ści jest zwykła solidarność z tymi, którzy potrzebują takiej pomocy, na zasadzie: ja dziś tobie* jutro może ty pospieszysz mi z pomocą. Bardzo często jest to humanitarna pomoc, w której nie liczy się nawet na ludzką wdzięczność. Tak działa we Francji doktor Xavier Emmanuell, który uru­ chomił - jedyny w Europie - szpital dla bezdomnych, gdzie codzienną opiekę roztacza się nad 400 pacjentami7. Tak działa - zapewne z pobudek religijnych miłości bliźniego, którego trzeba kochać jak siebie samego - Matka Teresa z Kalkuty. Jej osobowość scharakteryzował Malcolm Mug- geridge w jednym zdaniu:

„[Matka Teresa - J. Ś.] cieszy się sławą człowieka, którego rysy zatarły się na zbiorowym obliczu ludzkości i który utożsamił się z ludzkim cier­ pieniem i niedostatkiem”8. Na gruncie polskim problemem bezdomności zajął się jeszcze w okresie zaborów Adam Chmielowski.

RESOCJALIZACJA BEZDOMNYCH W DZIAŁALNOŚCI ADAMA CHMIELOWSKIEGO - BRATA ALBERTA

Wiadomo, że Adam Chmielowski urodził się przed 150 laty, 20 sierpnia 1845 r., we wsi Igołomia koło Krakowa, w powiecie miechowskim9. W czasie powstania styczniowego jako osiemnastoletni młodzieniec w wal­ ce z wojskami carskimi stracił lewą nogę. Ciężko ranny i okaleczony dostał się do niewoli. W 1864 r. dzięki staraniom rodziny został zwolniony przez zaborców, ale i wydalony z kraju10. W Gandowie podjął studia inżynieryj­ ne, ukończył zaś Akademię Sztuk Pięknych w 1874 r. w Monachium11. Po

6Biedni nadal biedni, „Dziennik Polski” 1995, nr 61, s. 1.

7S. P a s q u i e r, Na dnie, „Forum” 1994, nr 13, s. 20-21.

8M. M u g g e r i d g e , Matka Teresa z Kalkuty, Warszawa 1973, s. 8.

9 K. M i c a a 1 s k i, Brat Albert, Kraków 1946; W. K 1 u z, Adam Chmielowski - Brat Albert,

Kraków 1982.

10 S. S o k u i s k i, Udział Adama Chmielowskiego w Powstaniu Styczniowym, w; „Głos Brata

Alberta” Kraków 1939, s. 148-153.

11 Por.: M. T y r o w i c z, Dzieduszyda Włodzimierz, w: Polski słownik biograficzny, t. 6,

(5)

IO S k s. Jan Ś led zia n o w sk i

powrocie do kraju osiadł w Warszawie, gdzie zasłynął jako zdolny malarz, przez znawców uznawany za jednego z prekursorów polskiego impresjo­ nizmu.

Zupełnie nowy okres życia rozpoczął Adam Chmielowski 24 września 1880 r., gdy jako mający 35 lat mężczyzna wstąpił do nowicjatu jezuitów w Starej Wsi koło Krosna, Po kilku miesiącach życia w nowicjacie popadł w skrajną depresję, tak iż poddano go klinicznemu leczeniu w szpitalu we Lwowie. Następnie - nadal je$zcze ze stanami depresji - przebywał w ma­ jątku swego brata Stanisława na Podolu12. Pod wpływem ks. Leona Pogo­ rzelskiego zaangażował się w tercjarstwo franciszkańskie. Zaczął organi­ zować ośrodki terćjarstwa na Podolu. Czynił to z wielkim zapałem, a dzia­ łalność jego szybko okazała się skuteczna13. Gdy władze carskie zoriento­ wały się, jaką działalność prowadzi, nakazały mu natychmiast opuścić gra­ nice Cesarstwa Rosyjskiego, grożąc zsyłką na Sybir. W takich okoliczno­ ściach opuścił Podole i przeniósł się do Galicji14. Przybył do Krakowa w 1884 r., „w chwili, kiedy tam dla jednych istniały polskie Ateny, dla innych polski Rzym, a dla innych siedlisko polskiej nędzy” 15. Przy ulicy Basztowej 4 Adam Chmielowski otworzył pracownię malarską. Wkrótce zapoznał się i zaprzyjaźnił z ks. Kazimierzem Siemaszką, który prowadził zakład dla młodocianych włóczęgów. Druga ważna okoliczność, która wpłynęła na rozwój duchowości Adama i sprawiła, że podjął działalność na rzecz nędzarzy i biednych, to jego wstąpienie w szeregi Konferencji św. Wincentego a P&ulo16. Celem bowiem tego stowarzyszenia było wyszuki­ wanie biedaków i ubogich rodzin, aby nieść im osobistą pomoc. Stykając się z biedotą Krakowa, zawsze miał dla niej otwarte drzwi na Basztowej. Chętnie też zachodził do ogrzewalni na Kazimierzu, w której bezpośrednio stykał się z bezdomnymi. Uważał, że to, co czynił, było ciągle niewystar­ czające. Dlatego 25 sierpnia 1888 r. niejako pogrzebał Adama Chmielo­ wskiego; z rąk ks. Albina kardynała Dunajewskiego przyjął franciszkański habit - zgrzebny, koloru ziemistego, tak ubogi, jak okrycia biedaków, któ­ rym pragnął bezgranicznie służyć pod imieniem Brata Alberta17. Po akcie woli i słownych zobowiązaniach doszło do czynu: 1 listopada 1888 r.

pod-12 A. S c h e 1 t z, Pisma Adama Chmielowskiego (Brata Alberta), „Nasza Przeszłość” t. 21.

1965, s. 14.

