• Nie Znaleziono Wyników

Wszystko o Chopinie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wszystko o Chopinie"

Copied!
5
0
0

Pełen tekst

(1)

Michał Głowiński

Wszystko o Chopinie

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (59), 71-74

(2)

Roztrząsania

i rozbiory

Wszystko o Chopinie

W pewnym momencie pomyślaiem, że monografie polskich kompozytorów piszą już tylko muzykolodzy angielscy, interesujący się nawet twórcami, którzy -jak Mieczysław Karłowicz - pozycji w muzyce światowej nie zdobyli. Na szczęście okazało się, że moja pośpieszna obserwacja nie przylega do rzeczywistości, a świadczą o tym pokaźnych rozmiarów książki Tadeusza Zielińskiego, monogra-fia Małgorzaty Gąsiorowskiej poświęcona twórczości Grażyny Bacewicz i - przede wszystkim - m o n u m e n t a l n e dzieło Mieczysława Tomaszewskiego o Chopinie, dzieło będące próbą syntezy faktograficznej i interpretacyjnej wszystkiego, co wielkiego kompozytora dotyczy1.1 takie też było chyba założenie autora: pokazać

wszystko, omówić wszelkie kwestie, jakie z jego życiem, twórczością i oddziaływa-niem się wiążą, pokazać tę twórczość możliwie najwszechstronniej, z rozmaitych pozycji i w różnych przekrojach.

Jestem czytelnikiem nieprofesjonalnym tego rozległego dzieła, nieprofesjonal-ne zatem będą moje uwagi. Zagłębiałem się w tę książkę z rosnącym zainteresowa-niem i to nie tylko dlatego, że lubię czytać rozważania o muzyce, zwłaszcza zaś o tych wielkich twórcach, z których dorobkiem jestem oswojony, a więc opisy ich dzieł kojarzą mi się z pewnymi realiami dźwiękowymi. Poznawałem ją z nasilającą się ciekawością z jeszcze jednego względu, z tej mianowicie racji, że interesuje m n i e monografia jako swoista forma wypowiedzi czy wręcz gatunek literacki. A z tego p u n k t u widzenia - mimo zasadniczych różnic między dyscyplinami - jest niemal wszystko jedno, czy bohaterem staje się pisarz, malarz czy - jak w tym przypadku - kompozytor. Jedno trzeba stwierdzić od razu: monografia stanowi klasyczny gatunek wypowiedzi o twórczości artysty, choć jej rodowód nie jest szczególnie odległy, nie sięga starożytności ani nawet czasów Oświecenia, jako spe-cyficzna forma wypowiedzi zrodziła się ona w wieku XIX, a bujnie rozwinęła

(3)

Roztrząsania i rozbiory

w jego drugiej polowie (w jakiejś mierze zresztą pod wpiywem realistycznej powie-ści). Klasyczny, a więc zarazem niezwykle szacowny, ale też współcześnie nie tłumaczący się sam przez się.

I m p o n u j ą c a rozmiarami, zasięgiem i rozmachem (by nie wspominać już o sku-mulowanej na tych stronach ogromnej wiedzy, bo to jest oczywiste) książka Mie-czysława Tomaszewskiego jest właśnie reprezentatywną monografią, a jeśli szukać dla niej analogii w polskiej nauce o literaturze, wskazać należy dzieła Juliusza Kle-inera o wielkich romantykach. Ta analogia nasuwa się sama przez się, gdyż w isto-cie w okresie późniejszym nie powstało dzieło o pisarzu, które pomyślane byłoby tak szeroko i tak wszechstronnie, a jeśli nawet pojawiały się tego rodzaju próby, to z reguły nie zostały w pełni zrealizowane i doprowadzone do końca. W pewnych przypadkach decydowały o tym okoliczności zewnętrzne (myślę tu o świetnej mo-nografii Jana Józefa Lipskiego o Kasprowiczu, niestety pozbawionej planowanego tomu trzeciego), niekiedy zaś na taki stan rzeczy wpływały trudności metodolo-giczne, jakie forma monografii nasuwa p r z y n a j m n i e j od pewnego momentu. Bo nie pojawiały się one wtedy, gdy formułę „życie i dzieło" uznawano za oczywistą, a utwory omawiano w bezpośrednim związku z biografią, dostrzegając w nich jej prostą emanację. Ukształtowana ostatecznie w okresie pozytywizmu, monografia ujmowała dzieła sztuki w kategoriach swoiście pojętego d e t e r m i n i z m u : różne ży-cia przypadki nie tylko wpływały na charakter i sens poematu, obrazu czy symfo-nii, ale w wysokim stopniu je określały.

