Stefan Treugutt
Rygory spowiedzi
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (10), 174-184
Stefan Treugutt
Zapis bez udawania
Rygory spowiedzi
W spom ina się w R obakach
a u te n ty k i film ow e, ciném a v é rité , pozbaw ione w y biórczego p o rząd k u łap an ie n a gorąco tego, co a k u r a t podsuną „lepkie, nigd y nie zakończone o b ro ty w y o b raźn i” . T aka in te n c ja w R obakach: zapisyw ać, ja k leci, bez u sta la n ia sk a li ważności, bez ud aw an ia, bez w sty d u p rzed intym nościam i.
„Te kartki niestarannym, kulfoniastym pismem zapisane — to jest to, co chciałbym robić, co próbuję robić od m iesiąca. Jest to zapis kilku dni, chcę ciurkiem zanotować sprawy ważne i nieważne, a najbardziej tę skrytą, zakam uflowaną w arstw ę, te bebechy gromadzone niejaw nie, starannie cho wane, nawet sam przed sobą w ypieram się często tych bebechów (...) I cały czas przy próbie zapisywania tego — mocna niechęć w e mnie, strach przed ujaw nieniem całej tej konspiracji spraw grząskich, ponurych i tandetnych. Ner w ow a to robota, za silny związek ze mną (...) cholernie ner w ow a robota, jakbym sam z siebie w yw alał dymiące flaki, przekładał, oglądał (...)”.
Czy ju ż jak iś zbieracz au to g rafó w m iał w ręk u te k a rtk i „n iestaran n y m , k u lfo n ia sty m pism em zapisa n e ” ? W Robakach b o h ater, w pierw szej osobie zapi su ją c y całą rzecz, pisze o p isan iu w łaśnie Robaków . Pisze o w łasn y m p isan iu tego, co pisze — to ważne,
trzeba by tu m ówić o zapisyw aczu, nie zaś o opow ia- daczu, o skryptorze, nie n a rra to rz e . To w ażne, gdyż pozycja n a rra to ra , opow iadającego, je st z konieczno ści rolą p rzy b ran ą sztucznie, sk o ro ów n a rra to r nic nam w rzeczyw istości nie opow iada, skoro m y czyta- m y jego opow iadane słow a. T u m a być nasze czy ta nie napisanego przez niego o sobie. Bez pośredników . A le wiadomo, że tru d n o ju ż dziś o proste, n aiw ne utożsam ianie osoby realnego a u to ra z b o h aterem li terackim , zapisującym w p ierw szej osobie w łasne p e rypetie. W pierw szej osobie opow iada b o h a te r no w elki Nowakowskiego On, n ik t z nas przecież nie w padnie na pom ysł, by n a rra to ra , atak u jąceg o tam rozpalonym pogrzebaczem ,,onego” pod tapczanem , przypasow yw ać koniecznie do osoby M arka N ow a kowskiego. M niejsza, czy sam N ow akow ski m iew ał „zw idy”, czy to on sam, czy jak iś jego k olega p a trz y ł na nam iękły, łysy ogon „onego” . N iechby i nikt, bo może h isto ria zm yślona. W każdym razie słow a kogoś opow iadającego zapisano, zapisano opow iada nie w pierw szej osobie. I jeżeli o realny m , m ożli wym , w ym yślonym istn ien iu opow iadającego nie po tra fim y niczego pew nego powiedzieć, to zapisujący opow iadanie, ra p o rtu ją c y je nam , czytelnikom , m a imię i nazwisko, dowód osobisty i w szystko, co po trzeb a. W 'Robakach inaczej. T en d ru g i, zapisujący, stw ierdza czarno na białym , że to on sam o sobie pisze, że tu żadnego opow iadacza nie było, że n ik t nie podsłuchiw ał, nie rap o rto w ał, nie w chodził w rolę jakiegoś społecznie określonego osobnika, że owszem, a u to r w szedł w ro lę sam ego siebie, w szedł w siebie i sn u je bez m ediacji. W szystko z pierw szej ręki.