13 S. S m o i e ń s k i, Ś w ię ty B ra t A lb e r t - A dam C h m ielow ski, Kraków 1989, s. 4-5.

14 M. K a c z m a r z y k , T ru dna m iło ść, Kraków 1991, s. 38-40.

15 M. D. Z a g d a n, D zia ła ln o ść zg ro m a d zeń A lb ertyń sk ięh kon tyn u acją A łb ertyń sk ich idei

m iło sie rd zia św ię te g o B ra ta A lb e rta, Kielce 1992, s. 11 (WSP - praca magisterska).

^ A. S t e l m a c h, Ś w ięty B ra t A lb e rt A dam C h m ielow ski, Kraków 1989, s. 17.

17 J. Ż a k - T a r n o w s k i , B ra t A lb e rt - A dam C h m ielow ski w słu żb ie B oga, ó jc zyzflf

(6)

pisał umowę z krakowskim magistratem, z której wynikało, że bezintere­ sownie bierze na siebie opiekę nad miejską ogrzewalnią w Krakowie przy ulicy Piekarskiej 21. Posłudze i opiece nad bezdomnymi nędzarzami, przez wspólne życie i mieszkanie z nimi, poświęcił ostatnich 28 lat swojego ży­ cia.

Ideały służby i opieki nad ubogimi bezdomnymi za przykładem Brata Alberta podjęli młodzi mężczyźni i dziewczęta, dając początek dwom zgro­ madzeniom zakonnym: Braci i Sióstr Posługujących Ubogim m Zakonu św. Franciszka. Bracia, tzw. Albertyni, zostali powołani w 1888 r., a siostry Albertynki - w styczniu 1891 r. Zgromadzenia te Brat Albert oparł na pierwotnej regule św. Franciszka z Asyżu, a nazywał je „zakonem ludu i dla ludu”.

Dzieło całkowitego oddania się biedocie Brat Albert zapoczątkował od ogrzewalni. Czym była ogrzewalnia i jaką odgrywała rolę? Ogrzewalnie uruchomił w Krakowie prezydent miasta Feliks Szłachtowski. Jedna z nich mieściła się w ruinach opuszczonej fabryki przy ulicy Piekarskiej 21. W niej zamieszkał Brat Albert z braćmi i bezdomnymi. Na ulicy Skawiń­ skiej w ogrzewalni zamieszkały siostry Albertynki z bezdomnymi kobieta­ mi. W ogrzewalniach dotychczas funkcjonujących zbierali się bezdomni, którzy nie mieli żadnego socjalnego zabezpieczenia ze strony władz miasta, nie mieścili się w placówkach opiekuńczych ks. Piotra Sonnbielle, ks. Ka­ zimierza Siemaszko, ks. Mieczysława Józefa Kuznowicza czy sióstr Feli­ cjanek. Ludzie ci w okresie zimy mogli przyjść do ogrzewalni, odtajać ze śniegu i mrozu, posiedzieć na ławie, zdrzemnąć się na siedząco. Tak fun­ kcjonujące ogrzewalnie Brat Albert ocenił negatywnie.

Od początku swojej działalności Chmielowski postanowił zamienić ogrzewalnie na przytuliska, aby jak w domu rodzinnym, gdzie dziecko jest przytulone przez matkę i ojca, tak i w nowo zorganizowanych domach każdy człowiek - bez względu na narodowość, religię, przekonania polity­ czne i społeczne - był przytulony dobrocią ludzkiego serca, ogrzany i na­ karmiony18. Aby wspólnoty albertyńskie braci i sióstr rzeczywiście prze­ kształciły owe ogrzewalnie, które nie dawały nic poza odrobiną ciepła i tyl­ ko w okresie zimy, pisał, że przytuliska mają stać się „domami, gdzie naj­ niższy proletariat, a więc bezdomni ludzie, nędzarze i niedołężni, żebracy, wyrobnicy bez zajęcia znajdą ratunek w swoich ostatecznych potrzebach, a w dalszym celu mogą mieć poprawę stanu materialnego przez dobrowolną pracę zarobkową. Ogólnie mówiąc, są to domy w równej mierze chwilo­ wego schronienia, stałego przytułku i pracy dobrowolnej. [...] Każdemu głodnemu dać jeść, bezdomnemu miejsce, a nagiemu odzież, bo człowiek,

(7)

11 0 ks. Jan Ś ledzianow ski

który dla jakichkolwiek powodów jest bez odzieży, bez dachu i kawałka chleba, może już tylko kraść, albo żebrać dla utrzymania życia, w tym bowiem nędznym stanie najczęściej nie jest zdolny do pracy i niełatwo też ją znaleźć może. Jeżeli więc nie ma w mieście dla poratowania takich ludzi odpowiedniego zakładu, pozostaje tylko do zastosowania względem nich działanie policji, sądów, więzień i szpitali, takie zaś zastosowania są o tyle fałszywe, o ile w skutkach ujemne”19.

Z przytulisk Brat Albert chciał stworzyć ośrodki samowystarczalne, oparte na wzajemnej współpracy, gdzie bezdomni wraz z członkami zgro­ madzeń albertyńskich wspólnymi siłami i wspólnymi narzędziami praco­ waliby na swoje utrzymanie.

Oprócz atmosfery życzliwości i zaufania, która miała panować w do­ mach opieki Brata Alberta, co wyraźnie było zawarte w nazwie: przytuli­ sko, istotną różnicą w stosunku do ogrzewalni była stałość i ciągłość tych placówek; należy bowiem pamiętać, że ogrzewalnie były otwierane tylko sezonowo - na zimę, i tylko w największych miastach ówczesnej Galicji: w Krakowie i we Lwowie. Chmielowski zakładał przytuliska na sposób stały. Chciał ogarnąć opieką każdego bezdomnego człowieka, nie mającego środków do życia. Za życia swojego, które dopełnił 25 grudnia 1916 r., poza Krakowem założył przytuliska w następujących miastach: we Lwowie, w Sokolu, Tarnowie, Stanisławowie, Przemyślu, Kielcach, Tarnogrodzie, Jarosławiu i w innych mniejszych miastach20.