Książka Tomaszewskiego nosi podtytuł Człowiek, dzieło, rezonans, a więc - przy-n a j m przy-n i e j z pozoru - przywołuje tradyryjprzy-ny schemat moprzy-nograficzprzy-ny wyrażający się w słowach „życie i dzieło". To prawda, w tej książce mowa jest o życiu kompozyto-ra, najobszerniejsza i najważniejsza jej część poświęcona jest dziełom, a tom trzeci mówiący o oddziaływaniu, stanowi swojego rodzaju dopełnienie czy epilog. Mimo wszystko jednak nie można jej sprowadzić do klasycznego wzoru, który w naszych czasach po prostu się rozpadł. Uczony p o d e j m u j e zadania podobne do tych, jakie dawniej stawiali przed sobą monografiści, nie może jednak realizować zasad ga-t u n k u ga-tak, jak oni ga-to czynili. Wyraża się ga-to przede wszysga-tkim w ga-tym, że nie wprowa-dza bezpośrednich zależności tam, gdzie ich dowieść nie sposób, nie szuka czynni-ków deterministycznych, bo są one dla niego nieistotne tak w planie faktograficz-nym, jak interpretacyjfaktograficz-nym, nie narzuca związków w miejscach, w których nie są one oczywiste. W ten sposób monografia traci swą klasyczną spójność, staje się sumą wiedzy, ale ma wszelkie po temu dane, by nie być konstrukcją konsekwentną i jednolitą. Gdyby sięgnąć po analogie muzyczne, powiedzieć by można, iż bar-dziej przypomina suitę z jej względnie dowolnym układem części niż z natury ga-t u n k u bardziej spójną i zdyscyplinowaną symfonię.

W części zatytułowanej Zycie omawia autor w formie k a l e n d a r i u m , a więc w try-bie ściśle dokumentacyjnym, biografię C h o p i n a , poprzedza je wszakże krótkim rozdziałem Struktura osobowości, a uzupełnia rozważaniami o pianiście, pedagogu i kompozytorze. Zasadnicza część monografii poświęcona jest co oczywiste -dziełu. Czytając także tę część odnosiłem wrażenie, że autorowi zależy na

(4)

powie-dzeniu możliwie wszystkiego, co mogłoby dzieła Chopina dotyczyć - nawet kosz-tem pewnych powtórzeń czy omawiania analogicznych problemów pod różnymi etykietami. Czytelnikowi takiemu jak ja, a więc nie będącemu muzykiem, najwię-cej trudności sprawiła część z a j m u j ą c a się stroną ściśle techniczną utworów Cho-pina. W notce przedstawiającej autora czytamy, że Mieczysław Tomaszewski „re-p r e z e n t u j e muzykologię zorientowaną humanistycznie", a więc tego rodzaju uję-cie, które zadowalałoby zapewne uczonego ukierunkowanego „formalistycznie", nie może go komentować. Stąd ujęcia wykraczające daleko poza analizę techniki kompozytorskiej.

Kulminacyjnym m o m e n t e m monografii jest jej część najobszerniejsza Gatunki

i utwory. Świetnie, nadzwyczaj sugestywnie napisana, przedstawia ona utwory

C h o p i n a wedlug form (gatunków), jakie uprawiał. Chciałoby się powiedzieć, że ta właśnie część najbliższa jest muzycznej empirii, najbliższa Chopinowskich dziel. Tomaszewski posiada piękny dar pisania o muzyce, a więc czytając jego wywody można sobie przypomnieć czy wyobrazić utwory będące przedmiotem interpreta-cji. Tę część książki czytałem ze szczególną satysfakcją, bo idąc za rozważaniami uczonego miałem nie tyle przed oczami, co przed uszami kolejne gatunki, upra-wiane przez C h o p i n a , przede wszystkim zaś - kolejne utwory. Tak się działo w ja-kiejś mierze zapewne dlatego, że jestem w twórczości Chopina nieźle osłuchany, przede wszystkim jednak z tej racji, że zostały w książce przedstawione precyzyj-nie, przejrzyście, sugestywnie. Po lekturze tej zasadniczej części pracy Tomaszew-skiego będę niewątpliwie słuchał Chopina w sposób bardziej pogłębiony.