Nie kończy się n a d e k la rac ji p raw d y . A u to r idzie d alej. Pisze, a m y czytam y: „O dsuw am te k artk i, p rzy k ry w am , w k ą t sto łu pod s ta re 'ty g o d n ik i w su w am , zabieram się do innego, spokojnego pisania. T aki p rz e rz u t dla ’ rów now agi. Rzecz nosi ty tu ł —
M arynarska ballada” . I książeczką pod tak im a k u ra t
Czy narrator jest Markiem N owakowskim
Param etry się zgadzają
S T E F A N T R E U G U T T 1 7 6 „Trzydziesto letn i chłopiec” K obiety--G iganty
ty tu łem w yszła w 1966 r. w C zytelniku. A u to r: M a re k N ow akow ski. N a tu ra ln ie . I p a ra m e try w szy stk ie się zgadzają. Ballada, nad k tó rą p ra c u je b o h a te r R o
baków, m a m ieć ,,do dziew ięćdziesięciu stro n m ak si
m u m ” ; Ballada, k tó rą w y d ru k o w a ł N ow akow skiem u C zytelnik, m a stro n 90 p lu s dwie nieliczbow ane. In fo rm acja w ydaw nicza: oddano do sk ła d a n ia 10 listo p ad a 1965 r. W Robakach pisze się i doprow adza
Balladę do końca jesienią, oczyw iście przed 10 listo
pada, w iele razy p o d k reśla się, że je s t niezw yczajnie gorąco, ja k n a tę p orę roku, „spóźnione la to ” . Ale czy ta jesień w Robakach to jesień 1965? Piszący
Robaki ponuro o sobie: „ trz y d zie sto le tn i chłopiec” .
M arek N ow akow ski p raw d z iw y u rodził się w czesną w iosną 1935 r. W ychodzi, że Robaki z uw agam i o p i san iu M arynarskiej ballady to w sam ej rzeczy jesień
1965. I chyba była u p aln a. M ożna spraw dzić w gaze tach z tam tego roku. I n a pew no zaczęli grać w ted y w T eatrze W spółczesnym Tango, na k tó re w yb ie ra się ze Sw oją D ziew czyną piszący Robaki i Balladę. W końcu lipca 1965 r. n a gw ałt rob iłem n otkę do p ro g ra m u Tanga, oczyw iście m usiało to być tuż przed w arszaw ską p rem ierą tej sztuki. To a k u ra t pam ię tam , a le n a p rzy k ła d d en ty sta, do którego chodził N ow akow ski, m ógłby z kolei ocenić w iarygodność in fo rm acji — w Robakach — że a u to r Ballady m a „w p raw io ną protezk ę n a w iązadełku (cztery zęby)” . A rodzina i znajom i m ogą spraw dzić, czy praw dziw y Now akow ski m ieszkał w ted y w e W łochach, czy m iał siostrę, rodziców nauczycieli, telefon od niedaw na w dom u, ja k podróżow ał dojazdow ą kolejk ą, jak to w szystko się zgadza, p asu je, bez kam uflażu, z p ierw szej ręki... Pow iedzm y, że w ierzę tem u od Robaków, że w szystko o p isarzu M ark u N ow akow skim rz e te l nie podał, zgodnie ze sta n e m fakty czny m . I w p ro tezkę m ożna uw ierzyć, a za nią w te w szystkie ko- biety -G ig an ty , k o biety-kaplice, w „robaczyw y ścieg” i w m arzen ia o „uporządkow anym , jasnym życiu” . A le nie idzie o to, że ja w iem o praw dziw ości
tego o Balladzie, o Tangu, o paru d ziesięciu innych spraw ach. K toś in n y m oże w iedzieć o tatu siu , o sio strze z m ężem , kocie dom ow ym — jeszcze ktoś in n y niczego nie p o tra fi spraw dzić, n a w e t może p rz y padkiem nie wiedzieć, że o p isan a w Robakach po w iastk a m o rsk a w yszła n a p ra w d ę d ru k ie m — nie każdy m usi być z W arszaw y, znać tu te js z e ulice, redakcje, obyczaje, zestaw iać d a ty i ty tu ły , nie każ dy będzie się głowił, dlaczego te n z R o b a k ó w m a n a im ię K rzysztof, a nie M arek. Różne będą k ręgi w ta jem niczenia w p ra w d ę w szy stk ich m ożliw ych czy tel ników tak ic h Robaków. Bo i co ja na p rzy k ła d w iem — chociażby ze sły szen ia — o M ark u N ow akow skim ? D atę urodzenia ze słow nika, d a ty w y d ań jego ksią żek, to, co da się w ykom binow ać z ty d h książek na te m a t auto ra, a tyle. Je że li n a w e t w idziałem czło w ieka, to nie m iałem pojęcia, że to w łaśnie on. W ażne w szelako, że m ożna „kom binow ać” n a tem a t a u to ra . P rzed e w szystkim n a podstaw ie R obaków. Bo to u tw ó r tak napisany, żeby w szystko w nim w yg lą d ało w łaśnie n a coś pisanego z drobiazgow ą p ra w dziw ością o sobie sam ym . J e s t praw dziw e czy w y m yślone, czy też p raw d ziw e pod lek kim n a rz u tem fikcji (bohater 'Robaków m a jed n a k n a im ię K rzyś, nie M arek) — m a to robić w rażen ie a u te n ty k u . I robi.