Proces resocjalizacji ludzi bezdomnych w działalności Brata Alberta i jego zgromadzeń zakonnych polegał na:

1. Życzliwym, pełnym miłości przygarnięciu człowieka bezdomnego, niezależnie od jego pochodzenia, narodowości, religii i poziomu moralnego.

2. Zapewnieniu potrzebującym dachu nad głową, posiłków, odzienia. 3. Przyznaniu bezdomnym prawa do pracy w przytulisku, bądź też poza nim.

4. Pozostawieniu bezdomnym decyzji co do opuszczenia przytułku, szczególnie gdy przez pracę usamodzielnią się; mogą też do niego powró­ cić.

5. Zapewnieniu klimatu miłości i współdziałania we wspólnocie przy­ tuliska, co według Brata Alberta w istotny sposób miało wpływać na prze­ mianę ludzkich sumień21 i odnowę moralną tych, którzy przez nędzę i bez­ domność zatracili moralne wartości.

19 A. S t e l m a c h , Święty Brat Albert, s. 20-21.

20

S. F i t a, T. G 1 e ra m a, M. P i w o c k a, Chmielowski Adam, brat Albert, w: Encyklopedia

katolicka, t. 3, Lublin 1979, s. 197.

(8)

Dzieło Brata Alberta rozwijało się bardzo intensywnie w okresie I wojny światowej, w dwudziestoleciu międzywojennym, w czasie II wojny świa­ towej i bezpośrednio po jej zakończeniu. Posługa albertyńska w przytułkach była bardzo potrzebna, gdy po 1945 r. w Europie najwięcej było dzieci sierot, kalek i inwalidów wojennych.

Istotne zmiany w działalności charytatywnej Albertynów i Albertynek nastąpiły od 1950 r. Dnia 30 stycznia tegoż roku została zawieszona dzia­ łalność „Caritas” Episkopatu Polski. Rząd PRL zaczął przejmować szpitale, domy dziecka, przedszkola, bursy i internaty - także i przytułki dla bez­ domnych Brata Alberta. Siostry i bracia stawali się pracownikami zatru­ dnionymi przez państwo i kierowano ich najczęściej do domów społecznej opieki dla starców, psychicznie chorych oraz dzieci z głębokim upośledze­ niem fizycznym i umysłowym. Ateizującym społeczeństwo władzom zale­ żało na tym, aby zakony wywierały jak najmniejszy wpływ religijny na społeczeństwo.

W myśl założeń ideologicznych, w PRL nie mogło być ludzi bezdo­ mnych. Oficjalnie mówiono o zlikwidowaniu bezdomności i żebractwa, głoszono bowiem, że w socjalistycznym państwie wszyscy obywatele mają prawo i w dostatecznej mierze korzystają z opieki społecznej, takiej, jaka jest danej osobie potrzebna.

Niestety, bezdomność faktycznie istniała, tylko państwo ukrywało ją, podobnie jak narkomanię czy prostytucję. Bezdomność w okresie PRL wy­ rastała głównie na tle alkoholizmu, który ciągle narastał, oraz z powodu coraz liczniejszych rozwodów, w których wyniku mieszkanie zatrzymywała dla dzieci i siebie żona, a męża eksmitowano donikąd. Wstrząsające świa­ dectwo takiej peerelowskiej bezdomności dał Zdzisław Korczak: „Zimowe, mroźne dni są dla bezdomnych pijaków szczególnie okrutne. [...] Bezdomni rozpełzają się po okolicznych klatkach schodowych. Szukają ustronnego kąta w piwnicy, na strychu, gdziekolwiek, by odpocząć. Śpią w tramwajach, szukają miejsca na dworcach, pukają do znajomych melin [...], siadają wprost na schodach. Pragnienie snu i zmęczenie jest silniejsze od strachu przed lokatorami, dozorczynią, czy nawet milicją”22.

W okresie strajków i „Solidarności” (1980-1981), kiedy władze PRL zgodziły się na rejestrację Niezależnego i Samorządnego Związku Zawo­ dowego, wyraziły też aprobatę dla powstania Towarzystwa Pomocy im. Adama Chmielowskiego.

(9)

7 / 2 ks. Jan Śledzicm ow ski

ZARYS POWSTANIA I ROZWOJU

TOWARZYSTWA POMOCY IM. BRATA ALBERTA

Idea powstania Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta23 zrodziła się w marcu 1981 r. W czerwcu 1981 r. grono założycielskie stowarzyszenia (ponad 30 osób) złożyło odpowiednie dokumenty w Urzędzie Wojewódz­ kim we Wrocławiu, ubiegając się o rejestrację stowarzyszenia pod nazwą: Towarzystwo Pomocy Bezdomnym im. Brata Alberta. Władze słowa „bez­ domnym” nie mogły „przełknąć”, jak również nie zgodziły się, aby w na­ zwie był Brat Albert. Dnia 2 listopada 1981 r. stowarzyszenie zostało zare­ jestrowane we Wrocławiu pod nazwą: Towarzystwo Pomocy im. Adama Chmielowskiego. Uzyskało ono status prawny i mogło podjąć działalność na terenie całej Polski. „Celem ogólnym i nadrzędnym jest przywrócenie bezdomnym ich godności osoby ludzkiej oraz pomoc w powrocie do spo­ łeczeństwa” - głosi paragraf 7 statutu towarzystwa. Do realizacji tego celu służą zakładane i prowadzone przez towarzystwo Schroniska św. Brata Al­ berta. Oddzielnie prowadzi się placówki dla mężczyzn, kobiet, matek z dziećmi. Zamierza się uruchamiać ośrodki dla dzieci, młodzieży, a nie­ wykluczone, że i dla odtrąconych nosicieli wirusa fflV . Ponieważ towa­ rzystwo rozwija się bardzo dynamicznie, a od 1989 r. można wręcz mówić 0 pozytywnej eksplozji jego działalności na terenie Polski, rozwój stowa­ rzyszenia (ze względu na ograniczone ramy niniejszego opracowania) przedstawiono w sposób tabelaryczny (tabela 1). Naniesiono w niej powsta­ jące terenowe koła, które zakładał Zarząd Główny towarzystwa ze stałą