Jednakże zamiar autora nie wyczerpuje się na opisie techniki kompozytora i jego poszczególnych utworów, toteż pojawiają się rozważania o estetyce, poetyce, stylu, ekspresji itp. Tutaj stosuje Tomaszewski do twórczości Chopina całą wiązkę pojęć znanych z estetyki i z teorii literatury. Każda dziedzina wiedzy o sztuce ma w tym zakresie swoje zwyczaje, przyzwyczajenia, uzusy, nie wiem, jak te rzeczy układają się w muzykologii, jednak z mojej perspektywy, historyka literatury, po-jawiają się tu pewne wątpliwości. Czytając doznawałem wrażenia, że jesteśmy świadkami zbytecznego mnożenia bytów, bo w tym przypadku różnice między es-tetyką a poetyką nie są oczywiste (tym bardziej że mamy do czynienia z częściowo p r z y n a j m n i e j metaforycznym używaniem tych kategorii), a zjawisko stylu mieści się w obydwu tych pojęciach. Jak mi się wydaje, owo mnożenie bytów jest również wynikiem przyjęcia założenia monograficznego, skoro sprzyja ono rozważaniu wszystkiego, co może się łączyć z głównym przedmiotem. Pewien n a d m i a r jest nie-jako wpisany w ten gatunek wypowiedzi.

Wyznać muszę, iż nie jest dla mnie całkiem jasne, co tu się rozumie przez „in-terpretację h e r m e n e u t y c z n ą " utworu muzycznego. Zakładam, że to taka analiza, która nie ogranicza się do problematyki technicznej, ten wyróżnik negatywny wszakże chyba nie wystarcza. Jak się wydaje, chodzi tu o wiązanie dzieła muzycz-nego z takimi czy innymi sferami kultury; na przykład interpretacja hermeneu-tyczną Barkaroli polegać ma na łączeniu jej z tekstami poetów romantycznych (por. s. 443). Powstaje wszakże pytanie, czym taka interpretacja różni się od

(5)

pro-Roztrząsania i rozbiory

gramowego czy literackiego stylu o d b i o r u muzyki ( C h o p i n a i nie tylko C h o p i n a ) ? A u t o r o m a w i a n e j m o n o g r a f i i należy do zdecydowanych jego przeciwników, c z e m u dziwić się nie przystoi, gdyż jest to d z i e d z i n a dowolności i - jakże często - złego s m a k u , a r o z m a i t e próby d o s z u k i w a n i a się treści literackich w m u z y c e p r o w a d z ą d o trywializacji i s t a j ą się d o m e n ą g r a f o m a n i i . D o w i a d u j e m y się, że to George Sand zapoczątkowała n i e b e z p i e c z n y proceder odczytywania Preludiów w aspekcie s e m a n t y c z n y m , a p r a k t y k a ta osiągnęła a p o g e u m na p r z e ł o m i e X I X i X X wieku. Z k w e s t i a m i tymi wiąże się ogólna sprawa opisywania m u z y k i i n i e a d e k w a t n o ś c i języka, w k t ó r y m ono się r e a l i z u j e . O kwestii tej znaleźć m o ż n a w książce T o m a -szewskiego b a r d z o ciekawe uwagi - między i n n y m i w części o f u n k c j o n o w a n i u utworów C h o p i n a . Otóż taka k o m p o z y c j a jak Etiuda op. 25 nr 11 prowokowała ko-m e n t a t o r ó w , krytyków czy piszących na t e ko-m a t y ko-m u z y c z n e literatów do przy-woływania całkiem i n n e g o r e p e r t u a r u m e t a f o r niż na p r z y k ł a d Berceuse. T o pyta-nie i n t e r e s u j ą c e : w jaki s p o s o b i w jakiej mierze c h a r a k t e r u t w o r u m u z y c z n e g o wy-znacza czy wręcz określa styl, w jakim się o n i m pisze, w jaki sposób wpływa na ję-zyk, u z n a n y w d a n y m p r z y p a d k u za n a j b a r d z i e j o d p o w i e d n i i właściwy?