Oto czy tam y słow a o sobie, d o w iad u jem y się, że m ieszka w m iasteczku, czy też na dalekim p rze d m ieściu m iasta, i że to nie jak aś w ym yślona okoli ca, a le W łochy i W arszaw a. Je d n o i d ru g ie na m a pie, m ożna spraw dzić, czy dom y p raw dziw ie opi sane, czy w szystko podobne (w edle s ta n u z jesieni 1965). M a rodzinę, znajom ych, w łasn ą biografię, je st p isarzem , to jego głów ne zajęcie. P isze opowieść m orsk ą, k tó ra się u k azała jako rzeczy w ista książka, pisze też o sobie, zap isu je siebie, co z kolei m y czy tam y , jako u tw ó r Robaki. Co je st tak im c h y try m sylogizm em , z k tó re g o m a w y nikać owo w rażenie a u te n ty z m u . Piszę, że piszę M arynarską balladę —
Pod lekkim narzutem fikcji
S T E F A N T R E U G U T T 178
Prawda o erotyce
m ożecie ją wziąć do ręk i — je s t p raw dziw a — tak a sam a ja k w Robakach, m o ja — piszę, co m i się śniło, jak ie m am o b ro ty w yobraźni, o d k łam u ję sam ozak ła- m an ie w łasne — czy nie m acie powodów, że b y m i tu tak sam o w ierzyć, ja k w e W łochy pod W arsza wą, jak w d a tę p re m ie ry Tanga, ja k w realn o ść Bal
lady, ja k w to w szystko, co po p ro stu w ie rn ie w am
o dfotografow ałem z n a tu ry ? T am porządne, k o lo ro w e zdjęcia św ia ta dookolnego, t u m igaw eczki z n a tu r y w ew n ętrzn ej, fo to g rafia m yśli, n e g a ty w y m oże tylko, ale jed n o i d ru gie z tą sam ą dokładnością od notow ane n a papierze. Je że li to nie je st cała p raw d a , to ty lk o dlatego* że zawsze m iędzy ty m , co jest, m iędzy fenom enem jak im k olw iek , a m iędzy opisem , słow ną relacją, jak a ś sch em aty zacja m u si nastąpić, uszty w nien ie przez w erb alizację — ale to ty lk o ty le. „(...) bo jeśli kto ś p ró b u je o ty m rzeteln ie po w ie dzieć, to nie wiadom o, ja k to pow iedzieć (...)” N ow a kow ski tak zeznaje o tru d n o ściach p isania p ra w d y 0 erotyce, ale to się da pow iedzieć o w szelakich o pi- syw aniach. Tyle tylko, że niem ożliw ość dokładnego relacjono w an ia sw ojego p a trz e n ia n a — pow iedzm y — łabędzie na staw ie Ł azienkow skim m ożna łago dzić przez podłączenie się do k onw encji ju ż istn ie jących, m ożna dużo sposobów w yp ró bo w any ch jakoś pom ysłow o uruchom ić, „odnow ić” — z zapisem „ p lu gaw ej, b ru d n ej p o rn o g ra fii” , tej w ew n ętrzn ie p ra w dziw ej, gorzej, tu jak że łatw o o „k łam liw y pic” , tru d n ie j odrzucić „słow a-pozory, sło w a-u daw an ie” . P rz y próbie praw dziw ego słow a, M arek N ow akow ski, po jakże u d anej se rii sty lizacji środow iskow ych, zab rał się do a u to sty lizacji na poziom ie w ysokiej tru d n o ści p isan ia o s k ry te j, u k ry w a n e j przed in n y m i erotom anii.