siedzibą we Wrocławiu od listopada 1981 r. W ramach działalności Zarządu Głównego powstało pierwsze schronisko dla bezdomnych mężczyzn we Wrocławiu, w grudniu 1981 r. Dopiero w 1983 r. powstało jako drugie w kolejności, po Warszawie, Koło Wrocławskie, prowadzące działalność lokalną. Zarząd Główny towarzystwa działał w całym kraju.

W związku z danymi zawartymi w tabeli 1, należy poczynić pewne wyjaśnienia. Tabela nosi tytuł: Rozwój Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta. Istotnie, 17 września 1989 r. na Nadzwyczajnym Zebraniu Ogól­ nym towarzystwa w Częstochowie na Jasnej Górze odstąpiono od nazwy: Towarzystwo Pomocy im. Adama Chmielowskiego i przywrócono nazwę, na którą nie chciały zgodzić się władze PRL we Wrocławiu w 1981 r. przy rejestracji: Towarzystwo Pomocy im. Brata Alberta. Nazwą tą posługujemy się do dzisiaj. Nie dodano jednak do niej przymiotnika „bezdomny”, aby nie ograniczać działalności stowarzyszenia, gdyż np. prowadzenie kuchni 1 wydawanie obiadów przez kilkanaście kół towarzystwa nie dotyczy w

rze-*yi

Szczegółowe dane o historii Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta i jego działalności za­

(10)

Ta be la 1. R o zw ó j T o w a rz y st w a P o m o c y im. B ra ta Al b e rta R o k S ch ro n is k a , li cz b a m ie js c W y d a w a n e o b ia d y Lp . M ie js co w o ść p o w st a n ia K o ła m ęż cz y źn i k o b ie ty sa m o tn e m a tk i ro ln ic y d zie ci i 2 3 4 5 6 7 8 9 1 W a rs za w a 1 9 8 2 5 0 -15 -2 W ro a w 1 9 8 3 3 4 0 2 2 -3 L u b li n 1 9 8 3 -2 8 -4 P o zn a ń 1 9 8 4 4 5 -5 K ie lc e 1 9 8 5 3 0 -15 -6 B rz eg n ad O d 1 9 8 6 4 5 -■ -7 K ra k ów 1 9 8 6 -• -8 G o rz ó w W ie lk o p o ls k i 1 9 8 7 2 3 -9 T cz ew 1 9 8 7 3 4 -10 G liw ic e 1 9 8 8 4 0 -11 S k o sz y n 1 9 8 8 -1 7 -1 2 R ze sz ó w 1 9 8 8 2 0 -200 13 B ie ls k o -B ia ła 1 9 8 9 - -3 5 0 14 P rz em y śl 1 9 8 9 7 0 -■ -1 2 0 15 S o p o t 1 9 8 9 3 7 -16 S ta lo w a W o la 1 9 8 9 3 0 -2 4 12 17 B iel ice 1 9 8 9 1 9 0 -18 J ar os ła w 1 9 8 9 -2 8 -19 Ł ó d ź 1 9 8 9 3 5 -14 -20 Ś w id n ik 1 9 8 9 -1 9 0 21 Ł a ń cu t 1 9 9 0 -6 0

(11)

cd , ta b eli / 1 2 3 4 5 ' 6 7 8 9 2 2 N o w y S ^ cz 1 9 9 0 2 2 -. - •-2 3 D y n ó w 1 9 9 0 -- 7 6 - ' 2 4 T or u ń 1 9 9 0 3 0 -2 5 C st o ch o w a 1 9 9 0 -2 6 S łu p sk 1 9 9 0 40 -2 7 Z a m o ść 1 9 9 0 15 -2 8 K li si n o 1 9 9 0 5 0 -2 9 C h m 1 9 9 0 6 0 -3 0 K o sz a li n 1 9 9 0 -31 G a m ó w 1 9 9 0 3 8 -- . -3 2 M ie ch ó w 1 9 9 1 2 8 -- . -3 3 Ż ar y 19 91 -3 0 -- -25 0 3 4 K o d 1 9 9 1 -3 5 -3 5 G o rz y ce 1 9 9 1 i -16 -3 6 S a n o k 19 91 6 3 -1 8 0 3 7 P u ła w y 19 91 3 4 -3 8 M iel ec 1 9 9 1 16 -3 9 O st w W ie lk o p o ls k i 1 9 9 2 -6 0 4 0 W ie lu ń 1 9 9 2 -41 K a li sz 1 9 9 2 14 -4 2 K ęp n o 1 9 9 2 -6 0 4 3 O tm u ch ó w 1 9 9 2 70 -4 4 Z g o rz el ec 1 9 9 2 42 -114 ks. Jan Śledzianowski