D o m y ś l a m się, że tego r o d z a j u pytania stawały także przed Mieczysławem To-m a s z e w s k i To-m , gdy przystępował do pracy n a d swyTo-m dziełeTo-m. Język, jakiTo-m o p e r u j e , jest powściągliwy i rzeczowy, nie ma w nim ż a d n y c h p r ó b tworzenia słownych, lite-rackich czy raczej p s e u d o l i t e r a c k i c h ekwiwalentów utworu m u z y c z n e g o . Jest to, gdy potrzeba, k r o n i k a r s k i język biografa, d o m i n u j e j e d n a k język analityka i inter-p r e t a t o r a .

N a k o n i e c c h c i a ł b y m zwrócić uwagę na jeszcze jedną właściwość tej książki, która łączy ją z t r a d y c j a m i m o n o g r a f i i . Ten g a t u n e k n a u k o w e j wypowiedzi, zwłaszcza gdy praca dotyczy życia i dzieła artysty, zakłada d y n a m i c z n o ś ć u j ę c i a , a więc pokazywanie p r z e m i a n , ewolucji, procesów rozwojowych. Tak też się dzieje w tej wizji C h o p i n o w s k i e g o p r z e k a z u . Nie m a w n i e j niczego, co t r a k t o w a n e byłoby jako z góry i raz na zawsze d a n e , świat wielkiego k o m p o z y t o r a , tak w wy-m i a r z e biografii, jak twórczości, z n a j d u j e się w wiecznywy-m r u c h u , podlega nie-u s t a n n y m p r z e k s z t a ł c e n i o m , stanowi jakby t e m a t ciągnących się przez lata waria-cji. I ta właśnie d y n a m i c z n o ś ć u j ę c i a w y d a j e mi się j e d n y m z istotniejszych walo-rów m o n u m e n t a l n e j m o n o g r a f i i , jaką Mieczysław Tomaszewski poświęcił życiu i dziełu C h o p i n a .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przypomnę tutaj przede wszystkim telewizyjne: „Poznajmy się” i „Małżeństwo doskonałe”, które miały taki duży oddźwięk i tak dobrze sprawdziły się w szerokich

I jest to chyba dość dobra konwencja, choć niektórzy, ze względu na tłumaczenia, używ ają też terminu „scjencjologia” (Tadeusz Kotarbiński), mimo że sugeruje

zdanie, iż nieprawdą jest, jakoby badania jakościowe były łatwiejsze (i tańsze) od ilościowych oraz wymagały mniej pracy. Nakłady pracy są w tym wypadku co najmniej porównywalne,

Wydaje mi się, że historia Polonii w tym mieście, podobnie jak historia Polonii amerykańskiej, nie jest jeszcze zamknięta i że nie tylko kolejne fale emigracji z Polski

Zdaniem Ossowskiego podłożem tych sporów jest dogmatyczne absolutyzowanie przez spierające się szkoły preferowanych przez nie sądów charakteryzujących dane zjawisko

Kolporter widzi, jak bardzo czekają na Tygodnik Mazowsze, nawet kiedy jest gorzej wydrukowany nie zawsze narzekają. Przekazywaliśmy wpłaty, gazetki, listy, to

To tym bardziej jest ważne osiągnięcie, bo medal olimpijski stał się teraz tak drogi… Zawodnicy z wielu krajów zaczęli biegać bardzo szybko 400 m, w tym zawodnicy z rejonu

Bardzo ważne jest, aby w takiej sytuacji uspokoić dziecko, powiedzieć, że dorośli po to ustalili zasady kwarantanny i przerwy od spotykania się z dziadkami, by zadbać o ich