A u to tem aty czn y n a tu ra liz m N ow akow skiego — bo 1 ta k m ożna nazw ać pisanie o pisaniu d w u aż u tw o rów , Rob a kó w i M a ryn a rskiej ballady — służy nie ty lk o zagęszczaniu a tm o sfe ry a u te n ty zm u , to nie ty lk o sty lizacja n a praw dziw ość. A u to r a ta k u je bo
wiem z kolei sam ą k a teg o rię praw dziw ości. Rozszcze pia on tę k ateg o rię n a c ałą se rię antynom icznych p a r tego, co zew n ętrzne i w ew n ętrzn e, pow ierzchniow e i ukryte, zracjonalizow ane i irracjo n aln e, fa b u la r nie, zorganizow ane, ja k Ballada, a fa b u larn e i chao tyczne, ja k Robaki, ascetyczne i orgiastyczne, d u chowe i cielesne, jednoznaczne i w ieloznacznie n ie uchw ytne, n a „k o b ietę-czło w iek a” i „kobietę-ciało ” , n a „m askę” i u k ry te pod n ią „b ajoro żądzy”... Dużo tego m anicheizm u i opozycji, k tó re dodajm y, m ają w większości całkiem czcigodną tra d y c ję w m y ślen iu europejskim , a za alegorią p lato ń sk ą sprow adzić to można do d y lem a tu b iały ch i czarny ch koni, sz arp ią cych pojazdem naszej osobowości w przeciw ne s tro ny, woźnica zaś, czyli rozum , lejc em m a przeciw ności ham ow ać, k ie ru n e k w y ró w ny w ać. W tak i sposób pi sanie Ballady m a być u N ow akow skiego k o n trą na
Robaki, a „b ia ła ” rela cja ze Sw oją D ziew czyną m a
„c za rn y ” odpow iednik w T am tej i w ty ch w szystkich „sam icach -o łtarzaćh ” , łażących po ulicach i po m y ślach b o h atera. To nie te sam e kobiety. N aw et i tu, w tej „czarności” , ko lejn e poziom y autentyczności, poniew aż jed n e sp ra w y dzieją się w sk ry ty c h poczy nan iach erotyczn y ch b o h a te ra, inne pozostają w sfe rze „ m itu bez p o trz e b y re a liz a c ji” . Z ty m i n a jtr u d niej. J e s t nałożona n a człow ieka m ask a p rzyzw oito ści, a pod ty m bulgoce żywioł, ale n aw et gd y ten w sty d liw y spód w y jd zie n a pow ierzchnię, gd y czło w iek cichcem odw aży się n a w ykro czenia przeciw u- d a w an iu przyzw oitości, to też nie zy skuje a u te n ty z m u, to z kolei g ra w nieprzyzwoiitość, n ak ład a inne m aski, znow u pod spodem coś i ta k bulgoce, eroto- m ań sk a w y o b raźn ia p ra c u je autonom icznie, szuka w p ra w d z ie w św iecie zew n ętrzn y m m a te ria łu do obróbki, ale to k o n ta k t jed n o stro n n y , dopływ bez odpływ u, a „To w e w n ą trz ” niezależne, i m yślenie „o T y m ” . P la to ń sk i w oźnica ju ż ty lk o o b serw ato rem jest, n ie k ie ru je , ale re je s tru je . C hciałby kierow ać, ale nie m a dokąd jechać. P o trz e b a o rganizacji, p la
