• Nie Znaleziono Wyników

Eugeniusz Śmiarowski

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Eugeniusz Śmiarowski"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Wacław Barcikowski

Eugeniusz Śmiarowski

Palestra 17/2(182), 43-48

(2)

Nr 2 (1&2) E u geniusz S m la ro w ski 43

i w y m iaru spraw iedliw ości leży, aby w ystąpienia te nacechow ane by ły godnością oraz ab y k ierow ała nim i isto tn a potrzeba.

R edakcja „ P a le s try ” pilnie w słu ch ując się w głosy czytelników , ro z ­ w aży zapew ne w szelkie w ypow iedzi i p ro je k ty p rzedstaw ione na sp o tk a ­ niu, a n astęp n ie dołoży ze sw ej stro n y n ależytych starań , ab y zgłoszone d ezy d eraty czytelników jak najszybciej w prow adzić w czyn, aby czaso­ pismo adw okackie „ P a le s tra ” stało się codziennym tow arzyszem każdego z nas.

WACŁAW BARCIKOWSKI

E u g e n i u s z S m i a r o w s k i

T rudno dziś sięgnąć pam ięcią o p a rę dziesiątków la t w stecz i pozbie­ rać w ątk i przeżyć z tego odległego okresu, zwłaszcza gdy po tw o rn e w oj­ ny zniszczyły doszczętnie niejed nem u z nas całe archiw um . Siedzę oto p rz y b iu rk u i na fotelu Sm iarow skiego, odziedziczonych przezeń po S tanisław ie P a tk u , i tonę w e w spom nieniach o ty m w szech stro n n y m u m yśle i czarującej postaci tak wcześnie zgasłego w ielkiego obrońcy pokrzyw dzonych, jednego z niew ielu, może, k tó ry nie m iał wrogów .

P rzyp om inam sobie, jak kiedyś idąc z W acław em Szum ańskim sp o t­ k aliśm y na ulicy w rejo n ie sądów E ugeniusza Sm iarow skiego. B yło to, zdaje się, w to k u lub po procesie brzeskim , k tó ry niedaw no odbył się w ów czesnym Sądzie O kręgow ym . Z ap y taliśm y go o zdrow ie. Czuł się bow iem żle, ja k m ów ił m i o ty m jed en z lekarzy, pod którego opieką pozostaw ał i k tó ry tow arzyszył m u na procesie, aby w razie potrzeb y p rzyjść m u z pomocą. Szedł w olnym krokiem , blady, z pochyloną nieco głową.

— Ach, dobrze — rzekł, zw racając się do m nie — że W as spotkałem . Chciałem zapytać, czy zgodzilibyście się objąć po m nie stanow isko w L i­ dze O brony P ra w Człowieka i O byw atela. Będzie Zjazd, ch ciałbym w y ­ staw ić w aszą k a n d y d a tu rę do prezydium .

Zgodziłem się n aty ch m iast. B yłem szeregow ym członkiem Ligi.

— Nie oczekiw ałem takiego aw ansu — rzekłem — ale są przecież inni kandydaci, bardziej zasługujący na takie w yróżnienie.

— To m oja sp raw a — powiedział. — W as już znają.

P otw ierd ził to Szum ański, z k tó ry m byłem zaprzyjaźniony. Tak w szedłem niespodzianie do prezydium Ligi.

P ań stw o nasze, sklecone z trzech zaborów a rządzone przez ludzi z u k ształto w an y m i n aw yk am i jednego zaboru nie znającym i ucisku n a­ rodow ego ani k rw aw y ch w alk toczonych z zaborcą, bez w iedzy o rg an i­ zacyjnej, bez dośw iadczenia, staw ało się pastw ą in d y w id u aln ej dow ol­

(3)

44 W a c ł a w B a r c t k o w s k i N r 2 (182)

ności i nacisku w ładzy w ykonaw czej, sprzecznego z k ano nam i k o n sty ­ tu cji.