(12)

cd . ta b e li 1 1 V 2 3 4 5 6 7 g 9 4 5 K ro sn o 1 9 9 2 -1 3 2 4 6 os zc zo w a 1 9 9 2 -1 6 0 4 7 R y b n ik 1 9 9 3 3 5 -■ -4 8 In o w ro a w 1 9 9 3 3 0 -70 4 9 N o w a S ó l 1 9 9 3 -280 5 0 G ru d zi ą d z 1 9 9 3 5 0 -• -51 K ry n ic a 1 9 9 4 -5 2 L ip o w a 1 9 9 4 -2 2 -R a ze m 1 6 2 6 1 0 0 7 4 1 4 4 2 4 2124 Ź r ó d ł o : S p r a w o z d a n ie z d z ia ła ln o ś c i T o w a r z y s tw a P o m o c y im . B r a ta A lb e r ta , W ro a w 1 9 9 1 (s ta n n a 20 k w ie tn ia t. r. ); S p r a w o z d a n ie z d z ia ła ln o ś c i T o w a r z y s tw a P o m o c y im . B r a ta A lb e r ta , W ro a w 1 9 9 5 ( st a n n a 8 k w ie tn ia t .r .) . 775

(13)

N 6 ks. Jan Śledzianowski

czywistości bezdomnych ludzi, ale ubogich, korzystających w swojej miej­ scowości z wydawanych posiłków.

Towarzystwo od grudnia 1981 r. do 8 kwietnia 1995 r. powołało 50 schronisk dla bezdomnych. Aktualnie funkcjonują 42 schroniska. Najwięcej jest ich dla mężczyzn - mają 1626 miejsc, 4 schroniska są przeznaczone dla kobiet (więźniarek, w podeszłym wieku, z obciążeniami psychicznymi), następne 4 są otwarte dla matek oczekujących narodzin dziecka, będących po porodzie, chroniących się z małymi dziećmi np. przed agresywnym mę­ żem alkoholikiem. Następne 4 schroniska są dla rolników, którzy na stare lata nie mają opieki i są samotni. Jedno schronisko powstało dla porzuco­ nych dzieci - sierot społecznych.

Obecnie (kwiecień 1995) towarzystwo liczy 45 kół na terenie Polski, prowadzi 42 schroniska i 13 kuchni. Z działalności - zgodnej ze statutem Towarzystwa - wyłączyły się następujące koła: lubelskie, nowosądeckie, toruńskie, koszalińskie i otmuchowskie. W okresie niemal już 14 lat ist­ nienia towarzystwa jego uwaga i troska skupiona jest na ludziach bezdo­ mnych, których pragnie w jakimś stopniu przywrócić społeczeństwu i im samym.

RESOCJALIZACJA BEZDOMNYCH PRZEZ TOWARZYSTWO POMOCY IM. BRATA ALBERTA

Jak już wspomniano, Adam Chmielowski dla włóczęgów, biedoty i bez­ domnych stał się Bratem Albertem; z nimi zamieszkał i podzielił ich los, aby odmienić życie i status nędzarzy. Do tego dzieła powołał zgromadzenia zakonne: Albertynów i Albertynek. Niejako' w ich miejsce dla podjęcia szerokiej działalności wśród współczesnej rzeszy bezdomnych powstało Towarzystwo Pomocy im. Brata Alberta. Nie znaczy to, aby towarzystwo „rugowało” działalność albertyńskich zgromadzeń, albo ją poprawiało. Cho­ dzi jedynie o wzajemne dopełnianie się i współpracę. Dziś zakony te nie dałyby rady, ze względów personalnych, ogarnąć całej działalności prowa­ dzonej przez Towarzystwo Pomocy im. Brata Alberta, gdyż brakuje w nich braci i sióstr. Ale gdzie tylko możliwe, współpraca między obiema zgro­ madzeniami a stowarzyszeniem istnieje i jest niezwykle przez nie ceniona. Przykłady owej współpracy widoczne są w Krakowie i By chowie koło Lub­ lina. W Krakowie - jako miejscu działalności wiecznego spoczynku św. Brata Alberta - bracia Albertyni w III Rzeczypospolitej otwarli schronisko dla bezdomnych mężczyzn i je prowadzą. Dlatego nie zaistniało w Krako­ wie schronisko prowadzone przez towarzystwo. Koło Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta, istniejące w Krakowie od 1986 r., niejako wspomaga działalność Albertynów, docierając do więźniów, załatwiając im miejsca

(14)

w schronisku, opiekując się biednymi itd. W Bychowie zaś schronisko dla kobiet uruchomiło Towarzystwo Pomocy im. Brata Alberta z Lublina. Opie­ kę nad bezdomnymi kobietami przejęły w tej placówce siostry Albertynki. Ogólnie jednak rzecz ujmując, w miejsce albeityńskich zgromadzeń - we­ dług założeń Brata Alberta - weszli do pracy na rzecz bezdomnych człon­ kowie towarzystwa jego imienia.

Kim oni są?

„Stowarzyszenie jest to zrzeszenie ludzi dobrowolne, samorządne, trwałe (dla celów niezarobkówych), którzy chcą pracować razem i realizować określony cel. Działalność zarobkowa jest dopuszczalna, jeżeli zyski wy­ pracowane służą wyłącznie działalności statutowej. Członkowie władz fun­ kcje swoje pełnią honorowo - pisze Wanda Jadwiga Kozaczyńska, prze­ wodnicząca Zarządu Głównego. - Dopuszczalne jest zatrudnienie pracow­ ników dla prowadzenia spraw towarzystwa, z zastosowaniem do tych osób przepisów kodeksu pracy, gdyż praca na rzecz towarzystwa pochłania im tyle czasu, że nie mogą oni pracować w innej instytucji”24. Tak więc człon­ kowie towarzystwa pochodzą z różnych środowisk, pełnią różnorodne fun­ kcje społeczne, żyją w rodzinach jako ojcowie i matki, są osobami samo­ tnymi... wszystkich jednak łączy wspólny cel: zapobiegać bezdomności w Polsce. Najmniejsze liczebnie koła mają 21 członków (Inowrocław i Ża­ ry), najliczniejsze są we Wrocławiu - 171 osób. Towarzystwo nie jest za­ tem masowym stowarzyszeniem, nie jest też elitarnym. Wymagają od swych członków konkretnej i zarazem trudnej działalności; trudnej - ze względu na złożone problemy współczesnej bezdomności.