Dużo
m anicheizm u
Platoński woźnica
S T E F A N T R E U G U T T
1 8 0 now ania sam ego siebie („K orczaginow ski ry g o r”) tak sam o tu silne, ja k b ra k p rzek on ania o s k u te c z ności takiego p lanow ania. Jed n o praw d ziw e, jako ideał pożądany; d ru g ie praw dziw e, jak codzienne udręczan ie się z sobą:
,»(—) gdy tak snuję tę próbę rozgrzebania siebie (...) to tak, jakbym parszyw iał d tonął w grzęzawisku, ale m yślę też, że każda rzecz, co mocno i boleśnie siedzi w człowieku, równa jest sobie, niech będzie dramat władzy, konflikt idei i ży cia, sumienia i jeszcze czegoś tam, a niech to będzie zw ykła oślizgła żądza, w szystko ma ten sam ciężar, nie ma w ażne go i nieważnego, i tak rozgrzebując to kłębow isko, siedząc w tym labiryncie, co jakiś czas piszę słow o fabuła, w tym słow ie zawiera się m oje m arzenie o uporządkowanym , jas nym życiu, gdzie w szystko wyw ażone jak harm onijna bu dowa, nic z błota, nic z zamętu. Tak przetykam coraz to p i sanie słow em fabuła, i stało się to słow o sym bolem nie spełnionych marzeń, hasłem tęsknym, oczyszczającym ten duszny, ze skrytości w yw lekany zapis. I ciągnę dalej roba czyw y ścieg”.
Nie lite ra c k a ju ż ty lk o w ażność „ fa b u ły ” , ale egzy ste n c jaln a w ażność tłum aczy, dlaczego tak często w zapisie p o jaw iają się uw agi o M aryna rskiej bal
ladzie, reflek sje z n ią zw iązane, k o re k tu ry te k stu Ballady, p od trzy m y w an ie się i rato w an ie ty m pisa
niem . Robaki z n a jd u ją uzasadnienie, opozycyjną za sadę odniesienia w łaśn ie w Balladzie. A le i o d w ro t nie, Balladę m ożna serio pisać, gdy się ją jednocześ nie ogląda przez p ry z m a t autotem atyczn eg o n o ta t n ik a z tego pisania: to z kolei Ballada m a mieć uza sadn ienie w Robakach. Je d n o siedzi w d rugim . A r a zem to „m iotanie się, żeby się nie d a ć ” , test n a obie stro n y . Spotęgow ane u czytelnika w rażen ie a u te n tyzm u. I pisarz prawdzJiwy, i pisze p raw d ę o swoim sk ak an iu od fa b u la rn e j fik c ji do pasania bez fa b u larn eg o zakłam ania, od jedności rac jo n aln e j w ciem ność k a p itu la c ji wobec nałogów m yślen ia niep orząd- nego. S p ry tn ie w y m yślon a rów now aga. I efektow ne zestaw ienie: p o zy ty w n ej, k rzep kiej opow ieści o m a ry n a rz a c h („m orze d la nich n ajw ażn iejsze (...) k o b ie ty u nich m arginesow o” ) z tem a te m obsesji ero
tycznych, rozkładow ych, nie do ro zsu p łan ia („nic tu w łaściwie ntie je s t zrozum iałe, nic tu nie je s t ja s n e ”).