N ie b y ły w olne od takiego n acisk u an i w ładza ustaw odaw cza, an i sądow a. N ie b y ła też w olna od tego i obrona, k tó ra dom agała się p o stę ­ pow ania zgodnego z u stalo n y m i podstaw am i rządzenia i p raw obyw a­ telskich, a zwłaszcza ta część p a le stry ra d y k a ln e j, k tó ra w alczyła o po­ w yższe dobra w okresie rew o lucji 1905 r. i w okresie późniejszym . W jej gronie byli S tan isław P atek , Eugeniusz Sm iarow ski, Leon B erenson, W acław Szum ański, K azim ierz S te rlin g i inni. Z tego w spaniałego grona zasłużonych obrońców na pierw sze chyba m iejsce w ybił się n ajz n a k o ­ m itszy z nich — Eugeniusz Sm iarow ski.

U rodził się 8 m aja 1878 r. w Łom ży. S yn pisarza hipotecznego, w iel­ kiego m iłośnika m u zyk i o zdolnościach kom pozytorskich. Z am iłow ania m uzyczne ojciec przekazał sw em u jedynakow i. Po u zy skan iu m a tu ry E ugeniusz Sm iarow ski w stąp ił n a U n iw e rsy te t w W arszaw ie, gdzie na d ru g im ro k u p raw a został aresztow an y , osadzony w X paw ilonie C y ta­ deli, a n astęp n ie w y dalony z gran ic K rólestw a. S tu d ia praw nicze ukoń ­ czył w K azaniu, a filozoficzne w H eidelbergu.

W lata ch 1917— 1920 był w spółorganizatorem polskiego sądow nictw a, p iastu ją c stanow isko początkow o d y re k to ra d e p a rta m e n tu M in isterstw a Spraw iedliw ości, a następnie w icem in istra spraw iedliw ości. Po pow rocie w 1922 ro ku do zaw odu adw okackiego, jako w y b itn y m ów ca sądow y sta w ał w w ielu głośnych procesach politycznych, a m .in. w procesie Tlrom ady w 1928 r. oraz w procesie brzesk im w 1931 roku.

R o zb rajająca bezpośredniość i szczerość jego przem ów ień sądow ych czy w ygłaszanych z in n ych okazji m ia ła w sobie coś urzekającego, kie­ ru jąceg o słuchaczy na to ry koncepcji m yślow ych m ówcy, w zbudzając w n ich w iarę, że jed y nie to, co pow iedział, jest słuszne i logiczne. B ył godnym n astępcą słynnego ad w ok ata A dolfa Pepłow skiego, k tó ry sw y m w ejściem na salę sądow ą m obilizow ał carskich sędziów do po praw iania u rzędow ych surdutów , a jednego z nich w P io trk o w ie do zatk ania sobie uszu podczas ro zp raw y , „aby go nie p rzek o n ał” .

Nie znaczy to, oczywista, że u tale n to w an a obrona zawsze decy d uje o w y ro k u sądow ym . D ecydują o n im przep isy p raw a, n a staw ien ie p sy­ chiczne sędziego, w p ły w y sfer rządzących, c h a ra k te r u s tro ju itd., ale w prow adzenie do niej poza in te rp re ta c ją p raw n ą w y czerp u jący ch czyn­ n ików analitycznych i em ocjonalnych m oże spow odow ać pew ne zm iany w nastaw ien iu i w yrokow aniu sędziego.

B yli jednak, w praw dzie nieliczni, sędziow ie w sp raw ach politycz­ n ych, jak np. sędzia Leszczyński w procesie brzeskim , k tó rzy w słow ach szczerych, przepojonych głęboką w ia rą w szlachetną, p o rew olu cy jn ą przyszłość człowieka, w ia rą w zniesienie ucisku, w yzysku i poniżenia w idzieli zbliżającą się rzeczyw istość i głoszoną przez m ówcę proroczą praw dę. Z adrżała im nieraz ręk a p rzy p o dpisyw aniu nakazanego przez p raw o lub przez w ładzę w ykonaw czą w y ro k u skazującego, gdy już nie było czym obalić policyjnych dowodów u sp raw ied liw iający ch skazanie.