Członkowie towarzystwa starają się kształtować własną osobowość na duchowości św. Brata Alberta. Zapoznają się z jego życiem i metodami pracy wśród bezdomnych. W tym celu mają formacyjne spotkania jako rekolekcje, dni skupienia i modlitwy, zjazdy i konferencje - pod ogólnym tytułem: Spotkania Jasnogórskie. Właśnie Częstochowa, jako duchowa sto­ lica Polski, centralnie położona, mająca dobrą bazę noclegową i gastro­ nomiczną, pomaga członkom towarzystwa kształtować w sobie wewnętrz­ nego, duchowego i mocnego człowieka. Naturalnie, w trudnej i odpowie­ dzialnej pracy z bezdomnymi potrzebna jest Współczesna wiedza. Dlatego czynnymi uczestnikami Spotkań Jasnogórskich są profesorowie i doktorzy różnych specjalności: psychiatrii, psychologii, pedagogiki specjalnej, socjo­ logii, alkohologii itp. Dzięki tym formom kształcenia i zdobywanemu

dzię-24 W. J. K o z a c z y ń s k a , S p ra w o zd a n ie P rze w o d n iczą cej Zarządu Cłóv.r^go za o k res o d

(15)

11S ks. Jan Śledzianowski

ki pracy wśród bezdomnych w schroniskach doświadczeniu, wydaje się, że członkowie towarzystwa służą tej sprawie coraz lepiej.

Charakterystyka bezdomnych

Jedynym człowiekiem, który na wzór św. Brata Alberta całe swoje życie poświęca w towarzystwie bezdomnym jest Jerzy Adam Marszałkowicz. Przyczynił się on do otwarcia pierwszego schroniska dla mężczyzn we Wrocławiu i był pierwszym jego opiekunem. Obecnie prowadzi wielkie schronisko dla 190 mężczyzn w Bielicach. On bezdomnych zna najlepiej i tak charakteryzuje ich i czasy współczesne, które ich „produkują” .

„Chyba nie przypuszczał św. Brat Albert, że jego idea niesienia pomocy bezdomnym będzie tak aktualna blisko sto lat od czasu, gdy rozpoczął swo­ ją pionierską pracę w Krakowie. Podobnie jak wtedy powstawały przytu­ liska dla bezdomnych - tak i teraz powstało w Polsce wiele schronisk, noclegowni, domów dla bezdomnych i kuchni dla najuboższych.

Placówki te przeważnie ciągle »pękają w szwach« i nie są zdolne za­ spokoić potrzeb wszystkich, szukających tam pomocy.

Skąd się wzięła ta ogromna rzesza ludzi opuszczonych, niechcianych, wykolejonych i zagubionych, przeżywających swoją tragedię bezdomności?

Na pewno II wojna światowa ze swoimi bolesnymi przesiedleniami, »re­ patriacjami« przyczyniła się do wykorzenienia wielu grup społecznych i »wyprodukowania« wielu osób bezdomnych.

Następnie fatalne skutki rządów ateisty czno-komunistycznych dały się mocno we znaki. W roku 1950 zlikwidowano całą sieć kościelnych przy­ tułków, w których bezdomni znajdowali schronienie. Przemilczano problem bezdomnych, który stale pęczniał z powodu coraz większego rozpicia spo­ łeczeństwa, wzrostu przestępczości, kryzysu rodziny i ogólnej demoraliza­ cji. Ostatnie lata zmian społeczno-gospodarczych w Polsce nasiliły do po­ tęgi problem bezdomności przez ogromne bezrobocie, likwidację hoteli ro­ botniczych, coraz większe zubożenie wielu warstw społecznych i coraz licz­ niejsze wymeldowywanie ludzi z pobytu stałego donikąd na podstawie usta­ wy, obowiązującej od około dziesięciu lat i dotąd nie cofniętej przez rząd. W ostatnich latach zmienił się socjologiczny przekrój ludzi bezdomnych. Podczas gdy w dawnych latach bezdomni byli to ludzie: upośledzeni, psy­ chicznie chorzy, alkoholicy, ludzie z krótszym lub dłuższym stażem wię­ ziennym - tak obecnie wśród bezdomnych znacznie zwiększył się procent

(16)

niekaranych, niealkoholików, ludzi młodych i niezdegradowanych”25. Do schronisk zgłaszają się m in . wychowankowie Państwowych Domów Dzie­ cka, którym po opuszczeniu placówki nie daje się mieszkania.

Na podkreślenie w charakterystyce bezdomnych zasługuje - niestety - jeszcze nadal dominacja alkoholizmu. A. Duracz-Walczak pisze: „To on jest sprawcą prowadzących do bezdomności przestępstw’, konfliktów ro­

dzinnych, niechcianych ciąży. I odwrotnie: głód, zimno i brak własnego miejsca do spania powodują, że wielu bezdomnych nie może się obejść bez alkoholu. Piją denaturat i wodę brzozową, prowadzące do degradacji psychicznej, a często do śmiertelnych zatruć. Przepijają wszystko, co zdo­ będą i przemieszczają się ze schroniska do schroniska, z dworca na dwo­ rzec* Ale nawet ci »giganci« chcą być czyści i porządnie ubrani, dążą do tego, żeby nie wzbudzać odrazy w zetknięciu się z innymi ludźmi. Potrafią też na ogół, przynajmniej na pewien czas, podporządkować się schronisko­ wym rygorom. Potrafią przywiązać się do schroniska i wracać do niego, gdy dokuczy zimno czy choroba”26.