Ballada dobrze opakow ana w Robaki, Robaki w Bal ladę. W ydaje się jed n ak , że ta zab aw a w różne po
ziomy w erbalizacji m a sw e całk iem p a te ty cz n e se rio. Doskonałe to stu d iu m ero ty czn ej m onom anii, ależ rzecz nie w iro n ii w obec fab u ły , n ie w tęsk n o cie do fabuły, an i n ie w jeszcze jed n e j p róbie za pisu świadomości. Rzecz n a jw a żn ie jsz a nie w tym , chociaż zastosow ana przez a u to ra tec h n ik a kolokw ia- lizm u i zdań e lip ty czn y ch lep iej służy w ierności psychologicznej od n aiw n y ch p ró b w p row ad zania p raw d y m yśli p rzez elim inow anie znaków p rz e sta n kow ych i pisanie bez p au z sy n ta k ty c zn y c h . (Nasze m yślenie to przecież se ria czegoś w ro d za ju pauz sy n tak ty czn y ch m iędzy rów no w ażn ik am i zdań o n ie jednak ow ym poziom ie organizacji.) Serio a u to ra tk w i w ty m , co chciałoby się nazw ać u to p ią poznaw czą. P rześw iadczeniem m ianow icie, iż m ożna osiągnąć praw dę, albo też do niej się m ak sy m aln ie p rzy b liży ć' drogą k o n fro n to w an ia i k om binow ania k ilk u p e r sp e k ty w poznaw czych. I prześw iadczenie, iż ze sta w ianie obok siebie w ielu re la c ji o św iecie d a je może ograniczoną, ale jed n a k p e n e tra c ję p ra w d y / I w ten sposób po zapisyw anych przez N ow akow skiego „gło sach” inny ch ludzi słyszym y jego w łasny, jego re la cję.
Robaki tłum aczą się jaśn iej, g d y zestaw im y te n za
pis z całą serią sty liz a c ji środow iskow ych, u p ra w ia nych p rzez N ow akow skiego od la t. To ja k b y k u lm i nacja i spięcie ty ch w szystkich p o p rzed n ich — a m o że i przyszłych? — opowieści, w k tó ry c h pisarz po życzał słów od inn y ch, chow ał się d y sk re tn ie za ludźm i z linii W arszaw a-C en tru m — W łochy, k rąży ł koło nich, p o d p atry w ał, u k ład a ł ich monologi, u p ra w iał z ró żn y m stopniem g atu nk o w ej dokładności m o- n o d ram aty zm . B ył dziesiątk i raz y reży serem i a k to rem środow iskow ego skeczu, zapisu, zbeletry zo w an e go re p o rta ż u . D oszedł do w ysokiego k u n sz tu sty liza
-Ballada opakowana w Robaki W ysoki kunszt stylizacji
S T E F A N T R E U G U T T
1 8 2
Zapis od środka
cji. R eżyserow ał jako p isarz p arcjaln e, cząstko w e p raw d y przed ziw n y ch ty p ó w ludzkich, osobników z ró żnych kręgów , utożsam iał się tak to w n ie z ich po ziom em w idzenia św iata. (Pisarz w Robakach n o tu je: „P rzedw czoraj znalazłem sw oje s ta re opow iadanie, sprzed sześciu lat, p isan e złodziejską g w a rą i całe przepojone złodziejsko-w ięzienną m entalnością, n a w e t ko m en tarz a u to rsk i nie skażony d y sta n se m i in nością, złe opow iadanie, spieprzone, ale zabaw ne w sw ej jednoznaczności”). I jako zw ieńczenie sty li- zacyjnej ro b o ty a u to sty liz ac ja w Robakach, sam o- reżyseria, k reo w an ie m o n o dram aty czn e kogoś z n a j b ardziej w łasnego środow iska, kogoś takiego, jak p isarz w sytuacja pokoleniow ej, biograficznej i psy chologicznej M arka Now akow skiego. U topia p o zn aw cza, bo to przecież w edle in n y ch m ożna nastaw iać n a m iarę literack iej p rec y z ji praw dziw ość w yp o w ie dzi, w łasnego głosu człow iek nie słyszy norm aln ie, ale od środka, bez sk ali porów naw czej, zam ysł pisa nia o sobie sam ym bez k am u flażu jest z konieczności n iezm iern ie tru d n y m p o szukiw aniem fo rm aln y ch sposobów zapisu „ n a tu ra ln e g o ” , selekcji m ate ria łu tak