N ie będę p ow tarzał h isto rii m iędzyw ojennej rzeczyw istości, ale o rien ­ to w a ł się w niej dobrze każdy obrońca polityczny, k tó ry p rzem ierzając w zdłuż i w szerz cały k ra j, w y stę p u ją c w ró żn ych sądach i w różnych m ery to ry czn ie spraw ach, gdzie o db ijały się ja k w w ielopłaszczyznow ym

(4)

N r 2 (192) E u g en iu sz S m ia ro w ski 45

zw ierciad le sk u tk i polityki p ań stw ow ej i gospodarki, sy tuacja społeczna m as pracujący ch i ich czynne, k rw a w e nieraz p ro testy, był chyba w szech­ stro n n ie poinform ow any o tym , co się dzieje w k ra ju , a czego p rasa lew icow a św iecąca białym i plam am i k o n fisk at n ie była zdolna przekazać czytelnikom . Z resztą pism a takie ja k „Oblicze d n ia ” czy „D ziennik po­ p u la rn y ”, nazb y t szczere i n iep o p raw ne w sw ej rzetelności w podaw aniu p raw d y , m iały b ardzo k ró tk i żywot.

S k argi i żale upośledzonej części społeczeństw a, w y n u rzenia w ięźniów politycznych i ich rodzin, sam w reszcie przebieg procesów pozw alały obrońcy sięgnąć głębiej do rzeczyw istości m iędzyw ojennej, do u k ry w a ­ nych przez czynniki oficjalne tajem n ic, do k rw aw y ch m etod pacyfikacji po w siach i u jarz m ia n ia m niejszości u k raiń sk iej i b iałoruskiej, do odbie­ ra n ia im szkół z rodzim ym języ k iem w ykładow ym , do prześladow ań, szykan, gw ałtów , w ysiedleń itd. O brońcy w iedzieli rów nież, co się działo przy w stępnych p rzesłuchaniach i w w ięzieniach, zwłaszcza po o deb raniu w ięźniom polityczn y m p rzy słu g u jący ch im n aw et w carskiej Rosji upraw n ień.

N ajboleśniejsze było to, że sądy n ie dopuszczały do u jaw n ia n ia tych potw orności, że zam y k ały św iadkom i obrońcom usta, że nie sta ły na usługach praw a, lecz na usługach ad m in istra c ji, policji i ich zw ierzchni­ ków. N iew ielu obrońców m ogło p rze b rn ą ć przez te przeszkody, a b y w y ­ dobyć p raw dę n a św iatło dzienne.

Po m istrzo w sk u czynił to E ugeniusz Sm iarow ski, cieszący się w są­ dow nictw ie d u ży m a u to ry tete m . U daw ało m u się n ieraz skłonić sędziów do w yczerpania m a te ria łu dowodowego, ta k często odrzucanego przez sąd p rzy w nioskach in n y ch obrońców , udaw ało m u się obalić dow ody o sk ar­ żenia narzucone przez a d m in istrację i policję, a także spowodować w p ro ­ w adzenie do p ro to k o łu niepraw idłow ości postępow ania sądow ego itp. W szystko to w fo rm ie wysoce k u rtu a z y jn e j, nie obniżającej pow agi sądu, św iadczącej raczej o głębokim p rzek o n an iu słuszności stanow iska obrony.

Św ietna znajom ość nie ty lk o rodzim ych p raw m aterialnego i p ro cedu ­ ry , w yjątk ow a pam ięć i znajom ość orzecznictw a swego i innych krajów , zw łaszcza ro sy jsk ic h orzeczeń S e n a tu na tle kodeksu karnego z 1903 r., często u łatw iały m u skuteczność obrony.

Sm iarow ski prow ad ził nie tylk o sp raw y polityczne, ale w szystkie te s p ra w y , w k tó ry c h po głębszym ich zbadaniu doszedł do przekonan ia o niesłuszności oskarżenia, o krzyw dzie, jak a dotknęła zw racającego się do niego po obronę człow ieka. B ył daleki od podejm ow ania się jej tam , gdzie niepraw ość św iadczyła o złej woli, gdzie w ym agała od obrońcy w y bie­ gów graniczących z jego nieuczciw ością.