Z podanych informacji wynika, że bezdomni są w różnym wieku, przy­ najmniej w 90% - mężczyźni, z różnych grup społecznych, z obciążeniami fizycznymi* psychicznymi, moralnymi i społecznymi. Wśród tych ostatnich najdotkliwsze są obciążenia rodzinne. Jak w tej złożoności każdego losu ludzkiego na nich oddziaływać?

Działalność resocjalizacyjna

Jerzy Adam Marszałkowicz powiada, że „lekarska zasada” primum non

nacere obowiązuje też podczas resocjalizacji bezdomnych. Aby właśnie

móc prawdziwie pomagać ludziom nieszczęśliwym, trzeba zapoznać się z ich warunkami życia, tragicznymi kolejami ich losu, z ich mentalnością, subkulturą, z ich etyką i nieetyką. Trzeba również, jak to pokazał własnym przykładem św. Brat Albert, stać się bratem ludzi bezdomnych, mniej lub więcej utożsamiać się z nimi, nieść im bezinteresowną pomoc, dawać dobry przykład i walczyć modlitwą i pokutą ze złymi mocami, które tkwią w wie­ lu wykolejonych i zdeprawowanych bezdomnych. Konieczną jest rzeczą, aby być w środowisku bezdomnych osobą cieszącą się autorytetem,

sza-25

J. A. M a r s z a ł k o w i e z, Bezdomni w nowej rzeczywistości, w: Sprawozdanie z dzia­

łalności Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta, Wrocław 1995.

26

A. D u r a c z - W a l c z a k , Charakterystyka bezdomnych, w: Praca socjalna nr 2, pod

(17)

120 ks. Jan Śledzianowski

cunkiem i aby być łubianym przez podopiecznych27. Tak czynił Brat Albert i to był pierwszy punkt programu jego pracy z bezdomnymi. Podobnie i dzisiaj, niezależnie od obciążeń osobistych i społecznych, pochodzenia, narodowości i religii, schroniska towarzystwa są otwarte dla potrzebujących. Brat Albert w przytuliskach zapewniał dach nad głową, pokarm i odzież. Podobnie i dzisiejsi bezdomni, gdy przekroczą próg schroniska, korzystają z obowiązkowej kąpieli, są odwszawiani, przebierani w czystą bieliznę i ubranie, otrzymują łóżko do spania (lub siennik i bieliznę pościelową w okresie zimy, gdy placówki są zatłoczone), otrzymują codziennie skrom­ ne posiłki i mają zapewnione ciepłe miejsce pod dachem.

Proces resocjalizacji bezdomnych - jak napisał kierownik schroniska w Miechowie - polega na odkryciu, albo przypomnieniu sobie, następują­ cych wartości: wspólny dom, wspólny garnek, wspólna praca i współodpo­ wiedzialność28.

Przeżycie wspólnego domu w schronisku jest niezwykle ważne, gdyż leczy z egoizmu, ze złej polskiej przywary, że „każdy sobie rzepkę skro­ bie”. W sytuacji bezdomnych jest to fundamentalna sprawa: nauczyć ich takiego współdziałania, że ze wspólnego domu nic się nie wynosi... ileż bowiem razy oni - alkoholicy okradali własne rodziny i wynosili z włas­ nych domów przedmioty nadające się do sprzedaży. Troska o czystość schroniska, o użyteczność pensjonariusza w kuchni, w łazienkach, w sy­ pialniach, na stołówce i świetlicy, w kaplicy (nie wszystkie schroniska mają kaplice), przed domem - jest troską wszystkich.

Przeżycie wspólnego garnka jest także doniosłe. Bezdomni nie otrzy­ mują gotowych posiłków, jak to jest w Domach Opieki Społecznej, w szpi­ talach, w Zakładach Wychowawczych, lecz przy gotowy wuj ą je sami: obie­ rają ziemniaki, robią kotlety, wypiekają świąteczne pieczywo. Siadają do wspólnego stołu i spożywają ten sam posiłek, a jeżeli ktoś otrzymuje coś innego, to wyłącznie ze względu na konieczność stosowania diety.

Wspólną pracę bezdomni podejmują każdego dnia, aby mogło funkcjo­ nować schronisko. Oprócz pracy w schronisku, przy posiłkach, w pralni, podejmują prace ogrodniczo-warzywnicze, na wsiach prowadzą gospodar­ stwa rolne, zajmują się hodowlą ptactwa i zwierząt domowych. Jeśli przy schronisku jest więcej ziemi do uprawy, tam placówka jest samowystar­ czalna. W miastach bezdomni uruchamiają warsztaty pracy. Najmują się do pracy poza schroniskiem. Żyją właściwie zasadą św. Pawła apostoła: „Kto nie chce pracować, niechaj też i nie je”. O współodpowiedzialności za wzajemny los, o lepszym życiu w schronisku ciągle się przypomina,

27

J. A. M a r s z a ł k o w i e z, Bezdomni w nowej rzeczywistości.

28

(18)

zwłaszcza gdy przychodzą nowi. Trudnym przedmiotem owej współodpo­ wiedzialności jest abstynencja od napojów alkoholowych i narkotyków, któ­ rej w schroniskach - pod groźbą wydalenia - przestrzega się. Przykładem takiej współodpowiedzialności może być budujące zachowanie się i opieka bezdomnych wobec starszego mężczyzny w schronisku w Miechowie. Był on rolnikiem, zamieszkującym na terenie byłego powiatu Kazimierza Wiel­ ka. Troje dzieci skończyło szkoły i osiadło na stałe w Krakowie i Nowej Kucie. Po śmierci żony został sam. Gdy zachorował na nogi, przewieziono go do Rejonowego Szpitala w Miechowie. Amputowano mu obie nogi. Dzieci, zawiadomione o stanie ojca i o tym, że trzeba go zabrać ze szpitala, nie zgłosiły się. Szpital przewiózł go do schroniska dla bezdomnych. Ci bezdomni i niby obcy ludzie robili mu opatrunki, podmywali go i kąpali przez cztery miesiące, dopóki nie trafił na stałe do Domu Opieki Społecz­ nej. Dzieci nie odwiedziły go ani razu. To jest ich, bezdomnych, współ­ odpowiedzialność za wspólny los!