iej, żeby osiągnąć w ra ż en ie m aksym alnego a u to m atyzm u, to razem m a być tak, jak b y p isarz sam n a sobie w ym uszał p ro to k o larn e przy zn an ie się do p raw d y . A le do jak iej p raw d y ? W ym usza ją sam na sobie, a w ięc m a p ełn ą dowolność w y b ieran ia p y ta ń i odpowiedzi, u n ik ó w i d ygresji, b a b ra n ia się w intym no ściach takich, żeby w y d aw ały się osta teczne — to ty lk o d la kogoś innego m ożna ułożyć hipotety czny , praw dopodobny, m ożliw y scenariusz m yśli. W łasny u k ład a się sam — i zawsze trzeb a ten m a te ria ł racjonalizow ać „z zew n ą trz ” , chociażby sam em u, ale zew n ętrzn ie w obec zap am iętan y ch w łas n y c h p ery p etii. R obaki to serio p ró b a przebicia się p rzez n aw arstw ien ia sty liza c y jn e do p raw d y, do a u ten ty z m u , zapisu od śro d k a. Nie je s t to p raw d a o M ark u N ow akow skim . To p ra w d a o iście im p o n u ją cej, po sw o jem u p a te ty cz n e j robocie lite ra ta , k tó ry
sty lizuje na a u te n ty k , poniew aż p o trz e b n y m u na g w ałt au te n ty k . Ma dosyć falsy fik a tó w , m ow y p o d ra bianej, słów zasłyszanych, idei k o n stru o w an y ch — więc naw raca do siebie, m ów i o sw oich tęsk n o tach racjo naln y ch i irra c jo n a ln y c h stre fa c h zakazanych, k o n stru u je te d y siebie dw udzielnego, m ów i 'kilku ję zykam i, ogląda w k ilk u p lan ach . Pisząc o innych, m ógł likw idow ać „d y stan s i inność” autorskiego ko m en tarza. Siebie m oże oglądać ty lk o z d y stan su , ja ko „ in n y ” . O brót w y o b raźn i doprow adził znow u do sty lizacji. D ostępna naszej św iadom ości w iedza o so bie je st w końcu p ro je k c ją n aszej w iedzy o świecie, o inn ych . N aw et zapis n a jb a rd z ie j osobistych irra - cjonalności d an y je st w procesie racjo n alizacji, a więc pojęciow ego uogólniania, przez p rzy m iark ę chociaż by do językow ych m ożliw ości ekspresji. Nie m a p ra w d y o M arku N ow akow skim . J e s t pisarz N ow a kow ski, k tó ry n ap isał p o n u rą, fascy n u jącą opowieść o kim ś takim , ja k M arek N ow akow ski. Opowieść o rozdarciu , o kryzysie, o dysharm onii. U trzy m an ą w ry g o ra c h spowiedzi. I znam y m n iej w ięcej dobrze k a talo g grzechów śm ie rte ln y c h i pow szednich, w edle k tó reg o w ypadało tę re je s tra c ję p rzew inień o d p ra w ić. I szczere odpow iedzi słyszym y. Z ab rakło w sze lak o n a u k i m o raln ej. A i rozgrzeszenia. Nie mogło być udzielone, p rz y założeniach ta k p rec y z y jn e j sty liz a c ji środow iskow ej osoby b o h a te ra.
M. Nowakowski: Robaki. Pogłos nieżyczliw y
„Z ty m całym swoim bagażem w e łbie apetyt mam nielichy. Spraw ied liw ie notuję. I próżny jestem , bóle, niepokoje, k ło poty ze sobą, a przy tym spoglądam w lustro, dziś przy sto le twarzą do lustra się usadowiłem , jak wyglądam , oczy, nos, m iny sw oje poprawiam, retuszuję w lustrze. Też spra w ie d liw ie notuję”.
(M. Nowakowski: Robaki) A can się zalewa łzami,
d uszę krw aw i, serce krwawii;
Zabrakło rozgrzeszenia
S T E F A N T R E U G U T T 1 8 4
ale znać z Acana mowy,
że jest — tak — przeciętnie zdrowy; jutro humor się naprawi. —
(S. W yspiański: Wesele, akt II, sc. 7) „Zawstydzony grzesznik stokroć jest gorszy od nie zaw sty dzonego, przeto działającego w popędzie ślepym. Jeżeli bo wiem zawstydzony grzeszy dalej, tedy czyny jego złością są napełnione w iedzy o sobie. I nie ma dla takiego powrotu na prostą drogę”.