Sędziowie zagrożeni przez ad m in istrację, k tó ra m ogła ich w każdej chw ili oozbawić stanow iska w brew k o n sty tu c y jn y m przepisom , nie zdając sob ie nieraz sp raw y ze swoich n a stro jó w i ich w pływ ów na w yrokow anie, gw ałcili zasady w y m iaru spraw iedliw ości przez zaciskanie obręczy pod­ ch w ytliw y m i p y tan ia m i sk iero w an y m i do św iadków i doborem ty ch o statnich oraz in te rp re ta c ją fak tó w i zeznań na niekorzyść oskarżonych, a tak że przez ograniczanie ich odpow iedzi itd., co w procesach politycz­ ny ch zdarzało się dość często. N ajw iary g o d n iejszy m i przecież św iadkam i w ty ch procesach byli policjanci i w yw iadow cy, k tórzy broniąc z kolei

(5)

46 W a c ł a w E a r c i k o w s k i Nr 2 (182)

sw ych zawodowych interesów , służyli „pom ocą w ym iarow i sp ra w ie d li­ wości” swoim nastaw ien iem psychicznym do oskarżonych.

D latego św iadkow ie ci stali na p ierw szym m iejscu p rzy ocenie w ia ry ­ godności dowodów w yprzedzając, jak to było np. w procesach łuckim , brzeskim , w Łodzi i w innych sądach, św iadków o n ajw iększych n aw et m oralnych i społecznych a u to ry teta ch . O brona zaś, dom agająca się w pi­ sania do protokołu p y tań i uw ag przew odniczącego lub sędziów, b yła k a­ ran a w ysokim i grzyw nam i.

Toteż procesy polityczne przy pozornym b ra k u dowodów staw ały się dla obrony jednym i z n ajtru d n iejszy ch , m iała ona bow iem do przełam ania nie tylko zarzu ty oskarżycielu publicznego, ale tak że pow zięte z gó ry za­ grożenie i nastaw ienie sędziego, zwłaszcza należącego do przeciw nego obozu, oraz zm ianę jego stosu nk u do oskarżonych, zneu tralizow anie uczuć wrogości do nich, dojrzenie w nich ob y w ateli w łasnego państw a odczu­ w ających k rzy w d y bronionej przez siebie klasy.

Eugeniusz Sm iarow ski znał te bolączki sądowe, um iał ustosunkow ać się do nich bez o tw a rte j k ry ty k i, um iał je zniw elow ać, podnieść godność człowieka i jego rolę ponad dotkliw ą, n ieraz bolesną p ry w atę. Czynił to bez patosu, językiem pięknym , prostym , p rzen ik ający m do um y słu i ser­ ca, podnoszącym ocenę społeczną ludzkiego postępow ania i bądź sp ycha­ jący m ją na dno osądu, bądź też podnoszącym na w yżyn y chw ały i u w iel­ bienia, W yw oływ ał n astró j, w k tó ry m m iędzy nim a sędziam i zanikała próżnia, a pow staw ało w spółbrzm iące pow iązanie sądu i obrony. Nie uszedł jego uw agi żaden szczegół, k tó ry by nie w y ra sta ł podczas prze­ m ów ienia do roli mocnego ciosu godzącego w a rg u m e n ty oskarżenia.

Pogoda ducha, ro zb ra ja jąc y uśm iech, dow cip w spraw ach, jak ie w y­ padło m u prowadzić, nie zdradzały gniew u ani oburzenia na stanow isko przeciw nika, którego usiłow ał przekonać przed sądem . O taczany m ło­ dzieżą w ypełniającą podczas jego przem ów ień obrończych salę sądową, zarzucany często p y tan iam i jako doskonały znaw ca p raw a i życia, jako e ru d y ta w w ielu dziedzinach w iedzy i sztuki, w ielbiciel m uzyki, człowiek o w ybitnej inteligencji — by ł postacią n iezw ykle a tra k c y jn ą dla w cho­ dzących w życie zawodowe um ysłów.