Taki klimat wspólnego domu, wspólnego garnka, wspólnej pracy i współodpowiedzialności przyczynia się do odbudowy braterstwa i do od­ nowy moralnej. Wielu bezdomnych - jeżeli zagubiło się w życiu moralnym - tu się odnajduje. Dzięki schroniskom dokonuje się przemiana ludzkich sumień - na czym tak bardzo zależało Bratu Albertowi.

Istotna różnica w oddziaływaniu resocjalizacyjnym Brata Alberta a Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta

Brat Albert w swoich przytuliskach nie ograniczał czasu pobytu pod­ opiecznym, których przyjmował. Przybywając do przytuliska, mogli w nim przebywać nawet do końca życia. Mogli też dobrowolnie odejść w każdej chwili. Niektórzy z jego podopiecznych wstępowali do zgromadzenia braci Albertynów i składali śluby zakonne: posłuszeństwa, ubóstwa i czystości, aby doskonalej służyć ubogim.

Tymczasem obecnie przybywający do schroniska bezdomni - według statutu - mają prawo mieszkać w nim przez 3 miesiące. Zakłada się, że w tym czasie mogą oni wzmocnić swoje siły fizyczne i psychiczne. Często bowiem przybywają w stanie skrajnego wycieńczenia. Dlatego organizuje się systematyczną pomoc lekarską. W okresie tym rozpoznaje się sytuację życiową każdego człowieka, aby można mu było skutecznie pomóc w po­ wrocie do samodzielnego życia. Kierownicy schronisk i opiekunowie służą pomocą w wyrobieniu dowodów osobistych i innych dokumentów potrzeb­ nych p~zy podejmowaniu pracy lub przy staraniach o emeryturę, rentę czy zasiłek. Dla starców i inwalidów schronisko jest przystanią w kolejce do

(19)

122 ks. Jan Śledzianowski

stałych placówek pomocy społecznej, szpitali, sanatoriów. Dla niektórych, skrajnie wyczerpanych, w podeszłym wieku, niepełnosprawnych, staje się ostatecznym miejscem zamieszkania.

Bezdomni, ale młodzi i sprawni fizycznie muszą ze schroniska odcho­ dzić, próbować samodzielnego stawania „na nogi”, przez podejmowanie stałej pracy, znalezienie sobie mieszkania, porozumienie się z rodziną. Mu­ szą odchodzić, aby zrobić miejsce dla nowych bezdomnych. Mają też prawo - po nieudanych próbach samodzielnego życia - znów do schroniska po­ wrócić. Dlatego, że z niego odchodzą, a ich pobyt określony jest czasem, obecnie przez te placówki opieki przechodzi rocznie kilkanaście tysięcy bezdomnych. Wielu z nich na ulice, pod wiadukt, na dworce kolejowe i do kanałów ogrzewczych już nie wraca.

W konkluzji, należy stwierdzić za J. A. Marszałkowięzem: „Schroniska są przecież domami schronienia dla bezrobotnych samotnych ludzi, którzy »utracili prawo do życia«, są nieformalnymi odwykowymi ośrodkami dla alkoholików, chcących ratować swoje życie i zdrowie, są domami opieki postpenitencjonamej dla wychodzących z zakładów karnych* a nie mają­ cych już powrotu do rodziny, są przychodniami dla ubogich chorych bez renty i ubezpieczenia, są domami dla rekonwalescentów, a czasem nawet szpitalami, są domami opieki dla starców, inwalidów i upośledzonych, są pogotowiem opiekuńczym w chwilowej doraźnej awarii życiowej”29.

29

Cytaty

Powiązane dokumenty

Usługa będzie realizowana w siedzibie (biuro projektu) i miejscach wyznaczonych przez Zamawiającego. Informacje dodatkowe dotyczące przedmiotu zamówienia. Nie dopuszcza się

Zebranie Koła podjęło uchwałę (nr 3/2020) o rezygnacji z dalszego prowadzenia placówki Miser Art przez Koło Wrocławskie TPBA.. Lokal przy

Okres pierwszy (I) trwa od rozpoczęcia roku szkolnego do ostatniego piątku stycznia, a okres drugi (II) trwa od poniedziałku następującym po zakończeniu I okresu

Polskie Stowarzyszenie na Rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intekestualną KOŁO w Działdowie 16 539,06 zł. Dom

wartość netto sprzedanych środków trwałych, środków trwałych w budowie oraz wartości niematerialnych i prawnych. wartość netto z likwidacji środków trwałych,

Dwa najwyższe segmenty hierarchii potrzeb według piramidy potrzeb Abrahama Maslowa, czyli potrzeba szacunku, poczucia uznania i docenienia, oraz potrzeba samorealizacji

W związku z wprowadzeniem przez przepisy standaryzacyjne nowej formy placówki pomo- cy bezdomnym - schroniska z usługami opiekuńczymi dla osób bezdomnych niezdolnych do samo- dzielnej

 minimalny zakres programowy obejmuje: naukę wykonywania spoin techniką MAG, procesy spajania i pokrewne spawaniu, rysunek techniczny w spawalnictwie, podstawy elektrotechniki