Jego m ieszkanie, ostatn io przy ulicy D ługiej, odw iedzało w ielu adw o­ katów . Byw ał tu zaprzyjaźniony ze Ś m iarow skim S tan isław P a tek , sły n ­ ny w spółzałożyciel K oła O brońców P o lity czn ych z czasów carskich i jeden z n ajczynniejszych obrońców z tego Koła, a potem w odrodzonej Polsce am basador w Jap o nii, znan y kolekcjoner an ty ków . B yw ał Leon Berenson, św ietny obrońca, jeden chyba z najdow cipniejszych w śród p alestry , któ­ rego polem ika z oskarżycielam i m iew ała przebieg w p ro st anegdotyczny. P o tra fił w zdum iew ający sposób w yciągnąć ze św iadków „zap om nian ą” p raw dę lub ujaw nić ich k łam stw a. N iepow szednia dobroć, szczerość, p ra ­ wość b yły dom inującym i cecham i jego c h a ra k te ru . M iał duży a u to ry te t w śród p a le stry i swoich podopiecznych, a n a w e t w śród rasow ych w ro ­ gów.

Do g ru p y dość częstych byw alców n ależał także K azim ierz S terling, w y b itn y p raw nik, szanow any w kołach sądow ych i adw okackich. N ajczę­ ściej m ożna go było spotkać na Ś w ięto k rzy skiej w śród bibliofilów u ga­ niający ch się za białym i krukam i. B liski tow arzysz P a tk a i S m iarow

(6)

skie-Nr 2 (182) E ugeniusz S m ia ro w ski 47

go w K ole O brońców P oltycznych, pisarz, histo ryk, poeta, a poza tym n a m ię tn y zbieracz fajek. Byw ał tam i W acław Szum ański, powszechnie łu b ian y obrońca polityczny, św ietn y m ówca o ak sam itn y m barytonie. W procesie brzeskim w ygłosił najdłuższe przem ów ienie, któ re trw ało z gó­ rą osiem godzin. Jego hobby stanow iły ko n certy na zebraniach tow arzys­ kich, k tó re u św ietn iał a rty sty c z n y m gw izdaniem . Szum ański w latach późniejszych cierpiał n ie ste ty na chorobę m an iakaln o-dep resy jn ą, która w okresie d epresji obezw ładniała go, w m an iak aln y m zaś okresie potę­ gow ała jego tem p eram en t. W takim w łaśnie stanie, po w ypuszczeniu go z O św ięcim ia, na sk u te k swego zachow ania się zdradzającego tajem nice obozu, został tam w yw ieziony ponow nie i zginął.

T rudno byłoby zliczyć w szystkich odw iedzających dom Sm iarow skiego przyjaciół nie ty lk o z p alestry , ale i z innych dziedzin w iedzy i sztuki, lite ra tu ry , filozofii i m uzyki.

U pływ a w łaśnie 40 lat, ja k nad grobem Eugeniusza Sm iarow skiego zab rzm iały pożegnalne głosy rep rezen tu jące cały św iat praw niczy, całą ad w o k a tu rę polską, bolejące n ad u tra tą tego najw iększego w naszym po­ koleniu adw o k ata, w ysoce utalen tow an eg o czynnego rzecznika w ym iaru spraw iedliw ości i gorliw ego h u m an istę — obrońcę p raw człowieka i o b y ­ w atela.

A dw okat J a n D ąbrow ski m ówił o nim jako o „jednej z n a jp ię k n ie j­ szych postaci pow ojennego pokolenia” , o jego bogatym um yśle, o w yso­ kiej k u ltu rz e d ucha i serca, o genialnym darze logicznego m yślenia i przekony w an ia, o św ietnej a nie sztucznej, z serca i z głębi przekonań p łynącej w ym ow ie, k tó ra się w ydaw ała podobną m uzyce.

W spom inając o Eugeniuszu Śm iarow skim i jego linii życia, W acław S zum ański m ów ił, iż był on „jed n ym z n ajw y b itn iejszy ch i n a jw y tw o r­ niejszych polskich m ów ców ”, a K azim ierz S tc rlin g — że „było to nie ty l­ ko nazw isko, lecz sym bol szlachetności uczuć, w ielkiej praw ości, nieza­ chw ianej m ocy zasad etycznych i przekonań polityczn ych”.

S tan isław T h u g u tt w spom niał o nim jako o dem okracie. „Nie z p a rty j­ nej n o m en k la tu ry , nie dla k a rie ry i nie z p rzy p ad k u — pow iedział — ale dlatego, że tak a b yła najgłębsza istota jego ducha, tak ie było jego życie od lat dw u d ziesty ch aż do chw ili zgonu. Jak o praw nik, jako obyw atel uznaw ał p otrzebę a u to ry te tu , wyższości in te resu ogólnego nad interesem jedno stki, w y p ły w a ją cą stąd niekiedy n ieu chronnie potrzebę kary. Nie znosił n ato m iast organicznie wszelkiego ucisku, k ręp o w an ia rozw oju czło­ w ieka, a przede w szystkim rzu can ia go na p astw ę rzekom ym interesom p aństw a, pod k tó ry m i u k ry w a ją się niezd arn ie in te resy p anu jącej klasy czy k lik i.” „Nie było — m ówił dalej T h u g u tt — w ypadku, żeby odm ówił pom ocy kom uś, kto wszedł w k on flik t z praw em z pobudek ideowych. N igdy nie zdarzyło się, aby zastał drzw i zam knięte ten, kto nie m iał czym oułacić jednego z n ajzn ako m itszych adw okatów w Polsce.”

Sm iarow ski, ten w y jątk o w ej m iary obrońca, nie był może jed ynym w śród obrońców ciężko p rzeżyw ających sw oją bezradność w sytuacji, o k tó re j w spom ina ad w o k at Leon B erenson w broszurze „K u czci Euge­ niusza S m iarow skiego”. Nie w chodziły tu przecież w grę ani in teres oso­ bisty, ani am b icja obrończa, lecz czysty, szczery stosu nek do ludzkiej rzeczyw istości, do g w a łtu potw ornego reży m u nad uciem iężonym n a ro ­

(7)

48 W a c ł a w B a r c l k o w s k i N r 2 (182)

dem i bezsilność b o h atersk iej sam oobrony, w k tó re j p ad ają najszlach et­ niejsze ofiary.

Ś m iarow ski w gronie przyjaciół często pow racał do tego tem atu . Za­ d aw ał sobie i innym py tanie, czy chodzi tylko o carski w y m iar sp raw ie­ dliw ości. Czy ty lk o tam ci, u b ran i w w ojskow e i cyw ilne m u n d u ry , p ra ­ w odaw cy i sędziowie, p atrząc — na bieżąco — n a rozw ój ru ch u rew o lu ­ cyjnego, byli aż ta k zaślepieni, że nie dostrzegali, zwłaszcza po 1905 r., n ajbliższej przyszłości wobec w y d arzeń obronnych ro bo tnik a i chłopa, k u czem u zm ierza w alka? Czy nie w idzieli rzucającej się w oczy nędzy w si i m iast, rosnącego bezrobocia i ubożenia lu d u p rzy olbrzym ich zgar­ n ian y c h zyskach z rodzim ego i zagranicznego k ap itału , zdobyw anych nieograniczonym w yzyskiem p rac y m ilionow ej biedoty?

H erm an L ieb erm an w spom ina, ja k czytał On w duszach ludzkich i jak głos jego w sali sądow ej dźw ięczał tak czysto i przejm ująco, ża zarów no publiczność jak i sędziowie, oczarow ani i porw ani, słuchali z za p arty m tchem , jak gdyby sam odw ieczny geniusz, krzyw dą i okru cień stw em m oż­ n y ch to rtu ro w an ej ludzkości, przed nim i stanął, do ich sum ień o sp ra ­ w iedliw ość wolał.

N aiw ne, godne in fan ty ln eg o u m ysłu zarzuty w okresie m iędzyw ojen­ n y m o „p rzek u p y w an iu ” biedoty, ab y w yw ołać rew olucję w Polsce, k tó rą rew olucjonizow ała niedola w całym świecie k ap italisty cznym , owo p rzy ­ słow iow e dzielenie zapałki na części, odżyw ianie się razow ym chlebem i kaszą bez okrasy, chodzenie w p o d arty ch łach m anach i boso, u d erza­ jąco w ysoka śm iertelność chłopskich i robotniczych dzieci, analfabety zm i ciem ności egipskie po w siach z n astan iem m ro k u wobec niem ożności naby cia n a fty — to w szystko nie docierało do ’’św iatły ch ” um ysłów e lity rządzącej i jej a p a ra tu przym usu.

Nie są to au ten ty czn e słow a Śm iarow skiego, ale jego m yśli w ypow ia­ dane n iejed n o k ro tn ie zarów no na fo ru m sądow ym ja k i w Lidze O brony P ra w Człowieka i O byw atela.

Ś m iarow ski oraz inni p raw n icy tw ierd zili nieraz, że kodeks k a rn y nie m oże być jed y n y m źródłem w iedzy praw niczej, że m u si być p o p a rty g ru n to w n ą znajom ością w aru n kó w społecznych w szystkich w a rstw n aro ­ du, a spraw iedliw ość nie może być kierow ana i uzależniona od zm ienia­ jący ch się jed n o stek — d y ry g en tó w naw y państw ow ej. Nie now a to kon­ cepcja, z k tórej zdaw ali sobie spraw ę obrońcy, zwłaszcza polityczni. N ie­ w iele jed n ak k rajó w w ciela ją w życie. N ie odpow iadała m u ro la ad m i­ n istra to ra na fo telu w icem inistra, porzucił ją, ab y ko n ty n uow ać zawód obrończy, ab y nieść pomoc słabym wobec potęgi państw a.

„A k t spraw iedliw ości — ja k pow iedział w procesie posłów u k ra iń ­ skich — to n ajsiln iejsze ogniwo tego łańcucha, k tó ry w iąże i skuw a. K rz y w d a w ykopuje przepaść, łaska rozgorycza i oddala, spraw iedliw ość ro z b ra ja i jed n a .”

Cytaty

Powiązane dokumenty

Promocję oficerską otrzymał 15 sierpnia 1930 roku w Szkole Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej i jako podporucznik przydział do 67 Pułku Piechoty w

Serdecznie zapraszam Pana - jako jedną z osób odznaczanych Krzyżem Armii Krajowej, Krzyżem Oświęcimskim oraz Medalem "Za Udział w W ojnie Obronnej 1939"

Liczne kontrole prowadzone przez wyższych przełożonych działalnoś ć wydziału kierowanego przez ppłk Gronowicza oceniały zawsze dobrze i bardzo dobrze, dowodem

te same pytania |ak wtffl, P* złażeniu przysięgi 1 ukeńczeniu sakeły podsfi- cerokiej ii Radsmlu przydzielone Mnie Ae SwteAzielnege Dywizjonu Artylerii 4 PP w

o kombatantach oraz niektórych osobach będących ofiarami represji wojennych i okresu powojennego / tekst jednolity

W samym zaś Stowarzyszeniu, przed objęciem funkcji przewodniczącego, zajmował się współpracą z duchowieństwem, od 1976 roku przez pięć lat redagował tygodniowy

Zastanowić jednak musi to, że Długosz, który szczegółowo w y ­ licza ufundowane przez Hermana i jego rycerzy kościoły, a także nadania poczynione dla

Wszystko to miało może jakiś wpływ na jego postanowienie, by specjalizować się w historii myśli hiszpań- skiej i latynoamerykańskiej, na pewno jednak nie podyktowała go